Główna ulica
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główna ulica
Ulica Pokątna zmieniła się. Kolorowe, błyszczące witryny, które przedstawiały księgi zaklęć, składniki eliksirów i kociołki, były niewidoczne, ukryte pod przyklejonymi na nich wielkimi ministerialnymi plakatami. Większość tych posępnych fioletowych afiszy z zasadami bezpieczeństwa była powiększoną wersją broszur, które rozsyłano latem, a inne przedstawiały ruszające się czarno-białe fotografie znanych przestępców przebywających na wolności. Kilka witryn było zabitych deskami, w tym ta należąca do Lodziarni Floriana Fortescue. Z drugiej strony ulicy rozstawiono wiele podniszczonych straganów. Najbliższy, stojący przed księgarnią "Esy i Floresy", pod pasiastą, poplamioną markizą miał kartonowy szyld przypięty z przodu:
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
AMULETY
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Nie podobało mu się to. Coraz mniej. Nie wiedział, co się dzieje za drzwiami, nie słyszał dokładnie słów czy dźwięków. Po prostu wygłuszone... Nic. Dudnienie nic więcej. Może to byli już ci, których szukali? A może jeszcze inni? I ile ta Pokątna mogła mieć podziemi?! Zmarszczył brwi, gdy zaklęcie się nie udało, ale najwyraźniej Rowan była zirytowana jego... Ostrożnością? Może sam powinien podążyć jej śladem i jako pierwszy złapać za klamkę, ale nie zrobił tego. Yaxley wyminęła go, chociaż nie było to aż takie proste w wąskim przejściu, a rudowłosa nie była przy tym zbytnio delikatna. Stanęła mu nawet na nodze, co spowodowało u Raidena zduszony pomruk. Bądź co bądź reakcja kobiety nie naraziła ich na żadną ukrytą pułapkę jak podejrzewał, a szczelina między framugą a drewnem powiększyła się. Głosy jak i dźwięki dochodzące z wnętrza pokoju dochodziły do nich bardzo wyraźnie. Carter spojrzał wymownie na koroner i kazał jej milczeć. Czegoś tu nie rozumiał... Czy za drzwiami była większa liczba osób? Czy powinni odczekać jeszcze chwilę, czy od razu wchodzić i starać się staranować jakoś wejście? Słysząc jednak kobiecy krzyk, nie było czasu na zbytnie myślenie. Raiden wyminął Rowan i popchnął drzwi barkiem.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
The member 'Raiden Carter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Błysk, huk, trzask, może jednak pochwaliła dzień przed zachodem słońca - jakkolwiek nieodpowiednio nie brzmiało chwalenie o w ogólnej beznadziejności sytuacji. Zmarszczyła jasne brwi, gdy nie doczekała się podobnego skutku jak przy poprzednich drzwiach, a krztusząc się krótko wytworzonym pyłem rozsadzonego zamka, przewrotnie wytłumaczyła sobie to zjawisko prawdopodobieństwem, że zamek w tych drzwiach został wykonany z innego, wytrzymalszego metalu. Szarpnęła klamkę, sprawdzając, czy udało jej się zdziałać cokolwiek, drzwi ustąpiły z jęknięciem zardzewiałych zawiasów, by ukazać niewielkie pomieszczenie pełne wielu szafek. Przez chwilę nosiła się z zamiarem wycofania i udania się do kolejnych z zamkniętych drzwi, ostatecznie jednak stwierdziła, że któraś z szafek może skrywać ich utracone, jakże przydatne własności, a skoro nie natknęła się w środku na żadne zwłoki, najprawdopodobniej nie mogła natrafić na nic bardziej odstraszającego. Oby. Wślizgnęła się do środka, by zacząć przeszukiwać szafki, szybko, acz systematycznie, nieświadoma potencjalnego zagrożenia zza drugiej strony drzwi, których powolne otwieranie zupełnie umykało jej uwadze.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Harriett Lovegood' has done the following action : rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Wynonna zastawiała się przez chwilę, czy w ogóle istnieje jakiekolwiek wyjście, czy też oni po prostu mieli takie szczęście, że źle wybierali drzwi – bowiem za każdymi które otworzyli znajdował się ślepy zaułek. Laboratorium skrywało wiele różnych rzeczny, żadną z nich niestety nie były ich różdżki, jednak kolekcja noży powinna stanowić zdecydowanie lepszą broń niż drewniana palka którą nadal trzymała w dłoni. Wynonna uważnym spojrzeniem prześlizgnęła się po bokach książek odczytując ich tytuły, potem zaś zerknęła na martwą wilę. Próbując znaleźć logiczne rozwiązani faktu, że ich oprawcy postanowili – poza jedną wilą – wziąć czterech szlachciców. Żaden wniosek pełen oświecenia nie spłynął na nią. Finalnie postanowiła nie sięgać po noże, lepiej czuła się z drewnem w dłoni, nawet jeśli nie było ono różdżką bez której czuła się odrobinę jak bez ręki. Ruszyła do wyjścia z pomieszczenia by sprawdzić czy poszukiwania Harriett przyniosły jakieś skutki.
You say
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.
The member 'Wynonna Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 54
'k100' : 54
Patrzyłam znad ramienia Marcela na całe laboratorium i gdyby nie strach, jaki mnie ogarnął, pewnie weszłabym do środka zaintrygowana. Już teraz jednak mogłam stwierdzić, że było ono niesamowicie dobrze wyposażone, a nie jeden przedmiot z tych tutaj zebrany, mógłby posłużyć alchemikom do warzenia eliksirów.
Mój wzrok również spoczął na tych wszystkich fiolkach, słoiczkach, białym proszku… i w tym momencie wzięłam głęboki wdech. Nie znałam się na tym specjalnie, wszystkie substancje zakazane były mi niemal obce, jednak wiedziałam, że białe proszki nigdy nie oznaczają nic dobrego. A i słowa Marcela mnie w tym upewniły.
- Co to? - zapytałam cicho, tuż po jego stwierdzeniu, że mamy przypadkiem tego nie wciągać.
Póki co nie zainteresowało mnie to, skąd on o tym wie. Gdy wszyscy byli zajęci czymś innym, ja stałam czekając na rozwój sytuacji. Nagle coś mnie zaniepokoiło, do moich uszu dotarło ciche skrzypnięcie. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam uchylone drzwi. Nagle z mojego gardła wydobył się krzyk. Ktoś do nas wchodził! Co jeśli byli to ci przestępcy, którzy nas porwali?!
- Aaaaa! Ktoś otwiera drzwi! Tamte drzwi! - krzyknęłam.
Chciałam im wskazać ręką, ale nadal trzymałam w dłoniach ten kawałek drewna od połamanego krzesła. Zamachnęłam się, celując w stronę drzwi i rzuciłam go w tamtym kierunku, mając nadzieję, że to na chwilę powstrzyma tych okrutnych zbirów i da czas moim towarzyszkom i Marcelowi na reakcję. Cóż mogłam innego zrobić bez różdżki?
Mój wzrok również spoczął na tych wszystkich fiolkach, słoiczkach, białym proszku… i w tym momencie wzięłam głęboki wdech. Nie znałam się na tym specjalnie, wszystkie substancje zakazane były mi niemal obce, jednak wiedziałam, że białe proszki nigdy nie oznaczają nic dobrego. A i słowa Marcela mnie w tym upewniły.
- Co to? - zapytałam cicho, tuż po jego stwierdzeniu, że mamy przypadkiem tego nie wciągać.
Póki co nie zainteresowało mnie to, skąd on o tym wie. Gdy wszyscy byli zajęci czymś innym, ja stałam czekając na rozwój sytuacji. Nagle coś mnie zaniepokoiło, do moich uszu dotarło ciche skrzypnięcie. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam uchylone drzwi. Nagle z mojego gardła wydobył się krzyk. Ktoś do nas wchodził! Co jeśli byli to ci przestępcy, którzy nas porwali?!
- Aaaaa! Ktoś otwiera drzwi! Tamte drzwi! - krzyknęłam.
Chciałam im wskazać ręką, ale nadal trzymałam w dłoniach ten kawałek drewna od połamanego krzesła. Zamachnęłam się, celując w stronę drzwi i rzuciłam go w tamtym kierunku, mając nadzieję, że to na chwilę powstrzyma tych okrutnych zbirów i da czas moim towarzyszkom i Marcelowi na reakcję. Cóż mogłam innego zrobić bez różdżki?
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Victoria Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Rozumiała ostrożność Raidena, ale nie mieli aktualnie na nią czasu. W tej myśli upewnił ją usłyszany przez nich przerażony kobiecy głos dobiegający z pomieszczenia, do którego chcą się dostać. Niestety nie była w stanie otworzyć całkowicie drzwi. Przez chwilę wypatrywała czegoś interesującego w szczelinie, którą udało jej się uzyskać dzięki ich uchyleniu, ale to też nie przyniosło zbyt wielkiego efektu.
Zirytowana wierciła Raidenowi za pomocą wzroku dziurę w tyle głowy i jedynie cicho syknęła, gdy ten przepychając obok niej przypadkowo zahaczył o jej lewą dłoń. Niech będzie... zasłużyła sobie na to, po tym jak go wcześniej równie "przypadkowo" podeptała. Z powątpiewaniem przyglądała się poczynaniom mężczyzny szczerze wątpiąc aby te drzwi ustąpiły sile Raidena. Prawdopodobnie skończy się to jedynie na poobijanym barku, ale spróbować nigdy nie zaszkodzi. Tym bardziej, że to nie był jej bark.
Zirytowana wierciła Raidenowi za pomocą wzroku dziurę w tyle głowy i jedynie cicho syknęła, gdy ten przepychając obok niej przypadkowo zahaczył o jej lewą dłoń. Niech będzie... zasłużyła sobie na to, po tym jak go wcześniej równie "przypadkowo" podeptała. Z powątpiewaniem przyglądała się poczynaniom mężczyzny szczerze wątpiąc aby te drzwi ustąpiły sile Raidena. Prawdopodobnie skończy się to jedynie na poobijanym barku, ale spróbować nigdy nie zaszkodzi. Tym bardziej, że to nie był jej bark.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Rowan Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Drzwi uchylone przez Raidena otworzyły się bez większego problemu. Mężczyzna jednak nie zauważył przez nie lecącej w jego kierunku nogi krzesła, która uderzyła go dokładnie w sam środek czoła. Przed oczami policjanta pojawiły się mroczki, a nogi stały się zdecydowanie mniej pewne niż jeszcze chwilę temu. Najwyraźniej nawet noga krzesła w rękach Victorii mogła być groźna. Wszyscy usłyszeć mogli krzyk lady Parkinson, a także głośne skrzypnięcie drzwi. Zanim jednak ktokolwiek zdążył podejść do nowo przybyłych albo zaatakować ich kolejnym fragmentem krzesła (na przykład oparciem), podłoga pod ich stopami nagle uniosła się pod kątem i stała momentalnie śliska jak lód. Rowan i Raiden zjechali po niej wprost pod nogi Victorii. Drzwi zaś zatrzasnęły się z hukiem. Na szczęście zamroczenie Cartera trwało tylko chwilę. Chociaż podobnie jak jego towarzyszka stracił równowagę i nie udało mu się ustać, zaczął szybko dochodzić do siebie. Pewne było jedynie, że na czole zostanie mu duży, fioletowy guz.
Przeszukiwanie laboratorium nie przyniosło żadnych efektów, co innego szafek. Wreszcie Harriett znalazła to, czego szukała - różdżki. Różnej długości, w różnych kolorach, a wśród niej była ta, która należała do Lovegood. Oprócz niej, wila znalazła jeszcze cztery inne.
||Na odpis macie 48 godzin.
Przeszukiwanie laboratorium nie przyniosło żadnych efektów, co innego szafek. Wreszcie Harriett znalazła to, czego szukała - różdżki. Różnej długości, w różnych kolorach, a wśród niej była ta, która należała do Lovegood. Oprócz niej, wila znalazła jeszcze cztery inne.
||Na odpis macie 48 godzin.
Nie zamierzał przejmować się Rowan, która zwyczajnie mu tu zawadzała. Miała wracać do domu. I co? Dała się ugryźć kundlowi i teraz oczywiście winiła jego za to całe zajście. Gratuluję pomyślunku, pani koroner. Drzwi ustąpiły, ale Raiden musiał zapłacić cenę za to, że chciał pomóc. Zanim się zorientował w jego stronę poleciało... Coś. Nawet nie wiedział co. Po prostu kto spodziewa się kawałka krzesła, zaraz po tym jak otwiera drzwi? Jakiekolwiek...
- Kurwa! - warknął, gdy poczuł uderzenie prosto w twarz, a zaraz za nim poszły też mroczki. Bo jakżeby inaczej! Do tego jeszcze zachwiał się, gdy podłoga zdecydowanie zaczęła zmieniać swoje położenie. Czuł się jak pijany. I nie wiedział czy to dlatego że ktoś rzucił jakieś zaklęcie, czy dlatego że dalej był w szoku pourazowym? Coś nim szarpnęło i poleciał do przodu, upadając równocześnie na ziemię. Zaskoczenie całej sytuacji sprawiło, że chwilowo zapomniał o Rowan czy o powodzie, dla którego się tam znalazł, ale szybko doszedł do siebie. Chociaż łeb bolał go jak cholera.
- Policja - rzucił do zebranych kobiet w pomieszczeniu i chociaż chciał wstać, zdecydował jeszcze parę sekund poleżeć. Świat lekko wirował, ale w końcu zaczął się uspokajać, a Raiden zaczął powoli się podnosić. Coś czuł, że takiego wejścia czarodziejskiej policji jeszcze nikt nie widział. Żałował jedynie że to spektakularne zdarzenie dotyczyło jego głowy.
- Kurwa! - warknął, gdy poczuł uderzenie prosto w twarz, a zaraz za nim poszły też mroczki. Bo jakżeby inaczej! Do tego jeszcze zachwiał się, gdy podłoga zdecydowanie zaczęła zmieniać swoje położenie. Czuł się jak pijany. I nie wiedział czy to dlatego że ktoś rzucił jakieś zaklęcie, czy dlatego że dalej był w szoku pourazowym? Coś nim szarpnęło i poleciał do przodu, upadając równocześnie na ziemię. Zaskoczenie całej sytuacji sprawiło, że chwilowo zapomniał o Rowan czy o powodzie, dla którego się tam znalazł, ale szybko doszedł do siebie. Chociaż łeb bolał go jak cholera.
- Policja - rzucił do zebranych kobiet w pomieszczeniu i chociaż chciał wstać, zdecydował jeszcze parę sekund poleżeć. Świat lekko wirował, ale w końcu zaczął się uspokajać, a Raiden zaczął powoli się podnosić. Coś czuł, że takiego wejścia czarodziejskiej policji jeszcze nikt nie widział. Żałował jedynie że to spektakularne zdarzenie dotyczyło jego głowy.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
The member 'Raiden Carter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Marce wzruszył ramionami, chowając klucz do kieszeni i na moment wracając do beztroskiej pozy nowobogackiego chłoptasia. W tym momencie mogli się jedynie martwić tym, co nastąpi lub przygotowywać optymistyczne prognozy rychłego uwolnienia. Parkinson zdecydowanie nastawiał się na drugą opcję, toteż uśmiechał się tak na wszelki wypadek, jednocześnie w głowie obmyślając relację, jaką przedstawi Czarownicy. Oby tylko ta cała sytuacja nie została opieczętowana jako jakaś operacja top top top secret, bo wtedy nikt się nie dowie o jego bohaterstwie, oczywiście, nie żeby mu zależało na zachwycie nad swoją własną osobą.
-To śnieżka - wyszeptał, nachylając się do Victorii i mrucząc jej do ucha, tak, by przypadkiem nie doszło to do uszu Harriett. Byłoby wtedy więcej, niż niezręcznie, prawda? - silnie uzależniający narkotyk, bardzo drogi i cenny. Robi się go... - i tu nawet Marce musiał na chwilę urwać, przełykając ślinę w idealnie teatralnym przedstawieniu swej grozy - z włókien serc wili - wyjaśnił, ponuro patrząc na martwą kobietę leżącą na stole. Wszystko się zgadzało, chociaż Parkinson wciąż miał cichą nadzieję, że to jakaś komedia pomyłek.
A może jedna?
Krzyk Victorii sprowadził go na ziemię, zaraz po tym, jak mężczyzna, który chyba próbował spacyfikować tłum na początku tego nieszczęsnego spaceru, wtargnął do środka i dostał w głowę kawałkiem drewna rzuconym przez jego kuzynkę. Sytuacja tak rozbawiła Marcela, że w pierwszym odruchu parsknął histerycznym śmiechem, dopiero potem poważniejąc. Nadal jednak uśmiechał się pod wąsem, kiedy facecik przedstawiający się jako funkcjonariusz policji razem z lady Yaxley (co ona tu robiła?) znaleźli się nagle pod nogam Victorii.
-Och, świetnie, że jesteście - skwitował Marcel ich pojawienie się - choć sami też byśmy sobie poradzili - dodał dumnie, wypinając pierś - w laboratorium jest martwa wila, może chcesz rzucić okiem? - spytał, jakby był przewodnikiem, oprowadzającym turystę po jakimś zabytkowym gmachu. Szybko jednak Parkinson stracił zainteresowanie policjantem i podreptał do pomieszczenia, w którym znajdowała się Harriett, zaciekawiony, czy nie znalazła tam czegoś przydatnego. I omal nie popłakał się ze szczęścia na widok różdżek, którym przyjrzał się uważnie, aby rozpoznać wśród nich swoją.
-To śnieżka - wyszeptał, nachylając się do Victorii i mrucząc jej do ucha, tak, by przypadkiem nie doszło to do uszu Harriett. Byłoby wtedy więcej, niż niezręcznie, prawda? - silnie uzależniający narkotyk, bardzo drogi i cenny. Robi się go... - i tu nawet Marce musiał na chwilę urwać, przełykając ślinę w idealnie teatralnym przedstawieniu swej grozy - z włókien serc wili - wyjaśnił, ponuro patrząc na martwą kobietę leżącą na stole. Wszystko się zgadzało, chociaż Parkinson wciąż miał cichą nadzieję, że to jakaś komedia pomyłek.
A może jedna?
Krzyk Victorii sprowadził go na ziemię, zaraz po tym, jak mężczyzna, który chyba próbował spacyfikować tłum na początku tego nieszczęsnego spaceru, wtargnął do środka i dostał w głowę kawałkiem drewna rzuconym przez jego kuzynkę. Sytuacja tak rozbawiła Marcela, że w pierwszym odruchu parsknął histerycznym śmiechem, dopiero potem poważniejąc. Nadal jednak uśmiechał się pod wąsem, kiedy facecik przedstawiający się jako funkcjonariusz policji razem z lady Yaxley (co ona tu robiła?) znaleźli się nagle pod nogam Victorii.
-Och, świetnie, że jesteście - skwitował Marcel ich pojawienie się - choć sami też byśmy sobie poradzili - dodał dumnie, wypinając pierś - w laboratorium jest martwa wila, może chcesz rzucić okiem? - spytał, jakby był przewodnikiem, oprowadzającym turystę po jakimś zabytkowym gmachu. Szybko jednak Parkinson stracił zainteresowanie policjantem i podreptał do pomieszczenia, w którym znajdowała się Harriett, zaciekawiony, czy nie znalazła tam czegoś przydatnego. I omal nie popłakał się ze szczęścia na widok różdżek, którym przyjrzał się uważnie, aby rozpoznać wśród nich swoją.
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Główna ulica
Szybka odpowiedź