Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Jarmark
Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.
Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.
Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.
Przedmiot | Działanie | Cena (PD) | Cena (PM) |
Ciekawskie oko | Magiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie. | 30 | 60 |
Czarna perła | Trzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność). | 150 | - |
Gogle "Tajfun 55" | Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu. | 30 | 60 |
Gramofon "Wrzeszczący żonkil" | Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby. | 10 | 40 |
Jojo dowcipnisia | Niepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos. | 10 | 40 |
Konewka bez dna | Jeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach. | 20 | 50 | Letnia edycja szachów czarodziejów | Dostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia. | 10 | 40 |
Lusterko dobrej rady | Pozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem"). | 10 | 40 |
Magiczny album | Dostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością. | 10 | 40 |
Magiczny zegarek na nadgarstek | Zminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. | 30 | 60 |
Medalion humoru | W naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. | 30 | 60 |
Mroźny wachlarz | Idealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie. | 20 | 50 |
Muszla Czaszołki | Ściśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie). | 150 | - |
Muszla echa | Sporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię. | 20 | 50 |
Muszla magicznej skrępy | Niewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM) | 150 | - |
Muszla przewiertki kameleonowej | Jej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację. | 150 | - |
Muszla porcelanki | Założona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki). | 150 | - |
Muszla wieżycznika | Jej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię). | 150 | - | Pan porządnicki | Stojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie. | 10 | 40 |
Poduszki zakochanych | Rozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu. | 10 | 40 |
Pukiel włosów syreny | Bransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność). | 150 | - |
Ruchome spinki | Para spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami. | 10 | 40 |
Terminarz-przypominajka | Ładnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie. | 10 | 40 |
Zaklęty fartuszek | Stworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała. | 10 | 40 |
Zwierzęca kostka | Amulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku. | 30 | 60 |
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.
W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.
Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.
- Wyniki:
- 1: magicznie spreparowany wianek, którego kwiaty nie więdną
2: kolorowy latawiec w kształcie feniksa z połyskującym ogonem
3: słomkowy kapelusz ozdobiony kwiatami i wielobarwnymi koralikami
4: metalowa, malowana broszka w kształcie kwiatu stokrotki
5: ceramiczny kubek z namalowanym letnim krajobrazem
6: wonne kadzidełko pachnące lasem i leśnymi owocami
7: papierowy wachlarz w drewnianej ramie, przedstawiający ilustracje celtyckich mitów o Lughnasadh
8: pozytywka wygrywająca jedną z tradycyjnych magicznych kołysanek
9: kartka papieru, na której magia najpierw odbija twoją twarz, kiedy się jej przyglądasz, dokładnie ilustrując twoje zaskoczenie, rysy twojej twarzy po chwili zmieniają się przeobrażając twój wizerunek w zabawną zdziwioną karykaturę
10: możliwość przejażdżki na aetonanie u jednego z hodowców przy targu zwierzęcym
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
- Maliny zbierają trochę starsze dziewczynki, ale już niedużo ci brakuje. A pani Solene uszyła ci piękną sukienkę, prawda? Jeszcze nie widziałem drugiej takiej ładnej. Pamiętasz jak nazywały się dwa łabędzie z legendy, którą niedawno wam opowiadałem? - Dotknął palcem łabędziej naszywki. Przed rozpoczęciem festiwalu dbał o to, żeby jego dzieci na pewno znały tę opowieść - tak samo żeby znały historię ich rodziny, ale o to dbał nie tylko on, o to dbali również wszyscy inni Prewettowie. Szczególnie teraz, kiedy wszyscy mieszkali razem w Weymouth. - Puszczaliście latawce? Cudownie! Ten w kształcie ryby musiał być piękny. A wy jaki puszczaliście? - Pewnie nie ten sam co parę miesięcy temu na plaży. Sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy, kiedy usłyszał znajomy głos.
Anthony? Wydawało mu się, że widział go w innym życiu. Ile to już lat? Na pewno więcej niż ma Miriam, a przecież Miriam skończy ich już sześć. Naprawdę miał wrażenie, że był wtedy całkiem innym człowiekiem - z pewnością mniej dojrzałym i odpowiedzialnym, ale złość na Anthony'ego pozostała taka sama. Spoważniał, tylko na moment spoglądając na córkę ze strachem, kiedy zakaszlała. Czy to już paranoja? - Lordzie Macmillan - odpowiedział, niemal czując jak powietrze wokół nich staje się coraz cięższe. Kiedyś się lubili, Archibald pamiętał te czasy i było mu przykro, że się skończyły. Jak jednak mogło być inaczej skoro Anthony nie obdarzył go zaufaniem? - Tak - odparł krótko, nie bardzo mając teraz ochotę na pogawędki. - Dlatego nie miałeś okazji poznać mojej córki, mojej i Lorraine - nie potrafił w jego obecności nie podkreślić imienia żony. - Miriam, przedstaw się - szepnął jej do ucha, bo chyba o tym zapomniała!
and began again in the morning
Z dziwnego zapatrzenia i wygłuszenia wybudziła go swoim pytaniem mała lady Prewett. Uśmiechnął się szeroko, szczerze. Nie wiedzieć dlatego, ale dziewczynka budziła u niego sympatię, właściwie jak każde dziecko, które napotkał w swoim życiu. Uśmiech jednak powolnie zaczął schodzić z jego twarzy, gdy tylko usłyszał jak czarodziej podkreśla pochodzenie własnej córki, a właściwie przypomina o ich konflikcie sprzed wielu lat. Archibald wciąż był zły, a Anthony w ogóle mu się nie dziwił. Z perspektywy czasu rozumiał własny błąd. Wlepił swoje dość smutne spojrzenie w twarz rudego rówieśnika. Potem spojrzał na dziewczynkę, Miriam, jak się okazało, która zadała mu pytanie na które jeszcze nie odpowiedział. To ona sprawiała, że czuł się znacznie przyjemniej w tej wyjątkowo niezręcznej sytuacji.
– M-miło mi poznać tak uroczą lady – otrząsnął się ze swojego krótkiego, oby niezauważalnego zamyślenia. – Festiwal jest świetny, naprawdę wyjątkowy – dodał, ponownie uśmiechając się do niej szeroko. Przy jego oczach i przy ustach pojawiły się małe zmarszczki, które zdradzały jego wiek. Mała Prewettówna wydawała się naprawdę uroczym dzieckiem, wyjątkowo pogodnym…
Słysząc jednak jej kaszel, na jego czole pojawiła się ogromna zmarszczka, a uśmiech zniknął. Nie miał najmniejszego pojęcia o jej problemach zdrowotnych, a i tak dźwięk kaszlącego dziecka wydawał mu się złym znakiem. Spojrzał zmartwiony na Archibalda, nie wiedząc czy to zwykły kaszel, czy może coś poważnego. Widać było, że trochę się przejął, choć nie wiedział jeszcze czy słusznie, czy nie. Kaszel jednak szybko ustał, a Anthony uspokoił się.
Był nieświadomy wszystkiego, co wydarzyło się w życiu lorda Prewetta, pomijając drobne informacje, które przesyłała mu matka. W końcu od momentu, w którym się pokłócili, a właściwie od momentu wysłania przez Anthony’ego swojego dość gorzkiego listu, w ogóle przestali ze sobą pisać. Niestety. Wiedział jedynie, że to on popełnił błąd, zachowując się wyjątkowo arogancko i zapominając o tym, że nie wszystko toczyło się wokół Macmillanów; że nawet zaprzyjaźnione rody miały trochę odmienne patrzenie na sytuację rodową. Naprawdę niepotrzebnie tak się stało. Teraz tego żałował i nie wiedział jak z tego wybrnąć. Nie wiedział tylko jeszcze miał to wytłumaczyć Archibaldowi, chociaż wiedział, że powinien to zrobić teraz, tutaj, na festiwalu, który zdawał się idealnym wydarzeniem, okazją do przebaczenia.
– Świetne przemówienie, Archibaldzie – niepewnie zwrócił się do niego imieniem. – Świetliki świetnie zgrały się z… bardzo poruszającą opowieścią.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
'Anomalie - DN' :
Nie wiedziała, co mógłby chcieć Winnie. Może nowe klocki, bo tamte były już chyba trochę obdrapane, chociaż całkiem niedawno dostał je w prezencie od wujaszka nestora. Może sam je zniszczył, teraz przecież tak dużo rzeczy niszczyło się… samo. Tak po prostu. Jak spalona pani Rowena, jej ulubiona lalka, albo pocięte przez szkło zasłony w sypialni Miriam. Nad domem Prewettów leniwym lotem przemieszczało się z miejsca na miejsce wiele trosk, część z nich dotyczyła samej dziewczynki, ale ta, choć nocami w bezdechach mocniej zdawała sobie z nich sprawę, teraz, gdy znajdowała się tak blisko swojego najmocniejszego filaru, zupełnie się nimi nie przejmowała. Wielobarwne chusty ją sobie zaskarbiły. Zwłaszcza ta pokazana przez papę.
– Ładniusia taka… mama lubi słoneczniki – spojrzała na niego z miną wskazującą wyraźnie na gorączkowo podejmowany pod czuprynką temat. – Papo, a jakbyśmy obie kupili? Mama by była szczęśliwa! Najszczęśliwsza! – uśmiechnęła się szeroko. Na chwilę delikatnie podkrążone, błękitne oczy zajaśniały jasno. – Albo jedną moglibyśmy dać babci. To kupmy trzy. Jeszcze dla pani Picks. I dla cioci Julki. To cztery! – nie zapomniała o nikim, kto był jej najbliższy, nawet by nie chciała zapomnieć! Uścisnęła nieco mocniej szyję taty i zerknęła na dół. Jak wysoko! – Prawda! Jest na nich dokładnie dwanaście łabądków! – wzrok jeszcze raz spłynął w dół, dłoń poprawiła fałdki bladoróżowej sukienki, uszytej specjalnie na festiwal. Pani Picks powiedziała jej tylko tyle, że powinna wyglądać pięknie jako młoda lady Prewett. Miała co do tego mieszane uczucia, bo pamiętała jeszcze słowa wujka Brendana. – Aenghus i Caer! Przecież pamiętam, papciu – zachichotała, jednak szybko tego pożałowała. Suchy kaszel na krótką chwilę zajął jej myśli. Kiedy ustał, Miriam zachowywała się tak, jakby go nie było. Przecież była przy tacie, nic jej nie groziło. – Nasz miał kształt takiego dużego ptaka. Ciocia Julia mi o nim opowiadała. Sowa! Tak, mieliśmy sowę! Winnie biegał z latawcem, a ja stałam i tylko patrzyłam – zmarszczyła cieniutkie brewki w geście połowicznego zrozumienia całej tej sytuacji. Wiedziała, że jest chora i nie wolno jej biegać, ale czasami tak bardzo chciała pobawić się na plaży, gonić za pięknym motylem albo bzyczącym bąkiem. Musiała nauczyć się przelewać swój cały czas w malowanie, co, jak się okazywało, nie było aż takie złe.
Dobrze było wciąż trzymać się ojcowskich ramion i patrzeć niemal prosto w oczy dorosłemu czarodziejowi, który nie dość, że tak ładnie wyglądał, to jeszcze tak ciekawie brzmiał. Uśmiech nie spływał z ust Miriam – najwyraźniej nie rozumiała niesnasek dorosłych. Może to i lepiej.
– Miriam Prewett, panie lordzie! – policzki oblały się czerwienią, a wątłe ramionka nieco skuliły ku brodzie, no bo jak tak mogła zapomnieć, żeby się przedstawić. – Bardzo mi miło pana lorda poznać! Złapie pan lord jakiś ładny wianek czwartego sierpnia?
Nie wiadomo, czy prowadziła nią zwyczajna, dziecięca ciekawość, czy chęć wsłuchiwania się w ten przedziwnie miły, lekko brązowawy ton głosu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
a może w ogródku na grządce
Ostatnio zmieniony przez Miriam Prewett dnia 29.05.18 22:53, w całości zmieniany 1 raz
'Anomalie - DN' :
Festiwal Lata w Weymouth był okazją, by każdy, dosłownie każdy bez względu na wiek, płeć czy status krwi i bogactwo mógł cieszyć się dobrą zabawą przez wiele dni w akompaniamencie nigdy niecichnącej muzyki, śmiechów i ludzkich głosów przepływających szczęściem. Czy nie tak powinno być też zawsze? W tych ciężkich czasach ludzie jakby zapomnieli czym jest radość, preferując ambicję i dążenie do większej władzy. A przecież nie ona dawała spełnienie, nie ona była wartością, nie ona sprawiała, że człowiek był czymś więcej niż jedynie jedną kroplą w morzu tworzącym wszechświat i jego historię. Vane dostrzegał zanik współczucia i odruchów miłosierdzia na rzecz brutalności i egoizmu, które wielce trapiły jego serce. Okazja do świętowania uczucia, jakim była miłość pod każdą postacią pomogła odbudować mu nieco nadszarpnięte nadzieje, a jego umysł doznał wytchnienia od trosk trapiących profesora. Nie miały ich rozwiązać, ale nawet ktoś tak pozytywnie patrzący w przyszłość i na teraźniejszość, czasami potrzebował podparcia swoich tez. A Festiwal rodziny Prewett był idealnym zawieszeniem broni między nawet śmiertelnymi wrogami. Co prawda Jayden nie odnosił tego do swojej osoby, bo nie miał pojęcia, czy ktoś mu źle życzył, ale polityka zaostrzała się między rodami dość boleśnie, a widok skłóconych czarodziejów i wplątywanie w to młodego pokolenia było iście zasmucające. Chwila zapomnienia była więc mocniej niż wskazana i astronom nie zamierzał jej zmarnować. Już na samym otwarciu przez Archibalda czuł, że będą to przyjemne, pełne zabaw dni, a przemowa rudego towarzysza z Zakonu Feniksa wprost uderzała w zapewnienie pokoju i zaprzestanie waśni. JD może i był naiwny, lecz wiedział, że nie wszyscy mieli się niestety tych dobrych rad posłuchać. Sam jednak był nastawiony inaczej - wędrował po pięknych terenach, spotykał wyjątkowych ludzi i kibicował każdemu znajomemu w atrakcjach, w których brał akurat ten ktoś udział. Sam wątpił w swoje siły, zanudzając zapewne spore grono słuchaczy na swoim wykładzie, ale nie zamierzał chować głowy w piasek i pojawiał się każdego dnia festiwalu. Nawet dzisiaj, a sytuacja, która mu się zdarzyła, budziła jego zainteresowanie do tej pory. To było zabawne - gdy poszedł po wianek i z łatwością go pochwycił, ludzie dokoła zaczęli klaskać i wyglądało to jakby wygrał jakiś konkurs, o którego istnieniu nie miał pojęcia. Chyba czegoś po nim oczekiwali, ale nie miał pojęcia czego. Kilka osób nawet złożyło mu gratulacje, a on uśmiechał się nerwowo, niczego nie rozumiejąc. Z nowym nabytkiem na głowie Jayden wędrował jeszcze jakiś czas wzdłuż plaży, by w końcu zniknąć w centrum festiwalu, a konkretniej skierować swoje kroki na jarmark. Wszak można było tam wyszukać wiele wspaniałych drobiazgów, które normalnie nie były dostępne. A taka okazja zdarzała się raz do roku! Należało skorzystać czym prędzej - z każdym kolejnym dniem zabawy szansa na wyszukanie wyjątkowego przedmiotu malała. Dokoła było wielu światłych czarodziejów i czarownic, którzy wiedzieli dokładnie czego potrzebowali i co było warte swojej ceny. Jay nie przejmował się ciekawskimi spojrzeniami, które niektórzy rzucali mu z rozbawieniem albo kręcąc głowami na wianek na głowie profesora. W końcu było lato! Wszyscy powinni się cieszyć, a nie zamartwiać pierdołami.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Przechadzam się po łąkach, zakątkach i innych pięknych miejscach całkowicie ignorując ewentualność, że przykre wspomnienia mogą do mnie powrócić. Nie powinnam przejmować się tym teraz, w tym miejscu. Z ciekawością rozglądam się za znajomymi twarzami, ale w tych tłumach trudno jest kogokolwiek dostrzec. Na wszelki wypadek uśmiecham się do wszystkich dookoła, żeby nie pomyśleli, że jestem niemiła lub coś równie absurdalnego. Poprawiam rąbek sukienki, dzisiejszego dnia decydując się na ożywczy pomarańcz połączony z zielono-brązowymi mandragorami drobno utkanymi w funkcji wzoru. Włosy mam rozpuszczone - i chodzę bez kapelusza, bo powinnam chodzić z wiankiem na głowie. Ale od razu założyłam, że nikt go nie wyłowi, mogłam więc skorzystać z dobrodziejstw ronda osłaniającego przed intensywnym światłem latających dookoła lampionów. Nic to, jak zmrużę trochę oczy, to nie jest wcale tak źle.
Niby nie wierzę w zabobony, ale muszę przyznać, że trochę wstrząsnęła mną wczorajsza wróżba w zagajniku. Od tamtej pory trochę się zastanawiam czy aby na pewno nie znajduje się wśród mnie ktoś, kto mógłby okazać się wilkiem w owczej skórze. To trochę paranoiczne, ale wiedząc o niektórych wydarzeniach między innymi w Zakonie, jestem naprawdę przejęta całą sprawą. Schylam się na chwilę, chwytając między palce kilka stokrotek, które później może trochę bestialsko skubię, ale to pomaga mi w koncentracji.
Przynajmniej przez jakieś kilka kroków. Wreszcie wpadam na miejsce ze straganami, a potem niemal na pana astronoma. Uśmiecham się szeroko, przepraszająco. Wyrzucam resztki kwiatków na ziemię i trochę mało elegancko otrzepuję dłonie w poły sukni.
- I znowu się spotykamy - zagajam. - A nawet nie jesteśmy w Hogwarcie - śmieję się, chociaż nie wiem jak Jay, ale ja tęsknię za tymi urwisami. Ciekawe jak spędzają wakacje? Może są gdzieś tutaj? - Byłam na twoim wykładzie, niezwykle ciekawy - rzucam, oglądając w międzyczasie wystawione towary. - Ale szybko się zmyłam, źle się poczułam. To prawda, że i tak spadające gwiazdy można oglądać cały miesiąc? - dopytuję z nieskrywaną ciekawością. Chciałabym w końcu wiedzieć czy przegapiłam to wspaniałe wydarzenie czy mam jeszcze szansę. Jakąkolwiek. - Przyszedłeś kupić coś konkretnego? - Zarzucam kolejnym pytaniem, biedny pan profesor. Trafiła mu się gaduła. Hej, ale zaraz, zaraz… zaczynam przyglądać się głowie Jay’a i nagle przychodzi olśnienie. - Masz na głowie mój wianek! Wyłowiłeś go z wybrzeża? - Tym razem pytaniu towarzyszy dość sporo śmiechu. Aż zasłaniam dłonią usta. To ja powinnam go nosić!
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
- Figurki rycerzy - magicznych oczywiście, ale o tym przecież nie musiał wspominać. Mirci pewnie też by się spodobały, w końcu przez wujka Brendana też chciała zostać jednym z nich. Jeszcze nie wiedział czy w ogóle je kupi, ale jeżeli tak, to pewnie Mirci również weźmie dwie czy trzy. Chociaż chciał znaleźć coś jeszcze ładniejszego - może tym razem to właśnie córka pomoże mu w wyborze. - Aż dwie? - Uniósł wysoko brwi, dotykając dłonią delikatnego materiału. - To cztery? Jesteś pewna? - bo jemu wyszło więcej, ale prędzej spodziewałby się swojego błędu w obliczeniach, w końcu Miriam była żywymi liczydłami. Czy tam kulkoratorem, jak to mówili mugole. - Ale masz rację, weźmiemy i dla mamy, i dla babci, i dla pani Picks! - Szczególnie dla tej ostatniej, złota kobieta, bez niej żadnego miejsca nie potrafił nazwać domem, tak się do niej przyzwyczaił przez te wszystkie lata. A jej jabłecznik? Palce lizać! - I dla cioci Julki - dodał po chwili, markotniejąc na krótką chwilę. Minęło już dużo czasu odkąd się pokłócili. Archibald wciąż uważał, że miał w tym sporze rację, ale ciężko mu było tak długo ignorować siostrę. Może znajdzie ją dzisiaj gdzieś tutaj, na festiwalu...
- Aenghus i Caer, pięknie - pochwalił ją, by po chwili westchnąć nad tymi wszystkimi chustami. Gdzie oni je schowają, żeby nikt ich nie zauważył? Nie miał aż tak dużych kieszeni, a magia działała ostatnio dość przeciętnie.
Jego przyziemne rozmyślenia zostały przerwane przez smutek wyczuwalny w jej głosie. Bo nie mogła pobiegać z latawcem, i już nie będzie mogła, o ile nikt nie wymyśli lekarstwa na tę paskudną chorobę. Łamało mu to serce - pół życia poświęcił zgłębianiu magicznej medycyny, a teraz nie był w stanie pomóc własnej córce. - Chciałabyś mieć aparat? - Zapytał nagle, uważając to dość mugolskie urządzenie za świetne rozwiązanie dla słów tylko stałam i patrzyłam. Skoro lubiła malować, to może polubiłaby również to? Dla Archibalda obie te dziedzin były dość do siebie podobne.
A Anthony go znalazł, zrobił krok więcej niż Archie w przypadku swojej siostry. Chyba dlatego jego złość zaczynała pomału maleć. - To zasługa wuja Eddarda - czy on nie został również zaangażowany w prace nad festiwalem? - Podobno do ciebie też pisał - nie zauważył kiedy znowu przeszedł na ty, ale to było przecież takie naturalne. - Dziękuję - starał się przemówić najlepiej jak potrafił, jeszcze nie miał w tym dużego doświadczenia. Uśmiechnął się do córki, kiedy tak się zawstydziła. Nie miała powodu! - Właśnie? - Spojrzał na niego z lekkim rozbawieniem. - Zamierzasz wziąć udział w Wiklinowym Magu? - Pamiętał, że wiele lat temu oboje próbowali tam swoich sił i żadnemu z nich się nie powiodło - to było dość zabawne wspomnienie, Archibald zdecydowanie wtedy poległ. Ale jego przyszłość wcale nie okazała się taka zła, chociaż ciotka Brunhilda lubiła mu to czasem wypomnieć.
and began again in the morning
– Lady Miriam – powtórzył za nią, chcąc wbić sobie jej imię do głowy. Zaraz jednak to on się zarumienił, słysząc jej pytanie. Nie spodziewał się takiego pytania. Poza tym, sprawia wianka była dla niego wyjątkowo drażliwa. Ostatnie dwa lata przed jego wyjazdem były dla niego wyjątkowo bolesne, bo nie mógł łowić wianka czarownicy, na której mu najbardziej zależało. Uśmiech zniknął jego z twarzy, spochmurniał na chwilę. Nie wiedział jak zareagować. Zaraz jednak przypomniał sobie o tym, że dzieci były wyjątkowo spostrzegawcze, więc natychmiast przywrócił swój uśmiech. – Być może, zobaczymy – odpowiedział jej po chwili wahania. – Byłoby miło, gdyby udało mi się cokolwiek złapać.
Zaraz przeniósł spojrzenie na Archibalda. Czy ten, był na niego zły? A może nie był? Trudno było cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Przytaknął lordowi, gdy ten wspomniał o swoim nestorze i o tym, że ten także wysłał list do niego. Lord Prewett rzeczywiście wysłał mu list, a on zgodził się, żeby napisać mowę mającą rozpocząć mecz Quidditcha. To z kolei nie było łatwe. Nie lubił publicznych przemów, ale z drugiej strony nie potrafił odmówić nestorowi zaprzyjaźnionego rodu. Lord Sorphon Macmillan na pewno nie spojrzałby przychylnie na taką odmowę… Pozostawało więc jedynie przyjąć propozycję i pokonać swoje drobne lęki.
– Tak, zaskoczył mnie. Spodziewałbym się, że lord nestor napisze do kogoś bardziej doświadczonego, nie wiem, do mojego ojca albo moich wujów. Oni przynajmniej latali i mieli swoje osiągnięcia – przyznał. – W każdym razie, mam otworzyć mecz quidditcha – wyjaśnił. Wyraźnie się zawstydził. Nigdy nie spodziewałby się otrzymać listu od samego nestora i to w takiej sprawie. – Chociaż nie sądzę, że wyjdzie mi to tak dobrze jak tobie wyszło otworzenie całej uroczystości – westchnął ze zrezygnowaniem. Może miał zbyt miało wiary w samego siebie. Kiedyś lubił się przechwalać i udowadniać, że może być dobry we wszystkim. Obecnie jednak ten cały entuzjazm trochę się w nim ostudził i tylko czasem zdarzało mu się rozbudzić swoją pewność siebie. Nawet się ucieszył gdy usłyszał pytanie o wiklinowego maga. Uśmiechnął się. Także przypomniał sobie dawne lata, kiedy razem brali udział w pokonaniu tej wielkiej magicznej kukły. – Na pewno! Nie mógłbym ominąć takiej okazji. – I wcale nie dlatego, że miło byłoby stać się kimś interesującym dla pozostałych czarodziejów, ale po to, żeby stanąć naprzeciw swoim lękom i okropnym wspomnieniom.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
- Mam nadzieję, że nic ci nie jest - powiedział, patrząc z troską na koleżankę z pracy. Miał nadzieję, że nie było to spowodowane jego przedłużającym się paplaniem. Wszak by sobie nie wybaczył, chociaż najmłodsi widzowie zdawali się być niezwykle zaciekawieni jego elaboratem. Dzieci... I nagle ta dziwna myśl uderzyła w Jaydena jak piorun z jasnego nieba, aż cały się wyprostował jak struna, a ciało spięło. W końcu byli na Festiwalu Miłości, prawda? Zamyślił się na chwilę, a ów teoria spiskowa zagnieździła mu się w umyśle niczym kleszcz, by odzyskać świadomość dopiero po kilku sekundach. Panna Sprout patrzyła na niego wyczekująco, a on nie miał bladego pojęcia o co pytała. - Gwiazdy... Tak. Do dwudziestego sierpnia ten rój będzie widoczny... - wybąkał, czując jak policzki zaszły mu gwałtownie różem. To był szalony pomysł i wiedział o tym, ale jak już mu się zagnieździł... Czy to jego wina, że tak właśnie się stało? Odchrząknął, słysząc o tym, że wianek na jego głowie należał do zielarki. - Co ty opowiadasz?! - wykrzyknął nieco bardziej entuzjastycznie niż powinien, ale musiał skierować gdzie indziej swoje szalone myśli. - Upuściłaś go? Już oddaję! - dodał, przekładają wieniec na skronie uśmiechniętej pani profesor. Teraz wyglądała jak prawdziwa rusałka. Albo driada... Ciężko powiedzieć. W każdym razie bardzo szykownie! JJ pstryknął ją delikatnie w czubek nosa, po czym pokiwał głową. - Szukam czegoś unikatowego... Ale póki co nic mi nie zapada w pamięć. A ty? Mam parę monet na zbyciu. Co kupujemy? Stawiam - zawyrokował, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Mogła się spodziewać takiej reakcji brata na swoją wróżbę, ale była zbyt zajęta swoim śmiechem, żeby się tym przejmować. Inna sprawa, że Leia w ogóle nie wierzyła w to, że co to przeczytała w jakikolwiek sposób się spełni. Myśl o tym, że do jakiegokolwiek człowieka miałaby się zbliżyć w ten sposób, sprawiała, że miała ochotę śmiać się jeszcze głośniej. Nawet jako nastolatka nie zwracała uwagi na chłopców w ten sposób. W ogóle nie zwracała uwagi na ludzi, bo o wiele bardziej interesowała ją nauka. Ten stan rzeczy utrzymywał się aż po dziś dzień, choć Leia zdawała sobie sprawę z tego, że nestor rodu prędzej czy później upomni się o jej małżeństwo. Przecież nie mogła być panną przez całe swoje życie, mimo że najchętniej właśnie taką ścieżkę by wybrała. Uczucia kojarzyły jej się przede wszystkim z problemami, których nie chciała mieć, a co dopiero, gdyby jakikolwiek członek rodziny miał wybierać jej przyszłego kandydata na męża. Obawiała się, że tak właśnie się to może skończyć, jeżeli będzie odmawiała przedstawienia rodzicom swojej własnej propozycji. Jeszcze przed chorobą ojciec posyłał jej znaczące spojrzenia, czyniąc przy tym jednoznaczne komentarze, ale miała nadzieję, że teraz, gdy dopiero wracała do pełni zdrowia, ten temat zostanie zepchnięty na dalszy plan i będzie miała chwilę spokoju. Nie romanse były jej w głowie, tylko samorealizacja. Chciała uczyć się i poznawać świat, a nie pętać się więzami małżeństwa, które byłoby dla niej jedynie czynnikiem ograniczającym. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że w tej sytuacji nie miało znaczenia to, czego pragnęła, tylko to, czego od niej oczekiwano.
— Och, daj spokój — powiedziała jeszcze, zanim wraz z bratem opuściła zagajnik. Najwyraźniej jemu nie było do śmiechu tak samo, jak jej, ale rozumiała to, bo pewnie zareagowałaby podobnie, gdyby znajdowała się na jego miejscu. Poza tym w jego przypadku wróżba miała zupełnie inne, bardziej przyjemne brzmienie, bo przecież był zaręczony, a o co nie prosić w narzeczeństwie, jak właśnie o uczucie? Morgoth mógł tym gardzić, ale prawda była taka, że Leia zawsze mu tego życzyła, sądząc, że miłość mogłaby być lekiem ja jego cierpiące, zmęczone serce. Wiedziała, że brat nigdy nie przyzna, że tego potrzebuje. Właściwie może rzeczywiście nie potrzebował, ale ona po prostu czuła, że dobrze by mu to zrobiło. Dla siebie nie prosiła o taki sam los, może dlatego, iż myślała, że lepiej byłoby jej samej albo że na to nie zasługiwała. Nie uważała, by była w stanie pielęgnować prawdziwie uczucie, starać się o nie i nie martwić się, że za moment może zniknąć. Bała się, że gdyby rzeczywiście jej serce zabiło mocniej, prędzej czy później zostałaby przez tę miłość zniszczona, dlatego lepiej było się nie angażować i nie prosić w duchu o to, aby ktokolwiek spojrzał na ciebie, jak na centrum swojego wszechświata.
Kroki zaprowadziły ich na jarmarki, zresztą, nie było w tym nic dziwnego, bo Leia zawsze lubiła się przechadzać wzdłuż nich, patrząc na to, co sprzedawcy mieli do zaoferowania. Nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła zatrzymywać się przy niektórych z nich na dłużej, żeby zobaczyć to czy tamto. — O, śliczne — stwierdziła przy jednym ze straganów, obracając w dłoniach czarny kamień, prawdopodobnie onyks, o ile dobrze myślała. Nie znała się na kamieniach, ale kojarzyła niektóre z nich.
her mind is strong
Przejście między stoiskami odegnało myśli o nieadekwatnych wróżbach i pozwoliło rodzeństwu na przeglądanie przeróżnych świecidełek o silniejszych lub mocniejszych działaniach. Yaxley zatrzymał się, patrząc nad ramieniem siostry na jej znalezisko. - Chciałabyś taki? - spytał, widząc zainteresowanie siostry onyksem. Sam nie znał jego działania, ale wystarczyło spojrzenie na sprzedawcę, by pospieszył im z wyjaśnieniami. Pod pewnym względem był to bardzo trafiony pomysł. Nie wiedział jednak czy Leia by go chciała, czy było to jedynie wypowiedzenie słów zachwytu. - Pomogłabyś mi coś wybrać dla Marine? - spytał po paru chwilach przeglądania przedmiotów. Dobrze było zaciągnąć kobiecej rady w tych kwestiach. Zresztą może i uzdrowicielka miała bystrzejsze oko od brata i dostrzeże coś unikatowego?
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Słysząc pytanie brata, zwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się lekko. Następnie przeniosła wzrok na kamień, który trzymała w dłoni. — Tak, chyba bym chciała — zdecydowała, wciąż obracając onyks i przyglądając mu się z różnych stron. Już teraz czuła, że trudno byłoby jej się z nim rozstać, a gdy usłyszała, jakie było jego działanie, tym bardziej przekonała się co do decyzji, że chciałaby go zabrać ze sobą do domu. Możliwe, że tak naprawdę nie działał w sposób, w jaki opisywał go sprzedawca, ale Leia czuła, że czułaby się lepiej, gdyby miała coś takiego przy sobie, tak na wszelki wypadek. Póki co miała serdecznie dosyć chorób. Pragnęła cieszyć się życiem, a w szczególności trwającym właśnie Festiwalem. — Oczywiście, nie ma problemu — odparła i ponownie zaczęła przyglądać się rzeczom zgromadzonym na straganie. Gdy dostrzegła pewien medalion, zapytała o niego sprzedawcę i kiedy usłyszała, jak ten działa, zaśmiała się. — Widzisz, idealny prezent! Marine będzie miała czym cię uspokajać, gdy staniesz się nieznośny — stwierdziła, dając bratu lekkiego kuksańca w bok. Później jednak wróciła do rozglądania się za czymś, co byłoby bardziej odpowiednie dla przyszłej pani Yaxley. — Hm, może coś takiego? — zaproponowała, wskazując na świece, których wosk według sprzedawcy miał nigdy się nie topić. — Wiesz, to brzmi praktycznie — dodała po chwili, tłumacząc dokonany przez siebie wybór. Co prawda kobiety zazwyczaj lubiły kamienie, naszyjniki i inne tego typu rzeczy, ale coś jej mówiło, że Marine byłaby zadowolona również z takiego prezentu. Diamentami mógł ją obdarować podczas ślubu!
her mind is strong
- To nie jest zabawne - stwierdził, słysząc uwagę siostry o medalionie i poznając jego działania. Nie wiedziała, że jej brat zauważył w tym odmienne jeszcze znaczenie, które miało pozostać jego tajemnicą jeszcze długi czas. Zapewne Leia nigdy nie miała się dowiedzieć o podwójnej tożsamości brata, która przy okazji dawała mu niezwykłe poczucie swobody i oczyszczała nawet najbardziej skomplikowane myśli sprawiając, że Yaxley potrafił skupić się tylko na jednym odczuciu. Żałował, że nie mógł się tym z nią podzielić, ale co jeśli byłaby zmuszona wyznać prawdę? Nie. Nie mógł jej na to narażać. Poprosił więc sprzedawcę, by spakował onyks, a później przeniósł uwagę na wymienione przez siostrę świece. Co prawda sam odczytał ów zakup za dość prowokacyjny, ale nie zamierzał sprawiać Lei zawodu. Ona widziała w nich praktyczność, on patrzył nieco szerzej ponad tę materię. I właśnie w tej chwili poczuł się wyjątkowo staro... Ona jeszcze nie musiała się przejmować rzeczami, które go dotyczyły. Wkrótce miało się to zmienić, ale chciał by ta jej niewinność trwała jak najdłużej. Skinął głową mężczyźnie, by również i świece znalazły się w pakunku, a następnie zapłacił odpowiednią sumę, by od razu przekazać prezent siostrze. - Co myślisz o tej chuście? Mamie by się spodobała - stwierdził, dostrzegając ciekawy materiał na stoisku obok. Prawdę powiedziawszy chciał również zostawić temat narzeczeństwa i nie pozwolić Lei na kontynuowanie urwanej myśli. Oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że pomimo wyraźnego porozumienia między Marine i Morgothem wciąż była to kwestia należąca do delikatnych. Poniekąd duża ilość zaręczyn sprawiła, że odsunięto ich na dalszy plan, co odpowiadało niechcącemu przyciągać zbytecznej uwagi Yaxleyowi. Widział w ludziach chęć szukania nowinek, czego niestety w arystokratycznym świecie nie można było uniknąć. Często wystarczyło jednak jedno złe słowo, by puścić w obieg fałszywe wotum, którego nie dało się wymazać z ludzkich pamięci. Nawet jeśli później okazywało się nieprawdziwe, zapamiętywano pierwsze, silne wrażenie. Nie bał się o swoją reputację, bo mężczyznom łatwiej było odnaleźć się w tym świecie. Leia zdawała się być niedotknięta tymi zmartwieniami i unosić się ponad tym wszystkim, ale Morgoth zdawał sobie sprawę, że inni tego tak nie postrzegali. Dlatego tym bardziej uważał na siostrę. O Lilianie już było wystarczająco nieprzyjemnych podszeptów.
|uiszczam
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Między nią a jej bratem był tylko jeden rok różnicy, ale szczerze mówiąc, Leia często miała wrażenie, że Morgoth jest od niej o wiele, wiele starszy. Było tak zapewne dlatego, że nie dość, że był starszy, to na dodatek był mężczyzną, a więc rodzice wymagali od niego o więcej niż od niej. Z tego powodu starała się go zawsze wspierać, wiedząc, że niesie na barkach ogromne brzemię, którego nie da się tak po prostu wymazać. Nie mówiła jednak nigdy o tym, iż zdaje sobie sprawę z tego, że musi zmagać się z o wiele większym bagażem niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Wiedziała, że nie powinna poruszać z nim tego tematu, bo jedynie sprawiłaby mu tym kłopot, a i tak niczego by się nie dowiedziała. Była jednak jego siostrą, a więc wiedziała takie rzeczy, nawet jeżeli nie mówiła o nich głośno. Liczyła tylko na to, że może kiedyś Morgoth opowie jej o tym wszystkim. Jeśli nie, nie zamierzała pytać, bo decyzja ta należała do niego, nie do niej.
— Trochę jest — odparła, przekrzywiając lekko głowę w bok. Miała nadzieję, że brat nie miał jej za złe tych żartów, ale nie miała przyjemności spędzać z nim czasu od tak dawna, że aż nie mogła się powstrzymać przed byciem siostrą swojego brata. Nie byłaby sobą, gdyby się nad nim trochę nie poznęcała. Była mu jednak wdzięczna za to, że kupił jej ten kamień, dlatego gdy sfinalizował zakup, ucałowała go lekko w policzek, aby okazać swoją wdzięczność. Później posłała mu szeroki, szczery uśmiech, mówiący, by nie gniewał się na nią za bardzo. — O, czemu nie? Myślę, że będzie nią zachwycona! — zgodziła się z nim, biorąc chustę między palce, tak aby wypróbować materiał i zobaczyć czy był odpowiednio miękki, a także przyjemny w dotyku. W końcu ich matka nie mogła nosić na sobie byle czego. — Moglibyśmy kupić też coś dla taty — zaproponowała, posyłając bratu szybkie spojrzenie. Jemu o wiele trudniej było dogodzić, ale nie chciała, by nestor ich rodu pozostał bez prezentu, w czasie gdy oni obdarowywali siebie nawzajem. A skoro o tym mowa… — Ty nie chcesz niczego? — spytała, a chociaż domyślała się, że odpowiedź będzie negatywna, to jednak nie chciała, by Morgoth sobie czegokolwiek odmawiał, a miał to w zwyczaju. Bibeloty raczej go nie interesowały, ale kto wie, może coś przykuje jego uwagę na tych wielobarwnych straganach! — Może te zapachowe mieszki? W sensie, dla taty. Mogłyby mu się przydać w gabinecie — zasugerowała, tym bardziej, że był to taki prezent, który równie dobrze można było położyć w innym pomieszczeniu, jeżeli mężczyźnie nie spodoba się ten zapach.
her mind is strong
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset