Wydarzenia


Ekipa forum
Jarmark
AutorWiadomość
Jarmark [odnośnik]26.09.15 22:22
First topic message reminder :

Jarmark

★★
Na plaży ustawiono drewniane stragany z czarodziejskimi różnościami, ławy uginają się pod ciężarem różnokolorowych fiolek, szlachetnych kamieni, mis z kryształami oraz dzbanów wypełnionych ziołami, płatkami suszonych kwiatów lub owoców wykorzystywanych w alchemii. Wśród różności znajdują się zwoje, manuskrypty oraz inne czarodziejskie przedmioty - nie tylko dla zakochanych...
[bylobrzydkobedzieladnie]
Jarmark Lughnasadh

Jarmark w trakcie obchodów Lughnasadh ściągnął kupców z czterech stron świata. Pośród wielobarwnych straganów dało się znaleźć niemal wszystko, od pięknych sukien i materiałów, wyjątkowej jakości choć drogich tkanin, mioteł i kociołków, przez naczynia, tak rytualne, jak kuchenne, księgi i manuskrypty, nierzadko bardzo cenne, a nawet fantastyczne i nie tylko zwierzęta oferowane przez handlarzy, w końcu eliksiry, skończywszy na żywności pachnącej tak pięknie jak chyba nigdy dotąd. Wielu czarodziejów przybyło w tym roku na obchody nie po to, by zarobić, a po to, by pomóc. Niektóre ze straganów nie prowadziły sprzedaży, a wydawały ciepłe posiłki lub koce i ubrania, inne aktywizowały, ucząc gości prostych zawodów, praktycznych umiejętności lub prowadząc zbiórki pieniężne ukierunkowane przede wszystkim na poszkodowanych przez ostatnie działania wojenne.

Życie na jarmarku, jak wszędzie indziej, tak naprawdę rozpoczynało się po zmroku, gdy pomiędzy stolikami migotały jasne świetliki.  

Aby zakupić przedmiot ze sklepiku w jarmarku należy napisać w niniejszym temacie wiadomość i zalinkować ją jako uzasadnienie w temacie z rozwojem postaci.

Sklepik świąteczny

PrzedmiotDziałanieCena (PD)Cena (PM)
Ciekawskie okoMagiczne szkiełko w oprawie z ciemnego drewna. Jest w stanie precyzyjnie i kilkakrotnie powiększyć obraz. Nie grozi mu zarysowanie ani stłuczenie.3060
Czarna perłaTrzymana blisko ciała (może być w kieszeni, choć niektórzy wolą z nich robić wisiory, bransolety i broszki) dodaje męskiego wigoru (+3 do rzutów na sprawność).150-
Gogle "Tajfun 55"Lotnicze gogle oprawione solidną skórą. Słyną z magicznych właściwości opierających się pogodzie - producent gwarantuje, że nie zaparują i nie zamarzną, a do tego pozostaną zupełnie suche w deszczu.3060
Gramofon "Wrzeszczący żonkil"Przenośny gramofon ułożony w drewnianej ramie, którą zdobią kwietne żłobienia. Nie wymaga płyt. Wystarczy przytknąć kraniec różdżki do igły i pomyśleć melodię, jaka ma z niego rozbrzmieć, a ta natychmiast pomknie z niedużej tuby.1040
Jojo dowcipnisiaNiepozorne w rękach właściciela, użyte przez każdą inną osobę powraca do góry z takim impetem, by uderzyć w nos.1040
Konewka bez dnaJeśli tylko ma dostęp do pobliskiej studni lub innego źródła wody, pozostaje pełna niezależnie od częstotliwości użytkowania. Działa wyłącznie w przydomowych ogrodach.2050
Letnia edycja szachów czarodziejówDostosowana do okazji festiwalu plansza pokryta jest materiałem przypominającym trawę. Jej faktura jest jaśniejsza w miejscach odpowiadających klasycznej bieli i ciemniejsza - czerni. Ruchome figury przedstawiają zapisane w historii postaci ze świata czarodziejów, ustawione w hierarchii szachowej zgodnie z wagą historycznego zasłużenia.1040
Lusterko dobrej radyPozornie zwyczajne, ukazuje na swojej tafli proste odpowiedzi po zadaniu przed nim pytania. (Rzuć kością k3: odpowiada słowami: (1) "tak", (2) "nie" i (3) "nie wiem").1040
Magiczny albumDostępny w dwóch wariantach: fotograficznym i karcianym. Automatycznie sortuje umieszczone w nim zdjęcia względem chronologii ich wykonania, a karty z czekoladowych żab - układa zgodnie z wartością i rzadkością.1040
Magiczny zegarek na nadgarstekZminiaturyzowana wersja domowego zegaru, który za pomocą magicznej modyfikacji pokazuje miejsca pobytu członków rodziny lub przypomina o rutynowych czynnościach. Można z łatwością nosić go na nadgarstku. 3060
Medalion humoruW naszyjniku można umieścić zdjęcie wybranej osoby. Po dotknięciu różdżką srebrnej powierzchni medalionu, można wyczuć podstawowy nastrój, w którym znajduje się sportretowana osoba. By tak się stało, fotografia musi być podarowania właścicielowi dobrowolnie celem zamknięcia w medalionie. 3060
Mroźny wachlarzIdealny na upały albo powierzchowne oparzenia. Wachlowanie wznieca powiew mocniej schłodzonego powietrza bez obciążania nadgarstka. W ruch nie trzeba włożyć zbyt dużo siły, by zyskać ponadprzeciętne orzeźwienie.2050
Muszla CzaszołkiŚciśnięta w dłoni pozwala lepiej skupić myśli i wspomaga koncentrację (+3 do rzutów na uzdrawianie).150-
Muszla echaSporych rozmiarów morska muszla, w której można zamknąć wybraną piosenkę. Wystarczy przyłożyć kraniec różdżki do jej powierzchni i zanucić dźwięk do środka, lub wypowiedzieć krótką wiadomość. Po ponownym przyłożeniu różdżki, muszla odegra zaklętą w niej melodię.2050
Muszla magicznej skrępyNiewielka muszla w kształcie stożka, która epatuję ciepłą, dobrą energią (+3 do rzutów na OPCM)150-
Muszla przewiertki kameleonowejJej barwa zmienia się, dostosowując się do padającego światła, a kolce zdają się zmieniać swoją długość. Noszona na szyi zapewni +3 do rzutów na transmutację.150-
Muszla porcelankiZałożona jako biżuterię przez kilka sekund pozwala usłyszeć kojący szum morza, który pozwala skuteczniej skupić myśli (+3 do rzutów na uroki).150-
Muszla wieżycznikaJej ścianki są wyjątkowo wytrzymałe na działanie przeróżnych substancji, a jednocześnie pozostają neutralne magicznie. Alchemicy cenią sobie ich właściwości i używają ich jako pomocniczych mieszadeł (+3 do rzutów na alchemię).150-
Pan porządnickiStojący na czterech nogach, zaklęty wieszak, który wędruje po domu i samodzielnie zbiera rozrzucone ubrania, umieszczając je na swoich ramionach. Kiedy zostanie przeciążony, zastyga w miejscu i oczekuje na rozładowanie.1040
Poduszki zakochanychRozgrzewają się lekko, gdy osoba posiadająca drugą poduszkę z pary ułoży głowę na swoim egzemplarzu.1040
Pukiel włosów syrenyBransoleta z włosem syreny, noszona na nadgarstku lub kostce poprawia płynność ruchów (+3 do rzutów na zwinność).150-
Ruchome spinkiPara spinek w kształcie kwiatów lub zwierząt, które za sprawą magii samoistnie się poruszają. Zwierzęta wykonują proste, podstawowe dla siebie czynności, a kwiaty obracają się lub falują płatkami.1040
Terminarz-przypominajkaŁadnie oprawiony kalendarz, w który przelano odrobinę magii. Rozświetla się delikatną łuną światła w przeddzień zapisanego wydarzenia, a jeśli nie zostanie otwarty przed północą, zaczyna wydawać z siebie ciche bzyczenie.1040
Zaklęty fartuszekStworzony z materiału, którego wzory są magicznie ruchome i zmieniają się zależnie od nastroju noszącej go osoby. Samoistnie dopasowuje się do figury ciała.1040
Zwierzęca kostkaAmulet stworzony z zasuszonych i magicznie zaimpregnowanych kwiatów, koralików oraz pojedynczej kostki drobnego zwierzęcia. Ściśnięty w dłoni przywołuje postać duszka zwierzęcia, do którego należy kość. Zwierzę będzie obecne do całkowitego przerwania dotyku.3060


Kupcy ze zwierzętami
Na czas Festiwalu Lata wielu hodowców bydła i magicznej fauny przygotowało stoiska na świeżym powietrzu w handlowej części skweru. Drewniane lady skrywają w szufladach księgi rachunkowe, odgrodzone od słońca kolorowymi płachtami materiału rozwieszonymi ponad głowami sprzedawców. Większe zagrody zajęły krowy, świnie, kozy, owce czy osły, w mniejszych natomiast można obejrzeć kury, kaczki, gęsi i kolorowe dirikraki. Dzieci trudno jest odgonić od płotów - z zafascynowaniem przyglądają się zwierzętom, podczas gdy rodzice pogrążeni są w rozmowach i negocjacjach z handlarzami, którzy skorzy byli do oferowania okazyjnych cen.

W trakcie trwania Festiwalu Lata można zakupić zwierzęta gospodarskie z każdej kategorii (duże, średnie, małe) ze zniżką 10%.

Namiot wikliniarski
Pachnący żniwami skwerek pod jednym z większych namiotów jest miejscem zabawy przygotowanej z okazji Festiwalu Lata. Drewniane stoły przykryte kolorowymi obrusami uginają się tutaj od mnogości ingrediencji i elementów w wiklinowych koszykach, z których można własnoręcznie stworzyć coś na pamiątkę uroczystości. Podczas gdy gwar rozmów miesza się z szelestem i brzękiem, a dłonie pracują w hołdzie letniej kreatywności, doświadczone wiejskie gospodynie pokazują jak spleść ze sobą gałązki, liście kukurydzy, włóczkę, siano i kwiaty, by te przeistoczyły się w niedużych rozmiarów, proste lalki. Tak wykonane kukiełki - zaimpregnowane magicznie, by wzmocnić ich trwałość - można zabrać ze sobą, albo zostawić w drewnianej skrzyni ozdobionej polną roślinnością, skąd trafią do osieroconych dzieci, których rodzice zginęli na wojnie.

Szczęśliwa loteria
Symboliczny knut to nazwa loterii usytuowanej przy stoisku ręcznie rzeźbionym z drewna przyozdobionym sianem i malowanym farbami stoisku. Rzeźby na nim przedstawiają dwie postaci ubrane w dawne szaty, na skroniach których widnieją okazałe wianki. Wrzucenie monety do drewnianej skarbonki ukształtowanej na wzór słońca uprawnia do odebrania jednego losu z wiklinowego kosza doglądanego przez sympatyczne starsze panie: kuleczki złożone z nitek siana i przewiązane wstążkami skrywają w środku ilustracje przedstawiające drobne upominki przygotowane specjalnie z myślą o Festiwalu Lata. Nagrody wręczane są w koszyczkach ozdobionych polnymi kwiatami, a zysk z loterii ma wesprzeć poszkodowanych na wojnie.

Każda postać może wylosować małą festiwalową pamiątkę. Aby tego dokonać, wystarczy rzucić kością k10 i odpowiednio zinterpretować wynik.

Wyniki:


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:02, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jarmark - Page 27 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jarmark [odnośnik]23.08.23 2:17
Niezręczność zastygła w ciężkim, letnim powietrzu, trącając reminiscencją zdarzeń sprzed kilkunastu miesięcy. Dziwaczna to była relacja, bo nosiła w sobie nienormalne dla niego znamiona przejęcia obcym losem. Tak się wtedy poznali, w jednym z podrzędnych pubów, gdzie ona wróżyła za parę zaplutych knutów, a on spijał z wolna sikacza przy stoliczku hazardowej matni, mącąc niemo przy prostej talii kart. Coś ruszyło zwykle niedbałe i skamieniałe serce do interwencji, bo oczekujący przepowiedni facet natrętnie długo i sugestywnie majaczył przy jej stoliczku. Obudziła się w nim wówczas, zwykle w duszy nieobecna, męska potrzeba bohaterskiego czynu wyzwolenia biednej kobiety spod sideł tamtego bęcwała; zainterweniował prostą gadką, pozbawiając ją tym samym dalszych nieprzyjemności. Nie kosztowało go to wiele zachodu, ona sama równie zręcznie zdołałaby zapewne odpłacić się pięknym za nadobne, ale krzywa moralność wyjątkowo kazała odezwać się niepytanym. I tak, jakimś tropem, zasiedli przy jednej ladzie podrzędnej speluny, oboje na równi spragnieni nietrzeźwego haju. Pech chciał, że w żadnej z kieszeni nie spoczywały drobniaki, żeby byle kielicha tej wódki zapewnić. I tak, jakimś dziwnym splotem okoliczności, podebrali cudze kolejki czystej, spijając je naprędce z dziecięcą satysfakcją beztroski. Tuż na oczach przebudzonego nagle z letargu klienta, który łaskawie opłacił ichniejszą zabawę. Wspólna ucieczka przed spoconym trollem jawiła się raczej śmieszną anegdotą, aniżeli paniczną walką o życie, więc celebracja dobrego humoru wydłużyła się o rozmowę bez słów. Pogłębioną o bliskość jednego materaca, wspólnej pościeli, ciepła symultanicznych oddechów i złożonych w skomplikowanym kształcie ciał. Pożegnali się niemą dyskrecją krótkiego romansu, potem nie widzieli się długo. Aż do teraz, gdy to właśnie on błagalnie żądał od niej pomocy. Co mogła realnie zrobić? Zapewne niewielkie było jej pole do manewrowania, o ile w ogóle życzyła sobie z nim współpracować. Gdzieś pomiędzy nimi wisieć mogła wszakże gorycz, obojętność, albo niemrawa tęsknota, pobudzona na powrót wizją jego oblicza. Liczyła spotkać go jeszcze niegdyś na swojej drodze, zupełnie przypadkiem, w obliczu obciążającego barki grzechu? Pewnie nie, nieszczęśliwie przypałętał się tu jednak, tuż pod jej nos, godząc niefortunnie w zabliźnione po rozszczepieniu rany, rozdrapując pozostawioną daleko przeszłość buńczucznej wariatki. Łaskawie winna jakkolwiek uregulować stary dług i zainteresować się problemem znajomego chłystka. Bo gdy ona była w potrzebie, on altruistycznie wyciągnął w jej stronę dłoń empatii. Czyn za czyn, pragnął naiwnie teraz sądzić, palił mu się wszakże grunt pod nogami. Ona powitała go jednak zrozumiałą w zastałych okolicznościach złośliwością, kontynuując w jeszcze bardziej irytującej manierze reprymendy. W takiej chwili zebrało jej się na fatalne pouczanie?
Po prostu. Bo się znamy i może zechcesz mnie wreszcie czegoś nauczyć? ― odparł z egzaltowanym zniecierpliwieniem, bo burza rudych loków przedzierała się przez tłum z coraz większym zaangażowaniem, ewidentnie głodna konfrontacji z bezwstydnym złodziejem, który odebrał jej tamto marne świecidełko. Nigdy nie wiadomo, czy nie była to zresztą byle podróbka, zupełnie niewarta podjętego ryzyka. Ale mleko się już wylało i coś trzeba było z nim począć. Obdarzył ją ciepłym spojrzeniem, zaraz wracał nim jednak w stronę płomiennej fryzury, niechybnie idącej w jego stronę. Zapamiętała jakiekolwiek szczegóły jego osoby? Co on tu w ogóle dalej robił? Rozsądniejszym byłaby pewnie próba zgubienia podjętego tropu; miast tego stał po środku kolejki do któregoś straganu, bajdurząc sobie z nią o parszywości jego istnienia. Co za ironia losu.
Właśnie teraz zamierzasz mi matkować? Wiesz co, pieprzę to ― stwierdził zrezygnowany i już wyrwać się miał z matni denerwującej rozmowy i tutejszego tłoku, gdy kilka stóp przed nim wyrosła figura okradzionego dziewuszyska. Sugestywnie obrócił się do niej tyłem, niby w zainteresowaniu pobliskimi pierdołami do kupienia. Kątem oka wyłapał fragmenty jej twarzy i znów posłał żałośnie błagalną sugestię. Ciche proszę prawie wyrwało się z piersi, ale zamarło gdzieś wpół drogi.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarmark [odnośnik]23.08.23 18:46
Tamtego wieczoru jego pomoc przyszła nieproszona. Nie potrzebowała jej ani wtedy, ani w późniejszym czasie – nauczona wcześniejszym doświadczeniem z pracy obchodowej wróżki po spelunach dobrze wiedziała co powinna zrobić, jak się zachować a w gruncie rzeczy wtedy nawet nie czuła się zagrożona. Pamiętała, co prawda jak przez mgłę, że tamten pijaczek był zakochany a jak na złość karty nie pokazywały, że z wzajemnością, czy w ogóle przez jego piękną wybrankę. Prosił więc o zajrzenie w karty ponownie i ponownie, postawienie ich od nowa, czego nigdy się nie robiło podczas jednej sesji, i poza tym, że trochę zawracał jej głowę swoim żałosnym złamanym serduszkiem, nie robił nic więcej. Być może nie kryła wtedy grymasu niezadowolenia na twarzy, co Scaletta odebrał jako znak i dlatego ruszył z odsieczą; być może po prostu mu wpadła w oko a pijaczek był tylko do tego pretekstem. Nie pytała, nie zamierzała pytać, pamiętając, że mimo wszystko bawiła się wtedy dobrze a nieopacznie wypowiedziane mam u ciebie dług nie zostało rzucone ot tak, w eter.
Obawiam się, że na nabranie rozumu już trochę za późno – kontynuowała burę, widząc jednak, że naprawdę się niecierpliwił i wcale mu się nie dziwiła. Płomienne dziewczę powoli zbliżało się ku nim, choć nie krzyczała już tak głośno, jak wcześniej. W gruncie rzeczy nawet do pewnego stopnia podziwiała jej samozaparcie, bo ona już pewnie dawno dałaby sobie spokój i machnęła ręką, ale przez to przeczuwała, że zaraz naprawdę oboje wpadną w kłopoty i swoje wyzłośliwianie winna była zachować na później. Nim zdążyła zareagować, Michael zrobił nerwowy krok a później jeszcze gorszy unik, zwracając na siebie uwagę ludzi w kolejce. Pokiwała głową i westchnąwszy wystąpiła z szeregu, podchodząc z wolna do dziewuszki.
Panienko, chyba pobiegł w tamtą stronę, zielona szata, krążył koło ciebie dość długo – skłamała bez zająknięcia i wskazawszy ręką w głąb straganów, czekała. Czekała na reakcję młódki, przypominając sobie niemal identyczną sytuację, w której rozkwasiła przypadkowo lordowi nos, by później skłamać, że widziała jak ten chuligan ucieka. Założyła optymistycznie, że skoro wtedy udało jej się wyjść cało z opresji, to i teraz też powinno: w końcu miała przed sobą tylko o kilka lat młodszą dziewczynę. Ta z początku nieprzekonana, ostatecznie podziękowała i udała się we wskazanym kierunku, lecz Goshawk dla świętego spokoju wróciła do Michaela, chwyciła go za rękę i szarpnęła za sobą. Poszło zdecydowanie za łatwo.
Jesteśmy kwita, ruszaj się – skierowała ich w przeciwną stronę, z której dopiero co Scaletta przybiegł, a potem skręciła pomiędzy stragany. Gdy już oddalili się kawałek od tłumu, zerknęła na niego w chwilowym milczeniu. Biła się w myślach; czy wracać do domu, czy na jarmark, lecz rozsądnym pomysłem wydawała się pierwsza z możliwości. Nim to uczyniła, skierowała wzrok na jego kieszenie. – Warto było? – była ciekawa co ukradł, czy było chociaż warto ryzykować konfrontację z publicznym linczem dla byle jakiego świecidełka.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Jarmark [odnośnik]23.08.23 21:09
Może rzeczywiście więcej było w tamtej pomocy nieproszonej interwencji, niż znaczącego ratunku, ale specjalnie go to wówczas nie obchodziło. Może rzeczywiście zamiast empatii to niewidzialna siła zaintrygowania poruszyła prędzej jego statecznym na cudze problemy ciałem, ale to również zdawało się go przesadnie nie obchodzić. Najwyraźniej zwykł niekiedy ulegać porywom osamotnionego serca, chwilowo zainteresowanego ładną twarzyczką wróżki z byle pubu; najwyraźniej miał wtedy ochotę zamącić w sprawie, która z góry wybrzmiewała niewielkim ryzykiem. Choć na rozbity w trudach heroizmu nos najpewniej także całkiem nieźle dałoby się wyrywać panienki. Zwłaszcza takie, które troskliwie zechciałyby go po wszystkim opatrzyć. Tam nie zadziała się jednak żadna krzywda, a skradziona wódka zadziałała z równie skutecznym pokrzepieniem krwi; każdy pretekst był dobry przy sprzyjającej sposobności, więc ochoczo cieszyli się, a później jeszcze odpowiednio celebrowali, prostą zabawę nićmi obcego losu. Całkiem bezecny był to akt, ale niejedyny przecież w jego wykonaniu. O czym dobrze wiedziała, bo prędko poznała się na tych zręcznych dłoniach; nie obrzydzały jej chyba te skłonności, bo w pełnym zaangażowaniu cieszyła się miękką skórą portowego chłystka. Ale, jakby w obronie uciśnionych, albo w charakterze znaczniejszej dojrzałości, obdarzyła go wtedy radą starszej kochanki. Być może dlatego, że poruszył ją kontrast niemoralnej, a zarazem całkiem dobrotliwej, osobowości; być może dlatego, że litościwie chciała podreperować jego zniszczoną młodość. Wysłuchiwał tych uwag z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy, z bezwstydnym przekonaniem, że złodziejska przyszłość była mu po prostu pisana; jednocześnie namyślał się jednak szczerze nad wyrazem podjętego dylematu, w pełni rozumiejąc poruszone przez nią sedno sprawy. Czasami potrzebował podobnego wybudzenia z letargu i ledwie parę dni temu, na drugim końcu kraju, wstąpiwszy na narkotykowym haju za drzwi magipsychiatry, doświadczył podobnego fatalizmu. Facet gadał to samo co ona, choć tamta konwersacja wybrzmiała prawie dwa lata temu. Sugestywny wniosek sam począł dręczyć sumienie ― aż do dzisiaj, gdy poczuł zew możliwości i wpadł na nowo w wir ciągnącego się nieprzyjemnie grzechu.
Chyba mnie nie doceniasz ― stwierdził lapidarnie, zupełnie niewzruszony chłodnym dystansem kąsającej skórę złośliwości. Za nią też ją wtedy polubił, niewielu było wszakże w stanie równie celnie uderzyć słowem łagodnej kpiny. Sam byłby dziś na pewno znacznie mniej potulnym, w powietrzu wisiała jednak nienormalna prośba, której bynajmniej miała obowiązku spełniać. Z ciętym językiem nie zdziałałby nic, więc pokornie chylił czoła przed ripostami. Do czasu, Goshawk. Zaraz już sterczał przejęty przy straganie, pozornie rozglądając się wśród ckliwych gadżetów dla zakochanych. W końcu do uszu dotarł komunikat zręcznego kłamstwa; serce przestało bić z nadmierną prędkością, we łbie z wolna przestało już szumieć od adrenaliny. Rozczulająco wyratowała go od przypału. A potem szarpnęła za rękę i posłusznie zaciągnęła w przeciwnym kierunku, wyswobadzając go spośród grymasów powszechnego niezadowolenia. Narobili tu nieco chaosu, czas więc znaleźć sobie nowe miejsce, najlepiej wspólnie, skoro fortuna zdecydowała połączyć ich w obliczu zastałego przypadku. Nie zdobył się na krótkie podziękowanie, niemo zgadzając się z nią w kwestii wyrównanych rachunków.
To się jeszcze okaże ― odparł triumfalnie, migając błyskiem świecidełka tuż przed jej oczami; na twarzy wykwitło dyskretne zadowolenie, oczy zupełnie jednakże niedyskretnie lawirowały po skrawkach kobiecej buzi. Wciąż niebanalnie ładna, wciąż nosząca znamiona surowości i płomiennego charakteru. Już miał pytać ją bezpośrednio o życie, już miał bajdurzyć o niczym, gdy za plecami dosłyszał alarmujący komentarz stanowczości. Damski głos przyznawał zwycięsko To on!, a należący do tego samego ciała palec wskazywał barki faktycznego winowajcy. Czy dało się jakoś uniknąć zwady? Uciekać nie było gdzie, ona nakłamała się już dostatecznie; w myśli zamajaczył cholernie głupi pomysł, nieuzasadniony wcale drzemiącym weń pożądaniem. Pomysł, który wcale nie gwarantował powodzenia, ale przy ponownej, aktorskiej współpracy mógł posłać rudą w odmęty skutecznego kłamstewka. Zręcznym ruchem dłoni wyjął ze spodni porwany naszyjnik, potem pozbył się go z pełnym przekonaniem, wyrzucając łańcuszek gdzieś nieopodal, w bujną trawę jarmarcznego pola. Całość ryzykownego aktu uzupełnił o nieobyczajny gest wariackiego pocałunku. Tak jej chyba dziękował i tak odciągał uwagę histerycznej ofiary. Albo po prostu miał lubieżną ochotę przypomnieć sobie jak zwykła smakować. Tamta ruda wywłoka miała odwagę przerwać ich intymne zespolenie? To przecież Festiwal Miłości. Podłością byłoby im teraz przeszkadzać.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarmark [odnośnik]23.08.23 23:47
Ironia losu. Nie doceniła przeciwnika. Młoda dziewczyna okazała się być mądrzejsza i czujniejsza od dorosłego lorda, który nabrał się wtedy w miasteczku Buxton na niewinną twarz, zmyślone na poczekaniu kłamstwo i potakiwanie, że tak, niedobrze się dzieje, skoro ludzie biją ludzi na ulicy w środku dnia a nikt z tym nic nie robi. Zarówno wtedy, jak i teraz, sytuacja była dość... niecodzienna w jej rutynie, którą do czasu pomoru na bagnie skrupulatnie pilnowała i przestrzegała. Wtedy przypadkiem uderzyła obcego w twarz, walcząc z natrętną muchą. Teraz pomagała złodziejowi uciec, potępiając tego typu zachowania. To, co łączyło oba te zdarzenia to jej kłamstwo, niezgrabne, nieprzemyślane, które prędzej czy później wyszło na jaw. W Buxton udawało się dość długo tworzyć iluzję chętnej do szukania winowajcy, tutaj ledwo minęło kilka minut i już musiała zastanawiać się jak wybrnąć lub, najchętniej, uciec w najciemniejszy zakamarek, by nie została powiązana z całym chaosem. Urozmaiceń w swoim życiu nie potrzebowała; niedawne wydarzenia z potworami odznaczające swoje piętno na psychice i ciele czarownicy były wystarczające w prywatnej skali następnych kilku lat. Do dziś bolało ją całe ciało, blizna wciąż była tkliwa, noce były pełne strachu i koszmarów. Od miesiąca nie przespała więcej niż raptem czterech godzin, co dało się zauważyć po podkrążonych oczach, znacznym wychudzeniu. Poczuła się nagle zmęczona, choć wiedziała, że nie miała co liczyć na spokojny sen.
Ale chaos widocznie uczepił się jej i nie chciał odejść, tak jak wtedy w pubie, tak i teraz. Nie wiedziała, co zamierzał zrobić a gdy już wybrał sposób, ten przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Zły pomysł, pomyślała przez ułamek sekundy, nim Michael złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie, zmusiwszy tym samym do wspięcia na palce. Tak nieadekwatny, tak dziwny ruch, choć może wcale nie tak głupi i lepszy od ucieczki w środek lasu, do którego absolutnie nie zamierzała dobrowolnie wejść. Słowa się rozpadły, całkowicie pozbawione znaczenia, gdy ich usta złączyły się w pocałunku o randze koła ratunkowego w sprawie tak błahej, że aż wstyd się przyznać. Pomogła mu sprawić, by wyglądało to realistycznie. Chude palce naparły na jego brzuch a jego mięśnie napięły się pod złośliwym wbiciem paznokci między żebra. Wpiła palce drugiej dłoni w jego włosy, on zaś powędrował dłonią po jej talii tak ostrożnie, że niemal nie poczuła jak właśnie zahaczał o zabliźnioną ranę. Jego palce przesunęły się coraz wyżej, a wtedy ledwie słyszalnie, bez przekonania wyszeptała coś w rodzaju już sobie poszła. Głupi pomysł zadziałał lepiej, niż niezgrabne kłamstewko, najwidoczniej gorsząc młódkę i jej towarzysza. Odsunęła się, spoglądając na jego twarz z dołu, jakby właśnie w tym momencie kalkulowała, czy powinna go spoliczkować, czy podarować szczenięcy wyskok, zaś on bez żadnego zażenowania nie odrywał od niej wzroku. Pocałował ją a ona nie poczuła nic, z zaskoczeniem w myślach dochodząc do takiego wniosku. Kiedyś sprawiłoby jej to przyjemność a teraz nie wiedziała, czy traumatyczne spotkanie z potworami nie wryło się znacznie głębiej, niż wywnioskował magipsychiatra, czy może to okoliczności nie były sprzyjające. Wbrew pozorom ta przedłużająca się wymiana spojrzeń okraszona milczeniem wcale nie była krępująca.
Nie wiem jak mój narzeczony zareaguje na to wszystko – skłamała znowu, celowo, ale nic lepszego nie przychodziło jej do głowy w tym momencie. Ów narzeczony, były–niedoszły–niemal–narzeczony, nie tak dawno zginął przecież na tym samym bagnie Brenyn a ona do tej pory w żaden sposób go nie opłakała. Tak przynajmniej zapamiętała z tamtego dnia i opowieści, żyjąc w błogiej nieświadomości, że los okazał się łaskawy i Garry jakimś cudem przeżył. Nie myślała o tym, aż do teraz, spychając znaczną część wydarzeń z tamtej nocy w meandry umysłu; widocznie miała do przedyskutowania z Hectorem o wiele więcej, niż sobie życzyła.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Jarmark [odnośnik]25.08.23 23:14
Młoda dziewczyna niewiele miała w sobie faktycznej mądrości. Zaledwie czystym tchnieniem intuicji postanowiła naiwnie nie ufać słowom losowej kobiety z tłumu, albo jej uwagę przyciągnął niespodziewanie migający błysk dzierżonego w dłoniach mężczyzny medalika. Tak rozpoznała skryte pod cienką koszulą barki okrutnego winowajcy, co to niechlubnie kazał jej biegać w wariackim afekcie; już miała rozpętać zaraz kolejną wojnę, konfrontując niewygodne fakty twarzą w twarz z samym złodziejem, gdy ten nagle pogrążył się w intymnym zespoleniu. Na pozór nieznaczącym zbyt wiele, dokonującym się wszakże w imię kiepskiego teatru, odgrywanego dla jednego, konkretnego widza. Wyraźnym realizmem musiał majaczyć przed oczami ten akt niemej egzaltacji; prędko zgorszył on bowiem tamtą smarkulę, która w wątpliwość zaczęła poddawać nagle zastygłe w pamięci obrazy. Czy byle kieszonkowcy zwykli zdobywać kobiece uznanie? Czy świat byłby tak grzeszny, żeby przestępstwa nagradzać w podobny sposób? Płomienna głowa odpuściła, zawstydzona obserwacją, albo skonfundowana doszczętnie niepewnością doświadczeń, a głupstwem byłoby przecież obciążać sprawą Bogu ducha winnego mężczyznę. Kątem oka śmiała jeszcze przyjrzeć się jego twarzy, potem cicho oczyszczała go już tylko z zarzutów, bo jawił się jakoś wcale cwaniacko, a twarzy nie towarzyszyła niepokojąca maniera. Musiał mieć za miękką skórę, jak na odrażającego oprycha i zbyt czyste ubrania, jak na portowego łajdaka; odpuściwszy sprawę, między zdeptanymi kłosami zielonej trawy, nieopodal wyrażanego czułością pozytonium, odnalazła przedmiot wielkiej sprawy. Zguba zaświeciła między jej palcami, a potem zniknęła gdzieś daleko, ostatecznie już umykając chciwcowi sprzed nosa. Nie gniewał się jednak przesadnie na zastałą okoliczność, bo wspomnienie dawnego romansu smakowało lepiej od kilku lichych gramów złota niskiej próby. Wojna odebrała mu wiele bliskich twarzy, co podświadomie kaleczyło niby skamieniałe serce powszechną samotnością; wojna krzyczała też hasłem gorszej od śmierci niewiedzy, bo w istocie losy zaledwie kilku znanych mu chłystków zostały potwierdzone. Cała reszta dogorywała gdzieś ostatkiem oddechu, w więzieniu, na heroicznym polu walki, albo za katowskim cięciem wymierzonej weń egzekucji; pozostali, być może, kryli się po kątach, wiodąc życie mniej i bardziej spokojne, bądź przeciwnie, istniejąc już zaledwie jako świadectwo przeszłości. Choć okrutnie niewyspana i wychudzona, wciąż szczerze pociągająca; choć wiedziona niedawną traumą i reminiscencją fatalnego omenu, istotnie zaangażowana. Swobodnie mogła, z jawną niechęcią i bez koniecznego sprawie przejęcia, zaakceptować tamtą bliskość, albo zupełnie ją odrzucić, na domiar złego karcąc za wszystko zaklęciem czy czynem innego formatu. Ona przyjemnie jednak poczęła błądzić palcami po ciele, pachnąc przy tym niewinnie słońcem; była taką, jaką zapamiętał ją niegdyś ― dojrzałą, żywiołową pięknością, satysfakcjonująco pewną, czego może chcieć. Od życia, od ludzi, od niego. Dzisiejsza sensualna fuzja, dla niej całkowicie nijaka, dla niego zgoła jednakże znacząca. Bo poprawiła mu jeszcze humor i poprowadziła myśl w stronę bezwstydnej grzeszności.
Narzeczony? ― zawtórował za nią, trochę kpiąco, trochę manierą szoku; sugestywnym ruchem dłoni badawczo i bezpruderyjnie obmacał każdy z jej palców. W poszukiwaniu pierścionka, którego bynajmniej nie uświadczył. Na twarzy wykwitł dyskretny uśmiech złośliwości. Zawodowi kanciarze zwykli nie ufać innym oszustom. ― Tak myślałem. Ciężko cię przecież usidlić ― kontynuował zaraz, spojrzeniem wwiercając się w szaroniebieskie tęczówki. Dopiero teraz dojrzał w nich strudzenie. Sytuacją, codziennością, bezsennością. ― Nie będę cię dłużej męczył, robi się późno, a ja widzę, że też nie możesz spać ― stwierdził, jakby na odchodne, coby rzekomy luby nie miał więcej powodów do zazdrości. Ale dzisiejsze łowy i tamta bliskość uczyniły z niego większego wesołka, niż zazwyczaj, więc pół żartem, pół serio, dodał jeszcze:
No chyba że mógłbym ci w tym pomóc. W zamian za twoją wspaniałomyślność.Zmęczymy się wspólnie i wreszcie uśniesz.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarmark [odnośnik]26.08.23 21:09
Nie była oszustem, chociaż miała wrażenie, że w ostatnim czasie każdy próbował jej to wmówić. Hector uważał, że oszukuje ludzi wróżbiarstwem, Lovegood nie wierzył w chodzącego za nią ponuraka, Michael z kolei w jej niewinne, nic nikomu nie robiące kłamstwa, którymi jedynie chciała mu pomóc. Mogła więc co najwyżej zareagować na to wzruszeniem ramion i niczym więcej. Była zmęczona walką z wiatrakami, dyskutowaniem i udowadnianiem, że niczego nie wymyśliła i nikogo nie naciąga na pieniądze wróżbami, które ktoś akurat potrzebował w danym momencie usłyszeć, ani tłumaczeniem, że sam przecież prosił ją o pomoc, to musiała jakoś improwizować.
Zazdrosny? – stała cierpliwie, gdy Scaletta obmacywał jej palce, przez ułamek sekundy zastanawiając się czy ukradnie jej przy okazji którąś bransoletę w ramach rekompensaty za to, co przed chwilą cisnął w trawę, ale naiwnie zawierzyła, że byłoby to z jego strony dość niehonorowe (o ile złodzieje jakikolwiek honor mieli) i nigdy więcej nie pomogłaby mu w potrzebie lub nawet nie odezwałaby się, przechodząc obok niego na ulicy jakby nie istniał. Kiedy skończył, odsunęła się i wsunęła dłonie do kieszeni sukienki.
Pobłażliwy uśmiech ukazał się na ustach czarownicy w odpowiedzi na kolejne aroganckie, dwuznaczne wynurzenie, ale nie spodziewała się po nim niczego innego. W tym momencie przynajmniej, bo na tyle, na ile zdołała go poznać, zdawała sobie sprawę, że był człowiekiem mądrym, choć stosunkowo zbyt często próbującym sprawić zgoła odwrotne wrażenie.
Gdyby to było takie proste – przyznała posępnie, ale w duchu uznała, że w repertuarze podjętych prób zwalczenia koszmarów tego sposobu nie praktykowała. Nie miała jak, nie miała z kim, chyba nawet nie chciała, fiksując się na myśli, że jest na tyle beznadziejnie, że nic nie pomoże. Ze względu zresztą na codzienny ból, utrudniający tak prowizoryczne czynności jak oddychanie i chodzenie, z marszu nie widziała w tym nawet żadnej przyjemności. Bliżej jej było do czystego spirytusu, kadzideł i resztek przepisanych medykamentów, ot, czegoś, co po prostu otępiało zmysły, nie wymagało zbyt dużej interakcji. Z drugiej strony, nie wiedziała jak długo jeszcze pożyje, ze względu na włóczący się za nią omen śmierci: nikt nikomu nie składał obietnicy w tym świecie, że zobaczy jutrzejszy wschód słońca a ludzkość miała tendencję do wybiegania myślą o parę kroków za daleko, odrzucania spontaniczności i życia chwilą.
Może innym razem, gdy nikt nie będzie próbował nas gonić – skwitowała bez przekonania, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak. Bo w gruncie rzeczy tak było; wiedziała, że jeśli wróci tego wieczoru do domu sama, zacznie niepotrzebnie obwiniać się za to, co stało się z Garrym, ale komunikowanie tego wprost ukazywało jej słabość. Ostatnią rzecz potrzebną samotnej kobiecie. Z drugiej strony, prędzej czy później będzie musiała skonfrontować się ze wszystkimi demonami; trzymanie w sobie i zamykanie się nigdy nie przynosiło dobrych skutków. – Uważaj na siebie, Michael – dodała na koniec i skierowała się w stronę wyjścia z jarmarku, po drodze załapując się jeszcze na drobną, festiwalową pamiątkę.. Dobrze wiedział gdzie mieszka, gdyby potrzebował zobaczyć ją ponownie.

zt


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Jarmark [odnośnik]28.08.23 18:12
Trudnością byłoby uwierzyć w stek kłamstw, którymi obdarowywała właściwie każdego. Zaledwie przed chwilą bez zająknięcia rozmawiała z burzą płomiennych włosów, coby wspaniałomyślnie uratować mu tyłek; już zaraz oddała się intymnemu aktowi dłużącego się pocałunku, złożonego na jej wargach niby teatralnie i niby w wyższej sprawie. Wiedziała, że w rzeczywistości niewiele kosztowałoby go to krótkie starcie z węszącą za medalikiem małolatą; rzekomo również nie sypiała już od dawna, dręczona anomaliami przybyłymi wraz z kometą. I jego ścigał, w dzień pojawienia się na nieboskłonie świecącej niewiadomej, niepokojący omen śmierci; szybko zniknął jednak za złodziejskimi plecami, pozostawiwszy po swojej obecności zaledwie gorzki niesmak zwątpienia. Od tamtej pory nic nie czyhało chyba jednak na jego niemoralny, pogrążony w egoizmie kark, więc ponurak stał się tylko miałkim wspomnieniem trwogi. Jej ciążył jednak nieustannie, równie mocno wwiercając się w duszę paskudnym wytworem bezsenności; naznaczona niedawnymi traumami nie cieszyła się z pocałunku, nie czerpała z ciasnego objęcia, nie żądała kontynuacji. Szkoda, bo obecny humorek niejako popychał go w stronę beztroski, a widok ładnej twarzyczki przywołał coś na miarę dziwnego sentymentu. Za jej ciałem, rzecz jasna, bo samotność dojmująco odznaczała się ostatnio w psychice; rozmowa na zjeździe po euforycznym haju z nad wyraz szczerym doktorkiem (który, jak się okazywało, regularnie gadał też z nią) uwypukliła pewne sprawy, wciąż jednak chyba niedostatecznie, skoro pałętał się tu od paru godzin, bez zawahania podbierając drobniaki z obcych kieszeni. Tamta wizyta na pewno dała Hectorowi w kość ― za terapię nie dostał ani grosza, triumfalny mat w szachach nie był wcale taki oczywisty, a rosnący nieopodal furtki krzak z ogródka został sromotnie zarzygany. Z wolna sięgał dna, staczając się coraz bardziej; nic nie motywowało go ambicją, nic nie napędzało w stronę plecionej pozytywem przyszłości. Nierozsądek uderzył mu ostatecznie do łba, więc postanowił głupkowato złożyć jej dzisiaj lubieżne propozycje. Całkiem na trzeźwo i całkiem w zadowoleniu. Sam się sobie powoli dziwił.
Nie schlebiaj sobie ― stwierdził wymijająco, aktorsko wręcz marszcząc brwi w grymasie zastygłej ironii. On i zazdrość? Śmiechu warte. Zapomniała już, że miał podobno całkowicie skamieniałe serce? Zapomniała, że nie zwykł się, tak po prostu, zakochiwać? Niemo mógł podziwiać jej krągłości, mógł też wdawać się z nią w rozmowy bez słów, a potem nieprzytomnie omdlewać w pościeli, po wszystkim zniknąwszy milcząco o poranku. Ale to nie miało się wydarzyć. Nie chciała się zmęczyć, nie chciała pozwolić sobie na wyczekiwany odpoczynek w cieple zespolenia. Do niczego nie zamierzał jej zmuszać, a i okazja już nigdy mogła się nie nadarzyć; świadomie jednak zrezygnowała z jego nieprzyzwoitego życzenia. Wciąż nie wierzył, by krępował ją jakiś narzeczony, jednocześnie kątem oka dostrzegł wreszcie rozległą bliznę na lewym ramieniu. Najwyraźniej ostatnie tygodnie, może nawet miesiące, wcale jej nie oszczędzały. Niektóre rany mogły być aż zbyt żywe, a faktyczny problem zanadto dokuczliwy, by chciała myśleć o podobnych ekscesach.
Może już takiej okazji nie będzie, bo w końcu zmądrzeję? ― rzucił ziarnem zwątpienia, lecz była to byle hipoteza, na dodatek raczej daleka prawdzie. Szczerze wątpił, by przyszło mu prędko ogarniać swoje życie, ale to miało się dopiero okazać. Różna motywacja mogła popchnąć go naprzód. Nawet kobieta, choć podobno nie miał w nawyku zazdrościć.
Ty też ― odparł na odchodne, niemalże dziękując za tamto. Bo miło było pozbyć się brzemienia tamtej histeryczki, a jeszcze milej czyniło się to w krótkiej chwili bliskości. Milka miała równie pociągające fanty na ręce, ale nie chciał, infantylnie i niedojrzale, wymuszać na niej pościgu, wabiąc ją sprytem do czterech ścian własnej klitki. Znała adres i zawsze mogła go przecież odwiedzić, bez cwaniackiej zachęty pogonią za należącym do niej świecidełkiem. Choćby po to, by zrzucić z siebie ciężki balast paskudnych reminiscencji. Bo przecież dobry był z niego słuchacz. Skusi się jeszcze kiedyś przyjemnością obcowania w towarzystwie milczącego złodzieja?

ztx2
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Jarmark [odnośnik]29.08.23 21:34
dla Anne

Czekałam. Bo mama mówiła, że naciskać za mocno, nie wolno było. Ale to nie znaczyło, że się o Anne nie martwiłam. Martwiłam się a jak. Bo przecież, może i zawieszenie było, ale ona sama była. A nikt nie powinien być sam. Zwłaszcza jak walił mu się świat. Anne zdawała się inna w jakiś sposób. Milczała, ale nie pośpieszałam jej, idąc za nią w kierunku ławek. Uśmiechając się łagodnie. Tak pocieszająco, jak najlepiej umiałam. Tęskniłam za nią też. Anne, była Anne. Anne z którą wymknęłam się na potańcówkę z którą razem się śmiałyśmy. Która szukała z wytrwałością brata. Teraz Anne też była Anne, bo każdy miał prawo do żalu i smutku. Do żałoby. Ale to, że Anne zapomniała o tym, że ma przyjaciół, że odsuwała się od nich mnie niepokoiło i trochę bolało.
- Nie przepraszaj, Anne. Ale nie zapominaj, że jestem tutaj, dla ciebie. - powiedziałam jej, unosząc rękę, żeby potrzeć ją po ramieniu pocieszająco uśmiechając się. Zadane pytanie wypuściło z moich ust: - Oh. - zmarszczyłam brwi zastanawiając się. - Już tak. Prawie. - przyznałam zgodnie z prawdą. - Trochę się działo. - dodałam jeszcze marszcząc nos. - W Brenyn. Pojawiły się te cienie o których mówią. A ja miałam w sobie ducha i widziałam… widzę rzeczy czasem. Ale to nic, przejdzie. - powiedziałam w skrócie, chaotycznie się tłumacząc.
- Jak to nie? - zdziwiłam się spoglądając na nią, siadając w końcu obok niebieskim, niewinnie szczerym spojrzeniem spoglądając ku niej. A kiedy z jej ust wypadły kolejne słowa pokręciłam przecząco głową. - Głupstwa straszne gadasz. Ty to ty, tu nic do niepoznawania nie ma. - orzekałam z pewnością godną mnie właśnie, kiwając do tego głową rozciągając je w uśmiechu. - Gdzie pójdziesz, Anne? - zapytałam jej więc zamiast tego przekrzywiając głowę. Mój głos zabarwił się zmartwieniem. - Mamy tu jedzenie i alkohol, mamy namioty. Możesz z nami odetchnąć. Wszyscy się ucieszą. - zapewniłam ją bez cienia wątpliwości. Bo żadnych w sobie nie miałam. Miejsce się dla niej znajdzie. Jedzenie też. Wystarczyło by chciała z nimi zostać. - Daj sobie pomóc, Anne. Nie jesteś sama. - poprosiłam ją, unosząc rękę, żeby zacisnąć ją na jej nadgarstku i spojrzeć w oczy. Naprawdę tego chciałam. Pomóc jej, bo wyglądała na smutną i samotną. Nie przypominała tej Anne, która znałam. Ale nie musiała. Przyjaźń moim zdaniem, nie polegała tylko na uśmiechach i zabawie. Na byciu ze sobą kiedy było dobrze. Przyjaźń była po to, żeby mieć się na kim oprzeć, kiedy świat zdawał się za ciężki. Żeby ten ciężar na pół podzielić, bo wtedy zwyczajnie było łatwiej. - Byłaś przy straganach? Może pójdziemy zobaczyć co mają jak zjesz. - zaproponowałam łagodnie.

| na Brenyn


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Jarmark [odnośnik]29.08.23 21:34
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jarmark - Page 27 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Jarmark [odnośnik]31.08.23 12:36
dla neali

Już dawno temu straciła poczucie czasu; dni, tygodni, miesięcy i w końcu pól roku – były tylko kartkami w kalendarzu, takimi, które zalegają i których nikt nie zrywa. Dniami i nocami, numerami i datami, które nikogo nie obchodziły – wiedziała, że to tylko własna, głupia i niepoważna fatamorgana, że życie toczy się dalej, że ludzie wstają i kładą się spać, że chodzą do pracy, że sprzątają domy, pielą ogródki, jeżdżą pociągami, robią zakupy i uśmiechają się do siebie.
Tyle, że ona nie była już tego częścią.
Choć życie w pojedynkę było czymś naturalnym, wpisanym w jej oddychanie, chodzenie, mówienie, odkąd skończyła kilka lat, jeszcze nigdy nie czuła tak dobitnego odizolowania od reszty społeczeństwa, jak wtedy. Teraz. Wczoraj, dzisiaj, jutro.
Podobnie na jarmarku i całym festiwalu – żywotność tętniła ze straganów, płynęła w żyłach rozemocjonowanych uczestników, brzmiała w śmiechach i dudniła w podniesionych rozmowach – tworzyła powitania i pożegnania, spotkania po latach, lub po wielu tygodniach, tak jak to, które zastało ją i Nealę Weasley.
– C-co? – wyduszone słowa były jedynym, które zdołała z siebie wyksztusić, wejść przyjaciółce w słowo i jakoś nieświadomie zacisnąć dłoń na jej nadgarstku, kiedy wspólnie siadały na drewnianej ławce przy stole – Ducha? W sobie? Jak to… – mamrotanie zmieniło się w podniesiony głos, lawirujący pomiędzy zdziwieniem a strachem – nie sądziła, że można mieć w sobie drugą duszę, a to, co mówiła Neala wskazywało, że ta dusza wcale nie była czymś przyjaznym.
– Nic ci nie… zrobił? – zapytała od razu, wzrokiem omiatając sylwetkę rudowłosej dziewczyny, jakby fakt opętania mógłby pozbawić jej kończyn, wzroku, zdolności poruszania się, czy Merlin sam wiedział czego jeszcze – Te cienie są przerażające. Gdzie je spotkałaś? I co, och, co u licha tam robiłaś? – nie wiedziała gdzie żyły te istoty. Na co – i kogo – żerowały; jak można było się na nie natknąć i jak powinno się przed nimi bronić.
Ciężki wdech, jeszcze cięższy wydech; próbowała znów zamoczyć łyżkę w zupie i zjeść jej trochę – jedynie narastający w żołądku głód skłaniał przełyk do pracy.
Słuchała tego, co mówiła panna Weasley – co miało sens, ład i skład, nawet logikę, a w końcu odbiło się także nutą nieprzyjemnej tęsknoty gdzieś w gardle – nie chciała porzucać tamtego życia; nie chciała znikać, zaszywać się i próbować zapomnieć. Ale wszystko to, co potoczyło się później sprawiało, że ilekroć chciała powrotu, myśl, że nie była już tego warta paraliżowała ją od środka.
Jedzenie, namioty, wszyscy – brzmiało dobrze, choć dalej milczała.
– Dobrze… – wymamrotała dopiero później, kiedy Weasley wspomniała o straganach, a w misce było coraz mniej ciepłej zupy – Ale… ale jesteś pewna?
Neala miała w sobie ducha. Anne takim zdążyła się stać.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Jarmark [odnośnik]04.09.23 17:10
dla Iris

Ten tłum przypomniał mu o czasach sprzed wojny, kiedy Anglia w spokoju prowadziła swoje życie, a ludzie zajęci byli własnymi obowiązkami, a nie zmartwieniami dotyczącymi swojego życia i tego, czy to czasem nagle nie zakończy się w najbliższym czasie. Albo za chwilę. Mimo to dostrzegał wśród festiwalowiczów ślady obaw o jutrzejszy dzień, o nagłą zmianę, która spadnie na nich jak kowadło - drzwi i okna ich domów znów zamkną się, nie zaproszą znajomych, którzy szukają wsparcia, nadziei przed tym, co najgorsze; nieufność osiągnie znów niebagatelne rozmiary, a strach wleje się do serc i umysłów wartkim strumieniem. Dzisiejszy dzień był więc magiczny, każdy chciał go wycisnąć z tych ostatnich podrygów radości do cna, napełnić się tym, co dobre, by zło nie mogło zatruć czarodzieja zbyt szybko. To poczucie zabarwiło nadchodzące chwile szczyptą dodatkowej jasności w postaci widoku Iris. Znów - nie spodziewał się ją tu zobaczyć, ale podświadomość pędziła w jej kierunku, telepatycznie zapraszając do bycia blisko niego. Choćby przez chwilę.
Gdy zobaczył, jak rusza ochoczo w jego kierunku, a na jej ustach zakwita dobrze mu już znany uśmiech, z niewiadomego powodu po jego głowie przebiegło stado irracjonalnych myśli - to nie wizja? A może zaznał za dużo snu i od tego aż dostał majaków? Nie dwoi mu się czasami w oczach? Może to nie Iris, tylko już sam wariuje przed końcem zawieszenia broni? Te jednak rozproszyły się, kiedy Iris pojawiła się blisko. Tak blisko, że poczuł jej kwiatowy zapach, a jej świetlista aura znów rozgoniła szare chmury tłukące się z wolna nad głową. Odpowiedział jej pogodnym, uszczęśliwionym uśmiechem nie tylko na jej widok, ale i na krótkiego całusa, którego mu sprezentowała. To wciąż było coś zupełnie dla niego nowego, nie oswoił się jeszcze z jej obecnością na tyle, by uznawać ją za pewnik. Wciąż była dla niego wyjątkowa i miał ogromną nadzieję, że tak już zostanie, choć prosić jeszcze nie miał odwagi. Jej prośba nieco zmusiła go do powrotu na ziemię. Rodzinie. Chciała zapoznać go ze swoją rodziną. Mężczyźni, nie tylko przecież wśród Moore’ów, wychowywani byli na porządnych i odpowiedzialnych przyszłych mężów i dokładnie wiedzieli, a w tym i Ted, co oznaczało zapoznanie rodziny swojej wybranki. Poważny krok. Nieco zbladł, na pewno to zobaczyła, ale bynajmniej nie dlatego, że przeraził się tej odpowiedzialności. O nie! Pomyślał, pierwszy raz od dawna, o sobie. Jak wyglądał? Dobrze się prezentował? Jak miał się przedstawić? Pełnym imieniem, tak jak zasady moralności tego wymagały, czy może luźniej, zdrobnieniem, którego używał zawsze i wszędzie? Przejechał po kryjomu językiem po zębach, żeby sprawdzić, czy gdzieś w drobnych szparkach nie zalągł się jakiś zielony liść szpinaku. Chociaż nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz jadł szpinak. Może w domu, za dzieciaka, kiedy mama starała się ich karmić wszystkim, co zdrowe i wartościowe.
- Ro-rodzinie? - w sytuacjach nerwowych jąkał się podobnie do Billy’ego Przełknął ślinę, dłonią przyklepał odstające, w jego mniemaniu, kosmyki brązowych włosów, otarł policzki, świeżo ogolone, jak zawsze robił to o poranku, podciągnął lekko spodnie i przypilnował, żeby koszula w różnobarwne, pionowe paseczki była w nie włożona porządnie, bez niepożądanych niedociągnięć. Odchrząknął, dając jej się pociągnąć tam, gdzie chciała. - Dobrze wyglądam? - spojrzał na nią, od razu odpowiadając sobie na swoje pytanie - Ślicznie wyglądasz. Mam nadzieję, że jeszcze nikt ci tego dzisiaj nie powiedział.
Wyglądała na nieco zmieszanego, kiedy stanął przed towarzystwem starszej kobiety, dorastającej młodej panny i wysokiego, wyraźnie doświadczonego przez życie mężczyzny. Już teraz czuł się taksowany jego spojrzeniem jak artefakt, którego dotknięcie może przysporzyć Iris o wiele więcej kłopotów, niż na to wyglądał. Odchrząknął znów, dla pewności, żeby gardło czasami nie wypuściło z siebie jakiegoś haniebnego falsetu.
- Thaddeus Moore, dzień dobry - skłonił głową przed kobietami, a mężczyźnie podał dłoń. Sądził, że zrobił to pewnie i odważnie, ale z boku mogło to wyglądać nieco inaczej. Nieco mniej pewnie i mniej odważnie. - Bardzo miło mi was poznać. Jak podoba wam się Festiwal Lata?
Nie chciał mówić, że dobiega końca i zaraz wszyscy znów wpadną w wir strachu i zmęczenia, bo Brytyjczycy, licząc w tym Walijczyków, których przedstawicieli właśnie miał przed sobą, doskonale o tym wiedzieli. Uśmiechnął się pogodnie, choć nerwowo. Zerknął na Iris, szukając w niej pocieszenia.



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Jarmark [odnośnik]10.09.23 0:38
dla Ani

Tęskniłam za Anne. Miała w sobie delikatność i dziewczęcość, której mnie zdecydowanie brakowało. Brakowało mi jednak nie tego a naszych wspólnych chwil. Rozmów, spacerów, śmiechów. Tak trywialnych i normalnych rzeczy, zwłaszcza kiedy zamilkła na tak długo. Wiedziałam, że nie powinnam naciskać za mocno, a jednocześnie martwiłam się. Martwiłam się o nią i jej serce. O to, że mogło nie dać sobie rady samo. A samemu być się nie powinno. Bo przyjaciele przecież nie byli tylko od tego, jak było łatwo. Ale właśnie wtedy się prawdziwą wartość przyjaźni określić dało, kiedy przez trudy razem iść trzeba było.
- Oh, to… długa historia. Właściwie miałam… chyba już nie mam. - odpowiedziałam jej, unosząc kąciki ust ku górze. - Byłam na takim festynie w Brenyn. I tam się trochę wszystko… pokićkało. Chaos normalnie i potem uciekaliśmy z Jimem przed takimi cieniami a ja słyszałam głos. Tego ducha właśnie. No i on we mnie wszedł na koniec. Chciał… przejąć moje ciało. Ale jednak go nie przejął, ale chyba ze mną został. Bo trochę… gubiłam się w rzeczywistości. Ale chyba już dobrze jest. - stwierdziłam na koniec, wzruszając lekko ramionami. Bagatelizowałam to trochę przed Anne, żeby się nie martwiła o mnie, bo o siebie powinna bardziej. Ze mną nie było przecież jakoś tak strasznie. - Nie, nie. W porządku jest, naprawdę. - zapewniłam ją raz jeszcze, rozciągając usta w uśmiechu. A kiedy skończyła jeść, pociągnęłam ją za rękę w stronę straganów. - No w sumie to tylko tam w Brenyn. Więcej nie, ale strasznie dużo ich było. - przyznałam zgodnie z prawdą, oplatając sobie jej rękę wokół ramienia.
- Jestem całkowicie stu.. nie, milionprocentowo pewna. - orzekłam, potakując sobie samej głową, prostując się rozciągając usta w uśmiechu. - Wszyscy się ucieszą, Anne. - powiedziałam do niej, całkowicie pewna i tego. Zerknęłam na nią. - Nie musisz siedzieć i śmiać się ciągle, każdy ma prawo być smutnym czasem. Ale z ludźmi, którzy się o ciebie troszczą, nawet milczeć jest przyjemniej i mniej samotnie. A ty, sama nie jesteś. - zapewniłam ją pozwalając, by niebieskie spojrzenie zawisło na nią. Zatrzymałam się między straganami. Rozejrzałam wokół. - Co obejrzymy jako pierwsze? - zapytałam jej, unosząc rękę, którą podrapałam się po policzku. - Mam trochę pieniędzy. Oh, w ogóle, zaczęłam staż. - pochwaliłam się jej, zadzierając odrobinę podbródek.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Jarmark [odnośnik]11.09.23 15:04
Łatwiej byłoby powiedzieć. Poprosić. Przeprosić. W końcu wyjaśnić, pozwolić łzom popłynąć na nowo, zacisnąć palce na kruchym ramieniu przyjaciółki i ulżyć sobie – smutku, rozpaczy, żałoby czy żalu – ale sama nie była już pewna czym były emocje, którymi kierowała się przez kilka ostatnich tygodni. Co trzymało ją w nieprzyjemnym letargu, w zamknięciu, w ponurym snuciu się po dziwnych miejscach, wśród dziwnych ludzi. Strach przed jakąkolwiek prośbą o najdrobniejszą pomoc rósł każdego dnia, zupełnie jakby ze stratą Petera straciła także prawo do jakiejkolwiek dobroci; bo nie posiadała już przecież powodu, dla którego ktoś miałby być dla niej życzliwy. Nie miała celu, który ktoś mógłby określić jako dobry.
Pochylała się nad miską ciepłej zupy, w kolejnych próbach wiosłowania łyżką przyłapywała się jednak na kilkukrotnym unoszeniu brwi, rozchylaniem ust, nawet drobnych westchnieniach – Brenyn, musiała zapamiętać, żeby nigdy się tam nie zapuszczać. I nie pozwalać zapuszczać się tam Neali.
– Przejąć twoje ciało?! – ponownie uniosła głos z przejęciem, a metalowa łyżka z głośnym brzdękiem uderzyła o drewniane ścianki miseczki. Już była gotowa powiedzieć coś więcej, wyrażając protest i zdziwienie, ale panna Weasley kontynuowała swoją opowieść, a Anne nabrała wody w usta, mimiką zdradzając jednak własne poruszenie.
– Jesteś pewna? Już cię nie nęka? Nie mówi nic? – zaczęła pytać, wolną dłonią znów sięgając nadgarstka przyjaciółki, którą prędko przesunęła wyżej, jakby musiała sama zbadać, że rudowłosa dziewczyna nadal była żywa i materialna. Że jakiś paskudny duch nie zabrał jej w miejsce zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią.
Odetchnęła ciężko, dając Neali mówić dalej, w międzyczasie kończąc swoją zupę; ktoś mignął po jej prawej, młoda dziewczyna, nawet dziewczynka, która prędko porwała pustą miskę i umieściła ją na lewitującej tacy.
– Może jakieś chusty? Albo korale? Wyglądałabyś pięknie we wzorzystej chustce we włosach – rzuciła, próbując wciągnąć na usta uśmiech, jednocześnie zmienić temat i samej sobie dodać odrobinę otuchy, udając, że ponowne spotkanie ze wszystkimi, na które namawiała ją przyjaciółka, wcale nie stresowało ją tak, jak rzeczywiście było.
– Och, to super! Gdzie? Czym się zajmujesz? – nadal nieco markotnie, ze smętnym głosem, mimo wszystko jednak ze staraniem brzmienia radośniej; przeniosła spojrzenie i uwagę na Nealę, wkraczając u jej boku na zatłoczoną ścieżkę między straganami – Tym bardziej powinnaś coś sobie kupić. To już poważna sprawa!


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Jarmark [odnośnik]18.09.23 15:08
| dla Teda

Wymagała od niego dużej odpowiedzialności. Długiego kroku ponad rozległą wodą — czy ta była wyłącznie płytką kałużą, czy może przepaścią skrytą podstępnie pod taflą — tego nie była pewna sama. Wiedziała jednak, że chciała, aby zrobili ten krok razem. Był to w końcu dzień szczególny, w pewnym sensie o s t a t n i. Jutro wszystko powróci do złowrogiej, śmiertelnej normy, choć normą powinny być wszak te dwa tygodnie rozrywek, śmiechów wyszarpywanych z uścisków strachu i śmierci, drobnej mgiełki swobody, która coraz to chętniej osiadała na twarzach, ramionach, ubraniach wszystkich świętujących w Weymouth.
Ostatni, ostatni, o s t a t n i... Myśl ta powinna być w pewien sposób paraliżująca, a na pewno sprowadzać myśli w ciemności obaw, lecz dzisiaj... Dzisiaj, prawdopodobnie dzięki typowej dla Iris przewrotności, która często obracała się również przeciw niej, myśl ta prowokowała do odwagi. Do sięgania po to, po tego, który zajmował jej myśli od jakiegoś już czasu. Może w normalnym wypadku, według normalnych ścieżek życia byłoby to za szybko. Może wtedy szepnęłaby sama do siebie przestrogę, tą, która nakazywała zwolnienie. Bo ileż to prędko podejmowanych decyzji zakańczało się tragicznie? Ślad po jednej z nich wciąż miała na swojej dłoni, zabliźniona "obrączka" miała stanowić wieczne przypomnienie o tym, do czego prowadzi pośpiech, ale ten ostatni dzień pokoju pokazał jej coś jeszcze.
Że pospieszne decyzje nie zawsze bywają pochopne.
I że Ted — mimo wszystko, a może przede wszystkim — nieprzerwanie cieszył się z jej obecności.
Zauważyła, jak zbladł. Oczywiście, że zauważyła, stała zbyt blisko i spragniona każdego jego szczegółu obserwowała go zbyt uważnie, żeby pominąć ten detal. Przez moment poczuła, jak zawartość żołądka zmienia swe położenie, jej samej zrobiło się nieco słabo — ostrożność podpowiadała jej, że w tej właśnie chwili Ted Moore podejmował wybór, od którego będzie zależało wszystko. A ona, jak na Iris Bell przystało, musiała rozpatrzeć w myślach wszystkie możliwe scenariusze. Od tych najgorszych, rzecz jasna, rozpoczynając.
— Rodzinie. Mama, brat i siostra — powtórzyła, starając się brzmieć jak najbardziej radośnie i pewnie. Jeżeli nie czuła się tak — musiała zrobić wszystko, by nakłonić świat do tego, aby jej na to pozwolił. Jeżeli Ted będzie myślał, że Iris ma wszystko pod kontrolą i w żadnym wypadku nie martwi się tym, że mógłby przed nią i przed jej rodziną uciec, to będzie już połowa sukcesu. Da wszechświatowi impuls, aby poruszył swoje moce do pracy. Wszystko ułoży się samo.
I chyba tak właśnie miało być, bo po szeregu nerwowych gestów doprowadzających Teda do jeszcze większego perfekcjonizmu w wyglądzie, ucisk na klatce piersiowej brunetki zelżał znacząco, a i jej uśmiech — drżący dotychczas ledwie zauważalnie — ustabilizował się. Ledwie powstrzymała się od westchnięcia ulgi, to z pewnością zdradziłoby, jak bardzo bała się, że jej wybranek ucieknie w siną dal. Zamiast tego przyglądała się jego zabiegom, czując rosnące w sercu gorąco i rozbawienie. Bywał momentami szczególnie uroczy, a to w żadnym wypadku nie umniejszało jego męskości.
— Zachwycająco — odpowiedziała od razu, lecz korzystając z okazji zbliżyła się do niego, bokiem przylegając do jego ramienia. — Tylko nie staraj się za bardzo. Nie chcę, żeby moja siostra się w tobie zakochała — szepnęła niedaleko ucha Teda, pozwalając sobie na krótki chichot. Niedługo po jego komplemencie wydawała się być zupełnie rozluźniona, a w ramach podziękowania ścisnęła mocniej jego dłoń. Na dalsze buziaki przyjdzie jeszcze czas.
Gdy dotarli na miejsce, reprezentacja Bellów wydawała się niezwykle ciekawa tego, kogo prowadziła ich siostra lub córka. Najwięcej reakcji wyczytać można było z najmłodszej z towarzystwa, która nerwowo przebierając nogami uśmiechała się szeroko, jakby nie mogła doczekać się wszystkiego, co nadejdzie później — lekkiego wyśmiewania się z siostry (zakochana para!), elementu poznawania tajemniczego... towarzysza siostry, wszystkich opowieści, które wydusi z Iris. Dalej, pani Bell wydawała się już bardziej powściągliwa, lecz jej dobrotliwe spojrzenie spoczęło na Tedzie bez żadnej krępacji. Wydawało się, że zrobił na niej dobre wrażenie. Najmniej emocji zdradzał — a jakże — jedyny mężczyzna w towarzystwie. Jego twarz nie drgnęła nawet na moment, lecz to on pierwszy zabrał głos i podał rękę Tedowi, zaraz ją ściskając.
— Felix Bell. Jeżeli Rissy jeszcze tego nie zrobiła, pozwól, że przedstawię ci naszą mamę Verę oraz siostrę Gillian — mówiąc to, przenosił wzrok na przedstawiane kobiety, jednakże cały czas ściskał dłoń Teda. Dopiero po przywitaniu puścił ją, przenosząc wzrok na wyraźnie zszokowaną (bo też nie kryjącą swego stanu) Iris. — Wszystko w porządku, Rissy? — spytał, unosząc jedną brew ku górze.
— Tak, tak, wszystko... W porządku ale — zaczęła prędko, machając dłonią przy twarzy tak, jakby chciała odegnać od siebie jakąś wyjątkowo upartą muchę. Zaraz jednak zwróciła się do stojącego obok i nieświadomego jeszcze Teda, zadając mu pytanie. — Naprawdę masz na imię Thaddeus? — zapytała wyjątkowo szczerze i na dodatek relatywnie głośno. Bellowie wiedzieli, że to oznaczało, iż Iris była naprawdę zaskoczona. Felix uniósł pięść do ust, zasłaniając je tym samym i próbując ukryć rozbawienie rosnące w nim do tego stopnia, że musiał powstrzymywać się od śmiechu. Jednocześnie spojrzał wymownie na Gillian, która sama tkwiła na krawędzi rozbawienia, aby dać jej sygnał, że to jeszcze nie teraz.
— Gołąbeczki chyba mają sobie coś do wyjaśnienia — wtrąciła się łagodnie pani Vera, rozciągając usta w szerokim, matczynym uśmiechu.


It's beautiful here
but morning light can make
the most vulgar things tolerable.
Iris Moore
Iris Moore
Zawód : Zaopatrzeniowiec w Podziemnym Ministerstwie Magii
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
until the lambs
have become lions
OPCM : 15 +3
UROKI : 14 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11638-iris-bell#359925 https://www.morsmordre.net/t11640-omega#359940 https://www.morsmordre.net/t12155-iris-moore#374140 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11643-skrytka-bankowa-nr-2531#359950 https://www.morsmordre.net/t11642-iris-bell#359946
Re: Jarmark [odnośnik]24.09.23 19:57
- Aha. - potwierdziłam skinieniem głowy. Cóż, prawda była taka, że pewna, nie byłam, ale wolałam Anne nie martwić jakoś mocniej. Większe zmartwienia nie tylko miała - ale to ona teraz potrzebowała troski. Mi Jim obiecał, że pójdziemy do tego kogoś i tam się sprawy załatwi - z nim byłam bezpieczna, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości. - Nie mówi, myśli mam własne swoje. - powiedziała - bo w sumie to właśnie prawda mi się zdawało. Rozciągnęłam w uśmiechu usta. Wyciągając rękę, żeby położyć ją na dłoni Anne. - Jedz, jedz, ale się cieszę, że na ciebie wpadłam! - powiedziałam jej - bo naprawdę się cieszyłam. Gdyby ktoś z nas na nią nie wpadł, byłam prawie pewna, że Anne znów by zniknęła. A nie powinna - nie mogła. Razem, byliśmy w stanie sobie jakoś poradzić.
- Myślisz? - zapytałam jej, ruszając w stronę straganów. - Korale to chyba za dużo. - zaśmiałam się w rozbawieniu. - Oh chodźmy tam. - powiedziałam ciągnąć ją za nadgarstek ku pierwszemu ze straganów. W drodze odpowiadając na pytanie. - U pana, znaczy Teda. W Borrowash. Prowadzi gabinet medyczny, pomagam mu i się uczę przy okazji. - powiedziałam dumnie wypinając pierś. Ted był miły i wszystko wyjaśniał - moim zdaniem - dobrze. Miałam nadzieję, że nie męczą go za bardzo tą swoją paplaniną która czasem mi się bierze i załącza. Pierwsze ze stoisk miało muszle i ozdoby - talizmany niby. Mężczyzna opowiadał z chęcią o ich właściwościach a ja ze zmarszczonymi brwiami słuchałam przesuwając po nich wzrokiem. Jimmy dał mi jedną - na urodziny tą co w leczeniu pomagała. Ale myśli moje skupiły się na tym, że żeby leczyć, to trzeba też nie umrzeć. Więc w końcy zdecydowałam się na tą, która w magii ochronnej miała pomagać - muszlę magicznej skrępy. Potem poszłyśmy dalej, pozostając dłużej. Zaśmiałam się, kiedy zarzuciłam coś co miało wyglądać na mnie zabawnie, chcąc rozbawić Anne, samej jej narzucając na głowę jakiś pstrokaty kapelusz. Przy jednym znajdowało się wiele rzeczy, różnych i różniastych mój wzrok najmocniej przyciągnął gramofon. Przekrzywiłam głowę. - Pomożesz mi go zanieść? - zapytałam Anne, po tym jak sprawdziłyśmy czy w ogóle działa. Bo tak pomyślałam, że wtedy zawsze muzykę będziemy mogli mieć ze sobą decydując się na niego i na konewkę - bo pomyślałam, że Celine do ogrodu się przyda i się z niej ucieszy. Ale to kolejny stragan przyniósł mi bezbrzeżne zaskoczenie i szczęście. - Oh są wspaniałe! - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Który byś chciała? - zapytałam przyjaciółki spoglądając na nią. - To będzie, mój prezent dla ciebie. Przypomnienie że nie jesteś sama, Anne. - powiedziałam jej uśmiechając się promiennie. A kiedy kiedyś taka się poczuje, będzie mogła zawołać duszka który przypomni jej, że ma jeszcze nas. Kiedy wybrała już jakiego chciała pociągnęłam ją dalej. - Sprawdźmy jakie mamy szczęście. - orzekłam zachęcając ją, żeby wzięła ze mną udział w loterii. - Posłuchaj, Anne. Plan jest taki. Zaniesiemy ten gramofon do namiotów i pożyczę ci jakąś sukienkę, albo spódnicę, co zechcesz żebyś się dobrze czuła. I spotkamy się na plaży - wszyscy tam idziemy. Znaczy najpierw na łąkę upleść wianki - a potem na plażę. Jak będziesz gotowa, to przyjdziesz - dobrze? - zapytałam jej przekrzywiając głowę, zawieszając jasne spojrzenie.

Kupuję: Gramofon "Wrzeszczący żonkil" (10), Konewka bez dna (20), Muszla magicznej skrępy (150), Zwierzęca kostka (20)
+ rzut na loterię!



she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909

Strona 27 z 34 Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28 ... 30 ... 34  Next

Jarmark
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach