Stoliki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki
Znajdujące się w ogromnym i wysokim, jasnym pomieszczeniu, którego ściany są w dużej mierze przeszklone, stoliki umieszczone w pewnym oddaleniu od wejścia na salę wydają się wyjątkowo małe. Tak naprawdę jednak większość z nich bez problemu umożliwi wspólny posiłek nawet czterem gościom. Przy stolikach szybko i dykretnie uwijają się kelnerzy, dla bardziej niecierpliwych przygotowane są zaś stoły bufetowe pełne słodkich i wytrawnych przekąsek.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 18:39, w całości zmieniany 2 razy
To rozbrajające, że dzieci potrafiły tak szybko jednać sobie dorosłych. Były niezwykłe i rozkoszne, a dzięki temu Katya miała szansę nauczyć się przebywania wśród nich. Charles sprawił, że uśmiechała się częściej, bo rozpromieniał swoją bezpretensjonalnością każde ponure pomieszczenie, a także każdy kąt domu pani Lovegood. Może nawet Ollivander jej tego zazdrościła? W końcu dworek rodziców szlachcianki przypominał raczej cmentarzyko, aniżeli miejsce pełne miłości.
Przygryzła policzek, gdy tak przyglądała się małemu smoczkowi i z usmiechem na twarzy czekała na to, czym ją zaskoczy. Rozbawił ją też swoją ekscytacją, a gdy tylko chciał skosztować ciasta, które wybrała rudowłosa, spojrzała na dziewczynę, która ich obsługiwała. Nawet jeżeli chłopcu nie posmakują truskawki, to przecież lady była ich fanką. Przyglądała się więc pracownicy, jak ta wyciąga pięknie zdobioną tacę i czekała aż Charles umorusa się niczym brzdąc. Zrobił to za niego, bo bez trudu przejechała po przyjemnej konstystencji i musnęła lekko jego nosek, a zaraz potem podsunęła mu palec do ust, by skosztował czy jest odpowiedni. Sięgnęła jeszcze po jedną z truskawek i wlepiła w dziecko ciekawskie spojrzenie.
-No i jak? - zagaiła rozbawiona i patrzyła na jego umorusaną buzię, a następnie posłała mu serdeczny uśmiech, bo przecież nie mógł być zły na ciocię, prawda?
Przygryzła policzek, gdy tak przyglądała się małemu smoczkowi i z usmiechem na twarzy czekała na to, czym ją zaskoczy. Rozbawił ją też swoją ekscytacją, a gdy tylko chciał skosztować ciasta, które wybrała rudowłosa, spojrzała na dziewczynę, która ich obsługiwała. Nawet jeżeli chłopcu nie posmakują truskawki, to przecież lady była ich fanką. Przyglądała się więc pracownicy, jak ta wyciąga pięknie zdobioną tacę i czekała aż Charles umorusa się niczym brzdąc. Zrobił to za niego, bo bez trudu przejechała po przyjemnej konstystencji i musnęła lekko jego nosek, a zaraz potem podsunęła mu palec do ust, by skosztował czy jest odpowiedni. Sięgnęła jeszcze po jedną z truskawek i wlepiła w dziecko ciekawskie spojrzenie.
-No i jak? - zagaiła rozbawiona i patrzyła na jego umorusaną buzię, a następnie posłała mu serdeczny uśmiech, bo przecież nie mógł być zły na ciocię, prawda?
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Nie pojmowałem, po co są te wszystkie reguły, zasady, które tylko usztywniają człowieka. Staje się takim sztywnym kijem, który tylko czeka na pozwolenie zmiecenia podłogi kurzu i brudu. Przecież to jest bez sensu. Dlatego ja bez żadnych ograniczeń po prostu mówiłem, co wręcz myślałem. Wolno mi, nieprawdaż? Cioci też wolno, gdyby pytała się o pozwolenie. Tu ze mną panuje wolność słowa, a nie jakieś zasady, których uczę się na zajęciach. Po to są zasady, by je łamać.
Zerkałem żywo zainteresowany na nie wiadomo w sumie co, a gdy ciocia pomalowała mi na czerwono nosek, po całej cukierni rozbrzmiał mój śmiech. Czysty, wręcz perlisty. Zaraz chwilę później złapałem wargami paluszek cioci i językiem oblizałem go starannie przez chwilę krzywiąc się nieco. Possałem paluszek i dopiero wtedy puściłem, lecz na moich oczkach panowały wesołe ogniwka.
- Nieco kwaśne... ale chyba mamie to zasmakuje.- powiedziałem po chwili. Mi jakoś średnio to przypadło do gustu [za kwaśne jak na deser!], lecz może mama lubi kolorowe desery? Niech spróbuje tak i ja i podejmie decyzję! A tymczasem zerknąłem na półmisek z chytrym uśmieszkiem i zaraz zamoczyłem całą dłoń w czerwonej mazi, by zaraz nią przyłożyć do policzka cioci. Pieczątka nabita, data ważności jest odpowiednia, więc ciocia zdała egzamin na bycie ciocią. Można by rzec hurra, lecz ten okrzyk wywoła dopiero pieczątka w plecy cioci, czego ja raczej nie zrobię, bo za ładnie jest po prostu ubrana. Zaraz też dotknąłem swoimi czerwonymi palcami noska cioci i sekundę później zacząłem malować jakieś esy floresy na czole ciotki. Może wzór na kolejną pieczątkę bycia... kobietą?
Zerkałem żywo zainteresowany na nie wiadomo w sumie co, a gdy ciocia pomalowała mi na czerwono nosek, po całej cukierni rozbrzmiał mój śmiech. Czysty, wręcz perlisty. Zaraz chwilę później złapałem wargami paluszek cioci i językiem oblizałem go starannie przez chwilę krzywiąc się nieco. Possałem paluszek i dopiero wtedy puściłem, lecz na moich oczkach panowały wesołe ogniwka.
- Nieco kwaśne... ale chyba mamie to zasmakuje.- powiedziałem po chwili. Mi jakoś średnio to przypadło do gustu [za kwaśne jak na deser!], lecz może mama lubi kolorowe desery? Niech spróbuje tak i ja i podejmie decyzję! A tymczasem zerknąłem na półmisek z chytrym uśmieszkiem i zaraz zamoczyłem całą dłoń w czerwonej mazi, by zaraz nią przyłożyć do policzka cioci. Pieczątka nabita, data ważności jest odpowiednia, więc ciocia zdała egzamin na bycie ciocią. Można by rzec hurra, lecz ten okrzyk wywoła dopiero pieczątka w plecy cioci, czego ja raczej nie zrobię, bo za ładnie jest po prostu ubrana. Zaraz też dotknąłem swoimi czerwonymi palcami noska cioci i sekundę później zacząłem malować jakieś esy floresy na czole ciotki. Może wzór na kolejną pieczątkę bycia... kobietą?
being human is complicated, time to be a dragon
Mały Charles zapewne miał wiele słuszności, którą należało mu najzwyczajniej w świecie przyznać. Był bystry, spostrzegawczy i niezwykle utalentowany, a najważniejsze było to, że był... Bezpretensjonalny. Czarował urokiem i sprawiał, że każdy mógł przenieść się do innego świata, w którym z pewnością poczułby się lepiej - tak, po prostu. Należał jeszcze do grupy osób, które były niezmącone złem i przesiąknięte potrzebą kontroli. Przypominał wolnego ptaka, choć w jego przypadku lepszym porównaniem byłoby, że jest podobny do smoka. To nawet całkiem zabawne, bo czyż Ramsey jako jej zaprzeszły narzeczony nie mógłby uraczyć ją i zaskoczyć nagłym porwaniem wprost do rezerwatu? Zawsze w końcu chciała zobaczyć te niezwykłe stworzenia, ale... To była już przeszłość. Nie miała w końcu pojęcia, że czeka na nią w dworku.
-Na pewno - powiedziała z uśmiechem i skinęła głową sprzedawczyni, by to ciasto również spakowała. Nie pamiętała kiedy ostatni raz spędziła tyle czasu na zakupach, ale z pewnością było to dużo lepsze, aniżeli mierzenie się z przykrym obowiązkiem siedzenia w domu. Mogła zapomnieć i przestać myśleć o chorobie, która coraz częściej sprawiała, że obawiała się o swoją przyszłość. -Skoro mamy już wszystko, to odprowadzę cię do domu; obiecałam Harriett, że nie będziemy zbyt długo - dodała z rozbawieniem, gdy spostrzegła jak chłopiec ekscytuje się smakołykami, a po chwili udali się w stronę rodzinnych stron przyszłego i niezwykle niebezpiecznego smoka.
/zt x2
-Na pewno - powiedziała z uśmiechem i skinęła głową sprzedawczyni, by to ciasto również spakowała. Nie pamiętała kiedy ostatni raz spędziła tyle czasu na zakupach, ale z pewnością było to dużo lepsze, aniżeli mierzenie się z przykrym obowiązkiem siedzenia w domu. Mogła zapomnieć i przestać myśleć o chorobie, która coraz częściej sprawiała, że obawiała się o swoją przyszłość. -Skoro mamy już wszystko, to odprowadzę cię do domu; obiecałam Harriett, że nie będziemy zbyt długo - dodała z rozbawieniem, gdy spostrzegła jak chłopiec ekscytuje się smakołykami, a po chwili udali się w stronę rodzinnych stron przyszłego i niezwykle niebezpiecznego smoka.
/zt x2
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Dlaczego Cynthia Vanity nigdy nie powinna zostawiać swego dorobku pod opieją Berty'ego Botta i całej reszty swoich szanownych pracowników, pomocników i innej maści ludzi, którzy za pieniądze wykonują jej cukiernicze polecenia? Otóż może, ale tylko może muzyka mogłaby zostać trochę podgłośniona. Gdyby akurat nie było ruchu w sklepiku, być może Bott postanowiłby wykorzystać wafelkowego rożka jako mikrofon. I być może, ale podkreślmy, że tylko teoretycznie zacząłby w towarzystwie mugolskiego mistrza jazzu śpiewać piosenki o miłości.
- When you're smilin' keep on smilin'... the whole world smiles with you - rozkładając ręce ruszył w kierunku Polly, która najwidoczniej bardziej przejmując się posadą, zamierzała sprzątnąć, co ewentualnie niesprzątnięte i ogólnie zająć się obowiązkami - And when you're laughin' oh when youre laughin'... - złapał rękę dziewczyny i uniósł zachęcając do okręcenia się - The sun comes shinin? through...
Kiedy to nie podziałało, objął blondynkę delikatnie i sam okręcił się z nią, zmuszając ją w końcu do śmiechu, przy okazji korzystając z części piosenki przeznaczonej wyłącznie instrumentom.
- A może weźmiesz się do pracy, bo jak wpadnie szefowa, nie będziesz się uśmiechał? - spytała wykręcając się z jego rąk. Bott wyraźnie jednak był w zbyt dobrym nastroju, by przejmować się takimi rzeczami. Co miał na dziś upiec, upiekł jak zawsze z rana, teraz ich obowiązkami była obsługa klientów, a tych w tej chwili po prostu nie było. Nie spodziewał się więc kłopotów nawet, jeśli właścicielka cukierni nakryłaby go na zabawie w Loui'ego Armstronga.
- But when you?re cryin' you bring on the rain... So stop your sighin 'be happy again - kontynuował, absolutnie sobie nie przeszkadzając, na tyle zajęty kontemplowaniem swojej chwilowej muzycznej kariery, że aż nie zauważył, że ktoś jeszcze jednak zdążył wejść doo cukierni cukierni.
- Dzień dobry. - Laura przywitała klientkę, którą zauważyła jako pierwsza w chwili, kiedy Bott miał rozpoczynać kolejny wers. Eh, co za niefart! Zaraz jednak odwrócił się, by zobaczyć z kim ma do czynienia i na dobrą chwilę wyraźnie osłupiał. Już po chwili na jego twarzy pojawił się jednak szeroki uśmiech.
- When you're smilin' keep on smilin'... the whole world smiles with you - rozkładając ręce ruszył w kierunku Polly, która najwidoczniej bardziej przejmując się posadą, zamierzała sprzątnąć, co ewentualnie niesprzątnięte i ogólnie zająć się obowiązkami - And when you're laughin' oh when youre laughin'... - złapał rękę dziewczyny i uniósł zachęcając do okręcenia się - The sun comes shinin? through...
Kiedy to nie podziałało, objął blondynkę delikatnie i sam okręcił się z nią, zmuszając ją w końcu do śmiechu, przy okazji korzystając z części piosenki przeznaczonej wyłącznie instrumentom.
- A może weźmiesz się do pracy, bo jak wpadnie szefowa, nie będziesz się uśmiechał? - spytała wykręcając się z jego rąk. Bott wyraźnie jednak był w zbyt dobrym nastroju, by przejmować się takimi rzeczami. Co miał na dziś upiec, upiekł jak zawsze z rana, teraz ich obowiązkami była obsługa klientów, a tych w tej chwili po prostu nie było. Nie spodziewał się więc kłopotów nawet, jeśli właścicielka cukierni nakryłaby go na zabawie w Loui'ego Armstronga.
- But when you?re cryin' you bring on the rain... So stop your sighin 'be happy again - kontynuował, absolutnie sobie nie przeszkadzając, na tyle zajęty kontemplowaniem swojej chwilowej muzycznej kariery, że aż nie zauważył, że ktoś jeszcze jednak zdążył wejść doo cukierni cukierni.
- Dzień dobry. - Laura przywitała klientkę, którą zauważyła jako pierwsza w chwili, kiedy Bott miał rozpoczynać kolejny wers. Eh, co za niefart! Zaraz jednak odwrócił się, by zobaczyć z kim ma do czynienia i na dobrą chwilę wyraźnie osłupiał. Już po chwili na jego twarzy pojawił się jednak szeroki uśmiech.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 23.07.16 10:57, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
| początek lutego?
Od czasu wydania dekretów Lyra właściwie nie pojawiała się na Pokątnej. Choć było to irracjonalne, bała się powtórzenia sytuacji, więc unikała tego miejsca, szczęśliwa, że ma już dużo lepsze warunki do malowania i nie musi godzinami stać na ulicy. Zresztą... Zimą, kiedy było zimno i padał śnieg, trudno byłoby malować na zewnątrz. Sprowadzały ją tu jednak sprawunki; musiała dokupić kilka flakoników magicznej farby, bo niektóre kolory zaczynały się kończyć, chciała również rozejrzeć się za prezentem dla Glaucusa na jego zbliżające się urodziny.
Gdy szła ulicą, rozglądała się nerwowo na boki. Do zwykłych paranoicznych myśli na temat dekretu dołączyły obawy dotyczące wydarzeń z minionego sabatu. Minął miesiąc, nadal nic nie było wiadomo, i choć sytuacja wydawała się uspokajać, gdzieś w głębi duszy Lyrę wciąż dręczyły mgliste obawy. Sytuacja dotyczyła w końcu również rodu jej męża, więc było się czego obawiać.
Gdy już wracała w górę ulicy z pospiesznie dokonanych zakupów, jej uwagę przykuł szyld cukierni. Zawsze miała słabość do słodyczy, ale przed ślubem miała opory przed zbyt częstym sprawianiem sobie słodkich przyjemności, wiedząc, że przy jej stanie materialnym są pilniejsze potrzeby niż ciastka. Teraz nie musiała już znosić tak dużych wyrzeczeń (inna sprawa, że często z przyzwyczajenia sama je sobie narzucała), więc rozejrzała się raz jeszcze, po czym weszła do cukierni. Tylko na chwilę, kupić coś słodkiego i pospiesznie opuścić Pokątną, która nie przypominała już tego miejsca, gdzie w dawnych czasach robiła zakupy do szkoły, ani gdzie w wakacje po ukończeniu Hogwartu stawiała pierwsze kroki w swojej dopiero rozwijającej się karierze malarki.
Wnętrze było przyjemnie ciepłe i przesycone zapachem słodkości. Lyra mimowolnie uśmiechnęła się i rozejrzała, zamierzając skierować się w stronę, gdzie za szybą były wystawione przysmaki. Ale wtedy nagle podniosła wzrok i zauważyła bardzo znajomą twarz, pamiętaną z czasów nauki w Hogwarcie. Ile to razy przesiadywali razem w pokoju wspólnym Gryffindoru, rozmawiając się i racząc przysmakami z Miodowego Królestwa?
Choć teraz czasy się zmieniły, uśmiechnęła się nieśmiało, nieco niepewnie. Mógł łatwo zauważyć, że i ona się zmieniła; wyglądała nieco dojrzalej, choć nadal młodziej niż na swój prawdziwy wiek, a zamiast wyświechtanej, zużytej szaty i dziurawego płaszcza miała na sobie ładną sukienkę i nowy, dobrze chroniący przed zimowym chłodem płaszczyk. Ale jej piegi i rude włosy były takie same, jak dawniej, zaplecione w luźny warkocz opadały na jej plecy.
- Bertie – zaczęła cicho, podchodząc nieco bliżej, choć z pewną nieśmiałością. Nic dziwnego, że się nie spotkali, skoro od października i wydania dekretu była na Pokątnej może raz czy dwa. Teraz jednak dziwnie było jej zobaczyć dawnego przyjaciela z Gryffindoru. – Dawno cię nie widziałam. Bardzo dawno.
Na moment zapomniała nawet o kupnie ciastek, choć wciąż czuła ich zapach. Jej oczy były jednak zwrócone na twarz Bertiego.
Od czasu wydania dekretów Lyra właściwie nie pojawiała się na Pokątnej. Choć było to irracjonalne, bała się powtórzenia sytuacji, więc unikała tego miejsca, szczęśliwa, że ma już dużo lepsze warunki do malowania i nie musi godzinami stać na ulicy. Zresztą... Zimą, kiedy było zimno i padał śnieg, trudno byłoby malować na zewnątrz. Sprowadzały ją tu jednak sprawunki; musiała dokupić kilka flakoników magicznej farby, bo niektóre kolory zaczynały się kończyć, chciała również rozejrzeć się za prezentem dla Glaucusa na jego zbliżające się urodziny.
Gdy szła ulicą, rozglądała się nerwowo na boki. Do zwykłych paranoicznych myśli na temat dekretu dołączyły obawy dotyczące wydarzeń z minionego sabatu. Minął miesiąc, nadal nic nie było wiadomo, i choć sytuacja wydawała się uspokajać, gdzieś w głębi duszy Lyrę wciąż dręczyły mgliste obawy. Sytuacja dotyczyła w końcu również rodu jej męża, więc było się czego obawiać.
Gdy już wracała w górę ulicy z pospiesznie dokonanych zakupów, jej uwagę przykuł szyld cukierni. Zawsze miała słabość do słodyczy, ale przed ślubem miała opory przed zbyt częstym sprawianiem sobie słodkich przyjemności, wiedząc, że przy jej stanie materialnym są pilniejsze potrzeby niż ciastka. Teraz nie musiała już znosić tak dużych wyrzeczeń (inna sprawa, że często z przyzwyczajenia sama je sobie narzucała), więc rozejrzała się raz jeszcze, po czym weszła do cukierni. Tylko na chwilę, kupić coś słodkiego i pospiesznie opuścić Pokątną, która nie przypominała już tego miejsca, gdzie w dawnych czasach robiła zakupy do szkoły, ani gdzie w wakacje po ukończeniu Hogwartu stawiała pierwsze kroki w swojej dopiero rozwijającej się karierze malarki.
Wnętrze było przyjemnie ciepłe i przesycone zapachem słodkości. Lyra mimowolnie uśmiechnęła się i rozejrzała, zamierzając skierować się w stronę, gdzie za szybą były wystawione przysmaki. Ale wtedy nagle podniosła wzrok i zauważyła bardzo znajomą twarz, pamiętaną z czasów nauki w Hogwarcie. Ile to razy przesiadywali razem w pokoju wspólnym Gryffindoru, rozmawiając się i racząc przysmakami z Miodowego Królestwa?
Choć teraz czasy się zmieniły, uśmiechnęła się nieśmiało, nieco niepewnie. Mógł łatwo zauważyć, że i ona się zmieniła; wyglądała nieco dojrzalej, choć nadal młodziej niż na swój prawdziwy wiek, a zamiast wyświechtanej, zużytej szaty i dziurawego płaszcza miała na sobie ładną sukienkę i nowy, dobrze chroniący przed zimowym chłodem płaszczyk. Ale jej piegi i rude włosy były takie same, jak dawniej, zaplecione w luźny warkocz opadały na jej plecy.
- Bertie – zaczęła cicho, podchodząc nieco bliżej, choć z pewną nieśmiałością. Nic dziwnego, że się nie spotkali, skoro od października i wydania dekretu była na Pokątnej może raz czy dwa. Teraz jednak dziwnie było jej zobaczyć dawnego przyjaciela z Gryffindoru. – Dawno cię nie widziałam. Bardzo dawno.
Na moment zapomniała nawet o kupnie ciastek, choć wciąż czuła ich zapach. Jej oczy były jednak zwrócone na twarz Bertiego.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Trzeba przyznać, tego się nie spodziewał. Miał kontakt z wieloma osobami ze szkoły, w szczególności z Gryffonami, jednak małej, różnobarwno włosej Lyry nie widział chyba odkąd skończył szkołę - choć niewątpliwie nadal była istotną częścią wspomnień jego nastoletnich czasów.
Aż w pierwszej chwili nie wiedział, co powiedzieć - już na dzień dobry było oczywistym, że Lyra ma bardzo wiele do opowiedzenia, jeśli w ogóle zechce mu opowiadać swoją po-szkolną historię.
- Wow. Bardzo dawno.
Przyznał w końcu z całą swoją spostrzegawczością, uśmiechając się przy tym tylko szerzej.
- Rzecz jasna nie sprzedam ci ani cukierka nim nie rzucisz mi się na szyję i nie powiesz, jak bardzo tęskniłaś. - dodał, odpuszczając sobie już i tak nędzną muzyczną karierę. Może i Lyra dojrzała, ale on nie. Przynajmniej z pozoru. Na pierwszy rzut oka nie dało się zauważyć różnic. Trzeba było z nim porozmawiać, przyjrzeć się, żeby dostrzec, że jego wiara w świat i ludzi została zachwiana, a w jego codzienność wdarło się zmartwienie, jakaś dotąd nieznana niepewność. To wszystko były głęboko skrywane drobiazgi w na co dzień wciąż pełnym entuzjazmu i ruchliwym fajtłapie.
- Co się z tobą działo? - spytał w końcu, kiedy współpracownica wycofała się na zaplecze, zapewne tam zostawić ślady swojej pracy, żeby szefowa kiedy wróci nie doszła do wniosku, że bezczelnie sobie tu próżnowali. No, przynajmniej ona.
Jego wzrok ani na chwilę nie uciekł od szkolnej przyjaciółki. Nie mógł uwierzyć, że tak dawno jej nie widział zbyt pochłonięty innymi sprawami.
Aż w pierwszej chwili nie wiedział, co powiedzieć - już na dzień dobry było oczywistym, że Lyra ma bardzo wiele do opowiedzenia, jeśli w ogóle zechce mu opowiadać swoją po-szkolną historię.
- Wow. Bardzo dawno.
Przyznał w końcu z całą swoją spostrzegawczością, uśmiechając się przy tym tylko szerzej.
- Rzecz jasna nie sprzedam ci ani cukierka nim nie rzucisz mi się na szyję i nie powiesz, jak bardzo tęskniłaś. - dodał, odpuszczając sobie już i tak nędzną muzyczną karierę. Może i Lyra dojrzała, ale on nie. Przynajmniej z pozoru. Na pierwszy rzut oka nie dało się zauważyć różnic. Trzeba było z nim porozmawiać, przyjrzeć się, żeby dostrzec, że jego wiara w świat i ludzi została zachwiana, a w jego codzienność wdarło się zmartwienie, jakaś dotąd nieznana niepewność. To wszystko były głęboko skrywane drobiazgi w na co dzień wciąż pełnym entuzjazmu i ruchliwym fajtłapie.
- Co się z tobą działo? - spytał w końcu, kiedy współpracownica wycofała się na zaplecze, zapewne tam zostawić ślady swojej pracy, żeby szefowa kiedy wróci nie doszła do wniosku, że bezczelnie sobie tu próżnowali. No, przynajmniej ona.
Jego wzrok ani na chwilę nie uciekł od szkolnej przyjaciółki. Nie mógł uwierzyć, że tak dawno jej nie widział zbyt pochłonięty innymi sprawami.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Niestety jakoś tak się złożyło, że ich kontakt stopniowo się rozluźnił. Na początku, gdy on ukończył szkołę, a ona została, wysyłali sobie jeszcze listy, ale potem nawet ten kontakt się urwał. Lyra czasami zastanawiała się, co porabiał Bertie, ale nie spodziewała się że może go spotkać właśnie tutaj, dzisiaj, podczas przelotnej wizyty w cukierni na unikanej przez siebie ulicy Pokątnej.
- Nawet nie wiedziałam, że tutaj pracujesz! Na Pokątną też dawno nie zaglądałam, może zauważyłabym cię wcześniej... – wyznała, wciąż mocno zaskoczona ich spotkaniem. Kiedy jednak zaproponował jej rzucenie się mu na szyję, speszyła się i oblała rumieńcem, a jej dłoń odruchowo powędrowała do obrączki ślubnej znajdującej się na jej szczupłym palcu. O ile w czasie, gdy miała te piętnaście i mniej lat, takie gesty nie były niczym niestosownym, tak teraz, odkąd została szlachcianką i wyszła za mąż, musiała o wiele bardziej uważać na to, co robi.
- Nie mogę, choć bardzo bym chciała – powiedziała tylko, wciąż zarumieniona pod piegami. – Ale tęskniłam. Nadal często brakuje mi tych beztroskich szkolnych czasów, wtedy wszystko wydawało się prostsze.
Poruszyła się niespokojnie, wciąż lekko zmieszana.
- Działo się całkiem sporo. I sporo się zmieniło w moim życiu. Gdyby wtedy, w Hogwarcie, ktoś mi opowiedział, co będę robić, gdy ukończę szkołę, chyba bym nie uwierzyła – zaczęła. Po rozluźnieniu kontaktów działo się dużo. Wypadek pod koniec szóstego roku (mniej więcej wtedy urwał się ich listowny kontakt, bo Lyra przez prawie trzy miesiące była uziemiona w Mungu), powrót na siódmy rok i zmiana życiowych aspiracji (w końcu nie mogła zostać aurorem, jak marzyła o tym, kiedy była nastolatką), malarskie początki, debiut towarzyski, zaaranżowane zaręczyny i w końcu ślub... Nie wiedziała nawet, od czego zacząć, i czy w ogóle chciała tak dokładnie opowiadać o tym wszystkim. Bo przecież bardzo wiele się zmieniło, nie tylko w jej życiu, ale również w ich relacjach, i nawet nie wiedziała, jak to wygląda od jego strony, czy nadal ją lubił, i jak zareaguje, gdy się dowie, że została mężatką w wieku zaledwie osiemnastu lat.
- Nawet nie wiedziałam, że tutaj pracujesz! Na Pokątną też dawno nie zaglądałam, może zauważyłabym cię wcześniej... – wyznała, wciąż mocno zaskoczona ich spotkaniem. Kiedy jednak zaproponował jej rzucenie się mu na szyję, speszyła się i oblała rumieńcem, a jej dłoń odruchowo powędrowała do obrączki ślubnej znajdującej się na jej szczupłym palcu. O ile w czasie, gdy miała te piętnaście i mniej lat, takie gesty nie były niczym niestosownym, tak teraz, odkąd została szlachcianką i wyszła za mąż, musiała o wiele bardziej uważać na to, co robi.
- Nie mogę, choć bardzo bym chciała – powiedziała tylko, wciąż zarumieniona pod piegami. – Ale tęskniłam. Nadal często brakuje mi tych beztroskich szkolnych czasów, wtedy wszystko wydawało się prostsze.
Poruszyła się niespokojnie, wciąż lekko zmieszana.
- Działo się całkiem sporo. I sporo się zmieniło w moim życiu. Gdyby wtedy, w Hogwarcie, ktoś mi opowiedział, co będę robić, gdy ukończę szkołę, chyba bym nie uwierzyła – zaczęła. Po rozluźnieniu kontaktów działo się dużo. Wypadek pod koniec szóstego roku (mniej więcej wtedy urwał się ich listowny kontakt, bo Lyra przez prawie trzy miesiące była uziemiona w Mungu), powrót na siódmy rok i zmiana życiowych aspiracji (w końcu nie mogła zostać aurorem, jak marzyła o tym, kiedy była nastolatką), malarskie początki, debiut towarzyski, zaaranżowane zaręczyny i w końcu ślub... Nie wiedziała nawet, od czego zacząć, i czy w ogóle chciała tak dokładnie opowiadać o tym wszystkim. Bo przecież bardzo wiele się zmieniło, nie tylko w jej życiu, ale również w ich relacjach, i nawet nie wiedziała, jak to wygląda od jego strony, czy nadal ją lubił, i jak zareaguje, gdy się dowie, że została mężatką w wieku zaledwie osiemnastu lat.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Oh, mąż się nie dowie, że tak na prawdę zawsze kochałaś tylko mnie.
Odpowiedział, patrząc na jej dłoń. Tak, ten widok trochę go zdziwił. To w końcu mała Lyra. Słowo "mała" właściwie od zawsze scalało się w jego głowie z jej imieniem. Jak to się stało, że ona już ma za sobą ślub? I to nie z byle kim, tego był pewien.
- Siadaj. - zarządził w końcu, uśmiechając się ciepło na widok rumieńców. - I mów. Jesteś potężnym aurorem? Łapiesz morderców i inne gnidy i w ogóle mam uważać przy tobie z łamaniem prawa?
Zaczął od pierwszego pytania, jakie mu wpadło do głowy. Mała Lyra stróżem prawa. Waleczną obrończynią goniącą wszystkich, którzy mogliby skrzywdzić drugiego człowieka. Jak przystało na prawdziwą Gryfonkę z krwi i kości, prawda?
- I na kogo się zdecydowałaś, kiedy już ja zniknąłem z pola widzenia? - zmieniła się. Z każdą chwilą widział to bardziej. Nie przeszkadzało mu to jednak. Większość osób, jakie znał w szkole bardzo się zmieniło. Wiele z nich w związki ze strasznymi przejściami, tym wszystkim, co zwiększało rodzący się w nim, czy już raczej pęczniejący, wiecznie rosnący bunt przeciw obecnej rzeczywistości. Nie wierzył jednak, że osoba, jaką znał zniknęła. W głębi duszy na pewno nadal jest słodką dziewczyną, którą był przecież tak swego czasu zauroczony.
Wpatrywał się w nią i po prostu czekał na opowieść z ostatnich kilku lat, jakby to było tylko kilka chwil. Jednocześnie wziął papierowy woreczek i zaczął wrzucać cynamonowe ciasteczka własnej roboty. Sam był ich nieskromnym fanem, więc i Lyra musi być, prawda?
Odpowiedział, patrząc na jej dłoń. Tak, ten widok trochę go zdziwił. To w końcu mała Lyra. Słowo "mała" właściwie od zawsze scalało się w jego głowie z jej imieniem. Jak to się stało, że ona już ma za sobą ślub? I to nie z byle kim, tego był pewien.
- Siadaj. - zarządził w końcu, uśmiechając się ciepło na widok rumieńców. - I mów. Jesteś potężnym aurorem? Łapiesz morderców i inne gnidy i w ogóle mam uważać przy tobie z łamaniem prawa?
Zaczął od pierwszego pytania, jakie mu wpadło do głowy. Mała Lyra stróżem prawa. Waleczną obrończynią goniącą wszystkich, którzy mogliby skrzywdzić drugiego człowieka. Jak przystało na prawdziwą Gryfonkę z krwi i kości, prawda?
- I na kogo się zdecydowałaś, kiedy już ja zniknąłem z pola widzenia? - zmieniła się. Z każdą chwilą widział to bardziej. Nie przeszkadzało mu to jednak. Większość osób, jakie znał w szkole bardzo się zmieniło. Wiele z nich w związki ze strasznymi przejściami, tym wszystkim, co zwiększało rodzący się w nim, czy już raczej pęczniejący, wiecznie rosnący bunt przeciw obecnej rzeczywistości. Nie wierzył jednak, że osoba, jaką znał zniknęła. W głębi duszy na pewno nadal jest słodką dziewczyną, którą był przecież tak swego czasu zauroczony.
Wpatrywał się w nią i po prostu czekał na opowieść z ostatnich kilku lat, jakby to było tylko kilka chwil. Jednocześnie wziął papierowy woreczek i zaczął wrzucać cynamonowe ciasteczka własnej roboty. Sam był ich nieskromnym fanem, więc i Lyra musi być, prawda?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jej ślub zaskakiwał każdego spośród starych szkolnych znajomych. Czasem zaskakiwał nawet samą Lyrę. Kończąc Hogwart, owszem, marzyła o tym, żeby kiedyś stworzyć rodzinę, ale postrzegała to w nieco bardziej odległej perspektywie, a tymczasem pół roku po opuszczeniu szkolnych murów już założono jej na palec obrączkę. Wiele szlachcianek wychodziło za mąż w bardzo młodym wieku (w końcu młódki uchodziły za najbardziej pożądane), ale i tak, było to dziwne, szczególnie dla osób spoza szlacheckiego grona.
Usiadła jednak, a na jej nakrapianej i obecnie zarumienionej buzi błąkał się lekki, niepewny uśmiech.
- Nie poszłam na kurs aurorski. Nie mogłam tego zrobić... przez pewne sprawy – wyznała. Gdyby nie wypadek, może faktycznie podjęłaby kurs, choć w związku ze ślubem zapewne i tak musiałaby go przerwać, o ile nie zostałaby wyrzucona wcześniej za zdecydowanie zbyt dużą wrażliwość i delikatność, zupełnie nieadekwatną do tego zawodu. Nie była jak Garrett, nie była tak odważna i zaradna, więc dla niej aurorstwo zawsze miało pozostać wyłącznie sferą dziecięcych i nastoletnich marzeń. W końcu, jakby nie patrzeć, mnóstwo nastolatków marzyło o zostaniu aurorami, lub podjęciem innej równie niebezpiecznej i ekscytującej pracy, a ostatecznie udawało się to tylko niewielkiemu ułamkowi spośród nich. – Zostałam malarką. Maluję portrety i inne obrazy na zamówienie. – Bertie z pewnością pamiętał duży talent młodziutkiej Weasleyówny, w końcu już w szkole dziewczyna nie rozstawała się z kartkami i ołówkami i bardzo często można ją było zobaczyć rysującą coś. Tyle że wtedy nie traktowała tego jako coś, co w przyszłości stanie się dla niej sposobem zarobku. – W lato malowałam tu, na Pokątnej, ale później – gdy wszystko się skomplikowało, dodała w myślach, myśląc o dekretach, łapankach i innych komplikacjach. – Przeniosłam się w inne miejsce.
Zamyśliła się na moment, obserwując, jak Bertie pakuje do torebki ciasteczka. Brakowało jej jego poczucia humoru i lekkiego sposobu bycia.
- Moje małżeństwo zostało zaaranżowane, nie było w tym wiele mojego wyboru – przyznała po chwili, wyciągając rękę, by spróbować łakoci. Traversowie wybrali ją dla swojego syna, jej ród zaakceptował ten układ, a ona się zgodziła, wiedząc, że takim propozycjom się nie odmawia. Uczyniłaby tym afront rodowi znacznie bardziej wpływowemu niż jej własny, zostałaby też wykluczona poza nawias szlacheckiej społeczności i z karierą malarki mogłaby się pożegnać. Zresztą, lubiła Glaucusa już przed ślubem, a później ich relacje coraz bardziej się zacieśniały i Lyra wiedziała, że mąż nie jest jej zupełnie obojętny. Może zaczynał stawać się kimś więcej niż przyjacielem? Nie powiedziała jednak nic na ten temat, choć w myślach zobaczyła męża, jego troskliwe spojrzenie i urocze dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał... Znowu się zarumieniła, ale zatuszowała zmieszanie, wkładając do ust ciasteczko.
Usiadła jednak, a na jej nakrapianej i obecnie zarumienionej buzi błąkał się lekki, niepewny uśmiech.
- Nie poszłam na kurs aurorski. Nie mogłam tego zrobić... przez pewne sprawy – wyznała. Gdyby nie wypadek, może faktycznie podjęłaby kurs, choć w związku ze ślubem zapewne i tak musiałaby go przerwać, o ile nie zostałaby wyrzucona wcześniej za zdecydowanie zbyt dużą wrażliwość i delikatność, zupełnie nieadekwatną do tego zawodu. Nie była jak Garrett, nie była tak odważna i zaradna, więc dla niej aurorstwo zawsze miało pozostać wyłącznie sferą dziecięcych i nastoletnich marzeń. W końcu, jakby nie patrzeć, mnóstwo nastolatków marzyło o zostaniu aurorami, lub podjęciem innej równie niebezpiecznej i ekscytującej pracy, a ostatecznie udawało się to tylko niewielkiemu ułamkowi spośród nich. – Zostałam malarką. Maluję portrety i inne obrazy na zamówienie. – Bertie z pewnością pamiętał duży talent młodziutkiej Weasleyówny, w końcu już w szkole dziewczyna nie rozstawała się z kartkami i ołówkami i bardzo często można ją było zobaczyć rysującą coś. Tyle że wtedy nie traktowała tego jako coś, co w przyszłości stanie się dla niej sposobem zarobku. – W lato malowałam tu, na Pokątnej, ale później – gdy wszystko się skomplikowało, dodała w myślach, myśląc o dekretach, łapankach i innych komplikacjach. – Przeniosłam się w inne miejsce.
Zamyśliła się na moment, obserwując, jak Bertie pakuje do torebki ciasteczka. Brakowało jej jego poczucia humoru i lekkiego sposobu bycia.
- Moje małżeństwo zostało zaaranżowane, nie było w tym wiele mojego wyboru – przyznała po chwili, wyciągając rękę, by spróbować łakoci. Traversowie wybrali ją dla swojego syna, jej ród zaakceptował ten układ, a ona się zgodziła, wiedząc, że takim propozycjom się nie odmawia. Uczyniłaby tym afront rodowi znacznie bardziej wpływowemu niż jej własny, zostałaby też wykluczona poza nawias szlacheckiej społeczności i z karierą malarki mogłaby się pożegnać. Zresztą, lubiła Glaucusa już przed ślubem, a później ich relacje coraz bardziej się zacieśniały i Lyra wiedziała, że mąż nie jest jej zupełnie obojętny. Może zaczynał stawać się kimś więcej niż przyjacielem? Nie powiedziała jednak nic na ten temat, choć w myślach zobaczyła męża, jego troskliwe spojrzenie i urocze dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał... Znowu się zarumieniła, ale zatuszowała zmieszanie, wkładając do ust ciasteczko.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Może to i lepiej? Jesteś wrażliwa, jako auror czasem pewnie... no, wiele by się działo. A malować zawsze uwielbiałaś. Nadal mam kolekcję portretów od ciebie. Pewnie jakbym ci pokazał pierwszy, kazałabyś mi go podrzeć. Ale za kilka lat sprzedam go i zdobędę fortunę na własny biznes jeszcze nie wiem, z czym związany.
Stwierdził wesoło. Bott miał tendencję do gromadzenia rzeczy i pamiątek. Nie wyrzucał. I nie segregował, po prostu w jego mieszkaniu było dużo wszystkiego. Jakby się uprzeć, pewnie dałoby się znaleźć nawet jakiś dziecinny list, czy notatki z trzeciej klasy. Rysunki, jakie wydębił od Lyry na pewno też tam były, widział je przy przeprowadzce i właśnie wtedy zauważył, że chociaż te pierwsze jak byli mali już mu się podobały, z każdym kolejnym trudno przegapić wyraźny postęp.
Latem w życiu Botta wiele się działo, więc nie dziwne, że nie trafił wtedy na Lyrę. Nawet, gdyby byli w tym samym miejscu o tym samym czasie, bez problemu mógł ją przegapić, kiedy jego głowę zaprzątały inne rzeczy. Nie zamierzał jednak teraz o tym myśleć.
- Gdzie teraz malujesz? Moglibyśmy pojechać gdzieś w weekend. Za miasto, na wieś. Ty byś malowała, ja bym się cieszył, że jestem na wsi. Obiecuję cię nie podrywać. - uniósł ręce lekko, nie chcąc, by jego propozycja została źle zrozumiana. Rozumiał czym jest związek, czy tym bardziej małżeństwo. Pewnie, gdyby Lyra nie miała obrączki, zachowywałby się w tej chwili odrobinę inaczej, jednak pierścionek stanowił bardzo silną barierę.
Trudno jednak oczekiwać, żeby mąż Lyry cieszył się z tej propozycji. Choć może da mu się to wyjaśnić? Bott zawsze był człowiekiem wielkiej nadziei.
- Kim on jest? - spytał w końcu, bo choć słowa jakie wypowiedziała Lyra brzmiały dość nieprzyjemnie, jej zachowanie nie wskazywało na to, by czuła się skrzywdzona tą decyzją. A może to tylko takie wrażenie?
Stwierdził wesoło. Bott miał tendencję do gromadzenia rzeczy i pamiątek. Nie wyrzucał. I nie segregował, po prostu w jego mieszkaniu było dużo wszystkiego. Jakby się uprzeć, pewnie dałoby się znaleźć nawet jakiś dziecinny list, czy notatki z trzeciej klasy. Rysunki, jakie wydębił od Lyry na pewno też tam były, widział je przy przeprowadzce i właśnie wtedy zauważył, że chociaż te pierwsze jak byli mali już mu się podobały, z każdym kolejnym trudno przegapić wyraźny postęp.
Latem w życiu Botta wiele się działo, więc nie dziwne, że nie trafił wtedy na Lyrę. Nawet, gdyby byli w tym samym miejscu o tym samym czasie, bez problemu mógł ją przegapić, kiedy jego głowę zaprzątały inne rzeczy. Nie zamierzał jednak teraz o tym myśleć.
- Gdzie teraz malujesz? Moglibyśmy pojechać gdzieś w weekend. Za miasto, na wieś. Ty byś malowała, ja bym się cieszył, że jestem na wsi. Obiecuję cię nie podrywać. - uniósł ręce lekko, nie chcąc, by jego propozycja została źle zrozumiana. Rozumiał czym jest związek, czy tym bardziej małżeństwo. Pewnie, gdyby Lyra nie miała obrączki, zachowywałby się w tej chwili odrobinę inaczej, jednak pierścionek stanowił bardzo silną barierę.
Trudno jednak oczekiwać, żeby mąż Lyry cieszył się z tej propozycji. Choć może da mu się to wyjaśnić? Bott zawsze był człowiekiem wielkiej nadziei.
- Kim on jest? - spytał w końcu, bo choć słowa jakie wypowiedziała Lyra brzmiały dość nieprzyjemnie, jej zachowanie nie wskazywało na to, by czuła się skrzywdzona tą decyzją. A może to tylko takie wrażenie?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lyra uśmiechnęła się lekko. Teraz już to wiedziała, ale w Hogwarcie nie chciała o tym myśleć, bo przecież wtedy najważniejsze było podążanie śladami idealnego starszego brata. Ignorowała własne predyspozycje i głos rozsądku, bo to, co robił Garrett, było dobre, a ona starała się go naśladować, co znalazło przełożenie również na jej plany na przyszłość. Dopiero po wypadku zaczynała rozumieć, że zwyczajnie się nie nadawała, nie tylko pod względem fizycznym, ale przede wszystkim psychicznym. Miała duszę artysty, więc sztuka była wyjściem najlepszym z możliwych. Zresztą... Teraz Garrett również nie jawił się w jej oczach w tak idealny sposób, jak kiedyś. Nadal mocno przeżywała ich kłótnię (po której widzieli się tylko raz, na pojedynku), ale starała się jak najmniej myśleć o tym, że każde z nich wybrało inną drogę.
- Masz rację, tak jest lepiej. Wolę malować niż ganiać za niebezpiecznymi czarodziejami – przytaknęła. Miała już kiedyś sposobność to robić, przypadkiem wciągnięta przez pewnego aurora do sprawy, którą prowadził... I zdecydowanie nie było to najlepszym pomysłem. – Naprawdę przez tyle czasu trzymasz moje stare rysunki? – uniosła brwi ze zdziwienia. W szkole często obdarowywała szkicami swoich znajomych, ale nie spodziewała się, że ktoś może nadal je przechowywać. – To... Całkiem miłe.
Wzięła kolejne ciasteczko i spojrzała przelotnie w okno cukierni, by później znowu spojrzeć na Bertiego. Przy nim łatwiej było nie myśleć o niepokoju, jaki czuła przychodząc na Pokątną.
- Mam małą pracownię na przedmieściach, maluję tam część zamówień – powiedziała. Część portretów malowała jednak w posiadłościach swoich klientów, a inne, mniej wymagające obrazy w pracowni, którą pomógł jej urządzić Glaucus w ich domu. – Ale niestety chyba nie możemy wybrać się nigdzie razem. – Czym innym była przelotna rozmowa w takim miejscu jak to, a czym innym wybranie się gdzieś sam na sam bez wiedzy jej męża. – Możesz jednak wpaść kiedyś do mnie do pracowni. Lub mogę znowu przyjść tutaj.
Opuściła wzrok na swoje dłonie, zamyślając się.
- To Glaucus Travers – wyjaśniła, choć nie była pewna, czy jego nazwisko coś powie Bertiemu. Zanim oni przyszli do Hogwartu, Glaucus zdążył go już skończyć, a sama Lyra poznała go dopiero po skończeniu przez siebie szkoły. – Wiem, jak to może wyglądać, ale jest naprawdę w porządku. Lubię go. – Lyra miała dużo szczęścia na tle wielu szlachcianek, bo wydano ją za mężczyznę, z którym łączyły ją ciepłe stosunki.
- A jak to wygląda u ciebie? Co porabiasz poza pracą tutaj? – zapytała po chwili. Pamiętała Bertiego jako energicznego i roztrzepanego chłopaka, więc podejrzewała, że wiódł równie ciekawe, szalone życie.
- Masz rację, tak jest lepiej. Wolę malować niż ganiać za niebezpiecznymi czarodziejami – przytaknęła. Miała już kiedyś sposobność to robić, przypadkiem wciągnięta przez pewnego aurora do sprawy, którą prowadził... I zdecydowanie nie było to najlepszym pomysłem. – Naprawdę przez tyle czasu trzymasz moje stare rysunki? – uniosła brwi ze zdziwienia. W szkole często obdarowywała szkicami swoich znajomych, ale nie spodziewała się, że ktoś może nadal je przechowywać. – To... Całkiem miłe.
Wzięła kolejne ciasteczko i spojrzała przelotnie w okno cukierni, by później znowu spojrzeć na Bertiego. Przy nim łatwiej było nie myśleć o niepokoju, jaki czuła przychodząc na Pokątną.
- Mam małą pracownię na przedmieściach, maluję tam część zamówień – powiedziała. Część portretów malowała jednak w posiadłościach swoich klientów, a inne, mniej wymagające obrazy w pracowni, którą pomógł jej urządzić Glaucus w ich domu. – Ale niestety chyba nie możemy wybrać się nigdzie razem. – Czym innym była przelotna rozmowa w takim miejscu jak to, a czym innym wybranie się gdzieś sam na sam bez wiedzy jej męża. – Możesz jednak wpaść kiedyś do mnie do pracowni. Lub mogę znowu przyjść tutaj.
Opuściła wzrok na swoje dłonie, zamyślając się.
- To Glaucus Travers – wyjaśniła, choć nie była pewna, czy jego nazwisko coś powie Bertiemu. Zanim oni przyszli do Hogwartu, Glaucus zdążył go już skończyć, a sama Lyra poznała go dopiero po skończeniu przez siebie szkoły. – Wiem, jak to może wyglądać, ale jest naprawdę w porządku. Lubię go. – Lyra miała dużo szczęścia na tle wielu szlachcianek, bo wydano ją za mężczyznę, z którym łączyły ją ciepłe stosunki.
- A jak to wygląda u ciebie? Co porabiasz poza pracą tutaj? – zapytała po chwili. Pamiętała Bertiego jako energicznego i roztrzepanego chłopaka, więc podejrzewała, że wiódł równie ciekawe, szalone życie.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Jasne, że tak. - odpowiedział, jakby to było coś najbardziej oczywistego w świecie. - Tak samo jak szkolne zdjęcia, piegusie. - dodał wesoło. Lubił ganiać z aparatem i łapać w obiektyw niezwykłe chwile. Albo i te zwykłe - każde zdjęcie po latach przywoływało radosne wspomnienia. Jak i rysunki panny Weasley.
I wiele innych rzeczy, jakie inni nazywali "gratami do wywalenia" ku oburzeniu Botta. On je kiedyś wszystkie uporządkuje w albumy. Tylko będzie potrzebował pomocy. I dobrego tygodnia, czy nawet dwóch. Póki co cała sterta niezwykłych pamiątek znajduje się w pudłach.
- Chętnie wpadnę. Możesz mi zostawić adres. A i tu zawsze czeka cię jakieś ciasteczko. Choć w sumie to jeszcze nie zaczęłaś mnie wychwalać, więc ja zaczynam się wahać. - stwierdził po krótkim namyśle. Nie naciskał. Wiedział, jak mogłoby to wyglądać. Może kiedyś? Jeśli pozna jej męża, a ten im zaufa? Choć lepiej nie zapętlać się w krainę "może" zbyt mocno.
- Nie znam go. Ale jeśli jest ci z nim dobrze to musi być w porządku. A jeśli kiedykolwiek nie będzie, skręcę mu kark, daj tylko znać. - stwierdził. Wiedział, że większość kobiet z podobnych rodów nie wychodzi za mąż z miłości. Wierzył jednak, że w takim wypadku miłość po prostu przyjdzie z czasem - byle tylko wybranek był odpowiedni.
Na pytanie o siebie, przez dobrą chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
- Trwonię dni, podrywam kobiety, z każdym dniem przystojnieję. Szukam pomysłu na siebie. Ta praca jest dobra, ale... no, wiesz. Po co zadowalać się dobrym? Tylko muszę znaleźć "to coś". Myślę trochę o dalekiej podróży. Napisałbym po niej książkę, ale nie potrafię fajnie pisać. - zrobił absolutnie, ale to absolutnie smutną minę, by podkreślić, jak bardzo boli go brak takowego talentu. - Może z czasem?
Przez chwilę pomyślał o Anie, bo to ona w tej chwili zajmowała mu wiele czasu i wiele myśli, ale nie potrafił wyskakiwać z takimi tematami. A teraz... musi próbować i szukać. Samo gadanie niczego nie zmieni. Lyra na pewno nie ma żadnych przydatnych informacji. Niestety.
I wiele innych rzeczy, jakie inni nazywali "gratami do wywalenia" ku oburzeniu Botta. On je kiedyś wszystkie uporządkuje w albumy. Tylko będzie potrzebował pomocy. I dobrego tygodnia, czy nawet dwóch. Póki co cała sterta niezwykłych pamiątek znajduje się w pudłach.
- Chętnie wpadnę. Możesz mi zostawić adres. A i tu zawsze czeka cię jakieś ciasteczko. Choć w sumie to jeszcze nie zaczęłaś mnie wychwalać, więc ja zaczynam się wahać. - stwierdził po krótkim namyśle. Nie naciskał. Wiedział, jak mogłoby to wyglądać. Może kiedyś? Jeśli pozna jej męża, a ten im zaufa? Choć lepiej nie zapętlać się w krainę "może" zbyt mocno.
- Nie znam go. Ale jeśli jest ci z nim dobrze to musi być w porządku. A jeśli kiedykolwiek nie będzie, skręcę mu kark, daj tylko znać. - stwierdził. Wiedział, że większość kobiet z podobnych rodów nie wychodzi za mąż z miłości. Wierzył jednak, że w takim wypadku miłość po prostu przyjdzie z czasem - byle tylko wybranek był odpowiedni.
Na pytanie o siebie, przez dobrą chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
- Trwonię dni, podrywam kobiety, z każdym dniem przystojnieję. Szukam pomysłu na siebie. Ta praca jest dobra, ale... no, wiesz. Po co zadowalać się dobrym? Tylko muszę znaleźć "to coś". Myślę trochę o dalekiej podróży. Napisałbym po niej książkę, ale nie potrafię fajnie pisać. - zrobił absolutnie, ale to absolutnie smutną minę, by podkreślić, jak bardzo boli go brak takowego talentu. - Może z czasem?
Przez chwilę pomyślał o Anie, bo to ona w tej chwili zajmowała mu wiele czasu i wiele myśli, ale nie potrafił wyskakiwać z takimi tematami. A teraz... musi próbować i szukać. Samo gadanie niczego nie zmieni. Lyra na pewno nie ma żadnych przydatnych informacji. Niestety.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaśmiała się cicho, słysząc określenie, jakim czasami nazywano ją w czasach szkolnych. Chociaż Ślizgoni złośliwie wyśmiewali się z jej rudości i piegów, to w ustach Bertiego nazwanie jej piegusem brzmiało całkiem sympatycznie.
- Chętnie obejrzałabym kiedyś zdjęcia ze szkolnych czasów – przyznała. Lyra pewnie też jakieś miała, gdy ktoś bardziej obeznany z tego typu nowinkami potrafił je robić, ale podejrzewała, że zbiory Bertiego są bardziej imponujące. Sama była ciekawa, jakie momenty na nich utrwalił i chętnie przypomniałaby sobie te czasy.
- Oczywiście, zostawię – mówiąc to, wzięła papierową serwetkę i wyciągnęła z torby ołówek (zawsze nosiła przy sobie szkicownik i podstawowe przybory rysunkowe), po czym wypisała na niej adres i przesunęła w stronę młodego mężczyzny. – Ciasteczka są bardzo dobre! Jak mógłbyś pomyśleć, że mi nie smakują? Nawet mam zamiar kupić trochę więcej na zapas i zabrać do domu – zapewniła, na dowód uznania pakując do ust kolejne ciastko. Nie zachowała się teraz jak grzeczna szlachcianka, raczej jak ta dawna, beztroska Lyra z czasów Hogwartu.
- To nie będzie konieczne – uspokoiła go szybko, ale po chwili znowu się uśmiechnęła, wiedząc, że tylko żartował. – Mam nadzieję, że będzie dobrze. – Początki ich małżeństwa były dość niefortunne, zaledwie cztery dni po ślubie podczas sabatu zginął nestor rodu Glaucusa, ale miała (złudną?) nadzieję, że niebezpieczeństwo już nie powróci. Nie zająknęła się ani słowem na ten temat, nie chcąc psuć im obojgu nastrojów, zresztą nie był to odpowiedni temat na pierwsze spotkanie po dłuższym czasu bez kontaktu.
- Jestem pewna, że któregoś dnia usłyszymy o tobie, że zrobiłeś coś naprawdę szalonego – zapewniła go. Bertie wyróżniał się spośród szarej masy ludzi żyjących rytmem praca-dom, miał pasję i energię, które zawsze w nim podziwiała. – Taki wyjazd to musi być coś. Sama marzę o tym, żeby zobaczyć kawałek świata poza Anglią – przyznała. – Glaucus obiecał, że mnie gdzieś zabierze. – Tylko najpierw muszę powalczyć ze swoimi lękami, dodała w myślach. Travers zarzekł się, że nigdzie jej nie zabierze, póki nie pozbędzie się tego irracjonalnego strachu. – Tak, wszystko przyjdzie z czasem. Może za kilka lat będziemy się sobie wzajemnie chwalić tym, co ciekawego już nam się udało zrobić?
- Chętnie obejrzałabym kiedyś zdjęcia ze szkolnych czasów – przyznała. Lyra pewnie też jakieś miała, gdy ktoś bardziej obeznany z tego typu nowinkami potrafił je robić, ale podejrzewała, że zbiory Bertiego są bardziej imponujące. Sama była ciekawa, jakie momenty na nich utrwalił i chętnie przypomniałaby sobie te czasy.
- Oczywiście, zostawię – mówiąc to, wzięła papierową serwetkę i wyciągnęła z torby ołówek (zawsze nosiła przy sobie szkicownik i podstawowe przybory rysunkowe), po czym wypisała na niej adres i przesunęła w stronę młodego mężczyzny. – Ciasteczka są bardzo dobre! Jak mógłbyś pomyśleć, że mi nie smakują? Nawet mam zamiar kupić trochę więcej na zapas i zabrać do domu – zapewniła, na dowód uznania pakując do ust kolejne ciastko. Nie zachowała się teraz jak grzeczna szlachcianka, raczej jak ta dawna, beztroska Lyra z czasów Hogwartu.
- To nie będzie konieczne – uspokoiła go szybko, ale po chwili znowu się uśmiechnęła, wiedząc, że tylko żartował. – Mam nadzieję, że będzie dobrze. – Początki ich małżeństwa były dość niefortunne, zaledwie cztery dni po ślubie podczas sabatu zginął nestor rodu Glaucusa, ale miała (złudną?) nadzieję, że niebezpieczeństwo już nie powróci. Nie zająknęła się ani słowem na ten temat, nie chcąc psuć im obojgu nastrojów, zresztą nie był to odpowiedni temat na pierwsze spotkanie po dłuższym czasu bez kontaktu.
- Jestem pewna, że któregoś dnia usłyszymy o tobie, że zrobiłeś coś naprawdę szalonego – zapewniła go. Bertie wyróżniał się spośród szarej masy ludzi żyjących rytmem praca-dom, miał pasję i energię, które zawsze w nim podziwiała. – Taki wyjazd to musi być coś. Sama marzę o tym, żeby zobaczyć kawałek świata poza Anglią – przyznała. – Glaucus obiecał, że mnie gdzieś zabierze. – Tylko najpierw muszę powalczyć ze swoimi lękami, dodała w myślach. Travers zarzekł się, że nigdzie jej nie zabierze, póki nie pozbędzie się tego irracjonalnego strachu. – Tak, wszystko przyjdzie z czasem. Może za kilka lat będziemy się sobie wzajemnie chwalić tym, co ciekawego już nam się udało zrobić?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
- Możesz do mnie wpaść. Możesz z mężem. Skoro jest w porządku, chcę go poznać. Pomoglibyście mi z uporządkowaniem tego. Mam całe kartony szkolnych drobiazgów, zdjęcia i takie kartkowe rzeczy można powkładać w albumy i w ogóle. Znajdą się przy tym twoje rysunki. - stwierdził. Skoro mąż Lyry się nią interesuje, może chciałby poznać ją z młodzieńczych lat? Bott był pewien, że zdecydowanie bardziej zakocha się w Słodkiej, Małej Lyrze, w której on sam był zauroczony i, która teraz chyba do niego wraca, niż w dziewczynie, która chyba trochę ukrywa, stara się panować nas swoim uroczym, wesołym, prawdziwym ja.
Bott zawsze był chętny do poznawania ludzi. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że jegohańbiąca półkrwistość mogłaby być dla Lyry i jej męża jakimkolwiek problemem. Co do Lyry - był absolutnie i całkowicie pewien. A on? W końcu był w porządku. A głęboko zakorzeniona w Bertie'm wiara w dobro i ludzi, choć trochę postrzępiona, nadal bardzo twardo się trzymała.
Pochwałę przyjął z wyraźnym zadowoleniem. Tak. Bertie to potwór łasy na komplementy i pochwały. Podobno mężczyźni dorastają gdzieś do jedenastego roku życia, a potem tylko rosną?
- Myślicie o jakimś konkretnym miejscu? Świat jest aż za wielki, żeby wybierać. - pokręcił głową. Kiedy sam zadecyduje, zapewne wybierze rzutem darta w mapę. Wszystko wydaje mu się piękne i niesamowite. Wszytko, czego nie widział.
- Tego jestem pewien. Ty będziesz wielką i sławną malarką, a ja... cóż, w każdym razie będę sławny i bogaty. To już jakaś podstawa dla planu.
Stwierdził, uśmiechając się wesoło. Patrzył na tę śliczną dziewczynę i nie mógł się nie uśmiechać na wszystkie wspomnienia, jakie przychodziły mu do głowy. Nawet, kiedy była mała i nie-taka-piękna, jak teraz, miała w sobie wiele niesamowitego uroku.
Bott zawsze był chętny do poznawania ludzi. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że jego
Pochwałę przyjął z wyraźnym zadowoleniem. Tak. Bertie to potwór łasy na komplementy i pochwały. Podobno mężczyźni dorastają gdzieś do jedenastego roku życia, a potem tylko rosną?
- Myślicie o jakimś konkretnym miejscu? Świat jest aż za wielki, żeby wybierać. - pokręcił głową. Kiedy sam zadecyduje, zapewne wybierze rzutem darta w mapę. Wszystko wydaje mu się piękne i niesamowite. Wszytko, czego nie widział.
- Tego jestem pewien. Ty będziesz wielką i sławną malarką, a ja... cóż, w każdym razie będę sławny i bogaty. To już jakaś podstawa dla planu.
Stwierdził, uśmiechając się wesoło. Patrzył na tę śliczną dziewczynę i nie mógł się nie uśmiechać na wszystkie wspomnienia, jakie przychodziły mu do głowy. Nawet, kiedy była mała i nie-taka-piękna, jak teraz, miała w sobie wiele niesamowitego uroku.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Kiedyś go zapytam – powiedziała po chwili namysłu. Ciekawe, jak Glaucus zareagowałby, widząc jej stare rysunki i zdjęcia z pierwszych lat szkoły? To zdumiewające, ale gdy ona stawiała pierwsze kroki w hogwarckiej rzeczywistości, on był już dorosły i dawno miał to za sobą. – Chętnie pomogłabym ci się z tym uporać. Sama chciałabym mieć tyle pamiątek... Chyba muszę przetrząsnąć mój stary kufer, może też coś znajdę. Albo wybiorę się któregoś dnia do mamy, bo wydaje mi się, że zostawiłam u niej sporo rzeczy ze szkoły.
Dla Lyry status krwi nie stanowił większego problemu, jeśli chodzi o znajomości. Może nie licząc sytuacji, że związek z taką osobą mógł grozić jej bratu wyrzuceniem poza nawias szlacheckiej społeczności. Między innymi z tego powodu się pokłócili, ale, choć bardzo za nim tęskniła, Lyra nie wyobrażała sobie, że mogłaby zrezygnować z szansy na lepszą przyszłość, jaką dawała jej nowa, lepsza pozycja i dobrowolnie zgodzić się na rezygnację z marzeń. Od dawna pragnęła wyrwać się z biedy i skończyć z etykietką mizernej nastolatki w sfatygowanych, używanych ubraniach i z wyświechtanymi podręcznikami. Chciała być w życiu kimś więcej, marzyła o tym, by jej obrazy wisiały na ścianach galerii i dworów. Związek z osobą nieodpowiedniego pochodzenia przekreśliłby jej ambicje, chociaż tak naprawdę była świadoma, że czystość krwi jest sprawą umowną, wymyśloną głównie w celu połechtania ego przedstawicieli szlacheckich rodów, i nie miała przełożenia na talent magiczny ani wartość danej osoby.
- Na razie chyba nie. Glaucus podróżuje w różne miejsca, widział sporą część świata. Jest czarodziejskim żeglarzem – powiedziała z dumą. – Uwielbiam słuchać jego opowieści. To niewiarygodne, ile niesamowitych przygód ma za sobą, podczas gdy ja ledwo skończyłam Hogwart.
W ciągu tych kilku miesięcy również wydarzyło się w jej życiu sporo, także takich mniej przyjemnych rzeczy, ale zachowała je dla siebie. Kto wie, może kiedyś jeszcze przyjdzie czas na dokładniejsze opowieści o tym, co się u nich działo? Lyra również nie była świadoma, że i Bertiego spotkało coś niezbyt przyjemnego, jeśli chodzi o jego siostrę, którą była Weasleyówna znała raczej słabo, bo różnica wieku pomiędzy nimi była większa.
- Mam nadzieję, że będę. Że oboje osiągniemy to, czego pragniemy – powiedziała. Pod wpływem jego uśmiechu i bezpośredniości także miała dobry humor. Dawno nie miała tak dobrego nastroju, bo styczeń upłynął pod znakiem myśli o wydarzeniach rozgrywających się na sabacie, tęsknoty za bratem, męczących lekcji oklumencji i oswajania się z nową, małżeńską rzeczywistością.
- Macie jeszcze inne łakocie, które mógłbyś mi polecić? – zapytała po chwili.
Dla Lyry status krwi nie stanowił większego problemu, jeśli chodzi o znajomości. Może nie licząc sytuacji, że związek z taką osobą mógł grozić jej bratu wyrzuceniem poza nawias szlacheckiej społeczności. Między innymi z tego powodu się pokłócili, ale, choć bardzo za nim tęskniła, Lyra nie wyobrażała sobie, że mogłaby zrezygnować z szansy na lepszą przyszłość, jaką dawała jej nowa, lepsza pozycja i dobrowolnie zgodzić się na rezygnację z marzeń. Od dawna pragnęła wyrwać się z biedy i skończyć z etykietką mizernej nastolatki w sfatygowanych, używanych ubraniach i z wyświechtanymi podręcznikami. Chciała być w życiu kimś więcej, marzyła o tym, by jej obrazy wisiały na ścianach galerii i dworów. Związek z osobą nieodpowiedniego pochodzenia przekreśliłby jej ambicje, chociaż tak naprawdę była świadoma, że czystość krwi jest sprawą umowną, wymyśloną głównie w celu połechtania ego przedstawicieli szlacheckich rodów, i nie miała przełożenia na talent magiczny ani wartość danej osoby.
- Na razie chyba nie. Glaucus podróżuje w różne miejsca, widział sporą część świata. Jest czarodziejskim żeglarzem – powiedziała z dumą. – Uwielbiam słuchać jego opowieści. To niewiarygodne, ile niesamowitych przygód ma za sobą, podczas gdy ja ledwo skończyłam Hogwart.
W ciągu tych kilku miesięcy również wydarzyło się w jej życiu sporo, także takich mniej przyjemnych rzeczy, ale zachowała je dla siebie. Kto wie, może kiedyś jeszcze przyjdzie czas na dokładniejsze opowieści o tym, co się u nich działo? Lyra również nie była świadoma, że i Bertiego spotkało coś niezbyt przyjemnego, jeśli chodzi o jego siostrę, którą była Weasleyówna znała raczej słabo, bo różnica wieku pomiędzy nimi była większa.
- Mam nadzieję, że będę. Że oboje osiągniemy to, czego pragniemy – powiedziała. Pod wpływem jego uśmiechu i bezpośredniości także miała dobry humor. Dawno nie miała tak dobrego nastroju, bo styczeń upłynął pod znakiem myśli o wydarzeniach rozgrywających się na sabacie, tęsknoty za bratem, męczących lekcji oklumencji i oswajania się z nową, małżeńską rzeczywistością.
- Macie jeszcze inne łakocie, które mógłbyś mi polecić? – zapytała po chwili.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Stoliki
Szybka odpowiedź