Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Zagajnik
Nieodłącznym elementem święta Lughnasadh pozostawała wszechstronna rywalizacja sportowa. Na Arenie czarodzieje zmagali się z różnego rodzaju fizycznymi konkurencjami, uprawiane były zapasy, w których prym wiódł jeden z potężnie zbudowanych lordów Macmillanów, przygotowywano aetonany na tradycyjny wyścig pod Durdle Door, urządzono sparingi Quidditcha, popisywano się męstwem i fizyczną sprawnością. W zdrowym ciele zdrowy duch, dało się słyszeć co jakiś czas z ust naganiaczy widowni. Na nieco chwiejnych drewnianych trybunach mogło się zmieścić kilkadziesiąt czarodziejów - był z nich doskonały widok na większość odbywających się na Arenie dyscyplin. Udeptane, wysuszone magią błoto stanowiło stabilne, miękkie i bezpieczne podłoże dla zmagań.
Aby przystąpić do jakichkolwiek zmagań wystarczy zgłosić taki zamiar jednemu z czarodziejów pilnujących w pobliżu porządku. Należy wówczas napisać posta, w którym postać deklaruje taką chęć jeszcze bez jakiegokolwiek rzutu kością (aby możliwe było zawarcie zakładu przez jakiegokolwiek gracza).
- Wyścigi:
- Skwerek na soczysto zielonej trawie przy namiotach służy wyścigom w jutowych workach i jest przeznaczony zarówno dla dzieci (których worki są fantazyjnie malowane), jak i dorosłych - z każdą grupą startującą osobno. Za zwycięstwo w swojej kategorii wręczane są drobne nagrody, które można odebrać u sędziego zaraz po ogłoszeniu wyników trzech pierwszych miejsc na podium dekorowanym sianem i kwiatami, oraz odznaczeniu kolorowymi wstążkami - czerwoną za miejsce pierwsze, niebieską za miejsce drugie i żółtą za miejsce trzecie.
W wyścigu biorą udział co najmniej trzy postaci (jeśli w wątku są dwie lub tylko jedna bierze udział w wyścigu należy dołączyć postaci NPC z przeciętnymi wartościami sprawności i zwinności 10). Wyścig trwa 3 tury. Postać w każdej turze rzuca kością k100, a do wyniku dodaje pojedynczą wartość sprawności i zwinności. Miejsca na podium zajmowane są według uzyskanych wyników.
Postać dorosła może wybierać między paczką papierosów niskiej jakości (20 sztuk), kawą zbożową (100g) i koszykiem owoców leśnych (30 sztuk).
Postać dziecięca może wybierać między małą paczką fasolek wszystkich smaków (15 sztuk), koszyczkiem dużych jabłek (4 sztuki) i słoiczkiem miodu (0.5l).
- Wspinaczka:
- Arenę rozłożono nieopodal wysokiego sękatego drzewa. Niegdyś było ono starą olchą, ale ponoć na skutek różnego rodzaju wyładowań magicznych drzewo powykręcało się i miejscami wyłysiało. Na czas zawodów na jego szczycie wiąże się czerwoną wstążkę - aby ją zerwać czarodziej musi wspiąć się na sam szczyt i musi uczynić to, nim piasek w klepsydrze pilnowanej przez jednego z czarodziejów przy pniu nie przesypie się w pełni. Zwycięzca daje w ten sposób dowód swojego męstwa, a tradycja stanowi, iż gdy podaruje zdobytą wstążkę pannie, ta nie może odmówić mu tańca przy ognisku.
Aby zdobyć wstążkę należy trzy razy rzucić kością k100, do każdego rzutu dodaje się statystykę zwinności przemnożoną przez 2. Postać zdobywa wstążkę, gdy wartość wszystkich wykonanych rzutów będzie równa lub wyższa od 250.
- Zapasy kornwalijskie:
- Postaci mogą mierzyć się ze sobą wzajemnie lub z wielkim mistrzem Macmillanem. Zasady są proste, zwycięża ten, kto powali przeciwnika na łopatki - wszystkie chwyty są dozwolone, lecz różdżki składa się przed walką czarodziejowi-sędziemu. Przed rozpoczęciem zawodnicy składają uroczystą przysięgę powtarzaną po sędziującym - złożona w dialekcie kornwalijskim stanowi, iż wojownicy przystąpią do zmagań uczciwie, nie sięgną po oszustwo, ani nie wykażą się przesadną brutalnością.
Zapasy odbywają się na zasadzie rzutów spornych na sprawność (sprawność mnoży się dwukrotnie dodając do rzutu k100). Zwycięża postać, która osiągnie wygraną trzy razy z rzędu lub trzykrotnie osiągnie wygraną dwa razy z rzędu.
Każdy może zmierzyć się z wielkim mistrzem Macmillanem. Pojedynek odbywa się na zasadach ogólnych, kośćmi za wielkiego mistrza rzuca wówczas partner w wątku, dobrane lusterko lub sam walczący. Wielki mistrz posiada sprawność równą 40. Postać, która z nim zwycięży, odbierze mu tytuł wielkiego mistrza i będzie mogła zostać wyzwana na kolejne pojedynki o ten tytuł.
Przegrana z wielkim mistrzem bywa bolesna. Mimo złożonej przysięgi mistrz Macmillan nie przebiera w środkach, uznając to za część sportowej rywalizacji. Co najmniej raz otrzymasz potężny cios w czaszkę. Skutkuje to zawrotami głowy przez trzy najbliższe dni i karą -20 do jakichkolwiek rzutów k100 na zwinność lub sprawność przez ten okres.
- Siłowanie na rękę:
- Na prowizorycznych stolikach zrobionych z pustych beczek po ognistej whisky urządzano pojedynki na rękę; otaczający siłaczy czarodzieje skandowali kolejne imiona, dopingując swoich ulubieńców. Ci ze skupieniem wymalowanym na twarzach, nabrzmiałymi żyłami i mięśniami rąk i czołami błyszczącymi świeżym potem skupiali się na rywalizacji.
Aby siłować się na rękę należy rzucić kością k10 i dodać do wyniku:
- Wartość statystyki sprawności podzieloną przez 3 (zaokrąglając wartość zgodnie z zasadami matematyki);
- +1 za każde 5 punktów wagi postaci powyżej 70 kg i -1 za każde 5 punktów wagi postaci poniżej 70 kg.
Rzuty są rozpatrywane na zasadzie rzutów przeciwstawnych. Zwycięża postać, która osiągnie wygraną trzy razy z rzędu lub trzykrotnie osiągnie wygraną dwa razy z rzędu.
Przy Arenie nieprzerwanie kręci się cwaniakowany półgoblin w połatanym cylindrze, który chętnie przyjmuje zakłady na każdego przystępującego do zmagań zawodnika. Pykając pachnącą ziołami fajkę inkasuje kolejne monety, z uśmieszkiem śledząc kolejne zmagania. Czasem można go znaleźć opartego biodrem o zagrodę lub ścianę trybun, innym razem przesiadywał na jednej z pobliskich ław, przecierając leniwie nieco wyszczerbionego na krańcach monokla. Do pasa przytroczonych miał kilka sakiewek, można było tylko podejrzewać, że wypełnione były złotem.
Aby postawić kwotę na konkretnego zawodnika należy napisać w temacie posta w momencie, w którym przystępuje on do zmagań (sam napisze wiadomość, w której deklaruje przystąpienie do zmagań). Można założyć pieniądze zarówno na jego wygraną, jak i przegraną. W przypadku trafienia końcowego wyniku postać zyskuje dwukrotność założonej kwoty. W przypadku postawienia na niewłaściwy wynik postać traci swoje pieniądze.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:09, w całości zmieniany 2 razy
Powoli robił się wieczór, a ta część łąki była nadzwyczaj spokojna. Prawie i ja poczułem spokój w duszy. Prawie, bo jak doskonale wiedziałem, do pełni brakuje mi jeszcze naprawdę sporo. Nie byłem człowiekiem, który zapomina. Za to świetnie udawałem, że nic się nie dzieje. Przecież potrafię się uśmiechać i żartować, a reszta wokół sądzi, że wszystko u mnie w jak najlepszym porządku. Dobrze, byłem gotów grać swoją rolę do końca.
Wreszcie odnalazłem ten osławiony zagajnik, gdzie można poznać swoją przyszłość. Nie miałem co do niej wielkich nadziei, nie nastawiałem się na nic pozytywnego. Po prostu wziąłem do ręki klucz, zacząłem lać wosk i dałem się ponieść przeznaczeniu. Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać, ale tak na wszelki wypadek zaśmiałem się donośnie, zanim znów z moją ponurą aurą opuściłem ten oto przybytek.
Chyba czas się skupić na meczu, który odbędzie się za kilka dni.
zt
'Wróżby' :
Nie, wróć, ta wizja była zbyt okrutna, nawet jak na mnie.
- Słusznie. Nigdy nie wiadomo, czy moje szaleństwa w pewnym momencie się przypadkiem nie ziszczą - skomentowałam, w głębi duszy napawając się jego lekką niepewnością, wydostającą się na wierzch jedynie jako subtelne muśnięcie poczucia dyskomfortu. - Dobrze, przyznam się, bo mam pewien plan. Jak wiesz festiwal trwa aż siedem dni, na pewno nie chcę się tutaj błąkać samopas, dlatego musisz ze mną dotrwać do samego końca. I, chcąc ci to ułatwić... nie zaplanowałam żadnych złowieszczych niespodzianek. Wyjątkowo, dlatego nie przyzwyczajaj się - sprostowałam wreszcie tę jakże krępującą kwestię tyczącą się scenki rodzajowej rodem z taniej powieści familijnej.
Szkoda, że nie znałam myśli Sylvaina, bo aż tak zjednoczeni ze sobą nie byliśmy. Odpowiedziałabym mu, że prawdziwa miłość istnieje, tylko do niektórych nigdy nie przychodzi. Nie od dziś świat dzieli się na "lepszych" i "gorszych" i Merlin jeden wie, kogo gdzie wrzucić.
- Mówisz? Przecież Jowisz to kochana psina - powiedziałam odnośnie mojego charta. Był dobrze ułożony, zadbałam o to, a to prowadzi z kolei do tego, że nie powinien w nikim budzić przerażenia. Nie powiem, możliwe, że na mój rozkaz nie byłby już tak miłym pupilkiem, ale przecież wciąż chcę wierzyć w to, że nie będę doprowadzona do ostateczności. Za dużo par oczu jest we mnie utkwionych od dłuższego czasu.
Na znak jak gdyby pojednawczy, poklepałam Jowisza po pysku, na co on zmrużył na moment oczy. Tylko na moment, ponieważ zbliżaliśmy się już do zagajnika, a to oznaczało nowych ludzi i nowe otoczenie, na co chyba każdy pies jest bardzo wyczulony.
- To prawda, z taką facjatą... - Pozwoliłam sobie na chwilowy, niewinny żarcik; kąciki ust uniosły się lekko w górę i zadrżały na kilka sekund, pozostawiając mnie przez moment w ramionach radości. Rzadkiego gościa w moim życiu.
- Ponurak to na pewno mi wyjdzie. A tobie stado Crouchów z pochodniami - odparłam z udawanym zadowoleniem, kiedy już wchodziliśmy między ludzi. Było tu zdecydowanie za cicho jak na mój gust, ale muszę przyznać, że atmosfera delikatnego półmroku oraz świec była dosyć kojąca. Zaciągnęłam się na chwilę powietrzem nasyconym zapachem jednoznacznie kojarzącym się z woskiem, by następnie podejść do wolnego stanowiska. Jowisz położył się leniwie tuż przy nim, a ja chwyciłam za leżący obok kociołka klucz.
- Jeśli panie mają pierwszeństwo, to chyba powinieneś zacząć? - spytałam, odnotowując w myślach, że powinnam ograniczyć się z tymi dobrotliwymi uszczypliwościami. Zrobiłam zaś coś zupełnie odwrotnego do tego, co powiedziałam, ponieważ po prostu zaczęłam lać ten śmieszny wosk próbując dojrzeć na wodzie konkretny kształt.
just fake the smile
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
'Wróżby' :
W palcach obracam zastygły wosk, który zaschnął w kształcie konia. Gdy zaś usłyszałam wyjaśnienie jego symboliki, moje policzki pokryły się krwistą czerwienią. Zwłaszcza, że tuż obok mnie stał właśnie Ignatius. Z jednej strony zdawałam sobie sprawę, że wie, iż nie jestem kobietą aż nazbyt troskliwą, jednak gdy tylko ten temat wypływał, zaczynałam się czuć niekomfortowo. Nie chciałam, by tak właśnie mnie postrzegał. Pewnie odwróciłabym wszystko w żart, gdyby nie fakt, iż po chwili podeszła do mnie jedna z nieznanych mi koleżanek Prewetta, wraz z mężczyzną, który okazał się być jej bratem.
Z początku milczałam, poniekąd chowając się za plecami Ignasia, jednak w końcu musiałam wyjść z cienia.
- Nie przesadzaj, bo się zarumienię! - zagroziłam chyba zupełnie na marne, bo moje policzki już pokryły się wyraźnym szkarłatem. Słynęłam chyba z tego, że ciężko było mi przyjąć jakiekolwiek pochlebstwa. - Miło mi poznać - odparłam nieśmiale, starając się szybciutko odwrócić temat od siebie. I bądź co bądź, chyba nie musiałam nawet długo się starać. - Samuela? Owszem, to mój naprawdę blisko przyjaciel - uśmiechnęłam się do niego i podałam mu rękę, którą uścisnął. - Najlepszym w całym biurze! - wcięłam się w słowo Josephowi i wtuliłam policzek w ramię Ignatiusa.
Rzucacie sobie spojrzenia. Ona Tobie, Jemu, Juziowi. Juzio Tobie i Jemu i Jej. On prawie wcale nie patrzy, a Ona mówi, że zna Samuela. Ty rzucasz spojrzenie bratu. Niekontrolowane. Naiwne. Zbieg okoliczności, czysty przypadek, nagle zwala cię z nóg, patrzysz na zebranych i chcesz odejść jak najprędzej. Jak mały jest ten świat. Zbyt mały. Lustrujesz spojrzeniem czerwone lico koleżanki Ignatiusa i myślisz, że doskonale już wiesz, dlaczego Samuel wybral ją akurat na swoją przyjaciółkę. Przepadał za nieśmiałymi dziewczętami, prawdopodobne, że to jedyna cecha, która łączy wszystkie jego przyjaciółki. Zastanawiasz się przez chwilę, co tam u Skamandra, czy już się ustatkował. Na pewno, wszak był taki przystojny. Przyklejona do ramienia towarzyszka Ignatiusa spogląda na Twego brata, są pogrążeni w rozmowie. Ty milczysz i spoglądasz na dłonie, które trzymały i wyrżnęły nieudaną wróżbę. wytrzepujesz wosk spomiędzy palców, unosisz wzrok, a ten pada na krzaczki jeżyn których smak poznałaś jeszcze zanim podeszliście do mis. Opuszczasz towarzystwo bez słowa i idziesz nazbierać w dłonie jeżyn. Małe nabite słodkim sokiem owocki prawie nie mieszczą się w twoich dłoniach. Powróciwszy po udanych łowach do towarzystwa, wyciągasz ku nim słodycze. - Organizatorzy nie będą źli, że się poczęstujemy
forgotten it
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
- Chcesz spędzić tydzień... tutaj? - zapytał licząc na to, że jednak dziewczyna parsknie śmiechem i powie, że żartowała. Co będą tu robić taki szmat czasu? Poza tym im dłużej zostaną, tym większa szansa, że napatoczą się jednak na kogoś, na kogo napatoczyć się nie chcą. Sylvain miał dość długą listę takich osób. Brak niespodzianek ze strony Loni, to nie taka zła informacja, ale zostanie tu...
- Jesteś pewna? Tak w stu procentach? - dodał bacznie jej się przyglądając. Nie zostawiłby jej tu samej - fakt - a wyścig konny, który miał być atrakcją pod koniec festiwalu, brzmiał kusząco, ale... może by tak wynegocjować siedzenie tu kilka dni krócej?
A pies... był w porządku, jasne... ale Sylvain i tak był pewien, że potrafiłby skutecznie odstraszyć wszelkich adoratorów. Zresztą w jakim innym celu brać psa na taki festiwal?
- Tak, tak, na pewno będzie równie kochany jak nim kogoś poszczujesz - odparł tylko trochę jej się odgryzając. Oczywiście Bells nie była mu dłużna ani przez chwilę. Jej słowa o twarzy skwitował przewróceniem oczami.
- Aż tak ci się nie podoba? - zapytał cicho i bezczelnie prowokująco, uśmiechając się przy tym cwaniacko.
Och, tak? On miał zaczynać? Bellona naprawdę była nie do zniesienia, jak on z nią w ogóle wytrzymywał? A jednak uśmiechał się dalej tym bardziej, że zaczęła przelewać wosk.
- No, jak na mój gust to to nie wygląda jak ponurak - skwitował, nim zdążyła nawet wyjąć swą wróżbę z wody. - To jak nic motyl. Będziesz latać z kwiatka na kwiatek aż wpadniesz w sidła pająka - to twoja wróżba - osądził jak prawdziwy ekspert z tej dziedziny, po czym sam przejął i klucz i wosk. - Zobaczmy tych Crouchów z pochodniami.
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
'Wróżby' :
Nigdy nie byłam fanką wróżb. Wypierałam się, mówiłam, że w nie nie wierzę, że nie mają sensu, że są absurdalne. Może tak naprawdę podświadomie bałam się tego, że obiecane mi niepomyślności faktycznie się ziszczą? Przed laty ułożone dla zabawy przez Sybil karty tarota wywróżyły nieszczęście i chociaż wtedy śmiałam się odrobinę szyderczo, dziś to wspomnienie zostawia po sobie tylko gorycz, Sybil przecież straciła życie, a wszystko to, co wtedy kochałam, obróciło się w popiół i już nie ma racji bytu. Czy jeśli poznałam ciemną stronę fortuny, może mnie spotkać jeszcze coś gorszego? Z mieszanymi uczuciami podeszłam do pani Prewett, która obdarzając mnie dobrotliwym uśmiechem, przytrzymała klucz i poinstruowała jak dokładnie mam lać wosk. Śmiejąc się radośnie i gawędząc wesolutko maskowałam niepokój, z jakim wpatrywałam się w formujący się kształt. Wysłuchałam interpretacji znaku, przesunęłam palcem po zastygniętym woskowym wzorze i dziękując za poświęcony czas, oddaliłam się w kierunku innych atrakcji, licząc na trafienie na znajomą twarz, która odciągnie moje myśli od iście filozoficznych rozmyślań na temat sprawdzalności wróżb.
all bright things must burn’
'Wróżby' :
Tajemnicza atmosfera zamglonego zagajnika doskonale wpisywała się w artystyczną wizję tego wróżbiarskiego wieczoru, jaki zaplanowała dla siebie Laidan. Po upalnym dniu spędzonym na festiwalu chwila wytchnienia w wieczornym chłodzie lasu wydawała się perfekcyjnym zwieńczeniem wieczoru. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodziło przepowiadanie rychłej przyszłości. Większość młodzików podchodziła do tego typu atrakcji z buntowniczym zblazowaniem, ale Lai wcale nie rozglądała się kpiąco po zagajniku ani nie wyśmiewała w duchu deklamowanych przez Pelagię Prewett przepowiedni, skrzekliwie przerywających ciszę wypełniającą miejsce pomiędzy młodymi drzewami. Wierzyła przecież w kaprys losu, w przeznaczenie, będące silniejszym od jakichkolwiek ludzkich praw. Artystyczna wrażliwość pozwalała jej na dojrzenie głębszego sensu w nieoczywistościach - także tych bardzo przyziemnych, skraplających się gorącym woskiem na chłodnej tafli wody. Płomień świecy zadrżał chwiejnie, kiedy ostatnia kropla zastygła, układając się w przepowiednię. Dość jasną, niewymagającą żadnych podszeptów czy pomocy w wyrafinowanej analizie. Laidan zacisnęła tylko dłonie na jeszcze ciepłym kształcie, po czym schowała wróżbę do kieszeni leciutkiego, jedwabnego płaszcza i - tak szybko jak się pojawiła - zniknęła z przesyconego zapachem dymu zagajnika.
zt
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
'Wróżby' :
- Dobrze, że sobie przypomniałaś – rzucam cierpko, chociaż zdradza mnie wyraz twarzy. Dobrze, że go nie widzi, bo cały mój teatrzyk modulacji głosem runąłby jak zamek z piasku. Nie żebym musiał cokolwiek przed nią grać czy udawać. Po prostu jedynie z osobami, które są mi bliskie mogę poudawać kogoś, kim nie jestem i mieć pewność, że nie gubią tego, jaki jestem naprawdę.
- Prędzej powiedziałbym, że udaję Doctor Dolittle, ale owszem, masz rację. Chociaż trochę tęsknię za Londynem – mówię cicho, coraz ciszej, aż nie jestem pewien, czy Deirdre zdołała wyłapać moje ostatnie słowa wśród monotonnego szmeru nocy. Może i jestem szczerym człowiekiem, który nie unika mówienia prawdy, ale jestem też mężczyzną, który w genach ma trudność w mówieniu o swoich uczuciach. Straszna niesprawiedliwość nas spotkała od Mateczki Natury. – Może nie jesteśmy sobie pisani, ale czy nie jest ciekawiej, gdy człowiek przeciwstawia się konwenansom? – odpowiadam pytaniem na pytanie i znów mój ton jest zwykły, nie wyłapiesz w nim nuty melancholii czy nostalgii, chociażbyś spuchł. Moje zmysły znów wypełniają słodkie synestezje zagajnika, a myśli zajmuje tylko ta urocza kobieta w moich objęciach. Powinienem trzymać ją częściej bliżej siebie. Jest moim wygłuszaczem, tłumi moje niepotrzebne, wariujące myśli. Z tego samego powodu wszystkie listy, jakie mi wysłała trzymam w pudełku zamiast palić nimi w kominku. Oczywiście nie powiem jej tego. Nie karmi się ego kobiety, zwłaszcza takiej.
- W porządku pani wróżbitko, wierzę ci na słowo. – Uśmiecham się do niej ciepło, gdy w końcu nasze oczy się spotykają. Miło jest w końcu zobaczyć ją w całym majestacie, chociaż nastrojowe oświetlenie nie sprzyja dokładnym oględzinom. Widzę jednak jej wyraz twarzy i wszystko mi to rekompensuje. Odłożyłem już niebezpieczną świeczkę, więc drugą rękę bezpiecznie sadowię na jej talii. – Cieszę się, że się cieszysz, bo ja też się cieszę, że cię w końcu widzę. – Jestem przy niej trochę niedorzeczny i niepoprawny, słowa kleją mi się w sposób, w jaki robią tylko przy niej. Lubię ten stan. Wiem, że w całym tym towarzystwie oboje powinniśmy trzymać fason i rezon, ale nie mogę się powstrzymać, zresztą nie jestem raczej szczególnie zasadniczy. Przyciągam ją bliżej, aby móc poczuć mocniej bijące od niej ciepło i oprzeć podbródek o czubek jej głowy. – Za rzadko się widujemy różyczko, jeszcze zacząłbym tęsknić.
Ostatnio zmieniony przez Crispin Russell dnia 01.11.15 20:54, w całości zmieniany 1 raz
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
Miałam nie przychodzić, pojawić się dopiero na mecz, ale stwierdziłam, że chciałabym dostać wróżbę. Pojawiłam się więc w zagajniku. Przyszłam sobie wraz z tłumem. Chyba w sukience nikt mnie nie rozpoznał, więc przemknęłam w stronę jednego z wolnych miejsc, gdzie mogłabym sobie wziąć wróżbę. Nigdy chyba takiej nie robiłam, pamiętam, że moi rodzice sceptycznie podchodzili do takich spraw. Nawet moja mama zbytnio nie wierzyła żadnym jasnowidzom i czytaniem z fusów. Więc nigdy czegoś takiego nie robiliśmy. Ale zabawić się raz na jakiś czas można, nic się nie stanie, a nóż się sprawdzi. Zlałam sobie wosk do wody, wzięłam to co mi się ułożyło i zadowolona, cokolwiek to właściwie znaczyło, poszłam szukać wrażeń gdzie indziej.
'Wróżby' :
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset