Główna ulica
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główna ulica
Ulica Pokątna zmieniła się. Kolorowe, błyszczące witryny, które przedstawiały księgi zaklęć, składniki eliksirów i kociołki, były niewidoczne, ukryte pod przyklejonymi na nich wielkimi ministerialnymi plakatami. Większość tych posępnych fioletowych afiszy z zasadami bezpieczeństwa była powiększoną wersją broszur, które rozsyłano latem, a inne przedstawiały ruszające się czarno-białe fotografie znanych przestępców przebywających na wolności. Kilka witryn było zabitych deskami, w tym ta należąca do Lodziarni Floriana Fortescue. Z drugiej strony ulicy rozstawiono wiele podniszczonych straganów. Najbliższy, stojący przed księgarnią "Esy i Floresy", pod pasiastą, poplamioną markizą miał kartonowy szyld przypięty z przodu:
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
AMULETY
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Zaklął ponownie, gdy okazało się, że źle ocenił sytuację. Jeśli w ogóle ją ocenił! Nawet nie zorientował się, kiedy dostał zaklęciem, które odrzuciło go na ścianę kamienicy, a dodatkowy podmuch powietrza wcześniej wszystko skomplikował jeszcze bardziej. No, nic! Musiał się zebrać i iść dalej. Na szczęście nic się nie stało różdżce. Jeszcze tego by brakowało do kompletu. Raiden poczuł przy uderzeniu o mury budynku ostry ból w lewym ramieniu, ale nie przyćmiło go to na tyle, by nie zauważyć jak kaptury niosą jakąś blondynkę. Która najwidoczniej wcale nie chciała być przez nich trzymana. Dodatkowo trzeba było zauważyć, że nawet jeśliby była zadowolona obrazek grupy zakapturzonych postaci z młodą kobietą pod pachą nie była niczym normalnym. Gdyby się śmiała byłoby to w sumie jeszcze bardziej podejrzane. Cholerne łajzy, przeleciało mu przez głowę, gdy widział jak znikają w drzwiach niedaleko piwnicy. A więc coś było na rzeczy. Czy miało to związek z krzykaczem, czy już kompletnie było to oderwane od sprawy na Pokątnej - nie miało to znaczenia. Gdy przestało szumieć mu w głowie, potrząsnął nią i silnie trzymając dłoń na drewnie, skierował się ich śladem. Nie sądził, że ten dzień będzie miał taki przebieg, a do finału najwidoczniej jeszcze trochę miało minąć.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
The member 'Raiden Carter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Emocje często bywały złym doradcą, a jak się okazało, ich nadmiar nie sprzyjał również utrzymaniu kontroli nad mocą magiczną, która zawładnęła Harriett całkowicie, sprawiając, że zaklęcie, którym się posiłkowała, wymknęło się spod kontroli. Odgłos wybuchu zadźwięczał nieznośnie w jej uszach, niespodziewana siła odrzutu miotnęła nią niczym szmacianą lalką, tym razem kradnąc świadomość na parę długich chwil. Za długich. Palce zmarzniętej dłoni rozluźniły chwyt, pozbawiając ją tym samym różdżki. Stalowoszare niebo odbiło się w jej oczach, gdy zakapturzone postaci podniosły ją i zaczęły nieść w sobie tylko znanym kierunku. Tkwiąc w niemalże całkowitym odrętwieniu, Lovegood nie potrafiła przeciwstawić się oprawcom - walcząc z ciężarem opadających powiek, wpatrywała się w krawędzie okolicznych budynków rozstawionych po bokach ulicy, którą przemierzali, wyszukiwała jakiś znajomych cech charakterystycznych, by zorientować się mniej więcej w nowej lokalizacji lub spamiętać trasę. Wciąż nie była w stanie zdobyć się na zdecydowany protest, gdy trasa przebiegła w dół schodów, aż do piwnicy, gdzie w delikatną skórę nadgarstków wpiły się pęta, słowa zostały wyciszone grubym materiałem, a ona sama pchnięta pod ścianę w najgłębszym zakamarku zatęchłego pomieszczenia. Wąska smuga światła dobiegającego zza uchylonych drzwi nie pozwalała dojrzeć zbyt wiele, lecz gdy jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności, dostrzegła jeszcze trzy sylwetki o tożsamości zatajonej przez mrok. Próbowała coś powiedzieć, poprosić o pomoc, szczególnie, gdy jedna z postaci drgnęła, odzyskując przytomność - bezskutecznie. Harriett zaczęła szarpać nadgarstkami, próbując zerwać krępujące ją więzy. Im bardziej wyrywała się z ramion otumanienia, tym większa ilość adrenaliny uderzała w jej żyły, do spółki z paniką. Agresywni mężczyźni, ciemna piwnica, porwanie. Historia zatoczyła koło.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Harriett Lovegood' has done the following action : rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Zaklęcia Majesty zadziałało – na całe szczęście i przez chwile znów światło wydobywające się z różdżki oświetliło im pomieszczenie w którym się znajdowały. Wynonna wzięła głębszy oddech i rzuciła zaklęcie. Nie spodziewała się jednak że ukaże one tak silną magię. Ta zaś zabrała im obu świadomość.
Nie bardzo orientowała się ile czasu była nieprzytomna. Uchyliła powieki nadal czując jak głowa pulsuje jej bólem spowodowanym oddziaływaniem zaklęcia. Zanim jeszcze jej wzrok przyzwyczaił się do mroku jej dłonie zaczęły przeszukiwać podłogę w poszukiwaniu różdżki. Bezskutecznie jednak. W końcu udało jej się dostrzec dwie osoby leżące przed nią – obie nieprzytomne. Zza drzwi dobiegało pogwizdywanie i choć zdawało się rozluźniające dla jego autora w Wynonnie wzbudzało wręcz odwrotne uczucia. Jej uwagę jednak przyciągnęła postać w kącie. Światło wpadające przez uchylone drzwi oświetlało ją lekko. Ruszyła w jej stronę najciszej jak umiała, będąc przy niej dostrzegając związane ręce. Rozwiązała je nie ściągając z nadgarstków sznurka i nie wyciągając knebla. Miała nadzieję że zrozumie o co jej chodzi i nie zacznie skakać po pomieszczeniu jak głupia kózka, albo – co gorsze – nie spróbuje stąd wyjść wiedząc, że za drzwiami ktoś jest. Ktoś, kto w przeciwieństwie do nich, posiadał broń w postaci różdżki. Sama zaś, zaczęła przeszukiwać pomieszczenie w nadziei, że znajdzie coś co pomoże im się uwolnić.
/jest napisane że jeśli ktoś Hatce pomoże to można uznać że się udało. Ale też nie wiem, czy rozwiązywanie jej jest „jedną akcją”, którą wolno nam wykonać. Dlatego też na sam koniec napisałam co Wynka robi(jeśli oswobodzenia Hatki to nie akcja) i rzucam na to kostka. Jeśli rozwiązywanie Hatki to jedna akcja, to oczywiście że ją rozwiązuję! <3
Nie bardzo orientowała się ile czasu była nieprzytomna. Uchyliła powieki nadal czując jak głowa pulsuje jej bólem spowodowanym oddziaływaniem zaklęcia. Zanim jeszcze jej wzrok przyzwyczaił się do mroku jej dłonie zaczęły przeszukiwać podłogę w poszukiwaniu różdżki. Bezskutecznie jednak. W końcu udało jej się dostrzec dwie osoby leżące przed nią – obie nieprzytomne. Zza drzwi dobiegało pogwizdywanie i choć zdawało się rozluźniające dla jego autora w Wynonnie wzbudzało wręcz odwrotne uczucia. Jej uwagę jednak przyciągnęła postać w kącie. Światło wpadające przez uchylone drzwi oświetlało ją lekko. Ruszyła w jej stronę najciszej jak umiała, będąc przy niej dostrzegając związane ręce. Rozwiązała je nie ściągając z nadgarstków sznurka i nie wyciągając knebla. Miała nadzieję że zrozumie o co jej chodzi i nie zacznie skakać po pomieszczeniu jak głupia kózka, albo – co gorsze – nie spróbuje stąd wyjść wiedząc, że za drzwiami ktoś jest. Ktoś, kto w przeciwieństwie do nich, posiadał broń w postaci różdżki. Sama zaś, zaczęła przeszukiwać pomieszczenie w nadziei, że znajdzie coś co pomoże im się uwolnić.
/jest napisane że jeśli ktoś Hatce pomoże to można uznać że się udało. Ale też nie wiem, czy rozwiązywanie jej jest „jedną akcją”, którą wolno nam wykonać. Dlatego też na sam koniec napisałam co Wynka robi(jeśli oswobodzenia Hatki to nie akcja) i rzucam na to kostka. Jeśli rozwiązywanie Hatki to jedna akcja, to oczywiście że ją rozwiązuję! <3
You say
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.
The member 'Wynonna Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 91
'k100' : 91
Zaklęcie się udało, dlatego Carrow jak głęboki wcześniej wzięła wdech, tak teraz wydech. Miała niemałe wrażenie, że wraz z pojawieniem się światła na końcu różdżki, przed jej oczami ukaże się jakaś straszna twarz. Ewentualnie wiele twarzy. Albo jakiś straszny widok. Obraz ten z pewnością towarzyszyłby Majesty już do końca życia, powodując fobię związane z ciemnością i piwnicami. Nic takiego się jednak nie stało - znów zobaczyła pustkę, a jej łomoczące serce powoli zaczęło się uspokajać. Może "uspokajać" to złe słowo - minimalnie zmniejszyło częstotliwość swojej pracy.
I wszystko miało być już "dobrze". Wynonna miała rzucić odpowiednie zaklęcie, by rozwiązać jakąś małą zagadkę i odkryć skarb, a potem powinny znaleźć bezpieczne wyjście i wrócić do swoich nudnych, dworskich zajęć. Jednak gdy zaklęcie Burke się powiodło, cała sytuacja diametralnie się zmieniła, a Carrow straciła przytomność. Tylko czy w najbliższym czasie uda jej się ocknąć w zupełnie innym miejscu?
I wszystko miało być już "dobrze". Wynonna miała rzucić odpowiednie zaklęcie, by rozwiązać jakąś małą zagadkę i odkryć skarb, a potem powinny znaleźć bezpieczne wyjście i wrócić do swoich nudnych, dworskich zajęć. Jednak gdy zaklęcie Burke się powiodło, cała sytuacja diametralnie się zmieniła, a Carrow straciła przytomność. Tylko czy w najbliższym czasie uda jej się ocknąć w zupełnie innym miejscu?
Like how a single word can make a heart open
i might only have one match
but I can make an explosion
Majesty Carrow
Zawód : Jeździec zawodowy, instruktor jazdy konnej
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Come back from the future
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Majesty Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Poczuła jedynie mocne odepchnięcie wywołane zaklęciem, a następnie ból całej prawej części ciała, którą wylądowała na bruku. Otworzyła oczy, które od razu skierowały się w stronę lady Lovegood będącej właśnie podnoszoną przez zakapturzone postaci. Zacisnęła zęby i wstała najszybciej jak mogła próbując w międzyczasie sprawdzić czy ma nadal przy sobie różdżkę i czy nic poważniejszego jej się nie stało. Musiała działać szybko. Nie wiadomo jak daleko zabiorą jasnowłosą kobietę, a nie chciała ich zgubić. Wyminęła leżącego teraz koło muru jednego z napastników nie zwracając na niego nawet uwagi. Obyś tu zdechł. Ruszyła przed siebie zauważając przy drzwiach do piwnicy gdzie wniesiona została kobieta Raidena. Zatrzymała się jak gdyby nigdy nic obok niego taksując go z góry na dół wzrokiem.
-A więc to jednak nie samotne panny cię tak wiecznie kiereszują.-Nawet w takiej sytuacji nie mogła sobie odpuścić okazji dogryzienia mężczyźnie.
W pełnej gotowości mocno zacisnęła dłoń na swojej różdżce wchodząc tuż za mężczyzną do piwnicy. Miała szczerą nadzieję, że w dwójkę uda im się odeprzeć ewentualny atak i pomóc kobiecie.
-A więc to jednak nie samotne panny cię tak wiecznie kiereszują.-Nawet w takiej sytuacji nie mogła sobie odpuścić okazji dogryzienia mężczyźnie.
W pełnej gotowości mocno zacisnęła dłoń na swojej różdżce wchodząc tuż za mężczyzną do piwnicy. Miała szczerą nadzieję, że w dwójkę uda im się odeprzeć ewentualny atak i pomóc kobiecie.
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Rowan Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Ostatnie co pamiętam to moment, kiedy próbowałam wyciągnąć swoją różdżkę. Pamiętam, że sięgnęłam pod płaszcz, postarałam się ją wyciągnąć. Chciałam wyprostować rękę, ruchem nadgarstka wykonać odpowiedni ruch i rzucić zaklęcie, które sprowadziłoby do mnie pomoc. Pamiętam, że spojrzałam jeszcze raz przed siebie w momencie, gdy słońce już kompletnie zaszło. Zrobiło się zdecydowanie ciemniej, a ja czułam jak zamykają mi się oczy i opada mi głowa. Nie wiem, co się dalej wydarzyło.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Victoria Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Unik Marcela choć nieco pokraczny wyszedł mu całkiem nieźle. Zaklęcie minęło go o włos, Parkinson jednak podczas rozpaczliwego rzucania się w celu uratowania skóry wpadł na próg, który bardzo boleśnie obił mu plecy znacząco utrudniając poruszanie się i, co gorsza, rozdarł idealnie uszytą marynarkę. Przeciwnik Marcela zbliżył się do niego w tym czasie i stojąc nad mężczyzną wycelował różdżką wprost w jego czoło:
- Avada...
Gdzieś z tyłu Parkinson usłyszał ruch, szelest materiału i cichą inkantację zaklęcia. Głos mężczyzny rzucającego klątwę zagłuszył jednak wypowiadane przez kogoś zaklęcie i Marcel nie wiedział, co takiego kombinuje nieznajomy za jego plecami. Co gorsza, miał bardzo mało czasu na reakcję. Może albo obronić się przed śmiercionośną klątwą, albo założyć, że osoba za nim również planuje zrobić mu krzywdę i ją unieszkodliwić. Cokolwiek jednak postanowi, da radę obronić się tylko przed jednym przeciwnikiem. O ile w ogóle ktoś za plecami faktycznie jest nastawiony do niego wrogo.
Ślady ponownie zaprowadziły Raidena do piwnicy. Co więcej, wyjaśniło się, czemu wcześniej nie zwrócił uwagi na drzwi obok. Powód był dziecinnie prosty, nie było ich. Obok piwnicznego okienka rozciągała się gładka ściana. Zanim Carter podjął decyzję, co należy zrobić, pojawiła się Rowan, która przecisnęła się przez małe okienko, które akurat było otwarte. Pod ziemią okazało się być w miarę jasno. Wszystko dzięki palącej się świecy oświetlającej niewielkie pomieszczenie. Wyglądało zupełnie niepodejrzanie, doniczki, słoiki z przetworami, miotły. Niewielka piwniczka zdawała się być najzwyklejszym pomieszczeniem, w którym trzyma się zapasy na zimę i trochę rupieci. Wciąż była jednak jedynym tropem.
Harriett nie udało się wyswobodzić z więzów. Na szczęście nie musiała radzić sobie z nimi sama. Wynonnie rozwiązywanie sznura nie zajęło wiele czasu i już po chwili Lovegood była wolna. A przynajmniej nieskrępowana, bo dalej zamknięta w ciemnym pomieszczeniu. Co gorsza, rozglądanie się w niczym nie pomogło, nie było tu nic oprócz kolejnych dwóch nieprzytomnych, ale na szczęście oddychających ciał, które w pewnym momencie zaczęły się niemrawo poruszać, jakby budziły się z długiego i mocnego snu. Przez uchylone drzwi przestało dobiegać pogwizdywanie. Znajdujący się tam mężczyzna (a przynajmniej stworzenie o męskim głosie) zaczął nucić i podśpiewywać jakieś trudne do rozróżnienia piosenki. Na jego wokalne popisy nikt nie odpowiedział, czy to jednak oznaczało, że był sam - trudno powiedzieć. Dwie kobiety musiały poważnie zastanowić się, jak najlepiej się stąd wydostać. Czarodziej bez różdżki wszak pozostaje czarodziejem, a ktoś z rodu Burke do pary z kobietą o temperamencie wili z pewnością nie spocznie na laurach. Jedno było pewne, żeby uciec konfrontacja z obcym za drzwiami była nieunikniona.
Majesty zaczęła zdawać sobie sprawę, że leży na zimnej posadzce. Zaraz po tym uświadomiła sobie, że cierpi na okrutny ból głowy, który uniemożliwiał jej trzeźwe myślenie, a przed oczami powodował mroczki. Victoria wcale nie czuła się lepiej. Choć jej migrena zdawała się być nieco lżejsza, mdłości, jakie poczuła, gdy tylko otworzyła oczy przekonały ją, że był to jednak zły pomysł. Obie kobiety jak przez mgłę zdawały sobie sprawę, że leżą na zimnej posadzce, w ciemnym pomieszczeniu, które oświetla jedynie smuga światła wpadająca przez uchylone drzwi. Gdyby chciały sięgnąć po różdżki, zauważyłyby także, że ich nie mają. Oprócz nich w pomieszczeniu były jeszcze dwie osoby, które najwyraźniej czuły się dużo lepiej. Majesty i Victoria mogły dalej walczyć z zaklęciem, które je uśpiło (i najwyraźniej było rzucone przez kompletnego amatora) albo poddać się mu, uciec od bólu i mdłości i wrócić w objęcia Morfeusza licząc na to, że ktoś je uratuje.
|ST uniku dla Marcela wynosi 40.
Victoria i Majesty mają -15 do rzutów. Karę niweluje biegłość Silna wola.
Na odpis macie 48 godzin.
- Avada...
Gdzieś z tyłu Parkinson usłyszał ruch, szelest materiału i cichą inkantację zaklęcia. Głos mężczyzny rzucającego klątwę zagłuszył jednak wypowiadane przez kogoś zaklęcie i Marcel nie wiedział, co takiego kombinuje nieznajomy za jego plecami. Co gorsza, miał bardzo mało czasu na reakcję. Może albo obronić się przed śmiercionośną klątwą, albo założyć, że osoba za nim również planuje zrobić mu krzywdę i ją unieszkodliwić. Cokolwiek jednak postanowi, da radę obronić się tylko przed jednym przeciwnikiem. O ile w ogóle ktoś za plecami faktycznie jest nastawiony do niego wrogo.
Ślady ponownie zaprowadziły Raidena do piwnicy. Co więcej, wyjaśniło się, czemu wcześniej nie zwrócił uwagi na drzwi obok. Powód był dziecinnie prosty, nie było ich. Obok piwnicznego okienka rozciągała się gładka ściana. Zanim Carter podjął decyzję, co należy zrobić, pojawiła się Rowan, która przecisnęła się przez małe okienko, które akurat było otwarte. Pod ziemią okazało się być w miarę jasno. Wszystko dzięki palącej się świecy oświetlającej niewielkie pomieszczenie. Wyglądało zupełnie niepodejrzanie, doniczki, słoiki z przetworami, miotły. Niewielka piwniczka zdawała się być najzwyklejszym pomieszczeniem, w którym trzyma się zapasy na zimę i trochę rupieci. Wciąż była jednak jedynym tropem.
Harriett nie udało się wyswobodzić z więzów. Na szczęście nie musiała radzić sobie z nimi sama. Wynonnie rozwiązywanie sznura nie zajęło wiele czasu i już po chwili Lovegood była wolna. A przynajmniej nieskrępowana, bo dalej zamknięta w ciemnym pomieszczeniu. Co gorsza, rozglądanie się w niczym nie pomogło, nie było tu nic oprócz kolejnych dwóch nieprzytomnych, ale na szczęście oddychających ciał, które w pewnym momencie zaczęły się niemrawo poruszać, jakby budziły się z długiego i mocnego snu. Przez uchylone drzwi przestało dobiegać pogwizdywanie. Znajdujący się tam mężczyzna (a przynajmniej stworzenie o męskim głosie) zaczął nucić i podśpiewywać jakieś trudne do rozróżnienia piosenki. Na jego wokalne popisy nikt nie odpowiedział, czy to jednak oznaczało, że był sam - trudno powiedzieć. Dwie kobiety musiały poważnie zastanowić się, jak najlepiej się stąd wydostać. Czarodziej bez różdżki wszak pozostaje czarodziejem, a ktoś z rodu Burke do pary z kobietą o temperamencie wili z pewnością nie spocznie na laurach. Jedno było pewne, żeby uciec konfrontacja z obcym za drzwiami była nieunikniona.
Majesty zaczęła zdawać sobie sprawę, że leży na zimnej posadzce. Zaraz po tym uświadomiła sobie, że cierpi na okrutny ból głowy, który uniemożliwiał jej trzeźwe myślenie, a przed oczami powodował mroczki. Victoria wcale nie czuła się lepiej. Choć jej migrena zdawała się być nieco lżejsza, mdłości, jakie poczuła, gdy tylko otworzyła oczy przekonały ją, że był to jednak zły pomysł. Obie kobiety jak przez mgłę zdawały sobie sprawę, że leżą na zimnej posadzce, w ciemnym pomieszczeniu, które oświetla jedynie smuga światła wpadająca przez uchylone drzwi. Gdyby chciały sięgnąć po różdżki, zauważyłyby także, że ich nie mają. Oprócz nich w pomieszczeniu były jeszcze dwie osoby, które najwyraźniej czuły się dużo lepiej. Majesty i Victoria mogły dalej walczyć z zaklęciem, które je uśpiło (i najwyraźniej było rzucone przez kompletnego amatora) albo poddać się mu, uciec od bólu i mdłości i wrócić w objęcia Morfeusza licząc na to, że ktoś je uratuje.
|ST uniku dla Marcela wynosi 40.
Victoria i Majesty mają -15 do rzutów. Karę niweluje biegłość Silna wola.
Na odpis macie 48 godzin.
Marce przetoczył się na plecy i jakimś cudem (na pewno dzięki swej niebywałej fizycznej sprawności) zdołał uniknąć niewerbalnego zaklęcia. Przy desperackim ratowaniu swojego szlacheckiego tyłka nie udało mu się jednakże ominąć nieprzyjemności. Potłuczone plecy nie wydawały się wszakże Parkinsonowi ogromną ceną - zdecydowanie wolał ten rodzaj bólu od oberwania jakąś nieprzyjemną klątwą, powodującą zapewne długotrwałe cierpienie. No i mógł ukoić go potem relaksacyjnym masażem, zaś skutków złowrogiego zaklęcia raczej nie zniwelowałby w ten sposób. Gdy podnosił się z ziemi, usłyszał wszakże niepokojący trzask. Nie, nie kości, a swojej marynarki. ULUBIONEJ marynarki, którą nosił na salonach, mimo że prezentował się już w niej kilkukrotnie. O, to już zdecydowanie nie były przelewki! Jakoś wyparował z niego cały strach, zastąpiony słusznym gniewem, gorzejącym w jego ciemnych oczach. I choć początkowo formuła niewybaczalnego zaklęcia, tego najgorszego ze wszystkich możliwych spięła jego ciało i wywołała w umyśle wartą panikę, to Marce przestał to wszystko analizować, skupiając się na swej zemście za zniszczoną marynarkę. Usłyszał za swymi plecami jakiś szelest, kolejne zaklęcie śmigające w (czyją?) stronę, ale nie na tym nowym problemie się skoncentrował. Najważniejszy był ten... ten... ten bluźnierca, który śmiał pogwałcić jedną z największych świętości na tym świecie!
-Concitus - wrzasnął Marce, celując w dłoń swego arcywroga, z nadzieją, że trafi go szybciej, aniżeli on zdąży dokończyć złowrogą inkantację. Oby tym razem nie zawiódł, bo niespecjalnie chciał żegnać się ze światem, zwłaszcza, że nie zdążył przecież wyznać Thalii swojej dozgonnej miłości.
-Concitus - wrzasnął Marce, celując w dłoń swego arcywroga, z nadzieją, że trafi go szybciej, aniżeli on zdąży dokończyć złowrogą inkantację. Oby tym razem nie zawiódł, bo niespecjalnie chciał żegnać się ze światem, zwłaszcza, że nie zdążył przecież wyznać Thalii swojej dozgonnej miłości.
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Główna ulica
Szybka odpowiedź