Stoliki w pobliżu wejścia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki w pobliżu wejścia
Stoliki dla gości znajdujące się tuż obok wejścia do pubu, wobec czego łatwiej tutaj o wolne miejsca ze względu na wchodzących, jak i wychodzących czarodziejów; wszak każdy woli napić się w spokoju. Za niezbyt czystej szyby można oglądać mugoli śpieszących przed siebie i całkowicie obojętnych na obecność Dziurawego Kotła. Tylko czasami jeden z nich przystanie zaszokowany, lecz po chwili potrząśnie głową i wróci do swoich spraw.
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
- Możesz też wpaść gdybyś szukała schronienia przed deszczem. Albo nudą. - odpowiedział po chwili, przyglądając jej się. Nie był pewien, czy jej nie odstraszy, starał się nie być zbyt napastliwy, ale bał się, że jeśli zbytnio się wycofa nie będzie też traktowany poważnie. To wszystko było zdecydowanie bardziej skomplikowane, niż mu się z boku wydawało! Może jednak jego brat musiał faktycznie wkładać trochę wysiłku i myślenia w swój tryb życia?
- Dużo starszego?
Rodzeństwa zazwyczaj trzymały się blisko. To była jakaś wyjątkowa relacja, szczególnie w szkole, opiekowali się sobą na wzajem. Ostatecznie nawet Mortimer gdyby miał wskazać jedną osobę, na jaką bardziej mu zależy, byłby to pewnie brat. W jakiś dziwny sposób był do niego przywiązany, choć nie potrafiłby tego przywiązania opisać.
- Może to i lepiej. Nie byłaś pod jego kloszem.
Lionell pewnie nie raz żałował, że nie mógł się uwolnić od Mortimera w szkole. Jedno dormitorium. Tim lubił wtedy straszyć brata. Szczególnie na początku, kiedy nie miał jeszcze oporów, jakie z czasem narzuciło mu szkolne społeczeństwo.
- Czym się zajmujesz? - dopytał po chwili. W końcu nie miał prawa tego wiedzieć. Był ciekaw, czy te podejścia do Sophii Carter cokolwiek faktycznie mu dadzą, ale faktycznie nieźle się przy tym bawił. Nie mógł się doczekać możliwości poznania samego Moody'ego, jeśli ta faktycznie kiedyś nastanie. Wolał... cóż, wolał się na nic nie nastawiać.
Choć samo takie spotkanie bardzo go bawiło. Cała intryga dookoła wszystkiego, co planował. Dopiero teraz zauważał, jak bardzo był do tej pory znudzony, jak bardzo nie miał czym się zająć, czego robił. Że jego głupie akty przemocy wobec zwierząt były swego rodzaju sposobem na nudę?
- Dużo starszego?
Rodzeństwa zazwyczaj trzymały się blisko. To była jakaś wyjątkowa relacja, szczególnie w szkole, opiekowali się sobą na wzajem. Ostatecznie nawet Mortimer gdyby miał wskazać jedną osobę, na jaką bardziej mu zależy, byłby to pewnie brat. W jakiś dziwny sposób był do niego przywiązany, choć nie potrafiłby tego przywiązania opisać.
- Może to i lepiej. Nie byłaś pod jego kloszem.
Lionell pewnie nie raz żałował, że nie mógł się uwolnić od Mortimera w szkole. Jedno dormitorium. Tim lubił wtedy straszyć brata. Szczególnie na początku, kiedy nie miał jeszcze oporów, jakie z czasem narzuciło mu szkolne społeczeństwo.
- Czym się zajmujesz? - dopytał po chwili. W końcu nie miał prawa tego wiedzieć. Był ciekaw, czy te podejścia do Sophii Carter cokolwiek faktycznie mu dadzą, ale faktycznie nieźle się przy tym bawił. Nie mógł się doczekać możliwości poznania samego Moody'ego, jeśli ta faktycznie kiedyś nastanie. Wolał... cóż, wolał się na nic nie nastawiać.
Choć samo takie spotkanie bardzo go bawiło. Cała intryga dookoła wszystkiego, co planował. Dopiero teraz zauważał, jak bardzo był do tej pory znudzony, jak bardzo nie miał czym się zająć, czego robił. Że jego głupie akty przemocy wobec zwierząt były swego rodzaju sposobem na nudę?
Gość
Gość
- Kiedyś na pewno zajrzę – zapewniła go. Kiedy znowu pojawi się na Pokątnej i nie będzie mieć żadnych innych pilnych spraw do załatwienia, to czemu nie? Mogła przyjść. Jej życie towarzyskie i tak w ostatnich miesiącach ucierpiało, czy to przez pracę, czy przez inne nieprzyjemne wydarzenia, które rozegrały się pod koniec ubiegłego roku.
- O siedem lat. Nie jest to jakoś bardzo dużo, ale niestety wystarczająco, by pozbawić nas wspólnego przeżywania pobytu w Hogwarcie – powiedziała ze smutkiem. To było najgorsze, zwłaszcza wtedy, kiedy była małą dziewczynką stawiającą pierwsze kroki w szkolnym życiu, i chociaż uczyło się tam już paru innych jej krewnych, nie było Raidena. Mogli jedynie pisać do siebie listy. Kiedy wyjechał tak daleko, aż za ocean, to listy dochodziły do niego bardzo długo i równie długo musiała czekać na odpowiedź. Gdy była zaledwie nastolatką, bardzo ją to niecierpliwiło i podsycało tęsknotę za bratem. Nic dziwnego, że wyjechała do niego, ledwie skończyła szkołę.
- Jestem aurorem – odpowiedziała lakonicznie, bez wgłębiania się w szczegóły. Zresztą każdy wiedział, przynajmniej pobieżnie, czym zajmowali się aurorzy. Za jej czasów prawie połowa dzieciaków w Hogwarcie chciała być aurorami, ewentualnie uzdrowicielami. Zawód ten był niebezpieczny, ale uchodził za elitarny wśród nie znających życia nastolatków, nie chcących dopuścić do siebie mroczniejszych stron tej pracy i obowiązków, które się z nią wiązały. Później jednak egzaminy i tak weryfikowały ich śmiałe plany. Na kurs dostawało się niewielu, a jeszcze mniejszej ilości młodych czarodziejów udawało się go ukończyć. Sophia należała do tej niewielkiej grupy, której się udało, więc chyba mogła być z siebie dumna, choć tak naprawdę był to dopiero początek. Teraz jednak już wiedziała, że ta praca nie do końca wygląda tak, jak wyobrażała to sobie kiedyś, mając te kilkanaście lat. Rzeczywistość nie zawsze odpowiadała młodzieńczym marzeniom, może dlatego tak niewielu czarodziejom udawało się dopiąć swego i zrealizować plany snute w hogwarckich murach.
Spojrzała na Kruegera z ukosa, leciutko marszcząc brwi. Wydawał jej się dość nietypowym przypadkiem, chociaż nadal nie zdawała sobie sprawy z jego zamiarów, chociaż same dociekliwe pytania już mogły zapalić w jej głowie ostrzegawczą lampkę. Dlatego też na pytanie o zawód odpowiedziała zaledwie dwoma słowami.
- O siedem lat. Nie jest to jakoś bardzo dużo, ale niestety wystarczająco, by pozbawić nas wspólnego przeżywania pobytu w Hogwarcie – powiedziała ze smutkiem. To było najgorsze, zwłaszcza wtedy, kiedy była małą dziewczynką stawiającą pierwsze kroki w szkolnym życiu, i chociaż uczyło się tam już paru innych jej krewnych, nie było Raidena. Mogli jedynie pisać do siebie listy. Kiedy wyjechał tak daleko, aż za ocean, to listy dochodziły do niego bardzo długo i równie długo musiała czekać na odpowiedź. Gdy była zaledwie nastolatką, bardzo ją to niecierpliwiło i podsycało tęsknotę za bratem. Nic dziwnego, że wyjechała do niego, ledwie skończyła szkołę.
- Jestem aurorem – odpowiedziała lakonicznie, bez wgłębiania się w szczegóły. Zresztą każdy wiedział, przynajmniej pobieżnie, czym zajmowali się aurorzy. Za jej czasów prawie połowa dzieciaków w Hogwarcie chciała być aurorami, ewentualnie uzdrowicielami. Zawód ten był niebezpieczny, ale uchodził za elitarny wśród nie znających życia nastolatków, nie chcących dopuścić do siebie mroczniejszych stron tej pracy i obowiązków, które się z nią wiązały. Później jednak egzaminy i tak weryfikowały ich śmiałe plany. Na kurs dostawało się niewielu, a jeszcze mniejszej ilości młodych czarodziejów udawało się go ukończyć. Sophia należała do tej niewielkiej grupy, której się udało, więc chyba mogła być z siebie dumna, choć tak naprawdę był to dopiero początek. Teraz jednak już wiedziała, że ta praca nie do końca wygląda tak, jak wyobrażała to sobie kiedyś, mając te kilkanaście lat. Rzeczywistość nie zawsze odpowiadała młodzieńczym marzeniom, może dlatego tak niewielu czarodziejom udawało się dopiąć swego i zrealizować plany snute w hogwarckich murach.
Spojrzała na Kruegera z ukosa, leciutko marszcząc brwi. Wydawał jej się dość nietypowym przypadkiem, chociaż nadal nie zdawała sobie sprawy z jego zamiarów, chociaż same dociekliwe pytania już mogły zapalić w jej głowie ostrzegawczą lampkę. Dlatego też na pytanie o zawód odpowiedziała zaledwie dwoma słowami.
Pytania mogły wydawać się dociekliwe, choć też obcy ludzie z reguły zadają sobie pytania, by poznać się lepiej. O sobie Mortimer mówił równie wiele. No, wiele jak na niego poza tym. Zazwyczaj milczał w towarzystwie, stąd i teraz rozmowa mogła nie przychodzić mu szczególnie łatwo. Choć i skoro w szkole uchodził za odludka, który dobrze czuje się we własnym towarzystwie (lub dziwaka, który czasem zachowuje się bardzo dziwnie - ale to przecież tylko plotki!), było to chyba coś do zrozumienia? Może? Choć może osoby takie jak on mają w sobie coś, co odpowiednio wrażliwe, wyczulone osoby z odpowiednim doświadczeniem mogą w jakiś sposób wyczuć? Wszystko jest możliwe.
- Muszę przyznać, jestem pod wrażeniem. Co prawda nigdy mnie ten zawód nie pociągał, ale słyszałem, że egzaminy są ciężkie, a praca okazuje się chwilami jeszcze gorsza. To chyba coś dla ludzi z powołaniem.
To prawda, kiedy wszystkie dzieciaki wyobrażały sobie siebie w roli bohaterów, on co najwyżej pomyślałby o zawodzie ratownika medycznego. Tylko że on nie chciałby ratować życia, a patrzeć, jak to odchodzi. Zawód dałby mu szansę, a jednak Tim nie sądził, żeby mógł się w nim długo utrzymać z nędznymi statystykami. A doskonale wiedział, że kiedy coś pociąga to zwyczajnie musi ulec pokusie.
- Chyba powinienem się niedługo zbierać. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze? - dodał po chwili, kiedy zerknął na zegarek. Zabrał jej już dość sporo czasu i musiał to wszystko jeszcze przemyśleć.
- Muszę przyznać, jestem pod wrażeniem. Co prawda nigdy mnie ten zawód nie pociągał, ale słyszałem, że egzaminy są ciężkie, a praca okazuje się chwilami jeszcze gorsza. To chyba coś dla ludzi z powołaniem.
To prawda, kiedy wszystkie dzieciaki wyobrażały sobie siebie w roli bohaterów, on co najwyżej pomyślałby o zawodzie ratownika medycznego. Tylko że on nie chciałby ratować życia, a patrzeć, jak to odchodzi. Zawód dałby mu szansę, a jednak Tim nie sądził, żeby mógł się w nim długo utrzymać z nędznymi statystykami. A doskonale wiedział, że kiedy coś pociąga to zwyczajnie musi ulec pokusie.
- Chyba powinienem się niedługo zbierać. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze? - dodał po chwili, kiedy zerknął na zegarek. Zabrał jej już dość sporo czasu i musiał to wszystko jeszcze przemyśleć.
Gość
Gość
Zawód Sophii często budził zdziwienie. Nie wyglądała jak typowy auror. Średniego wzrostu, o przyjaznej, uśmiechniętej twarzy otoczonej rudymi włosami wyglądała naprawdę niepozornie. Ale doświadczenie nauczyło ją już, że ta niepozorność może być dodatkowym atutem, ponieważ wyglądała niewinnie i jakiś śledzony przez nią opryszek zapewne nawet nie podejrzewał, że ta młoda dziewczyna może być aurorem. Już kilka razy udało jej się tak wykorzystać element zaskoczenia, zresztą, w magicznym świecie to nie wzrost ani siła fizyczna były najważniejsze, a znajomość magii, refleks i spryt.
- Bo tak jest w istocie. Kiedy byłam w Hogwarcie, wydawało mi się, że ludzie wyolbrzymiają, że to nie może być aż tak trudne... Byłam w błędzie, już pierwszy miesiąc kursu mi to udowodnił – zapewniła. Musiała przecież nie tylko uczyć się skomplikowanych zaklęć, ale także innych umiejętności, jak ukrywanie się, spostrzegawczość czy wytrzymałość, zarówno fizyczna, jak i psychiczna. Aurorzy byli elitą. Musieli być naprawdę dobrzy w swoim fachu. W swojej pracy stykała się z przypadkami, obok których trudno było przejść obojętnie, ale musiała być twarda, jeśli nie chciała odpaść. A nie mogła odpaść, bo wtedy byłaby słaba... i nie spełniłaby swojej misji, którą postawiła przed sobą, kiedy zginął James.
- Całkiem możliwe. Wątpię, bym nagle całkowicie zrezygnowała z wizyt na Pokątnej, więc... może jeszcze kiedyś gdzieś się miniemy mimochodem – zauważyła. Było to bardzo możliwe, więc nie wykluczała takiej możliwości ani nie odrzucało jej to. Dlaczego miałoby, skoro całkiem miło im się rozmawiało?
Po chwili jednak także pożegnała się z nim i wróciła do swoich spraw, w kolejnych dniach nie myśląc zbyt wiele o tym przypadkowym spotkaniu. Nie miała pojęcia, że kryło się za nim coś więcej. Może kiedyś jeszcze się dowie?
| zt. x 2
- Bo tak jest w istocie. Kiedy byłam w Hogwarcie, wydawało mi się, że ludzie wyolbrzymiają, że to nie może być aż tak trudne... Byłam w błędzie, już pierwszy miesiąc kursu mi to udowodnił – zapewniła. Musiała przecież nie tylko uczyć się skomplikowanych zaklęć, ale także innych umiejętności, jak ukrywanie się, spostrzegawczość czy wytrzymałość, zarówno fizyczna, jak i psychiczna. Aurorzy byli elitą. Musieli być naprawdę dobrzy w swoim fachu. W swojej pracy stykała się z przypadkami, obok których trudno było przejść obojętnie, ale musiała być twarda, jeśli nie chciała odpaść. A nie mogła odpaść, bo wtedy byłaby słaba... i nie spełniłaby swojej misji, którą postawiła przed sobą, kiedy zginął James.
- Całkiem możliwe. Wątpię, bym nagle całkowicie zrezygnowała z wizyt na Pokątnej, więc... może jeszcze kiedyś gdzieś się miniemy mimochodem – zauważyła. Było to bardzo możliwe, więc nie wykluczała takiej możliwości ani nie odrzucało jej to. Dlaczego miałoby, skoro całkiem miło im się rozmawiało?
Po chwili jednak także pożegnała się z nim i wróciła do swoich spraw, w kolejnych dniach nie myśląc zbyt wiele o tym przypadkowym spotkaniu. Nie miała pojęcia, że kryło się za nim coś więcej. Może kiedyś jeszcze się dowie?
| zt. x 2
|Wieczór 18 kwietnia
Ktoś, kto mnie znał i usłyszałby, że tak właściwie to miałem inne plany na wieczór niż wałęsanie się po melinach i barach uznałby, że żartuję. Sam się uśmiechałem do tej myśli kiwając niedowierzająco głową, zupełnie jakbym oceniał nieprzychylnie trzymane w dłoni karty - te jednak były po mojej stronie. Już trzecie rozdanie z rzędu. Być może właśnie to zraziło moich chwilowych towarzyszy, którzy po skończeniu partii postanowili z kilkoma bluzgami na ustach opuścić mój stolik. Nie było mi z tego powodu smutno. Zaczepiłem przechodzą obok kelnerkę za rąbek spódnicy, domagając się uzupełnienia szklanki ognistą. Nie przejmowałem się tym, że mógłbym spotkać tu Lily. Przynajmniej nie po tych dwóch piwach, które wypiłem w Parszywym nim mnie stamtąd wyrzucili. Ciągle też nie byłem pewien czy się na to zdecydowała, czy ją zatrudnili. Poza tym - najpewniej noc zleci jej na wpłukiwaniu się w poduszkę. Tak sądziłem. Co prawda męczyło mnie z tego powodu sumienie, lecz jeszcze dwie, trzy szklanki i będzie...wygodniej. Miałem taką nadzieję.
Upiłem zawartości uzupełnionego naczynia. Tasowałem w tym momencie karty, co jakiś czas przenosząc nieobecne spojrzenie na salę. Miałem wrażenie, że spadam w przepaść na trzeźwo w sposób nieprzyjemnie powolny.
Ktoś, kto mnie znał i usłyszałby, że tak właściwie to miałem inne plany na wieczór niż wałęsanie się po melinach i barach uznałby, że żartuję. Sam się uśmiechałem do tej myśli kiwając niedowierzająco głową, zupełnie jakbym oceniał nieprzychylnie trzymane w dłoni karty - te jednak były po mojej stronie. Już trzecie rozdanie z rzędu. Być może właśnie to zraziło moich chwilowych towarzyszy, którzy po skończeniu partii postanowili z kilkoma bluzgami na ustach opuścić mój stolik. Nie było mi z tego powodu smutno. Zaczepiłem przechodzą obok kelnerkę za rąbek spódnicy, domagając się uzupełnienia szklanki ognistą. Nie przejmowałem się tym, że mógłbym spotkać tu Lily. Przynajmniej nie po tych dwóch piwach, które wypiłem w Parszywym nim mnie stamtąd wyrzucili. Ciągle też nie byłem pewien czy się na to zdecydowała, czy ją zatrudnili. Poza tym - najpewniej noc zleci jej na wpłukiwaniu się w poduszkę. Tak sądziłem. Co prawda męczyło mnie z tego powodu sumienie, lecz jeszcze dwie, trzy szklanki i będzie...wygodniej. Miałem taką nadzieję.
Upiłem zawartości uzupełnionego naczynia. Tasowałem w tym momencie karty, co jakiś czas przenosząc nieobecne spojrzenie na salę. Miałem wrażenie, że spadam w przepaść na trzeźwo w sposób nieprzyjemnie powolny.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Dzień jak każdy inny, kiedy w Dziurawym Kotle pojawia się twoja blada twarz. Rozglądasz się ukradkowo po gościach, ale idziesz do pokoju i tam na chwile zatrzymujesz się i znów nie wiesz co żeś zrobiła. Czy wciąż masz tułać się od drzwi do drzwi? I właściwie co wciąż tutaj robisz? W Londynie. Czy masz kogo dręczyć swoją zdegenerowaną sztuką, czy ktoś jest chętny by jej tajniki oglądać. A klienci, którzy pragną poznać płeć dziecka, czy pamiętasz ich twarze? Zamieniają się w chodzące sakiewki z galeonami. Są bogaci i przeszkadza im jedynie, jeżeli skrzywisz się, bo widzisz na przykład że dziecko będzie miało sześć palców u stopy. Mówisz co ci ślina przyniesie na język, tylko połowa przepowiedni jest prawdziwa. Za drugą nie otrzymujesz wynagrodzenia takiego jakie powinnaś dostać. Więc wciąż chodzisz, to tu, to tam. Zbierając sakiewki, które skrzętnie ukrywasz pod podłogą w pokoju. To niezdrowe.
Dziś wiesz, że warto zejść na dół. Przy wejściu siedział Twój znajomy, zalewał swe gardło i wyglądał żałośnie. Czy pamietasz wasze ostatnie spotkanie? Było to, kiedy kibicowaliście drużynom, twój brat wsadził cię na to miejsce, gdzie Matthew był zaraz obok. I ciągle nie wierzyłaś, że widzisz Floreana. A to jednak była prawda. Dziś pewnie i o Floreanie niejednego się dowiesz, więc co? Schodź.
I usiądź przy stoliku Matthew Botta. Mężczyzny, który się nie zatrzymał dla ciebie. Który był jedną chodzącą pomyłką życiową. Siadasz i patrzysz z wyższością na to co przed sobą masz.
- Wyglądasz jak cała kupa nieszczęścia - uśmiechem sztucznie akcentujesz kolejną prośbę - Dasz popatrzeć?
Dziś wiesz, że warto zejść na dół. Przy wejściu siedział Twój znajomy, zalewał swe gardło i wyglądał żałośnie. Czy pamietasz wasze ostatnie spotkanie? Było to, kiedy kibicowaliście drużynom, twój brat wsadził cię na to miejsce, gdzie Matthew był zaraz obok. I ciągle nie wierzyłaś, że widzisz Floreana. A to jednak była prawda. Dziś pewnie i o Floreanie niejednego się dowiesz, więc co? Schodź.
I usiądź przy stoliku Matthew Botta. Mężczyzny, który się nie zatrzymał dla ciebie. Który był jedną chodzącą pomyłką życiową. Siadasz i patrzysz z wyższością na to co przed sobą masz.
- Wyglądasz jak cała kupa nieszczęścia - uśmiechem sztucznie akcentujesz kolejną prośbę - Dasz popatrzeć?
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Parsknąłem w rozbawieniu po usłyszeniu tego co mówi i chwilowym zlustrowaniu przyjętej przez nią przy tym postawy. Zabawna.
- Na pewno nie gorzej jak taka pewna wiedźma o której wspominać mi się nie chce, a która zamiatała sobą bruk Nokturnu gubiąc przy tym pantofelek...och, chwila... - czyżbym właśnie przypadkiem o niej nie wspomniał? Niby dokończyłem w myślach, lecz pewny byłem, że chwila w której pozwoliłem sobie skrzyżować z nią wymowne spojrzenie sprawiła, że sprawnie rozczytała moje myśli. Te nigdy zresztą nie były za skomplikowane. Swoją drogą - dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo to mi wspomnienie skojarzyło się z tą mugolską bajką - Książę zdążył cie już nawiedzić? - głupie, szczeniackie, lecz nie mogłem się powstrzymać. Przetasowałem trzymane w dłoniach karty. Przez kolejną chwilę zastanawiałem się nad tym, czy powinienem ją zbyć. Z jednej strony ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałem było towarzystwo kobiety, która mogła wiedzieć za dużo dzięki swoim magiczkom, z drugiej...właściwie miałem na to wywalone.
- Ostatnia kompletna talia jaką mieli jest niemagiczna no ale to raczej tobie nie przeszkadza. Co powiesz na oczko? Moglibyśmy nawet zagrać o coś. O cokolwiek - O kolejkę, rzecz, pieniądze, przysługę... nie miało to dla mnie większego znaczenia. Niech po prostu coś się dzieje i zajmuje moje myśli.
- Na pewno nie gorzej jak taka pewna wiedźma o której wspominać mi się nie chce, a która zamiatała sobą bruk Nokturnu gubiąc przy tym pantofelek...och, chwila... - czyżbym właśnie przypadkiem o niej nie wspomniał? Niby dokończyłem w myślach, lecz pewny byłem, że chwila w której pozwoliłem sobie skrzyżować z nią wymowne spojrzenie sprawiła, że sprawnie rozczytała moje myśli. Te nigdy zresztą nie były za skomplikowane. Swoją drogą - dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo to mi wspomnienie skojarzyło się z tą mugolską bajką - Książę zdążył cie już nawiedzić? - głupie, szczeniackie, lecz nie mogłem się powstrzymać. Przetasowałem trzymane w dłoniach karty. Przez kolejną chwilę zastanawiałem się nad tym, czy powinienem ją zbyć. Z jednej strony ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałem było towarzystwo kobiety, która mogła wiedzieć za dużo dzięki swoim magiczkom, z drugiej...właściwie miałem na to wywalone.
- Ostatnia kompletna talia jaką mieli jest niemagiczna no ale to raczej tobie nie przeszkadza. Co powiesz na oczko? Moglibyśmy nawet zagrać o coś. O cokolwiek - O kolejkę, rzecz, pieniądze, przysługę... nie miało to dla mnie większego znaczenia. Niech po prostu coś się dzieje i zajmuje moje myśli.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Minęło już parę dni od incydentu w lodziarni i wszystko zdążyło wrócić do normy. Wydawało się, że Florence też powoli zaczynała czuć się mniej zestresowana. Stephanie starała się zadbać o to tak jak tylko mogła - ciągle się wygłupiała w pracy, starając się jak najbardziej rozluźnić atmosferę. Nawet rozwiesiła trochę mocno pachnącej lawendy w sklepie. Wiedziała, że szefostwo lubi ten zapach. Nie miała też już dawno okazji, żeby po prostu spotkać się z Flo, już poza pracą, gdzie przecież widziały się niemal codziennie. Była jej bardzo wdzięczna za to, że zaproponowała jej pomoc, gdy Stefa zwolniła się z hotelu. Teraz miała całkiem przyjemną pracę, z miłą atmosferą, aż dziwne, że spędziła tam już prawie miesiąc i nie czuła zmęczenia materiału. Ale nic dziwnego - miała całkiem sporą dowolność i nowy domek dla swoich roślinek, które powoli przestawały mieścić się w mieszkaniu... I w składziku... I na korytarzu kamienicy. Bo przecież one zawsze umilają ludziom czas, więc mogła je stawiać gdzie chciała! Mogła, prawda?
- Jestem! - rzuciła wesoło, gdy podeszła do stolika. Zaraz po wejściu do Dziurawego Kotła podzieliły się zadaniami - Stephanie zamówiła dwa kremowe piwa w barze, zaś Flo zajęła wolny stoik. Dzisiaj niestety panował lekki deficyt miejsc w barze. Nic wyjątkowego, miejsce to było bardzo popularne wśród londyńskich czarodziejów. Rudowłosa w ogóle nie wyglądała jakby miała za sobą cały dzień pracy - poza tym, że zieloną koszulę miała nieco ubrudzoną lodami w kolorze jasnego różu. Postawiła dwa wypełnione po brzegi kufle na stoliku i usiadła naprzeciw brunetki zadowolona, pilnując przy tym, aby nie pogniotła się jej bordowa, plisowana, sięgająca do połowy łydek spódnica. Cieszyła się, że udało jej się nawiązać z Florence dobry kontakt przez czas jej pracy. I naprawdę nie lubiła widoku, kiedy kobieta była przybita. Na jej nieszczęście, teraz widywała ją taką zdecydowanie zbyt często. Smutek wprawdzie nie przygnębiał Stephanie, ale miała podejście do życia, które mówiło, że nie wolno marnować czasu na nie czerpanie z każdego dnia radości. - Dzisiaj było aż dziwnie spokojnie! - stwierdziła, chociaż naprawdę dalekie to było od prawdy. Kolejki były ogromne, ciągnęły się do następnego budynku. Z drugiej strony nie spotkała jej żadna awantura, wszyscy byli dla siebie mili, nawet żadne dziecko nie wywaliło żadnej doniczki. Można powiedzieć, że to całkiem wyjątkowe.
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
To nie były najlepsze czasy, i nie chodziło tu tutaj tylko o Florence. Wszyscy mieli zdecydowanie pod górkę, powodów nie trzeba było szukać daleko. Jeśli jednak chodziło o samą pannę Fortescue, powiedzmy, że sprawy bardzo powoli zaczynały nabierać jaśniejszych barw. Początkowo totalnie przybita Florence nie potrafiła dostrzec żadnych jasnych barw w szarej brei codzienności - dziś wyłapanie tych kolorowych przebłysków wciąż przychodziło jej z pewnym trudem, jednak dzięki takim osobom jak Stephanie, każdego dnia było to odrobinę łatwiejsze.
Tak po prawdzie, Florence nigdy nie spodziewała się, że dając pracę pannie Pettigrew, zyska tak lojalnego i niezastąpionego pracownika - oczywiście, wszyscy którzy pracowali w lodziarni byli cudowni, ale jednak Stephanie wyróżniała się na ich tle zaangażowaniem i optymizmem. Nawet jeśli lokal powoli zaczynał przypominać kwiaciarnię zamiast lodziarni, Florence nie miała nic przeciwko. Jeszcze! W którymś momencie bowiem będzie musiała powiedzieć "stop", jeśli okaże się, że kwiatki zaczną wypierać lody!
Stolik, który udało jej się zająć po wejściu do lokalu, nie był najlepszą miejscówką. Stał niemal tuż przy wejściu, co z pewnością sprawiało, iż istniało pewne ryzyko, że ilekroć ktoś będzie otwierał drzwi, obu kobietom chłodny wiatr będzie chlastał po plecach. Nie było jednak lepszego wyboru - fakt, z racji swojej popularności, niemal wszystkie inne miejscówki były dziś w Kotle zajęte. Florence nie zamierzała wybrzydzać, a gdy Stephanie w końcu do niej dołączyła, brunetka posłała jej łagodny uśmiech.
- Ponoć w późniejszych dniach pogoda ma się stać niezwykle gorąca, więc lepiej zbieraj siły - Florence była dumna z tego lokalu. Na co dzień zapominała, co udało jej się z bratem osiągnąć, tak łatwo było popaść w rutynę. Szczególnie teraz ciężko było to docenić, gdy jej umysł wciąż próbował krążyć wokół nieprzyjemnych tematów. Dlatego Florence, ilekroć spoglądała na logo wiszące nad wejściem, poświęcała teraz kilka chwil na zastanowienie się i podbudowanie własnego, skopanego i skatowanego przez los ducha. Ta lodziarnia to był najlepszy dowód na to, że Florence była silna.
- Szkoda, że Florek nie mógł przyjść dziś z nami... - w ciągu ostatniego czasu próżno było doszukać się chwili, kiedy rodzeństwo po prostu wyszło gdzieś na miasto by się rozerwać. No i brunetka wciąż czuła się nieco winna za tamtą noc, gdy wróciła do domu zalana niemal w trupa. Wciąż było jej koszmarnie wstyd, chciałaby to jakoś Floreanowi wynagrodzić, ale wciąż nie było czasu ani okazji...
Tak po prawdzie, Florence nigdy nie spodziewała się, że dając pracę pannie Pettigrew, zyska tak lojalnego i niezastąpionego pracownika - oczywiście, wszyscy którzy pracowali w lodziarni byli cudowni, ale jednak Stephanie wyróżniała się na ich tle zaangażowaniem i optymizmem. Nawet jeśli lokal powoli zaczynał przypominać kwiaciarnię zamiast lodziarni, Florence nie miała nic przeciwko. Jeszcze! W którymś momencie bowiem będzie musiała powiedzieć "stop", jeśli okaże się, że kwiatki zaczną wypierać lody!
Stolik, który udało jej się zająć po wejściu do lokalu, nie był najlepszą miejscówką. Stał niemal tuż przy wejściu, co z pewnością sprawiało, iż istniało pewne ryzyko, że ilekroć ktoś będzie otwierał drzwi, obu kobietom chłodny wiatr będzie chlastał po plecach. Nie było jednak lepszego wyboru - fakt, z racji swojej popularności, niemal wszystkie inne miejscówki były dziś w Kotle zajęte. Florence nie zamierzała wybrzydzać, a gdy Stephanie w końcu do niej dołączyła, brunetka posłała jej łagodny uśmiech.
- Ponoć w późniejszych dniach pogoda ma się stać niezwykle gorąca, więc lepiej zbieraj siły - Florence była dumna z tego lokalu. Na co dzień zapominała, co udało jej się z bratem osiągnąć, tak łatwo było popaść w rutynę. Szczególnie teraz ciężko było to docenić, gdy jej umysł wciąż próbował krążyć wokół nieprzyjemnych tematów. Dlatego Florence, ilekroć spoglądała na logo wiszące nad wejściem, poświęcała teraz kilka chwil na zastanowienie się i podbudowanie własnego, skopanego i skatowanego przez los ducha. Ta lodziarnia to był najlepszy dowód na to, że Florence była silna.
- Szkoda, że Florek nie mógł przyjść dziś z nami... - w ciągu ostatniego czasu próżno było doszukać się chwili, kiedy rodzeństwo po prostu wyszło gdzieś na miasto by się rozerwać. No i brunetka wciąż czuła się nieco winna za tamtą noc, gdy wróciła do domu zalana niemal w trupa. Wciąż było jej koszmarnie wstyd, chciałaby to jakoś Floreanowi wynagrodzić, ale wciąż nie było czasu ani okazji...
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
To nie było aż tak typowe, że po pracy mogła spotkać się ze swoją szefową czy w ogóle ze współpracownikiem. Spędzając z kimś tak dużo czasu można czasami poczuć zmęczenie. Tym razem jednak tak nie było. Bardzo polubiła Florence, zwłaszcza kiedy zaczęły spędzać więcej czasu ze sobą. Nie sądziła, że wyjdzie ze stosunków biznesowych z nią. Okazało się jednak inaczej, co było w jej zawodowej karierze sporą odmianą. Miłą odmianą. Lubiła otaczać się takimi kochanymi osobami. Zwłaszcza, kiedy czuła się w ich życiu przydatna, a iskierka beztroski na pewno była brunetce potrzebna.
Nigdy nie miała zamiaru swoimi dekoracjami wyprzeć lodów z całego interesu! Nigdy! Chciała jedynie umilić ludziom pobyt w tym miejscu, a przecież dzięki temu będą chętniej wracać. Zawsze tak jest, przecież uwielbiamy przebywać w miejscach, w których traktują nas z serdecznością, otwartością i ciepłem. Lubiła też patrzeć na tę iskierkę radości u szefowej, kiedy wszystko danego dnia wypalało, nie było akurat żadnej wpadki. Inni pracownicy też byli sumienni i nie słyszała, żeby kiedykolwiek popełnili błąd choćby w liczeniu utargu. Chociaż może po prostu nikt jej o tym nie mówił. Nie zdziwiłaby się, że próbowaliby ukryć wpadki innych przed pracownikami.
- Słyszałam prognozy. To bardzo dobrze, więcej ludzi przyjdzie. - Uśmiechnęła się radośnie. Naprawdę była jedną z niewielu osób, które cieszyły się z takiego nawału pracy. Zazwyczaj narzekano na takie sytuacje - ból nóg, zmęczenie po pracy... Stephanie lubiła czuć się zmęczona. Wtedy naprawdę czuła, że coś zrobiła. Dlatego dzisiaj również, podobnie jak Florence, nie chciała się upić. Alkohol bardzo przeszkadzał w odpoczynku po pracy, nieważne w jak dobry humor wprawiał. Kremowe piwo, jedno czy dwa, wystarczyło jej dzisiaj na relaks. - Będę się jak najlepiej wysypiać. Tobie też to powinno się przydać. Ostatnio zrobiłam bardzo dobrą herbatę ziołową, spałam po niej jak dziecko. Jeszcze do tego kadzidełka w pokoju i wstaję jak nowo narodzona.
Westchnęła melancholijnie po czym ujęła kufel w dłoń i upiła nieco napoju, zostawiając mały ślad piany nad górną wargą, co jednak zaraz starła dłonią, żeby nie wyglądało to śmiesznie.
- Racja, trochę szkoda. - Zerknęła na naczynie które trzymała w dłoni. Z Floreanem nie udało jej się nawiązać takiej więzi jak z Florence. Z kobietami zawsze łatwiej było o przyjaźń. - Ale będzie jeszcze mnóstwo okazji, zobaczysz. Mogę któregoś dnia wziąć nadgodziny, żebyście mogli gdzieś wyjść. - Rzuciła to tak radośnie, jakby jeszcze cieszyło ją, że może zostać w pracy dłużej.
Nigdy nie miała zamiaru swoimi dekoracjami wyprzeć lodów z całego interesu! Nigdy! Chciała jedynie umilić ludziom pobyt w tym miejscu, a przecież dzięki temu będą chętniej wracać. Zawsze tak jest, przecież uwielbiamy przebywać w miejscach, w których traktują nas z serdecznością, otwartością i ciepłem. Lubiła też patrzeć na tę iskierkę radości u szefowej, kiedy wszystko danego dnia wypalało, nie było akurat żadnej wpadki. Inni pracownicy też byli sumienni i nie słyszała, żeby kiedykolwiek popełnili błąd choćby w liczeniu utargu. Chociaż może po prostu nikt jej o tym nie mówił. Nie zdziwiłaby się, że próbowaliby ukryć wpadki innych przed pracownikami.
- Słyszałam prognozy. To bardzo dobrze, więcej ludzi przyjdzie. - Uśmiechnęła się radośnie. Naprawdę była jedną z niewielu osób, które cieszyły się z takiego nawału pracy. Zazwyczaj narzekano na takie sytuacje - ból nóg, zmęczenie po pracy... Stephanie lubiła czuć się zmęczona. Wtedy naprawdę czuła, że coś zrobiła. Dlatego dzisiaj również, podobnie jak Florence, nie chciała się upić. Alkohol bardzo przeszkadzał w odpoczynku po pracy, nieważne w jak dobry humor wprawiał. Kremowe piwo, jedno czy dwa, wystarczyło jej dzisiaj na relaks. - Będę się jak najlepiej wysypiać. Tobie też to powinno się przydać. Ostatnio zrobiłam bardzo dobrą herbatę ziołową, spałam po niej jak dziecko. Jeszcze do tego kadzidełka w pokoju i wstaję jak nowo narodzona.
Westchnęła melancholijnie po czym ujęła kufel w dłoń i upiła nieco napoju, zostawiając mały ślad piany nad górną wargą, co jednak zaraz starła dłonią, żeby nie wyglądało to śmiesznie.
- Racja, trochę szkoda. - Zerknęła na naczynie które trzymała w dłoni. Z Floreanem nie udało jej się nawiązać takiej więzi jak z Florence. Z kobietami zawsze łatwiej było o przyjaźń. - Ale będzie jeszcze mnóstwo okazji, zobaczysz. Mogę któregoś dnia wziąć nadgodziny, żebyście mogli gdzieś wyjść. - Rzuciła to tak radośnie, jakby jeszcze cieszyło ją, że może zostać w pracy dłużej.
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
- Kadzidełka? - uniosła brwi. Jeśli było coś, co przeszkadzałoby Florce spać, to byłby to właśnie jakiś zapach w zwiększonym natężeniu. O nie, tolerowała jedynie świeczki, które po zapaleniu płomyka wydzielały bardzo delikatną woń. - Za nic bym przy nich nie zasnęła. Ale ta herbata to całkiem niezły pomysł. Ja najczęściej piję zaparzoną miętę. Florean zawsze mi taką robi.
Taki napar przygotowany przez brata działał na nią kojąco, nie ważne w jak wielkim stresie by nie była. Do dziś Florence pamięta, jak brat Florean przygotował jej kubek parującej mięty przed jej egzaminami na staż do Munga. Nerwy może nie odpuściły całkowicie, ale nauka jakoś zdecydowanie prościej wchodziła jej do głowy. No i dostała się! Ale co się potem działo, to już inna historia.
- Miałam na myśli, że dobrze by było spotkać się we trójkę. - pokręciła głową. Czy to naprawdę zabrzmiało tak, jakby Florence chciałaby, żeby to Stephanie teraz siedziała za ladą w lodziarni, zamiast Floreana? Nawet jeśli dziewczyna lubiła swoją pracę, Florka nigdy nie chciała jej zmuszać do obsługiwania klientów kosztem czasu wolnego rodzeństwa Fortescue! - Florek też cię bardzo lubi, więc i kremowego piwa wypadałoby napić się całą kupą - wyjaśniła.
Mogliby wspólnie zaplanować nowy wystrój lodziarni. Florka już nawet nad tym myślała, jednak nie konsultowała tego ani z bratem ani nawet ze Stephanie. Lokal można by było przyozdabiać różnymi kwiatami, w zależności od pory roku czy konkretnego, nadchodzącego święta. Oczywiście lodziarnia zawsze stroiła się odpowiednio do okoliczności, ale teraz nadarzała się okazja by zdecydowanie mocniej to podkreślić! A przecież klienci ciągnęli tam, gdzie nie tylko smacznie, ale również ładnie, prawda?
Upiła łyk swojego piwa kremowego a potem postanowiła podzielić się ze Stephanie swoją wizją.
- I co o tym myślisz? Na wiosenne kwiaty już było chyba trochę za późno. Jest końcówka maja, zbliża się lato, więc może... słoneczniki? Jak by to wyglądało? - dopytywała się.
Taki napar przygotowany przez brata działał na nią kojąco, nie ważne w jak wielkim stresie by nie była. Do dziś Florence pamięta, jak brat Florean przygotował jej kubek parującej mięty przed jej egzaminami na staż do Munga. Nerwy może nie odpuściły całkowicie, ale nauka jakoś zdecydowanie prościej wchodziła jej do głowy. No i dostała się! Ale co się potem działo, to już inna historia.
- Miałam na myśli, że dobrze by było spotkać się we trójkę. - pokręciła głową. Czy to naprawdę zabrzmiało tak, jakby Florence chciałaby, żeby to Stephanie teraz siedziała za ladą w lodziarni, zamiast Floreana? Nawet jeśli dziewczyna lubiła swoją pracę, Florka nigdy nie chciała jej zmuszać do obsługiwania klientów kosztem czasu wolnego rodzeństwa Fortescue! - Florek też cię bardzo lubi, więc i kremowego piwa wypadałoby napić się całą kupą - wyjaśniła.
Mogliby wspólnie zaplanować nowy wystrój lodziarni. Florka już nawet nad tym myślała, jednak nie konsultowała tego ani z bratem ani nawet ze Stephanie. Lokal można by było przyozdabiać różnymi kwiatami, w zależności od pory roku czy konkretnego, nadchodzącego święta. Oczywiście lodziarnia zawsze stroiła się odpowiednio do okoliczności, ale teraz nadarzała się okazja by zdecydowanie mocniej to podkreślić! A przecież klienci ciągnęli tam, gdzie nie tylko smacznie, ale również ładnie, prawda?
Upiła łyk swojego piwa kremowego a potem postanowiła podzielić się ze Stephanie swoją wizją.
- I co o tym myślisz? Na wiosenne kwiaty już było chyba trochę za późno. Jest końcówka maja, zbliża się lato, więc może... słoneczniki? Jak by to wyglądało? - dopytywała się.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Rozumiem, ale mi to bardzo pomaga. Zwłaszcza, gdy robię takie kadzidło sama, z moich roślin, wtedy są nieocenione! No i trzeba otworzyć okno na noc. - To akurat trzeba było przyznać, w zamkniętym pomieszczeniu kadzidło mogło być bardzo trudne do wytrzymania. Ale Stephanie mogłaby w ogóle nie zamykać okien w pokoju, w którym przebywała, nawet zimą. Uwielbiała świeże powietrze, nieważne czy ciepłe czy mroźne. - Jeśli chcesz, mogę Ci kiedyś podrzucić moją mieszankę ziół! Wprawdzie rzadko wykorzystuję miętę, bo wspomaga apetyt, ale staram się, aby były całkiem smaczne i spełniały swoją rolę. Ale myślę, że to nie samo działanie mięty Cię uspokaja.
Stephanie uśmiechnęła się tylko łagodnie. Nigdy nie słyszała o uspokajającym działaniu miętowego naparu, ale sam fakt, że Florence przygotowywał go jej najbliższy człowiek mógł już wpływać na to jak się czuła.
Nie zastanawiała się w ogóle nad tym, jak brzmiała wypowiedź Florence. Po prostu uznała, że szefowa, jakby na to nie spojrzeć, chciała spędzić czas z bratem i doskonale to rozumiała dlatego zaproponowała takie wyjście. Czy nie od tego byli pracownicy, którym się płaci? Sądziła też, że miała na tyle zaufania, że nie baliby się zostawić jej w sklepie samej... Nieważne, że później pojawiały się jakieś nowe doniczki i niedługo paprotki przesłonią ladę z lodami...
- Ale nie musisz się przejmować moim wolnym jak coś. Też chętnie bym z wami wyszła, ale trudno będzie złapać chwilę, kiedy żadne z nas nie będzie musiało być z lodziarni, dlatego to zaproponowałam. - wyjasniła po czym upiła nieco piwa kremowego. Było niesamowicie pyszne i słodkie... Jak zwykle z resztą!
- To zależy jakie smaki macie zamiar podawać latem. Jakieś nowości? Chciałabym dobrać kolorystycznie i zapachowo nowe kwiaty. Myślałam o stokrotkach jako tło i może nagietkach... Słoneczniki niestety nie kojarzą się raczej z roślinami ozdobnymi. Pasowałyby natomiast, gdybyście mieli sprzedawać lody o smaku pestek. Słonecznika albo dyni! Chociaż dynia byłaby lepsza na jesień...
Stephanie uśmiechnęła się tylko łagodnie. Nigdy nie słyszała o uspokajającym działaniu miętowego naparu, ale sam fakt, że Florence przygotowywał go jej najbliższy człowiek mógł już wpływać na to jak się czuła.
Nie zastanawiała się w ogóle nad tym, jak brzmiała wypowiedź Florence. Po prostu uznała, że szefowa, jakby na to nie spojrzeć, chciała spędzić czas z bratem i doskonale to rozumiała dlatego zaproponowała takie wyjście. Czy nie od tego byli pracownicy, którym się płaci? Sądziła też, że miała na tyle zaufania, że nie baliby się zostawić jej w sklepie samej... Nieważne, że później pojawiały się jakieś nowe doniczki i niedługo paprotki przesłonią ladę z lodami...
- Ale nie musisz się przejmować moim wolnym jak coś. Też chętnie bym z wami wyszła, ale trudno będzie złapać chwilę, kiedy żadne z nas nie będzie musiało być z lodziarni, dlatego to zaproponowałam. - wyjasniła po czym upiła nieco piwa kremowego. Było niesamowicie pyszne i słodkie... Jak zwykle z resztą!
- To zależy jakie smaki macie zamiar podawać latem. Jakieś nowości? Chciałabym dobrać kolorystycznie i zapachowo nowe kwiaty. Myślałam o stokrotkach jako tło i może nagietkach... Słoneczniki niestety nie kojarzą się raczej z roślinami ozdobnymi. Pasowałyby natomiast, gdybyście mieli sprzedawać lody o smaku pestek. Słonecznika albo dyni! Chociaż dynia byłaby lepsza na jesień...
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
- Myślisz? - uniosła brwi, słysząc opinię Stephanie. Nigdy się w sumie nad tym nie zastanawiała. Tak już po prostu było, tak funkcjonował świat rodzeństwa Fortescue, że ilekroć Florence przechodziła przez jakiś trudniejszy okres w życiu, Florean zawsze parzył jej świeże liście mięty. Może faktycznie wcale nie chodziło o właściwości tej rośliny... a o osobę, która przygotowywała dla niej ten napar. Brat zawsze w końcu kojarzył jej się ze wsparciem i ochroną. - W takim razie z chęcią spróbuję. Ale jednak poprosiłabym cię o dodanie tych kilku listów mięty.
Może ta metoda faktycznie by się sprawdziła. Bo Florence nie mówiła tego głośno, ale sypiała nieco gorzej, niż jeszcze miesiąc temu. Wciąż kotłowało się w niej wiele emocji, dodatkowo dochodziły zwyczajne nerwy związane z lodziarnią. Zamierzała więc zaufać Stephanie w kwestii tych ziół. W końcu to ona była tutaj specem od roślin.
- Rozważałam zatrudnienie jeszcze kogoś na sezon. Spisujesz się świetnie Stephanie, i wiem że bardzo lubisz pracować w lodziarni, ale nie możemy cię aż tak obciążać. - wyznała jej. Nadchodziły naprawdę upalne dni, w takim okresie roboty zawsze było mnóstwo, i nawet gdyby w lokalu zatrudnić jeszcze dwie albo i trzy osoby, wciąż starczyłoby pracy dla wszystkich. Tym bardziej teraz, gdy używanie magii było tak ryzykowne - wcześniej brudne pucharki i talerzyki same się czyściły, wystarczyło przecież tylko machnąć różdżką. Teraz trzeba je było myć ręcznie. To było straszliwie kłopotliwe.
- Och, na pewno jak zwykle będą przeważać owocowe. Ale te pestki słonecznika brzmią całkiem interesująco. Może coś pokombinuję z nimi na dniach. A co sądzisz o jadalnych bratkach? Nie mieliśmy ich jeszcze w swoim menu. Z tego co pamiętam, one mają różne kolory, prawda? Żółte, fioletowe... Moglibyśmy je podzielić i każdy z pojemników ozdobić jeszcze dodatkowo kilkoma kwiatkami. To by była totalna unia twojej miłości do kwiatów i naszej do lodów - uśmiechnęła się. Lubiła takie rozmowy. Luźne planowanie o przyszłych smakach podawanych w lodziarni przy słodkim piwie kremowym. To zdecydowanie pomagało odciągnąć myśli o nieprzyjemnościach, które nie tak dawno ją spotkały.
Może ta metoda faktycznie by się sprawdziła. Bo Florence nie mówiła tego głośno, ale sypiała nieco gorzej, niż jeszcze miesiąc temu. Wciąż kotłowało się w niej wiele emocji, dodatkowo dochodziły zwyczajne nerwy związane z lodziarnią. Zamierzała więc zaufać Stephanie w kwestii tych ziół. W końcu to ona była tutaj specem od roślin.
- Rozważałam zatrudnienie jeszcze kogoś na sezon. Spisujesz się świetnie Stephanie, i wiem że bardzo lubisz pracować w lodziarni, ale nie możemy cię aż tak obciążać. - wyznała jej. Nadchodziły naprawdę upalne dni, w takim okresie roboty zawsze było mnóstwo, i nawet gdyby w lokalu zatrudnić jeszcze dwie albo i trzy osoby, wciąż starczyłoby pracy dla wszystkich. Tym bardziej teraz, gdy używanie magii było tak ryzykowne - wcześniej brudne pucharki i talerzyki same się czyściły, wystarczyło przecież tylko machnąć różdżką. Teraz trzeba je było myć ręcznie. To było straszliwie kłopotliwe.
- Och, na pewno jak zwykle będą przeważać owocowe. Ale te pestki słonecznika brzmią całkiem interesująco. Może coś pokombinuję z nimi na dniach. A co sądzisz o jadalnych bratkach? Nie mieliśmy ich jeszcze w swoim menu. Z tego co pamiętam, one mają różne kolory, prawda? Żółte, fioletowe... Moglibyśmy je podzielić i każdy z pojemników ozdobić jeszcze dodatkowo kilkoma kwiatkami. To by była totalna unia twojej miłości do kwiatów i naszej do lodów - uśmiechnęła się. Lubiła takie rozmowy. Luźne planowanie o przyszłych smakach podawanych w lodziarni przy słodkim piwie kremowym. To zdecydowanie pomagało odciągnąć myśli o nieprzyjemnościach, które nie tak dawno ją spotkały.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Typ, który siedział przy barze nie należał do zbyt urodziwych. Krzywe zęby, w zasadzie brak kilku również się ujawniał kiedy otwierał gębę by napić się trochę swojego piwa, duży, kształtem przypominający kartofel nos oraz małe, trollowe oczka, powodowały, że mało kto chciał mieć z nim do czynienia. Do tego wszystkiego śmierdział alkoholem i papierosami. Ogólnie rzecz ujmując mało przyjemny typ. Siedział już przy barze jakiś czas i nawet stary Tom nie miał ochoty już go obsługiwać, czekał z utęsknieniem, aż przyjdzie jego zmiana, bo wiedział, że współpracownik z przyjemnością wyrzuci tego jegomościa na zbity pysk na zewnątrz, on sam nie miał takiej siły.
Mężczyzna łypał na wszystkich znajdujących się w barze znad wielkiego nochala, a najbardziej skupił się na dwóch młodych panienkach, które niedawno pojawiły się w tym jakże dostojnym przybytku. Były młode i jego zdaniem bardzo urodziwe, chociaż ta jedna, ruda nie koniecznie była w jego typie. Nie zmieniało to faktu, że siedziały niedaleko jego i ćwierkały jak jakieś ptaszki. Ich wesołe i głośne głosiki powodowały u niego ból głowy, niezmiernie go przy tym irytując. Czarodziej nie należał do tych przesadnie radosnych i uśmiechniętych, dlatego też powoli zaczynał tracić cierpliwość. Jeden z siedzących obok niego przy barze mężczyzn, widząc jak ten robi się powoli czerwony na twarzy ze złości aż podniósł się ze swojego stołka i zmienił lokalizacje, oddalając się od niego.
Gburowaty typ w końcu nie wytrzymał. Beknął ordynarnie, opróżnił swój kufel, po czym podniósł się. Podciągnął spodnie, które spadały mu z wielkiego, tłustego tyłka i odwrócił się w stronę młodych dam.
- Możecie sobie nawet ustroić tą lodziarnie gównem Hipogryfa, tylko przestańcie już tak biadolić i zachwycać się nad rzeczami, które wszyscy mają głęboko w poważaniu! - warknął podchodząc do stolika, przy którym siedział i patrząc na nie wściekłym spojrzeniem małych trolowych oczu.
Stary Tom aż się wyprostował za barem widząc co się dzieje. Jeszcze bardziej w tym momencie pragnął by jego zmiennik już się pojawił w pracy.
Mężczyzna łypał na wszystkich znajdujących się w barze znad wielkiego nochala, a najbardziej skupił się na dwóch młodych panienkach, które niedawno pojawiły się w tym jakże dostojnym przybytku. Były młode i jego zdaniem bardzo urodziwe, chociaż ta jedna, ruda nie koniecznie była w jego typie. Nie zmieniało to faktu, że siedziały niedaleko jego i ćwierkały jak jakieś ptaszki. Ich wesołe i głośne głosiki powodowały u niego ból głowy, niezmiernie go przy tym irytując. Czarodziej nie należał do tych przesadnie radosnych i uśmiechniętych, dlatego też powoli zaczynał tracić cierpliwość. Jeden z siedzących obok niego przy barze mężczyzn, widząc jak ten robi się powoli czerwony na twarzy ze złości aż podniósł się ze swojego stołka i zmienił lokalizacje, oddalając się od niego.
Gburowaty typ w końcu nie wytrzymał. Beknął ordynarnie, opróżnił swój kufel, po czym podniósł się. Podciągnął spodnie, które spadały mu z wielkiego, tłustego tyłka i odwrócił się w stronę młodych dam.
- Możecie sobie nawet ustroić tą lodziarnie gównem Hipogryfa, tylko przestańcie już tak biadolić i zachwycać się nad rzeczami, które wszyscy mają głęboko w poważaniu! - warknął podchodząc do stolika, przy którym siedział i patrząc na nie wściekłym spojrzeniem małych trolowych oczu.
Stary Tom aż się wyprostował za barem widząc co się dzieje. Jeszcze bardziej w tym momencie pragnął by jego zmiennik już się pojawił w pracy.
I show not your face but your heart's desire
Właściwie planowała się już powoli zbierać. Miło było tak siedzieć i gawędzić przy stoliku oraz kremowym piwie, wynajdując kolejne pomysły, którymi można by jakoś upiększyć lodziarnię a także poprawić ogólną atmosferę w lokalu, ale jednak Florence nie mogła tu przesiedzieć całego dnia. W myślach już planowała, co miała jeszcze do zrobienia, jednocześnie wyszukując w pamięci, kiedy wypadał jej kolejny dzień wolny. Wtedy na pewno ponownie zaprosić Stephanie na coś do picia - może niekoniecznie na kremowe piwo, może raczej na coś cieplejszego i słodszego? Herbata albo czekolada brzmiały wyśmienicie. No i kawiarnia chyba była jednak nieco lepszym miejscem na prywatne plotkowanie, niż pub, gdzie jednak przebywało bardzo dużo ludzi - i to na dodatek maści wszelakiej.
O tym drugim aspekcie Dziurawego Kotła Florence miała się właściwie przekonać już po chwili - w momencie kiedy panna Fortescue chciała poinformować swoją przyjaciółkę, że nadeszła pora, aby się rozstać, obie zostały zaatakowane. Zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Zaatakowane nie tylko słownie, ale również nieprzyjemnym odorem, jaki rozsiewał wokół siebie mężczyzna, na którego do tej pory Florence nie zwracała kompletnie uwagi. Kobieta niemal krzyknęła, kiedy napastnik podszedł do nich, prezentując w całej okazałości nie tylko swoją brzydotę, ale także bulgoczącą w nim wściekłość. Gdy Florence już nieco oprzytomniała a także odzyskała rezon, wyprostowała się, spoglądając na mężczyznę nieprzychylnym spojrzeniem.
- Pan wybaczy, ale to nie pański interes. Widać po panu, że istotnie, nie są to dla pana tematy interesujące, ale takie uwagi proszę zachować dla siebie! Gburze! - właściwie to mogła sobie darować obrażanie go, troszkę się obawiała, że facet mógłby faktycznie je zaatakować - tym razem fizycznie. Wyglądał na takiego co to pod wpływem emocji rzucał się z pięściami na każdego, kto próbował mu podskakiwać. Ale Florence poczuła się głęboko urażona - obrażać jej lodziarnię! Och, zdecydowanie następnym razem pójdą gdzie indziej. - Tom, a ty nie raczysz się ruszyć i coś z tym zrobić? Obrażają ci stałą klientkę! - oj, bo się stary barman pożegna ze zniżką w lodziarni!
O tym drugim aspekcie Dziurawego Kotła Florence miała się właściwie przekonać już po chwili - w momencie kiedy panna Fortescue chciała poinformować swoją przyjaciółkę, że nadeszła pora, aby się rozstać, obie zostały zaatakowane. Zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Zaatakowane nie tylko słownie, ale również nieprzyjemnym odorem, jaki rozsiewał wokół siebie mężczyzna, na którego do tej pory Florence nie zwracała kompletnie uwagi. Kobieta niemal krzyknęła, kiedy napastnik podszedł do nich, prezentując w całej okazałości nie tylko swoją brzydotę, ale także bulgoczącą w nim wściekłość. Gdy Florence już nieco oprzytomniała a także odzyskała rezon, wyprostowała się, spoglądając na mężczyznę nieprzychylnym spojrzeniem.
- Pan wybaczy, ale to nie pański interes. Widać po panu, że istotnie, nie są to dla pana tematy interesujące, ale takie uwagi proszę zachować dla siebie! Gburze! - właściwie to mogła sobie darować obrażanie go, troszkę się obawiała, że facet mógłby faktycznie je zaatakować - tym razem fizycznie. Wyglądał na takiego co to pod wpływem emocji rzucał się z pięściami na każdego, kto próbował mu podskakiwać. Ale Florence poczuła się głęboko urażona - obrażać jej lodziarnię! Och, zdecydowanie następnym razem pójdą gdzie indziej. - Tom, a ty nie raczysz się ruszyć i coś z tym zrobić? Obrażają ci stałą klientkę! - oj, bo się stary barman pożegna ze zniżką w lodziarni!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Stoliki w pobliżu wejścia
Szybka odpowiedź