Wydarzenia


Ekipa forum
Mniejsza sala
AutorWiadomość
Mniejsza sala [odnośnik]21.09.15 22:39
First topic message reminder :

Mniejsza sala

★★
"Biała Wiwerna" podzielona jest na mniejsze i większe salki służące spokojniejszym rozmowom, jak i większym popijawom, czasami nawet i nielegalnym interesom, lecz o tym się nie mówi, obsługa dyskretnie nie zwraca uwagi na podejrzane osoby tak popularne na wiecznie mrocznym Nokturnie. Mniejsza sala znajduje się w podpiwniczeniu o ostro ciosanych kamiennych ścianach i łukowatym stropie. Klimatu dodają jej wiecznie palące się świece na niewielkich, drewnianych stolikach.

Możliwość gry w kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejsza sala - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Mniejsza sala [odnośnik]24.10.18 23:54
Sala powoli zapełniała się resztą Rycerzy, chcących wziąć udział w zebraniu. Edgar mimowolnie kiwał im głową w niezbyt wylewnym geście powitania, po prostu spoglądając na otwarte drzwi. Nieszczególnie interesowało go kto się w nich pojawi. Był pewien kilku osób, a cała reszta była mu raczej obojętna. W przeciwieństwie do niektórych wcale nie uważał, że do tej organizacji powinno należeć jak najwięcej osób. Nie chciał wpuszczać tutaj bydła tylko zaangażowanych i bystrych czarodziejów, gotowych poświęcić się dla wyższej sprawy. Na szczęście istniało coś takiego jak naturalna selekcja - chciał wierzyć, że w tej sali znajdują się tylko warci tego czarodzieje, w co trochę zwątpił gdy próg sali przekroczył Goyle. Siemaneczko odpowiedział mu z przekąsem, ale w myślach. W tym momencie wyłapał znaczące spojrzenie Magnusa i gest, który dla niego był aż nazbyt czytelny. W odpowiedzi podrapał się po pośladku, nieznacznie unosząc kącik ust. Cóż, to wspomnienie jeszcze długo nie zostanie przez niego zapomniane. Potem skupił całą swoją uwagę na słowach Deirdre.
- Anomalia na cmentarzu w Hogsmeade została opanowana bez żadnych komplikacji - zaczął, chociaż Deirdre doskonale o tym wiedziała, w końcu udało im się ją naprawić wspólnymi siłami. - Tak samo Aleja Theodousa Traversa, którą zająłem się wspólnie z Magnusem. Za to natknęliśmy się na dwie kobiety w Dziurawym Kotle. Tam nie udało nam się opanować anomalii - skrzywił się nieznacznie na to wspomnienie, a przez jego ciało przeszedł dreszcz jakby znowu znalazł się na mroźnej Syberii w towarzystwie niedźwiedzi polarnych. - Niemniej rozpoznałem jedną z nich. Jeszcze nie znam jej imienia, ale na pewno jest aurorem. Ruda, leworęczna, średniego wzrostu. Współpracowała kiedyś z Garrettem Weasleyem. Zna moje nazwisko - chociaż w chwili obecnej nie uważał tego za wielki problem. Podejrzewał, że i tak od dłuższego czasu może być na celowniku przez wzgląd na nazwisko i krążące wokół niego historie. Na ogół prawdziwe, choć i tak wmawia się ludziom inaczej.
Poruszył się niecierpliwie na krześle, kiedy usłyszał o czarnej różdżce. Ile by dał, żeby choć raz ją dotknąć albo chociaż zobaczyć. Od wielu lat interesował się tematem Insygniów Śmierci, dużo o tym czytał, słuchał pogłosek. Skoro Czarnemu Panu udało się ją zdobyć, będzie w stanie dokonać wszystko co zaplanował. Zainteresował go też ten kamień wskrzeszenia. - Mamy jakieś podejrzenia po co im ten kamień? Kogo niby chcieliby wskrzesić? - I co by im to dało skoro duch nie chwyci różdżki w dłoń i nie pójdzie walczyć. Chyba, że to miał być ktoś o dużej wiedzy, niekoniecznie praktycznej. Przewinęło mu się przez głowę parę nazwisk, ale nie chciał strzelać. Kiwnął za to głową, niejako potwierdzając słowa Antoniny. Również był pewny ich klątwy. Zaskoczyły go jednak słowa Tristana - pojmali Grindelwalda, jednego z najpotężniejszych czarodziejów tych czasów, ot tak? Nie zamierzał jednak o nic pytać; wierzył, że Rosier podzieliłby się większą ilością informacji na ten temat gdyby tylko je posiadał.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 11:16
To spotkanie nie miało różnić się od wszystkich innych; poza oczywiście omawianą treścią. Biała Wywerna stanęła na nogi i choć nosiła znamiona nokturnowej spelunki, to wciąż pozostawała w miarę bezpiecznym miejscem schronienia przed wścibskimi oczami osób niepowołanych. Właściwie nic nie zdradzało burzy jaka miała rozpętać się w mojej głowie oraz klatce piersiowej. Dość beznamiętnie witałem wchodzących powoli czarodziejów aż dotarłem wzrokiem do nowej postaci. Tak dobrze mi znanej, choć może wcale nie? Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia, bliski przetarcia powiek z niedowierzania; ale to naprawdę był Alphard. Nie spodziewałem się go tutaj. Nie powiedziałem mu nic o Rycerzach Walpurgii; nie uznałem, by był na to przygotowany. Kochałem go, to oczywiste, ale znałem go zbyt dobrze. Czy raczej w ogóle wiedząc jak bardzo był zagubiony i nieprzewidywalny. Ktokolwiek postanowił wprowadzić go w te szeregi, nie przemyślał chyba tej sprawy zbyt dobrze, ale nie ośmieliłem się tego powiedzieć na głos.
Nie spodziewałem się również, że starszy brat postanowi zachwiać naszymi relacjami tak jawnie, będąc pod ostrzałem spojrzeń praktycznie obcych osób. Siadając po drugiej stronie wyraźnie dał swojej pogardzie do zrozumienia, tak samo jak zniewadze mojej osoby oraz naszemu wspólnemu nazwisku. Mogliśmy się żreć do woli, ale prywatnie, bez udziału innych; jednak Alphard wybrał zupełnie inną drogę. Ściągnąłem brwi nie wiedząc czy byłem bardziej zły, rozczarowany czy ugodzony nieprzyjemnym uczuciem. Podobnych zagrywek mogłem spodziewać się po wszystkich, ale nie po nim. Odetchnąłem ciężko, jakbym na chwilę zapomniał jak się oddychało; jeszcze bardziej sfrustrowany, że ten gest wywołał we mnie tyle niepożądanych emocji. Zdrada najbliższych zawsze boli najbardziej, mogłem się już o tym wielokrotnie przekonać.
Jednak nie powiedziałem nic i oprócz mocniej zaciskających się splecionych ze sobą palców nie zrobiłem żadnego innego nerwowego ruchu, starając się skupić wyłącznie na rozpoczęciu spotkania oraz słowach Deirdre wybrzmiewających sucho w mniejszej sali lokalu. Niestety nie miałem nic do powiedzenia na temat anomalii. Skupiłem wzrok na wspominającym naszą misję Quentinie, potem na Cassandrze, a na koniec na każdym, kto przemawiał opowiadając o Zakonie Feniksa oraz innych przeciwnościach na jakie natrafili. Jedynie na bracie nie zawiesiłem wzroku kiedy się odezwał, bojąc się, że stracę kontrolę. Byłem Blackiem, nie mogłem tracić kontroli. Dlatego wyprostowałem się na siedzeniu jak struna oczekując albo raportu uzdrowicielki albo wywołania do tablicy. Mając świadomość jak bardzo pilnowana jest w tej organizacji hierarchia, postanowiłem się nie wychylać, a czekać na moment, w którym faktycznie będę miał coś sensownego do powiedzenia. Choć korciło mnie, by odpowiedzieć na pytanie dotyczące kamienia wskrzeszenia.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 13:25
Obserwował każdego, kto przekraczał próg sali w Wywernie wymieniając uprzejmości na odległość. Nie lubił mówić, zwłaszcza strzępić języka, chociaż może powinien. Na dłużej skoncentrował wzrok na nowym nabytku Rycerzy - jeszcze nie tak dawno Cyneric był na jego miejscu. Czuł się nieswojo z tą wiedzą, lecz wreszcie odpuścił bezsensowne zainteresowanie i oddał je Deirdre, tylko przelotnie spoglądając na Craiga. Widocznie to Tsagairt miała mówić więcej dzisiejszego wieczoru, lecz nie zagłębiał się w to zbyt intensywnie. Oparł się wygodniej na krześle zamieniając się w bacznego słuchacza. Skutecznie tuszował gorejące w nim zażenowanie nie pozwalając mu wypełznąć na wierzch. Nikogo nie interesowały zbędne tłumaczenia, zatem z szacunku do innych nie zaczął się kajać i raczyć zebranych pustymi słowami.
Nie mógł bowiem złożyć ani raportu z napraw anomalii ani z misji. Ostatnia, na jaką się pisał, została anulowana - Percival, którego notabene tutaj nie było, wystawił go do wiatru. Co nawet nie miało już takiego większego znaczenia skoro Grindelwald został pojmany, a to właśnie o nim miało być ich zakurzone w odległych czasach zadanie. Yaxley żywił jednakże nadzieję, że tym razem uda mu się wykazać w kolejnej misji i że współpraca z innym z Rycerzy przebiegnie tym razem dużo sprawniej. Zerknął w bok na Morgotha - klasycznie milczącego, lecz on wiedział co to oznaczało. Raczej nic przyjemnego. Żałował, że nie mogli wymienić się teraz informacjami; nie byli w sali sami przecież. Dlatego zamiast zagłębiać się w istotę problemu po prostu słuchał uważnie wszystkich informacji jakie zostały zebrane. Ten cały Zakon rósł niebezpiecznie w siłę, w dodatku szukali kamienia wskrzeszenia, co nie mogło zwiastować niczego dobrego - nie dla Czarnego Pana, który winien dostać w swoje ręce wszystkie insygnia śmierci, żeby jego potęga nie znała granic. O to wszakże walczyli, ponieważ ta drobna sprawa gwarantowała im możliwość oczyszczenia magicznego świata z niegodnych przedstawicieli zarówno czarodziejów - jak sami siebie nazywali, chociaż Cyneric miał na to inny pogląd - jak i zwykłych mugoli pałętających się po tym świecie nie wiadomo dlaczego. Tak czy siak wiele informacji zrobiło na treserze wrażenie, musiał je przeanalizować w skupieniu.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 13:44
Utkwił spojrzenie w kończącym się alkoholu, po czym westchnął przeciągle jakby było mu ciężko na duszy. Chociaż jako ktoś pochodzący z rynsztoku nie powinien w ogóle jej posiadać - widocznie natura miewa naprawdę ironiczne poczucie humoru. A może to jednak kwestia wielopokoleniowej, tradycyjnej rodziny czystokrwistej? Och, skądże. Odłożył na bok ponure dywagacje, zaś dobry humor minął wraz z opróżnieniem szklanki do samego dna - wielka szkoda. Odłożył naczynie ostrożnie na mocny blat stołu oraz oparł jedną nogę na drugiej, dopiero wtedy zerkając na jeszcze wchodzących do pomieszczenia niedobitkach. Nie zainteresował się żadnym z nich, chociaż każdemu chyba kiwnął głową - pogrążony we własnych myślach nie był pewien na ile trzymał się rzeczywistości, być może nie wykonał żadnego gestu w ich stronę, lecz to nie było istotne.
Najważniejszym okazało się spotkanie, wkrótce, wyjątkowo sprawnie rozpoczęte. Nikt nie odważył się usiąść obok niego - kolejna szkoda, chociaż i tak nie zamierzał nawiązywać kolejnych znajomości. Chciał raczej wynieść stąd coś istotnego i tylko dlatego uważnie słuchał każdej jednej wypowiedzi. Początkowo wpatrzony w stół przeniósł wzrok na Tristana, który rzucił istotną informacją.
- To prawda, ten parszywiec wyczarowywał kruka - potwierdził nie bez niesmaku. Trudno dziwić się Cadanowi, że tak tego mężczyzny nienawidził, wszakże to on pozbawił go nosa. To było bardzo smutnym okresem jego życia, lecz nie mógł mazgaić się w nieskończoność; ostatnio spadające nań ciosy próbowały go ostatecznie podłamać, jednakże rodzina dawała mu siłę. Ta, którą założył, bowiem rodzeństwo… to była całkowicie odmienna śpiewka. Nie chciał o tym myśleć zamiast tego koncentrując się na rzeczonym patronusie. Niestety Goyle podejrzewał, że sporo czarodziejów może posługiwać się tym symbolem - nawet zerknął pobieżnie na obu Blacków, z czego jeden, chociaż nowy, nie był wcale nowym dla niego. Niestety jego nie mógł dojrzeć przez ludzi, jacy siedzieli z nim w tym samym rzędzie.
Ożywił się, kiedy Lyanna zabrała głos. Zerknął na jej profil niemal sąsiadujący z jego i zdziwił się oszczędnej relacji kobiety. - Była tam rudowłosa kobieta, lecz oboje używali peleryn niewidek, w dodatku było ciemno, trudno orzec czy to była ta sama - powiedział, zwracając się niejako do Edgara, który poruszył kwestię pewnej aurorki. Niestety rudych zdrajców były całe pęczki. - Drugiego nazywała Victor, jednakże to nie musiało być prawdziwe imię - uzupełnił sprawozdanie. - Nie władali żadną nadzwyczajną magią, wręcz ten mężczyzna nie odznaczał się inteligencją. Próbował rzucić finite werbalnie - ciągnął wciąż, uznając, że każda informacja była na wagę złota. - Ostatecznie uciekli, czarodziej nie wyglądał zbyt dobrze pod koniec walk. Potem jeszcze przeszukaliśmy na szybko zaklęciem dom Slughorna, nie natknęliśmy się na nic. Musieliśmy szybko uciekać, anomalie zaalarmowały sąsiadów - dodał na koniec, milknąc i słuchając reszty wypowiedzi.


make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die

larynx depopulo
and I know you're not my friend




Cadan Goyle
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5368-cadan-goyle#121340 https://www.morsmordre.net/t5383-poczta-cadana#121562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f219-dzielnica-portowa-orchard-place-4 https://www.morsmordre.net/t5384-skrytka-nr-1336#121565 https://www.morsmordre.net/t5385-cadan-goyle#121566
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 14:51
Nie poruszył się ani nie patrzył na wchodzących, pozwalając sobie na zerknięcie jedynie na siadających po obu jego stronach kuzynów. Obaj byli dla niego wsparciem, obaj stanowili silny filar relacji między rodzinami, która z każdym dniem wystawiana na próbę, trwała bez uszczerbku. Morgoth jednak nie był naiwny i wiedział, że jeszcze wiele razy przejdą kryzys, który zachwieje w posadach całym sojuszem, jaki zamierzali zbudować. Jeden z takich ataków miał się wkrótce odbyć w Stonehegde i chociaż Yaxley nie wątpił, że sytuacja potoczy się na ich korzyść, cała otoczka była niezwykle napięta. I frustrująca. Wszyscy mężczyźni chodzili jak na szpilkach, myśląc o tym, co się tam wydarzy, a dodatkowo obecność kobiet gwałciła długowieczną tradycję. Na samą myśl o tym wykręcało mu żołądek ze zniesmaczenia. Na szczęście nie musiał mówić Marine, że nie życzy sobie jej tam obecności, co w porównaniu z innymi rodami nie było aż tak oczywiste. Myśl o narzeczonej sprawiła, że mimowolnie zacisnął pięści, które dopiero po dłuższej chwili rozluźnił; na siłę, więc starał się skupić na rzucanych nad stołem słowach, byle tylko nie poświęcać przykremu tematowi zbyt dużo cennej uwagi. Wiedział, że jeszcze do niego wróci, lecz nie teraz. Nie w tym momencie. Nie w tym miejscu, gdzie samo przywołanie obrazu Marine było jak obraza dla jej osoby. Słysząc swoje imię z ust Rosiera, ocknął się i odetchnął niezauważenie, znów lądując duchem w Białej Wywernie. Każdy po kolei dzielił się swoimi doświadczeniami z misji i starć z szalejącymi czarami. On nie zamierzał. Nie spotkał żadnych tajemniczych osób, a o naprawionej anomalii z jego udziałem wspomniał już kto inny. Sprawa nadana mu przez Riddle'a po wcześniejszym spotkaniu nadawała się jednak do przedstawienia i wręcz musiała ujrzeć światło dziennie. - Wytropiłem Gregorowicza - zaczął oszczędnie, nie zamierzając wygłaszać wzniosłych mów o tym, co się działo. Suche fakty miały wystarczyć i zobrazować zebranych, co się wydarzyło w jednej z pierwszych nocy sierpnia. - Z Larsonem dostarczyliśmy go Czarnemu Panu - zakończył, wciąż nie podnosząc się na krześle. Zajęty własnymi myślami, zdawał się nieobecny. Każdy jednak znał nazwisko, które wypowiedział i mógł odnieść się do wspomnianych wcześniej wyznań o dostarczeniu czarnej różdżki najsilniejszemu z nich. Żadne zagadki tej silnej broni nie miały już stanowić dla założyciela Rycerzy Walpurgii problemu.
Uwagę o nowym towarzyszu zbył bez zbędnych emocji czy poświęcenia temu faktowi uwagi. Jego niechęć do starszego kuzyna była oczywistością, z którą spotykali się od najmłodszych lat. Yaxley upodobał sobie znacznie bliższego charakterem Lupusa i to w nim odnalazł odpowiednią dla rodziny więź. Starszy kuzyn wydawał się mu zawsze pełen prostoty o negatywnym wydźwięku. Jego naiwność i służalność była teraz bardziej niż niesmaczna. Nie wspominając o samym fakcie wybrania miejsca z daleka od brata. Morgoth chciał wspomóc Lupusa w tym jawnym rozłamie, a prozaiczny gest nalania kuzynowi alkoholu z jednej ze znajdujących się na sali karafek miał być doceniony jedynie przez jego samego. Obecność Alpharda musiała być dla uzdrowiciela dotkliwie bolesna. Nieważne jednak jak bardzo Yaxley pogardzał taką postawą, czas miał rozliczyć się z nimi wszystkimi. Słuchał każdej wypowiedzi, lecz zatrzymał swoje rozmyślania jedynie przy słowach siedzącego naprzeciw Croucha. Nie podniósł jednak wzroku. Słuchał jak to zawsze miał w zwyczaju.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 18:41
Sigrun była doskonałą potencjalną koleżanką z ławki. Przez wzgląd na długotrwałą relację biznesową nie czuł przy niej krępacji i zwyczajnie był oswojony z jej obecnością. Dlatego też w chwili rozgaszczania się na do niedawna wolnym krześle odnosił wrażenie, że to może być dobry dzień.
Gdy Śmierciożerczyni zabrała głos otwierając zebranie, przerwał to co w tym momencie robił i przeniósł spojrzenie na jej onieśmielające oblicze. Kiedyś chodziłby spojrzeniem na blat za każdym razem, gdy wiedźma postanowiła otrzeć się siłą swej uwagi o zbitek siedzących koło niego czarodziei. Dziś jednak nie uginał się pod tym ogólnym wkroczeniem. Związek z Hesper wpływał na niego w sposób nieodgadniony. Kto wie, może na kolejnym zgromadzeniu gdy Qentin napomknie o pracach zespołu badawczego to sam podejmie retorykę...? Dziś jednak nie posiadał jeszcze takiej pewności tym bardziej, gdy Ramzey napomkną o tym, że wróg zna ich personalia.
- Powinienem się...obawiać...? - bąknął niepewnie wyobrażając sobie ponurą scenę w której wprawieni w walkę czarodzieje pojawiają się w jego pracowni. Pobladł na tą myśl odnotowując w myślach, że będzie musiał przyszykować więcej eliksirów kameleona i być może spreparować drugie, tajne pomieszczenie w którym miałyby leżakować jego twory.
Właśnie, w kwestii eliksirów, gdy temat rozmów zaczął toczyć się dalej Valerij powoli wypakowywał z pękatej torby liczne fiolki z różnokolorową zawartością i tu nie chodziło o kilka czy kilkanaście flakoników. Wszystkie były opisane z nazwy oraz właściwości. Gdy wewnątrz pakunku znalazło się nieco więcej przestrzeni Rosjanin z łatwością wyciągną leżącą na dnie drewnianą, nieco wysłużoną już tacę. Przetarł ją nadmiarem szaty zwisającym na przedramieniu. Postawił na niej alchemiczne twory i stuknął w jej kraniec. Taca była zaczarowana i lewitując niecały cal nad stołem mogła przesuwać się między zebranymi w sposób magiczny.
- Przygotowałem rozmaitej maści eliksiry. Mam nadzieję, że zostaną odpowiednio spożytkowane. W razie jakby ktoś chciał lub potrzebował czegoś spoza zebranych tu magicznych substancji - proszę się ze mną rozmówić, zrobię co w mojej mocy. Do tego...sir Rosier, Macnair... - w stronę Rosiera powędrowała niewielka szkatułka ze specjalną fiolka od której bił niecodzienny chłód, zaś w stronę Drew dwie dobrze znane mu fiolki do których załączona była stosowna notka wspominająca, że obie zawierają w sobie wywar żywej śmierci.

Eliksiry :
Valerij Dolohov
Valerij Dolohov
Zawód : Alchemik, złodziej
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4909-dolohov-budowa#106821 https://www.morsmordre.net/t5027-valerij-dolohov#107940 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5051-skrytka-bankowa-nr-1263 https://www.morsmordre.net/t5026-valerij-dolohov
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 19:25
Caelan nie odzywał się ani słowem. Nie powitał w żaden sposób Rookwood - wystarczył ten uśmiech, którym go uraczyła, by utwierdzić go w przekonaniu, że nie powinien wchodzić z nią w żadną interakcję - nie odpowiedział na zaczepne spojrzenia Cadana, nie skomentował też żadnej z rewelacji, o których mówili inni uczestnicy spotkania. Co jakiś czas upijał kolejny łyk alkoholu, czasem kiwał w milczeniu głową, wciąż jednak nie zabierał głosu. Nie uważał, by miał wiele do powiedzenia na temat ich misji, zaś w sprawie anomalii nie mógł wnieść niczego istotnego do dyskusji. Owszem, próbował, próbował wiele razy, lecz żadna z tych prób nie okazała się udana; w żadnym z odwiedzonych przez niego miejsc nie pojawili się członkowie Zakonu - bo zapewne mieli rację i to właśnie oni próbowali im przeszkadzać. Goyle nie wierzył, by mogli to być pracownicy Ministerstwa.
Był dumny z tego, czego udało im się dokonać od ostatniego spotkania. Czarna Różdżka, Gregorowicz, a nawet Grindewald - to wszystko było teraz w rękach ich Pana, najpotężniejszego czarodzieja wszech czasów. Naturalnie, nie mogli spocząć na laurach, poczuć się zbyt pewnie, zbyt bezpiecznie, trudno było jednak wyzbyć się tego zadowolenia, które odczuwał, poczucia, że nie było dla nich rzeczy niemożliwych. Musieli jeszcze pokonać daleką drogę, nim będą mogli odczuć prawdziwą dumę z powodu zmiany ich społeczeństwa, całego świata, na lepsze.
Słowa kobiety, która wypowiadała się o przemytnikach i sprzedawcach jak o skończonych kretynach, wydały mu się niezbyt rozsądne. Czy nie zdawała sobie sprawy z tego, że w gronie Rycerzy byli również i tacy, którzy parali się przemytem?
- W sprawie przemytników mogę zaoferować pomoc. Jeśli tylko raczysz rozwinąć w jakich okolicznościach i z jakimi osobnikami mieliście problemy. Nie znam wszystkich, lecz siatka moich kontaktów jest dosyć rozległa. Istnieje więc szansa, że ja - lub inni parający się przemytem Rycerze - będziemy w stanie odnaleźć ich, a następnie przemówić im do rozsądku - przemówił cicho, spokojnie, racząc przy tym Antonię surowym spojrzeniem. Może nie była to ważniejsza z poruszanych kwestii, lecz skoro już sygnalizowała takie problemy - w dość lekceważący i krzywdzący sposób, to prawda - to mógł się nimi zająć, w jednej z wolnych chwil. Wszak zapewnienie im bezpieczeństwa i sprawnych dostaw było istotniejsze od tego, w jaki sposób postanowiła podsumować wszystkich parających się przemytem czarodziejów.
A skoro już odezwał się, to postanowił dodać kilka słów do lakonicznej relacji Rookwood.
- Dowiedziałem się, że różdżka powinna znajdować się na pokładzie żaglowca Defiant. Przybyliśmy na wyspę Achill, wcieliliśmy się w rolę marynarzy, który mieli pomagać przy jego rozładunku i, bez większych problemów, skradliśmy najważniejszy z przewożonych towarów - zakończył swój krótki wywód. Nie musiał tego rozwijać bardziej; o efekcie ich starań była już mowa, miał nadzieję, że Czarny Pan był zadowolony.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 19:49
Odświeżona sala pozostawała ponurym miejscem, przepełnionym ponurymi ludźmi. Rząd sylwetek okutanych w ciemne peleryny przemykał między krzesłami, drzwi nieustannie skrzypiały, przyjmując kolejnych wtajemniczonych w progi sekretnej komanty; Magnus obserwował wchodzącyc z umiarkowanym zainteresowaniem, większość znał osobiście, część była mu szlacheckimi przyjaciółmi, z innymi łączyła go intensywna historia, a z każdym - służba, wierna i długa, bo trwająca aż do śmierci. Śmieci także siedziały przy ich stole i oczywiście nie chciały wynieść się same, acz pozostawały dużo mniej frapujące (zazwyczaj takie kwestie rozwiązywały się naturalnie), niż strzecha nieujarzmionych włosów i ostry profil, który mógł należeć wyłącznie do Alpharda. Rowle prawie zakrztusił się piwem na widok kuzyna, ale przełknął spory łyk napoju i odstawił butelkę na stół. Powinni zamienić słowo na osobnośc - i może odnowić nieco zatęchłą, rodzinną więź?
Rozprostował nogi, bujając się niedbale na krześle do czasu, aż drzwi się zatrzasnęły, a Deirdre wyraźnie zaakcentowała, że czas na błazenadę się skończył. Szczęk klucza samoistnie przekręcającego się w zamku sugerował wyraźnie, że spóźniascy nie mieli na co liczyć. I dobrze, wprowadzenie dyscypliny powinno poskutkować. Wśród całej hałastry nadal brakowało mu kilku twarzy, w tym mordy Traversa (nie zdobył tych swoich macek i wstydził się pokazać?), ale ich nieobecność pozwoliła Magnusowi na przebłysk nadziei, że tym razem zbudują odpowiednią atmosferę. Solidarnej pracy, lojalnego wsparcia i podpartych wiedzą i doświadczeniem rad. Czarny Pan oczekiwał od nich najwyższej mobilizacji i to właśnie Magnus zamierzał od siebie dać.
-Oprócz mugolskiego muzeum i Alei Traversa, razem z Edgarem zabezpieczyliśmy sklep z Truciznami na Nokturnie - uzupełnił Rowle, nie przestając bawić się guzikiem, mimo że Burke miał przeciwko niemu godziwe narzędzie szantażu - tam nie natknęliśmy się na żadnych bohaterów. W Dziurawym Kotle panoszyły się dwie dzierlatki. Obie młode i rude, ale napewno nie z Weasleyów ani z Prewettów - chyba, że były hańbą rodów i trzymano je w piwnicy pod kluczem. Gdyby fizjonomia wskazywała inne pochodzenie, cóż, mogłoby się tak zdarzyć - i utalentowane w magii defensywnej - dodał z przekąsem, wiedział, że to było więcej niż łut szczęścia, a faktyczne umiejętności oraz ich niedopatrzenie. Przebieg historii z Dziurawego Kotła obiecali jednak zachować dla siebie i Magnus nie zamierzał dzielić się tym z nikim, zwłaszcza na forum przed każdym z Rycerzy.
-Wykorzystują Patronusy jako tarcze? - powtórzył retorycznie, bo zjawisko wydawało mu się co najmniej... podejrzane. Jeśli to prawda - tak było, miał potwierdzenie od tych, którym rzeczywiście ufał - Zakonnicy mieli dostęp do nieprawdopodobnej mocy - Te... Patronusy mogą wchłaniać wszystkie zaklęcia? Nawet te wyjątkowo silne? Nawet niewybaczalne? - spytał ostro, kierując skupiony wzrok ku Tristanowi i Mulciberowi i Deirdre, jeśli ktoś miał o tym wiedzieć, to najpewniej oni.
Upił łyk piwa, przysłuchując się dalszym rewelacjom. Pytanie Croucha było słuszne, aczkolwiek nie pokusił się, aby udzielić mu odpowiedzi. Rosier, Mulciber, Burke, arystokraci doskonale znani z nazwiska, a także i Goyle oraz Deirdre - skoro w Azkabanie towarzyszył im Selwyn, obecnie świetnie bawiący się na Zakonowych igraszkach. Służących dotarciu do Kamienia Wskrzeszenia?
-Jeśli podania są prawdziwe, Kamień Wskrzeszenia to artefakt, który literalnie nie przywróci nikogo do życia - zwrócił się do Edgara - wystarczy jednak, by odbyć z takim trupem pogawędkę - nie chcieli przecież powrotu widma Dumbledore'a, zapewne równie upierdliwego, jak staruszek był za życia - i prawdopodobnie Zakon Feniksa posiada w swoich szeregch śmiałków, którzy będą próbować go zbadać tudzież udoskonalić - stwierdził, obrywając etykietę z butelki.
-Deirdre i ja zdobyliśmy fragemnt Czarnej Różdżki podczas bankietu w Somerset House. Obyło się bez walki, Deirdre załatwiła sprawę nadzywczaj elegancko - streścił, pomijając rolę swojej skormnej osoby. Tak naprawdę wcale nie był tam potrzebny, wystarczyłoby umieścić jej nazwisko na liście gości - Skoro Czarny Pan ma Gregorowicza... - Magnus przerwał na moment, a jego oczy rozbłysły ekscytacją - czy to oznacza próbę odtworzenia Berła Śmierci? - zamilkł, zaskoczony, jak i usatysfakcjonowany, nawet, jeśli to pozostawało w sferze domysłów. Czarny Pan posiadł narzędzie, za jakie przed wiekami wielu ginęło, narzędzie, które niosło śmierć nawet i samym wspomnieniem. Miał też w swoich rękach jej poprzednich właścicieli i jeśli dotąd pojawiały się wątpliwości, tak właśnie zostały rozwiane. Lord Voldemort był najpotężniejszym czarodziejem na świecie.
Nieco rozdrażniony hałasem, spojrzał, co się dzieje naprzeciwko - Valerij szczękał i potrząsał swoją przepastną torbą, wprawiając w drżenie drobne fiolki eliksirów.
-Dla ciebie - zwrócił się do alchemika, przesuwając w jego stronę pakunek zawierający odłamek spadającej gwiazdy, bezoar, włosie buchorożca, piołun i popiół feniksa. Magnus nie zrobiłby z nich większego pożytku, w rękach Dolohova zdawały się bezpieczne. Z lewitującej między zgromadzonymi tacy wybrał sobie kilka fiolek i w podzięce kiwnął głową alchemikowi.

|zabieram:
1 porcja czuwającego strażnika (st.32)
1 porcja maści z wodnej gwiazdy (st.32)
1 porcja wężowych ust (st.21)
1 porcja smocza łza (st.32)
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejsza sala - Page 8 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 20:29
Obserwował uważnie wszystkich, którzy wchodzili po nim, skupiając się dłużej jedynie na Cassandrze, której dłoń spoczęła na jego ramieniu. Witając ją krótkim uśmiechem skinął głową, a następnie usłyszał trzask finalnie zamykanych drzwi, po którym Deirdre rozpoczęła ów niezwykle ważne – z resztą jak każde inne – zebranie. Wiedział, że przepływ informacji stanowił priorytet, więc należało w owych czterech ścianach napomknąć o jak największej ilości faktów, ciekawostek, czy nawet spostrzeżeń wprawiających choć w niewielką zadumę.
-Myślę, że mogę wraz z Caelanem zająć się kwestią lokalnych sprzedawców oraz przemytników.- rzucił staremu druhowi porozumiewawcze spojrzenie, a jego wargi wygięły się w kpiącym uśmiechu. Karaluchy drażniły go jak mało kto, więc uspokojenie ich nad wyraz iskrzących temperamentów było mu na rękę, a przy okazji istniała możliwość zdobycia istotnych informacji mogących mieć jakąkolwiek merytoryczną wartość dla Rycerzy. Trudził się w podobnym zawodzie już od ponad dekady, a ponadto zamieszkiwał brudne okolice Nokturnu, stąd owe towarzystwo nie było mu obce.
-Wraz z Deirdre pragnęliśmy ujarzmić źródło anomalii znajdujące się w szwalni, lecz tam zaatakowało nas dwóch mężczyzn. Ewidentnie nie byli skorzy do rozmowy, nie zadawali taktycznych pytań tylko szturmem przeszli do ofensywy. Nim zdążyliśmy podjąć jakiekolwiek kroki anomalia wyrzuciła nas w samym środku Holland Park.- stwierdził zgodnie z prawdą upijając łyk czerwonego wina. Do tej pory nie spotkał się z podobną „reakcją” czarnomagicznej mocy, jednakże była ona na tyle nieokiełznana, iż nie doszukiwał się zbędnych hipotez. -Powiodło nam się na alejce przy brzegu rzeki, ale nie odbyło się bez komplikacji. Ponownie musieliśmy skrzyżować różdżki, jednak tym razem panowie byli bardziej wylewni i otwarcie przyznali się do zajmowanych przez siebie stanowisk – byli aurorami – i także potrafili wyczarować patronusa pochłaniającego nasze zaklęcia, nawet te niezwykle silne oraz precyzyjne.- rzucił krótki spojrzenie towarzysze ostatnich walk, a następnie powrócił wzrokiem do reszty sali. Uważał, że wszyscy powinni o tym wiedzieć i tym samym mieć się na baczności. -Jeden z nich był legilimentą i nie miał żadnych skrupułów, aby podjąć próbę zlustrowania naszych wspomnień. Sądzę, że ktoś rozdał im do ręki karty, które jeszcze do niedawna były zakazane i obecnie nie ogranicza ich żadne prawo.- pokiwał wolno głową doskonale pamiętając wyraz twarzy kobiety, kiedy ten bezkarnie wkradł się do jej umysłu. -Nie wiadomo ilu podobnych jest w ich szeregach, a tym bardziej w Zakonie Feniksa. Jest to wyjątkowo niebezpieczne.- dodał.  Nie widział sensu, aby nawiązywać do Sali Planet oraz wizycie u Nazariusa, bowiem Ramsey już wszystko streścił, a nie mieli czasu na zbędne wtórowanie.
W chwili, kiedy Dolohov podał mu eliksiry, a ten przeczytał ich nazwę uniósł nieznacznie brew. Takowa kompletnie nic mu nie mówiła i zapewne będzie musiał odszukać ją w jednej z ksiąg, jednak nie było to najistotniejsze, a sam fakt rozpoznania magicznych płynów skradzionych z Departamentu Tajemnic. Skinąwszy mu głową w ramach podziękowania podał pakunek ze składnikami po czym schował fiolki, a następnie przeniósł wzrok na tacę przedstawiającą różne rozmaitości zbierając jedną z nich. Było ich dużo, każdy czegoś potrzebował.

Przekazuję Dolohovowi - jad akromantuli, włosie akromantuli, skrzeloziele, łuska smoka x2.
Zabieram- 1 porcja maści z wodnej gwiazdy




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 21:04
Biała Wywerna, miejsce zdemolowane złowieszczą mocą anomalii - miejsce tryumfu czarnej mocy, w każdym znaczeniu tego słowa. Milczała, kiedy padały podziękowania za przywrócenie budynku do stanu używalności - nie uczestniczyła nigdy w spotkaniach w tym miejscu, przynajmniej nie na jawie - widywała spotkania jedynie w snach, trzecim okiem - nie przyłożyła się też nijak do jej odbudowy, nie  mając ku temu ani środków ani stosownych umiejętności. Rozumiała jednak więcej niż dość, że wkład tego typu był bardziej niż konieczny. Deirdre poruszyła temat anomalii, przeniosła krótko wzrok na Ramseya - wyprzedził ją swoją wypowiedzią, w Mungu byli razem, jednak zaznaczanie swojej obecności we wspomnianym miejscu teraz wydawało się nieadekwatne. W innych miejscach, do których przygnała ją ciekawość, zawiodła. Istotny wydawał się jeden detal, o którym wspomniał Mulciber - kamień wskrzeszenia. Objęła spojrzeniem Quentina, Lupusa i Valerija, jednak żaden z nich nie zabrał głosu. Odczekała, gdy umilkły tematy rycerskich interwencji, nim wróciła ku niemu:
- Kamień wskrzeszenia już nie istnieje - oświadczyła podniesionym głosem, na tyle mocnym, by usłyszeli ją wszyscy zgromadzeni. Część dyskusji była bezprzedmiotowa. - Zniszczył go Grindelwald albo wywołana przez niego anomalia, tyle wiemy od niego samego - dokończyła spokojnie, znacząc spoglądając na pozostałych członków jednostki badawczej - słyszało to każde z nich.
Obróciła się na mężczyznę siedzącego obok - jednak będącego w tym miejscu, jak ona, po raz pierwszy. Powitała go krótkim skinięciem głowy, nie wiedząc, w jaki sposób przeprowadza się pośród nich bojowy chrzest - jej nikt nigdy nie przedstawiał innym.
Przytaknęła Quentinowi.
- Mamy sporo ważnych wieści - zastrzegła, przenosząc wzrok ku Deirdre i Craigowi, na szczyt stołu. - I chcielibyśmy zabrać głos, gdy nadejdzie ku temu odpowiednia chwila. - Nie ona ustalała porządek obrad i nie od niej to zależało - jednak kiedy zostaną wywołani niewątpliwie zreferują całość swoich postępów. Miała nadzieję, że wszyscy wspólnie - alchemiczne niuanse znacznie lepiej wychwytywali bieglejsi w tej szlachetnej sztuce od niej.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Mniejsza sala [odnośnik]25.10.18 22:16
Tym też oto sposobem rozpoczynało się kolejne spotkanie Rycerzy. Burke ze swojego miejsca w nieco posępnym milczeniu obserwował wszystkie sylwetki wchodzące do środka sali. Liczył, odznaczał w myślach kolejne osoby. I podobnie jak inni, bez trudu zauważył brak kilku osób. W tym kilku, których brakować zwyczajnie nie powinno. Gdzie byli? I co było powodem ich nieobecności? Niepewność, która podążyła za tymi myślami, sprawiła, że w którymś momencie zrobiło mu się zimno. I temperatura nie miała tutaj nic do rzeczy.
Jedna z brwi Burke'a uniosła się nieznacznie w wyrazie zaskoczenia, kiedy do pomieszczenia wmaszerował ktoś, kogo do tej pory pomiędzy nimi nie było. Fakt, że zrekrutowano nowe osoby ze światka szlacheckiego mógł nieść ze sobą głównie pozytywy - tym bardziej, że Craig wierzył w osąd Mulcibera. Chociaż tak naprawdę nie powinno go specjalnie dziwić. Szeregi rycerzy zasilał już Lupus, zasilał także nieobecny dziś niestety Cygnus, pora więc przyszła na ostatniego z braci - Alpharda.
Craig wciąż milczał, nawet gdy Deirdre magicznie zamknęła drzwi. Nie odpowiedział w żaden sposób na spojrzenie posłane mu przez Amadeusa, to nie był czas na takie rozmowy. Pozwolił śmierciożerczyni zacząć, stała w końcu od niego wyżej w hierarchii.
- Dobrze widzieć nowe twarze w naszym gronie - on także pozwolił sobie na krótki powitalny komentarz pod adresem Blacka. Burke był zwolennikiem ostrożnego dobierania sojuszników, niemniej cieszył się widząc, że ich ideologia się rozpowszechnia. Jak to pięknie sam Alphard ujął... "otworzono mu oczy". Niemal poetyckie.
Lista raportów, której przyszło im wysłuchać była całkiem długa, co przyjął z zadowoleniem. Śmierciożercy nie zawiedli, Burke kiwał lekko głową na wieść o każdym kolejnym miejscu, w którym magia została ukierunkowana tak, by im sprzyjać. Poszczególni rycerze także się spisali, a co do pozostałych... o tym później.
- To są cenne wieści. I bardzo niepokojące. Zacznijmy od tych patronusów. Myślę, że możemy już bez żadnych wątpliwości uznać za pewnik, że podczas każdej z tych potyczek stawaliście przeciwko Zakonowi. - zabrał w końcu głos. Zakon Feniksa coraz bardziej wchodził im w drogę. Pomijając już nawet kwestię anomalii, informacje o świetlistym, ochronnym patronusie odświeżyły w pamięci Craiga pewno zdarzenie - mające miejsce tamtej nocy, gdy został zdradzony i schwytany. Wtedy także widział takiego patronusa. Jasny, zwinny ptak wyczarowany przez jednego z napastników, osłonił zdrajcę Crispina przed zaklęciem, które miało rozorać mu gardło. Czyżby wtedy też miał do czynienia z Zakonem? - Wydaje mi się, że tak właśnie to działa, Magnusie - zwrócił się bezpośrednio do Rowle'a - Jeden z aurorów, przez którego mnie... pojmano, też się takim posługiwał. Możliwe więc, że znają to zaklęcie już jakiś czas. Co najmniej od kwietnia. - Była to sprawa, której należało się przyjrzeć bliżej. Być może powinni ją uczynić priorytetową, skoro okazuje się, że ten przedziwny, ulepszony patronus tak często stawał im na drodze podczas napraw anomalii. W przyszłości to zaklęcie mogło spowodować jeszcze więcej kłopotów.
- Że niby Selwyn jakoś wrócił z Azkabanu żywy? - Burke pamiętał historię Goyle'a opowiedzianą na poprzednim spotkaniu. Jakie były szanse że przeżył on skok do wody w sercu anomalii i teleportowało go gdzieś poza Azkaban? Jednakowa forma patronusa mogła być oczywiście przypadkiem, nie było tu miejsca na niepewność.
- Lupusie, myślisz, że byłbyś w stanie dyskretnie dowiedzieć się, czy Wright i ta kobieta trafili do Munga? - być może był to ślepy zaułek, istniała możliwość, że tę dwójkę zeżarły akromantule. A jeśli przeżyli, to że zostali ocaleni i uleczeni gdzieś w ukryciu. Równie dobrze jednak mogli leżeć w kostnicy Munga.
Alarmujące było również to, że członkowie Zakonu mogli znać personalia Rycerzy. Jak wielu? I czym dokładnie był "kryzys", o którym mówił Mulciber? - Ramseyu, mógłbyś rozwinąć? Czyje personalia znają? - powtórzył pytanie, które zadał Crouch. Zaraz potem zaś zwrócił swoje spojrzenie na Dolohova, a także na jego pękatą, dzwoniącą torbę. Widząc jego poczynania, kiwnął z uznaniem głową, chwilowo jednak wstrzymał się przed sięganiem po jakikolwiek eliksir. Pozwolił tacy dalej krążyć.
Wieści o tym, że Czarny Pan był we władaniu Czarnej różdżki niosły pewną ulgę w obliczu zagrożenia, które stanowił Zakon. Informacja o tym, że Bagman, który przecież stanowił istną skarbnicę wiedzy w temacie dementorów oraz anomalii, teraz jest spętany klątwą i odizolowany, również. Burke z uznaniem kiwnął głową słysząc takie wiadomości.
- Larson, uspokój się. Nikt nie atakował cię osobiście. Kwestię przemytników omówimy pod koniec spotkania - mruknął z lekką irytacją. Skoro wywleczono ten temat na forum, należało się tym zająć. Wciąż jednak mieli do przedyskutowania znacznie ważniejsze sprawy. Grindelwald, Gregorowicz oraz kamień wskrzeszenia. Wciąż jednak dręczyła go ta jedna rzecz, niemniej istotna niż owe artefakty, o których miała toczyć się dysputa, a o których mieli zaraz opowiadać badacze.
- Zanim przejdziemy dalej... Na włócznię Gudrøda, czy ktoś wie coś o nieobecnych? - zapytał zimno, przenosząc spojrzenie po kolei na każdego z tych, którzy jednak stawili się na spotkaniu. Oczekiwał wyjaśnień. Dopiero potem odwrócił się do kobiety, która poinformowała zebranych o zniszczeniu kamienia i poprosiła o głos:
- Opowiedz, co udało wam się odkryć.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Mniejsza sala [odnośnik]26.10.18 8:33
Wysłuchiwała odpowiedzi z autentyczną ciekawością, przesuwając wzrokiem w ślad za każdą kolejną, wypowiadającą się osobie. Choć nie okazywała żadnych emocji, wypełniało ją zadowolenie, zapewne tożsame z tym, które mógł odczuwać Czarny Pan. Jego słudzy nie zawiedli, wykonywali rozkazy, wypełniali obowiązki, stawiali czoła wyzwaniom przy pęczniejących od zagrożeń anomaliach. Sądziła, że Burke podsumuje wypowiedzi Rycerzy, ale skrócił tę część do minimum, pomijając kilka aspektów, o których zamierzała wspomnieć. - Czy księga, którą odnaleźliście w Armenii, ma znaleźć się w rękach badaczy? - spytała Ramseya, przenosząc także wzrok na Drew. Zawartość tomu na pewno przydałaby się jednostce, ale może w tym momencie jej treść studiował wyłącznie Czarny Pan. - Wiesz coś więcej o tym kryzysie? - dopytała jeszcze Mulcibera. W skupieniu słuchała dalszych wypowiedzi. - Aurorzy i Zakon Feniksa. Pojawia się wiele tych samych nazwisk, wiele osób z Departamentu Przestrzegania Prawa. Dobrze byłoby mieć w Ministerstwie kogoś, kto mógłby w jakiś sposób docierać do informacji o działaniach tych służb - zastanowiła się na głos; informacje te były pilnie strzeżone, ale potrzebowali także kogoś w murach rządu. Rozejrzała się dookoła, zahaczając spojrzeniem o milczącego Amadeusa, szanowanego już w ministerialnym środowisku, przesuwając je także na Blacka, który dokonał już dość szkolnego przedstawienia. Wiedząc, że został przyprowadzony tu przez Mulcibera, poczuła lekką ulgę - nie musiała martwić się o jego wprowadzenie w realia, Ramsey był ojcem surowym, ale powinien przekazać lordowi podstawowe informacje.
Także te dotyczące anomalii, o których naprawie opowiadały kolejne osoby. Kiwnęła głową zarówno Antonii jak i Sigrun. Rookwod dzielnie stawiała czoła anomaliom a Borgin, we współpracy z Burkiem, zadbała o ich dawnego znajomego z Azkabanu. - Twoje zaangażowanie w odbudowę Białej Wywerny i naprawy anomalii jest godne naśladowania - zwróciła się do blondynki: miała nadzieję, że podkreślenie dokonań kobiet pozwoli zatrzeć nieprzyjemne wrażenie po poprzednim spotkaniu, na którym dobre imię Rycerek poważnie ucierpiało. Skinęła także na Lyannę, mrużąc nieco oczy, gdy usłyszała o nieudanej misji. Nie skomentowała jej jednak w żaden sposób, najważniejsze, że próbowali, nie osiadając na laurach - porażki były nieodłączną częścią postępu, w każdej z dziedzin. - Anomalie dalej są ważnym zadaniem, powinniśmy skupić się na ich okiełznaniu. Zaproszenie do tego stołu otrzymali jedynie czarodzieje utalentowani i odważni - a dzięki instrukcjom Czarnego Pana możecie swoje umiejętności wykorzystać w dobrej sprawie - przypomniała, zwracając się głównie do tych, którzy nie spróbowali jeszcze swych sił w starciu z czarnomagiczną kumulacją energii, chaosem w najczystszej postaci. - Korzystajmy nawzajem ze swych zdolności, to pozwoli nam pokonać tę samozwańczą szajkę terrorystów, widocznie dążących do destabilizacji - kontynuowała, znów milknąc na chwilę. - Warto przyjrzeć się temu mężczyźnie od kruka, może posiadać o nas wiele informacji. Czy istnieje szansa, by w jakiś sposób przechwycić działanie tych Patronusów? Oraz identyfikować miejsca przebywania zakonników w ten sposób? - znów zadała pytanie do wszystkich, zwłaszcza jednak do przedstawicieli jednostki badawczej i czarodziei dobrze znających się na obronie przed czarną magią. Nie obawiała się przyznawania do niewiedzy, do tego, że sama zastanawia się nad pewnymi kwestiami - przybyli tutaj po to, by naprawiać luki i wzajemnie dyskutować o pomysłach.
- Czy z powodu tego pojedynku spotkały cię jakieś nieprzyjemności, Edgarze? - zwróciła się do Burke'a; poznali jego nazwisko, do tego dochodziła sprawa Quentina. Arystokraci dalej pozostawali poza zasięgiem służb, ale nie mogli być pewni na jak długo. Burke zadał także istotne pytania w stronę Ramseya, nie dublowała ich, milknąc. Pojmanie Grindelwalda, opisane tak spokojnie przez Tristana, ciągle robiło na niej wrażenie - znała jednak szczegóły, czekała na ewentualne pytania ze strony zgromadzonych Rycerzy. Nie dodała nic do wypowiedzi Rosiera, nie musiała, spojrzała na niego tylko kilka chwil dłużej niż na innych, zanim odwróciła wzrok na Morgotha. I jemu skinęła z szacunkiem głową, Czarny Pan miał w swych rękach ważnych czarodziei - także dzięki swym sługom. - Wasze dokonania kładą fundament pod kolejne sukcesy - ponownie zwróciła się do wszystkich; zaangażowanie każdego Rycerza było na wagę złota. - Sukcesy być może powiązane z tym, co odkryła jednostka badawcza - Nie musiała przekręcać się na fotelu, by spojrzeć na Valerija, Quentina i Lupusa. Bezpośrednie pytanie do Cassandry, zadane przez Burke'a, wydało się jej zbyt zamykające. - Co macie nam do przekazania? Wasza misja była niezwykle istotna, myślę też, że jej efekty przyniosą nam wszystkim coś niezwykle istotnego: coś, co wzmocni nasze siły - spojrzała wyczekująco na dotychczas milczącego Blacka - ciekawe, że to nie on zaprosił tutaj Alpharda - na Quentina oraz na zaaferowanego rozkładaniem przed sobą przenośnego alchemicznego kramiku Valerija. Każdy z nich był elementarną częścią jednostki, każdy specjalizował się w czymś innym, każdy - był tak samo cenny, jak spostrzeżenia, badania i szanse na odkrycie przyczyn anomalii.  - Może poczekajmy z odbieraniem hojnych prezentów Dolohova do końca spotkania - zaproponowała spokojnie; perspektywa krążących wokół stołu Rycerzy, stukających fiolkami i zastanawiających się nad wyborem eliksirów, wydawała się jej zbyt chaotyczna, niepozwalająca skupić się na dyskusjach. - Zaufani przemytnicy mogą być nam potrzebni - potwierdziła słowa Caleana, powstrzymując lekki uśmiech, spowodowany uniżonym przedstawieniem Magnusa swego udziału w misji pobocznej. Posłała mu krótkie spojrzenie mówiące, że nie powinien być aż tak skromny - i chwilę zastanowiła się nad jego pytaniem. - Sądzę, że tak, że Patronusy, czymkolwiek nie są i jakkolwiek nie zostały wzbogacone, mogą powstrzymać wiele klątw i silnych uroków - odpowiedziała powoli, nie miała jednak pewności - nikt z nich nie miał, nikt nie wiedział, co tak naprawdę potrafią świetliste postacie zwierząt, potrafiące wchłonąć w siebie nawet mordercze zaklęcie. - Tak samo jak nie wiemy na co Zakonników stać. Tak jak wspomniał Drew, niektórzy z nich mogą władać legilimencją, możliwe, że także innymi umiejętnościami, o jakie byśmy ich nie podejrzewali - kontynuowała dość sucho, beznamiętnie, bez zachwytu zdolnościami Zakonników, ale i bez pogardy. Byli mniej niż ludźmi, bandą szaleńców sprowadzającą na czarodziejski świat samozagładę. Należało ich wyeliminować, ale na pewno w pewien sposób doceniać jako przeciwników. Zwłaszcza teraz, gdy zdobyli więcej dowodów na istnienie i działania tej organizacji. - Nie zaniedbujmy zaklęć obronnych, owszem, nie posiadają w sobie słodkiego posmaku czarnej magii, nie fascynują, nie dają potęgi - ale posiadaną władzę należy umiejętnie chronić, by mogła rosnąć w siłę - przypomniała, bazując na własnych błędach. Świadoma, że parafrazuje słowa, które wypowiedział przed kilkoma miesiącami Tristan, jedynie do niej. Była mu wdzięczna za poskromienie szału zgłębiania tajnych krąg: magiczne tarcze uratowały nie tylko jej życie, ale - co ważniejsze - informacje, które posiadała a które mogłyby dostać się w niepowołane ręce.
Nie wypowiadała się na temat kamienia wskrzeszenia, pozostawiała dyskusję innym: padło wiele interesujących pytań a informacje, które podała Cassandra, mogły rzucić nowe światło na to, czego poszukiwali Zakonnicy. Wygodniej wsparła głowę o oparcie krzesła i rozplotła blade dłonie, przenosząc je na podłokietniki. Przenosząc wyczekujące spojrzenie na badaczy, to oni mieli im w tym momencie do przekazania najważniejsze informacje.

| Na odpis macie 48h.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Mniejsza sala [odnośnik]26.10.18 10:25
Spojrzał na Sigrun, gdy opowiadała o anomaliach, które w ostatnim miesiącu udało się opanować, a także o walce, jakiej doświadczyła w rezerwacie. Powstrzymał się przed westchnięciem, słuchając o patronusie chłopaka, o świetlistym kroku, który potrafił odpędzać okrutne klątwy. To mógł być przypadek, ale nie wierzył w przypadki. Expecto patronum było bardzo trudnym zaklęciem, a utworzenie świetlistej formy stworzenia wymagało dużej wiedzy i umiejętności. Stworzenie tak potężnego patronusa było imponującym osiągnięciem z punktu widzenia naukowego, musiał to przyznać.
— Kruk pasuje do Selwyna — powtórzył po Cadanie, spoglądając na Deirdre, która wyraziła potrzebę przyjrzenia mu się. — On również jest legilimentą. I metamorfomagiem. Mógł pojawić się w tych miejscach pod inną postacią, aby nie zostać rozpoznany. Jest też uzdrowicielem. Lupus powinien z łatwością się do niego zbliżyć.
Kiedy Alphard wstał, zwrócił ku niemu wzrok. Nie uśmiechał się już. Poważnie obserwował jego gesty i słuchał pierwszych słów wygłoszonych na forum. Na podziękowanie odpowiedział  lekkim skinięciem głowy — ktoś musiał, Alphardzie. Jeśli nie uczynił wcześniej tego jego własny brat, wobec którego usiadł w cichej, milczącej opozycji, uczynił to ktoś inny. Był pewien, że będzie cennym sprzymierzeńcem. Miał wszystko, czego potrzebował dobry Rycerz Walpurgii — nazwisko, zdolności, kontakty, wiedzę o czarnej magii i siłę.
Słysząc słowa Tristana obrócił głowę w jego kierunku i odpowiedział mu, jakby tylko jemu, choć przecież mówił do wszystkich:
— Benjamin Wright jest członkiem Zakonu Feniksa.— Był tego pewien, tak jak tego, że i Rosier to wiedział. Potwierdził jedynie jego słowa. Później spojrzał na pozostałych Rycerzy. — Selwyn również. Widziałem twarze, wiele twarzy, zbyt wiele by wszystkie zapamiętać. — W swej wizji, przepowiedni. — Gromadzili się tak jak my dzisiaj. Aurorzy Frederick Fox, Brendan Weasley, Samuel Skamander, Josephine Fenwick, gracze quidditcha Billy Moore i Maxine Desmond, a także Pomona Sprout, Justine Tonks i Minerwa McGonagall. I wiele innych osób, których nazwisk nie przytoczę. W słowach, które usłyszałem rozpoznałem siebie, Perseusa, Tristana, Magnusa, Drew i Ciebie — zwrócił się do Craiga, odpowiadając jednocześnie na pytanie Croucha. Ostatni przypadek był jednak oczywisty, schwytali go.— Według nich Samantha Weasley już nie żyje. Weasley miał z nią spotkanie — co się z nią stało jednak - mógł jedynie podejrzewać, że to sprawka aurora. Oby zginęła broniąc swojego honoru. — Powiedzieli, że po schwytaniu Russela wyciągnęli z niego wspomnienia, w tym wspomnienia naszych spotkań, a więc z pewnością mają na uwadze wszystkie nazwiska, które brały w nich wtedy udział.— Spojrzał na Deirdre. Wielu z tych, którzy na początku im towarzyszyli nie było już wśród nich. — Alexander Selwyn, który był z nami w Azkabanie żyje i ma się dobrze. To znaczy, że pamięta twarze wszystkich, którzy byli z nim wtedy w szatni — przelotnie spojrzał na Yaxleya i Goyle'a. — I wie, kto stoi za zniszczeniem Ministerstwa. To kwestia czasu, nim zrobią z tego użytek. — Selwyna należało zabić i to jak najszybciej. Wśród nich byli aurorzy. Jeśli uzdrowiciel nie podzielił się z nimi tą wiedzą, to lada moment to uczyni. A jeśli już wiedzieli - szykują się na coś większego i musieli im w tym przeszkodzić. Rycerze musieli wiedzieć.
— Interesujących, czyli czego? konkretnie? Spytał Quentina marszcząc brwi, kiedy ten wspomniał o działaniach. Z pewnością nie on jeden chciał usłyszeć o wynikach ich prac, ale wraz ze swoją naukową ciekawością nie mógł po prostu poczekać, aż nadejdzie odpowiednia chwila, by to poruszyć. Spotkali się tu wszyscy po to, by przedyskutować najważniejsze kwestie, a nie po to, by zdawać suche raporty. Potrzebowali wszystkich informacji, ale i zaangażowania ze strony sojuszników Czarnego Pana. Tylko wspólnymi siłami i wymianą tych interesujących informacji mogli się wspomóc. Powinni powiedzieć wszystko, co wiedzą — ta wiedza, ale i indywidualne spostrzeżenia były bardzo ważne. Nie każdy mógł wyciągnąć podobne wnioski. — Na Salzara, Quentinie, nie trzymaj nas w niepewności — dodał z głosem, w który sztucznie tchnięto życie.
Po słowach Antonii obrócił głowę, odszukał jej twarz pośród innych. Myśli o Bagmanie sprawiły, że jego oblicze pociemniało, oczy zwęziły się. Uniósł też dłoń do twarzy, by palcami przesunąć po brodzie w zamyśleniu. Dobrze, że żył i pozostawał do dyspozycji Czarnego Pana. Nie wątpił, by ten posiadał wiedzę, której potrzebowali. Spętany i zniewolony mógł żyć tak długo, jak długo będą bazować na tym, co wiedział i potrafił. Kwestie przemytników były mu dość obce, dlatego jedynie wysłuchał problemu, na który zwróciła uwagę, na który po chwili odpowiedział jej częściowo Luke. Nie znał mężczyzny, dlatego przez cały ten czas, gdy mówił przyglądał mu się badawczo i uważnie, wierząc, że na jego doświadczeniach i słowach można polegać, skoro zasiadał w ich gronie. Caelan mógł pomóc w temacie, zaoferował się, wierzył więc, że szybko rozwiążą spędzające im sen z powiek sytuacje. Podobnie jak Drew.
— Sądzisz, że mogli znaleźć coś cennego i to wzięli ze sobą?— spytał Lyanny, unikając pytania o to Cadana, kiedy skończyła opowiadać o wizycie w domu Slughorne’a.  Coraz więcej było podobnych spotkań, to nie byli zwykli ludzie, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Oni wszyscy należeli do Zakonu Feniksa, który działał coraz prężniej, coraz jawniej i stawał się coraz silniejszy. Nie powinni lekceważyć swoich przeciwników. Alexander Selwyn okazał się marny w walce, ale wśród nich byli bardzo zdolni i doświadczeni aurorzy. Fox, Weasley, Skamander. Z nimi trudniej będzie się mierzyć.
Ruda aurorka. Westchnął w końcu, po słowach Edgara, marszcząc brwi  i próbując w odmętach swej pamięci odszukać powtarzający się w słowach rycerzy obrazek. Jego pytanie wywołało go do odpowiedzi, więc podniósł na niego wzrok myśląc o tym.
—  Nie wiedzą, gdzie jest kamień, ale wiedzą, że jest powiązany z anomaliami i był w posiadaniu Gellerta. I znają miejsca, w których mógłby się znajdować, ale gdzie leżą i na jakiej podstawie tak sądzą nie wiadomo.  
Kiedy Valerij spytał, przekrzywił głowę. Alchemicy nie byli wcale w lepszej sytuacji, uzdrowiciele. Przelotnie spojrzał na Cassandrę, zarówno Blackowie, jak i Burkowie posiadali dostateczne zaplecze, by zabezpieczyć się przed niezapowiedzianymi wizytami.
— Skąd, jesteś bezpieczny — odpowiedział mu z uśmiechem. — Tak długo, jak długo nie posądzają cię o dostarczanie nam eliksirów bojowych i trucizn.
Wątpił, by którykolwiek z aurorów wpadł na pomysł, by prześledzić dogłębnie ten światek, by wnikliwie rozeznać się w sytuacji, poznać wroga. Uderzali bezpośrednio, centralnie, prosto — jeśli polowali na niego, to szukali dowodów, pójdą po najmniejszej linii oporu, by się do niego dobrać. Nie użyją do tego nikogo innego, nie byli tak wyrachowani.
Nie odpowiedział Magnusowi w kwestii patronusa. Słyszał o tym teraz, wcześniej, ale do tej pory nie ujrzał tego na własne oczy. Skrzyżował z nim spojrzenie, lecz milczał. Pokiwał jednak głową, kiedy mówił o udoskonalaniu kamienia. Jako niewymowny doskonale zdawał sobie sprawę, że takie rzeczy jak najbardziej były możliwe. Departament Tajemnic krył w sobie więcej podobnych zagadek.
— Auror legilimenta...— Uniósł brwi, nie kryjąc zdumienia. Choć dziś już nic nie powinno go dziwić, wszak zabrał ze sobą uzdrowiciela-metamorfomaga-legilimentę-zakonnika. Potarł palcami brodę. To była cenna i wartościowa informacja. Powinni być przygotowani.
Słowa Cassandry go skonsternowały, ale nie dał tego po sobie poznać. Spojrzał na nią, przez chwilę zastanawiając się nad tym, co rzekła. Wizja ukazywała przyszłość, nie przeszłość. Czyżby Zakonnicy mieli szukać go na próżno, łudząc się, że im się powiedzie?
— Oni sądzą inaczej — odparł w końcu czarownicy, nie podważając jednocześnie jej słów. Wiedział, że mówi prawdę. — Posiadają lub będą posiadać plan oparty na tropach i poszlakach. Będą szukać całości lub jego fragmentów. I zakładają, że my też będziemy i nasze drogi się skrzyżują. Ale jeśli to prawda, a Grindelwald nie kłamał, to nie mamy powodów, aby się martwić. Jak przebiegała rozmowa z nim? — Zerknął na Lupusa, który wciąż milczał. — Zbadaliście go?— Jego ciało mogło kryć równie wiele zagadek, co umysł. Musieli z tego skorzystać.
Pytanie o księgę wybiło go z rytmu. Zakładał, że już dawno się znalazła w ich rękach. Przemilczał to jednak.
— Księga jest w posiadaniu Czarnego Pana— odpowiedział Deirdre.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Mniejsza sala - Page 8 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Mniejsza sala [odnośnik]26.10.18 18:09
Obserwował wszystkich i słuchał uważnie, dokładnie zapamiętując każdy, nawet najmniejszy szczegół. Każda informacja była na wagę złota, a, że on już w zasadzie nie miał nic do powiedzenia to wolał siedzieć i być uważnym słuchaczem.
Wydaje się, że i tak powiedział odrobinę za dużo, sądząc po tym jak „zbeształ” go Burke. Skinął tylko głową na słowa szlachcica, po czym na moment zerkną na siedzącą obok niego kobietę, a następnie przeniósł wzrok na mężczyznę, który zaoferował swą pomoc przy doprowadzaniu nieodpowiednio zachowujących się przemytników do porządku. Więcej jednak już w tym temacie nie powiedział tylko na nowo skupił się na zdających raport Rycerzach. Uwagę skupił najdłużej chyba na Deirdre, bo zdał sobie sprawę, że jednak ją zna. Jak to czasami pamięć potrafi łatać figle. Miał przed sobą znajomą ze szkoły i dopiero teraz to sobie uświadomił. Co prawda nie rozmawiali ze sobą za bardzo w szkole, on był odludkiem, ona była w jego mniemaniu „zimna”.
Jednak jej „zachęta” odnośnie zajmowania się anomaliami jak najbardziej do niego dotarła i Larson wiedział, że tym razem z pewnością zbierze się w sobie i w wolnej chwili z pewnością wyruszy anomalią naprzeciw.
Nie podobało mu się to jak dużo informacji usłyszał o zakonnikach. Oczywiście dobrze, że teraz mieli na ich temat tak obszerną wiedzę jedna fakt, że się tak panoszyli i wchodzili im w paradę był niedopuszczalny i wielce irytujący. Ich zdolności związane z patronusami również były niepokojące, bo jeśli faktycznie było tak jak przed chwilą usłyszał i ci czarodzieje mogli za pomocą swoich świetlistych pupili pochłaniać nawet najgroźniejsze klątwy, nie wróżyło to nic dobrego.
Słysząc jak mężczyzna siedzący na drugim krańcu stołu wymienia nazwiska zakonników uniósł lekko brew ku górze, jednak po chwili znów na jego twarz wpłynęła maska, a Larson od razu zapamiętał wszystkie nazwiska gdyby przypadkiem w przyszłości miał z tymi osobnikami do czynienia. Lekko odetchnął wewnętrznie z ulgą, że jego nazwisko nie jest znane, jednak nadal niepokojący był fakt, że w ogóle znają jakieś ich nazwiska.
Ostatni raz zaciągnął się papierosem, po czym zgasił niedopałek w popielniczce. Temat kamienia wskrzeszenia był bardzo ciekawy, jednak do tej pory nie miał pojęcia gdzie w ogóle może się ów artefakt znajdywać. Informacja o tym, że jednak posiadali oni jakieś wskazówki co do jego położenia była satysfakcjonująca, gdyż to oznaczało, że Czarny Pan już niedługo będzie w jego posiadaniu.
Zerknął na tace lewitującą po stole, jedna nie sięgnął po żadną z fiolek. Nie żeby nie ufał mężczyźnie, który je rozdawał, co po prostu nic nie potrzebował.
Po chwili jednak przeniósł swoje spojrzenie na członków jednostki badawczej ciekaw jak cenne informacje dla nich mają.


Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.

Luke Larson
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 This is my game!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4583-luke-larson-w-budowie https://www.morsmordre.net/t4671-larson#100330 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-langley-st-25 https://www.morsmordre.net/t6739-skrytka-bankowa-nr-1184#175834 https://www.morsmordre.net/t4677-luke-larson#100364
Re: Mniejsza sala [odnośnik]27.10.18 9:20
Kilka miejsc, w których magia została opanowana, wymienionych przez Śmierciożerców, czy innych Rycerzy Walpurgii, była jej znajoma, sama tam próbowała, jednakże nie podołała - albo to inne czynniki jej w tym przeszkodziły. Niemniej dobrze było słyszeć, że miejsca te znalazły się pod ich kontrolą. Zdecydowanie jednak niepokoiła ją liczna obecność obcych, najpewniej Zakonników, władających silnymi mocami białej magii, na tyle silnych, by były w stanie wchłonąć potężniejsze zaklęcia. Sekret patronusów zdawał się intrygujący, nigdy o czymś podobnym nie słyszała.
- Tak - potwierdziła Sigrun, gdy Rosier się do niej zwrócil; kilka jego słów pasowało do młodzieńca, którego ujrzała w blasku srebrnego kruka. A więc to mógł być Selwyn? Wersję tę potwierdzał i Goyle, i Ramsey. Zmarszczyła brwi - nie spodziewała się, że mogą mieć jeszcze do czynienia z chwilową zabawką Mulcibera. Przeniosła spojrzenie na Zabini, rada, że oszczędziła sobie zbyt barwnych szczegółów, które z pewnością nie wzbudziłyby w innych zadowolenia.
W milczeniu słuchała opowieści innych, o misjach, które przyszło im wypełnić, z zainteresowaniem chłonąc każde słowo. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu zadowolenia, który wpłynął na pełne usta - Czarny Pan rósł w siłę, dostał to, czego pragnął. Gregorowicza, Grindelwalda, Czarną Różdżkę. Wciąż wracała wspomnieniami do momentu, w którym przez kilka chwil miała w dłoniach tak potężny artefakt. Zwłaszcza, gdy Caelan zabrał głos, aby uzupełnić jej lakoniczną relację.
Zwróciła spojrzenie w stronę Śmierciożerczyni; skinęła głową, rada, że jej zaangażowanie zostało docenione - miała nadzieję, że jej służba nadal zacierać będzie nieprzyjemne wrażenie pozostawione przez inne Rycerki, że ona także dołoży swą cegiełkę do tego, by pokazać siłę kobiet w szeregach tej organizacji, co Deirdre zdołała już uczynić. Nie zamierzała osiadać na laurach.
Nie czuła się zaskoczona faktem, iż obecność Alpharda tego wieczoru w Białej Wywernie jest dziełem Mulcibera. Dobrze było mieć kolejnego wpływowego, utalentowanego czarodzieja po swojej stronie. Była jednocześnie ciekawa - na jak wiele będzie go stać? To pokaże czas.
Nie udzieliła odpowiedzi na pytanie zadane przez Magnusa, bo wyraźnie kierował je jedynie do kilku osób. Niewybaczalnych zaklęć nie miała okazji wypróbować w starciu z patronusami, które działały jak tarcza, lecz była pewna, ze to ulegnie zmianie - jeśli nadarzy się ku temu okazja. Uniosła lekko brwi zdziwiona, gdy poruszył temat berła śmierci. Czyż nie było to po prostu jedno z określeń na Czarną Różdżkę, którą Czarny Pan miał już w swym posiadaniu? Interesowała ją jednak inna kwestia. Skoro istnienie kamienia wskrzeszenia zdawało się teraz prawdopodobne.
- Legenda mówiła nie tylko o czarnej różdzce i kamieniu wskrzeszenia, ale i pelerynie-niewidce. Skoro te dwa artefakty istnieją, istniec może i peleryna. Mamy jej szukać? - znów zabrała głos, zwracając spojrzenie ku Deirdre, choć pytanie było kierowane do wszystkich Śmierciożerców. Nie wątpiła w to, że ich Pan, jako potężny czarnoksiężnik, i bez tego mógl uczynić się niewidzialnym, zaskoczyć wroga w każdej chwili, ale czyz legenda nie mówila: kto posiądzie wszystkie insygnia stanie się panem życia i śmierci?
Na wyłożone na stół przez Dolohova eliksiry spojrzała łakomie i zadowoleniem; nie zamierzała jednak dziś po nic sięgać, odbierze od niego zamówienie wraz z tym, które miał przygotować dla innych łowców wilkolaków. Na pytanie zadane przez lorda Burke nie udzieliła odpowiedzi, bo i informacji o nieobecnych żadnych nie posiadała.
Niektórych niepokoił fakt, iż ich personalia mogą być Zakonowi Feniksa znane - to musiało w końcu nastąpić.
- Jackie Rineheart mnie rozpoznała. Miałam nieprzyjemność widywać ją w Ministerstwie. Towarzyszyła Selwynowi, a skoro on jest w Zakonie Feniksa, to być może i ona. Jej ojciec, Kieran Rineheart, spotkałam się z nim kilka dni temu w klubie pojedynków. Najpewniej córeczka wszystko już mu przekazała, może i on zna sekret patronusów? - zastanowiła się, choć co do ojca awanturnicy nie mogła mieć pewności. Coś jednak w jego spojrzeniu mówiło, że wie o niej więcej, niźli powinien. Tym bardziej wydawało jej się do prawdopodobne, gdy Mulciber zaczął wymieniac członków Zakonu, których ujrzał w swej wizji. Byli wśród nich aurorzy.
W końcu umilkła, aby zwrócić spojrzenie ku Cassandrze, Lupusowi i Quentinowi, którzy mieli przekazać im istotne informacje.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544

Strona 8 z 25 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 16 ... 25  Next

Mniejsza sala
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach