Mniejsza sala
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Mniejsza sala
"Biała Wiwerna" podzielona jest na mniejsze i większe salki służące spokojniejszym rozmowom, jak i większym popijawom, czasami nawet i nielegalnym interesom, lecz o tym się nie mówi, obsługa dyskretnie nie zwraca uwagi na podejrzane osoby tak popularne na wiecznie mrocznym Nokturnie. Mniejsza sala znajduje się w podpiwniczeniu o ostro ciosanych kamiennych ścianach i łukowatym stropie. Klimatu dodają jej wiecznie palące się świece na niewielkich, drewnianych stolikach.
Możliwość gry w kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
Uważnie wysłuchiwał wszystkich słów zarówno skierowanych do niego, jak i tych, które padały w innej sprawie niżeli pojmanie jego brata. Miał coś jeszcze i być może to da im przewagę, pewnego rodzaju furtkę do następnych działań, do kolejnego podstępu. - W istocie, Isabelle jest teraz rozchwiana, została zdradzona i jeżeli pozwolimy się jej czuć bezpiecznie z pewnością przychyli się naszej sprawie. Niedługo stanie się matką, dobro dziecka będzie dla niej najważniejsze - odparł. Także żałował, że nie mają nikogo z rodziny, tak jak wspomniała to Deirdre, w stronę której zwrócił swoje spojrzenie. Natomiast wierzył, że relacje ich niegdyś łączące nie osłabły i jeżeli tylko upewni ją w tym, że odebranie nazwiska nie zmieniło w żaden sposób ich relacji to Isabelle powinna się przed nim otworzyć. - Co zaś tyczy się Percivala, zanim wyrzekł się swojej rodziny przygotowywał się do smoczej wyprawy i zapewne nad tym będzie teraz pracował. Przypuszczam jednak, że jest szansa na wyciągnięcie z Percivala informacji. Nie dalej niż trzy dni temu dostałem od niego list, w którym próbuje nakłonić mnie do zrozumienia jego postępowania i zwróceniu się w tę samą stronę. Wspomina w nim także, że z chęcią spotkałby się ze mną, ale z wiadomych względów nie zrobi tego dopóty zasiadam w gronie Rycerzy, których zdradził. Być może udałoby mi się nakłonić go do spotkania. Niestety w liście nie pochwalił się nowym nazwiskiem czy adresem zamieszkania. Jest plugawym oszustem i powinien za to zapłacić życiem, ale z pewnością nie jest idiotą. Natomiast ufał mi i te resztki zaufania mogą go zgubić. - czy to nie była gra warta świeczki? Czy nie powinni chociaż spróbować? Eddard miał wątpliwości, gdyby ich nie miał już po otrzymaniu listu spaliłby go w swoim kominki albo szybko nakreślił odpowiedź starannym pismem na skrawku pergaminu. Ale tego nie zrobił, przedstawił pokrótce treść listu, wyciągając z niego najistotniejsze informację - przecież wątpił, aby Rycerzy interesowała prośba o sprawowanie opieki nad siostrą i ich kuzynkami. - W liście pisze również, że w momencie, w którym będę czytał ten list będzie znajdował się na pokładzie statku do Peru, natomiast nie wydaje mi się, aby ta informacja była informacją prawdziwą - powiedział, wyciągając kawałek pergaminu, skanując go wzrokiem w celu wyselekcjonowania kolejnych użytecznych informacji.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Będziemy wyczekiwać efektów – odparła na słowa Esther, która wreszcie poszła po rozum do głowy i obiecała zrobić to, co powinna uczynić już dawno. Nie zamierzała jednak jej chwalić, klepać po ramieniu, dopóki nie obróci swych słów w czyn. Nie zapomną tego zobowiązania, pani Trelawney mogła być tego pewna. – Jeśli nad nie wyraziliśmy się wystarczająco jasno i potrzebujesz dalszych wyjaśnień: inicjatywy własnej, Antonio – wycedziła zniecierpliwiona Rookwood. Powtórzyła to już podczas ostatnich minut kilkukrotnie – chcieli usłyszeć od nich pomysły, propozycje, deklaracje działań jakie mogli podjąć. Niektórzy wciąż siedzieli ze spuszczonymi głowami unikając odpowiedzi na zadane pytania, bądź udawali, że nie rozumieją i żądali instrukcji – miała do czynienia z dorosłymi czarodziejami, wielkimi czarnoksiężnikami, czy dziećmi, które trzeba było prowadzić za rękę? Słowa Morgtha miały w sobie wiele prawdy i słuszności, wypowiadane po raz wtóry, powinny były zapaść w pamięć wszystkich, który nie uważali siebie za dość silnych, bądź z jakiejś przyczyny lękali się podjąć choć próby. Tego nie potrafiła zrozumieć. Sama była przykładem jak wiele mogli się nauczyć przez zaledwie kilka miesięcy, jeśli tylko tego pragnęli – należało poczynić pierwszy krok do przodu i nie wahać się sięgać o moc, jaką mogli im zaoferować.
Na słowa o próbie pozyskania kolejnych sojuszników skinęła głową. Ich szeregi z jakiejś przyczyny się przerzedzały, potrzebowali nowych sił – i świeżych pomysłów jak widać. Wieści o śmierci Larsona nie były specjalnie zaskakujące. Przy jego zawodzie, zamiłowaniu do czarnej magii i szemranych interesów, nie dziwiło – mało kto taki dożywał sędziwych lat. Nie czuła żalu, a jedynie zawód, że stracili szeregowca.
Nie dziwiło ją wcale, że lord Rosier zdawał się stracić cierpliwość i wydał Antonii oraz wróżbitce konkretny rozkaz - nie mogły mu odmówić. Z chęcią będzie im towarzyszyć, ale wstrzymała się jeszcze z tą propozycją, wierząc, że wśród Rycerzy znajdzie się chętny, który pragnie się wykazać. Powiodła po nich spojrzeniem z wyraźnym oczekiwaniem.
Do propozycji Esther podchodziła sceptycznie. Nie wiedzieli ile wiary we wróżby i przepowiednie mogła mieć lady Carrow, choć brzemienna, zdradzona i opuszczona mogła być rozchwiana emocjonalnie. W takim stanie łatwiej można było nią manipulować, lecz czy uda się to uczynić czarownicy, którą ledwie znał z lat szkolnych, wywodzącej się z niższego stanu? Wątpiła w to, choć warto było spróbować. – Ta wizja powinna przedstawiać Percivala w jeszcze gorszym świetle, może powiedz, że to on i jego działania zagrożą zdrowiu albo życiu ich dziecka. To powinno zadziałać na przyszłą matkę, może tym chętniej wprowadzi go w zasadzkę, aby ochronić dziecko – zasugerowała zaraz po słowach Ramseya. Niezależnie od tego, co naprawdę wróżbitka ujrzy w swej kryształowej kuli, jej słowa powinny być wygodne dla Rycerzy Walpurgii – a nie prawdziwe. – A jej przyjaciele niech utwierdzą ją w tym przekonaniu – powiedziała, powiódłszy spojrzeniem od Eddarda, do Craiga, będącego ponoć przyjacielem rodziny. Jeśli to się nie powiedzie, nie będą czuć oporu przed wykorzystaniem Isabelle wbrew jej woli, a także tego dziecka – choć cichy głos w głowie Rookwood sugerował, że powinni byli zabić boje na oczach zdrajcy, by cierpiał dotkliwie. Słuszne słowa, przypominające o politycznych zawiłościach, nie dopuściły go jednak do głosu. Potrzebowali Carrowów po swojej stronie, musiała o tym pamiętać. – Poinformuj nas o przebiegu tego spotkania – poleciła pani Trelawney. – Percival, gdziekolwiek jest, u Greengrassów, czy nie, nie może pożyć długo – podkreśliła Sigrun. Schwytanie zdrajcy było ważne, miała nadzieję, że zaakcentowanie tych słów jeszcze bardziej uświadomi to zgromadzonym przy stole Rycerzom. Nie mogli pozwolić sobie na wbicie noża w plecy i pozwolenie, aby chadzał wolny i bezpieczny – bez poniesienia konsekwencji. - Peru, dobre - prychnęła pod nosem kpiącym śmiechem; nie uważała, że powinny dać wiarę tej bzdurze, gdyby sama uciekała przed ludźmi pragnącymi jej śmierci - potężniejszymi od niej - próbowałaby podrzucić im fałszywe tropy. Jeśli Percival zamierzał zbiec z kraju - co byłoby najmądrzejszym mimo wszystko posunięciem - z pewnością nie udawał się do Peru.
– Amadeusie, jeśli tylko wiesz jak znaleźć Macmillana, z chęcią się tym zajmę – Skamander miał stanąć przed sądem, jeśli zostanie ukarany, dostęp do niego będzie prostszy. Lord Crouch sam zaproponował odwiedziny u jednego z zamachowców, przypuszczała wiec, że wiedział jak odnaleźć rodową siedzibę rodu Macmillan – ona sama takiej wiedzy nie posiadała.
Przytaknęła, kiedy Ramsey lekko skorygował jej pytanie – tak, oczywiście. Przez nieznajomość politycznych zawiłości źle mogła ująć myśli w słowa. Pokiwała głową, gdy wiele głosów, Deirdre, Alpharda, Amadeusa, potwierdziły, że nie ma potrzeby na ten moment wpływania na Ministra, który i tak stał po ich stronie. Skrzywiła się z zawodem, słysząc o zawiłościach formalnych, które towarzyszyły mianowaniu nowego szefa Biura Aurorów – nie sądziła, że to aż tak skomplikowane i trudne.
- Czy naczelnik Tower byłby w stanie udzielić ci informacji o wtrąconych tam za złamanie zakazu przebywania w miejscach zawładniętych przez anomalie? Dowiedzielibyśmy się kto próbował się tam zakraść, by przejąć ich moc – zwróciła się do lorda Crouch. Mógł zreflektować się po porażce i nie podjęciu próby naprawy wykorzystując swą pozycję i wpływy, pieniądze z rodzinnego skarbca. Jeśli Czarny Pan nie dostanie tego, czego pragnie – to wszystko będzie nic nie warte.- Jeśli Edith Bones kontaktuje się z Longbottomem i mielibyśmy na to dowód, pogrążylibyśmy ją nieodwracalnie, a sędziowie Wizengamotu odwrócą się od niej – powiedziała, podchwytując sugestię Deirdre, że szefowa Biura Aurorów mogła mieć kontakt z poszukiwanym Ministrem Magii.
Nie dziwił fakt, że poszukiwany przez nich Anthony Skamander miał mieć wytoczony proces za czyn, którego się dopuścił. Martwiące było jednak nazwisko przewodniczącej Wizengamotu. – Czy to nie powinno zainteresować redaktorów Walczącego Maga? Powiązania Elizabeth Abbott i oskarżonego? Może to skłoni sędziów do niedopuszczenia jej do procesu – zastanowiła się, spoglądając na Magnusa Rowle, który mógł zająć się tą sprawą.
- Jeśli redaktor Proroka znajdzie się pod naszym urokiem, z chęcią wcielę się w rolę ofiary, nie jednej i nie dwóch – powtórzyła swą propozycję, zerkając na Alpharda i Zacharego, którym powierzyła już zadanie odnalezienie niewygodnych pracowników Proroka Codziennego. Zastanowiła się nad słowami Morgotha, który wyciągnął na wierzch nazwisko Megary Carrow. – Jeśli zainteresuje się nią Zakon, można wykorzystać to do stworzenia zasadzki – zastanowiła się. Wcielenie się w rolę młodej lady byłoby dla niej problematyczne, nie wiedziała jak zachowują się szlachcianki, do delikatnej młodej dziewczyny było jej daleko, ale jeśli lord Yaxley posiadał różdżkę Megary… Istniała szansa, że mogłoby im się udać.
- Alexander prawdopodobnie nie będzie używał daru w miejscu pracy – odparła na słowa uzdrowiciela. Byłoby to głupstwem z jego strony, tak ujawniać swoje atuty – ale czy nie dowiódł już, że skończony z niego idiota oskarżając publicznie lorda Rosiera o zamach na Ministerstwo Magii bez żadnych dowodów? - To dobry pomysł, Zachary. Jeśli będziesz w stanie przejrzeć ich karty, zapisz kiedy ostatnio byli leczeni, na co i przez kogo. Może niektóre z nich pokryją się z potyczkami przy anomaliach. Sprawdź, czy może na coś chorują przewlekle, moglibyśmy to wykorzystać, jeśli nadarzy się okazja – odpowiedziała lordowi Shafiq, rada, że jako jeden z nielicznych wyszedł z własną inicjatywą i zaproponował konkrety. Informacje pozornie mogły dawać im w tym momencie niewiele, ale los bywał przewrotny – nie wiadomo kiedy okażą się istotne.
Wysłuchała słów Ramseya o burzy, która rozpętała się kilka dni wcześniej. Prędko zaczęła przypuszczać, że niewiele ma ona wspólnego z właściwymi jesieni wichurami, a Śmierciożerca rozwiał jej wątpliwości. Nie mogła zaoferować wsparcia na równi z nim, numerologia była Sigrun obca, jednakże ich badacze potrzebowali różdżek, które w razie potrzeby ich ochronią. – Będę wam towarzyszyć dla waszego bezpieczeństwa, wyślijcie mi jedynie sowę – wyrzekła w stronę Valerija i Cassandry. Rycerze Walpurgii nie mogli stracić tak tęgich umysłów i utalentowanych wynalazców jak oni. Craig poruszył ciekawą kwestię – ale i przywiał pewne wątpliwości. – Czy jest taka możliwość? – znów zwróciła się do badaczy. – A jeśli tak, to czy nie ma prawdopodobieństwa, że i Zakon Feniksa spróbuje uczynić to samo z przejętymi przez nas miejscami? Wtedy należy je zabezpieczyć – jeśli stracą energię z opanowanych ich metodą lokacji, Czarny Pan rozgniewa się jeszcze bardziej. – To nie będzie tego warte. Nie w tej chwili. Skupmy się na postawieniu aurorów i buntowników w jak najgorszym świetle. Przede wszystkim na pokrzyżowaniu planu Zakonu Feniksa dostania się do Azkabanu – podsumowała. Mulciber i Vablatsky mieli słuszność. Próba oskarżenia Zakon, ujawniając jednocześnie jego istnienie, o wywołanie anomalii mogła obrócić się przeciwko nim, a potrzebowali w tym momencie zbudować zaufanie społeczeństwa do nowego rządu i nowej władzy.
Wiele zadań zostało rozdzielonych, uzyskawszy potwierdzenia, że wyznaczeni czarodzieje i czarownice zajmą się sprawą, z zadowoleniem skinęła głową; oby w nadchodzących dniach poszło im lepiej, niż w ubiegłych miesiącach – wolała nie myśleć co będzie, gdy znów zawiodą Czarnego Pana. Samo wspomnienie jego zimnego spojrzenia, przepełnionego gniewem, sprawiało, że poruszała się niespokojnie na krześle. Stłamszenie ruchu oporu to jednak jedno. Wciąż pozostawała nierozwiązana sprawa naprawienia błędu, którego się dopuścili – a niektórzy milczeli, nie udzielając odpowiedzi na zadane przez nią pytanie. Co jeszcze mogli zrobić? – A wy? – drążyła niecierpliwym tonem. Powiodła wyczekującym spojrzeniem po Edgarze, Lyannie, Mathieu, Rinnalu, Lexaundre i Antonii. Lord Bulstrode był szczególnie milczący, nie odzywając się wcale od początku spotkania. Nie zamierzała podważać decyzji Deirdre co do wprowadzenia go, jeśli Śmierciożerczni to uczyniła, z pewnością miała ku temu solidne podstawy – milczenie było jednak godne potępienia. A Sigrun zawsze brakowało cierpliwości i opanowania.
- Jeśli Tonks pamięta o zaklęciach niewybaczalnych, a Lucinda Selwyn zna twoją tożsamość, nie minie wiele czasu nim zorientują się kim jesteś, a wtedy następnej okazji na podanie eliksiru prawdy może już nie być – odpowiedziała Drew, a jej w głosie rozbrzmiała wątpliwość. Nie rozumiała jakie plany wobec lady może mieć runista; był w posiadaniu jej krwi, mógł ją unieszkodliwić, rzucić zaklęcie Imperio i wykorzystać do osłabienia Zakonu Feniksa. Czas mógł zadziałać na ich niekorzyść – a tak właściwie to nie mieli go już wcale.
- O niektórych z nas już wiedzą. My musimy jak najwięcej dowiedzieć się o nich. Sporządzimy ich własne kartoteki, przejrzymy gazety, by każdy znał ich twarz. Notatki zostaną zabezpieczone – spojrzała na Ramseya, który jako utalentowany numerolog z pewnością znał na to sposób i potwierdził to głośno. Obawy Deirdre były uzasadnione, jednakże kartoteki ukryte w Białej Wywernie powinny być bezpiecznie. – Każdy niech się z nimi zapozna. Sprawdzi, czy z kimkolwiek z nich mogą łączyć go koligacje zawodowe. Jeśli tak, trzeba ich obserwować. Zapiszmy które z nich opanowało sztukę przywołania obronnego patronusa, to pozwoli nam rozpracować kto stoi wyżej w ich hierarchii, kogo pochwycić i unieszkodliwić jako pierwszego – podsumowała Sigrun.
| Czas na odpis do piątku 03.05, godz. 20.
Na słowa o próbie pozyskania kolejnych sojuszników skinęła głową. Ich szeregi z jakiejś przyczyny się przerzedzały, potrzebowali nowych sił – i świeżych pomysłów jak widać. Wieści o śmierci Larsona nie były specjalnie zaskakujące. Przy jego zawodzie, zamiłowaniu do czarnej magii i szemranych interesów, nie dziwiło – mało kto taki dożywał sędziwych lat. Nie czuła żalu, a jedynie zawód, że stracili szeregowca.
Nie dziwiło ją wcale, że lord Rosier zdawał się stracić cierpliwość i wydał Antonii oraz wróżbitce konkretny rozkaz - nie mogły mu odmówić. Z chęcią będzie im towarzyszyć, ale wstrzymała się jeszcze z tą propozycją, wierząc, że wśród Rycerzy znajdzie się chętny, który pragnie się wykazać. Powiodła po nich spojrzeniem z wyraźnym oczekiwaniem.
Do propozycji Esther podchodziła sceptycznie. Nie wiedzieli ile wiary we wróżby i przepowiednie mogła mieć lady Carrow, choć brzemienna, zdradzona i opuszczona mogła być rozchwiana emocjonalnie. W takim stanie łatwiej można było nią manipulować, lecz czy uda się to uczynić czarownicy, którą ledwie znał z lat szkolnych, wywodzącej się z niższego stanu? Wątpiła w to, choć warto było spróbować. – Ta wizja powinna przedstawiać Percivala w jeszcze gorszym świetle, może powiedz, że to on i jego działania zagrożą zdrowiu albo życiu ich dziecka. To powinno zadziałać na przyszłą matkę, może tym chętniej wprowadzi go w zasadzkę, aby ochronić dziecko – zasugerowała zaraz po słowach Ramseya. Niezależnie od tego, co naprawdę wróżbitka ujrzy w swej kryształowej kuli, jej słowa powinny być wygodne dla Rycerzy Walpurgii – a nie prawdziwe. – A jej przyjaciele niech utwierdzą ją w tym przekonaniu – powiedziała, powiódłszy spojrzeniem od Eddarda, do Craiga, będącego ponoć przyjacielem rodziny. Jeśli to się nie powiedzie, nie będą czuć oporu przed wykorzystaniem Isabelle wbrew jej woli, a także tego dziecka – choć cichy głos w głowie Rookwood sugerował, że powinni byli zabić boje na oczach zdrajcy, by cierpiał dotkliwie. Słuszne słowa, przypominające o politycznych zawiłościach, nie dopuściły go jednak do głosu. Potrzebowali Carrowów po swojej stronie, musiała o tym pamiętać. – Poinformuj nas o przebiegu tego spotkania – poleciła pani Trelawney. – Percival, gdziekolwiek jest, u Greengrassów, czy nie, nie może pożyć długo – podkreśliła Sigrun. Schwytanie zdrajcy było ważne, miała nadzieję, że zaakcentowanie tych słów jeszcze bardziej uświadomi to zgromadzonym przy stole Rycerzom. Nie mogli pozwolić sobie na wbicie noża w plecy i pozwolenie, aby chadzał wolny i bezpieczny – bez poniesienia konsekwencji. - Peru, dobre - prychnęła pod nosem kpiącym śmiechem; nie uważała, że powinny dać wiarę tej bzdurze, gdyby sama uciekała przed ludźmi pragnącymi jej śmierci - potężniejszymi od niej - próbowałaby podrzucić im fałszywe tropy. Jeśli Percival zamierzał zbiec z kraju - co byłoby najmądrzejszym mimo wszystko posunięciem - z pewnością nie udawał się do Peru.
– Amadeusie, jeśli tylko wiesz jak znaleźć Macmillana, z chęcią się tym zajmę – Skamander miał stanąć przed sądem, jeśli zostanie ukarany, dostęp do niego będzie prostszy. Lord Crouch sam zaproponował odwiedziny u jednego z zamachowców, przypuszczała wiec, że wiedział jak odnaleźć rodową siedzibę rodu Macmillan – ona sama takiej wiedzy nie posiadała.
Przytaknęła, kiedy Ramsey lekko skorygował jej pytanie – tak, oczywiście. Przez nieznajomość politycznych zawiłości źle mogła ująć myśli w słowa. Pokiwała głową, gdy wiele głosów, Deirdre, Alpharda, Amadeusa, potwierdziły, że nie ma potrzeby na ten moment wpływania na Ministra, który i tak stał po ich stronie. Skrzywiła się z zawodem, słysząc o zawiłościach formalnych, które towarzyszyły mianowaniu nowego szefa Biura Aurorów – nie sądziła, że to aż tak skomplikowane i trudne.
- Czy naczelnik Tower byłby w stanie udzielić ci informacji o wtrąconych tam za złamanie zakazu przebywania w miejscach zawładniętych przez anomalie? Dowiedzielibyśmy się kto próbował się tam zakraść, by przejąć ich moc – zwróciła się do lorda Crouch. Mógł zreflektować się po porażce i nie podjęciu próby naprawy wykorzystując swą pozycję i wpływy, pieniądze z rodzinnego skarbca. Jeśli Czarny Pan nie dostanie tego, czego pragnie – to wszystko będzie nic nie warte.- Jeśli Edith Bones kontaktuje się z Longbottomem i mielibyśmy na to dowód, pogrążylibyśmy ją nieodwracalnie, a sędziowie Wizengamotu odwrócą się od niej – powiedziała, podchwytując sugestię Deirdre, że szefowa Biura Aurorów mogła mieć kontakt z poszukiwanym Ministrem Magii.
Nie dziwił fakt, że poszukiwany przez nich Anthony Skamander miał mieć wytoczony proces za czyn, którego się dopuścił. Martwiące było jednak nazwisko przewodniczącej Wizengamotu. – Czy to nie powinno zainteresować redaktorów Walczącego Maga? Powiązania Elizabeth Abbott i oskarżonego? Może to skłoni sędziów do niedopuszczenia jej do procesu – zastanowiła się, spoglądając na Magnusa Rowle, który mógł zająć się tą sprawą.
- Jeśli redaktor Proroka znajdzie się pod naszym urokiem, z chęcią wcielę się w rolę ofiary, nie jednej i nie dwóch – powtórzyła swą propozycję, zerkając na Alpharda i Zacharego, którym powierzyła już zadanie odnalezienie niewygodnych pracowników Proroka Codziennego. Zastanowiła się nad słowami Morgotha, który wyciągnął na wierzch nazwisko Megary Carrow. – Jeśli zainteresuje się nią Zakon, można wykorzystać to do stworzenia zasadzki – zastanowiła się. Wcielenie się w rolę młodej lady byłoby dla niej problematyczne, nie wiedziała jak zachowują się szlachcianki, do delikatnej młodej dziewczyny było jej daleko, ale jeśli lord Yaxley posiadał różdżkę Megary… Istniała szansa, że mogłoby im się udać.
- Alexander prawdopodobnie nie będzie używał daru w miejscu pracy – odparła na słowa uzdrowiciela. Byłoby to głupstwem z jego strony, tak ujawniać swoje atuty – ale czy nie dowiódł już, że skończony z niego idiota oskarżając publicznie lorda Rosiera o zamach na Ministerstwo Magii bez żadnych dowodów? - To dobry pomysł, Zachary. Jeśli będziesz w stanie przejrzeć ich karty, zapisz kiedy ostatnio byli leczeni, na co i przez kogo. Może niektóre z nich pokryją się z potyczkami przy anomaliach. Sprawdź, czy może na coś chorują przewlekle, moglibyśmy to wykorzystać, jeśli nadarzy się okazja – odpowiedziała lordowi Shafiq, rada, że jako jeden z nielicznych wyszedł z własną inicjatywą i zaproponował konkrety. Informacje pozornie mogły dawać im w tym momencie niewiele, ale los bywał przewrotny – nie wiadomo kiedy okażą się istotne.
Wysłuchała słów Ramseya o burzy, która rozpętała się kilka dni wcześniej. Prędko zaczęła przypuszczać, że niewiele ma ona wspólnego z właściwymi jesieni wichurami, a Śmierciożerca rozwiał jej wątpliwości. Nie mogła zaoferować wsparcia na równi z nim, numerologia była Sigrun obca, jednakże ich badacze potrzebowali różdżek, które w razie potrzeby ich ochronią. – Będę wam towarzyszyć dla waszego bezpieczeństwa, wyślijcie mi jedynie sowę – wyrzekła w stronę Valerija i Cassandry. Rycerze Walpurgii nie mogli stracić tak tęgich umysłów i utalentowanych wynalazców jak oni. Craig poruszył ciekawą kwestię – ale i przywiał pewne wątpliwości. – Czy jest taka możliwość? – znów zwróciła się do badaczy. – A jeśli tak, to czy nie ma prawdopodobieństwa, że i Zakon Feniksa spróbuje uczynić to samo z przejętymi przez nas miejscami? Wtedy należy je zabezpieczyć – jeśli stracą energię z opanowanych ich metodą lokacji, Czarny Pan rozgniewa się jeszcze bardziej. – To nie będzie tego warte. Nie w tej chwili. Skupmy się na postawieniu aurorów i buntowników w jak najgorszym świetle. Przede wszystkim na pokrzyżowaniu planu Zakonu Feniksa dostania się do Azkabanu – podsumowała. Mulciber i Vablatsky mieli słuszność. Próba oskarżenia Zakon, ujawniając jednocześnie jego istnienie, o wywołanie anomalii mogła obrócić się przeciwko nim, a potrzebowali w tym momencie zbudować zaufanie społeczeństwa do nowego rządu i nowej władzy.
Wiele zadań zostało rozdzielonych, uzyskawszy potwierdzenia, że wyznaczeni czarodzieje i czarownice zajmą się sprawą, z zadowoleniem skinęła głową; oby w nadchodzących dniach poszło im lepiej, niż w ubiegłych miesiącach – wolała nie myśleć co będzie, gdy znów zawiodą Czarnego Pana. Samo wspomnienie jego zimnego spojrzenia, przepełnionego gniewem, sprawiało, że poruszała się niespokojnie na krześle. Stłamszenie ruchu oporu to jednak jedno. Wciąż pozostawała nierozwiązana sprawa naprawienia błędu, którego się dopuścili – a niektórzy milczeli, nie udzielając odpowiedzi na zadane przez nią pytanie. Co jeszcze mogli zrobić? – A wy? – drążyła niecierpliwym tonem. Powiodła wyczekującym spojrzeniem po Edgarze, Lyannie, Mathieu, Rinnalu, Lexaundre i Antonii. Lord Bulstrode był szczególnie milczący, nie odzywając się wcale od początku spotkania. Nie zamierzała podważać decyzji Deirdre co do wprowadzenia go, jeśli Śmierciożerczni to uczyniła, z pewnością miała ku temu solidne podstawy – milczenie było jednak godne potępienia. A Sigrun zawsze brakowało cierpliwości i opanowania.
- Jeśli Tonks pamięta o zaklęciach niewybaczalnych, a Lucinda Selwyn zna twoją tożsamość, nie minie wiele czasu nim zorientują się kim jesteś, a wtedy następnej okazji na podanie eliksiru prawdy może już nie być – odpowiedziała Drew, a jej w głosie rozbrzmiała wątpliwość. Nie rozumiała jakie plany wobec lady może mieć runista; był w posiadaniu jej krwi, mógł ją unieszkodliwić, rzucić zaklęcie Imperio i wykorzystać do osłabienia Zakonu Feniksa. Czas mógł zadziałać na ich niekorzyść – a tak właściwie to nie mieli go już wcale.
- O niektórych z nas już wiedzą. My musimy jak najwięcej dowiedzieć się o nich. Sporządzimy ich własne kartoteki, przejrzymy gazety, by każdy znał ich twarz. Notatki zostaną zabezpieczone – spojrzała na Ramseya, który jako utalentowany numerolog z pewnością znał na to sposób i potwierdził to głośno. Obawy Deirdre były uzasadnione, jednakże kartoteki ukryte w Białej Wywernie powinny być bezpiecznie. – Każdy niech się z nimi zapozna. Sprawdzi, czy z kimkolwiek z nich mogą łączyć go koligacje zawodowe. Jeśli tak, trzeba ich obserwować. Zapiszmy które z nich opanowało sztukę przywołania obronnego patronusa, to pozwoli nam rozpracować kto stoi wyżej w ich hierarchii, kogo pochwycić i unieszkodliwić jako pierwszego – podsumowała Sigrun.
| Czas na odpis do piątku 03.05, godz. 20.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Myśli Deirdre ciągle uciekały ku zaprzepaszczonej szansy, ku porażce, wstydowi; ku poczuciu winy, wywoływanym odpowiedzialnością za poczynania innych. Podchodzących zbyt beztrosko, posiadających inne priorytety - zupełnie nie pojmowała takiego podejścia, ale w mniejszej sali Białej Wywerny padło już wiele krytycznych słów, częściowo przynoszących rezultaty. Wierzyła, że Esther i Antonia poradzą sobie z wypełnieniem rozkazu Tristana. Nie podnosiła jednak porozumiewawczego spojrzenia na siedzącego obok czarodzieja, już nie, łącząca ich więź została zerwana, nie należała już do niego, ale pozycja, jaką zajmował wśród Śmierciożerców, zasługiwała na najwyższy szacunek. Zmrużyła tylko nieco oczy, wsłuchując się w kontynuowaną wymianę zdań. Jej twarz nawet nie drgnęła, gdy uściślano zachowanie i podejrzenia co do miejsca pobytu Percivala, hańbiącego szlacheckie nazwisko. Wyraziła już swoją opinię, a decyzja Rosiera ochroniła nienarodzone dziecko - inne, obce, stworzone z krwi zdrajcy. Coś zakłuło ją w piersi - bardziej troszczył się o przeklęte nasienie zdrajcy niż o życie, pulsujące w jej łonie? - ale nawet nie mrugnęła; wyprostowała się jedynie mocniej na krześle, składając dłonie przed sobą, na brzuchu, mimowolnie uciekając jeszcze dalej od rozpostartego na sąsiednich podłokietnikach palców Rosiera, obciążonych nestorskimi pierścieniami.
Spojrzała z ukosa na Craiga, wspominającego o Larsonie - martwym. Wspaniale, jeden problem uległ samoczynnemu rozwiązaniu, medalion, który z taką trudnością sprowadziła do Wielkiej Brytanii, znalazł się w bliżej nieodgadnionym miejscu; poczuła mimo wszystko gorzki smak porażki, wiele zainwestowała w działalność Luke'a, a sam Larson był doskonałym informatorem. Trudno, nie pierwszy raz, gdy zadziało się coś pechowego, powinna całkowicie do tego przywyknąć. Tak samo jak do zrzucania na barki jednostki badawczej odpowiedzialności za błędy innych.
- Każdy z nas musi ponieść konsekwencje popełnionych błędów. Każdy z nas znał sposób naprawiania anomalii, wielkrotnie oferowano na tych spotkaniach pomoc - a mimo to wielu z nas zignorowało te polecenia - powiedziała tuż po Sigrun, gdy zasugerowano odwrócenie działania anomalii. - Nie wiem, czy istnieje sposób ponownego wykorzystania sił drzemiących w epicentrach anomalii, ale wątpię, by przeprowadzanie w tej chwili badań miało sens. Głównie z powodu uciekającego czasu, musimy skupić się na próbie powstrzymania Zakonników - a jednostka badawcza i tak niezwykle nam pomogła, choćby odnajdując sposób na wzmocnienie różdżek - skomentowała powoli, ze spokojem, tym razem przenosząc spojrzenie na Macnaira. Lucinda posiada cenną, szlachecką krew, ale wątpiła, by zdołała się nawrócić - należało więc ją wykorzystać. - Skutecznie rzucony na nią Imperius mógłby nam wiele pomóc. Podejmiesz się tego? A jeśli nie, czy umożliwisz spotkanie z tą czarownicą w odpowiednich okolicznościach? - spytała Drew. Do tej pory działali zbyt wolno, zbyt ostrożnie. - Czasy się zmieniły, nie musimy się już ukrywać, a czarodzieje poznali moc Czarnego Pana. Dowiedzieli się także, niestety boleśnie, o terrorystach, z jakimi mamy do czynienia - o ludziach, którzy zniszczyli dziedzictwo Stonehenge, rosząc krwią pokojowe spotkanie polityczne. Powinniśmy podkreślać tą retorykę, działać subtelnie, bez przesady, ale z brutalną stanowczością. Nie jesteśmy pieniaczami, nie stosujemy otwartej siły, chyba, że jesteśmy do tego zmuszeni, by chronić porządek, prawo i czarodziejską sprawiedliwość - rozwinęła powoli myśl innych Rycerzy, zerkając na polityków i szlachciców, zwłaszcza też na Magnusa, posiadającego wpływy wśród dziennikarzy i eseistów. - Drugim frontem naszych działań mogłoby być wspomniane przez lorda Rosiera dyskretne i dobitne uderzenie w Zakonników i zdrajców. Nie mogą czuć się bezkarnie. Skamander i Macmillan wymordowali w Stonehenge tak wiele osób, a ciągle przebywają na wolności, ciesząc się pełnią swobód. Oni oraz niedawny Selwyn i Nott powinni stanowić nasz priorytet - podsumowała na głos, mając nadzieję, że każdy zrozumie powagę sytuacji. Zawiedli i musieli jak najszybciej zacząć działać, okazać swą aktywność. Jeśli czekali na rozkazy, mogli je otrzymać. - Mam nadzieję, że każdy z nas, oprócz misji, którą się zajmie, wykona choć jedno działanie - dopasowane do zakresu swych umiejętności, kontaktów lub innych talentów - zakończyła zdecydowanym tonem, wierząc w Rycerzy; w to, że nieprzyjemny smak porażki zmotywuje ich do działania. Sama obawiała się przyszłości, tego, czy podoła postawionym przed samą sobą zadaniom, ale nie zamierzała się poddawać. Nie miała już nic do stracenia.
Spojrzała z ukosa na Craiga, wspominającego o Larsonie - martwym. Wspaniale, jeden problem uległ samoczynnemu rozwiązaniu, medalion, który z taką trudnością sprowadziła do Wielkiej Brytanii, znalazł się w bliżej nieodgadnionym miejscu; poczuła mimo wszystko gorzki smak porażki, wiele zainwestowała w działalność Luke'a, a sam Larson był doskonałym informatorem. Trudno, nie pierwszy raz, gdy zadziało się coś pechowego, powinna całkowicie do tego przywyknąć. Tak samo jak do zrzucania na barki jednostki badawczej odpowiedzialności za błędy innych.
- Każdy z nas musi ponieść konsekwencje popełnionych błędów. Każdy z nas znał sposób naprawiania anomalii, wielkrotnie oferowano na tych spotkaniach pomoc - a mimo to wielu z nas zignorowało te polecenia - powiedziała tuż po Sigrun, gdy zasugerowano odwrócenie działania anomalii. - Nie wiem, czy istnieje sposób ponownego wykorzystania sił drzemiących w epicentrach anomalii, ale wątpię, by przeprowadzanie w tej chwili badań miało sens. Głównie z powodu uciekającego czasu, musimy skupić się na próbie powstrzymania Zakonników - a jednostka badawcza i tak niezwykle nam pomogła, choćby odnajdując sposób na wzmocnienie różdżek - skomentowała powoli, ze spokojem, tym razem przenosząc spojrzenie na Macnaira. Lucinda posiada cenną, szlachecką krew, ale wątpiła, by zdołała się nawrócić - należało więc ją wykorzystać. - Skutecznie rzucony na nią Imperius mógłby nam wiele pomóc. Podejmiesz się tego? A jeśli nie, czy umożliwisz spotkanie z tą czarownicą w odpowiednich okolicznościach? - spytała Drew. Do tej pory działali zbyt wolno, zbyt ostrożnie. - Czasy się zmieniły, nie musimy się już ukrywać, a czarodzieje poznali moc Czarnego Pana. Dowiedzieli się także, niestety boleśnie, o terrorystach, z jakimi mamy do czynienia - o ludziach, którzy zniszczyli dziedzictwo Stonehenge, rosząc krwią pokojowe spotkanie polityczne. Powinniśmy podkreślać tą retorykę, działać subtelnie, bez przesady, ale z brutalną stanowczością. Nie jesteśmy pieniaczami, nie stosujemy otwartej siły, chyba, że jesteśmy do tego zmuszeni, by chronić porządek, prawo i czarodziejską sprawiedliwość - rozwinęła powoli myśl innych Rycerzy, zerkając na polityków i szlachciców, zwłaszcza też na Magnusa, posiadającego wpływy wśród dziennikarzy i eseistów. - Drugim frontem naszych działań mogłoby być wspomniane przez lorda Rosiera dyskretne i dobitne uderzenie w Zakonników i zdrajców. Nie mogą czuć się bezkarnie. Skamander i Macmillan wymordowali w Stonehenge tak wiele osób, a ciągle przebywają na wolności, ciesząc się pełnią swobód. Oni oraz niedawny Selwyn i Nott powinni stanowić nasz priorytet - podsumowała na głos, mając nadzieję, że każdy zrozumie powagę sytuacji. Zawiedli i musieli jak najszybciej zacząć działać, okazać swą aktywność. Jeśli czekali na rozkazy, mogli je otrzymać. - Mam nadzieję, że każdy z nas, oprócz misji, którą się zajmie, wykona choć jedno działanie - dopasowane do zakresu swych umiejętności, kontaktów lub innych talentów - zakończyła zdecydowanym tonem, wierząc w Rycerzy; w to, że nieprzyjemny smak porażki zmotywuje ich do działania. Sama obawiała się przyszłości, tego, czy podoła postawionym przed samą sobą zadaniom, ale nie zamierzała się poddawać. Nie miała już nic do stracenia.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Milczał, bo choć umiał wprawnie posługiwać się słowem, nie przepadał za rzucaniem słów. Analizował, rozważał, myślał o ewentualnych rozwiązaniach. Do zrobienia było sporo, a ręce do pracy musiały być chętne. Rosier chciał działać, choć jego możliwości były ograniczone. Nie zamierzał spocząć na laurach, ani tym bardziej kierować się w stronę bezradności. Działanie sugerowane przez większość zebranych, były istotnymi kwestiami do rozwiązania. Spojrzał w stronę Tristana, siedzącego zaraz obok niego. Kuzyn zaproponował coś, czego Mathieu mógł się podjąć bez najmniejszego problemu. Nie widział żadnych przeciwwskazań, ani tym bardziej przeszkód. Wyprostował się i kiwnął głową w stronę Tristana.
- Ja się tego podejmę. – skwitował krótko. Powinni zająć się tą sprawą. Miejsca podane przez Tristana miały stanąć w płomieniach, a ich właściciele powinni niefortunnie umrzeć. Zadanie wydawało się być proste do zrealizowania i nawet w ciągu najbliższych godzin, można się tego podjąć. Oczywiście nie zamierzał się wychylać przed szereg, porozmawia z Antonią i Esther po skończonym zebraniu, a wtedy omówią szczegóły całego przedsięwzięcia.
Podniósł wzrok na Sigrun, kiedy przemówiła, pytając o ich zamierzenia. Kiwnął głową, to zrozumiałe, że naciskała na działanie, nie bez powodu prowadziła to spotkanie i nie bez powodu należała do elity. Swoją drogę, młody Rosier mógł ją podziwiać, potrafiła zdziałać naprawdę wiele.
- Jak wspomniałem, pomogę Antonii i Esther z rozwiązaniem problemu. – potwierdził swoje słowa. Nie zamierzał się wycofywać, to byłoby nie na miejscu i nie w jego stylu. Mathieu dążył do celu i wykonywał swoje zadania bez żadnych zastrzeżeń, a przynajmniej jak dotąd nikt nie składał zażaleń w tych kwestiach. Była jeszcze jedna kwestia, o której wcześniej nie chciał wspominać, ale zmienił zdanie. – Bywałem na Nokturnie kilka dni pod rząd i zauważyłem coś niepokojącego, mianowicie jedna osoba kręciła się podejrzanie, wykazując zbytnie zainteresowanie pewnymi osobami. Nie wiem, kim jest, ale sądzę, że warto byłoby to sprawdzić. Tego też się podejmę. Nie wiem czy ktoś węszy w poszukiwaniu informacji czy to zwykłe, nadmierne zainteresowanie nie jest objawem czegoś innego. Zapamiętałem twarz, więc zajmę się tym. Nie chcemy przecież, by ktoś nam przeszkodził. – dodał jeszcze, nie spuszczając wzroku z tęczówek Sigrun. Kierował te słowa bezpośrednio do niej, w końcu to ona zadała pytanie odnośnie ich zamiarów. Mathieu chciał działać. Mogło się równie dobrze okazać, że ten nadmiernie zainteresowany był zwykłym, przypadkowym przechodniem, a nieknującym członkiem Zakonu. Jego zdaniem, warto było to sprawdzić, w końcu kilka dni pod rząd widywanie tej samej osoby, w tym samym miejscu, nie należało do normalnych.
- Ja się tego podejmę. – skwitował krótko. Powinni zająć się tą sprawą. Miejsca podane przez Tristana miały stanąć w płomieniach, a ich właściciele powinni niefortunnie umrzeć. Zadanie wydawało się być proste do zrealizowania i nawet w ciągu najbliższych godzin, można się tego podjąć. Oczywiście nie zamierzał się wychylać przed szereg, porozmawia z Antonią i Esther po skończonym zebraniu, a wtedy omówią szczegóły całego przedsięwzięcia.
Podniósł wzrok na Sigrun, kiedy przemówiła, pytając o ich zamierzenia. Kiwnął głową, to zrozumiałe, że naciskała na działanie, nie bez powodu prowadziła to spotkanie i nie bez powodu należała do elity. Swoją drogę, młody Rosier mógł ją podziwiać, potrafiła zdziałać naprawdę wiele.
- Jak wspomniałem, pomogę Antonii i Esther z rozwiązaniem problemu. – potwierdził swoje słowa. Nie zamierzał się wycofywać, to byłoby nie na miejscu i nie w jego stylu. Mathieu dążył do celu i wykonywał swoje zadania bez żadnych zastrzeżeń, a przynajmniej jak dotąd nikt nie składał zażaleń w tych kwestiach. Była jeszcze jedna kwestia, o której wcześniej nie chciał wspominać, ale zmienił zdanie. – Bywałem na Nokturnie kilka dni pod rząd i zauważyłem coś niepokojącego, mianowicie jedna osoba kręciła się podejrzanie, wykazując zbytnie zainteresowanie pewnymi osobami. Nie wiem, kim jest, ale sądzę, że warto byłoby to sprawdzić. Tego też się podejmę. Nie wiem czy ktoś węszy w poszukiwaniu informacji czy to zwykłe, nadmierne zainteresowanie nie jest objawem czegoś innego. Zapamiętałem twarz, więc zajmę się tym. Nie chcemy przecież, by ktoś nam przeszkodził. – dodał jeszcze, nie spuszczając wzroku z tęczówek Sigrun. Kierował te słowa bezpośrednio do niej, w końcu to ona zadała pytanie odnośnie ich zamiarów. Mathieu chciał działać. Mogło się równie dobrze okazać, że ten nadmiernie zainteresowany był zwykłym, przypadkowym przechodniem, a nieknującym członkiem Zakonu. Jego zdaniem, warto było to sprawdzić, w końcu kilka dni pod rząd widywanie tej samej osoby, w tym samym miejscu, nie należało do normalnych.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Ostatnio zmieniony przez Mathieu Rosier dnia 07.06.20 12:19, w całości zmieniany 1 raz
Ilość informacji przepływający ponad stołem, z ust do uszu, drobnych uzupełnień była wysoce przytłaczająca – wlewająca do umysłu zamęt, nad którym musiał i chciał zapanować, jeśli w okowach porażek pozostałych uczestników spotkania oraz stwierdzeń pełnych podejrzliwości on sam miał okazać się atutem niosącym mniejsze lub większe sukcesy. Uważnie słuchał każdego, kto wnosił nową wiedzę do zastanej sytuacji, sporo uwagi poświęcając Macnairowi, wszak łączyło ich coś więcej niźli jedno, całkowicie jednostronne spotkanie.
— Skamander dość oględnie wyraził uznanie dla czarnoksiężników, z którymi walczył — odpowiedział Drew, lekko przytakując z szacunkiem. — Jeśli miał jakiekolwiek pojęcie o waszych tożsamościach, skutecznie zataił tę wiedzę. — Jeśli skłamał, zrobił to bardzo dobrze, dodał jedynie we własnych myślach, wspominając mugolski szpital jeszcze przez chwilę, nim na powrót zanurzył się w planach tworzonych przy stole, oddając się poznaniu politycznych aspektów Ministerstwa oraz toczącym się tam intrygom. We własnym nikłym doświadczeniu spodziewał się oślego uporu, lecz doskonale wiedział, że i na to istniało lekarstwo; problem leżał jedynie w tym, że należało je wpierw znaleźć bądź ostatecznie stworzyć własnymi siłami i odpowiednio dawkować, by ujrzeć oczekiwanie efekty.
Przytaknął w milczeniu słowom Mulcibera, rzucając mu jedynie krótkie spojrzenie. Złożona propozycja została przekuta w zadanie, które miał wykonać i zamierzał przyłożyć się doń ze wszystkich sił, choć tych mogło być niedostatecznie, jeśli przyjdzie mu przetrząsać archiwalne stosy pozostawione same sobie.
— Jeśli ktokolwiek będzie poszukiwał dodatkowego zajęcia, z przyjemnością przyjmę towarzystwo — odezwał się jeszcze, dość cicho, nawiązując do gromadzenia informacji o przeciwnikach. Nie oczekiwał, że potencjalny chętny miałby być miłośnikiem anatomii czy w jakikolwiek sposób zaznajomiony z aspektami sztuk uzdrawiania; dostrzegał pomoc nawet w najzwyklejszym przejrzeniu teczek, by spisanie najważniejszych informacji zajęło jak najmniej czasu, a efekty były jak największe. Wykonanie tego zadania nie traktował jednak jako najważniejszego priorytetu; dostrzegał znacznie istotniejsze kwestie, którymi mieli się zająć i to wokół nich koncentrował swoją uwagę, z każdym kolejnym stwierdzeniem odpychając kolejne pomysły przychodzące mu do głowy, nie mające zbyt wiele wspólnego z planami dotyczącymi bezpośredniego ukarania zdrajców. Chciał pomóc, rwał się do wymierzenia sprawiedliwości za gwałt poczyniony podczas wiecu Stonehenge, lecz jednocześnie wiedział, że jego umiejętności walki wciąż nie należały do najbardziej spektakularnych i musiał poświęcić im jeszcze dużo czasu nim nabierze odpowiedniej wprawy.
— Z chęcią będę Ci towarzyszyć, Mathieu — zwrócił się do Rosiera, kiwając głową, gdy zdołał uchwycić jego spojrzenie. Choć jeszcze pozostawali bezpieczni w granicach Nokturnu, to musieli brać pod uwagę fakt, że ktoś próbował i będzie nadal podejmował próby przeniknięcia w miejsce, w którym znaleźć się nie powinien. — Mógłbym poprosić kilku przyjaciół, by rozejrzeli się w pozostałych dzielnicach. Zgromadzenie kilku informatorów pozwoliłoby mieć nieco czujniejszy wgląd w miejskie nastroje oraz działania Zakonu... może nawet namierzenie miejsca ich spotkań w Londynie — zaproponował, przez prośbę mając na myśli rozkaz, a przez przyjaciół – ptaki, w międzyczasie zerkając na Craiga, który jako jedyny wiedział o posiadanym przezeń darze. Zdawał sobie sprawę, że propozycja ta wymagała poświęcenia znacznie większej ilości czasu; był jednak w pełni zdeterminowany do osiągnięcia tego celu, nawet jeśli efekty miałyby przyjść w nieco dłuższej perspektywie czasu. Chciał zyskać posłuch i szacunek u siedzących przy stole, korzystając ze wszystkich talentów, które posiadał.
— Skamander dość oględnie wyraził uznanie dla czarnoksiężników, z którymi walczył — odpowiedział Drew, lekko przytakując z szacunkiem. — Jeśli miał jakiekolwiek pojęcie o waszych tożsamościach, skutecznie zataił tę wiedzę. — Jeśli skłamał, zrobił to bardzo dobrze, dodał jedynie we własnych myślach, wspominając mugolski szpital jeszcze przez chwilę, nim na powrót zanurzył się w planach tworzonych przy stole, oddając się poznaniu politycznych aspektów Ministerstwa oraz toczącym się tam intrygom. We własnym nikłym doświadczeniu spodziewał się oślego uporu, lecz doskonale wiedział, że i na to istniało lekarstwo; problem leżał jedynie w tym, że należało je wpierw znaleźć bądź ostatecznie stworzyć własnymi siłami i odpowiednio dawkować, by ujrzeć oczekiwanie efekty.
Przytaknął w milczeniu słowom Mulcibera, rzucając mu jedynie krótkie spojrzenie. Złożona propozycja została przekuta w zadanie, które miał wykonać i zamierzał przyłożyć się doń ze wszystkich sił, choć tych mogło być niedostatecznie, jeśli przyjdzie mu przetrząsać archiwalne stosy pozostawione same sobie.
— Jeśli ktokolwiek będzie poszukiwał dodatkowego zajęcia, z przyjemnością przyjmę towarzystwo — odezwał się jeszcze, dość cicho, nawiązując do gromadzenia informacji o przeciwnikach. Nie oczekiwał, że potencjalny chętny miałby być miłośnikiem anatomii czy w jakikolwiek sposób zaznajomiony z aspektami sztuk uzdrawiania; dostrzegał pomoc nawet w najzwyklejszym przejrzeniu teczek, by spisanie najważniejszych informacji zajęło jak najmniej czasu, a efekty były jak największe. Wykonanie tego zadania nie traktował jednak jako najważniejszego priorytetu; dostrzegał znacznie istotniejsze kwestie, którymi mieli się zająć i to wokół nich koncentrował swoją uwagę, z każdym kolejnym stwierdzeniem odpychając kolejne pomysły przychodzące mu do głowy, nie mające zbyt wiele wspólnego z planami dotyczącymi bezpośredniego ukarania zdrajców. Chciał pomóc, rwał się do wymierzenia sprawiedliwości za gwałt poczyniony podczas wiecu Stonehenge, lecz jednocześnie wiedział, że jego umiejętności walki wciąż nie należały do najbardziej spektakularnych i musiał poświęcić im jeszcze dużo czasu nim nabierze odpowiedniej wprawy.
— Z chęcią będę Ci towarzyszyć, Mathieu — zwrócił się do Rosiera, kiwając głową, gdy zdołał uchwycić jego spojrzenie. Choć jeszcze pozostawali bezpieczni w granicach Nokturnu, to musieli brać pod uwagę fakt, że ktoś próbował i będzie nadal podejmował próby przeniknięcia w miejsce, w którym znaleźć się nie powinien. — Mógłbym poprosić kilku przyjaciół, by rozejrzeli się w pozostałych dzielnicach. Zgromadzenie kilku informatorów pozwoliłoby mieć nieco czujniejszy wgląd w miejskie nastroje oraz działania Zakonu... może nawet namierzenie miejsca ich spotkań w Londynie — zaproponował, przez prośbę mając na myśli rozkaz, a przez przyjaciół – ptaki, w międzyczasie zerkając na Craiga, który jako jedyny wiedział o posiadanym przezeń darze. Zdawał sobie sprawę, że propozycja ta wymagała poświęcenia znacznie większej ilości czasu; był jednak w pełni zdeterminowany do osiągnięcia tego celu, nawet jeśli efekty miałyby przyjść w nieco dłuższej perspektywie czasu. Chciał zyskać posłuch i szacunek u siedzących przy stole, korzystając ze wszystkich talentów, które posiadał.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Skinęła lekko głową, przyjmując zapewnienia pomocy, zastanawiała się nad możliwościami, choć prawdę powiedziawszy nie patrzyła na to nader optymistycznie - ostatnim razem przestrzegli rycerzy, że ochrona Azkabanu musi być priorytetem. Nie mogli spodziewać się, że w razie porażki dokonają cudu i raz jeszcze zabezpieczą to miejsce mrugnięciem oka, choć była pewna, że tak ona, jak potrafiący w tym względzie znacznie więcej Valerij, dokonają wszelkich starań, by nie móc powiedzieć, że nie uczynili wszystkiego, co leżało w ich mocy. Numerologia nie była jednak jej dziedziną. Znała tajniki ludzkiego ciała, zatrzymywała choroby, które wyniszczały szeregi rycerzy od środka, ale nie potrafiła wszystkiego, choć myśl, że niektórym rycerzom zdawało się inaczej, mile łechtała jej ego.
- Nóż wbity w plecy zawsze jest najskuteczniejszą bronią - przytaknęła Craigowi - nie wiemy jednak nic o tym, w jaki sposób Zakon Feniksa ujarzmia anomalie. Jeśli otrzymamy informacje tego typu - przeniosła spojrzenie z Craiga na Drew, który najwyraźniej znajdował się w posiadaniu najobszerniejszej wiedzy wywiadowczej i być może miał możliwości ją poszerzyć, ona nie miała siły, możliwości, ani mocy próbować wyszarpać takie informacje z rąk Zakonu - możemy wówczas poszukać w ich rytuałach słabych punktów. Na ten moment to jak wróżenie z kart Tarota - Choć karty postawić rzeczywiście mogła, nie wydawało jej się, by mogły przynieść konkretne rozwiązania. Nauka, w przeciwieństwie do wróżenia, nie lubiła niedopowiedzeń. Poprzednie badania przeprowadzili w oparciu o schemat ofiarowany przez Czarnego Pana, potężnego czarnoksiężnika. - Możemy też spróbować metodą prób i błędów opracować hipotetyczne rozwiązanie tego samego problemu przy pomocy białej magii i na tej podstawie poszukać adekwatnego rozwiązania, ale to byłoby znacznie bardziej pracochłonne zadanie, któremu sprosta jedynie wybitny numerolog. - Zdawało się, że jedynym takim czarodziejem był w tym gronie młodszy Mulciber. Oferował swoją pomoc, jednak w takiej sytuacji większość pracy spadłaby na jego barki. Oni - mogli spróbować pracować na rytuale, który wykorzystywał Zakon.
W rozmowie o arystokratce, Isabelle, dostrzegała coś gorzko przykrego, ale nawet nie drgnęła, powstrzymując się od uchwycenia spojrzeniem twarzy Mulcibera. Czy ona i jej dziecko mogły skończyć kiedyś tak samo, rzucone na pożarcie wilków obradujących przy stole o ich przyszłości? Spojrzenie szmaragdowych oczu nie zdradziło wątpliwości, na słowa Deirdre bezwiednie przytaknęła. Praca nad różdżkami rycerzy zajmowała im naprawdę dużo czasu, wizja pracy za dnia i nocy w jej stanie wydała jej się wyjątkowo uciążliwa, im bliżej rozwiązania, tym gorzej się czuła - ale nie porzucała zawartych zobowiązań, kiedy mogły stanowić dla niej przepustkę do lepszego świata. Po wszystkim winna spotkać się z Valerijem i rozmówić się z nim odnośnie słów, które dzisiaj padły - w skromniejszym gronie znacznie łatwiej będzie skoncentrować myśli i wymienić się spostrzeżeniami.
- Nóż wbity w plecy zawsze jest najskuteczniejszą bronią - przytaknęła Craigowi - nie wiemy jednak nic o tym, w jaki sposób Zakon Feniksa ujarzmia anomalie. Jeśli otrzymamy informacje tego typu - przeniosła spojrzenie z Craiga na Drew, który najwyraźniej znajdował się w posiadaniu najobszerniejszej wiedzy wywiadowczej i być może miał możliwości ją poszerzyć, ona nie miała siły, możliwości, ani mocy próbować wyszarpać takie informacje z rąk Zakonu - możemy wówczas poszukać w ich rytuałach słabych punktów. Na ten moment to jak wróżenie z kart Tarota - Choć karty postawić rzeczywiście mogła, nie wydawało jej się, by mogły przynieść konkretne rozwiązania. Nauka, w przeciwieństwie do wróżenia, nie lubiła niedopowiedzeń. Poprzednie badania przeprowadzili w oparciu o schemat ofiarowany przez Czarnego Pana, potężnego czarnoksiężnika. - Możemy też spróbować metodą prób i błędów opracować hipotetyczne rozwiązanie tego samego problemu przy pomocy białej magii i na tej podstawie poszukać adekwatnego rozwiązania, ale to byłoby znacznie bardziej pracochłonne zadanie, któremu sprosta jedynie wybitny numerolog. - Zdawało się, że jedynym takim czarodziejem był w tym gronie młodszy Mulciber. Oferował swoją pomoc, jednak w takiej sytuacji większość pracy spadłaby na jego barki. Oni - mogli spróbować pracować na rytuale, który wykorzystywał Zakon.
W rozmowie o arystokratce, Isabelle, dostrzegała coś gorzko przykrego, ale nawet nie drgnęła, powstrzymując się od uchwycenia spojrzeniem twarzy Mulcibera. Czy ona i jej dziecko mogły skończyć kiedyś tak samo, rzucone na pożarcie wilków obradujących przy stole o ich przyszłości? Spojrzenie szmaragdowych oczu nie zdradziło wątpliwości, na słowa Deirdre bezwiednie przytaknęła. Praca nad różdżkami rycerzy zajmowała im naprawdę dużo czasu, wizja pracy za dnia i nocy w jej stanie wydała jej się wyjątkowo uciążliwa, im bliżej rozwiązania, tym gorzej się czuła - ale nie porzucała zawartych zobowiązań, kiedy mogły stanowić dla niej przepustkę do lepszego świata. Po wszystkim winna spotkać się z Valerijem i rozmówić się z nim odnośnie słów, które dzisiaj padły - w skromniejszym gronie znacznie łatwiej będzie skoncentrować myśli i wymienić się spostrzeżeniami.
bo ty jesteś
prządką
prządką
- Peru, dobre sobie - parsknął pod nosem, słysząc wieści przekazane przez Eddarda. Percival był być może głupcem, który kilkoma zdaniami wypowiedzianymi podczas Stonehenge zdecydował się wydać wyrok śmierci na siebie i swoją rodzinę... ale na pewno nie nawiałby z podkulonym ogonem. Craig mógłby sobie rękę dać uciąć za to, że zdrajca na pewno zwróci się do Zakonu. W końcu jak już wbijać nóż w plecy, to aż do serca, żeby zadać jak najwięcej szkód. Na pewno poprosił o protekcję dla siebie i Isabelle. Być może nie znajdował się obecnie w samej Anglii, być może faktycznie w jakimś innym kraju... ale na pewno czaił się gdzieś nieopodal.
Trochę szkoda, że wśród ich grona nie znalazł się nikt z rodu Carrow. To by zdecydowanie ułatwiło obserwowanie Isabelle a także wykorzystanie jej do ich planu. Tymczasem musieli opierać się o zaufanie, które w dużej mierze mogło być już mocno nadszarpnięte. Burke uznałby Percivala za skończonego głupca, gdyby zaraz po swojej zdradzie nie spróbowałby zawiadomić jakoś Isabelle, że większość jego byłych przyjaciół może nastawać na jej życie - albo na życie ich dziecka, mającego się niedługo urodzić - aby się na nim zemścić.
W następnej kolejności zwrócił uwagę na słowa wypowiedziane przez Mathieu. Odwrócił ku niemu głowę, prostując się jednocześnie na krześle. Nie był specjalnie zaskoczony, wszyscy wiedzieli, że na Nokturn nie należało się zapuszczać - to było siedlisko złodziei, zaklinaczy, morderców i trucicieli. To było też ich królestwo, a przecież bardzo jawnie ogłosili swoje poparcie dla Czarnego Pana. Nic więc dziwnego, że Zakon zaczął się interesować tamtą okolicą. I chociaż brzmiało to niepokojąco, mogli to wykorzystać.
- Myślę, że powinno się tym zająć więcej osób. Nasi wielbiciele szlam na pewno będą próbować inwigilować Nokturn. Na pewno aurorzy będą chcieli wykorzystać okazję. Wyjdźmy im naprzeciw. Ci, którzy najlepiej znają Nokturn niech uruchomią swoje kontakty oraz od czasu do czasu sami patrolują okolicę. Może natkniemy się na naszych przyjaciół. Na pewno szczególnie będą ich interesować okolice naszego sklep.
Żałował, że rozwiązanie problemu z przeważającą liczbą anomalii naprawionych białą magią nie miało zbytnio szans na zrealizowanie. Rozumiał potrzebę szybkiego działania, stąd też tylko skinął głową bez słowa, gdy Vablatsky wytłumaczyła mu zawiłość tego procesu. Może gdyby poprosić o pomoc Czarnego Pana, byłoby łatwiej - jeśli zrozumieliby właśnie jak działał zakon. Jednakże, chociaż nie chciał mówić tego głośno - nie było pewności, że Czarny Pan zna ten sposób, a ponadto... Craig jakoś nie wyobrażał sobie proszenia go o pomoc w takiej sprawie. Nie, kiedy tyle razy zawiedli go już pomimo środków, które przecież już im udostępnił.
- Można połączyć te pożary z oskarżeniami zamieszczonymi w gazetach. Jeśli na miejscach pogorzelisk zostałyby jakieś wulgarne napisy, "Precz z nowym ministrem", ukazalibyśmy przeciwników Malfoya jako bezmyślne zwierzęta, wyrażające swoje niezadowolenie poprzez bezsensowną destrukcję. W końcu chodzi o Pokątną. Myślę, że prasa bardzo ładnie by ich potem obsmarowała.
Trochę szkoda, że wśród ich grona nie znalazł się nikt z rodu Carrow. To by zdecydowanie ułatwiło obserwowanie Isabelle a także wykorzystanie jej do ich planu. Tymczasem musieli opierać się o zaufanie, które w dużej mierze mogło być już mocno nadszarpnięte. Burke uznałby Percivala za skończonego głupca, gdyby zaraz po swojej zdradzie nie spróbowałby zawiadomić jakoś Isabelle, że większość jego byłych przyjaciół może nastawać na jej życie - albo na życie ich dziecka, mającego się niedługo urodzić - aby się na nim zemścić.
W następnej kolejności zwrócił uwagę na słowa wypowiedziane przez Mathieu. Odwrócił ku niemu głowę, prostując się jednocześnie na krześle. Nie był specjalnie zaskoczony, wszyscy wiedzieli, że na Nokturn nie należało się zapuszczać - to było siedlisko złodziei, zaklinaczy, morderców i trucicieli. To było też ich królestwo, a przecież bardzo jawnie ogłosili swoje poparcie dla Czarnego Pana. Nic więc dziwnego, że Zakon zaczął się interesować tamtą okolicą. I chociaż brzmiało to niepokojąco, mogli to wykorzystać.
- Myślę, że powinno się tym zająć więcej osób. Nasi wielbiciele szlam na pewno będą próbować inwigilować Nokturn. Na pewno aurorzy będą chcieli wykorzystać okazję. Wyjdźmy im naprzeciw. Ci, którzy najlepiej znają Nokturn niech uruchomią swoje kontakty oraz od czasu do czasu sami patrolują okolicę. Może natkniemy się na naszych przyjaciół. Na pewno szczególnie będą ich interesować okolice naszego sklep.
Żałował, że rozwiązanie problemu z przeważającą liczbą anomalii naprawionych białą magią nie miało zbytnio szans na zrealizowanie. Rozumiał potrzebę szybkiego działania, stąd też tylko skinął głową bez słowa, gdy Vablatsky wytłumaczyła mu zawiłość tego procesu. Może gdyby poprosić o pomoc Czarnego Pana, byłoby łatwiej - jeśli zrozumieliby właśnie jak działał zakon. Jednakże, chociaż nie chciał mówić tego głośno - nie było pewności, że Czarny Pan zna ten sposób, a ponadto... Craig jakoś nie wyobrażał sobie proszenia go o pomoc w takiej sprawie. Nie, kiedy tyle razy zawiedli go już pomimo środków, które przecież już im udostępnił.
- Można połączyć te pożary z oskarżeniami zamieszczonymi w gazetach. Jeśli na miejscach pogorzelisk zostałyby jakieś wulgarne napisy, "Precz z nowym ministrem", ukazalibyśmy przeciwników Malfoya jako bezmyślne zwierzęta, wyrażające swoje niezadowolenie poprzez bezsensowną destrukcję. W końcu chodzi o Pokątną. Myślę, że prasa bardzo ładnie by ich potem obsmarowała.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Ostatnio zmieniony przez Craig Burke dnia 03.05.19 15:45, w całości zmieniany 1 raz
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyanna nie odzywała się zbyt wiele, bo po prostu nie miała nic mądrego do dodania, nic co wniosłoby coś nowego w przebieg spotkania. Podczas misji poniosła porażkę, o naprawie anomalii opowiedziała już wcześniej. Nie mogło to zrównoważyć porażki, ale przynajmniej zrobiła cokolwiek, nie była bierna. Działała, ramię w ramię z Sigrun pokonując dwie anomalie, przy jednej stoczyły też walkę, której zwycięstwo było jednak zasługą Rookwood. Uczyła się też czarnej magii i poszerzała swoje kompetencje – zarówno w magii, jak i wiedzy teoretycznej, między innymi z zakresu starożytnych run i łamania, a także nakładania klątw. Słuchała jednak innych, padające informacje były istotne.
Prawdopodobnie trochę ją gubił jej niemal pustelniczy tryb życia i fakt, jak niewiele nawiązywała interakcji towarzyskich. Może gdyby zadbała o to, by nawiązywać ich więcej, miałaby jakieś informacje o członkach Zakonu Feniksa i ich nazwiska nie byłyby dla niej jedną wielką niewiadomą. Cóż z tego, że parę mogła kojarzyć ze szkoły, skoro nie pamiętała nic ponad to, że takie osoby w Hogwarcie były? Liczyła się teraźniejszość, a o teraźniejszości tych ludzi nie wiedziała nic, przez te wszystkie lata tak mocno skupiona na sobie i własnym rozwoju. Ale prawdopodobnie nie tylko ona spośród grona siedzącego przy stole był samotnicą i indywidualistką, choć nie dało się zignorować faktu, że szlachetnie urodzeni i pracownicy ministerstwa posiadali realne wpływy, kontakty i dojścia mogące umożliwić im zdobywanie informacji. Ona nie. Nie miała takich możliwości jak oni. Może w takim razie powinna rozważyć powrót na łono ministerstwa, nawet jeśli zabrałoby jej to swobodę, którą sobie ukochała po opuszczeniu tej instytucji?
Ale najwyraźniej oczekiwano od niej czegoś więcej niż tylko deklaracji, że w istocie podejmie się misji, którą wyznaczono jej w parze z Craigiem Burke. Oby tym razem nie zawaliła sprawy tak jak poprzednio.
- Wykonam wyznaczoną mi misję i przekonamy Diggory’ego do zmiany nastawienia – odpowiedziała, niejako wywołana do odpowiedzi; być może Sigrun nie usatysfakcjonowała jej wcześniejsza lakoniczna deklaracja. Zgodziła się też z sugestią Craiga, dobrze byłoby mieć baczenie na Nokturn, bo skoro aurorzy już raz wdarli się do Białej Wywerny, mogli zrobić to i drugi raz, wiedzieli że coś się tutaj działo. Oni, a może Zakon Feniksa, który również mógł wiedzieć, że to tutaj się spotykali. – Rozejrzę się na Nokturnie, wypatrując wszelkich oznak mogących świadczyć o tym, że pojawia się tu ktoś niepowołany i węszy. Zrobię też rozeznanie w środowisku łamaczy klątw i runistów, niektórzy z nich mogą być potencjalnie użyteczni naszej sprawie, choć istnieje też prawdopodobieństwo, że niektórzy, zwłaszcza ci bardziej... prawi, mogą interesować się przeciwną stroną barykady.
W środowisku łamaczy i runistów również miała spore braki, bo zazwyczaj działała samotnie, rzadko współpracowała z innymi, ale zdarzało jej się to. Może niektórzy z nich mogliby przysłużyć się rycerzom jako ich sojusznicy? Mogła też się rozejrzeć, wykorzystując swoje atuty i niepozorność.
Prawdopodobnie trochę ją gubił jej niemal pustelniczy tryb życia i fakt, jak niewiele nawiązywała interakcji towarzyskich. Może gdyby zadbała o to, by nawiązywać ich więcej, miałaby jakieś informacje o członkach Zakonu Feniksa i ich nazwiska nie byłyby dla niej jedną wielką niewiadomą. Cóż z tego, że parę mogła kojarzyć ze szkoły, skoro nie pamiętała nic ponad to, że takie osoby w Hogwarcie były? Liczyła się teraźniejszość, a o teraźniejszości tych ludzi nie wiedziała nic, przez te wszystkie lata tak mocno skupiona na sobie i własnym rozwoju. Ale prawdopodobnie nie tylko ona spośród grona siedzącego przy stole był samotnicą i indywidualistką, choć nie dało się zignorować faktu, że szlachetnie urodzeni i pracownicy ministerstwa posiadali realne wpływy, kontakty i dojścia mogące umożliwić im zdobywanie informacji. Ona nie. Nie miała takich możliwości jak oni. Może w takim razie powinna rozważyć powrót na łono ministerstwa, nawet jeśli zabrałoby jej to swobodę, którą sobie ukochała po opuszczeniu tej instytucji?
Ale najwyraźniej oczekiwano od niej czegoś więcej niż tylko deklaracji, że w istocie podejmie się misji, którą wyznaczono jej w parze z Craigiem Burke. Oby tym razem nie zawaliła sprawy tak jak poprzednio.
- Wykonam wyznaczoną mi misję i przekonamy Diggory’ego do zmiany nastawienia – odpowiedziała, niejako wywołana do odpowiedzi; być może Sigrun nie usatysfakcjonowała jej wcześniejsza lakoniczna deklaracja. Zgodziła się też z sugestią Craiga, dobrze byłoby mieć baczenie na Nokturn, bo skoro aurorzy już raz wdarli się do Białej Wywerny, mogli zrobić to i drugi raz, wiedzieli że coś się tutaj działo. Oni, a może Zakon Feniksa, który również mógł wiedzieć, że to tutaj się spotykali. – Rozejrzę się na Nokturnie, wypatrując wszelkich oznak mogących świadczyć o tym, że pojawia się tu ktoś niepowołany i węszy. Zrobię też rozeznanie w środowisku łamaczy klątw i runistów, niektórzy z nich mogą być potencjalnie użyteczni naszej sprawie, choć istnieje też prawdopodobieństwo, że niektórzy, zwłaszcza ci bardziej... prawi, mogą interesować się przeciwną stroną barykady.
W środowisku łamaczy i runistów również miała spore braki, bo zazwyczaj działała samotnie, rzadko współpracowała z innymi, ale zdarzało jej się to. Może niektórzy z nich mogliby przysłużyć się rycerzom jako ich sojusznicy? Mogła też się rozejrzeć, wykorzystując swoje atuty i niepozorność.
Czuł się niekomfortowo słuchając o tym, jak lekko przychodziło grozić, manipulować, szastać życiem nienarodzonego dziecka wysoko urodzonej kobiety z konserwatywnego rodu. Widzieć w niej swoją ofiarę, narzędzie, a nie sojuszniczkę która być może za decyzję swego męża mogła chcieć się zemścić na nim równie mocno co tu zebrani. chcąc nie chcąc pomyślał o swojej rodzinie. Dołączył do rycerzy chcąc roztoczyć nad ich głowami ochronny klosz, zapewnić im protekcję oraz nietykalność na czas nadciągającego nad Anglię niepokoju, lecz co jeżeli w ten sposób jak na ironię niepotrzebnie zwrócił na nich uwagę, wystawił ich na celownik...? Co jeżeli któregoś razu siła która miła ich chronić zagrozi ich życiu jeżeli on zawiedzie, jeżeli jakiś eliksir nie zadziała poprawnie...? Nie chciał o tym myśleć, nie powinien, a jednak jakaś obawa zatłukła się w zielonych oczach alchemika, które wlepiły się w blat stołu nie chcąc by słabość ta została pochwycona przez kogokolwiek.
Podniósł spojrzenie zastanawiając się nad kwestią próby powstrzymania Zakonników. Myślał, że być może posypią się jakieś pomysły mniej lub bardziej trafione, które pomogą jemu samemu odnaleźć w morzu niewiadomych jakiś pomysł na to co zrobić z tym fantem, lecz prócz kilku zapewnień nie wiedział co powinien o tym sądzić.
- Tak właściwie to problemem nie jest to, jak ich znaleźć magiczne przejście do Azkabanu, jeżeli mają zamiar dostać się tam faktycznie za pomocą magii, a warto zaznaczyć, że mogą próbować również inaczej. To prawdopodobnie kwestia przestudiowania magicznych prądów, skonstruowania odpowiedniego urządzenia które wykrywać będzie nieprawidłowości z ignorowaniem wpływu anomalii, a następnie wykonywanie codziennych pomiarów - bo nie mamy pojęcia również o tym kiedy będą próbowali przejść. Pytanie jednak co w chwili w której faktycznie uda nam się wykryć miejsce z którego wyruszyli. Nie będę wspominał, jakie to byłoby szczęście gdyby w chwili odkrycia dopiero co by je otwierali - to jednak czcze życzenie. Prawdopodobnie będą już po, a na pewno nim tam dotrzemy przy takiej pogodzie, przy niedziałającej teleportacji, kominkach - oni będą już daleko w przód ze swymi działaniami. Ściganie ich w krętych, pogrążonych anomaliami Azkabanie na ślepo to synonim samobójstwa - starał się być rzeczowy. Chciał wyłożyć główny problem całego przedsięwzięcia. Nie sztuką było znaleźć drzwi, lecz znalezienie odpowiedzi na to co dalej? Naprawdę nie chciał studzić zapału oraz niszczyć wyobrażeń co poniektórych, lecz jednak jako głos rozsądku, członek grupy badawczej czuł się w obowiązku uświadomić, że to nie mogło polegać na podjęciu się na ślepo pościgu, który nie miał sensu i był skrajnie niebezpieczny, miał nikłe szanse powodzenia - Chodzą mi po głowie dwa rozwiązania. Jeżeli użyją magii do dostania się do Azkabanu, a nam udałoby się wyłapać moment w której otworzyli ścieżkę najłatwiej byłoby ją zniszczyć uniemożliwiając im powrót. Tam gdzie się wejdzie trzeba też wyjść. W tej możliwości istnieje szansa na to, że uda im się osiągnąć cel, lecz jeszcze większa na to, że nie wrócą, a jeśli nawet to zdecydowanie nie będzie to łatwe. Osłabimy ich siły zyskując czas na wzmocnienie naszych. Druga opcja jest wyjątkowo ryzykowna. Otóż...myślałem...czy po znalezieniu tego przejścia nie przesłać przez niego ogromny ładunek mocy który obróci Azkaban w gruz z każdym kto tam się znajduje włącznie. Nie wiem jednak jak wpłynęłoby na znajdujące się tam źródło mocy. czy by jakoś ewoluowało, przeniosło, czy zniszczało. - skończył szczebiotać swoim rosyjskim angielskim wlepiając spojrzenie w śmierciożerców oczekując od nich osądu, wyboru, komentarza lub też od kogokolwiek innych pomysłów.
Podniósł spojrzenie zastanawiając się nad kwestią próby powstrzymania Zakonników. Myślał, że być może posypią się jakieś pomysły mniej lub bardziej trafione, które pomogą jemu samemu odnaleźć w morzu niewiadomych jakiś pomysł na to co zrobić z tym fantem, lecz prócz kilku zapewnień nie wiedział co powinien o tym sądzić.
- Tak właściwie to problemem nie jest to, jak ich znaleźć magiczne przejście do Azkabanu, jeżeli mają zamiar dostać się tam faktycznie za pomocą magii, a warto zaznaczyć, że mogą próbować również inaczej. To prawdopodobnie kwestia przestudiowania magicznych prądów, skonstruowania odpowiedniego urządzenia które wykrywać będzie nieprawidłowości z ignorowaniem wpływu anomalii, a następnie wykonywanie codziennych pomiarów - bo nie mamy pojęcia również o tym kiedy będą próbowali przejść. Pytanie jednak co w chwili w której faktycznie uda nam się wykryć miejsce z którego wyruszyli. Nie będę wspominał, jakie to byłoby szczęście gdyby w chwili odkrycia dopiero co by je otwierali - to jednak czcze życzenie. Prawdopodobnie będą już po, a na pewno nim tam dotrzemy przy takiej pogodzie, przy niedziałającej teleportacji, kominkach - oni będą już daleko w przód ze swymi działaniami. Ściganie ich w krętych, pogrążonych anomaliami Azkabanie na ślepo to synonim samobójstwa - starał się być rzeczowy. Chciał wyłożyć główny problem całego przedsięwzięcia. Nie sztuką było znaleźć drzwi, lecz znalezienie odpowiedzi na to co dalej? Naprawdę nie chciał studzić zapału oraz niszczyć wyobrażeń co poniektórych, lecz jednak jako głos rozsądku, członek grupy badawczej czuł się w obowiązku uświadomić, że to nie mogło polegać na podjęciu się na ślepo pościgu, który nie miał sensu i był skrajnie niebezpieczny, miał nikłe szanse powodzenia - Chodzą mi po głowie dwa rozwiązania. Jeżeli użyją magii do dostania się do Azkabanu, a nam udałoby się wyłapać moment w której otworzyli ścieżkę najłatwiej byłoby ją zniszczyć uniemożliwiając im powrót. Tam gdzie się wejdzie trzeba też wyjść. W tej możliwości istnieje szansa na to, że uda im się osiągnąć cel, lecz jeszcze większa na to, że nie wrócą, a jeśli nawet to zdecydowanie nie będzie to łatwe. Osłabimy ich siły zyskując czas na wzmocnienie naszych. Druga opcja jest wyjątkowo ryzykowna. Otóż...myślałem...czy po znalezieniu tego przejścia nie przesłać przez niego ogromny ładunek mocy który obróci Azkaban w gruz z każdym kto tam się znajduje włącznie. Nie wiem jednak jak wpłynęłoby na znajdujące się tam źródło mocy. czy by jakoś ewoluowało, przeniosło, czy zniszczało. - skończył szczebiotać swoim rosyjskim angielskim wlepiając spojrzenie w śmierciożerców oczekując od nich osądu, wyboru, komentarza lub też od kogokolwiek innych pomysłów.
Nie ukrywał, że szczególnie ciekawiła go odpowiedź Caley, więc gdy zaczęła mówić skupił na niej swój wzrok. Pierwszy raz widział ją w ich szeregach, jednakże jej umiejętność miała nieocenioną wartość, co potwierdziła odpowiadając twierdząco na pytanie szatyna. Jeśli faktycznie było to możliwe jego plan nabierał sensu, jednakże pozostawało wciąż wiele wątpliwych kwestii, więc wpierw zamierzał omówić je z pozostałymi. Nie chciał czynić tego na forum zważywszy na istotniejsze elementy, o których przyszło im rozmawiać, ale czym prędzej zamierzał poprosić o spotkanie odpowiednich ludzi. Był gotów zaryzykować, bowiem dla niego oddanie sprawie nie wiązało się jedynie z biernym przytakiwaniem i wykonywaniem jasno określonych rozkazów. Podobne zachowanie bardziej przypominało mu działanie pod siebie – być może ze strachu, być może pod kątem pragnienia zachowania pozycji opowiadając się po stronie potęgi. Służba Czarnemu Panu była czymś więcej; nie wierzył, że w szczególności arystokraci, mieli ograniczone pole manewru, w końcu ich rodziny miały wpływy i tym samym sami mogli znacznie więcej dać od siebie. Nie ograniczało ich nic – ani pieniądze, ani umiejętności, a wówczas nawet władza, dlaczego więc przegrali? Dlaczego wróg okazał się sprytniejszy i bardziej przebiegły? Dopiero dłuższa analiza, wsłuchiwanie się w często zwięzłe i pozbawione szczegółów słowa, a także wspomniana bierność, sprawiły że zaogniła się w nim złość owiana paskudnym poczuciem wstydu.
-Pozwolę sobie posłać do Ciebie sowę.- skwitował nieustannie spoglądając na Caley, po czym przeniósł wzrok na Tristana, który jasno określił kolejny cel. Przez myśl przeszło mu czy nie rozsądniejszym wyjściem byłoby wpierw powęszyć w ów miejscu, w końcu mieli w swych szeregach wybitnych alchemików, którzy z pewnością zapewniliby im wystarczającą ilość eliksiru wielosokowego, a także osoby, jakie podobnego w ogóle nie potrzebowały. Po chwili zrodziło się jednak kolejne pytanie – czy kolejne informacje mogły wnieść coś nowego? Wepchnąć im w dłoń jakiekolwiek asy? Mimo wszystko skoro nie chcieli stosować otwartej siły – o czym wspomniała Deirdre – to czy fakt spalenia wspomnianych miejsc nie byłby świadectwem podobnego afiszowania się własną mocą? W miejsca pracy nierzadko zagląda rodzina ofiary, może to właśnie na nich należałoby się skupić? Cierpienie najbliższych zawsze było achillesową piętą tych, którzy kryli swe nikczemne uczynki pod płachtą ogólnego dobra oraz równości. Nie pozwoliłby sobie jednak powiedzieć tego głośno, podważyć planu najwyższego rangą Śmierciożercy; uznał, iż ten doskonale wiedział jakie rozkazy wydaje, musiał widzieć w takowym większe korzyści, dalekosiężne, płynące atuty. Macnair nie był godzien, aby wątpić i nawet nie przyszło mu do głowy, by to zrobić.
Był gotów pomóc, dlatego gdy Craig jasno zaoferował swą różdżkę, Drew posłał mu znaczące spojrzenie, a następnie skinął głową. -Jeśli uznasz, że moje umiejętności okażą się przydatne zjawię się w określonym miejscu.- skierował swe słowa bezpośrednio do dowódcy, bowiem za takiego go uznał – w końcu był najbliżej Czarnego Pana z tych, którzy mieli podjąć się zadania.
Czuł, że pomysł obarczenia winą aurorów pod kątem anomalii mógł być pochopny, bowiem nie przemyślał go w żaden sposób. Bardziej wtrącił się w burzę mózgów szukając jakiegokolwiek rozwiązania, bo być może nasunęłoby to kolejny, znacznie realniejszy i korzystniejszy plan? Wychodził z założenia, iż nierzadko znacznie lepiej było wymienić się swymi myślami oraz obiekcjami, bowiem grupie ludzi znacznie łatwiej było odnaleźć więcej luk tudzież dróg ewentualnego ryzyka. W końcu każdy miał „inny kąt patrzenia”. Przyjął słowa Cassandry oraz Ramseya z lekkim skinięciem głowy na znak zrozumienia, gdyż mogli mieć rację.
Przeniósł wzrok na Sigrun, gdy skierowała się bezpośrednio do niego. Rozumiał obawy, sam podobne widział, jednakże przyjął nieco inny front i póki co nie chciał zmieniać kursu. Być może warto było spotkać się i omówić dalsze plany, nie był nieomylny, ale sądził, iż w tej sytuacji akurat miał rację. Żywił nadzieję, że zasłużył sobie na odrobinę zaufania – nie nudnym, choć piekielnie ambitnym gadaniem, a czynami. -Nie chciałem podać jej ponownie eliksiru, częste utraty pamięci wzbudziłyby jej czujność.- odpowiedział zgodnie z prawdą, a następnie zerknął w kierunku Deirdre, która także zasugerowała pewne rozwiązanie. -Chciałbym przybliżyć to, co pragnę uczynić, jednakże jest to dłuższa rozmowa i myślę, że nie ma co zawracać nią wszystkim tu obecnym głowy.- odparł licząc, że nim padną rozkazy ktokolwiek zechce poznać jego plany.
Słuchał kolejnych wypowiedzi opierających się w szczególności o politykę. Nie był w tym jednak biegły, nie miał wpływów, więc nie mógł nader wiele zaproponować. Dopiero, gdy odezwał się Zach skierował na niego spojrzenie i skinął głową w ramach podziękowania za doprecyzowanie ów tematu. Nie wierzył, iż cały ten „zbieg okoliczności” mógłby być jedynie przypadkiem; podobnie jak śmierć Luka, którą przyjął w spokoju, choć z nutą swego rodzaju żalu. Szkoda dzieciaka.
Wyłapał wzrok Cassandry, kiedy wspominała o konieczności wejścia w posiadanie należytych informacji. Uśmiechnął się nieznacznie wiedząc, że zrobi co w swojej mocy, aby powrócić z interesującymi ją kwestiami. Wiedza to potęga, powinni o tym pamiętać.
-Pozwolę sobie posłać do Ciebie sowę.- skwitował nieustannie spoglądając na Caley, po czym przeniósł wzrok na Tristana, który jasno określił kolejny cel. Przez myśl przeszło mu czy nie rozsądniejszym wyjściem byłoby wpierw powęszyć w ów miejscu, w końcu mieli w swych szeregach wybitnych alchemików, którzy z pewnością zapewniliby im wystarczającą ilość eliksiru wielosokowego, a także osoby, jakie podobnego w ogóle nie potrzebowały. Po chwili zrodziło się jednak kolejne pytanie – czy kolejne informacje mogły wnieść coś nowego? Wepchnąć im w dłoń jakiekolwiek asy? Mimo wszystko skoro nie chcieli stosować otwartej siły – o czym wspomniała Deirdre – to czy fakt spalenia wspomnianych miejsc nie byłby świadectwem podobnego afiszowania się własną mocą? W miejsca pracy nierzadko zagląda rodzina ofiary, może to właśnie na nich należałoby się skupić? Cierpienie najbliższych zawsze było achillesową piętą tych, którzy kryli swe nikczemne uczynki pod płachtą ogólnego dobra oraz równości. Nie pozwoliłby sobie jednak powiedzieć tego głośno, podważyć planu najwyższego rangą Śmierciożercy; uznał, iż ten doskonale wiedział jakie rozkazy wydaje, musiał widzieć w takowym większe korzyści, dalekosiężne, płynące atuty. Macnair nie był godzien, aby wątpić i nawet nie przyszło mu do głowy, by to zrobić.
Był gotów pomóc, dlatego gdy Craig jasno zaoferował swą różdżkę, Drew posłał mu znaczące spojrzenie, a następnie skinął głową. -Jeśli uznasz, że moje umiejętności okażą się przydatne zjawię się w określonym miejscu.- skierował swe słowa bezpośrednio do dowódcy, bowiem za takiego go uznał – w końcu był najbliżej Czarnego Pana z tych, którzy mieli podjąć się zadania.
Czuł, że pomysł obarczenia winą aurorów pod kątem anomalii mógł być pochopny, bowiem nie przemyślał go w żaden sposób. Bardziej wtrącił się w burzę mózgów szukając jakiegokolwiek rozwiązania, bo być może nasunęłoby to kolejny, znacznie realniejszy i korzystniejszy plan? Wychodził z założenia, iż nierzadko znacznie lepiej było wymienić się swymi myślami oraz obiekcjami, bowiem grupie ludzi znacznie łatwiej było odnaleźć więcej luk tudzież dróg ewentualnego ryzyka. W końcu każdy miał „inny kąt patrzenia”. Przyjął słowa Cassandry oraz Ramseya z lekkim skinięciem głowy na znak zrozumienia, gdyż mogli mieć rację.
Przeniósł wzrok na Sigrun, gdy skierowała się bezpośrednio do niego. Rozumiał obawy, sam podobne widział, jednakże przyjął nieco inny front i póki co nie chciał zmieniać kursu. Być może warto było spotkać się i omówić dalsze plany, nie był nieomylny, ale sądził, iż w tej sytuacji akurat miał rację. Żywił nadzieję, że zasłużył sobie na odrobinę zaufania – nie nudnym, choć piekielnie ambitnym gadaniem, a czynami. -Nie chciałem podać jej ponownie eliksiru, częste utraty pamięci wzbudziłyby jej czujność.- odpowiedział zgodnie z prawdą, a następnie zerknął w kierunku Deirdre, która także zasugerowała pewne rozwiązanie. -Chciałbym przybliżyć to, co pragnę uczynić, jednakże jest to dłuższa rozmowa i myślę, że nie ma co zawracać nią wszystkim tu obecnym głowy.- odparł licząc, że nim padną rozkazy ktokolwiek zechce poznać jego plany.
Słuchał kolejnych wypowiedzi opierających się w szczególności o politykę. Nie był w tym jednak biegły, nie miał wpływów, więc nie mógł nader wiele zaproponować. Dopiero, gdy odezwał się Zach skierował na niego spojrzenie i skinął głową w ramach podziękowania za doprecyzowanie ów tematu. Nie wierzył, iż cały ten „zbieg okoliczności” mógłby być jedynie przypadkiem; podobnie jak śmierć Luka, którą przyjął w spokoju, choć z nutą swego rodzaju żalu. Szkoda dzieciaka.
Wyłapał wzrok Cassandry, kiedy wspominała o konieczności wejścia w posiadanie należytych informacji. Uśmiechnął się nieznacznie wiedząc, że zrobi co w swojej mocy, aby powrócić z interesującymi ją kwestiami. Wiedza to potęga, powinni o tym pamiętać.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
To czego sama oczekiwała to konkrety, o której jednak było trudno. Nie rozumiała tylko dlaczego, ale nie było w jej kwestii podważanie niczyich słów i to po raz kolejny. Brunetka bez trudu potrafiła przyznać się do popełnionego przez siebie błędu i naprawdę chciała go naprawić jeżeli nadarzy się ku temu okazja, ale patrząc na poczynania Zakonu można było podejrzewać, że problem z anomaliami może stać się o wiele bardziej skomplikowany i obnosić się nie do naprawy ich a całkowitego braku. Słysząc słowa lorda Rosiera przeniosła na niego spojrzenie. To był konkret, którego potrzebowała. Nie chodziło o działania na własną rękę i chyba już niejednokrotnie przekonali się, że to nie działało tak jak powinno. Dopiero odzyskali władzę nad Ministerstwem, a przecież nie znajdowali się fazie wojny, w której można było popełniać błędy. Wręcz przeciwnie. Każdy błąd mógł kosztować ich nazbyt wiele i Antonia wierzyła, że właśnie z tego względu utworzona jest w ich organizacji hierarchia zabijająca w zarodku to co mogło nieść szkodę. Czarownica skinęła głową w stronę decyzji. - Zajmę się tym – powiedziała przenosząc spojrzenie na innych obecnych na spotkaniu Rycerzy. Zastanawiała się kto będzie im towarzyszył. Skłamałaby mówiąc, że może być siebie pewna. Nadal było dużo rzeczy, których musiała się nauczyć nawet jeśli dawała z siebie podczas ich wykonywania niemal wszystko. Liczyła na to, że stworzą się odpowiednie grupy do tego zadania, a resztę szczegółów ustalą już po spotkaniu. Był to prawdopodobnie dobry ruch. Skoro wiedzieli o ich przynależności do Zakonu to należało jawnie pokazać, że nie są oni bezpieczni, a wojna zbiera żniwa bez względu na okoliczności.
Borgin przeniosła spojrzenie na przemawiającą Dei. Rozumienie popełnionego błędu zawsze było pierwszym krokiem do działania i chyba każdy powinien wziąć sobie to do serca. Miała zamiar przyjrzeć się przedstawionym nazwiskom Zakonników. Sprawdzić tych pracujących w Ministerstwie. - Mogę przejrzeć akta dotyczące ujawnionych Zakonników w swoim urzędzie. Może znajdę tam co będzie można dodać do ich kartotek. - dodała jeszcze spoglądając na prowadzącą spotkanie śmierciożerczynie.
Zdrada Percivala prawdopodobnie przyniesie Rycerzom wiele szkód i ich ogromu jeszcze nikt nie był w stanie pojąć. Zajmowanie się żoną byłego Notta w oczach Brogin nie należało do priorytetów, ale chyba warto było sprawdzić co kobieta tak naprawdę wie o działaniach męża. - Jaką mamy pewność, że Nott nie poinformował już swojej żony o swoich działaniach? Warto by było chyba obserwować jej listy i to z kim się spotyka. Wątpię, żeby odrzucając nazwisko porzucił także i swoje nienarodzone dziecko. - dodała jeszcze myśląc nad tym głośno. Skoro nagle zmienił front działań to raczej wątpliwe było by dziecko pozostawił samej matce i jej rodzinie. Chociaż kto tak naprawdę mógł to wiedzieć? Żałowała teraz, że w swoich kręgach nie mają żadnych Carrowów.
Borgin przeniosła spojrzenie na przemawiającą Dei. Rozumienie popełnionego błędu zawsze było pierwszym krokiem do działania i chyba każdy powinien wziąć sobie to do serca. Miała zamiar przyjrzeć się przedstawionym nazwiskom Zakonników. Sprawdzić tych pracujących w Ministerstwie. - Mogę przejrzeć akta dotyczące ujawnionych Zakonników w swoim urzędzie. Może znajdę tam co będzie można dodać do ich kartotek. - dodała jeszcze spoglądając na prowadzącą spotkanie śmierciożerczynie.
Zdrada Percivala prawdopodobnie przyniesie Rycerzom wiele szkód i ich ogromu jeszcze nikt nie był w stanie pojąć. Zajmowanie się żoną byłego Notta w oczach Brogin nie należało do priorytetów, ale chyba warto było sprawdzić co kobieta tak naprawdę wie o działaniach męża. - Jaką mamy pewność, że Nott nie poinformował już swojej żony o swoich działaniach? Warto by było chyba obserwować jej listy i to z kim się spotyka. Wątpię, żeby odrzucając nazwisko porzucił także i swoje nienarodzone dziecko. - dodała jeszcze myśląc nad tym głośno. Skoro nagle zmienił front działań to raczej wątpliwe było by dziecko pozostawił samej matce i jej rodzinie. Chociaż kto tak naprawdę mógł to wiedzieć? Żałowała teraz, że w swoich kręgach nie mają żadnych Carrowów.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Przez moment rozważała zaoferowanie swojej różdżki do pomocy przy zrównaniu cukierni i lodziarni z ziemią, jednak finalnie nie odezwała się, zatrzymując swoje chęci dla siebie. Chciała pokazać się z jak najlepszej strony, chciała udowodnić, że jest godna przebywania w tym gronie, dlatego nie mogła rozmieniać się na drobne. Otrzymała już swoje zadanie, zobowiązała się także do wsparcia innych Rycerzy, dlatego w tej kwestii musiała odpuścić. Chociaż Zakonnicy znali personalia jej brata, ona sama pozostawała jeszcze poza kręgiem ich domysłów, musiała więc wykorzystać tę przewagę, nie mogła stawiać jej na szali, choćby nawet miała przez to stracić okazję puszczenia lokalu na Pokątnej z dymem. Na dodatek Drew Macnair miał najwyraźniej kilka pytań dotyczących legilimecji,, a Caley zamierzała poszerzyć własne granice tejże umiejętności.
- Będę jej oczekiwać – skinęła mu głową, wyrażając chęć nawiązania korespondencji.
Zasłuchała się w wymianę zdań, która nastąpiła później. Nie miała zbyt wiele do powiedzenia w kwestii taktyki czy też procesów zachodzących podczas anomalii, ale kilka z pomysłów, jakie padły przy stole, wzbudziły jej zainteresowanie. Milczała jednak, choć niewiele miało to wspólnego z biernością. Gdyby rozkazano im uniemożliwić powrót Zakonników z Azkabanu, podjęłaby się zadania wedle własnych możliwości.
Nie musiała wcale posiadać najtęższego umysłu na świecie by zorientować się w zależnościach pomiędzy osobami zasiadającymi w piwnicznej Sali. Szlacheckie nazwisko i pozycja nie oznaczały wcale, że cała reszta natychmiast się podporządkuje, niekiedy to właśnie lordowie musieli przełknąć własną dumę i przyznać się do błędu lub – co gorsza – nawet przyznać rację kobiecie. To nie pochodzenie czy zasobność bankowej skrytki świadczyły o posiadanej tutaj sile. Myśl ta była dla Goyle odrobinę pokrzepiająca; sprawiała, że nadchodzące zadania miała wykonywać z jeszcze większą werwą i zawzięciem.
Zerknęła na brata, przez ułamek sekundy wymieniając z nim spojrzenia. Mógł być pewien, że nie zawiedzie, że jego decyzja o przyprowadzeniu jej tutaj nie będzie spędzać mu snu z powiek. Bo chociaż w swej naturze Caley bywała nieokiełznana, nie miała problemów z tym, by się podporządkować. Zwłaszcza w imię wspólnej sprawy.
- Będę jej oczekiwać – skinęła mu głową, wyrażając chęć nawiązania korespondencji.
Zasłuchała się w wymianę zdań, która nastąpiła później. Nie miała zbyt wiele do powiedzenia w kwestii taktyki czy też procesów zachodzących podczas anomalii, ale kilka z pomysłów, jakie padły przy stole, wzbudziły jej zainteresowanie. Milczała jednak, choć niewiele miało to wspólnego z biernością. Gdyby rozkazano im uniemożliwić powrót Zakonników z Azkabanu, podjęłaby się zadania wedle własnych możliwości.
Nie musiała wcale posiadać najtęższego umysłu na świecie by zorientować się w zależnościach pomiędzy osobami zasiadającymi w piwnicznej Sali. Szlacheckie nazwisko i pozycja nie oznaczały wcale, że cała reszta natychmiast się podporządkuje, niekiedy to właśnie lordowie musieli przełknąć własną dumę i przyznać się do błędu lub – co gorsza – nawet przyznać rację kobiecie. To nie pochodzenie czy zasobność bankowej skrytki świadczyły o posiadanej tutaj sile. Myśl ta była dla Goyle odrobinę pokrzepiająca; sprawiała, że nadchodzące zadania miała wykonywać z jeszcze większą werwą i zawzięciem.
Zerknęła na brata, przez ułamek sekundy wymieniając z nim spojrzenia. Mógł być pewien, że nie zawiedzie, że jego decyzja o przyprowadzeniu jej tutaj nie będzie spędzać mu snu z powiek. Bo chociaż w swej naturze Caley bywała nieokiełznana, nie miała problemów z tym, by się podporządkować. Zwłaszcza w imię wspólnej sprawy.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Kiwał w zamyśleniu głową, gdy Mulciber potwierdzał jego niewesołe przypuszczenia - burza nie była zwykłym zbiegiem okoliczności, a wynikiem ich niedawnych działań. Od wielu lat pływał po szerokich wodach, widział już niejeden sztorm i czuł, że szalejąca po Anglii nawałnica nie jest zwykłym zjawiskiem pogodowym. Zerknął w lewą stronę, ku siedzącemu kilka krzeseł dalej Macnairowi, lecz nie mógł go wyraźnie zobaczyć, dlatego szybko odpuścił i powrócił wzrokiem ku prowadzącej spotkanie Rookwood. Był ciekawy planów, jakie Drew snuł względem lady Selwyn, doskonale rozumiał jednak, dlaczego nie chce o tym rozmawiać tu i teraz. Zbyt wiele mieli do omówienia i ustalenia, on zaś i tak wydobył ze wspomnianej zakonniczki garść przydatnych informacji.
Upił kolejny łyk alkoholu, chcąc się jedynie rozgrzać, nie zaś utracić ostrość umysłu. Mieli wiele do zrobienia, a czas był ich przeciwnikiem - Deirdre miała rację, każdy z nich powinien nie tylko wypełnić przydzielone im misje, ale i wykazać się inicjatywą. Zbieranie informacji o tych, co do których mieli pewność, że należą do Zakonu, poszerzanie wpływów czy podpalenie wspomnianych lokali, to był tylko wierzchołek góry lodowej. Sporządzenie pilnie strzeżonej - i obłożonej zaklęciami ochronnymi - dokumentacji mogło okazać się znaczące, zwłaszcza dla takich jak on, którzy nie stanęli jeszcze przeciwko Zakonowi twarzą w twarz. Nie zgłaszał się do pomocy, gdy lord Rosier rozkazał kobietom zniszczyć lodziarnię i sklep Botta, lecz tylko dlatego, że nie mógł brać na siebie zbyt wiele, jeśli nie chciał zwiększyć prawdopodobieństwa porażki. Przeczesywanie szlaków morskich - a także próba pozyskania pomocy w tym zadaniu - na pewno zajmą swoje.
Odnotował w pamięci wpływy lorda Croucha; rozważali pozyskanie informacji na temat tych członków Zakonu, którzy trafili do Tower z uwagi na przebywanie w bliskim otoczeniu anomalii, jednak kto wie, kiedy to ktoś z Rycerzy zostanie złapany na gorącym uczynku. Im więcej wypaczeń naprawiali, tym większe stawało się ryzyko.
- W najbliższej przyszłości chciałbym podjąć się próby naprawy anomalii - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, tocząc wzrokiem po siedzących przy stole czarodziejach i czarownicach. - Gdyby ktoś potrzebował pomocy - przy tym lub innym zadaniu - śmiało można do mnie pisać. Im szybciej zaczniemy działać, tym lepiej. - Z niektórymi jeszcze nigdy nie współpracował, z innymi jedynie przelotnie, przy rozstawianiu świstoklików dla tych, którzy mieli powrócić z Azkabanu; chciał jednak, by wszyscy wiedzieli, że mogą szukać w nim oparcia, gdy w grę wchodziło wypełnianie woli Czarnego Pana.
Informacja o śmierci Larsona nie zrobiła na nim większego wrażenia; takie rzeczy się zdarzały, zwłaszcza w ich fachu. Niemniej jednak utracili jednego sojusznika, pozostawało więc mieć nadzieję, że nowi, dopiero co wprowadzani w ich szeregi, okażą się użyteczni.
Spojrzał w bok, ku siedzącemu po jego lewicy lordowi Yaxleyowi, i bez zapytania nalał alkoholu do stojącej przed nim wolnej szklanki.
Upił kolejny łyk alkoholu, chcąc się jedynie rozgrzać, nie zaś utracić ostrość umysłu. Mieli wiele do zrobienia, a czas był ich przeciwnikiem - Deirdre miała rację, każdy z nich powinien nie tylko wypełnić przydzielone im misje, ale i wykazać się inicjatywą. Zbieranie informacji o tych, co do których mieli pewność, że należą do Zakonu, poszerzanie wpływów czy podpalenie wspomnianych lokali, to był tylko wierzchołek góry lodowej. Sporządzenie pilnie strzeżonej - i obłożonej zaklęciami ochronnymi - dokumentacji mogło okazać się znaczące, zwłaszcza dla takich jak on, którzy nie stanęli jeszcze przeciwko Zakonowi twarzą w twarz. Nie zgłaszał się do pomocy, gdy lord Rosier rozkazał kobietom zniszczyć lodziarnię i sklep Botta, lecz tylko dlatego, że nie mógł brać na siebie zbyt wiele, jeśli nie chciał zwiększyć prawdopodobieństwa porażki. Przeczesywanie szlaków morskich - a także próba pozyskania pomocy w tym zadaniu - na pewno zajmą swoje.
Odnotował w pamięci wpływy lorda Croucha; rozważali pozyskanie informacji na temat tych członków Zakonu, którzy trafili do Tower z uwagi na przebywanie w bliskim otoczeniu anomalii, jednak kto wie, kiedy to ktoś z Rycerzy zostanie złapany na gorącym uczynku. Im więcej wypaczeń naprawiali, tym większe stawało się ryzyko.
- W najbliższej przyszłości chciałbym podjąć się próby naprawy anomalii - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, tocząc wzrokiem po siedzących przy stole czarodziejach i czarownicach. - Gdyby ktoś potrzebował pomocy - przy tym lub innym zadaniu - śmiało można do mnie pisać. Im szybciej zaczniemy działać, tym lepiej. - Z niektórymi jeszcze nigdy nie współpracował, z innymi jedynie przelotnie, przy rozstawianiu świstoklików dla tych, którzy mieli powrócić z Azkabanu; chciał jednak, by wszyscy wiedzieli, że mogą szukać w nim oparcia, gdy w grę wchodziło wypełnianie woli Czarnego Pana.
Informacja o śmierci Larsona nie zrobiła na nim większego wrażenia; takie rzeczy się zdarzały, zwłaszcza w ich fachu. Niemniej jednak utracili jednego sojusznika, pozostawało więc mieć nadzieję, że nowi, dopiero co wprowadzani w ich szeregi, okażą się użyteczni.
Spojrzał w bok, ku siedzącemu po jego lewicy lordowi Yaxleyowi, i bez zapytania nalał alkoholu do stojącej przed nim wolnej szklanki.
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Co chwilę musiał przypominać sobie o tym, że emocje są niewskazane i szybko mogą go przytłoczyć, zmącić całe rozeznanie poczynione podczas tego spotkania. Wystarczy, że już podczas wrześniowych obrad Rycerzy Walpurgii, jego pierwszych zresztą, skupiał się tylko na własnych odczuciach. Dobrze pamiętał, że wtedy w dużej mierze milczał i słuchał, bo sam dopiero wchodził w szeregi organizacji. W zaledwie dwa miesiące zdążyło się zmienić tak wiele w przestrzeni politycznej, zarazem zmiany wciąż były zbyt powolne, niektóre zaś sprawiały wrażenie tylko symbolicznych. Obecny Minister Magii wspierał sprawę Rycerzy, ale nadal nie mógł działać w pełni swobodnie, często ograniczany przez przestarzałe procedury. Właśnie dlatego Alphard robił wszystko, aby odłożyć na bok rodowe animozje i osobiste niesnaski. To nie było łatwym zadaniem. Póki jednak nie spoglądał zbyt długo na pewne osoby zasiadające przy stole, mógł udawać, że wszyscy są mu sojusznikami. Ale i z tą ułudą się hamował, wszak niektóre sojusze szybko powstają z potrzeby chwili, lecz równie szybko upadają, gdy przyczyna ich zaistnienia w końcu zanika. W tym gronie, w znaczącej części szlachetnym, tylko wola Czarnego Pana miała najwyższą wartość. To On ich jednoczył. Z pewnością znakomite rody dalej będą próbowały poszerzać swe wpływy i będą się przy tym ścierać ze sobą, jednak nadrzędne cele i tak będzie wyznaczał najpotężniejszy czarnoksiężnik spośród wszystkich. Zwolennicy tak wielkiego czarodzieja, również marzący o potędze i władzy, prędzej czy później zaczną między sobą walczyć o większe uznanie. Historia nie pozostawiała złudzeń w tej kwestii.
Potrzebował zachować spokój, aby móc pochylić się nad ważnymi kwestiami dogłębnie, jak również dać coś z siebie. Najlepiej znał się na polityce, już od kilku lat był jej częścią, choć tak naprawdę politycznym narzędziem stał się od dnia narodzin. Dzięki temu jak został ukształtowany przez rodzinę i ministerialne środowisko, mógł wyjaśniać te skomplikowane procesy i tajniki biurokracji, którą Brytyjskie Ministerstwo Magii było przesiąknięte. Taka była jego wartość. Rycerze potrzebowali w swych szeregach znawców prawa, którzy wykorzystają obecne luki prawne, aby uczynić magiczny świat lepszym. Oczyszczenie go całkowicie z wydumanych idei równości i promugolskiej retoryki było jednym z kluczowych celów. Ale musieli uczynić jeszcze więcej, aby przejąć władzę ostatecznie.
Kiedy padło hasło poszukiwania chętnych osób do złożenia wizyt w lokalach Zakonników na Pokątnej, Black nie wysunął swojej kandydatury. Z pewnością powinien wykazać się, jednak nie chodziło o brak zaangażowania. Miał już inne zadania do wykonania i branie na swoje barki kolejnego wydawało mu się niezbyt mądrym posunięciem. Skupić się musiał na krnąbrnych redaktorach Proroka Codziennego, a także na politycznych starciach Cronusa Malfoya z opozycją. Zwłaszcza ta pierwsza misja była szczególna i jeśli zakończy się sukcesem, bardzo to wspomoże ich słuszną sprawę. Dlatego Alphard przytaknął na propozycję Sigrun co do znalezienia świadków zbrodni dokonywanych przez aurorów. A potem już słuchał o anomaliach i możliwościach wyśledzenia członków Zakonu oraz utrudnienia im działań, jakich chcieli się podjąć w Azkabanie. Sam nie był w stanie wypracować żadnego planu, lecz gotów był wykonać każde polecenie dane przez Śmierciożerców.
Potrzebował zachować spokój, aby móc pochylić się nad ważnymi kwestiami dogłębnie, jak również dać coś z siebie. Najlepiej znał się na polityce, już od kilku lat był jej częścią, choć tak naprawdę politycznym narzędziem stał się od dnia narodzin. Dzięki temu jak został ukształtowany przez rodzinę i ministerialne środowisko, mógł wyjaśniać te skomplikowane procesy i tajniki biurokracji, którą Brytyjskie Ministerstwo Magii było przesiąknięte. Taka była jego wartość. Rycerze potrzebowali w swych szeregach znawców prawa, którzy wykorzystają obecne luki prawne, aby uczynić magiczny świat lepszym. Oczyszczenie go całkowicie z wydumanych idei równości i promugolskiej retoryki było jednym z kluczowych celów. Ale musieli uczynić jeszcze więcej, aby przejąć władzę ostatecznie.
Kiedy padło hasło poszukiwania chętnych osób do złożenia wizyt w lokalach Zakonników na Pokątnej, Black nie wysunął swojej kandydatury. Z pewnością powinien wykazać się, jednak nie chodziło o brak zaangażowania. Miał już inne zadania do wykonania i branie na swoje barki kolejnego wydawało mu się niezbyt mądrym posunięciem. Skupić się musiał na krnąbrnych redaktorach Proroka Codziennego, a także na politycznych starciach Cronusa Malfoya z opozycją. Zwłaszcza ta pierwsza misja była szczególna i jeśli zakończy się sukcesem, bardzo to wspomoże ich słuszną sprawę. Dlatego Alphard przytaknął na propozycję Sigrun co do znalezienia świadków zbrodni dokonywanych przez aurorów. A potem już słuchał o anomaliach i możliwościach wyśledzenia członków Zakonu oraz utrudnienia im działań, jakich chcieli się podjąć w Azkabanie. Sam nie był w stanie wypracować żadnego planu, lecz gotów był wykonać każde polecenie dane przez Śmierciożerców.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przysłuchiwał się ciągłej wymianie zdań. Nie zabierał głosu w każdej sprawie, bo w końcu nie był znawcą we wszystkim. Wolał zatem przemilczeń niektóre kwestie, chociaż nie oznaczało to, że uważał je za mniej ważne. Wręcz przeciwnie. Skupiał na nich uwagę z o wiele większą precyzją, by zapamiętać słowa tych, którzy wiedzieli więcej. - Zbieżność patronusów Tonks i Skamandera ma znaczenie? - spytał lub właściwie wyjawił na głos swoje przemyślenia, gdy głos zabrał Drew. Zaklęcie świetlistego strażnika miało wielką moc, a ich forma niosła w sobie wiele życiowych decyzji i wiary. Morgoth nie był specjalistą od ochrony przed czarną magią, ale jeśli istniały kwestie, które wzbudzały jego wątpliwości, nie zamierzał ich pozostawiać nietkniętych. Nie wtrącał się w pozbawioną sensu wymianę zdań o tym, czy mogli zaufać Malfoyowi. Kandydatura wystosowana przez samego Riddle'a nie była dostateczną gwarancją, że Cronus miał działać na ich korzyść?
Gdy Ramsey spytał, czy ktokolwiek wiedział co się działo z Megarą, przez chwilę milczał, jednak gdy nikt się nie odezwał, zabrał głos: - Podobno wyjechała z powodu dziecka i śmierci Deimosa. - Podobno. Nie znosił tego słowa w swoich ustach i wyraźne zniesmaczenie wyrysowało się na jego twarzy. To było zbyt mało i doskonale o tym wiedział. - Isabelle mogłaby coś o niej wiedzieć? - spytał, przenosząc wzrok na Eddarda, który deklarował bliskie relacje z byłą żoną Percivala. Carrowowie musieli wiedzieć, gdzie podziewała się wdowa po jednym z ich dziedziców. - Megara nie była skomplikowaną osobowością - powiedział, patrząc na Sigrun, która słusznie miała pewne obiekcje przed wcieleniem się w taką rolę. Morgoth ufał jednak jej determinacji i umiejętnościom. Nie znajdowała się aktualnie u szczytu stołu bez powodu. - Jeśli obierzemy ten fortel, postaram się przybliżyć ci jej sylwetkę. - Pamiętał ją ze szkoły, pamiętał z sabatów. Pamiętał z dziwnych próśb, które kierowała ku niemu jak chociażby chęć zwiedzenia Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Nie zachowywała się jak przystało na typową szlachciankę, dlatego żadne skomplikowane wyczyny dotyczące zwyczajów arystokraty nie byłyby potrzebne. - Istnieją eliksiry, które pomogłyby uwierzytelnić taką mistyfikację? - spytał, kierując swoje słowa do Valerija. Zmiana wyglądu, podobne zachowanie, różdżka to jedno. Przydałoby się kłamanie bez mrugnięcia okiem. I to nie tylko opierające się na własnych umiejętnościach, ale także mogące oszukać Zakonników. Nie musiałby to być zbyt długi pokaz.
Zerknął na siedzącego obok Goyle'a, gdy zadeklarował chęć naprawy anomalii. Miał nadzieję, że inni pójdą za nim i wszyscy podejmą się tych działań. Z lekkim zaskoczeniem zauważył, że marynarz uzupełnił jego pusty już kielich, jednak nie odezwał się. W końcu każdemu tutaj przydałoby się opłukać gardło. Skinął więc mężczyźnie głową i wypił zawartość, zdając sobie sprawę, że nigdy nie miał okazji sięgnąć po rum.
Gdy Ramsey spytał, czy ktokolwiek wiedział co się działo z Megarą, przez chwilę milczał, jednak gdy nikt się nie odezwał, zabrał głos: - Podobno wyjechała z powodu dziecka i śmierci Deimosa. - Podobno. Nie znosił tego słowa w swoich ustach i wyraźne zniesmaczenie wyrysowało się na jego twarzy. To było zbyt mało i doskonale o tym wiedział. - Isabelle mogłaby coś o niej wiedzieć? - spytał, przenosząc wzrok na Eddarda, który deklarował bliskie relacje z byłą żoną Percivala. Carrowowie musieli wiedzieć, gdzie podziewała się wdowa po jednym z ich dziedziców. - Megara nie była skomplikowaną osobowością - powiedział, patrząc na Sigrun, która słusznie miała pewne obiekcje przed wcieleniem się w taką rolę. Morgoth ufał jednak jej determinacji i umiejętnościom. Nie znajdowała się aktualnie u szczytu stołu bez powodu. - Jeśli obierzemy ten fortel, postaram się przybliżyć ci jej sylwetkę. - Pamiętał ją ze szkoły, pamiętał z sabatów. Pamiętał z dziwnych próśb, które kierowała ku niemu jak chociażby chęć zwiedzenia Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Nie zachowywała się jak przystało na typową szlachciankę, dlatego żadne skomplikowane wyczyny dotyczące zwyczajów arystokraty nie byłyby potrzebne. - Istnieją eliksiry, które pomogłyby uwierzytelnić taką mistyfikację? - spytał, kierując swoje słowa do Valerija. Zmiana wyglądu, podobne zachowanie, różdżka to jedno. Przydałoby się kłamanie bez mrugnięcia okiem. I to nie tylko opierające się na własnych umiejętnościach, ale także mogące oszukać Zakonników. Nie musiałby to być zbyt długi pokaz.
Zerknął na siedzącego obok Goyle'a, gdy zadeklarował chęć naprawy anomalii. Miał nadzieję, że inni pójdą za nim i wszyscy podejmą się tych działań. Z lekkim zaskoczeniem zauważył, że marynarz uzupełnił jego pusty już kielich, jednak nie odezwał się. W końcu każdemu tutaj przydałoby się opłukać gardło. Skinął więc mężczyźnie głową i wypił zawartość, zdając sobie sprawę, że nigdy nie miał okazji sięgnąć po rum.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Mniejsza sala
Szybka odpowiedź