Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Łuk Durdle Door
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Łuk Durdle Door
Nieco oddalony od Weymouth rozległy piaszczysty brzeg plaży, na którym co jakiś czas wznoszą się ostre, niebezpieczne skały, spośród których największą jest wapienny łuk Durdle Door. Mnogość naturalnych przeszkód uczyniła to miejsce trudnym szlakiem konnym wytyczonym dla doświadczonych jeźdźców, którzy już od wieków pokonują się wzajemnie w pomysłach na ominięcie piętrzących się na plaży kamieni, dosiadając skrzydlatych rumaków.
O ile do tej pory mógł narzekać na nudę i samotność, stojąc wyłącznie ze swoim zwierzęcym towarzyszem, o tyle po znalezieniu się w promieniu trzech metrów od Beniamina, nagle wszystko ruszyło w przyśpieszonym tempie. Zupełnie jakby Wright ze swoimi dumnymi ponad dwoma metrami (w zaokrągleniu wszystkich jego centymetrów) był jakąś cholerną morską latarnią, która wabiła do siebie krążące w ciemnościach statki. Co prawda Colin nie mógł narzekać na jakość łodzi - co prawda tylko jedna niewiasta zaszczyciła go spojrzeniem i nawet się do niego odezwała, przywołując niefortunny rzut butem - ale i tak uznał, że robiło się tu cokolwiek za tłoczno. Tylko czekał, aż do Bena zaczną zlatywać wszyscy starzy i nowi przyjaciele (wrogowie), jakby to właśnie on był główną atrakcją wyścigu.
- Panie Rosier - odpowiedział równie uprzejmie, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z różnicy wieku między innymi; plusem posiadania statusu szlachcica była jednakże względna równość między wszystkimi przedstawicielami szlachty, bez względu na wiek czy stan majątkowy. A szkoda, niektórzy arystokraci bardziej nadawali się do sprzątania stajni, niż do wyważonych pogawędek na uroczystych spotkaniach. Uśmiechnął się do panny Carrow, gdy wsiadała na konia i dopiero gdy umościła się wygodnie na jego grzbiecie, odpowiedział jej takim samym mrugnięciem, przez moment czując się znów piękny i młody jak Tristan, który patatajał gdzieś w stronę zachodzącego słońca. - Mnie również miło panią znów zobaczyć - powiedział, zanim zdążyła odjechać. Wiedział, czym zajmowała się jej rodzina, ale mimo to nie przypuszczał, by dziewczyna zdecydowała się wziąć udział w wyścigu. Po ostatnim spotkaniu wyrobił sobie o niej zupełnie inne zdanie, które pełne było przymiotników takich jak kobieca, delikatna, eteryczna i na pewno nie było tam nic a nic związanego z końmi, wyścigami i grożącym niebezpieczeństwem. Znów zwrócił się w stronę Bena.
- Owszem, ale tylko dlatego, że miałem doskonałego nauczyciela - wzruszył ramionami, by nieco ostudzić znaczenie swoich słów, ale i tak nie mógł się powstrzymać od delikatnego, ironicznego uśmieszku. Wright się nigdy nie zmieni, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Wsunął nogę w strzemię, zręcznie wskakując na swoją nową znajomą, która zarżała nerwowo, ale na szczęście postanowiła (chwilowo?) nie zrzucać go z siodła. Z tej wysokości miał doskonały widok na cały plac i stojących jeszcze ludzi, chociaż większość z uczestników siedziała już w siodłach, kierując się na linię startu. Nie pozostało mu więc nic innego, by ruszyć w ślad za nimi.
- Panie Rosier - odpowiedział równie uprzejmie, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z różnicy wieku między innymi; plusem posiadania statusu szlachcica była jednakże względna równość między wszystkimi przedstawicielami szlachty, bez względu na wiek czy stan majątkowy. A szkoda, niektórzy arystokraci bardziej nadawali się do sprzątania stajni, niż do wyważonych pogawędek na uroczystych spotkaniach. Uśmiechnął się do panny Carrow, gdy wsiadała na konia i dopiero gdy umościła się wygodnie na jego grzbiecie, odpowiedział jej takim samym mrugnięciem, przez moment czując się znów piękny i młody jak Tristan, który patatajał gdzieś w stronę zachodzącego słońca. - Mnie również miło panią znów zobaczyć - powiedział, zanim zdążyła odjechać. Wiedział, czym zajmowała się jej rodzina, ale mimo to nie przypuszczał, by dziewczyna zdecydowała się wziąć udział w wyścigu. Po ostatnim spotkaniu wyrobił sobie o niej zupełnie inne zdanie, które pełne było przymiotników takich jak kobieca, delikatna, eteryczna i na pewno nie było tam nic a nic związanego z końmi, wyścigami i grożącym niebezpieczeństwem. Znów zwrócił się w stronę Bena.
- Owszem, ale tylko dlatego, że miałem doskonałego nauczyciela - wzruszył ramionami, by nieco ostudzić znaczenie swoich słów, ale i tak nie mógł się powstrzymać od delikatnego, ironicznego uśmieszku. Wright się nigdy nie zmieni, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Wsunął nogę w strzemię, zręcznie wskakując na swoją nową znajomą, która zarżała nerwowo, ale na szczęście postanowiła (chwilowo?) nie zrzucać go z siodła. Z tej wysokości miał doskonały widok na cały plac i stojących jeszcze ludzi, chociaż większość z uczestników siedziała już w siodłach, kierując się na linię startu. Nie pozostało mu więc nic innego, by ruszyć w ślad za nimi.
Festiwal utrzymany, przynajmniej teoretycznie, w lekkiej atmosferze, goszczący ludzi o przeróżnych statusach majątkowych czy czystości krwi, był całkiem niezłą sposobnością na wymienienie paru zdań z dawno zaniedbanymi znajomymi czy osobami, z którymi na co dzień się mijam. Jak chociażby Alice, której obiecałem spotkanie, a spotkanie to rozmyło się chwilowo pod nawałem pracy czy moich dramatów ze wszystkimi możliwymi osobnikami w otoczeniu.
- Pewnie nieszczęśliwie się mijaliśmy, ale cieszę się, że tym razem jest inaczej. - odpowiedziałem, uśmiechając się lekko, a uśmiech mój poszerzył się jeszcze odrobinę, gdy usłyszałem kolejne pytanie Alice. - Oczywiście, mam nadzieję, że ty również. To był jeden z przyjemniejszych okresów w moim życiu. - stwierdziłem zupełnie szczerze, bo przecież dni spędzone na amerykańskiej ziemi były wolne od zmartwień, jakich nie brakuje mi tutaj, wolne od presji rodziny, wolne nawet od wyrzutów sumienia, które chyba powinienem mieć po zerwanych zaręczynach, ze świadomością, że moje podróże są tak naprawdę wygnaniem. Przez długi czas nie patrzyłem na to w tych kategoriach, dopóki nie zatęskniłem prawdziwie za domem.
- Trzeba to oddać Carrowom, ich konie są niesamowite. - czyżby lekka rezygnacja w głosie, jakby nagle dopadła mnie myśl, że w wyścigu biorą udział podopieczni stajni rodu, z którym mamy nie najlepsze relacje? Chwyciłem lekko kantar rumaka, który został mi przydzielony i podstawiwszy dłoń pod jego chrapy, pogłaskałem go po łbie, lśniącym w świetle głęboką czernią. Na ogromnym, lecz niesamowicie smukłym cielsku aetonana nie było ani jeden skazy, ani jednej plamki innej barwy, żadnej strzały czy gwiazdki pod grzywą. Przytaknąłem Alice, przez chwilę zerkając na jej nieco mniejszego i bardziej rozeźlonego rumaka, lecz nie miałem wątpliwości, że szybko go okiełzna. - Neron. - powiedziałem odrobinę ciszej do czarnego jak heban konia i miałem wrażenie, że widzę błysk w jego ciemnych ślepiach, co pozwoliło mi wierzyć, że zadzierzgnęliśmy już nić porozumienia. Przez chwilę oboje zajmowaliśmy się swoimi aetonanami, dociskając popręgi, poprawiając siodła i zakładając ogłowie zamiast kantarów, a czas do rozpoczęcia wyścigu szybko się kurczył.
- Może spotkamy się jutro? O ile przeżyjemy wyścig? - zaproponowałem lekkim tonem, nawiązując do dawnej obietnicy wspólnych wspominek i pomagając nie za wysokiej Alice wsiąść na konia, po czym sam wsadziłem stopę w strzemię i wskoczyłem na siodło. Poklepałem jeszcze niemalże troskliwie szyję Nerona, po czym razem z panną Elliott i innymi zawodnikami ruszyliśmy w stronę startu.
- Pewnie nieszczęśliwie się mijaliśmy, ale cieszę się, że tym razem jest inaczej. - odpowiedziałem, uśmiechając się lekko, a uśmiech mój poszerzył się jeszcze odrobinę, gdy usłyszałem kolejne pytanie Alice. - Oczywiście, mam nadzieję, że ty również. To był jeden z przyjemniejszych okresów w moim życiu. - stwierdziłem zupełnie szczerze, bo przecież dni spędzone na amerykańskiej ziemi były wolne od zmartwień, jakich nie brakuje mi tutaj, wolne od presji rodziny, wolne nawet od wyrzutów sumienia, które chyba powinienem mieć po zerwanych zaręczynach, ze świadomością, że moje podróże są tak naprawdę wygnaniem. Przez długi czas nie patrzyłem na to w tych kategoriach, dopóki nie zatęskniłem prawdziwie za domem.
- Trzeba to oddać Carrowom, ich konie są niesamowite. - czyżby lekka rezygnacja w głosie, jakby nagle dopadła mnie myśl, że w wyścigu biorą udział podopieczni stajni rodu, z którym mamy nie najlepsze relacje? Chwyciłem lekko kantar rumaka, który został mi przydzielony i podstawiwszy dłoń pod jego chrapy, pogłaskałem go po łbie, lśniącym w świetle głęboką czernią. Na ogromnym, lecz niesamowicie smukłym cielsku aetonana nie było ani jeden skazy, ani jednej plamki innej barwy, żadnej strzały czy gwiazdki pod grzywą. Przytaknąłem Alice, przez chwilę zerkając na jej nieco mniejszego i bardziej rozeźlonego rumaka, lecz nie miałem wątpliwości, że szybko go okiełzna. - Neron. - powiedziałem odrobinę ciszej do czarnego jak heban konia i miałem wrażenie, że widzę błysk w jego ciemnych ślepiach, co pozwoliło mi wierzyć, że zadzierzgnęliśmy już nić porozumienia. Przez chwilę oboje zajmowaliśmy się swoimi aetonanami, dociskając popręgi, poprawiając siodła i zakładając ogłowie zamiast kantarów, a czas do rozpoczęcia wyścigu szybko się kurczył.
- Może spotkamy się jutro? O ile przeżyjemy wyścig? - zaproponowałem lekkim tonem, nawiązując do dawnej obietnicy wspólnych wspominek i pomagając nie za wysokiej Alice wsiąść na konia, po czym sam wsadziłem stopę w strzemię i wskoczyłem na siodło. Poklepałem jeszcze niemalże troskliwie szyję Nerona, po czym razem z panną Elliott i innymi zawodnikami ruszyliśmy w stronę startu.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Rzeczywiście, czekała na jakieś wieści od Perseusa, ale po tamtym spotkaniu już nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Może zapomniał, lub po prostu dopadł go nawał innych obowiązków, których z pewnością miał więcej niż ona? Tak czy inaczej, ucieszyła się, widząc go tutaj. Obecność znajomej twarzy w tym gronie nieznanych jej osób z pewnością doda rywalizacji pewnego smaczku. Gdzieś kawałek dalej zauważyła jeszcze Selinę, którą parę dni temu poznała na plaży w towarzystwie Samuela, nowo odkrytego członka rodziny ze strony zaginionej przed laty matki, ale reszta czarodziejów pozostawała dla niej nieznana. To jeszcze bardziej uzmysłowiło jej, że to nie Nowy Jork, gdzie miała mnóstwo znajomych, a Anglia, gdzie praktycznie wszystko musiała zaczynać od początku.
- Ja także się cieszę, że będę mogła rywalizować z kimś znajomym – mrugnęła do niego. – Oczywiście, że mam do nich sentyment, te lata były naprawdę wspaniałym okresem. I kiedyś tam wrócę.
Nie wiedziała, kiedy wróci, może za parę miesięcy, może za rok, albo trochę dłużej, ale wróci. Nie wyobrażała sobie utknąć na resztę życia w Anglii, choć zapewne wpadałaby tu od czasu do czasu, przez wzgląd na ojca i tych kilku znajomych, których tutaj miała. Była jednak zadowolona, że i Perseus, mimo tego, kim musiał być tutaj, tęsknił za przeszłością, za swoim okresem młodzieńczej wolności i beztroski.
Nie rozumiała jednak zawiłości rodowych i panujących pomiędzy nimi układów, więc nie patrzyła na to w taki sposób, jak Perseus.
- Są piękne. Dawno nie jeździłam na latającym koniu, zazwyczaj miałam do czynienia z mugolskimi – powiedziała, gładząc lekko Mickeya po lśniącym łbie, odgarniając na bok wstążeczki na jego grzywie. Koń wciąż był energiczny, jednak przyzwyczaił się już do dotyku Alice, bo przestał próbować ugryźć ją w rękę. W nagrodę znowu poczęstowała go cukrem, po czym zaczęła przygotowywać go do wyścigu, poprawiając nieznacznie siodło i inne elementy wyposażenia, i co jakiś czas cicho do niego mówiąc.
- Bardzo chętnie się z tobą spotkam – zgodziła się z entuzjazmem. – Mam nadzieję, że oboje wyjdziemy stąd w jednym kawałku.
Parsknęła cichym śmiechem. Słyszała, że te wyścigi są niebezpieczne, ale w końcu bez odrobiny ryzyka nie było prawdziwej zabawy. Pozwoliła, żeby Perseus nieznacznie ją podsadził, by przy swoim niskim wzroście mogła zgrabnie wskoczyć na grzbiet Mickeya, po czym usadowiła się w siodle i pokierowała konia w stronę startu tuż za Perseusem i jego czarnym wierzchowcem. Miała nadzieję, że współpraca jej i Mickeya będzie pomyślna i koń nie postanowi nagle okazać swojego temperamentu w jakimś ważnym momencie.
- Powodzenia, Persie - rzuciła jeszcze w stronę młodego czarodzieja, siedzącego na koniu w pobliżu niej.
- Ja także się cieszę, że będę mogła rywalizować z kimś znajomym – mrugnęła do niego. – Oczywiście, że mam do nich sentyment, te lata były naprawdę wspaniałym okresem. I kiedyś tam wrócę.
Nie wiedziała, kiedy wróci, może za parę miesięcy, może za rok, albo trochę dłużej, ale wróci. Nie wyobrażała sobie utknąć na resztę życia w Anglii, choć zapewne wpadałaby tu od czasu do czasu, przez wzgląd na ojca i tych kilku znajomych, których tutaj miała. Była jednak zadowolona, że i Perseus, mimo tego, kim musiał być tutaj, tęsknił za przeszłością, za swoim okresem młodzieńczej wolności i beztroski.
Nie rozumiała jednak zawiłości rodowych i panujących pomiędzy nimi układów, więc nie patrzyła na to w taki sposób, jak Perseus.
- Są piękne. Dawno nie jeździłam na latającym koniu, zazwyczaj miałam do czynienia z mugolskimi – powiedziała, gładząc lekko Mickeya po lśniącym łbie, odgarniając na bok wstążeczki na jego grzywie. Koń wciąż był energiczny, jednak przyzwyczaił się już do dotyku Alice, bo przestał próbować ugryźć ją w rękę. W nagrodę znowu poczęstowała go cukrem, po czym zaczęła przygotowywać go do wyścigu, poprawiając nieznacznie siodło i inne elementy wyposażenia, i co jakiś czas cicho do niego mówiąc.
- Bardzo chętnie się z tobą spotkam – zgodziła się z entuzjazmem. – Mam nadzieję, że oboje wyjdziemy stąd w jednym kawałku.
Parsknęła cichym śmiechem. Słyszała, że te wyścigi są niebezpieczne, ale w końcu bez odrobiny ryzyka nie było prawdziwej zabawy. Pozwoliła, żeby Perseus nieznacznie ją podsadził, by przy swoim niskim wzroście mogła zgrabnie wskoczyć na grzbiet Mickeya, po czym usadowiła się w siodle i pokierowała konia w stronę startu tuż za Perseusem i jego czarnym wierzchowcem. Miała nadzieję, że współpraca jej i Mickeya będzie pomyślna i koń nie postanowi nagle okazać swojego temperamentu w jakimś ważnym momencie.
- Powodzenia, Persie - rzuciła jeszcze w stronę młodego czarodzieja, siedzącego na koniu w pobliżu niej.
Jak przetrwać gonitwę?
Po rozpoczęciu wyścigu należy ruszyć w trasę, ustosunkowując się do wiadomości mistrza gry oraz rzucając kością k100. Do rzutu dodawana jest statystyka sprawności. Każda kolejka trwa trzy dni i za każdym razem będzie podsumowana około północy. Pierwsza osoba, która odpisze, otrzymuje +5 do rzutu, druga osoba +3, trzecia +1.
Jeździec, który w danej turze osiągnie najwyższy wynik (jeżeli taki sam najwyższy wynik osiągną dwie osoby – lub więcej - w danej turze, bonus otrzyma wyłącznie ta osoba, która rzuciła kością jako pierwsza) otrzymuje dodatkowe +5 do następnego rzutu, jeździec, który osiągnie najmniej (jeżeli taki sam najniższy wynik osiągną dwie osoby - lub więcej - w danej turze, karę otrzyma wyłącznie ta osoba, która rzuciła kością jako ostatnia) dodatkowe -5.
Wyścig będzie miał pięć odcinków (tur). Każdorazowo mistrz gry określi również stopień trudności wymagany, aby nie spaść z konia na danym odcinku. Pokonanie odcinka w niewłaściwy sposób (uniesienie się w powietrze, podczas gdy nie zostało to jeszcze dopuszczalne) będzie skutkowało dyskwalifikacją.
Jeśli spadniesz z konia (w sposób inny niż poprzez krytyczną porażkę lub jeżeli podczas upadku zaznasz obrażeń, które uniemożliwią dalszy udział) możesz próbować wskoczyć na niego jeszcze raz i kontynuować wyścig. Musisz jednak zdążyć to zrobić w tej samej turze, w której nastąpił upadek, a do wyniku końcowego otrzymujesz -15 za każdy upadek.
Przypominamy, że wiadomości podczas wydarzeń mogą być krótkie, a od długości ważniejsza powinna być ich terminowość!
Krytyczna porażka lub opuszczenie kolejki zawsze oznaczają ciężki upadek i brak możliwości kontynuacji wyścigu.
Krytyczny sukces oznacza +10 do wyniku ogólnego.
Wstążka w ogonie: koń kopie (-5 do punktacji dla konia, który znajduje się w rankingu za nim).
Wstążka w grzywie: koń gryzie (-5 do punktacji dla konia, który znajduje się w rankingu przed nim).
Dodatkowo każda wstążka: +5 ST dla jeźdźca przy pokonywaniu każdej przeszkody (na pierwszym odcinku, aby nie spaść, należy wyrzucić przynajmniej 10 zamiast przynajmniej 5). Dwie wstążki (w ogonie i grzywie) oznaczają +10 ST.
Odcinek pierwszy
Konie są niespokojne i pełne energii, wy, jeźdźcy, ustawiacie się jeden obok drugiego wzdłuż linii startu ułożonej z morskich muszli. Wiecie, że gdzieś za wami spaceruje mężczyzna z różdżką, który za moment wypowie zaklęcie i ozdobi niebo przed wami tysiącem kolorowych iskier – na znak, że można ruszać. Czujecie pod sobą napięte mięśnie koni, którym udzielają się wasze emocje. Zapadła cisza, czas na rozmowy się skończył - już za moment rozpocznie się rywalizacja.
Pogoda nie do końca dopisała, choć sierpniowe słońce bywa łagodniejsze od lipcowego, tego dnia paliło piekielnie mocno. Nadmorski wiatr wydawał się być prawie nieodczuwalny, choć może to i lepiej – wszak część wyścigu będzie musiała zostać pokonana drogą powietrzną.
Przed wami rozciągała się plaża, którą w tym palącym słońcu będziecie musieli pokonać bez odrywania kopyt od ziemi. Pierwszy odcinek jest najmniej wymagający, ale nie lekceważcie go - od początku może zależeć przebieg całego wyścigu. Morska woda wyrzucana falami leniwie co jakiś czas zalewała piaszczysty brzeg.
Przed wami rozbłysły czerwone iskry - ruszajcie!
Aby utrzymać się w siodle: ST=10
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 13.11.15 14:11, w całości zmieniany 1 raz
Czuł napięte mięśnie Smoka pod sobą, czuł jego spokojny oddech i w końcu czuł się na swoim miejscu. Uwielbiał buzującą w żyłach adrenalinę, wyostrzone zmysły, oczekujące tylko na pojawienie się gwiazd, oznaczających rozpoczęcie tej szalonej gonitwy. Siedział na aetonanie pewnie, stabilnie trzymając stopy w strzemionach. Nie chciał wyrżnąć widowiskowego orła tuż przy gwałtownym starcie, na jaki miał nadzieję. W wyścigach często liczyły się pierwsze sekundy, dlatego wpatrywał się przed siebie w wielkim skupieniu...W końcu zauważając sygnał startu.
Po kolejnym ułamku sekundy ruszył do przodu a mocny nadmorski wiatr uderzył go w twarz, chłodząc płonącą z podekscytowania skórę. Najchętniej zaśmiałby się w głos - to odrobinę przypominało fruwanie na miotle - ale pęd powietrza z pewnością zamknąłby mu usta. Pochylił się, by stanowić mniejszy opór powietrza dla biegnącego konia i po prostu skupił się na utrzymaniu się w siodle. I na pewnym prowadzeniu konia po sypkim gruncie.
Po kolejnym ułamku sekundy ruszył do przodu a mocny nadmorski wiatr uderzył go w twarz, chłodząc płonącą z podekscytowania skórę. Najchętniej zaśmiałby się w głos - to odrobinę przypominało fruwanie na miotle - ale pęd powietrza z pewnością zamknąłby mu usta. Pochylił się, by stanowić mniejszy opór powietrza dla biegnącego konia i po prostu skupił się na utrzymaniu się w siodle. I na pewnym prowadzeniu konia po sypkim gruncie.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Blondynka nie rozglądała się na boki, bo kompletnie absorbował ją jej wierzchowiec. Chyba wyczuwał tą ekscytację, która wręcz parowała w powietrzu. Przy tym skwarze i wodzie, było niezwykle parno. Nie byłoby dziwotą, gdyby w pewnym momencie złapała ich mgła przy wieczorze. Ale nie myślała o tym teraz. Ogier próbował stawać na dwie nogi, cofał się, chodził na boki i stroszył pióra, jakby chciał się wznieść do góry. Mówiła do niego bez przerwy, postanawiając, że lepiej na razie postępować go przy brzegu, z dala od innych koni. Zaraz jednak sędzia kazał im podprowadzić konie bliżej mety i czekać na sygnał. Aetonan stale wprawiał ją w uczucie przedzawałowe, gdy wiercił się namiętnie, nie mając zamiaru ustać w miejscu. Miała nadzieję, że nie przerwie linii z muszel i nie zakończy ich przygody w tym etapie.
I wtedy rozległ się huk i pojawiły się kolorowe iskry. Konie ruszyły. A jej własny... Podniósł przód, stając dęba, i dopiero potem, spóźniony, oderwał tylne nogi od piasku i ruszył do przodu, wyciągając szyję do przodu.
Naprawdę modliła się o to, by Gourmand okazał się mieć wielką duszę i chęć do walki, mimo że kompletnie nie grzeszył wzrostem ani urodą.
-Dalej!-cmoknęła, pochylając się do przodu i oddając lekko wodze koniu.
I zaczęło się. Dudnienie serca wraz z tętnem kopyt. Jeden rytm.
I wtedy rozległ się huk i pojawiły się kolorowe iskry. Konie ruszyły. A jej własny... Podniósł przód, stając dęba, i dopiero potem, spóźniony, oderwał tylne nogi od piasku i ruszył do przodu, wyciągając szyję do przodu.
Naprawdę modliła się o to, by Gourmand okazał się mieć wielką duszę i chęć do walki, mimo że kompletnie nie grzeszył wzrostem ani urodą.
-Dalej!-cmoknęła, pochylając się do przodu i oddając lekko wodze koniu.
I zaczęło się. Dudnienie serca wraz z tętnem kopyt. Jeden rytm.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Selina Lovegood' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Neleus cieszył się na całą tą akcję z wyścigiem. Chciał wystartować w zawodach, a jego marzeniem było wygranie wspaniałego rumaka. Jego córka na pewno ucieszy się z tak wspaniałego prezentu w nowym miesiącu, mimo iż wymarzyła sobie kota. Podszedł do miejsca, gdzie losujemy konie i tam dostał wspaniałego, karego ogiera z długą i rozwianą grzywą. Koń parskał i patrzył się na niego majestatycznym spojrzeniem. Jego oczy błyskały lekko niezadowolone, tym całym tłumem, który się tutaj zjawił. Neleus był urzeczony owym zwierzęciem. Był wspaniały i tak strasznie przypominał jego konia z lat młodości. Zapragnął go mieć.
-Hades, wygrajmy to i bądźmy najlepsi. Ty jesteś władcą i Panem a także zwyciężcą. Do ciebie należy wygrana- powiedział do konia, patrząc mu głęboko w oczy. Miał wrażenie, że zwierzę go wręcz rozumie doskonale, a nawet mu przytaknęło, jednakże to mogło być też jego dziwnym skojarzeniem. Osiodłam go i ruszył razem z koniem na początek, gdzie była linia startu.
Gdy rozbłysły czerwone iskry, ruszyli z kopyta przed siebie.
-Hades, wygrajmy to i bądźmy najlepsi. Ty jesteś władcą i Panem a także zwyciężcą. Do ciebie należy wygrana- powiedział do konia, patrząc mu głęboko w oczy. Miał wrażenie, że zwierzę go wręcz rozumie doskonale, a nawet mu przytaknęło, jednakże to mogło być też jego dziwnym skojarzeniem. Osiodłam go i ruszył razem z koniem na początek, gdzie była linia startu.
Gdy rozbłysły czerwone iskry, ruszyli z kopyta przed siebie.
Ostatnio zmieniony przez Neleus Travers dnia 11.11.15 19:31, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
The member 'Neleus Travers' has done the following action : rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Atmosfera się zagęszczał. Trudno mu było powiedzieć czy w tym momencie on wzniecał ekscytację konia ruszeniem przed siebie, czy też koń jego swym nerwowym stąpaniem oraz strzyżeniem uszu. Jedno było pewne - obaj nie mogli się doczekać by przeciąć wiatr i poczuć go na twarzy. Spoglądali więc tęskno przed siebie, nie mogąc się doczekać tego, co przyniesie im los, lecz pewni tego, że dziś poczują wolność targająca ich sercami. Potrzebowali do tego tylko dźwięku, sygnału ogłaszającego początek tej przygody, wyścigu. A gdy nadszedł - obaj się spięli Najpierw Carrow, a potem Don Kichot. Na twarzy uzdrowiciela pojawił się zaś szeroki uśmiech. Zaczęło się.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Nadszedł niecierpliwie wyczekiwany przez wszystkich moment startu, życzyłem więc Alice powodzenia, licząc na to, że oboje utrzymamy się w siodłach i spotkamy się na mecie, a gdy zajęliśmy odpowiednie miejsca, rozbłysły iskry, konie zarżały donośnie, kibice zawiwatowali. Wbiłem pięty w boki Nerona, z początku lekko, próbując go wyczuć, chwilę później zdecydowanie, by wystrzelił jak strzała przed siebie, razem z innymi narowistymi rumakami. Nigdy nie byłem fanem upałów, za nieszczęście więc uznałem prażące mocne słońce, którego nie łagodziła nawet morska bryza, niewyczuwalna, gdy ruszyliśmy w kierunku plaży w rytm niecierpliwego galopu.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
The member 'Perseus Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 91
'k100' : 91
Nie było już czasu na kolejne życzenia i kontynuowanie pogawędki, Darcy zdążyła posłać bratu jeszcze jeden, ciepły uśmiech, zanim nie stanęła przed linią z muszelek, skupiona już tylko i wyłącznie na wyścigu, który miał rozpocząć się lada moment.
Pogoda nie była idealna i jej zdaniem słońce grzało odrobinę zbyt mocno, a przecież na plaży za chwilę miało zrobić się jeszcze goręcej. Niespokojne konie i spragnieni splendoru jeźdźcy ustawili się już w jednym rzędzie, a choć Rosier nie rozglądała się na boki mogła przysiąc, że każdy w myślach życzył już przeciwnikom jak najsłabszego startu.
Oderwała w końcu rękę od grzywy Starfalla, przestając go głaskać - wyczuwała napięte mięśnie zwierzęcia i sama czuła, jak poziom adrenaliny zaczyna w niej wzrastać. Po raz kolejny spojrzała przed siebie i oceniła drogę, którą przyjdzie jej przemierzyć na pierwszym etapie. Uśmiechnęła się pod nosem, pełna dobrych przeczuć.
A gdy rozbłysły czerwone iskry zareagowała natychmiast, dając rumakowi sygnał do startu. Ruszył pędem przed siebie, a ona pochyliła się do przodu, trzymając mocno wodze i dała się ponieść tej namiastce wolności, którą już zaczęła odczuwać.
Damy radę, Starfall.
Pogoda nie była idealna i jej zdaniem słońce grzało odrobinę zbyt mocno, a przecież na plaży za chwilę miało zrobić się jeszcze goręcej. Niespokojne konie i spragnieni splendoru jeźdźcy ustawili się już w jednym rzędzie, a choć Rosier nie rozglądała się na boki mogła przysiąc, że każdy w myślach życzył już przeciwnikom jak najsłabszego startu.
Oderwała w końcu rękę od grzywy Starfalla, przestając go głaskać - wyczuwała napięte mięśnie zwierzęcia i sama czuła, jak poziom adrenaliny zaczyna w niej wzrastać. Po raz kolejny spojrzała przed siebie i oceniła drogę, którą przyjdzie jej przemierzyć na pierwszym etapie. Uśmiechnęła się pod nosem, pełna dobrych przeczuć.
A gdy rozbłysły czerwone iskry zareagowała natychmiast, dając rumakowi sygnał do startu. Ruszył pędem przed siebie, a ona pochyliła się do przodu, trzymając mocno wodze i dała się ponieść tej namiastce wolności, którą już zaczęła odczuwać.
Damy radę, Starfall.
Ostatnio zmieniony przez Darcy Rosier dnia 11.11.15 19:16, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
Łuk Durdle Door
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset