Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]26.11.12 1:12
First topic message reminder :

Kuchnia

Kuchnia po odbudowie stała się taka, jak kiedyś zapewne była i cała chata: niewielka, czysta, schludna, przytulna i utrzymana w jasnej kolorystyce, można rzec, że w typowo angielskim stylu. Zdecydowaną większość przestrzeni wypełnia pomalowany na ciepły, jasny kolor solidny, drewniany stół, otoczony wianuszkiem krzeseł - te jednak są ciemne i na pierwszy rzut oka widać, że pochodzą z dwóch niepełnych kompletów; razem tworzą jednak dość estetyczną całość. W kuchni znajduje się całe wyposażenie, które niezbędne jest do przygotowania posiłku. Szafki - zarówno wiszące jak i stojące - są w takim samym ciepłym, stonowanym kolorze co stół. Pierwsza z nich, znajdująca się przy drzwiach, mieści w sobie różnobarwne kubki. Każdy Zakonnik może znaleźć tam kubek opatrzony odrobinę koślawymi literami układającymi się w jego własne imię. Na drzwiach do malutkiej spiżarni przytwierdzone zostały haczyki, na których wiszą kolorowe ścierki kuchenne, niektóre z nich w dość fikuśne wzorki. Pod sufitem gdzieniegdzie przywieszone zostały suszące się zioła i kolorowe szkiełka, które wraz z zasłonami w kolorze przyjemnej dla oka żółci nadają kuchni domowej przytulności. Pomieszczenie oświetla zwisająca z jednej z sufitowych belek samotna lampa w kolorze butelkowej zieleni. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu. W

W tym pomieszczeniu znajduje się myślodsiewania
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kuchnia [odnośnik]20.03.17 22:58
Wobec braku sprzeciwu Russela, długa, srebrna nitka po chwili wyciągnięta została z jego głowy przez różdżkę Bathildy. Profesor Bagshot wyciągnęła dłoń w kierunku kota, który podał jej małą, do tej pory trzymaną w zębach fiolkę. Tam też kobieta ukryła świeżo zebrane wspomnienie. Dwoma machnięciami różdżki wymazała Crispinowi wszelkie wspomnienia dotyczące Kwatery Zakonu.
- Wyprowadź proszę naszego gościa, żebyśmy mogli swobodnie porozmawiać - jej głos pozostawał zimny gdy zajmowała jedno z wolnych krzeseł pozwalając Garrettowi zająć się Russelem.

|Na odpis macie 24 godziny.
Crispin ze względu na potraktowanie bardzo silnym zaklęciem zapomnienia, jesteś skołowany i podatny na sugestie, a w głowie kręci ci się na tyle mocno, byś miał problem z ustaniem na nogach. Ostatnią rzeczą jaką pamiętasz jest rzucenie zaklęcia w Samanthę.


Ja, światło w ciemności, iskra pośród bezkresnej nocy...

Bathilda Bagshot
Bathilda Bagshot
Zawód : historyk magii
Wiek : 136
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4085-o-bathilda-bagshot https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net
Re: Kuchnia [odnośnik]22.03.17 0:21
Z mieszaniną niezrozumienia i zafascynowania obserwował roztaczającą się przed oczami scenę - zakrwawionego Crispina o półprzytomnym spojrzeniu i Bathildę z dziwnym lodem w oczach, która wyrywała mu z odmętów umysłu wspomnienia o wszystkim tym, czego potrzebowali najbardziej. Milczał - jego słowa były wszak niepotrzebne i zaburzyłyby tylko dziwną, przeszywającą na wskroś przerażeniem harmonię zaistniałego zjawiska. To była wojna; coraz brutalniej docierała do niego świadomość, z kim walczyli i o co. Batalie i piętrzące się potyczki przestały stanowić kolejne wyświechtane frazesy - przeobrażały się w rzeczywistość i przysłaniały jasność widzenia.
Przez chwilę miał ochotę uderzyć go ponownie. Gdy dostrzegał tę dziwną matowość w spojrzeniu Russella, wzbierała się w nim niewysłowiona złość - nie znał jej źródła, być może było nim rozczarowanie, karykaturalnej wielkości niechęć, zwykła, rozwijająca pąki nienawiść: teraz wyzbywał się wątpliwości, nawet jeśli wzbudziła ją nagła chęć mężczyzny do zrekompensowania szkód. I zdrady. A mimo wszystko był żmiją: bawił się w aurora, łowcę czarnoksiężników, jednocześnie będąc jednym z nich.
Na koniec próbował go okłamać - udawać, że czyni wszystko, by wymierzać sprawiedliwość, a nie ratować skórę w chwili, gdy był skazany na porażkę.
- Zabiorę go do Tower - powiedział dziwnie szorstko, rozluźniając palce lewej dłoni do tej pory zaciśnięte w pięść; knykcie wciąż barwiły się lekko krwią zdrajcy. - Tam gdzie jego miejsce. - Choć być może bardziej wpasowałby się w scenografię celi w Azkabanie; zatonąłby w objęciach dementorów, skoro tylko i wyłącznie na ich pocałunki mógł jeszcze zasłużyć. - Odczekaj w salonie kwatery. Muffliato - wypowiedział inkantację po wskazaniu końcem różdżki Crispina, spoglądając na niego do momentu, gdy ten rzeczywiście wyszedł z pomieszczenia. Dopiero wtedy odwrócił spojrzenie w kierunku Bathildy - spoglądał na nią w ciszy, z szacunkiem. Chciał wiedzieć.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Kuchnia [odnośnik]22.03.17 0:21
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością


'k100' : 99
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]23.03.17 22:11
Bathilda czekała cierpliwie aż niepożądany gość opuścił pomieszczenie. Skinieniem głowy zareagowała na czar rzucony przez Garretta doceniając najwyraźniej przezorność aurora. Jej twarz wygładziła się nieco, a z oczu zniknął lód, gdy zostali w kuchni we dwójkę.
- Teraz odczytamy wspomnienia - machnęła różdżką, a po chwili do pomieszczenia wleciała kamienna misa z runami ozdabiającymi jej brzegi. Wypełniona była przezroczystym płynem, do którego Bathilda wlała wspomnienie Russela.
- To myślodsiewnia Albusa - wyjaśniła gestem zapraszając Garretta, by podszedł bliżej. - Znalazłam ją ukrytą w jednej z szaf. Wiesz, jak się z niej korzysta?
Profesor odsunęła się robiąc przy stole miejsce dla aurora, pozwalając mu pierwszemu zanurkować we wspomnienia człowieka, którego tu dzisiaj przyprowadził

|Na odpis masz 48 godzin.


Ja, światło w ciemności, iskra pośród bezkresnej nocy...

Bathilda Bagshot
Bathilda Bagshot
Zawód : historyk magii
Wiek : 136
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4085-o-bathilda-bagshot https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net
Re: Kuchnia [odnośnik]25.03.17 21:33
Wbijał wrogie spojrzenie w Russella, gdy ten posłusznie opuszczał pomieszczenie - nie żałował jednak przyprowadzenia go do kwatery, wierząc, że Bathilda, korzystając z nieosiągalnej dla niego wiedzy, zdoła w jakiś sposób odnaleźć wyjście z tego impasu. I nie mylił się; wkrótce w powietrzu wzniosła się misa zdobiona runami, których nie rozumiał i zaczęła zbliżać się w ich kierunku. Obserwował ją w milczeniu, a jedynie jego spojrzenie zadawało nieme pytania. Nie niecierpliwił się, będąc pewnym, że prędzej czy później i tak otrzyma na nie odpowiedzi: a jeśli tak się nie stanie, to z pewnością za jakąś przyczyną. Nie był pewien, dlaczego zdołał tak szybko zbudować zaufanie, jakim zaczął darzyć panią Bagshot - zazwyczaj tkanie pewności i wiary w czyjeś intencje zajmowało mu długie miesiące. Może wpływ miała mądrość nauczycielki, może jej potęga, może ciepło jej spojrzenia - a może to, że czuł się, jakby tylko ona zdołała zrozumieć katusze, jakie przebył w trakcie Próby. Rozumiała wagę cierpień i poświęceń, uznając je za niezbędne do osiągnięcia zwycięstwa; emanującymi doświadczeniem i dobrem słowami zachęciła go do tego, by oddał wszystko - i był jej za to wdzięczny.
- Zaimprowizuję - wysilił się na coś na kształt mało zabawnego żartu (choć jego twarz pozostała niewzruszona, wciąż naznaczona piętnem gniewu na Russella oraz zmęczeniem odbytą walką), bo mimo że nigdy dotąd nie korzystał z myślodsiewni, jej działanie nie było mu obce. Zbliżył się więc o krok i zanurzył twarz w misie, w pewien sposób lękając się tego, co w niej ujrzy, a jednocześnie niecierpliwiąc - łaknął wiedzy, nawet tej najstraszniejszej.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Kuchnia [odnośnik]27.03.17 13:28
Z Alanem to było proste. Przetransportował Craiga nieopodal kwatery, skąd dzięki czemu razem z Benem mogli go wnieść do środka; zaklęcie, które na kwadrans dodało sił Brendanowi, dawno przestało działać -  Weasley słaniał się na nogach, ale tę sprawę należało jak najszybciej doprowadzić do samego końca. Ściskał nogi Craiga, nie siląc się na delikatność, kiedy Benjamin podtrzymywał jego ramiona, przejmując większy ciężar - i wraz z nim przekroczyli próg kwatery Zakonu Feniksa. Wnosili żmiję do własnego gniazda, na szczęście nieprzytomną, skrępowaną i pozbawioną wspomnień, co czyniło ją pozornie niegroźną, przynajmniej w porównaniu do tego, jakiego go poznali. Nie był pozbawiony wątpliwości, nie mógł wiedzieć, jak zareaguje na to Bathilda, ani czy nie narażał na niebezpieczeństwo więcej osób, wierzył jednak, że zaklęcia ochronne nałożone na to miejsce były dość silne, by kwatera wciąż pozostała najbezpieczniejszym miejscem, jakie aktualnie istniało na mapie Londynu. Zasklepione, najpierw przez Bena, potem przez uzdrowiciela, rany, już nie bolały - ale stracił dziś wiele krwi, czego świadectwem pozostawała biała jak kreda skóra kontrastująca z płomiennym włosem. Był słaby, a po kolejnej teleportacji treść żołądka podchodziła mu do gardła i czuł się, jakby niewprawny czarodziej potraktował go confundusem. Dopiero u wejścia do kuchni, puścił nogi nieznajomego napastnika, potykając się o próg; obejrzał się przez ramię - Benjamin już sobie poradzi, on musiał odpocząć. Bathilda już tutaj była, Brendan wpierw się jej ukłonił.
- Pani Bagshot - po czym skinął Garrettowi, uważnie przyglądając się jego sylwetce; nie ufał zdrajcy, ale wszystko wskazywało na to, że kuzyn poradził sobie z nim doskonale. Bez słowa wyjął z kieszeni płaszcza maskę, kładąc ją pośrodku kuchennego stołu, lekko wspierając się dłonią o jego blat, przenosząc wzrok na Burke'a; przeszkodzili im, nie chciał im przerywać, ani wtrącać się w rytuał, który, był pewien, musiał mieć coś wspólnego z Russellem. Usunął się w bok, w milczeniu, porozumiewawczo oglądając się na Benjamina i podparł się o pobliską ścianę plecami, w towarzystwie Bathildy nie miał odwagi usiąść - budziła trudny do określenia respekt.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Kuchnia [odnośnik]27.03.17 19:53
Targanie bezwładnego ciała Craiga przez nieco błotnisty trawnik, rozpościerający się dookoła starej chaty, przysporzyło Benjaminowi sporo kłopotu, i chociaż Brendan pomagał jak mógł, czyniąc tę podróż nieco lżejszą, to i tak ciężkie buty Wrighta raz po raz potykały się o kretowiska i porzucone gałęzie. Dopiero, gdy wspięli się po trzeszczących schodach na ganek, brodacz odzyskał normalny oddech, odruchowo wykazując się niezwykłą kulturą: jeszcze przed przekroczeniem progu chatki otrzepał buty z błota i dopiero wtedy wmanewrował zarówno siebie, jak i nieprzytomnego mężczyznę, do środka, niezbyt troszcząc się o to, że pewnie mocno poobijał nieprzytomnego o kanty ścian i wysokie progi. Trudno, do rozkwaszonego nosa dołączy kilka siniaków - to i tak była niewygórowana kara za to, do czego ten parszywiec był zdolny.
Kiedy pomoc Brendana się skończyła, Wright dociągnął nieznajomego samodzielnie, co wychodziło mu zdecydowanie lepiej na twardym drewnie podłogi. Kierował się za Weasley'em, w stronę światła, przebijającego pod drzwiami kuchni, do której w końcu wkroczył, mało delikatnie opuszczając Craiga na podłogę. Upadł na płytki z cichym łoskotem i Ben upewnił się, że ten dalej pozostaje nieprzytomny i skuty, po czym podniósł wzrok na Garretta i Bathildę.
- Brywieczór - rzucił na jednym wydechu, nieco zmęczony, niedawna Próba wyprała go z sił i poobijała, ale starał się prezentować nienagannie, kiwając z szacunkiem głową pani profesor i łapiąc spojrzenie starszego z Weasleyów. Nie widzieli się od dawna i Wright poczuł nieprzyjemne pieczenie w dole gardła - wstyd? smutek? wyrzuty sumienia? a może wywołana wysiłkiem zgaga? - które zlikwidował jednak odkaszlnięciem. Widocznie wszystko było pod kontrolą, widocznie Crispin nie sprawiał dalszych kłopotów, widocznie w czymś przeszkodzili, więc Benjamin zacisnął usta, zanim zdołał wyrzucić z nich powody tego wieczornego najścia oraz wytłumaczenie całej sytuacji i pochodzenia nieprzytomnego człowieka. Jeśli Bathilda zechce odpowiedzi, na pewno zapyta; na razie zamierzał posłusznie czekać na reakcję kobiety, nie spuszczając jednocześnie z oka nieprzytomnego Burke'a, co nadawało oczom Benjamina nieco rozbieganego wyglądu.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Kuchnia [odnośnik]21.04.17 2:55
Kiedy twarz Garretta zetknęła się z chłodną cieczą, myślodsiewnia wciągnęła go do świata wizji i wspomnień. Stał przy długim stole w nieznanej mu, ciemnej komnacie. Twarze siedzących na krzesłach ludzi skierowane były w stronę odzianej w czarne szaty postaci. Weasley nie potrafił dostrzec jej twarzy ani sylwetki, cały czas rozmywała się, jakby była za mgłą. Po minach znajdujących się przy stole czarodziejów łatwo jednak było wywnioskować, że to właśnie ta osoba, zajmująca miejsce u szczytu stołu, była najważniejsza. Chociaż wszystko trwało ledwie kilka sekund, Garrett czuł napięcie i zdenerwowanie, a także strach przed czymś, co miało nadejść. Wspomnienie Crispina przesiąkało wręcz tymi emocjami sprawiając, że każda sekunda dłużyła się niezmiernie. Martwą ciszę panującą w pomieszczeniu przerwał pełen złości syczący głos, który powinien zaalarmować doświadczonego aurora. Nawet gdyby jednak spróbował, nie zdążyłby wyjąć różdżki, by obronić się przed natychmiast rzuconym zaklęciem. Czar jednak nie skierowany był w niego. Jedna z osób siedzących przy stole wyleciała nagle ze swojego krzesła. Twarz czarodzieja nie był Garrettowi obca. Człowiekiem, który wyrzucony został magią niczym szmaciana lalka, był Samael Avery.
- Niech nikt nie waży się odwrócić wzroku - syczące słowa ciągle wybrzmiewały w pomieszczeniu, kiedy nagle wszystko poza torturowanym czarodziejem traciło na ostrości. We wspomnieniu Crispina dokładnie zachowała się tylko ta scena i Garrett obserwować mógł ją bardzo wyraźnie. Avery został najpierw oskórowany przy pomocy jednego zaklęcia rzuconego przez niewyraźną postać. Jego kość udowa pękła z głuchym trzaskiem, oko dosłownie eksplodowało, a zanim jeszcze resztki gałki ocznej zdążyły opuścić oczodół, ciałem Samaela wstrząsną spazm, gdy trafił w niego cruciatus. Gdyby nie to, że obserwował jedynie wspomnienie, sinica Garretta z pewnością odezwałaby się potwierdzając jedynie ogrom czarnej magii, jaka wypełniła pomieszczenie. Szczególnie, gdy po jednym zaklęciu niewybaczalnym przyszło kolejne. Imperius. Wtedy wizja zaczęła się rozmywać. Zanim jednak znikła całkowicie, Weasley uchwycił inny fragment wspomnienia. Wchodzącego do środka, spóźnionego mężczyznę - Percivala Notta. Po chwili Garrett ponownie stał w kuchni Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Ciągle czuł zapach krwi, który tak wyraźnie unosił się w ciemnej komnacie, do której zabrało go wspomnienie Russella. W jego głowie kołatały się twarze, które zapamiętał spośród siedzących przy stole ludzi.* Bathilda stała tuż obok przyglądając mu się uważnie. Zanim jednak zdążyła się odezwać, do kuchni wkroczyli Brendan i Benjamin niosący ze sobą bezwładne ciało.
- Robi nam się tu nieco ciasno - Bathilda uśmiechnęła się do przybyłych Zakonników kładąc jednocześnie rękę na ramieniu Garretta jakby próbowała dodać mu sił po tym, co mógł zobaczyć w myślodsiewni. - Benjaminie, zanieś proszę te zwłoki do salonu. Znajdziesz tam pana Russela, ale gwarantuję, że jest on zupełnie niegroźny, a my będziemy mogli spokojnie porozmawiać - w jej dłoni pojawiła się gruba lina - i upewnij się, proszę, żeby nam nie uciekł przed czasem.
Profesor Bagshot machnęła różdżką zmuszając kuchenne naczynia do zaparzenia herbaty.
- Usiądź - zwróciła się do Brendana miłym, choć nieznoszącym sprzeciwu głosem. - Napij się, odpocznij.
- Udało nam się z Garrettem wydobyć wspomnienie od Crispina Russella - Bathilda wyjaśniła, gdy wszyscy byli już w kuchni, z filiżankami w dłoniach, a biały kot zaczął łasić się do Brendana. - Myślę, że wszyscy powinniśmy usłyszeć, co tam zobaczyłeś, mój drogi - zwróciła się do starszego z aurorów, - ale najpierw może wy opowiedzcie, czego udało się wam dowiedzieć - krótkim, zachęcającym skinieniem głowy oddała głos dwójce przybyłych niedawno Gwardzistów.
Sama wzięła do ręki położoną na stole maskę i przyjrzała się jej uważnie.

|Na odpis macie 48 godzin

* Lista twarzy, które zapamiętał Garrett znajduje się poniżej. Tutaj link do zajmowanych przez wszystkich miejsc. Nie ma zaznaczonego spóźnionego Percivala, którego Garrett nie widzi siadającego przy stole. Twarzy Giovanny nie pamięta, wie jednak, że była tam jeszcze jedna postać zajmująca miejsce podpisane na rysunku jej nazwiskiem.
Samael Avery, Lorne Bulstrode, Arthur Slughorn, Nicholas Nott, Cassius Nott, Ramsey Mulciber, Samantha Weasley, Vitalij Karkarow, Morgoth Yaxley, Perseus Avery, Deirdre Tsaggairt, Tristan Rosier, Douglas Jones, Percival Nott.
Link do rzutu kością.
Po uwzględnieniu biegłości spostrzegawczości, wynik, od którego Garrett zapamiętał twarze wynosił od 10 w górę. Postaci nieaktywne i martwe nie brały udziału w losowaniu.
Bathilda Bagshot
Bathilda Bagshot
Zawód : historyk magii
Wiek : 136
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4085-o-bathilda-bagshot https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net
Re: Kuchnia [odnośnik]21.04.17 17:51
Obecność Bathildy działała na Benjamina jednocześnie uspokajająco i odrobinę pesząco, jakby cofnął się w czasie i znów był niesfornym uczniakiem, szukającym w profesorach oparcia i pewnego wzoru dorosłości, przed którą uciekał, a którą obecnie zaakceptował, przyjmując z wstydliwym zrozumieniem młodzieńcze błędy. Znajdowali się jednak w trudnej, nieco chaotycznej sytuacji i Wright już dawno pogrzebał narcystyczne zapędy, które powinny mącić mu w głowie wyrzutami sumienia: liczyło się działanie, akcja, wysłuchanie wskazówek. Kiwnął szybko głową na sugestię pani Bagshot, odebrał od niej linę, po czym ponownie pochylił się nad nieznanym mężczyzną. Złapał go za nogi i mało delikatnie przeciągnął do salonu, zwalniając kroku jedynie przy progu drzwi - nie obchodziły go kłębki kociej sierści zaplątanej w fryzurę nieprzytomnego, ale nie chciał uszkodzić mu głowy, mogącej skrywać istotne informacje - a gdy już go przekroczył, ponownie pozwolił mężczyźnie na odpoczywanie na twardej podłodze. Upewnił się raz jeszcze, że wycieńczony rozszczepieniem i ciosem nie zamierza nagle powrócić do świata przytomnych, po czym mocno związał go otrzymanym od Bathildy sznurem. Podniósł się z podłogi, omiótł Crispina krótkim acz uważnym spojrzeniem - ufał Bagshot, skoro mówiła, że nie stanowi on niebezpieczeństwa, nie zamierzał jego także zapobiegawczo posyłać w czarną otchłań - i ruszył z powrotem w kierunku drzwi prowadzących do kuchni. Zamknął je za sobą cicho a potem ciężko zasiadł przy stole obok Brendana, przesuwając wzrokiem od Bathildy do bladego Garretta. Co widział we wspomnieniach Russella? Czy on mógł zostać ranny? Pozornie wszystko wydawało się na miejscu i Wright poskromił niedorzeczną nadopiekuńczość, ściskając w palcach ozdrobną filiżankę herbaty, wyglądającą w perspektywie jego dużych, zgrubiałych dłoni, jak wyjęta z zabawkowej zastawy.
- Nie dowiedzieliśmy się praktycznie nic, pani profesor - odpowiedział cicho jako pierwszy, odruchowo zerkając w stronę drzwi, jakby mógł odebrać przez nie niewerbalne sekrety, tkwiące w obolałej czaszce czarnoksiężnika. - Daliśmy mu szansę odpowiedzi na nasze pytania i rozpoczęcia rozmowy, na jaką podobno tak silnie nalegał, ale tylko buntowniczo bełkotał i sugerował niemiłe konsekwencje podniesienia na niego ręki - streścił mniej niż owocną rozmowę z mężczyzną wyraźnie niezadowolonym tonem. - Nie wydawał się gotowy do jakiejkolwiek współpracy a Nokturn nie jest dobrym miejscem dla przetrzymywania człowieka tego typu, dlatego postanowiliśmy zabrać go tutaj - wytłumaczył nieco kulawo, upijając łyk herbaty. Dopiero ciepło aromatycznego napoju uzmysłowiło mu jak bardzo wycieńczyły go te chwile stresu i wysiłku fizycznego, nadwyrężającego świeże rany.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Kuchnia [odnośnik]22.04.17 20:22
Nawet, kiedy Bathilda Bagshot zaprosiła go do stołu, miał opory, by usiąść w jej obecności - dopiero, kiedy na stole pojawiły się filiżanki wypełnione herbatą pojął, że niegrzecznie byłoby dalej oponować - podszedł więc do jednego z wolnych krzeseł, nie bez ulgi przysiadając przy stole. Alan zasklepił jego rany, ale wciąż był słaby - stracił tego dnia naprawdę dużo krwi. Skinął krótko głową, w podziękowaniu, nim otulił dłońmi ciepłe naczynie. Z lekką obawą spojrzał w dół, kiedy zaczął się do niego łasić kot Bathildy - nigdy nie mógł zrozumieć, co w nim takiego było, ale to zwierzę go przerażało - bezwiednie rozchylił rozciętą, zabliźnioną dłoń, z którą nieodłącznie - i już na zawsze - miał mu się kojarzyć smak gorzkiej herbaty. Więc jednak - całe to zdarzenie miało mieć pozytywny finał; jeden z pojmanych okazał się kopalnią informacji. Żałował - że nie mogli powiedzieć tego samego. Powiódł wzrokiem za Benjaminem, równie mocno zły na samego siebie, że nie był w stanie mu pomóc. Siedzieć w miejscu - nie lubił, jak żaden spośród zgromadzonych tutaj gwardzistów. Nie wtrącał się w słowa Benjamina, wsłuchując się w jego relację; wierzył, że wszystko, co wydarzyło się wcześniej, Garrett już wyznał starszej czarownicy. I po raz kolejny zamyślił się nad faktem jego buńczuczności, która skądś musiała wynikać; musiał mieć bardzo potężną protekcję. Pytanie tylko  - czyją? Mówienie wymagało siły, a on jej nie miał, więc kiedy Benjamin zamilkł, Brendan jedynie wysunął z kieszeni szaty tajemniczą maskę. Tajemniczą, dziwnie zdobioną, wykonaną z dziwnego kruszcu, maskę, zza której ich więzień nie miał okazji pokazać twarzy. Przerażającej maski.
- Nosił to na twarzy, pani Bagshot - Być może to nic nie znaczy - być może - ale to jedyna poszlaka, jaką mieli i jedyna, jaką udało im się odnaleźć. Był aurorem, dobrze wiedział, że ominięcie nawet pozornie najmniej interesującego śladu, mogło zaważyć o powodzeniu. Przesunął maskę po stole - w jej kierunku - tylko ona jeszcze jej nie widziała. Chwilę później przeniósł zmęczone spojrzenie na Garretta, ciekaw jego wyjaśnień.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Kuchnia [odnośnik]19.05.17 3:21
Ujrzał wiele - więcej niż był w stanie objąć umysłem i mniej, niż chciałby dostrzec. Przerwał chłodną taflę płynu skórą własnej twarzy i zaraz otuliła go ciemność; z mroku wymykały się kolejne postacie, kolejne smugi - jak pędzel na płótnie artysty - ostrymi pociągnięciami odznaczały rysy ich twarzy. Nieznajomi zgromadzeni przy stole gubili się w czerni; i wtedy rozbrzmiał głos najpotężniejszego z nich, choć Garrett nie mógł dostrzec jego twarzy: rozmywała się, ciemniała, uciekała przed jego spojrzeniem. Podszedł o krok, by przyjrzeć się uważniej, ale wtedy postać wisząca nad stołem została trafiona pierwszym zaklęciem - zawyła żałośnie niczym rozrywana na strzępy zwierzyna. Nie rozumiał: w ostatniej chwili zapamiętał jednak jego twarz, zanim spłynęła krwią i zagubiła się w odmętach nieskończonych cierpień. Odczuwał mdłości nawet wtedy, gdy odwracał wzrok - wbrew słowom tego, któremu najprawdopodobniej nie wolno było się sprzeciwiać - i mknął nim pomiędzy kolejnymi zgromadzonymi przy stole, zapamiętując ich usadzenie i nazwiska. Jęki nie ustępowały, dobiegał go dźwięk łamanej kości i byłby zareagował, gdyby nie fakt, że przecież tonął w nieswoim wspomnieniu i nie mógł nikomu pomóc. Nawet jeśli nauczył się darzyć konającego Samaela Avery'ego bezgraniczną pogardą, nikt nie zasłużył na takie cierpienie; a jednak żadna z osób zgromadzonych przy stole nawet nie drgnęła, choć na ich twarzach malowało się nieudolnie skrywane przerażenie. Rosier, Avery, Nott, Samantha... obecność ich wszystkich jednocześnie napawała go obrzydzeniem i nie dziwiła w żadnym stopniu, nie skupiał się na analizie tego, co widzi, a na zapamiętywaniu szczegółów. I choć wciąż mimowolnie wsłuchiwał się w trzaski pędzących zaklęć i nie mógł wygłuszyć wszelkich doznań towarzyszących zbliżającej się śmierci, starał się uczynić jedno: spamiętać jak najwięcej nazwisk i twarzy.
Gdy nagle z siłą wyrwał się ze wspomnienia, odczuwał zagubienie - i echo obrzydzenia, które wciąż zaciskało mu gardło i zmuszało do konwulsji, przed którymi powstrzymywał się każdą drobiną ciała. Oddychał ciężko, nie unosił spojrzenia, zamknął jedynie oczy; oparł się obiema dłońmi wyprostowanych rąk o blat stołu i utrwalał w pamięci wszystko, co ujrzał. Poczuł na ramieniu dotyk kobiecej dłoni i niemalże drgnął ze strachu, gdy dotarł do niego ten niespodziewany impuls. Rozwarł powieki, ale wzrok wbił w ciągnący się przed nim, ciemny stół. Tocząca się rozmowa zdawała się odbywać gdzieś daleko; zignorował maskę, wyłącznie połowicznie rozumiał słowa padające z ust pozostałych i przez chwilę jeszcze gubił się w tym, czego świadkiem był przed upływem kilku minut. Nie mógł zapomnieć - utrwalał więc wszystko co ujrzał, co usłyszał, co odczuł. Także pragnienie opróżnienia żołądka.
- Było ich wielu - zaczął, nie patrząc ani na towarzyszy, ani na Bathildę; zawiesił spojrzenie w przestrzeni, choć mimiką twarzy nie zdradzał niczego. Jedynie jego oczy zdawały się jednocześnie buchać płomieniem i matowieć; odczuwał zbyt wiele, by zamknąć to w prostych ramach półsłówek. - Zgromadzili się przy stole w ciemnym pomieszczeniu, choć nie byli sobie równi - ktoś zdawał się najpotężniejszy, być może im przewodził, bo nikt nie sprzeciwiał się podejmowanym przez niego decyzjom. Miał męski głos, który nie należał do starca. - Dopiero teraz nieznacznie zmrużył oczy, odrywając spojrzenie od ściany - zwrócił uwagę na innych, począwszy od swojego kuzyna. - Nie widziałem jego oblicza. Rozkazał innym - powiedział, że nie mogą odwrócić spojrzenia, kiedy torturował lewitującego nad stołem mężczyznę. Samaela Avery'ego. Używał najgorszych klątw... cholera, Bren, był podręcznikowym przykładem czarnoksiężnika z aurorskich kursów. Był potężny. - Spojrzał na Bathildę, wierząc, że zdoła jakoś im pomóc, naprowadzić ich na trop, wskazać, kim był nieznajomy - ale jego opisy nie były dokładnie, nie były wylewne, przeklinał się w myśli za to, że nie zdołał dostrzec niczego więcej. - Przy stole nikt nie drgnął. Nicholas, Cassius, Percival Nott. Ramsey Mulciber. Tristan Rosier. Ten szukający, Jones. Samantha Weasley. Perseus Avery. - Ostatniego nazwiska nie wypowiedział zwykłym tonem - wywarczał je, wysyczał, niemalże wypluł, a pogarda w jego spojrzeniu błysnęła potężnym światłem. - Było tam jeszcze czterech innych mężczyzn, nie jestem pewien ich nazwisk, ale co najmniej trzech z nich kojarzę z arystokratycznych salonów. Wiązałbym ich raczej z konserwatywnymi rodami. Ciemnowłosa kobieta o azjatyckich rysach twarzy. I... ktoś jeszcze, nie mam pojęcia, kto. Wszyscy siedzieli bez ruchu, w milczeniu obserwowali, jak z Avery'ego żywcem zdzierana była skóra, jak pękały mu kości, wybuchała gałka oczna, jak jego ciałem wstrząsał najgorszy ból wywoływany Cruciatusem. Słuchali, jak jęczał, jak łkał, krztusił się krwią, pętany cierpieniem, którego nikt z nas nie potrafi sobie nawet wyobrazić. - Jego głos był dziwnie spokojny, paskudnie kontrastował ze znaczeniem słów, które wypadały mu z ust. Garrett wyprostował się, odsunął o krok, jeszcze raz spojrzał na pozostałych - a w jego oczach jawiła się już tylko powaga. Może strach: byłby głupcem, gdyby nie zląkł się tego, co zobaczył. - To może być poważniejsze niż kiedykolwiek się tego spodziewaliśmy - dodał w końcu - ale nie obniżył głosu, zamiast tego dodał mu siły. - Ludzie, których widziałem, nie gną łatwo karku. A jednak emanowali służebnością. Strachem. Kimkolwiek on jest, komukolwiek służą, nie możemy go dłużej lekceważyć. - Po raz ostatni spojrzał więc na Bathildę, której wszyscy bezbrzeżnie ufali, a jego oczy zadały nieme pytanie: co teraz?


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Kuchnia [odnośnik]28.05.17 15:39
Nie była zaskoczona słowami Gwardzisty. Mężczyzna, którego przyprowadzili, a raczej przywlekli za sobą nawet w tej słabej formie nie wyglądał na kogoś, kto rozumiał sens dialogu, nie wspominając już o owocnych negocjacjach. Pokiwała delikatnie głową do Benjamina, dziękując mu w ten sposób za relację.
— Może, gdy się przebudzi będzie bardziej skory do rozmów.— Teraz nie trzeba było sobie zaprzątać nim głowy. — Trudny przeciwnik wymaga odpowiedniego podejścia, cierpliwości, mój drogi.
Przeniosła spojrzenie na wciąż słabego Brendana, lecz maska, którą trzymała w pomarszczonych, naznaczonych czasem dłoniach nic jej nie mówiła.  
— Zatrzymam ją i zbadam dokładnie. Wierzę, że pomoże nam odpowiedzieć na pytanie z kim, a może czym mamy do czynienia.
Kiedy auror relacjonował, co ujrzał w myślodsiewni Albusa, biały kot Bathildy przemknął pomiędzy nogami Zakonników niczym przez tor przeszkód, ocierając się o łydki każdego z nich, a następnie wskoczył na blat i usiadł, otulając się puchatym ogonem. Kobieta przeniosła na niego wzrok i pogłaskała go po łebku, wyraźnie smutniejąc. Na jej twarzy pojawił się cień obawy.
— Nie mniej zła i niebezpieczna od tyranii Grindelwalda trzecia siła.— wspomniała cicho ostrzeżenie Albusa, komentując w ten sposób wypowiedziane przez Garretta słowa na temat dziwnego spotkania. Zwróciła się ponownie twarzą w stronę Gwardzistów i uśmiechnęła blado.— Odpocznijcie teraz, straciliście wiele sił, a przyszłość będzie wymagać od was pełnej gotowości. Ostrzeżcie innych przed możliwym niebezpieczeństwem, a gdy zregenerujecie się, spróbujcie porozmawiać z naszymi gośćmi. Może będą mieć więcej do powiedzenia.
Obdarzyła obecnych zatroskanym, czułym uśmiechem i opuściła kuchnię, trzymając w dłoni tajemniczą maskę, a kot, który uprzednio zmierzył ich uważnym spojrzeniem ruszył za nią.

| zt dla Bathildy Bagshot. Na odpis macie 48 h. Możecie dalej prowadzić swobodny wątek w tym miejscu lub zakończyć grę.
Bathilda Bagshot
Bathilda Bagshot
Zawód : historyk magii
Wiek : 136
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4085-o-bathilda-bagshot https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net
Re: Kuchnia [odnośnik]28.05.17 21:24
Przyglądał się śmiertelnie bladej twarzy Garretta w milczeniu, z uwagą, zapominając momentalnie o tym, że widzą się po raz pierwszy od czasu jego powrotu. Wyobrażał to sobie inaczej, momentami planując solenne wytłumaczenie, rzeczowe przeprosiny i wręcz żenujące monologi, zawierające w sobie więcej bolesnych przerw, zająknięć i odkaszlnięć, niż sensu, lecz teraz, w scenografii przytulnej kuchni, niepasującej w ogóle do powagi dziejącego się dramatu, zrozumiał, że nie było to potrzebne. Nie było ważne. Nie było istotne. Potknął się, wyrżnął boleśnie o ziemię, skrzywdził innych, ale przecież wrócił, starając się odkupić swoje winy. Jeden trybik w prężnie działającej maszynie, jeden organizm, gotowy poświęcić wszystko dla ochrony słabszych, dla idei, rozpalającej ich serca mocnym światłem. Wylewanie gorzkich żali byłoby oznaką egoizmu: musiał nieść ciężar swych pomyłek samotnie, godząc się na nadszarpnięte zaufanie. Mieli przed sobą długą i trudną drogę i to na niej się skupiał, z rosnącym niepokojem słuchając kolejnych słów Weasleya. Układających się w przerażający obraz, obraz spotkania z kimś potężnym, okrutnym, otaczającym się  równie plugawymi poplecznikami. W jego głowie od razu pojawiły się setki pytań; o trzecią siłę, o powód zdrady Russella - nie obawiał się tej samej kary, która spotykała torturowanego nieszczęśnika? - o dalsze szczegóły, wyłaniające się z opowieści Garretta. Zaciskał jednak usta, w pierwszej chwili nie dowierzając w to, co usłyszał. Mulciber, Avery, Rosier; krew zawrzała w nim natychmiast, szczęki napięły się aż promieniujący od żuchwy ból na chwilę zaćmił czyste spojrzenie. Pierdolona szuja; mógł się tego spodziewać, powinien się tego spodziewać - dlaczego nie przewidział tego wcześniej? Zrobiło mu się mdło - czy Harriett wiedziała? Czy Tristan z premedytacją deptał wszystko, co dla niego drogie? Zęby zazgrzytały o siebie i Wright przestał oddychać, jakby nienawiść zacisnęła płuca w supeł; słuchał jednak dalej a następne, ociekające krwią i potwornym okrucieństwem szczegóły, uderzały go prosto w serce. Siedział sztywno, spetryfikowany opowieścią, starając się pojąć przerażający sens spotkania tych ludzi, kierowanych przez potężnego i bezwzględnego czarnoksiężnika. Detale tortur jeszcze wybrzmiewały w ciepłym powietrzu kuchni - dopiero wtedy, po nagłym szoku wywołanym cierpieniem Samaela, Benjamin pojął, że coś jest nie tak.
Że coś przegapił. Że jakiś żałośnie piskliwy ton w tyle głowy dobija się do głosu, że coś rozpada się w środku na drobne kawałki, że ściśnięte płuca w końcu się rozkurczają, ale tylko dlatego, że jedno z żeber powoli przebijało się przez tkankę, zalewając oskrzela gorącą krwią.
Cassius i Nicholas, to jasne. Oczywiste. Przyjaciele całej oślizgłej elity. Cassius i Nicholas Nott, przeklęta rodzina szalonych arystokratów, popieprzonych na równi z Rosierem. Cassius i Nicholas, nie Percival - Percival był skończonym kretynem, ale nie aż takim. Percival śmiał się w głos z jego żartów, patrzył mu poważnie w oczy, ściskał jego dłoń w swojej - poznaczonej odciskami, obciążonej rodzinnym sygnetem, lśniącym przypomnieniem o prawdziwie, którą Benjamin ignorował przez te wszystkie lata. Percival nie mógłby tego zrobić, nie sobie, nie jemu i, co wybrzmiewało najmocniej, nie Inarze. Wright pokręcił nieprzytomnie głową, prosta reakcja na niezgodę, na niedowierzanie całej tej opowieści, chociaż tylko on wiedział, która jej część dotknęła go najmocniej, paląc od środka żywym ogniem.
Musiał jednak uwierzyć. Zrozumieć, pojąć, przyswoić, że ktoś, kogo kochał, stał teraz po drugiej stronie przepaści, w którą bezrefleksyjnie wpychał kolejne osoby, słabszych, potrzebujących pomocy, nieczystych bez rodowodu; takich jak on sam. Musiał pogodzić się z tym, że tak naprawdę go nie znał - nigdy.
I wtedy, gdy myślał, że nie zdoła być mu bardziej niedobrze, żółć podchodząca do gardła nabrała intensywnie gorzkiego posmaku, wzbogacana obrazami okrutnych tortur. Okrutnych i potężnych; nie wyobrażał sobie agonii wspomnianego Samaela, on to widział: widział oczami Percivala, siedzącego przy stole zalewanym gorącą krwią, słuchającego nieludzkich wrzasków i jęków. Czy się bał? Czy czuł odrazę? Czy też, najprawdopodobniej, spoglądał na to wszystko z strachliwą fascynacją, pragnieniem, by posmakować takiej potęgi, by stać się tak samo bezwzględnym i silnym? Kumulacja bodźców, tak fizyczne umieszczenie Notta w tamtym konkretnym miejscu sprawiło, że zacisnął pięści jeszcze mocniej, dopiero po głośnym trzasku orientując się, że kubek ciepłej herbaty, trzymany w dłoni, zamienił się w kilka sporawych odłamków, a letnia ciecz spłynęła po koszuli i spodniach. Zerknął odruchowo w dół, rad, że ma powód, by uciec spojrzeniem przerażonych oczu, ale w sekundę później, widząc swoje otulone bandażami przedramiona, poranione i rozryte aż do żył - Nie oczekuję, że zrozumiesz. Po prostu odpuść, Wright -  wiedział już, że nie wytrzyma. Że nie da rady powstrzymać emocjonalnych mdłości, parzących go w gardło, dławiących, odbierających dech. Zerwał się chwiejnie z taboretu, przyciskając wierzch dłoni do ust i, rozdeptując resztki kubka, ruszył w kierunku tylnych drzwi kuchni, wypadając na zewnątrz. Prawie potknął się o pierwszy schodek, prowadzący do ogrodu; cudem złapał równowagę, gnąc się w pół dopiero po kilku niestabilnych krokach, wyrzucając z siebie podlaną krwią żółć.
Mógł zostać tutaj, w cichym ogrodzie, w łagodnej nocnej poświacie, opłakując kogoś, kto był mu najdroższy; mógł łamać sobie palce, naiwnie sądząc, że wściekłe uderzenie pięścią w pień drzewa pozwoli mu łatwiej pogodzić się z nienawiścią do kogoś, kto uważał za bliskiego przyjaciela. Mógł ponownie wpełznąć do lepkiego kokonu żałoby, ale...nie chciał. Owszem, czuł ból, dławiący go na równi z wymiocinami, lecz stał - już, w końcu - ponad tym, co chwiało uczuciami. Potrafił sobie z nimi poradzić; dorósł, miał przed sobą najważniejszy cel, pomagający mu odsunąć na bok rozedrgane wspomnienia i zalewający go falami wściekłości i rozpaczy żal. Wyprostował się, otarł usta - odnajdując nawet niewielką pociechę w tym, że pozbył się brody, utrudniającej doprowadzenie się do względnego porządku - i wziął głęboki, uspokajający wdech. I chociaż ciągle drżały mu dłonie i odrobinę kręciło mu się w głowie - napięcie, stres i dźwiganie czarnoksiężnika nie wpływały dobrze na świeżo zagojone rany - wracał do kuchni, starając się nie zatoczyć przy zatrzaskiwaniu za sobą drzwi wejściowych.
- Dyskutanta wrzucamy do piwnicy? Na strych? Co z Russelem? - spytał od progu ochrypłym, ale stanowczym tonem, przystając pomiędzy Brendanem a Garrettem. Zerknął kontrolnie przez drzwi, prowadzące do salonu. - Zostanę tu do jutra, wolałbym nie trzymać tych gnojków bez nadzoru - zaproponował, wyciągając z kieszeni mokrych spodni różdżkę, by sprzątnąć resztki stłuczonego kubka.
Nie kłopotał się składaniem go na nowo w całość. Pewnych rzeczy nie dało się już naprawić.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Kuchnia [odnośnik]29.05.17 4:44
Gdy skończył mówić, zdawało mu się, że zapadła chwila ciszy - tragiczna w swojej pustce i wymowna w milczeniu. Wszyscy z nich wiedzieli, co to oznacza; najpewniej też wszyscy równie dobrze zdawali sobie sprawę z wiszącego nad nimi zagrożenia - i ciężaru, który spoczął im na barkach. Garrett wysłuchał w bezruchu słów Bathildy, decydując się raz, ledwo zauważalnie skinąć głową; nieświadomie znów marszczył brwi, próbując segregować fakty.
W pierwszej chwili, wciąż milcząc, wcale nie skupiał się na opuszczającej kwaterę pani profesor - zamiast tego wbił spojrzenie w biel jej kota, który już zawsze nieodłącznie miał kojarzyć mu się z Próbą. Z krwią, którą wylał, plamiąc dywan rubinem. I z kocim spojrzeniem mówiącym o wiele więcej, niż zwykły zwierzak powinien móc przekazać.
W ciszy odnalazł ukojenie - bo nie odzywał się także wtedy, gdy Benjamin śladem Bathildy zdecydował się ich opuścić; gdy padały nazwiska, twarz Wrighta uległa zmianie - oczy gasły, matowiejąc, by zaraz znów rozżarzyć się ogniem nieposkromionej Szatańskiej Pożogi. W kącikach ust zatańczyły mu cienie; Garrett pozostawał jednak wciąż zbyt oszołomiony, by zdecydować się na jakąkolwiek reakcję. Na roztrzaskanych fragmentach kubka zbierały się krople cieczy, dziwnie zakrzywiając padające światło; wszystko, nawet to, zdawało się dziwnie statyczne. Ciche. Spokojne. Po raz kolejny uniósł wzrok, napotykając nim oblicze Brendana - kuzyn podzielał jego zmęczenie, które w przypadku Brena napiętnowane było w dodatku fizycznością: jego skóra, mieniąc się barwami, których przybrać nie powinna, niemo opowiadała historię niedawnego starcia.
Być może powinien coś powiedzieć - a nawet pragnął to uczynić - ale to milczenie już całkiem zalęgło mu w gardle, a żadne słowo nie wydawało się odpowiednie. Zgadywał, że żaden poeta nie zdołałby w ramie krótkiego wiersza zamknąć wszystkiego tego, co czuli; żaden nie streściłby tego, co chcieli powiedzieć i nie potrafiłby zwięźle zdefiniować strachu, który najpewniej zaciskał się na ich szyjach pętlą. Benjamin wciąż nie wracał, a Garrett, stojąc ramię w ramię z Brendanem, który zdawał się tkwić tam ostatkiem sił, nieprzerwanie szukał odpowiednich słów - i minęły dłużące się sekundy, zanim w pełni pojął, że nie zdoła znaleźć żadnego z nich. Jak się czujesz, bracie, czy wszystko w porządku; potrzebujesz wypoczynku; potrzebujesz pomocy - nie znosił oczywistości, nie czuł potrzeby wyrażania ich na głos, więc wszystko to zamknął w prostym geście. Nie ruszając się z miejsca i znów lokując wzrok gdzieś w okolicach stołu, uniósł jedną dłoń - i położył ją na ramieniu Brendana w geście zrozumienia, wsparcia. W geście jedności, jaką zawsze stanowili.
Nie zabrał ręki także wtedy, gdy Benjamin powrócił do pomieszczenia - uniósł tylko głowę i odnalazł go spojrzeniem, bez słowa analizując zmiany, jakie zachodziły w jego mimice. Nie czekał na wyjaśnienia, nie naciskał też, żeby je usłyszeć - a choć wciąż nie zapomniał, że Ben miał się z czego tłumaczyć, odłożył to na później.
- Proponuję skuć obu w piwnicy - odezwał się po raz pierwszy i miał wrażenie, że nie uda mu się przepchnąć tych słów - zdołały jednak spłynąć z jego ust zaskakująco szybko, zaskakująco gładko, zaskakująco obojętnie. - Albo na tyle blisko, żeby mogli się pozabijać, albo na tyle daleko, żebyśmy wciąż mogli ich obu przesłuchać. - Spojrzał na Brena, i jemu chcąc odruchowo wydać polecenie wypoczęcia: wstrzymał się jednak, Brendan sam dobrze wiedział, co było dla niego teraz najlepsze - dla niego i dla Zakonu. Potrzebowali go całego i zdrowego. Dopiero wtedy zabrał dłoń z ramienia kuzyna, znów zbierając myśli - a te od momentu, w którym wynurzył się z myślodsiewni, pozostawały chaotyczne, namolne, rozbiegane. Teraz nie miał czasu rozkładać na czynniki pierwsze ujrzanej sceny tortur, ale był pewien jednego: gdy tylko zaciśnie powieki, chcąc przywołać sen, ten obraz nawiedzi go ponownie.
W końcu Ben znów zabrał głos - słuchając padających słów, Garrett raz jeszcze zawiesił na nim spojrzenie, którego nie odwrócił na długo po tym, jak Wright przestał mówić.
- Wymienię cię za parę godzin - skwitował tonem, który wskazywał na to, że decyzja już została podjęta; nie ryzykował rzuceniem propozycji, bo odmowa nie wchodziła w grę. Najchętniej pozostałby na straży już teraz; Benjamin nie wydawał się być w stanie zająć się sobą, a co dopiero dwoma więźniami, ale kwestionowanie zdolności innych na podstawie ich stanu psychicznego było ostatnim, czego w tej chwili potrzebowali.
To uczucie kwitło w nim już od dawna, ale dopiero teraz w pełni zrozumiał, że był to początek końca.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 11 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Kuchnia [odnośnik]29.05.17 23:55
Upiorna opowieść malowała się przed jego oczyma straszliwą mroczną farbą, widział ciemne pomieszczenie i zgromadzonych w nim arystokratów, nazwiska go nie dziwiły, ale przedstawione okrutności: już tak. Zanurzył dłonie we włosach, masując skronie, z niedowierzaniem kręcąc głową - niespodziewanie objawiła się przed nimi siła znacznie potężniejsza, niż się spodziewali i znacznie potężniejsza, niż mogli wcześniej podejrzewać. Słowa Garretta, był potężny, echem odbiły się w jego głowie, przesiąkając grozą, wstrętem i niepewnością - tego, co przynieść mogła przyszłość. Fakt, że nikt nie drgnął przy okrutnych torturach, mógł jedynie potwierdzać najstraszliwsze przypuszczenia, jasno podsumowane później przez profesor Bagshot. Mieli wyplewić trzecią siłę zanim się narodzi, tymczasem ziarno zła zdążyło wykiełkować i co go gorsza wydać dorodne owoce. Nie wypowiedział ani słowa, przejęty relacją, która nie wymagała komentarza. Przejęty doniosłością chwili, która otwierała im oczy na to, co dotąd było niewidoczne. Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu - tak bardzo przerażony. Nie sądził, że drugi tyran pojawi się zanim pierwszy zniknie. Grindelwald był tak samo nieostrożny jak oni  - nie zdążył zareagować nim ten zgromadził za sobą sojuszników. Sojuszników, których nie mogli bagatelizować - takich jak ci, których zdołali skuć i pojmać. Bez żalu ostatni raz spojrzał na maskę, którą zabrała pani profesor, nie drgnąwszy, ani nie wypowiedziawszy ani słowa, kiedy staruszka zostawiła ich samych. Nie zdawał sobie sprawy z napięcia pomiędzy swoimi towarzyszami, przymknął oczy, słysząc trzask pękającego naczynia; nie musiał znać historii kryjącej się za tym gestem, żeby dostrzec tragizm chwili. Żadne z nich nie spodziewało się takich okrucieństw dziejących się za ich plecami, sadystycznych, podłych, co najbardziej niepokojące - spotykających się z niewzruszona obojętnością. Zupełnie, jakby do tego przywykli. Pieprzona szlachta.
- Ben - rzucił krótko, płytko, ale widział, że gwardzista już go nie słyszał - odszedł za Bathildą. Dopiero teraz, w ciszy ciasnej kuchni kwatery Zakonu, z zasklepionymi ranami i otwartymi bliznami pamięci zdał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie zawdzięczał dzisiaj Benjaminowi życie. Nieudana teleportacja rzuciła ich prosto na Nokturn, kimkolwiek był pojmany czarodziej- z całą pewnością miał większą szansę przeżyć w tamtym miejscu. A gdyby do niego pomoc dotarła szybciej - zamiana ról byłaby oczywista, choć po zwięzłej relacji Garretta mógł się spodziewać, że on jako więzień nie pożyłby zbyt długo. Mogli ich pojmać w trakcie walki. Gdyby Russell nie zdradził, gdyby kobieta nie uciekła, gdyby przewrotny los od początku potoczył się inaczej.
Nawet aurorzy odczuwali strach.
Był wdzięczny Garrettowi za milczenie i za pokrzepiający gest, choć być może te lepiej było zachować na przyszłość. Czas pokazał, że będą potrzebowali dużo pokrzepienia. I jeszcze więcej nadziei. Pamiętał, co mu mówił - że mogą tylko czekać, aż trzecia siła wyjdzie z cienia. To nie była dobra taktyka. Żadna nie była dobra, powinni znaleźć ich wcześniej. Powinni uderzyć pierwsi. Ale powinność, jak to często bywa, pozostała jedynie błahą iskrą w sennej krainie fantazji. Małe zwycięstwo dzisiejszej potyczki smakowało goryczą wciąż słabszego gracza.
- Skujmy ich razem - rzucił płytko, głucho, gniewnie, z rosnącą złością, niech się nawzajem zaduszą; pokręcił głową, był spośród nich najmłodszy i najniżej postawiony, decyzja znajdowała się w ich rękach. Nie chciał odpoczywać, wojna dopiero się zaczynała - i potrzebowała ich wszystkich, silnych i gotowych na wszystko. Ledwo stał na nogach, a pod rozdartymi strzępami zakrwawionej koszuli lśniły świeże rany, zostając w tym momencie strażnikiem czegokolwiek, pomógłby nie tej stronie, której pomóc chciał. Póki nie wyzdrowieje - mógł być tylko ciężarem. Skinął głową, podjęte decyzje były jasne - nawet te niezwerbalizowane. Czuł się źle, nie mogąc zaoferować pomocy od siebie. - Powodzenia - dodał, bo nic innego już nie pozostało. I zaczął wycofywać się w ciemniejący korytarz, zostawiając ich samych.

zt wszyscy?


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242

Strona 11 z 19 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 15 ... 19  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach