Bar
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Bar
Kontuar w "Białej Wiwernie" wiecznie pokryty jest pozostałościami rozlanego piwa, mocniejszych alkoholi odbieranych przez klientelę upojoną różnorodnymi trunkami. Bar zabudowany jest w charakterystyczny sposób: pomiędzy drewnianymi kolumienkami wycięto arkady stanowiące jedyne pozostałości zadbania lokalu. Pomimo to bar jest zaskakująco dobrze zaopatrzony jak na taki przybytek, chociaż towarzystwo z natury ponurego barmana może odstraszać osoby wkraczające po raz pierwszy do Białej Wywerny.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:44, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Matthew Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Moje ciało poruszyło się sprawniej niż przypuszczałem. Prawdopodobnie już zdążyłem wyryć na nim ten obronny gest - i bardzo dobrze, bo inaczej szala przewagi przechyliłaby się niebezpiecznie na korzyść przeciwnika. A tak to ciągle miałem szansę. Spiąłem się więc cały i zaraz po tym jak przełamałem jego ofensywę, tak w tym momencie nadarzyła się sposobność bym złapał tą jego rękę z zamiarem wykręcenia jej za plecy wielkoluda i zastosowania odpowiedniej dźwigni. Czy mogłem przy tym mu coś złamać lub wybić ze stawu? Mogłem. I mógł mieć jak w banku to, że jeśli mi się uda to nie zawacham się tego dokonać.
The member 'Matthew Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
A więc tak się bawimy. Młodzieniaszek wydawał się sprytniejszy niż zazwyczaj gremliny w jego wieku, z ledwie zarysowanym dziewiczym wąsem pod poprzestawianym od licznych walk noskiem. Ręka Benjamina utknęła w nieprzyjemnym zawieszeniu pomiędzy dłońmi dryblasa, co zapowiadało bolesne pożegnanie się z ruchomością lewej kończyny. Spróbował wyrwać się z morderczego capnięcia, z nadzieją, że zdoła jeszcze przeważyć szalę zwycięstwa na swoją stronę. Pomimo krwi zalewającej przód jego szaty, brodę i jednocześnie walczącego jegomościa.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Wyswobodził się z przepiękną gracją i gibkością: niezły wyczyn, biorąc pod uwagę feerie odcieni czerwieni, wirującą mu przed oczami i trudność z oddychaniem. Złamany nos niego go dekoncentrował, ale nie poddawał się, chociaż zaczynał się niecierpliwić. Jak na siłą, jaką obydwaj dysponowali, bójka prezentowała się mało...konkretnie. Owszem, uniki, które obydwaj wykonywali, zasługiwały na złoty medal od baletmistrza i choreografa tańca współczesnego, lecz nie na tym przecież polegały Nokturnowe starcia. Wright skupił się więc i z całą dostępną mocą wycelował pięść między oczy Matta, chcąc pozbawić go przytomności.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
O chuj.
Małpa mi umknęła. Zirytowało mnie to bo mała nie jest, a gibie się przede mną, jak całkiem doświadczona kochanka pode mną. Poza tym... który to już raz? Warknąłem i się skrzywiłem, widząc, że pieść leci ku mojej twarzy. Naprawdę, za wiele wycierpiałem się u Cassa by teraz dać sobie ponownie rozpierdolić nos. Na samą myśl przeszedł mnie aż nieprzyjemny prąd sprawiając, że szybko wyleciała mi z głowy chęć atakowania. Skupiłem się na obronie.
Małpa mi umknęła. Zirytowało mnie to bo mała nie jest, a gibie się przede mną, jak całkiem doświadczona kochanka pode mną. Poza tym... który to już raz? Warknąłem i się skrzywiłem, widząc, że pieść leci ku mojej twarzy. Naprawdę, za wiele wycierpiałem się u Cassa by teraz dać sobie ponownie rozpierdolić nos. Na samą myśl przeszedł mnie aż nieprzyjemny prąd sprawiając, że szybko wyleciała mi z głowy chęć atakowania. Skupiłem się na obronie.
The member 'Matthew Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Takiego wała - pomyślałem, gdy jego pieść minęła moją twarz. Pomimo tego, niezaprzeczalnie dało się odczuć, że gość włożył w to uderzenie sporo mocy. Zmrużyłem ślepia i zacisnąłem zęby. Towarzyszył temu nieprzyjemni pulsujący ból, lecz w ferworze walki nie miał od dla mnie większego znaczenia. Zacisnąłem prawą rękę w pięść i posłałem ją w brzuch tej małpy. Byłem nieco niższy od niego i naprawdę musiałem się co nie miara gimnastykować by dosięgnąć jego twarzy. Walka zaś trwała dostatecznie długo by powoli zacząć testować moją wytrzymałość. Dlatego mam nadzieję, że tym uderzeniem pozbawię go tchu i sprawię by padł przynajmniej na kolana.
The member 'Matthew Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
A więc tak miało się to zakończyć. Uderzenia i uniki, kołowrotek pięknego tańca, nużącego już zarówno widzów jak i odgrywających swe tragiczne role aktorów. Matt znów się wywinął a sekundę później wystosowywał okrutny atak. Na szczęście nie poniżej pasa, chociaż i takie niehonorowe zagrywki odbywały się na arenie Wywerny, ale i tak cios w splot słoneczny - nawet ukryty pod stalowym sześciopakiem mięśni - należał do tych składających przeciwników niczym scyzoryk. Wright postanowił jednak odparować cios, ponownie mierząc pięścią w skroń Botta. Ryzyk-fizyk, albo jeden albo drugi padnie na brudną podłogę spelunki.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
Ryzykowałem wiele, lecz o tym w tamtym momencie nie myślałem. Znalazłem po protu lukę w obronie przeciwnika i zamierzałem ją wykorzystać, ignorując wszystkie konsekwencje jakie na mnie spadną jeżeli mi się nie uda. Po prostu zakładałem, że nie ma innego wyjścia - dam radę i tyle w temacie.
Adrenalina ciągle szumiała mi w uszach choć już wiedziałem, że właśnie zyskałem niewyobrażalną przewagę. Moja pięć zatopiła się w ciele wielkoluda. Uderzenie było czyste zatem bez względu jak wielkim twardzielem był typ musiał to odczuć. I odczuł - najpierw się zgiął, a potem opadł kolanami na podłogę. Potem cały się do niej przykleił po tym, jak go jeszcze pogłaskałem po szczęce ręką, chcąc definitywnie tym samym zakończyć to starcie. Szturchnąłem go jeszcze nogą dla jakiejś swojej chorej satysfakcji. Popatrzyłem z góry będąc mimo wszytko zmachany nie na żarty. Starałem się to zakamuflować, lecz klatka piersiowa unosiła i opadała dość gwałtownie. Ostatecznie prychnąłem pod nosem zerkając w stronę towarzysza, który sprowokował mnie do działania. Bo oto proszę, tona mięsa którą tak wychwalał robiła teraz za część wystroju Wiwerny. Szkoda, że nie widzieliście jego miny. Poprawiłem kurtkę i postanowiłem się zawinąć. Złym pomysłem było tkwienie w burdelu, który się zrobiło.
|zt
Adrenalina ciągle szumiała mi w uszach choć już wiedziałem, że właśnie zyskałem niewyobrażalną przewagę. Moja pięć zatopiła się w ciele wielkoluda. Uderzenie było czyste zatem bez względu jak wielkim twardzielem był typ musiał to odczuć. I odczuł - najpierw się zgiął, a potem opadł kolanami na podłogę. Potem cały się do niej przykleił po tym, jak go jeszcze pogłaskałem po szczęce ręką, chcąc definitywnie tym samym zakończyć to starcie. Szturchnąłem go jeszcze nogą dla jakiejś swojej chorej satysfakcji. Popatrzyłem z góry będąc mimo wszytko zmachany nie na żarty. Starałem się to zakamuflować, lecz klatka piersiowa unosiła i opadała dość gwałtownie. Ostatecznie prychnąłem pod nosem zerkając w stronę towarzysza, który sprowokował mnie do działania. Bo oto proszę, tona mięsa którą tak wychwalał robiła teraz za część wystroju Wiwerny. Szkoda, że nie widzieliście jego miny. Poprawiłem kurtkę i postanowiłem się zawinąć. Złym pomysłem było tkwienie w burdelu, który się zrobiło.
|zt
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ból rozszedł się po moim lewym przedramieniu powodując, że przed oczami zatańczyły mi kolorowe plamy, które szybko ściemniały stając się czarnymi chmurami przesłaniającymi mi twarz Czarnego Pana. Prawą ręką odruchowo powędrowałem do źródła bólu zasłaniając je dłonią, ściskając jakbym w ten sposób mógł zmniejszyć pieczenie rozchodzące się falami. Jednocześnie czułem promieniującą moc od tego, co tworzyło się na moim przedramieniu, a na co nie miałem jeszcze odwagi spojrzeć. Czarna mgła przed oczami gęstniała z każdą chwilą i po chwili nie widziałem już nawet twarzy Czarnego Pana, w którą wpatrywałem się przez cały czas. Gdzieś jakby z oddali usłyszałem głuchy stuk, z jakim moje kolana upadły na posadzkę, gdy bez sił, pozbawiony władzy nad własnym ciałem, opadłem przed Nim w pozycji najwyższego poddaństwa. Cały czas, pomimo przygniatającej ciemności zasłaniającej cały widok, poszukiwałem twarzy Czarnego Pana, jakby dzięki wystarczająco intensywnemu wpatrywaniu się w czerń, mógłbym ją wreszcie przebić wzrokiem. Zamiast znajomych jednak oczu dostrzegłem zielony blask na niebie, które potrafiłem dostrzec przez sufit i dach. W wizji albo półśnie, w który zapadłem wpatrywałem się w czaszkę kształtującą się nad nami z wijącymi się wężami wypełzającymi z jej otwartych, martwych ust. Jego znak. Milczałem łowiąc oczami każdy, najdrobniejszy ruch symbolu czując rosnącą w piersiach nieokreśloną siłę, która rozgrzewała pozbawione już niegdyś nadziei serce, jakby ten zielony znak na niebie przywracał utraconą wiarę w lepsze jutro. Nie sądziłem, że będę mógł jeszcze kiedyś uwierzyć w Czarnego Pana bardziej niż do tej pory, teraz jednak obdarzony ową, wspaniałą i nieokreśloną mocą, związany z nim więzami, których nie sposób przerwać, byłem gotów oddać własne życie już nie za samą ideę, ale za Niego. Wszystko działo się szybko, choć mi każda sekunda zdawała się być małą wiecznością w czasie której powstawały i upadały kolejne światy, gdy wpatrzony w zieleniejący nad moją głową znak popadałem w coraz większy i większy zachwyt definiujący na nowo całe moje nowe ja pozbawione małostkowych pragnień i w pełni oddane Jego sprawie i Jego idei. Morsmoedre - wołał głos i słowo to wbiło się w moją pamięć wraz ze swoim znaczeniem wywołującym na karku dreszcz na poły strachu, na poły ekscytacji. I wówczas, gdy mój zachwyt osiągnął swój najwyższy punkt, wizja wraz z głosem zaczęły się rozmywać, wracając mnie do pełnego fiolek laboratorium, w którym klęczałem wpatrzony w pustkę, w której przed chwilą jeszcze znajdował się Czarny Pan. Podniosłem się chwiejnie ledwie świadom, że wszyscy pomału opuszczają pomieszczenie, wymieniają uwagi, rozmawiają. Podpierając się ściany podwinąłem rękaw wpatrując się w symbol, który oglądałem wcześniej nad sobą. Morsmordre - tak brzmiało zaklęcie. Rozkoszowałem się jego brzmieniem wypowiadając je cicho, gdy wszyscy opuścili już laboratorium zostawiając mnie samego. I gdy odzyskałem nieco sił, wciąż odnajdując oparcie w ścianie, ruszyłem po schodach w górę, do oficjalnej części Białej Wywerny, gdzie ciężko usiadłem na stołku przy barze i zamówiłem szklankę ognistej dla przeczyszczenia umysłu, który wciąż zdawał się zachodzić czarną mgłą. Przedramię bolało mnie przy każdym ruchu rozkosznie przypominając o znaku, jaki teraz się na nim znajdował i potędze, jaką oznaczał. I nie mogłem doczekać się, gdy po raz pierwszy będę mógł wymówić inkantację przywołując Jego znak na niebo tak, jak nam to ukazał. Dopiłem ognistą rzucając odpowiednią ilość knutów na bar i wyszedłem w wietrzną noc oddychając pełną piersią i zachwycając się wolnością, którą po raz pierwszy poczułem tak wyraźnie. Jakbym tam na dole, w laboratorium przebudził się z długiego snu.
|zt
|zt
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Bar
Szybka odpowiedź