Główna ulica
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główna ulica
Ulica Pokątna zmieniła się. Kolorowe, błyszczące witryny, które przedstawiały księgi zaklęć, składniki eliksirów i kociołki, były niewidoczne, ukryte pod przyklejonymi na nich wielkimi ministerialnymi plakatami. Większość tych posępnych fioletowych afiszy z zasadami bezpieczeństwa była powiększoną wersją broszur, które rozsyłano latem, a inne przedstawiały ruszające się czarno-białe fotografie znanych przestępców przebywających na wolności. Kilka witryn było zabitych deskami, w tym ta należąca do Lodziarni Floriana Fortescue. Z drugiej strony ulicy rozstawiono wiele podniszczonych straganów. Najbliższy, stojący przed księgarnią "Esy i Floresy", pod pasiastą, poplamioną markizą miał kartonowy szyld przypięty z przodu:
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
AMULETY
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Jeszcze tego mu brakowało, żeby ten dzień był jeszcze bardziej pokręcony. Zapomniał o tym dlaczego się znalazł na Pokątnej i o tym co zostało u niego w domu. I chociaż bardzo by chciał być teraz z Artis, nie myślał o tym. Wkurzył się na te kaptury, na krzykacza, na to całe zbiorowisko i na to, że dał się odsunąć jak jakiś pierwszy lepszy kołek. Na samego siebie również, ale szybko się zebrał i ruszył w kierunku piwnicy, gdy zaskoczyła go znajoma rudowłosa. Pokręcił głową, widząc Rowan, która najwidoczniej wzięła sobie na cel granie bohaterki. Raiden nie zamierzał jej ratować, gdyby znowu wdepnęła z własnej głupoty i lekkomyślności w jakieś bagno. Cóż... Wszyscy wiedzieli, że by na to nie pozwolił, ale nie zdążył jej powstrzymać.
- Cholerna baba... - mruknął pod nosem. Zszedł na dół i okazało się, że znaleźli się w zwyczajnej piwniczce spełniającej funkcję spiżarni. Rozejrzał się szybko, szukając czyjejkolwiek obecności. I co? Też teraz zniknęli?! Zamienili się w krasnoludki? Czemu nie było słychać żadnych dźwięków kroków czy głosów? To nie była pora na żarty, a Raiden tracił już cierpliwość. Gdzie oni do cholery byli?!
- Homenum Revelio - mruknął, stojąc blisko zejścia do piwnicy i kierując różdżką w jej głębię.
- Cholerna baba... - mruknął pod nosem. Zszedł na dół i okazało się, że znaleźli się w zwyczajnej piwniczce spełniającej funkcję spiżarni. Rozejrzał się szybko, szukając czyjejkolwiek obecności. I co? Też teraz zniknęli?! Zamienili się w krasnoludki? Czemu nie było słychać żadnych dźwięków kroków czy głosów? To nie była pora na żarty, a Raiden tracił już cierpliwość. Gdzie oni do cholery byli?!
- Homenum Revelio - mruknął, stojąc blisko zejścia do piwnicy i kierując różdżką w jej głębię.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
The member 'Raiden Carter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 65
'k100' : 65
Nie wiedziałam ile tak leżałam i nie wiedziałam też co spowodowało, że się obudziłam. Nagle poczułam, że leżę na zimnej podłodze. Uchyliłam lekko oczy, aby się rozejrzeć i wtedy uderzył mnie niesamowity ból głowy, na który zareagowałam z lekkim jęknięciem. To, co udało mi się dostrzec, to ciemność i jedynie lekka smuga światła dostająca się do pomieszczenia z ulicy. Zacisnęłam palce prawej ręki, bo z tego co pamiętałam, ostatnie co zrobiłam, to wyciągnęłam różdżkę, aby wezwać pomoc. Ale nie czułam jej w swojej dłoni. Ponownie otworzyłam oczy, chciałam poszukać różdżki. Bez niej czułam się całkowicie bezbronna. Gdy rozejrzałam się wzrokiem ponownie, ujrzałam w pomieszczeniu jeszcze dwie osoby. Czyżbym ich wcześniej nie zauważyła, gdy tutaj wchodziłam? A może udało mi się wezwać pomoc, tylko, że pomoc nie nadeszła, a w zamian ratowników z munga ściągnęłam na siebie wrogie dla mnie osoby? Musiałam się obudzić, zacząć trzeźwo myśleć, znaleźć różdżkę i czym prędzej się z tą wydostać. Ale najpierw trzeba było pokonać mdłości i ból głowy, pokonać to, co mnie uśpiło.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Victoria Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Już po samym przebudzeniu nie czuła się najlepiej, ale informacji o własnym stanie dostarczyła jej próba podniesienia się na łokciach. W sumie to uniesienia, bo na więcej nie było Carrow stać, przynajmniej z początku. Paraliżujący i przeszywający ból całkowicie odebrał jej zdolność trzeźwego myślenia, które w takiej sytuacji z pewnością mogłoby pomóc w odnalezieniu wyjścia z tej nieciekawej sytuacji. Niespecjalnie zdawała sobie sprawę czy ktoś jest obok niej i czy gdzieś niedaleko może być Wynonna - zatraciła zdolność łączenia faktów na rzecz skupienia się na bólu, który obecnie zdawał się być jej największym problemem. Jak zamroczona przeniosła się do pozycji siedzącej - w międzyczasie zdarzyło jej się rozpaczliwie jęknąć z bólu, który wcale nie miał zamiaru odpuścić - by w końcu oprzeć się plecami o ścianę i chociaż minimalnie polepszyć swoje położenie. Uchylając powieki dostrzegła światło padające przez uchylone drzwi... Drzwi? Kątem oka rozejrzała się po najbliższym otoczeniu - chociaż z każdą kolejną sekundą miała wrażenie, że coś zaraz rozerwie jej czaszkę jeśli jeszcze chwilę będzie zmuszała swoje oczy do akomodacji w ciemnym pomieszczeniu - i z przerażeniem stwierdziła, że nie do końca wie, gdzie jest. Nie potrafiła przypomnieć sobie niczego znaczącego, nie mogła znaleźć różdżki, miejsca w którym mogłaby ją zgubić i przede wszystkim wyjścia z sytuacji. Jedyne czego chciała, to pozbycie się bólu głowy i Wynonny, której postać coraz bardziej docierała do świadomości dziewczyny.
Like how a single word can make a heart open
i might only have one match
but I can make an explosion
Majesty Carrow
Zawód : Jeździec zawodowy, instruktor jazdy konnej
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Come back from the future
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Majesty Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Brakło jej sił. Nic dziwnego, kilkakrotne obicie się o chropowate ściany czy kostkę brukową nie przechodziło bez echa, w głowie wciąż jej dźwięczało, a słabości mięśni nie była w stanie nadrobić nawet mobilizująca tkanki adrenalina. Pęta ledwie drgnęły, skazując ją na porażkę i Merlin jeden raczy wiedzieć co by było dalej, gdyby z pomocą nie przyszła jej jedna z wybudzających się kobiet. Czy widziała wdzięczność w jej oczach, gdy Harriett odruchowo rozcierała obolałe, naznaczone czerwonymi pręgami nadgarstki? Nikła smuga światła przyniosła jej odrobinę ulgi - znajdująca się przed nią czarownica miała ciemne włosy, a co za tym idzie, zmniejszało to szanse na to, by porywacze okazali się być handlarzami śnieżką. Kiwnęła głową znikomo, w niemy sposób przekazać, że rozumie niezwerbalizowany zamiar swojej towarzyszki niedoli; nie zamierzała samodzielnie wyszarpywać knebla ze swoich ust ani jakkolwiek inaczej dawać znać, że ma odrobinę więcej wolności niż parę minut temu, gdy wtrącono ją do piwnicy. Tylko czy element zaskoczenia faktycznie mógł przeważyć szalę na ich korzyść w sytuacji ponownego skonfrontowania się z oprawcami? Przesunęła dłońmi po połach płaszczu w naiwnej nadziei na to, że jednak gdzieś znajdzie swoją różdżkę. Bezskutecznie. Zaprzestała przesuwania czujnym spojrzeniem po gołych ścianach, by skupić się na dochodzącej zza drzwi melodii, która z gwizdania przerodziła się w podśpiewywanie. Słyszała tylko jeden głos, żadnych odpowiedzi, żadnych kroków, ostrożność jednak powstrzymywała ją przed radosnym stwierdzeniem, że w pomieszczeniu obok znajduje się tylko jeden osobnik. Zsunęła z ust gruby materiał, tylko kawałek, by zyskać więcej swobody, a w razie konieczności powrotu do odgrywania małego teatrzyku móc szybko przywrócić go do poprzedniego stanu. Wskazała jedyne źródło dźwięków, uchylone drzwi.
Nie ma innej drogi, oznajmiła bezgłośnie, licząc na to, że ciemnowłosa odczyta poszczególne słowa z powolnego ruchu jej warg wspomaganego wymowną gestykulacją. Wskazała dwie wybudzające się kobiety, następnie cztery palce i ponownie drzwi. Musiały spróbować. Determinacja czy desperacja, serce tłukło jej w piersi jak oszalałe, przepompowując kolejną falę złości. Nie tak miały się skończyć zwyczajne zakupy na Pokątnej.
Nie ma innej drogi, oznajmiła bezgłośnie, licząc na to, że ciemnowłosa odczyta poszczególne słowa z powolnego ruchu jej warg wspomaganego wymowną gestykulacją. Wskazała dwie wybudzające się kobiety, następnie cztery palce i ponownie drzwi. Musiały spróbować. Determinacja czy desperacja, serce tłukło jej w piersi jak oszalałe, przepompowując kolejną falę złości. Nie tak miały się skończyć zwyczajne zakupy na Pokątnej.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Widząc jak mężczyzna obok niej z konsternacja wpatruję się w ścianę naprzeciw westchnęła i ostrożnie weszła do budynku przez otwarte obok okno. Rozejrzała się zdziwiona nie wiedząc o co dokładnie w tym wszystkim chodzi. Przecież to był ten budynek, raczej oboje ślepi nie byli, więc nie mogli się mylić. Na ciche słowa mężczyzny odwróciła się do niego zamaszyście.
-Słyszałam...-wyszeptała posyłając mu wrogie spojrzenie. Może na pierwszy rzut oka nikogo tutaj nie było, ale wolała zachować jednak ostrożność.-Może byś tak zrobił mi przysługę i przypadkowo zaginął w akcji?-Ponownie skierowała swój wzrok na pomieszczenie nie idąc jednak dalej.
Słysząc wypowiadane przez Raidena zaklęcie zacisnęła mocniej dłoń na różdżce gotowa w razie czego zareagować.
-Słyszałam...-wyszeptała posyłając mu wrogie spojrzenie. Może na pierwszy rzut oka nikogo tutaj nie było, ale wolała zachować jednak ostrożność.-Może byś tak zrobił mi przysługę i przypadkowo zaginął w akcji?-Ponownie skierowała swój wzrok na pomieszczenie nie idąc jednak dalej.
Słysząc wypowiadane przez Raidena zaklęcie zacisnęła mocniej dłoń na różdżce gotowa w razie czego zareagować.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Rowan Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Nic. Dokładnie tyle znalazła Wynonna. Kończąc rozwiązywanie Harriet wzięła się za przeszukiwanie pomieszczenia chcąc znaleźć cokolwiek, co byłoby w stanie pomóc im wyjść stąd. Nie znalazła nic. Na szczęście nieprzytomne kobiety dochodziły do siebie. To dawało im więcej szans, gdy chociaż same mogły iść o własnych siłach. Myśli przeskakiwały jedna z drugiej analizując dostępne opcje. Niewerbalny przekaz związanej -jeszcze chwilę temu - kobiety potwierdzał jej myśli. Było tylko jedno wyjście.
Zza drzwi dochodził tylko jeden głos. Nikt mu nie wtórował, nikt nit odpowiadał. Czy możliwym było, że ich oprawcy postanowili zostawić jedną osobę do pilnowania ich, uznając, że cztery kobiety bez różdżek nie należą do tworów trudnych do poskromienia.
Złapała za drzwi biorąc głęboki wdech. A później otworzyła je i bezzwłocznie ruszyła mając nadzieję, że uda jej się uniknąć zaklęcia za jakimś meblem, albo zyskując na elemencie zaskoczenia zdążyć dopaść do mężczyzny nim ten zorientuje się co się dzieje i zabrać mu broń. Nie mogła tam siedzieć potulnie czekając na to, co stanie się dalej. Nie potrafiła. Postanowiła postawić na swoją sprawność i szczęście, mając nadzieję że uda się i że reszta kobiet pójdzie w jej ślady. A co najważniejsze, miała nadzieję, że gdy dostrzegą możliwość ucieczki w heroicznym odruchu nie postanowią zostać by obronić i ją.
Zza drzwi dochodził tylko jeden głos. Nikt mu nie wtórował, nikt nit odpowiadał. Czy możliwym było, że ich oprawcy postanowili zostawić jedną osobę do pilnowania ich, uznając, że cztery kobiety bez różdżek nie należą do tworów trudnych do poskromienia.
Złapała za drzwi biorąc głęboki wdech. A później otworzyła je i bezzwłocznie ruszyła mając nadzieję, że uda jej się uniknąć zaklęcia za jakimś meblem, albo zyskując na elemencie zaskoczenia zdążyć dopaść do mężczyzny nim ten zorientuje się co się dzieje i zabrać mu broń. Nie mogła tam siedzieć potulnie czekając na to, co stanie się dalej. Nie potrafiła. Postanowiła postawić na swoją sprawność i szczęście, mając nadzieję że uda się i że reszta kobiet pójdzie w jej ślady. A co najważniejsze, miała nadzieję, że gdy dostrzegą możliwość ucieczki w heroicznym odruchu nie postanowią zostać by obronić i ją.
You say
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.
The member 'Wynonna Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Zaklęcie Marcela śmignęło tuż obok jego przeciwnika. Ten zaś dokończył inkantację zaklęcia z przerażającą dokładnością i pewnością. Czar z jego różdżki wystrzelił w Parkinsona, który nie miał pojęcia, co dzieje się za nim. Zielone światło uderzyło go dokładnie w środek klatki piersiowej, a potem była już tylko ciemność.
Marcel obudził się niezdolny do ruchu, całkiem ślepy. W uszach mu szumiało, a ból głowy utrudniał myślenie. Zorientowanie się w sytuacji powinno zabrać mu więcej czasu niż zwykle. A sytuacja przedstawiała się niezbyt wesoło. Był związany, oczy zasłonięto mu przepaską, a w usta włożono knebel. Dodatkowo budzenie się po ogłuszeniu było niezbyt przyjemne i Marcel czuł zawroty głowy, a dzwonienie w uszach uniemożliwiało mu usłyszenie czegokolwiek, co działo się wokół niego.
Zaklęcie Raidena się powiodło, ale nie ukazało niczyjej obecności oprócz Rowan. Kobieta miała nieco mniej szczęścia. Dosłownie potknęła się o własne nogi i upadła na ziemię. Lecąc strąciła ze stojącej nieopodal półki kilka słoików spomiędzy których wypadła teczka. Z niej zaś wysypały się kartki. Raidenowi wystarczyło rzucić na nie okiem, by rozpoznać, że zawarte na nich informacje zapisano szyfrem, jakim zwykle posługują się różnej maści przestępcy. Jego rozgryzienie z pewnością zajmie Carterowi sporo czasu. Na szczęście z teczki wysunęła się również kartka z adresem. Wskazana ulica była tą, na której Raiden znalazł dziwne znaki. Tą, z której weszli do tej niepozornej piwnicy.
Victoria czuła się coraz lepiej. Mdłości ustępowały z każdą chwilą i wreszcie zmalały na tyle, by kobieta mogła normalnie funkcjonować. Również Majesty czuła się dużo lepiej. Plamki przed oczami traciły na ostrości, a umysł przejaśniał się. Obie damy mogły otworzyć oczy bez obawy, że zwrócą światu swoje ostatnie posiłki. Gdy Wynonna wyszła z pomieszczenie kilka rzeczy zadziało się równocześnie. Gdzieś w oddali rozbrzmiało szczekanie psów. Nowy pokój, w którym się znalazła był kwadratowy i nie licząc niewielkiego stolika z taboretem całkowicie pusty. Na przeciwko znajdowały się dwie pary drzwi, kolejne były po prawej stronie i jeszcze jedne po lewej. W sumie były cztery wyjścia. Na przeciwległej ścianie lewe drzwi były otwarte, ale co było za nimi Burke dojrzeć nie zdążyła. Mężczyzna siedzący na chybotliwym stołku spojrzał z przestrachem najpierw na nią, potem na zamknięte drzwi na przeciwległej ścianie, potem ponownie na Wynonnę. Dwa machnięcia różdżką starczyły, by kobieta została związana i przeleciała ponownie do pomieszczenia, które ledwo co opuściła. Uderzenie w ścianę spowodowało ostry ból pleców, ale skończyło się jedynie na siniakach. Zaraz za Burke zatrzasnęły się drzwi. A w kolejnej sekundzie kobiety usłyszeć mogły, że do kwadratowego pomieszczenia wchodzą kolejne osoby. Po chwili rozległy się męskie głosy.
- Mamy wilę?
Odpowiedź była albo niema, albo nikt jej nie dosłyszał.
- Uważaj tylko, żeby nie rzuciła na ciebie uroku zanim zostanie śnieżką - zarechotał inny głos. Następnie rozległo się skrzypienie drzwi, głuchy trzask i zapadła cisza. Zamknięte kobiety nie mogły wiedzieć, co dzieje się za drzwiami. Pilnujący je mężczyzna jednak dowiedział się już, że zaklęcia mające je unieszkodliwić przestały działać. Z jakiegoś powodu nie przyznał się do tego tajemniczym przybyszom. Cokolwiek miało się nie wydarzyć, trzeba było działać szybko.
|ST wyswobodzenia się z więzów wynosi 50 dla Wynonny i 44 dla Marcela.
Kara do kostek: -5 Victoria i Majesty, -10 Marcel - karę niweluje biegłość Silna Wola.
Wynonnie ktoś może pomóc się uwolnić, nie trzeba wtedy rzucać kością, ale liczy się to jako jedna czynność.
Na odpis macie 48 godzin
Szkic poglądowy dla Wynonny
Marcel obudził się niezdolny do ruchu, całkiem ślepy. W uszach mu szumiało, a ból głowy utrudniał myślenie. Zorientowanie się w sytuacji powinno zabrać mu więcej czasu niż zwykle. A sytuacja przedstawiała się niezbyt wesoło. Był związany, oczy zasłonięto mu przepaską, a w usta włożono knebel. Dodatkowo budzenie się po ogłuszeniu było niezbyt przyjemne i Marcel czuł zawroty głowy, a dzwonienie w uszach uniemożliwiało mu usłyszenie czegokolwiek, co działo się wokół niego.
Zaklęcie Raidena się powiodło, ale nie ukazało niczyjej obecności oprócz Rowan. Kobieta miała nieco mniej szczęścia. Dosłownie potknęła się o własne nogi i upadła na ziemię. Lecąc strąciła ze stojącej nieopodal półki kilka słoików spomiędzy których wypadła teczka. Z niej zaś wysypały się kartki. Raidenowi wystarczyło rzucić na nie okiem, by rozpoznać, że zawarte na nich informacje zapisano szyfrem, jakim zwykle posługują się różnej maści przestępcy. Jego rozgryzienie z pewnością zajmie Carterowi sporo czasu. Na szczęście z teczki wysunęła się również kartka z adresem. Wskazana ulica była tą, na której Raiden znalazł dziwne znaki. Tą, z której weszli do tej niepozornej piwnicy.
Victoria czuła się coraz lepiej. Mdłości ustępowały z każdą chwilą i wreszcie zmalały na tyle, by kobieta mogła normalnie funkcjonować. Również Majesty czuła się dużo lepiej. Plamki przed oczami traciły na ostrości, a umysł przejaśniał się. Obie damy mogły otworzyć oczy bez obawy, że zwrócą światu swoje ostatnie posiłki. Gdy Wynonna wyszła z pomieszczenie kilka rzeczy zadziało się równocześnie. Gdzieś w oddali rozbrzmiało szczekanie psów. Nowy pokój, w którym się znalazła był kwadratowy i nie licząc niewielkiego stolika z taboretem całkowicie pusty. Na przeciwko znajdowały się dwie pary drzwi, kolejne były po prawej stronie i jeszcze jedne po lewej. W sumie były cztery wyjścia. Na przeciwległej ścianie lewe drzwi były otwarte, ale co było za nimi Burke dojrzeć nie zdążyła. Mężczyzna siedzący na chybotliwym stołku spojrzał z przestrachem najpierw na nią, potem na zamknięte drzwi na przeciwległej ścianie, potem ponownie na Wynonnę. Dwa machnięcia różdżką starczyły, by kobieta została związana i przeleciała ponownie do pomieszczenia, które ledwo co opuściła. Uderzenie w ścianę spowodowało ostry ból pleców, ale skończyło się jedynie na siniakach. Zaraz za Burke zatrzasnęły się drzwi. A w kolejnej sekundzie kobiety usłyszeć mogły, że do kwadratowego pomieszczenia wchodzą kolejne osoby. Po chwili rozległy się męskie głosy.
- Mamy wilę?
Odpowiedź była albo niema, albo nikt jej nie dosłyszał.
- Uważaj tylko, żeby nie rzuciła na ciebie uroku zanim zostanie śnieżką - zarechotał inny głos. Następnie rozległo się skrzypienie drzwi, głuchy trzask i zapadła cisza. Zamknięte kobiety nie mogły wiedzieć, co dzieje się za drzwiami. Pilnujący je mężczyzna jednak dowiedział się już, że zaklęcia mające je unieszkodliwić przestały działać. Z jakiegoś powodu nie przyznał się do tego tajemniczym przybyszom. Cokolwiek miało się nie wydarzyć, trzeba było działać szybko.
|ST wyswobodzenia się z więzów wynosi 50 dla Wynonny i 44 dla Marcela.
Kara do kostek: -5 Victoria i Majesty, -10 Marcel - karę niweluje biegłość Silna Wola.
Wynonnie ktoś może pomóc się uwolnić, nie trzeba wtedy rzucać kością, ale liczy się to jako jedna czynność.
Na odpis macie 48 godzin
Szkic poglądowy dla Wynonny
Mroczki przed oczami i mdłości przeszły jej chwilę po tym, jak Wynonna postanowiła wyjść z pokoju. Carrow zamarła, patrząc na sylwetkę przyjaciółki znikającą w drzwiach. Dopiero zaczynała odzyskiwać świadomość, ale już wtedy wiedziała, że nie było to najlepsze rozwiązanie. Przecież nie mogła puścić Burke samej. Bała się powiedzieć cokolwiek, krzyknąć za nią, bo skąd mogła wiedzieć kto lub co stoi za rogiem? Chwilę później Wynonna uderzyła w twardą ścianę, ponownie wracając do punktu wyjścia. Majesty z przerażeniem ruszyła w stronę przyjaciółki - w miarę cicho i bezszelestnie, ale z niemałym przerażeniem, do tego po ciemku, bo ich jedyne źródło światła zostało właśnie całkowicie odcięte. Kucnęła obok Burke, odnajdując ją po z pewnością cięższym i bardziej dosłyszalnym oddechu.
- W porządku? - zapytała najciszej jak potrafiła, a i tak głos drżał jej niemiłosiernie. Pomogła Wynonnie wyswobodzić się z więzów, które zdecydowanie przeszkadzałyby Burke w ucieczce - bo przecież muszą stąd uciekać, to nie podlegało najmniejszym rozmyślaniom. Chwilę po tym do uszu Majesty doszedł odgłos szczekania psów i obce, męskie głosy. Podeszła do drzwi, kierując się światłem ze szczeliny pod drzwiami, by jak najlepiej usłyszeć rozmowę tych... Porywaczy? Ciężko było to nazwać jakkolwiek inaczej, ostatecznie właśnie siedziała zamknięta w ciemnym pomieszczeniu. Na wzmiankę o wili nieco się zdziwiła i rozejrzała po pokoju, jednak niespecjalnie mogła cokolwiek czy kogokolwiek dojrzeć, ewentualnie małe, trudno dostrzegalne cienie.
- Ile nas tutaj jest i co tu się dzieje? - szepnęła w przestrzeń, gdy ponownie wróciła do Wynonny. Miała nadzieję, że reszta kobiet zbierze się w jednym miejscu i wspólnie znajdą wyjście z tej patowej sytuacji. Gdyby miały chociaż jedną różdżkę, wszystko wyglądałoby całkowicie inaczej. - Dlaczego nikt nie przyszedł skontrolować czy którakolwiek z nas też się ocknęła? - zapytała autentycznie zdziwiona. Napastnik był głupi, czy zwyczajnie miękki?
- W porządku? - zapytała najciszej jak potrafiła, a i tak głos drżał jej niemiłosiernie. Pomogła Wynonnie wyswobodzić się z więzów, które zdecydowanie przeszkadzałyby Burke w ucieczce - bo przecież muszą stąd uciekać, to nie podlegało najmniejszym rozmyślaniom. Chwilę po tym do uszu Majesty doszedł odgłos szczekania psów i obce, męskie głosy. Podeszła do drzwi, kierując się światłem ze szczeliny pod drzwiami, by jak najlepiej usłyszeć rozmowę tych... Porywaczy? Ciężko było to nazwać jakkolwiek inaczej, ostatecznie właśnie siedziała zamknięta w ciemnym pomieszczeniu. Na wzmiankę o wili nieco się zdziwiła i rozejrzała po pokoju, jednak niespecjalnie mogła cokolwiek czy kogokolwiek dojrzeć, ewentualnie małe, trudno dostrzegalne cienie.
- Ile nas tutaj jest i co tu się dzieje? - szepnęła w przestrzeń, gdy ponownie wróciła do Wynonny. Miała nadzieję, że reszta kobiet zbierze się w jednym miejscu i wspólnie znajdą wyjście z tej patowej sytuacji. Gdyby miały chociaż jedną różdżkę, wszystko wyglądałoby całkowicie inaczej. - Dlaczego nikt nie przyszedł skontrolować czy którakolwiek z nas też się ocknęła? - zapytała autentycznie zdziwiona. Napastnik był głupi, czy zwyczajnie miękki?
Like how a single word can make a heart open
i might only have one match
but I can make an explosion
Majesty Carrow
Zawód : Jeździec zawodowy, instruktor jazdy konnej
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Come back from the future
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W zwolnionym tempie obserwował promień swojego zaklęcia, mijającego o włos przeciwnika. I ten chrapliwy głos, potężnie zwielokrotniony w głowie Marcela, kończący formułę morderczej klątwy. Widział zielony błysk, słyszał świst powietrza i był już pewny: to koniec, a on wygląda jak uliczna łachudra, potargany, w rozdartej marynarce. Wilgotny ślad bezwiednie opadł na Marcelowy policzek, po czym Parkinson runął na ziemię niby rażony gronem. Jednak... odnalazł się w tej nowej świadomości. Po pewnym czasie, z trudnością, niemalże jak ślepiec macając dookoła różne elementy zaskakującej układanki, byle tylko zaadoptować się do warunków. Zatem to nazywali umieraniem? Wszechobecną ciemność oraz nieznośny ból głowy aspirowały do miana śmierci? Miał ochotę prychnąć z niedowierzaniem i właśnie to zrobił, a raczej zrobiłby, gdyby nie fakt, że jego usta zagryzły się na czymś. Nie na innych ustach, niestety. Zęby przycięły kawałek materiału; wziął głęboki, zaskoczony oddech i ponownie zatrzymał wargi na kneblu. Zagłuszającym go, lecz nie wyciszającym całkowicie. Marce drgnął z przerażeniem, odkrywając, iż jest zdolny wyłącznie do takiego, pokracznego ruchu: dygotu, wstrząsu, jakby właśnie stawał się ofiarą i nie mógł na to zupełnie nic poradzić. Nadal nic nie widział, lecz teraz nie był pewny, czy to efekt jakichś zaklęć tudzież naprawdę znalazł się po drugiej stronie. Przecież i formuła i ten charakterystyczny błysk zielonego światła, o jakim opowiadał mu ojciec... Chyba że... Chyba, że był nieśmiertelny. Odczuwał silne mdłości, a czy ktoś martwy może mieć niestrawność? Z całą pewnością nie. Dostał zabójczym urokiem? To nie podlegało wątpliwości. Wniosek okazał się zatem bardzo prosty. Był niezniszczalny. Szkoda tylko, że wraz z nieśmiertelnością w parze nie znalazła się także wieczna młodość. W sumie nawet wolałby pozostać dłużej świeży, nie siwieć ani nie wykazywać innych oznak starości, aniżeli cieszyć się długowiecznością bez żadnych profitów. Ale jak to mówią: darowanemu hipogryfowi nie zagląda się w zęby. Zamrugał gwałtownie, czując niespodziewany, pulsujący ból w skroni. Instynktownie podniósł rękę, by rozmasować głowę, lecz... Napotkał kolejną przeszkodę w postaci unieruchomionych dłoni i nadgarstków. Co tu się działo? Mimo wszystkich niedogodności (a może właśnie dlatego), Marce postanowił nie zwlekać dłużej. Szumy w głowie, huczenie, zawirowania, mdłości... To musiało się skończyć, a on musiał się uwolnić. Kilkakrotnie napiął więc i rozluźnił nadgarstki, starając się obluzować więzy, by następnie jak najszybciej się ich pozbyć.
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Główna ulica
Szybka odpowiedź