Wydarzenia


Ekipa forum
Łąki
AutorWiadomość
Łąki [odnośnik]27.09.15 1:42
First topic message reminder :

Łąki

By dostać się na festiwal, należy przenieść się za pomocą przygotowanych na wydarzenia masowe świstoklików lub udać się pieszo z centrum najbliższego miasta na wybrzeże Dorset. Cały teren, gdzie będzie odbywać się wydarzenie, obłożono silnymi zaklęciami ochronnymi oraz uniemożliwiającymi teleportację. Wzgórza w porastają maki i chabry, stanowiące ciekawe kolorystyczne połączenie dla gromadzących się gości. Kilkaset metrów na zachód wyznaczono niewielkie pole namiotowe dla gości z różnych stron świata, chcących spędzić więcej czasu w urokliwym Dorset.

Labirynt

Nieopodal głównej części festiwalu zaprojektowano labirynt. Nie przytłaczał swoją wielkością – wystarczyło stanąć na palcach, żeby zobaczyć, co jest po drugiej stronie. Składał się z kilku komnat, połączonych ze sobą plątaniną korytarzy. W każdej znajdowała się biała drewniana ławka i donice z kwiatami, a w niektórych ustawiono także nieduże rzeźby i fontanny. Czarodzieje mogli tu odpocząć od tłumu i harmidru festiwalu.

Gra zostanie rozpoczęta postem Ain Eingarp.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:06, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 13 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Łąki [odnośnik]07.07.23 20:11
Uwity z fantomowych nici dotyk wydawał się realny, w pierwszej chwili nieprzygotowane serce pełne blizn przeszywając lękiem, rozpalającą się mimowolnie kanonadą ostrzegawczych iskier, jakby zza węgła miał wychynąć więzienny hycel. Z zamrożonym w płucach oddechem obróciła głowę, by spojrzeć przez swoje ramię na skąpane w półmroku gardło labiryntu, ale nikogo tam nie znalazła. Szept Króla rozbrzmiał za to w otaczającej ją rzeczywistości, wlewając się do myśli spokojną, przydymioną melodią przygnębienia, żałoby po życiu złamanym klątwą. Duchom majaczącym na konturach oddzielających baśń od prawdziwej przeszłości łatwiej było wybaczać przewiny, nie zdobyłaby się na tę samą dobroć, gdyby w grę wchodził tyran z bliższych czasów, absolutnie i niepodważalnie faktyczny, tyran, którego wydźwięk działań rezonowałby na teraźniejszość. Ale to było co innego. Coś nierealnego, nieuchwytnego, pokrytego złoconym kurzem. Posłała w eter smutny, wyprany z kolorów uśmiech i delikatnie skinęła głową. Jego obecność zanikła, odchodząc wraz z szeptaną melodią przestrogi.
Z odrętwienia wydobyło ją pytanie Hectora, nagle tak bliskie, dobrotliwe w swoim zmartwieniu, uniosła więc na niego wzrok i pokiwała machinalnie, wyszywając na ustach ścieg nieco wymuszonego, weselszego uśmiechu, który nijak jednak nie byłby w stanie oszukać wprawionego obserwatora jego pokroju. Kogoś, kto przez całe lata uczył się czego szukać w niedostatecznie wystudiowanych reakcjach ciała. - Tak - odpowiedziała mu cicho, bo przecież w istocie nic się nie stało, nie zdążyła zobaczyć ani kropli krwi, nie zdążyła wysłuchać ostatniego drżącego oddechu opuszczającego skorupę ciała przeznaczonego wiecznemu stygnięciu, nie zdążyła pomyśleć nawet jak się z tym czuła. - To Neala, moja przyjaciółka - przedstawiła mu Weasleyównę, a kiedy kraczący w napięciu kruk poderwał się znad głowy posągowej niewiasty i otrzepał się na ziemi, zgubiwszy lotkę na wyschniętym, popękanym podłożu, bezmyślnie schyliła się, żeby po nią sięgnąć. Czarne pióro lśniło w jej dłoni jak polerowany onyks. Półwila powiodła spojrzeniem do ptaka, spoglądając na zmarniałą żerdź jego nowego miejsca, po czym wsunęła pióro do kieszeni, żeby móc zacząć wplatać kwiaty w koronę na głowie Pani Jeziora. I wtedy stało się coś dziwnego, coś wspaniałego - kolory budziły się do życia mozaiką plam, rozlewając się na włosach i dotykającej ich skórze. Błękit, fiolet, tu i ówdzie pastelowy róż, koral i łosoś. Gama wody i ostatnich ocieplających ją promieni zachodzącego słońca. Patrzyła na to oniemiała, z nadzieją, że kobieta za chwilę zbudzi się ze snu... Ale nic takiego się nie wydarzyło. Działanie nowego wianka nie sięgnęło na tyle głęboko, żeby poruszyć jej serce ani zwrócić mu wolność.
Do wyjaśnień Hectora po chwili dołączył również Roratio, koloryzujący potwierdzenie podkreśleniem swojego pochodzenia i Celine zmarszczyła brwi, trawiąc jego słowa w zalewającym ją szoku opóźnionego zrozumienia. - Powiedziałeś Aenghusa? - zapragnęła uderzyć się w czoło rozłożoną na płasko dłonią tak mocno, jak tylko byłoby to możliwe. Jak mogła nie skojarzyć tego imienia z protoplastą Prewettów? Przecież wybrzmiewało przy każdej stosownej okazji, związane nierozerwalną wstęgą przeznaczenia z piękną Caer zaklętą w łabędzia w ramach sprawdzianu prawdziwej miłości. - On tam był! Aenghus. W sali balowej, wśród biesiadników, ja... Och Merlinie - oblała ją czerwień rumieńców na myśl, że jeszcze przed chwilą oddawała się pełnym niewiedzy pląsom w ramionach przodka Roratio. Młodzieniec musiał niemalże wyłuszczyć fakty drukowanymi literami, by cokolwiek do niej dotarło, co za wstyd! Prawdziwy rycerz o pięknej twarzy i doskonałym wyczuciu rytmu, na pewno go uraziła. Mimowolnie obejrzała się przez ramię, ale wiedziała, że Aenghus nie wyłoni się już spomiędzy zasuszonych korytarzy labiryntu, że nie będzie jej dane przeprosić za jakże niestosowną ignorancję. Nie zapomniałaby go, gdyby był baletmistrzem, poza nimi jednak nikt, żadna historyczna ani tym bardziej legendarna postać, nie mogła cieszyć się w jej pamięci przesadnym bezpieczeństwem...
Spojrzenie wodziło od twarzy do twarzy, lgnąc do opowiadającego o Graalu i runach Everetta, do Marii wspominającej o eliksirze potrzebnym do ożywienia roślinności, do Evelyn siłującej się z niuchaczem i Theo zaciskającego rękę na trzonku starej miotły. Choć na ich tle poczuła się nagle niepomocna, nie tak uzdolniona ani prężnie rozumująca jak zgromadzone dokoła umysły, to to uczucie mieszało się z trudnym do nazwania podekscytowaniem wynikającym z tajemnicy, którą starali się wspólnie rozwikłać, dziesięcioro zupełnie różnych ludzi, brylujących w zupełnie innych sferach. - Coś na pewno trzeba zobaczyć od góry - zawyrokowała, trzepocząc rzęsami. Uśmiech, który tym razem zakradł się na usta, zdawał się zadowolony, jakby wpadła na coś, czego nie domyślił się jeszcze nikt inny. - Chyba że przeznaczeniem tej miotły mają być wyścigi z krukami, ale one nie wyglądają, jakby były w humorze. Może... może pęknięcia w ziemi w coś się ułożą? W jakiś wzór? - powróciła wzrokiem do Theo, by potem szeptem powtórzyć zainkantowane wcześniej orchideus. Skoro zadziałało przy wianku, czy gdyby spróbowała wpleść kwiaty w gałęzie oplatające ciało kobiety, przyniosłoby to podobny rezultat? Silniejszy? Pełna ostrożnej delikatności wsuwała łodygi we wnęki pomiędzy zasuszonymi witkami a piaskową skórę jedynie tam, gdzie faktycznie miała na to przestrzeń, uważna także, by w żaden sposób nie kolidować z działaniami leczniczymi Hectora.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Łąki [odnośnik]08.07.23 0:10
Objęcie ramion Celine działało kojąco. Zawsze działało kojąco. I ładnie pachniała. Czasem nic mówić nie musiała, żebym mogła ją zrozumieć - ale przecież, o to w duszach bratnich chodziło, nie? O porozumienie, które ponad słowa wykraczało. Wzięłam drżący wdech w płuca, przymykając na chwilę powieki.
- N-nie wiem. - odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą. Bo pogubiłam się całkiem, początkowo przerażona powtórką z Brenyn i mówiąc szczerze - widok umierającego króla nie pozostawiał po sobie jakiegoś przyjemnego wrażenia. Zdecydowanie nie byłam na nie gotowa. - Nie wiem. - powtórzyłam raz jeszcze i pokręciłam przecząco głową. Rzadko kiedy te słowa przechodziły mi przez gardło. Zawsze próbowałam znaleźć drogę i jakieś wytłumaczenie, ale teraz nie umiałam. - Tu jest inaczej. - dodałam jeszcze, bo czułam, że było. Ale czy lepiej? No, jeszcze nikt nie zginął. Poza królem. Może więc Rory miał rację? Zacisnęłam wargi odsuwając się od przyjaciółki. A potem znów drgnęłam słuchając głosu i głosu Celine. Brwi zmarszczyło mi się lekko, bo zrozumiałam gdzieś wewnątrz siebie, że była lepsza ode mnie. Przynajmniej tej wersji, którą byłam właśnie teraz. Nie umiałam zdobyć się na takie wybaczenie - tylko dzisiaj, czy zawsze? Nie byłam pewna. Zacisnęłam palce na tych Celine. Cóż, przynajmniej wiedziałyśmy tak samo dużo. Czyli w sumie nic. Ruszyłam jednak za nią nie stawiając oporu. Ale nie chowając też różdżki, chociaż zapomniałam całkiem, że zaciskam na niej dłonie mocno. Powinnam się wziąć i ogarnąć, ale ostatnio, nie bardzo byłam sobą. Więc po prostu byłam, trochę jak cień, patrząc jak Celina odgania kruka, a potem odebrałam od niej kwiaty postępując jej śladem.
- Pomogę. - odpowiedziałam cicho. Kim teraz byłam? Zastanawiałam się, zerkając raz na kamienny posąg. Za kim tak tęskniłam? Czego obawiałam się naprawdę? Zerknęłam na mężczyznę, który znalazł się obok.
- Miała istotną rolę. - zgodziłam się z Roratio, nadal niemrawo. Normalnie przecież przypomniałabym sobie ten poemat o niej, piękny taki, cały i romantyczny strasznie. Gdybym mogła kimś być, Panią Jeziora chciałabym właśnie. - Trochę jesteś. - potwierdziłam jego słowa, próbując dźwignąć kącik ust ku górze, ale wyszło mi to marnie. Dlatego odwróciłam spojrzenie zajmując się ponownie kwiatami od Celine. - Już jest dobrze. - zapewniłam Roratio, zwracając na niego niebieskie tęczówki. Może twarzy brakowało zwyczajowej pewności, ale nie widniało też na nie kłamstwo. Już było, tak jak wtedy przy teatrze, to tylko chwilowe. To moje wariactwo. Pokręciłam przecząco głową na jego propozycję. - Brendan mówił, że powinno się iść na przód. - dodałam, poza tym, nie chciałam psuć zabawy. Zabawy, bo to zabawa miała być przecież, tak?
- Jak do czego? - zdziwiłam się, trochę bardziej naturalnie marszcząc brwi. A do czego miotły służyły normalnie, do tego żeby polecieć, nie? - W jaki sposób, kielichem można nabić guza co najwyżej. - zdziwiłam się, spoglądając na mężczyznę (Everett). Graal był mieczem chyba. Bo czym innym cios mu zadali jak nie nim? Woda? Rozejrzałam się. Przecież nie wyleję na nią wiadra. Dyskusja trwała, ale nic mądrego nie miałam do powiedzenia więc milczałam. Przesuwałam jedynie spojrzeniem po jednostkach obok, obracając się raz w stronę Roratio. Chciałam coś powiedzieć. Już otwierałam usta, ale słowa uzdrowiciela sprawiły, że zamarłam, spoglądając na niego.
- Neala. Neala W… wystarczy Neala. - przytaknęłam Celine, trochę się zapędzając po dawnemu, ale po dawnemu nie było. Skinęłam mężczyźnie lekko głową. Ręka mi zadrżała, zatrzymała się w pół ruchu a oczy rozwarły szerzej. Możliwe, że była? Jak żyła? Przecież to był posąg. Zmarszczyłam brwi, spoglądając na uzdrowiciela. A potem wstrzymałam oddech - znałam to zaklęcie. Znałam je przecież.
- Ja znam. - odpowiedziałam więc zgodnie z prawdą. - Więcej trochę nawet. - przyznałam, bo i to nie odbiegało od prawdy. Odłożyłam kwiaty na bok, przysuwając się do niego. Czując gulę, która w gardle mi się zebrała. Zmarszczyłam lekko brwi w obawie. Przykucnęłam trochę. W razie potrzeby powinnam być w stanie rzucić Fosilio i zatamować krwawienie i to właśnie miałam w planie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Łąki [odnośnik]08.07.23 13:58
Większość swej uwagi poświęcałem zastanej na polanie scenie; nie dlatego, że nie dbałem o towarzystwo pozostałych czarodziejów, a z powodu zagadki, którą przed nami postawiono. Ta zaś nie dawała mi spokoju; podejrzewałem, że głównie ze względu na to, że w grę wchodziły runy, czyli dziedzina, którą parałem się od ponad dekady, choć nie w kontekście rozpoznawania i łamania klątw. Poza tym, trudno było mi oderwać wzrok od tej tajemniczej sylwetki, nie całkowicie nieruchomej, a z drugiej strony – nie przypominającej przecież żywej osoby. Kątem oka spojrzałem ku Adzie, gdy ta dołączyła do mojej mniej lub bardziej udanej próby zebrania wszystkich informacji w jedną całość. – No dobrze, w takim razie mamy tutaj Panią Jeziora, której ewidentnie coś dolega – zgodziłem się, kiwając przy tym nieznacznie głową. Przetarłem dłonią po pokrytym zarostem policzku w wyrazie głębokiej zadumy; zaraz jednak uniosłem wyżej brew, gdy kobieca postać zaczęła nabierać kolorów, przynajmniej trochę, w reakcji na przywróconą wiankowi świetność. – I możliwe, że potrzeba jej tego, co jest w fiolce. – Dobre spostrzeżenie. Woda, która przyszła mi na myśl w pierwszej kolejności, najpewniej okazałaby się za słabym lekarstwem na problemy otaczającej nas, tkniętej chorobą roślinności. – Neala, tak? – Spojrzałem na rudowłosą dzierlatkę, tę, która została przed chwilą przedstawiona przez tanecznie uzdolnioną Celine, a która odniosła się do mych słów dotyczących Graala. Nie miałem zamiaru upierać się przy swoim, bo i tylko rzucałem różnymi myślami, pomysłami, próbując zrozumieć, co też się dzieje i co dokładnie powinniśmy zrobić. – Miecz był Graalem z komnaty i to nim został zabity król, tak. Tak przynajmniej nam powiedziano. Ale później wspomniano również o podzieleniu go na fragmenty, a że zwykle Graal przedstawiany jest jako kielich... Pomyślałem, że może ten – wskazałem palcem na trzymany przez rzeźbę-nie-rzeźbę artefakt – ma w sobie część tamtego ostrza. – Czy teraz brzmiało to sensowniej? Nie wiedziałem. W głowie miałem chaos, a ten chaos tylko zwiększył się, gdy Hector zaczął przybliżać mi swoje odkrycia. – Król był przeklęty? Hm. – Zmarszczyłem brwi, po czym przetarłem twarz, próbując zetrzeć z niej zmęczenie. Czułem, że zaczyna boleć mnie głowa, z drugiej strony – chętnie angażowałem się w próbę rozwikłania naszego problemu. Problemu Króla, Pani Jeziora i cierpiącej krainy. – Spróbujmy... spróbujmy to przeanalizować. Od początku. – Wtedy też magipsychiatra zwrócił się do Kruszyny, przez co mimowolnie objąłem ją wzrokiem; czyli jednak to ona, to musiała być ona, skoro jeszcze nie tak dawno temu, podczas średniowiecznej uczty, Vale zwrócił się do niej imieniem. Tylko skąd się tu wzięła? W toczonej wojną Anglii? Zaraz jednak moje myśli pomknęły dalej, napędzane wspomnieniem uczonych. – Tak powiedzieli? O odwróconych znaczeniach klątw? To potwierdza to, o czym przed chwilą sam pomyślałem. Runy na ostrzu, nie były ustawione w klasycznej pozycji. Zdołałem się im przyjrzeć, gdy roznosiłem jadło. I cóż, nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, mogę się mylić, pomyślałem jednak, że... Że nakładając na miecz klątwę zapomnienia, klątwę, która zwykle pozbawia wspomnień dotkniętą nią osobę, ale w formie odwróconej, chcieli sprawić, że cała kraina, wszyscy oburzeni postępowaniem tyrana poddani, zapomną o jego istnieniu. – Powiodłem wzrokiem po twarzach zebranych wokół czarodziejów, żałując, że nie ma z nami Jade lub Jovena. Oni na pewno byliby obalić moją tezę lub wprost przeciwnie, przyznać mi rację bez choćby cienia zawahania. – Nie wiem, czy jest jakaś formuła, która wywołuje kalectwo. Na pewno można zadać komuś ból, uprzykrzyć mu życie... Niezależnie od tego, jaka krzywda spotkała monarchę, mogli uważać, że to wina klątwy. I że odczynią ją, jej skutki dla ludu, wymazując go z kart historii. – Wzruszyłem lekko ramieniem, wcale nie będąc pewnym, czy trafiłem w samo sedno czy wprost przeciwnie, błądziłem we mgle, łącząc ze sobą fragmenty informacji, które nie miały ze sobą wiele wspólnego. – Ja też potrafię, choć nie jestem ekspertem, więc nie będę wam wchodzić w drogę – odparłem w kierunku Hectora i Hazel, gdy Maria wspomniała o znalezionej przez siebie roślinie, zapytała, kto zna się na alchemii. – Tylko czy bylibyśmy w stanie uwarzyć tutaj eliksir? Widział ktoś kociołek?zagadnąłem nieco głośniej, tak, by usłyszeli mnie wszyscy zebrani na polanie śmiałkowie. Sam niczego takiego nie dostrzegłem, to jednak jeszcze o niczym nie świadczyło. Bo nie podejrzewałem, by kamienny puchar nadawał się do przygotowania mikstury; tak czy inaczej postanowiłem mu się bliżej przyjrzeć, a oględziny te pozwoliły mi dostrzec nie tylko kolejne runy – tym razem w mniej złowróżbnej kombinacji, bo symbolizującej poszukiwanie balansu – ale i żłobienia, które kierowały się w dół naczynia. Podrapałem się po brodzie, mrużąc przy tym ślepia; wyglądało na to, że źródło pęknięć w ziemi leżało tuż pod kielichem, a co więcej – że spomiędzy nich sączyły się wirujące na niewidocznych podmuchach wiatru drobiny magii. – Żyje? – powtórzyłem po stojącym opodal czarodzieju, bezwiednie cofając się przy tym o krok; nagle poczułem się dość dziwnie, że tak nad kobietą wisiałem, zaglądałem do trzymanej przez nią misy, analizowałem zdobiące ją znaki. – Jak to możliwe? – dodałem, może naiwnie; trudno było mi się wyzbyć szoku wywołanego tą diagnozą. Spojrzałem to na niego, to na pomagającą mu Nealę i stojącą niewiele dalej Adę. – Nie wiem, czy... Wydaje się, że jej stan jest ściśle powiązany ze stanem natury. Że te pęknięcia ziemi powstały w punkcie pod pucharem. Może gdybyśmy wypełnili go, uleczyli roślinność, zaradzilibyśmy obu problemom... Evelyn? Evelyn, masz tę fiolkę? – Dopiero wtedy odwróciłem się przez ramię w kierunku Despenser; na krótką chwilę zapomniałem o jej próbie dogadania się z niuchaczem, przekonania, co też ten łapserdak mógł skrywać w swojej torbie. Kto wie, może wytrzepalibyśmy z niego nawet kociołek, gdybyśmy się tak do tego przyłożyli. Ruszyłem ku przyjaciółce z zamiarem udzielenia jej pomocy; może we dwójkę pójdzie nam łatwiej.


I'd like to feel at home again
Drowning peaceful through your hands
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Re: Łąki [odnośnik]08.07.23 20:36
Szukała śladów, wskazówek co do kierunku dalszego działania, a znalazła… sama nie była właściwie pewna, co to było. Oczy piaskowej kobiety ożyły nagle, wypełniły się krystalicznie czystym błękitem, a w nich odbił się inny czas, inna sceneria. Adda natychmiast obejrzała się przez ramię, porażona ogromem zmian, które przyszło jej oglądać i zastygła w bezruchu, widząc ranną Panią Jeziora. W milczeniu obserwowała obumieranie labiryntu, jej powolne kroki na dokładnie to samo miejsce w którym teraz ją zastali. Każdy szczegół mimowolnie wwiercał się w jej pamięć, zakotwiczał tak solidnie, by o niczym nie zapomnieć ― wizja, objawienie, nagły przeskok w czasie, cokolwiek właściwie się stało, było zbyt ważne by pominąć z tego choćby szczegół.
Rozstąpiła się ziemia, padły słowa, kielich wypełnił się po brzegi. A kiedy mrugnęła ― wszystko rozwiał podmuch wiatru.
Adda mrugnęła parę razy, prezentując klasyczny przykład zdezorientowania i ściągnęła brwi. Wydawało jej się… ale nie, nikt nie patrzył na nią jakoś dziwnie. Czyżby nagłą podróż do innego czasu zaliczyła samodzielnie? Reszta uczestników zabawy w labiryncie zdawała się pochłonięta swoimi zadaniami; uchwyciła parę słów tłumaczeń Everetta, złapała jego uważne spojrzenie, jakby zauważył jej konsternację i chwilowe zagubienie.
Ja… ― odezwała się, umilkła. Nigdy wcześniej coś takiego jej się nie zdarzyło. ― Miałam jakąś wizjęzwróciła się do wszystkich, którzy chcieli jej wysłuchać i wzięła głębszy oddech. Musiała się skupić, przywołać zaszczepioną w pamięci sekwencję obrazów. ― Wizja dotyczyła jej ― wskazała dłonią na kobietę ― Pani Jeziora i labiryntu. Tam, w wizji, wszystko było piękne, soczyście zielone i żywe, ale obumarło dokładnie w tym momencie, kiedy wkroczyła tutaj ranna, zupełnie jakby uciekające z niej życie zabijało także roślinność. ― Zmarszczyła brwi. ― Krwawiła błękitem, jej skóra miała podobny odcień do tego, ale jakby… intensywniejszy, jeszcze żywszywyciągnęła dłoń, musnęła opuszkami palców włosy Pani Jeziora, ale zaraz ją cofnęła, jakby niepewna tego, czy powinnanosiła na sobie już pierwsze oznaki tego, co trawi ją teraz, jakby susza obejmowała jej ciało, odbierała życie wraz z uciekającą z niej błękitną cieczą.
Urwała na chwilę, wzięła głębszy wdech. Kolejne wspomnienia spłynęły łagodną kaskadą, a obraz ponownie pojawił jej się przed oczami, zupełnie jakby przeżywała tamtą chwilę od nowa i od nowa, chcąc streścić ją zainteresowanym.
Powiedziała, że to się tak nie skończy, potem padła na ziemię w dokładnie tej samej pozie w jakiej ją zastaliśmy. Kielich zaś pojawił się chwilę potem i… nie widziałam nigdy tak czystego tworu magii ― podniosła oczy na Hectora, spróbowała złowić jego spojrzenie ― “Swą ostatnią wolę pokładam w tych, którzy zapragną uleczyć tę krainę i oddać jej życie, które jej zabrano. Ratując rośliny, uratujecie nas wszystkich. Niech Merlin was strzeże” ― wyrecytowała, wprawnie zmieniając głos, jakby sama na sekundę stała się Panią Jeziora. Trochę dla efektu, a trochę z chęci dokładnego wyrecytowania jej słów.
Tuż po tym uniosła kielich i zamieniła się w tę rzeźbę, a ziemia popękała. Ze szczelin wydobyły się lśniące od magii drobiny wody i znalazły swoje miejsce tutaj, we wnętrzu kielicha. Potem wizja zgasła ― dokończyła z nutą rozczarowania w głosie i potarła dłonią policzek. W tej sytuacji niewiele mogła zrobić.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Łąki [odnośnik]08.07.23 20:46
Przez kilka chwil zebrała się w sobie na tyle, by utrzymać spojrzenie Hectora, choć nie odzywała się dalej. Co więcej, jej twarz na przemian pąsowiała ze wstydu i bledła z niewypowiedzianego jeszcze strachu. Sprzeciwianie się mężczyźnie, a zwłaszcza starszemu i nieznajomemu, stało w opozycji do wszystkiego, czego uczyli ją rodzice, ale gdzieś w środku czuła, że robi dobrze. Że tak trzeba. Jednak nie trwało to długo, wreszcie potrzebowała powrócić do względnej, wewnętrznej równowagi, gdy przemawiała do Evelyn i Everetta. Do magipsychiatry wróciła uwagą dopiero wtedy, gdy podzielił się z nią informacją o umiejętnościach alchemicznych własnych oraz ciemnowłosej kobiety, którą nazwał Hazel. Skinęła więc głową, skromnym uśmiechem dziękując za informację. Nie potrafiła odnaleźć odpowiednich słów, zwłaszcza, że po pierwsze, czuła się trochę głupio, zwracając uwagę starszemu mężczyźnie na jego zachowanie, a po drugie — miała wrażenie, że znajdują się pod jakąś niespodziewaną presją czasu. Że nie mogli pozwalać sobie na bezsensowne, bezcelowe dyskusje.
Słuchała więc Everetta w narastającym napięciu. Co jakiś czas kiwała głową w potwierdzeniu, zgadzając się z tym, co już wiedzieli.
— A co jeżeli kielich, nosząc w sobie też część Graala, jest Excaliburem? — zwróciła się do Sykesa, zagryzając nieco dolną wargę. Była przekonana, że można było to założyć, szarozielone oczy rozbłysły nawet niespotykaną często u Marii pewnością. — Pani Jeziora była jego opiekunką, właścicielką... A sam Excalibur miał zastąpić Miecz z Kamienia i pomóc w walce o miłość, dobro, sprawiedliwość... — dodała po chwili, przywołując z pamięci teksty legendy, aż wreszcie nabrała większy wdech, wypuściła z ust westchnienie i pełna przejęcia raz jeszcze zabrała głos. — I podobno miał zostać rozbity na trzynaście kawałków. Jak mógł być rozbity Graal—miecz. Skoro... Skoro można odwrócić klątwę, to czemu nie odwrócić też znaczeń przedmiotów? Albo całej legendy? — nie była pewna, czy to, o czym mówiła, mogło mieć jakiś sens. Czy mogło mieć miejsce. Ale musiała pamiętać, że wciąż tkwili w projekcji, w wizji, a więc zasady logiki nie musiały trzymać się ich aż tak kurczowo, czyż nie?
Nie chciała tracić czasu. Podeszła więc do Hazel, ukłoniła się przed nią skromnie i wyciągnęła w jej kierunku dłoń z wijołapką, przekazując roślinę kobiecie.
— Jest pani w stanie stworzyć z tego jakiś eliksir? — zapytała ostrożnie, a słysząc słowa Everetta o kielichu, odpowiedziała mu. Tym razem bez zawahania, głos, choć noszący słowa, w które mógł zwątpić ostrożny alchemik z doświadczeniem, mówiła pewnie, przekonana o tym, że jej niewypowiedziane wcześniej przeczucie musiało być prawdziwe. Słuszne. — Nie potrzeba kociołka. Kielich posłuży za niego. Jest duży, nie pęknie, nic nie przecieknie — po tych słowach znów zwróciła się do Hazel, spoglądając na nią z pewnym ponagleniem, ale też i gorącą, choć niewypowiedzianą jeszcze prośbą. — Ja... Ja mogę pani pomóc. Jeżeli pani chce, jeżeli pani czegoś potrzebuje. Proszę tylko powiedzieć — zaoferowała swe usługi, po czym wsłuchała się w opowieść kolejnej kobiety, która mówiła o tym, że miała wizję. Poświęcenie Pani Jeziora stało się już jasne, tak samo jak to, że to oni zostali tymi, w których położyła ostatnią nadzieję. To duża odpowiedzialność, ale musieli jej sprostać.
Ciche, zaskoczone westchnienie znów opuściło jej usta, gdy zobaczyła zmiany zachodzące w aparycji Pani Jeziora pod wpływem kwiatów czarowanych przez Celine. To znaczy, że rośliny miały spory wkład w jej ozdrowienie, ale czy kilka orchideusów wystarczy, aby ją uleczyć? Może tak, zwłaszcza że Hector i Neala ratowali jej ciało przy pomocy magii leczniczej. Wstyd znów oplótł jej duszę, znów była bezużyteczna. Gdyby słuchała Elviry, może udałoby się jej pomóc w jakiś bardziej składny sposób...
Nie chcąc wtrącać się do sprawek Pani Jeziora ani bitwy z Niuchaczem, stojąc wciąż obok Hazel, starała się imitować dźwięki kruczego krakania, pragnąc uspokoić ptaka, a może pokazać mu także, że gdyby tylko chciał, mógłby im zaufać. Wystawiła też rękę do przodu, podobnie jak wcześniej robiła to z sokołem, zapraszając zwierzę do spoczęcia na niej.

| staram się udawać krakanie kruka, ONMS II


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Łąki [odnośnik]08.07.23 20:46
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 37
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 13 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]09.07.23 22:35
Przez kilka chwil odczuwała lekkie rozkojarzenie po ostatnim geście Addy. Oczywiście, że ta spryciula doskonale znała jej słabe strony, jednak zupełnie nie spodziewała się, że podejmie tego typu interakcję, jawnie ukazując, że ją rozumie, że wie o wszystkim. Everett również był tego świadom, widział to już nie raz, lecz miał tyle oleju w głowie, by nie podejmować tematu i była mu wdzięczna, tak samo jak wtedy, gdy zaoferował Addzie również własną dłoń. Ucisk na przegubie był opatrzony zgoła innym uczuciem, daleko mu było do dziwnego, niekomfortowego mrowienia na skórze i palącej potrzeby odstąpienia od kontaktu. Chciała tego, chciała jej pomóc, podjęła własną decyzję, która wszak okazała się w pełni świadomą i czuła się dzięki temu lepiej, stanowiło to swego rodzaju komfort psychiczny, może właśnie za sprawą innego rozłożenia nacisku? Niemniej wiedziała, że przyjdzie im jeszcze o tym porozmawiać, nie dziś, ale w niedalekiej przyszłość i cóż, nie była z tego powodu najszczęśliwsza, ale może faktycznie rozważy wcześniej zawarcie paktu z Panem Tonksem? Tak, to mogłoby jej dopomóc.
Starała się słuchać wszystkich dookoła, zapamiętywać ich słowa, wszelkie wysnuwane teorie. Kątem oka dostrzegła, jak miotła podlatuje do nadętego buca (Theo); jak kwietny wieniec ożywił włosy posągu, a kobieta, która go wytworzyła (Celine) poczęła na nowo wplatać kwiaty w dalsze, obumarłe gałązki; jak płomiennowłosa (Neala) zbliża się do posągu. Słyszała wypowiedzianą przez Hectora inkantację, najwyraźniej próbował zaleczać rany krwawiące piaskiem i rozważania Everetta, jakoby część miecza miała znaleźć się w kielichu, zapewne w skutek przetopienia, ale to już były wyłącznie jej domysły. Wzdrygnęła się, gdy doszły ją słuchy o wizji Addy, nie powiedziała jednak nic, ciesząc się w duchu, że powróciła już do nich świadomością; najwyraźniej Pani Jeziora nie zamierzała uczynić im krzywdy, a jedynie dopomóc w rozwikłaniu zagadki. Nie nadążała za wszystkimi, jednak nie było to znaczące, bo nie mogła pomóc żadnemu z nich, nawet jeżeli bardzo by sobie tego życzyła, by mogli pomyślnie ukończyć ów labirynt. Wtem zdążyła sobie przypomnieć jeden, niewielki, ale istotny szczegół.
Młoda blondynka wcześniej powiedziała coś, co pomogło jej połączyć kropki. Nie wiedziała przecież, czy fiolka była pusta, może zawierała jakiś eliksir, czy składnik, który by im pomógł? Nie wyłapała tego, przedmiot przecież nazbyt prędko zniknął w czeluściach przepastnej torby, ale nie mogła wykluczać tej opcji, tym samym najwyraźniej trzeba było postępować rozważnie. Świetnie, los tej ziemi może zależeć od niuchacza, gorzej być nie mogło, pomyślała z grymasem na ustach, żałując, że nie zdążyła jej podziękować za podzielenie się tą informacją, ale potrzebowała skupić całą swoją uwagę na zwierzęciu i nie chciała rozpraszać swojej i jego uwagi. Obserwowała stworzonko z zaciekawieniem, przenosząc zaraz ciężar ciała tak, by klęknąć i finalnie przysiąść na nogach, co mogło być znaczące pod względem wydobywania fiolki, której przecież nie chciałaby stłuc. Wiedziała już, że zainteresowała go wystarczająco, że podświadome pragnienie błyskotki było wystarczająco silne, by mogła pertraktować. Niczym nie różnił się od niuchaczy z którymi przyszło jej obcować, a to było swego rodzaju pociechą. - A-a, nie tak prędko, oddaj fiolkę, dostaniesz świecidełko – szepnęła z rozbawieniem, spokojnie wyciągając drugą dłoń w kierunku stworzenia, wskazując na niego, a następnie cmokając i wykonując gest w powietrzu, który miał mieć na celu jasny przekaz, prośbę o zbliżenie się do jej ręki. - Robię co mogę – odpowiedziała Everettowi, cały czas jednak obserwując niuchacza, zaraz wywracając oczami. – Widzisz? Jemu życie niemiłe, więc mnie pogania, a przecież mógłby stanąć z boku i ubezpieczać tyły na wypadek, gdybyś spróbował mi uciec, prawda?przymilnie szeptała zwierzęciu, przekręcając w palcach broszę tak, by pobudzić błysk przedmiotu, starając się oczarować je na tyle, by straciło rezon i podeszło do niej na wystarczająco blisko, by mogła wziąć go na ręce. Obserwowała czujnie jego ruchy, tymczasem drugą dłoń powoli zbliżała do samego stworzenia; z boku wyglądało to tak, jakby chciała go pogłaskać. Gdy wydawało się, że to już odpowiedni moment, spokojnie spróbowała go pochwycić, wciskając mu w łapki broszę, tak dla odwrócenia uwagi, chcąc finalnie przyciągnąć niuchacza do siebie w celu obrócenia głową do dołu, połaskotania po brzuchu i wytrząśnięcia przedmiotu z niuchaczowej torby wprost na materiał swojej spódnicy.


| j.w – próbuję wziąć niuchacza na ręce i wyciągnąć z niego przedmiot, ONMS III

[bylobrzydkobedzieladnie]


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me


Ostatnio zmieniony przez Evelyn Despenser dnia 11.07.23 18:55, w całości zmieniany 7 razy
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Łąki - Page 13 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Łąki [odnośnik]09.07.23 22:35
The member 'Evelyn Despenser' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 76
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 13 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]09.07.23 23:27
Kolejne słowa docierały powszechnie, układając wszystko w jednolitą układankę. Klątwa po klątkie, krótkie przytkanięcia w stronę Hectora i słowa Marii, bo chyba tak dziewczę się nazywało, ale nie miała pewności. Jareth, które obecność drażniła pozostałości emocji ciepłych, letnich dni sprzed kilkunastu lat. Analizowała, dłońmi gładząc susz ze swojego rodzaju zmartwieniem wyrażonym zmarszczonymi brwami.
- Coś na kszałt... geniuszu w stworzeniu czegoś, co pozbywa się u wszystkich zgromadzonych wspomnienia kata? - Odparła na pytanie Hectora, dalej pozostając wpatrzoną w resztki roślin. Przełknęła ślinę, w jakimś niezrozumiałym następstwie zapominając o klątwach i królu, jakby na piedestale stanęła potrzeba odbydowania tego, co tu i teraz - obolałe, obumarłe i obejmujące cierpieniem nie tylko same siebie, co przyszłe pokolenie. Sięgnąwszy dłonią po wijołapkę, zmarszyła łagodnie brwi, spoglądając ponownie do kielicha.
- Wijołapka... - Zaczęła, następnie podnosząc głowę w swojego rodzaju prędkości. - Uwaga, słuchajcie! Skupmy się na tu i teraz. - Przebłysk myśli spowodował nerwowe zatrzepowanie rzęs. Przesuwając spojrzeniem po zgromadzonych, uniosła lekko dłoń z wijołapką do góry. Wyprostowana sylwetka, pewny siebie, podniesiony głos, ale nie krzyczący w niebogłosy. Miała wskazywać pewność, niż rządzenie się. Grupa była rozsiana, każdy miał swoje sprawy, podczas gdy sprawa jedna była klarowna, pewna i szybka do załatwienia, jeśli tylko udałoby się ich wszystkich zgrać.
- Jedna osoba, która potrafi odrobinę magię leczniczą niech spróbuje pomóc Hectorowi. - Tutaj wskazała przyjaciela, następnie znów przesuwając spojrzenie po zgromadzonych, następnie uśmiechając się lekko na widok pomagającej mu Naeli, Neali? Jakoś tak, no słodkie dziewczę.
Miała suszoną niezapominajkę, kwiat stokrotki...
- Potrzebuję odnaleźć jeszcze... ingrediencje ze zwierząt, aby otrzymać eliksir kiełkowania. - Tutaj spojrzała na Theo, kierując bezpośrednio do niego kolejne słowa.
- Jeśli się uda, to znaczy, znajdziemy jeszcze cztery składniki pochodzenia zwierzęcego, będzie potrzebna osoba by to rozprowadzić wokół. Moim zdaniem, najszybciej i najłatwiej będzie przelać eliksir do czegoś mniejszego i z pomocą miotły roznieść pojedyncze kropke po ziemi... - Skwitowala to lekkim wzruszeniem ramionami, następnie powracając spojrzeniem do reszty zgromadzonych. - Czy ktoś ma coś... zwierzęcego? Pióra, pazury, sierść? Nie wiem czemu byście mieli ale... Evelyn? - Spojrzała tu po wszystkich, następnie skupiając spojrzenie na znajomej, obdarzając ją lekkim uśmiechem. Następnie powróciła do Everetta, wydając się subtelnie mniej zmieszaną niż na początku, naturalnie starając się przejąć rolę skupionej na działaniu.
- Znajdźmy wspólnie składniki, wtedy część powróci do analizowania tego, co się stało, my natomiast... - Tutaj wskazała głową na zgromadzonych wokól Pani Jeziora i lekko w stronę Theo. - Zajmiemy się tym co tu i teraz. - Powiedziawszy to, odeszła na chwilę od kielicha, rozglądając się dalej w przestrzeni, stawiając pierwszy krok w kierunku naśladowania jej poczynania. Nie oglądała jednak tylko terenu, rozglądając się dokładnie po sylwetkach osób i poczynianych przez nich czynnościach. Powinni postawić sobie za cel odbudowanie tego, co uległo zniszczeniu - odratowaniu strat, niż zapomianiu o ich zapomnieniu. I właśnie ta sprawa - niewidocznych, startych w pył roślin, które uległy zapomnieniu, zmierzwiła ją najbardziej.

| mam zielarstwo III, perswazję II, spostrzegawczość I (rzucam) - staram się skupić zgromadzonych na znalezieniu składniowych, głównie zwierzęcych w pobliżu siebie bądź u innych wokół


poetry and anarchism
it’s survival of the fittest, rich against the poor. I’m not the only one who finds it hard to understand I’m not afraid of God, I am afraid of man
Hazel Wilde
Hazel Wilde
Zawód : naukowczyni, botaniczka, głos propagandy podziemnego ministerstwa
Wiek : 32 lata rozczarowań
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowa
widzę wyraźnie
pełne rozczarowań twarze
a w oczach ból i gniew
uśpionych zdarzeń
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 trust me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11597-hazel-wilde-nee-summers-budowa#358577 https://www.morsmordre.net/t11630-konwalia#359622 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11632-hazel-wilde#359624
Re: Łąki [odnośnik]09.07.23 23:27
The member 'Hazel Wilde' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 98
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 13 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]11.07.23 17:23
Zmarszczył lekko brwi, próbując- bez większego powodzenia- nadążyć za wszystkim, co działo się dookoła niego. Nie był wielkim znawcą opowieści, Pani Jeziora nie była tworem znanym mu bardziej niż Pani Pustyni ani Pani Bagien. Hector i jego nieskończona cierpliwość zdołały wcisnąć do jego opornej głowy kilka mitów, coraz rzadziej mylił już Hermesa z Hadesem, ale zrozumienie prawd kryjących się pod fasadą baśni i opowieści przychodziło mu wciąż z wielkim trudem. Milcząco przysłuchiwał się więc toczącej się dookoła dyskusji, przyglądając się trzymanej w dłoni miotle. Znajomy, tęskny ciężar; dotyk lakierowanego drewna wciąż wzbudzał falę niechcianych wspomnień i słabe echo dawnego bólu. Duchy przeszłości potrafiły go odnaleźć w najmniej pożądanym miejscu i w najgorszym możliwym momencie, gdzie nie mógł zapić nagłej goryczy winem ani zatłuc jej młotem, jak we własnym warsztacie. Skrzywił się więc nieznacznie, usilnie próbując przenieść własną uwagę tak daleko od własnej głowy, jak tylko było to możliwe. Odprowadzał właśnie wzrokiem Hectora rzucającego zaklęcie na tą całą wodną Panią (lub raczej to, co z niej pozostało?), kiedy nagle to piękne zjawisko, które obserwował wcześniej (Celine) postanowiło zwrócić się właśnie do niego. Mimowolnie uśmiechnął się, zadowolony, próbując poskromić połechtane ego na tyle, aby móc jej odpowiedzieć.
-No, możesz mieć rację- Bąknął elokwentnie, nie przestając się jednak uśmiechać.- Dobry pomysł, powinniśmy tego spróbować. Przy okazji- jestem Theo Moore.
Podałby jej rękę, gdyby nie umknęła wcześniej, aby dalej wyczarowywać kwiaty; piękna magia zdawała się perfekcyjnie pasować do pięknej dziewczyny. Odwrócił się od niej dopiero, słysząc słowa Hazel. Skinął jej głową i uśmiechnął się krzywo.
-Wedle życzenia, mądralo- Odparł ciepło, nie mogąc puścić płazem okazji do zaczepki, zupełnie tak, jak za dawnych czasów. Zupełne jak za dawnych czasów ujął też miotłę- dziwne, zdawała się być stworzona dla dwóch osób, jednak kogo więcej mógł ze sobą zabrać? Wyszczerzył się pod nosem, odszukując wzrokiem Hectora, żeby zawołać- Mam jedno wolne miejsce dla fana, wsiadasz?
Przeklął się jednak w myślach tak szybko, jak tylko skończył mówić; jeśli chciał wcześniej zadbać o własną anonimowość, teraz zapewne pogrzebał z kretesem własne szanse. Nienawidził być obserwowany, kiedy nie był już sobą, kiedy wsiadał na miotłę nie jako gracz, tylko jako kaleka. Nie jako Theo Moore, tylko jako to, co z niego pozostało- a pozostało przecież niewiele. Zacisnął zęby, cholerny dureń, po czym szybkim ruchem wsiadł na miotłę i delikatnie odbił się nogami od podłoża, wzbijając się w powietrze.
-Poszukam tych Twoich składników- Mruknął jeszcze w stronę Hazel, mimowolnie rejestrując, że zwróciła się do jego łaskawej partnerki imieniem Evelyn. Podleciał nieco wyżej; miotła być może była wiekowa, zdawała się jednak działać bez zarzutu. Z góry mógł lepiej przyjrzeć się Everettowi, który mógł być ich kluczem do rozwiązania tej cholernej zagadki i wydostania się z tego przeklętego miejsca, i drobnej blondynce (Marii), która zdawała się... rozmawiać z ptakiem? Pokręcił głową, czując, jak pęd powietrza rozwiewa mu włosy w boleśnie znajomy sposób. Zapewne nie miało go już spotkać nic dziwniejszego, niż ten dzień. Westchnął w duchu, mrużąc oczy i próbując dostrzec z góry składniki, o których mówiła Hazel, lub wzór, o którym wspominała dziewczyna o anielskiej twarzy (Celine).

rzucam na spostrzegawczość w takim razie!
Theo Moore
Theo Moore
Zawód : eks-zawodnik Jastrzębi, obecnie magikowal
Wiek : 33
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
When the heart would cease
Ours never knew peace
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11769-theo-moore https://www.morsmordre.net/t11956-goblin#369851 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f430-irlandia-okolice-dungiven-stara-farma-moore-ow https://www.morsmordre.net/t12124-theo-moore#373220
Re: Łąki [odnośnik]11.07.23 17:23
The member 'Theo Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 81
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 13 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]12.07.23 2:02
Przez chwilę spoglądał na Celine w pewnym niezrozumieniu - może to przesadna już pewność, ale wydawało mu się, że imię protoplasty jego rodu było znane uczestnikom Festiwalu Lata, nie przez wzgląd nawet na ród Prewett, ale sam fakt, że imiona jego oraz Caer przeplatały się nieustannie w opowieściach snutych w odleglejszych kątach festiwalu, jak i podczas głównego przemówienia. Zdziwienie odmalowało się na twarzy młodego lorda. - Naprawdę? Że też nie udało mi się z nim porozmawiać - ktokolwiek wpadł na umieszczenie Aenghusa w tej historii musiał być geniuszem i z pewnością osobiście miał pogratulować kunsztu narracyjnego, bo historia, która ich prowadziła była zawiła i angażująca. Na słowa Neali uśmiechnął się delikatnie. Ważne, że szła do przodu i nie drżała już z powodu nieznanych mu niebezpieczeństw, jakie spotkały ją podczas innego festynu.
Wsłuchał się uważnie w słowa Everetta. Chociaż sam Roratio średnio znał się na runach, to próbował nadążyć za rozumowaniem jednego z towarzyszy. - Król prosił mnie, abym odnalazł Graala i go z nim pochował, czy to by zadziałało? Skoro został zabity mieczem, to zwrócenie go do Króla nawet po śmierci mogłoby odwrócić tę... odwróconą klątwę? - rzucił w eter, bo sam nie był pewien czy nadążał. Gdyby musieli podsumować koszty związane z ucztą, na której wcześniej się znajdowali z pewnością byłby bardziej pomocny. Pewna myśl jednak zakiełkowała w głowie Roratio, którą postanowił skonfrontować z Hazel, bowiem kobieta wydawała się ekspertką w dziedzinie zielarstwa, Rory od razu pomyślał o tym, że pewnie świetnie dogadałaby się z Archibaldem. Podszedł zatem w kierunku Hazel, przyglądając się kiełkującym roślinom. - Przepraszam, m'am - kulturalnie zwrócił uwagę brunetki na swoją osobę, jednocześnie posyłając Marii delikatny uśmiech, bowiem obecność żadnej damy nie powinna być niezauważona, prawda? - Ma pani wielką wiedzę na temat roślin, zastanawiałem się, w kwestii eliksiru, jak wielki obszar będzie w stanie pokryć? - zagadnął, spoglądając na kobietę bystro. - I czy na potrzebę naszego zadania warto byłoby wspomóc działanie eliksiru zaklęciem Floreat Crevi?Wiem, że w normalnych okolicznościach bywa zgubne, ale tutaj chyba także musimy wypełnić luki w historii, żeby pchnąć ją dalej - chociaż był nader krnąbrnym i opornym uczniem to przyjął już tę lekcję do siebie i wiedział, że czasem lepiej zapytać, a przecież nie zamierzał narażać ich na jakiekolwiek szkody. Nawet jeżeli to tylko zabawa.
Roratio J. Prewett
Roratio J. Prewett
Zawód : dumny przedstawiciel swego rodu, utrapienie lorda nestora
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
owijam wokół palca wolny czas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10993-roratio-j-prewett https://www.morsmordre.net/t11046-polypodiopsida https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-dorset-weymouth-palace https://www.morsmordre.net/t11053-roratio-j-prewett
Re: Łąki [odnośnik]19.07.23 16:57
Hector nigdy wcześniej nie leczył istoty wyrwanej ze stronic baśni, więc jego niepewność względem leczenia tej, która stała przed nim, zdawała się całkiem wytłumaczalna, ale mimo to zaklęcie dało pozytywny efekt - rana była na tyle płytka, że magia niemal od razu ją zasklepiła, zostawiając po sobie zaledwie bladą kreskę, która najwyraźniej była blizną. Skóra wokół stała się w jednej chwili bardziej „ludzka” - zamiast piaskowego odcieniu pojawił się delikatny błękit, a tkanki stały się napięte. Jednak trwało to tylko chwilę, efekt musiał być zbyt powierzchowny - rana otworzyła się ponownie, ale tym razem wypłynęła z niej krew, nie jednak czerwona, a niebieska błękitna. I zaczynała sączyć się niebezpiecznie szybko.
Krucze pióro, które z ziemi podniosła Celine, nie różniło się niczym o innych kruczych piór, które kiedykolwiek widziała w życiu, ale w dotyku było miękkie, a w blasku księżyca przyjemnie lśniło. Kruki na chwilę podniosły na Celine wzrok paciorkowatych oczu znad ziemi i tak jej się przyglądały, kiedy dotykała nie tylko czoła posągu, ale i zabrała ze sobą pióro jednego z nich. Nic jednak innego nie zrobiły, dalej wpatrując się z zaciekawieniem na półwilę. Kolejne kwiaty, które tym razem wplatała w suche gałązki na ciele kobiety, razem z Nealą, przynosiły podobny skutek do takich samych działań podjętych wcześniej, lecz był to skutek niewielki - skóra zmieniała odcień na błękitny w miejscu, gdzie żywe płatki ją dotykały, ale nie dalej.
Gdy Everett podjął krótką wędrówkę w stronę Evelyn, w którymś momencie pod jego butem ziemia się pokruszyła, rozszerzając jedną z większych rys, które powstały w ziemi. W rozłamie zobaczył coś jak bardzo delikatny prąd magii, lśniące drobiny bardzo powoli poruszające się w stronę pucharu, jednak zanikające tuż pod nim, jakby były zbyt słabe, by iść dalej - teraz mógł rozpoznać, że pod jego stopami znajdowała się połowicznie otwarta żyła magii, która w jakiś sposób zasilała puchar. Ktoś musiał wcześniej z nią kombinować - wskazywała na to jej słabo określona, pozytywna siła, ale jednak osłabiona na tyle, że nie mogła wpłynąć na otoczenie. Słuchając opowieści Adriany, mógł skojarzyć, że drobiny magii mogły być tymi samymi, ale brakowało w nich wody.
Kruk, zainteresowany krakaniem Marii, podniósł na nią spojrzenie paciorkowatych oczu, przekręcając delikatnie łebek z zainteresowaniem. W pierwszym momencie nastroszył pióra i zakrakał mocno, ale za chwilę się uspokoił, a kiedy podsunęła mu swoją rękę, jedną nóżką postanowił nawet na niej stanąć, nie mogąc się zdecydować, czy to dobra decyzja, czy jednak nie. W końcu jednak do jednej nóżki dołączyła druga, a ptak zatrzepotał czarnymi skrzydłami, gubiąc przy tym kolejne krucze pióro, i zakrakał władczo na swoich towarzyszy, zajętych przyglądaniem się Celine i Neali. Ptaki przez chwilę patrzyły na tego, którego trzymała Maria, po czym zaczęły dziobami grzebać w ziemi. Jeden z nich rzucił pod nogi Hazel dwie dżdżownice - wciąż żyjące, wijące się w najlepsze.
Niuchacz ewidentnie nie był zadowolony z przebiegu sytuacji, do której doprowadziła go jego własna chciwość - wciąż jednak siłował się z błyskotką, nie zamierzając się poddawać. Pisnął w kierunku Evelyn, kiedy do niego mówiła, zakańczając swój zwierzęcy wywód wystawieniem jej języka. I tak bardzo zajęty był swoja osobistą zemstą, że nie zauważył, jak się na niego zasadziła. Chciał już nawet uciec, kiedy broszka wpadła w jego łapki, ale Evelyn była szybsza i nawet się nie zorientował, kiedy obrócił się głową w dół. Już wpakowywał broszkę do torby, żeby czasem mu nie wypadła, jak tu nagle nieznana mu kobieta zaatakowała go łaskotkami. Niuchaczowy chichot rozlał się po okolicy, podobnie do wszystkiego, co właśnie wysypało się z jego torby - fiolka razem z zawartością, kilkanaście złotych monet, dwie bransoletki i kilka drobnych pierścionków z drogocennymi kamieniami. Fiolka opatrzona była zdobioną etykietką, którą z powodzeniem Evelyn mogła przeczytać - „Sproszkowany pazur hipogryfa”. Niuchacz, będąc zawieszony wciąż do góry nogami, skrzyżował łapki na brzuszku i wisiał tak, bardzo dramatycznie obrażony.
Głos Hazel miał siłę, by skupić na sobie uwagę wszystkich zgromadzonych - pewność siebie nadawała jej charakteru przywódcy i zapewniała wszystkich dookoła, że jeden cel ich zjednoczy, zachęcając, motywując. Wszyscy poczuliście się podniesieni na duchu i chętni do działania, jednak nic, co mówiła Hazel, nie mogło stanąć w sprzeczności z waszymi temperamentami.
Theo, gdy podniósł się na miotle do góry, najpierw zobaczył, jak wielkie połacie labiryntu miał przed sobą - korytarze, które utworzone były przez martwy żywopłot, ciągnęły się aż po horyzont, gdzieniegdzie przetkany nagimi pniami drzew. Jednak jeden punkt najbardziej zwrócił jego uwagę - po wschodniej stronie labiryntu znajdowało się ujście, a za nim sporej wielkości polana z kamieniem, w którym tkwił wbity w środku miecz, niemal dzieląc kamień na dwa. Gdy podleciał bliżej, by dojrzeć jakieś szczegóły, zobaczył, że ze szczeliny dużymi kroplami wolno wypływa woda.
Roratio, rozglądając się po roślinach, dojrzał te, które widział już wcześniej - niezapominajki i stokrotki. Jednak dostrzegł coś jeszcze - pod wysuszonym żywopłotem, blisko jednej z odradzających się niezapominajek, znajdowało się kilka martwych, malutkich ciem.

SZALENIE PRZEPRASZAM za obsuwę, farmakoterapia to niebezpieczna jest. MG już jest w pełni sił i obiecuje, że więcej przerw do końca eventu nie będzie! (na 98%)

Pięknie poproszę, żeby czynności, których się podejmujecie, były w waszych postach podkreślone.

Dzięki przywódczym działaniom Hazel, wszyscy do końca wydarzenia dostajecie +5 do wszystkich rzutów.

Zdobyte przez was skarby:
Celine: krucze pióro
Hazel: wijołapka
Evelyn: sproszkowany pazur hipogryfa, złote monety, lśniąca, złota biżuteria

Czas na odpis trwa do 22.07. Jeśli napotkacie po drodze problemy z czasem, koniecznie dajcie mi znać!

Na wszelkie pytania odpowie na pw Ted Moore (na discordzie również zapraszam!).
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 13 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąki [odnośnik]19.07.23 19:49
Obok niej wrzały dyskusje. Zwoje umysłów skręcały się w dedukcji, przesycając powietrze mrowieniem ekscytacji, które liznęło jej policzki i pokryło je smużkami zaintrygowanych rumieńców. Bycie mądrym musiało być wspaniałe; z nieco zazdrosnym podziwem wsłuchiwała się w słowa Adriany odkrywającej karty doznanej nagle wizji, a także Everetta podsumowującego sytuację, nie mając pojęcia kiedy zdążył zaobserwować aż tyle. Przecież dopiero co bawili się na uczcie! Gdy sama była zajęta aksamitnym pląsem pośród tańczących par, pozostali skrupulatnie obserwowali rozkwit sytuacji i wyciągali wnioski, z których puzzli mieli teraz ułożyć rozwiązanie zagadkowej klątwy i tego, co spotkało Panią Jeziora... Czasem żałowała, że los poskąpił jej tak sprawnego rozumu, byłoby miło wystąpić naprzód i zawtórować Everettowi własnym spostrzeżeniem, czymś, co rozwiałoby wątpliwości i rzuciło na sytuację nowe światło, najlepiej prowadząc ich przy tym do szczęśliwej puenty rozgrywanej historii. Niestety - zamiast tego milczała, chłonąc potok słów jak pustynny piasek chłonąłby deszcz, tak długo, zanim kruchość jej uwagi nie rozwiała się w podmuchu niskiego męskiego głosu uwikłanego w odpowiedź.
Głosu, który jej przytaknął. Ukłuty niedowierzaniem uśmiech roziskrzył oczy uradowaną wdzięcznością, bo przecież najwyraźniej powiedziała coś mądrego i coś przydatnego, zupełnie jak otaczający ich towarzysze zagubieni w logicznym wrzeniu; och, nie istniał na ziemi człowiek, który poczułby się jak Rowena Ravenclaw bardziej niż Celine Lovegood w tym momencie.
- Celine - przedstawiła mu się miękko. - Miło mi, Theo - były zawodnik Jastrzębi mógł przywyknąć do piskliwych, pełnych pobudzonej fascynacji próśb o autograf zaraz po zdradzeniu swojej tożsamości, ona jednak o quidditchu wiedziała tyle co nic. Nie przypisała jego twarzy do sportowych plakatów, do wiadomości o zakończonej karierze, nie miała pojęcia na jakim modelu miotły latał w reflektorach profesjonalnego sportu, z kim z drużyny najlepiej współpracował na boisku ani ile razy w życiu oberwał tłuczkiem. W kanwach obumierającego labiryntu był dla niej tylko i aż Theo Moore, jednym z dziesięciu śmiałków, a i chyba także znajomym Hectora, bo wcześniej zdążyła dostrzec ich razem, wymieniających spojrzenia i ciche komentarze. - Uważaj na siebie w powietrzu. Ta miotła nie wygląda na życzliwą. Mam podobną, przynajmniej z wyglądu, i ostatnio złośliwie spadła mi na nogę, kiedy obok niej przechodziłam - westchnęła z cierpiętniczym rozbawieniem; latać, w końcu, nie potrafiła w ogóle. Uśmiechnęła się po raz ostatni, po czym ruszyła dalej, do boku Pani Jeziora.
Nad klęczącą, piaskową postacią pochylał się Hector, za to Neala wspomogła ją we wplataniu kwiatów w sylwetkę baśniowej postaci, w zasuszone gałązki okalające ciało, lecz kolor nie powracał ani tak szybko, ani tak rozlegle, jak pragnęłaby tego półwila. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy jeśli obsypałyby ją kwiatami, żywą, świeżą roślinnością upstrzoną gamami przeróżnych barw, to czy Pani Jeziora w końcu otworzyłaby oczy, by wydać z siebie choć jeden prawdziwie brzmiący oddech - ale zanim zdołała podzielić się przemyśleniem z przyjaciółką, usłyszała nawołujący ich wszystkich głos nieznajomej kobiety, zbierającej w całość strzępki wymienionych konkluzji i nadając im konkretny, jaśniejszy kierunek. Ton Hazel wtłoczył w nią nową werwę, nakazywał sądzić, że wszystko, co tu robili, okaże się owocne, jeśli tylko połączą siły i zewrą szyki, że nie istniała przeszkoda, której dziś by razem nie rozwiązali. Drgnęła na pytanie o ingrediencje zwierzęce, przypomniawszy sobie o aksamitnym piórze, którego czubek wystawał ponad krawędź brzoskwiniowej sukienki. Natychmiast po nie sięgnęła i ostatni raz przesunęła palcami po miękkich krawędziach, by potem zbliżyć się do Wilde o kilka kroków i wyciągnąć w jej kierunku dłoń dzierżącą lotkę. Jej serce euforycznie dzwoniło w piersi.
- Proszę pani - zwróciła się do Hazel, chcąc zaskarbić sobie uwagę kobiety. - To pióro wypadło ze skrzydła kruka, który wcześniej siedział na głowie Pani Jeziora. Nada się do eliksiru kiełkowania? - spytała z silną, płomienną nadzieją. Wcześniej liczyła, że lotka stanie się pamiątką z baśniowego świata (choć nie miała pewności, czy zaraz po wyjściu z labiryntu nie rozprysłaby się w migotliwym pyle, przynależąc do świata iluzji), ale nie czuła ni cienia żalu, przekazując ją na poczet eliksiru mogącego zatrzymać trawiącą krajobraz chorobę suszy i wymarcia. Zerknęła na Hectora i Nealę trwających przy Pani Jeziora, rozważała, czy do nich nie wrócić, ale wyrządziłaby więcej szkody niż pożytku, próbując zanurzyć się w magii uzdrawiania, dziedziną, z jaką nigdy wcześniej nie miała do czynienia - poza byciem na otrzymującej ją pozycji. Przeniosła potem wzrok na obrażonego niuchacza towarzyszącego nieznajomej ciemnowłosej kobiecie. Teraz już nie chichotał, a wydawał się urażony do żywego, poruszony w ten ujmujący i urwisowaty sposób. - Nie dokazuj, tu dzieją się ważne rzeczy - półszeptem poprosiła stworzenie, zapewne jej nie rozumiał, ale to nic. Widziała przedmioty, które Evelyn podstępem wydobyła z jego kieszeni, błyskotki, fiolkę i monety, małe owoce małych kradzieży, komu wszystko to zwędził? - A twoje poświęcenie nie pójdzie na marne - dopowiedziała cicho, żartobliwie, cofnąwszy się o kilka kroków od Hazel, Evelyn, Roratio i Everetta, jakby nie chciała wchodzić im w drogę. Eliksiry nie były jej mocną stroną, nie oferowała więc fałszywego wsparcia, wiedząc, że mieli pomiędzy sobą wprawniejszych czarodziejów oraz czarownice; żaden balet nie był pełny bez postaci tańczących w tle, dziś mogła więc wcielić się w właśnie taką rolę. - Gdybym mogła z czymś pomóc, albo coś podać... - urwała jednak, dochodząc do wniosku, że brzmiało to głupio.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455

Strona 13 z 21 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 17 ... 21  Next

Łąki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach