Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Wybrzeże
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
The member 'Zaim Naifeh' has done the following action : rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Selina otworzyła usta, oniemiała, z ciągle wyciągniętą ręką. Zamarła w bezruchu, odrętwiała ze wstydu, który ją ogarnął. Nie mogła w to uwierzyć. Jej inkantacja się nie powiodła. I poczuła się znów jak w szkole, spalając buraka, że nie ćwiczyła przed lustrem dostatecznie Wingardium Leviosa, akcentując je na złą sylabę. A najgorsze było to, że jej pokaz (braku) umiejętności widziało całe wybrzeże. Odchrząknęła, zmieszana nie na żarty, zastanawiając się, jak wytłumaczyć swoją porażkę. Zaczęła ruszać nadgarstkiem, jakby chcąc go rozgrzać. I gdy pojawił się przy jej boku jakiś rudy... aha, to Weasley, i chciał robić za bohatera, wyciągnęła dumnie szyję do góry, robiąc minę, jakby nic się przed chwilą nie stało, bo ona przecież się dopiero rozgrzewa! Odchrząknęła ponownie, dotykając drugą ręką gardła i uniosła brew, gdy również i auror nie popisał się zdolnościami magicznymi. Zachowała niczym niewzruszoną powagę.
-Pan też ma problemy z gardłem?-zapytała neutralnie, tylko nieco zwracając twarz w jego stronę.-Chyba słyszałam, jak przez...-wyciągnęła w jego stronę dłoń, ze szczerą chęcią chcąc wytłumaczyć jego kondycję.-...pańską krtaniową niedyspozycję, zamiast eructo, powiedział pan erucdo. Pewnie złapał pan katar pływając w tej zimnej wodzie.-stwierdziła rzeczowo.-Ja chyba też po tej kąpieli dwa dni temu.-wyznała, musząc się również usprawiedliwić. Objęła troskliwie swoją szyję dłonią, nadając gestom niesamowitej wręcz nonszalancji. Przesadnej.
Nie zwracała już uwagi na walczących, tarzających się w piasku i podtapiających w wodzie, skupiając się na swojej chwilowej niedyspozycji.
-To się zdarza najlepszym.-dodała z przekonaniem.-Może spróbujemy razem?-zaproponowała, kierując różdżkę w stronę Wrighta i Naifeha.
-Pan też ma problemy z gardłem?-zapytała neutralnie, tylko nieco zwracając twarz w jego stronę.-Chyba słyszałam, jak przez...-wyciągnęła w jego stronę dłoń, ze szczerą chęcią chcąc wytłumaczyć jego kondycję.-...pańską krtaniową niedyspozycję, zamiast eructo, powiedział pan erucdo. Pewnie złapał pan katar pływając w tej zimnej wodzie.-stwierdziła rzeczowo.-Ja chyba też po tej kąpieli dwa dni temu.-wyznała, musząc się również usprawiedliwić. Objęła troskliwie swoją szyję dłonią, nadając gestom niesamowitej wręcz nonszalancji. Przesadnej.
Nie zwracała już uwagi na walczących, tarzających się w piasku i podtapiających w wodzie, skupiając się na swojej chwilowej niedyspozycji.
-To się zdarza najlepszym.-dodała z przekonaniem.-Może spróbujemy razem?-zaproponowała, kierując różdżkę w stronę Wrighta i Naifeha.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W tej chwili nie było dźwięku piękniejszego od tego, jaki wydawała rozwalona kość nosa. Chrzest chrząstki (ciekawe skąd nazwa tej szalonej części ludzkiego ciała), trzask pękającej gości, morza szum, ptaków śpiew, wrzaski szlachty na plaży i jakieś dziwne piski, dobiegające zza pleców. Ta wspaniała symfonia była niestety w pewnej mierze urojona, bowiem w całym tym miłosnym chaosie Jaimie nie dosłyszał się żadnych urazów Zaima. Za to poczuł je niezwykle dokładnie.
Gdyby był nokturnowym prawiczkiem, pewnie jęknąłby z bólu, kiedy jego pięść starła się z nosem Naifeha, ale lata bolesnych doświadczeń nauczyły go wytrzymałości. I umiejętnej obserwacji: krew tryskająca z nozdrzy przeklętego arabusa wskazywała na udane działanie. Może nie spektakularne, nie wbił mu w końcu kości w środek mózgu, ale nie mógł narzekać. Wziął głęboki, nieco chrapliwy oddech, nie dając się przewrócić kolejnej wysokiej fali. Zaim półleżał, Benjamin znajdował się na nim; palce lewej ręki, trzymającej zaperskie dywany koszulę, zgrabiały od zimna, ale nie puszczał go, ba, wręcz przeciwnie, wzmocnił uścisk, obserwując jak krew powoli miesza się ze słoną wodą.
- Następnym razem nie wpierdalaj się w moje sprawy i w moją rozmowę z moją kobietą - warknął na tyle cicho, by tylko Zaim mógł go usłyszeć (wolał nie mówić głośniej, bo wtedy musiałby pogodzić się z tym, że faktycznie wypowiedział te ostatnie dwa słowa) oraz używając tylu powtórzeń, by Zaim mógł go zrozumieć. W końcu pewnie używał jakiegoś swojego perskiego dialektu, budując znaczki z kóz. Powinien go już puścić, ale nagła frustracja przerosła jego instynkt zachowawczy, posyłając prawą pięść ponownie w twarz Zaima. Z całą złością, na jaką było go stać - co niekoniecznie musiało wróżyć dobrze celności silnego uderzenia.
Gdyby był nokturnowym prawiczkiem, pewnie jęknąłby z bólu, kiedy jego pięść starła się z nosem Naifeha, ale lata bolesnych doświadczeń nauczyły go wytrzymałości. I umiejętnej obserwacji: krew tryskająca z nozdrzy przeklętego arabusa wskazywała na udane działanie. Może nie spektakularne, nie wbił mu w końcu kości w środek mózgu, ale nie mógł narzekać. Wziął głęboki, nieco chrapliwy oddech, nie dając się przewrócić kolejnej wysokiej fali. Zaim półleżał, Benjamin znajdował się na nim; palce lewej ręki, trzymającej za
- Następnym razem nie wpierdalaj się w moje sprawy i w moją rozmowę z moją kobietą - warknął na tyle cicho, by tylko Zaim mógł go usłyszeć (wolał nie mówić głośniej, bo wtedy musiałby pogodzić się z tym, że faktycznie wypowiedział te ostatnie dwa słowa) oraz używając tylu powtórzeń, by Zaim mógł go zrozumieć. W końcu pewnie używał jakiegoś swojego perskiego dialektu, budując znaczki z kóz. Powinien go już puścić, ale nagła frustracja przerosła jego instynkt zachowawczy, posyłając prawą pięść ponownie w twarz Zaima. Z całą złością, na jaką było go stać - co niekoniecznie musiało wróżyć dobrze celności silnego uderzenia.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
- Nie wierzę - warknął, sam niepewien, do kogo - czy do Seliny stojącej nieopodal niego, do Bena i Zaima, którzy, skupieni na idiotycznej walce, i tak nie mogli go usłyszeć, a co dopiero zrozumieć przesłania, czy do samego siebie, gdy wpatrywał się w różdżkę, z której trysnął wyłącznie żałosny strumień wody niemogący zrobić wiele ponad wylanie łez porażki w nieposkromione otchłanie oceanu. Usłyszał głos, który równie dobrze mógł być ciosem samurajskiego miecza wymierzonym wprost w jego dumę i stłumił pełne dramatyzmu westchnięcie. - Krtań bywa zdradliwa - przytaknął z lekką chrypą, która była wynikiem zażenowania, ale równie dobrze mogła okazać się perfekcyjną wymówką. - Ale to wszystko i tak przez ten wiatr - dokończył po chwili w ramach niezbyt przemyślanego usprawiedliwienia, dopiero teraz spoglądając na jasnowłosą kobietę i nieudolnie próbując ukryć kompromitację tańczącą w błękitnych oczach.
- A tak właściwie - spytał nagle z widoczną konsternacją, marszcząc lekko brwi i kątem oka spoglądając na cios, któremu równie dobrze mógł akompaniować dźwięk łamiącego się nosa Zaima; chciał zareagować, jednak instynkt samozachowawczy kazał mu zatrzymać się na chwilę i ocenić szansę w bójce z, niestety, wyższymi od niego mężczyznami, które drastycznie spadały z każdą sekundą, którą spędził na spoglądaniu na targanego emocjami, testosteronem i czystą wściekłością Bena (nie wyglądał najpotulniej) - to o co poszło? - dokończył, wyciągając różdżkę.
W tym samym jednak momencie doszedł go podejrzany dźwięk ulatującego życia i Garrett natychmiast zbladł, bezwiednie opuszczając różdżkę.
- CHOLERA, BEN - rzucił trochę za głośno, zapominając o tym, że miał w planach rzucić zaklęcie; zerwał się z miejsca, wpadając do wody (potrzeba niesienia pomocy znajomemu z pracy była zakorzeniona głęboko) i spoglądając na przyjaciela z przerażeniem. - Czy ty postradałeś zmysły?!
- A tak właściwie - spytał nagle z widoczną konsternacją, marszcząc lekko brwi i kątem oka spoglądając na cios, któremu równie dobrze mógł akompaniować dźwięk łamiącego się nosa Zaima; chciał zareagować, jednak instynkt samozachowawczy kazał mu zatrzymać się na chwilę i ocenić szansę w bójce z, niestety, wyższymi od niego mężczyznami, które drastycznie spadały z każdą sekundą, którą spędził na spoglądaniu na targanego emocjami, testosteronem i czystą wściekłością Bena (nie wyglądał najpotulniej) - to o co poszło? - dokończył, wyciągając różdżkę.
W tym samym jednak momencie doszedł go podejrzany dźwięk ulatującego życia i Garrett natychmiast zbladł, bezwiednie opuszczając różdżkę.
- CHOLERA, BEN - rzucił trochę za głośno, zapominając o tym, że miał w planach rzucić zaklęcie; zerwał się z miejsca, wpadając do wody (potrzeba niesienia pomocy znajomemu z pracy była zakorzeniona głęboko) i spoglądając na przyjaciela z przerażeniem. - Czy ty postradałeś zmysły?!
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
Zaim miał kompletnie obitą twarz - rozcięty łuk brwiowy, z którego krew zalała mu szybko całą facjatę. Powieka kompletnie mu spuchła, a w okolicy oka pojawił się siniak, tworząc przepiękne limo w kolorze dojrzałej śliwki. Ostatni cios zagwarantował mu złamany nos. I z tym uderzeniem momentalnie stracił przytomność, a jego głowa bezwładnie odchyliła się do tyłu, zatapiając w płytkiej wodzie.
Søren nie jest konfliktowym człowiekiem. Ciężko wyprowadzić go z jego chłodnej równowagi, którą szlifował i udoskonalał latami. Aby stracił nad sobą panowie potrzeba czegoś więcej niż kilku soczystych obelg. Podobno słowa mają często większą moc zadawania ran niż czyny. Avery wykształcił jednak swego rodzaju pancerz ochronny przeciw nim. Przyczyniła się do tego sytuacja rodzinna jak i starannie odebrane wychowanie za dzieciaka. Matka, bowiem wyszkoliła w nim umiejętność totalnej obojętności na puste frazesy. Jej powtarzane bez końca przytyki i porównywania do brata sprawiły, że po tych wszystkich latach wiele spływa po Sørenie jak po kaczce. Natomiast nauka salonowego obycia uświadomiła mu, że mające zamiar ranić słowa są obroną ludzi słabych. Im bardziej ktoś wczuwa się w swoje obelgi, tym lepiej widać jak niepewny jest siebie. Milczenie i obojętność ranią o wiele bardziej, przekonał się o tym na własnej skórze. To oraz ciosy wymierzone w słabe punkty. Tych nie miał za wielu, a i tak nie były raczej one powszechnie znane. Częściej zdarzało się ludziom rozwścieczyć przypadkowo niż z premedytacją. Chyba, że robiła to osoba, która doskonale go znała i wiedziała, która struna jest czuła. Wtedy jednym zdaniem można było zdjąć z jego twarzy maskę, która przecież była niczym więcej jak kagańcem jego prywatnej bestii. W końcu nie od dziś wiadomo, że tłumione emocje narastają aż pewnego dnia muszą wypłynąć z całą swą siłą.
U Sørena dzień przelania szali goryczy nastąpił czwartego dnia festiwalu Prewettów. Początkowo w ogóle nie chciał się tu pojawiać. Wiedział, że oglądanie pływającego po wodzie wianka zrobionego przez Allison skutecznie podniesie mu ciśnienie. Dlatego poprosił Amodeusa o pomoc przed totalnym oszaleniem z niepewności. Powinien zostawić to w jego rękach, ale nieprzyjemne przeczucie nie opuszczało go od rana. Koniec końców zawitał na wybrzeżu, aby zorientować się w sytuacji. Wyczucie sytuacji miał bezbłędne, a to, co ujrzał sprawiło, że jego żyły zamiast krwi poczęły pompować gniew. Selwyn nie miał za krzty wstydu już od początku tej śmiesznej imprezy, ale to, co robił teraz przechodziło wszelkie pojęcie. Całował Allison, jego Allison na oczach wszystkich zebranych. Parszywy amant, narzeczony od siedmiu boleści, amorów mu się zachciało. Søren dokładnie pamiętał wyraz twarzy siostry sprzed kilku dni jak i jej zachowanie podczas obiadu. Wciąż w jego piersi pulsowała bolesna rana bezsilności, gdy wracał do tego myślami. Nie mógł uwierzyć, że Selwyn był tak ślepy. Skoro jednak taka była rzeczywistość to postanowił wytłumaczyć mu to dosłownie.
W kilku krokach znalazł się przy nich. Gwałtownym szarpnięciem za ramię odciągnął go od swojej siostry, przerywając ten pocałunek. W następnej chwili jego pięść mknęła w kierunku twarzy tego nabuzowanego hormonami dzieciaka.
U Sørena dzień przelania szali goryczy nastąpił czwartego dnia festiwalu Prewettów. Początkowo w ogóle nie chciał się tu pojawiać. Wiedział, że oglądanie pływającego po wodzie wianka zrobionego przez Allison skutecznie podniesie mu ciśnienie. Dlatego poprosił Amodeusa o pomoc przed totalnym oszaleniem z niepewności. Powinien zostawić to w jego rękach, ale nieprzyjemne przeczucie nie opuszczało go od rana. Koniec końców zawitał na wybrzeżu, aby zorientować się w sytuacji. Wyczucie sytuacji miał bezbłędne, a to, co ujrzał sprawiło, że jego żyły zamiast krwi poczęły pompować gniew. Selwyn nie miał za krzty wstydu już od początku tej śmiesznej imprezy, ale to, co robił teraz przechodziło wszelkie pojęcie. Całował Allison, jego Allison na oczach wszystkich zebranych. Parszywy amant, narzeczony od siedmiu boleści, amorów mu się zachciało. Søren dokładnie pamiętał wyraz twarzy siostry sprzed kilku dni jak i jej zachowanie podczas obiadu. Wciąż w jego piersi pulsowała bolesna rana bezsilności, gdy wracał do tego myślami. Nie mógł uwierzyć, że Selwyn był tak ślepy. Skoro jednak taka była rzeczywistość to postanowił wytłumaczyć mu to dosłownie.
W kilku krokach znalazł się przy nich. Gwałtownym szarpnięciem za ramię odciągnął go od swojej siostry, przerywając ten pocałunek. W następnej chwili jego pięść mknęła w kierunku twarzy tego nabuzowanego hormonami dzieciaka.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Søren Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Nie przestraszył ją rozdrażniony ton Garretta. Zawsze przejawiała dziwną niewrażliwość na męską agresję, a z latami wyłącznie ją umacniała. Choć, oczywiście, ta fizyczna, jeśli dotykała ją pośrednio lub bezpośrednio, liczyła się z konsekwencjami. Zazwyczaj poważniejszymi niż dzisiaj. Bo właściwie to nie udało jej się nic zdziałać. Była kompletnie bezużyteczna. Słaba. Krucha. Nie mająca żadnego znaczenia. I ten brak wpływu na sytuację zdeprymował ją najbardziej. Lovegood musiała być ważnym czynnikiem we wszystkim w czym uczestniczyła. Nie można było jej tak po prostu ignorować. Nie mogła być niezauważona. Przecież to była ona! Dlatego też jej umysł postanowił zepchnąć ważność tej sytuacji do praktycznie zerowej. Zapomniała o powodach, dla których chciała rozdzielić tą dwójkę. Wyrzuciła z pamięci swoją determinację, złość i niewypowiedzianą obietnicę złożoną Harriett. Teraz to wydarzenie było wyłącznie ćwiczeniem. Zaledwie próbą. Wstępem do części właściwej. Nawet, jeśli nie miała okazji zdążyć go rozwinąć.
-Tak, jest niezwykle wrażliwa.-przyznała, ciągle z lekkim przejęciem i powagą, umyślnie omijając spojrzeniem mężczyzn w zwarciu. I kuzynki, której nie miała śmiałości spojrzeć w oczy po tym, jak sromotnie zawiodła. Nie była jej rycerzem na białym koniu.
Już otwierała usta, by wykpić i sprowadzić sytuację do banalnej sprzeczki, ale chlupnięcie, które usłyszała, gdy głowa Zaima zderzyła się z taflą, by chwilę potem pod nią zniknąć, przestraszyło ją nie na żarty. Nigdy nie darzyła go przesadną sympatią. I właściwie to jej pierwszym odruchem wcale nie było ruszenie na pomoc. Najpierw spojrzała na półwilę. A dopiero potem, sprowokowana ruchem Weasleya, poruszyła się, podążając za nim.
Zacisnęła usta, by zbliżyć się do Benjamina, kompletnie ignorując rudego i wymierzyć mu siarczysty policzek. Mógł jej odwinąć. Ale zasłużył sobie na to.
-Jak mogłeś, Wright.-wycedziła, a jej spojrzenie mówiło jedno. Wybaczyłaby mu wszystko. Ale nie skrzywdzenie Harriett. A przynajmniej w tym momencie nie potrafiła.-A teraz go stąd wyciągnij, chyba, że chcesz mieć go na sumieniu.-powiedziała, unosząc brodę do góry, jakby w tym momencie przypominając sobie o powadze sytuacji. Sama miała zamiar pociągnąć Naifeha do góry, jednak - co jak co - walczenie z wagą dorosłego mężczyzny i oporem wody nie było czymś, z czym miała niesamowicie jak wielkie szanse. Uniosła jednak jego głowę, by się nie utopił.
-Tak, jest niezwykle wrażliwa.-przyznała, ciągle z lekkim przejęciem i powagą, umyślnie omijając spojrzeniem mężczyzn w zwarciu. I kuzynki, której nie miała śmiałości spojrzeć w oczy po tym, jak sromotnie zawiodła. Nie była jej rycerzem na białym koniu.
Już otwierała usta, by wykpić i sprowadzić sytuację do banalnej sprzeczki, ale chlupnięcie, które usłyszała, gdy głowa Zaima zderzyła się z taflą, by chwilę potem pod nią zniknąć, przestraszyło ją nie na żarty. Nigdy nie darzyła go przesadną sympatią. I właściwie to jej pierwszym odruchem wcale nie było ruszenie na pomoc. Najpierw spojrzała na półwilę. A dopiero potem, sprowokowana ruchem Weasleya, poruszyła się, podążając za nim.
Zacisnęła usta, by zbliżyć się do Benjamina, kompletnie ignorując rudego i wymierzyć mu siarczysty policzek. Mógł jej odwinąć. Ale zasłużył sobie na to.
-Jak mogłeś, Wright.-wycedziła, a jej spojrzenie mówiło jedno. Wybaczyłaby mu wszystko. Ale nie skrzywdzenie Harriett. A przynajmniej w tym momencie nie potrafiła.-A teraz go stąd wyciągnij, chyba, że chcesz mieć go na sumieniu.-powiedziała, unosząc brodę do góry, jakby w tym momencie przypominając sobie o powadze sytuacji. Sama miała zamiar pociągnąć Naifeha do góry, jednak - co jak co - walczenie z wagą dorosłego mężczyzny i oporem wody nie było czymś, z czym miała niesamowicie jak wielkie szanse. Uniosła jednak jego głowę, by się nie utopił.
I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Selina Lovegood' has done the following action : rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Ten dzień nie mógł wypaść lepiej, po prostu przejdzie do historii, szkoda, że nie tej chwalebnej i wartej wspominania. Zapewne już dzisiejszej nocy, koszmary nie opuszczą i tak niespokojnych snów Amodeusa. Sam fakt upokorzenia, które doznał przez nieznośne morze oraz przebrzydły wianek, którego nie udawało mu się złapać. Gotów był pomyśleć, że Allison rzuciła na niego jakiś czar, tak aby żaden mężczyzna nie był wstanie wyłowić go z morskich fal. Determinacja powoli opuszczała jego ciało, stopniowo sączyła się z niego, niczym krew wyciekająca z ran. Nieznośne uczucie, któremu nie sposób było zapobiec. Rezygnacja, jak jakaś choroba zawładnęła jego przemoczonym ciałem. W końcu dał za wygraną, pokonany przez żywioł i kapryśny los. Aż chciałoby się uwierzyć, że pech oraz szczęście naprawdę istnieją.
Pocieszał się myślą, że chociaż udało mu się wyjść z tego bez szwanków. Oczywiście oprócz nadszarpniętej godności, ogólnego zmęczenia przemieszanego ze zrezygnowanie oraz nieznośnej wilgoci, która przyczepiła się do jego ubrań. Zawsze mógł skończyć gorzej, na przykład z rozwalonym nosem, który przemienił się w fontannę tryskającą czerwoną cieczą. Zabawny widok.
Nieśpiesznie opadł na piasek, by chociaż przez chwilę dać wytchnienie zmęczonym noga. Nie, taki wysiłek fizyczny zdecydowanie nie był dla niego. Już wolałby zbierać te głupie kwiatki i pleść wianki. Powoli rozejrzał się dookoła przyglądając się ludziom zebranym na plaży. Dobrze, wiedział czego, a raczej kogo szuka. Wypadałoby przeprosić czy odgonić natręta, któremu udało się to, co... z czego Prince niekoniecznie się wywiązał.
Och, jaka błoga byłaby nieświadomość, jakże szczęśliwy byłby, gdyby czas dało się cofnąć, chodzi o ten konkretny moment, bo przecież było to wykonalne, ale nie teraz. Gdyby dało się wymazać to co zobaczyło się na własne oczy. Amodeus poderwał się z ziemi, ściskając mocniej dłoń na różdżce. Nie tylko to co ujrzał przerażało go, bardziej lękał się tego, co zrobi z nim Søren, jak dowie się, co się wydarzyło. Szybkim krokiem przemierzył odległość dzielącą go od całującej się pary. Dobrze, że nie była to jego siostra, gdyby tak było to plażę przemierzałby właśnie zielonkawy grot zaklęcia, pędzącego w plecy gbura, który ośmielił się zetknąć swoje usta z tymi, które należały do ukochanej bliźniaczki jego najlepszego przyjaciela. Zawahał się przez chwilę, przecież nie znał dokładnie sytuacji. Nie wiedział, czy ta wyraziła na to zgodę czy też nie. Właściwie, nie miało to dla niego znaczenia. Sam akt się liczył, a raczej reakcja jej brata na wiadomość o nim. Książę machnął z wprawą różdżką, kierując ją wprost na Alexandra. Nie mógł zdecydować się na jakieś konkretne zaklęcie, nie wiedział, jaka kara jest odpowiednia za takie przewinienie. - Skoro ludzie tak lubią powoływać się na szczęście, sprawdźmy, czy jemu dopisuje. Niech ślepy los zadecyduje o jego karze.
- Insanio. - wypowiedział inkantację zaklęcia głosem, który idealnie określa miano szeptu, zarezerwowanego tylko i wyłącznie do pewnych, konkretnych chwil.
O wilku mowa, a wilk tuż, tuż. Jakże trafne powiedzenie, szkoda, że wilki nieco się spóźnił. Amodeus uniknąłby dzięki temu kilku nieprzyjemności, które na pewno go spotkają, jak nie teraz, to później. Ech, życie. Niestety, gdyby udało mu się spostrzec go, zanim rzucił się na niepoprawnego amanta. Cóż, może nie zginie, pozostaje mieć nadzieję.
Pocieszał się myślą, że chociaż udało mu się wyjść z tego bez szwanków. Oczywiście oprócz nadszarpniętej godności, ogólnego zmęczenia przemieszanego ze zrezygnowanie oraz nieznośnej wilgoci, która przyczepiła się do jego ubrań. Zawsze mógł skończyć gorzej, na przykład z rozwalonym nosem, który przemienił się w fontannę tryskającą czerwoną cieczą. Zabawny widok.
Nieśpiesznie opadł na piasek, by chociaż przez chwilę dać wytchnienie zmęczonym noga. Nie, taki wysiłek fizyczny zdecydowanie nie był dla niego. Już wolałby zbierać te głupie kwiatki i pleść wianki. Powoli rozejrzał się dookoła przyglądając się ludziom zebranym na plaży. Dobrze, wiedział czego, a raczej kogo szuka. Wypadałoby przeprosić czy odgonić natręta, któremu udało się to, co... z czego Prince niekoniecznie się wywiązał.
Och, jaka błoga byłaby nieświadomość, jakże szczęśliwy byłby, gdyby czas dało się cofnąć, chodzi o ten konkretny moment, bo przecież było to wykonalne, ale nie teraz. Gdyby dało się wymazać to co zobaczyło się na własne oczy. Amodeus poderwał się z ziemi, ściskając mocniej dłoń na różdżce. Nie tylko to co ujrzał przerażało go, bardziej lękał się tego, co zrobi z nim Søren, jak dowie się, co się wydarzyło. Szybkim krokiem przemierzył odległość dzielącą go od całującej się pary. Dobrze, że nie była to jego siostra, gdyby tak było to plażę przemierzałby właśnie zielonkawy grot zaklęcia, pędzącego w plecy gbura, który ośmielił się zetknąć swoje usta z tymi, które należały do ukochanej bliźniaczki jego najlepszego przyjaciela. Zawahał się przez chwilę, przecież nie znał dokładnie sytuacji. Nie wiedział, czy ta wyraziła na to zgodę czy też nie. Właściwie, nie miało to dla niego znaczenia. Sam akt się liczył, a raczej reakcja jej brata na wiadomość o nim. Książę machnął z wprawą różdżką, kierując ją wprost na Alexandra. Nie mógł zdecydować się na jakieś konkretne zaklęcie, nie wiedział, jaka kara jest odpowiednia za takie przewinienie. - Skoro ludzie tak lubią powoływać się na szczęście, sprawdźmy, czy jemu dopisuje. Niech ślepy los zadecyduje o jego karze.
- Insanio. - wypowiedział inkantację zaklęcia głosem, który idealnie określa miano szeptu, zarezerwowanego tylko i wyłącznie do pewnych, konkretnych chwil.
O wilku mowa, a wilk tuż, tuż. Jakże trafne powiedzenie, szkoda, że wilki nieco się spóźnił. Amodeus uniknąłby dzięki temu kilku nieprzyjemności, które na pewno go spotkają, jak nie teraz, to później. Ech, życie. Niestety, gdyby udało mu się spostrzec go, zanim rzucił się na niepoprawnego amanta. Cóż, może nie zginie, pozostaje mieć nadzieję.
I'll stop time for you
The second you say you'd like me too
I just wanna give you the Loving that you're missing...
Amodeus Prince
Zawód : Pracownik u Borgina & Burke’a, teoretyk magii
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Nie wiem, co to filozofia.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
Czasem tylko mnie swędzi pod lewym skrzydełkiem duszy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Amodeus Prince' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Alexander tkwił w tej pięknej chwili niezbyt długo. Całkowicie poświęcając uwagę Allison nie był w stanie zauważyć nadciągającego w ich stronę Sørena, którego oblicza nie można było nawet postawić obok określenia "marsowe". Søren nie był wściekły. Aby określić stopień jego gniewu trzeba by stworzyć nową skalę i pojęcia wraz z wartościami ją opisującymi.
Nie wiedział, że trafił tak mocno i celnie w nagi nerw Avery'ego. Alexander nie przypuszczał nawet, że może to być aż tak brzemiennym w skutki działaniem. Jednym słowem, Selwyn miał potężnie przekichane.
Szarpnięcie za ramię spowodowało automatyczne rozwarcie się palców, wypuszczając z uchwytu wianek, który cicho uderzając o piasek wylądował u stóp Allison. Nie był w stanie zauważyć jej wyrazu twarzy, choć może to i lepiej. Prawdopodobnie wydarłoby to resztki koncentracji, jakie jeszcze gościły w umyśle Alexa. Tak, miał jeszcze szansę zrobić unik, przed mknącą w jego stronę pięścią Sørena, więc postanowił spróbować uniknąć ciosu.
Niestety, Alexander nieświadom zaklęcia rzuconego przez Amodeusa w jego plecy nie miał żadnej sposobności, by się przed nim uchronić.
Nie wiedział, że trafił tak mocno i celnie w nagi nerw Avery'ego. Alexander nie przypuszczał nawet, że może to być aż tak brzemiennym w skutki działaniem. Jednym słowem, Selwyn miał potężnie przekichane.
Szarpnięcie za ramię spowodowało automatyczne rozwarcie się palców, wypuszczając z uchwytu wianek, który cicho uderzając o piasek wylądował u stóp Allison. Nie był w stanie zauważyć jej wyrazu twarzy, choć może to i lepiej. Prawdopodobnie wydarłoby to resztki koncentracji, jakie jeszcze gościły w umyśle Alexa. Tak, miał jeszcze szansę zrobić unik, przed mknącą w jego stronę pięścią Sørena, więc postanowił spróbować uniknąć ciosu.
Niestety, Alexander nieświadom zaklęcia rzuconego przez Amodeusa w jego plecy nie miał żadnej sposobności, by się przed nim uchronić.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 30
'k100' : 30
Alexander nie zdołał się uchylić przed ciosem Sorena, który obił mu szczękę, a już chwilę potem poczuł, jak trafia go zaklęcie Amodeusa, które wstrząsnęło jego ciałem. Momentalnie zrobił się zielony i poczuł odruch wymiotny. Początkowo wydawało się to tylko nieprzyjemnym odczuciem, jednak po momencie z jego ust wyśliznął się pierwszy ślimak. Selwyn poczuł nagłe osłabienie, a wrażenie, które go ogarnęło, należało do definitywnie nie najprzyjemniejszych. Wyglądał jakby był mocno chory i tak się też czuł.
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset