Salon
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Chłopak się odwrócił i w końcu mogłem mu się przyjrzeć. I, prócz tego, że wyglądał dość mizernie, nawet go kojarzyłem, ha! Albo wydawało mi się, że go kojarzę - ze zdjęć stryja, ale to już coś, nie?
A ja? Czy jestem złodziejem? Potrząsnąłem głową.
Zerknąłem jeszcze w stronę jego wyciągniętej różdżki, zastanawiając się czy chłopak nie postanowi nagle zaatakować mnie jakąś klątwą czy czymś w tym guście. Ostatecznie jednak uśmiechnąłem się lekko i odłożyłem szalik na oparcie kanapy.
- Lou - dziarsko do niego podszedłem i wyciągnąłem w jego stronę rękę. - Louis Bott - przedstawiłem się dokładniej. - Jesteś synem stryja Grega, tak? - upewniłem się tak na wszelki wypadek. - Nie wspominał ci o mnie? Mieszkam tu... od miesiąca - dodałem. Zdecydowanie domów nie pomyliłem. Za to zastanawiające, że stryj nie poinformował go o mojej obecności w swoim domu... Z drugiej strony miał tyle na głowie przed wyjazdem do szkoły, że może wyleciało mu z głowy?
Uważnie mu się przyglądałem, ale nawet bez potwierdzenia z jego strony, byłem święcie przekonany o tym, że to jeden z moich kuzynów - miał identyczne oczy jak stryj Greg... i jak mój własny ojciec.
A ja? Czy jestem złodziejem? Potrząsnąłem głową.
Zerknąłem jeszcze w stronę jego wyciągniętej różdżki, zastanawiając się czy chłopak nie postanowi nagle zaatakować mnie jakąś klątwą czy czymś w tym guście. Ostatecznie jednak uśmiechnąłem się lekko i odłożyłem szalik na oparcie kanapy.
- Lou - dziarsko do niego podszedłem i wyciągnąłem w jego stronę rękę. - Louis Bott - przedstawiłem się dokładniej. - Jesteś synem stryja Grega, tak? - upewniłem się tak na wszelki wypadek. - Nie wspominał ci o mnie? Mieszkam tu... od miesiąca - dodałem. Zdecydowanie domów nie pomyliłem. Za to zastanawiające, że stryj nie poinformował go o mojej obecności w swoim domu... Z drugiej strony miał tyle na głowie przed wyjazdem do szkoły, że może wyleciało mu z głowy?
Uważnie mu się przyglądałem, ale nawet bez potwierdzenia z jego strony, byłem święcie przekonany o tym, że to jeden z moich kuzynów - miał identyczne oczy jak stryj Greg... i jak mój własny ojciec.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Dalej patrzyłem na niego podejrzliwie, ale opuściłem różdżkę i uścisnąłem jego dłoń. Nigdy nie słyszałem o żadnym Louisie, ale nie powinno mnie to dziwić skoro jest synem mojego stryja. Niewiele o nim wiedziałem oprócz tego, że nie odziedziczył magicznych zdolności i odwrócił się od rodziny. Chyba potrafiłem to zrozumieć. Czułbym się fatalnie, gdyby wszyscy moi bracia bawili się magią, a ja jako jedyny nie miałbym tej możliwości. - Mort - przedstawiłem się. - Tak - powiedziałem. - Właśnie nie wspominał... albo... nie, nie wspominał - odparłem pokrętnie, bo sam zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem coś mi nie umknęło. Co prawda ostatnio rzadko ze sobą rozmawialiśmy, ale raczej nie zapomniałbym o takiej informacji. - Cóż, potrafi być roztrzepany. Pewnie wypadło mu to z głowy - powiedziałem, wzruszywszy ramionami. Włożyłem różdżkę do kieszeni i uśmiechnąłem się lekko. Ta sytuacja była na tyle niecodzienna, że nawet nie wiedziałem co powiedzieć. Przychodzisz do swojego rodzinnego domu i nagle pojawia się w nim jakiś obcy człowiek, który nie dość, że mieszka tutaj od miesiąca, to jeszcze okazuje się być twoim zaginionym kuzynem. - W końcu się poznajemy - odparłem, drapiąc się po głowie. - Miałeś już okazję spotkać któregoś z moich braci? - Zapytałem. Może jak zwykle dowiaduję się o wszystkim ostatni? Może już mają za sobą kilka rodzinnych obiadków? - Eee... Może nie powinienem o to pytać, ale dlaczego teraz? - Zapytałem jeszcze po chwili, bo właśnie to mnie najbardziej interesowało, a lubiłem szybko zaspokajać swoją ciekawość. Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła i między innymi przez to zaatakował mnie wilkołak, więc chyba jedną stopą już tam byłem... Co za różnica czy wejdę drugą. W każdym razie nigdy nie dowiedzieliśmy się o swoim istnieniu, a teraz nagle Louis pojawia się w naszym domu? Interesowało mnie co się do tego przyczyniło, ale oczywiście nie miałem mu tego za złe czy coś.
Mortimer Bott
Zawód : bezrobotny
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
My bones keep breaking
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Chyba obaj czuliśmy się w tej sytuacji trochę dziwnie... ale to przecież normalne. Tak mi się przynajmniej zdawało. Nie wiem jak Mo, ale mnie się zdarzyło takie spotkanie po raz pierwszy w życiu.
Nie wspominał o mnie. Cóż, nie przejąłem się tym zbytnio, bo stryj Greg naprawdę potrafił być roztrzepany... i to chyba było w naszej rodzinie dziedziczne. Wprawdzie mojego ojca to nie dotknęło, ale przeskoczyło na mnie.
W zasadzie też nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, może więc lepiej, że to właśnie Mo zaczął. Zawsze coś.
Pokręciłem przecząco głową.
- Nie. Jesteś pierwszym moim kuzynem, którego poznałem - odparłem dobrze ważąc słowa, coby wziął to sobie do serca. - W całym moim życiu - dodałem, ale nie mogąc utrzymać poważnej miny już dłużej, uśmiechnąłem się szeroko. - Patrz, jaki cię zaszczyt kopnął.
Żarty zawsze dobre na rozluźnienie atmosfery. Szczerze mówiąc rzadko mi się zdarzało być przy kimś skrępowanym... ale zwykle nie czułem na sobie takiej presji, serio. Zawsze mi się marzyło rodzeństwo... albo chociaż kuzynostwo. Głupio by było, gdybym teraz wszystko spartaczył.
- Em... wiem, że to twój dom - zaznaczyłem na wszelki wypadek, żeby nie było, że się rządzę - ale nie jesteś głodny? Właśnie miałem sobie zrobić coś do jedzenia.
Jedzenie też jest dobre na krępujące sytuacje. Tym bardziej, jeśli nie miało się czasu na zjedzenie śniadania. Trochę mnie już ssało w żołądku, szczerze mówiąc.
A no tak... kilka słów wyjaśnienia mu się należało.
- Dostałem się na Uniwersytet Londyński - uśmiechnąłem się wesoło. Nie! Wcale się tym przed wszystkimi nie chełpiłem, to przecież też wiele wyjaśniało, nie?
Mój uśmiech jednak zaraz trochę zbladł, ale skrzętnie to ukryłem, z ociąganiem przenosząc się do kuchni.
- Mój ojciec zmarł w tym roku - poinformowałem go w miarę beznamiętnym tonem. - Wcześniej nie wiedziałem nawet o waszym istnieniu. No i bez pomocy twojego taty, pewnie byłoby krucho. Z moimi studiami głównie - sam jakoś bym sobie poradził, przeżył i znalazł sobie i robotę i dach nad głową... ale o uniwerku nie byłoby już mowy. Edukacja była niestety kosztowną inwestycją. Nic dziwnego, że korzystały z niej głównie dzieciaki z nadzianych rodzin... do których się oczywiście nie zaliczałem.
- No to jak? - zagadnąłem wracając do tematu jedzenia. Skoro i tak miałem coś upichcić...
- Potrafię przyrządzić jaja na trzydzieści trzy sposoby - dodałem, coby sobie nie myślał, że jestem laikiem w kuchni. No dobra... trochę byłem, do szefa kuchni było mi daleko, ale akurat jajka miałem opanowane do perfekcji, a to wystarczało mi w zupełności.
Nie wspominał o mnie. Cóż, nie przejąłem się tym zbytnio, bo stryj Greg naprawdę potrafił być roztrzepany... i to chyba było w naszej rodzinie dziedziczne. Wprawdzie mojego ojca to nie dotknęło, ale przeskoczyło na mnie.
W zasadzie też nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, może więc lepiej, że to właśnie Mo zaczął. Zawsze coś.
Pokręciłem przecząco głową.
- Nie. Jesteś pierwszym moim kuzynem, którego poznałem - odparłem dobrze ważąc słowa, coby wziął to sobie do serca. - W całym moim życiu - dodałem, ale nie mogąc utrzymać poważnej miny już dłużej, uśmiechnąłem się szeroko. - Patrz, jaki cię zaszczyt kopnął.
Żarty zawsze dobre na rozluźnienie atmosfery. Szczerze mówiąc rzadko mi się zdarzało być przy kimś skrępowanym... ale zwykle nie czułem na sobie takiej presji, serio. Zawsze mi się marzyło rodzeństwo... albo chociaż kuzynostwo. Głupio by było, gdybym teraz wszystko spartaczył.
- Em... wiem, że to twój dom - zaznaczyłem na wszelki wypadek, żeby nie było, że się rządzę - ale nie jesteś głodny? Właśnie miałem sobie zrobić coś do jedzenia.
Jedzenie też jest dobre na krępujące sytuacje. Tym bardziej, jeśli nie miało się czasu na zjedzenie śniadania. Trochę mnie już ssało w żołądku, szczerze mówiąc.
A no tak... kilka słów wyjaśnienia mu się należało.
- Dostałem się na Uniwersytet Londyński - uśmiechnąłem się wesoło. Nie! Wcale się tym przed wszystkimi nie chełpiłem, to przecież też wiele wyjaśniało, nie?
Mój uśmiech jednak zaraz trochę zbladł, ale skrzętnie to ukryłem, z ociąganiem przenosząc się do kuchni.
- Mój ojciec zmarł w tym roku - poinformowałem go w miarę beznamiętnym tonem. - Wcześniej nie wiedziałem nawet o waszym istnieniu. No i bez pomocy twojego taty, pewnie byłoby krucho. Z moimi studiami głównie - sam jakoś bym sobie poradził, przeżył i znalazł sobie i robotę i dach nad głową... ale o uniwerku nie byłoby już mowy. Edukacja była niestety kosztowną inwestycją. Nic dziwnego, że korzystały z niej głównie dzieciaki z nadzianych rodzin... do których się oczywiście nie zaliczałem.
- No to jak? - zagadnąłem wracając do tematu jedzenia. Skoro i tak miałem coś upichcić...
- Potrafię przyrządzić jaja na trzydzieści trzy sposoby - dodałem, coby sobie nie myślał, że jestem laikiem w kuchni. No dobra... trochę byłem, do szefa kuchni było mi daleko, ale akurat jajka miałem opanowane do perfekcji, a to wystarczało mi w zupełności.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Nie tak powinienem był zacząć tą rozmowę. Przede wszystkim powinienem wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu, a nie naskakiwać na niego z jakimiś bezsensownymi pytaniami. Najwidoczniej ta półroczna przerwa w kontaktach z ludźmi negatywnie na mnie wpłynęła. - Nie wiem czy sobie na to zasłużyłem - zaśmiałem się. Na razie Louis sprawiał wrażenie osoby, z którą da się dobrze żyć. Niby nazwisko zobowiązywało, ale jednak wychowywał się w innym środowisku, więc nie wiadomo. Miałem ochotę rzucić na niego kosz z kolejnymi pytaniami, bo przecież nie codziennie poznaje się nowych członków tak bliskiej rodziny. Gdzie mieszkał? Czy wiedział o naszym istnieniu? Czy wiedział o magii? Ma rodzeństwo? Naprawdę było tego dużo, ale wolałem te wszystkie pytania dawkować pomału. Z każdą kolejną minutą przypominałem sobie jak to jest być sobą, więc moja twarz przestawała być taka ponura i zamyślona. Zaczynałem wierzyć, że mój plan powrotu do żywych jest możliwy do zrealizowania. - Przed chwilą najadłem się kociołkowych piegusków, ale dzięki - odparłem. - I teraz to też twój dom, nie? - Dodałem, wzruszywszy ramionami. Nie chciałem, żeby czuł się jakoś skrępowany przez to, że ja tutaj jestem i teoretycznie mam większe prawa do rządzenia się w tym miejscu. Szczególnie, że już od jakiegoś czasu mieszkałem gdzie indziej. - Na co? - Zapytałem zainteresowany. Skończyłem szkołę, ale wciąż miałem w sobie krukońskie przyzwyczajenia i nawet poczułem lekkie ukłucie zazdrości, że on prawdopodobnie studiuje coś co kocha, a ja musiałem z tego zrezygnować. Niemniej jednak nie chciałem teraz poruszać tego tematu. W ogóle wolałem, żeby rozmowa skupiała się na jego osobie.
Brawo, Mort! pomyślałem, kiedy usłyszałem, co się stało z jego ojcem. Zupełnie nieświadomie wszedłem na zły temat, ale to by wyjaśniało dlaczego znalazł się u nas. - Przykro mi - powiedziałem i naprawdę tak było! W sumie żałowałem, że nigdy nie miałem okazji poznać brata mojego ojca. Chciałbym zobaczyć ich razem obok siebie - to dopiero byłoby dziwne. - Ja wiedziałem o istnieniu twojego taty, ale o tobie już nie... - przyznałem się. - To mugolska edukacja jest taka droga? - Zapytałem zainteresowany. Miałem styczność z mugolami i życie w mugolskim świecie nie sprawiało mi jakiegoś większego problemu, ale jednak nie wiedziałem o nim wszystkiego! Zawiesiłem na nim swój wzrok jakbym się zastanawiał czy przypadkiem nie chce mnie otruć. - No dobra. Zobaczymy czy mówisz prawdę - odparłem w końcu i ruszyłem w stronę kuchni. - Czekaj - zatrzymałem się na moment. - Czy ty wiedziałeś o tym wszystkim? - Zapytałem. - Wiesz... Magii? - Dodałem, próbując zakreślić to wszystko ruchem dłoni. W sumie skoro nie wiedział o naszym istnieniu to pewnie też nie wiedział nic o magii, ale to się wydawało takie abstrakcyjne, że musiałem się upewnić.
Brawo, Mort! pomyślałem, kiedy usłyszałem, co się stało z jego ojcem. Zupełnie nieświadomie wszedłem na zły temat, ale to by wyjaśniało dlaczego znalazł się u nas. - Przykro mi - powiedziałem i naprawdę tak było! W sumie żałowałem, że nigdy nie miałem okazji poznać brata mojego ojca. Chciałbym zobaczyć ich razem obok siebie - to dopiero byłoby dziwne. - Ja wiedziałem o istnieniu twojego taty, ale o tobie już nie... - przyznałem się. - To mugolska edukacja jest taka droga? - Zapytałem zainteresowany. Miałem styczność z mugolami i życie w mugolskim świecie nie sprawiało mi jakiegoś większego problemu, ale jednak nie wiedziałem o nim wszystkiego! Zawiesiłem na nim swój wzrok jakbym się zastanawiał czy przypadkiem nie chce mnie otruć. - No dobra. Zobaczymy czy mówisz prawdę - odparłem w końcu i ruszyłem w stronę kuchni. - Czekaj - zatrzymałem się na moment. - Czy ty wiedziałeś o tym wszystkim? - Zapytałem. - Wiesz... Magii? - Dodałem, próbując zakreślić to wszystko ruchem dłoni. W sumie skoro nie wiedział o naszym istnieniu to pewnie też nie wiedział nic o magii, ale to się wydawało takie abstrakcyjne, że musiałem się upewnić.
Mortimer Bott
Zawód : bezrobotny
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
My bones keep breaking
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Te pytania wcale nie były takie bezsensowne. Moje pytania, kiedy pierwszy raz pojawiłem się na Baker Street 69, na bank były o wiele głupsze. No i było ich całe morze! Dobrze, że stryj się wprawił w szkole i miał cierpliwość, żeby mi chociaż na część odpowiedzieć.
Na co się dostałem? Drgnąłem nieznacznie i odwróciłem się, żeby na niego spojrzeć i uśmiechnąć się jeszcze trochę szerzej. Sam nie wiem dlaczego tak zaskoczyło mnie jego pytanie. Mile zaskoczyło.
- Na astrofizykę i kosmologię - odparłem więc czym prędzej.
Co do ojca zaś... pokiwałem tylko głową.
- Takie życie, nie? - mruknąłem, coby się nad całą kwestią za bardzo nie rozwodzić. Podświadomie starałem się za dużo nie myśleć o ojcu, a już szczególnie przy kimś. Było na to jeszcze za wcześnie.
Na szczęście szybko podchwyciłem zmianę tematu podrzuconą przez Mo.
- Uniwersytety - odparłem na jego pytanie - są piekielnie drogie. A te dobre to już w ogóle. Za swoje studia zapłaciłem częścią forsy ze sprzedaży domu, a to i tak niewystarczająco - uśmiechnąłem się trochę kwaśno. - Macie czarodziejskie uniwersytety? Szkoły wyższe czy coś w ten deseń? - zapytałem nagle uświadamiając sobie, że wcześniej nie uzupełniłem tej wiedzy u stryja. Jak mogłem?!
Czyli jednak się skusi? Doskonale!
- Nie pożałujesz - zapewniłem uśmiechając się jeszcze szerzej i już zacząłem buszować po kuchni. Szczęśliwie wszystko miałem już obcykane, a w tej chwili potrzebne mi były głównie jajka i bekon.
- Żartujesz? - spojrzałem na niego przez ramię zaskoczony pytaniem. - Nie miałem o niczym bladego pojęcia! Dopiero twój tata mnie uświadomił. Sprawił, że latałem, kosmos, nie? - wyszczerzyłem się do niego znów zabierając do kucharzenia. Nie minęła chwila, a już po kuchni roznosił się cudowny zapach smażonego bekonu. W międzyczasie wyciągnąłem chleb z szafki.
- Byłem nawet na Pokątnej i to dopiero był odlot! Normalnie mógłbym tam zamieszkać! Te sowy... i ruchome zdjęcia w gazetach... i czekoladowe żaby, które normalnie chodzą...! - wyrzucałem z siebie potok słów wybitnie przejęty całym tym magicznym światem. Zupełnie przy tym zapomniałem, że przecież Mort miał to na co dzień. No cóż... i tak dobrze, bo tak wymieniać mógłbym w nieskończoność. Kuzyn nie usłyszał nawet ułamka moich zachwytów nad czarami i czarodziejską częścią Londynu.
- Tylko żeby tam wejść potrzeba różdżki i z tym jest lekka chała - westchnąłem cicho. - Eileen mnie czasami zabiera. Znasz ją, nie?
O ile początkowo zwracałem się do niej "pani Wilde" - bo w końcu była nauczycielką, nie? - to tak długo mi powtarzała, żebym tego nie robił, że w końcu nauczyłem się mówić do niej po imieniu. Zasadniczo nie była ode mnie tak grubo starsza. No i akurat mnie nie miała okazji uczyć - to sporo rzeczy ułatwiało.
Sprawdziłem bekon (musiał być odpowiednio przysmażony - chrupiący, ale niespalony) i wbiłem jajka, momentalnie je doprawiając. Może wykwintne danie to nie było, ale za to banalnie proste, błyskawiczne... i smakowało genialnie.
Na co się dostałem? Drgnąłem nieznacznie i odwróciłem się, żeby na niego spojrzeć i uśmiechnąć się jeszcze trochę szerzej. Sam nie wiem dlaczego tak zaskoczyło mnie jego pytanie. Mile zaskoczyło.
- Na astrofizykę i kosmologię - odparłem więc czym prędzej.
Co do ojca zaś... pokiwałem tylko głową.
- Takie życie, nie? - mruknąłem, coby się nad całą kwestią za bardzo nie rozwodzić. Podświadomie starałem się za dużo nie myśleć o ojcu, a już szczególnie przy kimś. Było na to jeszcze za wcześnie.
Na szczęście szybko podchwyciłem zmianę tematu podrzuconą przez Mo.
- Uniwersytety - odparłem na jego pytanie - są piekielnie drogie. A te dobre to już w ogóle. Za swoje studia zapłaciłem częścią forsy ze sprzedaży domu, a to i tak niewystarczająco - uśmiechnąłem się trochę kwaśno. - Macie czarodziejskie uniwersytety? Szkoły wyższe czy coś w ten deseń? - zapytałem nagle uświadamiając sobie, że wcześniej nie uzupełniłem tej wiedzy u stryja. Jak mogłem?!
Czyli jednak się skusi? Doskonale!
- Nie pożałujesz - zapewniłem uśmiechając się jeszcze szerzej i już zacząłem buszować po kuchni. Szczęśliwie wszystko miałem już obcykane, a w tej chwili potrzebne mi były głównie jajka i bekon.
- Żartujesz? - spojrzałem na niego przez ramię zaskoczony pytaniem. - Nie miałem o niczym bladego pojęcia! Dopiero twój tata mnie uświadomił. Sprawił, że latałem, kosmos, nie? - wyszczerzyłem się do niego znów zabierając do kucharzenia. Nie minęła chwila, a już po kuchni roznosił się cudowny zapach smażonego bekonu. W międzyczasie wyciągnąłem chleb z szafki.
- Byłem nawet na Pokątnej i to dopiero był odlot! Normalnie mógłbym tam zamieszkać! Te sowy... i ruchome zdjęcia w gazetach... i czekoladowe żaby, które normalnie chodzą...! - wyrzucałem z siebie potok słów wybitnie przejęty całym tym magicznym światem. Zupełnie przy tym zapomniałem, że przecież Mort miał to na co dzień. No cóż... i tak dobrze, bo tak wymieniać mógłbym w nieskończoność. Kuzyn nie usłyszał nawet ułamka moich zachwytów nad czarami i czarodziejską częścią Londynu.
- Tylko żeby tam wejść potrzeba różdżki i z tym jest lekka chała - westchnąłem cicho. - Eileen mnie czasami zabiera. Znasz ją, nie?
O ile początkowo zwracałem się do niej "pani Wilde" - bo w końcu była nauczycielką, nie? - to tak długo mi powtarzała, żebym tego nie robił, że w końcu nauczyłem się mówić do niej po imieniu. Zasadniczo nie była ode mnie tak grubo starsza. No i akurat mnie nie miała okazji uczyć - to sporo rzeczy ułatwiało.
Sprawdziłem bekon (musiał być odpowiednio przysmażony - chrupiący, ale niespalony) i wbiłem jajka, momentalnie je doprawiając. Może wykwintne danie to nie było, ale za to banalnie proste, błyskawiczne... i smakowało genialnie.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
- Serio? - Nie sądziłem, że mugole uczą się o takich rzeczach. W sumie nigdy nie zastanawiałem się nad tym w jakim kierunku mogą się kształcić, ale astrofizyka i kosmologia? Wydawało mi się, że mugole wolą bardziej przyziemne rzeczy. - To musi być trudne - stwierdziłem, przypominając sobie wszystkie lata astronomii w Hogwarcie. Radziłem sobie z tym przedmiotem, ale nigdy szczególnie za nim nie przepadałem. W żaden sposób nie skomentowałem jego słów odnośnie ojca, bo ciągnięcie tego tematu nie miało sensu. Widać było, że nie chce o tym rozmawiać i doskonale to rozumiałem. Sam wolałem unikać rozmów o śmierci mojej mamy czy siostry. - Bez sensu. A co jak cię nie stać na naukę? - Zapytałem. - Nie... Nie mamy czegoś takiego. Mamy tylko jedną szkołę jako taką i nauka trwa tam siedem lat. Potem uczęszcza się na kursy i te różnią się w zależności od tego co wybierzesz - odparłem, wzruszywszy ramionami.
- Naprawdę? - Zapytałem zdziwiony. - Nic a nic? - Upewniłem się, ale nie potrzebowałem odpowiedzi po usłyszeniu jego słowotoku. Nigdy nie spojrzałem na to wszystko w ten sposób. Nie uważałem czekoladowych żab za tak niesamowitą rzecz. W sumie nie za bardzo za nimi przepadałem, bo zawsze próbowały uciec. Usiadłem na barowym krześle, który pewnie stał przy kuchennym blacie i obserwowałem jak przygotowuje to swoje legendarne danie. - No wiesz... To jest tak zrobione, żeby właśnie nikt niemagiczny przypadkiem się tam nie pojawił - powiedziałem. - Ale dla chcącego nic trudnego - zaśmiałem się, ale byłem pod wrażeniem jego sprytu. Z tego co wywnioskowałem, wiedział o istnieniu magii zaledwie od miesiąca, a już nauczył się wkradać na Pokątną bez różdżki i nawet nawiązał nowe znajomości. - Yyy... nie? Kim ona jest? - Zapytałem, bo samo imię niewiele mi mówiło.
- Naprawdę? - Zapytałem zdziwiony. - Nic a nic? - Upewniłem się, ale nie potrzebowałem odpowiedzi po usłyszeniu jego słowotoku. Nigdy nie spojrzałem na to wszystko w ten sposób. Nie uważałem czekoladowych żab za tak niesamowitą rzecz. W sumie nie za bardzo za nimi przepadałem, bo zawsze próbowały uciec. Usiadłem na barowym krześle, który pewnie stał przy kuchennym blacie i obserwowałem jak przygotowuje to swoje legendarne danie. - No wiesz... To jest tak zrobione, żeby właśnie nikt niemagiczny przypadkiem się tam nie pojawił - powiedziałem. - Ale dla chcącego nic trudnego - zaśmiałem się, ale byłem pod wrażeniem jego sprytu. Z tego co wywnioskowałem, wiedział o istnieniu magii zaledwie od miesiąca, a już nauczył się wkradać na Pokątną bez różdżki i nawet nawiązał nowe znajomości. - Yyy... nie? Kim ona jest? - Zapytałem, bo samo imię niewiele mi mówiło.
Mortimer Bott
Zawód : bezrobotny
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
My bones keep breaking
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Czy mój kierunek studiów jest trudny? Szczerze mówiąc do tej pory w ogóle tak na to nie patrzyłem.
- Ale cholernie ciekawe - odparłem momentalnie. - Kosmos jest ekstra, wciąż o nim tyle rzeczy nie wiemy... o tym jak powstał, czy są we wszechświecie jeszcze jakieś cywilizacje... najpierw musimy go zbadać tak dobrze jak się to da z Ziemi, a potem... - machnąłem szpatułką do jajek - potem stworzymy maszyny, żeby podróżować po kosmosie. To byłoby genialne, nie sądzisz? Zobaczenie Ziemi z kosmosu, podróże międzyplanetarne... - tak się rozgadałem i rozmarzyłem, że zupełnie zapomniałem o jedzeniu. Dopiero skwierczenie jajek mi o tym przypomniało, więc czym prędzej do nich wróciłem. Teraz przynajmniej Mortimer wiedział, że zagadywanie mnie o kosmos jest dość... ryzykowne. Mógłbym o nim gadać godzinami... jak o samej Pokątnej.
Wzruszyłem ramionami na jego pytanie.
- Uczelnie wyższe są dla ludzi z wyższych sfer - odparłem - jeśli cię nie stać, to znaczy że do nich nie należysz i zostajesz zwykłym robolem. Albo masz szczęście i przejmujesz jakiś rodzinny interes, albo łapiesz się czego bądź. Ja na przykład miałem być mechanikiem... i w sumie nieźle mi to wychodziło - uśmiechnąłem się i w końcu ściągnąłem jajka i bekon z ognia, żeby ponakładać na talerze. Bycie mechanikiem nie było takie złe... może nawet załapię się na pracę u jakiegoś, żeby coś zarobić... ale żeby tak tylko z tego żyć?
No tak... wiedziałem, że na Pokątną nie powinni się dostawać ludzie niemagiczni, ot tak... ale mógłby być magiczny sposób na przejście tam też dla takich osób jak ja - które wiedzą o magii. Tak, tak, pamiętałem, że są czarodzieje, którzy nie pałają sympatią do mugoli, ale wciąż...
I nie, wcale nie byłem specjalnie sprytny do tej pory - po prostu dostawałem się na Pokątną z czarodziejami, którzy mieli nade mną pieczę - to nic chwalebnego.
- Nie? A może rzeczywiście cię nie uczyła - ogarnąłem się, bo przecież Eileen była młoda, nie? A mój kuzyn chyba starszy ode mnie, więc miał prawo się nie załapać.
- Uczy w waszej szkole. W Ho... Hogarcie...? - zmarszczyłem brwi. Nie, nie tak to brzmiało. Że też właśnie teraz musiało mi wylecieć z głowy to słowo. - No w każdym razie właśnie tam - zielarstwa. Zna się z twoim tatą, a on jakoś ją przekonał, żeby mnie zabrała na Pokątną. Jest super-ekstra, szkoda, że w moich szkołach nie było takich nauczycielek - westchnąłem, ale szybko się ogarnąłem i dwa talerze z pachnącym i gorącym jedzeniem wylądowały na blacie stołu. - Smacznego - wyszczerzyłem się do kuzyna.
- Ale cholernie ciekawe - odparłem momentalnie. - Kosmos jest ekstra, wciąż o nim tyle rzeczy nie wiemy... o tym jak powstał, czy są we wszechświecie jeszcze jakieś cywilizacje... najpierw musimy go zbadać tak dobrze jak się to da z Ziemi, a potem... - machnąłem szpatułką do jajek - potem stworzymy maszyny, żeby podróżować po kosmosie. To byłoby genialne, nie sądzisz? Zobaczenie Ziemi z kosmosu, podróże międzyplanetarne... - tak się rozgadałem i rozmarzyłem, że zupełnie zapomniałem o jedzeniu. Dopiero skwierczenie jajek mi o tym przypomniało, więc czym prędzej do nich wróciłem. Teraz przynajmniej Mortimer wiedział, że zagadywanie mnie o kosmos jest dość... ryzykowne. Mógłbym o nim gadać godzinami... jak o samej Pokątnej.
Wzruszyłem ramionami na jego pytanie.
- Uczelnie wyższe są dla ludzi z wyższych sfer - odparłem - jeśli cię nie stać, to znaczy że do nich nie należysz i zostajesz zwykłym robolem. Albo masz szczęście i przejmujesz jakiś rodzinny interes, albo łapiesz się czego bądź. Ja na przykład miałem być mechanikiem... i w sumie nieźle mi to wychodziło - uśmiechnąłem się i w końcu ściągnąłem jajka i bekon z ognia, żeby ponakładać na talerze. Bycie mechanikiem nie było takie złe... może nawet załapię się na pracę u jakiegoś, żeby coś zarobić... ale żeby tak tylko z tego żyć?
No tak... wiedziałem, że na Pokątną nie powinni się dostawać ludzie niemagiczni, ot tak... ale mógłby być magiczny sposób na przejście tam też dla takich osób jak ja - które wiedzą o magii. Tak, tak, pamiętałem, że są czarodzieje, którzy nie pałają sympatią do mugoli, ale wciąż...
I nie, wcale nie byłem specjalnie sprytny do tej pory - po prostu dostawałem się na Pokątną z czarodziejami, którzy mieli nade mną pieczę - to nic chwalebnego.
- Nie? A może rzeczywiście cię nie uczyła - ogarnąłem się, bo przecież Eileen była młoda, nie? A mój kuzyn chyba starszy ode mnie, więc miał prawo się nie załapać.
- Uczy w waszej szkole. W Ho... Hogarcie...? - zmarszczyłem brwi. Nie, nie tak to brzmiało. Że też właśnie teraz musiało mi wylecieć z głowy to słowo. - No w każdym razie właśnie tam - zielarstwa. Zna się z twoim tatą, a on jakoś ją przekonał, żeby mnie zabrała na Pokątną. Jest super-ekstra, szkoda, że w moich szkołach nie było takich nauczycielek - westchnąłem, ale szybko się ogarnąłem i dwa talerze z pachnącym i gorącym jedzeniem wylądowały na blacie stołu. - Smacznego - wyszczerzyłem się do kuzyna.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Jego zachwyty nad studiami w ogóle mi nie przeszkadzały. W końcu zachowywałem się identycznie, kiedy zeszło się na odpowiedni dla mnie temat. Coraz bardziej czułem irracjonalną zazdrość i jeszcze większą złość, że świat jest tak cholernie niesprawiedliwy. Czym sobie zasłużyłem na swój los? Co prawda nie wymyśliłem leku na skrofungulusa, ale przecież nigdy nie wyrządziłem nikomu żadnej krzywdy. Przynajmniej nie na umyślnie. Znaczy się wyrządziłem, ale to przecież ograniczało się do głupich żartów, a nie morderstw. Wyśmieję każdego kto powie, że istnieje coś takiego jak karma i wszystko co nam się przytrafia ma jakiś powód. Wszystko, co nam się przydarza, jest przypadkiem. Ewentualnie konsekwencją idiotycznych decyzji, czyli takich, jakie ja potrafiłem podejmować. Oczywiście nie miałem zamiaru umniejszać osiągnięć kuzyna czy sprawiać mu przykrość. Moja zazdrość nie była chorobliwa. - Tak teraz pomyślałem, że astronomia to chyba jedyna dziedzina, o której wiemy tyle samo - stwierdziłem. Czarodzieje jeszcze nie latali w kosmos. Ograniczali się do obserwacji gwiazd i ruchu planet. Może nawet wiedzieliśmy mniej niż mugole? W większości skupiamy się tylko na tych faktach, które pomagają nam w ważeniu eliksirów, hodowli zwierząt czy wróżeniu. A astronomia sama w sobie? No nie wiem. Już mówiłem, że nigdy szczególnie się nie przykładałem do tego przedmiotu.
Ludzie z wyższych sfer. Czyli to nie tylko nasz problem. Westchnąłem, kiwając głową ze zrozumieniem. - Nie widzę cię jako mechanika - stwierdziłem, mierząc go wzrokiem. Pewnie dlatego, że przed chwilą tak się zachwycał kosmosem. Teraz już nie będę mógł o tym zapomnieć i wyobrazić go sobie w jakiejkolwiek innej roli. - Hogwarcie - poprawiłem go automatycznie. - Aaa! Masz na myśli Eileen Wilde? Zaczęła uczyć, kiedy kończyłem szkołę. Ale kojarzę ją z opowieści - odparłem, wzruszając ramionami. W końcu mój ojciec i szwagier z nią pracują, więc chcąc nie chcąc czasami coś obiło mi się o uszy. Sam nie mógł go tam zabrać? Pomyślałem, ale nie mnie to oceniać. Zresztą Louis był zadowolony, a to chyba najważniejsze.
Nie potrzebowałem dodatkowej namowy. Od razu chwyciłem za widelec i wsadziłem sobie do ust kawałek bekonu. Od jakiegoś czasu bardziej lubiłem jeść mięso. Ekhm, jakiegoś, doskonale wiedziałem jakiego. W każdym razie za jajka też się nie obrażę i je zjem, szczególnie, że to faktycznie było smaczne. - Ej, dobre - odparłem. - Będę przychodził codziennie aż zaprezentujesz każdy z tych trzydziestu trzech sposobów - zapowiedziałem w żartach.
Ludzie z wyższych sfer. Czyli to nie tylko nasz problem. Westchnąłem, kiwając głową ze zrozumieniem. - Nie widzę cię jako mechanika - stwierdziłem, mierząc go wzrokiem. Pewnie dlatego, że przed chwilą tak się zachwycał kosmosem. Teraz już nie będę mógł o tym zapomnieć i wyobrazić go sobie w jakiejkolwiek innej roli. - Hogwarcie - poprawiłem go automatycznie. - Aaa! Masz na myśli Eileen Wilde? Zaczęła uczyć, kiedy kończyłem szkołę. Ale kojarzę ją z opowieści - odparłem, wzruszając ramionami. W końcu mój ojciec i szwagier z nią pracują, więc chcąc nie chcąc czasami coś obiło mi się o uszy. Sam nie mógł go tam zabrać? Pomyślałem, ale nie mnie to oceniać. Zresztą Louis był zadowolony, a to chyba najważniejsze.
Nie potrzebowałem dodatkowej namowy. Od razu chwyciłem za widelec i wsadziłem sobie do ust kawałek bekonu. Od jakiegoś czasu bardziej lubiłem jeść mięso. Ekhm, jakiegoś, doskonale wiedziałem jakiego. W każdym razie za jajka też się nie obrażę i je zjem, szczególnie, że to faktycznie było smaczne. - Ej, dobre - odparłem. - Będę przychodził codziennie aż zaprezentujesz każdy z tych trzydziestu trzech sposobów - zapowiedziałem w żartach.
Mortimer Bott
Zawód : bezrobotny
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
My bones keep breaking
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
No i kto by pomyślał? Że to Mo będzie zazdrościł mi? Chyba w życiu by mi to nie przyszło do głowy. W końcu to ja nie potrafiłem czarować, nie mogłem swobodnie wchodzić do ich magicznego świata, ani uczyć się w ich obłędnej szkole! Do tej pory wiodłem nudne życie nudnego mugola naznaczony śmiercią i z góry stracony naukowo - z braku pieniędzy właśnie. Dopiero niedawno uśmiechnęło się do mnie szczęście... szczęście w nieszczęściu. Czy naprawdę było mi czego zazdrościć? Szczerze w to wątpiłem.
Uśmiechnąłem się.
- Ale ponoć macie lepsze te takie małe teleskopy. I wasze mapy gwiazd trochę różnią się od naszych - twój tata dał mi swoje i właśnie je badam. Wiesz - skąd te różnice. Strasznie żałuję, że ze sobą nie współpracujemy: zwykli ludzie i czarodzieje. Razem moglibyśmy dojść do przełomowych odkryć dużo szybciej niż osobno - wyjaśniłem. Już to mówiłem stryjowi i mniej więcej wiedziałem w czym rzecz i że zarówno czarodzieje jak i mugole mogliby podejść do siebie z niechęcią... ale w moim wyimaginowanym świecie-utopii właśnie tak by było - żylibyśmy razem w zgodzie, o. I prócz radioteleskopów w wielkich obserwatoriach astronomicznych można byłoby korzystać także magiczne teleskopy. Czy to nie byłoby genialne? Wróciłem jednak na Ziemię z tymi swoimi marzeniami.
- Może gdybyś miał samochód albo motocykl i by ci się zepsuł, to byś mnie zobaczył w roli mechanika - zażartowałem parskając śmiechem.
Hogwart, no jasne! Pokiwałem energicznie głową. Niektóre ich kosmiczne nazwy przychodziły mi z trudnością, chociaż akurat Hogwart nie był taki tragiczny - najgorsze były chyba nazwy tych ich klas... i to, że osoby, które zostały do nich przydzielone miały też inne nazwy. Udało mi się tylko ogarnąć, że każdy dom (o, bo tak się nazywały te klasy!) ma swoje zwierzę w godle. Po zwierzętach jeszcze jakoś szło mi to rozróżnianie ich, ale tak? Będę musiał to sobie chyba kiedyś rozpisać.
- To właśnie ona - przytaknąłem z uśmiechem. - Jest świetna, z nią mógłbym się uczyć tego zielarstwa - dodałem rozbawiony, bo generalnie nie przepadałem za biologią, a każdą roślinkę potrafiłem w mig uśmiercić. Sam nie wiem jak to się działo.
Mniejsza jednak o kwestię roślinek - najważniejsze, że to jakże wykwintne danie smakowało mojemu kuzynowi.
- Ale jest ich tylko trzydzieści trzy - zauważyłem. - Pójdzie strasznie szybko, a czego innego nie umiem przygotować - stłumiłem śmiech, coby nie opluć wszystkiego jajkiem i bekonem. - No ale dobra, może teraz ty coś powiesz, bo tylko ja ględzę i ględzę. To ty jesteś tym kuzynem, który gdzieś wyjechał czy o jakimś innym mówił mi twój tata? W ogóle to chyba ekstra mieć tyle rodzeństwa, co? - zagadnąłem pogodnie, błyskawicznie pochłaniając swoją porcję jedzenia.
Uśmiechnąłem się.
- Ale ponoć macie lepsze te takie małe teleskopy. I wasze mapy gwiazd trochę różnią się od naszych - twój tata dał mi swoje i właśnie je badam. Wiesz - skąd te różnice. Strasznie żałuję, że ze sobą nie współpracujemy: zwykli ludzie i czarodzieje. Razem moglibyśmy dojść do przełomowych odkryć dużo szybciej niż osobno - wyjaśniłem. Już to mówiłem stryjowi i mniej więcej wiedziałem w czym rzecz i że zarówno czarodzieje jak i mugole mogliby podejść do siebie z niechęcią... ale w moim wyimaginowanym świecie-utopii właśnie tak by było - żylibyśmy razem w zgodzie, o. I prócz radioteleskopów w wielkich obserwatoriach astronomicznych można byłoby korzystać także magiczne teleskopy. Czy to nie byłoby genialne? Wróciłem jednak na Ziemię z tymi swoimi marzeniami.
- Może gdybyś miał samochód albo motocykl i by ci się zepsuł, to byś mnie zobaczył w roli mechanika - zażartowałem parskając śmiechem.
Hogwart, no jasne! Pokiwałem energicznie głową. Niektóre ich kosmiczne nazwy przychodziły mi z trudnością, chociaż akurat Hogwart nie był taki tragiczny - najgorsze były chyba nazwy tych ich klas... i to, że osoby, które zostały do nich przydzielone miały też inne nazwy. Udało mi się tylko ogarnąć, że każdy dom (o, bo tak się nazywały te klasy!) ma swoje zwierzę w godle. Po zwierzętach jeszcze jakoś szło mi to rozróżnianie ich, ale tak? Będę musiał to sobie chyba kiedyś rozpisać.
- To właśnie ona - przytaknąłem z uśmiechem. - Jest świetna, z nią mógłbym się uczyć tego zielarstwa - dodałem rozbawiony, bo generalnie nie przepadałem za biologią, a każdą roślinkę potrafiłem w mig uśmiercić. Sam nie wiem jak to się działo.
Mniejsza jednak o kwestię roślinek - najważniejsze, że to jakże wykwintne danie smakowało mojemu kuzynowi.
- Ale jest ich tylko trzydzieści trzy - zauważyłem. - Pójdzie strasznie szybko, a czego innego nie umiem przygotować - stłumiłem śmiech, coby nie opluć wszystkiego jajkiem i bekonem. - No ale dobra, może teraz ty coś powiesz, bo tylko ja ględzę i ględzę. To ty jesteś tym kuzynem, który gdzieś wyjechał czy o jakimś innym mówił mi twój tata? W ogóle to chyba ekstra mieć tyle rodzeństwa, co? - zagadnąłem pogodnie, błyskawicznie pochłaniając swoją porcję jedzenia.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
- Masz rację. Razem na pewno udałoby nam się dojść do czegoś przełomowego. Na przykład wasza technologia. Telefony, o! Nie mam pojęcia jak działają, ale wydają się być wygodniejsze niż sowy. Albo... Wasze obrazy się nie ruszają. I nie mówią! Całe szczęście, że ojciec żadnych takich nie wieszał - powiedziałem, podzielając jego entuzjazm. Chciałbym, żeby to było możliwe, ale byłem realistą. - Ale na chwilę obecną to nie jest możliwe. Może kiedyś... - westchnąłem. Byłem czarodziejem mieszanej krwi, więc dla mnie taka współpraca byłaby czymś fascynującym i na pewno nie uwłaczającym mojej osobie. Natomiast duża część czarodziejskiego społeczeństwa to rodziny o nieskazitelnie (przynajmniej oficjalnie) czystej krwi, więc dla nich coś takiego było nie do przyjęcia. Choćby mugole wymyślili lek ratujący im życie to i tak uporczywie trzymaliby się czarodziejskich sposobów, bo przecież zawsze i wszędzie są najlepsze.
- No tak, masz rację. Wtedy będę wiedział z kim się skontaktować - odparłem. Co prawda wątpiłem, żebym kiedykolwiek zaopatrzył się w samochód czy motocykl (czarodziejskie środki transportu w zupełności mi wystarczały), ale kto wie. - Jeszcze jakieś walory? - Zapytałem rozbawiony, bo na razie dzięki Louisowi Eileen wydawała się być kobietą idealną. A przynajmniej, że jest super-ekstra i że zachęca do nauki swojego przedmiotu. - Tylko? Starczy na cały miesiąc! - Odparłem. Moje zdolności kulinarne ograniczały się do... Hmm. Zakupu gotowych potraw w sklepie? Nie, aż tak źle nie było. Westchnąłem cicho. Temat w końcu zszedł na mnie. - Spokojnie, nie przeszkadza mi to - powiedziałem, machnąwszy dłonią. Wsadziłem sobie kolejną porcję jajek do ust i kiwnąłem głową na potwierdzenie jego słów. Nie czuję, gdy rymuję, joł. - Tak, to chyba ja - odparłem, przełykając ostatni kęs. Uśmiechnąłem się na wzmiankę o moim licznym rodzeństwie. - Jest ekstra - zgodziłem się. - Chociaż czasami dają w kość. Szczególnie jak jest się jednym z najmłodszych - dodałem rozbawiony. Nigdy im nie powiem, że ich lubię, bo przecież taki rzeczy się nie mówi, ale tęskniłem za naszymi rodzinnymi wieczorami. Jasne, nie raz mnie wkurzali, ale jakie rodzeństwo tego nie robi?
- No tak, masz rację. Wtedy będę wiedział z kim się skontaktować - odparłem. Co prawda wątpiłem, żebym kiedykolwiek zaopatrzył się w samochód czy motocykl (czarodziejskie środki transportu w zupełności mi wystarczały), ale kto wie. - Jeszcze jakieś walory? - Zapytałem rozbawiony, bo na razie dzięki Louisowi Eileen wydawała się być kobietą idealną. A przynajmniej, że jest super-ekstra i że zachęca do nauki swojego przedmiotu. - Tylko? Starczy na cały miesiąc! - Odparłem. Moje zdolności kulinarne ograniczały się do... Hmm. Zakupu gotowych potraw w sklepie? Nie, aż tak źle nie było. Westchnąłem cicho. Temat w końcu zszedł na mnie. - Spokojnie, nie przeszkadza mi to - powiedziałem, machnąwszy dłonią. Wsadziłem sobie kolejną porcję jajek do ust i kiwnąłem głową na potwierdzenie jego słów. Nie czuję, gdy rymuję, joł. - Tak, to chyba ja - odparłem, przełykając ostatni kęs. Uśmiechnąłem się na wzmiankę o moim licznym rodzeństwie. - Jest ekstra - zgodziłem się. - Chociaż czasami dają w kość. Szczególnie jak jest się jednym z najmłodszych - dodałem rozbawiony. Nigdy im nie powiem, że ich lubię, bo przecież taki rzeczy się nie mówi, ale tęskniłem za naszymi rodzinnymi wieczorami. Jasne, nie raz mnie wkurzali, ale jakie rodzeństwo tego nie robi?
Mortimer Bott
Zawód : bezrobotny
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
My bones keep breaking
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
- Sowy są świetne! - zaoponowałem. - Niby nie możesz przez nie usłyszeć głosu rozmówcy, ale... i tak są fajne. Gdybym mógł, to ze wszystkimi znajomymi bym się kontaktował w ten sposób - dodałem rozbawiony. Oczywiście to nie było możliwe, a jedyną osobą, do której listy wysyłałem sową była Eileen... no i czasami stryj. Ale wiedziałem co Mo miał na myśli.
- Ruchome obrazy też są genialne. I te zdjęcia w waszych gazetach! Szkoda, że nasze są takie nieruchawe, gdyby było inaczej może nawet zacząłbym je kupować - zaśmiałem się, a rozbawienie mnie nie opuściło nadal, kiedy kuzyn mówił, że będzie wiedział do kogo się zgłosić z zepsutym pojazdem. I bardzo dobrze, chociaż ja też szczerze wątpiłem, żeby się na takowy pokusił - skoro mają teleporty w kominkach i latające miotły, to po co by im były samochody, nie?
- No weź, nie wmówisz mi, że nie zrobiła na tobie wrażenia - żachnąłem się na te jego "jeszcze jakieś walory?" - jest miła, zabawna, ładna - wyliczałem odginając kolejno palce - kompletnie nie wygląda na swój wiek... no i jest czarownicą - uśmiechnąłem się szeroko. Bycie obdarzonym magicznym talentem było dla mnie zaletą samą w sobie. I NIE, wcale się w niej nie zakochałem! Po prostu była super i już. No i to pierwsza czarownica jaką poznałem... i w niczym nie przypominała tych starych wiedźm z kurzajkami, krogulczym nosem gotującą w wielkim kotle ludzkie mózgi. Była bardziej jak Morgana, o. Że też zawsze, kiedy bawiliśmy się w rycerzy Okrągłego Stołu żadna dziewczyna nie chciała być Morganą, tylko wszystkie zawsze Ginewrą! Naiwniaczki, ciekawe co by powiedziały, gdybym je uświadomił o tym, że magia naprawdę istnieje! Co tam, że ostatni raz bawiłem się z nimi jak miałem kilka lat.
Dobra, powrót na Ziemię.
- Czekaj... niech zgadnę... twoim ulubionym przedmiotem było coś humanistycznego? Literatura magiczna? - strzeliłem, żeby zaraz parsknąć śmiechem. - Jest w ogóle coś takiego? I z pewnością nie pojechałeś do ciepłych krajów - dodałem spoglądając na jego bladą twarz. - Gdzie cię wywiało? - zagadnąłem z ciekawością. Jakiż ze mnie błyskotliwy detektyw!
- Ruchome obrazy też są genialne. I te zdjęcia w waszych gazetach! Szkoda, że nasze są takie nieruchawe, gdyby było inaczej może nawet zacząłbym je kupować - zaśmiałem się, a rozbawienie mnie nie opuściło nadal, kiedy kuzyn mówił, że będzie wiedział do kogo się zgłosić z zepsutym pojazdem. I bardzo dobrze, chociaż ja też szczerze wątpiłem, żeby się na takowy pokusił - skoro mają teleporty w kominkach i latające miotły, to po co by im były samochody, nie?
- No weź, nie wmówisz mi, że nie zrobiła na tobie wrażenia - żachnąłem się na te jego "jeszcze jakieś walory?" - jest miła, zabawna, ładna - wyliczałem odginając kolejno palce - kompletnie nie wygląda na swój wiek... no i jest czarownicą - uśmiechnąłem się szeroko. Bycie obdarzonym magicznym talentem było dla mnie zaletą samą w sobie. I NIE, wcale się w niej nie zakochałem! Po prostu była super i już. No i to pierwsza czarownica jaką poznałem... i w niczym nie przypominała tych starych wiedźm z kurzajkami, krogulczym nosem gotującą w wielkim kotle ludzkie mózgi. Była bardziej jak Morgana, o. Że też zawsze, kiedy bawiliśmy się w rycerzy Okrągłego Stołu żadna dziewczyna nie chciała być Morganą, tylko wszystkie zawsze Ginewrą! Naiwniaczki, ciekawe co by powiedziały, gdybym je uświadomił o tym, że magia naprawdę istnieje! Co tam, że ostatni raz bawiłem się z nimi jak miałem kilka lat.
Dobra, powrót na Ziemię.
- Czekaj... niech zgadnę... twoim ulubionym przedmiotem było coś humanistycznego? Literatura magiczna? - strzeliłem, żeby zaraz parsknąć śmiechem. - Jest w ogóle coś takiego? I z pewnością nie pojechałeś do ciepłych krajów - dodałem spoglądając na jego bladą twarz. - Gdzie cię wywiało? - zagadnąłem z ciekawością. Jakiż ze mnie błyskotliwy detektyw!
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Pominę fakt, że sowy gryzą i brudzą, ale też nie mówią i nie latają tak szybko - stwierdziłem. Sowy miały swój urok i nie uważałem ich za jakąś totalną komunikacyjną masakrę, ale taki telefon naprawdę wydawał się być praktyczniejszy. Zresztą nawet gdybyśmy mieli telefony to i tak czasami korzystalibyśmy z sów, bo nie zawsze jesteśmy w miejscu z telefonem, a sowa wszędzie dostarczy list. - Daj spokój! - Powiedziałem. - Telefony to tam... - machnąłem ręką. - Ale nieruchomych zdjęć wam zazdroszczę! Wiesz, jakie to jest niewygodne, kiedy próbujesz się komuś przyjrzeć, a ten ktoś chowa się za drzewem? Albo idziesz korytarzem i musisz słuchać jak jakiś stary obraz cię krytykuje? Albo kolekcjonujesz karty z Czekoladowych Żab i po pewnym czasie wszyscy znikają i zostaje ci sam napis? - Opowiedziałem przejęty, bo to naprawdę mi przeszkadzało. Cały czas pamiętałem ten smutek z dzieciństwa, kiedy chciałem pomachać do Merlina, a nie było go na karcie, bo sobie w międzyczasie poszedł. Mugole nie doceniali swojej nieruchomej fotografii i sztuki. - Nie miałem z nią zbyt wiele do czynienia - powiedziałem zgodnie z prawdą. Czasami mignęła mi gdzieś na korytarzu, czasami coś tata o niej wspomniał albo siostra i... tyle. Zaśmiałem się jak zaczął wymieniać wszystkie jej zalety, ale nie chciałem z nim na ten temat dyskutować. Zresztą nie miałem ku temu powodów, bo faktycznie Eileen nie była ani głupia ani tym bardziej brzydka. - No, masz rację - zgodziłem się zamiast tego.
- To jakoś po mnie widać? - Zapytałem, drapiąc się po głowie. Byłem nudny jak profesor Binns? - Nie ma czegoś takiego jak literatura magiczna, ale tak... Zawsze lubiłem historię magii - odpowiedziałem. Cóż, nie mogłem tego tematu omijać w nieskończoność, więc niech Louis będzie pierwszą osobą, która dowie się o porzuceniu moich planów na życie. - I zaklęcia - dodałem po krótkiej pauzie. - Dlatego po ukończeniu szkoły zacząłem się szkolić na łamacza klątw, a niedawno byłem w Szkocji, gdzie uczyliśmy się o klątwach wikingów. Także znowu masz rację. Żadnych ciepłych krajów - odparłem, uśmiechając się kątem ust.
- To jakoś po mnie widać? - Zapytałem, drapiąc się po głowie. Byłem nudny jak profesor Binns? - Nie ma czegoś takiego jak literatura magiczna, ale tak... Zawsze lubiłem historię magii - odpowiedziałem. Cóż, nie mogłem tego tematu omijać w nieskończoność, więc niech Louis będzie pierwszą osobą, która dowie się o porzuceniu moich planów na życie. - I zaklęcia - dodałem po krótkiej pauzie. - Dlatego po ukończeniu szkoły zacząłem się szkolić na łamacza klątw, a niedawno byłem w Szkocji, gdzie uczyliśmy się o klątwach wikingów. Także znowu masz rację. Żadnych ciepłych krajów - odparłem, uśmiechając się kątem ust.
Mortimer Bott
Zawód : bezrobotny
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
My bones keep breaking
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
- Ale zawsze to jakieś zwierzątko - skontrowałem momentalnie z uśmiechem - a ja nigdy żadnego nie miałem - i co? I co? Taka sowa byłaby fajniejsza od telefonu! I można by ją głaskać... Za to na kolejne słowa Mo nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
- Naprawdę skrytykował cię kiedyś jakiś obraz? - czy to nie było prześmieszne? O, na przykład idzie się do muzeum, a tam portret królowej cię objeżdża, żeś źle ubrany. To by było świetne! Albo dyskusje z malunkiem Heweliusza... Z Heweliuszem to bym, kurczaki, pogadał.
Czy było po nim widać, że jest humanistą? Oczywiście, że nie... ale w końcu świetny ze mnie detektyw! Znów się zaśmiałem kręcąc głową. Przez te śmiechy-chichy nawet przy moim szybkim tempie jedzenia, chyba nie dokończę tego obiadu.
- Nie, ale jak przyszedłem, to czytałeś jakąś biografię. Tak mi się skojarzyło - odparłem rozbawiony. Książki stryja miałem już dobrze obczajone, a przynajmniej te w salonie. Nie zdążyłem ich rzecz jasna przeczytać, ale przynajmniej z grubsza wiedziałem już która o czym jest.
Ha, czyli jednak trafiłem? Czad! Chociaż nie wpadłbym, że istnieje taki przedmiot jak historia magii. Aż mi ślepia błysnęły - niby za zwykłą historią nie przepadałem, ale...
- I uczyłeś się na tym przedmiocie o Merlinie? - wpadłem mu błyskawicznie w słowo. Merlinem sam się interesowałem... jak całymi legendami arturiańskimi, ale Merlinem jednak szczególnie.
- Noo... zaklęcia ekstra sprawa - przytaknąłem ze zrozumieniem. - W ogóle macie genialne zajęcia, a ja miałem same nudy w szkole - dodałem z nutką zazdrości w głosie. Już po chwili zaś zamieniłem się w słuch i z zainteresowaniem słuchałem o tych klątwach.
- To musiało być ekstra! Nie wiedziałem, że wikingowie mieli klątwy... coś takiego jak w Egipcie? Te klątwy, którymi obłożone są piramidy to prawda? - wbiłem w niego zaintrygowane spojrzenie.
- Naprawdę skrytykował cię kiedyś jakiś obraz? - czy to nie było prześmieszne? O, na przykład idzie się do muzeum, a tam portret królowej cię objeżdża, żeś źle ubrany. To by było świetne! Albo dyskusje z malunkiem Heweliusza... Z Heweliuszem to bym, kurczaki, pogadał.
Czy było po nim widać, że jest humanistą? Oczywiście, że nie... ale w końcu świetny ze mnie detektyw! Znów się zaśmiałem kręcąc głową. Przez te śmiechy-chichy nawet przy moim szybkim tempie jedzenia, chyba nie dokończę tego obiadu.
- Nie, ale jak przyszedłem, to czytałeś jakąś biografię. Tak mi się skojarzyło - odparłem rozbawiony. Książki stryja miałem już dobrze obczajone, a przynajmniej te w salonie. Nie zdążyłem ich rzecz jasna przeczytać, ale przynajmniej z grubsza wiedziałem już która o czym jest.
Ha, czyli jednak trafiłem? Czad! Chociaż nie wpadłbym, że istnieje taki przedmiot jak historia magii. Aż mi ślepia błysnęły - niby za zwykłą historią nie przepadałem, ale...
- I uczyłeś się na tym przedmiocie o Merlinie? - wpadłem mu błyskawicznie w słowo. Merlinem sam się interesowałem... jak całymi legendami arturiańskimi, ale Merlinem jednak szczególnie.
- Noo... zaklęcia ekstra sprawa - przytaknąłem ze zrozumieniem. - W ogóle macie genialne zajęcia, a ja miałem same nudy w szkole - dodałem z nutką zazdrości w głosie. Już po chwili zaś zamieniłem się w słuch i z zainteresowaniem słuchałem o tych klątwach.
- To musiało być ekstra! Nie wiedziałem, że wikingowie mieli klątwy... coś takiego jak w Egipcie? Te klątwy, którymi obłożone są piramidy to prawda? - wbiłem w niego zaintrygowane spojrzenie.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Już chciałem zapytać A ciebie nie?! ale zdążyłem w porę ugryźć się w język. - No jasne! W Hogwarcie są setki albo tysiące obrazów, więc nie raz się słuchało ich narzekania na cały świat -wywróciłem oczami. - A Gryfoni to już w ogóle mają przerąbane, bo muszą znosić humory Grubej Damy - zaśmiałem się, ale po chwili się zreflektowałem, że Louis prawdopodobnie nic z tego nie zrozumiał i śmieję się sam do siebie. Odchrząknąłem. - Zapomniałem, że ty... No w każdym razie w Hogwarcie są cztery domy i każdy z nich ma swoje własne dormitorium. Wejście do dormitorium Gryffindoru jest strzeżone przez obraz Grubej Damy. Podajesz jej hasło, a ona wtedy wpuszcza cię do środka. Z tym, że czasami szła do kogoś na plotki albo coś... - opowiedziałem szybko, żeby Louis miał pojęcie o czym mówię. Akurat siedzenie przed wejściem do Pokoju Wspólnego nie było mi obce, bo przez te siedem lat nauki zdarzyło mi się parę razy nie znać odpowiedzi na zagadkę Kołatki, ale i tak ta rzadka sytuacja u Gryfonów mnie bawiła. - Aaa... No tak. Przyszedłem tutaj po parę swoich książek i komplet gargulków - wzruszyłem ramionami. W sumie nie wiedziałem po co mi ta gra, ale skoro już należy do mnie, to ją zabiorę. - Też - powiedziałem. - Co prawda niezbyt dużo, bo nasz profesor upodobał sobie powstania goblinów, ale to też mieliśmy - dodałem. Zresztą sam trochę o tym czytałem, bo... generalnie cały czas coś czytałem, więc przez moje ręce przeszło wiele najróżniejszych tytułów. Z Historią Merlina włącznie. - Czyyy ja wiem? Nie wszystko było ciekawe - powiedziałem. To niesamowite, że Louis patrzy na nasz świat z takim zafascynowaniem! Nie spodziewałem się, że magiczny świat może wydawać się aż tak interesujący dla kogoś postronnego. - Tak, właśnie tak! - Powiedziałem szybko, ciesząc się, że Louis szybko załapał o co chodzi. - Yhm, prawda - odparłem, wsadzając do ust już ostatni kawałek jajka z bekonem. - Egipcjanie byli w tym naprawdę dobrzy. Szacuje się, że to oni jako jedni z pierwszych zaczęli praktykować magię, a niektóre z ich klątw dalej są dla łamaczy zagadką - dodałem. O, jak mi się marzyła podróż do Egiptu! Sama podróż była w zasięgu moich możliwości, ale już praca na stanowisku łamacza niekoniecznie... A to nie to samo. Zmarkotniałem na tą myśl. - Także jakbyś jechał do Egiptu to uważaj na Sfinksy i piramidy - powiedziałem, uśmiechając się lekko. Zabrałem oba talerze i poszedłem wstawić je do zlewu. - Chłoszczyść - pomyślałem, machnąwszy różdżką i talerze zaczęły się myć. Ja ponownie usiadłem na swoim miejscu. Mogłem to zrobić w ogóle nie wstając, ale bez przesady z tym używaniem magii.
Mortimer Bott
Zawód : bezrobotny
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
My bones keep breaking
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
Tearing me away from the quiet
The silence of my soul, of my soul from the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Gryfoni muszą znosić humory grubej damy? Spojrzałem na niego pytająco, bo chyba rzeczywiście nie do końca go zrozumiałem. To znaczy domyślałem się, że chodziło o obraz... a Gryfoni to byli chyba ci... o, to-to właśnie! Z jednego z domów. Gryfoni z Gryffindoru, powtórzyłem sobie parokrotnie w myślach, żeby chociaż to zapamiętać.
- Ale fajne! I nikt inny nie mógł im wejść do dormitorium jak nie znał hasła?
To dopiero jak wyrwane z książki fantasy - podawanie hasła obrazowi.
- Czym są gargulki? - znów zapytałem, bo to słowo wydało mi się całkowicie obce. O tym stryj na pewno mi nie mówił. Co więcej, sama nazwa też mi niewiele mówiła. Może to jakieś cukierki? Ale to dziwne mówić o cukierkach "komplet".
- No chyba żartujesz! - żachnąłem się momentalnie, kiedy miał czelność powiedzieć, że nie wszystko w ich szkole było ciekawe. - Założę się, że skoro nie miałeś tej literatury magicznej, to nie musiałeś interpretować durnych wierszy jak ja na języku angielskim. Albo malować na sztuce... geografia była nudna jak flaki z olejem... - skrzywiłem się lekko. - A historii też uczyłbym się chętniej, gdyby to była historia magii - zakończyłem z westchnieniem. No i co? Nie wierzyłem, że w szkole magii mogło być coś gorszego od takich przedmiotów.
Kiedy wstał od stołu z talerzami, odruchowo miałem powiedzieć, żeby zostawił, że umyję później... i w sumie dobrze, że nie zdążyłem tego zrobić. Uśmiechnąłem się, kiedy naczynia same zaczęły się szorować i opłukiwać. Magia jest świetna.
- Do Egiptu mnie nie ciągnie - odparłem czym prędzej, kiedy przestałem się uśmiechać i obserwować jak właśnie omija mnie mycie garów. - Wydaje mi się, że nie mają tam żadnego obserwatorium astronomicznego. Takiego porządnego - uściśliłem. Może jakieś małe mają, kto wie? - W Stanach Zjednoczonych szaleją. Kingsley ostatnio mi napisał, że tylko w tym roku otwierają aż trzy nowe!
Na Kingsleya zawsze mogłem liczyć - wiedząc czym się interesuję, w każdym liście zamieszczał mi sporo nowinek z dziedziny astrofizyki, albo wręcz przysyłał całe magazyny i publikacje, których nie dostałbym w Wielkiej Brytanii.
- I ile będziesz się uczył, zanim zostaniesz takim łamaczem klątw? - zagadnąłem. - To chyba strasznie trudne wymyślić jakie klątwy mogli nałożyć dawni magowie, a potem znaleźć sposób, żeby je złamać... - to brzmiało cholernie trudno i pewnie nawet gdybym był czarodziejem, to nie wiedziałbym jak się za coś takiego zabrać.
- Ale fajne! I nikt inny nie mógł im wejść do dormitorium jak nie znał hasła?
To dopiero jak wyrwane z książki fantasy - podawanie hasła obrazowi.
- Czym są gargulki? - znów zapytałem, bo to słowo wydało mi się całkowicie obce. O tym stryj na pewno mi nie mówił. Co więcej, sama nazwa też mi niewiele mówiła. Może to jakieś cukierki? Ale to dziwne mówić o cukierkach "komplet".
- No chyba żartujesz! - żachnąłem się momentalnie, kiedy miał czelność powiedzieć, że nie wszystko w ich szkole było ciekawe. - Założę się, że skoro nie miałeś tej literatury magicznej, to nie musiałeś interpretować durnych wierszy jak ja na języku angielskim. Albo malować na sztuce... geografia była nudna jak flaki z olejem... - skrzywiłem się lekko. - A historii też uczyłbym się chętniej, gdyby to była historia magii - zakończyłem z westchnieniem. No i co? Nie wierzyłem, że w szkole magii mogło być coś gorszego od takich przedmiotów.
Kiedy wstał od stołu z talerzami, odruchowo miałem powiedzieć, żeby zostawił, że umyję później... i w sumie dobrze, że nie zdążyłem tego zrobić. Uśmiechnąłem się, kiedy naczynia same zaczęły się szorować i opłukiwać. Magia jest świetna.
- Do Egiptu mnie nie ciągnie - odparłem czym prędzej, kiedy przestałem się uśmiechać i obserwować jak właśnie omija mnie mycie garów. - Wydaje mi się, że nie mają tam żadnego obserwatorium astronomicznego. Takiego porządnego - uściśliłem. Może jakieś małe mają, kto wie? - W Stanach Zjednoczonych szaleją. Kingsley ostatnio mi napisał, że tylko w tym roku otwierają aż trzy nowe!
Na Kingsleya zawsze mogłem liczyć - wiedząc czym się interesuję, w każdym liście zamieszczał mi sporo nowinek z dziedziny astrofizyki, albo wręcz przysyłał całe magazyny i publikacje, których nie dostałbym w Wielkiej Brytanii.
- I ile będziesz się uczył, zanim zostaniesz takim łamaczem klątw? - zagadnąłem. - To chyba strasznie trudne wymyślić jakie klątwy mogli nałożyć dawni magowie, a potem znaleźć sposób, żeby je złamać... - to brzmiało cholernie trudno i pewnie nawet gdybym był czarodziejem, to nie wiedziałbym jak się za coś takiego zabrać.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon
Szybka odpowiedź