Wydarzenia


Ekipa forum
Wybrzeże
AutorWiadomość
Wybrzeże [odnośnik]08.11.15 13:03
First topic message reminder :

Wybrzeże

Nie dajcie się zwieść, wybrzeże tylko z pozoru wygląda na spokojne. W ciągu chwili mogą powstać fale, szczególnie odczuwalne bliżej brzegu. Piasek miesza się z kamieniami, szczególnie w wodzie, gdzie głazy stają się coraz to większe, pokryte morskimi glonami, co czyni ich niebezpiecznie śliskimi. Nietrudno tutaj o niespodziewane wgłębienia, dlatego lepiej sprawdzać podłoże przy każdym kroku, oczywiście jeśli nie chce się zaliczyć kąpieli w morskiej pianie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 42 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wybrzeże [odnośnik]08.10.18 11:58
Lorraine chciała pomóc córce w uporaniu się z anomaliami, ale to nie było wcale takie proste. W końcu nie znaleźli złotego środka, który powstrzymałby ich powstawanie. Choć od zamartwiania się na głowie szlachcianki pojawiły się już prawdopodobnie siwe włosy to wiedziała, że nie mogą zamknąć dzieci w domu i czekać aż ta przeklęta magia ustąpi. Nie zrobili nic złego, nie zasługiwali na to by rezygnować z życia przez to co działo się aktualnie na świecie.
Blondynka czasami czekała na to jak na szpilkach wiedząc, że w końcu musi wydarzyć się coś złego. Tak przecież w ostatnim czas się zdarzało. Czasami jednak pozwalała sobie by odetchnąć. Nie myślała o tym co może się stać, nie szukała niebezpieczeństwa na każdym kroku. Na festiwalu lata wydarzyło się wystarczająco dużo by na chwile odetchnąć. Ten oddech kosztował ich więcej niż mogłaby podejrzewać. Oczywiście nikt nie był w stanie przewidzieć tego co się wydarzyło. Jej dar w takich sytuacjach był zwyczajnie bezużyteczny. Była jednak zła. Nie na córkę i na to co się stało, ale na to, że nadal nie mogli jej pomóc. Jak ma się czuć matka, której dziecko ze strachu przed własnymi działaniami kuli się w jej ramionach? Zrobiłaby przecież wszystko by im tego oszczędzić.
Kiedy jej protego się nie powiodło aż drgnęła. To wszystko trwało przez ułamek sekundy, ale patrzeć jak kula ognia dosięga dziecko nie należało do najprzyjemniejszych. Kobieta położyła dłoń na główce tulącej się do jej nogi Miriam. - Wszystko jest dobrze – powiedziała tylko po chwili kucając przy chłopcu. - Jak się czuje książę wiatru? - zapytała siląc się na uśmiech i próbując uspokoić chłopca. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Mój mąż jest uzdrowicielem i zaraz wszystkim się zajmie. Nie musisz się bać. - Lorraine mogła sobie tylko wyobrazić jak wielkie to musiało być przeżycie dla małego chłopca. W tym momencie nie myślała o innych konsekwencjach. Kiedy Archie zbliżył się do chłopca by mu pomóc Lorraine skupiła uwagę na córce. Łapiąc dziewczynkę delikatnie na ramiona poprosiła ją by ta na nią spojrzała. - To nie jest twoja wina. Wiesz o tym prawda? Nie zrobiłaś tego celowo i nie możesz się za to winić. Pamiętaj o czym rozmawiałyśmy. - odparła i przytuliła dziewczynkę do siebie przenosząc spojrzenie na małego chłopca. Sytuacja w końcu mogła wyglądać całkowicie odwrotnie. Czy w ogóle kiedykolwiek uda im się znaleźć sposób by dzieci znowu mogły być tylko dziećmi?


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Wybrzeże [odnośnik]09.10.18 16:31
Firanka czarnych rzęs zatrzepotała niczym skrzydła drobnego owada - lub raczej ćmy, to bardziej pasowało do wewnętrznie nastroszonej Melisande - przyciągając spojrzenie Lysandra ponownie do oczu szlachcianki. Denerwował ją, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, i napawało go to satysfakcją. Zepsuty spóźnieniem się na wybrzeże humor szybko powracał do typowego stanu samozadowolenia, chłopięcej radości z doskonałego żartu, którego nie zrozumiał nikt poza nim. To nic, że lady Rosier nie było do śmiechu: i tak prezentowała uprzejmy uśmiech, z gracją poruszając się w znanych ograniczeniach, nawet jeśli te doprowadzały ją wewnętrznie do bolesnej agonii.
- Moja sowa znajdzie cię przy najbliższej, odpowiednio eleganckiej, okazji - obiecał solennie, przykładając dłoń do piersi, by przy okazji wygładzić przód przemoczonej koszuli. - Liczę, że rzucisz mi wtedy swoją chustę, mającą przynieść mi szczęście w pojedynku - kontynuował podniosłą rozmowę, próbując zwizualizować sobie przejętą Melisande, z rumieńcami na policzkach obserwującą jego szermiercze zmagania. Niedorzeczne, niepasujące a zarazem nęcące. Wzbudzenie w Rosierównie tak skrajnego zainteresowania z pewnością zasługiwało na miano wręcz niemożliwego. - Co byś na niej wyhaftowała, moja droga? - spytał wykazując się niezwykłą wrażliwością: kobiety chyba lubiły rozmawiać na takie tematy; kwiaty, suknie, robótki ręczne. Skierowywał rozmowę na odpowiednie dla damy tory, mimowolnie po raz kolejny serwując zdolnej Melis ukłucie złotą szpilką. - Wiele o mnie nie wiesz, lady - odparł równie szybko, także szeptem, coraz mniej zwracając uwagę na przenikające go zimno a coraz więcej na gładkie kanty rozmowy, tak naprawdę podszytej cierniową koroną. Z ukontentowaniem przyjął zgodę Melisande na towarzyszenie jej ku ognisku: prowadził ją po plaży pewnie, ze szczerą troską, dbając o to, by nie wpadła w grząskie piaski i nie zraniła stopy wystającymi gdzieniegdzie kamieniami, muszlami lub wyrzuconymi przez brzeg fragmentami ostrych drewienek, wybielonych solą i wychłostanych wiatrem. Zauważał je z daleka, delikatnym naciskiem dłoni zmieniając kierunek ich spaceru.
Brunetka umiejętnie odbiła złośliwość - prawie wzdrygnął się, gdy wspomniała o jego dzieciach. Nie wyobrażał sobie tego, jeszcze nie teraz: ciągle czuł się młody i wolny, z niechęcią przyjmujący mało przyjemne obowiązki. A do takich należało wychowanie dziedzica, to nic, że na razie zajmowałaby się nim matka. Uśmiechnął się jednak krzywo, starając się nie dać po sobie poznać rozdrażnienia. - Nowe pokolenie doskonałych szlachciców, przepięknych dam i mądrych lordów. Czekam z niecierpliwością na to, co przyniesie nam przyszłość - wygłosił gładko, unosząc nieco wyżej głowę. Rozejrzał się, ale dalej nie widział nigdzie swej olśniewającej narzeczonej; nie złowił także spojrzeniem ani pochmurnego spojrzenia poważnego Alpharda ani barczystej sylwetki Tristana. Miał nadzieję zobaczyć ich niedługo przy ognisku. Zaśmiał się radośnie i melodyjnie, odwzajemniając krótkie spojrzenie Melisande. Grała swoją rolę prawie perfekcyjnie, gdyby towarzyszyła im Adelaide Nott, Rosierówna na pewno zostałaby obrzucona przez damę komplementami. - Co zatańczymy? Co chcesz poczuć, lady? - spytał, pochylając się nieco nad jej uchem: obydwoje dzielili miłość do muzyki, w jej przypadku miłość tragiczną i finalnie nieodwzajemnioną. Nie znał szczegółów, ale podejrzewał, że w ich duszach drży to samo pragnienie, słabość do uwalniającej się w ciele magii, wywołanej taktami muzyki, wprawiającej mięśnie w ruch. Każdy taniec miał swoje emocje - za którymi najbardziej tęskniła?
Lysander Nott
Lysander Nott
Zawód : mistrz tańca
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Almost nobody dances sober, unless they are insane.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6435-lysander-nott#164145 https://www.morsmordre.net/t6486-cornelius#165528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6483-skrytka-bankowa-nr-1625#165520 https://www.morsmordre.net/t6484-lysander-nott#165521
Re: Wybrzeże [odnośnik]09.10.18 21:53

  Ceniła sobie swój czas, dlatego wianek kończyła w drodze na wybrzeże. Nie wymagał on wiele poprawy. Kwiaty układane w kolejności w jakiej zrywała je z krzewów i z ziemi, nabrały indywidualnego, naturalnego charakteru. Poprawiła jedynie ich rozłożenie, przyozdabiając i jednocześnie zabezpieczając kompozycję czarodziejską wstążką, zakupioną wcześniej na jarmarku. Materiał barwą dojrzałej wiśni idealnie współgrał z kwiatami, stwarzając wianek kompletnym, mieszcząc w sobie wszystkie odcienie różu i fioletu, przechodzące łagodnie z jednego koloru w drugi. Barwy te dla kontrastu zestawione były z bielą najmniejszych, ukrytych pomiędzy zielonymi listkami płatków. Całość uwieńczona zgrabną kokardką jedwabnego materiału o silnych, magicznych właściwościach, miał ściągnąć męskie spojrzenia. Blaithin mogła jedynie liczyć na to, że zwróci uwagę osób pożądanych, a nie przypadkowych, których zainteresowania wolałaby się wystrzegać.
  Przystając przy brzegu, pozostała w bezpiecznym dystansie od wody. Zauważyła, że piasek miesza się z nieprzyjemnymi kamykami, które drażniły wrażliwą skórę jej stóp nawet przez pantofle. Podtrzymując rąbek spódnicy jedną ręką, drugą trzymała wianek, przez chwilę zastanawiając się jak puścić go na wodę. Przestrzeżona przez Cressidę przed używaniem magii, nie tyle zabrakło jej odwagi, żeby się w niej spróbować, o ile uznała, że nie chce wzbudzać sensacji, które mogłyby w złym kierunku ukształtować jej wizerunek w Anglii, Dotychczas miała czystą kartę. Niewiele osób ją znało i prawie nikt nie miał wyrobionej o niej opinii. Wolałaby, żeby ta, którą sobie wypracuje, dla większości przywodziła raczej pozytywne wspomnienia. Dlatego na moment przysiadła na kamieniu, kształtem przypominającym bardzo niewygodny fotel, i w milczeniu przyglądała się zmaganiom innych dam. Ten stan nie mógł trwać wiecznie. W końcu podniosła się, prostując plecy, akurat wtedy kiedy zerwał się silniejszy wiatr. Powietrze wzbiło w górę jej suknie i wyrwało kilka samotnych pasm jej włosów z pod luźnego upięcia – włosów, które nigdy nie chciały trzymać się w miejscu, ze względu na swoje krótkie ścięcie. Razem z porwaniem fałdów jej materiału i otoczeniem jej twarzy falującymi kosmykami włosów, Blaithin wyciągnęła dłoń z wiankiem przed siebie, pozwalając żeby wiatr porwał ze sobą też kwiaty. Kiedy te opadły, trochę krzywo, ale mimo wszystko dalej efektownie, na taflę wzburzonej dużą falą wody, uśmiechnęła się nie bez satysfakcji.
  Oficjalne i obowiązkowe puszczenie wianka miała już za sobą. Jeszcze tylko chwilę spoglądała jak żywioł bawi się z jej wiankiem, ale zaraz obróciła się na pięcie, decydując, że być może to dobry moment, żeby się ulotnić, zanim ktoś go wyłowi. Nie sądziła, że przeszkodzi jej w tym kolejna, znacznie silniejsza niż wszystkie poprzednie, fala, która, niestety, dosięgła też i jej stóp, pomimo, że trzymała się granicy, do której woda dotychczas nie sięgała.



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Wybrzeże [odnośnik]10.10.18 17:48
Raczej się nie spodziewała, że ktoś sięgnie po jej wianek. Choć z drugiej strony, paradoksalnie, była pewna, że przyciągnie on spojrzenia. W końcu przeszła przez bagna - czego pozostałości nadal znajdowały się na jej nogach - by zdobyć kwiat paproci. Piękny z najpiękniejszych i jedyny w swoich rodzaju. Nawet przez chwilę jej się podobało to robienie wianka i podążanie za jaskółką. Adrenalina odezwała się wtedy w jej żyłach i znów poczuła to, co pchnęło ją na ścieżkę łamacza klątw. Niepewność, co zostanie dalej. Ale pewność podejmowanych kroków.
Wszystko jednak opadło, gdy znalazła się na plaży i gdy uświadomiła sobie, że moment niewiadomej i przygody był już za nią, opadła na trawę z lekkim rozczarowaniem.
Ale potem obserwowała podstępnego błotyryja i złotowłosego mężczyznę, który sięgnął po jej wianek. Zwróciła w swoją stronę kilka spojrzeń, ale jakoś się tym nie przejmowała. Spojrzenie różnego rodzaju towarzyszyły jej właściwie od zawsze. A to patrzono na jej uszy - dlatego nosiła rozpuszczone włosy - albo, właśnie na włosy, których żadna siła na ziemi nie potrafiła ujarzmić, czy na brwi, które widać było zanim ktoś zauważył jej twarz. Czy w Hogwarcie i poza nim, gdy po raz pierwszy ktoś słyszał jej nazwisko. Fakt otworzenia przez Rubeusa Komnaty - choć była pewna, że nie mógł to być on - znany był wielu. Przeważanie, a może najczęściej, a może poza tym, nie do końca posiadała w sobie wysoki poziom elokwentności, który pozwoliłby jej nie odezwać się za głośno, gdy nie było to odpowiednio. I teraz, gdy krzyknęła ludzie spojrzeli w jej kierunku, jakby wybrzeże i spotkania były czymś w rodzaju świętości, które należało celebrować w ściszonych, czy normalnych tonach. Zmarszczyła jedynie brwi i uniosła rękę, by podrapać się po nosie.
- Dobrze, że lekko. Wujek opowiadał mi kiedyś o przypadku w którym tak mocno sie wgryzł, że niewiele z nogi zostało. Ale całe szczęście tą nogę nieszczęśnika uratowano. - podzieliła się mało optymistycznym faktem, uśmiechają się w kierunku stojącego już na przeciw niej mężczyzny.
- Tangwystl Hagrid. - przedstawiła się, nie dygając, jedynie skinając lekko głową. Dygać nie umiała, a samo dyganie i tak w jej kompletnie stylu nie było. - Możesz mówić mi Hagrid. - posłużyła pomocą od razu, wiedząc, jak wiele osób ma problemy z jej imieniem. Sama nie wiedziała, gdzie leżał w nim problem, ale gdzieś musiał być. - Chyba powinieneś mi go założyć, czy powinnam zrobić to sama? - zapytała spoglądając najpierw na wianek, a potem spojrzenie przenosząc z wianka na jego twarz.
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid
Re: Wybrzeże [odnośnik]10.10.18 22:39
Primrose – uśmiechnęła się do chłopca tym rodzajem uśmiechu, z którego była znana wśród rodziny i znajomych; promiennym i ciepłym, naprawdę szczerym, wystawiając dłoń na znak przypieczętowania ich znajomości, a dopiero po tym odpowiedziała na zadane pytanie – nie czekałam, właściwie pierwszy raz ten wianek trafił w czyjeś dłonie, nie w wodę – trudno było jej wyczuć, czy to odpowiedni moment na poinformowanie go, że właściwie wianek miał wymiar ofiarny i że zupełnie przypadkiem przez niego pobożne życzenia Sproutówny mogą się nie spełnić a przynieść jej pecha, jednak nie zamierzała na niego nakrzyczeć, ani zbić za ten niecny czyn – dawno temu wymyśliłam z babcią tradycję życzeń do kolejnego festiwalu i wrzucania wianka w ofierze, ale nic nie dzieje się bez przyczyny, widocznie tak miało być tym razem – rozluźniła się nieco, pochylając głowę. Kiedy kwiaty spoczęły na jej włosach, poprawiła je ostrożnie i zgarnęła zbłąkane kosmyki włosów za uszy.
Myślę, że jakoś to przeżyję – westchnęła ciężko, z pozoru zawiedziona, bo chociaż szła tutaj z zamiarem dobrej zabawy i tańca, który uwielbiała, była w stanie nieco zmienić plany; postanowiła, że od tego momentu przestanie planować, jednocześnie z wewnętrznym niepokojem zauważając, że od pewnego czasu zapomniała co to spontaniczność – zawsze możemy pokiwać się na siedząco, w tej pozycji żaden ptak nie powinien w nas wlecieć – dodała żartobliwie, ostrożnie badając poczucie humoru towarzysza i odporność na nieśmieszne, speszone żarty. Poprawiła się na trawie, obrzucając jeszcze raz spojrzeniem stopę Billy'ego.
Powinieneś przejść się z tym do uzdrowiciela, moja pomoc przyniesie ci ulgę tylko na jakiś czas – właściwie nie była pewna czy w ogóle mogła swoje działania nazwać pomocą: odciążyła go i odkaziła ranę, wstrzymując się przed użyciem czarów, a na ból mogła zaproponować co najwyżej słodkawe festiwalowe wino, które trzymała w torbie. W pierwszym zamiarze chciała poczęstować nim Tang, na całe szczęście Hagrid nie zauważając, że i jej wianek został wyłowiony.
Dlaczego akurat ten wianek? – spytała po chwili, wyraźnie zaciekawiona tą kwestią, bo odnosiła wrażenie, że byli jedyną parą w Weymouth, która naprawdę się nie znała, nie planowała tego i nie wypatrywała się tęsknie na brzegu. Choć na początku była tym faktem nieco przerażona, zaczynała dostrzegać pozytywne strony sytuacji.


* * *like a flower made of iron


Primrose Sprout
Primrose Sprout
Zawód : złodziejka ciastek; pomocnica w Czekoladowej Perle
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W walce między sercem a mózgiem zwycięża w końcu żołądek.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wybrzeże - Page 42 5ec844eba06fd06c3663bd04febb9f2f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6323-primrose-sprout#159252 https://www.morsmordre.net/t6427-cynamonka#163819 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-dolina-godryka-dom-numer-101 https://www.morsmordre.net/t6428-p-sprout#163820
Re: Wybrzeże [odnośnik]11.10.18 12:32
Blondył słuchał uważnie wywodu dziewczyny na temat pewnego nieszczęśnika, który nie miał tyle szczęścia co on przy spotkaniu z błotoryją. Dlatego chłopak wolał spotkania z kimś, kto ma raczej nie wiele wspólnego ze szlachtą. Przy takich osobach mógł najnormalniej w świecie mówić to co myśli, bez obawy, że obrazi kogoś nim zdąży się w ogóle odezwać.
-Bez nogi raczej ciężko się funkcjonuje- Tak...była to chyba najbardziej błyskotliwa wypowiedź jaką wypowiedział lord Abbott od dłuższego czasu. W zasadzie nawet nie zastanawiał się za bardzo nad tym co chciał odpowiedzieć dziewczynie na tę krótką historie. Może po prostu powiedział coś, co miało przeciwdziałać krępującej ciszy.
-Tangwystl...interesujące imię[- Nie często spotykało się kogoś o tak nietypowym imieniu. Było dziwne, i stosunkowo trudne do wymówienia...a już na pewno trudne do zapamiętania. Mimo wszystko Rudolf obrał sobie za punkt honoru to, że zapamięta to imię.
-Myślę, że to imię jest na tyle niezwykłe, iż grzechem byłoby pominąć chociażby jedną sylabę- Chłopak umiał czarować damy i często to robił. Najpewniej wychodziło mu to z różnym efektem, ale powiedzenie czegoś miłego jakiejś kobiecie nic go nie kosztowało, a może zrobi się komuś miło. Z drugiej strony nie udawał, że liczył na wyciągnięcia jakiś korzyści dla siebie samego. Umiał prawić komplementy, ale to wcale nie oznaczało, że wiązał z obiektem tych komplementów jakieś poważne plany. W końcu dziewczyna postanowiła zwrócić jego uwagę na wianek, który cały czas dzielnie trzymał w dłoniach, niczym najcenniejsze trofeum.
-Liczyłem, że dostanę chociaż jeden listek na pamiątkę, ale przed nami jeszcze dużo czasu. Może uznasz mnie na tyle godnego, aby ofiarować mi taki podarek- Odpowiedział po czym zbliżył się do dziewczyny, aby delikatnie nałożyć wianek na jej głowę.
-Tangwystl, uczynisz mi ten zaszczyt, i spędzisz ze mną ten wieczór?- Zapytał się, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Fakt, iż wyłowił jej wianek tak naprawdę do niczego nie musiał ich zobowiązywać. Może dziewczyna uzna, że nie chce z nim spędzać tego czasu, wówczas chłopak na pewno nie będzie się narzucać.
Rudolf Abbott
Rudolf Abbott
Zawód : Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Czasami lepiej umrzeć od razu, niż każdego dnia po trochu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6470-rudolf-abbott#165263 https://www.morsmordre.net/t6536-samira#166708 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow
Re: Wybrzeże [odnośnik]12.10.18 15:36
W. Black

Celne zaklęcie skutecznie odgonił nadgorliwe elfy, lecz złości starszej siostry Lupus nie mógł przegnać tak łatwo. A ta wrzała w Walburdze z każdym krokiem młodego Blacka, który przybliżał go do jej osoby. Gdy stanęli wreszcie twarzą w twarz kobieta zdała sobie sprawę, że rozgrywająca się między nimi scena będzie mieć znamiona pojedynku, a środkami do celu będą subtelne aluzje i półsłówka, czyli oręż, jakim oboje posługiwali się z wirtuozerią. Nie mogli pozwolić sobie na scenę przed wszystkimi zebranymi na wybrzeżu, reputacja była dla obojga zbyt ważna, a dbałość o nazwisko przewyższała wszystko inne, lecz jednocześnie nie mogli odpuścić okazji do słownej przepychanki. Czarownica nie mogłaby mienić się Blackiem, gdyby ustąpiła bez walki.
- Mylisz się, wszyscy wyczuwają ją na kilometr, dlatego nie ma teraz wokół ciebie wianuszka zapatrzonych szlachcianek – zakpiła, lustrując go od mokrych stóp po czubek głowy, na twarzy przywołując ironiczny grymas - Nie sądziłam, że nadejdzie dzień, w którym panny będą wolały, by ich wianek został wyłowiony przez Alpharda, a nie Lupusa z rodu Blacków – jeśli mogło udać jej się wbicie szpilki obu braciom w jednym zdaniu, śmiało sięgała po takie możliwości.
Dłoń drgnęła jej, gdy Lupus założył mokry wianek na jej skroń; chciała odtrącić jego rękę, chciała odepchnąć go z całej siły, lecz zmusiła się do trwania w wyprostowanej, godnej pozie, udając, że spływające po policzkach stróżki wody w niczym jej nie przeszkadzają. Teraz, gdy kupa kwiecia wylądowała na jej skroni, panna Black znienawidziła Festiwal jeszcze bardziej, niż wcześniej, choć nigdy nie sądziła, by było to możliwe. Biała suknia straciła ironiczny wyraz, gdy niebieskie osty stały się ozdobą kruczoczarnych włosów. Walburga zacisnęła wargi, by z ust nie wydarła jej się jakaś okropna klątwa.
Wpatrywała się w sprawcę całego zamieszania z nieukrywaną odrazą, lecz dwa głębokie oddechy pozwoliły jej na nowo podjąć grę.
- Mój lordzie, co więc proponujesz? Grę w szachy? Zatrzaśnięcie się w palarni? Trywialne rozrywki młodzieży nie przysporzą ci ani dobrej opinii, ani lepszego humoru – nie podejrzewała, że w rzeczywistości miałby ochotę na taniec przy ognisku, ale niczego nie mogła być już pewna.
Lupus mógł zagrać kartą, której się nie spodziewała, bo miał do stracenia o wiele mniej, od swojej siostry, a to czyniło go godnym, lecz niebezpiecznym przeciwnikiem.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 42 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]15.10.18 23:22

Pewna kwestia pozostała wciąż otwarta i tym samym niezrozumiała – skoro męczyła go jego obecność, sposób rozmowy i uszczypliwości, to dlaczego wciąż nie ulotniła się pozostawiając go samego? Z jakiego powodu trwała obok ciągnąc tą skrajną dywagacje trawiącą jej energię oraz czas? Zapewne znając myśli dziewczyny spytałby o konkrety tudzież z nich zakpił kreując z tego własny płaszcz ochronny na próbę rewanżowego pytania. Nie znał na takowe odpowiedzi, nie rozumiał swego postępowania tłumacząc się przed sobą samym zwykłą złośliwością i chęcią zszargania jej nerwów – jednak czy naprawdę o to chodziło? Czy naprawdę upadł tak nisko, aby niczym w szkole karmić się czyimiś rozdrapywanymi ranami? Być może, szatyn zatracił wiele granic.
-Myślałem o nagrodzie, nie karze.- burknął wzruszając ramionami. Widok jej twarzy nie budził w nim żadnych emocji, nie przywoływał wspomnień przyprawiających o melancholię, nie zmuszał do wewnętrznych analiz i pogodzenia się z bliżej nieokreślonym żalem. Patrząc w jej błękitne oczy czuł, że na dziewczynę zupełnie inaczej wpływają ich – mniej lub bardziej przypadkowe – spotkania na skutek prowadzonej, wewnętrznej walki. Nie była dobrym kłamcą, od zawsze wiedział kiedy sprzedawała mu zwykłą ściemę i choć wówczas po latach mogła nabyć nieco owej umiejętności, to swą postawą kompletnie temu zaprzeczała. Mogła mieć go za idiotę, mogła widzieć w nim tylko negatywne cechy straconego człowieka, ale szatyn nieustannie odnosił wrażenie, że nadal szukała czegoś więcej, czegoś poza idealnie przyodzianą maską. Było mu w niej wygodnie, przywyknął do niej niczym do ognistej pitej w nieosiągalnych dla wielu ilościach. Dorośli, zmienili się, świat kręcił się nadal zmuszając ich do dalszej drogi bez wzglądu na sprawy, które nigdy nie zostały zamknięte.
-Mogłaś od razu mówić, że wolałaś się przytulić.- zakpił wyginając wargi w charakterystycznym dla siebie wyrazie. Tęsknota, a tym bardziej jej wyrażanie były mu obce i zbędne, bowiem życie z własnym „ja” było wystarczające. Był przekonany, że odkąd sięgała pamięcią nie porywał się na czułe gesty, nie był ich zwolennikiem – czas spędzony razem idealnie jej to zobrazował.
Wielokrotnie próbował sobie wmówić, iż pozostawał wobec niej bierny, nie dał się poznać, uniknął powierzchownego rozgryzienia, jednak była to jedynie naiwność, z którą w końcu przyszło mu pogodzić się pozostawiając daleko za sobą. Liczył, że uznała to za błędną ocenę, kłamstwo na skutek przyodzianej maski, ale doskonale wiedział, że był wtedy sobą – był prawdziwy. -Nie podważałem twoich decyzji.- rzucił, kiedy próbowała się wyrwać uważając, iż na siłę chciał pozostawić ją przy sobie. Myliła się – uścisk na różdżce miał na celu uniknąć kolejnego ataku, bo choć wyjęcie własnej wydawało się rozsądniejsze to nie miał w zamiarach sugerować jej ewentualnego pojedynku. Dziś nie miał na to ochoty, nie miał dostatecznej siły, o czym nieustannie przypominały obolałe żebra i chwilę wcześniej naruszona żuchwa.
Przy nim mogła robić co tylko chciała: nie stawiał jej barier, nie odmawiał podjęcia ryzyka, nie chronił w zapobiegawczej formie, aby tylko perfidnie zdeptać morale. Ne zamykał na klucz, nie zakazywał unoszenia różdżki oraz wypowiadania własnego zdania – była wolna, mogła decydować o sobie i popełniać błędy, które miały nieść tylko naukę. Zawsze powtarzał, że ludzie zdani byli jedynie na siebie, a parasol ochronny usilnie trzymany nad głową napędzał ilość popełnianych głupstw i idących za nimi konsekwencji.
Ściągnął brwi na jej słowa. Zwykle kwestie „miłości” go bawiły, wprawiały w ironiczny nastrój, lecz słysząc to od niej wcale nie przyszła mu ochota na drwiny. Spojrzawszy na piersiówkę uniósł ją pragnąć upić łyk, jednak aby było to możliwe ponownie musiał pozbyć się sporej ilości wydobywającej się z rany krwi. -Zatamujesz to? Ognista nie smakuje dobrze w tym połączeniu.- rzucił nie komentując nawet poprzedniej kwestii. -Jak chcesz mnie ponownie uszkodzić przed kolejnym zniknięciem daj mi chociaż znać to zdążę się odpowiednio zaprawić.- dodał podkreślając naciskiem słowo „zniknąć”.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Wybrzeże [odnośnik]15.10.18 23:37
Zniknęła by już dawno, gdyby nie dłoń mocno zaciskająca się na jej łokciu. Wcześniej, póki rozmowa nie przybrała innego tonu, zahaczając w jakiś sposób o głupotę. Powinna była krzyczeć, prosić o pomoc, a jednak nie potrafiła. Prosić o pomoc, rzecz jasna, zawsze wszystko robiła sama. I to jedno miało ją zgubić. Nie potrafiła wybaczyć wszechświatowi, że mimo wszystkich zawirowań i problemów dokłada kolejny. Odłożyła go. Odsunęła. A jednak wszystko zdawało się chcieć jej przypomnieć o przeszłości.
Nie odpowiedziała. Rozłożyła jedynie dłonie w teatralnym geście, choć odrobinę zadowolona. Nie zamierzała znów pozwolić mu się podejść, czy zbliżyć. Nawet jeśli właśnie tak by się stało odbiłby się od ściany. Oddała swe serca lata temu. I nie zamierzała odbierać go, a potem obdarowywać nikogo więcej. Kochała Skamandera tak, jak jeszcze nikogo. Tak, jak mogłaby kochać jego, gdyby los nie stanął im na drodze. Była w końcu po części Wilde, a one kochały całkowicie i oddanie tylko raz - jak powtarzała babka. I sprowadzały nieszczęście, na czystoriwstych mężczyzn. O czym też nigdy nie zapomniała wspomnieć. Oddała swoje serce i najmocniej świadczyła o tym forma jej patronusa. Nie sądziła nawet, że to możliwe. A jednak, musiała uwierzyć, gdy wzywając posłańca zamiast dostrzec znajomą sylwetkę bernardyna, zoaczyła koziorożca.
- Każdy popełnia błędy. - odburknęła jedynie na jego słowa. Nie, nie widziało jej się przytulanie. Nie widziało jej się przebywanie w jego towarzystwie, obok, zbyt blisko. Nie potrzebowała wracać do przeszłości, sama teraźniejszość była nad wyraz skomplikowana.
Wyrwała się, a jednak nie odeszła, odsuwając się jedynie. Zerknęła w jego kierunku na kilka krótkich, a może i nieznośnie długich chwil zawieszając na nim spojrzenie.
- I może to był błąd. - powiedziała jedynie, odsuwając się jeszcze kawałek. Sama nie miała ochoty dziś na pojedynek. Rzadko kiedy na jakikolwiek znajdowała chęć. Przystępowała do wielu, by ćwiczyć. Nie miała też ochoty tu być. Głupie, pieprzone wianki. Czego się spodziewała? Że uda im się całkowicie wykonać niewykonany plan. Przecież już od początku, podskórnie przeczuwała, że pozostanie sama, wątpiła by Skamander miał się zjawić, wątpiła by miał sięgnąć po jej wianek. Zamiast tego musiała mierzyć się z przeszłością - choć wcale tego nie chciała.
Zamrugała kilka razy na jego kolejne słowa, nie będa pewną, czy rzeczywiście zwraca się do niej z prośbą. Zmarszczyła lekko nos zwracając ku niemu spojrzenie.
- Rana sama się zrośnie. Mogę złagodzić ból. - odpowiedziała mechanicznie, jakby na jednej z interwencji, których w ciągu prawie dziesięciu lat zrobiła już niezliczoną ilość. - Subsisto Dolorem Horribilis. - wypowiedziała, zaraz po tym, jak przytknęła różdżkę w to samo miejsce co wcześniej.
- Życzysz sobie czegoś jeszcze? - zapytała spokojnie, czekając na to, co miał do powiedzenia. Mimo wszystko, teraz, gdy jego dłoń nie zaciskała się na jej ramieniu marzyła, by ulotnić się z Festiwalu Lata możliwie jak najszybciej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wybrzeże - Page 42 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Wybrzeże [odnośnik]15.10.18 23:37
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Wybrzeże - Page 42 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wybrzeże - Page 42 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wybrzeże [odnośnik]16.10.18 17:59
Mogła je oddać komu chciała, mogła nadal naiwnie wierzyć, że uczucia istnieją będąc tym samym lekarstwem na wszelkie dolegliwości mimo wielokrotnym zawodom wieńczonym pragnieniem usunięcia się w cień. Nie musiała mu nic oddać, nic poświęcać, ani się zmieniać, nie wymagał tego podchodząc mocno sceptycznie do wytyczania ścieżek drugiemu człowiekowi kim takowy by nie był. Osoba była jednostką, indywidualnością i tylko ona sama mogła odpowiadać za błędy, rozliczać się z nich przed samą sobą oraz podejmować analizę zysków, i strat płynących z takowych. Wolność stanowiła niepodważalną wartość, a jej zatracenie zamykało wiele możliwości, oddalało horyzonty i wyznaczone cele.
-Oczywiście.- skinął głową zgadzając się z nią w stu procentach, choć zapewne myśleli wtedy zupełnie o czymś innym, co potwierdziły jej kolejne słowa. Nim odpowiedział uniósł piersiówkę, z której upił sporą ilość trunku licząc, że ten złagodzi powstały na skutek zaklęcia ból. Może i miała powód do ataku, zawsze lubiła afiszować się swoimi umiejętnościami, jednak wówczas widząc jego stan mogła sobie odpuścić – choć jak widać niekoniecznie. Przez chwilę zastanowił się czy czerpała z tego jakąś radość, wewnętrzną satysfakcję, może w ten sposób pragnęła wytępić swe demony?
-Trzymanie cię na smyczy byłoby absurdalne, ale jeśli aprobujesz tego typu zachowanie to z pewnością wielu to zachęci. Umyj, ugotuj, wychowaj dzieci.- zakpił wiedząc, że kompletnie stroniła od podobnego stylu życia, jednak ciągłe szukanie winy w nim, nawet jeśli był to jedynie parasol ochronny, zaczęło być po prostu nudne. -Długo już w ten sposób oczyszczasz swe sumienie?- spytał unosząc nieznacznie brew. O dziwo był ciekaw.
Gdy podeszła bliżej, aby rzekomo pomóc mu i złagodzić ból obserwował ją uważnie, jakoby oczekując kolejnego ataku. Była nieprzewidywalna, a cały obraz sytuacji działał zdecydowanie na jej korzyść, stąd najprostszy ruch mógł okazać się dla szatyna groźny. -Receptę też dostanę?- uniósł brew zerkając kątem oka na jej twarz czując wyraźną ulgę zaraz po wypowiedzeniu inkantacji. -Dziękuję.- wypowiedział spokojnym tonem, choć zwykle ów słowo nie przechodziło mu przez wargi.
Dźwignąwszy się na nogi rozejrzał się po skąpanej w ciemnościach plaży, a następnie ruszył wolnym korkiem przed siebie zupełnie pomijając kwestię pożegnania. -Wpadnij po swoje rzeczy, ostatnio tak się spieszyłaś, że najwyraźniej zapomniałaś.- rzucił nawet nie odwracając się i ignorując fakt, że ostatnio oznaczało przeszło dekadę.

/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Wybrzeże [odnośnik]17.10.18 0:41
Jej wnętrze wykręcało się w złości, która rozpalała się za każdym razem, gdy pojawiał się obok. Ale każda sekunda, każde składne zdanie, kolejne słowo rozniecało ogień, który parzył i przynosił zgagę. Traktował ją protekcjonalnie, jak głupiutką lady, której jedynym zajęciem było haftowanie chustek i organizowanie wieczorków. I zdawał sobie sprawę z tego, że robi więcej, że znaczy więcej. Że daleko jej od przeciętnej szlachcianki zajętej jedynie sobą i swoim jestestwem. A jednak w jakiś sposób lubował się w tym, by dotknąć ją do żywego, dokładnie w taki sposób, by nikt z postronnych obserwatorów nie mógł mu tego zarzucić. Dokładnie tak, by tylko ona potrafiła to dostrzec. Tylko na chwilę uniosła brew, opuszczając ją zaraz by ubrać usta w łagodny uśmiech, pełen wdzięczności, ale i wyższości. Skinęła powoli głową, zgadzając się na jego okrutną próbę wyprowadzania jej z równowagi. Tak, jeśli takie jest jego życzenie, dokładnie to uczyni, gdy stanie, by zmierzyć się w szermierczym pojedynku, odpowiednio eleganckim, by zaprosić ją do podziwiania jego wyczynów.
- Zostaw odrobinę miejsca dla wyobraźni, Lysandrze. - odpowiedziała nie ściągając z ust wyćwiczonego gestu, przechyliła lekko głowę. Uniosła dłoń, by poprawić kosmyk włosów, który wystawał nieodpowiednio spod wianka. Pociągnęła go lekko, i wsunęła między resztę włosów. Imbecyl. Pamiętała dokładnie lekcje haftowania, które odbywała. Zawsze wyrywana od ciekawszych ksiąg, które ze smutkiem zostawiała na stoliku marząc przez cały okres haftowanych tortur o powróceniu do tego, co kochała najmocniej. - Czyż nie zepsułabym ci niespodzianki, gdybym powiedziała już teraz, co za słowa na niej odnajdziesz? - zapytała uczynnie, jakby rzeczywiście mając na celu jedynie zaskoczenie go i sprawdzenie, czy ze zniecierpliwieniem będzie oczekiwał słów, które wyhaftuje właśnie dla niego. Dobrze, jeśli tego chciał, mogła przecież taka być. Chyba.
Okłamywała samą siebie, okłamywała wszystkich wokół, czym więc trudniejszym miałoby zostanie głupiutką lady, którą tylko w niej widział? Która czerwieniła się pod mocniejszym spojrzeniem i chichotała, zasłyszawszy pochwałę.
Ale nie umiała. Jej logiczny umysł, czerpiący z faktów i własnych wniosków nie umiał zachwycać się trywialnością. Nie potrafił, a może zwyczajnie nie godził się, na umykanie wzrokiem przed spojrzeniem innych - w tym też mężczyzn. Była Rosierem na wszystkie róże w ogrodzie, klejnotem w koronie, panią która znała własną wartość. Nie była nudną pustą lalką, nie była bezwolną kukłą, marionetką, nie była niczyją zabawkę. Była Melisane Rosier, lady Kent, potomkini Mahaut. Broda sama uniosła jej się lekko na wspomnienie słów brata.
- Najwyraźniej, lordzie Nott. - odpowiedziała wytrzymując jego spojrzenie rzucane na nią z góry. Spokojnie mierząc go stalowo błękitnymi tęczówkami. Brwi zmarszczyły się leciutko, możliwe, że o milimetry, ale twarz wyrażała jedynie zadowolenie. Pozwoliła się prowadzić w kierunku ogniska. Małe zwycięstwo uniosło lekko jej szyję, gdy kątem oka dostrzegła zawisły jedynie na ułamek sekundy grymas, który pojawił się na jego twarzy.
- Przyszłość z pewnością znajdzie w sobie tyle łaski, by nie kazać na siebie długo czekać. - zgodziła się z jego słowami. Nie, zamążpójście i wydanie potomków na świat nie przynosiło jej wzdrygnięć. Spodziewała się tego, wiedziała, że to nastąpi. Nie była w stanie zatrzymać tego koła i nie chciała, szanowała tradycję i rolę, którą otrzymała. Drgnęła jednak lekko, gdy jego oddech zatańczył przy jej uchu, kompletnie się tego nie spodziewając. Zwróciła w jego kierunku spojrzenie.
- Może spróbujesz zgadnąć sam, do czego rwie me tęskne serce, lordzie? - zapytała rzucając mu ciche wyzwanie. Pokaż Lysandrze, jak dobrze mnie znasz, czy może nie znasz mnie wcale. Spróbuj zgadnąć, albo bądź pewien. Poprowadź mnie, zaskocz mnie. Zdawały się mówić jej oczy. Usta jednak nadal układały się w wyrozumiały, wdzięczny uśmiech.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Wybrzeże [odnośnik]17.10.18 2:18
Czasem zdarzało jej się paplać, albo mówić coś od rzeczy. Wielki mówca był z niej żaden, ale w sumie wiedział to każdy, kto ją znał. No i każdy kto o niej słyszał. Ale nie przejmowała się za bardzo docinkami na ten temat. Bo czemuż miałaby? Nie mogła się przecież wstydzić tego, jaka była. Bo była, jaka była i nie bardzo była w stanie cokolwiek z tym zrobić.
- Czy ja wiem. - powiedziała wzruszając lekko ramionami przekrzywiając lekko głowę i mierząc go spojrzeniem spod zmarszczonych, pokaźnych brwi. - Zawsze można magiczną protezę sobie załatwić, a to też coś. - odpowiedziała od razu znajdując rozwiązanie. Musiała myśleć szybko, zwłaszcza, gdy stawała na przeciw klątw, które niosły niebezpieczeństwo. Ale gdy się tak rozluźniała i szybciej myślała, to czasem to się mieszało wszystko, choć niekoniecznie do tego dążyła. Nie zamartwiała się tym jednak zbyt długo. Zaśmiała się lekko zawstydzona na słowa, które wypowiedział. Rzadko ktoś mówił, że jej imię jest interesujące. To raczej, mawiali, że dziwne, że trudne, że za ciężkie, za długie, że nie takie, że brzmi jak dla faceta a nie kobiety. Właściwie wiele mówili, ale i tak puszczała to mimo za dużych uszu. Poczuła, jak jej policzki czerwienią się, na jego kolejne słowa.
- Oh. - mruknęła, nie bardzo wiedząc, co powinna odpowiedź na taki komplement, bo właściwie rzadko zdarzało jej się jakiś dostawać. Nigdy nie była najpiękniejsza i właściwie to nie interesowała się chłopcami. Bo miała inne cele i ważniejsze zadania. Zwłaszcza od momentu, gdy zdiagnozowano chorobę taty. Cały jej czas pochłaniała praca i wizyty w Mungu, ale nie żałowała nawet chwili z czasu, który tam spędzała. A praca przynosiła jej wiele zadowolenia, więc i w tym rejonie, nie miała na co narzekać.
- Możesz cały zabrać. - powiedziała do niego wzruszając lekko ramionami. Nie zbierała kwiatów, nie lubiła bukietów ustawianych w wazonie i nigdy żadnego nie postawiła we własnym pokoju. Nie rozumiała po co rwać kwiaty, gdy tak tak pięknie rosną na własnym miejscu. Ale skoro dała się wyciągnąć Prim postanowiła zagrać wedle ustanowionych zasad.
- Oh, no raczej chyba, nie? - zapytała go, jednocześnie się zgadzając, trochę nie bardzo wiedząc czy to ona decydowała, czy to on łapiąc jej wianek. Przekręciła lekko głowę i zmrużyła brwi uważnie go mierząc. - Ale chyba musisz się przedstawić. - zawyrokowała w końcu, no bo trudno tak bez imienia dalej brnąć w jakąś znajomość, czy też rozmowę.
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid
Re: Wybrzeże [odnośnik]17.10.18 10:16
Melisande z gracją dotrzymywała mu kroku w szlacheckim tańcu niedopowiedzeń i zobowiązujących do uśmiechu pogawędek. W przypadku Lysandra sprawiało mu to autentyczną przyjemność, lecz doskonale wiedział, że lady Rosier czuła się tak, jakby stąpała po ściernisku po wykarczowanych krzewach róż, po których pozostały jedynie wyschnięte ciernie. Marzyła o czymś więcej, sięgała dalej niż inne kobiety, wyczuwał to - nawet jeśli nigdy nie rozmawiali na ten temat, poruszając się po klasycznym, przewidywalnym czworoboku konwersacji przeprowadzanej przez przedstawicieli szlachty. Komplementy, błękitnokrwista rodzina, sztuka i plotki na tematy związane ze stanem wyższym. Zazwyczaj nic więcej, tak było wygodniej, przynajmniej dla niego. A irytacja Melisande, choć całkiem nieźle ukrywana, poprawiała mu humor. Igranie z różą było przyjemniejsze od wkładania ręki w ogień: wolał piękne, czerwone płatki niż ryzyko poparzenia nieskazitelnej skóry na umięśnionych przedramionach. Jego myśli na moment pomknęły w kierunku brata, Percival także umknął jego spojrzeniu - ale szybko powrócił do swej towarzyszki, odwzajemniając uśmiech. Znacznie naturalniej niż robiła to brunetka.
Westchnął teatralnie. Nie miał problemu z wyobrażaniem sobie zbyt wiele, ba, robił to odkąd skończył trzynaście lat i po raz pierwszy całował miękkie usta rówieśniczki ze Slytherinu, ale w przypadku Melisande zatrzymywał się na pierwszym stadium przyzwoitości. Na Merlina, była przecież siostrą Tristana, powabną, owszem, ale prędzej odmówiłby sobie cowieczornej szklaneczki Toujours Pur niż postąpiłby niewłaściwie wobec którejś z róż. Pozostawały pod ochroną przyjaciela, a jeśli Lysander szanował cokolwiek oprócz własnej rodziny - to był to niespisany braterski kodeks. - Uwielbiam niespodzianki, powstrzymam więc palącą mnie od wewnątrz ciekawość - odparł, nie bez emfatycznej przesady. Gdyby odebrał słowa Rosierówny poważnie, zapewne zaśmiałby się, doceniając subtelną groźbę wyhaftowania tekstu raczej obraźliwego - szczęśliwie był ponad takie sugestie.
Szybkie przejście z tematów dla niego przyjemnych do tych dotykających mętnej przyszłości sprawiło, że zmarkotniał. Liczył na to, że grymas skryje się w półmroku lasku, przez który zmierzali w stronę ogniska oraz że Melisande, zajęta odparowywaniem jego docinek, także nie dostrzeże bolesnej zadry na idealnym wizerunku rozbawionego blondyna. Wyczuł wytrącające ją z równowagi drżenie, reakcję na jego bliskość, chwiejącą się na granicy dobrych manier i zbyt odważnych poczynań, mogących już ulec dostrzeżeniu - znaleźli się już przy ognisku. Wycofał się znów na bezpieczną pozycję, delikatnie obracając kobietę tak, by mógł ująć jej obydwie dłonie. - A więc zaufaj mi i daj się poprowadzić, lady - skłonił się nisko przed majestatem piękna oraz umiejętności, po czym zgrabnie ujął Melisande w ramę tańca, trochę niedopasowanego do zbyt żywiołowej, festiwalowej muzyki, lecz i tak dopracowanego w prawie każdym calu. Prowadził ją pewnie, spoglądając z bliska w jej oczy: zamierzał zająć się nią tego wieczoru tak, jak na to zasługiwała - elegancka lady, siostra jego przyjaciela i kobieta zbyt dumna, by przebywanie z nią - i irytowanie jej - mogło go kiedykolwiek znudzić.

| ztx2
Lysander Nott
Lysander Nott
Zawód : mistrz tańca
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Almost nobody dances sober, unless they are insane.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6435-lysander-nott#164145 https://www.morsmordre.net/t6486-cornelius#165528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6483-skrytka-bankowa-nr-1625#165520 https://www.morsmordre.net/t6484-lysander-nott#165521
Re: Wybrzeże [odnośnik]17.10.18 13:09
Świdrował ją żywym połyskiem swych ciemnych oczu starając się ukazać w nich utęsknienie  mężczyzny, który całe swoje życie wyczekiwał tego właśnie spotkania mającego zmienić wszystko - bo wywrócić znane mu wartości o góry nogami. Urok, zawiłe nici miłości, uczucie o mocy roztrzaskującej się kotary wodospadu o rozesłane u jego podnóża ostre kamienie - tak! Trzymał to sercem, a następnie skonfrontował z obrzydzeniem i niesmakiem kobiety, które doskonale wychodziło na przeciw oczekiwaniom bohatera w którego się wcielił. On jako on nie poczuł się dotknięty. Był aktorem! Pustym medium dla duszy postaci w którą odgrywał, a której usta dygnęły w smutnej boleści. Wzrok skrył się zaś za cieniem rzadkiej, dziecięcej grzywki. Zastygł tak na sekund kilka odśpiewując w myślach churał który wstawi właśnie w tej chwili bo jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mu spisać tą scenę na papierze to właśnie w tym miejscu był na niego doskonały moment. Potem dał się ponieść pompatyczności sceny którą kreował. Zachwyt, odrzucenie, a teraz pragnienie szansy podszyte żałosnym bólem świadomości, że serce kobiety jest poza zasięgiem mimo wszystko. Życie bez jego bliskości tragedią jednak większą! Jednak, czy aby na pewno nie było w tym nadziei...?
Drobne, chłopięce ciało targnięte przez kobietę znalazło się w pionie. Los się odwrócił i choć Mara wciąż sączyła jadem to teraz ta trucizna wydała się odgrywanemu bohaterowi nad wyraz słodka.
- A więc dana mi będzie szansa... - mruknął pod nosem bardziej do siebie (bo w dramatach bohaterowie często mówią do siebie). Uśmiechnął się tak, jakby każde jej słowo było jednocześnie wybawieniem i zatapianym w ciało sztyletem - Nie pragnę cię pochwycić, Pani - pokręcił głową niedowierzająco na podobny pomysł - Nie jestem aż takim głupcem by nie wiedzieć, że pod twym dotykiem ulegnie marmur, stal, niejedna męska duma i jeżeli taka jest komiczność to ja, sir Roland Black, tej nocy pozwolę zdeptać ci i moją za taniec - bo intencją moją od początku samego było to, byś ten mi ofiarowała, Okrutnico - zadarł delikatnie głowę i swe spojrzenie. Sylwetkę wyprostował podając jej swą dłoń w nieco balowym zwyczaju, jak gdyby chciał ją poprowadzić do walca. Oczywiście kłamał bez zająknięcia. Lubił imię Roland. Nie mógł odpuścić sobie również rycerskiego przedrostka. Nazwisko pasowało do barwy rozpaczy duszy głównego bohatera. Norman nie zdawał sobie jednak sprawy, że w magicznym świecie to wszystko miało specjalny wydźwięk. W końcu nie znał się na szlacheckich kastach w magicznym półświatku. Prawdopodobnie to też przechyliło szalę na jego korzyść. Już teraz znajdowali się wraz z Jackie w centrum uwagi. Ta prawdopodobnie wiedząc, jak to wszystko może przybrać na sile gdyby podeptała dziecięcą, szlachecką dumę oraz tradycję poprzez zwyczajne zignorowanie starań chłopca musiała niechętnie ulec.

|zt x2
Gość
Anonymous
Gość

Strona 42 z 51 Previous  1 ... 22 ... 41, 42, 43 ... 46 ... 51  Next

Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach