Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Leśne ostępy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Leśne ostępy
Głęboko w mateczniku ukryte są skarby niedostępne mugolom, zdumiewająca roślinność płata figle i zachwyca majestatem. Pradawne, olbrzymie drzewa zdają się porozumiewać szeleszczeniem liści, ponoć opodal widywano niegdyś enty - czy te drzewa to ich potomkowie? Śród ściółki leśnej odnaleźć można pękate, a czasem nawet kwitnące paprocie; Prewettowie dumnie dbają o tę część lasu. Przez cały rok latają w pobliżu migoczące świetliki, które dodają przytulnej przestrzeni uroku. Po ścieżkach biegają rude wiewiórki. Co istotne, gdzieś tutaj rosną także krzewy zaczarowanych czarnych jagód. Krzewy, które zachowują się zupełnie niepoważnie. Zamiast grzecznie rosnąć, one lubią uciekać, ni stąd, ni zowąd pojawiać się na dnie kałuży czy oczka wodnego, wyrastać na wiewiórczym ogonie. Podobno udało się je nawet zebrać ze sklątki tylnowybuchowej! Jedynym, na czym nie rosną są czarodzieje. Chętnie za to się przed nimi chowają, jeszcze chętniej im uciekają.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.10.15 22:24, w całości zmieniany 1 raz
Miała ochotę tupnąć nogą na iście dziecięcą modłę, jak lata temu, gdy zwykła wszelkie wyczekiwane dobrocie wymuszać odpowiednio dobraną miną oraz krzykiem, jak przystało na iście nieznośne stworzenie, jakim była malutka Sproutówna. Jednak problem był w tym, iż chociaż nadal pozostawała niewielka — choć ego jej rozrosło się do niebotycznych rozmiarów — tak ta nieznośność oraz grymaszenie znacznie zmniejszyło swe nasilenie, stąd też nie mogła głośno zaprotestować i to w tak niedojrzały sposób. Dlatego też zacisnęła usta w wąską linię, wlokąc się wyraźnie niezadowolona za nieznajomą, która dojrzała wcześniej wypatrzony przez rudowłosą krzaczek malin. Nie zdobyła się na żaden złośliwy komentarz, nie wspomniała o tym, iż las jest ogromny i dlaczego to akurat te maliny musiała zebrać. Jakby nie patrzeć, właśnie skłamała. Dla owoców. Skłamała. Nie, żeby miało to jej spędzić sen z powiek, jednak jakiś niesmak osiadł na języku i nie chciał za nić odejść. Milcząc, zebrała soczyste owoce i nie wypowiadając ni słowa, oddaliła się niespiesznie od arystokratki, mając nadzieję, iż ich drogi nigdy więcej się nie zejdą.
Złość powoli ulatywała i dobry humor na nowo wypełniał śpiewem żyły Red, przynajmniej do czasu aż nie zauważyła niskiej postaci wyłaniającej się zza drzew — doprawdy! Teren był ogromny, dlaczego na wzór innych kobiet nie mogła celebrować konkursu w samotności? Nie dane jej było dłużej się nad tym zastanawiać, bowiem stworzenie...nie, to był goblin — widywała już gobliny przecież w Gringottcie — zaczął na nią wrzeszczeć. W ichnim języku. Nie bardzo rozumiała, co mówił, ale dobre usposobienie Rowan ponownie dało o sobie znać.
— Przepraszam? Nie drzyj się, nie moja wina, że ciebie nie rozumiem. Coś się stało? — pytała, przy czym dosyć ostrożnie zaczęła się odsuwać, gdy goblin się do niej zbliżał. Ostrożność nade wszystko! Nie? Zwłaszcza, że w dzbanuszku były jakże cenne maliny, a istota zerkała nań podejrzliwie i z nieskrywaną złością. Naprawdę nie chciała używać różdżki, czy ten Festiwal nie miał być czasem bezpieczny oraz nastawiony na zabawę?
| brak biegłości
Złość powoli ulatywała i dobry humor na nowo wypełniał śpiewem żyły Red, przynajmniej do czasu aż nie zauważyła niskiej postaci wyłaniającej się zza drzew — doprawdy! Teren był ogromny, dlaczego na wzór innych kobiet nie mogła celebrować konkursu w samotności? Nie dane jej było dłużej się nad tym zastanawiać, bowiem stworzenie...nie, to był goblin — widywała już gobliny przecież w Gringottcie — zaczął na nią wrzeszczeć. W ichnim języku. Nie bardzo rozumiała, co mówił, ale dobre usposobienie Rowan ponownie dało o sobie znać.
— Przepraszam? Nie drzyj się, nie moja wina, że ciebie nie rozumiem. Coś się stało? — pytała, przy czym dosyć ostrożnie zaczęła się odsuwać, gdy goblin się do niej zbliżał. Ostrożność nade wszystko! Nie? Zwłaszcza, że w dzbanuszku były jakże cenne maliny, a istota zerkała nań podejrzliwie i z nieskrywaną złością. Naprawdę nie chciała używać różdżki, czy ten Festiwal nie miał być czasem bezpieczny oraz nastawiony na zabawę?
| brak biegłości
I'd rather watch my kingdom fall
...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
Please pull me from the dark,
And show me hope again...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Rowan Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Spotkanie z jednorożcem zdecydowanie poprawiło jej morale, choć myśli, trudne do okiełznania, wciąż krążyły wokół jednego tematu, którego naprawdę pragnęła tego dnia uniknąć. Przynajmniej tak długo, jak długo było to możliwe, biorąc pod uwagę okoliczności. Pragnienie wyżalenia się Melisande powiększało się z każdym ostrożnym krokiem, który stawiała na leśnym poszyciu, niespiesznie przemieszczając się w głąb zagajnika. Podłoże zrobiło się mniej stabilne, lekko grząskie, zdecydowanie mniej sprzyjało pieszej wędrówce. Druella, marząc w tym momencie już chyba tylko o końskim siodle i mecie, wzniosła wzrok ku niebu i niespodziewanie potknęła się o coś, zachwiała niebezpiecznie. Podtrzymując dłonią suknię, chroniąc delikatny materiał przed spotkaniem z błotem, odwróciła się przez ramię klnąc pod nosem na świat. Przekleństwo, które wydarło się z jej ust gdy zobaczyła rozwścieczoną błotoryję bez wątpienia wywołałoby niezły skandal na salonach.
Kolejny raz nudne lekcje z opieki nad magicznymi stworzeniami okazały się być zbawienne, bo w jej głowie niczym czerwona lampka, rozjarzyło się mgliste wspomnienie notatek robionych na brzegu jednej z książek. Błotoryje gryzą. Boleśnie.
Bliższe spotkanie z zębami stworzenia, które właśnie bezlitośnie wyrwała ze snu, perspektywa bólu, prawdopodobnego upadku i kompletnie zdewastowanej sukienki, o zgubionych malinach nie wspominając, zadziałała na nią niemal jak porządny łyk Ognistej. Przyciskając do piersi dzbanuszek z drogocennymi malinami, zamarkowała dość - warto dodać - spektakularny skok w bok, za wszelką cenę walcząc ze złośliwością losu. Miała tylko nadzieję, że uda jej się uniknąć najgorszego.
Kolejny raz nudne lekcje z opieki nad magicznymi stworzeniami okazały się być zbawienne, bo w jej głowie niczym czerwona lampka, rozjarzyło się mgliste wspomnienie notatek robionych na brzegu jednej z książek. Błotoryje gryzą. Boleśnie.
Bliższe spotkanie z zębami stworzenia, które właśnie bezlitośnie wyrwała ze snu, perspektywa bólu, prawdopodobnego upadku i kompletnie zdewastowanej sukienki, o zgubionych malinach nie wspominając, zadziałała na nią niemal jak porządny łyk Ognistej. Przyciskając do piersi dzbanuszek z drogocennymi malinami, zamarkowała dość - warto dodać - spektakularny skok w bok, za wszelką cenę walcząc ze złośliwością losu. Miała tylko nadzieję, że uda jej się uniknąć najgorszego.
Gość
Gość
The member 'Druella Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91, 60
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k100' : 91, 60
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Południowej piękności Nephthys nie udało się dojrzeć przykrytych liśćmi paproci malin, ruszyła przed siebie, poszukując innych.
Wielogodzinne lekcje tańca balowego i klasycznego nie poszły w przypadku Fantine na marne; ona także w spotkaniu z błotoryją popisała się niezwykłym wdziękiem, gdy unikając ugryzienia wywinęła zgrabny piruet. Jej krewniaczka, Druella, również uniknęła nieprzyjemnego spotkania, podobnie jak śpiewaczka operowa, Odette; po wykonaniu zgrabnego uniku, półwili udało się ruszyć dalej i zostawić stworzenie o ostrych ząbkach za sobą. Spokrewniona z nią piękność, Solene, miała zdecydowanie więcej szczęścia i odnalazła na swej drodze wiele malin, nie spotkało jej nic złego.
Sybilli udało się odzyskać swój dzbanek, który wciąż był zatrważająco pusty. Wróżbitka podążyła dalej swoją ścieżką, wypatrując owoców. Mająca sporą wiedzę z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami Charlene od razu rozpoznała stworzenia na ziemi - to gumochłony, wiedziała, ze są absolutnie niegroźne. Wreszcie zebrała trochę malin do swojego dzbanka.
Na ścieżkach Deirdre oraz Rowan stanęły gobliny. Każdy z nich krzyczał, groził im pięścią i mówił w obcym dla nich języku. Niestety nie zdołały go zrozumieć, a on nie ułatwił im zadania. Zamiast tego każdej z nich gobliny ukradły po garstce owoców. Więcej szczęścia miała lady Marine. Goblin widząc, że ma do czynienia z damą, uspokoił się nieco, a po kilku wypowiedzianych przez nią słowach, które najpewniej usłyszała w banku, podążył w swoją stronę i zostawił damę w spokoju.
Szczęście nadal sprzyjało Verze, której nie spotkało nic złego, za to znalazła jeszcze więcej malin.
| Instrukcje do rzutów zawarte są w opisie zdarzeń. Dodatkowo dalej rzucacie kością k6 na przejście na następne pole.
Post Mistrza Gry pojawi się w piątek o 21:00.
Wielogodzinne lekcje tańca balowego i klasycznego nie poszły w przypadku Fantine na marne; ona także w spotkaniu z błotoryją popisała się niezwykłym wdziękiem, gdy unikając ugryzienia wywinęła zgrabny piruet. Jej krewniaczka, Druella, również uniknęła nieprzyjemnego spotkania, podobnie jak śpiewaczka operowa, Odette; po wykonaniu zgrabnego uniku, półwili udało się ruszyć dalej i zostawić stworzenie o ostrych ząbkach za sobą. Spokrewniona z nią piękność, Solene, miała zdecydowanie więcej szczęścia i odnalazła na swej drodze wiele malin, nie spotkało jej nic złego.
Sybilli udało się odzyskać swój dzbanek, który wciąż był zatrważająco pusty. Wróżbitka podążyła dalej swoją ścieżką, wypatrując owoców. Mająca sporą wiedzę z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami Charlene od razu rozpoznała stworzenia na ziemi - to gumochłony, wiedziała, ze są absolutnie niegroźne. Wreszcie zebrała trochę malin do swojego dzbanka.
Na ścieżkach Deirdre oraz Rowan stanęły gobliny. Każdy z nich krzyczał, groził im pięścią i mówił w obcym dla nich języku. Niestety nie zdołały go zrozumieć, a on nie ułatwił im zadania. Zamiast tego każdej z nich gobliny ukradły po garstce owoców. Więcej szczęścia miała lady Marine. Goblin widząc, że ma do czynienia z damą, uspokoił się nieco, a po kilku wypowiedzianych przez nią słowach, które najpewniej usłyszała w banku, podążył w swoją stronę i zostawił damę w spokoju.
Szczęście nadal sprzyjało Verze, której nie spotkało nic złego, za to znalazła jeszcze więcej malin.
| Instrukcje do rzutów zawarte są w opisie zdarzeń. Dodatkowo dalej rzucacie kością k6 na przejście na następne pole.
Post Mistrza Gry pojawi się w piątek o 21:00.
- Wydarzenie 6 - Odette:
- Najpierw usłyszałaś chichot, pomyślałaś, że jedynie Ci się zdawało. Znowu go jednak usłyszałaś i tym razem znikąd pojawił się chochlik kornwalijski. Bardzo złośliwy, mały elf, który korzystając z twojego zaskoczenia wyrwał Ci z dłoń dzbanuszek i odleciał na gałąź, zbyt wysoką, byś mogła ją dosięgnąć. Musiałaś rzucić zaklęcie Accio, którego ST wynosi 40. Jeśli uda Ci się zaklęcie odzyskasz dzbanek z malinami, jeśli nie zatrzyma go na najbliższe kilka minut chochlik. Kiedy w końcu się znudzi, po prostu wypuści go z łapek. Złapiesz go, lecz stracisz trochę zebranych wcześniej malin. Tracisz 5 punktów.
- Wydarzenie 7 - Sybilla:
- Zza drzew wyłania się niska postać przypominającego karykaturalnego człowieka. Rozpoznałaś w nim goblina. Nie miałaś pojęcia co tu robił, a zanim zdążyłaś się odezwać zaczął krzyczeć na ciebie w swoim ojczystym języku i zbliżył się. Wyraźnie czegoś od ciebie chciał. W banku Gringotta usłyszałaś kilkakrotnie ten język, lecz czy zdołasz go zrozumieć? ST wynosi 20, doliczany jest bonus za biegłość języka goblideguckiego. W przypadku powodzenia rozumiesz, że goblin pyta Cię o drogę, wskazujesz mu ją i pokojowo się rozstajecie. W przypadku niepowodzenia wściekły goblin kradnie Ci garść malin z dzbanka i ucieka, a ty tracisz 5 punktów.
- Wydarzenie 8 - Solene, Fantine:
- Wytrwale podążasz leśną ścieżką, lecz niestety wokół ciebie ani nie widać, ani nie czuć słodkich owoców. Otaczają cię jedynie mchy i paprocie. Może w tej części lasu za mało światła przedziera się przez korony drzew? Musisz iść dalej! Nie spotyka Cię żadne wydarzenie, nie zyskujesz żadnych punktów.
- Wydarzenie 10 - Druella:
- Masz dzisiaj farta! Kontynuując wędrówkę w końcu odnajdujesz krzewy pełne dojrzałych, soczystych jeżyn. Nie tracisz czasu i zabierasz się do ich zbierania. Twój dzbaneczek nieco się zapełnia, zyskujesz 5 punktów.
- Wydarzenie 11 - Marine:
- Na swej drodze spotykasz hipogryfa, który leniwie pasie się nieopodal krzewów z jeżynami. Jeśli posiadasz biegłość opieki nad magicznymi stworzeniami, wiesz, że są to bardzo dumne i honorowe stworzenia, którym należy się pokłonić, aby je obłaskawić. ST tej akcji wynosi 45, doliczany jest bonus za biegłość ONMS. W przypadku powodzenia hipogryf również Ci się kłania i spokojnie możesz zebrać owoce w jego towarzystwie. Jeśli nie zdołasz osiągnąć ST hipogryf się denerwuje, a Ty musisz wziąć nogi za pas.
- Wydarzenie 12 - Rowan, Deirdre:
- Dostrzegasz na swej drodze krzew malin i podchodzisz doń, by zebrać owoce, lecz dojście do nich tarasują Ci dziwne stworzenia. To tłuste, mierzące po 10 cali istoty przypominające brązowe glizdy. Rozpoznanie wynosi 20, doliczana jest biegłość za onms. W przypadku powodzenia: wiesz, że to tylko niegroźne gumochłony, które żywią się sałatą i wcale się nie ruszają. Przechodzisz obok i zbierasz owoce, zyskujesz 5 punktów. W przypadku niepowodzenia jesteś przekonana, że to stworzenia szalenie niebezpieczne i oddalasz się czym prędzej.
- Wydarzenie 13 - Nephthys:
- Fortuna odwróciła od ciebie spojrzenie. Podążałaś ciemną ścieżką, docierało tu mniej światła przez gęste korony drzew, a i nienaturalnie cicho stało się wokół. Miałaś ogromne nieszczęście: zaatakowała cię magiczne pnącza, któreych nie zdołałaś dostrzec wśród innej roślinności. Ta wielka roślina wystrzeliła ku Tobie swe pędy, które złapały cię za łydki i zaczęły ciągnąć w swoją stronę. Musiałaś użyć zaklęcia Diffindo (ST 30), aby przeciąć oplatające Ci pędy. W przypadku powodzenia: przecięłaś pędy i zdołałaś uciec pnączom, a na swej drodze znalazłaś jeżyny, zyskujesz 10 punktów. W przypadku niepowodzenia: zaczęłaś wzywać pomoc, a ona nadeszła, nim stała Ci się poważna krzywda. Czarodziej pomagający przy Festiwalu Lata pomógł Ci się wyswobodzić, a ty podążyłaś dalej, lecz maliny zerwała już inna dziewczyna.
- Wydarzenie 16 - Vera:
- Twój spacer przerwało dziwne wydarzenie. Duch jeźdźca, przed setkami lat pozbawionego w tym lesie głowy, zagrodził Ci drogę i zaczął grozić. Brzmiał i wyglądał tak przerażająco, że zaczęłaś uciekać, by jak najszybciej opuścić tę część lasu, która jak powtarzał należała do niego. Biegniesz tak szybko, że omijasz rosnące po drodze jeżyny, lecz jesteś z pewnością bliżej mety. Otrzymujesz +2 do następnego rzutu k6.
- Wydarzenie 17 - Charlene:
- Jak powszechnie wiadomo stary niedźwiedź mocno śpi. Młody także śpi, ale już nie tak mocno. Spotykasz na swej drodze pogrążonego we śnie młodziutkiego niedźwiadka, który spoczął obok krzewu z malinami. Musisz być bardzo cicho, by go nie zbudzić, inaczej z pewnością przywoła matkę, która przebywa gdzieś w pobliżu. ST bezszelestnego podejścia do owoców i zebrania ich wynosi 70, do rzutu doliczana jest biegłość ukrywania się. Jeśli uda Ci się to zrobić, zyskujesz 10 punktów. Jeśli nie - niedźwiadek się przebudza, a ty czmychasz czym prędzej, by uniknąć spotkania z jego mamą.
Numer pola | Imię i nazwisko | Punkty zapełnienia dzbaneczka |
17 | Charlene Leighton | 5 |
16 | Vera Leighton | 15 |
13 | Nephthys Shafiq | 10 |
12 | Deirdre Tsagairt | 5 |
12 | Rowan Sprout | 0 |
11 | Marine Lestrange | 10 |
10 | Druella Rosier | 10 |
8 | Fantine Rosier | 10 |
8 | Solene Baudelaire | 20 |
7 | Sybilla Vablatsky | 0 |
6 | Odette Baudelaire | 5 |
Im dalej zagłębiała się w las, tym coraz większe odnosiła wrażenie, że się trochę zgubiła; nie było w tym zresztą nic dziwnego, chociaż dotychczas uważała, że ma dość dobrze wyrobioną orientację w terenie. Dopiero po jakimś czasie monotonnego marszu zaczęła zastanawiać się nad logiką tej zabawy, a dokładniej nad drogą, którą miały pokonać. Las przecież był duży, nikt nie powiedział gdzie powinny dojść i za ile, nie miały żadnych wskazówek, co jeśli którejś uczestniczce przytrafiła się krzywda? Żałowała, że nie zadała tych i wielu innych pytań przed rozpoczęciem wydarzenia, jednak z drugiej strony cieszyła się z chwili spokoju, tak pożądanej przezeń w ostatnim czasie. Szła więc przed siebie, z nadzieją, że może odnajdzie właściwą ścieżkę. Braku owoców w okolicy zdawała się nie zauważyć.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Solene Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Dzięki swojej alchemicznej wiedzy szybko rozpoznała gumochłony. Ich śluz był dość często używanym składnikiem eliksirów, więc wiedziała też, jakie stworzenia go produkują. Wiedziała też, że są zupełnie niegroźne i nie ma się czego z ich strony obawiać, dlatego bez obaw podeszła do krzaczka z malinami i zaczęła zrywać owoce. Nie było ich szczególnie dużo, ale przynajmniej już miała czym wypełnić dzbanek i nie dotrze do mety z pustym naczyniem. Tego by przecież nie chciała.
Zastanawiając się, jak sobie poczyna jej siostra, ruszyła dalej. Jej dłoń zaciskała się na dzbanuszku, maliny wesoło podskakiwały w środku w rytm jej kroków. Miała nadzieję, że znajdzie ich trochę więcej niż tę garstkę którą zerwała, więc przez cały czas się rozglądała.
I wreszcie udało jej się dostrzec kolejny krzew... Niestety zaraz potem w pobliżu, może kilka metrów od krzewu dostrzegła zarys czegoś brązowego, co miało futro, łapy i spało. Był to niedźwiedź, dość mały, więc szybko doszła do wniosku, że musiało to być niedźwiedziątko. A skoro tu było, to na pewno niedaleko znajdowała się też jego matka, znacznie większa i na pewno nie tak przyjaźnie nastawiona jak śpiący na mchu malec. Nie trzeba było mieć dużej wiedzy o zwierzętach, by wiedzieć, że lepiej nie wchodzić w drogę niedźwiedzicy z młodymi, dlatego musiała zachować dużą ostrożność.
Postanowiła zaryzykować i spróbować bezszelestnie zbliżyć się do krzaczka. W kociej postaci byłoby jej łatwiej, ale nie miałaby wtedy jak nieść dzbanuszka, więc nie przemieniła się. Starała się poruszać jak najciszej, co chwila zerkając w kierunku niedźwiadka; jeśli się zbudzi i zacznie wydawać alarmujące dźwięki, będzie musiała się oddalić zanim nadejdzie niedźwiedzica. Póki co dorosłego zwierzęcia nie było widać, więc mogła kontynuować skradanie się. Miała zamiar bezszelestnie uszczknąć trochę malin, by następnie znów oddalić się i spróbować szczęścia gdzieś indziej. Pytanie tylko, czy uda jej się dostać do krzewu odpowiednio cicho, by nie zaniepokoić zwierząt? Musiała przynajmniej spróbować.
| ukrywanie się poziom I
Zastanawiając się, jak sobie poczyna jej siostra, ruszyła dalej. Jej dłoń zaciskała się na dzbanuszku, maliny wesoło podskakiwały w środku w rytm jej kroków. Miała nadzieję, że znajdzie ich trochę więcej niż tę garstkę którą zerwała, więc przez cały czas się rozglądała.
I wreszcie udało jej się dostrzec kolejny krzew... Niestety zaraz potem w pobliżu, może kilka metrów od krzewu dostrzegła zarys czegoś brązowego, co miało futro, łapy i spało. Był to niedźwiedź, dość mały, więc szybko doszła do wniosku, że musiało to być niedźwiedziątko. A skoro tu było, to na pewno niedaleko znajdowała się też jego matka, znacznie większa i na pewno nie tak przyjaźnie nastawiona jak śpiący na mchu malec. Nie trzeba było mieć dużej wiedzy o zwierzętach, by wiedzieć, że lepiej nie wchodzić w drogę niedźwiedzicy z młodymi, dlatego musiała zachować dużą ostrożność.
Postanowiła zaryzykować i spróbować bezszelestnie zbliżyć się do krzaczka. W kociej postaci byłoby jej łatwiej, ale nie miałaby wtedy jak nieść dzbanuszka, więc nie przemieniła się. Starała się poruszać jak najciszej, co chwila zerkając w kierunku niedźwiadka; jeśli się zbudzi i zacznie wydawać alarmujące dźwięki, będzie musiała się oddalić zanim nadejdzie niedźwiedzica. Póki co dorosłego zwierzęcia nie było widać, więc mogła kontynuować skradanie się. Miała zamiar bezszelestnie uszczknąć trochę malin, by następnie znów oddalić się i spróbować szczęścia gdzieś indziej. Pytanie tylko, czy uda jej się dostać do krzewu odpowiednio cicho, by nie zaniepokoić zwierząt? Musiała przynajmniej spróbować.
| ukrywanie się poziom I
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k6' : 4
Początkowa łatwość zadania rozmyła się wśród zamglonych, leśnych krzewów. Nawet nieświadoma owoców, które przegapiła, podążyła przed siebie dalej. Być może gdyby nie była aż tak zamyślona, poszłoby jej znacznie lepiej? Tak czy inaczej wciąż parła do przodu, mimowolnie zastanawiając się, na ile ktoś panuje nad sytuacją i tym, żeby nikt się nie zgubił. Na dobrą sprawę właśnie tak by wolała, bo jej chęć konkurowania od samego początku była raczej nikła, co przekładało się i na jej oddanie powierzonemu zadaniu. Zieleń zlewała się w jedno, a nim Nephthys zdołała się obejrzeć zauważyła, że zrobiło się nagle jakby ciemniej. Powiodła czujnym spojrzeniem po koronach drzew, które w tym miejscu znacznie gęstsze, nie pozwalały wątłym promieniom słońca przedostać się ku ziemi. Otuliła ją cisza; wżynała się w uszy i wydawała zupełnie nienaturalna, bo nawet śpiew ptaków ucichł. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że zawędrowała gdzieś, gdzie nie powinna się była znaleźć. Czy to jednak pierwszy raz miała miejsce podobna sytuacja? Nie widząc innej opcji, postanowiła po prostu iść dalej, połowicznie wiedziona nawet ciekawością, gdzie ją to doprowadzi. Nawet jeśli wydarzenia sprzed półtorej miesiąca dobitnie nauczyły ją, że samotne wędrówki i towarzysząca im ciekawość, bywają zgubne. I bardzo szybko tego pożałowała, bo nie zdążyła nawet zareagować, gdy pędy owinęły się wokół jej łydek. Zamarła na chwilę, ściskając mocniej dzbanek, czuła jednak, że ogromna roślina ciągnie ją ku sobie i nie chciała sprawdzać, co się stanie, gdy ta wędrówka dobiegnie końca. Serce zaczęło bić jej mocniej. Dobyła różdżki i wycelowała w pędy niezwłocznie.
- Diffindo - wymówiła inkantację, która przyszła jej do głowy, a mogła okazać się pomocną. Tak niechętnie korzystała z magii, obawiając się anomalii, ale nie miała wyboru. Skoro przeoczyła roślinę w pierwszej kolejności, musiała sobie poradzić inaczej, przeklinając w myślach własną nieostrożność. Powinna zdecydowanie unikać zatracania się we własnych myślach w tego typu sytuacjach. Teraz mogła jedynie zbierać żniwo własnej nieodpowiedzialności.
- Diffindo - wymówiła inkantację, która przyszła jej do głowy, a mogła okazać się pomocną. Tak niechętnie korzystała z magii, obawiając się anomalii, ale nie miała wyboru. Skoro przeoczyła roślinę w pierwszej kolejności, musiała sobie poradzić inaczej, przeklinając w myślach własną nieostrożność. Powinna zdecydowanie unikać zatracania się we własnych myślach w tego typu sytuacjach. Teraz mogła jedynie zbierać żniwo własnej nieodpowiedzialności.
شاهدني من فوق
The member 'Nephthys Shafiq' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k6' : 2
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k6' : 2
Spotkanie trzeciego stopnia z nerwowo gestykulującym goblinem nie skończyło się zbyt pomyślnie. Próba kontaktu ze stworzeniem nie powiodła się, Deirdre nie zamierzała też wydobywać z siebie dziwnych mruknięć, warknięć i oślizgłego jazgotu, by zniżyć się do poziomu nieznajomego, a to, co pokazywał przykrótkimi łapkami nijak nie nadawało się do rzeczowej interpretacji. Wpatrywała się w niego obojętnie, z pewnym obrzydzeniem przyjmując zmniejszenie bliskości. W pierwszej chwili sądziła, że dziwaczny, leśny przechodzień zamierza ją zaatakować, cofnęła się więc gwałtownie o krok, spodziewając się ostrych pazurów ryjących skórę bądź drobnych, żółtych zębów - na szczęście jegomość jedynie sięgnął paskudną łapką do dzbanka, porywając z niego garść malin. Zanim zdążyła zareagować w odpowiedni sposób, posyłając go na miękki mech odpowiednio brutalną klątwą, goblin zniknął w pobliskich krzewach. Znów została sama, z uszczuplonym zapasem owoców oraz wzrastającą niechęcią do goblinów. Nie, żeby miała z nimi stały kontakt, jej skrytka w Banku Gringotta świeciła pustkami, ale postanowiła, że i tak będzie omijać ten przybytek szerokim łukiem. Wszelkie sprawunki załatwiała Prymulka a złote galeony, zostające na gzymsie kominka, wystarczały na ewentualne inne wydatki.
Odrobinę zirytowana tym okazem złodziejskich praktyk - a podobno gobliny niezwykle ceniły cudzą własność, ciekawe - ruszyła dalej, by nadrobić stracone owoce. Nieopodal spostrzegła bujny krzew malin: lśniły w zieleni intensywną barwą, kusząc, by podejść bliżej. Uczyniła to, lecz gdy przyjrzała się uważniej roślinie, spostrzegła, że oblepiają ją dziwaczne glizdy. Odrzucająco pękate, broniły dostępu do soczystych malin. Deirdre zawahała się; w tym lesie mogło czyhać na nią wiele niepokojących stworzeń a wolała nie stracić ręki z powodu głupiej rywalizacji o maliny. Spróbowała więc przyjrzeć się magicznej istocie, by ocenić, czy stanowi jakiekolwiek zagrożenie. Jeśli nie, zamierzała zebrać wiszące na krzaku maliny i uzupełnić braki, które spowodowało nieprzyjemne spotkanie z pazernym goblinem. Chciała napełnić gliniany dzbanek do końca, lecz narażanie się dla takiej rozrywki nie wchodziło w grę.
| ONMS I
Odrobinę zirytowana tym okazem złodziejskich praktyk - a podobno gobliny niezwykle ceniły cudzą własność, ciekawe - ruszyła dalej, by nadrobić stracone owoce. Nieopodal spostrzegła bujny krzew malin: lśniły w zieleni intensywną barwą, kusząc, by podejść bliżej. Uczyniła to, lecz gdy przyjrzała się uważniej roślinie, spostrzegła, że oblepiają ją dziwaczne glizdy. Odrzucająco pękate, broniły dostępu do soczystych malin. Deirdre zawahała się; w tym lesie mogło czyhać na nią wiele niepokojących stworzeń a wolała nie stracić ręki z powodu głupiej rywalizacji o maliny. Spróbowała więc przyjrzeć się magicznej istocie, by ocenić, czy stanowi jakiekolwiek zagrożenie. Jeśli nie, zamierzała zebrać wiszące na krzaku maliny i uzupełnić braki, które spowodowało nieprzyjemne spotkanie z pazernym goblinem. Chciała napełnić gliniany dzbanek do końca, lecz narażanie się dla takiej rozrywki nie wchodziło w grę.
| ONMS I
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'k6' : 4
Ledwie mi się udaje odskoczyć od tej kłody z zębiskami. Mam niezwykłe szczęście w tym nieszczęściu, chociaż niezbyt mnie to pociesza. Buty wyglądają na brudne, jakbym chodziła po bagnach. Dobra, wiem, że tak właśnie było, ale nie zmienia to faktu, że dama nie powinna biegać po takich parszywych miejscach. Nie tak to sobie wyobrażałam. W moich myślach chodziłam po lesie, miękkiej ściółce oraz równie niegroźnej trawie w okolicach łąk, nie po błotnistych wertepach pełnych niebezpiecznych stworzeń. Tfu. Oglądam się za siebie, trzymając ściśle dzbanek tuż przy klatce piersiowej. Zupełnie jakby ktoś chciał mi go ukraść. Poniekąd tak właśnie było, gdyż najpierw zaatakowały mnie ruchome piaski, a teraz to, ożywione drewno, naprawdę pierwsze widzę takie cudaczne rzeczy, pomimo bycia czarownicą od urodzenia.
Zamaszystym ruchem odgarniam złociste włosy za plecy, czy raczej to, co upada na ramiona ze spięcia. Oddycham spokojnie delektując się ciszą oraz spokojnym spacerem. Im dalej idę, tym mniej słyszę innych czarownic. Z drugiej strony nie wiem jeszcze, że to dlatego, że pozostaję w tyle za wszystkimi. Nie przejmuję się niczym, po prostu idę spokojnie przed siebie, ignorując wszelkie pokłady rywalizacji. Kobiety bywają w tym względzie okrutne. Na przykład gotowe są zabić, byleby tylko znaleźć się na pierwszym miejscu banalnej konkurencji. Też tak często mam, ale te ostatnie chwile przed zamążpójściem sprawiają, że się znacznie wyciszyłam. Wili temperament praktycznie nie dochodzi do głosu, ale mam czasem myśli, że mogłabym spalić wszystkie przeszkody stojące mi na drodze. Byłoby prościej i przede wszystkim szybciej.
Z zamyślenia o niebieskich migdałach wyrywa mnie cichy chichot. Ignoruję go, gdyż na pewno należy od do jednej z dziewcząt szukających malin. Nagle zalega cisza, a chwilę później znów słyszę ten sam dźwięk. Oglądam się najpierw za siebie, co nie jest dobrym pomysłem. Mój piękny dzbanek nagle zostaje wyrwany mi z ręki. Spoglądam nienawistnie na winowajcę zauważając jakieś małe, dziwne stworzonka. Chyba nie widziałam takich we Francji ani Beauxbatons, ale nie mogę tego orzec z pełną stanowczością.
- Accio - mówię jednak, wyciągając z rękawa sukni różdżkę i mierząc nią w moją własność. Nikt nie powinien mi zabierać moich ciężko zarobionych malin zwłaszcza, że tych nie napotykam na swojej drodze zbyt wiele. Praktycznie wcale. Ciągle tylko coś mnie atakuje, to zaczyna się robić naprawdę irytujące. A ja się łudziłam, że to będzie tylko spokojny spacer po lesie w poszukiwaniu owoców, akurat.
Zamaszystym ruchem odgarniam złociste włosy za plecy, czy raczej to, co upada na ramiona ze spięcia. Oddycham spokojnie delektując się ciszą oraz spokojnym spacerem. Im dalej idę, tym mniej słyszę innych czarownic. Z drugiej strony nie wiem jeszcze, że to dlatego, że pozostaję w tyle za wszystkimi. Nie przejmuję się niczym, po prostu idę spokojnie przed siebie, ignorując wszelkie pokłady rywalizacji. Kobiety bywają w tym względzie okrutne. Na przykład gotowe są zabić, byleby tylko znaleźć się na pierwszym miejscu banalnej konkurencji. Też tak często mam, ale te ostatnie chwile przed zamążpójściem sprawiają, że się znacznie wyciszyłam. Wili temperament praktycznie nie dochodzi do głosu, ale mam czasem myśli, że mogłabym spalić wszystkie przeszkody stojące mi na drodze. Byłoby prościej i przede wszystkim szybciej.
Z zamyślenia o niebieskich migdałach wyrywa mnie cichy chichot. Ignoruję go, gdyż na pewno należy od do jednej z dziewcząt szukających malin. Nagle zalega cisza, a chwilę później znów słyszę ten sam dźwięk. Oglądam się najpierw za siebie, co nie jest dobrym pomysłem. Mój piękny dzbanek nagle zostaje wyrwany mi z ręki. Spoglądam nienawistnie na winowajcę zauważając jakieś małe, dziwne stworzonka. Chyba nie widziałam takich we Francji ani Beauxbatons, ale nie mogę tego orzec z pełną stanowczością.
- Accio - mówię jednak, wyciągając z rękawa sukni różdżkę i mierząc nią w moją własność. Nikt nie powinien mi zabierać moich ciężko zarobionych malin zwłaszcza, że tych nie napotykam na swojej drodze zbyt wiele. Praktycznie wcale. Ciągle tylko coś mnie atakuje, to zaczyna się robić naprawdę irytujące. A ja się łudziłam, że to będzie tylko spokojny spacer po lesie w poszukiwaniu owoców, akurat.
Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Odette Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k6' : 6
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k6' : 6
Leśne ostępy
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset