Wydarzenia


Ekipa forum
Sala zachodnia
AutorWiadomość
Sala zachodnia [odnośnik]09.10.15 15:44
First topic message reminder :

Sala zachodnia

★★★
Prywatna galeria sztuki Laidan Avery już od dwudziestu lat jest stałym punktem na artystycznej mapie magicznego Londynu. Początkowo ściany dawnego teatru zdobiły wyłącznie prace lady Avery, ale z czasem - i budowaniem pozycji w świecie uduchowionych wielbicieli piękna - zaczęły pojawiać się tutaj dzieła innych artystów, także debiutantów. Galeria sztuki słynie z urządzanych co kwartał wernisaży połączonych z aukcjami dzieł najświeższych gwiazdek świata sztuki: nie tylko malarstwa ale i rzeźby. Często wystawy są połączone z koncertami i zakulisowymi zagrywkami politycznymi, wdzięcznie rozgrywającymi się w zacisznych pomieszczeniach dawnego amatorskiego teatru. Do Sali Zachodniej wchodzi się z Sali centralnej lub sali południowej.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:11, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.05.17 12:22
Starą, życiową prawdą był fakt, że najłatwiej przychodziło zazdrościć tego, czego nie miało się samemu, a co dane było innym, często z najbliższego otoczenia - Saoirse nie miała prawo wiedzieć, jak wielką gorycz dusiła w sobie ciotka. W jej towarzystwie zawsze promieniała oraz zachowywała się jak prawdziwa dama. Nie miała najmniejszych podstaw, aby podejrzewać, że to wszystko jest obłudą. Grą wyuczoną dawno temu, kiedy królowała jeszcze na salonach i była dumną lady Selwyn. Swoją drogą bardzo przekonująca, skoro nawet własne córki ulegały jej, ślepo podążając drogą, w którą pchała je matka.
Przelotnie musnęła dłoń kuzynki, którą też ścisnęła życzliwie. Jak cień podążało za nią w galerii widmo Thei Vane; utwierdzała się tylko w przekonaniu, że zaproszenie Jocelyn i oderwanie jej chociaż na jeden wieczór od szarej rzeczywistości był bardzo dobrym pomysłem.
- Nie chce ci dawać złudnej nadziei, nie mniej praca z tymi, których dotknęła podobna, a nawet o wiele gorsza choroba jak twoją matkę, nauczyła mnie bardzo szybko jednego - nie przekreślam przyszłości. Ty też nie powinnaś. Nawet, jak nie ma już nadziei, wciąż czas może działać na nasza korzyść i spodziewany regres wcale nie uderzy w nas tak szybko - szepnęła. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie zrezygnowała. Wielu z uzdrowicieli, z którymi się zetknęła, nie osiadało na laurach - prowadzono badania, szukano tak zwanego złotego środka i nawet świadomość, że być może nigdy nie wpadnie on w ręce czarodziejów, nie pozbawiało motywacji tych najbardziej zawziętych; każdy krok do przodu, nawet ten najmniejszy, aczkolwiek przynoszący jakąś zmianę, już był wielkim zwycięstwem. Saoirse również czuła potrzebę, aby pójść za ciosem i wykorzystać do czegoś więcej informacje, z którymi wróciła z Francji po półrocznych obserwacjach oraz doświadczeniach. Być może, niechybnie w odbiciu w Ain Eingarp pojawi się ona ściskająca w ręku fiolkę, która da chorym namacalną nadzieję. Ambicja nakazywała jej wierzyć, że nie ma rzeczy niemożliwych. I skutecznie dusiła odruch protestu zdrowego rozsądku.
Choć - chwilowo - udawało się jej skutecznie unikać tematu małżeństw, zdawała sobie sprawę, jak ważne dla każdej arystokratki jest dobrze wyjść za mąż. Niestety, czasami kandydaci nie dorastają do wyobrażeń dumnego lorda, chcącego wydać swoją latorośl za kogoś odpowiedniego w jego oczach. Inni rozpaczliwie szukają już kogokolwiek, byleby z odpowiednim nazwiskiem oraz rodowodem, ponieważ wypadek w przeszłości bądź zwyczajny pech sprawił, że z jakiegoś powodu pojawiła się rysa na urodzie szlachetnej damy i nie cieszy się ona wianuszkiem adoratorów nawet, jak wpływy rodziny gwarantuje jej miejsce przy stole podczas Sabatu w towarzystwie najlepszych kawalerów. Gloria wielokrotnie poruszała podobne kwestie podczas wspólnych posiłków, będąc nad wyraz bardzo dobrze poinformowaną o tym, co działo się wśród śmietanki towarzyskiej.
Uśmiechnęła się pod nosem. Z Ambleside łączyło ją wiele, ciepłych wspomnień. Jej głos odruchowo nabierał podobnej barwy, kiedy mówiła o słynnych ogrodach będących dumą Fawleyów.
- Oczywiście, że zabierzemy Iris. Początkiem lata, jak tylko zrobi się ciepło, w Ambleside wyprawiane jest nie jedno przyjęcie. Spodziewaj się na przełomie czerwca i lipca wiadomości ode mnie. Podobnie jak ja będę oczekiwać wieści, jak świetnie poszły ci pierwsze, poważniejsze egzaminy.
Mogła sobie pozwolić, aby snuć podobne plany, skoro mowa była o niewielkim odcinku czasu.
- Zawsze zazdrościłam tej lekkości pióra. Kiedy patrzę na takie obrazy, mam wrażenie, że po wspięciu się palcami będzie można poczuć woń tych kwiatów... Och! Widzisz te krople rosy na płatkach? - gestem wskazała na ten sam obraz, od którego Jocelyn nie mogła oderwać oczu. Detale były niesamowite. Podobne, kwietne motywy, zdobyli cała, wąską alejkę w korytarzu, w który weszły podążając w głąb wystawy. Autor, którym okazał się szpakowaty czarodziej, pękał z dumy mogąc rozwodzić się nad swoimi pracami i tym samym czarując młode niewiasty, które otoczyły go.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala zachodnia [odnośnik]10.05.17 22:40
Jocelyn nawet nie chciała sobie wyobrażać, jak to jest nosić w sobie tyle goryczy i poczucia życiowej porażki. Jej matka była osobą nieszczęśliwą, nawet jeśli w towarzystwie starała się sprawiać wrażenie, że znosi swój los z godnością, chociaż z biegiem lat jej życie towarzyskie coraz bardziej więdło, a w ostatnich miesiącach nieczęsto wychodziła. Kiedy były same, maska częściowo opadała i córki mogły zobaczyć u matki zmęczenie, frustrację i tęsknotę za przeszłością. Nie były jednak świadome tego, jak zręczną manipulantką potrafiła być ich matka. Jako dzieci, a potem młode dziewczęta tańczyły jak im zagrała, zawsze pragnąc ją uszczęśliwić i usłyszeć z jej ust ciepłe słowa, chcąc zasłużyć sobie na jej uwagę i uczucia. Ale nie można byłoby powiedzieć, że Thea była złą osobą, po prostu jej życie ułożyło się nie tak, jak tego pragnęła. Leonard Vane, choć inteligentny, elegancki i dobrze wychowany, nie posiadał tego, co w jej oczach czyniłoby go godnym – tytułu i znacznego majątku. Nie wiadomo, jak ułoży się życie Josie, ale na ten moment nie wybiegała daleko w przyszłość, póki co skupiając się na tu i teraz, na skończeniu swojego stażu i radzeniu sobie z bieżącymi problemami. Nie zastanawiała się nad tym, kim będzie za kilka, kilkanaście lat, bo wiedziała, że życie potrafiło zaskakiwać i kpić ze starannie układanych planów, czego przykładem była sama Thea Vane. Była też osóbką rozsądną i nie karmiła się nierealnymi marzeniami, choć niewątpliwie kusząca byłaby wizja znalezienia leku na przypadłości takie jak ta, która dręczyła jej matkę. Ale póki co nawet czarodzieje, choć potrafili poradzić sobie z wieloma rzeczami, nie mogli znaleźć dobrej rady na wszystko, chociaż możliwe, że kiedyś jakieś nowe odkrycia pokażą, że ich możliwości były jeszcze szersze niż do tej pory zakładano.
Skinęła głową, przyjmując do wiadomości słowa kuzynki, w które chciałaby uwierzyć równie mocno, jak ona.
O małżeństwie także nie myślała jeszcze zbyt wiele. Matka zawsze podkreślała, że to bardzo ważny element życia kobiety, mówiła o swoich oczekiwaniach względem córek, które chciała zobaczyć na ślubnym kobiercu zanim choroba zabierze ją z tego świata, a także straszyła je staropanieństwem. Ale Josie na ten moment trudno było wyobrazić sobie siebie w roli statecznej żony, więc korzystała z okazji do tego, że może się kształcić i ma jeszcze czas na zamążpójście, bo za parę miesięcy miała skończyć dopiero dwadzieścia lat. Spodziewała się jednak, że na Saoirse ciąży dużo większa presja – była szlachcianką i zbliżała się do dwudziestego piątego roku życia. Zapewne w domu ciągle musiała słuchać utyskiwań odnośnie swojego wciąż wolnego stanu, ale nawet Josie dziwiło, że tak śliczna, bystra i utalentowana dziewczyna wciąż oczekiwała swoich zaręczyn.
- Więc mam nadzieję, że oprowadzisz nas i pokażesz nam wszystkie piękne zakątki. Całkiem możliwe, że matka zabierała tam nas w dzieciństwie, ale prawdę mówiąc... nie pamiętam zbyt wiele z wczesnych lat mojego życia – przyznała. Jej wspomnienia z dzieciństwa były dość szczątkowe i chaotyczne, ale po zastanowieniu musiała przyznać, że nazwa Ambleside migotała gdzieś w jej pamięci i to wcale nie dlatego, że nazwy głównych posiadłości rodowych były jej dobrze znane z lekcji szlacheckiego obycia oraz historii magii i poszczególnych rodów. – O egzaminach też ci opowiem, choć pewnie pamiętasz je ze swojego kursu, w końcu nie minęło aż tak wiele czasu, odkąd byłaś na tym etapie. Były bardzo ciężkie? Na szczęście do nich pozostało jeszcze trochę czasu, więc mam nadzieję, że odpowiednio się przygotuję.
Ale sztuka szybko odwróciła jej uwagę od myśli o kursie i egzaminach, bo jej spojrzenie błądziło od obrazu do obrazu, kontemplując kolory, kształty i delikatne muśnięcia pędzlem. Mogło się wydawać, że dzieła te nie na darmo znalazły się na wernisażu.
- Ten pejzaż wygląda tak urokliwie, że aż chciałoby się jakimś cudem tam przenieść i znaleźć się na tej łące. Wygląda jak prawdziwa i podejrzewam, że zapewne pachniałoby tam polnymi kwiatami... I wiałby lekki wietrzyk? Na ten widok jeszcze bardziej tęsknię za latem i mam już stanowczo dość zimna – powiedziała, podchodząc bliżej płótna, na tyle, na ile mogła, ponieważ wokół stojącego nieopodal artysty już kłębił się tłum zainteresowanych. – Och, muszę kiedyś wybrać się latem w podobne miejsce. Może wybierzemy się razem i porysujemy w plenerze lub przynajmniej pospacerujemy?
Większość kolejnych obrazów to także były pejzaże, portrety ludzi lub magicznych stworzeń, kwiaty albo martwe natury. Wszystko wyglądało naprawdę niesamowicie, a zadowolona z tej niezwykłej uczty dla oczu Jocelyn wreszcie przestała myśleć o matce i o pracy, z zapałem dyskutując z Saoirse na temat oglądanych prac, naprawdę ciekawa tego, w jaki sposób postrzegała je młoda Fawleyówna od dzieciństwa wychowywana w umiłowaniu sztuki.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Sala zachodnia [odnośnik]03.07.17 9:52
Czasem zdarzały się chwile zwątpienia. Jak na przykład dzisiejszy dzień, kiedy to naprawdę cały świat przeciwstawił się jej, żeby uprzykrzyć życie niewinnej obywatelce. Megan nie lubiła sztuki. Uważała ją za nudną, a galerie za rozdmuchane i nadające się dla starych ludzi. Oczywiście nie negowała wszystkiego, co zostało kiedykolwiek powiązane z tą dziedziną jak chociażby rodzące się, bardziej buntownicze rytmy muzyczne, które pochłaniała jak szalona. Matka jej mówiła, że to dzieło deprawacji i jeszcze chwilę i skończy na ulicy sprzedając swoje ciało. Ale Megan wiedziała, co robi. Nie chciała należeć do tego sztywnego świata dorosłych, który stawiano jej od małego przed oczami. Kto by chciał, być ułożonym i grzecznym, skoro można było korzystać z życia, a przy okazji świetnie się bawić? Tak. Ona zamierzała uciec z domu i już nigdy nie musieć patrzeć na zasuszoną twarz swojej ciotki i wuja, którzy przygarnęli ją po śmierci rodziców. Jej rodzice byli kimś... Potrafili tak jak ona dostrzegać zalety życia i sięgać po nie bez zająknięcia. Nic dziwnego, że zginęli podczas erupcji jednego z wulkanów w dzikim kraju. Byli poszukiwaczami, podróżnikami, łamaczami konwenansów. Gdy była młodsza, jeździła z nimi wszędzie, ale ten jeden raz zostawili ją u krewnych, wiedząc, że ta wyprawa byłaby dla niej za ciężka. I stało się. Powinna zginąć wraz z nimi, a nie pozwalać, by taka stara klępa jak Oris zajmowała się nią chociażby przez jeden dzień. A jednak tkwiła wraz z nią już szósty rok, a jedynym ratunkiem od nudy było łamanie zasad w domu i w Hogwarcie. Najlepszą zabawą było robienie na złość nauczycielom, chociaż był taki jeden, któremu Megan chętnie zwiedziłaby gabinet. Cóż. Wszyscy jej mówili, że jest bezwstydna, ale taki był jej urok. Wszyscy stali w miejscu, kiedy ona chłonęła każdą nowinkę związaną z rozwijaniem się społeczeństwa. Lubiła wszystko, co odstawało od zimnej, konserwatywnej Anglii. Naprawdę często żałowała, że rodzice nie wzięli jej na swoją ostatnią wyprawę...
- Możemy już iść? - spytała obrażonym tonem, wywracając przy tym oczami. Byli tu dopiero pięć minut, a ona już czuła się przytłoczona przez ten brak aktywności. Monotonia dosłownie biła z tego miejsca jak smród mokrej sierści od psa. Nie wiedziała, co ciotka widzi w tym miejscu i w tych obrazach. I po co ją w ogóle zabrała? Mogła przecież zostać w domu. Nie miała pięciu lat a piętnaście. - Skończyłaś już się patrzeć na te ramy? - zagadnęła z rękami w kieszeniach, wolno przesuwając się za Oris. Nie zauważyła stojącej i rozmawiającej z kimś niższej od siebie dziewczyny, na którą wpadła, potrącając ramieniem. - Sorka - rzuciła przepraszająco i starając się jakoś uśmiechnąć. Nie była źle wychowana, ale nuda galerii zupełnie ją przybiła. - Nie zauważyłam cię.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala zachodnia - Page 6 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala zachodnia [odnośnik]03.07.17 15:12
Jocelyn bardzo lubiła galerie. Wiązały się z nimi dobre wspomnienia czasów, kiedy relacje z matką nie były tak pełne zgorzknienia jak teraz. To właśnie Thea jako pierwsza pokazała jej ten świat, a w dorosłości Josie chętnie korzystała z okazji do oderwania się od trudów kursu oraz od nauki zawiłej wiedzy anatomicznej. Skorzystała z zaproszenia kuzynki, by udać się na wernisaż wraz z nią, ale kto wie, może nie przyszłaby tu, gdyby z Theą po ostatnim kryzysie nie została Iris. Nie miałaby serca zostawić jej zupełnie samej w obawie, że znowu stanie się coś takiego jak ostatnio, ale Iris namówiła ją, żeby mimo to poszła z Saoirse. Więc poszła, starając się nie myśleć o matce i o pogorszeniu jej stanu.
Przechadzała się po galerii, wymieniając swoje spostrzeżenia z Saoirse. Całkiem przyjemnie im się rozmawiało i podziwiało obrazy, a w międzyczasie kuzynka przedstawiła jej też kilka osobistości ze świata sztuki. Gdy tak przechadzały się wzdłuż ścian, starając się omijać ludzi, których było tu dziś znacznie więcej niż w zwykłe dni, Josie nagle poczuła, że ktoś na nią wpada. Odruchowo odwróciła się w tamtą stronę, zauważając młodą, wyraźnie znudzoną dziewczynę, która sprawiała wrażenie niezbyt zainteresowanej oglądaniem obrazów.
- Nic się nie stało – powiedziała Josie, przelotnie lustrując ją wzrokiem i przywołując na twarz blady uśmiech. Ostatecznie co jakiś czas ktoś zawadzał ją ramieniem, była niska i niepozorna, łatwa do przegapienia w tłumie. Musiała też trochę się postarać, żeby zobaczyć niektóre obrazy, przy których zebrało się więcej osób, bo wyżsi ludzie z łatwością zastawiali jej widok.
Dziewczyna, która prawdopodobnie niechcący ją potrąciła, już zdążyła się oddalić; całe zajście trwało może chwilę, podczas której Josie spojrzała na nią i jeszcze przez moment odprowadzała ją wzrokiem, ją oraz podążającą za nią kobietę w średnim wieku. Później znowu zwróciła się w stronę Saoirse i wróciły do przechadzania się po sali i rozmowy o obrazach, które widziały. Josie pomyślała przelotnie, że niektóre z nich z pewnością spodobałyby się Thei; matka jednak nie mogła i nie chciała tu przyjść po ataku sprzed tygodnia, bałaby się, że to znowu się powtórzy. Dlatego będzie musiała zapamiętać jak najwięcej i opowiedzieć jej.
Po zakończeniu wydarzenia pożegnała się z Saoirse i skierowała się do wyjścia; teraz, po dniu obfitującym w nowe artystyczne doznania, nadszedł czas na powrót do domu i odpoczynek. W końcu jutro kolejny dzień pracy.

| zt.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Sala zachodnia [odnośnik]12.08.17 0:14
10 kwietnia

Mawiano, że przedmioty mają własną duszę. Każdy z pewnością inną, jeśli już jakąś – w dzieciństwie mocno wątpiłem w prawdziwość tego stwierdzenia. Jak rzeczy, nieożywione, z natury martwe mogły posiadać duszę – coś, co z racji swojego bytu odpowiedzialne było za trwanie, a nawet samo istnienie? Na próżno było mi szukać odpowiedzi na to pytanie w rodzinnych ubojniach. Stalowe haki nie posiadały dusz, a nawet jeśli kiedykolwiek jakiś by miały, te z pewnością zabite zostały przez ogrom śmierci, którą musiały dźwigać.
Świadomość i zrozumienie dotarło do mnie później, już w szkole gdy odkrywałem swoje artystyczne zapędy, gdy poznawałem i odkrywałem nie tylko siebie, ale i nowe dzieła twórców o których wcześniej w rodzinnym domostwie nie dane było mi usłyszeć. To właśnie wtedy zrozumiałem. Odkryłem, że twierdzenie prawdę w sobie nosi, jednak nie każdy tę prawdę dostrzec potrafi. Najłatwiej dusze przedmiotów przychodziło mi odnajdywać w sztuce. W starych gobelinach, czy rzeźbach noszących znamiona historii, ale też i starości. Najmocniej jednak widziałem je w obrazach. Widokach, portretach, scenach, zamkniętych w kwadratowych ramach. Tych ruchomych i tych nie. Obraz nie tylko należało oglądać. Należało go też czuć i rozumieć. Należało dostrzec jego głębię i ukryte w nim emocje, odnaleźć właśnie tą duszę, która dla mojej młodszej wersji pozostawała niewidoczna.
Wcześniej wieki temu obrazy się nie ruszały. Wcześniej było łatwiej zobaczyć to, co było niewidoczne dla jednostki zamkniętej na otaczającej ją świat, nie pragnącej zgłębić istoty jednostki ludzkie, życia, jak i jego przymiotów. Ruchome obrazy, choć cieszyły spojrzenie i niczym nie ustępowały statycznym dziełom wprowadzały swojego rodzaju zakłócenia przez który ciężko było przejrzeć. Nawet ja miewałem z tym problem, jeden dotknął mnie właśnie dzisiaj.
Dzień zdawał się nie różnić od poprzednich. Moje ponowne pojawienie się w Londynie nie zostało przywitane hektolitrami wypitego szampana, wyjazdu z Francji nie opłakiwało też grono zauroczonych kobiet. Przejście zdawało się cicho przemknąć w cieniu życia. Ot, zmieniłem miejsce zamieszkania, powróciłem do cmentarzyska przeszłości by na nowo spróbować rozpocząć tu życie. Powoli budowałem na nowo dom, choć wiedziałem, że będzie on dla mnie już tylko czterema pustymi ścianami, przez większość dnia czas spędzając w Galerii. Dzisiejszy transport dzieł zza morza wprawiał w podenerwowanie większość moich pracowników. Jedynie Jerry, stary szatniarz zajmujący się też pielęgnacją podłóg zdawał się spokojny i nieprzejęty jak zawsze. Byłem pewien, że widział w swoim życiu już dostatecznie dużo, by mało co było w stanie wywołać w jego niemłodym ciele i umyśle jakiekolwiek większe emocje.
Niezgódki, bo tak je nazywano były wystawiane w co większych, cenionych miejscach w których kultywowano sztukę, nic więc dziwnego że Laidan od miesięcy domykała wszystkie papierkowe niuanse, by i Londyn mógł cieszyć się ich urokiem choć przez kilka tygodni. Miały zdobić ściany Galerii przez tydzień, by później powędrować dalej. Od dwóch dni przeglądałem korespondencje między właścicielem tego tryptyku a poprzednią dyrektorką galerii, natrafiając na dziwaczny fragment mówiący o „trudnych i nieoczekiwanych przeszkodach, które mogą wystąpić podczas prezentacji”. I tak nie miałem wielu opcji manewru, bowiem lady Avery zapewniła że poradzimy sobie z każdą kłodą na drodze. Poradzimy, westchnąłem lekko. Wcześniej działaliśmy razem niczym dobrze naoliwiony organizm, dziś zostałem sam. Ale nie zamierzałem się poddawać.
Od rana wszyscy pracownicy pod moim komandem – poza stary Jerrym, który zwyczajowo o 10 zaparzał kawę, by o 10.15 udać się na papierosa, a o 10.20 powrócić z powrotem na swoje krzesło przy wieszakach – ściągali ze ścian obrazy i przewieszali je wedle mojej woli, tak, by mające przybyć do nas dzieła zyskały przestrzeń tylko dla siebie.
Nie było to prostym zadaniem – znałem jedynie wymiary obrazów, lekką kolorystyczną wzmiankę i na tym kończył się opis twierdzący, że dzieła trzeba zobaczyć „na własne oczy”. Lubiłem odkrywać sztukę, ale nie w taki sposób. Nie, kiedy każdy jeden pracownik podrygiwał w zdenerwowaniu, jakby miała nas odwiedzić zaraz sama Minister, nie, kiedy nie wiedziałem które z dział będą prezentować się odpowiednio dobrze przy nowym, czasowym nabytku. Ale – uświadomiłem sobie po raz kolejny – nie miałem zbyt wielu innych opcji.
Niezgódki zjawiły się chwilę po południu. Poprosiłem o pozostawienie ich w sali zachodniej, opiekuna tryptyku zapraszając do gabinetu w celu dopełnienia wszelkich formalności – moim pracownikom zleciłem posilenie się, lub – wedle woli – nie robienie niczego i nerwowe oczekiwanie na mój powrót.
Mężczyzna przedstawił się jak Theo Malrine, nawet nie usiadł, nerwowo przebierając z nogi na nogę. Odebrałem od niego karty dzieł, a potem wręczyłem odpowiedni dokumenty. I – Merlin mi świadkiem – z chwilą gdy jego dłoń zacisnęła się na kartkach, właściwie w tym samym momencie znikał za drzwiami. Przez chwilę patrzyłem na drewniane wyjście nie rozumiejąc, ale wyobraźnia zaczynała podsuwać różne scenariusze.
Moje kroki odbijały się echem, gdy wędrowałem przez korytarz i sale finalnie znajdując się przed trzema obrazami, które owinięto w czarny aksamitny materiał. Zabrałem się do rozpakowywania.
- No wreszcie! – zaskoczył mnie damski, trochę zbyt piskliwy głos wydzierający się zza ram pierwszego obrazu. Jednym ruchem odsłoniłem do końca dzieło, obchodząc je i stając przed nim, wzrok skupiając na malowidle, które przedstawiało zdecydowanie nie chudą damę w błękitnej, bogato zdobionej sukni damę. – Zawsze pan tak traktuje damy, panie…
- Saveterre. – uściśliłem pomocnie. Łypnęła na mnie wrogo zielonymi ślipiami, otwierając trzymany w dłoni wachlarz. Uniosła podbródek odwracając go w lewo w wyrazie wielkiego wzburzenia. Myśli szybko odnalazły fragment z karty obrazów, które pobieżnie przejrzałem w drodze. Z wachlarzem miałem podziwiać. –Madame Desaliu, proszę o wybaczenie. – powiedziałem całkiem poważnie, schylając się w pół tak mocno, jakbym czołem chciał dotknąć ziemi. Nie podnosiłem oczu, ale czułem jak jej spojrzenie zawiesza się na mnie.
- Lisa, Lisa to ty? Nic nie widzę, Lisa, oślepłam. dotarło z drugiej strony, z płótna nadal zakrytego aksamitem. Zerknąłem w tamtą stronę i prostując się ruszyłem by zdjąć materiał.
- Mora, czyś ty kompletnie oszalała? – zapytała retorycznie Lisa, wywracając oczami. I za chwilę mamroczą pod nosem. – za każdym razem, na naszą ukochaną matkę, dlaczego spotyka mnie to za każdym razem? – mruczała nadal unosząc dumnie podbródek.
-Mora? Mora, ojej. Ja chyba też oślepłam. Da się ślepnąć parami? – zapytał trzeci głos dobywający się z trzeciego obrazu. Westchnąłem lekko. Zrzuciłem aksamit z płótna mieszczącego na sobie Morę – drugą w kolejności siostrę odzianą w suknię koloru morskiego, nie mniej bogatą, jej twarz jednak zdawała się młodsza i bardziej jaśniejąca. Nie miałem jednak czasu spędzić dłuższej chwili nad kontemplacją jej urody. Biegiem rzuciłem się w stronę trzeciego płótna po drodze słysząc. – To cud Lisa, to cud! Odzyskałam wzrok. – Lisa prychnęła zaczynając się wachlować. Pociągnąłem za kolejny aksamit, uwalniając od „ślepoty” ostatnią z sióstr, najmłodszą, najniewinniejszą. Błękitne spojrzenie idealnie komponowało się z morską suknią, jednak nie zdobioną już tak przesadnie jak pozostałe dwie. Policzki zdobił rumieniec. Ustawiłem się przed trzema obrazami ponownie gnąc się w pół. -Witam w Londynie. – powiedziałem kobietom. – Londyn? Słyszysz to Nina? Przywlekli nas do tej zadufanej Anglii, która sobie z NKC na pstryknięcie palcami wychodzi. – zapytała pierwsza z – sióstr, jak już zdążyłem zrozumieć tej najmłodszej, jednak zanim ta zdążyła odpowiedzieć druga zabrała głos. – Londyn? Przecież oni tutaj nic nie rozumieją! – zapiała przeraźliwie, jej głos poniósł się po całej sali. – Drogie panie… - spróbowałem, mając nadzieję, że uda mi się zrobić – w sumie nie wiedziałem co – cokolwiek? Powoli zaczynała boleć mnie głowa. A moi pracownicy mieli prawdziwy spektakl, stali z boku w wejściu do sali zachodniej, jednocześnie bojąc się sióstr, jak przeżywając niesamowity spektakl komedii w której grałem główną rolę. – Przymknij się Mora, jesteś głupia jak pantofel, ja będę rozmawiać z panem Sarvete – znów zabrała głos Lisa spoglądając na mnie i po raz pierwszy obdarzając uśmiechem. – Sama się przymknij Lisa. – zaraz odcięła się jak na damę przystało Mora – panie Sarvete, ja obok niej wisieć nie będę.
-Będziesz. – zaoponowała zaraz Lisa
-Nie będę. – nie zgodziła się Mora i kłótnia rozgorzała na dobre. Chociaż była jedna przez drugą tylko mówiła ciągle jedno i to samo. Westchnąłem lekko spoglądając na najmłodszą z sióstr. Posłałem jej uśmiech, który odwzajemniła z nieśmiałością i gracją, których – niestety – brakowało jej siostrą. Zbliżyłem się i niewiele myśląc usiadłem przed jej obrazem pozwalając by pozostałe siostry dalej się przekrzykiwały.
- Opowiesz mi swoją historię? – zapytałem spokojnie, zachęcająco, zerknęła w kierunku kłócących się sióstr, a później na mnie z niepewnością. Nie oderwałem wzroku. Nienachalnie czekając, aż nie zacznie mówić. A gdy zaczęła, jej śpiewny głos był przyjemną pożywką dla zmęczonych kłótnią uszu. I z każdym wypowiadanym słowem zaczynałem doskonale zdawać sobie sprawę, która z nich jest prawdziwą przyczyną fascynacji, która osiadła na tryptyku. To właśnie dla niej, Niny – nie dla Lisy, czy Mory – to dla niej ludzie tracili głowy. Tego dnia rozmawialiśmy długie godziny, podczas gdy siostry kłóciły się dalej, gdy żegnałem się z siostrami Desaliu kłótnia dwóch starszych docierała do czarnego kotka. I współczułem biedakowi, że wiódł w tych jazgocie całe swoje życie.

|zt


Just wait and see, what am I capable of

Apollinare Sauveterre
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4149-apollinare-sauveterre https://www.morsmordre.net/t4299-rembrandt#90382 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f208-horizont-alley-21-3 https://www.morsmordre.net/t4239-skrytka-bankowa-nr-1066#86886 https://www.morsmordre.net/t4236-apollinare-sauveterre#86874
Re: Sala zachodnia [odnośnik]18.06.18 2:10
26 VII

Do Biura Aurorów dotarło zgłoszenie o ataku na mugoli w jednym z londyńskich parków. Starsza czarownica, która o tym powiadomiła, nie miała najmniejszych wątpliwości co do tego, że rzucane zaklęcia były tymi czarnomagicznymi, a od niektórych ponoć włos się jeżył na głowie, jak to zgrabnie określiła. Wysłanie kilkuosobowej grupy aurorów  na miejsce zdarzenia było jak najbardziej uzasadnionym działaniem. Kieran nie wahał się i zgodnie z poleceniem Hopkirka ruszył na tę akcję. Miał dość marnowania czasu w zbiorowych celach, do których tymczasowo przeniesiono cały Departament Przestrzegania prawa Czarodziejów. O wiele bardziej miał dość tego, że nijak nie szło korzystać z teleportacji, a to jeszcze bardziej utrudniało mu życie, niż chłód panujący w celach Tower, na jaki skazany był podczas godzin pracy. Z niemałą ulgą opuścił ponure mury na rzecz aktywnego działania.
W okolice parku przenieśli się dzięki Błędnemu Rycerzowi. Z różdżkami w dłoni wyszli naprzeciw dwóm czarodziejom miotającym w stronę przerażonych mugoli podłe zaklęcia. Wymiana zaklęć była zażarta, zaś przewaga liczebna po stronie aurorów była ogromnym atutem podczas starcia. W końcu jeden przeciwnik padł, gdy dosięgła go Drętwota. Za to drugi, co umknął za drzewo, unikając tym samym ataków, ruszył pędem przed siebie. Gonili go, nie mogli jednak pozwolić sobie na rzucanie zaklęć, mając na uwadze bezpieczeństwo ludności cywilnej. Trzech aurorów, w tym Kieran, ruszyli w pościg, dostrzegając jak sprawca wbiega do budynku galerii sztuki. Wbiegli do środka za nim. Kieran jednak zwolnił tempo, a nawet zdecydował się na krótką chwilę zatrzymać w przedsionku. Uważnie rozglądał się po całym pomieszczeniu, asekuracyjnie mocno ściskając swą różdżkę w dłoni, gdyby przeciwnik zamierzał nagle się zmaterializować. Wcale nie takie nieprawdopodobne byłoby to, że ukrył swą obecność, aby chyłkiem uciec, gdy pościg ruszy dalej, zwyczajnie go mijając. Ale Rineheart nie zamierzał dłużej wyczekiwać, po dwóch minutach przeszedł do kolejnej sali. I w niej nie dostrzegł żadnych podejrzanych oznak, więc ruszył dalej. W kolejnej sali napotkał jednego z aurorów i wreszcie jakaś osobę odwiedzającą ten przybytek?
Widziała panienka mężczyznę w czarnym, ciężkim płaszczu? – spytał szybko, przez co i nad wyraz szorstko, jakby wcale nie zadawał pytania, lecz strofował niewinne niczemu dziewczę. I chyba właśnie z takim bezbronnym stworzeniem miał do czynienia, bo nawet wcześniej nie przyjrzał się jej dobrze. Dopiero teraz, gdy kierując ku niej pytanie, skierował też wzrok, dostrzegł filigranową młódkę. – Blondyn, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, być może przebiegał tędy? – dopytywał dalej, mając nadzieję, ze lekkie uszczegółowienie pozwoli dziewczynie przypomnieć sobie jakieś szczegóły. Chcąc pomóc wizualizować jej posturę sprawcy, rękę ułożył na wysokości swojego ramienia, wskazując na wzrost ściganego sprawcy. Piegowata twarz sprawiała wrażenie tak bardzo łagodnej, lecz Rineheart pozostawał całkowicie na to ślepy, gdyż przyświecał mu cel ujęcia pomiotu zbrukanego czarną magią.
Nikt nie wyjdzie z tej cholernej galerii, póki go nie złapiemy, jasne? – syknął w stronę jednego z młodych aurorów, który pod wpływem jego stanowczego tonu drgnął nerwowo, po czym gorliwie przytaknął i bez słowa wrócił się do innej Sali, tam próbując wypatrywać jakichkolwiek śladów po ściganym przez nich mężczyźnie.
Ponownie skupił się na postaci młodej kobiety, w jej sylwetce dopatrując się czegoś podejrzanego. Sprawca zawsze mógł okazać się całkiem uzdolnionym matemorfomagiem.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia - Page 6 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Sala zachodnia [odnośnik]18.06.18 16:29
Cressida ostatnimi czasy rzadko opuszczała dworek męża, co stawało się dla niej coraz bardziej nużące, bo brakowało jej częstych wizyt u rodziny czy w miejscach takich jak galerie sztuki. Ale zanik teleportacji był dla niej znaczącym utrudnieniem, bo zwykle korzystała z tego właśnie sposobu przemieszczania się, albo z sieci Fiuu, która, jak się przekonała początkiem lipca, też pozostawiała bardzo wiele do życzenia.
Czasy były jednak niespokojne, więc nawet tak naiwna młódka wiedziała, że musi uważać i nie może podróżować samotnie, na pewno nie do Londynu, więc w galerii zjawiła się z jedną z krewnych męża i przez większość czasu przechadzały się po salach wspólnie, starannie omijając tą, w której, jak się okazało po ostrzeżeniu jednej z pracownic, podobno szalały anomalie i nikt nie mógł tam wchodzić. Cressida przezornie z daleka ominęła rejon tamtej sali, woląc przemieszczać się tylko po tych, które pozostawały otwarte i bezpieczne dla zwiedzających, których jednak nie było tak wiele, jak zwykle widywała, bywając tu w ciągu tych dwóch lat które minęły od opuszczenia przez nią murów Beauxbatons.
Cressida, jak przystało na artystyczną duszę, od najmłodszych lat uwielbiała obcować ze sztuką. Jej ojciec nie patrzył na to z entuzjazmem, ale też nie zabraniał jej, woląc już, by jego najmłodsza i najbardziej miękka córka była artystką, niż jakby miała parać się czymś niegodnym damy. Malarstwo może nie było typową pasją Flintów, ale ugłaskała ojca, wykonując dla niego piękne ilustracje do zielników, umiejętnie łącząc pasję do malarstwa z rodowymi zamiłowaniami do magicznej flory i fauny. Jak na swój młody wiek miała naprawdę duży talent, który zauważyli Fawleyowie i zaaranżowali jej małżeństwo z Williamem.
Jak przystało na szlachciankę to klasyczna sztuka najbardziej do niej przemawiała i taką tworzyła. Pejzaże, portrety, martwe natury... to lubiła tworzyć oraz podziwiać, jak tworzyli to inni, a w sprawdzonych londyńskich galeriach zawsze mogła liczyć na sztukę najlepszej jakości. Brakowało jej tego przez cały lipiec i dziś w końcu mogła nacieszyć oczy pięknem pociągnięć pędzla.
W pewnym momencie jej towarzyszka musiała na moment udać się do łazienki, podczas gdy Cressie została sama w sali zachodniej, nie spodziewając się, że jej spokojne podziwianie obrazów nagle może zostać zakłócone. Przyglądała się właśnie wiszącemu w pobliżu magicznemu pejzażowi, kiedy nagle usłyszała tupot szybkich kroków i odruchowo odwróciła się w tamtą stronę, dostrzegając wysokiego mężczyznę idącego szybko w jej stronę.
Nieznajomy mógł być mniej więcej w wieku jej ojca, a jego szorstki ton spłoszył młódkę. Nie znała go i nie wiedziała, kim jest i dlaczego tak się zachowywał. Może był jakimś przedstawicielem ministerialnych służb? Nie była przyzwyczajona do podobnej szorstkości i dosadności, w końcu dość rzadko stykała się z osobami spoza wyższych sfer.
- Nie, nie widziałam – odpowiedziała; w ciągu ostatnich minut, które spędziła w tej sali, widziała co najwyżej swoją towarzyszkę, małą grupkę staruszków w długich szatach, pracownicę galerii i spacerującą razem młodą parę. Żadnego biegającego blondyna w czarnym płaszczu, a ktoś zachowujący się inaczej pewnie przyciągnąłby uwagę jej i innych zwiedzających. – Dlaczego go pan szuka i myśli, że mogłam go widzieć? – zapytała, wciąż mu się przyglądając, ale żeby spojrzeć na jego twarz, musiała dość mocno zadrzeć głowę do góry. Wyglądała jak istne wcielenie niewinności; niski wzrost, filigranowa sylwetka spowita błękitną, długą do ziemi suknią z drogiego materiału, i blada, piegowata buzia o uroczych i wciąż odrobinę dziecięcych rysach, przez które nie wyglądała nawet na swoje niespełna dwadzieścia lat. Zielone oczy kontrastujące z ciemnorudą barwą kosmyków zdradzały zaniepokojenie, Cressida wystraszyła się, że mężczyzna, o którego ją pytano, mógł stanowić zagrożenie. – Czy on... jest niebezpieczny? – wzdrygnęła się, słysząc jego szorstkie słowa wypowiedziane do innego mężczyzny, zapewne współpracownika. Nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś przy niej przeklinał, choć była zbyt nieśmiała, żeby mu to wytknąć, zresztą bardziej w tej chwili przejmowała się tym, że w galerii mógł znaleźć się ktoś niebezpieczny. – Jeśli tak, to... to wolałabym jednak opuścić to miejsce – dodała szybko, niespokojnie poprawiając brzegi rękawów, zdumiona i skonsternowana tym wszystkim, także tym, jak dziwnie przyglądał jej się mężczyzna.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Sala zachodnia [odnośnik]23.06.18 1:38
W delikatnym głosie niewiasty pobrzmiewał strach i zaskoczenie, jakby nie potrafił zrozumieć, co tak niepasujący do krajobrazu jegomość robi w miejscu kultu sztuki. Sam miał świadomość tego, że nijak nie zlewa się z eleganckim otoczeniem, musiał jednak zrobić swoje. Najwidoczniej człowiek, którego ścigali, dziwnym trafem nie wzbudzał podobnych wątpliwości.
Jak zwykle od razu przeszedł do konkretów, zamiast wylegitymować się i w międzyczasie wyjaśnić sytuację. Ale na podobne pierdoły, jak zwykł niekiedy myśleć o wszelkich procedurach, naprawdę nie miał czasu. Mimo to z ociąganiem, tylko i wyłącznie z konieczności, wyjął swoją aurorską odznakę i okazał ją wystraszonemu dziewczęciu, uparcie nie wypuszczając jej z dłoni, jakby rozstanie z nią, ot kawałkiem metalu, mogło go zabić. Potem szybko ją schował, choć powinien wyraźnie wypowiedzieć swoje personalia, gdyby panna chciała na niego złożyć skargę.
To sprawca czynu zabronionegowłaściwie to wielu czynów zabronionych dokonanych w krótkim czasie, dodał w myślach z ogromną goryczą, przez co zmarszczył gniewnie brwi. Taki incydent antymugolski w biały dzień i to w miejscu publicznym! Ostatnie wydarzenia zbyt mocno ośmieliły niektórych do radykalnych działań.  – Zauważyliśmy, że wbiegł do budynku, jednak musiał zamaskować swoją obecność, skoro jeszcze nie udało się go pochwycić.
Zapewne w budynku znajdowały się kominki podłączone do sieci Fiuu, ale czy sprawne. I czy ścigany czarodziej znał ich umiejscowienie? Przestał o tym myśleć, gdy usłyszał pytanie skierowane ku niemu.
Jest – przyznał bez najmniejszego wahania, boleśnie szczerze, na te chwilę nie przejmując się komfortem psychicznym młodej panny, zależało mu tylko na ujęciu tego plugawego przestępcy, który śmiał im umknąć z miejsce zdarzenia. Nie poświęcał już tyle uwagi rozmówczyni co z początku, zaczął za to rozglądać się uważnie po całym pomieszczeniu, nie chcąc przegapić żadnego detalu. Wytężał wzrok, próbując doszukać się czegokolwiek podejrzanego. Miał zamiar przejść do kolejnej sali, póki nie wyszedł z niej młody auror i pokręcił tylko bezradnie głową. Czyżby zwiał?
Przykro mi, ale to nie jest możliwe. Nie znamy możliwości tego przestępcy, dlatego musi pani zostać na miejscu.
Ewakuowanie całego budynku wcale nie byłoby takie proste, przez to zaistniałaby potrzeba szybkiego zweryfikowania tożsamości każdej osoby. Za dużo zachodu, za mało korzyści. Magia dawała tyle możliwości zmiany wyglądu.
Jak się panienka nazywa? – spytał stanowczo, jakby wydawał rozkaz, a nie uprzejmie prosił. Zawsze brakowało mu wyczucia i z czasem to tylko się pogłębiło.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia - Page 6 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Sala zachodnia [odnośnik]23.06.18 15:40
Mężczyzna zupełnie nie pasował do tego otoczenia. Nie wyglądał na pasjonata sztuki ani tym bardziej artystę. Był kimś z zupełnie innego świata niż ten, w którym żyła Cressida, wyczuła to już w pierwszej chwili, kiedy stanął naprzeciwko niej i odezwał się. O ile młódka była niezwykle delikatna i oderwana od przyziemnej rzeczywistości szarych ludzi, mężczyzna zdawał się pewnie stać obiema nogami na ziemi. A teraz właśnie wdarł się do świata Cressidy, gwałtownie sprowadzając ją na ziemię i wzbudzając strach.
Cressida nigdy nie musiała być twarda i odważna. U szlachcianki byłyby to cechy wręcz niepożądane, w ich świecie powinni przejawiać je tylko mężczyźni, a i oni byli spętani ramami konwenansów i obyczajów. Wychowano ją na damę, delikatną, wrażliwą i znającą swoje miejsce. Na przyszłą żonę i matkę, której życiową rolą miało być danie mężowi dzieci i przedłużenie jego rodu. Nieznane budziło w niej strach, a odkąd wybuchły anomalie, bała się często. Była raczej osobą, która nie lubiła ryzyka i problemów, wolała poruszać się w sobie znanych obszarach.
Przez chwilę patrzyła na aurorską odznakę ze zdziwieniem, bo to też było da niej coś nowego, nieczęsto spotykała na swej drodze aurorów, a on pewnie nieczęsto spotykał damy. Cressidę wystraszyła jednak myśl, że w tym samym budynku, gdzieś w galerii, mógł czaić się ktoś niebezpieczny. Skoro przyszli tu aurorzy, to nie mogła być błaha sprawa.
- Ja... nie wiem, gdzie on może być. Może... może ktoś z pracowników będzie wiedział lepiej – odpowiedziała cicho. Sama znała tylko części galerii przeznaczone dla odwiedzających, ale tajemniczy niebezpieczny czarodziej mógł być gdziekolwiek. Cressida miała nadzieję, że daleko od niej, że tu nie przyjdzie. Jeśli znał galerię to pewnie umiał też znaleźć drogę ucieczki lub kominki.
- Jeśli on jest niebezpieczny, to... to nie mogę tu zostać – powiedziała, patrząc na niego błagalnie, nieprzyzwyczajona do podobnej szorstkości. Była szlachcianką, więc była przyzwyczajona do wyjątkowego traktowania, no i nie znała realiów pracy aurorów i postępowania w takich sytuacjach, bo dotychczas nie miała z tym styczności. – Co, jeśli on tu teraz przyjdzie? W galerii jest ze mną krewna mojego męża, wyszła do łazienki. Nic jej nie grozi? – zapytała, choć pewnie było to irracjonalne, uciekający mężczyzna pewnie znalazł sobie jakąś kryjówkę i przeczeka, aż aurorzy znudzą się szukaniem go i wyjdą. Ale jeśli miałaby tu tkwić godzinami, to wolałaby, żeby go znaleźli jak najszybciej i zabrali stąd jak najdalej, by nie zagroził jej ani jej towarzyszce, która wyszła dosłownie parę minut przed wejściem aurorów i jeszcze nie wróciła, i w tym momencie Cressie zaczęła się o nią niepokoić. W szkole dobrze radziła sobie z obroną przed czarną magią, ale to nie zmieniało faktu, że się bała i nie było jej spieszno do przetestowania zdobytej w szkole wiedzy w praktyce, zwłaszcza gdy czarowanie wiązało się z anomaliami. – Lady Cressida Fawley – przedstawiła się, starannie podkreślając tytuł, by wiedział, że nie ma do czynienia z pierwszą lepszą młodą panienką, którą mógł zbywać i obcesowo traktować. Była dumna ze swojego statusu i nie kryła się z nim, i oczekiwała, że każdy będzie szanował i respektował jej pozycję, należną jej z urodzenia, choć z racji nieśmiałego, spokojnego charakteru nie domagała się swoich praw z taką stanowczością jak bardziej śmiałe dziewczęta. Nie dało się jednak nie zauważyć, że wyglądała naprawdę młodo i niewinnie, i tylko niespokojnie obracana w zdenerwowaniu obrączka ślubna na palcu mogła sugerować, że drobne, piegowate dziewczątko było dorosłą, zamężną kobietą.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Sala zachodnia [odnośnik]29.06.18 23:29
Krewna męża – powtórzył rzeczowym tonem, próbując tym samym zamaskować własne zaskoczenie informacją, która przecież nie wnosiła nic ważnego do całej sprawy. Raz jeszcze obrzucił młodą damę uważnym spojrzeniem, wręcz bezczelnie lustrując łagodne rysy jej twarzy pochmurnymi od masy podejrzliwości oczyma. W tej kruchej istocie dostrzegał więcej z młódki niż dojrzałej kobiety, właściwie w pierwszej chwili uznał ją za dziecko zaledwie. Nieprzyzwyczajony do tak wysublimowanej delikatności nie potrafił jej zinterpretować, a już na pewno nie potrafił na nią odpowiednio zareagować. I myśl, że młódka mogła już nazywać się żoną. Wszystko przez to, że wyglądała tak młodo, przez co i obrączka na jej palcu nie rzucała się w oczy, a nawet nie prezentowała w pełni wiarygodnie. – Proszę się nie zamartwiać na zapas, towarzyszce panienki… – urwał na chwilę, zbity z tropu koniecznością odpowiedniego zwracania się do młodej kobiety. To sukces, że postanowił się mimo wszystko poprawić. – Pani towarzyszce na pewno nic się nie stało.
Nie mógł być tego pewien, choć nieco uspokajał go fakt, że jak na razie po galerii nie rozniosły się zaaferowane krzyki świadczące o kolejnym ataku. Bardziej jednak irytowała go niemożność dania gwarancji na zachowanie bezpieczeństwa. Zarówno jego współpracownicy, jak i on sam, na chwilę obecną nie zauważyli śladu po obecności zbiega. Jako aurorzy byli świadomi tego, że w jednej z sal galerii szalała anomalia, więc instynktownie próbowali uniknąć korzystania z magii. Rzucanie jakichkolwiek zaklęć wciąż pozostawało ryzykowne, nie tylko dla osób chcących posłużyć się czarami, ale również dla całego otoczenia.
Zatem lady – zaakcentował dziwacznie tytuł, jakby był słowem całkowicie mu obcym i bardzo niewygodnym w wymowie. – Proszę pozostać spokojną.
Po tych słowach odsunął się kilka kroków od niej, po czym wyciągnął różdżkę przed siebie, kierując ją w stronę przejścia do drugiego pomieszczenia. Mimo wszystko musieli wesprzeć się magią, jeśli chcieli dopaść tego parszywego degenerata.
Carpiene – mruknął pod nosem, po czym udało mu się wyczuć obecność osób zgromadzonych nie tylko w sali, w której sam się znajdował, ale również tej sąsiedniej, gdzie obecny był jeden z aurorów. Kieran skinął głową w stronę jednej ze ścian, dostrzegając wreszcie zarys męskiej sylwetki. Potem usłyszał jeszcze wypowiedziane dość pewnie Clario. Zamaskowany sprawca wreszcie został ujawniony i w odpowiedzi posłał w stronę młodszego aurora czarnomagiczne zaklęcie, w międzyczasie uciekając za plecy kobiety w średnim wieku. Kieran nie miał czystej linii do kontrataku, musiał więc czekać na ruch przeciwnika, który skierował różdżkę przeciw niemu.
Protego Maxima – rzucił ochryple, osłaniając magiczną tarczą siebie i mężatkę stojącą te kilka kroków za nim. W tym samym czasie dobiegł do niego drugi z towarzyszących mu w galerii aurorów i odpowiedział atakiem, wyraźnie wypowiedzianą Drętwotą. Ta jednak ugodziła zakładniczkę, przez co sprawca musiał pewnie chwycić za sztywne ciało, najwidoczniej nie rezygnując z takiej formy obrony. Cholerny tchórz.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia - Page 6 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Sala zachodnia [odnośnik]29.06.18 23:29
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością


#1 'Anomalie - CZ' :
Sala zachodnia - Page 6 HXm0sNX

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Sala zachodnia - Page 6 KEVqHoN
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala zachodnia [odnośnik]30.06.18 13:03
Cressida dostrzegła jego spojrzenie, którym uważnie ją lustrował, zupełnie jakby nie dowierzał jej słowom. Wyczuła też, że na moment się zawahał, jakby nie był pewny, jak się do niej odnosić. Pozostawało faktem, że nie wyglądała jak dorosła kobieta, a jak nastolatka. Miała delikatne rysy i drobne, smukłe ciałko, po którym nie było już widać, że ledwie pięć miesięcy wcześniej urodziła. Przywodziła na myśl zwiewną leśną nimfę, która zstąpiła w zgiełk codzienności. Pozostawało też faktem, że w szlachetnych rodach wydawanie za mąż młodziutkich dziewcząt było bardzo powszechną praktyką, gdyż to młódki były najcenniejsze z punktu widzenia potencjalnego rodu męża. Jej panieński ród był bardzo konserwatywny, więc siłą rzeczy po Cressidę szybko przyszedł obowiązek, który przyjęła z godnością i pokorą.
Kontrast pomiędzy nimi był uderzający, zupełnie jakby w tej galerii naprawdę zderzyły się teraz dwa różne światy – świat rzeczowego, twardego i nieczułego aurora oraz świat młodziutkiej, delikatnej malarki z wyższych sfer. Cressie była nieco skonsternowana i nie wiedziała, jak się wobec niego zachować – bo naprawdę był dla niej teraz kimś z innego świata, tak odmienny od lordów z salonów jak to tylko możliwe.
- Mam nadzieję... że nic jej nie grozi. Ona nawet nie wie, że coś się tu dzieje. Wyszła tylko na chwilę... – powiedziała, naprawdę zmartwiona, bo nie chciała, żeby drugą lady Fawley spotkała jakaś krzywda. Przyszły tu razem, by we dwie czuć się bezpieczniej, zresztą kobietom niezbyt uchodziło samotne podróżowanie, dlatego Cressida, przybywając do Londynu, zwykle czyniła to w towarzystwie męża lub kogoś z jego rodziny.
Wciąż czuła wzbierający w niej niepokój, który narastał z każdą chwilą świadomości, że gdzieś w galerii znajduje się ktoś niebezpieczny. Odruchowo sama zaczęła wypatrywać zagrożenia, wodzić spojrzeniem po otoczeniu i po innych osobach obecnych w tej sali.
- Złapiecie go i zabierzecie stąd? – zapytała cicho; wyobrażała sobie, że aurorzy właśnie od tego są, i skoro pojawili się tutaj, to może niebezpieczeństwo zaraz zostanie zażegnane. Zawód aurora jawił jej się zawsze jako niezwykle niebezpieczny i typowo męski, niezwykle konsternowała ją myśl, że niektóre kobiety, zamiast zostawać żonami i matkami, chciały ryzykować życie ścigając niebezpiecznych ludzi. Jej ojciec zawsze bardzo surowo oceniał kobiety pracujące jak mężczyźni, więc i Cressida miała dość konserwatywne zapatrywania, przynajmniej jeśli chodzi o szlachcianki, a wiedziała, że zdarzały się dziwne damy, które chciały obierać tego typu ścieżki zamiast korzystać z wygód dworskiego życia.
Mężczyzna rzucił zaklęcie, które Cressida też znała, więc wiedziała, jak działało i że auror prawdopodobnie ze swojego miejsca sprawdzał sąsiednią salę. Sama nie widziała tego, co widział on, więc mogła tylko się zastanawiać. Usłyszała jednak czyjś krzyk i padające pierwsze zaklęcia. Jedna ze smug pomknęła przez przejście znajdujące się między dwoma salami w stronę towarzyszącego jej aurora, który zareagował szybkim rzuceniem tarczy, zanim Cressida w ogóle pomyślała o tym, by sięgnąć po różdżkę, tak bardzo była teraz wystraszona. Tarcza osłoniła ich oboje, ale w momencie jej rzucenia wydarzyło się jeszcze coś. Cressida wyczuła niespokojne drżenie powietrza, za oknami zaczął zacinać deszcz i rozległ się błysk, a wichura wybiła szybę i przemknęła przez pomieszczenie, gasząc świece, tłukąc szklane przedmioty i zrzucając ze ścian kilka obrazów, które z donośnym hukiem upadły na podłogę. Cressida krzyknęła ze strachu, kuląc się i osłaniając rękami głowę, kiedy wiatr wdzierający się przez najbliższe wybite okno szarpał wściekle połami jej sukni, a wiszący za nią obraz, który wcześniej oglądała zanim pojawili się aurorzy, zachwiał się, kiedy jego mocowanie do ściany pękło. Tylko dzięki dobremu refleksowi młódka uskoczyła na bok, zanim spadł na ziemię tam, gdzie przed chwilą stała. Domyśliła się, że zadziałała anomalia, wiedziała już w końcu, że w jednym z pomieszczeń galerii znajduje się ognisko złej mocy i czarowanie tu nie było dobrym pomysłem.
Odsunęła się na bok, żeby nie być w zasięgu zaklęć mogących wpaść z sąsiedniej sali i patrzyła z niepokojem na aurora, w duchu mając nadzieję, że to aurorzy wygrają to starcie i zaraz uporają się z niebezpiecznym opryszkiem bez dalszych nieprzyjemnych atrakcji dla niej i innych gości galerii. Inni też wyglądali na przerażonych nagłym przejściem anomalii przez salę oraz tym, co się działo w pomieszczeniu obok, wszyscy, podobnie jak Cressida, odsunęli się jak najdalej od przejścia do tamtego pomieszczenia, klucząc między leżącymi na posadzce obrazami i innymi zrzuconymi przedmiotami.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Sala zachodnia [odnośnik]01.07.18 17:33
Po to tutaj jesteśmy – mruknął pod nosem, nie za bardzo znając się na uspokajaniu młodych dam, co zresztą wychodziło mu koszmarnie. Lady Fawley, której dziewczęcy wygląd mógł zmylić każdego, bo naprawdę trudno uwierzyć, iż jest już mężatką, zdawała się być przerażona. Ciężko było określić co wystraszyło ją bardziej, szorstkość aurora czy potencjalne zagrożenie ze strony ukrytego jak na razie sprawcy. Dla niego podstawy jej reakcji nie miały aż tak wielkiego znaczenia, choć wolał uniknąć wpłynięcia lordowskiej skargi do Szefowej Biura Aurorów za wystraszenie niewinnej lady. Nigdy nie uważał, żeby do pełnienia obowiązków potrzebował jakiejkolwiek empatii, przeciwnie, uczuciowość była całkowicie zbędna. Ze względu na brak wyczucia unikał rozmów ze świadkami czy ofiarami. Ale dzięki swojej surowej, mocno zdystansowanej postawie radził sobie świetnie na innych polach, przede wszystkim na polu walki, gdzie emocjonalne rozterki były niedopuszczalne.
Postanowił działać, licząc się z konsekwencjami, jednak zbieg nie dawał mu wyboru. Nie zamierzał pozwolić mu uciec, to nie wchodziło w grę, dokonał też szybkiej kalkulacji korzyści i strat. Pierwszy rzucił zaklęcie, niezbyt inwazyjne, ale po tym czynie ruszyła lawina zdarzeń. Rozpoczęła się wymiana zaklęć, która zaangażowała ż trzech aurorów, ale również osoby postronne, które dla własnego bezpieczeństwa w miarę możliwości uciekły z obu zagrożonych sal, bądź przysunęły się do ścian. Jednak postawienie przez Kierana tarczy rozpętało wichurę. Powietrze wokół niego zadrżało nagle naelektryzowane magią – jego własną i inną, nieznaną – potem zawirowało, aż w końcu rozbiło okno. Młódka krzyknęła donośnie i nie był pewien, czy okrzyk spowodowany był strachem, czy może raczej bólem. Ale nie mógł myśleć o ewentualnych ranach, jakich mogła doznać na wskutek anomalii, nie było na to czasu, a odwrócenie wzroku w jej stronę mógł przypłacić utratą zdrowia, a nawet życia. Wiatr rozszalał się na dobre, potężne podmuchy zrywały obrazy ze ścian, miotały kawałkami szkła, jednak nie powaliły go na ziemię. Chwilę później wszystko ucichło, opadło i zapanowała ciemność. Tak niespodziewany obrót spraw zaskoczył napastnika, wciąż ukrywającego się za bezwładnym ciałem zakładniczki, choć sam nie był narażony na działanie nienaturalnej siły.
Kilka rzeczy wydarzyło się w jednym momencie. Napastnik rzucił kolejne zaklęcie w kierunku dwóch aurorów i towarzysz Rinehearta zablokował je magiczną tarczą; Kieran wyraźnie usłyszał tuż obok pewnym głosem wypowiedziane Protego Maxima. Wcześniej zaatakowany auror świadomie nie próbował poderwać się z podłogi, za to udało mu się skorzystać z zamieszania i dopadł leżącą obok różdżkę, ściskając ją w dłoni, aby skierować ją w przeciwnika z Expulso na ustach. Zaklęcie trafiło w stronę agresora i swą siłą rzuciło nim o ścianę, zaś przetrzymywana kobieta została odrzucona w bok. Wykorzystanie siły odśrodkowej zaklęcia pozwoliło odseparować ofiarę od oprawcy, choć było to ryzykowne posunięcie, choć nie zadawało wielkich obrażeń. Wtedy też Kieran uniósł różdżkę i wycelował ją w parszywe monstrum.
Petrificus Totalus – wyartykułował bez najmniejszego zawahania. Zaklęcie ugodziło przeciwnika, który nagle zesztywniał i opadł na ziemię całkowicie nieruchomy, nie potrafiąc wyrwać się spod działania czaru. Młodszy auror pomknął w stronę unieszkodliwionego przeciwnika, aby odebrać mu różdżkę, Rineheart z kolei odwrócił się i zerknął na młodą lady.
Nic pani nie jest? – spytał szybko, niezbyt delikatnie, ani przez chwilę nie okazując głębokiej troski. Własnej córce rzadko ją okazywał, choć w ostatnich tygodniach może nieco częściej bywał o nią zaniepokojony. Jednak w delikatnych rysach szlachetnej damy nie dostrzegał jakiegokolwiek podobieństwa do Jackie. Pytanie to wywołało tylko jego poczucie odpowiedzialności, bo świadomie podjął ryzyko, narażając osoby postronne.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia - Page 6 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Sala zachodnia [odnośnik]01.07.18 17:33
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Sala zachodnia - Page 6 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala zachodnia - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala zachodnia [odnośnik]01.07.18 20:48
Cressida była zestresowana i wystraszona, a szorstkość aurora nie pomagała w uspokojeniu jej. Ale może tacy już byli aurorzy, w końcu nie na darmo mówiono, że to zawód dla mężczyzn, bo wymagał twardości i nieustępliwości. Ten mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby nie miał zbyt wiele do czynienia ze światem wyższych sfer ani sztuki w ogóle. Nie przyszedł tu podziwiać obrazów, a poszukiwać opryszka, który pechowo dla gości galerii ukrył się akurat tutaj, zaburzając spokojny dzień poświęcony kontemplacji dzieł sztuki. Cressida, jako malarka, przejawiała cechy zgoła przeciwne niż szorstki, surowy auror, który zdawał się być jak wyciosany z kamienia, równie twardy i nie zwracający uwagi na otoczenie. Ona sama była niezwykle delikatna i wrażliwa, potrafiła tworzyć przepiękne obrazy, ale źle znosiła sytuacje stresowe. Wygodne życie damy nie mogło jej zahartować, bo zwykle mierzyła się raczej z problemami pokroju tego, jak dobrze wypaść na salonach, choć ostatnimi czasy jej myśli często były pochłonięte zamartwianiem się o dzieci, męża i resztę rodziny. Młódka często chodziła podenerwowana i musiała pić relaksujące mieszanki ziółek, a wizyta w galerii miała być chwilą odprężenia i odpoczynku od stresu i niepokoju.
Tyle, że nic z tego nie wyszło, bo to, co się wydarzyło, wystraszyło ją jeszcze bardziej. Dziewczątko patrzyło w napięciu, jak między aurorami a opryszkiem wywiązuje się walka, a jedno z zaklęć aurora, z którym rozmawiała, wywołało anomalię, która przeszła przez salę, czyniąc spore spustoszenia i siejąc popłoch wśród gości. Nie tylko Cressida krzyknęła ze strachu, zaczęły też krzyczeć inne kobiety, i wszyscy natychmiast odsunęli się od niebezpiecznego przejścia, przez które wlatywały zaklęcia. Kilka obrazów spadło ze ścian zrzuconych silnym wiatrem wzbudzonym anomalią. Kiedy strach o własne bezpieczeństwo opadnie, Cressie na pewno poczuje smutek, ale była szansa, że magia i odpowiednia ilość magicznych farb będą w stanie naprawić ewentualne uszkodzenia obrazów.
Po tym, jak umknęła przed spadającym obrazem, dostrzegła kawałek dalej wnękę w ścianie, gdzie wisiał mniejszy portret, który dzięki ukryciu tam nie został zrzucony ze ściany przez wiatr. To tam weszła i skuliła się, dłonią odnajdując w kieszeni w połach sukni różdżkę. Była gotowa jej użyć, gdyby została do tego zmuszona, ale w strachu przed anomaliami traktowała używanie magii jako ostateczność, choć wcale nie była w czarowaniu taka najgorsza. Przed chwilą miała pokaz tego, jak może się skończyć czarowanie tak blisko jednego z ognisk anomalii. Nikt z innych gości też nie kwapił się do rzucania zaklęć, wszyscy tak jak Cressida starali się schować, by uniknąć niebezpieczeństwa.
W pomieszczeniu zrobiło się znacznie ciemniej, kiedy pogasły wszystkie świece i do środka wpadało tylko światło przez wybite okna, ale niebo za nimi było chmurne, choć wypogadzało się już po chwilowym załamaniu. Powietrze wpadające do sali było zimne, Cressida poczuła jak przenika ją ziąb. Ze swojego miejsca nie widziała sytuacji w sali obok, ale wciąż słyszała padające zaklęcia zwiastujące trwającą walkę. Czekała w napięciu na jej wynik, nie opuszczając swojej kryjówki, wierząc, że kilku wyszkolonych aurorów zaraz sobie poradzi.
Starszy auror posłał w stronę sąsiedniej sali silną wiązkę Petryficusa (na szczęście tym razem bez wzbudzania żadnej nowej anomalii), a huk padającego na ziemię ciała kazał jej przypuszczać, że ktoś został trafiony. Oby opryszek.
Kiedy auror odwrócił się w jej stronę i zadał jej pytanie, Cressida drgnęła i po chwili ostrożnie wychyliła się ze swojej kryjówki. Duże, zielone oczy dziewczątka obrzuciły go czujnym wzrokiem, a smukłe palce znów niespokojnie obróciły obrączkę. Brakowało jej teraz ciepłych i silnych ramion męża, w które mogłaby się wtulić.
- Tak... Nic mi się nie stało. Skończyło się tylko na strachu – wyznała cichutko. – Czy on... Czy już po wszystkim? – zapytała, rzucając szybkie spojrzenie w stronę sąsiedniej sali. – Czy teraz już będziemy bezpieczni?


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley

Strona 6 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Next

Sala zachodnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach