Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Leśna polana
Popioły z rytualnych, rozpalanych podczas Festiwalu Lata ognisk, są każdego poranka zbierane do urn i zanoszone do namiotu rozstawionego na zacienionej polanie. Namiot wykonany jest z czarnego, ciężkiego materiału, który o zmroku zdaje się niemal stapiać z gwieździstym niebem i cieniami drzew.
Codziennie o zachodzie słońca na polanie ustawiają się kolejki - po zmroku w namiocie wróży z popiołów wiedźma, wprawiona w sztuce spodomancji. Nikt nie wie, skąd przybyła ta czarownica, jak ma na imię, ani ile ma lat. Pojawia się w Weymouth co roku i pamiętają ją nawet najstarszy bywalcy Festiwalu Lata, którzy zarzekają się, że jej wróżby się sprawdzają. Choć wiedźma ma pomarszczoną twarz i garba, to w namiocie, w świetle świec zmarszczki zdają się wygładzać, a plecy prostować.
W namiocie płoną świece, oświetlając hebanowy stół nakryty białym materiałem. Na stole leżą niewielkie kości zwierząt, poświęconych w rytuałach Festiwalu Lata. Do środka wchodzi się pojedynczo. Pod czujnym okiem wiedźmy, każdy może nabrać garść popiołu i rozsypać go na zwierzęcych kościach.
Popiół układa się w obrazy, czasem abstrakcyjne, a czasem przerażająco realistyczne. Czarownica służy pomocą w interpretacji wróżb.
Aby otrzymać wróżbę, rzuć kością k15:
- Wróżby:
- 1: Przez mgnienie sekundy widzisz kształt ponuraka, a potem popiół ześlizguje się ze zwierzęcych kości i nie widać już nic. Wiedźma jedynie kręci głową z posępną miną.
2: Popiół rozsypuje się w kształt przypominający chmury. Zejdź na ziemię, bo nigdy się nie obudzisz - szepcze wiedźma.
3: Kształt przypomina głowę kota. Strzeż się zdrady, otacza cię fałszywość - wyrokuje czarownica.
4: Okrągły kształt kojarzy się z jajkiem. Nowy początek, nowe życie. - wiedźma uśmiecha się ciepło, choć jej oczy pozostają nieobecne.
5: Popioły układają się w Twoją własną twarz, zadziwiająco realistyczną. W miejscu oczodołów lśnią zwierzęce kości. Zdejmij wreszcie maskę, bo zrośniesz się z nią na stałe. - starucha wznosi oczy do góry.
6: Na kościach lśni ciemny kształt jabłka, z lekko nierównym bokiem. Miłość może być darem, lecz może być też trucizną. - wyrokuje czarownica.
7: Popioły rozsypują się szeroko, przy odrobinie skupienia możesz z nich wyłonić kształt orła. Mierz wysoko, a zajdziesz daleko. - wiedźma przygląda ci się z niekrytym zainteresowaniem.
8: Rozsypany popiół wygląda trochę jak motyl z rozłożonymi skrzydłami. To czas zmian, transformacji. Zrzuć kokon i stań się motylem. - tłumaczy wróżbitka.
9: Popiół układa się w idealny okrąg, w którego środku znajduje się jedna z kości. To obrączka lub zamknięty krąg. Za rok o tej porze znajdziesz szczęście rodzinne albo znajdziesz się w pułapce bez wyjścia. - wiedźma mruży oczy, dwojako interpretując znak.
10: Popioły rozsypują się wszędzie, punktowo, niczym gwiazdy na niebie. Czeka cię szczęście, ale musisz je znaleźć samodzielnie. - uśmiecha się czarownica.
11: Popioły układają się w symbol nierównego trójkąta, górskiego szczytu. Ciężka praca i nowe wyzwania. Jeśli nie zdołasz wspiąć się na szczyt, spadniesz boleśnie. - interpretuje wiedźma.
12: Kształt z popiołów przypomina kołyskę, przeciętą w połowie jedną ze zwierzęcych kości. Jeśli nic nie zmienisz, będziesz tylko narzędziem swoich przodków. - krzywi się czarownica.
13: Popioły rozsypują się w poziomą linię, która urywa się na jednej ze zwierzęcych kości. Twoja droga podąża w ślepy zaułek. - marszczy brwi wróżbitka.
14: Popioły wyglądają jak koło otoczone promieniami. Słońce zwiastuje szczęście i przypływ majątku. - uśmiecha się starucha.
15: Popiół układa się w zadziwiająco wyrazisty obraz smoka. Wzbijesz się wysoko, gdy spopielisz przeszłość w ogniu. - spojrzenie czarownicy jest mgliste, a głos ochrypły.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 13.02.23 0:27, w całości zmieniany 3 razy
Rozpierało go szczęście, kiedy sędziowie, a raczej sędzia zaczął ogłaszać wynik tych zmagań. Żal mu było tej biednej kobiety, która tak marnie zaprezentowała się przed samym nestorem rodu Slughorn, co jak co, ale przed nim każdy alchemik chciałby się popisać. Zapamiętanie w tak marny sposób raczej nie zalicza się do marzeń związanych z wystąpieniem przed tak znakomitym człowiekiem.
Nie potrafił powstrzymać się przed szerokim uśmiechem, który usilnie przytrzymał się jego twarzy i nie chciał zejść. Gdyby Amodeus wierzył w koncepcję szczęścia, to właśnie tak by można określić wygraną przyjaciela. O co chodzi? Śpieszę z wyjaśnieniem, co będzie krótkie, lecz jakże trafne. Nie ma czegoś takiego jak szczęśliwy los, uśmiech fortuny czy też po prostu pech. Istnieje przypadek, a to właśnie ludzkie umysły, jak i słowa nadają mu zabarwienia. To że Søren zajął trzecie miejsce w takim konkursie nie było dziełem kapryśnego losu, a wielu lat żmudnej pracy, którą odwalał w lochach Hogwartu czy zaciszu własnego domu. Nie, planety nie ułożyły się w magicznym ciągu, co umożliwiło wygranie konkurencji przez jego jasnowłosego przyjaciela.
Nie śpieszyło się mu z opuszczeniem swojego nowo poznanego kompana, drzewa, które zapewniało mu przyjemny cień przez cały ten czas. Szczególnie gdy zauważył zbliżającą się Allison. Nie, nie należy przeszkadzać rodzeństwu, zwłaszcza temu. Chwilę oczekiwania postanowił wykorzystać jako moment na uspokojenie wszystkich tych radosnych emocji. Przecież nie chciał porwany pozytywną energią rzucić się na Averego. Ruszył z miejsca dopiero, gdy zauważył oznaki pożegnania. Nie trwało to długo, co było mu na rękę, przynajmniej nie musiał długo czekać.
Wiedział dobrze, że chłód ich relacji był spowodowany przez jego charakter. Chociaż znał siostrę Søren przez tyle samo czasu, co jego samego, to nigdy nie nawiązał z nią jakiegoś głębszego porozumienia. Amodeus po prostu nie potrafił otworzyć swojego serca, mówiąc poetycko, na więcej niż jedną osobę. Jego całkowita uwaga skupiła się na zielonookim chłopcu i tak było po dziś dzień. Nawet krótkie, ale jednak, spędzanie czasu pod jednym dachem nie ociepliło ich stosunków. Tolerowali się, czasami zgadzali, ale nic poza tym. Może, ale tylko może, ostatnio wymieniona korespondencja wpłynie pozytywnie na ich chłodną znajomość. Uśmiechnął się delikatnie oraz skinął głową w odpowiedzi.
- Allison. - ton głosu był nieco zbyt promienny, jak na zwykłe powitanie, najwidoczniej nie opanował za dobrze tych wszystkich, pozytywnych emocji.
Miał ochotę skrzywić się, słysząc tą niepotrzebną grzeczność. Naprawdę, "pan"? Dobre, szlacheckie wychowanie zakładało, że powinien tytułować ją mianem panny, ale to sformułowanie nie chciało przecisnąć się przez jego usta. Na całe szczęście nie był szlachcicem, nikt raczej nie spodziewał się po nim nienagannych, dworskich manier, prawda? Sztywna tytulatura nie była jego broszką, a zwracanie się do wieloletniej znajomej w ten sposób wywoływało u Księcia dziwny, nieprzyjemny dreszczyk.
Wszelkie wątpliwości rozwiały się, kiedy tylko znalazł się przy przyjacielu. Jeśli wcześniejsze rozważania odbiły się na wyrazie jego twarzy, to teraz nie było po nich nawet najmniejszego śladu. Uśmiechał się, jak głupi do sera. Cóż, nie tylko radość go rozpierał, duma, tak, to dobre określenie.
- Gratuluję. - jeśli wcześniej głos był naszpikowany promieniami wesołości to teraz dosłownie raził nimi, niczym przeklęte słońce wiszące na niebie.
Nie widział sensu w witaniu się, przecież o swojej obecności wiedzieli od dłuższego czasu. Kontakt fizyczny, przyjacielskie uściski? Nie, Amodeus nie był inicjatorem takich rzeczy, a w szczególności nie teraz. Bał się, że poniesiony chwilą mógłby w inny sposób uczcić wygraną swego przyjaciel, w zbyt... skandaliczny sposób.
- Ładna zabawka. - wskazał kiwnięciem głowy na złoty sierp. - Do warzyw?
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
- Dumny jestem z ciebie moja perełko - rzucił z entuzjazmem. Bo choć nie stanęła na podium to dla niego zawsze i wszędzie była zwyciężczynią. Gdy dał również upust swym wzburzonym emocjom, sceptyczni spojrzał na fiolkę, a potem na Inarę. - Tylko nie waż mi się tego specyfiku testować. Nie chcesz chyba by tatuś zszedł na zawał, prawda? - Pogroził palcem i spojrzał bykiem na swą latorośl, by zaraz potem wyszczerzyć zęby. Z eliksirami miłości zawsze wiązały się dziwne historie. Aż m się przypomniał sławny bal, gdy był na 7 roku. O matko, co tam się działo...Rozmyślając o wydarzeniach z przed lat, trzymając jednocześnie Inarę pod ręką dumnie opuścił Leśną Polanę. Należało się wszak zastanowić nad odpowiednią nagrodą dla jego prywatnego Promyczka.
z/t
- Oczywiście, chociaż zdecydowanie wolę te, kiedy mamy niczym nieograniczoną swobodę. - uściśliłam, a w moim melodyjnym głosie rozbrzmiała nieco smutna nuta, gdy i Tris wyczuł ambarasujące okoliczności, już na wstępie wpływające na nasze zachowanie. Oddałabym wszystko za to, by pić teraz wspólnie popołudniową herbatkę z dala od wścibskiej publiki prywatnych dramatów. - Chyba jeszcze jestem zaszokowana - i kosmicznie zawstydzona - ale to zaraz minie. Dziękuję. - odpowiedziałam, dziękując właściwie i za samą troskę wynikającą z tego pytania, jak i za to, że porzucił obserwowanie zmagań alchemików i podszedł do mnie, by mnie wesprzeć. - Chyba się na mnie czaiła, podeszła od razu, gdy się tu zjawiłam. Nie wiem tylko co sobie wyobrażała, licząc na to, że groźba podłych plotek w jej pisemku zamknie mi usta. Ale to już nieistotne, dobrze, że jesteś. - zamknęłam nieprzyjemny temat, odgarniając przy tym za ucho niesforny lok blond włosów. Może kiedyś, szczególnie w latach szkolnych, nasze kontakty czasem przybierały burzliwy obrót, teraz jednak już od wielu lat obecność Rosiera zawsze działa na mnie kojąco. Wszak znamy się niemalże od zawsze, może więc jesteśmy dla siebie nawzajem kotwicami, swoistego rodzaju łącznikami pomiędzy życiem dorosłym, a beztroskimi czasami szkolnymi, mówiącym nam, że gdzieś tam pod wszystkimi przykrymi doświadczeniami odciskającymi na nas piętno, wciąż jesteśmy tymi samymi ludźmi. Bardzo chciałabym w to wierzyć, szczególnie gdy spoglądam w lustro i odbite spojrzenie oczu, patrzące wprost na mnie, jest mi zupełnie obce.
- Wyglądasz na zmęczonego. Mam nadzieję, że o siebie dbasz, bo inaczej będę musiała nalegać, byś przychodził do nas na kolacje. - stwierdziłam, drugiej części wypowiedzi nadając żartobliwy wydźwięk i dość sprawnie ignorując fakt, że świat szlachecki, którego dumnym przedstawicielem był Tristan, miał problemy z tolerowaniem odmiennego, egzotycznego pochodzenia mojego męża, w związku z czym przepiękny obrazek regularnego goszczenia Rosiera u nas w domu był dość nierealny. - Miałam nadzieję, że odnowię dawne znajomości, a Zaim jest ostatnio zapracowany, sam rozumiesz. - może rozumiesz nawet lepiej niż ja, bo zgrzytam zębami ze złości za każdym razem, gdy obowiązki służbowe pchają się z buciorami w nasze już nie takie sielankowe życie, w którym zbyt często w ciągu dnia towarzystwa dotrzymuje mi guwernantka Setha, a nie mój mąż.
until you come back home
all bright things must burn’
Kiedy wraca z powrotem do niej wzrokiem ta już szykuje się do odejścia. Nadstawia policzek i bez mrugnięcia okiem przyjmuje jej kłamstewko. Przecież ona sama doskonale wie, że nie jest w stanie go oszukać. Jak gdyby z przyjściem na świat wmontowano mu w pierś wykrywacz kłamstw z częstotliwością nakierowaną tylko na nią. Mimo wszystko najchętniej zatrzymałby ją przy sobie jeszcze na chwilę, ale wie, że nie chce odejść bez powodu. Czyżby obecność zbliżającego się Amodeusa była jej niemiła? Może starli się ze sobą, a on teraz tkwił w błogie nieświadomości?
- Oczywiście. Uważaj na siebie. – Muska dłonią jej policzek w wyraźnym geście troski, po czym pozwala jej zniknąć. Z obserwacji krótkiej wymiany zdań między nią a przyjacielem nie jest w stanie nic wyczytać. No może oprócz wyjątkowo dobrego humoru tego drugiego. Kiedy w końcu stoją naprzeciwko siebie jego wesołość jest zaraźliwa. Kąciki ust Averego jak gdyby wbrew jego woli wędrują ku górze.
- Dzięki – parska śmiechem w odpowiedzi. Te słowa wydają mu się prozaiczne, śmieszne, wręcz nie na miejscu wobec tego wszystkiego. Maska jest dziś jednak wyjątkowo dobrze osadzona, nic go nie uwiera, więc może spokojnie patrzyć mu w oczy i nie drżeć ze strachu, że Książę dojrzy w jego twarzy coś, czego sam do końca jeszcze nie rozszyfrował. Nie wątpił, że jemu udałoby się to o wiele łatwiej, ale Søren był wyznawcą teorii, że poniektóre pytania należy zostawić bez odpowiedzi.
- Prawda? – obraca złoty przedmiot w dłoni, po czym niespodziewanie prostuje rękę, aby popukać ostrym końcem pierś Princa, gdzieś w okolicy serca. – Dokładnie. Wreszcie będę mógł sam ugotować sobie jarzynówkę. – Nie żeby jakoś spieszyło mu się do gotowania. To, że był całkiem niezły w sztuce eliksirów nie oznaczało, że równie dobrze idzie mu w kuchni.
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
Zerknął z lekkim rozbawieniem na popisy, które wykonywał nową, błyszczącą się zabawką. Nawet nie wzdrygnął się, kiedy ostry przedmiot dotknął jego klatki piersiowej. Czyżby tak też chciał zdobyć serce Księcia? Nabić je na zaostrzony i jakże niebezpieczne narzędzie? Zdusił w zarodku zwątpienie, które starało się wypłynąć na wierzch. Nie, nie teraz. Skupił się na lekko przyćmionej mieszance uczuć, radości i dumy, inne odpychając w głąb umysłu, pozostawiając ponowne rozważania na inną, bardziej odpowiednią porę.
Uniósł nieco brwi, po czym zaśmiał się wesoło, gdy usłyszał odpowiedź. Søren i kuchnia? A to dobre. Przed oczyma, jak na zawołanie, pojawiła się wizja płonącego budynku oraz Averego w przypalonym fartuszku, który zapewnia, że on tylko chciał zagotować wodę na herbatę.
- Chciałbym to zobaczyć. - jakoś nie potrafił ukryć lekkiej kąśliwości swojej odpowiedzi. Widok ten byłby jakże zabawny, ale za razem tragiczny.
- Jakieś plany? - rzucił od niechcenia, ot, żeby podtrzymać rozmowę, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać. - Spotkanie z fankami? - dodał z bardzo, ale to bardzo niewinnym uśmieszkiem.
Spojrzał za siebie, jakby spodziewał się ujrzeć tam tłum rozhisteryzowanych, rozkrzyczanych panienek, które starały się ustalić, która z nich powinna pierwsza poprosić o autograf na ruchomej fotografii, przedstawiającej Sørena na miotle. Widok nie tak niezwykły, jak mogłoby się zdawać. Stety, tym razem nici z tego, widać nikt nie chce pomóc jego przyjacielowi w ucieczce od książęcego towarzystwa.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
- Nie mają wstydu - westchnął tylko, nie ciągnąc tematu. Nie do końca nieistotnego, jak - być może mylnie - wyczytywał z napięcia na jej twarzy, ale dyskusja o nim z pewnością nie miała większego sensu. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że Harriett naprawdę może naprawdę skrywać atrakcyjną dla dziennikarki tajemnicę - lecz nawet gdyby, dziennikarka Czarownicy przecież wciąż nie miała żadnych praw, by roztrząsać jej życie. - Zabrali ją stąd, Hattie. Mam nadzieję, że poza teren festiwalu... i z wilczym biletem. To podłe, do czego potrafią się posunąć. - I mam nadzieję, że jeśli wróci, twój mąż będzie tym razem niedaleko. Powstrzymał się od objęcia półwili, nie powinien tego robić między ludźmi.
Zaśmiał się - zapewne tuszując niezręczność chwili - na jej kolejne słowa, sam oszukiwał siebie, że wszystko było z nim w porządku. Że radził sobie z życiem, minęło już przecież tyle czasu. Że odnalazł się na nowo w świecie, z którego brutalnie wyrwano najbliższy jego sercu fragment. Być może obserwacja reakcji Zaima na jego codzienne wizyty na rodzinnych kolacjach była warta świeczki, ale Tristan nie chciał prowokować losu.
- Kusząca propozycja - przyznał, wciąż rozbawiony. - Ale nie będzie potrzeby, wygląda na to, że kończę z kawalerskim życiem. - Tym razem na serio, choć nie wiem, czy mi uwierzysz - niespełna pół roku temu mówiłem to samo, kiedy Isolde szyła suknię ślubną. Dziś nie było w nim mniej niepewności, niż wtedy, choć tym razem był pewien swojej branki. Czasem się zastanawiał, czy Harriett nie mogłaby mu pomóc nauczyć się rozmawiać z Evandrą po tym traumatycznym wydarzeniu, po tym, jak ją porwano - przechodziła przecież to samo. A może mogłaby porozmawiać z nią? Westchnął, skinąwszy głową. Rozumiał. Może nawet bardziej Zaima niż Harriett - wszakże przed paroma dniami porzucił Evandrę dla rezerwatu. Ale nie bronił go. Nie lubił myśleć o nim jako o mężu Hattie, był tylko półkrwi arabem.
- Seth zapewne został z guwernantką? - nie znał chłopca zbyt dobrze - nigdy nie miał podejścia do dzieci, ale Harriett była matką. Matki w jego rodzinie były prawdziwymi lwicami. - Co u niego?
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
- Mogę ci coś kiedyś ugotować – mruknął przeczesując wzrokiem ścianę lasu. To było co najmniej dziwne. Jeszcze nigdy, przenigdy nie czuł takiej niezręczności będąc w jego towarzystwie. Zazwyczaj sama jego obecność wystarczała, aby się rozluźnił, a metafizyczny ciężar opuścił jego barki. Dziś było inaczej, zwłaszcza po tej dziwnej projekcji, jaką zaprezentował mu mózg. Mięśnie miał spięte, miał wrażenie, że naciągnął sobie te będące w karku. Może nadwerężył je sobie podczas treningu? Tak, to na pewno musi być to, nic więcej.
- Po co mam się z nimi spotykać skoro moją ulubioną fankę mam przed sobą? – parsknął śmiechem i wsunął rączkę sierpa do tylnej kieszeni spodni. Musi uważać, żeby nie usiąść, bo inaczej poszatkuje sobie cztery litery w malowniczy sposób. Oparł się biodrem o swoje stanowisko, którego wciąż nie zdążył opuścić i podniósł leżącą tam fiolkę. Amortencja. Miłość w płynie. Doskonale wiedział, czym pachnie jego. Nie pierwszy raz ważył ten eliksir, ale i tak nie miał dziś pewności, czy eliksir wyjdzie mu tak dobrze jak kiedyś. Od dawna nie praktykował i chociaż uwielbiał to robić to Quidditch zepchnął wszystko na drugi plan. Nie można było porównać uczucia, jakie dawała mu latanie na miotle z szatkowaniem i odmierzaniem ingrediencji. Coś jednak nigdy nie ulegało zmianie. Miał rację, czegokolwiek by nie robił to zawsze towarzyszyła mu jedna fanka. To jego obecność wpływała na niego pozytywnie, każąc mu starać się bardziej. Oczywiście była też Allison, ale ona dawała mu świadomość, że każdą taką porażkę potraktuje z przymrużeniem oka. Prince zapewne zrobiłby to samo, ale jego jeszcze nigdy nie zawiódł i nie chciał tego zrobić.
- Chcesz? – spytał unosząc brew, po czym wyciągnął w przód dłoń, na której leżała fiolka. Był więcej niż ciekaw jego odpowiedzi.
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
- Nie obiecuję, że zjem. - zaśmiał się wesoło, a przed jego oczyma stanęła wizja pożaru mieszkania czy nagłej śmierci, przez uduszenie się zdradzieckim dymem.
Możliwe, że gdyby nie dziwne stany emocjonalne, które sprawiły, iż Amodues był w stanie takim, jakim właśnie się znajdował, to zauważyłby niecodzienną zmianę w zachowaniu przyjaciela. Jak widać, nie tylko on miał pewne problemy, związane z pewną sytuacją. Pewne obawy, że...
- Wiesz, że to słowo ma męski odpowiednik, prawda? - uniósł nieco brew, aby wyrazić swoje zdziwienie. - Czyżbyś wyrażał swe dziwne fantazje, które dotyczą mej osoby, damskich strojów oraz niebotycznych krzyków skierowanych ku tobie? - mówił z śmiertelna powagą, staranie ukrywając rozbawienie. - Oczywiście, chodziło mi o mecz. - dodał szybko, zmieszany tym, że nawet nie wyczuł lekkiej dwuznaczności w swoich własnych słowach. Tak, zdecydowanie coś z nim było nie tak.
Zjeżył się niczym kot, kiedy zauważył fiolkę z eliksirem. Nie chodziło o wrodzony brak zainteresowania czy zaufania wobec dziwnych mieszanek, których sposób przyrządzenia jest jeszcze bardziej ekscentryczny, a czasami nawet abstrakcyjny. Napoje miłosne, uczucie w butelce, ohyda. Głowna broń zadurzonych nastolatek, które nie potrafią zdobyć swej wymarzonej, pierwszej miłości powabem, bo go nie mają czy charakterem, bo ten jest beznadziejny. Dobrze znał zdanie przyjaciela na ten temat, w końcu się pokrywały.
Przez głowę przebiegła mu dziwna, ale jakże kusząca myśli. Wyciągnął dłoń ku fiolce, lecz nie zabrał jej. Czekał, chciał sprawdzić czy Søren będzie kontynuował swą małą grę.
- Och, nawet mam pomysł, komu mógłbym jej dolać. - rzucił rozbawionym i jakby rozmarzonym głosem.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
- Oczywiście, że o mecz, a o co innego miałoby chodzić? – spytał, a kąciki ust drgały mu w rozbawieniu. Był ciekaw, czy Amodeus złapie się na haczyk, jaki na niego zarzucił i da się wciągnąć w tę niewinną gierkę słowną. Chociaż zdecydowanie bardziej prawdopodobnym jest, że przyjaciel świadomie podejmie rzuconą sobie rękawice i spróbuj ograć go w jego własnej grze. Znając życie oraz kierując się ich wieloletnim doświadczeniem Avery miał pełną świadomość, że wobec takiej sytuacji znalazłby się z góry na przegranej pozycji. Wszak to nie on w tym duecie mógł pochwalić się największym zakresem słów i gładkich aluzji, które rzucał lekkim tonem jak gdyby nigdy nic. Nie miał jednak nic przeciwko takiej porażce, bo liczył, że mimo wszystko odnajdzie jakiś słaby punkt w zbroi Prince’a i zdoła odkryć, jakie są jego poglądy na to wszystko, co się między nimi zdarzyło. Oczywiście, że mógł zapytać wprost. Przecież nie mieli przed sobą tajemnic (nie licząc tej, której wyznanie kosztowałoby Sørena życie) i wiedział doskonale, że może mu powiedzieć wszystko. Niestety jak to zwykle bywa gdzieś w cieniu kryło się małe, ale, które krzyżowało ten genialny w swej prostocie plan. Mianowicie, jeśli zacząłby drążyć temat to wyszłoby na jaw, że cały czas o tym myśli, że się przejmuje tym, co zaszło. Nie chciał, aby przyjaciel zmusił go skonfrontowania się z własnymi emocjami, z własnym zdaniem, z tym wszystkim. Nie potrafił, nie był jeszcze gotów. Nie wiedział, czy w ogóle kiedyś będzie w stanie zrobić to pierwszy.
Reakcja Księcia na pytanie nie uszła jego uwadze. Po tylu latach umiał dostrzec te delikatne niuanse, a przede wszystkim zaobserwować ten ekspresowy proces mielenia i przetwarzania informacji, jaki zachodził pod jego ciemną czupryną. Jednak takiej reakcji się nie spodziewał. Uniósł brew w niemym pytaniu, gdy tamten wyciągnął rękę. Trwali chwilę takim zawieszeniu, kiedy Søren zastanawiał się, jak ma to zrozumieć.
- Nie będę twoim królikiem doświadczalnym – mruknął zaciskając palce na chłodnym szkle fiolki, a następnie cofając rękę.
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
- Świat oszalał. Jeszcze trochę i wejście na festiwal będzie tylko na imienne zaproszenia. - może to by nie był aż taki zły pomysł? Najprawdopodobniej powinnam się czuć paskudnie z myślą, że bezwstydnie kłamię mojemu drogiemu przyjacielowi prosto w twarz i budzę w nim instynkt nakazujący otoczyć mnie opieką, podczas gdy sama jestem autorką całej tej afery. W tym wypadku jednak obca mi była skrucha, gdy wmawiałam sobie, że robię to dla większego dobra. Bo jak mogłabym powiedzieć Tristanowi, że w trakcie pierwszego od pięciu lat przypadkowego spotkania z jego przyjacielem, który kiedyś był całym moim światem, na parę chwil dałam się porwać zrywom serca, zapominając o swoim mężu i teraz muszę ponosić tego konsekwencje? Rozczarowanie malujące się na twojej twarzy, Tristanie, zabolałoby mnie bardziej niż wszystkie złośliwe plotki razem wzięte.
- Gdybyś jednak się skusił, w moim domu jesteś zawsze mile widziany. - oznajmiłam, zgodnie z prawdą przynajmniej w moim wypadku, wszak Zaimowi mogłoby się nie spodobać to, że spraszam gości do domu, zakłócając nasze rodzinne kolacje lub, jeszcze gorzej, zastępując go kimś innym, gdy dłużej zostaje w pracy. Kolejne słowa Rosiera wprawiły mnie w zaskoczenie, formujące moje karminowe usta do wypowiedzenia zdziwionego och i zmuszające do spojrzenia na mężczyznę badawczo. - Mam nadzieję, że to świeża sprawa, w innym wypadku musiałabym się na ciebie śmiertelnie obrazić za to, że jestem nie na bieżąco! Kim jest twoja wybranka? - czy tym razem znajdziesz szczęście, którego życzę ci niezmiennie od tylu lat? Każdy ma prawo zbłądzić, będę to powtarzać aż do śmierci, by nie dać się opleść mackom hipokryzji, wszak moja droga do kobierca ślubnego była wyjątkowo kręta.
- Tak, został w domu, nie chciałam, żeby czuł się osaczony jak zwierzę w cyrku. - czy na taką właśnie rolę skazałam swoje dziecko, na rolę małego zwierzątka, na które polowali reporterzy brukowców, by zdjęcie mojego pierworodnego umieścić w kolumnie z nowym stekiem bzdur? - Rośnie jak na drożdżach i ma niespożyte pokłady energii. Doprawdy, ciężko za nim nadążyć, szczególnie odkąd dostał dziecięcą miotełkę. Selina chyba za bardzo go zainspirowała, ostatnio cały czas twierdzi, że będzie grał w Quidditcha, zupełnie jak ona. - odpowiedziałam z charakterystycznym tonem, zarezerwowanym chyba tylko na mówienie o moim synku, ale w tonie tym przebrzmiała też inna, obca nuta wywołana trapiącą myślą, że Seth faktycznie mógłby w dorosłym życiu dołączyć do panteonu bóstw sportu i rozbijać się na boisku, nie dbając o obrażenia, stawiając wszystko na jedną kartę, kartę zwycięstwa i napawając mnie przy okazji każdego meczu fizycznym strachem o jego zdrowie. Zupełnie jak kiedyś Ben. - Mam nadzieję, że Druella czuje się dobrze? Ach, dzieci w rodzinie to takie szczęście. Ależ ci zazdroszczę, moje drogie kuzynostwo nie śpieszy się do przedłużania rodu. - przykro mi, drogi Tristanie, dzieci nie są najprawdopodobniej twoim wymarzonym tematem, ale gdy już go podjąłeś, musisz zmierzyć się z nowym obliczem mnie: Harriett kura domowa.
until you come back home
all bright things must burn’
- Powinien być - westchnął krótko; w spędach, na których gromadziły się również osoby z błękitną krwią, zdaniem Tristana nie powinien brać udziału motłoch, a wysłanników Czarownicy inaczej sklasyfikować się nie dało. Jej pracownice powinny mieć zakaz rozmowy z gościami, a już na pewno zakaz naprzykrzania się gościom takim jak Harriett - wyższej klasy, niegdyś gwiazd.
- Dzięki, Hattie - skinął jej głową, z uśmiechem, który miał grzecznościowo przekazać, że z pewnością kiedyś skorzysta z jej zaproszenia. Grzecznościowo - wiedział, że z uwagi na Zaima nie powinien pojawiać się w jej domu, dzielił ich nie tylko kolor skóry, ale - może przede wszystkim - poglądy, z którymi Tristan się nie krył, a których Zaim jako auror tolerować nie mógł. Nie chciał wchodzić pomiędzy nich. - Jej rodzice przyjęli mnie dwa dni temu - wyjaśnił, choć bez cienia radości; tacy jak on marzyli o kawalerskim życiu aż do śmierci, do czasu, aż rzeczywistość brutalnie ściągała ich na ziemię. - Panna Lestrange, siostra Ceasara - dodał po chwili zastanowienia, niechętnie, pomagając Harriett odnaleźć wspomnieniem dziewczynę. Musiała ją poznać, najpóźniej na weselu Marianne. Wtedy, kiedy on się w niej zakochał, a ona go upokorzyła, uderzając go w twarz przy wszystkich. Była półwilą, jak Harriett - miał z nią porozmawiać o jej dramatycznym porwaniu, ale chyba nie był to temat, który powinien poruszać teraz, na początku ich niezobowiązującej rozmowy. - Właśnie zajęła drugie miejsce... - Zerknął spode łba na rzedniejący tłum, nie dostrzegając w nim jednak półwili - na pewno odbiera nagrodę.
Skinął głową, Seth nie miał łatwego życia, był kolorowym dzieckiem zachodzącej gwiazdy - i znów wina Zaima, jego skóra była tylko i wyłącznie jego winą. Z uśmiechem kiwał głową na jej kolejne słowa, Seth był jej synem, jej miłość byla naturalna, ale Tristana to kolorowe dziecko stanowiło nieprzyjemny dodatek, przypieczętowanie jej związku z arabem. Nie znał się na dzieciach.
- Uważaj na niego, jeśli rzeczywiście pójdzie w ślady Seliny, nie minie dziesięć lat, a chłopiec przeobrazi się w huragan, nad którym już nigdy nie zapanujesz - Złośliwy uśmiech, jaki pojawił się na jego twarzy, nie był niczym, przed czym Harriett musiałaby bronić kuzynkę, Tristan tęsknił za jej żądłem. - Spotkałem ją ostatnio - dodał w zamyśleniu, przypominając sobie ich wspólną korespondencję; zaproszenie na kolację wisiało w powietrzu. - Druella ma się dobrze - przytaknął, wciąż z niepewnym uśmiechem, skinąwszy jednie głową na jej przepełnione miłością do dzieci wyznania. Tristan nie kochał dzieci, nie czekał na nie i przerażała go myśl posiadania własnych - lecz jego życie i jego potomstwo nie było czymś, nad czym sam mógł sprawować kontrolę, musiał podporządkować się woli rodu - Harriett była choć od tych zobowiązań wolna.
- Miałem nadzieję, że was sobie przedstawię... powinienem iść jej poszukać, Hattie, miała odbierać nagrodę, ale nie widzę jej przy komisji, pewnie na mnie czeka. - Lecz w jego spojrzeniu dało się uchwycić coś pełnego obawy, nie był do końca szczery. - Wybacz - Skłonił się z zamiarem odejścia.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Jego blade usta wstrzemięźliwie drgnęły. On tak na poważnie? Chciał, ba!, właśnie to zrobił. Cóż, kto jak kto, ale jego najlepszy przyjaciel powinien wiedzieć, że rzucanie wyzwania Amodeusowi do słownych pojedynków, nie jest zbyt dobrym pomysłem. Najwidoczniej ktoś zapomniał o dawnych lekcjach oraz sprzeczkach, w który ostry język księcia, niczym szpada świstająca w powietrzu i raniąca ludzkie ciało, nie pozostawiał po przeciwniku chociażby najmniejszych strzępów, które można by pozbierać i skleić w żałosną całość. Prychnął cicho oraz obdarzył mężczyznę taksującym spojrzeniem.
- Na przykład o eliksiry... - odpowiedział łagodnie, bez cienia drwiny czy ostrzeżenia przed tym, co miałoby nastąpić. Rzecz jasna, nie mówię tylko o kibicowaniu opodal twego kociołka oraz przynoszeniu szczęścia, które czasami jest Ci bardzo potrzebne. - niemal dziewiczy uśmieszek, który pod swymi pozorami skrywał jadowitego węża, niczym mobilia herbowa domu Slytherina. - Krew dziewicy, dwanaście ruchów przeciwnych do wskazówek zegara, wykonanych podczas pełni, zakrapianych męskim potem, uzyskanym podczas gorących ekscesów przy zachodzie słońca. - dorzucił wręcz profesorskim tonem. - Ważenie eliksirów zdecydowanie bywa dziwne... - uniósł nieznacznie jedną brew, starannie ukrywając rozbawienie.
Oczywiście nie były to gładkie aluzje, którymi zwykł raczyć swojego przyjaciela. Chociaż delikatne sugestie czaiły się w zakamarkach tej wypowiedzi, ich brak finezji doskwierał. Amodeus nie był teraz w zbytnio szczytowej formie, więc pozostaje zadowolić się jedynie tak marnymi ochłapami, mając nadzieję, że z biegiem tej rozmowy odzyska nieco rezonu i zbliży się do dawnej formy. Zaspokajając jednocześnie tym samym masochistyczne upodobania jasnowłosego, który wręcz prosił się o przegraną oraz upokorzenie, skoro to on sam, nieprzymuszony, postanowił rzucić wyzwanie Księciu.
Cichy pojedynek oraz przedłużająca chwila zwątpienia dała się we znaki. Prince jedynie zmarszczył brwi, przyglądając się Sørenowi, który chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, w co się wpakował. O nie, nie ma tak dobrze. Jeden raz, pojedyncze potknięcie może zostać wybaczone, ale druga z rzędu zaczepka, kolejna rzucona rękawica? Co to, to nie! Mimowolnie uśmiechnął się, zdradzając swe niecne zamiary.
- A kto powiedział, że mówiłem o tobie? - odparł z wręcz bolesną obojętnością. - Ktoś tu ma chyba zbyt duże mniemanie o sobie... - dodał, nie siląc się na jakąś szczególną kąśliwość. W końcu nawiązywał do czegoś zgoła innego, lecz jakże podobnego, kiedy to zapał Averego, co do rozmiarów swych walorów, został odrobinę utemperowany.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
- Trzeba po prostu odnaleźć w tym przyjemność – odpowiedział równie pozbawionym emocji tonem, co on. Niestety w tej sytuacji nie był tak dobrym aktorem, nie umiał po prostu spojrzeć mu prosto w oczy, jego spojrzenie błądziło po otaczających ich drzewach, których zieleń koiła jego napięte nerwy. Bezwiednie oblizał też spierzchnięte wargi, nagle chciało mu się strasznie pić, że był bliski odkorkowaniu trzymanej buteleczki, aby ukoić piekące w gardło pragnienie.
Walka spojrzeń, którą odbyli była mu bardziej na rękę. W tym milczeniu czuł się bardziej komfortowo. Ta utarczka wydawała mu się o wiele bliższa temu, co robili zazwyczaj. Póki co nie czuł zawalonego podtekstu do tamtej nocy. Wszystko było tak jak zwykle, tak jak po pierwszym razie. Doprawdy dziwił go fakt jak wiele alkohol potrafił zmienić. Albo inaczej, jak wiele można było zgonić na alkohol, aby uciec z sytuacji z czysty kontem. Nigdy nie rozmawiali o tym, co miało miejsce cztery lata temu. Może żartobliwie wspomnieli, ale nie roztrząsali, po prostu w naturalny sposób wrócili do dobrze znanej rzeczywistości. Dlaczego teraz było inaczej? Czemu Søren drżał w duchu na każde słowo przyjaciela, które mogło być wskazówką jak ma teraz podchodzić do tej sytuacji? Czemu jego emocje były takie niejednoznaczne, chaotyczne, dziwne wręcz? Avery nie znał tego stanu, nie umiał go określić, nadać mu nazwy, co potęgowało jego dyskomfort. Ale teraz czuł się dobrze, bo chłodna obojętność Amodeusa pozwoliła mu nabrać tak potrzebnego dystansu do wszystkiego. Był mu niemal wdzięczny.
- A co, czyżbyś znał kogoś o większym? – odparł unosząc brew ku górze, aby podkreślić swoje pytanie. – Mniemaniu. – Od razu zrozumiał, do czego pije Książę. Więcej, jego wyjątkowo plastyczna i żywiołowa dziś pamięć odpowiedziała przytaczając kolejny obraz. Tym razem dla odmiany Avery uniósł jedynie kącik ust ku górze, co dla niego oznaczało całkiem spore rozbawienie. – Poza tym daj spokój, z kim trenowałeś zaklęcia w szkole?
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
Posłałam Rosierowi kolejny promienisty uśmiech, mówiąc sobie tym samym, że jego słowa należy potraktować jako obietnicę i jeśli zbyt długo będzie unikał sąsiedzkiej wizyty, będę musiała wyrwać się konwenansom i nalegać, by zmienił swoje plany i spędził czas w moim domu. Mój sposób na życie: faszerowanie innych swoim ciepłem do tego stopnia, aż sami uwierzą w to, że chłód już nigdy nie zamieszka w ich sercach.
- Gratuluję. - szczerze i bez zawahania podobnego do tego, które kryło się w oczach Tristana, kradnąc miejsce radości i satysfakcji, jaką powinien odczuwać. Szczególnie, gdy kolejne jego słowa nakierowały mnie na wyjątkowo wyraźne wspomnienie jego wybranki. Wybranki, która wpadła mu w oko już wiele lat temu i od tamtego czasu systematycznie rozdzierała mu serce, sprawiając, że odkrywałam w sobie coraz to nowe pokłady zdziwienia. - Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście. - bo szczęście to rodzina i miłość, nie mam wątpliwości co do tego, nawet, jeśli inni nie chcą wpisać swojego życia w mój jakże banalny schemat i piramidę ważności. Pokiwałam głową: nie dość, że piękna, to jeszcze zdolna. Na pewno będzie wam razem dobrze, jeśli dacie sobie szansę.
- Obawiam się, że już zaczął odkrywać w sobie ten huragan i niewiele mogę zrobić, by go powstrzymać. - zaśmiałam się, jak na bezkrytyczną, gloryfikującą swoją pociechę matkę przystało. Ale jak mogłabym wyrażać się w inny sposób, jeśli Seth niezmiennie zjednywał sobie i rozczulał wszystkich naokoło, ze mną na czele? - Faktycznie, ostatnio Selina nawet sprawia wrażenie obecnej w życiu publicznym wykraczającym poza boisko. - zażartowałam odrobinkę z pędzącej moją kuzynkę do bezustannych treningów pasji, która kradła jej czas bez reszty. Już otworzyłam usta, by wspomnieć coś w temacie Druelli, lecz kolejne słowa Tristana momentalnie sprawiły, że również rozejrzałam się w tłumie, jakby to właśnie mnie miało się poszczęścić w grze "znajdź Evandrę".
- Och, w takim razie nie zatrzymuję cię dłużej, uciekaj jej szukać. Jeszcze raz dziękuję za bycie moim wybawcą i obiecaj mi koniecznie, że znajdziesz dla mnie trochę czasu i nadrobimy zaległości. Musisz mi opowiedzieć wszystko. - powiedziałam jeszcze szybko, kładąc nacisk na ostatnie słowo i dając tym samym znać, że znam go za dobrze, by nie zauważyć, że coś go trapi. Spojrzałam po raz ostatni w oczy Tristana, by już po chwili wykonać dłońmi ponaglający gest, mówiący idź do niej. Parę sekund patrzyłam jeszcze, jak Rosier oddala się pospiesznym krokiem, po czym odwróciłam się i odmaszerowałam w przeciwnym kierunku, by po dniu pełnym wrażeń wrócić do domu i wyrzucić z głowy wspomnienie wstrętnej szantażystki.
| Tristan i Hatka zt
until you come back home
all bright things must burn’
- Preferuję bardziej przyziemne, namacalne rozrywki... - ledwie wyczuwalne rozbawienie wkradło się w tą wypowiedź. Czymże byłaby, gdyby nie dodać do niej delikatnej dwuznaczności? Której zadaniem było dobić przeciwnika, a jakże! Prince zauważył tą niespodziewaną lukę w zbroi przyjaciela. Nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał takiej jawnej słabości. Kto jak kto, ale on nie da się omamić przez wyćwiczone miny czy gładkie wypowiedzi. Znał go na tyle dobrze, aby wiedzieć kiedy jest najbardziej podatny na ciosu. Cóż byłby z niego za przyjaciel, gdyby nie skorzystał z takiej sytuacji?
Oczywiste kłamstwo, ktoś by powiedział. Wielbiciel książek i brak górnolotnych przyjemności? Tak, dokładnie. Amodeus nie był sympatykiem gdybania o literaturze pięknej. Wszystkie dzieła, które przeczytał były związane w chociażby najmniejszym stopniu z magią, gdzie autorzy preferują długie oraz zawiłe wyjaśnienia danego problemu badawczego czy skrupulatnego opisu dotyczącego jakiegoś arcyciekawego zaklęcia. Całkowity brak tych wręcz śmiesznych dyrdymałów.
Krótka przerwa była mile widziana. Niby kolejny pojedynek, a bardziej pasowało na ciszę przed burzą. Amos po prostu zbierał siły do kolejnego ciosu, którego zadaniem było powalić rozchwianego przeciwnika. Nokaut nie wchodził w grę. Gdzie tu by była zabawa, gdzie ten dreszczyk emocji? Nutka sadyzmu była bardzo, ale to bardzo mile przyjmowana. Skoro to nie kto inny, jak Søren poprosił o to swoiste wdeptanie w ziemię, kierowany wrodzonymi, skrytymi zamiłowaniami do masochizmu, to czemu Amodeus miałby mu odmawiać? Niewielki krok do tyłu, niby wycofanie się, a tak naprawdę chwila wytchnienia na obu, lecz stworzona tylko po to, aby uderzyć po raz kolejny.
- Tak. - jakże krótko, jakże treściwie. Dla odmiany nie uśmiechał się, a na jego twarzy nie wymalowała się nonszalancja wymieszana z rozbawienie, przyprawiona tak często odrobiną ironii. Prostota, po prostu minimalizm. - Raczej masz na myśli to, na kim trenowałem zaklęcia, prawda? - uniósł nieco brew, a kącik jego ust tym razem drgnął. Ciekawa zmiana tematu. Raczej na niekorzyści jasnowłosego, ale! Nic straconego... chyba.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset