Arena nr 3
AutorWiadomość
Prostokątne trawiaste pole, używane niekiedy do gry w magicznego krykieta, stało się dzisiaj trzecią areną, na której rozgrywane są pojedynki. Obok znajduje się niewielka altana - mogą w niej przebywać sędziowie oraz zawodnicy między swoimi pojedynkami. Publiczność obserwuje zmagania z przeciwnej strony, gdzie mieści się punkt obserwacyjny. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych aren nie ma tu ani fontanny, ani ogniska, dlatego z zaklęć należy korzystać z większą wrażliwością.
Pojedynek trzeci. Samael Avery (1-50) - Megara Malfoy (51-100)
Zaczyna ten zawodnik, którego przedział obejmuje wylosowaną liczbę.
Zaczyna ten zawodnik, którego przedział obejmuje wylosowaną liczbę.
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 17
'k100' : 17
Niech wygra lepszy! Słowa te nie dawały wręcz najmniejszej szansy Megarze, z którą łączyły go bliskie więzy pokrewieństwa. Avery wszakże nie zamierzał okazać jej z tego tytułu żadnej łaski. Wręcz przeciwnie - postanowił delikatnie jej uświadomić, iż pojedynki pozostają męską domeną, a kobiety powinny (w drodze wyjątku) opatrywać rany doznane przez walczących. Nie były to co prawda potyczki na śmierć i życie, lecz Samael nie wątpił, iż krew tego wieczora zbroczy ziemię. Prognozy ponure, jednakowoż znając zapalczywość uczestników zaimprowizowanego oraz przyjacielskiego turnieju, spodziewał się naprawdę sporych atrakcji. Skumulowanie w jednym miejscu arystokracji oraz person non grata nie wróżyło utrzymaniem sielankowej atmosfery, nawet pomimo niezwykle poprawnego politycznie przemówienia Colina. Na szczęście Avery nie musiał spoufalać się z byle plebejuszami i taplać się w brudzie. W pełnej gotowości oczekiwał na sygnał rozpoczęcia pojedynku, ignorując gwizdy siedzących na widowni gapiów. Oddał stosowne (bo przecież nie należne) honory Megarze - skłoniwszy przed nią głowę ledwie zauważalnie i cicho szepcząc obłudne słowa powodzenia. Na dany przez sędziego sygnał bez wahania zaatakował, nie ofiarując kuzyneczce czasu na jakąkolwiek reakcję:
- Adiposio - zawołał, celując prosto w jej różdżkę, licząc, że natychmiast ją upuści. Nie chciał jej skrzywdzić (rodzina rzecz święta), a jedynie udowodnić swą wyższość. Oby jak najprędzej, bowiem obawiał się, że utraci swoją samokontrolę. A wtedy rozpęta się piekło.
- Adiposio - zawołał, celując prosto w jej różdżkę, licząc, że natychmiast ją upuści. Nie chciał jej skrzywdzić (rodzina rzecz święta), a jedynie udowodnić swą wyższość. Oby jak najprędzej, bowiem obawiał się, że utraci swoją samokontrolę. A wtedy rozpęta się piekło.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
Jakoś pogodzi się z przegraną. Bez względu na to co o niej mówią nie jest na tyle uparta i nie zrównanoważona by nie wiedzieć, kiedy należy się wycofać. To, że ostatnio zaczęła przejawiać skłonności masochistyczne to już zupełnie co innego. Ale przecież to była tylko zabawa i Megara nie miała zamiaru traktować tego inaczej. Gdy przyszedł czas na powitania grzecznie skłoniła się przed Samaelem. Mimo wszystko należał się mu pewien szacunek już za sam wiek i pozycję w rodzinie. Odeszła na swoje miejsce wyciągając różdżkę. Czas rozpocząć igrzyska Przeszło jej jeszcze przez myśl zanim padło pierwsze zaklęcie. Megara zareagowała niemal machinalnie - Protego.- —machnęła różdżką w celu odbicie zaklęcia. Czar rzucony przez jej przeciwnika nie mógł zrobić jej nic złego. To po prostu (dość ohydne) pokrycie się różdżki tłuszczem. Jednak Megara nie chciała tak szybko odpaść z pojedynku. Nawet gdyby miała za to zapłacić sporymi uszkodzeniami zdrowia. Przecież żyje się tylko raz a do opatrywania ran i tak się nie nadaje bo szybciej kogoś wyzywa niż pomorze.
The member 'Megara Malfoy' has done the following action : rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
No trudno. Nie udało się. Znak niczym grom z jasnego nieba, że może nie koniecznie zajmie się typowo kobiecymi sprawami ale wróci do swoich książek. Niech świat żyje sobie po swojemu a ona zamknie się w dworze Malfoyów i wszyscy będą szczęśliwi. Czuła jak różdżka wyślizguje się jej z ręki. Z dziwnie uśmiechem patrzyła jak upada na trawę. Może to i lepiej . Dodała tylko w myślach i spokojnie poczekała aż zaklęcie przestanie działa. Wytarła różdżkę w trawę by w końcu schować ją na miejsce. Potem przeniosła wzrok na kuzyna.
- Dziękuję. - oczywiście miała na myśli to lekkie potraktowanie jej. Rodzina rzecz święta i szacunek musi być. - Życzę powodzenia w kolejnych walkach. - uśmiechnęła się zupełnie nie przejmując się wiecznie niezadowoloną miną Samaela. Po oficjalnym zakończeniu pojedynku po prostu wyszła z areny. Po co miała tam dłużej siedzieć?
/zt
- Dziękuję. - oczywiście miała na myśli to lekkie potraktowanie jej. Rodzina rzecz święta i szacunek musi być. - Życzę powodzenia w kolejnych walkach. - uśmiechnęła się zupełnie nie przejmując się wiecznie niezadowoloną miną Samaela. Po oficjalnym zakończeniu pojedynku po prostu wyszła z areny. Po co miała tam dłużej siedzieć?
/zt
Zaklęcie rzucone przed Samaela okazało się wyjątkowo skuteczne - przebiło nikłą tarczę ochronną wyczarowaną prze Megarę i trafiło prosto w cel, pokrywając trzymaną przez dziewczynę różdżkę obrzydliwą substancją i sprawiając, że ta wyślizgnęła się na ziemię, czyniąc arystokratę zwycięzcą tego starcia. Na reakcję publiczności nie trzeba było długo czekać, a przy bocznej linii areny już ustawili się kolejni uczestnicy pojedynków.
Pojedynek czwarty. Benjamin Wright (1-50) - Diana Crouch (51-100)
Zaczyna ten zawodnik, którego przedział obejmuje wylosowaną liczbę.
Pojedynek czwarty. Benjamin Wright (1-50) - Diana Crouch (51-100)
Zaczyna ten zawodnik, którego przedział obejmuje wylosowaną liczbę.
Ostatnio zmieniony przez Colin Fawley dnia 20.11.15 10:17, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Wiele czasu minęło odkąd po raz ostatni się pojedynkowałam. Czy to naprawdę było w Hogwarcie? I naprawdę minęło już kilka dobrych lat od tamtego pojedynku?
Pokręciłam głową, nie dowierzając temu pędowi, jaki był niezmiernie nieodłącznym towarzyszem przemijającego czasu. Jeszcze trochę, a spotka mnie trzydziestka. Stanę się jeszcze bardziej brzydsza i wstrętnie poukładana, wymagając z chłodem wymalowanym na twarzy niemożliwego od mego otoczenia i... Wtedy, to dopiero zacznie się koszmar mojego życia, o ile, oczywiście, do tego czasu przeżyję.
Moim przeciwnikiem okazał się być Benjamin Wright. Teraz już wiedziałam, skąd kojarzyłam mężczyznę z morze, który pobił tamtego drugiego... Czytywałam niegdyś o nim, bo był kimś tam ważnym w świecie Quidditcha. Upadła gwiazda? Mieliśmy coś wspólnego... Choć miałam wrażenie, że moja gwiazdka nawet nie była wysoko w tej szlacheckiej maskaradzie, a – bezpowrotnie zapewne – upadła.
Zlustrowałam wzrokiem godnym szlacheckiej damy gardzącej wszelkim otoczeniem, po czym uśmiechnęłam się nieznacznie. Potarłam misterne złote zdobienia mojej różdżki kciukiem i, gdy nastąpił ten właściwy moment, w którym na moment me serce przyspieszyło, zaś oddech zatrzymał się na sekundę, rzuciłam, o zgrozo, nieco ironiczne w moim przypadku zaklęcie:
– Rictusempra!
Czyżbym zapragnęła większej sławy? Ta, która się śmieje, i ta, która rozśmiesza? W nieodpowiednich momentach?
Pokręciłam głową, nie dowierzając temu pędowi, jaki był niezmiernie nieodłącznym towarzyszem przemijającego czasu. Jeszcze trochę, a spotka mnie trzydziestka. Stanę się jeszcze bardziej brzydsza i wstrętnie poukładana, wymagając z chłodem wymalowanym na twarzy niemożliwego od mego otoczenia i... Wtedy, to dopiero zacznie się koszmar mojego życia, o ile, oczywiście, do tego czasu przeżyję.
Moim przeciwnikiem okazał się być Benjamin Wright. Teraz już wiedziałam, skąd kojarzyłam mężczyznę z morze, który pobił tamtego drugiego... Czytywałam niegdyś o nim, bo był kimś tam ważnym w świecie Quidditcha. Upadła gwiazda? Mieliśmy coś wspólnego... Choć miałam wrażenie, że moja gwiazdka nawet nie była wysoko w tej szlacheckiej maskaradzie, a – bezpowrotnie zapewne – upadła.
Zlustrowałam wzrokiem godnym szlacheckiej damy gardzącej wszelkim otoczeniem, po czym uśmiechnęłam się nieznacznie. Potarłam misterne złote zdobienia mojej różdżki kciukiem i, gdy nastąpił ten właściwy moment, w którym na moment me serce przyspieszyło, zaś oddech zatrzymał się na sekundę, rzuciłam, o zgrozo, nieco ironiczne w moim przypadku zaklęcie:
– Rictusempra!
Czyżbym zapragnęła większej sławy? Ta, która się śmieje, i ta, która rozśmiesza? W nieodpowiednich momentach?
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Diana Crouch' has done the following action : rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Kulturalne pojedynki u panicza Fawleya nie były miejscem, w którym Benjamin byłby witany z honorami i - z drugiej strony - do którego chciałby koniecznie się dostać. Preferował prymitywne obijanie sobie mord w podrzędnych knajpach, głupią siłę pięści i triumf sprytu nad jakimiś wyrafinowanymi zaklęciami. Tak naprawdę, pomimo należenia do świata czarodziejskiego od lat trzydziestu, ciągle preferował ciężką pałkę do Quidditcha niż trzymanie w ręce różdżki, nawet tak pokaźnych rozmiarów. Nie, żeby marzył o klątwie charłactwa, po prostu na pierwszym miejscu był jednak samcem a dopiero w drugiej kolejności czarodziejem.
Pojawił się na salonach nie z chęci zwycięstwa w turnieju - chciał po prostu zobaczyć jak mieszka Colin oraz najeść się za darmo. Mało ambitne plany, dlatego z lekkim uśmieszkiem torował sobie drogę ku swojej arenie, przyglądając się zaaferowanym szlachcicom, traktującym owe pojedynki w kategoriach najniebezpieczniejszego doznania życia. Biedni. Niedoświadczeni. Właściwie trochę im współczuł, chociaż wydawał się dzisiaj wyłączony z jakichkolwiek wyższych emocji, stając przed narzeczoną Garretta z lekkim westchnieniem. Oczywiście, że musiał dać dziewczynie wygrać, jeśli chciał zachować miano godnego przyjaciela. A przynajmniej taką wymówkę już ułożył sobie w głowie, co z pewnością pomogłoby mu znieść porażkę. Oraz jak najszybciej udać się na pasztet z królika.
Kiwnął Dianie głową, po czym uniósł różdżkę, oczekując na jej śmiercionośne zaklęcie. Okazujące się zaklęciem rozśmieszającym - zareagował natychmiast. Niezaklęciowo na razie, robiąc unik w prawą stronę, jakby jeszcze nie mógł przemóc się do uniesienia różdżki na kogoś bliskiego Garrettowi, nawet jeśli byłaby to tylko próba rzucenia protego.
Pojawił się na salonach nie z chęci zwycięstwa w turnieju - chciał po prostu zobaczyć jak mieszka Colin oraz najeść się za darmo. Mało ambitne plany, dlatego z lekkim uśmieszkiem torował sobie drogę ku swojej arenie, przyglądając się zaaferowanym szlachcicom, traktującym owe pojedynki w kategoriach najniebezpieczniejszego doznania życia. Biedni. Niedoświadczeni. Właściwie trochę im współczuł, chociaż wydawał się dzisiaj wyłączony z jakichkolwiek wyższych emocji, stając przed narzeczoną Garretta z lekkim westchnieniem. Oczywiście, że musiał dać dziewczynie wygrać, jeśli chciał zachować miano godnego przyjaciela. A przynajmniej taką wymówkę już ułożył sobie w głowie, co z pewnością pomogłoby mu znieść porażkę. Oraz jak najszybciej udać się na pasztet z królika.
Kiwnął Dianie głową, po czym uniósł różdżkę, oczekując na jej śmiercionośne zaklęcie. Okazujące się zaklęciem rozśmieszającym - zareagował natychmiast. Niezaklęciowo na razie, robiąc unik w prawą stronę, jakby jeszcze nie mógł przemóc się do uniesienia różdżki na kogoś bliskiego Garrettowi, nawet jeśli byłaby to tylko próba rzucenia protego.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Zrobienie dwóch kroków w prawo wystarczyło, by wiązka zaklęcia minęła go o naprawdę sporą odległość. Uśmiechnął się do Diany trochę krzywo - gdzież podział się jego dobry humor? - zastanawiając się, co też Garrett widział w tej dziewczynie. Oprócz szlacheckiej krwi. Dobrego nazwiska. I pokaźnej sumy w banku Gringotta. Wolałby dla swojego przyjaciela dziewczynę mugolską a naprawdę piękną i kochającą go aż do śmierci, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń. O których na razie nie myślał, skupiając się tylko na pojedynku.
- Concitus - powiedział wyraźnie, celując różdżką w jej drobniutką dłoń.
- Concitus - powiedział wyraźnie, celując różdżką w jej drobniutką dłoń.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Arena nr 3
Szybka odpowiedź