Wydarzenia


Ekipa forum
Targ uliczny na Portobello Road
AutorWiadomość
Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]17.02.16 3:36

Targ uliczny na Portobello Road

★★
Targ przy Portobello Road otwarty jest w każdy dzień tygodnia. Można natknąć się tutaj na różnych artystów i lokalnych, mocno ekstrawaganckich, mieszkańców, choć bez wątpienia nie uświadczy się tłumów. Zainteresowanie oferowanymi towarami czy usługami jest dużo mniejsze niż niegdyś, gdy stolicę zamieszkiwali nie tylko czarodzieje, a na targu można było znaleźć głównie wytwory mugoli. Stragany rozlokowane są po dwóch stronach wąskiej, aczkolwiek długiej, bo prawie dwumilowej ulicy Portobello Road, biegnącej do samego serca kolorowego Notting Hill; część z nich jest pusta i porzucona, część została rozebrana, wszak po przejściu targu w ręce czarodziejów nie ma tutaj aż tylu wystawców, by zajęli wszystkie stanowiska. W zależności od dnia pojawiają się tu różni wystawcy - przykładowo w każdy piątek odbywają się wyprzedaże magicznych rzeczy używanych, w tym szat najróżniejszych krojów i barw, natomiast w soboty odnaleźć tu można całe narzecza antyków, począwszy od mebli, a kończąc na mniejszych szpargałach. W powietrzu unosi się zapach świeżego pieczywa i wypieków, curry i pomarańczy, a także kredek i farb nielicznych artystów, którzy akurat tworzą coś na chodniku.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:32, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
road - Targ uliczny na Portobello Road Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]01.03.16 21:36
| druga połowa listopada?

Było coraz zimniej. Idąc jedną z londyńskich ulic Lyra wzdrygała się z zimna nawet pomimo rzucenia na swój płaszczyk zaklęcia rozgrzewającego tuż przed wyjściem z domu. Okrycie zdecydowanie pamiętało lepsze czasy, było nieco spłowiałe i wyświechtane, jednak w mugolskiej części miasta nie przykuwało większej uwagi. Co jakiś czas mocniej naciągała na głowę kaptur, by uchronić się przed chłodniejszymi podmuchami wiatru niosącego ze sobą drobne, kłujące chłodem kropelki deszczu. Jej buty cicho stukały o brukową nawierzchnię, od czasu do czasu mijali ją spieszący się mugole. Z rzadka w pobliżu przesuwał się któryś z ich dziwnych, blaszanych pojazdów, jednak panna Weasley umiała już rozpoznawać wydawane przez nie odgłosy i zręcznie ich unikać.
To nie był dobry dzień na takie plany, ale zaledwie parę dni temu otrzymała bardzo interesującą propozycję – pewien czarodziej zafascynowany umiejętnościami, jakie zaprezentowała podczas niedawnego wernisażu w Galerii Sztuki, specjalnie dla niej opłacił wynajem prawdziwej pracowni malarskiej, o czym Lyra od dłuższego czasu marzyła i aż nie mogła uwierzyć, że naprawdę spotkało ją takie szczęście. Wciąż nie opuszczała jej euforia po wernisażu i pierwszym malarskim debiucie w towarzystwie, który mógł ułatwić jej dalszą drogę do marzeń. Pomieszczenie, które tak wspaniałomyślnie jej powierzono, znajdowało się na przedmieściach Londynu w jednym z niezamieszkałych od pewnego czasu domków, i teraz należało doprowadzić je do odpowiedniego stanu. Lyra była na etapie przenoszenia tam swoich malarskich przyborów, a dzięki temu, że po wernisażu posypały się zamówienia na nowe obrazy, udało jej się odłożyć skromną kwotę, za którą miała zamiar wyszperać jakieś interesujące przedmioty do wyposażenia po niezbyt wygórowanych cenach. Z racji tego, że nie było ją stać na kupowanie zupełnie nowych rzeczy, w ciągu tych kilku miesięcy w Londynie musiała zdobyć pewne rozeznanie w miejscach, gdzie można było spotkać tanie i zwykle używane, ale interesujące szpargały. Myśl o nowej pracowni wciąż niezwykle ją ekscytowała, nic więc dziwnego, że mimo pogody z taką radością i zapałem chciała zabrać się do pracy nad jak najszybszym doprowadzeniem tego miejsca do stanu używalności. Nic dziwnego, że mimo zmęczenia (z powodu natłoku zajęć nadal kiepsko sypiała, a nawet kiedy się to udawało, wciąż nawiedzały ją nieprzyjemne sny) jej krok był tak sprężysty, a bledziutka buzia jaśniała.
Wiedziała, że to miejsce było mugolskie. Możliwe, że krążyli tu i inni zakamuflowani czarodzieje, jak ona, jednak na widoku raczej nie sposób było znaleźć niczego typowo magicznego. Jednak nie przeszkadzało jej to; może nie znała się na tych wszystkich cudacznych mugolskich wynalazkach, ale sporo elementów wyposażenia wyglądało całkiem znajomo. Mugole uważali je pewnie za starocie, ale dla wychowanej w izolacji Lyry były czymś całkowicie na porządku dziennym. Oprócz straganów ze szpargałami, tu i ówdzie widziała artystów próbujących na ulicy sprzedać swoje prace, tak, jak i ona robiła do niedawna. Miała jednak nadzieję, że dzięki wernisażowi już nie będzie musiała tego robić, w każdym razie, niezbyt często.
Zainteresowało ją całkiem sporo przedmiotów i dobrze wiedziała, że nie będzie mogła kupić wszystkich. Właśnie była w trakcie oglądania starego, ale pięknie zdobionego stoliczka oraz kilku zmatowiałych ram, kiedy nagle kolejny zimny podmuch znowu zdmuchnął jej z głowy kaptur płaszcza, uwalniając długie, rude włosy, które zaczęły tańczyć na wietrze.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
road - Targ uliczny na Portobello Road Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]03.03.16 18:10
| może być druga połowa < 3

Pojedyncze podmuchy zbłąkanego wśród uliczek wiatru raz po raz szarpały długimi, srebrnobiałymi włosami, żartobliwie wpychając jasne kosmyki do oczu i ust niewyróżniającej się z tłumu kobiety. Wszechobecna wilgoć, sprawiająca, że odczuwalna temperatura oscylowała co najmniej kilka kresek niżej od rzeczywistej, wysączała się z powietrza niemal samoistnie, osiadając na rozstawionych dookoła straganach w postaci drobnych kropel. Popołudniowe niebo, szczelnie zasnute kłębiącymi się chmurami, przybrało barwę chodnika, na którym czarne buty na płaskim obcasie wygrywały spokojny, niespieszny rytm. Wyglądało na to, że jesień na dobre zadomowiła się już w Londynie, biorąc we władanie nie tylko coraz bardziej surową pogodę, ale również samych mieszkańców, których przemykające twarze wydawały się równie bezbarwne, co przygnębione, nawet mimo zaróżowionych od chłodu policzków.
Mimo wszystko, lubiła tu przychodzić. Pozostałe części Londynu mogły się wyludniać, kryjąc umykających przed deszczem ludzi w ciepłych wnętrzach kamienic, ale targ zawsze tętnił życiem, nie zwracając uwagi na drobne niedogodności. Chociaż rzadko kiedy zdarzało jej się cokolwiek tu kupić – pensja w czarodziejskim pogotowiu ratunkowym ledwie wystarczała na opłacenie czynszu za mieszkanie, a to, co zostawało, wysyłała rodzicom – to przyjemność sprawiało jej samo patrzenie na urokliwe starocie i zapomniane drobiazgi. Porozrzucane po stoiskach przedmioty codziennego użytku i unoszący się w powietrzu zapach farb, nieodłącznie kojarzyły jej się z domem; zarówno tym w odległej Kornwalii, jak i tym, który od dawna już nie istniał.
Przystanęła przy jednym ze straganów, którego właściciel rozkładał właśnie poprzecieraną, połataną markizę w kolorze wyblakłego błękitu, mającą zapewne ochronić spoczywające na blacie sterty używanych książek o pożółkłych kartkach i spłowiałych okładkach. Przebiegła spojrzeniem po tytułach, odruchowo odszukując nazwiska znajomych autorów, kiedy jej wzrok przykuła ciemnowłosa postać. Chłopiec miał na oko jedenaście – dwanaście lat, krótką kurtkę i spodnie o postrzępionych nogawkach, wybijające się lekko na chudych, kościstych kolanach. Spod kręconych kosmyków wystawały zaczerwienione uszy, ale nie zwracał uwagi na temperaturę, kiedy z przejętą miną śledził kolorowe ilustracje przeglądanej właśnie książki, w której Margaux rozpoznała stare wydanie Pinokia. Uśmiechnęła się mimowolnie, bez śladu zawahania kierując się w stronę sprzedawcy. Krótka wymiana zdań i kilka monet – dokładnie tyle kosztował ją widok rozpromienionej twarzy anonimowego chłopca, który wyszczerzył do niej dwa rzędy białych zębów, wśród których brakowało górnej jedynki. Podążyła za nim spojrzeniem, gdy chowając książkę pod okryciem, znikał wśród wysokich sylwetek i właśnie wtedy przy sąsiednim stoisku mignęły jej znajome, jaskrawo-rude włosy, skręcające się w wilgotnym powietrzu w ładne, miękkie loki.
Początkowo niepewna, czy sobie tego nie wyobraziła, podeszła bliżej, z każdym krokiem coraz bardziej przekonana, że właścicielką zwracającej uwagę fryzury była Lyra. Choć wyglądała dojrzalej niż w chwili, w której Margaux widziała ją po raz ostatni, upstrzony piegami profil stanowczo należał do niej. Rozważała wszystkie za i przeciw tylko przez moment, w ostatecznym rozrachunku decydując się na zniwelowanie ostatnich metrów dzielącej ich przestrzeni. – Lyra? – zagadnęła życzliwie, wyciągając dłoń i dotykając lekko jej ręki, mniej więcej w okolicach łokcia. Nie potrafiła powstrzymać nagłego uczucia ciepła, które ogarnęło ją na widok tej doskonale znanej twarzy, należącej do młodej dziewczyny, którą nadal, co odkryła z niejakim zaskoczeniem i zaniepokojeniem, traktowała jak własną rodzinę.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]04.03.16 0:34
Wciąż buszowała wśród szpargałów, pogrążona w myślach. Oglądała różne przedmioty, wyobrażając sobie, jak będą wyglądać w pracowni i jednocześnie kalkulowała w myślach ceny, rozważała, na ile może sobie pozwolić. Było to nieodzowną częścią każdych zakupów, podobnie jak rozczarowanie, kiedy widziała coś ładnego, a nie mogła tego kupić. Jednak bardzo poprawiała jej humor świadomość, że jeśli jej kariera malarska nabierze rozpędu, będzie mogła pozwalać sobie na dużo więcej niż do tej pory. Książki, przybory malarskie, interesujące przedmioty, nowe ubrania... Zaczynała przecież życie towarzyskie i w dodatku była zaręczona, musiała godnie się prezentować. Po tylu latach wyrzeczeń te wizje były bardzo kuszące, podobnie jak świadomość, że może kiedyś przestanie tak drastycznie odstawać od innych szlachcianek.
Książki także przykuły jej uwagę, do tego stopnia, że prawie nie zwracała uwagi na drobinki wilgoci lepiące się do uwolnionych spod kaptura kosmyków. Zawsze bardzo lubiła czytać, ale i one zwykle leżały poza jej zasięgiem, przynajmniej nowe, bo używane czasami kupowała, jeśli po zakupach przyborów malarskich oraz eliksirów zostawało jej trochę monet. Przesuwała drobnymi dłońmi po sfatygowanych okładkach, odczytując tytuły; były mugolskie, więc nic jej nie mówiły. Wtedy jednak nagle usłyszała obok siebie cichy głos, wypowiadający jej imię. Początkowo aż podskoczyła; w końcu skąd ktoś na mugolskim targu staroci mógłby znać jej imię? Dla świata mugoli nie istniała. Odwróciła się szybko, w pierwszej chwili dostrzegając niezwykle jasne, niemal białe włosy młodej kobiety, która stała tuż obok. Dopiero po paru sekundach dopasowała jej twarz do wspomnień. Margaux. Dawna ukochana jej brata, która zniknęła już parę lat temu, i od tamtego czasu Lyra już więcej jej nie widziała.
- Margaux? – wypowiedziała cicho jej imię, na moment tracąc zainteresowanie starymi książkami i innymi szpargałami. Zadarła głowę leciutko do góry, obserwując ją bystrym spojrzeniem jasnozielonych oczu. – Tak dawno cię nie widziałam!
Zdecydowanie nie spodziewała się tego spotkania, nie wiedziała, że panna Vance wróciła do Londynu. W ostatnim czasie właściwie prawie już o niej nie myślała, mając świadomość, że matka po zniknięciu dziewczyny starała się zręcznie zatuszować fakt, że Garrett był w związku z mugolaczką, i umożliwiła mu zaaranżowanie zaręczyn z niejaką Dianą Crouch. Gdyby to się wydało, jej brat mógłby mieć poważne problemy, dlatego, mimo całej sympatii do Margaux, uważała, że dla rodziny tak było lepiej – żeby Garrett wstąpił w zaaranżowany związek i nie został wykluczony z rodu. Bała się tego, nie chciałaby go utracić; brat był dla niej najważniejszą, najbliższą osobą z całej rodziny.
- Przyjechałaś na dłużej? – zapytała po chwili, zastanawiając się, od czego w ogóle zacząć rozmowę po takim czasie bez żadnego kontaktu. Kiedy widziały się po raz ostatni, Lyra była jeszcze uczennicą Hogwartu; miało to miejsce jeszcze przed jej wypadkiem, w czasach, gdy tak marzyła o pójściu w ślady swojego brata. – Ja... eee... Co u ciebie słychać? Co robiłaś... przez ten czas?
Czy Garrett wie o twoim powrocie?, kusiło ją, by zapytać, ale ostatecznie się na to nie zdobyła. Jeszcze nie teraz, w końcu to mogło się okazać pewnym nietaktem, zwłaszcza że nie wiedziała, co dokładnie pomiędzy nimi zaszło, że się rozstali. Nie wiedziała, kto do tego doprowadził; któreś z nich, czy może matka, bojąca się wydziedziczenia najstarszego syna?
Na jej policzkach pojawiły się leciutkie rumieńce. Ale mimo wszystko cieszyła się, że ją widzi, że mogą porozmawiać, bo mimo różnicy wieku dogadywały się nadzwyczaj dobrze, przynajmniej kiedyś. Z drugiej... bała się, co będzie, kiedy znowu spotka się z Garrettem.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
road - Targ uliczny na Portobello Road Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]06.03.16 18:44
Nie spodziewała się, że ją przestraszy, dlatego gdy Lyra podskoczyła, odruchowo cofnęła rękę i zrobiła pół kroku w tył, w pierwszym odruchu zwracając dziewczynie przynajmniej część naruszonej przestrzeni osobistej. Widziała, jak rude kosmyki zadrżały w wilgotnym powietrzu, jak cała sylwetka wzdrygnęła się gwałtownie, wreszcie – jak upstrzona piegami twarz odwróciła się w jej kierunku, a po chwilowej konsternacji w zielonych tęczówkach pojawiło się zrozumienie. Uśmiechnęła się automatycznie, słowa przeprosin już prawie znalazły drogę na jej usta, ale rozproszyła je zwyczajna, bezinteresowna radość na widok znajomej czarownicy. Zamrugała. Wyglądała doroślej, niż ją zapamiętała, co w pewien sposób było oczywiste, ale i tak wywołało lekkie zdziwienie, zupełnie jakby po raz kolejny zapomniała, że czas nie zatrzymał się w miejscu po jej wyjeździe ucieczce z Londynu.  
Musiała w końcu raz na zawsze zdać sobie z tego sprawę.
Trochę jej ulżyło, gdy w pierwszych słowach Lyry nie doszukała się wyrzutu, choć tak naprawdę nie była pewna, gdzie dokładnie spodziewała się go znaleźć; mimo szczerej sympatii, ich relacja zawsze podszyta była pewną dozą niewypowiedzianych obaw i wyrzutów sumienia. Choć nikt nigdy nie wypomniał jej tego na głos, Margaux miała w sobie wystarczająco dużo empatii, żeby wiedzieć, że wiążąc się z Garrym, pośrednio oddalała go od rodziny, ściągając całkiem realną groźbę usunięcia go z jej szeregów i Lyra również musiała zdawać sobie z tego sprawę. Nie była więc pewna, czy stojąca przed nią dziewczyna nie odczuła swego rodzaju ulgi, gdy niewygodna mugolaczka zniknęła z życia jej brata, i z całą pewnością nie miałaby jej tego za złe, gdyby tak było.
Tak czy inaczej – cieszyła się, że ją widziała.
Na stałe – odpowiedziała, przesuwając się nieznacznie, żeby umożliwić przejście sprzedawcy, który właśnie mijał je, niosąc w rękach chwiejącą się stertę książek. – Dostałam z powrotem pracę w czarodziejskim pogotowiu ratunkowym – wyjaśniła, jak gdyby podświadomie czując potrzebę wyjaśnienia powodu swojego powrotu. – W domu głównie pomagałam rodzicom.Ale już nie potrzebują mojej pomocy, dopowiedziała w myślach, ostatecznie decydując się jednak nie wzbogacać tego zdania o dodatkowe informacje. Wspominanie o cichej śmierci młodszego braciszka w takcie swobodnej, niezobowiązującej rozmowy, w samym środku hałaśliwego tłumu ludzi, wydawało jej się co najmniej nie na miejscu. Nie chciała zresztą w ramach powitania dzielić się przygnębiającymi wieściami, które zapewne postawiłyby Lyrę w dosyć niezręcznym położeniu.
Odwróciła wzrok, na sekundę zawieszając go gdzieś w okolicach rozłożonych na stoliku tomów, i dopiero po jakimś czasie ponownie odnajdując spojrzeniem jasnozielone oczy dziewczyny. – Miałam wpaść się przywitać – powiedziała, co właściwie było zgodne z prawdą, z tym że ilekroć postawiała wreszcie się odezwać, dopadały ją wątpliwości i ostatecznie kończyło się na zamiarach. Nie była pewna – prawdę mówiąc, nie wiedziała tego również teraz – czy jej obecność byłaby w ogóle mile widziana, ani czy Garrett rodzina Weasleyów nie wolałaby, żeby pozostała tam, gdzie była; z daleka od ich życia. – Garry wspominał, że malujesz na Pokątnej, ale jakoś nigdy nie było mi tam po drodze – dodała jeszcze, nieświadomie starając się przesunąć środek ciężkości rozmowy z dala od jej wyjazdu. A poza tym naprawdę była ciekawa tego artystycznego odłamka lyrowej rzeczywistości, wciąż mając w pamięci jej piękne obrazy.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]07.03.16 11:27
Lyra od czasu łapanek pod koniec października często zachowywała się nerwowo, kiedy ktoś nagle pojawiał się przy niej z zaskoczenia. Nic w tym dziwnego, skoro bała się powtórki sytuacji do tego stopnia, że od czasu wydania dekretu ani razu nie pojawiła się na ulicy Pokątnej. Jednak szybko się uspokoiła, gdy tylko przypomniała sobie, że jest w mugolskiej części miasta i uświadomiła sobie, kto stał obok niej. Dawnej ukochanej swojego brata raczej nie musiała się przecież obawiać. Jej widok był dla niej pozytywnym zaskoczeniem, tym bardziej po tak długim czasie bez żadnego kontaktu. Na początku, gdy zniknęła, często się dziwiła i było jej żal Garretta, że musiał zmagać się z samotnością. Dopiero później przyszło zrozumienie, że gdyby Margaux nie odeszła, jej brata czekałoby wydziedziczenie i choć do niego tego nie powiedziała, czuła pewną ulgę, że to rozwiązało się we właśnie taki sposób. To była zdecydowanie przerażająca wizja; Garrett był dla Lyry najbliższą osobą, jaką miała i z pewnością bardzo przeżyłaby jego brak w swoim życiu, choć fakt, że będzie musiał zrezygnować z prawdziwego uczucia i poślubić kobietę wybraną przez ród, również był przykry. Zresztą, niedawno usłyszała o zaginięciu Diany i pewnie wkrótce matka znowu wybierze dla niego kogoś innego, w obawie przed utratą syna. Prawdę powiedziawszy, Lyra przez wzgląd na jego szczęście także wolałaby widzieć u jego boku Margaux niż jakąś sztywną, nadętą pannicę. Gdyby to tylko nie wiązało się z jego wykluczeniem z szeregów Weasleyów, co z kolei byłoby ciosem dla całej reszty rodziny poza samym Garrettem.
Niestety, świat, w którym żyli, nie był idealny i wiedziała to nawet tak naiwna istotka jak Lyra. Ale dlaczego to nie mogło być prostsze? Dlaczego niezależnie od tego, jaką decyzję podjąłby jej brat, ktoś musiał zostać skrzywdzony? Albo Margaux i Garrett, albo Lyra, ich matka i cała reszta rodziny. I to właśnie sprawiało, że mimo dużej sympatii do tej miłej, wrażliwej kobiety czuła się tak rozdarta.
- Ja... Cieszę się. Mam nadzieję, że twoje nowe życie w Londynie dobrze się układa i możesz robić coś, co lubisz – powiedziała całkiem szczerze; w końcu jej powrót nie musiał jeszcze oznaczać żadnych problemów dla Garretta, prawda? Nie wiedziała również o rodzinnych problemach kobiety. Nic o niej nie wiedziała, bo od czasu jej odejścia przecież tak wiele mogło się zmienić.
A więc jednak się spotkali, przemknęło jej przez myśl; nie musiała pytać, Margaux sama potwierdziła jej przypuszczenia, że rzeczywiście widziała się z Garrettem. Przywołała na twarz nieznaczny uśmiech; brat o tym nie wspominał, więc nie wiedziała, jak cała sytuacja wygląda z jego strony.
- Tak, maluję. To znaczy, malowałam przez całe lato i początek jesieni, do czasu popsucia się pogody... i wydania nowego dekretu – odpowiedziała, nieco niespokojnie pocierając dłonie. Wspominając o dekrecie, ściszyła nieco głos i obejrzała się na moment przez ramię, było widać, że to budziło w niej niepokój. – Teraz... Po niedawnym wernisażu sztuki w galerii lady Avery, na którym pierwszy raz wystawiałam swoje obrazy, pojawiło się sporo nowych propozycji, a także nowa, wymarzona pracownia, którą właśnie próbuję urządzić i szukałam tutaj ciekawych szpargałów po niewygórowanych cenach.
Margaux jednak z pewnością pamiętała te czasy, kiedy Lyra z takim zapałem opowiadała o tym, że chciałaby pójść na kurs aurorski. Więc pewnie wieść o zostaniu malarką była dla niej sporym zaskoczeniem, Lyra nie planowała tego w przeszłości, ta myśl pojawiła się w jej głowie dopiero po tamtym wypadku, podczas długich godzin leżenia w Mungu, przeżywania strzaskanych marzeń i zastanawiania się, co mogłaby robić w swoim życiu, skoro komplikacje poklątwowe wykluczały kurs aurorski i inne poważniejsze aktywności. Na początku źle się z tym czuła, ale z czasem zaakceptowała obecny stan rzeczy, czasem nawet czuła, że to nie aurorstwo było jej powołaniem (nigdy nie była tak dzielna i twarda jak jej brat) a właśnie sztuka.
Uśmiechnęła się lekko. Mimo wszystko wdzięczna za skierowanie rozmowy na sztukę, bo to było łatwiejsze niż roztrząsanie kwestii Garretta i dylematów odnośnie tego, co powinien uczynić w tak niezręcznej sytuacji.
- Naprawdę podoba mi się malarstwo. I póki co całkiem dobrze się układa, nawet Garrett oraz mój narzeczony aprobują moją pasję i starają się mnie wspierać – powiedziała po chwili, na moment opuszczając wzrok, ponownie wbijając go w przedmioty leżące na pobliskim straganie. Mugole mijali je, ale żaden nie zwracał większej uwagi, tym bardziej w tym wszechobecnym gwarze ożywionych rozmów. Po chwili jednak spytała: – Kiedy z nim rozmawiałaś? Nie wiedziałam, że wie o twoim powrocie.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
road - Targ uliczny na Portobello Road Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]23.03.16 4:54
Jej nowe życie w Londynie. Uśmiechnęła się mimowolnie na te słowa, dopatrując się między poszczególnymi wyrazami nuty nadziei i optymizmu, chociaż prawdę mówiąc, nie była pewna, czy z czystym sumieniem mogła w ten sposób opisać swoją rzeczywistość. Owszem, w pewien sposób zaczęła od początku, jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że był to raczej powrót do punktu wyjścia, niż faktycznie ruszenie z miejsca. Myśl była ulotna, nieuchwytna, przyczajona gdzieś na krawędzi świadomości, ale istniała, dając o sobie znać właśnie w chwilach, w której jej teoretycznie nowe ścieżki krzyżowały się z przeszłością. Przeniosła spojrzenie na leżące na stoliku książki, opuszkami palców odruchowo pogładziła wierzch najbliższej; starej, wysłużonej, z pożółkłymi kartkami, którą ktoś niedawno oprawił nową, ciemnoniebieską, błyszczącą okładkę. Czy przypadkiem nie oszukiwała sama siebie, dokładnie to samo robiąc ze swoim życiem?
Nie narzekała. Nie w świetle dnia i nie na co dzień, bo możliwość niesienia pomocy była dokładnie tym, czego nieodłącznie potrzebowała do szczęścia. Naprawiała, mając świadomość, że tylko to tak naprawdę potrafiła, uśmiechała się do ludzi, którzy potrzebowali uśmiechu i nieustannie, do znudzenia powtarzała, że wszystko będzie dobrze. Rany się zagoją, choroba się wycofa, eliksir zadziała, bliscy wyzdrowieją; to jej się nie nudziło, a za to dawało jej powód żeby wstawać z łóżka i było też tym, co przygnało ją z powrotem z przepięknej Kornwalii do przytłaczającej stolicy. Ale była też druga strona monety, ta, której nikt już nie widział, a którą Margaux obracała w palcach codziennie, kończąc wieczorną zmianę – powrót do pustego mieszkania i wsłuchiwanie się w ciszę za każdym razem, gdy zmęczonym głosem oznajmiała, że wróciła, a śnieżnobiały kot wyrażał swoją radość jedynie bezgłośnie ocierając się o jej kostki i niecierpliwie prowadząc ją w stronę lodówki.
I to dlatego pierwszym słowem, które przychodziło jej do głowy, gdy myślała o swoim nowym życiu w Londynie była samotność.
Mogę – przytaknęła, powracając spojrzeniem do piegowatej twarzy dziewczyny. – W Mungu praca się nie kończy – dodała, bo rzeczywiście tak było. Szpital był jednym z miejsc, które nigdy nie miały przestać być potrzebne. Miejsca wyleczonych czarodziejów natychmiast były zajmowane przez nowych i przez to wielu początkującym stażystom, starania magomedyków wydawały się bezowocne, a cel niemożliwy do osiągnięcia. Ona z kolei wiedziała już, że tam, gdzie nie można było wygrać wojny, liczyła się każda zwyciężona bitwa.
Przez dłuższą chwilę milczała, zwyczajnie wsłuchując się w płynące z ust Lyry słowa, krzywiąc się na wzmiankę o dekrecie, ale natychmiast rozjaśniając, gdy wspomniała o nowej pracowni i pierwszych sukcesach. – To wspaniale! – powiedziała z autentycznym entuzjazmem, bo naprawdę zawsze życzyła rudowłosej jak najlepiej. Nie miała wątpliwości, że zasługiwała na każdy jeden wyraz uznania, który do tej pory ją spotkał i cieszyła się, że otwierały się przed nią drzwi, które dla samej Margaux – z wielu powodów – na zawsze miały pozostać poza zasięgiem. – Nie zdawałam sobie sprawy, że myślisz o malowaniu tak poważnie. Zawsze myślałam, żepójdziesz w ślady bratawybierzesz kursy aurorskie. – Rzuciła jej przyjazne spojrzenie, tylko trochę podszyte niepewnością. Nieme pytanie ukształtowało się jej w głowie, ale nie wydostało się na zewnątrz; nie była pewna, co przyczyniło się do zmiany decyzji – mógł być to zarówno niespodziewany poryw serca, jak i wydarzenia niekoniecznie przeznaczone dla jej uszu. – Jeśli chcesz, wciąż mam sporo drobiazgów, które w żaden sposób nie pomieszczą się w moim nowym mieszkaniu. Nic specjalnego, sztalugi, płótna, ramy, stolik do rysowania… Kurzą się na strychu w domu rodziców, a na pewno ucieszyłyby się z nowego właściciela – zaproponowała, mimowolnie znów wracając myślami do niewielkiego skrawka przestrzeni, który aktualnie służył jej głównie do spania i orientując się, że nie pamiętała, kiedy po raz ostatni wzięła do ręki kartkę i kawałek węgla. Najświeższy szkic, dokończony jedynie w połowie, leżał porzucony na kuchennym blacie, gdzie zostawiła go co najmniej kilka tygodni wcześniej.
Skinęła głową, automatycznie odpowiadając na lekki uśmiech. – Narzeczony? – zagadnęła z zaciekawieniem, unosząc nieznacznie jasne brwi i przyglądając się twarzy Lyry nieco uważniej. Podejrzewała, że słowo odnosiło się do wybranka wyznaczonego jej przez rodzinę, ale jednocześnie miała nadzieję, że była to osoba, która na nią zasługiwała – i którą młodziutka czarownica darzyła czymś więcej niż podyktowanym obowiązkami wobec rodu szacunkiem.
Pozwoliła, by pytanie rudowłosej na moment zawisło w powietrzu, zanim odpowiedziała.
Na początku września.Czy to możliwe, że minęły już ponad dwa miesiące?Wpadliśmy na siebie przypadkiem, w Mungu. Zamieniliśmy parę słów – wyjaśniła cicho, niepewna, skąd brało się dziwne wrażenie, że tłumaczyła się jak ktoś obarczony poczuciem winy.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]24.03.16 18:08
Lyra pewnie byłaby bardzo zdumiona, jak naprawdę wyglądało życie Margaux po powrocie. Zawsze pamiętała ją przecież jako osobę pełną życia i pasji, więc tak też wyobrażała ją sobie w teraźniejszości. Jednak od czasu ostatniego spotkania trochę czasu minęło i życie toczyło się dalej. U Lyry sporo rzeczy się zmieniło, u wielu innych także. Niby dwa lata to nie jest strasznie długo... Ale jednak niekiedy przełomowe wydarzenia potrafią zachodzić i w krótszym czasie, sama też się o tym przekonała.
Uśmiechnęła się jednak, widząc że Margo pozytywnie przyjęła wieść o jej malarskich sukcesach. By po chwili nagle posmutnieć na wzmiankę o kursach aurorskich.
- Sytuacja trochę się skomplikowała. – Choć to „trochę” było tutaj eufemizmem. – Nie mogłam zostać aurorem i już nim nie zostanę, nigdy. Pod koniec szóstego roku nauki miałam wypadek, który uniemożliwił mi pójście w ślady Garretta. – Zduszonym szeptem napomknęła pokrótce o rzuconej na nią błędnej klątwie i długotrwałym pobycie w Mungu. Jej policzki poczerwieniały pod piegami. – Więc zostałam malarką. Lubię to robić i gdyby nie to, ile wycierpiałam w tamtych dniach i że odczuwam skutki do teraz, pewnie nawet cieszyłabym się, że wyszło tak, a nie inaczej.
Była wdzięczna za zmianę tematu. O wiele bardziej wolała mówić o sztuce, malowaniu i podobnych tematach niż o powodach, dla których została malarką.
- Naprawdę? Jesteś pewna, że chciałabyś mi je przekazać? – zapytała; pamiętała, że Margaux także lubiła tworzyć i czułaby się trochę dziwnie, przejmując jej rzeczy, to by znaczyło, że panna Vance rezygnowała ze swoich artystycznych pasji. Co, jeśli kiedyś zechciałaby do tego wrócić? Ale jeśli rzeczywiście mają się kurzyć, to Lyra na pewno chętnie znalazłaby dla nich zastosowanie w nowo urządzanej pracowni, gdzie miejsca było więcej niż w jej pokoju u Garretta.
Gdy padło pytanie o narzeczonego, uniosła w górę dłoń z pierścionkiem ozdobionym perłą.
- Tak, od sierpnia – powiedziała, rumieniąc się leciutko. – O decyzji rodzin dotyczącej naszych zaręczyn dowiedziałam się zaledwie kilka dni wcześniej – dodała jeszcze. Początkowo była pełna frustracji, że to już, tak szybko, ledwie skończyła szkołę, dopiero później zaczęła się oswajać i godzić z sytuacją, a nawet ją zaakceptowała. – Ale mimo wszystko... Naprawdę go lubię. – Rumieniec na piegowatej buzi zwiększył się. Sama czasem była zdziwiona, że nie tylko tak szybko pogodziła się z zaręczynami, ale też naprawdę zaczęło jej zależeć na sympatii Glaucusa i byciu dobrą narzeczoną. Choć lubiła go już wcześniej, i zaręczyny budziły w niej obawy, jak to wpłynie na ich wcześniejsze dobre relacje.
- To już dosyć dawno – zauważyła. Ciekawe jednak, jak odbierał to spotkanie Garrett, i czy po tym były kolejne? Chyba musiała dyskretnie podpytać brata. W końcu martwiła się o niego, zwłaszcza po zniknięciu jego narzeczonej, i obawiała się, żeby nie zrobił czegoś, czego potem mógłby żałować. Ale, mimo ciekawości, raczej nie potrafiła się zdobyć na bezpośrednie pytanie, czy nadal coś do siebie czują.
- Mam nadzieję, że jak już wróciłaś, zobaczymy się jeszcze kiedyś? – zapytała nagle. Niezależnie od tego, jakie obawy żywiła odnośnie powrotu do siebie Margaux i Garretta i odnowienia ich dawnego związku, nie chciała tak zupełnie tracić kontaktu z tą kobietą. Sentyment z młodości wciąż był w niej dość silny.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
road - Targ uliczny na Portobello Road Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]28.03.16 13:02
Nagła zmiana w wyrazie twarzy Lyry nie mogła jej umknąć; zmarszczyła lekko brwi, utwierdzona jedynie w przekonaniu, że zaskoczona niespodziewanym spotkaniem, za mało uważała na własne słowa. Wciąż nie mogła pozbyć się wspomnienia piegowatej, rudowłosej iskierki, która odwiedzała ich w czasie świąt i wakacji, i myśl, że świat postanowił zrobić jej krzywdę tak wcześnie, sprawiała, że ściskało jej się serce. Nie przestała się jednak uśmiechać, nawet jeżeli na wieść o wypadku w jej rysach twarzy mimowolnie zatańczyła troska. I wyrzuty sumienia – że nie było jej tutaj, żeby pomóc, choć przecież uważała Lyrę za członka własnej rodziny.
Tym razem zrezygnowała już z dopytywania o szczegóły, ale nie mogła tak po prostu zignorować tego, czego właśnie się dowiedziała. – Jakie skutki? Mogę coś dla ciebie zrobić? – zapytała, doskonale zdając sobie sprawę, że pytanie padło o co najmniej dwa lata za późno, oraz że wszystkie opcje zostały już najprawdopodobniej wyczerpane przez pracujących w szpitalu uzdrowicieli. Ale być może potrzebowała czegoś innego – przyjaciela, życzliwego ucha? Bezpowrotne pogrzebanie młodzieńczych marzeń i planów nie mogło być łatwe, nawet jeżeli minęło już trochę czasu, koniecznego do pogodzenia się ze zmianami.
Skinęła lekko głową, bezgłośnie potwierdzając wcześniejsze zapewnienie. Nie rezygnowała z rysowania – przelewanie myśli i historii na papier raczej na zawsze miało już pozostać jednym z jej sposób na komunikowanie się ze światem – ale metraż jej obecnego mieszkania nie pozwalał na wstawienie tam niczego poza szkicownikiem i pudełkiem z węglem, a odkąd większość doby spędzała albo w terenie, albo na korytarzach Świętego Munga, to właśnie łatwe do przemieszania przedmioty stanowiły dla niej największą wartość. Nie spodziewała się, żeby kiedykolwiek przyszło jej wrócić do rodzinnego domu; mimo że mało było osób, które kochała tak mocno, jak matkę i ojca, to kamienny budyneczek krył w sobie zbyt dużo żalu i wspomnień, żeby czuła się tam dobrze.
Odruchowo podążyła wzrokiem za uniesioną dłonią Lyry, dopiero po chwili rozumiejąc, co próbowała jej pokazać. Uśmiechnęła się szerzej, a jasne brwi uniosły się lekko i zniknęły pod targaną wiatrem grzywką. Chociaż sama nie wiedziała wiele o biżuterii, to nawet ona musiała przyznać, że pierścionek był piękny – złoty, z morskim wzorem i wynurzającą się z tego wszystkiego, białą perłą. Ucieszyła się, widząc szczery rumieniec na policzkach dziewczyny i słysząc, że wypowiada się o narzeczonym z widoczną sympatią, i tylko niewielka, schowana głęboko, samolubna cząstka, dała o sobie znać cichym ukłuciem… zazdrości? Żalu? – W takim razie chyba powinnam złożyć ci gratulacje – powiedziała, wyciągając dłonie i ściskając ją lekko za ramiona. – Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. Zasługujesz na to. – I naprawdę w to wierzyła, bo przecież nawet w świecie aranżowanych małżeństw musiało być miejsce na bajkowe zakończenia.
Przytaknęła na jej uwagę, podświadomie czekając na ciąg dalszy, który jednak nie nadszedł; nie była więc pewna, czy tylko sobie wyobraziła zawahanie widoczne na twarzy Lyry, czy rudowłosa w ostatniej chwili zrezygnowała z tego, co chciała powiedzieć. Nie roztrząsała jednak tego w myślach, skupiając się na następnych słowach, które do niej dotarły. – Oczywiście, że tak – skinęła gorliwie głową, w pewnym sensie uważając to za oczywistość. Nie chciała zrywać z nią kontaktów – przynajmniej dopóki ona sama nie postanowiłaby tego zrobić. – Musisz koniecznie pokazać mi swoją nową pracownię. I obrazy! No i musimy pomyśleć nad sposobem na przetransportowanie tych moich szpargałów do Londynu – dodała z entuzjazmem, mając nadzieję, że nie był jednostronny. Wyjeżdżając, pozostawiła za sobą tyle relacji, że ucieszyłaby się, będąc w stanie naprostować chociaż jedną.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]30.03.16 14:10
Lyra uśmiechnęła się blado, jednak pokręciła głową.
- Nie wiem, czy można jeszcze coś z tym zrobić, ale dziękuję za dobre chęci – powiedziała cicho. Leczenie skutków klątw, zwłaszcza błędnie rzuconych, było bardzo trudne, przynajmniej tak jej powiedziano, kiedy dochodziła do siebie. – Muszę regularnie zażywać eliksiry, wtedy jest dużo lepiej. Mdleję tylko od czasu do czasu.
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się, próbując to wszystko zbagatelizować a tym samym sprawić, że Margaux nie potraktuje tego jakoś bardzo poważnie i nie będzie się zamartwiać. Lyrze byłoby bardzo, ale to bardzo niezręcznie, gdyby po tak długim czasie niewidzenia się, zacząć znajomość od wpędzania panny Vance w zmartwienia, a pamiętała przecież, że młoda czarownica była osobą wrażliwą. No i nie chciałaby też, żeby coś doszło do Garretta, bo wiele swoich konsekwencji zwyczajnie przed nim ukrywała, by nie dokładać mu zmartwień.
- Naprawdę nie musisz się przejmować. Jakoś sobie radzę, pogodziłam z tym, że nie będę aurorem i skupiam się całkowicie na malarstwie. Chcę zostać malarką z prawdziwego zdarzenia. Taką, której obrazy będą zdobić wnętrza posiadłości i na którą już nikt nie spojrzy jako na biedną Weasleyównę. – Uniosła dumnie podbródek. Wcale nie była pewna siebie (tego jej zawsze brakowało), po prostu jak przystało na naiwną nastolatkę, wierzyła w swoje marzenia.
Jeśli chodzi o kwestię zaręczyn, do tej pory zaskakująco dużo osób wyrażało swoje zdumienie, widząc na palcu Lyry pierścionek. Ale dla czarodziejów spoza szlacheckiego grona aranżowane małżeństwa, zwłaszcza w wieku osiemnastu lat, zapewne wydawały się dosyć dziwaczne. Dla Lyry na początku też były, ale już się zdążyła oswoić z tą myślą. Miała w końcu kilka miesięcy na przemyślenie tego wszystkiego i pojęcie, że przecież tak naprawdę miała sporo szczęścia. Musiała zatem to docenić.
- Dziękuję. Również mam nadzieję, że wszystko się ułoży – powiedziała. Sama była pełna obaw, ale mimo to starała się podchodzić do życia z optymizmem i nie dołować się obawami. – I u ciebie także – dodała jeszcze; miała nadzieję, że znajdzie kogoś naprawdę dobrego, również zasługiwała na to. Jednak wraz z tą refleksją pojawiła się w jej głowie myśl o Garretcie i ich wspólnej przeszłości, w której wydawali się być szczęśliwi, przynajmniej w oczach młodziutkiej wtedy i jeszcze bardziej naiwnej niż teraz Lyry, jeszcze nie rozumiejącej, że był to związek zakazany i pozbawiony szans na w pełni szczęśliwe zakończenie. I westchnęła ze smutkiem, zdając sobie sprawę, że w świecie, w którym żyli, to wcale nie byłoby takie proste i wiązało się z tyloma konsekwencjami.
- Cieszę się. Na pewno będziesz tam mile widziana. Możesz wpaść... kiedy tylko chcesz – zapewniła, po czym podała lokalizację swojej pracowni, gdyby kobieta chciała ją tam kiedyś odwiedzić. – I jeśli kiedyś jednak będziesz chciała odzyskać swoje rzeczy, to będziesz wiedziała, gdzie mnie szukać.
Uśmiechnęła się znowu, wyraźnie zachwycona. Była ciekawa reakcji Margo na jej pracownię i obrazy, w końcu jeszcze nie miała okazji zademonstrować tych, które zaczęła malować po ukończeniu Hogwartu i rozpoczęciu pracy malarki.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
road - Targ uliczny na Portobello Road Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]10.04.16 7:47
Chociaż ich rozmowę trudno było nazwać całkowicie beztroską, to krótka wymiana zdań z Lyrą w jakiś sposób podniosła ją na duchu. Może nie była do końca przekonana jej zapewnieniami na temat stanu zdrowia – uzależnienie od eliksirów i przypadkowe omdlenia nie były czymś, co mogłaby tak po prostu zbagatelizować – ale wiedziała, że drążenie tematu nie mogło w żaden sposób jej pomóc, a wprost przeciwnie, najwyraźniej wpędzało ją w zakłopotanie. Kiwnęła więc po prostu głową, uśmiechając się ze zrozumieniem. – Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, twoja sowa na pewno mnie znajdzie – powiedziała tylko, między wierszami próbując zapewnić dziewczynę, że mogła na nią liczyć. Jeśli chciała; a tego Margaux nie była pewna, w końcu nagłe zniknięcie bez słowa zapewne wystarczyłoby, żeby nadszarpnąć nawet porządnie utkaną nić zaufania.
Zawiesiła spojrzenie na piegowatej twarzy, przez krótki moment przetwarzając w głowie kolejne słowa Lyry. – Z tego co słyszę, jesteś na bardzo dobrej drodze, żeby to osiągnąć – zauważyła, nie uważając wcale dziewczęcych marzeń za naiwne ani tym bardziej głupie. Orbitując gdzieś poza arystokratycznym światem, czasami zapominała, że uprzedzenia i stereotypy dotykały również i przedstawicieli szlacheckich rodzin, nie ograniczając się wcale do czarodziejów urodzonych niżej. Może w niektórych kwestiach mugolacy mieli nawet łatwiej; ewentualne potknięcia rudowłosej czarownicy śledziło wiele par oczu, podczas gdy Margaux zazwyczaj pozostawała po prostu niewidzialna.
Co nie zmieniało faktu, że obie zbyt często traktowane były niesprawiedliwie.
Pojedyncza kropla chłodnego deszczu musnęła lekko jej jasny policzek, pozostawiając po sobie ledwie widoczną smugę. Starła mokry ślad odruchowo, zerkając w niebo, z każdą chwilą mocniej zasnuwające się gęstymi, ciemnoszarymi chmurami, niezawodnie zwiastującymi nadchodzącą jesienną ulewę. Krzątający się obok nich sprzedawca chyba również zauważył subtelną zmianę pogody, bo od czasu do czasu spoglądał w górę, przygotowując długie arkusze przejrzystej, chroniącej przed wilgocią folii. – Na pewno przyjdę – zapewniła, przenosząc spojrzenie z powrotem na Lyrę i tym razem mając zamiar dotrzymać danego słowa, choć bardziej niż sama pracownia, interesowała ją stojąca przed nią postać. Cóż, Margaux nie była artystką, a przynajmniej za takową się nie uważała; kochała rysować, owszem, ale nigdy nie rozpatrywała tego w kontekście ewentualnej przyszłej kariery. Swoją ścieżkę obrała dawno temu, została jej podsunięta przez przewrotny los; chciała leczyć, naprawiać, pomagać tym, którzy nie byli w stanie pomóc sobie sami. Nawet książka z opowieściami dla dzieci, wydana pod jej nazwiskiem, powstała tylko w tym jednym celu.
Nie będę cię dłużej zatrzymywać, za parę chwil rozpada się na dobre – powiedziała po krótkiej chwili milczenia, jeszcze raz ściskając delikatnie ramiona dziewczyny, tym razem na pożegnanie. Otuliła się szczelniej jasnym płaszczem, naciągając na włosy kaptur, poprzednio zdmuchnięty z głowy przez gubiący się między uliczkami wiatr. – Odezwę się do ciebie niedługo – zapewniła jeszcze, planując napisać list zaraz po powrocie do mieszkania. Nie za tydzień, nie za miesiąc, a już na pewno nie za dwa długie lata.

| kończymy już? < 3


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]10.04.16 11:40
Lyra pokiwała lekko głową.
- Będę o tym pamiętać – zapewniła. Zawsze jednak uważała kontakt z uzdrowicielami za ostateczność, zbyt mocno się bała, że któryś może stwierdzić, że eliksiry i oszczędzanie się nie wystarczą, i powinna wrócić do Munga.
Słysząc pochwałę, wyprostowała się dumne i lekko uniosła nakrapianą buzię, wyraźnie podekscytowana okazaną wiarą w jej możliwości. Nie trzeba było dużo, żeby poprawić nastrój Lyry i przegonić obawy związane z wcześniejszą rozmową o skutkach pozaklęciowych.
- Tak bardzo bym tego chciała, ale przede mną jeszcze daleka droga. Niemniej jednak, wernisaż sporo mi pomógł – przytaknęła.
W każdym świecie istniały uprzedzenia. To wcale nie było tak, że czystokrwiści byli uprzedzeni wyłącznie do mugolaków i w ogóle osób spoza swojego kręgu. Często patrzyli krytycznie również i na członków swojej społeczności. Między rodami istniało całe mnóstwo sporów, z których część miała swoje początki w zamierzchłych czasach i do dziś rzutowała na relacje. Lyra nie o wszystkich z nich wiedziała, ale mimo to słyszała i czytała trochę różnych historii i czasem sama się zastanawiała, jak to jest, gdy nawet po tylu latach przykładano do czegoś tak dużą wagę. Weasleyowie wielu rodzinom podpadli przez niektóre swoje lekkomyślne działania oraz wyznawane ideały, często rozbieżne z ideałami pozostałych rodów. Tym sposobem przez błędy przodków dziś cierpieli współcześni Weasleyowie, dorastając w biedzie, zmagając się z dystansem, często wręcz pogardą otoczenia, i mając dużo większe trudności z wybiciem się i osiągnięciem czegoś w życiu. Przynajmniej Lyra tak to odczuwała, bo jej wcale nie było to obojętne, pragnęła się wybić, ale jednocześnie czuła, że jest obserwowana baczniej niż inne panny, że nie jest uważana za równą pozostałym.
- Będę czekać – zapewniła ją. Także poczuła że znowu zaczęło padać, kilka zimnych kropel musnęło jej policzki, spływając po skórze i ziębiąc ją. To już nie był rześki, letni deszcz, po którym powietrze tak cudownie pachniało i który przyjemnie chłodził rozgrzane wakacyjnymi upałami ciało. Ten deszcz był lodowaty, przenikliwy jak listopadowy wiatr, który także dawał im się we znaki, więc wzdrygnęła się leciutko pod płaszczykiem. – Do zobaczenia następnym razem!
Pożegnała się, mając nadzieję, że kobieta rzeczywiście przyjdzie, że jeszcze się zobaczą. Jeszcze przez chwilę patrzyła na oddalające się niemal białe włosy, a potem sama, po pospiesznym zakupieniu paru drobiazgów, jakie wcześniej oglądała, ruszyła w swoim kierunku, by poszukać ustronnego miejsca do teleportacji. Wciąż jednak rozmyślała o tym spotkaniu i zastanawiała się, co przyniesie przyszłość, szczególnie w kwestii relacji Margaux z jej bratem.

| zt. x 2




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
road - Targ uliczny na Portobello Road Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]23.04.16 14:27
Para nr 5

Nawet w zimę targ uliczny genialnie funkcjonował. Ludzi chętnych na dobre mięso, świeże pieczywo czy wyjątkowe antyki nigdy nie brakowało. Jednak ani lord Nott ani lord Rosier nie przyszli tu na zakupy. Przechadzali się ulicą, każdy w przeciwną sobie stronę. Przebywanie w środowisku mugoli nie było traumą dla każdego szlachcica, lecz czasami trzeba było ostro zacisnąć zęby, zwłaszcza, gdy chodziło o interesy. Wracając z ważnych spotkań, obydwaj lordowie szukali spokojnego miejsca na powrót do domu. Fakt istnienia teleportacji nie powinien nigdy dostać się w niepowołane ręce mugoli. Tłum ludzi im zdecydowanie przeszkadzał. Musieli przejść przez całą długość targu i schować się w jakiś krzakach. Koszmar. Jednak w mniej więcej połowie stało się coś nieprzewidywalnego. Sprzedawcy wyrwała się świnia, która wyskoczyła na ulicę, potrącając Cassiusa i pędząc w stronę Thibauda. Czy naprawdę tak miał wyglądać „spokojny powrót do domu”?

Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy! :love:


Czara Ognia
Czara Ognia
Zawód : n/d
Wiek : 0
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153 https://www.morsmordre.net/u731contact https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153 https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]28.04.16 16:24
| 10 grudnia

Tego, kto zesłał Cassiusa w to okropne miejsce, czekała kara. Podejrzewał, że załatwianie wszelkich spotkań w mugolskim Londynie należało do jakiegoś niewypowiedzianego głośno programu ocieplania wizerunku szlacheckich rodów, ale działania ministerialne już takie być nie mogły. Nott absolutnie nie wierzył, że Ministerstwo Magii miało za zadanie chronić czarodziejską społeczność. Ba, nawet sam stanowił element tej biurokratycznej machiny manipulującej co głupszymi czarodziejami, ale nie dawał po sobie znać, że zwęszył jakieś uchybienie. Ktoś niedokładnie przestrzegał przepisów i całe spotkanie oraz poczynione na nim ustalenia powinny zostać unieważnione w trybie natychmiastowym. Wystosowanie takiej informacji do Wizengamotu zajęłoby zaledwie kilka minut, choć najpierw musiałby znaleźć się we własnym biurze. Szlag. Czekała go doprawdy męcząca wędrówka przez plac pełen mugoli. Całe szczęście, że zimą jego wierzchnia szata jakoś wpasowywała się w niemagiczną modę i nie musiał nosić tych śmiesznych przyodziewków. Absolutnie nie zamierzał marznąć, toteż przed wyjściem ze spotkania rzucił pod swój płaszcz kilka zaklęć ocieplających i ogrzewających, byleby wytrwać wędrówkę do jakiegoś niewidocznego zaułku. Niestety nie dano mu jej zwieńczyć spokojnym marszem.
Cassius z niemałym trudem zachował równowagę pośród ludzi, kiedy o jego nogi omsknęło się to okropnie niemagiczne zwierzę. Nie powstrzymał w sobie odruchu pełnego obrzydzenia przebywając tak blisko świni, jednak zdołał skupić na niej spojrzenie. Przecież nie chciał przeżyć z nią kolejnego spotkania, które najwyraźniej czekało kolejnego jegomościa nieco wyróżniającego się z tłumu mugoli. I nie wahał się ani przez moment, kiedy podjął decyzję o nikłym udzieleniu pomocy
Uważaj na świnię! — wrzasnął z całą pewnością zwracając na siebie uwagę, jak i ogłuszając pobliskich ludzi, po czym zaczął przedzierać się przez zgromadzenie przy pomocy łokciu oraz kurtuazyjnych zwrotów.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Targ uliczny na Portobello Road [odnośnik]28.04.16 19:10
Cholerny Londyn.
Wciąż się w nim gubił – kiedy nie mógł podróżować kominkiem ani teleportować się z godnością, jak przystało na czarodzieja jego klasy i musiał spacerować pieszo, zgrozo, krzątając się wśród mugoli. Spotkanie z człowiekiem w sprawie koni było owocujące, mogła ich połączyć naprawdę dobra współpraca – ale czy jak każdy szanujący się czarodziej, nie mógł mieszkać dalej od miasta? Dalej od mugoli? Z niesmakiem szedł przed siebie, zastanawiając się, czy aby na pewno nie miał lepszego pomysłu niż te cholerne krzaki, może będzie mógł skryć się za jednym z budynków, za zakrętem, w cieniu... nie? Na pewno?
Nigdy nie potrafił wtopić się w tłum – tak, przestudiował Kodeks Tajności przynajmniej trzy, a może nawet cztery razy, ale mimo to wciąż nie potrafił tak do końca zastosować jego przepisów. Co oznaczał - na przykład ubiór dopasowany do mugolskiej mody? Skąd niby miał wiedzieć, jak wyglądała mugolska moda? Nie wiedział – toteż szedł przez targ w długim, czarnym płaszczu, pod którym powiewała czarna szata, a z kieszeni, niekontrolowanie przez niego, wystawał czubek posiadanej przez niego różdżki. Tyle z całą pewnością wystarczyło, by rozpoznać go w tłumie jako czarodzieja – jeśli tylko ktoś wiedział, jak patrzeć.
Powiódł spojrzeniem za znajomym głosem, nie od razu dopasował go do odpowiedniej persony- nie widział Cassiusa już kilka lat, od kiedy po raz ostatni wizytował Paryż. Nie poznał go od razu, choć rysy twarzy przecież nie mogły się zmienić zanadto, zdumienie Thibauda jednak było dość duże, by jego ostrzeżenie pozostało przez niego po prostu nieusłyszane. Pamięć nie odnotowała okrzyku, a pędząca świnia nie została przez niego dostrzeżona – i wpadła wprost na Rosiera, przewracając go w zmieszany z błotem śnieg, a on sam poczuł, że zaczyna brakować mu tchu: cholerne świnie, cholerny świniowstręt! Odepchnął zwierzę uderzeniem ramienia, tak bardzo żałując, że pośród mugoli nie może sięgnąć po różdżkę i wysadzić tej świni, najlepiej prosto w twarz sprzedawcy. Skóra zaczynała swędzieć, był pewien, że krosty bezlitośnie obsypały już jego ciało. A świnia, jak na złość, odejść nie chciała: Thibaud nieświadomie przyciągał ją jabłkiem, jakie trzymał dla konia w kieszeni płaszcza.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Targ uliczny na Portobello Road
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach