Wydarzenia


Ekipa forum
Jarmark
AutorWiadomość
Jarmark [odnośnik]26.09.15 22:22
First topic message reminder :

Jarmark

★★
Na plaży ustawiono drewniane stragany z czarodziejskimi różnościami, ławy uginają się pod ciężarem różnokolorowych fiolek, szlachetnych kamieni, mis z kryształami oraz dzbanów wypełnionych ziołami, płatkami suszonych kwiatów lub owoców wykorzystywanych w alchemii. Wśród różności znajdują się zwoje, manuskrypty oraz inne czarodziejskie przedmioty - nie tylko dla zakochanych...
[bylobrzydkobedzieladnie]
Jarmark Lughnasadh

Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.

Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.  

Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.

Sklepik świąteczny

PrzedmiotDziałanieCena (PD)Cena (PM)
Ciekawskie okoMagiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie.3060
Czarna perłaTrzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność).150-
Gogle "Tajfun 55"Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu.3060
Gramofon "Wrzeszczący żonkil"Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby.1040
Jojo dowcipnisiaNiepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos.1040
Konewka bez dnaJeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach.2050
Letnia edycja szachów czarodziejówDostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia.1040
Lusterko dobrej radyPozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem").1040
Magiczny albumDostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością.1040
Magiczny zegarek na nadgarstekZminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. 3060
Medalion humoruW naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. 3060
Mroźny wachlarzIdealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie.2050
Muszla CzaszołkiŚciśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie).150-
Muszla echaSporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię.2050
Muszla magicznej skrępyNiewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM)150-
Muszla przewiertki kameleonowejJej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację.150-
Muszla porcelankiZałożona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki).150-
Muszla wieżycznikaJej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię).150-
Pan porządnickiStojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie.1040
Poduszki zakochanychRozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu.1040
Pukiel włosów syrenyBransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność).150-
Ruchome spinkiPara spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami.1040
Terminarz-przypominajkaŁadnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie.1040
Zaklęty fartuszekStworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała.1040
Zwierzęca kostkaAmulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku.3060


Kupcy ze zwierzętami
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.

W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.

Namiot wikliniarski
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.

Szczęśliwa loteria
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.

Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.

Wyniki:


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jarmark - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jarmark [odnośnik]18.08.18 18:23
Ostatni dzień Festiwalu. I jego obecność miały ze sobą dużo powiązań. Nie świętował, jak większość. Miał bardzo praktyczny cel, upatrując pośród zebranych na jarmarku rzeczy coś, co mogło mu się zdecydowanie przydać. Jednym był kamień w kolorach filetu i mlecznej bieli, który jarzył się lekko, gdy pochylał nad nim palce. Skamander nie znał się na wartości błyskotek, ale potencjał kryjący się w kamieniu wyznaczał zdecydowanie mocny argument, który przyciągnął go na miejsce.
Fluoryt znalazł się w torbie równie szybko, co sama wymiana słów ze sprzedającym. Nie bawił się w targowanie, nie czekał na zachwalenie towaru. Wiedział czego oczekiwał i co chciał otrzymać. Dłużej za to zatrzymał się przy przedmiocie, który zwrócił uwagę czymś zupełnie innym. Wspomnieniem. A właściwie fragmentem opowieści, legendy samych Skamanderów, którą dawno temu opowiadał mu dziadek. Pazur gryfa zatopiony w bursztynie. Tylko przez moment zastanawiał się nad metodą, która pozwoliła na podobny wyczyn. Jaka była historia stworzenia, które pozostawiło po sobie fragment ostrego szpona? I może kierowała nim zwykła, rodowa duma, czy nieuchwytna tęsknota, poprosił także o kamień, w którym odbijały się złote promienie zachodzącego słońca. Wiedział nawet, gdzie obie zdobycze znajdą się, by mógł bez problemu nosić je ze sobą, bez wątpliwej możliwości zgubienia. Na nadgarstku od jakiegoś czasu nosił kilka splecionych rzemieni. Odrobina magii i zwinne dłonie rzemieślnika pozwoliłby wpleść kamienie w cienkie paski, które bez problemu chował pod rękawem koszuli, czy kurtki.
Odchodził z terenu jarmarku w zamyśleniu, obracając w palcach błyszczące kamienie, niby zebrane z pola walki kości. Porównanie było nawet trafne. Czekało go zbyt wiele bitew, by mógł odpuścić podobnej pomocy. Każde narzędzie, które mogło przechylić szalę walki na ich korzyść, było konieczne. te, należały do cenionych i spotykanych często. Trudniej, gdy będzie trzeba sięgnąć po narzędzie dużo brutalniejsze, niż przewidywała moralność.

zt.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Jarmark - Page 14 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Jarmark [odnośnik]19.08.18 0:07
02.08, po konkursie

Nie do końca jest tak, że zaraz po konkursie pomaszerowałem do domu. Jakimś takim dziwnym zbiegiem okoliczności nogi niosą mnie na targowisko festiwalu. Od razu widzę tłumy ludzi oraz kramy z powystawianymi różnymi przedmiotami. Dość długo zastanawiam się nad tym w co mógłbym się zaopatrzyć. Powinienem skoncentrować się na pewno na narzeczonej oraz jej potrzebach, ale prawda jest taka, że mam za dużo obowiązków, z których muszę się wywiązać. To natomiast prowadzi mnie do wniosku, że potrzebuję środków na spełnienie oczekiwań jakich się ode mnie wymaga. Sam nie umiem do tego dojść. Może nie chcę? Nie zastanawiam się nad tym długo. Przyjmuję do wiadomości, że muszę przedłożyć dobro innych nad dobro drugich - tak, jest to naprawdę potworne, ale to nie tak, że mam też nieograniczoną ilość pieniędzy. Wuj Alaric mocno dba o interesy rodu, wszystko musi się zgadzać, a ja nawet nie mam odwago trwonić przecież nie swojego majątku.
W każdym razie zjawiam się tutaj z konkretnym zamiarem. Kupuję fioletowy kryształ mający wspomóc moje zdolności eliksirotwórstwa, co jest ważne pod kątem jednostki badawczej Rycerzy Walpurgii, do tego złoty sierp dzięki któremu w przyszłości zaoszczędzę na ingrediencjach. W ostatniej chwili co mnie niesie ku zasuszonemu kwiatowi paproci. Sprzedawca przekonuje mnie, że to bardzo romantyczny prezent, a ja bardziej niż jemu nie ufam tylko sobie, więc decyduję się na ten skromny gest. Ponoć liczy się pamięć.
Pakuję wszystko do poręcznej torby, płacę, a potem już naprawdę znikam z horyzontu Weymouth.

zt.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Jarmark [odnośnik]19.08.18 0:35
Tegoroczny Festiwal Lata, od samego początku swojego trwania, stanowił w jego oczach osobliwość kompletnie niezrozumiałą i niewytłumaczalną; z jednej strony było to największe święto czarodziejskiej społeczności, tradycja utrwalona przez lata, której brak w sierpniowym kalendarzu towarzyskim zapewne byłby równoznaczny z końcem świata. Z drugiej – świat przecież właśnie się kończył, Percival osobiście obserwował jego upadek; jego rzeczywistość zadrżała i rozkruszyła się już w trakcie majowego wybuchu, gdy z przerażeniem, wijąc się z bólu na szczycie zapomnianego klifu, wpatrywał się w przecinające niebo błyskawice, zabarwione nienaturalną barwą wężowej zieleni. A później było tylko gorzej: pasmo rozciągających się po całym kraju zniszczeń wyryło się w jego pamięci pod postacią czarno-białych fotografii, wyprawa do manufaktury wypaliła na jego ciele mroczną historię przy pomocy zaczarowanego ognia, a Ministerstwo Magii – samozwańcze centrum magicznej Wielkiej Brytanii – spłonęło do gołej ziemi, grzebiąc między gruzami właścicieli piętrzących się w Proroku Codziennym nazwisk. Cały świat przygotowywał się do wojny, mugole stali się świadomi istnienia magii, nagle rozrywającej od środka ich zbyt słabe organizmy, a anomalie skutecznie doprawiły każdą inkantację uzasadnioną obawą. Jak w obliczu tego wszystkiego czarodzieje byli w stanie beztrosko pleść wianki, śmiać się i bawić – nie miał pojęcia, na festiwalowym jarmarku czując się jak widz wepchnięty nagle na scenę teatru z innej epoki, jednocześnie w dziwny sposób pragnąc normalności, jak i jej nie ufając, czując, że powinien w tym czasie robić coś innego – walczyć, uczyć się lub planować, bo przecież tyle było ludzi, których nie mógł zawieść.
A jednak widok Elise, wpasowującej się w letni krajobraz tak naturalnie, jakby została wymalowana na nim przy użyciu dokładnie tych samych farb, co kwiaty na drzewach i słońce na niebie, z jakiegoś powodu koił jego nerwy, sprawiając, że uśmiechał się naprawdę szczerze – nawet jeżeli uniesienie kącików warg wydawało mu się dziwnie sztywne, jak czynność znana, ale zapomniana, której nie wykonywało się od dłuższego czasu. Być może powodował to fakt, że nieodzownie kojarzyła mu się z domem, i to w prawdziwym znaczeniu tego słowa; do tej pory bezpiecznie chowana za szczelną zasłoną lasów Nottinghamshire, była w jego życiu od zawsze – wciąż pamiętał, jak nachylał się nad kołyską na kilka dni przed własnymi urodzinami, nie mogąc nadziwić się, jak drobna i maleńka była. W rolę starszego brata wszedł odruchowo i dziwnie naturalnie – najprawdopodobniej ze względu na zaledwie kilka lat starszą Ullę – i tak naprawdę nigdy jej nie porzucił, gdzieś między wspólnymi konnymi przejażdżkami, a ciemnym dniem, w którym umarła Rosalind, postanawiając za wszelką cenę chronić Elise przed wszelkimi niebezpieczeństwami tego świata.
A w obecnych czasach zdecydowanie ich nie brakowało.
Cieszę się, że chociaż ty tak uważasz – odpowiedział, rozjaśniając się lekko w reakcji na szczery entuzjazm w głosie kuzynki. – W drodze na jarmark minąłem jedną z lady Prewett. Na mój widok tak zmarszczyła nos, że zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie założyłem szaty w tył na przód – dodał żartobliwie, nie mijając się zbyt daleko z prawdą; spór Nottów z Prewettami sięgał znacznie dalej niż sam Festiwal, i póki co nie zanosiło się, by ta sytuacja miała się poprawić. Właściwie dziwił się, że tegoroczne święto upłynęło bez żadnego towarzyskiego skandalu; być może miało to coś wspólnego z faktem, że nie natknął się do tej pory na Archibalda. – Na kilku rzeczach warto zatrzymać spojrzenie na dłużej, to prawda – zgodził się, chociaż duma nie pozwoliła mu na otwartą pochwałę skierowaną ku gospodarzom; pozytywna wypowiedź pod adresem oferowanych przez handlarzy towarów wydawała się bardziej znośna. – Słyszałem, że sporo z nich ma magiczne właściwości.
Podążył spojrzeniem za wzrokiem Elise, ale mimo chęci nie potrafił zachwycić się wyszywanymi starannie chustami; znacznie większym zainteresowaniem obdarzył parę białych kamieni, które według zapewnień sprzedającego je mężczyzny, miały rozpalać się czerwienią, gdy jeden z właścicieli znalazł się w niebezpieczeństwie. Nie umknęły mu też kryształy wzmacniające zdolności magiczne; te z kolei na pewno przydałyby mu się w trakcie misji. – Niełatwo zgubić się w tym tłumie. No i muszę przyznać, że w tym roku ominąłem większość atrakcji, chociaż sądziłem, że dostrzegę cię na wiankach. Wybrałaś się na wybrzeże? – zapytał, odrywając spojrzenie od wystawy i zatrzymując je na Elise. Ciekawiło go, z kim spędziła wieczór po oficjalnej części zabawy – i czy okazał się dla niej tak samo zaskakujący, jak i dla niego.
Zamilkł na chwilę, znów przebiegając spojrzeniem po zastawionych po brzegi stolikach. – Nie chciałabyś mi doradzić? – zapytał, unosząc wyżej brwi i przyglądając jej się pytająco. – Przyszedłem tutaj nie do końca wiedząc, czego właściwie chcę, a podobno nie ma to jak kobiece oko.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Jarmark [odnośnik]20.08.18 1:26
Świecące bibeloty, zwiewne materiały, pamiątki, drewniane figurki i mnóstwo niepotrzebnego kiczu - nigdy nie lubił imprez tego typu, nie przepadał za innowacyjnymi nowościami, lubując się przede wszystkim w tym, co sprawdzone i skuteczne. Jednak nawet on musiał przyznać, że pośród straganów dało się wypatrzyć prawdzie perełki.
Niekiedy dosłownie, słyszał wiele o właściwościach czarnej perły. Wzmacniała, dawała niezwykłą wytrzymałość i pozwalała dłużej cieszyć się dobrą formą. Odnalazł je u jednego ze sprzedawców pochodzących z rejonów śródziemnomorskich i przez chwilę ważył zdobycz o barwie onyksu w dłoni, ostatecznie decydując się na jej zakup. Przewieszona na rzemieniu nie miała być ozdobą, miała wzmacniać jego ciało i pozwolić mu dać z siebie wszystko. W różnych sytuacjach, choć nie takich, o jakich myśleli stojący przy straganie nastolatkowie.
Drugie stanowisko, które przykuło jego uwagę, należało do czarnoskórego jegomościa, który niewątpliwie przybył tu z bardzo dalekich stron. Jego akcent był zły, a język słaby, najpewniej przyjechał do Anglii wyłącznie na jarmark. Jego stół zastawiały płaszcze i kufry dobrej jakości, lecz tym, co go zainteresowało, był pas - według samego sprzedawcy wykonany ze skóry prawdziwego nundu. Ponoć przesiąkł jego mocą - postanowił opróżnić sakiewkę i uwierzyć w te rewelacje.

zt


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Jarmark [odnośnik]20.08.18 8:47
Nie uważam Jay’a za zdrajcę. Jest mi najwyżej przykro, że zrezygnował z walki o naprawienie pogrążonego w chaosie świata. Był nieocenionym wsparciem w Hogwarcie, a teraz już go nie mamy. Eileen za jakiś czas zostanie mamą, więc mogę zaufać jedynie Herewardowi i Frances, która do nas dołączy w nowym roku szkolnym. To bardzo mało patrząc na całą kadrę nauczycielską. Każdy jednak robi tak, żeby mu pasowało i to, co uważa za słuszne. Chciałam go jeszcze przekonać, tam w gospodzie, ale to na nic się zdało - może nie mam mocy sprawczej czy daru krasomówstwa porywającego tłumy. Boję się powtórki z rozrywki, wiesz? Że znów coś przeoczymy i ucierpią na tym niewinne dzieci. Potrzebuję cię Jayden, dlaczego więc to takie trudne zaakceptować to, że żyjesz już swoim życiem? Takim, jakiego pragnąłeś? Nie wiem. Może nie dopuszczam do siebie myśli, że to tęsknota wymieszana z obawą o każdy dzień nadchodzącej przyszłości? Staram się ten ciężar odepchnąć, żeby osiadł na samo dno serca. Jest festiwal miłości, powinniśmy się z niego cieszyć. Tak jak z letniej pogody oraz chwilowego spokoju.
To miłe, że powiedziałam coś dobrego, przyjemnego. Taki miałam zamiar. Co więcej - naprawdę tak uważam. Nie wszystko musi być romantyczne - najważniejsze, że jest szczere. Posiada w sobie wartość naukową, którą doceniam jako nauczycielka. Mydlenie oczu oraz ubieranie prawdy w piękne opakowanie nie jest drogą, którą chciałabym obierać w swojej codzienności. Nie polecałabym jej nikomu. Niektórzy jednak wolą taplać się w iluzji wspaniałości nie dopuszczając do siebie myśli, że świat nie jest i nigdy nie będzie grać pod ich dyktando. Wszystko dlatego, że świat nie jest doskonały - ma rysy, skazy, bywa przerażający. Jednocześnie jest w swym naturalizmie piękny. To właśnie to czyni go podobnym do nas, a próżno w nas szukać perfekcji, wszak jesteśmy jedynie ludźmi. Najważniejsze, żeby słabości przekuwać w moc i nie dać się pożreć mrokowi czyhającemu w każdym zakątku trwającej rzeczywistości. Zabawne, że odnoszę te poglądy do czegoś, na co nie mamy nawet wpływu. Gwiazdy rodzą się oraz umierają, ale zachodzi w tym pewien proces fizykochemiczny, nie podniosłość chwili. Tak jak spadające ciała niebieskie nie spełniają życzeń, chociaż może czasem rzeczywiście dobrze jest się porwać marzeniom? Chwytać się tej ostatniej iskierki nadziei, nieśmiało tlącej się w piersi? Kto wie.
Uśmiecham się, żeby później wytłumaczyć wieloletnią tradycję związaną z zaplataniem wianków. Kąciki ust z każdą chwilą wędrują wyżej, gdyż strapienie mężczyzny ma w sobie wiele uroku. Nie chcę jednak, żeby się smucił - to nie czas na to. Dlatego zamierzam od razu wyjaśnić całe to nieporozumienie. - Hej, Jay, spokojnie! - mówię z mocą. - Nie czekałam na nikogo, nikt też nie chciał złowić mojego wianka. Wiesz, że sama nie wiem dlaczego wzięłam w tym udział? Chyba dlatego, że wypada będąc w Weymouth o tej porze roku. Przyjaźnię się z Prewettami i nie chciałam, żeby wzięli moją nieobecność za coś osobistego - tłumaczę więc, chociaż nie jestem nawet pewna czy zauważyliby, że mnie nie ma. Julka pewne tak. Jest w tym jednak trochę smutku, bo chyba nikt nie chciałby być niekochanym, a w takich chwilach dobitnie to sobie uświadamiamy. Żałuję nawet, że powiedziałam o tym panu astronomowi, bo właśnie zepsułam mu humor. - I nie zepsułeś, cieszę się, że to właśnie ty go zabrałeś, gdyż spędzony z tobą czas zawsze jest przyjemny - stwierdzam. Naprawdę tak myślę. Jednak nie dodaję nic więcej - pytanie, chociaż w ogóle nie dziwne, to jednak wprowadza mnie w chwilową konsternację. Nie spodziewałam się go. - Jasne! - potwierdzam wesoło. Wtulam się więc w mężczyznę, chcąc oddać mu swoją energię oraz dobry nastrój. Zastygam tak nawet dłuższą chwilę; zapomniałam już jakie to przyjemne, ta bliskość drugiego człowieka.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Jarmark [odnośnik]20.08.18 13:42
6.08

Tam gdzie stragany tam i moje zręczne rączki, chciałoby się rzec, i właściwie było w tym trochę prawdy. Jarmarki przyciągały takich ja, szczególnie te niecodzienne, organizowane na specjalne okazje, na taki Festiwal Lata, chociażby, podczas którego każdy był trochę jakby mniej ostrożny, spętany sidłami zauroczenia, które nakładało na wpół przezroczyste klapki na jego oczy. Nawet sprzedawcy! A to z kolei oznaczało całkiem łatwy łup dla złodziejów wszelkiej maści. Włóczyłem się więc między kolejnymi stoiskami, oglądając barwne kamienie, powłóczyste chusty, pachnące kwiaty i wiele, wiele, wiele całkiem innych pierdół, które skrzyły się w promieniach południowego słońca. Zewsząd słyszałem nawoływania kupców, co rusz zresztą zatrzymując się przy kolejnym straganie. Chwyciłem w dłonie słoiczek pełen muszelek, a starszawa sprzedawczyni zachęciła do potrząśnięcia i przyłożenia do ucha - więc zrobiłem to. Usłyszałem muzykę i śmiechy, trzaskające w ognisku drewno, a moje usta wykrzywił szeroki uśmiech, w oczach zaś zalśniła radosna iskierka. Słoiczek więc znalazł nowego właściciela, tak samo jak jeden z wonnych mieszków wypełnionych zasuszonymi płatkami kwiatów. Z wnętrza unosił się tak bliski mojemu sercu zapach morza i bryzy, rozgrzanego, złotego piasku lokalnych plaż... Coś jeszcze zwróciło moją uwagę - lśniące, długie włosy syreny, zaplecione w elegancką bransoletkę. Zwykle nie nosiłem biżuterii, ta jednak wyjątkowo mi się podobała i już niebawem miała ozdobić mój szczupły nadgarstek. Chociaż ręce aż mnie świerzbiły do kradzieży, to wygrzebałem z sakwy kilka monet, podając je kobiecie, a ona podarowała mi zapachowy mieszek w gratisie do dwóch innych rzeczy. Pożegnałem ją z uśmiechem, wciskając na dłoń syrenie włosy, płatki zaś i muszelki upychając w obszernych kieszeniach płaszcza.
Ale nie byłem tutaj tylko po to, by przetrzepać stragany. Ci kupcy, którzy nie mieli swojego stałego miejsca interesowali mnie równie mocno, jeśli nie jeszcze bardziej. Ukryci w cieniu drzew, nie rzucający się w oczy, obserwujący wszystkich z boku... Jeden z nich przyciągnął moje spojrzenie - zresztą nie był tak do końca nieznajomy. Mieliśmy przyjemność poznać się w porcie, więc witam go uściskiem dłoni i zagaduję. Od słowa do słowa, tak jakoś wyszło, że gdy się żegnaliśmy wciskał mi w rękę mieszek pełen wysuszonych, magicznych grzybków, a ja mu kilka kolejnych monet.

/zt




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Jarmark [odnośnik]21.08.18 0:52
1.08

Bibeloty i śmiecie przyciągały. Trochę się prosiły o to, by pozwolić się wypożyczyć. hehe. Jednak nie było na to za bardzo szans. Sprzedawca czujnie baczył na swój towar. Czujniej gdy tylko podszedłem zwabiony czarnym błyskiem kamienia na surowym rzemieniu. Czarna perła. Brzmiało klawo i spoko się prezentowało. Kumpel mi mówił, że wzmacnia wpierdol więc kiedy w rzeczywistości udało mi się trafić na podobny fant nie mogłem nie skorzystać.
Trochę z przyzwyczajenia patrzyłem tez na coś co mogłoby się zdać Lil i tym sposobem trafiłem na pęk włosów. W pierwszej chwili sobie pomyślałem, że to jakaś peruka lub jakieś babskie uzupełniacze futra na głowę, a wiadomo - Lil co prawda jakoś to co jej z głowy powypadało to już poodrastało, lecz zawsze może być lepiej, co nie? Chwyciłem więc garść ten pęk by po chwili stać się ofiarą obruszonego sprzedawcy według którego syrenie włosy mu tu kołtunię. Dopiero po chwili się okazało że to przyjemna ozdoba nie tylko przyjemnie dająca wrażenie ślizgającego się, najdelikatniejszego, kobiecego włosia na skórze, lecz również magiczna. W to drugie co prawda nie bardzo wierzyłem, lecz to pierwsze - o mamo, faktycznie milusie. Jak dla mnie więc i moje się stało.
Potem przeniosłem swoje spojrzenie na przeciwległy stragan pełen ckliwych bubli zatrzymując swoje spojrzenie na dłużej na białych kryształach ostatecznie się na nie decydując. Nie wiedzieć czemu. Eh.

zt[bylobrzydkobedzieladnie]


I'll survive
somehow i always do




Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 19.10.18 23:41, w całości zmieniany 1 raz
Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Jarmark [odnośnik]21.08.18 9:13
Nie słysząc jej myśli, doceniał jej światopogląd i oddanie, którym darzyła zaufane osoby. Podobnie jak dla niego uczniowie byli dla Pomony niezwykle ważni, a ich bezpieczeństwo stało wysoko w piramidzie wartości zielarki. Pamiętał jak wspólnie robili, co mogli, by w jakikolwiek sposób ułatwić lub strzec studentów przed polityką byłego dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa, a nie było to takie łatwe zadanie. Wszak narażali się jednemu z potężniejszych czarnoksiężników na świecie - że Grindelwald nim był, nie ulegało wątpliwości. W otwartym starciu z jego mocą nie mieliby szans, jednak to drobne gesty były tymi najważniejszymi. Gdy było trzeba, czekali na młode czarownice i czarodziejów szukających rady czy ucieczki. Nie raz sami wyciągali ku nim dłoń, zdając sobie sprawę jak przerażające były te ciemne czasy spędzone pod batutą ów nikczemnika. To jednak dobiegło końca, chociaż nagłe zniknięcie mężczyzny wcale nie uspokoiło serca Jaydena, bo czy mógłby tak po prostu wyparować w ułamku sekundy? Tak wiele osób zostało przeniesionych niekontrolowaną teleportacją i przetrwało, że Grindelwald na pewno też tak właśnie uległ magicznej sile. Radości były przedwczesne, jednak nie odważył się powiedzieć tego na głos, przenosząc myśli na naukę. Nie wiedział już jakie smutki i troski przysłoniły serce jego koleżanki z pracy, ale cokolwiek by się nie działo, powinna wiedzieć, że zawsze był obok. Nie mógł towarzyszyć jej wszędzie, jednak trwał Festiwal Lata, a los rzucił za nich kością i splótł ścieżkę, by spędzili trochę czasu ramię w ramię. Tajemnicze konflikty bijących się na terenie Wielkiej Brytanii sił dominowały nad nastrojami wszystkich - nie dzisiaj. Nie tego dnia. Nie teraz. Chociażby na upartego powinni się przeciwstawić chmurnym myślom i zaczerpnąć oddechu, który da im energię do dalszego działania. Jakiekolwiek by nie było. Pomona również powinna oczyścić się ze złych emocji i mimo że Jay nie mógł wejść jej do głowy, by dowiedzieć się, co myśli, nie musiał. Nie pamiętał, że znał się z Lorraine. Nie pamiętał rozmów o słuszności ich krucjaty. Nie pamiętał wydarzeń z gospody. Nie pamiętał uczucia wzrastającego gniewu. Nie pamiętał, że Samuel rzucił na niego czar zapomnienia. Nie zastanawiał się nad lukami we wspomnieniach, bo nie było to dla niego nic nie zwykłego, że zapominał. Pannę Sprout znał jednak poza otoczką Zakonu Feniksa, dlatego jej twarz nie wydawała mu się wcale obca. Kojarzyła mu się z ciepłem i zapachem ziemi, które roztaczała dokoła siebie niczym matka natura, a w kwiecistym wieńcu przypominała mu ów mityczny byt.
Słuchał jej słów, gdy mówiła, że nie zrobił nic złego. Pewność, która od niej biła, podreperowała jego zdruzgotane przespiesznym uczynkiem serce, a na twarzy wykwitł delikatnym uśmiech. Ulgi? Spokoju? Błogości? Może wszystkiego na raz bez konkretyzowania. Poczuł się jednak od razu lepiej, gdy ramiona Pomony przygarnęły go do siebie, a on ukrył na moment twarz w zagłębieniu jej ramienia. Jego policzek stał się mokry, od skapującej z wieńca i kwiatów wody, ale nie było to wcale nieprzyjemne uczucie. Przy bliskiej osobie można było zapomnieć o wszelkich troskach - nawet na kilka sekund, lecz nie było lepszego lekarstwa. Znał je jeszcze od dziecka i być może właśnie dlatego ów gest był dla niego taki ważny. Gdy w końcu się wyprostował, uśmiechnął się już szeroko do swojej towarzyszki, a jego wzrok po chwili natrafił na jarmarcze wspaniałości. - O, co to? - rzucił, łapiąc ją za rękę i ciągnąc ją w stronę jednego ze stoisk, by wziąć z niego małe zawieszki w kształcie przypominającym mu gołębia. Podniósł spojrzenie znad zabawek, gdy odezwała się sprzedawczyni tłumacząc, że gołębie to turkawki i symbolizują przyjaźń oraz miłości. Należało jedną z nich podarować bliskiemu na znak przywiązania. Bardziej zainteresowała jednak Jaya część o tym, że nieruchome stworzonka drżały, gdy jedna osoba myślała o drugiej. Zaraz też odwrócił się do Pomony i włożył do jej dłoni amulet, obserwując go uważnie. Myślał o nauczycielce zielarstwa dość intensywnie, patrząc czy sprzedawczyni mówiła prawdę. Gdy turkawka w palcach kobiety naprzeciwko poruszyła się, Vane zaśmiał się głośno niczym małe dziecko odkrywające kolejne wspaniałości. - Wspaniałe! - rzucił, ciesząc się ze swojego eksperymentu. - A to? - dodał, odkładając swoją turkawkę i wskazując bursztyn, a później to samo robiąc z białymi kryształami. - Co myślisz? Które? A może amulet z jeleniego poroża? - mówił, odwracając się do Pomony i czekając na jej ekspertyzę.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 08.08.19 12:48, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Jarmark [odnośnik]21.08.18 17:21
Elise starała się o tych przykrych sprawach nie myśleć, zachowywać się, jakby jej to nie dotyczyło. Nie obchodziło jej cierpienie obcych, bezimiennych ludzi których nigdy nie spotkała, o mugolach nie wspominając. Ich krzywdy nie naznaczały jej sumienia, bo z jej egocentrycznego punktu widzenia większą tragedią był dla niej pechowy wypadek na wiankach i podarcie sobie sukni niż mugole dręczeni przez anomalie. Gdyby coś złego dotknęło bezpośrednio jej najbliższych lub jej samej to dopiero wtedy przejęłaby się mocniej, choć, tak czy inaczej, bała się anomalii. Bała się o siebie i swoją rodzinę, dlatego usłuchała matki i nie nadużywała magii bez potrzeby, by nie narażać się na obrażenia od anomalii, chociaż jak dotąd szczęśliwie uniknęła poważniejszych wypadków z ich udziałem. Świat mógł się walić, byle tylko nie ucierpiała ona, jej bliscy ani ich jakość życia. Pozostawało jej się cieszyć, że nikt z najbliższych nie był tamtego dnia w ministerstwie – dlatego też tamten dzień nie uderzył w nią tak mocno, jak uderzyłby, gdyby i ona kogoś straciła. Na festiwalu cieszyła się i radowała z okazji do pokazania się w towarzystwie i przeżywania początków dorosłości, choć gdzieś w tle, za tą radością, czaiły się cienie obaw, bo najodważniejszą osobą nie była i nie chciałaby ucierpieć. Chciała być po prostu szczęśliwa i dobrze się bawić – i starała się to robić. Na festiwalu można było odnieść wrażenie, że wszystko było prawie jak dawniej – poza tym, że każdy teraz bał się anomalii i używanie różdżki zawsze niosło ze sobą niepewność i ryzyko. Ale ludzie chodzili na jarmark, pletli wianki i uczestniczyli w innych zabawach, chwytając się iskierek normalności.
Ponadto Elise miała dość mierne pojęcie o polityce oraz obecnej sytuacji, nie wiedziała tego, co wiedział Percival, który już uczestniczył w konflikcie, który nieuchronnie nadciągał. Była kobietą, i to młodą, ledwie skończyła szkołę – i jak na damę przystało trzymała się z tyłu, za męskimi plecami, nie angażując się w nic nieodpowiedniego. To mężczyźni mieli ratować ich wspaniały szlachecki świat i tradycje przed złym wpływem postępowego plebsu. Ona mogła zrobić tylko to, co każda kobieta – wyjść za mąż i urodzić dzieci, by przedłużyć czystą linię. Ale na razie nie miała nawet narzeczonego, podczas gdy jej kuzynki się zaręczały. Och, tak bardzo zazdrościła Marine! I to zaręczyny i marzenia o życiu godnym damy absorbowały teraz jej myśli bardziej niż umierający mugole i mugolacy.
Widok Percivala ją ucieszył, choć mogła odnieść wrażenie, że się zmienił, nie był taki, jak kiedyś. Na nim niewątpliwie to wszystko odciskało większe piętno. Czasem znikał i wracał w niekoniecznie dobrej formie, a Elise mogła się tylko zastanawiać, co robił, kiedy akurat nie było go w posiadłości. Również był w jej życiu od zawsze, nie licząc momentów, kiedy wyjeżdżał – czy to do Hogwartu, czy na wyprawy, albo kiedy to ona wyjeżdżała do szkoły. Była otoczona całkiem sporą gromadą krewnych i nie było mowy o samotności i nudzie. Zawsze mogła pójść do Percivala lub Eddarda, którzy mieli zdumiewająco wiele cierpliwości do dużo młodszej od nich Elise. Przy nich zawsze czuła się bezpiecznie i tak czuła się też teraz – bezpieczna i spokojna, bo przy niej znajdował się dorosły i silny Percival, posługujący się magią znacznie bieglej od niej. Przy nim nie musiała się bać, więc tym łatwiej przychodziło jej bycie pogodną i beztroską. Jak więc miałaby się nie cieszyć ze spotkania go tutaj, na ziemiach należących do nieprzyjaznego im rodu?
- Prewettowie są... dziwni – przyznała cicho, tak, żeby nikt poza nim go nie usłyszał, bo otwarte obrażanie gospodarzy byłoby w bardzo złym tonie, choć jak widać, ci też nie kryli się z niechęcią do Nottów, co nie było niczym nowym, bo ich rody rywalizowały na długo przed tym, zanim Elise i Percival pojawili się na świecie. – Najwyraźniej wolą towarzystwo mugolaków od Nottów.
Zmarszczyła nosek, naprawdę nie rozumiejąc, jak szlachecki ród może pragnąć zrównania się z pospólstwem, zamiast w pełni korzystać ze swojej pozycji. Najgorsi byli i tak Weasleyowie – ich darzyła najgłębszą pogardą, zdrajcy z premedytacją depczący tradycje i żyjący jak nędzarze byli nawet gorsi niż szlamy. A że Prewettowie sympatyzowali z nimi, nie potrafiła darzyć ich prawdziwym szacunkiem. Ale Festiwal lubiła, starając się po prostu nie myśleć zbyt wiele o tym, kto go organizował.
- Ciekawe, ile w tym jest prawdy – rzekła, przechadzając się wraz z nim wzdłuż stoisk i oglądając przedmioty, szukając czegoś, co skradnie jej serce. Na ten moment upatrzyła sobie chustę haftowaną z włosiem jednorożca, wybierając tę w kolorze najbardziej zbliżonym do rodowych barw Nottów. – Może sobie któryś kupisz? – zapytała, wskazując na kamienie, które podobno miały dodatkowe właściwości. – Chociaż jesteś wspaniałym czarodziejem i wielu mogłoby ci pozazdrościć umiejętności – dodała, mając w pamięci talent Percy’ego do uroków.
- Byłam tu prawie codziennie, ale też nie uczestniczyłam w większości zabaw. Byłam na wróżbach, gdzie napotkałam lady Rosier – wciąż zastanawiało ją jej niepokojące zainteresowanie Flavienem i czuła, że to kolejna panna, o którą będzie musiała być zazdrosna, zaborczo nie chcąc dzielić się ukochanym kuzynem ze zbyt wieloma dziewczętami. – A czwartego dnia poszłam po kwiaty na wianki wraz z Marine i siostrą jej narzeczonego – w tym momencie w jej oczach błysnęła jeszcze wyraźniejsza zazdrość. – Niestety w lesie miałam pewien nieszczęśliwy wypadek. Prewettowie naprawdę powinni bardziej dbać o swoje tereny, by nie wystawiać niewinnych dam na uszkodzenia ciała i ubioru – westchnęła z egzaltacją, bacząc na to, by nikt nieodpowiedni nie słyszał ich rozmowy. – Przeżyłam prawdziwą traumę, drogi Percivalu, bo spadłam ze skarpy... I tam w dole leżało martwe ludzkie ciało. To było takie straszne! – do tej pory wzdrygała się na samą myśl o tym, jak spadła tuż obok ludzkiego szkieletu, który leżał tam prawdopodobnie od lat. – Gdybym miała trochę mniej szczęścia, mogłam tam zostać na lata jak ten nieszczęśnik, ale skończyło się na siniakach i podartej sukience. – Czuła potrzebę, żeby się komuś poskarżyć na tak skandaliczne zaniedbanie ze strony Prewettów, bo jakby nie patrzeć, została narażona na niebezpieczeństwo. Ale zamiast winić siebie za ten upadek, wolała obwiniać wrogi ród gospodarzy festiwalu. – Później Marine pomogła mi się doprowadzić do ładu. Poszłyśmy na wybrzeże, a mój wianek wyłowił lord Shafiq. Naprawdę się bałam, żeby nie złowił go ktoś z... pospólstwa – znowu zniżyła głos, myśląc z pogardą o mugolakach i biedocie. Na szczęście lord Shafiq był odpowiednim dla niej towarzystwem, choć i tak zazdrościła swoim zaręczonym kuzynkom. To było takie urocze, jak ich wianki łowili narzeczeni! Miała nadzieję, że za rok też będzie mogła pysznić się pierścionkiem tak jak Marine. Którą naprawdę kochała i uważała za przyjaciółkę, towarzyszkę siedmiu nieprzyjemnych lat w Hogwarcie, ale zawsze rywalizowały ze sobą na różnych polach. – Mam nadzieję, że ty też bawiłeś się dobrze ze swoją żoną – dodała, pewna, że Percival złowił wianek Inary. Nie była wtedy przy nich, skupiona na obserwowaniu swojego wianka oraz tęsknym wzdychaniu do Flaviena, który wybrał wianek lady Rosier.
- Oooch, z przyjemnością ci doradzę! – ucieszyła się, że Percival liczył się z jej zdaniem i oczekiwał od niej rady. – Powiedz mi tylko, między czym się zastanawiasz i czy chcesz uszczęśliwić tym przedmiotem siebie, czy może szukasz czegoś specjalnego dla Inary?
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Jarmark [odnośnik]01.09.18 10:49
02.08.1956

Nadal nie lubiła tłumów. Nie czuła się tu mocno swobodnie, jednak nie zamierzała popadać całkowicie w swoje paranoje. W sumie to wciąż starała się z nich trochę kurować, trochę uspokajać. A Festiwal Lata był świetny, była tu pierwszego dnia i chyba będzie codziennie obserwować jakąś konkurencję, mnóstwo znajomych, przyjaznych twarzy brało w nich udział więc jest komu kibicować. Teraz szła straganami, oglądając kolejne bzdurki. Nie znała się na nich zbytnio, nie grzeszyła także jeszcze zbytnią fortuną, choć o dziwo szło jej nieźle. Wpadło jej już kilka zleceń na naprawę - choć ogłoszenie podpisała jako L. MacDonald by nie zdradzać swojej płci, z czego później klienci zwykle byli niezadowoleni. W końcu jak kobieta ma umieć trzymać młotek, a co dopiero wiedzieć do czego on czy inne narzędzia służą. Ostatecznie jednak wykonywała pracę i wszystko działało - może z czasem zaczną jej więc ufać. Albo znajdą sobie jakiegoś faceta na złotą rączkę, ważne jednak że za wykonaną pracę płacili.
Pierwszy raz od dawna Lily nie bała się bardzo o swoje finanse. Jest się chyba czym pochwalić. Powoli odbijała się od dna i wierzyła że będzie lepiej. Nie szastała jednak zbyt mocno. Kupiła chustę z włosiem jednorożca. Nie wiedziała czy na prawdę dodaje urody jak mówiła sprzedawczyni ale była bardzo ładna i Lily jakoś nie mogła się powstrzymać. Czyżby kryzys staropanieństwa? Kiedy jednak zaoferowano jej czarodziejską wstążkę, zaczerwieniła się i czmychnęła byle dalej oglądać kolejne stoiska.
Przed malinowymi cukierkami przywołującym wspomnienia nie mogła się jednak powstrzymać. Zatrzyma je na jakiś wieczór z kimś bliskim - powinno być wesoło, przynajmniej MacDonald wspomina dziecięce lata świetnie nawet mimo swoich fobii. Trochę ckliwie, trochę sentymentalnie się pewnie zrobi, ale nadal była to kusząca, miła opcja.
Jeszcze na zasuszony kwiat paproci się skusiła do własnego domu jednak, nie na prezent - miała wrażenie że przyda jej się coś co trochę odczaruje dla niej to miejsce. Potrzebowała więcej przytuloności, może takich właśnie bzdurek? Szła jednak dalej, w sumie nie szukając niczego konkretnego. Trochę dla siebie, trochę myśląc o przyjaciołach, trochę może o jednym konkretnym nawet jeśli ten zaczynał ją ostatnio denerwować. Zatrzymywała się czasem przy kolejnych magicznych stoiskach. Trochę się bała trafić na jakieś kompletne buble bo o magicznych przedmiotach nic nie wiedziała więc można jej bez problemu coś wcisnąć. W jednej chwili rzucił jej się w oczy skórzany pas bardzo w typie czegoś co pewien kretyn lubi. Przystanęła przy stoisku, starając się trochę wmieszać w tłum bo sprzedawca nie wyglądał jakoś przyjemnie. W sumie to trochę ją odrzucał, był wielki i dużo przeklinał rozmawiając z jednym z kupców. Kiedy jednak spojrzał na nią, odezwał się całkiem przyjaźnie.
- Wspaniały przedmiot. Skóra Nundu. Nie łatwo coś takiego zdobyć, nie ma ich wiele, wie pani to niebezpieczne bestie. - stwierdził mężczyzna jakby całkowicie inna osoba siedziała w tym samym ciele i przed chwilą nie wypowiadała trzech słów bez stosownego przecinka. Lily zerknęła na niego trochę nieufnie.
- Czyli powoduje agresję albo coś w tym stylu? - czego innego się spodziewać po skórze bestii? Możliwe jednak że była dość naiwna, sprzedawca na pewno za to zdołał zauważyć z jakiego typu osobą ma do czynienia, choćby przez to jak Lily automatycznie chciała przedmiot odłożyć.
- Absolutnie. - zapewnił, łapiąc końcówkę pasa swoją wielką dłonią. Rany, to musi być jakiś półolbrzym. Albo trzyczwarte olbrzym. Lily wpatrywała się w niego dość nieufnie, wcale nie była pewna czy chce kupować coś związanego z Nundu. Szczególnie że pas wcale nie był tani a ona nazbierała już sporo pierdoł. - Raczej chroni. Pomaga przejść przez różne rzeczy żywym, utrzymuje siły przy czarodzieju.
Oznajmił. Brzmiało lepiej. W sumie brzmiało dobrze. Tylko Lily wcale nie była pewna czy taki Matt jak przystało na półgłówka tych dodatkowych sił nie przeznaczyłby na jeszcze gorszą bitkę. Rany. A jednak słowo chroni jakoś się jej trzymało. Bo Matta trochę trzeba chronić. Przed nim samym.
Rany jeśli ona tu wyda tyle pieniędzy i się okaże, że to jest skóra jakiegoś konia czy w ogóle psa bez żadnych właściwości... no, ale z drugiej strony to festiwal Prewettów, szanowanej rodziny, czy powinna aż tak oczekiwać tu oszustów?
Po dłuższym czasie namysłu w końcu ruszyła dalej. Zakupiwszy juchtową szarfę.

zt.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Jarmark [odnośnik]01.09.18 17:38
Zastanawiał się czasami, ile prawdy było w tych wszystkich uśmiechach, które widział dookoła siebie, pozornie beztroskich i ucieszonych długo niewidzianym słońcem, rodzących się najprawdopodobniej z faktu, że ich właściciele mogli wreszcie pozwolić sobie na kilka minut niemyślenia o wojnie; rozciągnięte wargi i rumiane policzki wyglądały szczerze i nierealnie jednocześnie, stanowiąc piękną fasadę przed skrywaną głęboko prawdą – że takie dni jak dzisiejszy zmierzały nieuchronnie ku końcowi, a świat, jaki wszyscy znali i w jakim czuli się bezpiecznie, miał już niedługo obrócić się w ruinę, dając początek porządkowi, którego natura pozostawała jeszcze nieznana, klarując się między dwiema ścierającymi się ze sobą frakcjami. Podobne, fatalistyczne myśli towarzyszyły mu coraz częściej, sprawiając, że momentami był niemalże przekonany, że wszystko, na co patrzył – promienny, ale podszyty niepokojem uśmiech Inary, zieleniejące za oknami Ashfield Manor lasy Sherwood, podnoszący się z chaosu departament, drobna dłoń Elise, sprawdzającej jakość szmaragdowej chusty wyszywanej włosiem jednorożca – miało zostać wkrótce pochłonięte przez spiętrzoną na krawędziach pola widzenia ciemność, wyciągającą swoje macki ku wszystkiemu, co było dla niego drogie, oplatającą obawami kostki u nóg i ciągnącą go uparcie ku sobie, dalej w chłód i mrok, przed którymi nie było już żadnej ucieczki.
Być może dlatego ostatnimi czasy trzymał się tak blisko rodziny, jak nigdy wcześniej, odnawiając relacje nadszarpnięte przez jego własne wątpliwości i czcze mrzonki; żałował czasu, który spędził w oddaleniu, kryjąc się w prywatnym mieszkaniu w Londynie i unikając rodzinnych spotkań, pochłonięty bezsensowną walką o wolność, podczas gdy w rzeczywistości dobrowolnie zamykał się we własnoręcznie utkanej z samotności klatce, w której nie był ani szczęśliwy, ani nie czekał z nadzieją na nadchodzącą przyszłość. Dzisiaj, gdy patrzył wstecz, przypominając sobie samego siebie, miał wrażenie, że obserwował niemądre dziecko, buntujące się dla samego buntowania, na które dorośli mogli jedynie przewracać oczami, licząc na to, że opamięta się samo. Więzy rodzinne były wszystkim, zwłaszcza teraz, gdy kruszały pielęgnowane przez lata wartości, a czarodziejska społeczność obracała się sama przeciwko sobie – i nie mógł uwierzyć, że tak długo zajęło mu zrozumienie tej prostej oczywistości.
Obecnie mógł jedynie mieć nadzieję, że nie było jeszcze za późno.
To prawda, zawsze patrzyliśmy na rzeczywistość nieco inaczej – przytaknął kuzynce, kiwając lekko głową, choć powstrzymując się od radykalniejszych słów; nigdy nie rozumiał sympatii, jaką Prewettowie darzyli mugoli, ani nie widział sensu w angażowaniu się w ich życie, ale jednocześnie wiedział, że był to ród wielopokoleniowy i dumny, i nie mógł zaprzeczyć, że na pewien sposób szanował jego przedstawicieli – trwanie we własnych przekonaniach, zwłaszcza odmiennych od większości, też wymagało swego rodzaju odwagi.
Uśmiechnął się półgębkiem, przez moment obserwując, jak Elise przegląda gładkie, misternie zdobione tkaniny, które dla niego samego nie przedstawiały prawie żadnej wartości – raczej nie pociągały go świecidełka ani piękne szaty; te ostatnie były dla niego raczej przebraniem niż ubraniem, koniecznym, by zostać dopuszczonym do rozgrywającej się na salonach gry wpływów, ale oprócz tego kompletnie nieinteresującym. Znacznie więcej jego uwagi kradły przedmioty rzekomo magiczne, których właściwości miał ochotę zbadać, zrozumieć i wykorzystać dla własnych celów. – Skąd ten sceptycyzm? – zapytał żartobliwie, unosząc wyżej jedną brew; słaby uśmiech zamienił się w cichy śmiech, gdy wspomniała o jego umiejętnościach. – Chciałbym, żeby to była prawda, ale wciąż mam jeszcze wiele do nauczenia sięna przykład, jak nie umrzeć na polu walki, dopowiedział w myślach, nie decydując się jednak na wypowiedzenie tych słów na głos. Nie był pewien, na ile Elise była świadoma jego dodatkowej działalności – starał się zachowywać dyskretnie, ale nie wszystkie blizny dało się ukryć, i nie każdą noc spędzoną poza rezydencją wytłumaczyć koniecznością pozostania w pracy – nie miał jednak zamiaru poruszać tego tematu tutaj, w tłumie ludzi i świetle dziennym, zamiast tego odwracając się i przez chwilę udając, że nagle żywo zainteresował go jeden z zaczarowanych amuletów.
Przez jakiś czas milczał, zwyczajnie słuchając opowieści o festiwalu i atrakcjach, które opuścił, jedynie czasami wtrącając zdanie lub dwa. – I co takiego w przyszłości planują dla ciebie gwiazdy? – zapytał z nutą ciekawości, chociaż osobiście nie wierzył w sens szukania odpowiedzi w kartach czy szklanej kuli, przepowiednie samozwańczych wróżbitów traktując niewiele poważniej, niż baśnie i legendy, które w dzieciństwie opowiadała mu stara guwernantka. Zdawał sobie co prawda sprawę, że istnieli obdarzeni prawdziwym talentem wieszcze, ale był to talent tak rzadki, że sensowniejszym rozwiązaniem wydawało się założenie, że wszelkie wróżby i przewidywania były fałszywe, niż wyłuskiwanie ziarenek prawdy z wiader ułudy.
Zmarszczył brwi, gdy zaczęła mówić o wypadku na wiankach, automatycznie rysując w głowie najczarniejsze scenariusze, zanim zorientował się, że nie mogło stać się nic złego – bo Elise stała przed nim, cała i zdrowa. – Ciało? Ktoś zginął? – zapytał żywo i z lekkim przestrachem, w pierwszej chwili nie myśląc wcale, że zwłoki mogły leżeć tuż obok terenów festiwalu od lat. – Nic ci się nie stało? – postanowił się upewnić, obracając się przodem do kuzynki i lekko dotykając jej ramienia, jakby instynktownie chciał dodać jej otuchy. Nie miał wątpliwości, że dla kogoś, na kogo od urodzenia chuchano i dmuchano, bliskie spotkanie ze śmiercią – nieistotne, w jakiej formie – musiało stanowić przerażające przeżycie. – Nawet tak nie mów. Nie pozwolilibyśmy, żeby cię to spotkało.Nie po raz kolejny; potrząsnął lekko głową, nie chciał myśleć o bezbronnej Elise, umierającej gdzieś powoli i samotnie, jak Julius, którego ciała nie odnaleziono do dzisiaj – i zapewne nigdy nie miało się to zmienić.
Od utkwienia w samonapędzającej się spirali destrukcyjnych myśli uratowała go zmiana tematu, z ulgą skierował więc swój umysł ku słonecznemu wybrzeżu, nawet jeżeli wciąż krzywił się wewnętrznie na wspomnienie Inary odchodzącej ku ogniskom w towarzystwie nieznajomego mu mężczyzny. – Cóż, chciałbym powiedzieć, że owszem, ale niestety łowienie wianków również i dla mnie nie obyło się bez przykrych niespodzianek – odpowiedział wymijająco, nie chcąc dzielić się szczegółami, które wywoływały u niego zażenowanie. Nie to, żeby nie bawił się dobrze w towarzystwie Sigrun – lubił i szanował jasnowłosą czarownicę, doceniając zwłaszcza jej nietypowe poczucie humoru – ale egoistyczna część jego osobowości miała nadzieję, że Inara nie mogła powiedzieć tego samego o swoim wiankowym towarzyszu.
To wspaniale – odpowiedział z uśmiechem, znów kierując wzrok w stronę jarmarcznych straganów. – Na pewno chciałbym kupić coś dla Inary. No i mam też drogą kuzynkę, która jutro obchodzi urodziny, i dla której nie mam jeszcze prezentu – dodał, zerkając na nią z ukosa; przez głowę przemknęła mu myśl, by kupić coś również dla Bena, ale zamordował ją niemal natychmiast, z brutalnością godną walki toczonej z najgroźniejszym przeciwnikiem.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Jarmark [odnośnik]02.09.18 16:15
| 5 VIII

Nie czuł się tu komfortowo. Prawdę mówiąc, w ogóle by się tu nie pojawiał, gdyby nie chęć zapoznania się z tegoroczną ofertą festiwalowego jarmarku. Za nic miał sobie całą tę tradycję, plecenie wianków czy zbieranie malin - jedyną zaletą tego wszystkiego był fakt, że większość czarodziejskiej społeczności spędzała tu długie godziny, a tym samym ulice Londynu robiły się wyludnione. W trakcie festiwalu Prewettów zapewne żadnemu aurorowi nie chciało się dumać nad rozbiciem ich przemytniczego półświatka; nawet jeśli ktoś został do tego zmuszony, to z pewnością był na tyle rozeźlony z tego powodu, że nie dochodził do żadnych przełomowych wniosków.
Goyle wydał z siebie gardłowy pomruk, kiedy przystanął przy jednym ze straganów i zaczął zapoznawać się z oferowanym przez niego towarem. Jego wzrok ślizgał się od jednego przedmiotu do drugiego, wciąż jednak nic nie mówił. Gdyby tylko mógł sobie na to pozwolić, wróciłby do domu z przynajmniej kilkoma nowymi upominkami. Nie było go jednak na to stać, a nawet gdyby było - rozsądek z pewnością odwiódłby go od tego pomysłu.
W końcu zdecydował się jedynie na zakup dwóch porcji suszu z grzybów - niech będzie, może to pozwoli mu się zrelaksować... Tego lub innego wieczoru.
Dokończył obchód po jarmarku, a następnie zdecydował się na powrót do Londynu. Nie było tu niczego innego, co mogłoby go zainteresować.

| zt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Jarmark [odnośnik]04.09.18 15:39
Przeróżne kolorowe bibeloty przyciągały uwagę Evandry. Spacerowała wzdłuż drewnianych kramików w towarzystwie nadobnej cioci Lestrange, troskliwie wspierającej ją pulchnym ramieniem. Półwili nie podobało się to towarzystwo, okazałaby jednak skrajną niewdzięczność, gdyby wzgardziła obecnością tak światłej kompanki. Cecylia Lestrange słynęła z dźwięcznego altu, skrytego w krągłym ciele. Znała się także na jubilerstwie, dzięki czemu bez problemów mogła uznać pierścień zaręczynowy Evandry za jeden z najpiękniej wykonanych, kunsztownych ozdób tej dekady. Złotowłosa z zawstydzonym rumieńcem przyjmowała ochy i achy, roztaczane nad złotymi ozdobami, które nosiła tego letniego popołudnia. Nie zamierzała poprzestawać na pięknie zdobiącym już jej alabastrową skórę. Wraz z cioteczką odwiedzały kolejne sklepiki, grymasząc oraz kaprysząc na kolejne oferty straganiarzy, robiących wszystko, by sprzedać swe wyroby pięknej półwili i jej opiekunce. Evandra była zbyt wymagająca, by skupić wzrok na konkretnym przedmiocie. W oczy rzucił się jej lśniący fluoryt, kamień wzmacniający zdolności obronne czarodzieja. Od razu pomyślała o swym mężu. Chciała go ochronić, roztoczyć nad nim opiekę, a nie istniał lepszy prezent, od pomagającego w trudnej sztuce obrony amuletu. Kupiła go bez wahania, później dobierając inny prezent. Następnie podążyła za krewną w stronę kramów zasypanych sproszkowanymi ziołami. Z wdzięcznością przyjęła kilka słoiczków wzmaniających, zasuszonych roślin, mających wspomóc ciężarne podczas połogu. Zainteresowało ją jednakże coś jeszcze, coś specjalnie dla niej. Wydała sporo galeonów, ale czuła się zadowolona, wypełniając swój małżeński obowiązek. Żona powinna dbać o swego ukochanego, z rzadka, łaskawie, obdarowując go drobiazgami. Chciała udowodnić, że i ona myśli o przeznaczonym jej czarodzieju.

| Zt.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Evandra Rosier dnia 11.09.18 16:39, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jarmark [odnośnik]04.09.18 17:20
Mimo tych wszystkich okropności festiwal wyglądał tak normalnie. Także Elise dawała się ponieść radosnemu nastrojowi, choć ani na chwilę nie zapominała, kim jest i nie wychodziła ze swojej roli lady Nott. Niektórzy wykorzystywali tego typu okazje do rozluźnienia obyczajów, ale Elise nigdy nie miała ciągot do buntowania się rodzinie. Dlaczego miałaby szukać zakazanych znajomości i towarzystwa ludzi o gorszej krwi, skoro darzyła ich pogardą? Nie miała pojęcia, że Percival za młodu przeżywał taki właśnie etap buntu i zakazanych znajomości, bo była zbyt młoda, by to pamiętać, a do szkoły trafiła kiedy on już dawno ją opuścił. Wierzyła więc w obraz Percivala wiernego rodzinie, silnego czarodzieja, który podążał obraną ścieżką i był przykładnym Nottem. Może trochę go idealizowała, ale miała tendencję do idealizowania swoich drogich kuzynów, którzy zastępowali jej braci. Zarówno Percival jak i Flavien byli postrzegani przez pryzmat nieco naiwnych wyobrażeń wciąż jeszcze głupiutkiej nastolatki. Gdyby ktoś jej powiedział o młodzieńczych grzeszkach Percivala uznałaby zapewne, że ów ktoś z zazdrości próbuje go oczernić.
Nottowie z niezwykłą starannością dbali o swoje dzieje i powiązania, to właśnie oni stworzyli Skorowidz Czystości Krwi, z którym Elise została szczegółowo zapoznana gdy tylko nauczyła się czytać i rozumieć zawiłości rodzinnych koligacji. Takich rodów nie pozostało już wiele, ledwie dwadzieścia siedem, jeśli liczyć także podłych zdrajców Weasleyów, których jej przodek z jakiegoś powodu tam umieścił, a którzy i tak wzgardzili tym zaszczytem, jakiego pragnęło wiele innych rodzin, których genealogia okazała się zbyt krótka, a skrytki zbyt mało zasobne by można było mówić o szlacheckim statusie. Prewettowie nie byli aż tak źli jak oni, ale Elise i tak trudno było darzyć ich sympatią. Była też zwyczajnie oburzona, że nie sprawdzili dokładnie terenu festiwalu i narazili ją na ten wypadek w lesie, na kogoś musiała zrzucić winę, nie chcąc przyznać nawet sama przed sobą, że to ona w swojej pysze, arogancji i pragnieniu bycia najlepszą zapuściła się zbyt daleko, bo koniecznie chciała zdobyć kwiaty, które przyćmią Marine. Poszła daleko w las niesiona emocjami i przebijającą się spod nich zazdrością – choć Elise tak naprawdę nie chciałaby zostać przyrzeczona komuś z Yaxleyów i podobnych im ponurych, stroniących od salonów rodów, mając naiwną nadzieję na narzeczonego, który wyznawałby podobne poglądy co Nottowie. Chodziło o sam fakt, że Marine była pierwsza, choć przecież debiutowały na salonach razem.
Była kobietą, i to młodą, więc kochała ubrania i świecidełka. Jej nigdy nie było dość nowych kreacji, i nie mogła się już doczekać obiecanej przez matkę wyprawy do domu mody Parkinsonów, by po dziesięciu miesiącach spędzonych w Hogwarcie mogła nadrobić modowe braki i uzupełnić garderobę o kilka nowych kreacji. Wciąż pozostawała panną na wydaniu, więc musiała błyszczeć urodą, by przyciągnąć wartościowych kandydatów do swojej ręki. Z ekscytacją oglądała piękne szale tkane włosiem jednorożca i na próbę przymierzyła ten wybrany, szmaragdowy.
- I jak wyglądam, drogi Percivalu? – zapytała, śmiejąc się cicho, po czym odłożyła go na miejsce, jeszcze się zastanawiając, ostatecznie mogła dokonać zakupów po obejściu wszystkich straganów. – I tak nadal uważam, że jesteś bardzo dobrym czarodziejem. A te kamienie na pewno można ładnie oprawić, byś mógł je nosić zawsze przy sobie. Może w formie pierścienia albo amuletu do schowania w kieszeni? – zastanawiała się, jaka forma najbardziej by pasowała do Percivala, mężczyźni z reguły nie lubili chodzić poobwieszani świecidełkami.
Nie była świadoma jego działalności, a wszelkie urazy, z którymi pojawiał się w domu, zrzucała na karb jego pracy – w końcu obcowanie ze smokami musiało być bardzo niebezpieczne. Łatwiej było jej myśleć, że na pewno poobijał go jakiś smok lub inne magiczne stworzenie. To między innymi za jego sprawą swego czasu trochę interesowała się magicznymi stworzeniami, sporą część wiedzy zdobywając właśnie od Percivala, a część od Lestrange’ów, obserwując piękne syreny pluskające się w wodach wokół wyspy, a nawet jeżdżąc z Flavienem na hipokampusach podczas wakacyjnych wizyt kilka lat wstecz. Choć z całą pewnością najbardziej lubiła te ładne, miłe stworzenia, jak na przykład jednorożce.
- Mój wosk ułożył się w chmurę. Nic specjalnego, to pewnie oznacza, że za bardzo bujam w obłokach – stwierdziła. – Ale tak właściwie chyba nie wierzę w tego typu rzeczy, skąd taka plama wosku ma wiedzieć, co mnie czeka w przyszłości? – zastanowiła się. Również nie wierzyła zbytnio we wróżby, a prawdziwi jasnowidze zdarzali się naprawdę rzadko. I Elise chyba wolałaby nie wiedzieć, co ją spotka, gdyby to miało być cokolwiek innego od jej wyobrażeń.
- Ten ktoś mógł zginąć lata temu, pozostały po nim tylko kości – wyznała, kiedy zapytał ją o wypadek. – To był straszny widok, naprawdę makabryczny! Ten ktoś, kimkolwiek był, musiał spaść z tej samej skarpy, tylko miał mniej szczęścia, ale Prewettowie powinni dawno zakopać to ciało i oznakować niebezpieczne miejsce, bo idąc tam w ogóle go nie widziałam. Przecież mogłam się tam zabić, a to byłby prawdziwy skandal! – zakończyła z egzaltacją, wciąż przeżywając to zdarzenie. Dla młodej Elise było to pierwsze zetknięcie z czymś tak makabrycznym i brzydkim jak prawdziwe ludzkie kości, w tamtej scenerii uosabiające śmierć gotową zabrać nieuważnych leśnych gości, coś, co mogło spotkać też ją, gdyby upadła trochę bardziej niefortunnie. Uciekła stamtąd z krzykiem, a w nocy śnił jej się koszmar, w której ten szkielet wstał i gonił ją po lesie, klekocząc ocierającymi się o siebie kośćmi. – Przy upadku nabiłam sobie trochę siniaków, ale w domu skrzat znalazł trochę maści i już nie ma po nich śladu. Podartą suknię naprawiła Marine, dzięki czemu nie musiałam rezygnować z pójścia na plażę. Na pewno nie pojawiłabym się wśród ludzi w rozdartej i brudnej od trawy sukni.
Elise bardzo dbała o swoją prezencję, i nie chciałaby, żeby ktoś widział ją wyglądającą źle. Tym bardziej nie chciałaby zostać tak opisaną na łamach Czarownicy, ale Marine i Leia znalazły ją w lesie, i została doprowadzona do porządku. Nikt poza nimi dwoma jej tak nie widział.
- Och, co się stało? – zapytała, słysząc, że i jego nie ominęły przykre niespodzianki. Była zwyczajnie ciekawa, co mogło się stać. – Więc ten dzień najwyraźniej był trochę pechowy dla Nottów. Widziałam też wyścig... Tylko z daleka, bo mama nie pozwoliłaby mi wziąć udziału – dodała po chwili, choć zdawała sobie sprawę, że dla Percivala to musiał być żenujący występ, więc odpuściła mu i nie ciągnęła za język. Chociaż poszła tam, żeby patrzeć na krewnych i miała nadzieję, że wygra właśnie Percival lub Flavien. Temu drugiemu poszło znacznie lepiej, dobrze szło też Inarze, ale trudno było się dziwić, biorąc pod uwagę jej pochodzenie. Może to Prewettowie specjalnie dali mu wyjątkowo krnąbrnego, złośliwego konia?
- Oooch – ucieszyła się, kiedy Percival wspomniał o prezencie na urodziny. Elise zawsze uwielbiała wszelkie podarki. – To takie miłe! Jestem pewna, że to będzie coś ładnego – rzekła, uśmiechając się promiennie. – Zawsze lubiłam twoje podarki z wypraw. Zresztą, która kobieta ich nie lubi? – zaśmiała się cicho. – Inarę zapewne też wspaniale obdarowujesz. Och, jestem taka ciekawa, kiedy mi ojciec przedstawi narzeczonego. Mam nadzieję, że za rok lub dwa będę już mogła dumnie przechadzać się po Weymouth z pierścionkiem. Marine jest w moim wieku, a już ją zaręczono – mówiła wciąż. Kwestia narzeczonego w ostatnich dniach, odkąd zobaczyła pierścionek na palcu Marine, nurtowała ją nieustannie. Czy ojciec już coś planował? Kiedy ona dowie się, komu zostanie oddana i z jakim rodem zamieszka? Miała nadzieję na rozwiązanie, które pozwoli jej podtrzymywać relacje z rodziną oraz często bywać na salonach. Cóż, takie właśnie były jej priorytety. Gdzieś w tym kraju umierali ludzie, a ona myślała o narzeczonych, pierścionkach i salonach.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Jarmark [odnośnik]07.09.18 23:13
Też nie wierzę, że Grindelwald nie żyje. To niemożliwe, że taki zbrodniarz nagle zginął nie pozostawiając po sobie śladu - z pewnością gdyby była to sprawka anomalii, prędzej czy później odnaleziono by jego ciało. Na pewno maczała w tym palce jakaś teleportacja czy inny czort - złego licho nie bierze. Ale w takim razie dlaczego nie powrócił? Bał się? Kogo? Przecież nie nauczycieli z Hogwartu? Może wystraszył się obalenia rządów minister Tuft? Ale czy ona była jego jedyną mocą? Wątpię. Jednak tak wiele jest pytań, a zero wyjaśnień z jakiejkolwiek strony. Boję się. Boję się, że ten zwyrodnialec powróci pragnąć zemsty. Lub ponownie zdobywając władzę, w tym w Hogwarcie. Musimy być na to gotowi, silniejsi niż kiedykolwiek - i nie dopuścić do tak strasznej powtórki z rozrywki. Czujnie wypatrywać zagrożenia, przeciwstawić się złu, a do tego potrzeba jak najwięcej personelu ze szkoły. Nie wątpię w oddanie Jaydena dzieciom oraz nauce, ale obawiam się, że jego pomoc w tym wszystkim może być znacząco utrudniona. Nie będziemy mogli powiedzieć mu wszystkiego - a co jeśli skończy jak Melissa? Włos mi się jeży na głowie od samego myślenia w ten sposób, dlatego od razu przestaję. Stop. Jesteś na wakacjach, Pom - tak, traktuj ten tydzień festiwalu jak wytchnienie. Od wojny, zmartwień, bolączek świata oraz twoich. Życie jest przecież piękne, tak jak otaczający nas świat. To ludzie są popaprani. Należy znaleźć w nich albo szukać dobra, albo jeśli go tam nie ma - eliminować. Tak, to brzmi strasznie, przerażająco. I nie oznacza to wcale, że się z tym pogodziłam. Że przeszłam nad tym do porządku dziennego. Wcale. Muszę to sobie dopiero poukładać w głowie. Zrozumieć, że istnieją na świecie priorytety. Trudne wybory, jakich należy dokonać. Nic nie jest do końca złe i do końca dobre. Pomieszane. Całe nasze życie jest jedną wielką plątaniną przypadkowych oddechów oraz skomplikowanych decyzji. Musimy to zaakceptować. Walczyć ze słabościami.
I kochać. Bliskich oraz najbliższych, życie oraz podarowany nam czas. Właśnie to czynię przechadzając się spokojnie po urokliwym Weymouth. Po nim nie widać zachodzących na świecie zmian. Wszystko prezentuje się nienagannie, jak wyjęte z jakiegoś journala. Idylliczny świat wypełniony śmiechem oraz rozmowami mijającego nas tłumu. Jednak ja widzę tylko Jay’a, tak uroczo niefrasobliwego, wiecznie optymistycznie nastawionego do wszystkich. Emocjonalnego. Takiego chciałabym go zapamiętać. Czy mogłabym, gdyby jednak nie wymazano mu pamięci? Czy troska nie odbijałaby się na nim intensywniej niż teraz? Znów za dużo myślisz, Sprout.
Mam nadzieję, że mi wierzy i wszystkie wypowiedziane słowa trafiły na podatny grunt w sercu. Chyba tak, sądząc po jego reakcji. Uśmiecham się zatem szeroko, ciesząc się z wyjaśnionego nieporozumienia. Później zbliżamy się do siebie w pełnym uczucia uścisku - czuję, jak mój nastrój polepsza się jeszcze bardziej, krążąc przyjemnym uczuciem w żyłach po całym organizmie. Drobne, chłodne krople skapujące z wianka powodują lekkie drżenie ciała; ledwie wyczuwalne. Aż wreszcie pogłębiamy dystans, kierując się tym samym w stronę kolorowych kramów. Z zainteresowaniem oglądam wszystkie wystawione towary. Mniej lub bardziej przydatne przedmioty - różne błyskotki, fantazyjne chusty czy makramy, po prostu różne bibeloty. Wpatruję się we wszystko, chcąc jak najlepiej pomóc memu towarzyszowi w wyborze tego, czego potrzebuje. Z zafascynowaniem przyjmuję od Jaydena jedną z turkawek, czując, jak ta lekko wibruje w dłoni. - A to ciekawe - śmieję się cicho, zaraz odkładając przedmiot na blat. - Wszystkie są piękne. Zależy dla kogo kupujesz. Z tego co pokazałeś najbardziej podoba mi się chyba bursztyn i amulet z jeleniego poroża - wydaję jakże profesjonalną opinię, wszystko biorąc do ręki i skrupulatnie oglądając. Sama zerkam na niektóre perły oraz kryształy, ale cena zwala z nóg.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout

Strona 14 z 34 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 24 ... 34  Next

Jarmark
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach