Wydarzenia


Ekipa forum
Taras
AutorWiadomość
Taras [odnośnik]13.09.15 18:58
First topic message reminder :

Taras

★★
Jest za gorąco, żeby siedzieć w środku i masz ochotę wyjść na zewnątrz? Oczywiście! Sprzedawca wyprowadza cię na taras zadaszony plątaniną zielonych, okwieconych bluszczy, wskazuje ci gustowne krzesło i prosi o chwilę cierpliwości. Zapach herbaty i słodkich deserów czuć nawet tutaj. Wycisz się i posłuchaj śpiewu ptaków. Możesz również zamówić mrożoną herbatę z kostkami lodu i plasterkiem cytryny. Lub tego, na co tylko masz ochotę.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Taras - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Taras [odnośnik]30.09.15 13:03
W ich świecie nie wszystko było łatwe. Stare rody bardzo dbały o to, żeby ich dzieci poślubiały osoby o odpowiednim pochodzeniu, starannie zaaprobowane przez rodzinę. Weasleyowie i tak należeli do tych najbardziej tolerancyjnych rodów, ale mimo to zależało im na przetrwaniu, więc nie mogli pozwolić sobie na całkowite rozluźnienie obyczajów. Z drugiej strony, gdyby Lyra postanowiła poślubić kogoś nieczystej krwi, pewnie nie zostałaby wyklęta, ale straciłaby poważanie pozostałej części szlachetnych rodzin. To z kolei bardzo utrudniłoby jej realizowanie artystycznej pasji, bo straciłaby klientów z bogatych rodów, a to od nich zależało w głównej mierze, czy Lyra osiągnie sukces, czy też nie. Dlatego też, mimo że była osobą tolerancyjną, zdawała sobie sprawę, że w tej kwestii nie może się buntować. Żyli w takim świecie i nic na to nie poradzą.
- Tak... Mam osiemnaście lat. To znaczy, skończę za miesiąc – powiedziała.
Kiedy jednak nie była przemieniona, tak jak teraz, to rzeczywiście wyglądała nawet na młodszą, głównie przez wyjątkowo niski wzrost, drobną sylwetkę i delikatne rysy. Swojemu bratu ledwie sięgała do ramienia. Może po prostu podała się do matki, która też była niewysoka i drobna. A może, będąc metamorfomagiem, podświadomie zablokowała dalszy wzrost swojego ciała, pragnąc jak najdłużej być dzieckiem.
- Może i powinien, tylko... Nie wiem, czy potrafię – przyznała. – Poza tym... Trudno wyczuć tę granicę, której nie należy przekraczać, żeby nie zniechęcić potencjalnych klientów.
Propozycję towarzyszenia jej przyjęła jednak z entuzjazmem.
- Jeśli nie masz żadnych innych planów, bardzo chętnie – zgodziła się, mając nadzieję, że nikt nie uzna tego za niestosowne.
Całkiem możliwe, że jeszcze po prostu nie nadszedł czas, nie nadarzyła się odpowiednia okazja, by Lyra mogła się przekonać, czy jest godna miana Gryfonki. W dotychczasowym życiu nie miała raczej okazji do wykazywania się odwagą, ponieważ szczęśliwie omijały ją wszelkie zawirowania i wiodła bezpieczny żywot zwyczajnej nastolatki. Przynajmniej - tak myślała, bo w końcu nie pamiętała wydarzeń sprzed paru tygodni.
- Właściwie chętnie zobaczyłabym też inne kraje – przyznała. – Masz jakieś inne ulubione zakątki, do których chętnie byś wrócił? Którą podróż najlepiej wspominasz?
Na świecie było dużo interesujących krajów. O niektórych tylko słyszała, ale były i takie, o których nie miała zielonego pojęcia. W końcu miała za sobą wyłącznie edukację magiczną, a tam nie uczono tego typu rzeczy. Trochę szkoda; przez to czarodzieje mieli bardzo niewielką wiedzę o świecie poza najbliższym otoczeniem, nie licząc jakichś pasjonatów, którzy szukali wiedzy na własną rękę.
- Och... Chyba rozumiem, przynajmniej się staram, chociaż nigdy nie doświadczyłam tego... Przynajmniej nie w takim stopniu – powiedziała. Podejrzewała, że Glaucus po prostu był niespokojnym duchem, który nie lubił stać w miejscu i znosić presji i ograniczeń, w pewnym sensie pragnął od nich uciekać, by chronić się przed stłamszeniem. Lyra czasami także miewała takie wrażenia, ale z pewnością nie w tak dużym stopniu, nie czuła się aż tak przytłoczona swoim życiem. Poza biedą i niemożnością spełniania niektórych marzeń i aspiracji, to naprawdę nie miała na co narzekać ani od czego uciekać.
Podniosła do ust swoją szklankę. Nawet nie zauważyła, kiedy wypiła całą herbatę. Na dnie został tylko plasterek cytryny.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Taras - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Taras [odnośnik]01.10.15 14:57
Czasem żałowałem, że nie nazywaliśmy się Weasley. Z pewnością byłoby mi łatwiej, tak samo jak mojej siostrze. Jedynie Neleus najprawdopodobniej by się nie dopasował. Szczególnie, że spotkała go ogromna tragedia życiowa. Starałem się go zrozumieć, w końcu mieliśmy ze sobą bardzo dobre relacje. Poza tym, mi by nie przeszkadzało to, że pozostałe szlacheckie rody mnie nie szanują. Dalej pływałbym po wodach świata, nie musiałbym ich zbyt często widywać. Może powinniśmy się z Lyrą zamienić rodzinami - jej nazywałaby się Travers, a moja Weasley. Prawie wszyscy byliby zadowoleni! Tylko niestety tak się nie da, trochę szkoda. Bo chciałbym pomóc tej początkującej artystce, nawet, jeśli znawca ze mnie żaden. Widziałem przecież, jak inni kupują jej obrazy, jak się sprzedają za granicą - komuś muszą się podobać, a póki jest popyt, trzeba kuć żelazo póki gorące.
- Poczułem się teraz jak stary pryk - zaśmiałem się i upiłem nieco herbaty, która niestety się już kończyła. Podobno wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Dlaczego tylko tak szybko, a nie później? No i dodatkowo zacząłem o sobie myśleć jak o starym dziadku!
Westchnąłem.
- Tak, to prawda, granica jest dosyć cienka. Ale hej, zawsze możesz pobróbować! Na przykład na mnie, służę pomocą - dodałem wesoło. Ogarnąłem włosy i uznałem, że spotkanie z rudzielcem poprawiło mi nieco humor. To akurat było na wagę złota.
- Nie mam, prawdę powiedziawszy sporo osób zdziwi się, że jednak żyję. To może być dla nas dobra reklama - powiedziałem. Kąciki moich ust powędrowały ku górze. Podobno ważne, aby mówili, a wtedy "sława" przyjdzie sama. Mi na tym nie zależy, ale jeśli Lyrze ma pomóc zostać zauważoną, to dlaczego nie?
Kolejne pytania zabiły mi ćwieka, bo nie potrafiłem tak jednoznacznie odpowiedzieć, czy któreś kraje szczególnie lubiłem. Lub czy dana podróż była tą moją ulubioną. Cieszyłem się na każdą jedną.
- Chętnie wróciłbym do Włoch i Grecji. Albo do Argentyny i Indii. Każda podróż ma w sobie coś urokliwego, nie mam swojej ulubionej - stwierdziłem zatem. Zgodnie z prawdą!
- To akurat dobrze, że nie rozumiesz i tego nie doświadczyłaś. Nie polecam - rzuciłem z lekkim rozbawieniem. Następnie zapłaciłem za nasze zamówienie, odporowadziłem Lyrę tam, gdzie chciała i poszedłem w swoją stronę

z/t dla obojga



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Taras - Page 2 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Taras [odnośnik]05.10.15 15:27
/ po grze z Astorią

Samotne życie wcale nie było takie fajne jak Cece podejrzewała. Większość czasu spędzała w domu razem z kotem i sową, próbując napisać kolejne rozdziały swojej nowej powieści. Trochę to smutno brzmi. Chyba była typową starą panną, a raczej wdową. Nie mogła mieć do nikogo pretensji, że jej życie wygląda właśnie tak, bo sama sobie taki los zgotowała. Kto wie co, by teraz robiła gdyby nie zabiła swojego męża i własnego dzieciaka, a to że akurat wtedy miała zespół napięcia przedmiesiączkowego to żadna wymówka! Całe szczęście mało kto o tym incydencie wiedział i wszyscy czarodzieje brali ją za biedną kobietę, która utraciła męża w strasznym wypadku, a do tego poroniła... co za tragedia. Malfoy uwolniła się od niechcianego ukochanego i tego potwora, który rósł w jej brzuchu ale od rodziny uciec nie mogła, a to że teraz znów chcą ją wydać za mąż brała za rodzaj wyzwania. Ciekawe jak długo jej zajmie pozbycie się kolejnego mężczyzny? Jednak nie samą nienawiścią do potencjalnych mężów człowiek żyje! Wbrew pozorom Cece była naprawdę dobrą osobą i od czasu do czasu lubiła nawet komuś pomóc. Chciała trochę ocieplić swój wizerunek przed promocją kolejnej książki dlatego postanowiła przekazać trochę swoich funduszy na cele charytatywne. Miała na tyle dużo złotych monet, że nie musiała sie martwić tym za co będzie jadła przez następny tydzień. Nie znała sie na tych wszystkich dziwnych organizacjach, które można było wspierać więc poprosiła o pomoc młodszą siostrę, by znalazła dla niej coś odpowiedniego i załóżmy, że Astoria umówiła Cece i Rosalie na spotkanie, bo tak będzie prościej iksde Malfoy przyszła trochę wcześniej na, wyznaczone do rozmowy, miejsce i zajęła jeden ze stolików na tarasie, co jakiś czas rozglądając się na boki. W końcu jej wzrok dostrzegł pannę, która mogłaby być tą na którą blondynka czeka, podeszła więc do kobiety z ledwo zauważalnym uśmiechem na twarzy. - Panna Yaxley? - zapytała, by upewnić się, że to odpowiednia osoba - Cece Malfoy - przedstawiła się wyciągając w stronę kobiety swoja bladą dłoń. - Proszę usiąść - powiedziała wskazując dziewczynie miejsce przy stoliku, przy którym przed chwilą siedziała.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]05.10.15 20:12
Niedawno dostałam dziwną wiadomość od pani Astorii Malfoy w sprawie spotkania wraz z jej siostrą. Kobieta mniej więcej naświetliła mi sprawę, więc zgodziłam się, bo czemu by nie. Jeżeli był ktoś zainteresowany pomocą tym postacią, a raczej zwierzętom, które ostatnio są tak strasznie pomijane i zapominane, to dlaczego nie skorzystać? Idąc na spotkanie, starałam sobie poukładać w głowie, co o tej kobiecie wiedziałam, a wiedziałam dosyć sporo. Swego czasu gazety strasznie się na jej temat rozpisywały w związku ze śmiercią jej męża i poronieniem. Było mi jej wtedy naprawdę żal. Nie wiem czy dałabym sobie radę poradzić tak wielkim bólem i stratą, gdyby mojego ukochanego mężczyznę ktoś zabił, a ja w tego konsekwencji dodatkowo straciłabym dziecko. Co jeszcze, z tego co było mi wiadomo, pani Malfoy była pisarką, nigdy nie miałam okazji przeczytać żadnej z jej książek, jednakże może po tym spotkaniu się to zmieni?
Przyszłam na miejsce umówionego spotkania. Długo nie musiałam czekać, kobieta sama do mnie podeszła pytając, czy to ja, przedstawiając się i zachęcając do spoczęcia. Wyglądała na około trzydziestoletnią osobę, miała blond włosy, strasznie bladą cerę, ale to chyba było normalne u Malfoy’ów. Molfoy’owie był jednym z nielicznych rodów, z którymi mieliśmy stosunki neutralne. Otwarte pole do zacieśniania więzi, ale i ich zrywania. Uśmiechnęłam się uprzejmie do kobiety ściskając jej dłoń.
Bardzo mi miło, pani Malfoy – przywitałam ją i zasiadłam przed stolikiem.
Chwilę później podszedł do nas kelner, zamówiłam sobie herbatę z lodem, było bowiem zdecydowanie za gorąco na ciepły napój. Dopiero, kiedy pracownik Imbryka sobie poszedł, zwróciłam się do kobiety.
Dostałam wiadomość od pani Astorii Malfoy – dodałam nazwisko, ponieważ nie byłyśmy z nią na ty – że chciałaby się pani zemną spotkać.
Zaczęłam dosyć niewinnie. Niby wiem, ale w sumie to wcale tak dużo nie wiem i liczyłam na to, że kobieta wyjaśni mi, o co jej dokładnie chodzi. Jednorazowy datek, stała współpraca, czy może za pomoc jednorożcom, chciała coś dodatkowo uzyskać? Ciekawiły mnie jej zamiary, dlatego zamieniłam się w słuch.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Taras - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Taras [odnośnik]06.10.15 11:57
Cece była naprawdę zdumiona, że jej rodzina jeszcze nie obróciła całego świata czarodziejów przeciwko sobie. Zawsze jej się zdawało, że inni ich nie lubią, byli naprawdę dziwnym rodem. Co, by powiedzieli ludzie gdyby usłyszeli o tym co się w ich domu wyprawia? Jakby sie dowiedzieli o tym co jej brat zrobił ich mamusi to chyba, by im włosy z głów powypadały, przy nim przewinienia Cece wydawały sie być błahostką, a przynajmniej tak sobie blondynka to wszystko tłumaczyła. Pewnie każdy czarodziejski ród miał swoje tajemnice pochowane w ciemnych otchłaniach, o których nikt nie wspominał i członkowie rodziny musieli pilnować, by sekrety nie ujrzały światła dziennego. Malfoyowie mieli ich naprawdę sporo, praktycznie każdy z ich rodziny zrobił coś za co będzie się smażyć w piekle. Jaka szkoda, że nikt się tym nigdy nie przejmował, może pociąg do robienia złych rzeczy mięli we krwi? Nigdy nic nie wiadomo. - Mi również - powiedziała starając się nie zabrzmieć ozięble, była już tak przyzwyczajona do swojego chłodnego tonu głosu, że zazwyczaj brała go za normalny. - Tak, poprosiłam moją siostrę, by umówiła nas na spotkanie. Nie miałam ostatnio zbyt wiele czasu na szukanie odpowiedniej organizacji. - co prawda miała całkiem sporo czasu ale nigdy się nie angażowała w nic charytatywnego więc po prostu się na tym nie znała, a nie chciała dać pieniędzy na byle co. - Proszę mi mówić po imieniu, pani Malfoy to była moja matka, a całe szczęście nią nie jestem. - może to było bardziej oddalone od prawdy niż Cece, by przypuszczała. Nawet jej najmłodsza siostra uważała ją za kobietę bardzo podobną do swojej rodzicielki. Przez tyle lat blondynka starała się być przeciwieństwem swojej mamy, a jednak przykre doświadczenia z jej życia sprawiły, że była bardzo blisko stania się jej żywą kopią. - Chciałabym wesprzeć organizację dla, której pani pracuje. Jednorożce to piękne stworzenia, bardzo unikatowe i trzeba to chronić. Nie można dopuścić, by w tych czasach tak czyste zwierzęta były zaniedbywane. - powiedziała z powagą wpatrując sie w swoją towarzyszkę. Cece starała sie rozgryźć siedzącą naprzeciw kobietę, była taka młoda, pewnie nie poznała jeszcze trudów prawdziwego życia, a nawet jeśli to może akurat jej się poszczęściło. - Nie daję jednak niczego w ciemno. Muszę się czegoś dowiedzieć o pani i o pani organizacji. - mruknęła stanowczo i poprawiła swoje blond loki, które czasem doprowadzały ją do szaleństwa. Tatuś ją nauczył, żeby zawsze sprawdzać komu się płaci, nigdy nie wiadomo jak twoje pieniądze mogą być wykorzystane. Wszystkiego trzeba się najpierw dowiedzieć.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]07.10.15 19:19
Zarumieniłam się, gdy poprosiła mnie, abym mówiła do niej po imieniu. Było to dla mnie co najmniej dziwne, ale skoro tak wolała, to mi pozostało to tylko uszanować. Wysłuchałam jej uważnie, tak jak jej siostra wspomniała, chciała wesprzeć jednorożce, o które ostatnio tak mocno walczyłam. Po wojnie, zastałam je w fatalnym stanie i prawdopodobnie gdyby nie rezerwat Parkinsonów oraz nasze starania w Ministerstwie, już dawno skazane zostałyby na straty.
– Tak, to oczywiste. Trzeba się najpierw dowiedzieć, z czym ma się do czynienia – przytaknęłam.
Niby kobieta miała rację, aczkolwiek słysząc, że nie daje niczego w ciemno, trochę mnie to zabolało. Wydaje mi się, że moja i innych panien praca jest raczej dosyć głośna, przynajmniej staramy się, aby taka była. Może Cece naprawdę nie miała o nas pojęcia?
Ściśle pracuje wraz z rezerwatem dla jednorożców, który prowadzi rodzina Parkinsonów. Razem z Beatrice Nott staramy się zwrócić uwagę Ministerstwa Magii na brak dostatecznych terenów, dla tych zwierząt. Przez wojnę ich terytoria zostały bardzo mocno naruszone – mówiłam, robiąc krótką przerwę, na upicie łyka herbaty. – Trzeba nie dość że odzyskać te tereny, to jeszcze chronić je przed mugolami. Niby nie wierzą w takie magiczne zwierzęta, ale znajdują się tacy szaleńcy, którzy je tropią. Trzeba wtedy ich wyłapywać, że tak powiem, czyścić pamięć. To skomplikowana sprawa. W rezerwacie dbamy o te zwierzęta, które nie mają się gdzie podziać, państwo Parkinson starają się je także rozmnożyć.
Nie wiedziałam, co mogę jeszcze dodać na ten temat. Rezerwat Parkinsonów był bardzo sławny, wydaje mi się, że powinna o nim wiedzieć, tym bardziej, że ich cała rodzina z tego słynęła.
Niedługo odbędzie się festiwal lata, będziemy organizować atrakcję, podczas której będzie można podejść, poznać się bliżej z jednorożcami. Panienki będą mogły je dosiąść, poczesać grzywy – dodałam jeszcze.
Byłam bardzo podekscytowana tym wydarzeniem. Nie tylko ze względu na różnorakie atrakcje, plecenie i puszczanie wianków, zbieranie jagód, ale też dlatego, że dzięki temu, będzie można zwrócić uwagę na jednorożce większej liczbie osób. A ja miałam zamiar to wykorzystać.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Taras - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Taras [odnośnik]10.10.15 19:47
przepraszam Cię bardzo, że dopiero teraz odpisuje, trochę życia miałam ;c

Malfoy nie uszło uwadze to, że jej rozmówczyni trochę się zarumieniła. Nie chciała jej jakoś onieśmielić, uważała że mówienie jej po imieniu po prostu odciągnie od niej widmo jej zmarłej matki. Tak bardzo nienawidziła tej kobiety, że z chęcią wymazałaby sobie wszystkie wspomnienia związane z dzieciństwem. Zazdrościła wszystkim tym, którzy wychowali się w normalnych, kochających domach. U Malfoyów zawsze było tak chłodno. Teraz już wiadomo dlaczego większość z ich rodziny miała ten przeklęty kolor włosów, chłodny odcień blondu? To ma sens. - Cieszę się, że Pani się ze mną zgadza. - odpowiedziała posyłając kobiecie trochę przyjaznego uśmiechu. Blondynka chciała się dowiedzieć wszystkiego, nigdy nie zwracała uwagi na działalności charytatywne, raczej pomoc innym jej nie interesowała. Pewnie gdyby nie fakt, że ocieplenie wizerunku jej się bardzo przyda przy promocji książki, to dalej nie zaprzątałaby sobie tym głowy. No ale o tym nikt wiedzieć nie musi. - Słyszałam o rezerwacie Parkinsonów, wszyscy mówią o nim w samych superlatywach. - powiedziała krótko wysłuchując do końca tego co Yaxley ma jej do powiedzenia. Cała ta organizacja brzmiała dość sensownie więc Cece nie musiała się martwić o to, że jej pieniądze mogą być jakoś źle wykorzystane. - Festiwal lata? Brzmi ciekawie. Wybiorę się pogłaskać jednorożce. - to zawsze jakaśs rozrywka, a ostatnio Malfoy nie mogła narzekać na jej nadmiar więc trzeba było sobie szukać każdej opcji. - Niech mi Pani jeszcze powie ile pieniędzy Wam potrzeba. - całej akcji pewnie im nie sfinansuje, bo aż taką bogaczką to nie jest. Chciała się z czystej ciekawości dowiedzieć ile potrzeba galeonów żeby uratować te piękne stworzenia, przynajmniej w jakimś procencie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]10.10.15 20:23
Pokręciłam głową słysząc o głaskaniu jednorożców. Były to bardzo skomplikowane stworzenia, które nie dawały się udobruchać byle komu. Przede wszystkim trzeba być osobą czystą, taką, która jeszcze nigdy nie miała poważnego związku z mężczyzną, lub dzieckiem, ale z nimi to inna historia.
To skomplikowane – stwierdziłam. – Jednorożce przebywają tylko z pannami, które… nie straciły jeszcze swojej czystości oraz z dziećmi. Jedynie młode jednorożce, które są jeszcze ciekawe świata, pozwalają, aby dotknęli je chłopcy, lub dorosłe kobiety.
Miałam nadzieję, że nie uraziłam kobiety, chciałam, aby zabrzmiało to jak najbardziej uprzejmie. Aczkolwiek, miałam wrażenie, że w tym momencie wykazała się ogromną ignorancją. Chciała pomóc zwierzętom, o których nie miała pojęcia. No ale cóż, wolałabym by co nieco o nich wiedziała, ale to nie była moja sprawa. Liczyło się tylko to, czy nam pomoże.
Nie mamy określonej kwoty – zaprotestowałam szybko. – Przyjmiemy tyle ile zechce nam Pani.. Znaczy… przepraszam. Tyle ile zechcesz nam podarować.
Głupio mi się zrobiło, gdy powiedziała tak o kwocie. Byłam dobrym człowiekiem, a raczej dobrze wychowaną Panną i byłoby to niegrzeczne, ciągnąć tak od kogoś tyle pieniędzy, bo tak. Nie wyglądałoby to dobrze w towarzystwie, ani nie poprawiło stanowiska rezerwatu. A ja chciałam dbać o jedno i drugie. Ciekawa byłam, czy miłość do zwierząt w mojej rodzinie, to jakaś genetycznie przekazywana cecha? Czy gdybym się nie bała, czy raczej, bardziej lubiła przebywać w towarzystwie trolli mojego ojca, to zajmowałabym się nimi, a nie jednorożcami? Z drugiej strony, jednorożce bardziej do mnie pasowały. Bałam się jednak dnia, w którym przestaną mi tak ufać.
Widziałaś kiedyś na żywo jednorożca? Są piękne, ich biała grzywa i róg, stanowią bardzo cenne materiały do wytwarzania różdżek. Nie wyobrażam sobie, jak można je pozbawić rogu. Jeśli nigdy nie widziałaś, to może rzeczywiście, przyjdź do nas do zagrodowy. Znajdziemy małego, ufnego jednorożca, na pewno pozwoli się dotknąć, chociaż na chwilę – zapewniłam.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Taras - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Taras [odnośnik]30.11.15 20:42
Mój najdroższy mąż uświadomił mi niedawno, że najwyraźniej zapomniałam o swoich obowiązkach jako matki, skoro poddałam się tak prędko po zerwaniu zaręczyn mego najmłodszego. Ależ co też on mi naopowiadał, nie szczędził słów, chociaż przeważnie to j a mówię, a on tylko mruczy niezadowolony. Jakby się on sam od trzech lat upominał co miesiąc o to, bym szukała innej dla mego ukochanego Ignatiusa, to może i bym poczuła, że i jego inetersuje coś mój syn. Ale nie pytał wcale, ja zaś szukałam, szukałam, szukałam - aż znalazłam. Niech nie interesuje nikogo, dlaczego tak przejmuję się wydaniem mego syna młodszego, o starszym zdaję się właściwie zapominać. To już moja własna i osobista sprawa, chociaż kto mądry, to już wie, że to kwestia mojej wielkiej miłości do najmłodszego - który jest w y j ą t k o w y. I zasługuje na wyjątkowe traktowanie.
Odnalazłam idealną kandydatkę dla syna, a mój mąż najdroższy zgodził się, że to bardzo dobry wybór. Debatowaliśmy nad rolą jaką powinna spełnić w życiu Ignatiusa kobieta, w gruncie rzeczy zgadzając się w większości spraw, jakkolwiek jedynie Merlin mi świadkiem, jak długo musiałam tłumaczyć Danielowi, że nie, nie ma mowy o kolejnej podobnej do Elisabeth Flawley. Ta dziewczyna zawiodła me oczekiwania, dziś mogłam już cieszyć się z wnuków, a zamiast tego gonię w rozmowach o ślubie mego najdroższego Ignatiusa.
Na spotkanie z mym synkiem wybrałam nowomodną kawiarnię w samym centrum Pokątnej.
- Mon cheri! - zawołałam widząc go wchodzącego do kawiarni, więc nawet jeżeli wynajęłam cały taras tylko dla mnie i mych gości, to wszyscy zgromadzeni we wnętrzu musieli dowiedzieć sie któż taki utrudnił im dzisiejsze kawy. Z głową na oparciu wysokiego krzesła wiklinowego, które kazałam sobie wystawić na zewnątrz, obserwuję mego syna, który unikając wzroku innych klientów, już zmierza na taras do mnie. Wyciągam dłoń, by mnie w nią ucałował, a kiedy to robi, po policzkach wymalowanych różem, spływa mi jedna łza niezwykłego wzruszenia. - Mój najdroższy synu, wyglądasz bardzo przystojnie, tak się cieszę, że cię widzę - wzdycham, a moja francuska paplanina musiała go nieco przestawić na myślenie w moim trybie, które jak mniemam łapie w mig, gdyż jest najmądrzejszym chłopcem. Unoszę dłoń i pokazuję mu teatralnym gestem taras, jak gdybym występowała na scenie - Jak podoba ci się kawiarnia? To najmodniejsze miejsce w Londynie, tak słyszałam - chichoczę i zakrywam usteczka czerwoną szminką równo pomalowane. - Słyszałam również, że była tu ostatnio głośna kłótnia, aż w Czarownicy o tym pisali! - świergoczę po francusku, a oczy świecą mi z radości na widok syna najdroższego. - Czy to nie ekscytujące, mon cheri? - i przynoszą do stolika własnie piękną zastawę herbaty, która ma status najdroższej, czy po prostu najdziwniejszej. - Och, och, jak się czujesz przed spotkaniem z panną Black? Mam nadzieję, że nie będziemy długo czekali, bo ciasteczka wyglądają smakowicie - zakładam dłonie na jednym z podłokietników i wpatruję się w syna, który usiadł u mego boku.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Taras - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Taras [odnośnik]01.12.15 17:37
Ach więc dzisiaj miało być te spotkanie. Nie codziennie się chodziło na takie. To była rzadkość więc dziewczyna trochę się denerwowała tym. A co jeśli jakoś nie tak się zachowa? Jednakże odgoniła te myśli z daleka od siebie. Była przecież dobrą partią i nie miało to nic do rzeczy. Ubrała się w przewiewną sukienkę, ponieważ dzień od samego dnia był duszny. Lubiła kiedy tak właśnie było. Lubiła deszcz, ale słońce też było w porządku. Zawsze zdążała niemal na czas więc na pewno nie było mowy by długo na nią czekano. Nie mogłaby do tego dopuścić! Nie miała zielonego pojęcia dlaczego własnie w tym miejscu było ustalone spotkanie, ale jej się spodobało. Mogła w tym miejscu podziwiać swobodnie przyrodę. Ah ta zieleń! Ostatnio bardzo podziwiała przyrodę, nawet przed spotkaniem z Elizabeth! Uśmiechnęła się do siebie z wysiłkiem. Przegryzła delikatnie wargę i na chwilę przymknęła oczy. Szybko je otworzyła i ruszyła do stolika w którym siedziała kobieta z mężczyzną. Od razu nabrała pewności siebie. Odchrząknęła.
- Dzień dobry- przywitała się i uśmiechnęła. Chciała wypaść jak najlepiej przecież! - jam mija państwu dzień?
Gość
Anonymous
Gość
1: Taras. [odnośnik]01.12.15 18:07
Kiedy wchodzę do Czerwonego Imbryka, nadal przenika mnie przejmujący chłód. Jestem niezdrowo blady i pomimo najlepszych szat i długich przygotowań poczynionych przez Artura, wyglądam upiornie. Nerwowo poprawiam spinki do mankietów z czarnych pereł i łańcuszek od fluorytu. Wszystko mnie uwiera i przeszkadza, ubrania wydają się za wielkie, czuję się tak, jakbym tonął w tych wszystkich warstwach. W wewnętrznej kieszeni marynarki znajduje się pudełko z naszyjnikiem, który wykonałem kilka dni później po zakończeniu Festiwalu Lata. Odłamek spadającej gwiazdy kupiłem na jarmarku z myślą o pamiątce swojego wystąpienia. Ostatecznie jednak oprawiłem go w srebrne okucia. O wiele lepiej prezentował się w tej subtelnej, oszlifowanej formie, niż jako kanciasta bryła, która służyła mi jako przycisk do papieru przez pierwsze dwa dni. Oczywiście nie jest to kosztowny klejnot, uparłem się jednak i wreszcie postawiłem na swoim. Chciałem podarować pannie Black przedmiot najmniej oczywisty. Zakładałem, że rodzina obsypywała ją szafirami, szmaragdami, rubinami jak i opalami. Nie próbowałem imponować, a wyłącznie podkreślić, że staram się, by te zaaranżowane zaręczyny nie były powodem do negatywnych relacji. Pytaniem pozostawało, czy kobieta doceni upominek. Rodzina próbowała przeforsować świąteczny bursztyn, podobno tradycja nakazuje wręczenie go narzeczonej. W naszej rodzinie wszyscy zaopatrzeni byli w kamień, z zatopioną gałązką paproci. Od założenia sygnetu nie mogłem się uchronić, masywny pierścień spoczywał na środkowym palcu prawej dłoni.
 
Ociężałym krokiem podążam za kelnerką, która prowadzi mnie wprost na taras. Nie tylko ja postanowiłem łamać przyjęte zasady. Matka zbuntowała się i wbrew prośbą i staraniom Prewettów wybrała Czerwony Imbryk na miejsce spotkania. Podobno po raz pierwszy od wieków odrzucono bogato zdobione salony w Weymouth na rzecz restauracji na Pokątnej. Na dębowych drzwiach powieszono zdobną tabliczkę z napisem rezerwacja. Dopóki kobieta z kawiarni nie otworzyła ich szerzej przede mną, nie wierzyłem, że zobaczę za nimi Élisabeth. Obsługa zostawiła tylko jeden stolik, który ustawiono centralnie. Taras zadaszony plątaniną bluszczy dodatkowo przyozdobiono różami w kilku kolorach. Niebieskie i czarne zmieszano z pomarańczowymi i beżowymi, próbując zaakcentować barwy naszych rodów. W niskich donicach ku podłodze spływały kompozycje z paproci. Nabierając głośno powietrza zbliżam się do wiklinowego krzesła na którym zasiada moja matka. Na stole stoją już patery obsypane wszelkimi słodyczami z możliwych. Przy suficie wiszą na różnych wysokościach klatki z ptakami, których cichy śpiew niesie się po galerii. Drzwi nie zamykają się za mną z trzaskiem, wszyscy goście w środku kierują w naszą stronę zaciekawione spojrzenia. Nawet dzisiaj nikt nie zrezygnuje z teatru.
 
Élisabeth wcale się nie zmienia. W ten sam sposób co zawsze ułożyła włosy, w których nadal nie widać siwych pasm. Umalowała się w charakterystyczny sposób, podkreślając kształt migdałowych oczu i kontur wydatnych ust. Spowijała ją odważna suknia z modnej koronki. Gdyby nie drobne zmarszczki na szyi, trudno byłoby określić w jakim może być wieku. Chociaż jestem zdenerwowany, całą swoją uwagę skupiam na matce, zdziwiony, że odważyła się opuścić posiadłość, z której nie wychodziła już zanim ojciec zostawił ją na dobre, by zamieszkać w mieszkaniu w Londynie. Była czarująca ze swoim dziecinnym uśmiechem, finezyjnie podała mi dłoń do ucałowania, ozdobioną wszelakimi pierścionkami. Spodziewałem się, że zastanę również ojca, jednak najwidoczniej spędzenie kilku godzin w towarzystwie własnej żony to dla niego zbyt wiele. W tej samej kieszeni, w której trzymałem pudełko z naszyjnikiem, znajdowały się dwa pergaminy. Przyszły tego samego dnia, wyprowadzając mnie z równowagi. W pierwszym sam Malcolm przypominał mi, że pomimo ustaleń ciągle oficjalnie nie spotkałem się z narzeczoną, w drugim moja mama swoim ozdobnym pismem podała mi datę i godzinę spotkania. Odkładając oba na biurko, przypomniała mi się niedawna rozmowa z Lyrą, w której deklarowałem chęć ucieczki od rodziny i zasad panujących u czystokrwistych. Gdyby nie kłótnia z Hazel i jej ciąża, możliwe, że dzisiaj byłbym gdzie indziej.
 
– Witam mamo – odpowiadam pokornie siadając po jej lewej stronie, gdy ona ociera łzę. – Nie, z naszej dwójki to ty wyglądasz wspaniale – odpowiadam cicho na jej komplement. – Prewettowie nie mieli ci za złe wyboru kawiarni? – Nie chcę sprawić jej przykrości, zastanawiam się tylko, jakich argumentów użyła. Słysząc ekscytację w jej głosie, gdy mówi o kłótni, wiem, że oczekuje, iż zapytam o plotki z tym związane. – Nic nie słyszałem, czy to coś poważnego? – Ta sama kobieta, która prowadziła mnie na miejsce, niesie tacę z ozdobną zastawą. Jeśli podaje herbatę, już niebawem pojawi się panna Black. Zaczynam coraz bardziej się denerwować. – Nie będę ukrywał, że jestem spięty. Drażni mnie fakt, że jeszcze nie poznałem jej imienia. Czy zachowanie tak wielkiej tajemnicy jest konieczne? - Moje pytanie przerywa pojawienie się panny Black. Zupełnie nie wiem jak się zachować.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]02.12.15 1:22
Mój najdroższy syn jak zwykle zaskoczył mnie swoją elegancją, bo chociaż znam go od urodzenia, nigdy nie mogę się nadziwić, jak jest nieprzewidywalny.
- Twój ojciec prawie dostał zawału, kiedy usłyszał, że nie spotkamy się na wyspie - plotkuję i uśmiecham się uspokajająco - Ale wszystko z nim dobrze - po czym wzdycham teatralnie - Czego nie mogę powiedzieć o nestorze. Ale postawiłam sprawę jasno: albo ja wybiorę miejsce, albo sami się tym zajmą. Jak się domyślasz nestorowi nie wypadało się ze mną kłócić, szczególnie, że byliśmy wówczas w towarzystwie. Lady Mary tak wyładniała przez te lata - przeskakuję na temat kuzynki, która ma około piętnastu lat i jest córeczką pewnego dżentelmena, który wyratował mnie przed sporami z nestorem rodu.
- Powiem Ci, że sama nie wiem. Słyszałam jedynie, że rozchodziło się o jakąś romantyczną kłótnię. Najprawdopodobniej któryś z absztyfikantów został wprowadzony w błąd przez niewiastę, może narobił sobie nadziei na niemożliwe i postanowił się sprzeciwić? Że też mężczyźni potrafią być tak szaleni! - zachichotałam wznosząc oczy ku górze, a później położyłam swoją dłoń opiekuńczym gestem na dłoni syna - Obiecaj mi najdroższy synku, że jeżeli kiedyś będziesz wykłócał sie o kobietę publicznie, to będzie to tylko w tak modnym miejscu, żeby wszyscy mogli o tobie plotkować przez kolejne dziesięciolecie - zażartowałam, bo dobrze wiem, że mój Ignatius prędzej powiadomiłby mnie listownie, że jednak zrywa zaręczyny i ucieka z ukochaną (cóż, to byłoby bardzo ekscytujące, ale czuję że Daniel nie wytrzymałby tego napięcia; ja z kolei obraziłabym się śmiertelnie, jeżeli mój syn nie miałby ochoty pokazać mi wybranki przed ucieczką), niż pchał się na pierwsze strony Czarownicy. - Nie podpowiadam ci oczywiście tego, bo sam dobrze wiesz, że ja chcę dla ciebie jak najlepiej i stąd zorganizowałam dziś to spotkanie, prawda? - czekam na potwierdzający uśmiech, bym wiedziała, że Igantius nie przekreślił mojej roli jako matki, więc roli swatki.
Zdziwiło mnie, że Daniel nie raczył nawet powiadomić Ignatiusa o imieniu wybranki. Ale mogłam się oczywiście spodziewać tego po moim mężu, wszak znam go nie od wczoraj. Dla niego najważniejsze było, czy Lukrecja może mieć dzieci i jak duże pieniądze wsadzi w małżeństwo. Ja zaś musiałam się wcześniej dowiedzieć, czy jest ł a d n a. I chciałabym żeby nie zanudziła mego ukochanego syna, przecież nie chcę go wsadzić do więzienia! - Nie przejmuj się mój mon cheri
- Lukrecja - odpowiadam rozpromieniona, lecz już nie do syna bezpośrednio, bo zwracając spojrzenie na pannę, która przekroczyła próg tarasu i postanowiła do nas dołączyć. Nie wstaję z wiklinowego siedzenia, zaś mój syn najpewniej to uczynił, bo wychowałam go na dżentelmena. Ja zaś nie mogę wstać, bo układałam koronki na sukni całe piętnaście minut które czekałam swych gości.
- Jak miło mi, że przyjęłaś zaproszenie. Razem z mym synem, Ignatiusem nie mogliśmy się ciebie doczekać. Jesteś piękniejsza niż przypuszczaliśmy - spoglądam porozumiewawczo w twarz syna, by potwierdził, że piękna. - Ależ siadaj, kochaniutka. Już zamówiłam dla nas herbatę. Muszę wam się przyznać, że nigdy nie piłam podobnych specyfików. Sam właściciel zapewnił mnie, że są to liście najwyższej klasy, idealne na dzisiejszą okazję. - spoglądam to od jednej buzi do drugiej i zadowolona tym, jak Ignatius i Lukrecja razem ładnie wyglądają, zwracam się do panny Black - Kochaniutka, mam nadzieję, że nie przeszkadza ci francuski? Słyszałam, że mówisz w kilku językach, ponieważ pracujesz. Opowiedz nam cóż takiego robisz w Ministerstwie?
Że nie możesz siedzieć w domu? Nie pochwalam wprawdzie kobiet pracujących - jakby kobieta nie miała dość innych zajęć, to jeszcze się biorą za inne.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Taras - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Taras [odnośnik]02.12.15 16:56
Kobieta wyglądała zupełnie inaczej niż dziewczyna się spodziewała. Wydawała się całkiem sprawnie fizycznie i aż tryskała energią. Czy ona sama za kilkanaście lat będzie tak wyglądać? Wątpiła. Czasy się zmieniały. Miała tylko nadzieję, że nie będzie taka jak we własnych myślach. Nie wytrzymałaby. Widać było, że kobieta dbała o siebie. Była wyjątkowym wzorem do naśladowania z pewnością. Ona nie narzekała na własną matkę, kochała ją i spędzała z nią tyle czasu ile potrafiła, a to jej zdaniem było najważniejsze. Uśmiechnęła się do Ignatiusa, który wstał. Cóż, musiała przyznać że zachował się jak prawdziwy dżentelmen. To było naprawdę miłe z jego strony. Był naprawdę przystojny. No i jeszcze ten ubiór! Nie jedna osoba wyglądałaby w tym ubraniu jak pajac, ale on? Niezwykłe. Spróbowała z jego wyrazu twarzy wyczytać co w danym momencie myśli, co sądzi o tym całym spotkaniu, ale niestety nie potrafiła tego rozgryźć. Będzie musiała się nauczyć jeśli ma zostać jego żoną. Żona, jak to dziwnie brzmi. Też coś. Spojrzała na Panią Prewett i zauważyła, że dziwnie na nią spogląda i poczuła się trochę nieswojo. Jakby ją oceniała naprawdę szczegółowo.
- Ależ ja również nie mogłam się doczekać spotkania. - przyznała szczerze, ale kiedy usłyszała, że jest piękna jej policzki lekko się zarumieniły. Nigdy nie patrzyła na siebie w ten sposób. Nie przejmowała się swoim wyglądem. nie to, że nie zwracała uwagi na swój wygląd bo to robiła. Ubierała się zawsze schludnie i starała się zawsze wyglądać przyzwoicie, ale nigdy nie słyszała komentarza na temat jej osoby od kogoś innego, a przynajmniej nie kobiety. - dziękuję- powiedziała i usiadła. Zaczęła uważnie słuchać kobiety. - Je ne me dérange pas.- powiedziała uśmiechając się lekko. Francuski jej zdaniem to bardzo piękny język, który warto było się uczyć. A z resztą, dość szybko pojęła go. A co takiego robiła? Uh, nie lubiła zbytnio rozmawiać o interesach, ale jak mus to mus.
- Tak, pracuję w departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Dość często podróżuję. Rozumie pani, nie dam rady nic zrobić będąc na miejscu. Czasami zajmuję się rozwiązywaniem sporów powstałych na gruncie różnic systemów prawnych różnych krajów, a czasami utrzymuję pokój pomiędzy państwami, ale i też pomiędzy światem czarodziei i mugoli. Bardzo wyjątkowa praca, ale nie będę zanudzać, bo nie po to się zebraliśmy, prawda? - powiedziała nieco zdenerwowana. Naprawdę nie chciała się czuć jak na przesłuchaniu, ale miała takie wrażenie. Czy to było ważne co takiego robi? Zawsze miała czas na dom, rodzinę, bliskich. Nie była taka zła za jaką ją miano. Przełknęła głośno ślinę i popatrzyła na Ignnatiusa. Po chwili napiła się herbaty, którą przyniesiono.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]20.01.16 17:32
To nie tak.
To naprawdę nie tak.
Śledzenie ludzi miał we krwi - albo przynajmniej takie towarzyszyło mu przekonanie, kiedy wodził wzrokiem po różnych sylwetkach, rozpoznając i zapamiętując twarze, by następnie podążać ich skrywanym w tłumie tropem. A poruszać się umiał naprawdę bezszelestnie, pojawiać znikąd i zaskakiwać, szokując nie tylko wrogów ale i samych sojuszników. Tym razem jednak nikogo nie śledził; próbował to sobie wmówić, mimowolnie czując naprężenie mięśni w nogach, które wiodły go jednomyślnie za wypatrzoną wśród reszty przechodniów sylwetką. Teraz stali się jedynie tłem, rozmytym wokół kaskad jasnych włosów, należących do t e j osoby, niewątpliwie, na pewno, bez zastanowienia określonej wraz z przywoływaną przed oczami historią. Gdyby miał powiedzieć na głos, o co naprawdę chodziło - pewnie cierpiałby na suchość gardła, połączoną z językiem zdającym się niemal wiązać w supeł. Ale nie o to chodziło; nie, nie należał do jakiś nieśmiałych, strwożonych dzieciaków, których wypowiedzi stanowiły wyłącznie formacje pojedynczych liter. Chciał porozmawiać. Chciał po prostu p o r o z m a w i a ć i... Tym samym, w pewnym sensie zaspokoić swoją ciekawość. Nie był przecież arystokratą, którego ogarniała wszechobecna sztywnica.
Nienachalnie i z dozą ostrożności, szedł wyznaczanym przez młodą damę tropem. Cóż, jeśli skieruje się do jakiejś drogiej restauracji, pewnie wyprowadzą go za fraki i cały plan pójdzie sobie kopnąć w kalendarz. Los jednak się do niego uśmiechnął - i sam skwitował to wydarzenie własnym, lekkim uniesieniem kącików ust. Herbaciarnia. Niech będzie, to odpowiada mu w zupełności. Po przekroczeniu progu, uderzyła w niego od razu cała burza zapachów: słodkich, owocowych, mieszających się z powietrzem w niezwykle przyjemną kompozycję. Co jak co, ale uwielbiał takie rzeczy. Herbata z cytryną brzmiałaby kusząco... No, zapewne w porównaniu do repertuaru dość prymitywnie, ale cytryna być musiała, to akurat było stawianym przez niego ultimatum. Początkowo skryty gdzieś pośród innych klientów, zdołał jednak ją zauważyć. Uciekasz? Na zewnątrz, na taras? Tak dobrze to nie ma. I nie będzie. Nadal pewny swoich czynów i powstających planów, ruszył zdecydowanym krokiem przed siebie. I wtedy, mogli wreszcie o f i c j a l n i e się spotkać. Siedziała sama - czy wszystko nie układa się pięknie?
- Czy... - No ten no, NO POWIEDZ WRESZCIE O CO CHODZI. Na próżno próbował opanować plątaninę myśli, które wiły się po jego głowie w nieokiełznanych szlakach. Czekał jednak, aż się odwróci, by wówczas dodać: - ...jest tutaj wolne? - dokończył wreszcie, kwitując całą wypowiedź. Na litość Merlina, najgorzej było zacząć. Potem wszystko pójdzie z górki.
O ile właśnie go nie wyrzuci.
Spojrzał na nią badawczo. Nie-e, nawet o tym nie myśl.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Taras [odnośnik]21.01.16 19:23
Gdyby tylko chciała, mogłaby zniknąć. Opuścić spojrzenie przykuwających uwagę błękitnych tęczówek, ukryć jasne włosy pod zdobionym kapturem jesiennej peleryny i po prostu wtopić się w tłum. Filigranowa wręcz sylwetka pozwoliłaby jej przemykać się pomiędzy spacerującymi Pokątną ludźmi, prawie niczym rasowej kocicy, zwinnie lawirującej między przeszkodami. Po prostu zniknąć. Chyba potrafi zrozumieć, dlaczego jej droga kuzynka tak często znika w ciemnych uliczkach Nokturnu, gdzie skryta pod ciemnym płaszczem może na moment zapomnieć o swoim nazwisku i wszystkich obowiązkach, które spoczywają na jej ramionach. Zniknąć. Leandra jednak wcale nie stara się ukryć, zupełnie nieświadoma tego, że od dłuższego czasu ktoś uważnie śledzi każdy jej krok. Nawet pomimo niskiego wzrostu i wątłej budowy przykuwa wszystkie spojrzenia - już dawno nauczyła się, że jako dama zawsze powinna wyglądać, jakby właśnie wyszła spod igiełki. Droga, atłasowa i wyszywana złotymi nićmi peleryna skrywała pod sobą kreację jednej z najlepszych magicznych projektantek. Złote włosy wyjątkowo nie zostały upięte w misterną konstrukcję, opadając perfekcyjnymi falami na jej ramiona i okalając młodziutką buzię. Choć pojawiła się tu jedynie po to, by załatwić wszystkie swoje sprawunki, równie dobrze mogłaby udać się na jedno ze spotkań czarodziejskiej śmietanki towarzyskiej.
Z księgarni, w której zaopatrzyła się w książki na temat magii leczniczej (wciąż zawzięcie studiowanej w zaciszu własnych komnat, choć już dawno pożegnała się z marzeniami o karierze uzdrowicielki) kieruje się w stronę apteki, by wykupić przepisane przez uzdrowicieli zioła na jej przypadłość. I choć na istniejącej jedynie w jej głowie liście zadań znajduje się jeszcze kilka podpunktów, postanawia odpocząć przez moment w Czerwonym Imbryku, napić się herbaty i zapoznać z jednym z zakupionych właśnie dzieł. Po niewielkich schodkach wspina się na opustoszały o tej porze taras, zajmuje miejsce przy swym ulubionym stoliku i zaczyna przeglądać nową ofertę właścicieli. Jednak zdawałoby się, że zaledwie po chwili z zadumy wyrwa ją męski głos. Nieśpiesznie unosi wzrok znad obszernej karty herbat, lustrując go spojrzeniem jasnoniebieskich tęczówek. Zaledwie po chwili spojrzenie przenosi na otaczający ich szereg pustych stolików, by wreszcie wykrzywić blade wargi w uprzejmym uśmiechu. Wystudiowanym ruchem składa herbaciane menu i odkłada je równiutko na blat, tuż przed sobą.
- To zależy. Od tego dlaczego pan pyta - odpowiada ciepło, pesząc się przy tym nieznacznie. Choć czasy gdy była zaledwie podlotkiem minęły bezpowrotnie, a ona od wielu już tygodni zaprzestała nazywania się panną Avery, wciąż nie ma pewności, czy rozmowa z obcym mężczyzną w odosobnieniu nie byłaby odebrana jako zbyt osobliwa. A co jeśli jegomość jest mugolem? Odrobinę bawi ją jego niepewność, jasne oczy od razu zauważają dłonie nerwowo wepchnięte w kieszeń, zaciskające się zęby i niewielką żyłkę, pulsującą na jego skroni. Jeszcze przed laty ojciec nauczył ją zwracać uwagę na takie szczegóły, by jedynie drogą obserwacji i dedukcji wybadać grunt, po którym się stąpa. Na same wspomnienia surowej twarzy Juliusa i jeszcze surowszych metod wychowania, sama ma ochotę zmarszczyć brwi. Albo coś rozbić. Najlepiej jedną z porcelanowych filiżanek, równiutko ustawionych w znajdującym się nieopodal kredensie. Tylko takie zachowanie nie przystoi damie.
Leandra Malfoy
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1927-leandra-argentia-malfoy https://www.morsmordre.net/t1985-poczta-leandry#28529 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-wiltshire-dworek-malfoyow https://www.morsmordre.net/t2074-leandra-malfoy-budowa#31187

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Taras
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach