Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Leśne ostępy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Leśne ostępy
Głęboko w mateczniku ukryte są skarby niedostępne mugolom, zdumiewająca roślinność płata figle i zachwyca majestatem. Pradawne, olbrzymie drzewa zdają się porozumiewać szeleszczeniem liści, ponoć opodal widywano niegdyś enty - czy te drzewa to ich potomkowie? Śród ściółki leśnej odnaleźć można pękate, a czasem nawet kwitnące paprocie; Prewettowie dumnie dbają o tę część lasu. Przez cały rok latają w pobliżu migoczące świetliki, które dodają przytulnej przestrzeni uroku. Po ścieżkach biegają rude wiewiórki. Co istotne, gdzieś tutaj rosną także krzewy zaczarowanych czarnych jagód. Krzewy, które zachowują się zupełnie niepoważnie. Zamiast grzecznie rosnąć, one lubią uciekać, ni stąd, ni zowąd pojawiać się na dnie kałuży czy oczka wodnego, wyrastać na wiewiórczym ogonie. Podobno udało się je nawet zebrać ze sklątki tylnowybuchowej! Jedynym, na czym nie rosną są czarodzieje. Chętnie za to się przed nimi chowają, jeszcze chętniej im uciekają.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.10.15 22:24, w całości zmieniany 1 raz
Zaczęła czuć irytację. Wokół niej było absolutnie pusto. Same paprocie i wilgotne mchy; nie pachniało nawet kwiatami, lecz podmokłym runem leśnym i korą, a zapach ten bynajmniej nie wzbudzał w lady Rosier przyjemnych odczuć. Kroczyła ścieżką przed siebie, czasami musząc przeskakiwać przez kolejne kłody (na całe szczęście nie były to już paskudne błotoryje), bądź odchylać gałęzie, by móc przejść; pisnęła cicho, gdy poczuła lekkie łaskotanie na dłoni, którą przytrzymywała spódnicę, coby uchronić drogi materiał przed zniszczeniem. Przystanęła i strzepnęła dłonią, aby zrzucić z niej maleńkiego, czarnego robaczka, a wówczas... Poczuła, że coś mocno oplata ją za łydki i wtedy krzyknęła bardzo głośno. Upadła na trawą, a magiczne pnącza, które dostrzegła, przyciągały ją za siebie. Nie wiedziała, czy mogą uczynić jej poważną krzywdę, lecz jednocześnie nie miała ochoty się o tym przekonać. W mimowolnym odruchu wycelowała w nie różdżką, podejmując bardzo szybką decyzję, tak jak wtedy, gdy żyrandol niemal nie przygniótł kobiety o imieniu Salome w przeklętym domu na Wyspie przed kilkoma tygodniami.
- Diffindo! - wyrzekła rozpaczliwie, mając jednako nadzieję, że jej suknia nie ucierpiała znacznie, a kosmyki włosów nie umknęły finezyjnemu upięciu. Nie chciała wyłonić się z tego lasu wyglądając jak siedem nieszczęść.
- Diffindo! - wyrzekła rozpaczliwie, mając jednako nadzieję, że jej suknia nie ucierpiała znacznie, a kosmyki włosów nie umknęły finezyjnemu upięciu. Nie chciała wyłonić się z tego lasu wyglądając jak siedem nieszczęść.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k6' : 6
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k6' : 6
Fakt, że nie była w stanie porozumieć się z krzyczącym po goblidegucku goblinem, nie wywołał u niej zdziwienia; nie zdołała powstrzymać jednak nagłej fali irytacji, która ogarnęła ją, gdy bezczelny człowieczek sięgnął do jej dzbanka, żeby następnie zaśmiać się paskudnie. Przeklęła go pod nosem, życząc mu jedynie, by za następnym zakrętem zjadły go niedźwiedzie, po czym ruszyła dalej, już coraz mniej uważnie rozglądając się za malinowymi krzaczkami. Te zresztą zdawały się umykać z jej drogi, bo mimo pokonywania kolejnych metrów wąskiej, leśnej ścieżki, nie potrafiła dostrzec ani jednego; szła więc w milczeniu, z rosnącą rezygnacją i coraz bardziej zagęszczającą się ponurą aurą, której najwidoczniej nie mogła rozpędzić nawet radosna atmosfera festiwalu. Zapewne powinna była zostać w swoim mieszkaniu w porcie, chowając się – jak zwykle – za bezpiecznymi zastępami szarych oparów, zamiast próbować (dosłownie) bezowocnie wtopić się w zbudowane ze świętujących czarodziejów i czarownic tło. Nie miała w końcu wcale powodów do świętowania; festiwal miłości nie był przeznaczony dla niej i najprawdopodobniej jedynie tradycja (i samotność) kazały jej pojawić się tego dnia w Weymouth.
it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end
it's the sudden stop at the end
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Sybilla Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Prawda to stara, choć nielicznym znana – kiedy uśmiechasz się do losu, on z reguły podstawia ci nogę na schodach i rechocze złośliwie, patrząc, jak zbierasz potłuczone cztery litery i resztki godności z podłogi. Druella, choć zawsze zdawała sobie sprawę, że nadmierne cieszenie się dobrą fortuną jest w najlepszym wypadku kuszeniem licha, na moment zapomniała o tej złotej zasadzie. Dzbanuszek powoli, choć konsekwentnie, wypełniał się malinami, spotkała jednorożca, a ze starcia z błotoryją wyszła obronną ręką - coś musiało pójść nie tak. Odsunęła od siebie uczucie niepokoju, zrzucając je na karb ogólnego poddenerwowania, które odczuwała tego dnia i raźno ruszyła w głąb lasu. Dopiero po kilkunastu minutach zdała sobie sprawę z tego, że nie rozpoznaje okolicy, choć była w tym lesie tyle razy we wcześniejszych latach. Przygryzła wargę, rozglądając się za ścieżką z takim zaangażowaniem, że jej uwadze umknęło podstępne pnącze, wolno pełznące po korze jednego z drzew. Nim się spostrzegła, choć mogła minąc sekunda, być może dwie, chciwa roślina wyciągnęła po nią swoje pędy, zaciskając się na łydkach i szarpiąc z taką siłą, że brunetka nieomal przewróciła się nosem wprost w podmokły grunt. W ostatniej chwili wsparła się o najbliższe drzewo, a gdy równowaga została odzyskana, odruchowo wyszarpnęła różdżkę skrytą za opasającą jej talię złotą szarfą.
- Diffindo! - syknęła przez zaciśnięte zęby, wolną dłonią przyciskając do siebie kurczowo dzbaneczek z malinami. Wolała nie sprawdzać co będzie, jeśli rzeczywiście się przewróci i wypuści go z rąk lub, co gorsza, przewróci się wprost na niego i prawdopodobnie dotkliwie pokaleczy roztłuczoną gliną.
O plamach z malin na sukience nie wspominając.
- Diffindo! - syknęła przez zaciśnięte zęby, wolną dłonią przyciskając do siebie kurczowo dzbaneczek z malinami. Wolała nie sprawdzać co będzie, jeśli rzeczywiście się przewróci i wypuści go z rąk lub, co gorsza, przewróci się wprost na niego i prawdopodobnie dotkliwie pokaleczy roztłuczoną gliną.
O plamach z malin na sukience nie wspominając.
Gość
Gość
The member 'Druella Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'k6' : 3
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'k6' : 3
Bystre oko Solene dostrzegło plamki czerwieni pośród liści paproci. Odchyliwszy je Solene odnalazła wiele dojrzałych owoców, które bez zbędnej zwłoki zebrała do swojego dzbaneczka, który był już prawie pełen, a droga przed nią jeszcze tak daleka. Jej siostra, Odette, niewiele zapamiętała z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami. Jeden z gumochłonów poruszył się lekko, a piękna śpiewaczka uciekła w popłochu, woląc nie ryzykować swym zdrowiem, a nawet życiem w starciu z takimi istotami.
Zza drzew nie wyłoniła się żądna krwi siostra ukochanego, lecz wściekły duch jeźdca, który grzmiał tak głośno i groźnie, że Deirdre wolała jak najszybciej opuścić tę część lasu. Po drodze nie znalazła żadnych malin.
Panienki Nephthys oraz Marine spotkały na swojej drodze spokrewnione z chochlikami topki. Chciały spłatać im figla, już wyciągały rączki po ich dzbanki, lecz każda z czarownic okazała się od nich szybsza i sprytniejsza. Obie użyły skutecznie tego samego zaklęcia, które sprawiło, że topki osunęły się na ziemię, pogrążone w słodkim śnie.
Uzdrowicielka Rowan znów nie miała szczęścia. Nie zauważyła uschniętej gałązki, na którą nadepnęła; pękła z trzaskiem, a niedźwiadek przebudził się i widząc człowieka ryknął z przerażenia. Rudowłosa uciekła czym prędzej, wiedziała jak może skończyć się spotkanie z jego matką - na pewno nie najlepiej.
Vera nie podjęła nawet próby recytacji wiersza, bo żadnego nie potrafiła sobie przypomnieć. Duch był bardzo zawiedziony i nie wskazał jej drogi do malin. Panna Leighton musiała objeść się smakiem i odejść.
Jej młodsza siostra, Charlene, miała zarazem mniej i więcej szczęscia; napotkała wiedźmę, która chciała ją zaatakować i mogłaby uczynić alchemiczce realną krzywdę, jedakże szybkość reakcji i celne zaklęcie zmieniły tę prostą istotę w gęś, która gęgała gniewnie, lecz nie uczyniła Charlene krzywdy. Alchemiczka w spokoju zebrała maliny.
Podczas gdy Sybilla wędrowała ubogą w maliny ścieżką i nie znalazła nic, dwie róże z Kent znalazły się w niebezpieczeństwie. Zarówno Druellę, jak i Fantine zaatakowały magiczne pnącza. Celne zaklęcie Fantine przecięło jednak roślinę, oswobodziła swe kostki i czmychnęła dalej, po drodze zbierając trochę malin do dzbanka. Druella miała mniej szczęścia; zaklęcie chybiło, a pnącze oplotło jej nadgarstek. Sytuacja robiła się niebezpieczna, lecz przez krzyki Rosierówny na pomoc przybył czarodziej pomagający przy Festiwalu. Dzięki jego czarom magiczne pnącza cofnęły się, a Druella mogła ruszyć dalej. Niestety nie znalazła nic.
| Instrukcje do rzutów zawarte są w opisie zdarzeń. Dodatkowo dalej rzucacie kością k6 na przejście na następne pole.
Post Mistrza Gry pojawi się we wtorek o 21:00.
Zza drzew nie wyłoniła się żądna krwi siostra ukochanego, lecz wściekły duch jeźdca, który grzmiał tak głośno i groźnie, że Deirdre wolała jak najszybciej opuścić tę część lasu. Po drodze nie znalazła żadnych malin.
Panienki Nephthys oraz Marine spotkały na swojej drodze spokrewnione z chochlikami topki. Chciały spłatać im figla, już wyciągały rączki po ich dzbanki, lecz każda z czarownic okazała się od nich szybsza i sprytniejsza. Obie użyły skutecznie tego samego zaklęcia, które sprawiło, że topki osunęły się na ziemię, pogrążone w słodkim śnie.
Uzdrowicielka Rowan znów nie miała szczęścia. Nie zauważyła uschniętej gałązki, na którą nadepnęła; pękła z trzaskiem, a niedźwiadek przebudził się i widząc człowieka ryknął z przerażenia. Rudowłosa uciekła czym prędzej, wiedziała jak może skończyć się spotkanie z jego matką - na pewno nie najlepiej.
Vera nie podjęła nawet próby recytacji wiersza, bo żadnego nie potrafiła sobie przypomnieć. Duch był bardzo zawiedziony i nie wskazał jej drogi do malin. Panna Leighton musiała objeść się smakiem i odejść.
Jej młodsza siostra, Charlene, miała zarazem mniej i więcej szczęscia; napotkała wiedźmę, która chciała ją zaatakować i mogłaby uczynić alchemiczce realną krzywdę, jedakże szybkość reakcji i celne zaklęcie zmieniły tę prostą istotę w gęś, która gęgała gniewnie, lecz nie uczyniła Charlene krzywdy. Alchemiczka w spokoju zebrała maliny.
Podczas gdy Sybilla wędrowała ubogą w maliny ścieżką i nie znalazła nic, dwie róże z Kent znalazły się w niebezpieczeństwie. Zarówno Druellę, jak i Fantine zaatakowały magiczne pnącza. Celne zaklęcie Fantine przecięło jednak roślinę, oswobodziła swe kostki i czmychnęła dalej, po drodze zbierając trochę malin do dzbanka. Druella miała mniej szczęścia; zaklęcie chybiło, a pnącze oplotło jej nadgarstek. Sytuacja robiła się niebezpieczna, lecz przez krzyki Rosierówny na pomoc przybył czarodziej pomagający przy Festiwalu. Dzięki jego czarom magiczne pnącza cofnęły się, a Druella mogła ruszyć dalej. Niestety nie znalazła nic.
| Instrukcje do rzutów zawarte są w opisie zdarzeń. Dodatkowo dalej rzucacie kością k6 na przejście na następne pole.
Post Mistrza Gry pojawi się we wtorek o 21:00.
- Wydarzenie 10 - Solene:
- Masz dzisiaj farta! Kontynuując wędrówkę w końcu odnajdujesz krzewy pełne dojrzałych, soczystych jeżyn. Nie tracisz czasu i zabierasz się do ich zbierania. Twój dzbaneczek nieco się zapełnia, zyskujesz 5 punktów.
- Wydarzenie 13 - Sybilla:
- Fortuna odwróciła od ciebie spojrzenie. Podążałaś ciemną ścieżką, docierało tu mniej światła przez gęste korony drzew, a i nienaturalnie cicho stało się wokół. Miałaś ogromne nieszczęście: zaatakowała cię magiczne pnącza, któreych nie zdołałaś dostrzec wśród innej roślinności. Ta wielka roślina wystrzeliła ku Tobie swe pędy, które złapały cię za łydki i zaczęły ciągnąć w swoją stronę. Musiałaś użyć zaklęcia Diffindo (ST 30), aby przeciąć oplatające Ci pędy. W przypadku powodzenia: przecięłaś pędy i zdołałaś uciec pnączom, a na swej drodze znalazłaś jeżyny, zyskujesz 10 punktów. W przypadku niepowodzenia: zaczęłaś wzywać pomoc, a ona nadeszła, nim stała Ci się poważna krzywda. Czarodziej pomagający przy Festiwalu Lata pomógł Ci się wyswobodzić, a ty podążyłaś dalej, lecz maliny zerwała już inna dziewczyna.
- Wydarzenie 16 - Druella, Nephthys:
- Twój spacer przerwało dziwne wydarzenie. Duch jeźdźca, przed setkami lat pozbawionego w tym lesie głowy, zagrodził Ci drogę i zaczął grozić. Brzmiał i wyglądał tak przerażająco, że zaczęłaś uciekać, by jak najszybciej opuścić tę część lasu, która jak powtarzał należała do niego. Biegniesz tak szybko, że omijasz rosnące po drodze jeżyny, lecz jesteś z pewnością bliżej mety. Otrzymujesz +2 do następnego rzutu k6.
- Wydarzenie 18 - Odette:
- Znalazłaś krzew pełen owoców, lecz różniły się od innych. Te jagody były trujące i nie wolno było ich wrzucać do dzbaneczka. Jeśli posiadasz odpowiednią wiedzę z zakresu zielarstwa, będziesz wiedziała, że musisz iść dalej. Aby rozpoznać trujące jagody rzucasz kością k100, ST wynosi 50, doliczany jest bonus za biegłość zielarstwa. W przypadku powodzenia rozpoznajesz jagody i ruszasz dalej, aby odnaleźć inne owoce. W przypadku niepowodzenia zbierasz trujące owoce do dzbaneczka, które zostaną rozpoznane po dojściu do mety i odrzucone, przez co tracisz 5 punktów.
- Wydarzenie 19 - Fantine, Marine:
- Festiwal Lata jest wielkim wydarzeniem, nie tylko dla żywych, lecz też martwych, spragnionych towarzystwa. Za zakrętem przywitał cię męski głos, a jego źródło dostrzegłaś dopiero wówczas, kiedy spojrzałaś w zacienione miejsce pod drzewami: to duch starszego czarodzieja w szacie skrojonej na osiemnastowieczną modłę. Zaczął zachwalać zalety Festiwalu Lata, wspominać jak ta konkurencja wyglądała przed laty, a Tobie obiecał pomoc, jeśli wypełnisz zadanie. Otóż duch ten był ogromnym fanem poezji. Poprosił cię, byś pięknie wyrecytowała wiersz. Uwaga: musisz mieć wiedzę o literaturze na poziomie I, by wykonać to zadanie. Aby duchowi przypadła do gustu twoja recytacja musisz wyrzucić 45, doliczany jest bonus za biegłość retoryki. W przypadku powodzenia duch pomoże Ci odnaleźć maliny i zyskujesz 5 punktów. W przypadku niepowodzenia duch oddala się od ciebie wielce niezadowolony, a ty zostajesz z niczym.
- Wydarzenie 20 - Vera:
- Spotykasz po drodze mugola. Rozpoznajesz go po dziwnym ubiorze, nie trzyma także w dłoni różdżki. Starszy pan trzymający w dłoniach koszyczek pełen malin chichocze z twojej czarodziejskiej szaty i pyta gdzieś się tak wystroiła. Możesz przekonać go, aby oddał Ci zebrane przez siebie maliny na dwa sposoby. Pierwszym jest rzut na retorykę: w pięknych słowach przekonaj mugolskiego staruszka, że te owoce są Ci niezbędne. Drugim sposobem - jest zastraszenie go. W obu przypadkach ST wynosi 60, doliczany jest bonus za odpowiednią biegłość. W przypadku powodzenia: mugol oddaje Ci swoje maliny i zyskujesz 20 punktów. W przypadku niepowodzenia: obraża się na ciebie i podąża w swoją stronę.
- Wydarzenie 21 - Rowan:
- Dotarłaś do okrągłej polany, gdzie w słońcu dojrzewało wiele dorodnych malin czekających tylko, by trafić do twego dzbaneczka. To jednak nie mogło być aż tak proste: prędko dostrzegłaś domek na kurzej łapce na krańcu polany, a mieszkająca w nim wiedźma dostrzegła cię przez okno i wyszła na zewnątrz, by cię przegnać - albo zabić, bo jak wiadomo wiedźmy - czyli dzikie istoty wyglądające jak stare, brzydkie czarownice z mnóstwem brodawek na nosie, władające bardzo elementarną magią - uwielbiają jeść surową wątrobę. Musiałaś wiedźmę unieszkodliwić, zanim zacznie ciskać w ciebie swymi prostymi czarami, wymagało to użycia dowolnego zaklęcia, które zdoła ją zranić, bądź w inny sposób unieruchomić. W przypadku powodzenia wiedźma pana unieszkodliwiona na ziemię, a ty zbierasz rosnące wkoło owoce i zyskujesz 10 punktów. Możesz też wykonać taktyczny odwrót. W przypadku podjęcia próby walki i niepowodzenia uroki wiedźmy nabijają Ci kilka siniaków, musisz więc brać nogi za pas i znaleźć inne owoce.
- Wydarzenie 24 - Charlene, Deirdre:
- Tak blisko, a tak daleko! Chyba nie masz dzisiaj szczęścia. Szłaś sobie spokojnie, gdy zza krzaka wybiegły trzy warchlakami, a gniewne prychanie oznajmiło, że za nimi podąża locha. Ledwo cię zobaczyła, a rzuciła do biegu. ST ucieczki na drzewo przed lochą wynosi 50, doliczana jest sprawność/zwinność x2, w zależności od tego, która statystyka jest wyższa. Zaklęcie usypiające pospolite zwierzę nie zadziała z pewnością, wiedziałaś to, bo locha nie wyglądała pospolicie, a tak, jakby właśnie wyłoniła się z paskudnej anomalii - na łbie wyrastały jej pokaźne, jelenie rogi. Jeśli uciekniesz, wdrapujesz się na drzewo i pozostajesz tam chwilę, a locha z warchlakami się oddala. Wtedy spokojnie schodzisz z drzewa, zbierasz maliny (zyskujesz 10 punktów) i podążasz dalej. Jeśli Ci się nie uda: dzik nieco cię poturbuje, lecz przed poważną krzywdą ocali cię czarodziej, który usłyszał twoje krzyki, jesteś wszak nieopodal mety. Idziesz dalej, ale nie znajdujesz żadnych owoców.
Numer pola | Imię i nazwisko | Punkty zapełnienia dzbaneczka |
24 | Charlene Leighton | 25 |
24 | Deirdre Tsagairt | 10 |
21 | Rowan Sprout | 5 |
20 | Vera Leighton | 15 |
19 | Marine Lestrange | 25 |
19 | Fantine Rosier | 20 |
18 | Odette Baudelaire | 5 |
16 | Druella Rosier | 15 |
16 | Nephthys Shafiq | 30 |
13 | Sybilla Vablatsky | -5 |
10 | Solene Baudelaire | 30 |
Uśpiony zaklęciem topek nie stanowił zagrożenia, a jego błazeństwo nie mogło już dosięgnąć glinianego dzbanka. Maliny pozostały nienaruszone, a Marine mogła ruszyć dalej, co też zrobiła. Nieopodal udało jej się ujrzeć kilka krzaczków z jeżynami, z których starannie zebrała czerwone owoce, po raz kolejny walcząc z pokusą ich skosztowania. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, na pewno po minięciu linii mety sięgnie dłonią po maliny, teraz jednak wolała nie ryzykować – zaczarowany las skrywał zapewne nie tylko magiczną faunę, ale i zaczarowaną florę.
Wędrowała spokojnym krokiem, chociaż w każdej chwili mogła spodziewać się pojawienia kolejnego stworzenia. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a ona zagłębiała się w gęstszą część lasu, wypatrując malin. Dookoła panowała cisza, tym bardziej więc zdziwił ją męski głos, rozbrzmiewający zupełnie niespodziewanie. Wyprostowała się natychmiast i rozejrzała czujnie, jednak zamiast czarodzieja ujrzała ducha; ten miał na sobie osiemnastowieczną szatę i wyglądał tak, jakby spodziewał się pojawienia się tutaj młodej dziewczyny. Zanim Lestrange w ogóle zdołała się odezwać, mężczyzna przemówił ponownie, nawiązując do tematu przewodniego, czyli Festiwalu Lata. Jego przemowa nie była dla niej uciążliwa, lecz wciąż nieco zaskakująca – w Hogwarcie miała do czynienia z niematerialnymi bytami, lecz nigdy poza murami zamku. Nie wiedziała, czy powinna spodziewać się zagrożenia, ale z każdym słowem ducha upewniała się, że jest to tylko niegroźny fascynat festiwalowych tradycji.
Wysłuchała jego prośby o wyrecytowanie wiersza i w zamian za wskazanie obfitej w maliny drogi, zdecydowała się sięgnąć pamięcią do poezji z okresu, który mężczyzna mógł dobrze pamiętać. Wyprostowała się, poprawiła włosy i przyjęła dostojną postawę, a po chwili z jej ust popłynęły starannie recytowane słowa.
| wiedza o literaturze I, retoryka I
w tabeli nie dodano mi 10 pkt po spotkaniu topka, powinnam mieć ich 25.
Wędrowała spokojnym krokiem, chociaż w każdej chwili mogła spodziewać się pojawienia kolejnego stworzenia. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a ona zagłębiała się w gęstszą część lasu, wypatrując malin. Dookoła panowała cisza, tym bardziej więc zdziwił ją męski głos, rozbrzmiewający zupełnie niespodziewanie. Wyprostowała się natychmiast i rozejrzała czujnie, jednak zamiast czarodzieja ujrzała ducha; ten miał na sobie osiemnastowieczną szatę i wyglądał tak, jakby spodziewał się pojawienia się tutaj młodej dziewczyny. Zanim Lestrange w ogóle zdołała się odezwać, mężczyzna przemówił ponownie, nawiązując do tematu przewodniego, czyli Festiwalu Lata. Jego przemowa nie była dla niej uciążliwa, lecz wciąż nieco zaskakująca – w Hogwarcie miała do czynienia z niematerialnymi bytami, lecz nigdy poza murami zamku. Nie wiedziała, czy powinna spodziewać się zagrożenia, ale z każdym słowem ducha upewniała się, że jest to tylko niegroźny fascynat festiwalowych tradycji.
Wysłuchała jego prośby o wyrecytowanie wiersza i w zamian za wskazanie obfitej w maliny drogi, zdecydowała się sięgnąć pamięcią do poezji z okresu, który mężczyzna mógł dobrze pamiętać. Wyprostowała się, poprawiła włosy i przyjęła dostojną postawę, a po chwili z jej ust popłynęły starannie recytowane słowa.
Nie próbuj mówić o miłości,
Bo ona w słowach się nie mieści.
Jest jak wiatr: cichy, niewidzialny,
Co tylko czasem zaszeleści.
Ja powiedziałem, wyznałem miłość
Przed miłą serce otworzyłem
Drżący, zziębnięty, ze łzami w oczach.
Lecz cóż - po chwili jej nie było
Kiedy odeszła, skądś wędrowiec
Nieznany nagle się pojawił
Tak cichy, prawie niewidoczny
Jednym westchnieniem ją przywabił.
Starała się oscylować w miłosnej tematyce Festiwalu, choć sama niewiele miała do powiedzenia na ten temat. Starała się jednak przede wszystkim oczarować ducha w nadziei, że za chwilę otrzyma dalsze wskazówki i będzie gotowa do drogi. Bo ona w słowach się nie mieści.
Jest jak wiatr: cichy, niewidzialny,
Co tylko czasem zaszeleści.
Ja powiedziałem, wyznałem miłość
Przed miłą serce otworzyłem
Drżący, zziębnięty, ze łzami w oczach.
Lecz cóż - po chwili jej nie było
Kiedy odeszła, skądś wędrowiec
Nieznany nagle się pojawił
Tak cichy, prawie niewidoczny
Jednym westchnieniem ją przywabił.
| wiedza o literaturze I, retoryka I
w tabeli nie dodano mi 10 pkt po spotkaniu topka, powinnam mieć ich 25.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Marine Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k6' : 1
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k6' : 1
Chociaż wydawało jej się, że obrała ścieżkę prowadzącą na skraj lasu, coraz gęściej rosnące drzewa zdecydowanie przeczyły tej teorii; dróżka, początkowo schludna i prawie pozbawiona roślinności, z każdą minutą dziczała, otaczając ją cieniami i odcinając od słonecznych promieni, z niezwykłym trudem przebijających się przez ciasno splecione gałęzie. Zwolniła kroku odruchowo, stawiając stopy ostrożniej i rozglądając się uważniej, żeby ominąć wszystkie wyrastające na ścieżkę pnącza, ale wkrótce stało się to niemożliwe – kolczaste gałązki czepiały się jej szaty i włosów, a powykrzywiane korzenie zastawiały coraz to zmyślniejsze pułapki na jej nogi, niebezpiecznie zwiększając ryzyko potknięcia.
Powinna była zawrócić, gdy przedzieranie się przez leśne zarośla stało się niepokojąco trudne, ale wbrew rozsądkowi szła dalej – tylko samą siebie mogła więc obwiniać, czując mocne szarpnięcie w okolicy łydki, które pozbawiło ją równowagi, sprawiając, że twardo wylądowała na ziemi, omal nie upuszczając glinianego naczynia. Krzyknęła cicho, instynktownie próbując wyszarpnąć nogi z magicznych pnączy, ale na to było już za późno; złośliwa roślina oplotła jej łydki i zaczęła ciągnąć po ziemi, głębiej w stłoczone ciasno zarośla. Wykrzywiła się więc nienaturalnie, przekładając dzbanek do lewej ręki, a prawą sięgając po różdżkę i kierując ją w stronę pozwijanych pnączy. – Diffindo! – krzyknęła, starając się wycelować tak, by zamiast paskudnej rośliny, nie przeciąć własnej skóry.
Powinna była zawrócić, gdy przedzieranie się przez leśne zarośla stało się niepokojąco trudne, ale wbrew rozsądkowi szła dalej – tylko samą siebie mogła więc obwiniać, czując mocne szarpnięcie w okolicy łydki, które pozbawiło ją równowagi, sprawiając, że twardo wylądowała na ziemi, omal nie upuszczając glinianego naczynia. Krzyknęła cicho, instynktownie próbując wyszarpnąć nogi z magicznych pnączy, ale na to było już za późno; złośliwa roślina oplotła jej łydki i zaczęła ciągnąć po ziemi, głębiej w stłoczone ciasno zarośla. Wykrzywiła się więc nienaturalnie, przekładając dzbanek do lewej ręki, a prawą sięgając po różdżkę i kierując ją w stronę pozwijanych pnączy. – Diffindo! – krzyknęła, starając się wycelować tak, by zamiast paskudnej rośliny, nie przeciąć własnej skóry.
it's not the fall that kills you;
it's the sudden stop at the end
it's the sudden stop at the end
Sybilla Vablatsky
Zawód : wróżbitka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
she walked with darkness
dripping off her shoulders;
I've seen ghosts
brighter than her soul
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Sybilla Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k6' : 4
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k6' : 4
Czuła się coraz bardziej zmęczona i znużona tą zabawą, jednak wiedziała, że nie ma wyjścia i musi iść ciągle przed siebie. Pech, czy ironia losu, chciała, że co chwilę odnajdywała krzewy pełne soczystych owoców, które powoli nie mieściły się w jej dzbanku. Dlatego kolejne wprawdzie zebrała, lecz widząc, że te powoli dopełniają brzegu glinianego naczynia, z niezadowoleniem zostawiła jeden nietknięty krzak. Potem ruszyła przed siebie, szybciej, niż dotychczas, mając wrażenie, że błądzi już kilka godzin po tej samej okolicy a to wyprowadziło ją lekko z równowagi. Chociaż uwielbiała owoce leśne, tak teraz podejrzewała, że nieprędko po nie sięgnie.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Solene Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Zaklęcie zadziałało. Pomarszczona, brzydka wiedźma szybko zmieniła się w tłuściutką gęś. W takiej postaci już nie była dla niej groźna, więc mogła w spokoju zebrać maliny na polance i odejść, zanim wiedźma odzyskała swoją prawdziwą, nieprzyjemną postać. W końcu zaklęcie to nie trwało bardzo długo.
Oddaliła się, ruszając dalej przez las w poszukiwaniu owoców. Ale najwyraźniej miały ją dziś prześladować dzikie zwierzęta. Tym razem nie były to jednak niedźwiedzie, a dziki. Najpierw zauważyła trzy warchlaki, a potem ogromną lochę, która najwyraźniej uznała ją za zagrożenie dla swoich młodych, bo na jej widok natychmiast rzuciła się do biegu. Zanim Charlie postanowiła wziąć nogi za pas, dostrzegła, że na głowie lochy znajdują się jelenie rogi, co zapewne było skutkiem jakiejś anomalii lub zaklęcia, którym potraktowano to zwierzę.
Żeby przed nią uciec, Charlie musiała wspiąć się na drzewo. Niestety w ludzkim ciele nie była ani w połowie tak zwinna jak w kocim, ale nie miała czasu się przemienić. Rzuciła się w kierunku najbliższego drzewa które wydawało się zdatne do wspinaczki i do utrzymania jej ciężaru, dopóki dziki nie odejdą. Miała nadzieję, że nie będą skore do stania pod drzewem godzinami; chciała jeszcze zebrać trochę malin i dotrzeć do końca lasu. Ale najpierw musiała schronić się na drzewie, więc dopadła do pnia i podjęła próbę wspinaczki.
Oddaliła się, ruszając dalej przez las w poszukiwaniu owoców. Ale najwyraźniej miały ją dziś prześladować dzikie zwierzęta. Tym razem nie były to jednak niedźwiedzie, a dziki. Najpierw zauważyła trzy warchlaki, a potem ogromną lochę, która najwyraźniej uznała ją za zagrożenie dla swoich młodych, bo na jej widok natychmiast rzuciła się do biegu. Zanim Charlie postanowiła wziąć nogi za pas, dostrzegła, że na głowie lochy znajdują się jelenie rogi, co zapewne było skutkiem jakiejś anomalii lub zaklęcia, którym potraktowano to zwierzę.
Żeby przed nią uciec, Charlie musiała wspiąć się na drzewo. Niestety w ludzkim ciele nie była ani w połowie tak zwinna jak w kocim, ale nie miała czasu się przemienić. Rzuciła się w kierunku najbliższego drzewa które wydawało się zdatne do wspinaczki i do utrzymania jej ciężaru, dopóki dziki nie odejdą. Miała nadzieję, że nie będą skore do stania pod drzewem godzinami; chciała jeszcze zebrać trochę malin i dotrzeć do końca lasu. Ale najpierw musiała schronić się na drzewie, więc dopadła do pnia i podjęła próbę wspinaczki.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Leśne ostępy
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset