Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Leśna polana
Popioły z rytualnych, rozpalanych podczas Festiwalu Lata ognisk, są każdego poranka zbierane do urn i zanoszone do namiotu rozstawionego na zacienionej polanie. Namiot wykonany jest z czarnego, ciężkiego materiału, który o zmroku zdaje się niemal stapiać z gwieździstym niebem i cieniami drzew.
Codziennie o zachodzie słońca na polanie ustawiają się kolejki - po zmroku w namiocie wróży z popiołów wiedźma, wprawiona w sztuce spodomancji. Nikt nie wie, skąd przybyła ta czarownica, jak ma na imię, ani ile ma lat. Pojawia się w Weymouth co roku i pamiętają ją nawet najstarszy bywalcy Festiwalu Lata, którzy zarzekają się, że jej wróżby się sprawdzają. Choć wiedźma ma pomarszczoną twarz i garba, to w namiocie, w świetle świec zmarszczki zdają się wygładzać, a plecy prostować.
W namiocie płoną świece, oświetlając hebanowy stół nakryty białym materiałem. Na stole leżą niewielkie kości zwierząt, poświęconych w rytuałach Festiwalu Lata. Do środka wchodzi się pojedynczo. Pod czujnym okiem wiedźmy, każdy może nabrać garść popiołu i rozsypać go na zwierzęcych kościach.
Popiół układa się w obrazy, czasem abstrakcyjne, a czasem przerażająco realistyczne. Czarownica służy pomocą w interpretacji wróżb.
Aby otrzymać wróżbę, rzuć kością k15:
- Wróżby:
- 1: Przez mgnienie sekundy widzisz kształt ponuraka, a potem popiół ześlizguje się ze zwierzęcych kości i nie widać już nic. Wiedźma jedynie kręci głową z posępną miną.
2: Popiół rozsypuje się w kształt przypominający chmury. Zejdź na ziemię, bo nigdy się nie obudzisz - szepcze wiedźma.
3: Kształt przypomina głowę kota. Strzeż się zdrady, otacza cię fałszywość - wyrokuje czarownica.
4: Okrągły kształt kojarzy się z jajkiem. Nowy początek, nowe życie. - wiedźma uśmiecha się ciepło, choć jej oczy pozostają nieobecne.
5: Popioły układają się w Twoją własną twarz, zadziwiająco realistyczną. W miejscu oczodołów lśnią zwierzęce kości. Zdejmij wreszcie maskę, bo zrośniesz się z nią na stałe. - starucha wznosi oczy do góry.
6: Na kościach lśni ciemny kształt jabłka, z lekko nierównym bokiem. Miłość może być darem, lecz może być też trucizną. - wyrokuje czarownica.
7: Popioły rozsypują się szeroko, przy odrobinie skupienia możesz z nich wyłonić kształt orła. Mierz wysoko, a zajdziesz daleko. - wiedźma przygląda ci się z niekrytym zainteresowaniem.
8: Rozsypany popiół wygląda trochę jak motyl z rozłożonymi skrzydłami. To czas zmian, transformacji. Zrzuć kokon i stań się motylem. - tłumaczy wróżbitka.
9: Popiół układa się w idealny okrąg, w którego środku znajduje się jedna z kości. To obrączka lub zamknięty krąg. Za rok o tej porze znajdziesz szczęście rodzinne albo znajdziesz się w pułapce bez wyjścia. - wiedźma mruży oczy, dwojako interpretując znak.
10: Popioły rozsypują się wszędzie, punktowo, niczym gwiazdy na niebie. Czeka cię szczęście, ale musisz je znaleźć samodzielnie. - uśmiecha się czarownica.
11: Popioły układają się w symbol nierównego trójkąta, górskiego szczytu. Ciężka praca i nowe wyzwania. Jeśli nie zdołasz wspiąć się na szczyt, spadniesz boleśnie. - interpretuje wiedźma.
12: Kształt z popiołów przypomina kołyskę, przeciętą w połowie jedną ze zwierzęcych kości. Jeśli nic nie zmienisz, będziesz tylko narzędziem swoich przodków. - krzywi się czarownica.
13: Popioły rozsypują się w poziomą linię, która urywa się na jednej ze zwierzęcych kości. Twoja droga podąża w ślepy zaułek. - marszczy brwi wróżbitka.
14: Popioły wyglądają jak koło otoczone promieniami. Słońce zwiastuje szczęście i przypływ majątku. - uśmiecha się starucha.
15: Popiół układa się w zadziwiająco wyrazisty obraz smoka. Wzbijesz się wysoko, gdy spopielisz przeszłość w ogniu. - spojrzenie czarownicy jest mgliste, a głos ochrypły.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 13.02.23 0:27, w całości zmieniany 3 razy
Teraz, kiedy wszyscy alchemicy znajdowali się z powrotem przy swoich stanowiskach, nadszedł czas na uwarzenie pierwszego eliksiru. Każdy z nich miał przed sobą karty ze spisem dostępnych eliksirów i instrukcjami ich przygotowania.
Wyniki:
L.p. | Alchemik | Bonus | Wyniki | Wynik ogólny |
1. | Eir Goyle | +5 | - , - , - , | 5 |
2. | Quentin Burke | +5 | - , - , - , | 5 |
3. | Inara Nott | +5 | - , - , - , | 5 |
4. | Susanne Lovegood | +5 | - , - , - , | 5 |
5. | Charlene Leighton | +5 | - , - , - , | 5 |
6. | Robin Hawthorne | +5 | - , - , - , | 5 |
7. | Fantine Rosier | +5 | - , - , - , | 5 |
8. | Asbjorn Ingisson | 0 | - , - , - , | 0 |
9. | Cyrus Snape | 0 | - , - , - , | 0 |
| Na odpis macie 48 godzin. W tej turze każdy z was warzy jeden eliksir wybrany spośród spisu znajdującego się tutaj. Pamiętajcie o wyraźnym napisaniu, jaki to eliksir i jaką ma mieć moc. Nieokreślenie mocy eliksiru oznacza potraktowanie go jako eliksiru o podstawowej mocy.
Kiedy zajęła miejsce przy swoim stanowisku, rozłożyła wszystko według własnych potrzeb i rozejrzała się po tym, co zostało jej zaoferowane. Szpatułki, dwa moździerze, drewniana, zdobiona wypaleniami nieduża chochelka, podstawowy nożyk do cięcia, deska. Wszystko znajdowało się w zasięgu jej ręki, pozostawało tylko zabrać się do pracy. Gdy tylko dano sygnał, Eir wiedziała już, co robić.
Być może była zbyt zachowawcza, decydując się na taką kolejność warzenia, ale nie zamierzała ryzykować z najtrudniejszymi recepturami. Nie wyniesie z tego ani grama pożyteczności, jeśli nic jej nie wyjdzie.
Rozpoczęła się od Eliksiru zauroczenia. Do wody w kociołku dodała dokładnie pięć kropli olejku różanego, od razu również dorzucając listki szałwii i kilka suchych pączków goździków. Zamieszała dwa razy w prawą stronę i zostawiła tak wywar, żeby swobodnie się zagotował. Maliny doda potem, nie chciała przecież zrobić z nich dżemu, tylko nadać swojemu dziełu odpowiedniego charakteru. W tym czasie zaczęła obrabiać i przygotowywać kolejne składniki – odcięła martwej rogatej ropusze głowę, resztę wyrzucając do kosza na odpadki, a z większej kępki włosia kuguchara oddzieliła kilka mniejszych, jasnych włosków i odłożyła je na bok. Zamieszała po raz kolejny w kociołku i poczekała jeszcze moment. Kiedy zauważyła pierwsze wypływające na wierzch bąble, wrzuciła ropuszą głowę, a drżącą delikatnie taflę mikstury posypała kocimi włosami. Pomieszała delikatnie, ruch chochelką rozpoczynając od środka, potem ukośnie przechodząc na prawo, aż zatoczyła pełny krąg. Na koniec dorzuciła kolejno pięć dorodnych malin, po każdej z nich ostrożnie mieszając. Zapach powinien uwolnić się tuż po tym, jak blady róż zabarwi wnętrze kociołka…
| Eliksir zauroczenia, moc podwójna
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,
Kiedy żył i jak umierał?
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'k100' : 96
Podrapał się po głowie, oceniając użyteczność przedmiotów, w jakie go zaopatrzono. Zestaw podstawowy: dwa noże (brakło srebrnego sztyletu), warząchwia, moździerz wraz z tłuczkiem, zakraplacz, łopatka oraz spora, drewniana deska. Hawthorne zazwyczaj używał metalowej, lecz powrót do przeszłości w tej formie niezbyt go obszedł. Uprzejmie - to jest, w absolutnej ciszy, graniczącej ze znudzeniem, poczekał na sygnał do rozpoczęcia pracy, a kiedy tylko rozbrzmiał, bez zwłoki zabrał się do dzieła. Wywary stanowiące dzisiejszą treść były mu obce; rzadko pozwalał sobie na wchodzenie w kompetencje Amora. Częściej igrał ze śmiercią, niż z miłością, tą drugą uznając za znacznie bardziej bezwzględną.
Rozpoczął więc łagodnie: nastawił wodę i zadbał, by palenisko pod kociołkiem płonęło równomiernie. Bazował na kolcach jeżozwierza, jako najsłabsza zwierzęca ingrediencja pierwsza powędrowała do saganka. Tuzin odliczonych skrupulatnie części znalazło się w kociołku - należało zrobić to prędko, między utopieniem pierwszej a ostatniej, nie mogła minąć minuta, a niedopuszczalne było również wzburzenie wody. Delikatne zadanie, jakiemu podołał, choć z niemałym trudem. Zaraz potem powetował stres, rozlewając na siebie fiolkę z żółcią pancernika, całe szczęście, iż tłusta plama pojawiła się na jego szacie, a nie w kociołku. Robin wytarł palce w koszulę (skoro już i tak była brudna), po czym sięgnął po ziarna granatu umieszczone w kryształowej fiolce. Przez pryzmat szkła wyglądały jak drogie kamienie i niemal żal było mu wydobywać je z zamknięcia. Czternaście nasion na surowo znlazało się w kociołku, drugie tyle zgniótł nożem - co uczynił z nadzwyczajną trudnością - i łącznie z puszczonym sokiem umieścił w saganku. Asekuracyjnie zmniejszył ogień (eliksir nie powinien się zagotować) i zamieszał chochlą trzy razy w ruchu zgodnym z kierunkiem wskazówek zegara. Stop. I trzy razy odwrotnie. Korzonki stokrotki posiekał z niezwykłą wręcz przyjemnością, pamiętając, iż to właśnie przy nich niemal całkowicie pozbył się swego tiku. Pierwsze szkolne krojenie, które nie skończyło się bandażami i wizytą w skrzydle szpitalnym, urocze wspomnienie. Trach, główki kwiatów strzepnął do pustego słoja (gardził marnotrastwem) i energicznie zakręcił kociołkiem. Gdy wzburzona tafla opadła, pipetą rozlał po powierzchni dziesięć kropel różanego olejku, którego intensywny zapach zakręcił mu w nosie. Kwiaty pewnie nie pochodziły z żadnej szklarni, a, drogą wyjątku, z ogrodu Rosierów. Choć Robin miał dostęp do wielu różnych alchemicznych rarytasów, o takim składniku nawet nie powinen marzyć. Do gęstniejącej cieczy dołączyły pióra wyrwane z brzuszka memortka - rozpoznawał te podstawowe rodzaje, z ogona i skrzydeł, pierwsze próby Robina przy kociołku bywały krzywe i nieudolne, także przez mylenie rodzaju składników. Na sam koniec, tuż przed zdjęciem z ognia eliksiru, Hawthorne obficie sypnął do kociołka garść świeżych malin, obserwując napinającą się powierzchnię, bulgoczącą leniwie i nieśpiesznie barwiącej się na pudrowy, jeszcze nie do końca określony kolor.
|eliksir zauroczenia, moc potrójna
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k100' : 78
Zanim zajęła miejsce z kociołkiem, jej uwagę przyciągnął...uśmiech. Odwzajemniła męskie spojrzenie, by z urywków wspomnień i pisanych listów wyłapać jedno, bardzo charakterystyczne nazwisko. I była to jedna z niewielu znajomych twarzy, które stanęły u jej boku w alchemicznym wyzwaniu. Skinęła także głową na widok Lady Rosier, chociaż nie skupiała na niej swojej uwagi. To, czym miała sie zająć, to przygotowania do warzonego eliksiru.
Czysta woda stała w przeźroczystym dzbanie i jako podstawę, wlała do ceramicznego kociołka. Kropelki płynu zatańczyły na brzegach, ale nie wychyliły się poza jego granice. Wystarczył jeden gest, by pełgający jasno płomyk zajarzył się pod miniaturowym "kominkiem". Sięgnęła po moździerz i gliniana miseczkę, do której wsypała grube liście jemioły i zgrywające się aurą jagody jemioły. Dokładnie zmiażdżyła duet ingrediencji, by utworzyć ciemnofioletową maź pachnącą intensywną wonią ziół. Odstawiła powstałą maść, by sięgnąć po olejek różany. Jedna kroplę dodała do moździerza i wymieszała z dwoma, pozostałymi składnikami. Kolejne sześć kropel wlała do gorącej już wody, chociaż nie pozwoliła, by wywar zawrzał. Lekka woń pary owionęła twarz alchemiczki, gdy nachyliła się nad kociołkiem. Dopiero po chwili zamieszała ceramiczną łyżką, pamiętając, by nie pomylić jednej, wybranego na początku kierunku powtarzanych kręgów. Odczekała pełnych pięć minut i dodała tężejącą lekko maź, dokładnie wybierając barwiące ścianki moździerza drobiny. Gęsta, różowawa para uniosła sie i zniknęła, by nadać wywarowi, półprzezroczystej, blado-różowej barwy. Brakowało jeszcze perłowego poblasku, ale ten musiała osiągnąć za chwilę. Dwa, ułamane pospiesznie kolce jeżozwierza znalazły się na dnie kociołka. Dodała jeszcze łyżeczkę krwi memrotka, która wbrew pozorom, nie barwiła całości szkarłatem. W połączeniu z jemiołą, jej kolor mienił się jasno, bladł, nie raz przeradzając się biel. Tym jednak razem Inara nie chciała podobnego efektu i intensywności. Rozgniotła w palcach siedem soczystych malin, by najpierw pozwolić kroplom soku swobodnie opaść na powierzchnię wywaru, dopiero potem wrzucić miąższ. Zawiesiła dłoń nad parą, która dokonała dzieła, porywając maleńkie drobiny owoców, pozostałe jeszcze na dłoni. Nad kociołkiem uniosła się lekka poświata i przyjemny zapach...ale o efekcie i skuteczności eliksiru zauroczenia miała przekonać się za chwilę. Cierpliwość to podstawa w dziedzinie eliksirów. Prawda?
Eliksir zauroczenia, potrójna moc
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'k100' : 30
Wybór padł na wywar poetyckości, którego opis brzmiał całkiem ciekawie. Rozpaliła ogień pod kociołkiem i zaczęła wybierać składniki spośród tych, które wcześniej zebrała ze stołu. Wokół niej inni alchemicy także zaczynali pracę. Prócz kwiatów stokrotki zdecydowała się użyć liści lipy, kolców róży, gąsienic i żądeł żądlibąka. Maliny miała zamiar dodać na samym końcu. Wcześniej, zanim przystąpiła do oporządzania składników, zerknęła jeszcze na aktualne mapy nieba, które także im udostępniono.
Najpierw posiekała starannie liście lipy, dorzucając je do wywaru. Odmierzyła dokładnie dziesięć kolców róży, tyle samo kwiatów stokrotki pozbawiła łodyżek i także pojedynczo wrzuciła do kociołka, po czym zamieszała wywar. Odczekała kilka minut, wrzucając pokruszone, suszone żądła żądlibąka i pięć gąsienic, a potem znów poczekała, aż eliksir zaczął zmieniać barwę. Wtedy ze słoiczka z malinami wzięła dokładnie dziesięć dorodnych owoców. Może wśród nich były i te, które sama zebrała? Zbieranie malin odbywało się zaledwie wczoraj, więc owoce wciąż były świeże i soczyste. Aż miała ochotę skosztować jakiegoś, ale powstrzymała tę pokusę, skupiając się na warzeniu mikstury. Po wrzuceniu malin znów zaczęła miarowo mieszać, obserwując kolor wywaru, któremu chciała nadać większą moc. Miała nadzieję, że warzenie zakończy się pomyślnie, nie chciała ośmieszyć się jakąś widowiskową porażką. Na co dzień co prawda warzyła głównie eliksiry lecznicze, ale potrzebowała też innych wyzwań, musiała doskonalić się w umiejętnościach. Dobry alchemik nie ograniczał się do tylko jednego rodzaju mikstur.
| wywar poetyckości, moc potrójna
'k100' : 80, 73
Wybieram ostatecznie eliksir zauroczenia, w teorii o potrójnej mocy, mimo wszystko mając w nadziei, że przynajmniej jego zawartość nie wybuchnie mi w twarz. Na początek kroję kilka malin, które okazują się być niezbędne przy każdym z zaproponowanych wywarów. Pachną tak słodko, że mam ochotę je raczej zjeść niż wrzucić do kociołka, ale muszę ćwiczyć swoją silną wolę i nie dać się zwieść oszałamiającemu zapachowi. Odkładam poszatkowaną zawartość do miseczki. Następnie chwytam dorodne liście lubczyku, które również rozdrabniają się pod naporem noża. Ponoć to zioło ma właściwości silnie pobudzające uczuciowo. Nigdy tego nie sprawdzałem, ale skoro istnieje szansa, że rzeczywiście tak jest, to wykorzystałem okazję i chwyciłem solidną porcję, która przyda się także do kolejnych eliksirów. Do tego mielę w moździerzu dwie laski cynamonu, co zaczyna mi bardziej przypominać gotowanie niż tworzenie mikstury. Nie, żebym cokolwiek kiedykolwiek pichcił. Mniejsza o to.
Woda się w międzyczasie zaczyna gotować, dlatego wsypuję do niej maliny, lubczyk, olejek różany oraz cynamon, po czym całość intensywnie mieszam. Dwa razy w prawo, trzy w lewo i dziesięć w prawo. Dopiero wtedy dorzucam do środka garść łusek ramory, żeby nadać eliksirowi perłowego połysku. Na koniec jeszcze fiolka krwi memortka, dopełniająca różanej barwy. Cóż, przynajmniej taki ma być w zamyśle efekt. Mieszam intensywnie cały czas w prawo, a drugą rękę zmniejszam ogień palnika. Mikstura powinna trochę odpocząć. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale przynajmniej pachnie zachęcająco. Zaczynam się zastanawiać czy nadałaby się do picia nawet w przypadku katastrofy.
I powiedziała więcej niż słowa.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
'k100' : 15, 99
Poza podkradaniem malin, pracę rozpoczęła od przygotowania składników, układając je na skraju stołu w odpowiedniej kolejności. Wyposażenie stanowiska było zdecydowanie wystarczające, dopasowane do możliwości Sue, niezagracone niepotrzebnymi udziwnieniami - ba, nawet była z lekka zaskoczona, że zna wszystkie znajdujące się na nim przyrządy, równocześnie czując się mniej zagubiona. Wyrównała ogień pod kociołkiem, przypatrując mu się chwilę z niepokojem - tak nieokiełznany żywioł, siejący tyle zniszczenia, w tak niewinnej formie, pobudzającej wywary do pracy. Woda grzała się stopniowo, niezbyt szybko, zaś białowłosa zajęła się rozdrabnianiem malin na papkę, chcąc mieć je przygotowane na późniejszy etap. Odstawione na bok czekały na swoją kolej, kiedy zręczne palce delikatnie odrywały przejrzyste skrzydełka ważek od tułowi, które chwilkę później znalazły swoje miejsce w niewielkim, podłużnym słoiczku, otwieranym z charakterystycznym dźwiękiem. Pyk. Aż krótko pyknęła ustami, naśladując odgłos. Razem z siedmioma kroplami olejku z dzikiej róży skrzydełka zawirowały w kociołku, mieszane powoli i jednostajnie w letniej wodzie - dla spokoju Sue sprawdziła także jej temperaturę. Rosła w odpowiednim do jej działania tempie. Błyszczące chrząszcze, a raczej ich pancerzyki, zagrzechotały cicho w drewnianej miseczce, nim zostały oderwane od małych ciałek srebrną pęsetą i rozdrobnione na pył w moździerzu. Opalizowały pięknie w plamkach słońca, przedostających się na polanę pomiędzy koronami drzew, przez co podobny połysk pojawił się też na powierzchni wywaru, kiedy stopniowo uzupełniała go o proszek. Płatki dwóch stokrotek wylądowały lekko w kompozycji, środki, łodygi i korzonki Sue zostawiła do późniejszych prób. Szczypta suszonej mięty, pachnącej wciąż dosyć intensywnie, dołączyła do reszty składników, zostało więc tylko dodać rozdrobnione wcześniej maliny, odczekać chwilę i wyłowić wszelkie stałe składniki, pozostawiając sam pachnący wywar.
| wywar poetyckości, moc podwójna
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
'k100' : 69, 52
Obdarzyła wyniosłym, pełnym dezaprobaty spojrzeniem rudego brodacza i mężczyznę z zadartym nosem, zastanawiając się dlaczego Prewettowie wpuszczali na swoje ziemie podobny motłoch, po czym zajęła się tym, co lubiła najbardziej - czyli sobą. Niezbyt obchodziły ją wybory innych, nie zerkała na nich, pogrążona w lekturze receptury. Nie chciała iść na łatwiznę, to z pewnością ani nie zachwyci sędziów, ani nie będzie dobrze o niej świadczyło. Fanny nigdy nie ukończyła kursu alchemicznego, nie posiadała licencji, eliksiry traktowała w kategoriach pasji, lecz mimo wszystko - mierzyła wysoko, a jej mniemanie o sobie i własnych umiejętnościach sięgało himalajskich szczytów. Napełniając swój kociołek niedużą ilością wody zastanawiała się wciąż nad miksturą, którą powinna wybrać; pragnienie znalezienia się w centrum uwagi wzięło jednak górę nad rozsądkiem i Fantine postanowiła podjąć ryzyko, a zarazem uwarzyć trudniejszą miksturę - eliksir pierwszej miłości o potrójnej mocy.
Pracowała w absolutnej ciszy i cieszyła się, że nikt z obecnych także jej nie zakłócał; przekrajała każdą malin (a wzięła ich pełną garść) na pół, aby łatwo puściły sok, nim wrzuciła je do kociołka. Uniosła spojrzenie w niebo, którego skrawki błękitu dostrzegała przez gęste korony drzew; o tej porze nie miała szans, aby dostrzec gwiazdy, lecz dzięki odpowiedniej wiedzy zaczęła analizować jakie zbiory ujrzeć powinna tu nocą. Biorąc pod uwagę ułożenie ciał niebieskich względem siebie, które sprawdziła ubiegłego wieczoru w ramach przygotowań do tejże konkurencji, zdecydowała się na dolanie odrobiny olejku różanego jako dodatkowej ingrediencji do kociołka. Róże nieodłącznie kojarzyła z miłością, wybór nie mógł być inny. Przygasiła nieco ogień i zamieszała kilkukrotnie: pięć razy zgodnie ze wskazówkami zegara i sześć w przeciwną. W moździerzu utarła pazur kuguchara i wsypała go do eliksiru, a gdy po kilku minutach wrzenia na małym ogniu przybrał oczekiwaną barwę - wrzuciła do kociołka sporo posiekanej waleriany, która wraz z malinami miałby sercem wywaru. Chochelka znów poszła w ruch, zgodnie z recepturą; Fantine. Oczekując na zgęstnienie cieszy uniosła jeszcze buteleczkę po olejku różanym, aby chwilę rozkoszować się jego zapachem; nie straciła na to jednak więcej, niż kilka chwil. W odpowiednim momencie dolała do kociołka krwi memortka i zwiększając ogień w palenisku zaczęła intensywnie w nim mieszać. Wszystkie ruchy Fantine był pełne staranności, przykładała do nich niezwykłą uwagę i ostrożność, przed każdym z nich zastanawiała się dwa razy; nie chciała popełnić błędu, zależało jej na wygranej - jak zawsze. Eliksiry były jej dziedziną, jednym z rodowych dziedzictw po Mahaut, jeśli eliksir miał okazać się niezdatny do uzytku - z pewnością zawiedzie oczekiwania matki.
Pozostawiła eliksir znów gotujący się na niewielkim ogniu, a w dłoń ujęła sztylet; dzięki prywatnym naukom alchemii wiedziała jak potraktować strączki wnykopieńki, aby puściły jak najwięcej soku - otóż nie krajała ich, lecz lekko zgniotła. Chochelką skontrolowała gęstość wywaru; przemieszała jeszcze kilkukrotnie zgodnie z recepturą i wrzuciła strączki wnykopieńki. Później wpatrywała się już tylko intensywnie w wywar, jakby od mocy jej spojrzenia miał przybrać odpowiednią barwę oraz zapach - eliksiru pierwszej miłości.
| eliksir pierwszej miłości, potrójna moc
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
'k100' : 89, 85
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset