Stoliki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Stoliki
Znajdujące się w ogromnym i wysokim, jasnym pomieszczeniu, którego ściany są w dużej mierze przeszklone, stoliki umieszczone w pewnym oddaleniu od wejścia na salę wydają się wyjątkowo małe. Tak naprawdę jednak większość z nich bez problemu umożliwi wspólny posiłek nawet czterem gościom. Przy stolikach szybko i dykretnie uwijają się kelnerzy, dla bardziej niecierpliwych przygotowane są zaś stoły bufetowe pełne słodkich i wytrawnych przekąsek.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 2 razy
- Jak to KIEDYŚ? Ja tonę w papierach, nie możesz mnie porzucić. Musisz mi obiecać, że znajdziesz czas. Tym bardziej jeśli twój mąż jest żeglarzem. On będzie opowiadać, my będziemy porządkować i od czasu do czasu pokażę mu, jakim byłaś śmiesznym, małym pieguskiem. Albo zobaczy twoje młodociane rysunki. Nie żadne kiedyś, bo utonę w kurzu, zdjęciach i pamiątkach.
Pokręcił głową. Nie wierzył w "kiedyś". Wierzył w "w przyszłym miesiącu", "za tydzień", albo "już pędzę, najsłodszy". Szczególnie, kiedy słuchał coraz to nowych informacji i z każdą chwilą chciał więcej i więcej. Podobnie, jak chciał chwili na spokojniejszą rozmowę, kiedy będą sami, w jej pracowni. On nie będzie w pracy, ona poczuje się swobodniej. Chciał wiedzieć więcej. Chciał wiedzieć, co ją tak zmieniło, sprawiło, że zaczęła się ukrywać pod tą wciąż śliczną, jednak jakby nieswoją maską.
- Maam... hm. Czekoladowe ciasteczka. Są świetne. Człowiek, który je je zaczyna pachnieć czekoladą. - sam uwielbiał te ciasteczka. Kochał z resztą wszystko, co czekoladowe. Eh, okej, on uwielbiał wszystkie słodycze. Swoje własne szczególnie.
Czyżby był narcyzem? No... może troszkę.
- Poza tym kruche dyniowe z cynamonem. Zdecydowanie. A kolejnym razem jak przyjdziesz, wybiorę dla ciebie jeszcze coś innego i poznasz z czasem wszystkie moje talenty.
Stwierdził, wracając za ladę i patrząc, co im jeszcze dziś zostało. Tak. Z tych rzeczy wymienione przez niego łakocie wydawały mu się najbardziej kuszące.
Pokręcił głową. Nie wierzył w "kiedyś". Wierzył w "w przyszłym miesiącu", "za tydzień", albo "już pędzę, najsłodszy". Szczególnie, kiedy słuchał coraz to nowych informacji i z każdą chwilą chciał więcej i więcej. Podobnie, jak chciał chwili na spokojniejszą rozmowę, kiedy będą sami, w jej pracowni. On nie będzie w pracy, ona poczuje się swobodniej. Chciał wiedzieć więcej. Chciał wiedzieć, co ją tak zmieniło, sprawiło, że zaczęła się ukrywać pod tą wciąż śliczną, jednak jakby nieswoją maską.
- Maam... hm. Czekoladowe ciasteczka. Są świetne. Człowiek, który je je zaczyna pachnieć czekoladą. - sam uwielbiał te ciasteczka. Kochał z resztą wszystko, co czekoladowe. Eh, okej, on uwielbiał wszystkie słodycze. Swoje własne szczególnie.
Czyżby był narcyzem? No... może troszkę.
- Poza tym kruche dyniowe z cynamonem. Zdecydowanie. A kolejnym razem jak przyjdziesz, wybiorę dla ciebie jeszcze coś innego i poznasz z czasem wszystkie moje talenty.
Stwierdził, wracając za ladę i patrząc, co im jeszcze dziś zostało. Tak. Z tych rzeczy wymienione przez niego łakocie wydawały mu się najbardziej kuszące.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Oczywiście, że znajdę. Jeśli nie z Glaucusem, to sama, obiecuję – zapewniła go. Ostatecznie chyba mogła podtrzymywać dawne znajomości, prawda? Poza szlacheckimi przyjęciami i innymi tego typu okazjami nikt przecież nie pilnował dosłownie każdego jej kroku, a Glaucus zawsze wydawał jej się tolerancyjny i otwarty, nie był typowym sztywnym czystokrwistym zapatrzonym w swoje pochodzenie. Nawet postępowanie Garretta wydawał się rozumieć lepiej niż ona sama. Może dogadałby się z jej dawnym szkolnym kolegą? Mieli coś, co ich łączyło – oboje potrafili rozładować napiętą atmosferę i poprawiać humor.
No niestety, zmiany w życiu Lyry przyniosły także pewną zmianę w niej samej. Wystarczyło zaledwie kilka miesięcy, żeby ta beztroska, marzycielska i naiwna nastolatka zaczęła zmieniać się młodą i ambitną szlachciankę, coraz bardziej świadomą tego, co się wokół niej działo, choć nadal nie pozbawioną tej dziecięcej jeszcze naiwności i wiary w to, że ludzie tak naprawdę są dobrzy.
- W takim razie koniecznie musisz dać mi ich spróbować – zgodziła się. Dużo łatwiej było myśleć o słodkich przysmakach niż o jakichkolwiek smutnych sprawach. Nie było też tajemnicą, że Lyra uwielbiała słodycze, i aż trudno było uwierzyć, że była tak drobna i wątła. Pewnie gdyby nie bieda i to, że przez większość życia rzadko mogła sobie pozwolić na takie rarytasy, to już dawno toczyłaby się jak kulka. – Po takiej zachęcie na pewno jeszcze kiedyś tu przyjdę – dodała jeszcze. Wiedziała, że Pokątna się zmieniła, nie jest już tak bezpiecznym i przyjaznym miejscem, jak kiedyś, ale obecność Bertiego była promyczkiem nadziei, żywym przypomnieniem dawnych, dobrych czasów.
Pozwoliła więc, żeby zapakował jej jeszcze trochę ciastek do papierowej torebki, podczas gdy sama podsunęła mu parę monet jako zapłatę za słodkie zakupy. Ciekawe, czy Glaucus się ucieszy, jak zobaczy jej zakupy? Oczywiście miała zamiar się z nim podzielić, gdyby sama tyle zjadła, rzeczywiście zaczęłaby się wkrótce toczyć.
- Dziękuję, że mogliśmy się spotkać i znalazłeś chwilę na tę rozmowę – powiedziała. Jakby nie patrzeć, był w pracy, a tymczasem już dobre pół godziny siedział z nią i rozmawiał. Oby tylko jego szefowa nie urwała mu za to głowy, no ale w końcu nie co dzień spotykało się dawno niewidzianych znajomych ze szkoły. – I mam nadzieję, że nie będzie to ostatnie spotkanie. Wiesz, gdzie mnie znaleźć – zerknęła na serwetkę z adresem swojej pracowni.
No niestety, zmiany w życiu Lyry przyniosły także pewną zmianę w niej samej. Wystarczyło zaledwie kilka miesięcy, żeby ta beztroska, marzycielska i naiwna nastolatka zaczęła zmieniać się młodą i ambitną szlachciankę, coraz bardziej świadomą tego, co się wokół niej działo, choć nadal nie pozbawioną tej dziecięcej jeszcze naiwności i wiary w to, że ludzie tak naprawdę są dobrzy.
- W takim razie koniecznie musisz dać mi ich spróbować – zgodziła się. Dużo łatwiej było myśleć o słodkich przysmakach niż o jakichkolwiek smutnych sprawach. Nie było też tajemnicą, że Lyra uwielbiała słodycze, i aż trudno było uwierzyć, że była tak drobna i wątła. Pewnie gdyby nie bieda i to, że przez większość życia rzadko mogła sobie pozwolić na takie rarytasy, to już dawno toczyłaby się jak kulka. – Po takiej zachęcie na pewno jeszcze kiedyś tu przyjdę – dodała jeszcze. Wiedziała, że Pokątna się zmieniła, nie jest już tak bezpiecznym i przyjaznym miejscem, jak kiedyś, ale obecność Bertiego była promyczkiem nadziei, żywym przypomnieniem dawnych, dobrych czasów.
Pozwoliła więc, żeby zapakował jej jeszcze trochę ciastek do papierowej torebki, podczas gdy sama podsunęła mu parę monet jako zapłatę za słodkie zakupy. Ciekawe, czy Glaucus się ucieszy, jak zobaczy jej zakupy? Oczywiście miała zamiar się z nim podzielić, gdyby sama tyle zjadła, rzeczywiście zaczęłaby się wkrótce toczyć.
- Dziękuję, że mogliśmy się spotkać i znalazłeś chwilę na tę rozmowę – powiedziała. Jakby nie patrzeć, był w pracy, a tymczasem już dobre pół godziny siedział z nią i rozmawiał. Oby tylko jego szefowa nie urwała mu za to głowy, no ale w końcu nie co dzień spotykało się dawno niewidzianych znajomych ze szkoły. – I mam nadzieję, że nie będzie to ostatnie spotkanie. Wiesz, gdzie mnie znaleźć – zerknęła na serwetkę z adresem swojej pracowni.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Obietnica najwyraźniej go zadowoliła. Na pewno jej o tym przypomni - uwielbiał wspominać dawne czasy. Nie żył wspomnieniami, co to to nie, ale po prostu od czasu do czasu lubił sobie przypominać te wszystkie wspaniałe i niesamowite chwile, tych wszystkich świetnych ludzi, jacy stanęli na jego drodze.
- Jak widać, nie ma dziś wielkiego ruchu. A tak przy pomocy swojego uroku osobistego wcisnąłem ci całą masę ciasteczek. - puścił jej oczko. Szefowa nie była demonem i jakoś nie potrafił jej traktować jak straszaka, którego wielka postać mentalnie stoi w kącie i nadzoruje. Oczywiście: była szefem, ale na pewno nie przeszkadzałaby jej ta drobna przerwa, kiedy w sklepie i tak nie ma ruchu. Skoro nie przeszkadzały jej naczynia, jakie przez niego straciła, mąka jaką rozsypał, ciasteczka jakie za jego sprawą do tej pory lądowały na ziemi? Ta kobieta musiała być okazem cierpliwości i wyrozumiałości.
Choć i tak rzecz jasna nie o wszystkim wiedziała. Kiedyś Bott się jej za to wszystko odpłaci! Jak już będzie sławny i bogaty (bo w końcu taki ma ogólnie plan na życie).
- Na pewno przyjdę. Planuję w końcu kupić sowę, bo Rogerowi nędznie wychodzi dostarczanie listów. W sumie to żadnego nie doniósł. W sumie to jeden próbował zjeść. - zmarszczył lekko nos i dopiero po chwili uświadomił sobie, że przecież Lyra nie zna jego przyjaciela, kompana, towarzysza, brata, syna i najlepszego królika pod słońcem. - Roger to królik. Dostałem w tamtym roku na urodziny od znajomej. - wyjaśnił wesoło.
Tak. Sowa to dobry plan na najbliższy czas.
- W każdym razie niedługo napiszę albo wpadnę do pracowni. Albo ty do mnie. Zobaczymy. Muszę cię przetrzymać dłużej niż na pół godziny i opowiesz mi wszystko. - zadecydował, odruchowo machając ręką, by pokazać "wszystko" (gestykulacja - przekleństwo oferm) i strącając z lady słoik mordoklejek.
Eh. Życie takie ciężkie, prawda? Na szczęście jednak jako czarodziej nie musi zbierać tego szkła rękami (inaczej pewnie miałby na nich bliznę na bliźnie, a każda kolejna blizna miałaby swoje blizny) tylko po prostu rzucił zaklęcie.
- Do zobaczenia. - uśmiechnął się jeszcze szeroko.
- Jak widać, nie ma dziś wielkiego ruchu. A tak przy pomocy swojego uroku osobistego wcisnąłem ci całą masę ciasteczek. - puścił jej oczko. Szefowa nie była demonem i jakoś nie potrafił jej traktować jak straszaka, którego wielka postać mentalnie stoi w kącie i nadzoruje. Oczywiście: była szefem, ale na pewno nie przeszkadzałaby jej ta drobna przerwa, kiedy w sklepie i tak nie ma ruchu. Skoro nie przeszkadzały jej naczynia, jakie przez niego straciła, mąka jaką rozsypał, ciasteczka jakie za jego sprawą do tej pory lądowały na ziemi? Ta kobieta musiała być okazem cierpliwości i wyrozumiałości.
Choć i tak rzecz jasna nie o wszystkim wiedziała. Kiedyś Bott się jej za to wszystko odpłaci! Jak już będzie sławny i bogaty (bo w końcu taki ma ogólnie plan na życie).
- Na pewno przyjdę. Planuję w końcu kupić sowę, bo Rogerowi nędznie wychodzi dostarczanie listów. W sumie to żadnego nie doniósł. W sumie to jeden próbował zjeść. - zmarszczył lekko nos i dopiero po chwili uświadomił sobie, że przecież Lyra nie zna jego przyjaciela, kompana, towarzysza, brata, syna i najlepszego królika pod słońcem. - Roger to królik. Dostałem w tamtym roku na urodziny od znajomej. - wyjaśnił wesoło.
Tak. Sowa to dobry plan na najbliższy czas.
- W każdym razie niedługo napiszę albo wpadnę do pracowni. Albo ty do mnie. Zobaczymy. Muszę cię przetrzymać dłużej niż na pół godziny i opowiesz mi wszystko. - zadecydował, odruchowo machając ręką, by pokazać "wszystko" (gestykulacja - przekleństwo oferm) i strącając z lady słoik mordoklejek.
Eh. Życie takie ciężkie, prawda? Na szczęście jednak jako czarodziej nie musi zbierać tego szkła rękami (inaczej pewnie miałby na nich bliznę na bliźnie, a każda kolejna blizna miałaby swoje blizny) tylko po prostu rzucił zaklęcie.
- Do zobaczenia. - uśmiechnął się jeszcze szeroko.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lyra rozejrzała się. Faktycznie, cukiernia była prawie pusta. Może to przez zimno, które nie zachęca do opuszczania domów i wałęsania się bez konkretnego powodu, a może Pokątna nie tylko w niej budzi niepokój?
- Tak... Chyba nigdy nie kupiłam tylu ciastek – mrugnęła do niego lekko, pakując torebki z ciastkami do torby. Słysząc jego opowieść o króliku, znowu się roześmiała. – To napisz kiedyś do mnie. Albo ja napiszę. Znajdziemy jakiś dzień na wspomnienia starych, dobrych czasów. Porozmawiamy... O różnych rzeczach.
Teraz Lyra była dużo bardziej rozluźniona niż na samym początku. Może ośmieliło ją to, że Bertie wcale nie zareagował tak negatywnie na wieść o tym, jak bardzo zmieniło się jej życie, a takiej reakcji się spodziewała. Skoro nawet jej własny brat nie zaakceptował drogi, którą wybrała...?
Spakowawszy wszystkie ciastka, wstała i znowu się uśmiechnęła widząc, jak ten, gestykulując, zrzucił na podłogę słoik. A więc nadal był również niezdarny i roztrzepany.
- Do zobaczenia – powiedziała więc, po czym ruszyła w stronę wyjścia i opuściła cukiernię, nieco podniesiona na duchu myślą o odnalezionej po paru latach znajomości.
| zt. x 2
- Tak... Chyba nigdy nie kupiłam tylu ciastek – mrugnęła do niego lekko, pakując torebki z ciastkami do torby. Słysząc jego opowieść o króliku, znowu się roześmiała. – To napisz kiedyś do mnie. Albo ja napiszę. Znajdziemy jakiś dzień na wspomnienia starych, dobrych czasów. Porozmawiamy... O różnych rzeczach.
Teraz Lyra była dużo bardziej rozluźniona niż na samym początku. Może ośmieliło ją to, że Bertie wcale nie zareagował tak negatywnie na wieść o tym, jak bardzo zmieniło się jej życie, a takiej reakcji się spodziewała. Skoro nawet jej własny brat nie zaakceptował drogi, którą wybrała...?
Spakowawszy wszystkie ciastka, wstała i znowu się uśmiechnęła widząc, jak ten, gestykulując, zrzucił na podłogę słoik. A więc nadal był również niezdarny i roztrzepany.
- Do zobaczenia – powiedziała więc, po czym ruszyła w stronę wyjścia i opuściła cukiernię, nieco podniesiona na duchu myślą o odnalezionej po paru latach znajomości.
| zt. x 2
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Zza zaplecza wychyla się głowa panny Havisham, która podczas całej rozmowy była schowana i starała się doprowadzić do porządku zaplecze, które również było zabrudzone.
- Poszła? - pyta się, ale skoro zadzwonił dzwoneczek u drzwi, to raczej znak, że sobie poszła. No i nagle jakoś mniej rudego w cukierni. Polly wywraca oczętami i wchodzi do Cukierni - Ładnie to tak podrywać mężatki, Bertie? - fakt, że świeżoupieczone, może jeszcze nieprzyzwyczajone i nieprzekonane, ale wciąż mężatki. Polly zna siostrę Barrego, ale nie podobało jej się, że nie została zaproszona na ślub. Oczywiście nie poszłaby, bo ślub był tego samego dnia co inna ważna dla niej uroczystość, ale Daniel się wzruszał. Polly nie miała ochoty na świętowanie tak pokracznego małżeństwa, które jak się wydaje, zostało zawarte w drodze umowy pomiędzy rodami. Nie rozumiała jak Lyra może się na to zgadzać, Linette się na przykład nie zgadzała i wybuchła sobie głowe. No właśnie. Polly zresztą odkąd Lyra zaczęła być gwiazdą salonową, przestała odnajdywać w niej pokrewną duszę, bo prawdą jest, że nie są pokrewne w żadnym stopniu.
- Powiem ci Bertie, ta dziewczyna to moja nemesis - wzdycha Polka i daje mu miotłe, żeby zamiótł.
- Poszła? - pyta się, ale skoro zadzwonił dzwoneczek u drzwi, to raczej znak, że sobie poszła. No i nagle jakoś mniej rudego w cukierni. Polly wywraca oczętami i wchodzi do Cukierni - Ładnie to tak podrywać mężatki, Bertie? - fakt, że świeżoupieczone, może jeszcze nieprzyzwyczajone i nieprzekonane, ale wciąż mężatki. Polly zna siostrę Barrego, ale nie podobało jej się, że nie została zaproszona na ślub. Oczywiście nie poszłaby, bo ślub był tego samego dnia co inna ważna dla niej uroczystość, ale Daniel się wzruszał. Polly nie miała ochoty na świętowanie tak pokracznego małżeństwa, które jak się wydaje, zostało zawarte w drodze umowy pomiędzy rodami. Nie rozumiała jak Lyra może się na to zgadzać, Linette się na przykład nie zgadzała i wybuchła sobie głowe. No właśnie. Polly zresztą odkąd Lyra zaczęła być gwiazdą salonową, przestała odnajdywać w niej pokrewną duszę, bo prawdą jest, że nie są pokrewne w żadnym stopniu.
- Powiem ci Bertie, ta dziewczyna to moja nemesis - wzdycha Polka i daje mu miotłe, żeby zamiótł.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Mężatka, nie mężatka, każda kobieta jest piękna i należy doceniać jej wdzięki. - Bertie odpowiedział wesoło. Nie rozumiał, czemu Polly tak uciekła, choć odpowiadało mu odrobinę więcej prywatności przy rozmowie z panną Weasley. Dawno się nie widzieli i, choć o tym nie myślał to na pewno tęsknił. Bott zawsze niesamowicie przywiązywał się do ludzi i nigdy nie zapominał tych, którzy stali się mu bliscy. Choć było ich bardzo wielu.
- Lyra? Jak to możliwe? - nie mógł w to uwierzyć. Mała, słodka Lyra, istotka wesoła i pełna entuzjazmu, utalentowana i dążąca do celu? Nawet, jeśli wiele złego stało się w jej życiu i nawet, jeśli się zmieniła, trudno było mu uwierzyć, że ktoś mógłby ją inaczej odbierać. Musiało między nimi zajść jakieś nieporozumienie!
Złapał grzecznie miotłę (żeby nie było, że się obija w pracy!) i zaczął zamiatać, od czasu do czasu się przy tym okręcając w rytmie muzyki. Oj, łapie go nastrój na tańczenie, łapie! A tu jeszcze tyle czasu do końca dniówki i brak klientów. Aż dziw, choć z drugiej strony pogoda za oknem niejednego fana słodyczy pewnie zniechęciła do wychodzenia z domu.
- Lyra? Jak to możliwe? - nie mógł w to uwierzyć. Mała, słodka Lyra, istotka wesoła i pełna entuzjazmu, utalentowana i dążąca do celu? Nawet, jeśli wiele złego stało się w jej życiu i nawet, jeśli się zmieniła, trudno było mu uwierzyć, że ktoś mógłby ją inaczej odbierać. Musiało między nimi zajść jakieś nieporozumienie!
Złapał grzecznie miotłę (żeby nie było, że się obija w pracy!) i zaczął zamiatać, od czasu do czasu się przy tym okręcając w rytmie muzyki. Oj, łapie go nastrój na tańczenie, łapie! A tu jeszcze tyle czasu do końca dniówki i brak klientów. Aż dziw, choć z drugiej strony pogoda za oknem niejednego fana słodyczy pewnie zniechęciła do wychodzenia z domu.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Oby pan mąż się nie dowiedział, że doceniałeś wdzięki jego świeżej małżonki. Nawet nie wiesz, jacy ci szlachcice są delikatniusi - przestrzegłam go, mając w pamięci jaki Marin był, najpierw niby przyjaciel, później się zaręczył i uciekł daleko, daleko do narzeczonej i przekreślił całe dotychczasowe życie. Szlachcice już tak mieli, że nagle wydawało im się, że jak podpiszą cyrograf ślubny, to koniec z przeszłością i że muszą się zakochać. Niszczą mój pogląd na wspaniałe życie małżeńskie i sprawiają, że ja jużw to nie wierzę.
I ja biorę się za sprzątanie, wycieram po raz setny ladę i szklane ograniczniki i naczynka.
- No wiesz, nie mam nic do niej, ale ona zna wszystkich. I nagle okazuje sie, że kogokolwiek nie poznam, to on zna ją. Ja wiem, że jak się pracuje na ulicy ... - przestaję mówić i parskam śmiechem, bo pracowanie na ulicy w kwesti Lyry miało zupełnie inne znaczenie. - Sama nie wiem, ale jak nawet mój przyjaciel Daniel Krueger, który przecież przyjechał z Niemiec, był jej kuzynem! Prześladuje mnie a teraz jeszcze jest twoją przyjaciółką, zaczynam sie poważnie bać
Ni to żartem, ni to serio, mówi panna Havisham i wyciera szkło.
I ja biorę się za sprzątanie, wycieram po raz setny ladę i szklane ograniczniki i naczynka.
- No wiesz, nie mam nic do niej, ale ona zna wszystkich. I nagle okazuje sie, że kogokolwiek nie poznam, to on zna ją. Ja wiem, że jak się pracuje na ulicy ... - przestaję mówić i parskam śmiechem, bo pracowanie na ulicy w kwesti Lyry miało zupełnie inne znaczenie. - Sama nie wiem, ale jak nawet mój przyjaciel Daniel Krueger, który przecież przyjechał z Niemiec, był jej kuzynem! Prześladuje mnie a teraz jeszcze jest twoją przyjaciółką, zaczynam sie poważnie bać
Ni to żartem, ni to serio, mówi panna Havisham i wyciera szkło.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Rozumiem. Mówię ci, niedługo odkryjesz, że Lyra idealnie nadaje się na kanapki, nie zaglądaj do lodówki. - stwierdził wesoło, zaczepnie. Nie zagłębiał się w tę relację, jakakolwiek by nie była. Lubił obie dziewczyny. Do jednej miał sentyment przez szkolne czasy i dawne zauroczenie, druga teraz była w pewien sposób częścią jego życia. W końcu widzieli się niemal codziennie po kilka godzin!
- Nasze pokolenie w Hogwarcie było super. Trudno się dziwić, że wszyscy wszystkich znają. Zobaczysz, mnie też zaczniesz się bać. Szkoda, że byłaś gdzieś daleko. - stwierdził. - Z drugiej strony chętnie bym Francję zobaczył.
Dodał po chwili. Uczenie się w odległej szkole wydawało mu się świetną przygodą. Choć... tak na jeden rok mógłby wyjechać tam i na jeden do Durmstrongu. Na stałe na pewno zostawiłby Hogwart. Kochał swoim wielki sercem tę szkołę prawie jak drugi dom.
- Kiedy oglądamy smoki? Może i zniszczyłem się alkoholem, ale pamiętam, co mówiłem. A to na pewno jest realne. Tylko trzeba znaleźć kogoś, kto przy nich pracuje i jakoś go przekonać. Uda nam się. - Bott zawsze dużo planował, ale i często faktycznie zabierał się do realizowania swoich planów. I próbował, jak tylko się dało, kombinował, starał się. Znajdzie dostęp. W JAKIŚ sposób.
- Nasze pokolenie w Hogwarcie było super. Trudno się dziwić, że wszyscy wszystkich znają. Zobaczysz, mnie też zaczniesz się bać. Szkoda, że byłaś gdzieś daleko. - stwierdził. - Z drugiej strony chętnie bym Francję zobaczył.
Dodał po chwili. Uczenie się w odległej szkole wydawało mu się świetną przygodą. Choć... tak na jeden rok mógłby wyjechać tam i na jeden do Durmstrongu. Na stałe na pewno zostawiłby Hogwart. Kochał swoim wielki sercem tę szkołę prawie jak drugi dom.
- Kiedy oglądamy smoki? Może i zniszczyłem się alkoholem, ale pamiętam, co mówiłem. A to na pewno jest realne. Tylko trzeba znaleźć kogoś, kto przy nich pracuje i jakoś go przekonać. Uda nam się. - Bott zawsze dużo planował, ale i często faktycznie zabierał się do realizowania swoich planów. I próbował, jak tylko się dało, kombinował, starał się. Znajdzie dostęp. W JAKIŚ sposób.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pola patrzy na Bertiego, jakby coś mu się stało w twarz, jest taka zdziwiona jego słowami, ale dzięki temu że się wypowiedział w tak absurdalny sposób to jej wszystko rekompensuje i nagle dziewczyna przestaje się już boczyć na panią Travers (byłą pannę Weasley), zapomina o niej właściwie. Prycha i uśmiecha się w jednej chwili.
Rozkłada ręce w górze.
- W Beauxbatons też nie było najgorzej - i jej myśli fruną trochę dalej niż tylko do szkocji, gdzie znajduje się podobnoż Hogwart. - A ja widziałam waszą szkołę! Mój przyjaciel kiedyś zabrał mnie do tej wioski, co się znajduje obok - pochwaliła się, wspominając romantyczny zimowy wypad z Barrym do samego centrum Hogsmedae. - I nie chcę cię zasmucać, ale wasz Hogwart nie jest aż taki piękny jak utrzymujecie. W porównaniu do eleganckiego Beauxbatons, wygladał dość zimno. - oceniła, zadzierając nosa jak każda przepisowa francuzeczka, której partyiotyzm przebija wszystko. Nacjonalizm wręcz. Bo przecież Francuzi i to ich, że tylko Francja.
- A teraz zgadnij co, ten mój przyjaciel to jest brat Lyry - wywraca oczętami Poleczka, chociaż już zapomniała na dobre o pani Traversowej.
- Ja znam kogoś kto pracuje przy smokach - zaróżowione ma policzki Pola, kiedy myśli o przystojnym panu Greengrass, który zabronił się jej pojawiać w okolicach rezerwatu, bo twierdził, że się boi o zdrowie Poleczki. A ona głupia, już z szalonym Bottem planuje jak się tam dostać.
Rozkłada ręce w górze.
- W Beauxbatons też nie było najgorzej - i jej myśli fruną trochę dalej niż tylko do szkocji, gdzie znajduje się podobnoż Hogwart. - A ja widziałam waszą szkołę! Mój przyjaciel kiedyś zabrał mnie do tej wioski, co się znajduje obok - pochwaliła się, wspominając romantyczny zimowy wypad z Barrym do samego centrum Hogsmedae. - I nie chcę cię zasmucać, ale wasz Hogwart nie jest aż taki piękny jak utrzymujecie. W porównaniu do eleganckiego Beauxbatons, wygladał dość zimno. - oceniła, zadzierając nosa jak każda przepisowa francuzeczka, której partyiotyzm przebija wszystko. Nacjonalizm wręcz. Bo przecież Francuzi i to ich, że tylko Francja.
- A teraz zgadnij co, ten mój przyjaciel to jest brat Lyry - wywraca oczętami Poleczka, chociaż już zapomniała na dobre o pani Traversowej.
- Ja znam kogoś kto pracuje przy smokach - zaróżowione ma policzki Pola, kiedy myśli o przystojnym panu Greengrass, który zabronił się jej pojawiać w okolicach rezerwatu, bo twierdził, że się boi o zdrowie Poleczki. A ona głupia, już z szalonym Bottem planuje jak się tam dostać.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Teeeż mi coś. Wyobrażam sobie tę waszą elegancką szkółkę. - skrzywił się lekko i pokręcił głową. Nie. Nie przepadał za elegancją. Nie przeszkadzała mu, w jakiejś odmianie mogła nawet mu się podobać, jednak przyziemny, staroświecki, zimny, domowy i czasem nieuporządkowany Hogwart był dla niego miejscem najdoskonalszym pod słońcem i nie wierzył, że gdziekolwiek, kiedykolwiek może istnieć cokolwiek wspanialszego. Nie wierzył uczniom innych szkół. Oczywiście, że byli zadowoleni ze swoich. Ale to tylko dlatego, że nie uczyli się w Hogwarcie!
- Hogsmeade też jest super. Piwo kremowe nigdzie nie smakuje równie dobrze. Serio, nigdzie. - stwierdził. Najlepsze jest właśnie tam, tam mu się najlepiej kojarzy, tam pierwszy raz je pił, kupował za własne (dobra, wyproszone od siostry, bo był wiecznym bankrutem) pieniądze, przy śmiechu własnym i kolegów. Wypady do Hogsmeade zawsze były świetną atrakcją, ucieczką ze szkoły, rozrywką! Eh, Polly nigdy tego nie zrozumie! Biedna.
- Kto to taki? I w jaki sposób jest powiązany z Lyrą?
Drugie pytanie zadał zaczepnie, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się i przybrał lekko wrednego wyrazu. Jak już Polly dała mu pretekst to będzie ją zaczepiał, bo niby czemu nie? Bo sobie nie życzy? Oh, on doskonale wie, że sobie życzy. W końcu go kocha! Nie? No, jaaaak nie, przecież wszyscy go kochają!
- Musisz go zagadać. Dałaś mi kolejny punkt do zrealizowania w życiu. A najlepiej w tym roku. I to jak najszybciej. - oczywiście, Bertie jak każdy facet/człowiek chciał zobaczyć smoka. Tyle się o nich uczył i w ogóle były przecież takie super! Wielkie i potężne! Ale jakoś nigdy wcześniej o tym nie myślał. A tu po rozmowie z Polly... po pijaństwie z Polly... no, nie zapamiętał całkowicie wszystkiego, ale fragment z oglądaniem smoków owszem. Musi!
- Hogsmeade też jest super. Piwo kremowe nigdzie nie smakuje równie dobrze. Serio, nigdzie. - stwierdził. Najlepsze jest właśnie tam, tam mu się najlepiej kojarzy, tam pierwszy raz je pił, kupował za własne (dobra, wyproszone od siostry, bo był wiecznym bankrutem) pieniądze, przy śmiechu własnym i kolegów. Wypady do Hogsmeade zawsze były świetną atrakcją, ucieczką ze szkoły, rozrywką! Eh, Polly nigdy tego nie zrozumie! Biedna.
- Kto to taki? I w jaki sposób jest powiązany z Lyrą?
Drugie pytanie zadał zaczepnie, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się i przybrał lekko wrednego wyrazu. Jak już Polly dała mu pretekst to będzie ją zaczepiał, bo niby czemu nie? Bo sobie nie życzy? Oh, on doskonale wie, że sobie życzy. W końcu go kocha! Nie? No, jaaaak nie, przecież wszyscy go kochają!
- Musisz go zagadać. Dałaś mi kolejny punkt do zrealizowania w życiu. A najlepiej w tym roku. I to jak najszybciej. - oczywiście, Bertie jak każdy facet/człowiek chciał zobaczyć smoka. Tyle się o nich uczył i w ogóle były przecież takie super! Wielkie i potężne! Ale jakoś nigdy wcześniej o tym nie myślał. A tu po rozmowie z Polly... po pijaństwie z Polly... no, nie zapamiętał całkowicie wszystkiego, ale fragment z oglądaniem smoków owszem. Musi!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
-Elegancką szkółkę- powtarza roześmiana Pola i dźga go palcem za to lekceważenie wspaniałego Beauxbotons. No jak Bertie może, na prawdę! Dziewczyna odrzuca włosy i przypomina mu - Spędziłam w niej mnóstwo czasu, rok dłużej niż ty w Hogwarcie, więc nie mów mi, że to jakaś tam szkółka. Sam dobrz zdajesz sobie sprawę, że pomiędzy Anglią i Francją trwa odwieczny konflikt. Kto jest lepszy, a kto ma większy ogród i ładniej posadzone róże. Dla mnie Londyn jest wspaniały, ale centrum świata to aktualnie Nowy Jork i koniecznie muszę tam pojechać.- postanowiła, dzieląc się z nim swoim największym marzeniem. A może Bertie też o tym marzy ?
- Barry to jej brat, ale chyba się nie lubią. On jest zupełnie inny niż ona. Skoro tak uwielbiasz małą Lyre, to Barrego pewnie byś wcale nie chciał poznać. To rebel- broni Weasleya, ale na swój dziwny sposób. W końcu, Polly lubi rebeli. Natomiast czy Bertie nie woli po prostu dziewcząt.
- Spróbuje go przekonać, ale to bardzo uparty jegomość- Havisham kręci i męci, aż w końcu wypala - Co będę miała za to, że go przekonam?
- Barry to jej brat, ale chyba się nie lubią. On jest zupełnie inny niż ona. Skoro tak uwielbiasz małą Lyre, to Barrego pewnie byś wcale nie chciał poznać. To rebel- broni Weasleya, ale na swój dziwny sposób. W końcu, Polly lubi rebeli. Natomiast czy Bertie nie woli po prostu dziewcząt.
- Spróbuje go przekonać, ale to bardzo uparty jegomość- Havisham kręci i męci, aż w końcu wypala - Co będę miała za to, że go przekonam?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Nowy Jork? Hmm... nie brzmi źle, ale jakbym miał wyruszyć świat to chyba obrałbym bardziej egzotyczne okolice. A może? Sam nie wiem. Chciałbym zobaczyć cały świat, więc i Nowy Jork może być. - stwierdził, uznając że nie ma co wybrzydzać. Cały świat jest w końcu piękny i niesamowity, co nie? I zdecydowanie wart zobaczenia. Tylko zanim zacznie się oglądać, trzeba oszczędzić trochę kasy i czasu. I ruszać. Byle dalej.
I tym razem uprzedzić bliskich.
- Nie mam nic do rebeli. - wzruszył ramionami, bo i z natury żadnego człowieka nie skazywał na straty, tym bardziej jedynie przez jego relacje z inną osobą. No chyba, że ktoś śmiał skrzywdzić jego bliskich, to całkowicie inna sprawa. Ale też chyba dość oczywista, więc nie ma sensu jej tu głębiej opisywać?
- Hmm... co tylko zechcesz. Mogę być na twoje rozkazy przez okrągłą dobę. - stwierdził wesoło, nie mając do zaoferowania niestety nic więcej, niż on sam. Pieniądze? Cóż... Przedmioty wartościowe? Sally nie odda nikomu! Ale któż by nie chciał takiego Botta dla siebie na całą dobę? A jeśli Polly nie zechce, zawsze będzie mogła kazać mu spadać, nie?
- Co ty na to?
Posłał jej pełen radości uśmiech, odkładając w końcu miotłę i uświadamiając sobie, że całkowicie bez sensu machał nią przez ostatnich paręnaście minut po mugolsku. Cóż!
I tym razem uprzedzić bliskich.
- Nie mam nic do rebeli. - wzruszył ramionami, bo i z natury żadnego człowieka nie skazywał na straty, tym bardziej jedynie przez jego relacje z inną osobą. No chyba, że ktoś śmiał skrzywdzić jego bliskich, to całkowicie inna sprawa. Ale też chyba dość oczywista, więc nie ma sensu jej tu głębiej opisywać?
- Hmm... co tylko zechcesz. Mogę być na twoje rozkazy przez okrągłą dobę. - stwierdził wesoło, nie mając do zaoferowania niestety nic więcej, niż on sam. Pieniądze? Cóż... Przedmioty wartościowe? Sally nie odda nikomu! Ale któż by nie chciał takiego Botta dla siebie na całą dobę? A jeśli Polly nie zechce, zawsze będzie mogła kazać mu spadać, nie?
- Co ty na to?
Posłał jej pełen radości uśmiech, odkładając w końcu miotłę i uświadamiając sobie, że całkowicie bez sensu machał nią przez ostatnich paręnaście minut po mugolsku. Cóż!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Teraz dzieje się tam wszystko co najbardziej ważne - uczy Bertiego o życiu, bo chyba Bertie nie słyszał jeszcze, że wszyscy artyści zmierzają do Nowego Yorku, gdzieś w dzielnicy Geenich Village tworzą sobie swoje bohemy. - Nie wiedziałam, że chcesz zobaczyć cały świat - uśmiecha się zachęcająco, żeby jej opowiedział o swoich planach i marzeniach. - Sądziłam, że tutaj ci się podoba najbardziej, że chcesz pracować, uczyć się... zamiatania - Pola łapie za miotłę, którą kolega ledwo co machał. On się do tego nie nadaje.
- Może kiedyś przyjdzie mnie odwiedzić, to go poznasz - odpowiada więc na wieści o nieposiadaniu żadnych problemów do reblei pokroju Barrego. Gdyby tylko Poleczka wiedziała, że jej zachwalany Barry nie jest już taki niegrzeczny!
A później dostaje ofertę posiadania niewolnika i uśmiecha się zadziornie, chociaż policzki trochę też poróżowiały od jakiś niecnych skojarzeń.
- Mieć cie do usług przez całą dobę? Ale godziny snu będziesz odrabiać, tak? - upewnia się Poleczka, już mu dyktuje warunki i to na jakich warunkach chce otrzymać zapłatę. Prawdę powiedziawszy, to bardzo dużo za to, że Travis pozwoliłby jej i koledze popatrzeć na smoki. On ma to przecież na codzień, a Pola może za ten jeden widok dostać niewolnika na całe dwadzieścia cztery godziny.
Czy to nie jest trochę niesprawiedliwe?
- Może kiedyś przyjdzie mnie odwiedzić, to go poznasz - odpowiada więc na wieści o nieposiadaniu żadnych problemów do reblei pokroju Barrego. Gdyby tylko Poleczka wiedziała, że jej zachwalany Barry nie jest już taki niegrzeczny!
A później dostaje ofertę posiadania niewolnika i uśmiecha się zadziornie, chociaż policzki trochę też poróżowiały od jakiś niecnych skojarzeń.
- Mieć cie do usług przez całą dobę? Ale godziny snu będziesz odrabiać, tak? - upewnia się Poleczka, już mu dyktuje warunki i to na jakich warunkach chce otrzymać zapłatę. Prawdę powiedziawszy, to bardzo dużo za to, że Travis pozwoliłby jej i koledze popatrzeć na smoki. On ma to przecież na codzień, a Pola może za ten jeden widok dostać niewolnika na całe dwadzieścia cztery godziny.
Czy to nie jest trochę niesprawiedliwe?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Niee... znaczy ta praca jest spoko ale to jeszcze nie to. To raczej tymczasowy wyrok nawet jeśli miły, niż dożywocie. Rzecz w tym, że ja kompletnie nie wiem, czego chcę. Ale na pewno czegoś... więcej? Nie wiem, jak to ująć. Jeśli cukiernictwo to może coś swojego? A jeśli nie... e tam, zobaczy się. W Hogwarcie myślałem o tym, żeby wyjechać i w drodze kombinować jakąkolwiek pracę, ale jakoś nie wyszło.
Przyznał. Nie ruszył, po prostu, a to dziwiło nawet jego. Co go zatrzymało w miejscu? Chyba na kogoś czekał. Ale ten ktoś się więcej nie zjawił. I raczej już nie zjawi, Bott dorósł do tej myśli, ale też osiadł w Londynie, może odrobinkę za mocno, może teraz na nowo wybudzi się w nim potrzeba, by po prostu wyjść z domu i ruszyć przed siebie? Choć właśnie kupił nawiedzony dom.
Który zawsze będzie na niego czekał oczywiście.
- Plan na zwiedzanie świata jest dość pospolity. Wsiąść na motor i jechać. Byle gdzie, byle do przodu. I oglądać. - wzruszył ramionami. Może jeszcze trochę by się przygotował, żeby wiedzieć czego w jakim miejscu najlepiej spróbować. Ale to się zobaczy jak będzie ruszał. Może jutro? Może za rok? Za pięć? Kiedyś pewnie ruszy.
- Noo, mogę odrabiać.
Bawiło go to i był ciekaw, czego Poleczka może od niego chcieć. Wyczekiwał jej kreatywności, choć trzeba przyznać, uroczo zarumienione policzki podsunęły mu kilka ciekawych możliwości.
Zaraz jednak zerknął na zegarek i dostrzegł, że kończy się ich czas pracy. Odłożył więc wszystko na miejsce, co tylko zdążył naruszyć.
- No... to do jutra. - puścił jej oczko i oboje rozentuzjazmowani myślą o smokach (albo zapłacie?) opuścili cukiernię, zamykając ją na klucz.
zt x 2
Przyznał. Nie ruszył, po prostu, a to dziwiło nawet jego. Co go zatrzymało w miejscu? Chyba na kogoś czekał. Ale ten ktoś się więcej nie zjawił. I raczej już nie zjawi, Bott dorósł do tej myśli, ale też osiadł w Londynie, może odrobinkę za mocno, może teraz na nowo wybudzi się w nim potrzeba, by po prostu wyjść z domu i ruszyć przed siebie? Choć właśnie kupił nawiedzony dom.
Który zawsze będzie na niego czekał oczywiście.
- Plan na zwiedzanie świata jest dość pospolity. Wsiąść na motor i jechać. Byle gdzie, byle do przodu. I oglądać. - wzruszył ramionami. Może jeszcze trochę by się przygotował, żeby wiedzieć czego w jakim miejscu najlepiej spróbować. Ale to się zobaczy jak będzie ruszał. Może jutro? Może za rok? Za pięć? Kiedyś pewnie ruszy.
- Noo, mogę odrabiać.
Bawiło go to i był ciekaw, czego Poleczka może od niego chcieć. Wyczekiwał jej kreatywności, choć trzeba przyznać, uroczo zarumienione policzki podsunęły mu kilka ciekawych możliwości.
Zaraz jednak zerknął na zegarek i dostrzegł, że kończy się ich czas pracy. Odłożył więc wszystko na miejsce, co tylko zdążył naruszyć.
- No... to do jutra. - puścił jej oczko i oboje rozentuzjazmowani myślą o smokach (albo zapłacie?) opuścili cukiernię, zamykając ją na klucz.
zt x 2
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Szukanie otwartego lokalu nie było wcale takie łatwe! Ustanowiony przez Ministerstwo dzień wolny od pracy został potraktowany przez większość całkiem poważnie. Na szczęście jednak Lily nie zawiodła się na jednym ze swoich ulubionych miejsc w Londynie. Cukiernia z miłą obsługą, dziś bardzo uszczuploną rzecz jasna, przytulnym wnętrzem, pyszną kawą i wszelkiej maści łakociami.
Zajęli jeden ze stolików przy oknie.
- I po krzyku. Teraz tylko czekać na wyniki.
Wróciła tylko na chwilę do całego porannego zajścia. Zaraz jednak zamówiła sobie karmelowe cappuccino i do tego kawałek sernika z owocami. Lubiła to ciasto. Było zwykłe, niemagiczne, bez żadnych dodatków, ale nie potrzebowała tego, w końcu tutaj liczy się smak.
W końcu zasłużyła dzisiaj na coś słodkiego.
- No więc? Mówiłeś coś o jakimś planie na dziś. - kiedy już oboje siedzieli z zamówieniem, zagadnęła nie kontynuując już tematów politycznych, bo i ich gadanie niczego już nie zmieni, teraz mogą tylko czekać na podliczenie głosów i ogłoszenie wyników. A w końcu Lio wspominał o czymś, kiedy stali jeszcze w kolejce do Ministerstwa.
Spojrzała więc na niego ciekawsko, w pierwszej kolejności biorąc się za swoją kawę w pierwszej kolejności. Ujęła dość sporą i pełną pysznej kawy filiżankę w dłonie i wyczekiwała na odpowiedź.
Zajęli jeden ze stolików przy oknie.
- I po krzyku. Teraz tylko czekać na wyniki.
Wróciła tylko na chwilę do całego porannego zajścia. Zaraz jednak zamówiła sobie karmelowe cappuccino i do tego kawałek sernika z owocami. Lubiła to ciasto. Było zwykłe, niemagiczne, bez żadnych dodatków, ale nie potrzebowała tego, w końcu tutaj liczy się smak.
W końcu zasłużyła dzisiaj na coś słodkiego.
- No więc? Mówiłeś coś o jakimś planie na dziś. - kiedy już oboje siedzieli z zamówieniem, zagadnęła nie kontynuując już tematów politycznych, bo i ich gadanie niczego już nie zmieni, teraz mogą tylko czekać na podliczenie głosów i ogłoszenie wyników. A w końcu Lio wspominał o czymś, kiedy stali jeszcze w kolejce do Ministerstwa.
Spojrzała więc na niego ciekawsko, w pierwszej kolejności biorąc się za swoją kawę w pierwszej kolejności. Ujęła dość sporą i pełną pysznej kawy filiżankę w dłonie i wyczekiwała na odpowiedź.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Stoliki
Szybka odpowiedź