Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]26.11.15 22:51
First topic message reminder :

Kuchnia

To, co widzicie na zdjęciu, wbrew pozorom nie jest wcale bałaganem - to idealnie ułożona kompozycja, pozwalająca właścicielce zlokalizować puszkę z ulubioną herbatą w ułamku sekundy. Po prostu puszek jest dużo, podobnie jak słoików, talerzy, sztućców i butelek... w większości nieużywanych, bo Margie rzadko miewa gości. Jedyną niezmienną rzeczą są zawsze świeże kwiaty, które właścicielka mieszkania zmienia z chorobliwą wręcz starannością, mimo że sama spędza w nim możliwie niewiele czasu.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance

Re: Kuchnia [odnośnik]22.10.16 23:27
Może Judith rzeczywiście stała się okrutną sadystką? Okrutną bo cieszyła się z cierpienia najbliższych jej osób. Nie, cieszyła to złe słowo. Po prostu wydawali się jej wówczas bardziej ludzcy, byli prawdziwi. Tonący w zgliszczach połamanych serc i dusz. Otoczeniu smrodem wczorajszego alkoholu i ukrywając się za białym dymem papierosów. Prawdziwie ludzcy, prawdziwe rzeczywiści. Mimo wszystko starła z ust lekko ironiczny uśmiech i weszła w głąb pomieszczenia. Nie prosząc o pozwolenie zajęła się przyrządzaniem dla siebie kawy. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę tylko co jakiś czas kątem oka zerkała na Just. Wyglądała fatalnie ale tego nie trzeba było mówić na głos. Mimo to Judith w pewnym stopniu jej zazdrościła. Oddałaby wszystko by wrócić do tamtego życia sprzed paru miesięcy. Żadnego Samuela, żadnych przyjaciół, żadnego Bertiego i przede wszystkim żadnych wyrzutów sumienia, przynajmniej nie takich które mówiły po angielsku. A teraz co? Teraz praca, rodzina i udawania, że wszystko jest wspaniale póki pełnia nie nadejdzie wielkimi krokami. Tak, człowiek zapomina o złamanym sercu gdy co miesiąc istnieje obawia, że czyjeś rozszarpie. Judith poważnie zastanawiała się nad opcją czy nie wyjawić Just prawdy. Teraz, właśnie teraz gdy wydawała się najbardziej przygnębiona ciężarem wyimaginowanych ( zdaniem Judith) win. Może by ją to otrzeźwiło. Może nawet nie usłyszałaby słów Skamander  a sama Judith poczułaby się lepiej że w końcu komuś wyjawiła swój wielki sekret. Ta beznamiętna odpowiedź sprowadziła Judith na ziemię. Wzięła kubek z przygotowaną dla siebie kawy i siadła na krześle tuż obok parapetu. Nie mogła się nie zastanowić czy Just właśnie tego nie chciała. By on poczuł się zazdrosny. Judith mogła mu jeszcze tego samego wieczora powiedzieć o tym co widziała. Mogła się założyć, że Sam się przejmie i podejmie pewne kroki by trochę  potrząsnąć wiecznie wesołą skrzydłową. Niestety można było mieć wątpliwości czy Just właśnie  o to chodziło.
-Co tym razem? Impreza ze znajomymi czy samotna przechadzka do pobliskiego baru? - spytała by po chwili wziąć pierwszy łyk kawy. Wiedziała, że podobnymi pytaniami tylko ją irytuje ale ktoś musiał .- Możesz sobie na mnie warczy czy przeklinać ja i tak nigdzie się dzisiaj nie wybieram - zapewniła ją zabierając kolejny łyk kofeiny. - Wiesz mogłabym się nawet obrazić za to, że nie zabrałaś mnie ze sobą.- zatrzymała się na chwilę szukając się tak dziwnego na co trzeba odpowiednio zareagować.- Jeszcze się nie bawiłam w orgie. Trzeba kiedyś spróbować - palnęła opróżniając kubek do połowy. Zgadnie kryształowa kula co będzie dalej?
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Kuchnia [odnośnik]23.10.16 0:41
Należała mi się okrutna sadystka. W sumie sama nią byłam a w pakiecie w głowie nadal miałam Nits. Trzecia sadystka różnicy mi już nie robiła. Naprawdę. Tym bardziej że kac morderca rzeczywiście nie miał serca, ani uczuć. Dlatego nie obchodziło go ani to co czułam, ani to, jak się czułam.
Przez chwilę patrzyłam jak Juddie obsługuję samą siebie robiąc sobie kawę. Cieszę się że nie postanowiła czekać aż ja jej jedną zaserwuję. Pewnym było że nie dostałaby jej dzisiaj. Zamiast tego łapię za kolejnego papierosa i odpalam go. Zaciągam się, ale ze złością stwierdzam że nie czuję jak dym drapie mnie w gardło. Wredny kac nawet przyjemność palenia odbierał mi. Od zawsze na kacu potrzebowałam trzech papierosów rozruchowych by przy czwartym w końcu z ulgą poczuć jak dym daje o sobie znać w moich płucach.
Wyglądałam fatalnie. Byłam tego świadoma. A jednocześnie było mi tak wszystko jedno że bardziej już nie mogło. Podkrążone oczy, blada cera, lekko drżące ręce i ohydnie zielone włosy. Idealny okaz. Taki w sam raz do kochania. Czyż nie?
Judith zmieniła się. Każdy się zmieniał. Ja po prostu zaakceptowałam ją w tej nowej jej postaci. Trochę jakby broniącej się przed wciągnięciem nas całkiem do swojego nowego życia. Choć myślała że nie wiedziałam że nie mówiła o wszystkim. Ale nie przeszkadzało mi to. Kochałam ją. I miałam nadzieję że ma świadomość że może na mnie zawsze liczyć – poza dzisiaj. Dzisiaj stado rozwścieczonych centaurów mógłby właśnie przez nią przebiegać i nie ruszyłabym palcem. Nie dlatego że nie chciałabym. Ale bywały takie kace że strażak dzwoniłby ci do drzwi nachalnie chcąc poinformować o pożarze, ty czułbyś swąd dymu ale wybrałbyś spalenie niż ruszenie się o milimetr. Właśnie tak się czułam. Umierałam żyjąc i wyklinając alkohol.
W końcu Judith siada na krześle niedaleko a ja przesuwam na nią leniwie spojrzenie z obserwowanego wcześniej papierosowego dymu. Wykonywałam jak najmniej ruchów. Każdy gest wprawiał moją czaszkę w nieprzyjemnie pulsowanie. Patrzę na nią i naprawdę staram się skupić na słowach które wypowiada. Ostatkiem sił mi się to udaje bo mówi to tak głośno że dźwięki które – niczym karabin – wyrzuca z ust wręcz wbijają mi się w czaszkę. Z każdym jej słowem przymykam oczy i krzywię usta. W końcu kończy swój – zdecydowanie za długi wywód przez który ja ciągle milczę – wywód, a ja marszczę brwi lustrując ją uważnie niebieskim spojrzeniem. Nie rozumiem. Właściwe niby wiem o co pyta, ale nie rozumiem po co.
-Co za różnica? – pytam zachrypniętym głosem w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Dla mnie nie miało to żadnego znaczenia jak zaczęła się moja impreza. Więc dlaczego ktoś inny miałby się interesować tym że poszłam gdzieś sama, czy też znów skoczyłam ze znajomymi z pracy? Ale nie to jednak jeszcze bardziej mi frapowało. – O co ci chodzi Jude? ale tak naprawdę – pytam znów tym razem do kompletu marszcząc nos. Wiem doskonale że nie ma ochotę na zabawy w orgię. Drugiego zdania jednak nie wypowiadam na głos – a może powinnam? Zamiast tego gaszę spalonego papierosa w popielniczce. Wpijam trzy duże hausty już na wpół zimnej kawy, a potem sięgam po kolejnego skręta i odpalam go. Mam ochotę powiedzieć jej żeby wyrzuciła z siebie to co jej na wątrobie leży i żyć mi dała. Dobrze że nie wiem, że ona wie. Wtedy chyba rzuciłabym się z tego okna nie chcąc w obecnym stanie słuchać nic na temat mojego związku - czy raczej jego braku - ze Skamander. Zwłaszcza jeśli miałabym o tym rozmawiać z jego siostrą.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 3 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]23.10.16 12:59
Może tylko jej się wydawało, że widzi jak każdy miesień Just drga nerwowo. Przez jej twarz cyklicznie przedzierał się grymas bólu i pewnie najchętniej schowałaby się gdzieś w najciemniejszym kącie własnej szafy i nigdy nie wychodziła. Usta Judith drgnęły w ironicznym śmiechu. Myślałby ktoś, że kiedyś przekroczy próg tego mieszkania i znajdzie tak przeraźliwie smutne stworzenie. Wyciągnęła z kieszeni płaszcza papierośnice i zapalniczkę. Odpaliła jednego i wypuściła dym  w stronę otwartego okna. Różnica? Różnica była ogromna. Judith chciała wiedzieć jak daleko Just zabrnęła w swojej rozpaczy. Kiedy to zauroczenie ( którym przecież dziewczyny tak często obdarzały jej brata) zmieniło się w uczucie pchające do autodestrukcji.  - Chce po prostu wiedzieć czy mam się już martwić czy jeszcze nie - odpowiedziała w końcu wzruszając przy tym lekko ramionami. Musiała wiedzieć czy to karykatura wiecznie wesołej i radosnej Just jest dziełem tylko jednego człowieka. Może trzeba było mu o tym wszystkim powiedzieć. Otworzyć oczy na wpływ jaki posiadał na życie innych ludzi. Kto miał to zrobić jeśli nie młodsza siostra.
- Możesz sobie dorobić do tego taką historię jak ci tylko odpowiada. Może właśnie oskarżyłam cię o alkoholizm i prostytucje albo po prostu nie mam co robić ze swoim życiem i niepotrzebnie wtrącam się w twoje - machnęła na to obojętnie ręką zaciągając się po raz kolejny. Wypuściła dym z płuc kątem oka spoglądając w stronę przyjaciółki. Może nie powinna tego mówić tak obojętnym tonem. Nie powinna w ogóle używać takich słów. Ale co Just może zrobić? Wyrzuci ją z mieszkania albo palnie coś równie nieprzyjemnego? Trudno, Jude i tak dużo się na słucha w tym miesiącu. Jedno złe słowo w tą czy w tamtą. Komu robi to jakąś różnicą? Wzruszyła lekko ramionami jakby odpowiadając na te nie zadane nikomu pytania. Potem zaciągnęła się po raz kolejny, podniosła się z miejsca i strzepała pył do popielniczki.  
Informacja o chęci spędzenia czasu w towarzystwie grupki obcych mężczyzn nie wołał takiej reakcji na jaką liczyła. Zamiast tego otrzymała pytanie które miało ją nakłonić do bardziej zrozumiałego wyrażania własnych myśli. - Mam sama zacząć przemowę o beznadziejności gatunku męskiego i jakby to dobrze było gdyby nasz świat jednak był podzielony na dwie osobne planty? - spytała nawet nie starając się zamaskować w głosie wyraźnej kpiny. - Czy po prostu sama powiesz i co się stało? - Nie, jeszcze się nie przyznała, że jest świadoma uczuć Just. Zasugerowała tylko, że może chodzić o mężczyznę. Przecież to oni byli zawsze  epicentrum wszystkich problemów. Weźmy przykładowo takiego Bertiego z twarzą w kolorze różnych odcieni fioletu.  Albo Samuela i jego przeraźliwą głupotę.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Kuchnia [odnośnik]23.10.16 18:33
Przez chwilę patrzę na Judtih prosto w oczy próbując dostrzec w jej spojrzeniu własne odbicie. Czy rzeczywiście wyglądam aż tak źle że na myśl przychodzi jej to że nalezałoby się obawiać o moje zdrowie – zarówno fizyczne i psychiczne.
Cóż za ironia losu. Fizycznie wykańczał mnie dzisiaj kac. Psychicznie moje własne urojenia skrywane pod nazwą choroby której nie wymawiałam na głos nawet w myślach.
-Od martwienia się o mnie jest Michael. – przypominam jej i częstuję ją marnym uśmiechem który miał dać jej znać że wszystko jest okej. Samej siebie bym nie przekonała więc wątpię że i ona się na to nabrała. Czy za mój dzisiejszy stan należało winić Samuela? Na Merlina, oczywiście że nie. Sama sobie winna byłam. Należało mi się by czuć się dzisiaj jakby przeżuła, przełknęła a potem wypluła mnie każda z głów cerbera. Sam nigdy nie był winny, choć o ile łatwiej za własne zachowanie byłoby winić kogoś? Nie umiałam tak.
Potrzebowałam kogoś by usłyszał mój niemy krzyk, ale jednocześnie nie potrafiłam się do tego przyznać sama przed sobą. Marnowałam dni i okazję. Raz już myślałam że się wyleczyłam, że nauczyłam jak kochać kogoś innego. Jednak okłamywałam samą siebie. I nawet nie tyle miłość doprowadzała mnie do autodestrukcji a demon który siedział na moim ramieniu i do ucha szeptał wszystkie rzeczy których słyszeć nie chciałam.
Śmieję się na kolejne jej słowa. Trochę marny ten śmiech – tak samo jak każdy mój gest dzisiaj. Ale prawdziwy jest, niczym nie wymuszony. Odchylam do tyłu głowę i opieram ją o framugę okna wzrok zaczepiam na sunącej po niebie sowie. W końcu wzruszam lekko ramionami.
-Alkohol lubię, tak samo jak lubię zasypiać w mocnym uścisku męskich ramion.Zawsze nie tych na które czekam- dodaję jeszcze w myślach. Potem odrywam głowę od framugi i opuszczam ją wzrok przenosząc z nieba na siedzącą Judtih. – Nazywaj to jak chcesz. – dodaję jeszcze częstując ją uśmiechem. Gaszę papierosa. Drugiego już. Znów upijam kawy ale tym razem łyki są mniejsze. I wtedy w pół łyka mnie zacina. Kompletnie zapominam że pić miałam.
-Ona wie. – skrzeczy w mojej głowie tak znajomy głos Nits która pierwsze dni marca siedziała nadzwyczaj cicho. Wredny, niszczycielski wytwór mojej chorej głowy. I choć odrzucałam od siebie każdą cząsteczką mojego ciała fakt że ktoś może wiedzieć, tak ta nieproszona zmora zasiała w moim sercu niepokój że jednak nie skrywam tak dobrze swoich uczuć jak myślałam że to robię.
-Nie. – mówię do Nits i przez chwilę zastanawiam się czy rzeczywiście to powiedziałam, czy też pomyślałam. Ale głowa kręcąca się od lewej do prawej i tym gestem zaprzeczająca na wypowiedź wskazywała tylko na pierwszą możliwość. Myślę jak szybko wybrnąć z sytuacji i w głowie próbuję odnaleźć jej ostatnie słowa. Jakimś cudem udaje mi się to więc dopowiadam – Nie byłoby dobrze. – z tym jednym się zgadzam. Nie umiałabym żyć bez mężczyzn. Przyjaciółki mogłabym policzyć na palcach jednej dłoni. Kobiety jakoś nigdy za mną nie przepadały – głównie przez fakt że szybko znajdowałam porozumienie z osobnikami płci męskiej. Właściwie wszystkie lata w Hogwarcie spędziłam szlajając się właśnie z chłopakami i to z nimi wpadając w kłopoty. Pierwszą prawdziwą przyjaciółkę poznałam dopiero na stażu medycznym. Oczywiście Eileen się nie liczy była rodziną, ale jednocześnie też bardzo drogą mi osobą. Nawet nie wiem kiedy i Judtih stała mi się tak droga. Ale nie roztrząsałam tego. Wiedziałam że jeśli moje myśli najdzie na to humor i tak same mnie zaatakują właśnie takimi rozważaniami. – Czemu myślisz że coś się stało? – pytam w końcu odpowiadając pytaniem na pytanie. W tej konkretnej chwili ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to rozprawianie na temat moich rozterek miłosnych.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 3 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]26.10.16 0:42
Nie kryła swojego zirytowania słysząc tak nędzną wymówkę. Ładnie dała o nim znać przez przewrócenie oczami i głośne westchnięcie - Gdybym ja coś takiego powiedziała o Samuelu równie dobrze od razu mogłabym się zakuć w mugolske habit i pas cnoty - burknęła. Nie chciała wymieniać imienia brata ale może dobrze się stało. Przynajmniej będzie mogła zaobserwować reakcję Just. Mężczyźni zawsze byli wszystkiemu winni. Śmieli pojawił się na drodze kobiety i przewracać jej życie do góry nogami. Nie ważne, że jeden z nich jest jej brat i tyle dla niej zrobił. Mężczyźni przynoszą tylko kłopoty, mężczyźni zawsze są wszystkiemu winni. Ale bez nich jaki nudny byłby ten świat…
- Brzmi to trochę obrzydliwie - przyznała be większych ogródek. Przecież tak właśnie było. Podobne zachowania były jawnie potępiane nawet w magicznej społeczności. Ile jeszcze brakuje zanim ona albo Just zyskają miano dziwek? - Ciekawe czy pluszowe misie mówią to samo? - zaczęła się zastanawiać na głos tak dla podkreślenia absurdu całej sytuacji. - Herbatki lubię, tak samo jak lubię zasypiać w mocnym uścisku żeńskich ramion - burknęła kończąc te parodie kobiecego życia. Już prawie zapomniała jakie posiadanie przyjaciół potrafiło być trudne i uciążliwe.
Zauważyła to „zawieszenie”. Nawet ślepy by to zauważył. Może gdyby była lepszym człowiekiem albo odwrotnie, gdyby była gorszym człowiekiem pewnie teraz przyznała by się do wszystkiego. Patrzyła jak Just walczy ze świadomością, że ktoś wie i zastanawiała się, że skoro ona przejrzała te jakże misterne plagi i zabiegi to czy straszy Skamander również o wszystkim wie? Nie była pewna czy jej reakcja była auto zaprzeczeniem czy może skróconą, bardzo konkretną odpowiedzią na jej pytanie. Dla tego postanowiła tego nie komentować i pójść dalej. - Ach tak - kiwnęła potakująco głową z miną godną największych mędrców - Bo gdyby nie oni to o czym byśmy rozmawiały? - spytała hipotetycznie. Nie chodziło jej o tę konkretną sytuację ( no może tylko troszeczkę), nie chodziło o kontakt jej i Just. To była tylko kolejna refleksja odnośnie marności życia kobiety…albo i nie.
Dopiła kawę do końca a niedopałek papierosa wyrzuciła przez otwarte okno. Podniosła się z miejsca by po sobie posprzątać. Słysząc jej pytanie wzruszyła nieznacznie ramionami. [b]- Babski instynkt[/b- sama nie była do końca pewna czy było o pytanie czy może stwierdzenie . Albo po prostu szukam odskoczni dla własnych myśli i problemów. Wybacz Just Zerknęła na nią kątem oka. Przecież znęcała się nad nią tylko dla tego by nie myśleć. Nie było w tym ani krzty altruizmu.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Kuchnia [odnośnik]26.10.16 23:10
Patrzę na Judith przez chwilę nie bardzo rozumiejąc co chce mi przekazać. Nie rozumiem. Ale pewnie dlatego że moja relacja z bratem jest inna. Michael jest raczej biernym obserwatorem moich decyzji, nie kwestionuje ich, chociaż jednak otwarcie się im sprzeciwia. Wiem jednak, czy może bardziej on zdaje sobie sprawę z tego że i tak zrobię po swojemu. A jeśli sprawy pójdą nie tak zajdę do niego, by mógł mi powiedzieć a nie mówiłem – i nie mam kompletnie nic przeciwko temu.
-Przesadzasz Juddie. Sam chce dobrze. – mówię w końcu właściwie od razu stając murem za Samem. Chociaż wiem że czasem jego zachowania względem siostry są zdecydowanie zbyt radykalne – zwłaszcza jeśli chodziło o nią i chłopców. Sam jakby nie umiał do siebie dopuścić myśli że jest już na tyle dorosła by mogła sama podejmować decyzje o tym z kim się spotyka, komu pozwala łamać sobie serce i kogo zabiera na noc do łóżka.
Śmieję się serdeczne na jej kolejne słowa i nawet kręcę rozbawiona głową. Szybko jednak przestaję gdy czuję jak ból rozchodzi mi się po czaszce. Ani trochę nie ubodły mnie jej słowa. Wiedziałam kim byłam i co robiłam. Wiedziałam też, że niektórzy ludzie słysząc o tym jak się prowadzam szybko wysnuli sobie szybko wniosek.
-Tak sobie radzę… - no właśnie z czym? – pytam sama siebie a druga część zdania na chwilę ginie. Czy raczej dochodzi z opóźnieniem. A właściwie to bardziej zapominam że w ogóle jakieś zdanie zaczęłam. Bardziej pochłaniają mnie moje własny rozmyślania. Bo przecież nie powiem jej że tak sobie radzę z uczuciem do jej brata. Że zasypiając w ramionach obcego mężczyzny przez chwilę, gdy zamykam oczy zaraz przed zaśnięciem mogę wmówić sama sobie że to właśnie przez niego jestem obejmowana. Nie powiem jej też że właśnie w ten sposób wypuszczam z siebie całą frustrację która gromadzi się we mnie. Lepiej chyba oddać się komuś w łóżku niż chodzić złą na cały świat. Nikt nie chciałby ze mną przebywać gdybym tylko burczała i warczała. A ja potrzebowałam ludzi do życia, tak samo jak potrzebowałam powietrza. W końcu przypominam sobie że miałam o czymś powiedzieć. Udaje mi się odnaleźć zdanie które zaczęłam i przez kilka kolejnych chwil myślę nad jakimś konkretnym zakończeniem. Ale poddaję się bo jedyne na co wpadam to by powiedzieć że: tak sobie radzę z moim popędem seksualnym – a to wcale nie brzmi dobrze czy też zachęcająco. Więc kończę inaczej. – … z życiem. – w sumie nawet nie kłamię jej za bardzo. Uważam że nieźle wybrnęłam z tej całej sytuacji.
-Zapominasz że gdyby mężczyźni mieszkali na innej planecie to nie poznałabym Sama, a co za tym idzie nie poznałabym Ciebie. Chociaż kto wie czy którakolwiek z nas by wtedy istniała bo może rodzice przeprowadzali by się na planetę razem z pierwszym dzieckiem nie robiąc więcej. Ale w sumie, z drugiej strony, trzeba by się też było zastanowić jak w ogóle robione byłby dzieci gdyby podzielić całą ludzkość na dwie planety. Byłaby też trzecia na której spotykaliby się kobiety i mężczyźni na coroczne gody? – w sumie zarzucam ją gradem słów pozwalając by moja skacowana wyobraźnia biegła przed siebie bez chwili przerwy choćby na przemyślenie słów które wypadają z moich ust. W końcu zamykam się i spoglądam na nią odrywając wzrok od rynny budynku z przeciwległej strony ulicy. Obserwuję jak podnosi się by po sobie sprzątnąć.
Babski instynkt to było zdecydowanie coś czego mi brakowało. Wzdycham lekko ale nic już więcej nie mówię. Znaczy teraz nie mówię bo słucham jej kolejnych słów. Biorę kolejnego papierosa. Odpalam go i w końcu z ulgą zauważam że czuję już jak dym drapie moje gardło. – Co do facetów – nie mam z nimi problemów. Podrywam ich, albo pozwalam się poderwać a potem ich wykorzystuję. Jak jakiś zwróci moją uwagę, albo sprawi jakiś problem to dam ci znać. – obiecuję jej i według własnego mniemania nie kłamię. Sam był wszystkim czego chciałam i jedynym czego nie mogłam zdobyć. I pomimo tego że moje myśli wiecznie biegły w jego kierunku a moje zachowanie nie bywało najlepsze to ostatnie na co miałam ochotę to narzekanie na niego. Nie zawinił niczym i nigdy mnie nie zawiódł. Samuel Skamander nie był problemem. Nie mógłby być. I nikt nie był w stanie przekonać mnie że jest inaczej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 3 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]27.10.16 22:43
Judith zupełnie nie przejmowała się faktem, że ktoś może nie rozumieć stosunków łączących rodzeństwo Skamander. Reakcje Just zrzuciła na karb jej bezgranicznego, poddańczego wręcz uwielbienia dla Samuela. Po raz kolejny przewróciła oczami wzdychając przy tym ciężko. - Powiedz mi coś Tonks - przerwała na chwilę wyraźnie się zastanawiając na tym czy na pewno tak powinno zabrzmieć wypowiadane przez nią zdanie - A raczej obiecaj mi - zreflektowała się w końcu - że dożyje tego dnia w którym przestaniesz go wiecznie bronić i choć raz staniesz po mojej stronie - Po raz kolejny wlepiła w nią szare tęczówki. Wiedziała, że jej marzenia są próżne ale nie o to teraz chodziło. Judith czekała na jakaś reakcje ze strony dziewczyny. Chyba najbardziej ucieszyłaby się gdyby jej włosy przybrały barwę jaskrawego różu. Może wtedy mogłyby skończyć tę całą szopkę.
Pewnie wbrew wszelki oczekiwaniom Judith nie dołączyła do tego wybuchu śmiechu. Nawet się nie uśmiechnęła widząc jaką reakcje wywołały jej słowa. Już po raz enty wywróciła oczami mrucząc coś przy tym niewyraźnie pod nosem. Było tam coś o kupie, kleju i może taśmie klejącej. Chyba lepiej nie wnikać w szczegóły. Jeszcze później pojawiło się ciche pomrukiwanie odnośnie tego czy Just zadowoliłaby się taką odpowiedzią gdyby sytuacja była odwrotna. Judith mówiła do siebie i nie oczekiwała odpowiedzi. Hipokryzja tej jednej wypowiedzi chyba dobiłaby młodą czarownice.
Po wywodzie odnośnie podzielenia świata na dwie osobne planety parsknęła cichym śmiechem. Przeszło jej przez myśl, że chyba minęła się z powołaniem i powinna zostać magipsychiatrą. Maltretowanie ludzie całkiem nieźle jej wychodziło. Pomińmy jednak fakt, że na wzmiankę o poznaniu Skamanderowego brata miała ochotę palnąć coś w styku : „i wiele byś na tym nie straciła”. Tylko porządne ugryzienie się w język ją przed tym powstrzymało. Ale może gdyby nie Sam kto inny zawirowałby jej światem? Mało to takich na świecie?
Kolejne ciężkie westchnięcie wydobyło się z płuc panny Skamander.  - Poddaje się - wzniosła ręce w obronnym geście - Twoje argumenty podważyły mój pomysł. - przyznała z trudem tamując kolejne parsknięcie śmiechem.
Nagle znów zaczyna robić się strasznie smętnie. Lepiej nie odpowiadać sobie na pytanie kto tu rzeczywiście kogo wykorzystuje. Skończyła porządki i ponownie przysiadła obok Just zapalając przy tym drugiego papierosa. - Ale wiesz, że to musi się kiedyś skończyć - nie pytała, po prostu stwierdziła fakt. - Wiesz, że według obecnych standardów jesteś już starą panną - wypuściła z płuc kłąb dymu. Nie chciała jej w żaden sposób dopiec ani zmienić się gorejącą matkę czy ciotkę. Trzeba się w końcu przyzwyczaić to dźwięku tych słów. Tylko czekać na stado kotów i wysyp piegów na twarzy ( bo to ponoć objaw staropanieństwa i zupełnie pomińmy wątek zdolności Tonks). - Zmarnowana macica i jajniki - zacmokała z dezaprobatą. - Nie wiadomo jeszcze czy ich nie wyjałowiłaś przez to picie - chciała wyglądać i brzmieć poważnie ale nie wytrzymała. Usta panny Sakamnder same zaczęły drgać w złośliwym uśmiechu.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Kuchnia [odnośnik]28.10.16 3:25
Moje uczucia do Sama nie niewoliły mnie. Przynajmniej moim zdaniem. I chyba tylko ja tak myślałam, choć nie miałam świadomości że ktoś myśli inaczej, bowiem nigdy nie zakładałam że ktokolwiek jeszcze o nich wie. Kochałam go choć wiele czasu zajęło zanim w ogóle sama to sobie uświadomiłam. Jeszcze więcej zanim pogodziłam się z tą świadomością, walcząc z nią na różne – przyznaje niektóre nie najlepsze – sposoby. Ale radziłam sobie. Może nie należał mi się medal za umiejętności życiowe, ale zdecydowanie też nie mogłam narzekać. Miałam wokół siebie wielu przyjaciół, ludzi którzy mnie kochali, a jednak czemu wciąć czułam się taka samotna?
Ostatnią myśl szybko wyrzuciłam z głowy skupiając uwagę na słowach Juditch. Kiwam automatycznie głową wiedząc że obiecam jej o cokolwiek nie poprosi. Miałam słabość do obu Skamanderów, choć do każdego objawiała się inaczej. Judtih budziła we mnie uczucia podobne do tych które budziła we mnie młodsza siostra i Betty. Kochałam je, chciałam pomóc na każdy możliwy sposób i poradzić jeśli posiadałam jakąś złotą rade. Jednak jej słowa kompletnie mnie zaskakuję. Spodziewałam się różnych rzeczy. Tego, że poprosi żebym jej powiedziała jeśli coś będzie się działo nie tak – nie powiedziałabym, żeby nie martwić, ale solennie przyrzekłabym że to zrobię. Tego że wymusi na mnie bym lepiej dopierała sobie partnerów, albo żebym jednego wybrała i na nim się skupiła – to już było bardziej realne do spełniania w moich własnym odczuciach. Choć wiedziałam że na żadnego nie zdecydowałabym się na sto procent gdy gdzieś w środku mnie tliła się nadzieja, że może kiedyś… Milion innych możliwości przemknęło mi przez głowę, ale żadna z nich nie była nawet blisko prośby wystosowanej przez Juddie. Unoszę brwi w geście zdziwienia do kompletu rozszerzając oczy.
Sam nie był święty. I wiedziałam też że nie był idealny choć w moim umyśle jawił się bez wad. Podejmował czasem złe decyzje, czy wyrażał zdanie w złych słowach – wiedziałam. Ale byłam też pewna że nic nie jest dla niego ważniejsze od Juddie i po części zazdrościłam jej tego.
Jak nisko upadłam? I czy dało się jeszcze bardziej? Otwieram usta by coś powiedzieć ale zawieszam się tak nie bardzo mając jakąś odpowiedź. Marszczę nos i zamykam usta zastanawiając się czy rzeczywiście w sporach między Skamanderami zawsze stawałam po stronie tego do którego biegło moje serce i myśli. Odwracam wzrok nie mogąc wytrzymać pod naporem szarych tęczówek Judtih.
-Poprawię się. – składam jej coś na pozór obietnicy. Jednak tak samo marnej jak cały mój dzisiejszy stan. Próbuję się uśmiechnąć ale wypada to marnie. Włosy nie zabarwiają się na ten jeden konkretny Skamanderowy wzór tylko dlatego chyba że też mają kaca i nie mają na nic ochoty. Poza tym nadal na wszystko rozlewa się niechęć jaką odczuwam do samej siebie i jest ona zdecydowanie silniejsza niż każde inne uczucie które dzisiaj dochodzi mnie jakby z opóźnionym zapałem.
Przez chwilę obie się śmiejemy. I na tę chwilę moje serce zdaje się czyste. Nie skażone żadnym problemem czy wolne od trucizny którą wpuszczają w moje żyły moje własne marny. Potem znów zalega cisza i to nie ja ją przerywam.
-Kiedyś się skończy – rzucam w przestrzeń znów jakąś mało znaczącą odpowiedź. Zastanawiam się czy moje zdawkowe odpowiedzi w końcu zużyją całą cierpliwość Judtih, czy może jednak w jakiś sposób odpowiadają jej i przyjmuje je do wiadomości. Gdy pada kolejne zdanie spoglądam na nie otwierając szerzej oczy, marszcząc nos i mierząc w nią na wpół oburzonym a na wpół rozzłoszczonym spojrzeniem. Ale bardziej na siebie się złoszczę niż na nią. Trochę na nią też zła jestem bo jak śmie mi prawdą prosto w twarz rzucać? Czy nie widzi, nie wie, że wszystko co robię robię też po części po to by zapomnieć na chwilę ile mam lat. – Nieśmieszne Judtih. – mówię łapiąc a pierwszą rzecz którą mam pod ręką – czyli paczkę fajek – i rzucam nią w siedzącą i walczącą z chęcią roześmiania się Judtih. Pudłuję oczywiście. Znaczy nie do końca bo kartonowe pudełko zahacza o kawałek jej ramienia a po odbiciu się upada na ziemię. Mrużę oczy i wydymając usta mierzę ją przez chwilę spojrzeniem. – Ale spokojnie, ty też nią zostaniesz. Zadbam o to dzielnie wspomagając w działaniach Samuela. Z czasem żaden się do Ciebie podejść nie odważy. Zamieszamy razem i kupimy tuzin kotów– obiecuję jej snując już w głowie najróżniejsze plany posyłając jej uśmiech podobny do jej – złośliwy. Całość efektu psuła jednak radość i dobroć, które leciutko przebijały się przez zmęczenie w jej spojrzeniu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 3 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]29.10.16 0:24
- Aha - wygięła usta w smutną podkówkę udając pochlipywanie. Merlin raczy wiedzieć ile kosztowało ją wyzbędzie się z tonu głosu wszystkich dźwięków świadczących o sarkazmie czy ironii. - Wszyscy tak mówią a potem kończę jako ta mała i niepozbierana złośnica - mruknęła udając płacz. Wolała nie używać imienia brata swego częściej niż trzeba było. Rzecz świętą trzeba szanować…czy tam jakieś inne pierdoły. Kto by pomyślał, że choroba zwana Skamanderyzmem rozwinie się do tego stopnia? Po tej małej komedii planowała się wesoło roześmiać i trochę rozluźnić atmosferę, ale zamiast tego na drobnej twarzy wykwitł kolejny ironiczny uśmiech.
- Ale tak przed tym jak wyzioniesz ducha czy myślisz, że jednak trochę wcześniej? - spytała wciąż nie przestając się z niej trochę nagrywać. Jej zdawkowe odpowiedzi nie robiły na niej większego wrażenia poza już wcześniej przytaczanym ironicznym uśmiechem czy przewracaniem oczami z powodu irytacji czy może znudzenia. Trochę problematyczne było to, że sama musiała wypowiadać ponad programową liczbę słów. A już myślała, że wyleczyła z dziecinnego słowotoku.
Nazwanie Just starą panną przyniosło oczekiwane efekty. W duchu Judith niemal zanosiła się od śmiechu czują na sobie jej gniewne spojrzenie. Czyżby ktoś właśnie odkrył przed światem swój kolejny słaby punkt? Jak to mówią? Starość nie radość ale Judith i tak trzeba kochać bo jak tu Skamandera nie kochać? -Ja tan myślę, że to wyjątkowo komiczne - stwierdziła podkreślając swoje słowa kiwając potakująco głową. Na dokładkę już nie wytrzymała i zgięła się w pół ze śmiechu. Gdy Just zamachnęła się na jej życie za pomocą paczki papierosów już ciężko było jej złapać oddech ze śmiechu. - No już już nie gniewaj się na mnie - odwróciła się w stronę Just szczerząc się wesoło. Jeszcze biednej Skamander od tego śmiania się pęknie przepona i Tonks będzie do końca życia żałował, że się na nią gniewała.
Słysząc ten okrutny plan momentalnie się uśmiechnęła. - Czyli co? Moje rośliny nie będą już niszczone przez podlewanie je kawą tylko przez szczyny kotów? - aż cała skrzywiła się na wizje tej tortury. - Moje biedne roślinki -załkała cicho. - Ech zresztą ja i tak jestem bezpłodna - zanim się zorientowała co palnęła było już za późno - Więc mam gorzej niż ty moja staruszko - położyła jej dłoń na ramieniu. - Mogę już iść do piachu i światu nie zrobi to różnicy. - nie żeby się nie starała -  Ale może lepiej nie bo jeszcze te biedne robaczki się potrują jedząc mnie - mruknęła tłumiąc rozbawienie. Trochę czarnego humoru jeszcze nikogo nie zabiło!
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Kuchnia [odnośnik]29.10.16 3:05
Patrzę z uniesioną brwią na Judith i przez chwilę podziwiam ten jej teatrzyk niewzruszona. Niech sobie po marudzi odrobinę. Ja też zawsze marudziłam że Michael nie chce się ze mną bawić i wierzcie lub nie potrafiłam mamie smęcić o to głowę godzinami. To nic, że dzieliło nam siedem lat i nie bardzo bawiły nas te same rzeczy. Ale i tak siedziałam i marudziłam. Bo mogłam i bo, o dziwo, miałam na to siłę.
Gdy kończy zdanie złośnicą zsuwam się z parapetu i podchodzę do niej. Przez chwilę mierzę ją spojrzeniem stojąc nad nią a potem pochylam się i zamykam ją w uścisku nic nie mówiąc na jej słowa. Cieszę się że jest. Chociaż w tym momencie może na to nie wyglądać. Cała pewnie śmierdzę wczorajszym alkoholem i papierosowym dymem połączonym z słodką nutą moich perfum. Uścisk moich ramion nie trwa długo i nie jest mocny. Ale jest i wyraża naprawdę wiele. Chociaż nie wiem czy poza uderzeniem mojej woni w nozdrza Skamander poczuje coś więcej.
Odchodzę od niej bez słowa i podchodzę do kuchenki by ponownie nastawić wodę. Jednak kawał to za mało. Odwracam się w jej stronę i zanim woda się nie zagotuję postanawiam oprzeć tyłek o blat za mną i skrzyżować dłonie na piersi.
-Pożyjemy, zobaczymy. – odpowiadam jej, czując że moje funkcje życiowe trochę bardziej są już rozruszane. Nawet posyłam jej lekki, cierpki uśmiech który nie zdradza czy żartuję, czy też mówię całkowicie szczerze.
Sięgam po nową szklankę - bo starej zapomniałam zabrać z parapetu. Do tej nowej też nasypuję kawy, a potem słodzę ją trzema łyżeczkami – tak samo jak poprzednio. Woda w końcu gwiżdże a ja zalewam kawę podczas gdy Judith jęczy coś na temat swoich roślin podlewanych przez kocie szczyny. Wzruszam lekko ramionami bo naprawdę nie obchodzi mnie czym będą podlewane i czy w ogóle czymkolwiek. Wracam na parapet z kawą i stawią tę nową obok pustego kubka po poprzedniej.
A potem mówi coś co paraliżuje każdą jednostkę w moim ciele. Dobrze że zdążyłam odłożyć czajnik bo pewnie zamarłabym tak oblewając wszystko wrzątkiem. Odwracam powoli głowę w jej stronę i mierzę ją uważnym spojrzeniem jakby zastanawiając się czy jej słowa prawdziwe są czy to jakiś kolejny żart. Marszczę brwi.
-Judith! – mówię z naganą w głosie. Jestem zła na nią że mówi takie rzeczy. Kolejne słowa złoszczą mnie na tyle, że całe moje włosy zabarwiają się kolorem dojrzałej wiśni. Do zmarszczonych brwi dołącza nos i przez chwilę nie ruszam się a potem złażę z parapetu i zmierzam w jej stronę z prędkością której bym z siebie pewnie nie wykrzesała gdyby mnie tak nie przestraszyła i nie rozzłościła swoimi słowami. Rozglądam się po kuchni szukając wzrokiem różdżki. Szlag. Musiałam ją zostawić w pokoju. Nie mówię nic łapiąc ją za nadgarstek i ciągnąć do wyjścia z kuchni. Dwa kroki robię po czym rozmyślam się i na powrót popycham ją na krzesło. – Siedź tu. – mówię do niej znikając na chwilę za drzwiami. Przez chwilę słychać jak przerzucam przedmioty i klnę na wszystkich założycieli Hogwartu. Potem wszystko cichnie, a ja wracam z różdżką w dłoni. – Judtih… - mówię raz jeszcze. Złość mi przeszła. Włosy są błękitne. Już nie jestem zła na to co powiedziała. Mówię sobie że pewnie w ten sposób radzi sobie z tą rewelację. Nie umiem nawet postawić się w jej sytuacji. Bo niby nie chcę dzieci. Boję się ich i uważam że nie nadaję się na mamę. A jednak pamiętam ile emocji wzbudziły we mnie chrzciny u Potterów. Pamiętam jak sama zapragnęłam rodziny. Mężczyzny z którym będę dzielić łóżko, miłość i życie i dziecko, które wychowamy według pielęgnowanych przez nas ideałów. Ciągnę ją znów do góry i tym razem obejmuję tak mocno jakbym chciała połamać jej wszystkikości. – Oh Judith... – wzdycham w jej włosy a potem ją puszczam robiąc krok do tyłu.
- Skąd wiesz? Kto Cię badał? Kiedy? Dlaczego nie ja? – zarzucam ją pytaniami. Wzięłam różdżkę tylko w jednym celu. Zbadam jej narządy sama. Muszę. Ktoś inny mógł się nie znać, pomylić, cokolwiek. Pewnie się nie zgodzi. Może nawet mi zabroni. Ale powinna wiedzieć, że to bezcelowe. Uśpię ją jeśli będę musiała. Powinna mieć tego świadomość. W tej chwili musze przypominać trochę Sama. Zachowywać się jak upierdliwa siostra która nie odpuści póki nie dopnie swego. Ale mam to gdzieś. Powinna cieszyć się że nie zlałam jej za te słowa.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 3 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]30.10.16 13:05
Kilka zbyt długich chwil zajęło jej zrozumienie, co się właściwie stało. Gdy już zdała sobie sprawę, że Just zamknęła ją w kolejnym uścisku przewróciła oczami. No dobrze pod względem emocjonalnym na pewno było to przyjemne, ( jeśli chodzi o zapach to już trochę mniej). Ale i tak nie podobało się jej to dotykanie i naruszanie strefy osobiste, - no dobra dobra - burknęła w końcu. - Wiem, że mnie kochasz - dodała wyglądając na trochę znudzoną. Wówczas Tonks wypuściła ja ze swoich ramion i zajęła się parzeniem kawy. Obserwowanie jak ktoś taki jak Just powoli, ale jednak wraca do życia wydawało się bardzo fascynującym zajęciem. Powinna zapisywać to, w które miejsce trzeba ją kuć by uzyskać najlepszy efekt.  Skamander kiwnęła potakująco głową - Zapamiętam - i skopiowała ten sam cierpki uśmiech przedrzeźniając tym samym swoją rozmówczynie.
Przez dwa słowa które wysmyknęły się jej naprawdę przypadkiem rozpoczął się mały armagedon. Jude przechyliła lekko głowę obserwując jak włosy dziewczyny przybierają nową barwę. To chyba oznaczało, że się zdenerwowała. Niby czemu miała się denerwować? Skamander miała ochotę wzruszyć ramionami albo machnąć na to wszystko ręką.  Niepotrzebne robienie z igły wideł. Co za różnica skoro pewnie w przeciągu najbliższego roku i tak utną jej głowę? Chociaż nie…tego może jej lepiej nie mówić bo jeszcze zemdleje albo włosy jej wylecą i będzie łysa…to dopiero byłoby zabawne! Judith dała się jednak pociągnąć a później popchnąć ponownie na krzesło.  Nawet cicho się śmiała słysząc jak Tonks przeklina szukając czegoś w swoim pokoju.  Wróciła a włosy przestały być już takie „wściekłe”. Skamander uniosła brew gdy wypowiedziała jej imię udając, że nie rozumie o co jej chodzi. Za drugim razem było już gorzej. W niebieskich tęczówkach pojawiła się złość.  Miała ogromną ochotę odepchnąć od siebie Just i burknąć coś naprawdę niemiłego. Całą swoją postawą starała się przekazać, że przecież nie prosiła o żaden rodzaj współczucia. To miały być tylko żarty.
- Justine Tonks zbadasz mnie tylko i wyłącznie po moim trupie! - taką miała odpowiedź na swoje pytania. Judith uniosła dumnie brodę patrząc na przyjaciółkę z ogromną powagą i uporem.  Może odrazy po prostu ściągnie koszule i wszystko jej pokaże?! Wzięła głęboki oddech tak na uspokojenie.- Jak będziesz grzeczna to kiedyś ci pokaże moja kartotekę medyczną  - zmusiła się od uśmiechu. - A teraz już daj spokój i nie roztrząsajmy już tego. - kolejny uśmiech i kolejna obawa o to, że jej twarz popęka.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Kuchnia [odnośnik]31.10.16 0:09
Naruszenie stref osobistych nigdy nie przychodziło mi z trudem. Właściwie uznawałam je za jakieś banialuki wymyślone przez kogoś kto cierpiał na jakąś fobie społeczną. Choć w moim odczuciu był po prostu głupi. Uwielbiałam przytulać, a jeszcze bardziej być przytulaną. Gdy obejmowałam, lub też obejmowały mnie czyjeś ramiona, świat przestawał być taki zły. A nawet, zaryzykuję stwierdzeniem, stawał się znośny. Najbardziej zaś lubiłam znajdować się w ramionach Skamanderów. Obu, bez wyjątku. Bawiła mnie niechęć jaką Judith żywiła do tego rodzaju wyrażania uczuć. Jak spinało się jej ciało i jak ona sama w odpowiedzi przeważnie burczała coś, co miało pomóc jej uporać się z jakimś rodzajem niezręczności który odczuwała. Ramiona jej brata były zaś jak narkotyk, czy też zakazany owoc. Raz spróbowane na wieczność ciągnęły do siebie wręcz magnetyczną siłą. Kochałam wpadać w nie, pozwalać by duże dłonie owijały moje ciało i sprawiały że choć na jedną chwilę nie liczyło się nic. Że choć przez chwilę czułam się bezpieczna.
Gdy Judith burcząc mi odpowiada śmieję się i zanim ją puszczam w troskliwym geście mierzwię jej włosy. Potem odchodzę zająć się sobą, a raczej kawą i nawet nie spodziewam się bomby którą zaraz rzuci.
-Cóż ty pleciesz Judith. – mówię w końcu do niej marszczą z niezadowolenia brwi i czoło, usta wykrzywiam naprawdę zła. Czułam pod dłońmi że gdy obejmowałam ją drugi raz spięła się jeszcze bardziej. Całą swoją postawą dając mi do zrozumienia że nie chce, ba, wręcz nie życzy sobie bym ją obejmowała, czy też współczuła. Byłam wściekła na nią. Tak kropla w krople jak Sam. Oboje sądzili że nie potrzebują współczucia, że świetnie poradzą sobie z każdym problemem sami i że gdyby świat im tylko na to pozwolił w życiu nie skorzystaliby z czyjejś pomocy. Głównie z przekory. Jej kolejne słowa sprawiają że unoszę brwi.
-Zaraz cię uśpię i nie będziesz miała nic do gadania. – mówię jej też zaczynając burczeć. Zezłościła mnie. A może zirytowała bardziej. W sumie sama nie wiem jak to określić. Złoszczę się na nią, ale tylko i wyłącznie dlatego że mi na niej zależy. No i może za to że nazwała mnie Justine. To wcale nie umniejsza temu, że nie powinnam. Nie lubię burczeć. Rzadko kiedy to robię w ogóle. A przynajmniej staram się. Ale Judtih dzisiaj właśnie na to zasługuje. – Judith Victorio Skamander, nie odwracaj kota ogonem z łaski swojej. – proszę ją naprawdę zła wskazując na nią różdżką. Nadal burcząco niezadowolona. Wcale nie jest mi do śmiechu. Mam ochotę podejść i łapiąc za końcówki ust ściągnąć jej ten uśmiech z buzi bowiem nie powinna się uśmiechać. To poważna sprawa jest. Ale zaraz sobie myślę, że może z igły widły robię. Że może zareagowałam zbyt emocjonalnie. Że moje własne pragnienia zaczynają przysłaniać mi zdrowy rozsądek. Ale wiem, że dla spokoju lepiej by było jakby dała mi się zbadać. W końcu wpadam na pomysł.
-Dasz mi się przebadać, albo powiesz mi wszystko o swoich uczuciach względem pewnego czarodzieja. – spoglądam w końcu na nią. Tym razem ja się uśmiecham. Nie odpuszczę jej. Nie boję się, że może odpłacić mi pięknym za nadobne, wszak nie ma na mnie żadnego haka. Co najwyżej jeszcze raz skarci za moje seksualne podboje, czy właśnie za nie skrytykuje. Nie pierwszy i nie ostatni raz.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 3 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]31.10.16 2:26
Najpierw bezceremonialne Przytulanki, później jakiś niepotrzebne jęki a na koniec groźby karalne! To na pewno groźba karalna gdy niezrównoważony psychicznie metamoformag który dziwnym sposobem został uzdrowicielem grozi, że cie uśpi i zacznie badanie. Później się budzi z płucami w miejscu nerek i zastanawiasz się co się stało.
- Ja nie wiem gdzie mieli rozum ludzie, którzy nauczyli cię jak się usypia ludzi- zacmokała z dezaprobatą próbując się jakoś bronić przed dziwnymi zakusami Just . - I w ogóle co to za burczenie na mnie? - obruszyła się unosząc jedną brew ku górze - Że niby na pacjentów będącymi pacjentami wbrew swojej woli można sobie tak dobrowolnie burczeć? - spytała starając się zachować powagę ale w tej sytuacji było to naprawdę wyjątkowo ciężkie. Słysząc jak Just używa jej pełnego imienia i nazwiska brwi panny Skamander momentalnie poleciały ku szczytowi czoła. - Moja macica jest rzeczą świętą i żadna baba nie będzie mi jej tykać! - ostrzegła i chwilę później parsknęła głośnym śmiechem. Na usta cisnęło jej się jeszcze kilka bardzo dwuznacznych uwag i żartów ale postanowiła oszczędzić ich i sobie i Just. - Na twoim miejscu skupiłabym się na myśli, że w takim razie trzeba mnie zaopatrzyć w ładnego syna chrzestnego albo jeszcze ładniejszą córkę chrzestną - podsunęła jej tę myśl licząc na to, że w ten sposób zakończy ten temat. Zaczęła nawet szukać czegoś na zastępstwo. Czegoś bardzo odległego od niej samej  i jej problemów. I nagle odeszła jej cała ochota na śmiech i żarty. Szare oczy Judith zwęziły się w wąskie szparki. Żeby tak bezczelnie rzucać jej Bottem w twarz. Niech się cieszy, że Judith miała wyjątkowo dobry humor bo skończyłoby się dużo gorzej. - Musisz być bardziej konkretna bo w tym miesiąc trochę ich było - odgryzła się jednocześnie ujawniając poziom własnej hipokryzji. Następnie niby przpadkiem, niby od niechcenia zajęła się  sprawdzaniem czy wszystkie palniki na kuchence są wyłączone i zamknęła okno. Następnie odwróciła się przodem do Tonks ( zasłaniając całą powierzchnie okna) ze złowrogim błyskiem w oczach. - Mam dużo lepszy pomysł - klasnęła w dłonie przyklejając do twarzy wesoły uśmiech. - porozmawiajmy o twojej wiecznej i nieskończonej miłości do mojego drogiego brata Samuela Skamandera - gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości o kogo chodziło. Wyszczerzyła się przy tym wesoło a w duchu już zacierała na ręce. Czas na rzeź niewiniątek!
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Kuchnia [odnośnik]31.10.16 4:10
Och przecież jasnym było, że w życiu bym nie uśpiła Judith wbrew jej woli. Nawet nie dlatego, że nie chciałam, bardziej dlatego, że nie umiałabym. I to nie w kwestiach medycznych nie potrafiłam. Bardziej uczucia które żywiłam do kobiety przebywającej w mojej kuchni nie pozwalały mi na tak bezpośrednie działania. Chociaż może powinnam…? Nadal nie byłam pewna czy to dobrze, że czasami byłam taką miękką jednostką która odpuszczała w przedbiegach osobom które kochała.
Otwieram usta i marszczę czoło w pełnym urażenia geście gdy Judith wyraża swoją opinie na temat tego że kompletnie niesłusznie zaliczyłam staż i posiadłam umiejętności w magii leczniczej. Zaraz je jednak zamykam i zamiast tego marszczę brwi. No to jak to, to jej wolno burczeć a innym już nie? Cos trochę było nie tak. Sprawiedliwość jakaś musiała być. Znów z drugiej strony moją porcję burczenia zazwyczaj wykorzystywał ktoś inny. Rozdawałam ją, puszczając samopas w świat wiedząc że ktoś z niej skorzysta. Ja zaś wolałam nie burczeć, bo doprowadzało to do różnych, kompletnie niechcianych sytuacji.
-Zapiszę cię na wizytę u mężczyzny, jeśli wolisz. – mówię jej spokojnie już tym razem, ale nadal nie odpuszczając. Ma się zbadać. Ja mam zobaczyć wyniki i nikt, ani nic nie zmieni, że zapomnę o tym że właśnie tego od niej chcę.
Nie śmieję się, gdy Judith parska śmiechem. Mnie wcale nie jest do śmiechu. Ona zamiata problem pod dywan, podczas gdy ja się dalej przejmuję. Wiem, że pewnie jej coś z ust wypadło bez przemyślenia. Właściwie to bardzo konkretne coś. Czuję też, że nawet nie miała chęci mi o tym powiedzieć więc ale po prostu tak wyszło.
-Z tym to nie do mnie. – odpowiadam jej rozeźlona, że z chrześniakami mi tu wyskakuje. To ja jej tutaj postanawiam że odpuszczę na chwilę i zajmę się innym tematem. A ona takie coś. O córkach i synach chrzestnych. Znaczy, to nie tak, że jeśli miałabym dziecko to nie mogłaby zostać zastępczą matką dla któregoś z nich. Ale marne były moje widoki na dziecko. A idąc jeszcze bardziej tym tokiem, to po chrześniaków powinnam męczyć brata, a nie mnie.  
Wzdycham ciężko gdy Judith udaje, że nie rozumie o co pytam. Znaczy domyślam się, że pewnie wie o co mi chodzi. Jak mogłaby nie rozumieć? W sumie nie winię jej, że chce temat zmienić. Zamienić na inny. Bardziej jej odpowiadający. Ale jednak musiałam zapytać. Głównie przez egoizm – bo chciałam wiedziałam. I wtedy Judith klaszcze w dłonie. Ale zanim to robi majstruje chwilę przy kuchence a potem zamyka okno i staję przed nim. Obserwuję jej poczynania z podniesioną brwią.
-Lepszy pomysł. – powtarzam po niej marszcząc nos do kompletu i w sumie odwzajemniam jej uśmiech. I już nawet miło się robi. Na chwilę obecną odpuszczam wszystko, chcę dalej porozmawiać i pośmiać się. Chcę żeby było miło, przyjemnie i zabawnie. Tak, tego chcę. Ale jak zwykle nie to dostaję. Jej kolejne zdanie sprawia, że mam ochotę na kilka rzeczy na raz. Mam ochotę się obudzić z tego snu który śnię bo pewna jestem że to sen musi być a nie jawa. Mam też ochotę pod ziemię się zapaść. Naprawdę jedyne o czym marzę w tej chwili to to, by podłoga kuchni rozstąpiła się i pochłonął mnie ogień piekielne. Mam też ochotę skoczyć, bowiem przecież – jak mówi mi Nits od jakiegoś czasu – wszystko sobie wymyśliłam i nic prawdą nie jest, ale Judith blokuje okno jakby wiedziała że właśnie tam mam chęć swoje kroki skierować. Usta uchylam, tak mocno, że gdyby nie trzymała ich szczeka, to pewnie już dawno zawadziłby o ziemię. Moje włosy przechodzą przez każdy stan emocjonalny i kolorystyczny
Ona wie – krzyczą moje myśli a moja głowa zaściela się kolorem szoku. Kolorem, który prawie nie występuje na mojej głowie. Dziwny jest to kolor i nigdy nie potrafiłam zrozumieć czemu właśnie taki. Przypomina mandarynki. Nietypowe porównanie, ale taki sam jest ten kolor włosów.
Ona wie – przemyka chwilę po tym wcześniejszym, ale jest inne. I zdaje się odległe o milion lat później. To uczucie przerażenia. Moje włosy automatycznie prawie zaścielają się moim kolorem strachu. Są białe. Całe, od góry do dołu, mimo tego, że nadal mam je spięte w jakiś marny kok na czubku głowy.
Ona wie – pojawia się po raz trzeci i czuję jak wściekłość zalewa całe moje ciało. Jestem zła na siebie i na Judith. W sumie sama nie wiem bardziej na kogo. Ale wiem że zła jestem. Siano na mojej głowie teraz robi się czerwone, ale w sumie i tak mi już wszystko jedno.
Ona wie – dociera do mnie po raz ostatni i przy tym ostatnim razie zabiera wszystkie emocje. Bo dziwnym trafem czuję ulgę jak wcześniej gdy ktoś się dowiedział. Nie umiem tego określić. I nie wiem czemu ale jakoś w lawinie rozpaczy na fakt, że ktoś wie, odnajduje też ulgę. Trzy kolory przeznaczone tylko dla jednej konkretnej jednostki zaścielają moje upięte na głowie włosy.
Zdaje mi się że każda zmiana koloru trwa wieczność. A trwa to nawet nie ułamek sekundy. W końcu przypominam sobie że wypadałoby buzię zamknąć – więc to robię. Nadal mam zmarszczone brwi. W sumie dobrze się składa bo i tak mocno próbuję znaleźć moment w którym wydałam samą siebie – znajduję pustkę.
W końcu uśmiecham się, przesłodko. Tak, że mam wrażenie, że policzki mi zaraz eksplodują od nadmiaru słodyczy którą wydzielają. I spoglądam na nią – stojącą w oknie.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz. – mówię w końcu nie przestając się sztucznie uśmiechać. To nie tak że wariuję jak słyszę imię Sama, to nie tak, że wariuję jak słyszę w jednym zdaniu „miłość” i „Samuel”. Ale jeśli w jednym zdaniu pojawiam się ja i dwa wyżej wymienione… cóż, wtedy świat się kończy - przynajmniej dla mnie.
Po pierwsze – dlatego, że jestem pieprzonym tchórzem. A bez wyliczania dalej miliona innych powodów wiem, że nie jestem dla niego odpowiednia. Że moja jednostka nie przyniesie mu nic, czego potrzebuje. A nawet bardziej, na co zasługuje.
Dlatego milczę. Głównie dlatego. Ale o reszcie trapiących mnie niepewności lepiej nie mówić. Lepiej nawet się nie zastanawiać. Przecież i tak wiem, jak to się skończy.
-Jesteśmy przyjaciółmi. - mówię - tak mi się zdaje - pewnie, ale sama średnio wierzę w to mówię. Może nie tak. Naprawdę w to wierzę, bo naprawdę jesteśmy. I choć zdanie ma tylko dwa słowa to boleśnie kują mnie one i aż proszą się by dodać przesączone beznadziejnością tylko. Zastanawia mnie ile czasu trzyma tego asa w rękawie. I gdyby nie fakt, że gram, udając że nie wiem o czym mówi pewnie zwróciłabym uwagę na fakt że zadałam dobre pytanie, to z rodzaju niewygodnych którym ona obdarowała mnie. Jednak w tym, swojego rodzaju, pojedynku to ona wychodzi ze zwycięstwem. Bowiem kompletnie nie pamiętam już że pytałam o Bertiego i że bardzo chciałam dowiedzieć się wszystkiego co tylko się dało na ten jeden konkretny temat. W tej chwili moje myśli pożera panika że ktoś jeszcze wie. A im więcej osób wiedziało, tym mocniej wzrastało prawdopodobieństwo, że o moim uczuciu dowie się osoba, która miała nie dowiedzieć się o nim nigdy.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 3 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]01.11.16 14:47
To całkiem przyjemne uczucie. Patrzeć jak od jednego wypowiedzianego przez ciebie zdania świat człowieka zaczyna się chwiać w posadach. Nie ważne czy znasz tą istotę czy nie. Nie ważne czy jest ci droga czy też może śnisz o jej śmierci. Uczucie zawsze jest taki samo, łudzisz się, że masz władze.
Szare oczy Judith uważnie obserwowały każdą, nawet najmniejszą zmianę na twarzy jej ofiary. Najważniejsze były oczywiście włosy, to one zdradzały najwięcej. Skamander nie mogła być pewna, że dobrze dopasowała uczucia do migających kolorów ale było rzeczą oczywistą, że jej słowa wywołały sporą reakcje. Nie mogła nie zastanawiać się nad tym czy ona podobnie wyglądała gdy teraz lub za czasów szkolnych ktoś rzucał jej w twarz sprawę Botta i ewentualnych uczuć wobec niego. Judith pokręciła lekko głową, jeden problem sercowy na raz zdecydowanie wystarczy. Trochę zaskakujący był ten przesłodzony uśmiech, który pojawił się na twarzy uzdrowicielki. Naprawdę sądziłam, że będzie wstanie ukryć się za czymś tak przerysowanym? Judith powinna się poczuć urażona za podobną próbę oszustwa czy manipulacji. Złośliwy uśmiech w końcu spełzł z twarzy dziewczyny i zaraz z jej gardła wydobyło się ciche, znudzone westchnięcie. Później dołożyła do tego jeszcze przewrócenie oczami. W sumie mogła się spodziewać podobnej odpowiedzi. Aktorzy się zmieniają ale scenariusz pozostaje ten sam. Koniec aktu pierwszego, przerwa na głęboki wdech i zaczynamy akt drugi.
- O takim uczuciu co od wieków opisują jak poeci i pisarze. Muzycy próbują zawrzeć w swoich utworach a malarze przenieś na płótno. Często myli się je z fizycznym pożądaniem ale ty przecież znasz różnice - tworząc ten dziwny monolog Judy wpatrywała się w podłogę pod jej stopami i dopiero w trakcie ostatnich słów podniosła wzrok na Just.  Wkręcała w nią te szare przebiegła oczęta próbując jednocześnie przekonać do przyznania się. Przecież to ją nie zaboli, nie umrze od tego.
Skamander nie byłaby sobą gdyby się nie uśmiechnęła słysząc kolejne tłumaczenia. Jak to dobrze, że Tonks zapomniała o małym słowie „tylko”. Gdyby powiedziała: „Jesteśmy tylko przyjaciółmi” może zabrzmiało by to bardziej przekonywująco. - Nie zaprzeczam, ze nimi jesteście. Ale o ile dobrze mi wiadomo jedno wcale nie wyklucza drugiego. - zauważyła. Jeszcze nie ruszyła się spod okna uznając, że w podobny sposób odgradza Just przynajmniej jedną drogę ucieczki. - Skończmy z tą szopką - zaproponowała w końcu jednocześnie wiążąc ramiona na klatce piersiowej. - Wiem od paru lat - przyznała się w końcu. Mało to razy obserwowała chorych na Skamanderyzm? - I za nim przestaniesz oddychać dodam, że mu nie powiedziałam. On nie wie, możesz by tego pewna - wątpiła, że przekona w ten sposób Just. Jednak Judy wiedział co mówi. W podobnych sprawach Skamander wydawał się wyjątkowym idiotą
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach