Wydarzenia


Ekipa forum
Łąki
AutorWiadomość
Łąki [odnośnik]27.09.15 1:42
First topic message reminder :

Łąki

By dostać się na festiwal, należy przenieść się za pomocą przygotowanych na wydarzenia masowe świstoklików lub udać się pieszo z centrum najbliższego miasta na wybrzeże Dorset. Cały teren, gdzie będzie odbywać się wydarzenie, obłożono silnymi zaklęciami ochronnymi oraz uniemożliwiającymi teleportację. Wzgórza w porastają maki i chabry, stanowiące ciekawe kolorystyczne połączenie dla gromadzących się gości. Kilkaset metrów na zachód wyznaczono niewielkie pole namiotowe dla gości z różnych stron świata, chcących spędzić więcej czasu w urokliwym Dorset.

Labirynt

Nieopodal głównej części festiwalu zaprojektowano labirynt. Nie przytłaczał swoją wielkością – wystarczyło stanąć na palcach, żeby zobaczyć, co jest po drugiej stronie. Składał się z kilku komnat, połączonych ze sobą plątaniną korytarzy. W każdej znajdowała się biała drewniana ławka i donice z kwiatami, a w niektórych ustawiono także nieduże rzeźby i fontanny. Czarodzieje mogli tu odpocząć od tłumu i harmidru festiwalu.

Gra zostanie rozpoczęta postem Ain Eingarp.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:06, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Łąki [odnośnik]19.10.15 12:35
Nie wiem, czy ja bym zgodziła się z kimkolwiek robić cokolwiek niestosownego przed ślubem, a już zwłaszcza z kimś, kto nie jest moim narzeczonym. To i tak wielki krok na przód, że potrafię wsadzić Persowi język do buzi (jak to okropnie brzmi, ale w praktyce jest znacznie milsze, chociaż może powinnam to jakoś smacznie ująć). Na początku naszej znajomości tylko razem tańczyliśmy i śpiewaliśmy aż do bólu gardeł na koncertach. To była jednak Ameryka i po powrocie z tego innego świata dosyć trudno było mi się przyzwyczaić do mieszkania w Londynie jako nieoficjalna narzeczona Perseusza, gdzie on notorycznie nie miał dla mnie czasu, więc co ja miałam tak czekać na niego tygodniami. Nawet nie pamiętam jak to zrobiłam, ale moi rodzice skończyli rozmowy z familią Averych o naszych zaręczynach i szybko dogadali się z ojcem Cezara, gdzie jednak tego czasu między nami było więcej to ten z kolei lubił zabawiać się z innymi dzierlatkami. Naprawdę by mi to nie przeszkadzało, ale w momencie w którym przyszłam do jego biura z pysznym domowym obiadkiem to pod jego biurkiem klęczała jakaś niewiasta. Jakoś już wolałam Persa, który chociaż nie miał dla mnie czasu to przynajmniej mnie nie zdradza na prawo i lewo i wciąż wierzę, że tego nie robi. Wszystko jakoś się odkręciło (choć z mojej strony było to na zasadzie utarcia nosa Cezarowi, który jednak miał wszystko gdzieś i wcale nie próbował mnie przy sobie zatrzymać) tylko wątpię, że mogłabym ponownie zerwać zaręczyny z Persem. Ojciec – chociaż naprawdę bezkonfliktowa, wyrozumiała oraz rodzinna persona – już i tak pogroził mi palcem i wypluł z siebie słowo wydziedziczenie. Już chyba nawet wolałabym poślubić takiego Cezara niż zostać wydziedziczoną.
- Och tak, już w grudniu – męczy mnie trochę ta przepisowa odległość (już wolałam jak mnie niechcący objąłeś w talii) i myślałabym o niej bardziej, gdyby nie to, że mi właśnie przypomniałeś o moim ślubie. Nie żebym pragnęła uciec na koniec świata i przeczekać tam dwa, trzy lata aż Pers znajdzie nową narzeczoną, bo jednak wydaje mi się, że takiego drugiego mężczyzny nie znajdę. Jest naprawdę przystojny i kocham jego jasne tęczówki. Lubię też sposób w jaki do mnie mówi i lubię też jego liczne prezenty. Jak mnie całuje to zawsze chcę więcej. Chyba przeszkadza mi jedynie, że prawdopodobnie wie o Cezarze i tej mojej małej podmianie z zaręczynami (choć też te z Cezarem były nieoficjalne i wiedziały o tym tylko nasze rodziny). Czasem się jego boję, ale może dlatego, że nawet ciebie się boję, choć tak naprawdę nie pojmuję dlaczego. Przecież nie jest tak, że planujesz zrobić mi jakąś krzywdę.
Uśmiecham się do ciebie czule, bo jestem taka łasa na komplementy, a ty mówisz mi tak miło, że nie wiem nawet, co powiedzieć. Pers też mi tak ładnie mówi, ale go nie widziałam tyle czasu, że już prawie zapomniałam jaki jest przystojny i jak bardzo brakuje mi tych jego komplementów, które ty potrafisz mi prawić równie w mistrzowski sposób.
- Mówisz mi tak miło jak twój kuzyn – zauważam. Nie dostrzegając w tym nic niestosownego ciągnę dalej. - Jeśli Perseusza będę widywać po ślubie w takim samym stopniu jak teraz to musisz do nas wpadać i mówić mi takie miłe rzeczy! – bo on tylko pracuje i pracuje. - Chyba że również jak on jesteś przywiązany do swojej pracy tak bardzo, że potrafisz niemalże w niej spać – aż mi się smutno robi i taką też mam minę.
Linette Greengrass
Linette Greengrass
Zawód : kelnerka w imbryku
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
then love, love will tear us apart again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 7 Tumblr_mqmgkuZ8T01rhe069o1_400
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t671-linette-greengrass http://morsmordre.forumpolish.com/t890-moka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f125-wollongong-7-9 http://morsmordre.forumpolish.com/t1596-linette-greengrass
Re: Łąki [odnośnik]19.10.15 23:19
Rzecz całkiem trywialna, prosta, wręcz błaha, w rękach Samaeal stawała się czynem podniosłym, aspirującym do miana rytuału. Każdy jego gest był idealnie wyważony, stonowany, elegancki i przydawał godności wszystkim czynnościom, jakich by się nie podejmował. Niezbywalna gracja arystokraty; z taką samą pasją przykuwał niepokornych pacjentów skórzanymi pasami do twardego łoża (i tak działał nad podziw humanitarnie), z jaką wirował w pełnym namiętności ognistym tańcu z uroczą dziewicą. Równie dobrze (albo nawet lepiej) prawił komplementy. Dobieranie słów, aby za ich pomocą rzucić na kolana świat i zwojować niewieście serca stanowiła przecież dziecięcą igraszkę. Zważywszy na to, iż kobiety i tak nie rozumiały, czemu miały służyć owe erudycyjne popisy. Nie był przecież pospolitym bardem, wykonującym ordynarne, prostacko rymujące się pieśni na ulicach wśród pospólstwa – posiadał znacznie więcej godności, a zaprezentowanie swej charyzmy kryło znacznie wyższy cel. Zaczynając od ugruntowania swej nieposzlakowanej reputacji dżentelmena, kończąc na zawstydzeniu życiowych partnerów, towarzyszących mu czasami cnotliwych dziewczątek. Nie musiał obawiać się o groźby ze strony nestorów rodu o zniesławienie i zdeprawowanie ich latorośli. Pieczołowicie dobierał swoje ofiary, czasem nawet ważąc się na zmieszanie krwi. Był niezwykle pragmatyczny: mugole mogli przecież służyć do znakomitej zabawy. Wielokrotnie rozważał nad wyłowieniem z tłumu wyjątkowo atrakcyjnego, przyodzianiem go w strój trefnisia i wykorzystywaniem do własnych uciech. Dopóki zapewniałby należytą rozrywkę i byłby pożyteczny, Avery gwarantowałby mu bezpieczeństwo, dach nad głową i miskę strawy. Traktowanie praktycznie nieludzkie, jednak czym mugole różnili się od zwierząt? Idąc tym tropem, Samael odkrył istotne powiązania z niewiastami, również pozbawionymi pewnych cech charakterystycznych niewątpliwie jedynie dla człowieka. Choćby umiejętności abstrakcyjnego myślenia: to zdecydowanie je przerastało i Avery policzyłby na palcach jednej ręki, ile spośród znanych mu kobiet zostało obdarzonych tą cenną umiejętnością. Linette nie zaliczyłby w poczet tych wybranych, jednakowoż powstrzymywał świerzbiącą rękę przed wymierzeniem sprawiedliwości (nie rozumiał, czemu jeszcze przed nim nie klękała) i zagarniał ją do siebie bliżej, czułym gestem troskliwego opiekuna. W przypływie rozsądku powinna zrozumieć, że należy uciekać?
- Im bardziej na coś czekasz, tym odleglejszym się to wydaje – orzekł, jakby z zadumą, uśmiechając się łagodnie. Nie spoglądał przy tym na dziewczynę, wpatrując się w odległy punkt przed nimi, licząc iż uchroni to panienkę Greengrass od (jak mu się zdawało) niezwykle głośnych myśli, przebijających się brutalnym dźwiękiem gongu, kiedy zastanawiał się, co chętnie by z nią uczynił. Poczynając od zakneblowania, gdyż słowotok dobywający się z jej ust irytował go niepomiernie. Milczenie jest złotem, głosiło znane porzekadło, w jakiego wartość nigdy nie wątpił, szczególnie, kiedy odnosił je w kierunku babińca. Avery cenił tych, którzy potrafili w niewielu zwrotach przekazać dużo treści, zaś dzierlatki (zwłaszcza młode i nieopierzone) nie wykazywały się znajomością owej sztuki. Prowokując w ten sposób drzemiącego w nim demona, jaki w owej chwili domagał się przejęcia kontroli nad opanowanym (jeszcze całkowicie) Samaelem.
- Czuję się zobowiązany, moja droga – powiedział, uśmiechając się łagodnie i znacząc granatowymi oczami kontury jej pełnych ust – zaś nad pracę wyżej cenię inne wartości – dodał, nie sprecyzowawszy jednak dokładnie swej wypowiedzi. Pozwalał na spoufalenie w konkretnym celu, wyraźnie robiąc konkurencję Perseusowi , choć Linette znał raczej niedługo. Tyle wszakże wystarczyło – jego złote usta spisywały się znakomicie w każdej kwestii swego użycia.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.


Ostatnio zmieniony przez Samael Avery dnia 20.10.15 17:50, w całości zmieniany 1 raz
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Łąki [odnośnik]20.10.15 14:29
Wciąż pierwszy dzień

Nie mam najmniejszego pojęcia, które z nas pierwsze wpadło na tak dziwny pomysł, jak udział w Festiwalu Lata. Podejrzewam, że to z powodu jakiegoś niejasnego zakładu, który został zawarty podczas jednego z wieczorów dla typów spod ciemnej gwiazdy, czyli dla nas. Prawdopodobnie przegrałam i nie mając nikogo, kogo mogłabym zabrać ze sobą, w ostateczności przyciągnęłam tu Sylvaina. Możliwe, że powód był zupełnie inny, lecz to się nie liczyło, nie zaprzątało mojej głowy. Najzwyczajniej w świecie musieliśmy się męczyć w towarzystwie niezliczonej ilości ciał tłoczących się przy wejściu na tereny Weymouth; słońce powoli chyliło się ku zachodowi, oblekając złotem okoliczne lasy i wody, przyjemne ciepło grzało skórę. Z tego powodu ubrałam letnią suknię, chociaż obleczoną w czerń. Wciąż nosiłam żałobę i nawet, jeśli ta po moim ojcu się skończyła, to wciąż rzewnie opłakiwałam utraconą godność. Rozdarto mnie z człowieczeństwa, z czegoś, co miało pozostać ze mną do końca mych marnych dni; tymczasem czułam się goła, na języku miałam posmak najgorszej goryczy z możliwych, a w duszy czułam jedynie pustkę. Byłam niczym wydmuszka bez żadnego wnętrza i nawet dokonanie zemsty nie przyniosło ukojenia w bólu. Dlatego musiałam wyglądać naprawdę dziwnie, krocząc po lekko wysuszonej trawie zapakowana w materiał, który mnie dodatkowo grzał, ale ja starałam się udawać, że tak właśnie miało być. Oglądałam mijane stoiska bez zbytniej ciekawości, patrzyłam po twarzach ludzi, którzy w większości byli mi zupełnie nieznani. Z jednej strony kroczył Jowisz, mój ukochany pies i jedyny obrońca, z drugiej Crouch, którego obecność mnie uspokajała. Nawet, jeśli ostatnimi czasy coraz częściej łapałam się na tym, że czułam się w jego towarzystwie dziwnie nieswojo. Przypisywałam to moim nierealnym fantazjom, że kiedykolwiek mógłby pomyśleć o mnie w inny sposób, nie przez pryzmat tego, że znamy się prawie całe nasze życia.
- Ach, jak tu wspaniale - powiedziałam, niemalże dławiąc się ironią. Nie widziałam swojej twarzy, lecz gdybym mogła ją dostrzec w lustrze, z pewnością przeraziłabym się tym niepokojącym uśmiechem, który zagościł na mojej twarzy. Dla lepszego efektu westchnęłam cicho. - Festiwal miłości, dałbyś wiarę? Niedługo twoja rodzina weźmie cię w ramiona, rzewnie płacząc ze szczęścia, że cię widzą. Przewiduję, że całość będzie się dziać nad wodą, w akopaniamencie zasmucającej melodii granej na skrzypcach. Może i ja uronię łezkę wzruszenia nad waszym losem, błogosławiąc całe to przyjęcie, które odmienia ludzi - dodałam, nieco teatralnie, jak zwykle przesadzając. Niestety, nie potrafiłam sobie oszczędzić głupich komentarzy. Może świadomość życia bez miłości, zato z wiecznym upokorzeniem nie działała na mnie odpowiednio, a może po prostu byłam cyniczna. Jakikolwiek był powód, zatrzymałam nasz spacer, patrząc pytająco na Sylvaina, jak gdyby to on był przewodnikiem naszej wycieczki. Nie powinnam była się skupiać na rodzinie, ale temat zgoła inny, tyczący się jej miłości był zbyt przygnębiający, abym chciała go poruszać, nawet w formie żartów. I tak to imię nie przechodziło przez moje gardło.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Łąki [odnośnik]20.10.15 14:39
To chyba straszne być przykutym w tak bestialski sposób do łóżka albo w ogóle wsadzanie kogoś w kaftan lub zamknięcie go w izolatce, gdzie jedyne głosy jakie słyszy się to te w swojej głowie. Nie myślę o tym, co robisz. Trwożę się tylko tam w jakiś sposób, że jesteś psychiatrą, ale nie myślę o tym, czym dokładnie się zajmujesz w swojej pracy. W przeciwnym razie na pewno nie gawędzilibyśmy w taki sposób. Byłabym raczej powściągliwa i ostrożna w swoich słowach. Jeszcze mnie zamkniesz w pokoju bez klamek. Czytałam kiedyś taką książkę o metodach leczenia w placówkach psychiatrycznych i cieszę się, że w tym momencie w ogóle o niej nie pamiętam, a jedynie błogo i nieświadomie rozkoszuję się twoim towarzystwem.
Może i dobrze, że nie wiesz, że mam wśród swoich znajomych kilkoro mugoli skoro masz taki do nich stosunek. Pewnie wtedy już na pewno zechciałbyś mnie ukierunkować na właściwie tory.
Nikt mi nigdy nie powiedział, że jestem rozsądna, raczej lekkomyślna. Zdaję sobie z tego sprawę, ale też nigdy na tym nie wyszłam źle, więc dlaczego nagle miałaby przestać się tak zachowywać? Uważam cię za czarującego, nic mi nie zrobisz. A nie klęczę przez tobą, bo klęczenie tylko po ślubie, chociaż Wenus mi mówiła, że nie, ale ja nie chcę spłonąć w piekle tylko pójść do nieba.
- Może dlatego to nie wydaje mi się takie odległe – a później się gryzę w język i nawet mnie to zabolało. - Nie, że nie czekam na to, tylko że nie czekam, ale chcę – dodaję pospiesznie zupełnie nielogiczne zdanie, próbując wytłumaczyć się z tego, co właśnie powiedziałam. Bo nie jest tak, że nie czekam. To znaczy naprawdę nie czekam na dzień ślubu, ale chyba tego chcę. Zestresowałam się, więc mnie w ogóle dziś nie zrozumiesz, jeśli chodziło o poślubienie mego drogiego narzeczonego. - To znaczy, nie czekam, ale tego chcę – kompromituję się dalej. - Wyczekiwanie na coś, co i tak przyjdzie nigdy nie będzie miało w moim mniemaniu sensu. Rozbudza tylko emocje przez które człowiek staje się niestabilny – próbuję się uratować. Jesteś kuzynem Persa i nie bardzo chcę, byś źle mnie zrozumiał i przekazał jemu, jaką jestem złą narzeczoną.
Widzę jak patrzysz na moje usta i znowu się rumienię.
- Och, jakież to? – odwracam gdzieś głowę w dal, żebyś nie dostrzegł moich rumieńców, choć przecież to bez sensu, w końcu widzisz mnie profilem.
Linette Greengrass
Linette Greengrass
Zawód : kelnerka w imbryku
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
then love, love will tear us apart again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 7 Tumblr_mqmgkuZ8T01rhe069o1_400
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t671-linette-greengrass http://morsmordre.forumpolish.com/t890-moka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f125-wollongong-7-9 http://morsmordre.forumpolish.com/t1596-linette-greengrass
Re: Łąki [odnośnik]20.10.15 20:59
Jeden, dwa, trzy...Uspokój się, Heleno. Oddychaj spokojnie, nie pozwól by wyprowadził Cię z równowagi. Powtarzam w myślach sama do siebie, gdy szybkim tempem staram się znaleźć jak najdalej brzegu. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam w drugą stronę, nie zastanawiając się nawet jak moje zachowanie odbierze Perseusz. Może powinnam przełknąć potwarz, zachować zimną twarz i wsunąć szczupłe dłonie pod jego ramię, doprowadzając go tym samym do białej gorączki? To zdecydowanie rozsądniejsze wyjście z sytuacji, nie zdradzić mu, że jego słowa wyprowadziły mnie z równowagi i pozostać uroczą, wyniosłą Heleną, niewzruszoną błahymi czynnikami tego świata. Znienawidziłby mnie za to w ułamku sekundy, a ja równie szybko w ustach odczułabym smak zwycięstwa. Cztery, pięć, sześć... A jednak pozwoliłam sobie na moment słabości, dałam wyprowadzić się z równowagi i odeszłam, niczym oburzona nastolatka. Kipiąc złością i ledwie powstrzymując się od tupnięcia nogą w piasek. Duszę się tu, dłonie drżą mi z bezsilności, mając ochotę jedynie coś zniszczyć. Uspokój się, Heleno. Nie pozwól, by taka drobnostka zaszkodziła Twojej reputacji. Roześmiane twarze wirują mi przed oczami, a ja nadal uciekam. Gdzie się podziewasz, Avery? Dlaczego nie biegniesz za mną, nie bierzesz mnie w ramiona i nie składasz na moich wargach pocałunku tak czułego, jak dzisiejszego poranka? Niech Cię diabli wezmą, może to lepiej, że nie ma Cię przy mnie, jeszcze w złości uszkodziłabym Ci tę śliczną buźkę i tylko pieniędzmi utrzymałbyś przy sobie swoją płytką narzeczoną. Zaciskam palce na bursztynie, który wetknąłeś mi do ręki. Tak mocno, że knykcie pobielały mi już dawno. Sądzisz, że uda mi się go zmiażdżyć jedną dłonią? Ten przeklęty dowód Twojej miłości? Nie wiem kiedy znajduję się na polanie, ale dopiero tu mogę spokojnie oddychać. Siedem, osiem, dziewięć... Zatrzymuję się blisko miejsca, do którego zaprowadził nas nasz Świstoklik, na łące pełnej kwiatów. Dziesięć. I wtedy właśnie widzę ją. Tą, która już za kilka miesięcy ma zająć moje miejsce u jego boku. Ostatnią osobę, na którą wpaść powinnam w tej chwili. Gniew zaślepia mnie, krew gotuje się w żyłach i chyba jedynie dlatego, miast odejść nim mnie zauważy, zmniejszam dystans między nami.
- Linette, miło Cię widzieć - znów przybieram maskę elegancji i wystudiowanej uprzejmości, z gracją zatrzymuję się przed nimi. - Panie Avery - z kokieteryjnym uśmiechem i dobrymi manierami witam również jego, dokładając wszelkich starań, by czar wili nie minął o milimetry. - Moja droga, spodziewałam się zobaczyć Cię w towarzystwie narzeczonego. Chwilę temu zostawiłam go na brzegu, chociaż to mnie tu towarzyszy, dobrze wiesz, że z radością się nim podzielę - emanuję grzecznością, choć doskonale wiem, gdzie wbić szpilkę, by zabolało najmocniej. Chodź ze mną na stronę, Linette, a z radością opowiem Ci, jakie słowa dzisiejszej nocy szeptał Twój przyszły mąż do mojego ucha.
Helena McKinnon
Helena McKinnon
Zawód : Obrońca harpii i felietonistka
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
But you'll come back each time you leave
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1186-helena-mckinnon http://morsmordre.forumpolish.com/t1210-kleopatra#8947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f146-west-country-dolina-godryka-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1211-helena-mckinnon#8951
Re: Łąki [odnośnik]20.10.15 23:40
Nie chciał tu być. To ostatnie miejsce, w którym miałby ochotę przebywać w tej chwili, naprawdę. Wszystko inne byłoby lepsze od cholernego Festiwalu Miłości, zbiegowiska osób, których unikał tak długo, których odsunął od siebie na wszelakie sposoby. Kogo tu spotka? A kogo może tu spotkać? Wszystkich - od rodziców zaczynając, kończąc na... Allison? Dotąd sądził, że wie jak się zachowywać, każdego z osobna częstował innym sobą, nakładając na twarz odpowiednią maskę. Tylko... co będzie jak spotka tu wszystkich... na raz? Jak odgrywać milion postaci jednocześnie? Pięknie, wpakował się sam we własną pułapkę. I to tak banalnie, że aż sam chciał się śmiać z własnej głupoty. Wybuchnąć ironicznym śmiechem z lęku, jaki w tej chwili odczuwał. Nie pokazywał tego po sobie... ale bał się. 
Jak do tego w ogóle doszło? Jak dał się zaciągnąć w takie miejsce jak to? Zapędzić do ślepego zaułka, gdzie, przyparty do muru, być może będzie zmuszony do odkrycia wszystkich swoich kart i przyznania się do popełnienia farsy, jaką była jego gra przez tych kilka lat? Doskonałe pytanie... które zadawał sobie w myślach od dłuższego czasu. Wszystko przez Lonnie. Męczyła go i przekonywała tak długo aż na moment naprawdę uwierzył, że to dobry pomysł - pojawienie się na festiwalu. Tyle wystarczyło, żeby nieopatrznie się zgodził i... wylądował tu. 
Minęło kilka długich lat, odkąd brał udział w tego typu imprezach. Odkąd wśród tłumu i licznych przedstawicieli szlachty poruszał się jak tryton w wodzie. Wtedy było zupełnie inaczej, lubił brać udział w takich zabawach, otaczać znajomymi, robić dobre wrażenie na pannach, być dumą rodziców i całego rodu... Tyle czasu jednak wystarczyło, by czuł się tu teraz dziwnie zagubiony i tak bardzo nie na miejscu. Szczęśliwie z każdą kolejną minutą z ulgą odkrywał, że nie był już sensacją, nie rzucał się nikomu w oczy, był prawie... niewidzialny? Ludzie o nim zapomnieli, afera w związku z jego wydziedziczeniem dawno już ucichła. Mógł czuć się dość bezpiecznie. Towarzystwo Bellony nie było tu też bez znaczenia. Przy niej (a może dla niej?) nabierał pewności siebie i z każdą chwilą coraz bardziej się rozluźniał. Siedzieli w tym razem, mogli bez większej krępacji irytować otoczenie sobą i... dobrze się bawić, nie? A nieprzyjemne myśli typu: "co będzie, jeśli...", Sylvain odłoży sobie na kiedy indziej... no, na potem. Chociaż a nuż się uda nie trafić na nikogo z tych, na których nie chciałby wpaść? Był taki tłum, że musiałby mieć niesamowitego pecha, żeby rozpoznał go ktoś niepowołany. Ostatnio pecha miał nieustannie szczególnie, jeśli szło o wpadanie na Allison, więc może... teraz szala farta przechyli się w drugą stronę? Byłoby miło.
Lonia się odezwała, a on przez chwilę jeszcze starał się udawać powagę, jakby zupełnie nie zwrócił uwagi na ironię w jej wypowiedzi. Pod tym względem dobrali się doskonale: Cynizm to już właściwie jego drugie imię. Poza tym... lubił ją taką. 
Dziewczyny w większości przeżywały ten festiwal, jakby zależało od niego całe ich przyszłe życie, zachwycały się otoczeniem, jakby rzeczywiście było nadzwyczajne... choć zapewne gdyby nie cała zgraja bogatych szlachciców, psioczyłyby na latające wokół robactwo, suche gałązki wplątujące się we włosy i rzepy przyczepiające do materiału sukienek. I że niewygodnie chodzi się po nierównym terenie. Teraz jednak, skoro zebrała się tu cała śmietanka towarzyska, wzdychały nad każdym kwiatkiem, posyłając co przystojniejszym paniczom niewinne spojrzenia. Prawie było mu ich żal, ale szybko sobie przypominał, że same się proszą o krótki "romans" w krzakach i gorzkie rozczarowanie, kiedy festiwal dobiegnie końca. 
- Taak - przyznał jej tylko odrobinę ironicznie. - Aż czuje się tą magię miłości w powietrzu - dodał, obdarzając jakąś zapatrzoną w siebie zakochaną parkę wyjątkowo sceptycznym spojrzeniem. Szczęśliwie nie musiał oglądać siebie kilka lat wcześniej, kiedy wielce nie różnił się od tego zadurzonego po uszy biedaka usidlonego właśnie w sarnich oczętach swej wybranki. Nie, nie, on na pewno nigdy nie miał tak głupiego wyrazu twarzy. 
- Bells, na Merlina, opowiadasz to z takimi szczegółami, że zaczynam się bać, że to rzeczywiście zaplanowałaś - parsknął wracając spojrzeniem do jej osoby, żeby nie dostać mdłości od widoku tylu zakochanych par. - Zanim jednak spróbujesz to zrealizować, wyprowadzę cię z błędu - dodał, po czym nachylił się do niej tak, że niemal zanurzył nos w jej ciemnych włosach. Teraz dopiero mogli wtopić się w tłum, pasowali jak ulał.
- Obawiam się, że nie o taką miłość chodzi w tym festiwalu - wyszeptał jej wprost do ucha, jakby rzeczywiście mogła nie być tego świadoma, po czym odsunął się z powrotem na taktowną odległość z lisim uśmiechem na twarzy. - Poza tym założę się, że z naszej dwójki, to ty będziesz bardziej rozpoznawalna - dodał niewinnie. - Mnie się tu nikt nie spodziewa... - na moment zawiesił głos - ...tak dobrze ubranego - zakończył teatralnie strzepując niewidzialny pył z ramienia czystej koszuli. Nie ma to tamto, postarał się specjalnie dla Belli i nie przyszedł tu w byle czym. Może nie był to strój super ekstrawagancki i nowy, ale... porządny, o. I to zaskakująco porządny jak na niego, bo ostatnimi czasy łaził w czym popadnie. I nawet się uczesał! Skoro już towarzyszył Lonnie, to nie chciał jej skazać na wytykanie palcami, że przyszła z jakimś obdartusem. O goleniu zapomniał, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
- W każdym razie chyba jeszcze ci tego nie mówiłem... - ponownie się do niej zwrócił uśmiechając lekko i zawieszając na niej wzrok - ale kompletnie nie znasz się na kamuflażu - powiedział to w taki sposób, w jaki dawno temu prawił damom komplementy. Cóż... chyba powinien popracować nad tekstami.
- ...Wyglądasz olśniewająco w tej cudownie nie na miejscu, czarnej sukience - zakończył jak gdyby nigdy nic po czym, jak na dżentelmena przystało, zaoferował jej swoje ramię. - Przejdziemy się jeszcze, hm? Może znajdą się też jakieś atrakcje dla nas. Do zbierania jagód mogą nas nie dopuścić - ostatnie dodał z udawanym zawodem w głosie.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Łąki [odnośnik]21.10.15 17:47
Wielokrotnie żałował, iż nie wystarczy jedna rącza myśl, aby zmieść z powierzchni ziemi ludzi niegodnych do stąpania po tym samym gruncie, co on. Przeprowadziłby niewątpliwą czystkę, doprowadzając do wyginięcia zapewne porażającej większości ludzkiego gatunku. Avery nie wierzył w zastosowanie środków łagodnych, czy też łagodzących: liczyły się efekty, wszystko inne pozostawało nieważne. Piękna porażka mimo wszystko pozostawała przegraną, a zwycięstwo, chociażby i pyrrusowe przynosiło zaszczyty i uprawniało do odbycia triumfu. Z tego tytułu Samaela nie obchodziły metody, a cele. Systemy nie były tak istotne, jak wyniki i nie wahałby się przed tak drobną stratą w ludności, skoro przyświecała temu wzniosła myśl ideologiczna. Eksterminacja stanowiła zaś środek ostateczny – Avery widział również inne rozwiązania kłopotliwego przyrostu niedorozwiniętych ludzi oraz mugolskich bękartów. Wystarczyłoby zaledwie pozbawić możności rozmnażania się tych, którzy na to nie zasługiwali: półinteligentów oraz większość kobiet (odbierając im przy okazji przywilej przeżywania przyjemności), a świadomość czarodziejskiej rasy z pewnością uległaby wywindowaniu w górę, a społeczeństwo powróciłoby do racjonalnego modernizowania ustroju. I powrocie do oligarchii szlacheckiej. Ostatnimi czasy ta myśl nieustannie błąkała się w jego głowie nie potrafił oderwać się od tej rozkosznej wizji nawet na chwilę. Festiwal Prewettów zaś z pewnością nie zajmował zaś Samaela na tyle, by zazwyczaj zapomniał o swych dążeniach i czerpał przyjemność (żałosną, bo krótkotrwałą) z imprezy oraz dziewczątka uwieszonego u jego ramienia. Zapewne w innych okolicznościach ich spotkanie przebiegłoby zupełnie inaczej. Avery czuł się już nieco zmęczony noszeniem maski doskonale wychowanego dżentelmena i tylko jego zdroworozsądkowe podejście ratowało Linette. Oczywiście, mógłby posiąść jej duszę i serce (wyrwać je?), lecz  stopniowo przechodziła mu ochota, aby się wyszumieć. Wyjątkowo to Persesu był jego celem, zaś nieszczęsna panna Greengrass, niefortunnie przyjęła rolę narzeczonej. Stąd jej samej nie groziło – przynajmniej z pozoru – nic poważnego. Przynajmniej dopóki nie bluzgnęła potokiem słów, od których Avery z miejsca dostał mocnej migreny. Jego oczy lekko pociemniały, lecz pohamował gniew, a na twarz przybrał wyraz uprzejmego rozbawienia. Choć najchętniej pokazałby jej, dlaczego kobietom dano język. Skinął lekko głową, komunikując iż rozumie i przelotnie dotknął ją w talii (nikt na ich nie obserwował), w żaden sposób nie komentując dziewiczego rumieńca na policzkach Linette.
- Rodzinę – odparł po chwili, uśmiechając się szeroko (przecież nie kłamał) i zastygając, kiedy do ich doborowego towarzystwa przypałętała się kolejna niewiasta. Blondynka znana mu ze spotkań Rycerzy – Avery nie miał pojęcia, w co pogrywał Tom, pozwalając kobietom na wstąpienie w ich szeregi. Winien raczej nałożyć cenzus, bo nie potrzebowali prywatnych nałożnic, a innego pożytku z nich przecież nie było. Zignorował zatem przywitanie, obejmując lekko Linette i szpecąc jej do uszka słowa pożegnania. I obietnicy kolejnego spotkania.

/zt


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Łąki [odnośnik]21.10.15 20:27
Żałuję niezmiernie, że twój dotyk nie zatrzymał się na mojej talii choć przez chwilę dłużej. Nie byłam gotowa na spojrzenie w kierunku Heleny, którą powitałam skinieniem głowy, ale wydaje mi się, że potrafiłabym przyjąć późniejsze represję. Następnie jednak mi tak ładnie mówisz i już czuję się wynagrodzona. Uciekasz niestety, co szepczesz mi na uszko, a ja głowę spuściłam na dół podczas twojego zobaczymy się niedługo. Patrz, jaka jestem prawie ci posłuszna. Nie rozumiem zupełnie, dlaczego ktokolwiek miałby pomyśleć, że nie jest łatwo mnie sobie wychować lub że jestem nieokrzesana. Choć z tym drugim może rzeczywiście prawda. Mogą winić jedynie za to mój ród, który od pokoleń przekazuje swoim pociechom naukę o podążania własną ścieżką nawet wbrew krytyce innych.
- Podzielisz? – pytam zdziwiona, unosząc kpiąco kąciki ust do góry. - Jeśli dobrze się w tym wszystkim orientuję, a wydaje mi się, iż tak, to mnie nazywają narzeczoną Perseusza, a ja nie zamierzam się nim dzielić z żadną inną kobietą – wyjaśniam, nie odchodząc jednak od ciebie, wyczekując tym samym wyjaśnień. Próbuję jednocześnie przydział maskę obojętności, ale z pewnością mi to nie wychodzi. Przed oczami mam widok mego narzeczonego z tobą, spacerującego po festiwalu miłości. Nie widziałam go od kilku dni, a odłączając się od familii miałam głęboką nadzieję, że go odnajdę, natrafiłam jednak na Samaela, który się mną zaopiekował. Krótko rozmawialiśmy o Perseuszu, który powinien być koło mojego boku, ale widocznie już znalazłam odpowiedź, dlaczego tak nie było. - Gdzie on teraz jest? – pytam, choć nie powinna. Wykazuję tym samym, że naprawdę nie mam pojęcia, co robi i gdzie jest mój (nie)słodki narzeczony.
Linette Greengrass
Linette Greengrass
Zawód : kelnerka w imbryku
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
then love, love will tear us apart again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 7 Tumblr_mqmgkuZ8T01rhe069o1_400
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t671-linette-greengrass http://morsmordre.forumpolish.com/t890-moka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f125-wollongong-7-9 http://morsmordre.forumpolish.com/t1596-linette-greengrass
Re: Łąki [odnośnik]22.10.15 21:24
Nie jestem zazdrosna, nie rozumiem jednak dlaczego Perseusz pragnie ożenić się z kimś takim. Nie może przecież chodzić jedynie o nazwisko i krew nieskalaną klasą niższą, z łatwością mógłby wszak znaleźć szlachciankę, która ma w sobie choć odrobinę klasy. To właśnie tak mnie denerwuje, sprawia, że szczęka zaciska się mimowolnie. Łatwiej byłoby mi go oddać, gdybym wiedziała, że trafi w ręce kobiety go godnej, ale Greengrass? To musi być kiepski żart, w innym wypadku nigdy nie rezygnowałby ze słodkich nocy u jego boku, na rzecz dziewczątka, które nawet nie potrafi znaleźć stałej pracy.
- Och, Linette! Nie sądzisz chyba, że ta decyzja należy do Ciebie? - odpowiadam szczerze rozbawiona i posyłam jej wyniosły uśmiech. - Od ponad dekady jestem mu osobą najbliższą i uwierz mi na słowo, że nie będzie oglądał się na Twoje zdanie w tej kwestii. Do ucha może szeptać Ci same słodkie słówka i zapewniać o nieskończonej miłości, jednak Perseus na zawsze pozostanie Perseusem. Jest jak... wolny ptak, który szybko nudzi się w jednym gnieździe. Zostaniesz jego małżonką, ale dla niego to jedynie tytuł, którym zwracać się będzie do Ciebie, kiedy wróci do domu nad ranem, pachnąć moimi perfumami. Albo nie moimi - chcę wbić jej szpilkę tak głęboko, jak to tylko możliwe. Zasiać w głowie ziarno niepewności. Odwdzięczyć się mu upokorzeniem równie wielkim, jak to, którym obdarzył mnie zaledwie przed krótką chwilą na plaży. Na mych muśniętych czerwienią wargach cały czas maluje się szeroki uśmiech, a słowa wypowiadam tonem spokojnym, choć odrobinę lekceważącym. Już jedno spojrzenie winno jej wystarczyć, by uświadomiła sobie, że narzeczony nigdy nie zostawi mnie dla niej. - To festiwal miłości - wzruszam obojętnie ramionami, jak gdybym w ten właśnie sposób chciała rozjuszyć ją jeszcze mocniej.
Helena McKinnon
Helena McKinnon
Zawód : Obrońca harpii i felietonistka
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
But you'll come back each time you leave
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1186-helena-mckinnon http://morsmordre.forumpolish.com/t1210-kleopatra#8947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f146-west-country-dolina-godryka-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1211-helena-mckinnon#8951
Re: Łąki [odnośnik]22.10.15 21:52
Czemu mi nie mówisz, że mój (nie)słodki narzeczony znajduje się gdzieś tam daleko, ale mnie szuka po całym terenie festiwalu, że chodzi i krzyczy Lineto, Lineto, gdzie jesteś? To o wiele piękniejsza wizja od tej, którą ty mi mówisz, bo przed oczami mam teraz Cezara, co również za moimi plecami lubił się dobrze zabawić. Co ze mną jest nie tak, że mnie wszyscy na około oszukują? Czemu nie mogę mieć przy sobie opoki i zestarzeć się z nią, a później umrzeć. To taka romantyczna śmierć – razem. Albo taka z miłości. Ja pewnie umrę z żalu. Z żalu do świata całego i do Persa.
- Nie twoimi? – głos mi się załamuję, ale chyba nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie, dobrze wiedząc, jaka będzie odpowiedź.
Widzę wszystko jak przez mgłę. Oczy mam całe załzawione, więc zostawiam ciebie tutaj i nawet jeśli odpowiadasz mi na moje pytanie to nic do mnie nie dociera. W uszach mam tylko te twoje słowa i wyjaśnienia, gdzie podziewał się Pers, kiedy nie miał dla mnie czasu. Teraz wiem, że mówiąc o pracy po godzinach wcale nie miał na myśli takiego rodzaju pracy powszechnie przyjętego.
Chcę iść do Venus, ale mi się przypomina, że nawet ona mnie zostawiła. Taki mój smutny los, że wszystkich, których kocham mnie zostawiają – Cezar, Franz, Venus, a teraz Pers, chociaż może Pers mnie zostawił na długo przed Cezarem i on zapoczątkował ten łańcuch.

/zt obie
Linette Greengrass
Linette Greengrass
Zawód : kelnerka w imbryku
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
then love, love will tear us apart again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 7 Tumblr_mqmgkuZ8T01rhe069o1_400
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t671-linette-greengrass http://morsmordre.forumpolish.com/t890-moka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f125-wollongong-7-9 http://morsmordre.forumpolish.com/t1596-linette-greengrass
Re: Łąki [odnośnik]23.10.15 19:02
Allison jak zwykle nie poprawiła mu humoru, a wręcz prawie całkowicie go zrujnowała. Zrezygnowany, puścił jej dłoń zezwalając na to, by odeszła wraz z jej bratem w kierunku, którego znać nie chciał. Musiał chwilę pomyśleć, a jej obecność na to nie pozwalała. Tak samo jak spojrzenia wszystkich ciekawskich osób wokół niego. Ścisnął koc w garści i, unikając kontaktu z kimkolwiek, ruszył w stronę, z której przyszedł - do swojego namiotu. Może jak przebierze się i wychyli kieliszek lub dwa to jego poranne dobre samopoczucie wróci?


|zt i krótko, bo Lyra sobie poszła i nie mam już co tu robić ._.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Łąki - Page 7 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Łąki [odnośnik]24.10.15 1:05
przed megarą

Osłoniłem swoją twarz miksturą alkoholową, dając jej tym samym wypocząć od sztucznego uśmiechu, a wsadzając coś nieco prawdziwego. Rozbawienie? Nie umiem ustosunkować się do festynów w sposób przeciętny, taki jakim czynią to przybywający. Jedni zamierzają się tu wynudzić (jeżeli nie pochodzą z warstwy społecznej do której należę ja, pada pytanie - po co właściwie przyszli? Obejrzeć piękne suknie mych kuzynek?), inni wybawić za wsze czasy. Romantyczne wieczory nastrajają do zabaw ludowych i znajdywania miłości po wrzuceniu wianka do wody. Znałem te wszystkie konkurencje, natomiast w tym roku zamierzałem wziąć udział jedynie w wyścigach konnych. Jeszcze nie zadecydowałem, czy wygram, czy dam komuś przent. Na szczęście, jeszcze wiele dni przed nami, więc mam czas na podjęcie decyzji.
Przechadzam się powolnym krokiem, ubrany jestem odpowiednio na tę okazję. Mam elementy czarno-pomarańczowe z motywem skrzydlatego konia w złocie. Bawię się pierścieniem, który ma świadczyć o mym wysokim urodzeniu, bawię się nim z tyłu pleców, przechadzając się nieśpiesznie. Powinienem pamiętać o tak wielu sprawach, mam jednak wielkie szczęście być szlachcicem od urodzenia, a wszelkie konwenanse nie są mi obce. Przywitać się z każdym, chociażby skinieniem głowy. Dwa kroki w stronę Blacków, tu wymiana uprzejmości, zaproszenie na wyścig, pochwała skierowana do ich pociech (!), szczere zadowolenie na widok Flintów, Weasleyów, Lestreagnów, ale krzywy uśmiech posłany do Rosierów... a skoro o nich mowa.
C e d r i n a Rosier Crouch świeci na tle tej szarej masy. Jej złotem kipiąca suknia i bladość twarzy schowana pod parasolką. Chociaż jeszcze wymieniam się uwagami z członkami rodziny Lestrange, patrzę pomiędzy głowami, jak Cedrina ( w mojej głowie przezywam ją pięknie, nie zgadniecie jak) unosi dumnie głowę i spogląda z niesmakiem na krzyczących Lovegoodów. Nie kupowali ode mnie żadnych koni, także nie mam do nich żadnego stosunku, ale granie w quiddich uważam za plebejskie. Przepraszam mych przyjaciół i obiecuję, że później ich znajdę. A tymczasem pojawiam się w towarzystwie Yaxleyów i pani Rosier, wślizgując się pomiędzy przestrzeń, którą mają przed oczami i ciała napuszone, piękne i dostojne.
- Bardzo miło mi Państwa tu spotkać, - rozpoczynam, dodaję coś o lordowskich mościach, co mówię jak zwykle ze znudzeniem godnym lorda Yorku, który jakkolwiek byłby uprzejmy i tak czuje się lepszy od reszty. Spogladam na Rosalie, ale tylko przez ułamek sekundy, bo tylko tyle mogę na nią patrzeć po naszym ostatnim (przedostatnim, bo ostatnie działo się w tej restauracji i wtedy wyprowadziłem Rose z ojcem) spotkaniu.- Usłyszałem, że wybieracie się do jednorożców. Wydaje mi się, że panna Rosalie musiała maczać w tym palce - to mówię zwracając się do jej ojca, bo nie chcę widzieć zakłopotania na jej twarzy. Potem powiedziałem piękny komplement pani Rosier, a panience Yaxley trochę skromniejszy, bo to chyba już nawet nie wypadało.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: Łąki [odnośnik]25.10.15 15:04
Odkąd opuściłem mury Tower nie wychodziłem do ludzi zbyt często. Przemykałem raczej pustawymi ulicami Nokturnu. Tam nigdy nie ma tłoku. Wychodziłem nocami na już dawno opustoszałe place Londynu, by czuć wiatr na swojej twarzy i wdychać powietrze wolności. Promienie słońca docierały do mnie tylko, gdy raz na jakiś czas postanowiłem odwiedzić rzadko uczęszczany park, by posłuchać śpiewu ptaków. Brzmiało to bardzo głupio, ale te wszystkie idiotyczne czynności przypominały o tym, że wyszedłem z zimnego, śmierdzącego grobu, jakim była moja cela. Żyłem, byłem wolny. Czas jednak zobaczyć ludzi, na własne oczy obejrzeć zmiany, jakie zaszły w świecie.
Bardzo chciałem przyjść pieszo. Ciężko jednak teleportować się, gdy umiejętność tę utraciło się, jak wiele innych, w więzieniu. Zdecydowałem się więc, dość niechętnie, na świstoklika. Nie miałem wiele czasu, by przygotować się na nagromadzenie ludzi. Ale, na Merlina, najwyższy czas przestać chować się w nokturnowej klitce. Nie jestem tchórzem.
Festiwal nie wzbudzał mojego zachwytu. Był jednak o tyle bezpieczny, że odbywał się na wolnym powietrzu. Nikt nie zamknie mnie w ciasnym pokoju bez okien, w którym nie będę potrafił złapać powietrza. Uczenie się życia na nowo przychodziło mi z trudem, musiałem to robić etapami, pomału. Nienawiść, tak dobra do przeżycia Tower, nie wystarczy, by funkcjonować w społeczeństwie. Do tego potrzebowałem uporu. Ta impreza była właśnie rozpaczliwą próbą wykrzesania z siebie chociaż odrobiny samozaparcia do powrotu do świata czarodziejów. Przybrałem więc maskę Vitalija Karkarowa. Wyruszałem w świat, który nie był jeszcze gotowy na powrót Ignotusa Mulcibera. A może to jednak ja byłem nieprzygotowany? To nie ma znaczenia. Bez gotowości obu, nie będę sobą.
Gdzieś tutaj miała czekać na mnie Cassandra. Potrzebowałem znajomej twarzy w gąszczu obcych oczu. Oparcie, tym miała dla mnie dzisiaj być. Wstyd mi było szukać podpory w kobiecie. Ale ona nie była mdłą dziewczynką, która męża porzuciłaby, gdy ten jej potrzebuje. Gdybym moim synom mógł wybrać żonę, chciałbym, by została nią Cassandra. Nie słaba panienka, która nie odważy się powiedzieć o swoich problemach w twarz. Po wyjściu z więzienia musiałem zrewidować moje poglądy  na płeć piękną. Zacząłem dzielić ją na mdłe arystokratki i panie z Nokturnu, które życie nauczyło tyle, że już dawno powinny zostać mężczyznami. Siłą rzeczy musiałem je szanować. Nawet, jeśli się do tego nie przyznawałem, zwłaszcza przed nimi. Potrafiły jednak zwalczyć w sobie dwulicową naturę i wrodzone tchórzostwo, głupotę i słabość.
Wszedłem starając się wyglądać pewnie choć w duchu czułem oślizgłe macki strachu. Czysty, zadbany strój, który na sobie miałem tak bardzo różnił się od tego, co nosiłem przez ostatnie dwadzieścia siedem lat. Zaczynałem się jednak czuć coraz bardziej komfortowo w pachnących, schludnych szatach. Dajcie mi jeszcze różdżkę, a wtedy na pewno będę ponownie sobą.
Wszedłem wreszcie między ludzi, ruszyłem szukać Cassandry. W ciemnych sztach przechadzałem się po terenie festiwalu niczym wielki cień, drapieżnik, który się budzi.

/zt



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Łąki - Page 7 B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Łąki [odnośnik]26.10.15 13:40
Kiedyś i ja odnajdywałam się w podobnych zabawach, będąc duszą towarzystwa, chociaż rzecz jasna wciąż nieletnią. Teraz całość przyprawiała mnie o mdłości, być może nawet lekką panikę. Nie potrafiłam już szczerze się uśmiechać, rzucać mniej lub bardziej znajomym osobom górnolotne komplementy, nawet, jeśli rzeczywiście mogło w nich tkwić ziarno prawdy; nie umiałam odnajdywać się w dworskiej etykiecie, z którą wszyscy byli za pan brat. Kolorowy tłum sprawiał, że miałam lekkie zawroty głowy, jak gdyby tańczyły przede mną różnobarwne światła; ja wciąż przecież idę w stronę mroku, mrużę oczy i skupiam się na tym, co było. Na swoich ranach, chociaż już dawno zagojonych, wciąż bolesnych. Te wszystkie powinności względem innych były swoistym zakażeniem, które dotknęło mojej duszy. Umierałam każdego dnia i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Paradoksalnie dzięki temu mogłam przynajmniej w niewielkim stopniu zrozumieć Sylvaina, jego opory i niepewność, może wręcz strach? przed tym, co miało nastąpić na Festiwalu. Mnogość ludzi, których najpewniej rozpoznawał w tym tłumie, a którzy w większości udawali, że go nie widzą... to może boleć. Ja odsunęłam się od bliskich i niebliskich na własne życzenie, z premedytacją, zaś mój towarzysz zdawał się być tym wszystkim za bardzo przytłoczony.
Doceniłam jednakże jego starania, prawie idealną fryzurę czy ubrania. Cieszyło mnie, że jakkolwiek radzi sobie w tym pogmatwanym życiu, w którym jesteśmy jedynie przejazdem. Nie zwróciłam większej uwagi na to, że być może według salonowych standardów powinien był się ogolić. Ja najpewniej powinnam mieć już męża i co najmniej jedno dziecko, powinnam także ubrać kolorową, acz elegancką suknię, uśmiechać się do wszystkich, a wręcz śmiać się z każdego, oczywiście wybornego żartu, przytakiwać i udawać zachwyconą wszystkim wokół. Atrakcjami hałaśliwymi, do których bardzo się zbliżyliśmy, głośnymi rozmowami, bajecznymi krahobrazami i patetycznymi przemowami. Jeśli coś nas łączyło z panem Crouchem, to z pewnością niechęć dostosowywania się do zaistniałej sytuacji. Najpewniej wyglądaliśmy niczym dwoje gburów, którzy czepiają się dosłownie wszystkiego. Co więcej, moglibyśmy wziąć udział w maskaradzie na Halloween, pasowalibyśmy do tego mrocznego klimatu idealnie.
- Skąd wiesz, że nie odurzyłam ich podejrzanym specyfikiem i zapłaciłam za oprawę muzyczną? Byle rzewniej, powinnam jeszcze pomyśleć o lamentujących za waszymi plecami płaczkach - powiedziałam, bacznie obserwując otoczenie wokół. Niemalże w tej samej chwili ułożyłam dłoń na pysku Jowisza, aby ten posłusznie usiadł. Niestety, nie mam weny do szczekania, biedny Sylvain musi znaleźć inne źródło rozrywki. Gotowa byłam stać dość hardo i iść w zaparte, jeżeli chodzi o moją śmiałą wizję; niestety, wtem poczułam zbliżającego się do mojej twarzy Croucha, co zbiło mnie nieco z tropu. Nawet, jeśli od niego oddzielały mnie jeszcze włosy i kilkadziesiąt centymetrów odległości, to poczułam, jak serce najpierw staje, a potem drastycznie przyspiesza. Uśmiechnęłam się asymetrycznie, próbując zdusić dziwne obawy tlące się w klatce piersiowej i westchnęłam ciężko.
- Mówisz, że tu jednak chodzi o miłość do pieniądza? Wielka szkoda, że w tym roku znów się nie udało - skomentowałam jego słowa, nie dając do zrozumienia, że wiem, o co w tym wszystkim może chodzić. Wolałam żyć w słodkiej niewiedzy.
- Nie martw się, skutecznie utłukłam wszystkich przyjaciół i znajomych. Pozostaje mieć nadzieję, że nie ma na mnie jeszcze listu gończego. Ty za to wzbudzisz nielada sensację. W końcu powinieneś żyć na wysypisku śmieci i modlić się o rychłą śmierć, skoro jesteś wyklęty, a nie szlajać się w pięknym stroju po szlacheckich włościach - dodałam radośnie, dodając nieco groteski do wypowiedzianych słów.
- Och, widzisz... tym strojem chciałam zniechęcić wszystkich potencjalnych adoratorów, dzięki temu nie pchają się w ogromnej kolejce i całą swoją uwagę mogę poświęcić tylko tobie - odpowiedziałam na jego jakże subtelny komplement i chyba nawet zatrzepotałam rzęsami. Ależ oczywiście, że nikt nigdy nie pomyśli o mnie w ten sposób, jestem przecież przeklęta, lecz uwielbiałam robić sobie z tego żarty. Ale również skorzystałam z jego ramienia, byśmy mogli wreszcie ruszyć z miejsca, w konkretnym kierunku.
- Wyglądamy chyba na zbyt wyrośniętych. A szkoda, zjadłabym kilka jagódek. Tylko błagam, żadnych jednorożców, nie pasują mi do sukienki - ostrzegłam odnośnie wyboru atrakcji. Dobrze wiedziałam, że z żadnego z nas te stworzenia nie byłyby szczególnie zadowolone. Dlatego podejrzewam, że obraliśmy zgoła inny kierunek.

z/t dla obojga



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Łąki [odnośnik]28.10.15 21:58
Czekając na odpowiedź ojca i cioci, tuż obok nas pojawił się pan Carrow. Nie widziałam go od feralnej stypy, kiedy to stargałam swoje dobre imię swoim nagannym zachowaniem. Spojrzał na mnie przez moment, a potem całą swoją uwagę skupił na ciotce. W sercu poczułam ogromne ukucie, aczkolwiek nie wiedziałam, z jakiego powodu. Przecież wcale nie byłam o ciocię zazdrosna, absolutnie. Spuściłam delikatnie wzrok, dopóki nie usłyszałam komplementu od pana Carrowa. Głupio było mi patrzeć na niego, nigdy wcześniej nie czułam się tak dziwnie. Z jednej strony było mi strasznie wstyd, że nie przeprosiłam go jeszcze za swoje zachowanie ostatnim razem, z drugiej, chciałam do niego napisać, wiedziałam jednak, że nie wypada, kiedy to został przyszłym mężem Magary Malfoy. Przeklęta dziewucha, jak ja jej w głębi serca nienawidziłam. Na moich policzkach pojawiły się różowe rumieńce, oni pewnie pomyślą, że ze skromności i zawstydzenia, dla mnie były jednak bardziej objawem złości.
Oh, dziękuje Panie Carrow – odpowiedziałam uprzejmie na jego słowa, posyłając delikatny uśmiech.
To co się między nami ostatnio wydarzyło, sprawiło, że w poziomu przyjaciół, prawie narzeczonych, staliśmy się na nowo panem i panną i już nigdy niczym więcej, bo nie wypada. Przygryzłam dolną wargę. Zawsze na wspomnienie o tym wydarzeniu, przeszywał mnie dreszczyk emocji, to była pierwsza moja tak niespodziewana sytuacja. Jakże żal mi było, że moje dobre wychowanie i dbałość o zwyczaje, nie pozwoliły mi na kontynuowanie tego. Nadal, gdy na niego spojrzałam, czułam smak jego ust na swoich ustach. Nagle wpadłam na bardzo dobry pomysł i wcale nie było to spowodowane jego ciągłym spojrzeniem w kierunku mojej ciotki. Aczkolwiek nie powiem, nie było to zbyt przyjemne uczucie, kiedy było się przyzwyczajonym do tego, że to na mnie skupiane są wszystkie oczy mężczyzn z okolicy.
Panie Carrow – zwróciłam się do niego bezpośrednio. – Czy mogłabym z Panem chwilę porozmawiać? Na osobności. Em… Na temat festiwalu – skłamałam, aby ani mój ojciec, ani ciotka się nie zorientowali.
Gdy mężczyzna się zgodził, użyłam ogromu siły, aby się szeroko nie uśmiechnąć. Posłałam mu tylko delikatny uśmiech, taki jak zawsze, gdy się spotykaliśmy.
Ciociu, ojcze… Mam nadzieję, że spotkamy się przy jednorożcach. Trzymam ciocię za słowo, że ciocia tam razem ze mną i z ojcem pójdzie – powiedziałam radośnie. – Jakby co, będziemy na jarmarku.
Razem z Panem Carrowem opuściliśmy wejście i ruszyliśmy w stronę jarmarku.

Zt oboje


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Łąki - Page 7 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley

Strona 7 z 21 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 14 ... 21  Next

Łąki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach