Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent :: Smocze Ogrody
Ogrody
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ogrody
Ogrody należą zdecydowanie do najmniej bezpiecznej części rezerwatu, smokologowie rzadko wychodzą do nich samotnie. Przepełnione zewsząd bujną roślinnością, a bliżej samego budynku również przepięknie kwitnącymi rodowymi różami Rosierów, stwarzają smokom idealne warunki rozwoju. Wyjście do ogrodów jest strzeżone równie pilnie, co inne części rezerwatu; przez wrota nie przemknie się nikt niepowołany. Silnie odczuwalny jest tutaj zapach siarki, coraz wyraźniej czuć także spaleniznę...
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.12.17 7:51, w całości zmieniany 5 razy
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chybił, promień zaklęcia przeciął powietrze obok ruchliwego łba stworzenia; urok go minął, nie trafił, a z ust Tristana wymknęło się parszywe przekleństwo. Zupełnie nie wiedział, jak to możliwe - pracował z tymi bestiami na co dzień, miał w tym wprawę, i dawno minęły czasy, kiedy popełniał tak dramatyczne błędy. To zdecydowanie nie był jego czas - spieprzył dosłownie wszystko, za co się wziął, popełniał błąd za błędem, dawał się wytrącać z równowagi. Jego nieudolność - musiała być konsekwencją ostatniego pasma porażek, czuł się z tym podle. Sprowokował bestię, zwrócił jej uwagę; smocze oko Balthazara skupiło się na nim. To były - dosłownie - sekundy, kiedy otwierał paszcze, a on patrzył prosto w samo serce ognistego pierścienia, z wolna zbierającego się między jego potężnymi wielkimi kłami. Musiał działać szybko - szybciej niż stworzenie. Choć dostrzegał już promień zaklęcia Ignotusa, Tristan wiedział, że rzucony przez niego urok - oby poprawnie, Merlinie - nie ocali go przed ognistym oddechem, którego żar buchający od stworzenia czuł już na twarzy. Szybkie działanie, szybka decyzja, musiał uniknąć płomienia - bez chwili namysłu poczuł próby przemiany w czarną, niematerialną mgłę. Tej mrocznej postaci nie mogły zagrozić ogniste płomienie, nie istniała, zawieszona w próżni między światem ludzi a magii, przepełniona esencją tej najczarniejszej - nie próbował tego zrobić ani razu odkąd światem wstrząsnęła ta straszna katastrofa. Ale miał zbyt mało czasu, żeby odczuć lęk, żeby naszły go wątpliwości - czy to się nie skończy źle, czy drgająca powietrzem magiem nie wypaczy tej próby. To była jego ostatnia szansa - i musiał spróbować. Gdyby miał dużo szczęścia, smoczy ogień by go nie zabił - ale znacznie osłabił, zmniejszając szanse na rozprawienie się z anomalią; a na to nie mogli sobie pozwolić. Nie dzisiaj, nie teraz, nie tutaj: to był jego rezerwat i on musiał go ocalić. Chociaż tyle - i aż tyle, herb czegoś od niego oczekiwał.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
W pewnym sensie podziwiałem szybką reakcję Tristana na porażkę, która zaowocowała atakiem smoka. Jako opiekun tych imponujących bestii z pewnością nieraz wykazywać się musiał nadludzkim niemalże refleksem, który pozwolił mu przeżyć niejedną opresję. Czarną mgłą stał się dosłownie w ułamku sekundy, tuż przed tym, jak płomienie smoczego oddechu objęły miejsce, w którym stał. Tuż przed tym jak moje zaklęcie trafiło w piękne stworzenie oszołamiając je i robiąc nam przejście. Spojrzałem na wirujący ciemny obłok i skinąłem mu głową sprawdzając czy na pewno możemy kontynuować. A potem minąłem resztki posiłku smoka i skierowałem się tam, gdzie Tristan mówił, że znajduje się anomalia.
Z każdym krokiem można było poczuć, że coś jest nie tak. Magia stawała się niemalże namacalna, prawie widoczna. Nie, to nie były zaklęcia, tak jakbyśmy mogli wreszcie ujrzeć moc wypełniającą cały świat, moc, z której zwykliśmy korzystać do czarowania. Wyciągnąłem z kieszeni kartkę przyglądając się uważnie notatkom Czarnego Pana. Wyjaśniał, jak naprawić magię tak, by nagiąć ją do własnej woli. W tym przypadku jego. Śledząc dokładnie instrukcje wyjąłem różdżkę i skierowałem ją tam, gdzie zdawało mi się, było centrum anomalii.
- Gotowy - ni to zapytałem, ni stwierdziłem. Po prostu chciałem, żeby Tristan dał mi znać, że możemy zaczynać. Gdy dostałem potwierdzenie, poruszyłem dłonią zgodnie z notatkami. To nie było czarowanie nie do końca ale magia odpowiadała anomalia nas wyczuwała coś się działo. Wytężałem wszystkie zmysły w napięciu czekałem co będzie się działo. Nie robiłem tego nigdy wcześniej nie słyszałem by próbował tego ktokolwiek inny. Jedynym zapewnieniem że wyjdę z tego cało była trzymana przeze mnie karteczka z nakreślonymi instrukcjami. Gdyby nie to że napisał ją Czarny Pan, miałbym wątpliwości. Ale on oczekiwał pełnego zaufania i tym go obdarzałem. Wykonałem kolejny ruch, gdy moje serce biło w niezmienionym rytmie, ale mógłbym przysiąc, że nagle jakoś dużo, dużo głośniej.
Z każdym krokiem można było poczuć, że coś jest nie tak. Magia stawała się niemalże namacalna, prawie widoczna. Nie, to nie były zaklęcia, tak jakbyśmy mogli wreszcie ujrzeć moc wypełniającą cały świat, moc, z której zwykliśmy korzystać do czarowania. Wyciągnąłem z kieszeni kartkę przyglądając się uważnie notatkom Czarnego Pana. Wyjaśniał, jak naprawić magię tak, by nagiąć ją do własnej woli. W tym przypadku jego. Śledząc dokładnie instrukcje wyjąłem różdżkę i skierowałem ją tam, gdzie zdawało mi się, było centrum anomalii.
- Gotowy - ni to zapytałem, ni stwierdziłem. Po prostu chciałem, żeby Tristan dał mi znać, że możemy zaczynać. Gdy dostałem potwierdzenie, poruszyłem dłonią zgodnie z notatkami. To nie było czarowanie nie do końca ale magia odpowiadała anomalia nas wyczuwała coś się działo. Wytężałem wszystkie zmysły w napięciu czekałem co będzie się działo. Nie robiłem tego nigdy wcześniej nie słyszałem by próbował tego ktokolwiek inny. Jedynym zapewnieniem że wyjdę z tego cało była trzymana przeze mnie karteczka z nakreślonymi instrukcjami. Gdyby nie to że napisał ją Czarny Pan, miałbym wątpliwości. Ale on oczekiwał pełnego zaufania i tym go obdarzałem. Wykonałem kolejny ruch, gdy moje serce biło w niezmienionym rytmie, ale mógłbym przysiąc, że nagle jakoś dużo, dużo głośniej.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Czuł zbliżający się żar, czuł, jak ogień przez niego przeszedł, czuł ciepło, a jednak: odczuwał go inaczej niż ciałem, odczuwał je jako istnienie, nie jako ból; przemiana się powiodła i choć czarna mglista postać pozostała w promieniu rażenia smoczego oddechu, ten nie mógł już mu zagrozić. Receptory, którymi odbierał świat zamiast oczu, pozwoliły mu jednak dostrzec Ignotusa ogłuszającego smoczą bestię; potwór przewalił się na bok, a Ignotus ruszył odsłoniętym przejściem - skierował się w tamtą stronę, tuż nad ziemią wracając do cielesnej postaci; przez ramię raz jeszcze spojrzał na Balthazara. Zwykle się tak nie zachowywał, ale przestawało go to dziwić - dosłownie wszystko stanęło przecież na głowie. Nieprzewidywalne ruchy smoków budziły obawę, spodziewał się teraz po nich wszystkiego: i miał nadzieję, że bestia nie przebudzi się zbyt szybko, dając im dokończyć zadanie.
Mulciber był gotów, Tristan skinął na te słowa głową, nie podchodząc bliżej - stając za nim i z uwagą przypatrując się poczynaniom czarodzieja. Miał przy sobie pergamin rozpisany przez Czarnego Pana, ale nie musiał na niego patrzeć: obszedł to miejsce już trzykrotnie, zdążył poznać je na wylot, szukając silnych i słabych stron, w obawach, czy uda im się przełamać jego barierę ochronną. To naprawdę było ważne, musiał się tego pozbyć zanim tajemnicza moc zniszczy w rezerwacie wszystko. Przestrzeń już przypominała pobojowisko, z odrazą zauważył szczątki Tobbsa. Drgania magii dało się wyczuć w powietrzu, niebezpieczne, zdradzieckie, niecodzienne. Inne. Tajemnicze i niepowtarzalne. To coś ich przyciągało. Zdawało się, że moc Ignotusa starła się z tą dziwnością potężną mocą; przytłoczyła ją, stłamsiła, okiełznała. Dobrze. Tristan uniósł lekko różdżkę, kierując jej kraniec na smugę w powietrzu, która po interwencji śmierciożercy wydała się wyraźniejsza i rozbłysnęła szmaragdową poświatą. Szepcząc pod nosem mantry wypisane przez Czarnego Pana, dołączył do przyjaciela jego ojca, usiłując wyprzeć anomalię i ukoić wszechobecne zakłócenia; źródło problemu musiało ustać. A oni - musieli podołać wyzwaniu, nie brakowało wiele, choć wysiłek zdawał się przypominać pchanie olbrzymiego głazu wzwyż stromego pagóra.
Mulciber był gotów, Tristan skinął na te słowa głową, nie podchodząc bliżej - stając za nim i z uwagą przypatrując się poczynaniom czarodzieja. Miał przy sobie pergamin rozpisany przez Czarnego Pana, ale nie musiał na niego patrzeć: obszedł to miejsce już trzykrotnie, zdążył poznać je na wylot, szukając silnych i słabych stron, w obawach, czy uda im się przełamać jego barierę ochronną. To naprawdę było ważne, musiał się tego pozbyć zanim tajemnicza moc zniszczy w rezerwacie wszystko. Przestrzeń już przypominała pobojowisko, z odrazą zauważył szczątki Tobbsa. Drgania magii dało się wyczuć w powietrzu, niebezpieczne, zdradzieckie, niecodzienne. Inne. Tajemnicze i niepowtarzalne. To coś ich przyciągało. Zdawało się, że moc Ignotusa starła się z tą dziwnością potężną mocą; przytłoczyła ją, stłamsiła, okiełznała. Dobrze. Tristan uniósł lekko różdżkę, kierując jej kraniec na smugę w powietrzu, która po interwencji śmierciożercy wydała się wyraźniejsza i rozbłysnęła szmaragdową poświatą. Szepcząc pod nosem mantry wypisane przez Czarnego Pana, dołączył do przyjaciela jego ojca, usiłując wyprzeć anomalię i ukoić wszechobecne zakłócenia; źródło problemu musiało ustać. A oni - musieli podołać wyzwaniu, nie brakowało wiele, choć wysiłek zdawał się przypominać pchanie olbrzymiego głazu wzwyż stromego pagóra.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
Nie było dziwne, że Czarny Pan wiedział, co robi, instrukcje były naturalnie poprawne, po chwili wspólnie z Tristanem udało nam się opanować anomalię. Magia wróciła do swojego dawnego stanu. Dziwne mrowienie na skórze ustało. Wyglądało na to, że naprawdę się nam udało. Trzymałem różdżkę w pogotowiu odrobinę dłużej niż było to konieczne czekając czy aby na pewno wszystko potoczyło się godnie z planem. Opuszczanie gardy nigdy nie było dobrym pomysłem. Kiedy zyskałem pewność, że wszystko wygląda w porządku odważyłem się spojrzeć na Rosiera. Wskazałem na pułapki znajdujące się nieopodal. Pamiętałem je z czasów, kiedy bywałem tu nieco częściej.
- Rozumiem, że to powstrzyma albiony przed ucieczką? - Nie chodziło o trzymanie ich w niewoli, o tym wiedział chyba każdy. Dla ich własnego bezpieczeństwa lepiej jednak było, żeby nie opuszczały rezerwatu. Ktoś mógłby jeszcze je skrzywdzić, zaatakować je. To przypomniało mi o niedawnym spotkaniu z Carrowem.
- Nie widziałeś może ostatnio Deimosa? Walczącego ze smokiem? - Podniosłem wzrok znad pułapki, na której właśnie umieszczałem eliksir odstraszający albiony. - Planował tu wycieczkę.
A raczej ja mu zaplanowałem. Pojedynek. W którym niespecjalnie miał szansę. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że wśród licznych szczątków dostrzegam dłoń z jego pierścieniem rodowym. Ale może mi się tylko wydawało. Odwróciłem się znów w stronę pułapki układając ją przy bramie tak, by każdy próbujący odejść stąd smok musiał się na nią natknąć. Nie byłem pewien czy rozłożyłem ją poprawnie, robiłem to ostatnio naprawdę dawno, bardzo dawno temu, kiedy Tristana nie było nawet na świecie, a każdy mój ruch śledził wówczas starszy pracownik rezerwatu. Wymierzyłem w pułapkę różdżką ugruntowując ją mocniej w ziemi. Na szczęście i tym razem mogłem polegać na bardziej doświadczonym smokologu. Ciągle miałem w pamięci jego błyskawiczną reakcję na atak smoka. Ktoś inny na jego miejscu nie miałby tyle... Nie, nie szczęścia, umiejętności i doświadczenia i znajomości mieszkających tu stworzeń. Corentin jest pewnie dumny z syna.
- Rozumiem, że to powstrzyma albiony przed ucieczką? - Nie chodziło o trzymanie ich w niewoli, o tym wiedział chyba każdy. Dla ich własnego bezpieczeństwa lepiej jednak było, żeby nie opuszczały rezerwatu. Ktoś mógłby jeszcze je skrzywdzić, zaatakować je. To przypomniało mi o niedawnym spotkaniu z Carrowem.
- Nie widziałeś może ostatnio Deimosa? Walczącego ze smokiem? - Podniosłem wzrok znad pułapki, na której właśnie umieszczałem eliksir odstraszający albiony. - Planował tu wycieczkę.
A raczej ja mu zaplanowałem. Pojedynek. W którym niespecjalnie miał szansę. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że wśród licznych szczątków dostrzegam dłoń z jego pierścieniem rodowym. Ale może mi się tylko wydawało. Odwróciłem się znów w stronę pułapki układając ją przy bramie tak, by każdy próbujący odejść stąd smok musiał się na nią natknąć. Nie byłem pewien czy rozłożyłem ją poprawnie, robiłem to ostatnio naprawdę dawno, bardzo dawno temu, kiedy Tristana nie było nawet na świecie, a każdy mój ruch śledził wówczas starszy pracownik rezerwatu. Wymierzyłem w pułapkę różdżką ugruntowując ją mocniej w ziemi. Na szczęście i tym razem mogłem polegać na bardziej doświadczonym smokologu. Ciągle miałem w pamięci jego błyskawiczną reakcję na atak smoka. Ktoś inny na jego miejscu nie miałby tyle... Nie, nie szczęścia, umiejętności i doświadczenia i znajomości mieszkających tu stworzeń. Corentin jest pewnie dumny z syna.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Udało się - magia została powstrzymana; drgania ustały, dziwna aura zniknęła; Tristan niemal odruchowo obejrzał się przez ramię na Balthazara, chcąc się upewnić, czy próby stabilizacji go nie przebudziły - ale ten spał snem sprawiedliwego. Poczuł na sobie wzrok Ignotusa - on też to czuł. Dziwny spokój, który otulił przestrzeń wokół nich. Pytanie, które zadał, było tym samym, które odbijało się w jego głowie - nie wiedział tego, zgodnie ze wskazówkami przesłanymi im przez Czarnego Pana, zgodnie ze wszystkim, co w nich wyczytał - domyślał się. Obejrzał to miejsce z różnych stron, wydawało się, że to właśnie stąd - chodź nie było tu nic - dobiegały dziwne impulsy które zaburzały działanie zaklęć ochronnych i podrażniały smoki.
- To się okaże - odparł po chwili, nie do końca dowierzając, że cała ta stabilizacja rzeczywiście mogłaby - nareszcie - zaprowadzić porządek. Zacząć zaprowadzać, dobrze wiedział, że do końca jeszcze daleka droga - ale dotąd wszystkie wysiłki spełzały na niczym. - Jeśli szybko czegoś nie zrobimy, mogą się jeszcze wydostać. - Nie martwił się o ludzi, których mogły napotkać - Ignotus, jako były pracownik tego miejsca, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, ile niebezpieczeństw czyhało na nie na zewnątrz. Zresztą, doskonałym pokazem tego były rozrzucone wokół zwłoki kłusowników i myśliwych. Mugolskie artefakty -zapewne bojowe - wywoływały u niego dreszcz obrzydzenia. - Carrow? - zdziwił się, bo żaden Carrow - oprócz Inary - nieprzymuszony nigdy nie postawiłby tutaj stopy, innego Deimosa zaś nie znał; bez zrozumienia zaprzeczył kiwnięciem głowy. Jeszcze bardziej zadziwiła go wizja Carrowa walczącego ze smokiem - czy on w ogóle wiedział, jak smok wygląda? - Nie mieliśmy wątpliwej przyjemności - dodał ostrożnie, spoglądając na towarzysza pytająco. Bo w jego pytaniu - musiało czaić się coś więcej. - Byłby to widok niecodzienny - dodał, na wypadek, gdyby ta kwestia nie pozostawała wystarczająco podkreślona zaskoczeniem oddanym w jego mimice. - Fiolka po lewej - zwrócił uwagę, kiedy Ignotus rozstawił już pułapkę; odpadła po drugiej stronie od niego - nie mógł tego zauważyć. Przykucnął przy niej, usiłując ją naprawić i raz jeszcze uruchomić różdżką. Jeszcze raz, musiało zadziałać.
- To się okaże - odparł po chwili, nie do końca dowierzając, że cała ta stabilizacja rzeczywiście mogłaby - nareszcie - zaprowadzić porządek. Zacząć zaprowadzać, dobrze wiedział, że do końca jeszcze daleka droga - ale dotąd wszystkie wysiłki spełzały na niczym. - Jeśli szybko czegoś nie zrobimy, mogą się jeszcze wydostać. - Nie martwił się o ludzi, których mogły napotkać - Ignotus, jako były pracownik tego miejsca, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, ile niebezpieczeństw czyhało na nie na zewnątrz. Zresztą, doskonałym pokazem tego były rozrzucone wokół zwłoki kłusowników i myśliwych. Mugolskie artefakty -zapewne bojowe - wywoływały u niego dreszcz obrzydzenia. - Carrow? - zdziwił się, bo żaden Carrow - oprócz Inary - nieprzymuszony nigdy nie postawiłby tutaj stopy, innego Deimosa zaś nie znał; bez zrozumienia zaprzeczył kiwnięciem głowy. Jeszcze bardziej zadziwiła go wizja Carrowa walczącego ze smokiem - czy on w ogóle wiedział, jak smok wygląda? - Nie mieliśmy wątpliwej przyjemności - dodał ostrożnie, spoglądając na towarzysza pytająco. Bo w jego pytaniu - musiało czaić się coś więcej. - Byłby to widok niecodzienny - dodał, na wypadek, gdyby ta kwestia nie pozostawała wystarczająco podkreślona zaskoczeniem oddanym w jego mimice. - Fiolka po lewej - zwrócił uwagę, kiedy Ignotus rozstawił już pułapkę; odpadła po drugiej stronie od niego - nie mógł tego zauważyć. Przykucnął przy niej, usiłując ją naprawić i raz jeszcze uruchomić różdżką. Jeszcze raz, musiało zadziałać.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Czarnoksiężnikom udało się umknąć Balthazarowi, który nie był zadowolony z ich wizyty. Smoczysko było jednak stare, a jego buchający z pyska żar nie zdołał dosięgnąć dziedzica Rosierów, opiekuna smoków, który umknął w niebo pod postacią czarnomagicznej mgły. Czarodziejom udało się rozstawić pułapki zatrzymujące stworzenia w granicach rezerwatu i zaprowadzić względny ład. Przede wszystkim, z wielkim powodzeniem doprowadzili magię do porządku. Anomalie buzujące w tym miejscu musiały zostać jakoś naprawione — Tristan i Ignotus zdecydowali, jak ustabilizować działanie magii. Zdradzony w liście przez Czarnego Pana sposób czerpania mocy z tych piekielnych zaburzeń energii miał uczynić z tego miejsca obszar sprzyjający Rycerzom Walpurgii i Śmierciożercom, a ponieważ ci dwaj czarodzieje podjęli się tej niebezpiecznej próby i skutecznie uwolnili rezerwat od magicznych anomalii, na powrót stał się miejscem bezpiecznym i przede wszystkim wzmacniającym uprawianą przez nich czarną magię.
Od tej pory to ustabilizowane za pomocą czarnej magii miejsce staje się terenem sprzyjającym rzucaniem czarów przez wszystkich Rycerzy Walpurgii. Sukces zagwarantował wszystkim poplecznikom Czarnego Pana bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców podczas kolejnych gier w tej lokacji. Zostanie wam to zapamiętane.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
Od tej pory to ustabilizowane za pomocą czarnej magii miejsce staje się terenem sprzyjającym rzucaniem czarów przez wszystkich Rycerzy Walpurgii. Sukces zagwarantował wszystkim poplecznikom Czarnego Pana bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców podczas kolejnych gier w tej lokacji. Zostanie wam to zapamiętane.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
Spojrzałem z niekłamanym zainteresowaniem na nasze dzieło. Wyglądało na to, że rezerwat został zabezpieczony, anomalia uspokoiła się. Tego naturalnie należało spodziewać się po instrukcjach, jakie otrzymaliśmy od Czarnego Pana. Oczywiście pod warunkiem poprawnego ich wykonania. A, porzucając fałszywą skromność, my sprawiliśmy się dobrze.
- Tego wolelibyśmy uniknąć - spojrzałem na pułapkę, którą poprawił Tristan, ostatecznie będący większym specjalistą w zakresie smokologii niż ja. Po prawdzie w ogóle nie byłem w tym specjalistą. Amatorem najwyżej. - Jeszcze ktoś mógłby zrobić im krzywdę.
Mugole dysponowali urządzeniami, które mogłyby spowodować u smoka rany. Nawet jeśli nie bardzo poważne, nawet jeśli ich ustrojstwa nie mogły równać się magii, doskonale wiedziałem, że potrafią przynosić śmierć tam, gdzie jest to najmniej wskazane. Poza tym, któryś z albionów mógłby zjeść kogoś zbyt szlamowatego i nabawić się niestrawności. Brr, biedny smok.
Dopiero teraz tak naprawdę miałem sposobność dokładnie przyjrzeć się Tristanowi. Chyba po raz pierwszy byliśmy gdzieś sami, bez tłumu innych Rycerzy, bez odwracających uwagę anomalii. Szukałem w nim podobieństw do ojca, teraz, gdy wreszcie miałem ku temu okazję. Może nie do końca celowo, może przy okazji, by zaspokoić swoją ciekawość.
- Carrow - wróciłem myślami do tematu rozmowy ponownie sprowadzony do rzeczywistości przez głos Tristana. - Wydawało mi się, że mignął mi gdzieś w ściółce jego rodowy sygnet.
Bawiłem się świetnie wyobrażając sobie Deimosa pędzącego na spotkanie Balthazarowi. Z głową w przodzie, wprost do smoczej paszczy.
- Był tak miły, by oddać nam wszystkie swoje oszczędności. A zaraz potem ochoczo przystał na propozycję zabawy ze stworzeniami w rezerwacie. W kotka i myszkę. Albo w smoka i konia, co kto woli. - Zawiesiłem głos uśmiechając się chłodno. Oczywistym było, że kto jak kto, ale Carrow nie zrobiłby tego z własnej woli. O tym jednak nie musiałem wspominać, nie ma co prawić truizmów.
- Chciałeś mi coś powiedzieć?
Nie zamierzałem Tristana poganiać, a przynajmniej nie bardziej niż wydawało się to konieczne, ale jego list miał prawo wzbudzać niepokój. Wątpiłem, by Rosier zapomniał, dlaczego zażyczył sobie akurat mojej obecności przy ratowaniu Rezerwatu. I nie wierzyłem, że chciał mi dać okazję do powspominania starych, dobrych czasów. Co nie znaczyło, że mimowolnie tego nie robiłem, poznając znajome dróżki, słysząc dawno zapomniane odgłosy, które niegdyś zdawały się tworzyć cały mój świat. Jakby czas zatrzymał się tu w miejscu i płynął tylko dla mnie. Bywałem tu niegdyś w towarzystwie Corentina, dziś stałem obok jego syna. Jakby w rzeczywistości świat zupełnie się nie zmieniał.
- Tego wolelibyśmy uniknąć - spojrzałem na pułapkę, którą poprawił Tristan, ostatecznie będący większym specjalistą w zakresie smokologii niż ja. Po prawdzie w ogóle nie byłem w tym specjalistą. Amatorem najwyżej. - Jeszcze ktoś mógłby zrobić im krzywdę.
Mugole dysponowali urządzeniami, które mogłyby spowodować u smoka rany. Nawet jeśli nie bardzo poważne, nawet jeśli ich ustrojstwa nie mogły równać się magii, doskonale wiedziałem, że potrafią przynosić śmierć tam, gdzie jest to najmniej wskazane. Poza tym, któryś z albionów mógłby zjeść kogoś zbyt szlamowatego i nabawić się niestrawności. Brr, biedny smok.
Dopiero teraz tak naprawdę miałem sposobność dokładnie przyjrzeć się Tristanowi. Chyba po raz pierwszy byliśmy gdzieś sami, bez tłumu innych Rycerzy, bez odwracających uwagę anomalii. Szukałem w nim podobieństw do ojca, teraz, gdy wreszcie miałem ku temu okazję. Może nie do końca celowo, może przy okazji, by zaspokoić swoją ciekawość.
- Carrow - wróciłem myślami do tematu rozmowy ponownie sprowadzony do rzeczywistości przez głos Tristana. - Wydawało mi się, że mignął mi gdzieś w ściółce jego rodowy sygnet.
Bawiłem się świetnie wyobrażając sobie Deimosa pędzącego na spotkanie Balthazarowi. Z głową w przodzie, wprost do smoczej paszczy.
- Był tak miły, by oddać nam wszystkie swoje oszczędności. A zaraz potem ochoczo przystał na propozycję zabawy ze stworzeniami w rezerwacie. W kotka i myszkę. Albo w smoka i konia, co kto woli. - Zawiesiłem głos uśmiechając się chłodno. Oczywistym było, że kto jak kto, ale Carrow nie zrobiłby tego z własnej woli. O tym jednak nie musiałem wspominać, nie ma co prawić truizmów.
- Chciałeś mi coś powiedzieć?
Nie zamierzałem Tristana poganiać, a przynajmniej nie bardziej niż wydawało się to konieczne, ale jego list miał prawo wzbudzać niepokój. Wątpiłem, by Rosier zapomniał, dlaczego zażyczył sobie akurat mojej obecności przy ratowaniu Rezerwatu. I nie wierzyłem, że chciał mi dać okazję do powspominania starych, dobrych czasów. Co nie znaczyło, że mimowolnie tego nie robiłem, poznając znajome dróżki, słysząc dawno zapomniane odgłosy, które niegdyś zdawały się tworzyć cały mój świat. Jakby czas zatrzymał się tu w miejscu i płynął tylko dla mnie. Bywałem tu niegdyś w towarzystwie Corentina, dziś stałem obok jego syna. Jakby w rzeczywistości świat zupełnie się nie zmieniał.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Skinął głową, podobnie jak Ignotus bynajmniej nie przejmował się losem ewentualnych napotkanych przez smoki mugoli - właściwie czarodziejów też nie - w tej sytuacji obchodziło go jedynie dobro jego dziedzictwa, dobro smoków, dobro jego imienia zdewastowanego przypadkową tragedią. Naprawdę nie chciał przejść do historii rodziny jako ten, który po miesiącu urzędowania zniszczył wszystko na co pracowali przez całe wieki. Na szczęście, Balthazar umknął wgłąb ogrodów, a ich otaczała teraz wyłącznie spokojna cisza. Sytuacja opanowana. Nie wydziedziczą go. Rezerwat jak stał, tak stanął z powrotem, zaklęcia ochraniające stworzenia znów zaczęły działać, a ta pieprzona anomalia, która przeszkodziła mu w trakcie spotkania z asystentem ministra magii nareszcie została bezpowrotnie - miał nadzieję - unieszkodliwiona.
- Małe smoki czasem połykają takie drobiazgi i się dławią - stwierdził z zastanowieniem, choć bez głębszej pretensji, ostatecznie zwykle kończyło się to ognistym kichnięciem, które roztapiało metale. Nie zmieniało to faktu, ze roztopione złoto przechodzące przez smocze gardło było dla nich nieprzyjemne, a kiedy docierało do żołądka, również niezdrowe. - Accio sygnet Carrowa - rzucił bez namysłu, korzystając z tego, że wciąż trzymał w ręku różdżkę. Jeśli Ingotus widział go po drodze, nie mógł leżeć daleko. Nie potrzebował tłumaczeń, rozumiał je, Czarny Pan wydał na Deimosa wyrok już dawno temu, kiedy dotarł do niego ironiczny list Carrowa. Ten cymbał sądził, że mógł drwić z najpotężniejszego czarnoksiężnika wszechczasów, zupełnie nie potrafił go zrozumieć. Nigdy nie darzył Carrowów miłością, zarażony rodowymi waśniami, obrażał ich otwarcie, ale byt Deimosa wykraczał nawet poza niskie standardy chorągwi podkowy. - To uprzejme - skinął głową Ignotusowi, domyślając się szczegółów; z własnej woli nie rzucił się w paszczę smoka. To starszy Mulciber miał się nim zająć. - Jestem pewien, ze jego towarzystwo umiliło smokom te trudne chwile - wiele przeszły, upadek rezerwatu był największym stresem dla nich. Powinny wiedzieć, że w tym miejscu zawsze będą bezpieczne, tymczasem na teren rezerwatu wdzierali się raz po razie mugole, kłusownicy i poszukiwacze przygód ginący pod ich stalowymi pazurami. Nikt co prawda nie zdołał skrzywdzić żadnego ze smoków poważniej, ale sama ich obecność mogła zadziałać jak dodatkowy niepotrzebny stresor. Nikt tutaj tego nie potrzebował, nie w takiej ilości. - Gratulacje - dodał właściwie mimochodem, niejeden rycerz marzył o pozbyciu się tego śmiecia - zakładam, że spotkanie z nim było niewątpliwą przyjemnością. Nie opierał się długo, prawda? - Opierał się w ogóle? Nie sądził, by Carrow był wybitnie zdolnym czarodziejem. - Powinien był przed śmiercią połknąć ten list - dodał opuściwszy różdżkę, na wspomnienie sprawy, o której wspomniał w liście wsunął dłoń do kieszeni płaszcza, odnajdując w nim niewielki pakunek obwiązany szkarłatną haftowaną złotem chustą. Przez chwilę ważył go w dłoniach, milcząc; wciąż nie dowierzał w jego odejście. I wciąż - było to dla niego trudne. Nie znał też szczegółów znajomości tych dwojga, choć coraz mocniej mógł się jej domyślać, był trochę zły na siebie, że niósł mu nowinę tak późno. Jednak, jego obecność na pogrzebie mogłaby się wydać bardziej niż niepożądana, dopiero co opuścił niegościnne mury Tower.
- Tak - odparł w końcu, przenosząc na niego wzrok. - Mój ojciec odszedł - dodał wprost, pusto, głucho, wciąż jakby mówił o innej osobie: nie dowierzał w nic, co wydarzyło się tamtego dnia. - Jego wolą było, bym ci to przekazał - Choć tym bardziej nie znał powodów, których tym jaśniej mógł się domyślać. Wiedział, co było w środku, złoty wisior pięknej - widział fotografie - ciotki, nieszczęśliwej lady Yaxley. Corentin nie odszedł nagle, długo chorował, miał dość czasu, by spisać skrupulatny testament, który zaskakiwał go nie tym jednym zapisem. Wysunął ku śmierciożercy dłoń z drobiazgiem - jak wiele musiał znaczyć dla jego ojca, że wciąż o nim pamiętał?
- Małe smoki czasem połykają takie drobiazgi i się dławią - stwierdził z zastanowieniem, choć bez głębszej pretensji, ostatecznie zwykle kończyło się to ognistym kichnięciem, które roztapiało metale. Nie zmieniało to faktu, ze roztopione złoto przechodzące przez smocze gardło było dla nich nieprzyjemne, a kiedy docierało do żołądka, również niezdrowe. - Accio sygnet Carrowa - rzucił bez namysłu, korzystając z tego, że wciąż trzymał w ręku różdżkę. Jeśli Ingotus widział go po drodze, nie mógł leżeć daleko. Nie potrzebował tłumaczeń, rozumiał je, Czarny Pan wydał na Deimosa wyrok już dawno temu, kiedy dotarł do niego ironiczny list Carrowa. Ten cymbał sądził, że mógł drwić z najpotężniejszego czarnoksiężnika wszechczasów, zupełnie nie potrafił go zrozumieć. Nigdy nie darzył Carrowów miłością, zarażony rodowymi waśniami, obrażał ich otwarcie, ale byt Deimosa wykraczał nawet poza niskie standardy chorągwi podkowy. - To uprzejme - skinął głową Ignotusowi, domyślając się szczegółów; z własnej woli nie rzucił się w paszczę smoka. To starszy Mulciber miał się nim zająć. - Jestem pewien, ze jego towarzystwo umiliło smokom te trudne chwile - wiele przeszły, upadek rezerwatu był największym stresem dla nich. Powinny wiedzieć, że w tym miejscu zawsze będą bezpieczne, tymczasem na teren rezerwatu wdzierali się raz po razie mugole, kłusownicy i poszukiwacze przygód ginący pod ich stalowymi pazurami. Nikt co prawda nie zdołał skrzywdzić żadnego ze smoków poważniej, ale sama ich obecność mogła zadziałać jak dodatkowy niepotrzebny stresor. Nikt tutaj tego nie potrzebował, nie w takiej ilości. - Gratulacje - dodał właściwie mimochodem, niejeden rycerz marzył o pozbyciu się tego śmiecia - zakładam, że spotkanie z nim było niewątpliwą przyjemnością. Nie opierał się długo, prawda? - Opierał się w ogóle? Nie sądził, by Carrow był wybitnie zdolnym czarodziejem. - Powinien był przed śmiercią połknąć ten list - dodał opuściwszy różdżkę, na wspomnienie sprawy, o której wspomniał w liście wsunął dłoń do kieszeni płaszcza, odnajdując w nim niewielki pakunek obwiązany szkarłatną haftowaną złotem chustą. Przez chwilę ważył go w dłoniach, milcząc; wciąż nie dowierzał w jego odejście. I wciąż - było to dla niego trudne. Nie znał też szczegółów znajomości tych dwojga, choć coraz mocniej mógł się jej domyślać, był trochę zły na siebie, że niósł mu nowinę tak późno. Jednak, jego obecność na pogrzebie mogłaby się wydać bardziej niż niepożądana, dopiero co opuścił niegościnne mury Tower.
- Tak - odparł w końcu, przenosząc na niego wzrok. - Mój ojciec odszedł - dodał wprost, pusto, głucho, wciąż jakby mówił o innej osobie: nie dowierzał w nic, co wydarzyło się tamtego dnia. - Jego wolą było, bym ci to przekazał - Choć tym bardziej nie znał powodów, których tym jaśniej mógł się domyślać. Wiedział, co było w środku, złoty wisior pięknej - widział fotografie - ciotki, nieszczęśliwej lady Yaxley. Corentin nie odszedł nagle, długo chorował, miał dość czasu, by spisać skrupulatny testament, który zaskakiwał go nie tym jednym zapisem. Wysunął ku śmierciożercy dłoń z drobiazgiem - jak wiele musiał znaczyć dla jego ojca, że wciąż o nim pamiętał?
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Ogrody
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent :: Smocze Ogrody