Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Na pełnym morzu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Na pełnym morzu
Morze: raz ciche i spokojne, innym razem targają nim rozszalałe fale. To właśnie na nim postanowiono wznieść konstrukcje mogące służyć za boisko Quidditcha. Bardzo nieprofesjonalne, za to dość niebezpieczne, szczególnie dla tych, którzy nie są zawodowymi graczami. Obręcze wbite są na dużą głębokość w grząski grunt pod taflą wody. Ramę boiska stanowią metalowe konstrukcje przypominające trybuny. Nad nimi widnieje ogromna tablica, na której zapisywane są punkty dla poszczególnych drużyn. Całość wygląda niestabilnie i tak jest w rzeczywistości. Na szczęście woda jest głęboka, dlatego upadek w nią nie grozi poważniejszym kontuzjom - w przeciwieństwie do zetknięcia się z murawą. Nieco gorzej przedstawia się odległość boiska od brzegu - ta jest znacząca.
Najwyraźniej nie dane jest mi długo obserwować gry toczącej się na boisku, gdyż już po chwili w moją stronę gnały Elizabeth i Gwendolyn. Skupiłam wzrok na ich śmigających w powietrzu sylwetkach, przygotowując się na ewentualny atak. Który następuje o wiele szybciej, niż mogłabym się spodziewać. Bronię więc bramek, choć nie da się ukryć, że mam godnego przeciwnika - odstawiając na bok moją niechęć do Morgan, muszę przyznać, że jest znakomitą ścigającą, w dodatku aż nazbyt dobrze znającą moją taktykę. W końcu od lat gramy razem, a nie przeciw sobie.
Helena McKinnon
Zawód : Obrońca harpii i felietonistka
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
But you'll come back each time you leave
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Helena McKinnon' has done the following action : rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Wiatr porwał soczyste przekleństwo, które wyrwało się z jego ust, gdy pałka zamiast tłuczka odbiła powietrze. Nawet nie poczuł zbytnio bólu wywołanego uderzeniem, chociaż miał świadomość, że odczuje go z całą mocą, gdy później z siądzie z miotły. Jednak teraz adrenalina buzowała w jego żyłach, napędzając irytację i gniew zarówno na siebie, jak i na warunki pogodowe. W uszach dzwoniły mu oklaski Branda, które cięły jego cienką pewność siebie niczym ostry nóż masło.
Nie miał teraz czasu na użalanie się nad sobą, bo gra toczyła się dalej. Po raz kolejny wyłowił Prince wzrokiem, który zgubił chyba znicz z pola widzenia, ale przynajmniej żaden tłuczek nie pędził w jego stronę. Obrał sobie za cel Melvina. Nie miał jak mu pomóc, liczył, że będzie miał więcej szczęścia niż on sam. Avery skupił się więc na Brandzie, który pretendował dziś do tytułu gwiazdy meczu. Odbił bez problemu rozpędzony tłuczek kierując go w stronę nieszczęsnego Selwyna, fantastycznie. Piłka leciała błyskawicznie chcąc widocznie widowiskowo rozkwasić jego prawie szwagra. Chętnie zobaczyłby to ze swojego miejsca, ale instynkt pałkarza nie pozwalał tkwić mu jak kołek. Rzucił się więc do przodu, aby odbić tłuczek w stronę Heleny, chociaż nie miał wielkich nadziei, co do powodzenia tej akcji. Kolejnej.
Nie miał teraz czasu na użalanie się nad sobą, bo gra toczyła się dalej. Po raz kolejny wyłowił Prince wzrokiem, który zgubił chyba znicz z pola widzenia, ale przynajmniej żaden tłuczek nie pędził w jego stronę. Obrał sobie za cel Melvina. Nie miał jak mu pomóc, liczył, że będzie miał więcej szczęścia niż on sam. Avery skupił się więc na Brandzie, który pretendował dziś do tytułu gwiazdy meczu. Odbił bez problemu rozpędzony tłuczek kierując go w stronę nieszczęsnego Selwyna, fantastycznie. Piłka leciała błyskawicznie chcąc widocznie widowiskowo rozkwasić jego prawie szwagra. Chętnie zobaczyłby to ze swojego miejsca, ale instynkt pałkarza nie pozwalał tkwić mu jak kołek. Rzucił się więc do przodu, aby odbić tłuczek w stronę Heleny, chociaż nie miał wielkich nadziei, co do powodzenia tej akcji. Kolejnej.
okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Søren Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 8
'k100' : 8
Szlag by to trafił! Że też Helena nie obroniła! Zanurkowałam szybciutko, trzeba było przecież przejąć kafla. Pochyliłam się nad trzonkiem i przyśpieszyłam. Musiałam jako pierwsza złapać kafla. Przed chwilą cieszyłam się, że prowadzimy dwudziestoma punktami, niestety teraz ta przewaga skurczyła się tylko do dziesięciu punktów. Trzeba było szybko odrobić straty. Złapałam kafla i mocno chwyciłam go pod ramię, zawróciłam i zaczęłam lecieć w przeciwną stronę, tam gdzie miejsce powinno być moje i piłki czyli przy obręczach. Niestety wyrósł przede mną murek ze ścigających, więc podałam kafla jednemu ze swoich współtowarzyszy, miałam nadzieję, że złapie Travers i będzie miał okazję do zabłyśnięcia i pokazania swoich umiejętności.
Gość
Gość
The member 'Diana Rowston' has done the following action : rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Wreszcie coś się zadziało. Niestety, to coś było na naszą niekorzyść: Helena nie obroniła rzutu na bramkę. Bardzo szkoda, że Ramory mogły odhaczyć swojego pierwszego gola na tym meczu. Nie żałowałbym ich, ale pomimo wszystko byłem w przeciwnej drużynie. I powinienem kibicować swoim, bez względu na sympatię czy jej brak. Osłoniłem twarz przed zacinającym wiatrem i powoli wzburzającymi się falami. Mknąłem na miotle, zauważając, że wreszcie mogę się na coś przydać. Podleciałem prędko do Diany, aby zabrać od niej kafla. Jednocześnie modliłem się, aby wreszcie wiatry były pomyślne. I abym trafił w tę przeklętą, ruszającą się od podmuchu powietrza obręcz. Byłem daleko od niej; równie dobrze mogłem trafić w kogokolwiek innego zamiast w mój cel. Trzeba pomimo to próbować, chyba gorzej już nie będzie?
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Glaucus Travers' has done the following action : rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
Udo trafione tłuczkiem pulsowało, nie dając o sobie zapomnieć. Nie pisnął jednak nawet, zaciskając tylko zęby i mocniej kładąc się na miotle. Opuściła go już ta wcześniejsza radość, jednak teraz był w pełni skupiony na grze, jakby słowa pani kapitan, zaognione przez wynik i tłuczek, stały się jego swoistego rodzaju kompasem. Próba uniku sprawiła, że obrócił się w taki sposób, iż był w stanie dostrzec kolejny tłuczek, który nic sobie nie robiąc z Sørena machającego swoją pałką na prawo i lewo, pędził wprost na Alexa.
- To chyba jakiś żart - powiedział, zanim znów zanurkował, próbując uniknąć kolejnego uderzenia porąbanych piłek.
- To chyba jakiś żart - powiedział, zanim znów zanurkował, próbując uniknąć kolejnego uderzenia porąbanych piłek.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
- Tak trzymać! - Jest! Nasza pierwsza obręcz zdobyta! I byle nie ostatnia. Miałem nadzieję, że te pierwszy punktu rozpalą i przywrócą do rzeczywistości graczy mojej drużyny. Lecz ja również nie mogłem powiedzieć o sobie na chwilę obecną niczego dobrego. Przepuściłem trzy piłki. Trzy. Co prawda nie była to moja pozycja. Nie byłem tworzony do obrony, lecz nie zwalniało mnie to z obowiązku. Przpuściwszy tyle piłek, powinienem był już zdać sobie sprawę z tego co robię źle. Dlatego gdy zobaczyłem kolejny raz kafel zmierzający ku naszym obręczom zapłonąłem determinacją. Rzuciłem się do obrony! Uda mi się!
Gość
Gość
The member 'Józef Wroński' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Słysząc znajomy głos odwrócił głowę w stronę, z której dobiegał. Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Notta, gdy jasne spojrzenie spoczęło na wysokiej postaci przyjaciela, na którego obecność przecież tak bardzo dzisiaj liczył. Zajęło mu krótką chwilę, by zorientować się w towarzyszących mu osobach. Widok Anthony'ego z córką oraz jej matką zawsze był dla Bastiana pewnym zaskoczeniem; niespecjalnie pasował mu on do obrazu jego brata-nie-brata. W jakim świetle stawiało to także jego będącego ojcem roku? Nieświadomie pokręcił głową, patrząc jak Burke wraz z wesołą gromadką zbliża się do trybuny zajmowanej przez ich czwórkę. Uśmiechnął się ponownie, czując jak dłoń towarzyszącej mu półwili wsuwa się pod jego ramię. Odwrócił wzrok od Tony'ego, by spojrzeć na Hattie. Miał nadzieję, że po tym meczu zamiast szklaneczki ognistej czy innego równie dobrego trunku nie będzie musiała raczyć się eliksirem pieprzowym.
- I Ty Brutusie przeciwko mnie? - zaczekał, aż Burke znajdzie się bliżej nich, unosząc przy tym oczy ku zachmurzonemu niebu. Słowa Teagan dały mu jasny obraz sytuacji; był jedyną osobą w towarzystwie kibicującą (to chyba nieco za mocne słowo) przegrywającym Ramorom. Oczywiście widział, że jego drużyna nie jest w najlepszej formie jednak przyznać to na głos? Nigdy w życiu. Na szczęście kolejna osóbka skutecznie odwróciła uwagę Bastiana od gry i delikatnego smaku porażki roznoszącego się powoli po podniebieniu. Wujku Nott? Czego innego mógłby spodziewać się po krewnej Anthony'ego. Westchnął cicho, jakby nieco boleśnie. Bycie wujkiem dwudziestoletniej pannicy nie było szczytem jego marzeń. Nie w tym sensie, zdecydowanie nie. Czy poczuł oddech kostuchy na swoim karku? Jakby udowadniając, że tak właśnie jest podziękował za musa świstusa, stwierdzając że nie chce się narażać na lewitowanie. - Witaj, Eilis, witaj.
Przez chwilę patrzył jak dziewczyna przeciska się z Marigold do miejsca, w którym siedział Seth razem z panną Moore. Z tego co kojarzył ciemnowłose pociechy jego przyjaciół były w tym samym wieku, a siedząc obok siebie równie dobrze mogły być wzięte za rodzeństwo. Jakże wyróżniałaby się między nimi jego własna córka, jasnowłosa i niebieskooka, porcelanowa laleczka. Na Merlina, cóż za torem pobiegły jego myśli... Skrzywiłby się zapewne, gdyby nie kolejne słowa Harriett kontynuującej temat ich zakładu.
- Myślę, że w takim wypadku nawet przegrana nie będzie miała szczególnie gorzkiego smaku - odpowiedział, mimo że oczami wyobraźni już widział siebie na ślubie półkrwiaków i ich równie dostojnych gości. Nietrudno się domyślić, że komu jak komu, ale Nottowi nieszczególnie ta wizja przypadnie do gustu. Gdyby ktokolwiek inny zaproponował mu podobne wyzwanie zapewne nie zgodziłby się, wymyślając wymówkę mającą zapobiec podobnej przyjemności. Jednak Harriett była wyjątkiem, towarzyszenie jej nawet na mugolskim weselu byłoby dla niego przyjemnością. Ciekawiło go jednak co z Zaimem; czy jego nieobecność przy boku żony spowodowana była pracą czy też czymś zupełnie innym? Chętnie poruszyłby ten temat z Hattie, szczególnie po ostatnich rewelacjach Czarownicy. Nie chciał jednak psuć beztroskiego humoru panującego na trybunie, uznając że nie czas i towarzystwo na podobne rozmowy.
- Patrzcie, patrzcie. Ramory wypływają na głębokie wody - zmrużył oczy, słysząc wiwaty spowodowane pierwszą bramką drużyny, której kibicowanie przypadło mu w udziale. - Może Morgan nareszcie pociągnie ich ku wygranej i jeszcze docenicie mój sportowy geniusz - gdyby to pewność siebie Notta miała decydować o wyniku spotkania rybki już dawno dzierżyłyby puchar zwycięzców.
- I Ty Brutusie przeciwko mnie? - zaczekał, aż Burke znajdzie się bliżej nich, unosząc przy tym oczy ku zachmurzonemu niebu. Słowa Teagan dały mu jasny obraz sytuacji; był jedyną osobą w towarzystwie kibicującą (to chyba nieco za mocne słowo) przegrywającym Ramorom. Oczywiście widział, że jego drużyna nie jest w najlepszej formie jednak przyznać to na głos? Nigdy w życiu. Na szczęście kolejna osóbka skutecznie odwróciła uwagę Bastiana od gry i delikatnego smaku porażki roznoszącego się powoli po podniebieniu. Wujku Nott? Czego innego mógłby spodziewać się po krewnej Anthony'ego. Westchnął cicho, jakby nieco boleśnie. Bycie wujkiem dwudziestoletniej pannicy nie było szczytem jego marzeń. Nie w tym sensie, zdecydowanie nie. Czy poczuł oddech kostuchy na swoim karku? Jakby udowadniając, że tak właśnie jest podziękował za musa świstusa, stwierdzając że nie chce się narażać na lewitowanie. - Witaj, Eilis, witaj.
Przez chwilę patrzył jak dziewczyna przeciska się z Marigold do miejsca, w którym siedział Seth razem z panną Moore. Z tego co kojarzył ciemnowłose pociechy jego przyjaciół były w tym samym wieku, a siedząc obok siebie równie dobrze mogły być wzięte za rodzeństwo. Jakże wyróżniałaby się między nimi jego własna córka, jasnowłosa i niebieskooka, porcelanowa laleczka. Na Merlina, cóż za torem pobiegły jego myśli... Skrzywiłby się zapewne, gdyby nie kolejne słowa Harriett kontynuującej temat ich zakładu.
- Myślę, że w takim wypadku nawet przegrana nie będzie miała szczególnie gorzkiego smaku - odpowiedział, mimo że oczami wyobraźni już widział siebie na ślubie półkrwiaków i ich równie dostojnych gości. Nietrudno się domyślić, że komu jak komu, ale Nottowi nieszczególnie ta wizja przypadnie do gustu. Gdyby ktokolwiek inny zaproponował mu podobne wyzwanie zapewne nie zgodziłby się, wymyślając wymówkę mającą zapobiec podobnej przyjemności. Jednak Harriett była wyjątkiem, towarzyszenie jej nawet na mugolskim weselu byłoby dla niego przyjemnością. Ciekawiło go jednak co z Zaimem; czy jego nieobecność przy boku żony spowodowana była pracą czy też czymś zupełnie innym? Chętnie poruszyłby ten temat z Hattie, szczególnie po ostatnich rewelacjach Czarownicy. Nie chciał jednak psuć beztroskiego humoru panującego na trybunie, uznając że nie czas i towarzystwo na podobne rozmowy.
- Patrzcie, patrzcie. Ramory wypływają na głębokie wody - zmrużył oczy, słysząc wiwaty spowodowane pierwszą bramką drużyny, której kibicowanie przypadło mu w udziale. - Może Morgan nareszcie pociągnie ich ku wygranej i jeszcze docenicie mój sportowy geniusz - gdyby to pewność siebie Notta miała decydować o wyniku spotkania rybki już dawno dzierżyłyby puchar zwycięzców.
Bastian J. Nott
Zawód : Brygadzista
Wiek : 34 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
"Jest on wzorem ideałów, jest legendą! Zbiorem cnót. Patrzy w dół i z piedestału widzi skarby u swych stóp.
Skoro tak nas pragną tratować głupio tego nie skosztować"
Skoro tak nas pragną tratować głupio tego nie skosztować"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Znicz niestety gdzieś pomknął. Wystarczyło mrugnięcie okiem, by zniknął z pola mojego widzenia. Na ułameczek sekundy straciłam go z oczu i już go nie było. Podobnie miał chyba drugi szukający. Obejrzałam się wokół zdezorientowana. Czy to możliwe, by trafił nam się znicz-poltergeist? Czyżby pojawiał się i znikał, kiedy sobie zapragnął i robił przy tym niemałe psoty? Może czaił się gdzieś za mną? I wołał te przebrzydłe tłuczki?
Naprędce namierzyłam wzrokiem te bezlitosne piłki. Ramię nadal miałam obolałe, choć ból przestał być dla mnie tak kłopotliwy jak na początku, ani też istotny, przez co zanadto go nie odczuwałam. Pragnęłam jednego i na tym jednym się skupiłam, a, cóż, to nie szło zbyt pięknie. Miałam okazję również napotkać zakłopotany wzrok naszej pani kapitan. Te punkty dla Krabów były ujmą na naszych honorach, czyż nie? Zwłaszcza dla kogoś, kto grał zawodowo. Rywalizacja w tym przypadku pewnie była podwojona, o ile nie potrojona.
Zrobiłam salto w powietrzu i pomknęłam przed siebie na drugą stronę boiska. Oczywiście unikałam epicentrum rozgrywanej gry, choć ten diablik to właśnie tam gdzieś mógł się czaić obok czyjegoś ucha. W tych warunkach w dodatku wydawał mi się być trudniejszy do wypatrzenia... Zbyt wiele szarości i białej piany pod nami – nieco mnie rozpraszała, póki ponownie nie dostrzegłam tego maleństwa. Pomknęłam w jego kierunku niczym strzała.
Naprędce namierzyłam wzrokiem te bezlitosne piłki. Ramię nadal miałam obolałe, choć ból przestał być dla mnie tak kłopotliwy jak na początku, ani też istotny, przez co zanadto go nie odczuwałam. Pragnęłam jednego i na tym jednym się skupiłam, a, cóż, to nie szło zbyt pięknie. Miałam okazję również napotkać zakłopotany wzrok naszej pani kapitan. Te punkty dla Krabów były ujmą na naszych honorach, czyż nie? Zwłaszcza dla kogoś, kto grał zawodowo. Rywalizacja w tym przypadku pewnie była podwojona, o ile nie potrojona.
Zrobiłam salto w powietrzu i pomknęłam przed siebie na drugą stronę boiska. Oczywiście unikałam epicentrum rozgrywanej gry, choć ten diablik to właśnie tam gdzieś mógł się czaić obok czyjegoś ucha. W tych warunkach w dodatku wydawał mi się być trudniejszy do wypatrzenia... Zbyt wiele szarości i białej piany pod nami – nieco mnie rozpraszała, póki ponownie nie dostrzegłam tego maleństwa. Pomknęłam w jego kierunku niczym strzała.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cynthia Vanity' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Na pełnym morzu
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset