Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Leśna polana
Popioły z rytualnych, rozpalanych podczas Festiwalu Lata ognisk, są każdego poranka zbierane do urn i zanoszone do namiotu rozstawionego na zacienionej polanie. Namiot wykonany jest z czarnego, ciężkiego materiału, który o zmroku zdaje się niemal stapiać z gwieździstym niebem i cieniami drzew.
Codziennie o zachodzie słońca na polanie ustawiają się kolejki - po zmroku w namiocie wróży z popiołów wiedźma, wprawiona w sztuce spodomancji. Nikt nie wie, skąd przybyła ta czarownica, jak ma na imię, ani ile ma lat. Pojawia się w Weymouth co roku i pamiętają ją nawet najstarszy bywalcy Festiwalu Lata, którzy zarzekają się, że jej wróżby się sprawdzają. Choć wiedźma ma pomarszczoną twarz i garba, to w namiocie, w świetle świec zmarszczki zdają się wygładzać, a plecy prostować.
W namiocie płoną świece, oświetlając hebanowy stół nakryty białym materiałem. Na stole leżą niewielkie kości zwierząt, poświęconych w rytuałach Festiwalu Lata. Do środka wchodzi się pojedynczo. Pod czujnym okiem wiedźmy, każdy może nabrać garść popiołu i rozsypać go na zwierzęcych kościach.
Popiół układa się w obrazy, czasem abstrakcyjne, a czasem przerażająco realistyczne. Czarownica służy pomocą w interpretacji wróżb.
Aby otrzymać wróżbę, rzuć kością k15:
- Wróżby:
- 1: Przez mgnienie sekundy widzisz kształt ponuraka, a potem popiół ześlizguje się ze zwierzęcych kości i nie widać już nic. Wiedźma jedynie kręci głową z posępną miną.
2: Popiół rozsypuje się w kształt przypominający chmury. Zejdź na ziemię, bo nigdy się nie obudzisz - szepcze wiedźma.
3: Kształt przypomina głowę kota. Strzeż się zdrady, otacza cię fałszywość - wyrokuje czarownica.
4: Okrągły kształt kojarzy się z jajkiem. Nowy początek, nowe życie. - wiedźma uśmiecha się ciepło, choć jej oczy pozostają nieobecne.
5: Popioły układają się w Twoją własną twarz, zadziwiająco realistyczną. W miejscu oczodołów lśnią zwierzęce kości. Zdejmij wreszcie maskę, bo zrośniesz się z nią na stałe. - starucha wznosi oczy do góry.
6: Na kościach lśni ciemny kształt jabłka, z lekko nierównym bokiem. Miłość może być darem, lecz może być też trucizną. - wyrokuje czarownica.
7: Popioły rozsypują się szeroko, przy odrobinie skupienia możesz z nich wyłonić kształt orła. Mierz wysoko, a zajdziesz daleko. - wiedźma przygląda ci się z niekrytym zainteresowaniem.
8: Rozsypany popiół wygląda trochę jak motyl z rozłożonymi skrzydłami. To czas zmian, transformacji. Zrzuć kokon i stań się motylem. - tłumaczy wróżbitka.
9: Popiół układa się w idealny okrąg, w którego środku znajduje się jedna z kości. To obrączka lub zamknięty krąg. Za rok o tej porze znajdziesz szczęście rodzinne albo znajdziesz się w pułapce bez wyjścia. - wiedźma mruży oczy, dwojako interpretując znak.
10: Popioły rozsypują się wszędzie, punktowo, niczym gwiazdy na niebie. Czeka cię szczęście, ale musisz je znaleźć samodzielnie. - uśmiecha się czarownica.
11: Popioły układają się w symbol nierównego trójkąta, górskiego szczytu. Ciężka praca i nowe wyzwania. Jeśli nie zdołasz wspiąć się na szczyt, spadniesz boleśnie. - interpretuje wiedźma.
12: Kształt z popiołów przypomina kołyskę, przeciętą w połowie jedną ze zwierzęcych kości. Jeśli nic nie zmienisz, będziesz tylko narzędziem swoich przodków. - krzywi się czarownica.
13: Popioły rozsypują się w poziomą linię, która urywa się na jednej ze zwierzęcych kości. Twoja droga podąża w ślepy zaułek. - marszczy brwi wróżbitka.
14: Popioły wyglądają jak koło otoczone promieniami. Słońce zwiastuje szczęście i przypływ majątku. - uśmiecha się starucha.
15: Popiół układa się w zadziwiająco wyrazisty obraz smoka. Wzbijesz się wysoko, gdy spopielisz przeszłość w ogniu. - spojrzenie czarownicy jest mgliste, a głos ochrypły.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 13.02.23 0:27, w całości zmieniany 3 razy
- Och, nic wielkiego - powiedziałam cicho, otwierając szeroko oczy i rozglądając się konspiracyjnie dookoła, szukając ciekawskich par oczu i uszu, które mogłyby się wydawać zainteresowane naszą rozmową. Pochyliłam się w stronę Harriett, czując przez chwilę łaskoczący zapach (jej perfum?), który na króciutko moment sprawił, że zapomniałam o swoim planie. Dopiero po chwili dostrzegłam, że zapach wcale nie pochodzi od kobiety, ale unosi się w powietrzu, cudownie mamiąc wonią miłości. Najwyraźniej któremuś alchemikowi praca szła o wiele sprawniej niż pozostałym. Wybudziłam się z odrętwienie, spoglądając w oczy półwili z tak bliska, że prawie mogłam wyczuć jej oddech na mojej twarzy. Szkoda tylko, że nie był to oddech urywany, pobierany dramatycznymi haustami przerażenia. - Potrzebuję przysługi. Drobnej lub większej - wzruszyłam ramionami, jakby bez znaczenia było dla mnie, czy poproszę o autograf Benjamina czy o zamordowanie mojej przeciwniczki w drodze do czyjegoś męskiego serca. - Nie dzisiaj, ale kiedyś... w przyszłości, gdy będę w potrzebie. To o wiele cenniejsze niż napełniony galeonami mieszek - wyjaśniłam oczywistość. Pieniądze były mi potrzebne, ale możliwość wydania rozkazu, choćby najmniejszego, panoszącej się pani Naifeh była o wiele bardziej cenna i podniecająca, niż wizja zakupów na Pokątnej. Mój uroczy uśmiech zmienił się w jednej chwili w drapieżne oczekiwanie, gdy przeniosłam niespodziewanie dłoń na kobiecą szyję, a potem wsunęłam palce w jej włosy i mocno pociągnęłam. Szybkie szarpnięcie prawie niezauważone przez postronnych widzów sprawiło, że głowa mojej rozmówczyni uskoczyła lekko do tyłu, a ja przysunęłam się jeszcze bliżej. Ot, dwie przyjaciółki, które szepczą sobie jakieś sekrety. - Ale jeśli jeszcze raz powiesz coś o mojej rodzinie, wydłubię ci oczy i wsadzę w dupę, zanim zdążysz powiedzieć "ała" - syknęłam, mocniej zaciskając dłoń na jej włosach. No i proszę, jednak znalazło się trochę miejsca na zademonstrowanie mojego francuskiego temperamentu. A zapowiadał się taki przyjemny dzień.
- Rozczaruję panią, ale nie handluję przysługami, szczególnie tymi nieokreślonymi. Wielka szkoda, bo pan Wright już dawno pozbył się bogactw, a gazety przy pomyślnych lotach zapłaciłyby pięciokrotnie mniej ode mnie za dobry materiał, podczas gdy ten jest co najwyżej mierny. Ale najwyraźniej próbuje pani zgrywać zbyt wyrafinowaną, by prosić o pieniądze. Postawa godna pochwały, chociaż pani sukienka okres swojej świetności ma już raczej za sobą. - po rezygnacji czy potulności w moim głosie nie zostało już ani śladu, kiedy wybrałam w końcu ostateczną ścieżkę i twardo zaprotestowałam przeciwko postawionym mi warunkom, wolałam jednak znosić z dumą niedogodności związane z serią oceniających spojrzeń w mieście czy burzliwą dyskusją z Zaimem na temat durnych plotek, które szybko wybiję mu z głowy, niż poniżać się do bycia zależną od tej łachudry i mieć nad sobą wiszącą groźbę konieczności spełnienia jej wydumanego kaprysu. A skoro podjęłam już tę kosztującą mnie wiele decyzję, musiałam iść dalej w zaparte, dlatego też nawet nie mrugnęłam, zduszając w zarodku marzenia Francuzki o trzymaniu mnie w garści przez czas bliżej nieokreślony i spojrzałam na nią butnie w oczekiwaniu na reakcję. Krótki, elektryzujący impuls przeszył moje ciało, gdy dłoń kobiety szybko znalazła się na mojej szyi, by po chwili szarpnąć mocno za włosy, jednak zamiast krzyczeć czy przeżywać zatrzymanie akcji serca, posłałam jej niemalże kpiący uśmiech.
- Och chyba pani bransoletka zaplątała się w moje włosy, musi być pani bardziej ostrożna. - zaświergotałam słodko, chwytając przy tym jej rękę, by zaciskając na niej mocno swoje palce i wykręcając dość boleśnie, wyplątać ją ze swoich włosów i przez parę chwil unieruchomić jeszcze moją uroczą szantażystkę. - Najwyraźniej jednak nie masz pojęcia kim jestem, więc powiem ci, że przeszłam zbyt wiele, byś zrobiła na mnie wrażenie. Takie jak ty zjadam na śniadanie, znajdź więc innego naiwniaka i nie wchodź mi więcej na odcisk albo pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś. - oświadczyłam, kierując swoje słowa prosto do jej ucha i wciąż ściskając jej rękę, jakby dochodzące z niej bodźce miały rozjaśnić nieco w głowie mojej towarzyszce. W kwestii francuskiego temperamentu warto chyba zauważyć, że większość swojego życia spędziłam właśnie w tym uroczym kraju, a tygodnie spędzone w rękach porywaczy znacznie zwiększyły moją odporność na złamane paznokietki, szarpnięcie włosów czy groźby. Ale punkt za próbę, Annabelle.
until you come back home
all bright things must burn’
Zdusiłam w sobie uczucie triumfu - na to przyjdzie jeszcze czas, za kilka godzin w samotności, gdy będę układać zjadliwe zdania, które pojawiają się w moim piśmie i gdy będę się zastanawiać, czy wysłać panu Zaimowi specjalny numer z moim autografem. Chociaż podejrzewałam, że taki ślepiec jak on i tak nie doceniłby tego wysublimowanego gestu. Żenić się z półwilą! Phi! To jak zaproszenie do zdrady, na które trzeba będzie przymykać oczy i udawać, że ukochana żona wcale nie obściskuje się z pierwszym lepszym typkiem, który akurat zwrócił na nią uwagę. I że nie spotyka się w parkach ze swoimi byłymi ukochanymi, pozwalając im obłapiać się perwersyjnie, nie mówiąc już o całowaniu, które zgorszyłoby niejedną pannę lekkich obyczajów. Najwyraźniej jednak któryś z jej licznych kochanków musiał lubić ostrzejsze zabawy, ucząc blond panienkę kilku chwytów, bo gdy złapała mnie za rękę, z moich ust wyrwał się bolesny jęk. Bardziej byłam jednak przejęta faktem, że moje narzędzie pracy - byłam przecież dziennikarką - mogłoby ulec poważnej kontuzji, niż tym że w tym momencie nasze niekobiece wyczyny mogło swobodnie obserwować kilkanaście osób. Cóż, tym razem jednak to nie ja ryzykowałam ośmieszenie się tak brutalnym zachowaniem i postanowiłam grać rolę ofiary - którą wszak byłam.
- Co pani robi - jęknęłam z bólu, wcale nie cicho, wkładając w to całe swoje aktorskie serce. Kątem oka sprawdziłam, kto stoi najbliżej i może zwrócić na nasz swoją uwagę, po czym zawołałam głośniej. - Proszę się uspokoić, jesteśmy w miejscu publicznym! Co jest z panią nie tak?! - nie siliłam się już na cichy ton, starając się, by usłyszało nas jak najwięcej osób. Skoro Harriett wybrała opcję pod tytułem "zmierzę się z plotami", to dlaczego nie zacząć sprawdzać jej wytrzymałości już teraz? Byłam ciekawa, jak zareaguje, znajdując się nagle pod obstrzałem dziesiątek ciekawskich spojrzeń - nie tylko widowni, ale i zgromadzonych tutaj alchemików, którym nagle przerwano ciszę i spokój kobiecymi krzykami. - POMOCY! - Nie liczyłam na to, że ktoś zareaguje, podchodząc do nas i nas rozdzielając, a nawet wypraszając - już sam fakt, że zwróciłybyśmy na siebie uwagę, zadowalał mnie w stu procentach. Moja twarz nie była tak rozpoznawalna (jeszcze), jak towarzyszącej mi kobiety i to na jej niekorzyść działała cała sytuacja. A mi pozostawało jedynie grać biedną ofiarę, zaatakowaną przez tlenioną wilę, która najwyraźniej nie potrafiła się zachować odpowiednio w miejscu publicznym.
W końcu nadszedł czas, aby rozstrzygnąć kwestię, dla której zebrali się dzisiaj wszyscy obecni – kto jest najlepszym alchemikiem na wyspach? Komisję stanowili najznakomitsi alchemicy Prewettów – a była ich trójka: dwie starsze, posiwiałe już kobiety a także krzepki, sprawiający wrażenie o wiele młodszego od swych towarzyszek mężczyzna – oraz senior rodu Slughornów, który stanowił element zaskoczenia dla dzisiejszego konkursu. Czwórka czarodziejów poczęła przechadzać się koło stanowisk nawet się między sobą nie porozumiewając, ich twarze były niewzruszone i kamienne, zatem ciężko było wyczytać, jak poszło poszczególnym konkurentom. Nie było jednak wątpliwości, że triumfatorem tego wieczoru jest Billy Havisham, przy którego kociołku komisja stała najdłużej z iskierką zachwytu wpatrując się w przyrządzony przez niego wywar. Kiedy stanęli przy kociołku Rity Sheridan jako ostatnim, senior Slughornów pochylił się nad naczyniem, aby przyjrzeć się jego zawartości. Eliksir, który do tej pory bulgotał, eksplodował prosto w twarz Udolfa Slughorna opryskując nie tylko jego ale także resztę komisji oraz samą Ritę. Zapadła chwila ciszy, po której kilkoro z nadzorujących podbiegło do rozgniewanego i zmierzającego ku wyjściu nestora. Następnie najmłodszy członek komisji – czterdziestoletni mężczyzna o ciepłym uśmiechu – ogłosił krótko, że zwycięzcą został Billy Havisham, a kolejno po nim najlepszymi byli Evandra Lestrange oraz Soren Avery. Pogratulował całej trójce wraz z dwójką starszych kobiet wręczając im nagrody. Billy otrzymał samomieszający kociołek, Evandra złoty sierp oraz róg jednorożca, natomiast Soren jedynie złoty sierp. Każdy z uczestników dostał dodatkowo fiolkę z eliksirem oraz zwój z sekretną receptą na niego. Wtem cała trójka ulotniła się najszybciej jak mogła pozostawiając zgromadzenie w wymownej, zrozumiałej ciszy.
Rita, Inara, Allison, Linette otrzymały 50 punktów.
Soren otrzymał 60 punktów.
Evandra otrzymała 70 punktów.
Billy otrzymał 80 punktów.
Punkty uzyskane za II i III turę:
Rita: 90
Billy: 184
Inara:114
Soren: 133
Evandra: 151
Allison: 101
Linette: 118
Ale wykombinowała. Pierwsze jej całkiem głośne słowa były zapowiedzią zamieszania, które nagle próbowała wywołać, po raz kolejny obracając wszystko przeciwko mnie. Moje oczy zwęziły się nienawistnie zaledwie na ułamek sekundy, by chwilę później zrobić się prawie że okrągłe jak spodki z doskonale wystudiowanego zdziwienia wymieszanego z oburzeniem. Nie pozwolę się oczernić. Nie tym razem.
- Chyba nie sądziła pani, że pozwolę pani ukraść naszyjnik, który dostałam od męża? Zawsze wiedziałam, że duże zbiorowiska to świetna okazja dla złodziei, ale pani bezczelność przechodzi już ludzkie pojęcie! - wzburzyłam się, również podnosząc głos, gdy głowy ludzi stojących najbliżej nas zwróciły się z zainteresowaniem w naszym kierunku. Wieść o tym, że z utrapionej gwiazdki zmieniłam się nagle w boksera, rozeszłaby się z prędkością światła, jednak Francuzka nie wzięła pod uwagę tego, że moja rozpoznawalna twarz może być w dużej mierze moją zgubą, jak i atutem. Przecież zawsze jawiłam się publice jako poukładana, eteryczna i skrzywdzona przez los, dlaczego teraz mieliby wierzyć zupełnie obcej, młodej krzykaczce, zamiast mnie? Szczególnie, że już pocierałam z obolałą miną kark, jakby faktycznie chwilę wcześniej zamiast moich loków szarpnięta została diamentowa kolia, której zapięcie zostało nieco naruszone, gdy przed wyjściem z domu mały Seth, nad którym się pochyliłam, by ucałować go na pożegnanie, chwycił błyskotkę w rączki i pociągnął ku sobie. Kto wie, może na mojej skórze widoczne było zaczerwienienie po tym niefortunnym wypadku, a ja, w pośpiechu opuszczająca dom, wcześniej tego nie zauważyłam? - Och świetnie, że panowie interweniujecie, ta oto pani bezwstydnie próbowała zedrzeć mi z szyi naszyjnik, a teraz, gdy ją przyłapałam, oskarża mnie o przemoc fizyczną, czy to nie absurdalne? - odezwałam się słodziutko do organizatorów konkursu, którzy zaalarmowani zamieszaniem zbliżyli się do nas. Naturalnie chcieli nas wyprosić, moja rola jednak się nie skończyła, a interwencja ta działała tak naprawdę na moją korzyść. Puściłam rękę kobiety, mając już pewność, że nie ucieknie. - Nie chciałam robić zamieszania i wzywać policji, już i tak wywołana została zbędna scena, będę musiała przeprosić pana Prewetta za ten mały skandal, rujnujący jego wspaniały festiwal. - zasmuciłam się jeszcze nad wątpliwą moralnością pospólstwa, z wielkim przejęciem zwracając się wciąż do oddelegowanych do nas panów i wciągając ich w swoją grę, mającą ratować mnie przed plotkami. - Jest mi bardzo przykro, że doszło do tego incydentu, ale jest pani jeszcze taka młoda, ma pani przed sobą całe życie... Nie chcę wnosić oskarżenia przeciwko pani, naprawdę jestem gotowa puścić to wszystko w niepamięć, jeśli obieca mi pani przemyśleć swoje zachowanie i nigdy więcej nie uciekać się do podobnych czynów. - dodałam wspaniałomyślnie niczym rasowa pani miłosierdzia, gotowa wybaczyć zbłądzonej, zdesperowanej młódce szybką próbę wzbogacenia się. I któż teraz jest większą ofiarą?
until you come back home
all bright things must burn’
Wówczas zaniepokoił się jednak usłyszanym głosem Harriett, która najwidoczniej wraz ze swoją - całkiem ładną, swoją drogą - przyjaciółką najwyraźniej weszły w większą sprzeczkę. Wpierw tylko na nie zerkał, lecz kiedy jedna zaczęła wołać o pomoc, a druga - oskarżać ją o kradzież, zerknął raz jeszcze ukradkiem ku centrum wydarzenia, upewniając się, że Evandra wraz z resztą zawodników wciąż zajęta jest zarówno odbiorem nagród, jak i przyjęciem gratulacji, po czym powoli minął tłum, udając się w kierunku pań. Już je uciszano, pracownicy już je wypraszali, wyglądało na to, że atmosfera zaczynała robić się gorętsza niż podczas rywalizacji. Naprawdę dawno nie widział Harriett, i tak winien się z nią przywitać - a wolał się przy tym upewnić, czy wszystko było w porządku. Zedrzeć naszyjnik, dobrze słyszał?
- Hattie - zawołał ją, gdy znalazł się bliżej.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Kiedy komisja przystanęła przy jej kociołku, próbowała wyczytać z ich twarzy cokolwiek, co mogłoby naprowadzić ją na właściwy trop - lecz czy miała się czym martwić? I barwa, i zapach eliksiru zgadzały się z opisem, wszystkie czynności wykonała z niebywałą precyzją... Wzdrygnęła się, gdy zawartość kociołka Rity wybuchnęła prosto w twarz nestora rodu Slughornów; co się stało? Co poszło nie tak? Przecież znała Ritę nie od dziś i wiedziała, na co ją stać.
Chwilę później najmłodszy z członków komisji zwięźle ogłosił wyniki - a jej serce przyśpieszyło niebezpiecznie. Była druga? Druga? Nie mogła w to uwierzyć. Jeszcze tego jej brakowało, przegranej w koronnej dyscyplinie, kolejnego ciosu w samo serce. Gdyby jeszcze nie obecność Rosiera; musiał odczuwać niemałą satysfakcję, kiedy widział jak przegrywa, na dodatek z mężczyzną. Wszak była jedynie kobietą, arystokratką, trofeum - nie dla niej takie zaszczyty.
Odebrała swe nagrody z kamienną twarzą, oszczędnie, lecz z nienagannymi manierami dziękując przedstawicielom komisji; miała ochotę zaszyć się na wyspie, w swym pokoju i nie opuścić go przez kilka kolejnych dni, jednak ciążący na palcu pierścień zmuszał ją do służalczego pozostania na festiwalu i gorzkiego przełykania przegranej na oczach wszystkich.
Zakładała, że zaraz po skończonym konkursie Rosier spróbuje do niej podejść, nawiązać jakiś kontakt - choć oboje wiedzieli, że to nie skończy się dobrze - dlatego niemałe było jej zdziwienie, gdy zamiast ku niej, ruszył ku innej kobiecie, jednej z tych, które przyszły zakłócać ich spokój swymi prywatnymi porachunkami. Naprawdę?
Wykrzywiła usta w złośliwym, pełnym wyższości uśmiechu; czy mógł ją jeszcze bardziej poniżyć? Publicznie wybierając inną kobietę, kiedy jego narzeczona stała ledwie kilka metrów dalej? Och, no tak - i tamta musiała być półwilą, a przynajmniej wyglądała na jedną z ich. Skoro Rosierowi udało się już jedną oznaczyć pierścieniem, nic nie zabraniało mu zabawić się z inną.
Odwróciła się na pięcie i czym prędzej skierowała się ku wyjściu z polany, chcąc zostawić cały ten wstyd daleko za sobą.
/zt
Kiwnęła głową w stronę zwycięzców, mrużąc wesoło oczy do Billego. Nie przeszkadzało jej, że go nawet nie znała - ot radość przekazana najlepszemu alchemikowi.
Inara już po chwili podbiegła do ojca. Tristan, którego wcześniej wypatrzyła, zbliżył się, do dwóch kłócących się kobiet...ale nie miała zamiaru się zatrzymywać. Może napisze Rosierowi?
- Chodźmy już tato - ucałowała swego ojca w policzek i pociągnęła za ramię, by zniknąć z polany i pozostawiając za sobą zapach bzu - nie tylko tego z otaczających krzewów.
zt
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
- Kradzież?! - wrzasnęłam, wyrywając się organizatorom, którzy przezornie złapali mnie za ramię i nie puszczali, chociaż wokół nich latały całkiem atrakcyjne słowne wiązanki (może i miałam francuski akcent, ale angielskie przekleństwa były wyjątkowo łatwe do zapamiętania). - Ty śmierdząca smoczym łojem wywłoko! - wyciągnęłam dłonie wyposażone w zaostrzone pazury (jednak się przydały) próbując dosięgnąć swojej ofiary, ale znów zostałam przytrzymana. - Ty marna imitacjo kobiety! Szkaradna poczwaro! Mam nadzieję, że lubisz o sobie czytać, bo będziesz częstym bywalcem okładek w Czarownicy! - krzyczałam dalej, ale moje krzyki były zagłuszane przez odległość, jaka stopniowo wzrastała między mną a Harriett. Dopiero po chwili zauważyłam, że jeden z organizatorów przerzucił sobie mnie przez ramię i beztrosko wynosił poza okrąg gapiów, który powoli się wokół nas tworzył. Kilkaset metrów później postawił mnie na ziemię, mruknął coś o zawistnych kocicach i wrócił na miejsce. Odprowadziłam go wkurzonym spojrzeniem i dokładnie w tej samej chwili zobaczyłam, jak moja niedoszła ofiara (oby wypadły jej wszystkie zęby) mizdrzy się do Tristana Rosiera. Tego samego, którego narzeczona opuszczała właśnie plac alchemicznych bojów. Jeśli mój reporterski nos mnie nie mylił, mogła być z tego całkiem niezła sensacja.
z/t
Spojrzałam na wynoszoną przez ochronę, machającą wściekle dłońmi, nie mogącymi mnie sięgnąć kobietę z niemalże politowaniem, mówiącym proszę się nie pogrążać i wzdrygnęłam się, słysząc jej obelgi. Chociaż nazywano mnie już gorzej, podobne słowa nigdy nie przechodzą koło mnie obojętnie.
- Och, Czarownica prezentuje dość mierny, ale jednak poziom, wątpię więc, by zagrzała w niej pani miejsca po owym zajściu. - stwierdziłam jeszcze w roli urażonej do żywego damy, której uszy więdną od podobnego popisu braku kultury osobistej i oczywistym stało się to, że jeśli mam zamiar cieszyć się spokojem, Panna Kłopot z redakcji, którą właśnie mi wskazała, musi wylecieć jak najszybciej. Tak samo jak z Londynu czy w ogóle z Wielkiej Brytanii. Podziękowałam jeszcze miłym panom za interwencję, aż emanując swoim nieodpartym urokiem osobistym i drgnęłam nieznacznie, słysząc znajomy i, dla odmiany, wyjątkowo przyjemny dla ucha głos tuż obok mnie.
- Tris! Obawiam się, że wywołałam niemiłą sensację, nie w takich okolicznościach chciałam się z tobą spotykać po tak długim czasie. - powiedziałam, wciąż nieco zatroskanym głosem, gdy już odwróciłam się w kierunku Rosiera i dotknęłam lekko jego ramienia, jakby to miało mnie uspokoić po traumie spotkania z szantażystką, która postradała zmysły. Naturalnym dla mnie przywitaniem byłoby muśnięcie wargami policzka mężczyzny, jednak pod obstrzałem widowni, liczącej na tanią sensację, mogłoby to być nieodpowiednie, dlatego uśmiechnęłam się tylko promiennie, szczerze ciesząc się na widok Tristana. - Mam nadzieję, że masz się świetnie jak jeszcze nigdy. - dodałam, chcąc jak najszybciej wyprzeć z pamięci incydent z młodą Francuzką, która mignęła mi w oddali, już poza otoczeniem stanowisk alchemików.
until you come back home
all bright things must burn’
Pomysł pojawił się w ułamku sekundy, gdy dostrzegła jak bardzo nestor rodu Slughornów angażuje się w zadanie sędziego. Stary piernik niemal właził w kociołki pozostałych zawodników, najwyraźniej udając, że zna się bardziej od pozostałych sędziów. Usta Rity, jeszcze chwilę wcześniej zaciśnięte w pełnym irytacji grymasie, teraz rozciągały się w leniwym uśmieszku. Na stole zostały jej jeszcze resztki składników - zaczekała więc, aż komisja zatrzyma się przy przedostatnim stanowisku i jak gdyby nigdy nic dorzuciła do bulgoczącego naparu kilka jagódek. Nic specjalnego... ale wystarczy by naruszyć kruchą równowagę mikstury. Podziękowała w duchu swoim złodziejskim nawykom, pewna, że nikt nie dostrzegł jej małego psikusa. Komisję powitała lekkim skinieniem głowy i podejrzanie słodkim uśmiechem. Eliksir bulgotał coraz bardziej agresywnie, wzbudzając pewną konsternację jury. Ale Slughorn i tak pochylił się na kociołkiem... I bum! Całość wybuchła mu w twarz. Z sykiem gorąca maź osiadła na jej pięknej szacie, ale nawet przez chwilę nie przejęła się tym drobiazgiem. Ramiona zadrżały jej od tłumionego z trudem śmiechu, gdy nestor rodu odwrócił się na pięcie i odmaszerował oburzony. Gdy jego tłuste cielsko oddalało się w podskokach, już nawet nie próbowała się hamować. Szczery i bezwstydny śmiech towarzyszył jej, póki nie opuściła polany - idąc z zadartą głową i dumnym spojrzeniem, jakby to ona właśnie wygrała. Nie czekała na rozdanie nagród. Nie potrzebowała ani receptury od łaskawych Prewettów. A doskonałej pracy mogła pogratulować Evandrze na osobności - wszak publicznie nikt nie powinien ich widzieć razem.
Szybko wróciła do domu. Przecież szczerze nienawidziła takich masowych imprez...
[zt]
The girl has always been half goddess, half hell.
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
Ogłoszenie wyników było dla niego zaskoczeniem. Może nie do końca, bo spodziewał się wygranej najpoważniejszego z zebranych alchemików. Havisham wydawał się górować nad wszystkimi powagą i doświadczeniem. Evandrę poznał na nieszczęsnej stypie, nie wiedział nawet, że jest alchemikiem dopóki nie przeczytał jednej z rzetelnych gazet. Nie żałował jej wygranej, chociaż widziałby na jej miejscu Allison. Właśnie, jego siostra wyjątkowo nie zajęła żadnego miejsca na podium, co zdziwiło go najbardziej. Z uwagą przyglądał się jej podczas ocen jurorów i już widząc jak pozbywa się swojej zawartości kociołka, wiedział, że coś poszło nie tak. Koniec końców nie cieszyła go własna wygrana, bo bez niej nie był do końca zwycięzcą.
Odebrał nagrodę z należytymi szlachcicowi manierami, mimo wszystko ciesząc się ze złotego sierpa. Nie mógł zaprzeczać, że kochał eliksiry od zawsze i to, że po tylu latach bez praktykowania w tej dziedzinie zajął tak wysokie miejsce mile łechtało jego próżne ego. Dlatego, gdy Allie znikąd pojawiła się przy jego boku jego wargi od razu wykrzywiły się w uśmiechu. Cieszył się, a takie proste chwile szczęścia nie były dla niego czymś częstym.
- Byłem dopiero trzeci - mruknął rozbawiony ściskając ją krótko, ale mocno. - Nie przesadzajmy, po prostu miałem szczęście - odparł udając, że rozmasowuje ramię po jej ciosie - A jak powiedziałby to Amodeus tylko głupi ma szczęście. - Mówiąc to po raz pierwszy od przyjścia na polanę spojrzał przez ramię. Nie pomylił się ani o jotę. Prince już zmierzał w ich stronę, a Søren nie mógł się pozbyć dziwnego wrażenia, że jego obecność w czasie konkursu wyjątkowo mu pomogła.
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
- Ah tak? Zwykłe szczęście? Skoro to jednorazowe, to mam nadzieję, że wykorzystasz szansę i ten eliksir do podbicia serca jakieś panny. Może jednej z twoich fanek? - rzucam zaczepnie, lecz tak naprawdę przemawia przeze mnie troska; nie chce byś został skazany na los podobny mojemu z powodu takiej błahostki jak zbytnia opieszałość w poszukiwaniu narzeczonej. Własny ślub jestem w stanie znieść, walczyć zaciekle o jego przerwanie, lecz na twoją krzywdę nie mogę patrzeć. Dlatego zrób coś i nie gniewaj się o ten czubek języka wystawiony tak, by nikt nie zobaczył.
Jednak czy w ogóle mnie słuchasz? Patrzę za twoje ramię i widzę Amodeusa, spinam mięśnie, jakbym dopiero co dostrzegła ponuraka. Być może twój przyjaciel jest omenem, znakiem do opuszczenia polany. Rozglądam się jeszcze po przerzedzającym się tłumie - nie dostrzegam jednak nikogo kogo ujrzeć bym chciała i wręcz przeciwnie, kogoś kogo wolałabym unikać niczym szatańskiej pożogi. Chociaż nieobecność Selwyna napawa mnie radością - jeszcze tego brakowało, by widział moją porażkę nad kociołkiem i zdobył kolejny powód do uszczypliwości - to absencja Sylvaina, choć wcale mnie nie dziwi, sprawia, że trochę markotnieję. Spodziewałam się, że pojawi się tutaj, jeśli nie dla mnie to dla ciebie, bracie. Cóż, może się myliłam, a wasza przyjaźń uległa ochłodzeniu?
Zakładam jeszcze koronkowe rękawiczki, zanim całuję cię w policzek. - Nie obrazisz się, jeśli cię opuszczę? Zapomniałam, że jestem umówiona. Widzimy się wieczorem, prawda? - pytam retorycznie, wiedząc, że pojawisz się w namiocie. Drobne kłamstewko, nie mam w planach żadnego spotkania, co nie znaczy, że nie natknę się na jakąś sympatyczną duszę. Odbudowywanie znajomości po tylu latach jest żmudne, uwierz. Nie chcę cię za sobą ciągać, szczególnie, że spędzamy ze sobą zaskakująco dużo czasu, a być może masz w planach inne spotkania, choćby przy szklance Ognistej z Amodeusem, czyż nie?
- Panie Prince - witam się i żegnam jednocześnie, gdy przechodzę obok twojego przyjaciela. Dłuższe przebywanie w swoim towarzystwie nie wydaje się zbyt dobrym pomysłem, głównie przez wzgląd na ostatnie listy, dlatego ściskając w dłoni małą fiolkę eliksiru, wymykam się z polany zostawiając za sobą rozpraszającą woń lilaku.
| zt dla Allison
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see
- Każda okoliczność jest dobra, Hattie - odparł, jego ramię drgnęło, kiedy chciał objąć kobietę na powitanie, lecz pojął niezręczność chwili, kiedy nie zbliżyła ust do jego policzka. Żadne z nich nie chciało przeobrazić wszak tego niewinnego spotkania w sensację, a przepychanki Harriett z dziennikarką rzeczywiście sprawiły, że duża część widowni - zamiast obserwować ceremonię wręczenia nagród - przyglądała się teraz pani Naifeh. Nie dziwił im się, bójka dwóch pięknych kobiet zawsze była ciekawym widowiskiem. - Wszystko w porządku? - Uważnie przyjrzał się jej twarzy, jak dawno jej nie widział, miesiąc, dwa? Wciąż piękna i wciąż doskonała, choć poślubiona arabowi - zasługiwała na coś lepszego.
- Słyszałem fragment waszej... - awantury - rozmowy, żałuję, że nie zareagowałem wcześniej. Sądziłem, że przyszłyście razem. - I nie była to wyłącznie kurtuazja. Czasy, w których Harriett codziennie błyszczała na okładkach Czarownicy, raczej już minęły, ale powinien się domyślać, że dziennikarze wciąż nie dawali jej spokoju. Wszystko wskazywało na to, że ta dziewczyna przeszła samą siebie i chciała ukraść pamiątkę, jaką Hattie otrzymała od męża - niezależnie od tego, co sądził o Zaimie, czy mogła zachować się bardziej żenująco? Dziennikarki Czarownicy były gorsze od hien, dla sensacji gotowe dojść częstokroć po trupach. Kobiety takie jak Harriett czy Evandra wzbudzały grom zazdrości, a przez to stawały się dla nich najbardziej łakomym kąskiem. Tristan nie chciał początkowo wtrącać się w rozmowę zachowaną w dyskretnym tonie, być może już wtedy dziennikarka zaczynała chachmęcić - lecz Hattie zachowała klasę.
- Jak nigdy - przytaknął stanowczo, kłamiąc bez mrugnięcia powieką, od śmierci siostry nigdy nie miał się świetnie, dobrze, ani nawet względnie, ale lubił oszukiwać świat, że jest inaczej. W patriarchalnym świecie arystokracji mężczyzna nie miał prawa do słabości. - Jesteś sama? - Kolorowy Zaim rzucał się w oczy z daleka, lecz tym razem go nie spostrzegł, cóż, nic dziwnego, akurat był jej przecież potrzebny.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset