Odległa stacja metra
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
- Crucio - powtórzył więc ze zdecydowaniem inkantację zaklęcia, ostro, twardo, bezlitośnie; podchodząc na skraj przepaści i kierując różdżkę prosto w leżącego mugola, na ten żałosny widok kącik jego ust uniósł się lekko ku górze.
/ ech, jeszcze raz: obniżone st 65
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
'k100' : 90
Wtem z tunelu wynurzył się prawdziwy potwór: pędzący z okrutną prędkością metalowy wąż, wielki jak smok - większy nawet? Ledwie błysnęły światła, ledwie dostrzegł jego oczy - błyszczące bielą, ogromne, co gorsza usytuowane nie tylko z przodu - wzdłuż całego ciała. Pstrokatego: jak u egzotycznego węża. Czym było to miejsce? Mugolskimi kanałami? Jak ogromne niebezpieczeństwa mogły się tu czaić? I jak mugole mogli sobie radzić... z czymś równie strasznym? Jego serce objął lęk; skórę zmrowił zimny dreszcz; zastygł jak kamienny posąg, wpatrując się w pełzające stworzenie. Czy ono pełzało? Czy leciało? W życiu nie widział stworzenia, które poruszało się z podobną prędkością - zmiażdżyłoby go w jednej chwili, nim zdążyłby krzyknąć: nie.
Świsnął różdżką, szybko, gwałtownie, ze zdecydowaniem, choć drżąco - adrenalina pchała go do działania, ale i rozpraszała uwagę, odejmując od gestów dokładności. Stwór znajdował się coraz bliżej, a ułamki sekund dłużyły się jak leniwe godziny; nie zwlekając już ni chwili dłużej, rozmył się w czarnej, smolistej mgle - w powietrzu - i wydostał się z podziemi, sunąc za światłem ulicznych latarni. Nawet się nie oglądał, receptory nie zanotowały obrazu znajdującego się za nimi - ten szlam go nie obchodził, zostawił go na śmierć z paszczy stalowego węża.
/zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Nieudolne poszukiwania mugolskiej policji spełzały na niczym - sprawa zaginionego studenta, Louisa Botta, szybko odeszła w zapomnienie.
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Mroki metra stały się pod wpływem wybuchu magii jeszcze dziwniejsze, bardziej przerażające, wzbudzające niepokój nie tylko w czarodziejach nierozumiejących specyfiki tego środka transportu, ale i w mugolach, którzy coraz mniej chętnie zapuszczali się pod ziemię. Odległa stacja metra, nieużywana na co dzień, została przejęta przez anomalię, mającą doskonałe warunki do rozrostu. Mroczne tunele zdawały się zasilać epicentrum w dziwną energię. Dotychczas jasne wnętrze stacji stało się całkowicie czarne, lepkie od podejrzanej substancji, wypływającej także poza główne drzwi. Co jakiś czas cała stacja padała ofiarą potwornych wstrząsów, odczuwalnych przez mieszkających wyżej obywateli. Krążyły plotki, że pod ziemią dzieją się potworne rzeczy, ale brakowało śmiałków, którzy odważyliby się to sprawdzić.
By dostać się w dół, na sam peron stacji metra, musieliście pokonać nie tylko potężne drzwi, zabezpieczone mugolskimi kłódkami. Zdjęcie ich nie będzie stanowiło problemu - w przeciwieństwie do towarzystwa, które nagle spotkaliście na swej drodze. Zobaczyliście, że wejścia pilnują strażnicy w dziwnych uniformach. Nie należeli do służb kontroli magicznej, byli mugolami, ale mugolami czujnymi. Wokół kręciło się zaś - pomimo późnej pory - zbyt wielu ewentualnych świadków, by można było pozbyć się ich innymi sposobami. Pozostawała dywersja. Musieliście sprawić, by śmietniki na końcu zaułka przyciągnęły uwagę strażników - a najtrafniejszym sposobem było sprawienie, by te niewielkie przedmioty wybuchnęły, alarmując mężczyzn i sprawiając, by pobiegli w dwie różne strony.
Wymaganie: Poprawne rzucenie zaklęcia Confringo przez obydwu czarodziejów.
Niepowodzenie skutkuje zauważeniem przez mugolskich strażników. Jeśli któraś z postaci posiada biegłość kłamstwa na III poziomie (lub wyższym) zdołacie wyłgać się i odejść. Jeśli żadna postać nie posiada takiego poziomu, zostaniecie zatrzymani na 3 dni w mugolskim więzieniu.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 150, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Gdy udało się wam już wejść do środka i względnie ustabilizować wibrującą anomalię, poczuliście gwałtowne wstrząsy. Wnętrze stacji - a więc i wnętrze anomalii - próbowało zrzucić z siebie narzucone kajdany. Płytki zaczęły się trząść, z sufitu opadać tynk. Czuliście się jak w centrum trzęsienia ziemi. Najbardziej chwiał się główny filar, ozdobna kolumna, przyciągająca waszą uwagę. Znajdowaliście się zbyt blisko epicentrum magicznej entropii, by używać zaklęć.
Wymaganie: Musieliście się ukryć przed lecącymi wam na głowę gruzami. ST wypatrzenia bezpiecznego miejsca wynosi 60. Do rzutu należy doliczyć bonus z biegłości: spostrzegawczość.
W wypadku niepowodzenia obydwu postaci, zostajecie pogrzebani żywcem. Otrzymujecie 150 obrażeń tłuczonych. Zostaniecie odnalezieni dopiero następnego dnia przez mugolskie służby ratownicze.
Wczorajszy wypad z Florkiem na ujarzmienie anomalii skończył się niestety wizytą w szpitalu. Oparzenia jakich doznaliśmy nie pozwoliły nam na kontynuowanie ambitnych prób ujarzmienia źródeł zawodzącej nas magii. Na szczęście udało nam się sprawę załatwić poufnie i u zaufanego uzdrowiciela, który nie odnotował naszej obecności w tamtym miejscu. Niestety Fortescue zrezygnował z kolejnych podejść ze mną, dlatego umówiłam się na dzisiejszy dzień z Just. Muszę działać, tak po prostu. Robić coś. Cisza oraz pustka panująca w mieszkaniu jest nie do zniesienia. Nie mogę znaleźć sobie miejsca, uspokoić myśli i ukoić nerwów, bo cały czas myślę o tym co wydarzyło się te dwa tygodnie temu. Przebłyski z tamtej paskudnej chwili wracają jak bumerang, od czasu do czasu odbierając oddech oraz chęć do życia. Nie mogę dać się ponieść tej melancholii, więc szamoczę się jeszcze w resztkach instynktu samozachowawczego. Nakazuje mi przeżyć bez względu na wszystko. Nawet jeśli nie chcę. Mam ochotę leżeć pod kołdrą, płakać i użalać się nad sobą, będąc jeszcze żałośniejszą wersją mnie. Sądziłam, że to niemożliwe, ale jednak.
Dlatego z ulgą odnotowuję zgodę Tonks na wspólne wyjście. Nie jest to co prawda impreza z morzem alkoholu oraz mężczyznami, na których można zawiesić oko, ale nawet na to nie mam już ochoty. Chcę tylko zrobić coś dobrego, zanim… zanim zniknę całkowicie.
Ubrana jestem w czarną, długą szatę z kapturem spoczywającym na głowie, bo to podobno dobry kamuflaż. Jeśli nie jestem metamorfomagiem to ubranie jest jedyną alternatywą. Jak zawsze do sukienki pod spodem przypinam alabastrową broszkę z jednorożcem, a w kieszeni trzymam różdżkę i cieplny bursztyn. Wciąż trzymam się złożonej obietnicy, chociaż ta jest kulą u nogi oraz jątrzącą się raną w sercu, ale trzymam się desperacko myśli, że może uda mi się coś w tym życiu zrobić poprawnie. Może.
Przylatuję w okolicę na miotle, którą później trzymam pod pachą. Dotarłszy na staję metra dostrzegam Just czekającą w umówionym miejscu. - Cześć - witam się z nią ze smutnym uśmiechem, w większości skrytym pod kapturem. - Chodźmy - dodaję, idąc już w stronę zejścia z metra. Chciałabym podpytać co u niej, ale to nie jest chyba najlepszy moment. Szczególnie, że tunel okupuje cała masa mugolskich strażników. Krótkie rozejrzenie się uważnym wzrokiem dookoła sprawia, że wpadamy na ten sam pomysł. Wybuch śmietników brzmi niegroźnie, ale nie mam pojęcia czy się uda. - Confringo - mówię zatem cicho, wyciągając różdżkę i kierując ją na jeden z kubłów. Ostatnio nic mi się nie udaje, dlatego myślę, że tym razem nie będzie inaczej. Chyba pesymizm ma mi wejść w krew, co jest więcej niż przykre.
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
#1 'k100' : 45
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
odezwie.
Wiedziała, że potrafił mówić.
Przyjęła zaproszenie Pomony, anomalie musiały nadal być uciszane, mimo, że nie naprawiali ich całkowicie. Ale mogli chociaż na chwilę zapewnić oddech miejscu, które jakaś akurat plądrowała. Spojrzała na przyjaciółkę unosząc lekko brew. Coś w niej było innego, ale nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić co. Skinęła jej głową na powitanie, chciała zapytać może ona wiedziała, co zrobić z dzieckiem - uczyła przecież w szkole, ale strażnicy niedaleko nie pomagali też w rozmowach. Pomyślały o tym samym. Wybuch śmietników mógł odwrócić ich uwagę i pozwolić im na przejście dalej.
- Confringo. - wypowiedziała zaraz za nią, celując w ten stojący obok i licząc na to, ze jej urok się powiedzie. Co prawda ćwiczyła ostatnio więcej, ale wiedziała już, że jej magia miała w zwyczaju zawodzić ją w najbardziej potrzebnych momentach. Wzięła wdech w piersi cicho prosząc wszechświat, by tym razem było inaczej. Oby, nie bardzo miała ochotę na tłumaczenie się przed mugolskimi stróżami prawa.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Na miejscu pojawiła się obleczona w czerń: skórzane spodnie i ciepłą tunikę, która nie krępowała ruchów, mającą kaptur, skryła pod nim jasne włosy spięte w ciasny kok, by nie przeszkadzały i bladą twarz. Przez ramię miała przewieszoną zaczarowaną torbę, jej wnętrze ukrywało kilka fiolek z eliksirami oraz miotłę.
Razem z Lyanną zeszły w milczeniu po schodach, zachowując ciszę i ostrożność, nie z obawy przed mugolami, a anomalią, która już nie raz i nie dwa pokazała pazurki. Co czyhało na nie tym razem? Monstrualna mysz, lewitujące dynie?
Nie. Tego wieczoru ujrzały dwie smukłe sylwetki, najwyraźniej poszukujące tego samego, co one. Na usta Sigrun wychynął uśmiech - nie mogła powiedzieć, że się tego nie spodziewała. Kilkukrotnie już brała udział w pojedynku o przejęcie anomalii, przegnanie obcych, tym razem - musiała go zwyciężyć. Sięgnęła do kieszeni, gdzie ukrytą miała inną fiolkę. Wyjątkową. Odkorkowała ją szybko i uniosła lewą dłoń do ust, wypiła całą zawartość fiolki z Felix Felicis, eliksiru szczęścia. Oby przyniósł jej prawdziwe szczęścia.
- No, no, no... Kogóż my tu mamy? - spytała głośno. W prawej dłoni trzymała własną różdżkę. - Nie wiecie, że nie wolno tu przebywać? - zakpiła, zerkając na Zabini, która stanęła obok niej. Nie było na co czekać.
Moją akcją jest wypicie eliksiru Felix Felicis (uwarzony 18.05
Mam przy sobie: różdzka, zaczarowana torba, a w niej miotłę, czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21), eliksir niezłomności (stat. 32) x1, eliksir uspokajający (stat. 32) x1
ruined
I am
r u i n a t i o n
Uciekły stamtąd, ale udało im się odkryć inne miejsce mocy, do którego mogły się udać. I do tego wypadu Lyanna starannie się przygotowała, mając nauczkę po rezerwacie jednorożców. Ubrała się w niekrępujące ruchów czarne ubrania, spodnie i sweter, i również czarny, długi płaszcz z głębokim kapturem, który ukrywał gęstą burzę włosów, dziś zaplecionych w gruby warkocz ukryty wewnątrz kaptura, by fruwające na wszystkie strony kosmyki nie rozpraszały jej. Jego brzegi ocieniały jej twarz, a jej dół był częściowo przysłonięty czarnym szalem, na wypadek gdyby kogoś napotkali. Może w obecnym porządku ministerstwo nie wyciągnęłoby konsekwencji, ale nie chciała, by szlamoluby tak łatwo poznały jej tożsamość. W wewnętrznej kieszeni płaszcza miała też kilka fiolek z eliksirami, a na miejsce przyleciała na miotle, którą zostawiła schowaną niedaleko opuszczonej stacji metra – czymkolwiek to metro było. W razie czego mogła ją zawsze przywołać.
Kiedy dołączyła do Sigrun, razem zeszły po schodach, poruszając się możliwie cicho i wypatrując zagrożeń, a także unikając możliwej obecności w takim miejscu mugoli. Spostrzegawcze oko Lyanny rozglądało się po otoczeniu, a uszy nasłuchiwały dźwięków mogących zwiastować niebezpieczeństwo ze strony zmutowanych zwierząt lub popsutych anomaliami przedmiotów... lub czarodziejów, którzy mogli tu dotrzeć przed nimi. Anomalie były łakomym kąskiem nie tylko dla rycerzy, wielbiciele mugoli również się nimi interesowali.
I rzeczywiście po niedługim czasie również dostrzegła dwie sylwetki. Zakon, czy może obywatele próbujący radzić sobie z magią na własną rękę? Na pewno nikt z rycerzy, co do tego była przekonana. Kimkolwiek były nieznajome kobiety, rycerki musiały je stąd wykurzyć, by przejąć miejsce mocy dla siebie.
Podczas gdy Rookwood wychyliła zawartość jednego z eliksirów, Lyanna uniosła różdżkę, przystępując do ataku.
- Aeris! – rzuciła, kierując ją w stronę jednej z sylwetek (Justine).
| mam przy sobie różdżkę oraz fiolki z eliksirami: eliksir niezłomności, maść z wodnej gwiazdy, kameleon, eliksir kociego wzroku (wszystkie x 1)
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chciałabym powiedzieć wiele, ale nie znajduję na to słów. Nie chcę zresztą obarczać Tonks moimi błahymi problemami. W końcu odkąd dostała się na kurs aurorski i została Gwardzistką miała mnóstwo spraw na głowie. Moje są wobec nich nic nieznaczącym pyłem, ale mimo tej świadomości nie potrafię poczuć się lepiej. Jestem po prostu pusta w środku, wypruta z większych emocji. Rozdaję sztuczne uśmiechy i udaję, że los kiedyś się odmieni. W końcu pierwszy etap mamy za sobą. To już coś.
Jednak pech postanawia trzymać się dalej, tylko po prostu od innego momentu. Nie pokazuje się tak od razu, tylko czekał na odpowiedni moment. Nim otwieram buzię chcąc zacząć jakiś temat i przy okazji naprawić pulsujące źródło niestabilnej magii, okazuje się, że mamy towarzystwo. Dwie zakapturzone postaci, na pierwszy rzut oka prawdopodobnie kobiece. Wygląda na to, że nie mają przyjaznych zamiarów. Jakżeby inaczej, w końcu przyciągam ostatnio samego pecha. Westchnęłabym umęczonym, zrezygnowanym głosem, gdyby nie pierwsza kwestia nieznajomej.
- Nie wiemy - mruczę głupio, ale przecież cała ta szopka jest po prostu idiotyczna. Zerkam z ukosa na Just i tak sobie myślę, że gdyby nie ona, to powiedziałabym, żeby robiły co tam muszą. Bo mnie to w zasadzie mój los jest na ten moment całkowicie obojętny, ale nie chciałabym jakiejkolwiek krzywdy przyjaciółki. Aktualnie mojej jedynej motywacji. Dobrze, że jest obok. Na wszelki wypadek zbliżam się do niej jeszcze bardziej.
- Orcumiano - rzucam krótko po tym jak jedna z przeciwniczek wypowiedziała inkantację. Korzystam z ulubionego zaklęcia wszystkich czarodziejów, chociaż to złe określenie. Próbuję go użyć ciekawa tego czy moje nikłe szczęście właśnie dobiegło końca. Tak czy inaczej celuję pod nogi czarownicy, która przed chwilą piła jakiś eliksir, a przynajmniej nie podjęła próby ataku. Jeszcze.
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- Jak skończymy, czeka nas rozmowa, Sprout. - mówi cicho, obserwując jak mugoslkie służby biegną w stronę koszy, które udało im się poruszyć i które zdobyły ich zainteresowanie. Przecież mówiła jej, wtedy, gdy przyniosła Figę z Makiem, że pomimo wszystko nadal jest dla niej i nie powinna uważać inaczej, że może powiedzieć jej wszystko a nawet powinna. Czuje się odrobinę winna, że znów zajęło im tyle czasu nim spotkały się ponownie. Ruszyły w kierunku anomalii zbliżając się do niej trochę.
Dwie nowe postaci, które pojawiają się nagle nie zwiastują nic dobrego. Poprawiła uścisk na różdżce i odwróciła się w ich kierunku pilnując, by mieć obok siebie Pomonę. Tak, chociaż we dwie stanowiły łatwiejszy cel, to jednocześnie mogli bardziej skupić się na obronie. Łatwiej szybciej. Spojrzała na pierwszą sylwetkę, która odzywała się w ich kierunku szybko ją analizując. Widziała unoszony eliksir, to nie zwiastowało niczego dobrego. Zacisnęła mocniej różdżkę, kobiecy głos - tak, na pewno. Przesunęła spojrzenie w bok, na drugą której głowę osłaniał materiał, rzuciła zaklęcie, również nie pobrzmiewając męskim barytonem.
Nieudany urok, a potem drugi, równie nieudany nasz. Musiały działać celniej, ale nie miała tego za złe Pomonie, nie mogłaby by. Sama nie miała pewności, czy jej będzie udany a z anomaliami wszystko mogło się zdarzyć. Musiały jednak wygrać, nie mogły oddać tej anomalii, nie im. Bo podejrzewała że to ich przeciwnicy od rycerzy, oddział Kontroli Magicznej zaczął by spotkanie inaczej.
- Jestem z Departamentu Przestrzegania Prawa. - powiedziała spokojnie wracając wzrokiem do kobiety która się do nich odezwała. Lewa dłoń powędrowała pod płaszcza, upewniając się, że małe fiolki na skórzanym pasie znajdują się nadal przy niej. Broszka wpięta jak zawsze pod spodnie chłodziła metalem jej ciało. Nie dodała nic więcej, to miało starczyć, wszystko co tu zajdzie zamierzała wykorzystać niezależnie od tego, co zdarzyło się na szczycie.
- Orcumiano. - powtarzam po Pomonie, to dobry pomysł mógł nam chociaż na chwilę pomóc. Tylko, co za cholerstwo znajdowało się we fiolce.
Jakby ktoś pytał, mam ze sobą: czerwony kryształ, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarna perła, świetlny bursztyn, broszka z alabastrowym jednorożcem (+10 przeciwko zaklęciom z zakresu czarnej magii)
eliksiry: wieczny płomień 1 poracja, złoty eliksir 1 jedna porcja, smocza łza 1 porcja, eliksir niezłomności 1 porcja
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.