Magiczne zbiory
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Magiczne zbiory
Wystrój utrzymany jest w zgodzie z architekturą budynku. Z wejścia zaskakują swoimi mocarnymi wielkościami wysokie regały z książkami. Aby ułatwić znajdowanie odpowiedniej lektury, co rusz ustawiono bezpieczne drabiny z podestem otoczonym barierką, umozliwiając czarodziejom poruszanie się wzdłuż wyższych kondygnacji półek, przesuwając się po szynach drabiny z pomocą magicznego zaklęcia: Depulso, popychającego podest dalej. Wstępu mugolom do tego miejsca broni magiczne zaklęcie otaczające pobliskie korytarze, wywołujące w mugolach poczucie, że czegoś zapomnieli zrobić i natychmiast powinni opuścić teren wokół katedry, udając się w inną lokalizację. Zaczarowane księgi znajdują się również w innych częściach sali, tutaj jednak są zgromadzone ich największe zbiory.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:06, w całości zmieniany 2 razy
| jakoś przed odsieczą
Niefortunne - lekko mówiąc - wydarzenia, które rozegrały się po ministerialnym przesłuchaniu osób pochodzenia mugolskiego, wpłynęły na Benjamina na tyle mocno, że od kilku dobrych dni praktycznie nie spał, usilnie zastanawiając się nad tym, jak mogą pomóc przetrzymywanym wbrew swej woli ludziom. Porwanym, niewinnym, zapewne przerażonym ludziom, których jedyną winą było pochodzenie. Wright podejrzewał, że cała ta urzędnicza farsa skończy się raczej nieprzyjemnie, lecz przewidywał raczej finansowe sankcje lub - w najgorszym wypadku - wyrzucenie z pracy, a nie...coś takiego. Z opowieści Margaux wyzierało jednak nie tylko okrucieństwo rządów, ale także ich pewna nieporadność. Vance udało się uciec, strażnicy z pewnym trudem panowali nad swymi więźniami a najbardziej nadęty szef dzielił się głośno destynacjami niewesołej podróży. Jednym z miejsc, do których mieli zostać zabrani, była Wyspa Rzeźb i to właśnie chęć zdobycia informacji o niej zmotywowała Benjamina do przekroczenia progu budynku, który zazwyczaj omijał szerokim łukiem.
Biblioteka wydawała mu się najrozsądniejszym miejscem, lecz nie byłby sobą, gdyby wcześniej nie spróbował innego sposobu zdobycia cennych szczegółów. Wczoraj wieczorem wybrał się do kilku knajp, zaczynając od Nokturnu a na przytulnej Pokątnej kończąc, spotykając się z wieloma znajomymi. Wypytywał o Wyspę Rzeźb jedynie nielicznych, starając się wpleść ją w planowanie majowego wypoczynku. Nie dowiedział się jednak zbyt wiele, a dawny kompan z drużyny Qudditcha, który okazał się skarbnicą informacji geograficznych, obdarzył go jedynie strzępkami informacji. Wyspa znajdowała się stosunkowo niedaleko brzegu i słynęła z rybołówstwa. No, na coś takiego mógł wpaść samodzielnie, w końcu ciąg myślowy rozpoczynający się od wody a kończący na wyspie nie zawierał zbyt wielu zwrotów akcji. Łódka, sieć, ryby, odpoczynek. Było to jednak zbyt wątłe źródło nowej wiedzy, dlatego Wright chcąc nie chcąc postanowił zasięgnąć rady z książek.
Nie czuł się w bibliotece zbyt pewnie - już od progu prawie trzykrotnie zderzył się z półkami oraz raz z magicznym globusem - dlatego od razu skierował swe kroki do stanowiska bibliotekarki, racząc ją podobną historyjką. Najchętniej spytałby konkretnie o Wyspę Rzeźb, lecz wolał dmuchać na zimne i nie zdradzać całkowitego zainteresowania wyłącznie tym tematem. Bibliotekarka, poczciwa kobiecina w za dużych okularach, widocznie ożywiła się na wspomnienie o angielskich wyspach i zarzuciła Benjamina ciekawostkami, a z każdą kolejną wesołą informacją układała na blacie kolejną pozycję książkową na poparcie swej wiedzy. Ben słuchał dość uważnie, koncentrując się maksymalnie w momencie, w którym siwowłosa kobiecina zaczęła opowiadać o Wyspie Rzeźb.
Wyspie niewielkich rozmiarów, z jeszcze mniejszym miasteczkiem i dość niepozornym, w porównaniu z kontynentalnymi posiadłościami, zamkiem. I choć bibliotekarka nieco sepleniła, to Jaimie wręcz spijał informacje z jej spierzchniętych warg, starając się ułożyć je w odpowiednich szufladkach. Nigdy nie wiadomo, co mogło przydać się w trakcie misji ratunkowej. Gatunek drzew rosnących dookoła murów? Wysokość zamkowej wieży? Imię burmistrza miasteczka? Słuchał z zainteresowaniem, kiwając w odpowiednich momentach głową, a następnie - po dość długiej dygresji dotyczącej okrutnej migreny, jaka zaatakowała siostrę kobiety po wypiciu wina w jednej z nadbrzeżnych restauracji - sugestywnie skierował temat na sposób dotarcia na wyspę. Bibliotekarka zaczęła mówić coś o pływach i przesmykach, Jaimie zapamiętał więc i tę informację a następnie serdecznie podziękował i zabrał całą stertę atlasów geograficznych i woluminów ze sobą, by na spokojnie przejrzeć te pozycje, które dotyczyły Wyspy Rzeźb. Dzielnie przeniósł ciężar wiedzy na jeden z bocznych stolików i zaczął przeglądać księgi a także stare informatory turystyczne, wychwalające urokliwy czar tego miejsca. Dopiero po dwóch godzinach dotarł do encyklopedii legend i mitów, w której to poruszono kwestie nazwy miejsca. Ludzie-rzeźby, kamieniejące ciała, nieznana magia, zamieniająca mieszkańców w głazy, by nie mogli wydostać się z nadopiekuńczych objęć swej małej, dryfującej po morzu, ojczyzny. Akapity poświęcone temu zjawisku zaciekawiły Benjamina do tego stopnia, że nie zauważał upływu czasu, wczytując się w kolejne linijki. Niechęć do książek rozpłynęła się w skrupulatnym pragnieniu zdobycia jak najwięcej wartościowych informacji, które mogłyby pomóc w uwolnieniu uwięzionych. Nie tylko bliskich, nie zmierzał tam przecież tylko po Tonks, ale i po tych, których imion nie znał. Każdy detal mógł być na wagę galeona, dlatego Wright przeglądał powoli kolejne woluminy, zerkając pobieżnie także na strony dotyczące innych wysp. Tak...na wszelki wypadek. Dopiero po kilku godzinach stwierdził, że już więcej nie wyczyta z kolejnych stronic, a z notatek, które sporządził, i tak nie wynika zbyt wiele. Westchnął ciężko, oddał książki i wyszedł z biblioteki, pocierając palcami skronie. Głowa zaczynała pulsować mu tępym bólem, ale miał nadzieje, że nie zapomni wszystkiego, czego się właśnie dowiedział i że zdoła rozczytać najważniejsze, nabazgrane na pożółkłym pergaminie, informacje.
(730)
zt
Niefortunne - lekko mówiąc - wydarzenia, które rozegrały się po ministerialnym przesłuchaniu osób pochodzenia mugolskiego, wpłynęły na Benjamina na tyle mocno, że od kilku dobrych dni praktycznie nie spał, usilnie zastanawiając się nad tym, jak mogą pomóc przetrzymywanym wbrew swej woli ludziom. Porwanym, niewinnym, zapewne przerażonym ludziom, których jedyną winą było pochodzenie. Wright podejrzewał, że cała ta urzędnicza farsa skończy się raczej nieprzyjemnie, lecz przewidywał raczej finansowe sankcje lub - w najgorszym wypadku - wyrzucenie z pracy, a nie...coś takiego. Z opowieści Margaux wyzierało jednak nie tylko okrucieństwo rządów, ale także ich pewna nieporadność. Vance udało się uciec, strażnicy z pewnym trudem panowali nad swymi więźniami a najbardziej nadęty szef dzielił się głośno destynacjami niewesołej podróży. Jednym z miejsc, do których mieli zostać zabrani, była Wyspa Rzeźb i to właśnie chęć zdobycia informacji o niej zmotywowała Benjamina do przekroczenia progu budynku, który zazwyczaj omijał szerokim łukiem.
Biblioteka wydawała mu się najrozsądniejszym miejscem, lecz nie byłby sobą, gdyby wcześniej nie spróbował innego sposobu zdobycia cennych szczegółów. Wczoraj wieczorem wybrał się do kilku knajp, zaczynając od Nokturnu a na przytulnej Pokątnej kończąc, spotykając się z wieloma znajomymi. Wypytywał o Wyspę Rzeźb jedynie nielicznych, starając się wpleść ją w planowanie majowego wypoczynku. Nie dowiedział się jednak zbyt wiele, a dawny kompan z drużyny Qudditcha, który okazał się skarbnicą informacji geograficznych, obdarzył go jedynie strzępkami informacji. Wyspa znajdowała się stosunkowo niedaleko brzegu i słynęła z rybołówstwa. No, na coś takiego mógł wpaść samodzielnie, w końcu ciąg myślowy rozpoczynający się od wody a kończący na wyspie nie zawierał zbyt wielu zwrotów akcji. Łódka, sieć, ryby, odpoczynek. Było to jednak zbyt wątłe źródło nowej wiedzy, dlatego Wright chcąc nie chcąc postanowił zasięgnąć rady z książek.
Nie czuł się w bibliotece zbyt pewnie - już od progu prawie trzykrotnie zderzył się z półkami oraz raz z magicznym globusem - dlatego od razu skierował swe kroki do stanowiska bibliotekarki, racząc ją podobną historyjką. Najchętniej spytałby konkretnie o Wyspę Rzeźb, lecz wolał dmuchać na zimne i nie zdradzać całkowitego zainteresowania wyłącznie tym tematem. Bibliotekarka, poczciwa kobiecina w za dużych okularach, widocznie ożywiła się na wspomnienie o angielskich wyspach i zarzuciła Benjamina ciekawostkami, a z każdą kolejną wesołą informacją układała na blacie kolejną pozycję książkową na poparcie swej wiedzy. Ben słuchał dość uważnie, koncentrując się maksymalnie w momencie, w którym siwowłosa kobiecina zaczęła opowiadać o Wyspie Rzeźb.
Wyspie niewielkich rozmiarów, z jeszcze mniejszym miasteczkiem i dość niepozornym, w porównaniu z kontynentalnymi posiadłościami, zamkiem. I choć bibliotekarka nieco sepleniła, to Jaimie wręcz spijał informacje z jej spierzchniętych warg, starając się ułożyć je w odpowiednich szufladkach. Nigdy nie wiadomo, co mogło przydać się w trakcie misji ratunkowej. Gatunek drzew rosnących dookoła murów? Wysokość zamkowej wieży? Imię burmistrza miasteczka? Słuchał z zainteresowaniem, kiwając w odpowiednich momentach głową, a następnie - po dość długiej dygresji dotyczącej okrutnej migreny, jaka zaatakowała siostrę kobiety po wypiciu wina w jednej z nadbrzeżnych restauracji - sugestywnie skierował temat na sposób dotarcia na wyspę. Bibliotekarka zaczęła mówić coś o pływach i przesmykach, Jaimie zapamiętał więc i tę informację a następnie serdecznie podziękował i zabrał całą stertę atlasów geograficznych i woluminów ze sobą, by na spokojnie przejrzeć te pozycje, które dotyczyły Wyspy Rzeźb. Dzielnie przeniósł ciężar wiedzy na jeden z bocznych stolików i zaczął przeglądać księgi a także stare informatory turystyczne, wychwalające urokliwy czar tego miejsca. Dopiero po dwóch godzinach dotarł do encyklopedii legend i mitów, w której to poruszono kwestie nazwy miejsca. Ludzie-rzeźby, kamieniejące ciała, nieznana magia, zamieniająca mieszkańców w głazy, by nie mogli wydostać się z nadopiekuńczych objęć swej małej, dryfującej po morzu, ojczyzny. Akapity poświęcone temu zjawisku zaciekawiły Benjamina do tego stopnia, że nie zauważał upływu czasu, wczytując się w kolejne linijki. Niechęć do książek rozpłynęła się w skrupulatnym pragnieniu zdobycia jak najwięcej wartościowych informacji, które mogłyby pomóc w uwolnieniu uwięzionych. Nie tylko bliskich, nie zmierzał tam przecież tylko po Tonks, ale i po tych, których imion nie znał. Każdy detal mógł być na wagę galeona, dlatego Wright przeglądał powoli kolejne woluminy, zerkając pobieżnie także na strony dotyczące innych wysp. Tak...na wszelki wypadek. Dopiero po kilku godzinach stwierdził, że już więcej nie wyczyta z kolejnych stronic, a z notatek, które sporządził, i tak nie wynika zbyt wiele. Westchnął ciężko, oddał książki i wyszedł z biblioteki, pocierając palcami skronie. Głowa zaczynała pulsować mu tępym bólem, ale miał nadzieje, że nie zapomni wszystkiego, czego się właśnie dowiedział i że zdoła rozczytać najważniejsze, nabazgrane na pożółkłym pergaminie, informacje.
(730)
zt
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
/12 kwietnia
Dzisiejszego dnia miałam rozpocząć swoje pierwsze własne badania. Nic szczególnego, miałam wraz z dwójką innych alchemików stworzyć dla Ministerstwa Magii Eliksir Silnej woli. Nie wiem do czego miał być wykorzystywany, jednak jeśli dzięki jego działaniu na terenie magicznej Anglii miało być bezpieczniej, to mogłam poświęcić trochę swojego czasu, aby nad tym popracować. Tym bardziej, że jedną ze zgłoszonych do mnie osób była moja dobra koleżanka Inara. Ucieszyłam się, że zechciała mi pomóc, na pewno dzięki jej wiedzy i doświadczeniu uda nam się w dość szybkim tempie przebrnąć przez wszystkie etapy, tak aby eliksir dostarczyć w jak najszybciej i aby odebrać należytą nagrodę. Druga osoba, nijaki Frank Cresswell, pozostawał dla mnie ogromną zagadką. Liczyły się jednak umiejętności, a jeśli owy mężczyzna je posiadał i mógł poszczycić się posiadaniem certyfikatu ukończenia kursu alchemicznego, to nie było powodu, abym go odrzucała tylko dlatego, że jest mi nieznany. A jako, że był to mężczyzna, to chcąc nie chcąc musiałam na nasze pierwsze spotkanie przyjść z przyzwoitką. Rozesłałam listy do Inary oraz do pana Cresswell z datą i miejscem pierwszego spotkania i o umówionej godzinie znalazłam się w odpowiednim miejscu.
Na pierwsze spotkanie wybrałam Bibliotekę Londyńską i jej magiczne zbiory, a swoim towarzyszom kazałam pojawić się przy dziale z alchemią. Musieliśmy znaleźć informacje jak taki eliksir powinien wyglądać, jakie powinien posiadać składniki, jakimi cechami się kierować. Najłatwiej byłoby połączyć dwie właściwości dwóch różnych eliksirów, takie właściwości, które dadzą większą odporność na ból i zmęczenie, sprawdzić które składniki odpowiadały za te działanie i na ich podstawie stworzyć coś nowego. Taka była moja opinia, ale może Inara i pan Cresswell będą mieli inne zdanie? Nie miałam zamiaru im nic narzucać, mimo że kierowałam zespołem, to ich doświadczenie było zapewne zdecydowanie większe niż moje.
Pojawiłam się chwilę przed czasem, moja przyzwoitka usiadła sobie gdzieś z boku zaczytując się w jednej z książek, nie było bowiem potrzeby, aby stała nad moją głową, a ja w tym czasie, czekając na przybycie towarzyszy, przeszukiwałam już półki w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby nam być potrzebne. Przerwałam jednak w momencie, gdy pojawiła się pierwsza osoba, którą poszłam przywitać. Liczyłam na miłą współpracę i szybkie wyniki, w Inarę wierzyłam i wiedziała, że da z siebie wszystko. Ale ten Frank? Miałam nadzieję, że to ktoś porządny.
Dzisiejszego dnia miałam rozpocząć swoje pierwsze własne badania. Nic szczególnego, miałam wraz z dwójką innych alchemików stworzyć dla Ministerstwa Magii Eliksir Silnej woli. Nie wiem do czego miał być wykorzystywany, jednak jeśli dzięki jego działaniu na terenie magicznej Anglii miało być bezpieczniej, to mogłam poświęcić trochę swojego czasu, aby nad tym popracować. Tym bardziej, że jedną ze zgłoszonych do mnie osób była moja dobra koleżanka Inara. Ucieszyłam się, że zechciała mi pomóc, na pewno dzięki jej wiedzy i doświadczeniu uda nam się w dość szybkim tempie przebrnąć przez wszystkie etapy, tak aby eliksir dostarczyć w jak najszybciej i aby odebrać należytą nagrodę. Druga osoba, nijaki Frank Cresswell, pozostawał dla mnie ogromną zagadką. Liczyły się jednak umiejętności, a jeśli owy mężczyzna je posiadał i mógł poszczycić się posiadaniem certyfikatu ukończenia kursu alchemicznego, to nie było powodu, abym go odrzucała tylko dlatego, że jest mi nieznany. A jako, że był to mężczyzna, to chcąc nie chcąc musiałam na nasze pierwsze spotkanie przyjść z przyzwoitką. Rozesłałam listy do Inary oraz do pana Cresswell z datą i miejscem pierwszego spotkania i o umówionej godzinie znalazłam się w odpowiednim miejscu.
Na pierwsze spotkanie wybrałam Bibliotekę Londyńską i jej magiczne zbiory, a swoim towarzyszom kazałam pojawić się przy dziale z alchemią. Musieliśmy znaleźć informacje jak taki eliksir powinien wyglądać, jakie powinien posiadać składniki, jakimi cechami się kierować. Najłatwiej byłoby połączyć dwie właściwości dwóch różnych eliksirów, takie właściwości, które dadzą większą odporność na ból i zmęczenie, sprawdzić które składniki odpowiadały za te działanie i na ich podstawie stworzyć coś nowego. Taka była moja opinia, ale może Inara i pan Cresswell będą mieli inne zdanie? Nie miałam zamiaru im nic narzucać, mimo że kierowałam zespołem, to ich doświadczenie było zapewne zdecydowanie większe niż moje.
Pojawiłam się chwilę przed czasem, moja przyzwoitka usiadła sobie gdzieś z boku zaczytując się w jednej z książek, nie było bowiem potrzeby, aby stała nad moją głową, a ja w tym czasie, czekając na przybycie towarzyszy, przeszukiwałam już półki w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby nam być potrzebne. Przerwałam jednak w momencie, gdy pojawiła się pierwsza osoba, którą poszłam przywitać. Liczyłam na miłą współpracę i szybkie wyniki, w Inarę wierzyłam i wiedziała, że da z siebie wszystko. Ale ten Frank? Miałam nadzieję, że to ktoś porządny.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Początkowo chciało jej się śmiać, że bez zastanowienia zdecydowała się wziąć udział w ministerialnych badaniach. Była niezwykle dumna, że bez pomocy urzędów udało się zakończyć prowadzone jeszcze do samego początku kwietnia - własnych badań, ale...droga do sukcesu była długa. Nie liczyła godzin, które poświęciła wraz z towarzyszami na przeprowadzenie kolejnych etapów, mozolnie brnąć mimo początkowego, całkiem wyrazistego niepowodzenia. Horyzont bardzo skwapliwie zainteresował się badaczami, chociaż mało miało wspólnego z treścią lykantropicznych koncepcji. Musiała odpuścić, chociaż zdziwił ją brak odzewu ze strony naukowej. Może rzeczywiście bardziej interesował ich serwowany wśród szlachty poczęstunek?...
Zdecydowaną zasługą jej obecności na badaniach była Victoria. Jej nie umiała i nie chciała odmówić, tym bardziej, że pamiętała własną niepewność początków. Kolejną sprawą był sam cel. Eliksir silnej woli mógł być ciekawą odmianą poszukiwań, a fakt okazji do zdobycia niezaprzeczalnie wartościowej wiedzy - nie mogła odpuścić. I był też Frank. Jego obecności nie spodziewała się, początkowo czując tlące się na końcu języka pytania. List jaki otrzymała zmył jednak pytania i cieszyła się, że będą miały u boku jego wiedzę i doświadczenie. A przy okazji otrzyma kilka okazji do poznania zdystanoswanej persony, która pojawiła się na feralnym spotkaniu.
Przekroczyła wyznaczony próg magicznej biblioteki. Była na czas, ale nie musiała sie martwić o naganę. Zdawała sobie sprawę, że ich pierwsze kroki będą polegały na mozolnej i monotonnej próbie znalezienia właściwych informacji. Była to najbardziej męcząca część badań, ale bez niej ciężko byłoby ruszyć dalej.
- Vici - przywitała jasnowłosą kobietę, która już krzątała się pod sięgającą sufitu półką z opasłymi tomiszczami. Nie martwiła się, że obrazi się za zdrobnienie. Zapewne przyzwyczaiła się, że Inara miała podobną tendencję do wszystkich, bliższych jej osób - mam nadzieję, ze nie zaczęłaś beze mnie? - uśmiechnęła się, ściągając skórzane rękawiczki i nachyliła się, by lekko ucałować urodziwy policzek przyjaciółki.
Zdecydowaną zasługą jej obecności na badaniach była Victoria. Jej nie umiała i nie chciała odmówić, tym bardziej, że pamiętała własną niepewność początków. Kolejną sprawą był sam cel. Eliksir silnej woli mógł być ciekawą odmianą poszukiwań, a fakt okazji do zdobycia niezaprzeczalnie wartościowej wiedzy - nie mogła odpuścić. I był też Frank. Jego obecności nie spodziewała się, początkowo czując tlące się na końcu języka pytania. List jaki otrzymała zmył jednak pytania i cieszyła się, że będą miały u boku jego wiedzę i doświadczenie. A przy okazji otrzyma kilka okazji do poznania zdystanoswanej persony, która pojawiła się na feralnym spotkaniu.
Przekroczyła wyznaczony próg magicznej biblioteki. Była na czas, ale nie musiała sie martwić o naganę. Zdawała sobie sprawę, że ich pierwsze kroki będą polegały na mozolnej i monotonnej próbie znalezienia właściwych informacji. Była to najbardziej męcząca część badań, ale bez niej ciężko byłoby ruszyć dalej.
- Vici - przywitała jasnowłosą kobietę, która już krzątała się pod sięgającą sufitu półką z opasłymi tomiszczami. Nie martwiła się, że obrazi się za zdrobnienie. Zapewne przyzwyczaiła się, że Inara miała podobną tendencję do wszystkich, bliższych jej osób - mam nadzieję, ze nie zaczęłaś beze mnie? - uśmiechnęła się, ściągając skórzane rękawiczki i nachyliła się, by lekko ucałować urodziwy policzek przyjaciółki.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Nigdy nie przepadał za Biblioteką Londyńską.
Wysokie do sufitu półki, zapełnione po brzegi książkami o identycznie wyglądających grzbietach wraz z bliźniaczymi stolikami poustawianymi wszędzie zgodnie z tą samą zasadą, tworzyły niekończący się labirynt, w którym zgubił się niemal od razu po przekroczeniu progu budynku. Chociaż skrupulatnie sprawdził lokalizację działu alchemicznego, przez dłuższą chwilę studiując znajdującą się przy wejściu rozpiskę, to rozłożenie regałowych korytarzy zdawało się mieć niewiele wspólnego ze spisanymi starannie wskazówkami lub – co było bardziej prawdopodobne – Frank mylnie je rozczytał, bardzo szybko tracąc orientację w rozległych pomieszczeniach. Nie był przyzwyczajony do kluczenia między półkami; najlepiej czując się w zaciszu własnej pracowni albo za barem Dziurawego Kotła, bardzo rzadko opuszczał lokal. Obce otoczenie skutecznie odbierało mu większość pewności siebie, czyniąc z niego osobę milczącą i raczej wycofaną, stroniącą od ludzi na tyle, że nie zdecydował się o zapytanie któregoś z pracowników biblioteki o wskazówki, decydując się na długie błądzenie wśród książek, zanim wreszcie udało mu się wypatrzyć znajomą sylwetkę.
Nie musiał zerkać na zegarek, żeby wiedzieć, że się spóźnił.
Podszedł do dwóch kobiet raczej niepewnie, zduszając w zarodku cichą ochotę, żeby ulotnić się, zanim go zauważą i zapomnieć o całych tych badaniach. Właściwie nie był nawet pewien, dlaczego postanowił wysłać na nie swoje zgłoszenie; eliksir silnej woli, choć niewątpliwie przydatny, znajdował się poza obszarem jego alchemicznych zainteresowań, nie mówiąc już o tym, że bardzo rzadko rezygnował z samodzielności. Nie był pewien, czy w ogóle potrafił współpracować, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nie posiadł jeszcze wystarczającej wiedzy, żeby opierać się wyłącznie na niej. Ministerstwo miało środki, o których on mógł wyłącznie marzyć, poza tym – już pozwolił jednej okazji przejść mu koło nosa i nie miał zamiaru zrobić tego po raz drugi. – Przepraszam? – mruknął, odchrząkując cicho i starając się zwrócić na siebie uwagę. Obie kobiety wydawały się od niego młodsze, ale aura, którą roztaczały, wprawiała go w pewne… onieśmielenie. Skinął głową dosyć niezręcznie. – To znaczy, dzień dobry. Lady Carrow, lady Parkinson – przywitał się, pierwsze nazwisko pamiętając (i nie mając pojęcia, że Inara zdążyła je zmienić), drugie przypominając sobie z otrzymanego niedawno listu. – Nazywam się Frank Cresswell – dodał jeszcze, przez chwilę wahając się, czy wypadało mu wyciągnąć dłoń, ale koniec końców z tego rezygnując.
Wysokie do sufitu półki, zapełnione po brzegi książkami o identycznie wyglądających grzbietach wraz z bliźniaczymi stolikami poustawianymi wszędzie zgodnie z tą samą zasadą, tworzyły niekończący się labirynt, w którym zgubił się niemal od razu po przekroczeniu progu budynku. Chociaż skrupulatnie sprawdził lokalizację działu alchemicznego, przez dłuższą chwilę studiując znajdującą się przy wejściu rozpiskę, to rozłożenie regałowych korytarzy zdawało się mieć niewiele wspólnego ze spisanymi starannie wskazówkami lub – co było bardziej prawdopodobne – Frank mylnie je rozczytał, bardzo szybko tracąc orientację w rozległych pomieszczeniach. Nie był przyzwyczajony do kluczenia między półkami; najlepiej czując się w zaciszu własnej pracowni albo za barem Dziurawego Kotła, bardzo rzadko opuszczał lokal. Obce otoczenie skutecznie odbierało mu większość pewności siebie, czyniąc z niego osobę milczącą i raczej wycofaną, stroniącą od ludzi na tyle, że nie zdecydował się o zapytanie któregoś z pracowników biblioteki o wskazówki, decydując się na długie błądzenie wśród książek, zanim wreszcie udało mu się wypatrzyć znajomą sylwetkę.
Nie musiał zerkać na zegarek, żeby wiedzieć, że się spóźnił.
Podszedł do dwóch kobiet raczej niepewnie, zduszając w zarodku cichą ochotę, żeby ulotnić się, zanim go zauważą i zapomnieć o całych tych badaniach. Właściwie nie był nawet pewien, dlaczego postanowił wysłać na nie swoje zgłoszenie; eliksir silnej woli, choć niewątpliwie przydatny, znajdował się poza obszarem jego alchemicznych zainteresowań, nie mówiąc już o tym, że bardzo rzadko rezygnował z samodzielności. Nie był pewien, czy w ogóle potrafił współpracować, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nie posiadł jeszcze wystarczającej wiedzy, żeby opierać się wyłącznie na niej. Ministerstwo miało środki, o których on mógł wyłącznie marzyć, poza tym – już pozwolił jednej okazji przejść mu koło nosa i nie miał zamiaru zrobić tego po raz drugi. – Przepraszam? – mruknął, odchrząkując cicho i starając się zwrócić na siebie uwagę. Obie kobiety wydawały się od niego młodsze, ale aura, którą roztaczały, wprawiała go w pewne… onieśmielenie. Skinął głową dosyć niezręcznie. – To znaczy, dzień dobry. Lady Carrow, lady Parkinson – przywitał się, pierwsze nazwisko pamiętając (i nie mając pojęcia, że Inara zdążyła je zmienić), drugie przypominając sobie z otrzymanego niedawno listu. – Nazywam się Frank Cresswell – dodał jeszcze, przez chwilę wahając się, czy wypadało mu wyciągnąć dłoń, ale koniec końców z tego rezygnując.
you better keep the wolf back from the door
he wanders ever closer every night
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine
Frank Cresswell
Zawód : właściciel dziurawego kotła, naukowiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
a lot of hope in one man tent
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Oczywistym było, że nie musiałam długo czekać na swoich towarzyszy. Ledwo zaczęłam przeczesywać regały w poszukiwaniu interesujących dla nas pozycji, kiedy usłyszałam kroki zbliżającej się osoby, którą okazała się moja droga przyjaciółka Inara. Nim jednak do niej podeszłam, uważnie zeszłam z drabiny, ponieważ nie chciałam dzisiejszego spotkania rozpocząć od wizyty w Mungu ze skręconą kostką i dopiero gdy moje dwie stopy stały już na podłodze odwróciłam się w jej kierunku, aby ją przywitać.
- Inaro - zwróciła się do niej ciepło. - Oczywiście, że nie. Nie będę odbierać wam pracy. Ściągnęłam tylko kilka książek.
Również się zbliżyłam, aby ucałować policzek przyjaciółki. I nim zdążyły się do końca przywitać, przerwał im jakiś mężczyzna, zwracając na siebie ich uwagę. Spojrzałam na niego kątem oka, na początku nie rozumiejąc czego owy mężczyzna od nas chce, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że jest tym alchemikiem, który miał pomóc nam w naszym przedsięwzięciu. Tym bardziej, że z jego ust padło nazwisko osoby, do której jeszcze niedawno pisałam umawiając się na spotkanie. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, chcąc zachowywać pozór miłej, dobrze wychowanej panny, która w obliczu pracy potrafi zachować się profesjonalnie. Nie musiałam się niczego obawiać, moja przyzwoitka słysząc głos mężczyzny na pewno oderwała się już od swojej romantycznej powieści bacznie nam się teraz przyglądając.
- Panie Cresswell, miło mi pana poznać - skwitowałam, a następnie lekko kiwnęłam mu głową w kwestii przywitania.
To, że wymówił stare nazwisko Inary lekko mnie rozbawiło, ale nie czułam się na tyle odpowiedzialna za to, aby go naprostować. Niech Inara użyje swojego nowego nazwiska, w końcu tak idealnie do niej pasował.
Kończąc etap przywitań zgrabnie przeskoczyliśmy do etapu rozpoczęcia pracy nad eliksirem. Odwróciłam się do nich plecami, aby podejść do stołu, na którym leżało już kilka dużych ksiąg, które udało mi się ściągnąć z półek. Splotłam dłonie przed sobą i spojrzałam na Inarę, by zaraz wzrokiem przeskoczyć na pana Cresswell.
- Przede wszystkim chciałam wam podziękować, że zdecydowaliście się mi pomóc. Sama nie dałabym rady, doświadczenie innych alchemików na pewno będzie bardzo pomocne - rozpoczęłam krótką przemową. - Ustaliłam pewien plan pracy, który wysłałam wam w liście, rozpocząć powinniśmy od poszukania informacji, jakie będą nam potrzebne do stworzenia eliksiru. Osobiście myślałam o tym, aby poszukać dwa eliksiry, które posiadają właściwości, które nas interesują i postarać się połączyć ze sobą składniki, które właśnie te właściwości dają. Oczywiście, jeśli macie inne propozycje, to bardzo chętnie je wysłucham.
Oparłam się lekko o stół oczekując ich odpowiedź. Mogliśmy od razu zabrać się do pracy, aby nie tracić czasu. Nie było to nic trudnego, co mogłoby zaprzątać ich głowy, ale, aby skończyć szybciej, musieliśmy, my wszyscy, wykazać zaangażowanie. Byłam gotowa do szukania informacji, dyskusji i prób. Mam nadzieję, że Inara oraz pan Cresswell również.
- Inaro - zwróciła się do niej ciepło. - Oczywiście, że nie. Nie będę odbierać wam pracy. Ściągnęłam tylko kilka książek.
Również się zbliżyłam, aby ucałować policzek przyjaciółki. I nim zdążyły się do końca przywitać, przerwał im jakiś mężczyzna, zwracając na siebie ich uwagę. Spojrzałam na niego kątem oka, na początku nie rozumiejąc czego owy mężczyzna od nas chce, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że jest tym alchemikiem, który miał pomóc nam w naszym przedsięwzięciu. Tym bardziej, że z jego ust padło nazwisko osoby, do której jeszcze niedawno pisałam umawiając się na spotkanie. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, chcąc zachowywać pozór miłej, dobrze wychowanej panny, która w obliczu pracy potrafi zachować się profesjonalnie. Nie musiałam się niczego obawiać, moja przyzwoitka słysząc głos mężczyzny na pewno oderwała się już od swojej romantycznej powieści bacznie nam się teraz przyglądając.
- Panie Cresswell, miło mi pana poznać - skwitowałam, a następnie lekko kiwnęłam mu głową w kwestii przywitania.
To, że wymówił stare nazwisko Inary lekko mnie rozbawiło, ale nie czułam się na tyle odpowiedzialna za to, aby go naprostować. Niech Inara użyje swojego nowego nazwiska, w końcu tak idealnie do niej pasował.
Kończąc etap przywitań zgrabnie przeskoczyliśmy do etapu rozpoczęcia pracy nad eliksirem. Odwróciłam się do nich plecami, aby podejść do stołu, na którym leżało już kilka dużych ksiąg, które udało mi się ściągnąć z półek. Splotłam dłonie przed sobą i spojrzałam na Inarę, by zaraz wzrokiem przeskoczyć na pana Cresswell.
- Przede wszystkim chciałam wam podziękować, że zdecydowaliście się mi pomóc. Sama nie dałabym rady, doświadczenie innych alchemików na pewno będzie bardzo pomocne - rozpoczęłam krótką przemową. - Ustaliłam pewien plan pracy, który wysłałam wam w liście, rozpocząć powinniśmy od poszukania informacji, jakie będą nam potrzebne do stworzenia eliksiru. Osobiście myślałam o tym, aby poszukać dwa eliksiry, które posiadają właściwości, które nas interesują i postarać się połączyć ze sobą składniki, które właśnie te właściwości dają. Oczywiście, jeśli macie inne propozycje, to bardzo chętnie je wysłucham.
Oparłam się lekko o stół oczekując ich odpowiedź. Mogliśmy od razu zabrać się do pracy, aby nie tracić czasu. Nie było to nic trudnego, co mogłoby zaprzątać ich głowy, ale, aby skończyć szybciej, musieliśmy, my wszyscy, wykazać zaangażowanie. Byłam gotowa do szukania informacji, dyskusji i prób. Mam nadzieję, że Inara oraz pan Cresswell również.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Biblioteka była oczywistym wyborem na sam początek. A jednak ciche podszepty, które męczyły ją przy pierwszych badaniach, nieustannie twierdziły, że powinni szukać w innych źródłach, mniej oczywistych. A może właśnie najbardziej? Czasem poszukiwane odpowiedzi znajdowały się bliżej, niż można było przypuszczać w wiedzy dostępnej każdemu. Wystarczyło tylko odpowiedniego spojrzenia, pryzmatu, które ustawiało obiekt we właściwej perspektywie.
- A miałam nadzieję, że powiesz o przyjemności, nie pracy - zmrużyła oczy, nawet nie próbując zmyć z ust błąkającego się uśmiechu. Jeśli miała działać, nie chciała, by pracy towarzyszyło niepotrzebne spięcie. Dziś - potrzebna im była przede wszystkim cierpliwość.
O tym, że pojawił się drugi alchemik - najpierw usłyszała. Kroki mocne, chociaż naznaczone chwilową? niepewnością. Zabawne, że zwróciła na to uwagę. Ale to w twarzy doszukiwała sie potwierdzenia intuicyjnych wrażeń.
- Frank... - odezwała się, gdy tylko padły słowa przywitania - bo mogę tak do ciebie mówić, prawda? Wydawało mi się, że zdążyliśmy sobie wszelkie tego tematu dotyczące kwestie wyjaśnić - usta wygięły się do góry, a uśmiech wyraźnie naznaczył ciemne tęczówki spojrzenia - Mamy pracować wspólnie nad eliksirem i to jest cel spotkania. Nie będą nam w tej chwili potrzebne podobne konwenanse - zakończyła, by wrócić uwagę ku przyjaciółce. Nie komentowała zmiany swego nazwiska. Na to przyjdzie jeszcze bardziej odpowiednia chwila. Musieli omówić pierwsze działania, nawet jeśli poszukiwanie mieli zacząć od zera.
- Można też - zaczęła, gdy Victoria przedstawiła swój plan i pomysł - spróbować rozeznać się wśród samych ingrediencji. Poszukać tych, które mniej lub bardziej znacząco reagują na czarodzieja wzmacniająco. I tak będzie trzeba je wstępnie przetestować także w korelacji z poszczególnymi składnikami. Niektóre mogą się wzajemnie wykluczać i neutralizować - uśmiechnęła się raz jeszcze, ale mówiła w skupieniu. Próbowała wyciągać wnioski z poprzednich badań i wszystkich błędów które popełniała - Na pewno proponowałabym działać jednocześnie na ingrediencjach i ziołowych i odzwierzęcych. W eliksirze powinny się znaleźć środki z obu stron. Może nawet te pochodzenia...gwiezdnego? - skupiła wzrok na towarzyszach, by w zamyśleniu przekładać kartki jednej z otwartych przed nią ksiąg.
- A miałam nadzieję, że powiesz o przyjemności, nie pracy - zmrużyła oczy, nawet nie próbując zmyć z ust błąkającego się uśmiechu. Jeśli miała działać, nie chciała, by pracy towarzyszyło niepotrzebne spięcie. Dziś - potrzebna im była przede wszystkim cierpliwość.
O tym, że pojawił się drugi alchemik - najpierw usłyszała. Kroki mocne, chociaż naznaczone chwilową? niepewnością. Zabawne, że zwróciła na to uwagę. Ale to w twarzy doszukiwała sie potwierdzenia intuicyjnych wrażeń.
- Frank... - odezwała się, gdy tylko padły słowa przywitania - bo mogę tak do ciebie mówić, prawda? Wydawało mi się, że zdążyliśmy sobie wszelkie tego tematu dotyczące kwestie wyjaśnić - usta wygięły się do góry, a uśmiech wyraźnie naznaczył ciemne tęczówki spojrzenia - Mamy pracować wspólnie nad eliksirem i to jest cel spotkania. Nie będą nam w tej chwili potrzebne podobne konwenanse - zakończyła, by wrócić uwagę ku przyjaciółce. Nie komentowała zmiany swego nazwiska. Na to przyjdzie jeszcze bardziej odpowiednia chwila. Musieli omówić pierwsze działania, nawet jeśli poszukiwanie mieli zacząć od zera.
- Można też - zaczęła, gdy Victoria przedstawiła swój plan i pomysł - spróbować rozeznać się wśród samych ingrediencji. Poszukać tych, które mniej lub bardziej znacząco reagują na czarodzieja wzmacniająco. I tak będzie trzeba je wstępnie przetestować także w korelacji z poszczególnymi składnikami. Niektóre mogą się wzajemnie wykluczać i neutralizować - uśmiechnęła się raz jeszcze, ale mówiła w skupieniu. Próbowała wyciągać wnioski z poprzednich badań i wszystkich błędów które popełniała - Na pewno proponowałabym działać jednocześnie na ingrediencjach i ziołowych i odzwierzęcych. W eliksirze powinny się znaleźć środki z obu stron. Może nawet te pochodzenia...gwiezdnego? - skupiła wzrok na towarzyszach, by w zamyśleniu przekładać kartki jednej z otwartych przed nią ksiąg.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
|7 maj
Stał przed biblioteką skoro świt wyczekując jej otwarcia, a wszystko po to by móc spędzić w jej wnętrzu jak najwięcej czasu. Lubił intensywną pracę. Nie widział sensu w "zaglądaniu na chwilę". Jak wogle można było czegokolwiek się dowiedzieć podczas dwu-trzy godzinnej sesji poszukiwań? Nic! Dlatego Dolohov od samego początku nastawiał się na kilkunastogodzinną przygodę w dziale ksiąg magicznych. Miał przy sobie narzędzia do sporządzania notatek i nalewkę z pigwy na drugie śniadanie, obiad i kolacje. To miał być produktywny dzień. Przełomowy!
Nie tracąc czasu, gdy odźwierny uchylił wrota to Valerij wślizgnął się do środka i od razu podążył w stronę dobrze sobie znanemu działowi ksiąg magicznych. To tu znajdzie odpowiedzi. Miał zamiar. Wierzył bardzo, że skoro on odnalazł poszlakę o tym, jak istniała możliwość łączenia części buchorożca z innymi ingrediencjami to ktoś też musiał. A jeśli nie tonie potrafił uwierzyć, że nikt nie próbował nic w tym kierunku robić. Musiał. Problem jednak polegał na tym, że te próby mogły być nieudolne, nie przynoszące oczekiwanych rezultatów. Wówczas nie było dziwnym o nikłym rozgłosie takowych. Żaden naukowiec w końcu nie lubił się chwalić niepowodzeniami. Jeszcze mniej decydowało się je spisać, a jeśli już to robili to pod pseudonimami spisując księgi z punktu widzenia niby to przypadkowego obserwatora. Udają że to nie oni. Wchodząc w skórę i grę namolnego skryby nie wiedząc, że zdradza ich fachowy język i terminologia, którą laik nie potrafiłby się posługiwać. To bardzo utrudniało pracę, lecz Valerij był zdeterminowany. Zaczął od zdobytej dwa dni temu poszlaki. Czytał wówczas o Norwegu,który wykorzystywał miksturę buchonorożca. To w jego notatkach Rosjanin odkrył trop świadcząc o tym, że części buchonorożca wchodzą w reakcje z innymi. Dolohov jako naukowiec nie wierzył, że człowiek ten nie podzielił się tą wiedzą z alchemikiem który zapatrzał go w mikstury. Jeszcze bardziej nie chciał wierzyć w to, ze człowiek ten nic z tym nie zrobił. Ale powoli, on wszystko odkryje i się dowie. Od informacji do informacji. Miał dziś cały dzień.
|historia magii I, +5
Stał przed biblioteką skoro świt wyczekując jej otwarcia, a wszystko po to by móc spędzić w jej wnętrzu jak najwięcej czasu. Lubił intensywną pracę. Nie widział sensu w "zaglądaniu na chwilę". Jak wogle można było czegokolwiek się dowiedzieć podczas dwu-trzy godzinnej sesji poszukiwań? Nic! Dlatego Dolohov od samego początku nastawiał się na kilkunastogodzinną przygodę w dziale ksiąg magicznych. Miał przy sobie narzędzia do sporządzania notatek i nalewkę z pigwy na drugie śniadanie, obiad i kolacje. To miał być produktywny dzień. Przełomowy!
Nie tracąc czasu, gdy odźwierny uchylił wrota to Valerij wślizgnął się do środka i od razu podążył w stronę dobrze sobie znanemu działowi ksiąg magicznych. To tu znajdzie odpowiedzi. Miał zamiar. Wierzył bardzo, że skoro on odnalazł poszlakę o tym, jak istniała możliwość łączenia części buchorożca z innymi ingrediencjami to ktoś też musiał. A jeśli nie tonie potrafił uwierzyć, że nikt nie próbował nic w tym kierunku robić. Musiał. Problem jednak polegał na tym, że te próby mogły być nieudolne, nie przynoszące oczekiwanych rezultatów. Wówczas nie było dziwnym o nikłym rozgłosie takowych. Żaden naukowiec w końcu nie lubił się chwalić niepowodzeniami. Jeszcze mniej decydowało się je spisać, a jeśli już to robili to pod pseudonimami spisując księgi z punktu widzenia niby to przypadkowego obserwatora. Udają że to nie oni. Wchodząc w skórę i grę namolnego skryby nie wiedząc, że zdradza ich fachowy język i terminologia, którą laik nie potrafiłby się posługiwać. To bardzo utrudniało pracę, lecz Valerij był zdeterminowany. Zaczął od zdobytej dwa dni temu poszlaki. Czytał wówczas o Norwegu,który wykorzystywał miksturę buchonorożca. To w jego notatkach Rosjanin odkrył trop świadcząc o tym, że części buchonorożca wchodzą w reakcje z innymi. Dolohov jako naukowiec nie wierzył, że człowiek ten nie podzielił się tą wiedzą z alchemikiem który zapatrzał go w mikstury. Jeszcze bardziej nie chciał wierzyć w to, ze człowiek ten nic z tym nie zrobił. Ale powoli, on wszystko odkryje i się dowie. Od informacji do informacji. Miał dziś cały dzień.
|historia magii I, +5
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Jedyne na co trafił podczas posiedzenia w bibliotece było imię i nazwisko alchemika, którego publikacje tu nie istniały. Nic. Zero. Ani karteczki zapisanego pergaminu. Valerij nie trafił nawet na żadne dane na temat tego człowieka u innych alchemików. Człowiek duch. Zdawał się nie istnieć. Zrezygnowany i sfrustrowany Valerij porzucił pomysł trzymania się tej poszlaki i próbował znaleźć punkt zaczepienia na poszukiwany temat w pracach innych naukowców. Niemożliwym ciężkim jednak było odnalezienie się tym wszystkim bez jakiejś konkretniejszej wskazówki. Ten dzień jednak okazał się nie tak owocny jak powinien.
|zt
|zt
Czuł się raczej niezręcznie witając się z dwiema młodszymi kobietami, które przewyższały go nie tylko statusem społecznym, ale również znajomością skomplikowanych manier, jednak wyglądało na to, że wrażenie było jednostronne; zwłaszcza Inara zdawała się zachowywać wyjątkowo swobodnie i kącik ust powędrował mu w górę, kiedy machnęła ręką na jego próbę oddania ukłonu niezbędnym konwenansom. Starał się nie pokazywać tego zbyt jawnie, ale odetchnął z ulgą – przez chwilę bał się, że przed rozpoczęciem pracy zostanie zmuszony do odegrania jakiegoś wyrafinowanego wstępu, na przykład przeprowadzenia grzecznej pogawędki o pogodzie, polityce, jedwabnych serwetkach albo innych rzeczach, którymi (w jego ograniczonym mniemaniu) na co dzień zajmowali się przedstawiciele czarodziejskiej arystokracji.
Kiwnął głową, zwracając się do Inary. – Oczywiście – przytaknął; właściwie wolał, kiedy ludzie mówili do niego po imieniu. Nazwisko, to samo, które nosił jego niesławny ojciec, spływało z języka jakoś sztywno, sucho i nieprzyjemnie, zwłaszcza, że jedynymi osobami, które odzywały się do niego w ten sposób, byli urzędnicy od czasu do czasu kontrolujący Dziurawy Kocioł.
Nie odzywał się wiele, głównie słuchając tego, co miały do powiedzenia alchemiczki i milcząco się z nimi zgadzając; cieszył się, że postanowili w miarę szybko przejść do działania i palcami przebierając już niecierpliwie po skórzanej okładce najbliżej leżącej księgi. – Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić jedno i drugie – dodał, wypełniając ciszę, która nastąpiła po słowach Inary. – Osobiście zacząłbym od eliksiru niezłomności i eliksiru siły; oba mają działanie mocno zbliżone do tego, które chcemy osiągnąć. – Odchrząknął bezgłośnie. – Po rozłożeniu ich na czynniki pierwsze można poeksperymentować z zamianą poszczególnych ingrediencji. Wszelakiego pochodzenia. – Kiwnął w stronę obu kobiet; obie miały rację.
Odczekał chwilę, upewniając się, że żadna z alchemiczek nie chciała kontynuować rozmowy, po czym ruszył w stronę półek, ściągając z nich pierwsze interesujące pozycje. Znajomy ciężar grubych tomiszczy w dłoniach podziałał na niego odprężająco, dzięki czemu już po paru minutach zapomniał o początkowym zdenerwowaniu i niepewności, zagłębiając się w lekturze i analizując wszystko, co wydało mu się przydatne. Co jakiś czas podnosił też głowę znad pożółkłych stronnic, wtrącając jakąś uwagę albo wysłuchując tych, które miały do wygłoszenia towarzyszące mu kobiety.
Kiwnął głową, zwracając się do Inary. – Oczywiście – przytaknął; właściwie wolał, kiedy ludzie mówili do niego po imieniu. Nazwisko, to samo, które nosił jego niesławny ojciec, spływało z języka jakoś sztywno, sucho i nieprzyjemnie, zwłaszcza, że jedynymi osobami, które odzywały się do niego w ten sposób, byli urzędnicy od czasu do czasu kontrolujący Dziurawy Kocioł.
Nie odzywał się wiele, głównie słuchając tego, co miały do powiedzenia alchemiczki i milcząco się z nimi zgadzając; cieszył się, że postanowili w miarę szybko przejść do działania i palcami przebierając już niecierpliwie po skórzanej okładce najbliżej leżącej księgi. – Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić jedno i drugie – dodał, wypełniając ciszę, która nastąpiła po słowach Inary. – Osobiście zacząłbym od eliksiru niezłomności i eliksiru siły; oba mają działanie mocno zbliżone do tego, które chcemy osiągnąć. – Odchrząknął bezgłośnie. – Po rozłożeniu ich na czynniki pierwsze można poeksperymentować z zamianą poszczególnych ingrediencji. Wszelakiego pochodzenia. – Kiwnął w stronę obu kobiet; obie miały rację.
Odczekał chwilę, upewniając się, że żadna z alchemiczek nie chciała kontynuować rozmowy, po czym ruszył w stronę półek, ściągając z nich pierwsze interesujące pozycje. Znajomy ciężar grubych tomiszczy w dłoniach podziałał na niego odprężająco, dzięki czemu już po paru minutach zapomniał o początkowym zdenerwowaniu i niepewności, zagłębiając się w lekturze i analizując wszystko, co wydało mu się przydatne. Co jakiś czas podnosił też głowę znad pożółkłych stronnic, wtrącając jakąś uwagę albo wysłuchując tych, które miały do wygłoszenia towarzyszące mu kobiety.
you better keep the wolf back from the door
he wanders ever closer every night
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine
and how he waits, baying for blood
I promised you everything would be fine
Frank Cresswell
Zawód : właściciel dziurawego kotła, naukowiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
a lot of hope in one man tent
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
there's no room for innocence
take me home before the storm
velvet moths will keep us warm
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Frank Cresswell' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
A ja czułam się niezręcznie w jego obecności. Ale byłam młoda, to były moje pierwsze badania i nie miałam zbyt dobrych kontaktów z alchemicznym światem, dlatego nie grymasiłam przy jego zgłoszeniu. Tym bardziej, że Inara zadawała się go znać, dlatego starałam się traktować go normalnie, aby nie urazić przyjaciółki. Było to ostatnią rzeczą, którą chciałam dzisiejszego dnia zrobić. Zamiast skupiać się na mężczyźnie, całą swoją uwagę przelałam na Inarę, słuchając uważnie jej słów. Kiwnęłam głową, bo miała rację. Musieliśmy testować, szukać, łączyć ze sobą odpowiednie składniki. Faktycznie, dwa mogły się wykluczać i wtedy będzie problem, ale byłam przekonana, że znajdziemy wyjście z każdej sytuacji.
- Masz rację - odpowiedziałam jej.
Zaraz do dyskusji włączył się mężczyzna, który również miał do powiedzenia wiele interesujących rzeczy. Mówił z sensem, widać było, że zna się na rzeczy. Eliksir siły i niezłomności, gdyby udało się je razem połączyć dostalibyśmy idealną mieszankę. Plusem było, że ona te eliksiry posiadały jednakowe serca. Należało poszukać informacji z jakimi ingrediencjami owe serce najlepiej współpracuje, które z nich odpowiadają za siłę, wolę walki, wszystko musiało być w tych księgach, o tutaj, ukrytych na najwyższych półkach. Wzięłam jedną z nich, tych, których przed chwilą sama ściągnęłam i zaczęłam wertować.
- Eliksir siły i niezłomności mają jednakowe serce, róg garboroga. Wykorzystywany on jest także w eliksirze byka? Dzięki temu wiemy, że róg byka powoduje większą siłę. Moglibyśmy sprawdzić jak będzie zachowywać się w towarzystwie innych składników - zauważyłam.
Sięgnęłam po inną księgę, której kartki energicznie przerzucałam, jakbym doskonale wiedziała gdzie i czego szukać. I może tak właśnie było, w końcu sama z nich korzystałam będąc na kursie alchemicznym, podobne znajdowały się także w Hogwarcie. Nie byłam pewna, ale może miałam je także w domu. Wszystko było bardzo możliwe. Ale w końcu, wracając, znalazłam to, czego szukałam. Podeszłam do Inary, pokazując jej rozległą tabelkę.
- Proszę, spójrz. Róg byka oraz muchy siatkoskrzydłe należą do ingrediencji neutralnych. Wydaje mi się, że powinniśmy sprawdzić jak zadziałają razem i, jeżeli wszystko pójdzie dobrze, jak będą działać ze składnikami szlachetnymi i plugawymi. Bo szlachetnych i plugawych nie wolno łączyć, przynajmniej nie znam takiego przypadku - spojrzałam na Franka oczekując jego opinii także. - Do czego dążę. Że wiedzą jak reagują z jedną i drugą grupą będziemy wiedzieć gdzie szukać.
Miałam ogromną nadzieję, że zrozumieją o co mi chodzi i, co najważniejsze, że moje rozumowanie jest poprawne. A jeśli nie, to mnie poprawią. Byłam w tym gronie najmłodsza, chociaż na pewno nie odstawałam kompetencjami od Inary, ani tego mężczyzny. A dzięki takim badaniom i stawianiem przed sobą nowych wyzwań mogłam się naprawdę dużo nauczyć.
Bonus spostrzegawczość: +5
- Masz rację - odpowiedziałam jej.
Zaraz do dyskusji włączył się mężczyzna, który również miał do powiedzenia wiele interesujących rzeczy. Mówił z sensem, widać było, że zna się na rzeczy. Eliksir siły i niezłomności, gdyby udało się je razem połączyć dostalibyśmy idealną mieszankę. Plusem było, że ona te eliksiry posiadały jednakowe serca. Należało poszukać informacji z jakimi ingrediencjami owe serce najlepiej współpracuje, które z nich odpowiadają za siłę, wolę walki, wszystko musiało być w tych księgach, o tutaj, ukrytych na najwyższych półkach. Wzięłam jedną z nich, tych, których przed chwilą sama ściągnęłam i zaczęłam wertować.
- Eliksir siły i niezłomności mają jednakowe serce, róg garboroga. Wykorzystywany on jest także w eliksirze byka? Dzięki temu wiemy, że róg byka powoduje większą siłę. Moglibyśmy sprawdzić jak będzie zachowywać się w towarzystwie innych składników - zauważyłam.
Sięgnęłam po inną księgę, której kartki energicznie przerzucałam, jakbym doskonale wiedziała gdzie i czego szukać. I może tak właśnie było, w końcu sama z nich korzystałam będąc na kursie alchemicznym, podobne znajdowały się także w Hogwarcie. Nie byłam pewna, ale może miałam je także w domu. Wszystko było bardzo możliwe. Ale w końcu, wracając, znalazłam to, czego szukałam. Podeszłam do Inary, pokazując jej rozległą tabelkę.
- Proszę, spójrz. Róg byka oraz muchy siatkoskrzydłe należą do ingrediencji neutralnych. Wydaje mi się, że powinniśmy sprawdzić jak zadziałają razem i, jeżeli wszystko pójdzie dobrze, jak będą działać ze składnikami szlachetnymi i plugawymi. Bo szlachetnych i plugawych nie wolno łączyć, przynajmniej nie znam takiego przypadku - spojrzałam na Franka oczekując jego opinii także. - Do czego dążę. Że wiedzą jak reagują z jedną i drugą grupą będziemy wiedzieć gdzie szukać.
Miałam ogromną nadzieję, że zrozumieją o co mi chodzi i, co najważniejsze, że moje rozumowanie jest poprawne. A jeśli nie, to mnie poprawią. Byłam w tym gronie najmłodsza, chociaż na pewno nie odstawałam kompetencjami od Inary, ani tego mężczyzny. A dzięki takim badaniom i stawianiem przed sobą nowych wyzwań mogłam się naprawdę dużo nauczyć.
Bonus spostrzegawczość: +5
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Victoria Parkinson' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Zakotwiczona gdzieś w powietrzu niezręczność w końcu umykała, albo przynajmniej blakła pod naporem rzeczywistego sensu spotkania. Inara nie chciała i nie planowała poświęcać się nadmiernie konwenansom, które uprzykrzałyby pracę w składzie, jaki mieli. Nauka rządziła się własnymi prawami, odsuwając na bok zwyczajowe kwestie. Jeśli mieli dojść do konsensusu potrzebowali współpracy, a nie sztucznie tworzonych granic. Takich wystarczająco było poza ich działaniami.
Przyjęła uśmiechem zgodę mężczyzny i to wystarczało jej, by uwagę poświecić na cel spotkania. Krótka, acz konkretna dyskusja stanowiła wstęp do ich poszukiwań i każdy wlał w jej skład wiedzę, która razem mogła poprowadzić ich do właściwych poszukiwań - Może rzeczywiście warto skupić się na tym co już gotowe. Dwa tak charakterystyczne eliksiry powinny posiadać konieczne elementy... a braki uzupełnimy na bieżąco - kiwnęła głową w zamyśleniu, by zatrzymać wzrok na mówiącym właśnie Franku. Znajdowali się w dziale, który - teoretycznie - powinien udzielić im wszelkich odpowiedzi. Pamiętała jednak, że początki nie były proste. To od czego się zaczynało, zawsze rzutowało na późniejsze działania. Zatrzymała się obok Victorii najpierw zaglądając przez ramię, na kartkowane tomiszcze, potem sama przesunęła dłonią po kilku, nie tak zakurzonych, jak w innych działach, półce - Myślę, że warto podzielić pracę, mogłabyś skupić się na wskazanych ingrediencjach i działaniu w korelacji z rogiem garboroga, chociaż mnie kusi, żeby sprawdzić coś bardziej intensywnego - wychyliła się, szukając alchemika, który zniknął między półkami, by odnaleźć go pochylającego się nad wybranym pergaminem. Wargi podciągnęły się i wróciła do przyjaciółki. Zanim z przeglądanych ksiąg wybrała właściwą, poświęciła chwilę na znalezienie nazwiska z notatek, które zdążyła wcześniej przygotować - Cześć garboroga znane są ze swoich właściwości wzmacniających, nadających wigoru, a więc wzmacniając też siłę. A gdyby skonfrontować je ze smoczą krwią? - przygryzła wargę, samej pochylając się nad pożółkłymi stronicami. Ktoś na marginesie nakreślił kilka niewyraźnych wpisów - Twój trop wydaje się sensowny - podniosła wzrok na kobietę - a mój pomysł można potraktować eksperymentalnie - przysiadła na brzegu stolika, opierając plecy i filar podtrzymujący jedną ze ścian. Czytać lubiła, ale potrzebowali konkretów. Im szybciej przejdą do części praktycznej, tym łatwiej będzie skonfrontować ich własne myśli z rzeczywistością. Tym bardziej, że dawno nie miała okazji pracować w grupie samych alchemików, którzy - co bardzo przyjemnie pobudzało umysł - rozumieli dywagancje, które krążyły wokół eliksirowych specjałów. Nie musiała tłumaczyć niedokończonej myśli, bo towarzyszący jej alchemicy w mig pojmowali esencję słów.
Spostrzegawczość III (+20)
Przyjęła uśmiechem zgodę mężczyzny i to wystarczało jej, by uwagę poświecić na cel spotkania. Krótka, acz konkretna dyskusja stanowiła wstęp do ich poszukiwań i każdy wlał w jej skład wiedzę, która razem mogła poprowadzić ich do właściwych poszukiwań - Może rzeczywiście warto skupić się na tym co już gotowe. Dwa tak charakterystyczne eliksiry powinny posiadać konieczne elementy... a braki uzupełnimy na bieżąco - kiwnęła głową w zamyśleniu, by zatrzymać wzrok na mówiącym właśnie Franku. Znajdowali się w dziale, który - teoretycznie - powinien udzielić im wszelkich odpowiedzi. Pamiętała jednak, że początki nie były proste. To od czego się zaczynało, zawsze rzutowało na późniejsze działania. Zatrzymała się obok Victorii najpierw zaglądając przez ramię, na kartkowane tomiszcze, potem sama przesunęła dłonią po kilku, nie tak zakurzonych, jak w innych działach, półce - Myślę, że warto podzielić pracę, mogłabyś skupić się na wskazanych ingrediencjach i działaniu w korelacji z rogiem garboroga, chociaż mnie kusi, żeby sprawdzić coś bardziej intensywnego - wychyliła się, szukając alchemika, który zniknął między półkami, by odnaleźć go pochylającego się nad wybranym pergaminem. Wargi podciągnęły się i wróciła do przyjaciółki. Zanim z przeglądanych ksiąg wybrała właściwą, poświęciła chwilę na znalezienie nazwiska z notatek, które zdążyła wcześniej przygotować - Cześć garboroga znane są ze swoich właściwości wzmacniających, nadających wigoru, a więc wzmacniając też siłę. A gdyby skonfrontować je ze smoczą krwią? - przygryzła wargę, samej pochylając się nad pożółkłymi stronicami. Ktoś na marginesie nakreślił kilka niewyraźnych wpisów - Twój trop wydaje się sensowny - podniosła wzrok na kobietę - a mój pomysł można potraktować eksperymentalnie - przysiadła na brzegu stolika, opierając plecy i filar podtrzymujący jedną ze ścian. Czytać lubiła, ale potrzebowali konkretów. Im szybciej przejdą do części praktycznej, tym łatwiej będzie skonfrontować ich własne myśli z rzeczywistością. Tym bardziej, że dawno nie miała okazji pracować w grupie samych alchemików, którzy - co bardzo przyjemnie pobudzało umysł - rozumieli dywagancje, które krążyły wokół eliksirowych specjałów. Nie musiała tłumaczyć niedokończonej myśli, bo towarzyszący jej alchemicy w mig pojmowali esencję słów.
Spostrzegawczość III (+20)
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Magiczne zbiory
Szybka odpowiedź