Główna ulica
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główna ulica
Ulica Pokątna zmieniła się. Kolorowe, błyszczące witryny, które przedstawiały księgi zaklęć, składniki eliksirów i kociołki, były niewidoczne, ukryte pod przyklejonymi na nich wielkimi ministerialnymi plakatami. Większość tych posępnych fioletowych afiszy z zasadami bezpieczeństwa była powiększoną wersją broszur, które rozsyłano latem, a inne przedstawiały ruszające się czarno-białe fotografie znanych przestępców przebywających na wolności. Kilka witryn było zabitych deskami, w tym ta należąca do Lodziarni Floriana Fortescue. Z drugiej strony ulicy rozstawiono wiele podniszczonych straganów. Najbliższy, stojący przed księgarnią "Esy i Floresy", pod pasiastą, poplamioną markizą miał kartonowy szyld przypięty z przodu:
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
AMULETY
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Naprawdę się wystraszyłam, gdy drzwi się otworzyły. Narobiłam rabanu, pierwszy raz sama zaatakowałam, dość dziwnym narzędziem, ale zaatakowałam i… narobiłam guza mężczyźnie, który chciał nam pomóc w tłumie na Pokątnej. Szybko przyłożyłam dłonie do ust, zakrywając je i tłumiąc kolejne pisknięcie. Naprawdę nie chciałam zrobić mu krzywdy, myślałam, że to ktoś, kto może zrobić nam krzywdę. Jednak, jak się okazało, wcale tak nie było. No cóż, przynajmniej miałam rzut za 100 punktów.
- Przepraszam - powiedziałam do niego.
Nachyliłam się lekko, gdy znalazł się pod moimi nogami, aby sprawdzić, czy jeszcze żyje. Zdawał się żyć, ale miał czerwone czoło. Będzie miał wielkiego, bolącego siniaka.
Poszłam za Marcelem, nie chcąc znowu zostawać sama. Był mi jedyną osobą w tym pomieszczeniu, przy której czułam się względnie bezpiecznie, albo to Marcel czuł się bezpiecznie przy mnie. A już na pewno po tym rzucie. Spojrzałam na to co patrzył.
- Różdżki - powiedziałam z ulgą.
Podeszłam bliżej chcąc znaleźć swoją.
- Przepraszam - powiedziałam do niego.
Nachyliłam się lekko, gdy znalazł się pod moimi nogami, aby sprawdzić, czy jeszcze żyje. Zdawał się żyć, ale miał czerwone czoło. Będzie miał wielkiego, bolącego siniaka.
Poszłam za Marcelem, nie chcąc znowu zostawać sama. Był mi jedyną osobą w tym pomieszczeniu, przy której czułam się względnie bezpiecznie, albo to Marcel czuł się bezpiecznie przy mnie. A już na pewno po tym rzucie. Spojrzałam na to co patrzył.
- Różdżki - powiedziałam z ulgą.
Podeszłam bliżej chcąc znaleźć swoją.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Victoria Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Szafka po szafce, szuflada po szufladzie, półka po półce. Najprawdopodobniej rękawami swojego płaszcza wygarnęła stuletni kurz z każdego zakamarka pomieszczenia, które zapewne nigdy nawet nie doczekało się sprzątania, jednak jej odzienie, po wszystkich dzisiejszych przejściach, wliczając w to wielokrotne zetknięcie się z podłożem lub brudnymi murami kamienic, nie nadawało się do niczego więcej, jak utylizacji. Oby tylko traumatyczne wspomnienia z wyprawy na Pokątną dało się usunąć równie łatwo. Kichnęła, gdy kolejne kłęby kurzu uniosły się w powietrze, lecz wtem trudy poszukiwawcze się opłaciły - szczupłe palce zacisnęła na całej garści różdżek, by bez problemu zlokalizować w niej swoją i odetchnąć z ulgą. W końcu mogła polegać na sprawdzonym, nieskorym do niespodzianek narzędziu, które nie miało w zwyczaju jej zawodzić. Lovegood odwróciła się na pięcie, by skierować się w stronę wyjścia z pomieszczenia i odnaleźć resztę poszkodowanych, których różdżki najprawdopodobniej znajdowały się obecnie w jej posiadaniu. Rozłożyła dłonie, by umożliwić jak najszybszą weryfikację wszystkim zainteresowanym, po czym wyszła z pomieszczenia, by na własne oczy zobaczyć zamieszanie, które przed paru chwilami dobiegło jej uszu. Zmarszczyła brwi w wyrazie konsternacji, funkcjonariusz policji nie wyglądał tak, jak go sobie wyobrażała, a fakt, że jedna z przestraszonych kobiet zdołała go unieszkodliwić wyłamaną nogą taboretu, nie świadczyło o nim najlepiej.
- Tam - wskazała palcem pomieszczenie, w którym pierwotnie były zamknięte - znajduje się jeden z porywaczy. Najprawdopodobniej nieprzytomny - oznajmiła, nieśmiało sugerując, że to właśnie mężczyzną należało się zająć w pierwszej kolejności, bo on, w przeciwieństwie do martwej wili, mógł przysporzyć im jeszcze zmartwień. - Ale nim rozpoczniecie zabezpieczanie miejsca i dowodów, moglibyśmy stąd wyjść? Ten osobnik nie działał sam, reszta może w każdej chwili wrócić - dodała po chwili, a jej głos zdradzał lekkie, nie do końca stłumione poddenerwowanie, które musiało być zupełnie zrozumiałe. Świat nie słyszał jeszcze o wili, która w królestwie śnieżki czułaby się komfortowo.
- Tam - wskazała palcem pomieszczenie, w którym pierwotnie były zamknięte - znajduje się jeden z porywaczy. Najprawdopodobniej nieprzytomny - oznajmiła, nieśmiało sugerując, że to właśnie mężczyzną należało się zająć w pierwszej kolejności, bo on, w przeciwieństwie do martwej wili, mógł przysporzyć im jeszcze zmartwień. - Ale nim rozpoczniecie zabezpieczanie miejsca i dowodów, moglibyśmy stąd wyjść? Ten osobnik nie działał sam, reszta może w każdej chwili wrócić - dodała po chwili, a jej głos zdradzał lekkie, nie do końca stłumione poddenerwowanie, które musiało być zupełnie zrozumiałe. Świat nie słyszał jeszcze o wili, która w królestwie śnieżki czułaby się komfortowo.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Tego się nie spodziewała. Jak się okazało i wbrew temu co myślała drzwi ustąpiły, a ona wraz z Raidenem udali się w stronę drugiego pomieszczenia, gdzie dość "ciepło" ich przywitano. Najpierw Carter dostał nieokreślonym przedmiotem w twarz, a zaraz później podłoga pod ich stopami zamieniła się w lodowisko, co skutecznie powaliło ich oboje na ziemię. To nie było miłe lądowanie... cały czas starała się amortyzować również swoją rękę. Ostatnią rzeczą, której chciała to aby ta była jeszcze bardziej kontuzjowana.-To tak witacie gości?-Zapytała lekko zła rozglądając się po towarzystwie. Cieszyła się jednak, że wszyscy byli cali, co zepchnęło jej gniew na dalszy plan. Rzuciła okiem na Cartera zawieszając tym samym dłużej spojrzenie na szybko pojawiającym się, dopiero lekko fioletowym (co na pewno ulegnie zmianie) śladzie na środku jego czoła. No prawie cali...-Będziesz wyglądał jak jednorożec.-Stwierdziła z przekąsem zaraz jednak odwracając się od swojego towarzysza i zaciskając usta. Gdyby wzrok mógł zabijać... Ostrożnie i z niemałym wysiłkiem wstała na równe nogi próbując złapać równowagę. Martwa wila? Zmarszczyła lekko brwi zastanawiając się przez chwilę. Pomału to wszystko nabierało sensu. Zgadzała się jednak ze słowami Lady Lovegood. Wrócą tu prawdopodobnie z Raidenem po wszystkim, gdy tamci mężczyźni nie będą już im dyszeć w kark, a będą siedzieć w Tower. Cała grupka cywilów w tym miejscu nie była dobrym pomysłem nawet jeśli mieli różdżki i umieli posługiwać się różnymi częściami mebli.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Rowan Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Majesty czuła się dość... Bezużytecznie. Może na pewno to nie był jej dzień? O ile w ogóle można było tak nazwać dzień, w którym ktoś cię porywa i wrzuca do piwnicy, a następnie próbuje cię tam przetrzymywać siłą, w pomieszczeniu obok robiąc sobie festiwal pozyskiwania cennych włókien z serca martwej wili.
Wspaniale.
Westchnięciem zaznaczyła, że znów niczego przydatnego nie znalazła. Sąsiedztwo martwej wili dość mocno ingerowało w jej poczucie bezpieczeństwa, dlatego w ramach poddania się - przecież i tak nie mogła nic znaleźć - podeszła do drzwi i oparła się o ich framugę rozglądając się za kolejnym możliwym wyjściem. Krzyk Victorii tak ją zszokował, że prawie podskoczyła, a później... Wszystko potoczyło się na tyle szybko, że zdążyła jedynie zarejestrować upadek trzech osób w jednym momencie. Prychnęła jedynie rozbawiona na dwa cierpkie słowa wypowiedziane przez potencjalnego funkcjonariusza policji. Wynonna milczała, a prawie nikogo nie znała, więc nie miała zamiaru włączać się w jakąkolwiek rozmowę. Co jak co, ale ostatecznie nie była w tej chwili otwarcie nastawiona do świata.
Na całe szczęście kompani Carrow byli nieco bardziej spostrzegawczy niż ona sama - Marcel odnalazł jakiś klucz, zaś Harriett różdżki należące prawdopodobnie do całej zgromadzonej w tym miejscu grupki nieszczęsnych czarodziejów. Z błyskiem w oku podeszła do jasnowłosej kobiety, mając nadzieję, że w jej dłoniach odnajdzie również i swój ukochany kawałek drewna.
- Może zamiast prowadzić pogawędki, sprawdzimy kolejne potencjalne wyjście? - rzuciła nieco zirytowanym tonem w stronę całego rozbawionego towarzystwa. Naprawdę czuli się tutaj na tyle bezpiecznie, by tracić czas na zbędne rozmowy o rogach jednorożców albo nietaktowne uwagi na temat martwej wili? W przeciwieństwie do niej, oni mogli jeszcze ocalić życie. W tej chwili zupełnie nie interesowało ją żadne zabezpieczanie dowodów. Jedynie Harriett zdawała się mieć podobne odczucia.
Wspaniale.
Westchnięciem zaznaczyła, że znów niczego przydatnego nie znalazła. Sąsiedztwo martwej wili dość mocno ingerowało w jej poczucie bezpieczeństwa, dlatego w ramach poddania się - przecież i tak nie mogła nic znaleźć - podeszła do drzwi i oparła się o ich framugę rozglądając się za kolejnym możliwym wyjściem. Krzyk Victorii tak ją zszokował, że prawie podskoczyła, a później... Wszystko potoczyło się na tyle szybko, że zdążyła jedynie zarejestrować upadek trzech osób w jednym momencie. Prychnęła jedynie rozbawiona na dwa cierpkie słowa wypowiedziane przez potencjalnego funkcjonariusza policji. Wynonna milczała, a prawie nikogo nie znała, więc nie miała zamiaru włączać się w jakąkolwiek rozmowę. Co jak co, ale ostatecznie nie była w tej chwili otwarcie nastawiona do świata.
Na całe szczęście kompani Carrow byli nieco bardziej spostrzegawczy niż ona sama - Marcel odnalazł jakiś klucz, zaś Harriett różdżki należące prawdopodobnie do całej zgromadzonej w tym miejscu grupki nieszczęsnych czarodziejów. Z błyskiem w oku podeszła do jasnowłosej kobiety, mając nadzieję, że w jej dłoniach odnajdzie również i swój ukochany kawałek drewna.
- Może zamiast prowadzić pogawędki, sprawdzimy kolejne potencjalne wyjście? - rzuciła nieco zirytowanym tonem w stronę całego rozbawionego towarzystwa. Naprawdę czuli się tutaj na tyle bezpiecznie, by tracić czas na zbędne rozmowy o rogach jednorożców albo nietaktowne uwagi na temat martwej wili? W przeciwieństwie do niej, oni mogli jeszcze ocalić życie. W tej chwili zupełnie nie interesowało ją żadne zabezpieczanie dowodów. Jedynie Harriett zdawała się mieć podobne odczucia.
Like how a single word can make a heart open
i might only have one match
but I can make an explosion
Majesty Carrow
Zawód : Jeździec zawodowy, instruktor jazdy konnej
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Come back from the future
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Majesty Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Wszyscy odzyskali swoje różdżki i już tylko jedne drzwi pozostawały zamknięte. Te, przez które do środka wpadli, całkiem dosłownie, Raiden i Rowan. Po ponownym uzbrojeniu się w magiczny oręż, nie pozostało już nic innego jak tylko opuścić kryjówkę porywaczy.
|Na odpis macie 48 godzin.
Nie musicie rzucać kostką, jeśli nie podejmujecie próby otworzenia drzwi, nie rzucacie zaklęć lub nie podejmujecie innych działań, które zgodnie z mechaniką wymagają rzutu kostką.
|Na odpis macie 48 godzin.
Nie musicie rzucać kostką, jeśli nie podejmujecie próby otworzenia drzwi, nie rzucacie zaklęć lub nie podejmujecie innych działań, które zgodnie z mechaniką wymagają rzutu kostką.
- Świetnie. A musiałem wylądować w tej piwnicy właśnie z tobą - rzucił do Rowan, wstając i obserwując towarzystwo. No, tak. Bogate dzieciaki i ich przygody w fabryce śniegu. Nie dość, że łeb go jeszcze napierdzielał to dostał na podwieczorek trupa i wakacje z rudowłosym Yaxley'em. Świetnie. Naprawdę o niczym innym nie marzył, wychodząc dziś z domu. Na słowa koroner spojrzał na nią, mrużąc oczy. - Chciałabyś coś jeszcze powiedzieć? - spytał retorycznie, mając zdecydowanie dość tego dnia i tego całego zajścia. Ile jeszcze musieli się tu kręcić, żeby to wszystko dobiegło końca?
Zapewne powinien się cieszyć, że jakimś dziwnym cudem trafili tutaj i możliwe, że dane im było zamknąć podejrzanych handlarzy śnieżką. Jeśli do czasu wezwania posiłków nie deportują się. Tego jednak Carter nie mógł dopilnować, a jedynie zdać się na szybką reakcję przebywających w pomieszczeniu osób. Miał tutaj grupę cywili, którymi trzeba było się zająć. Czy ten dzień miał się właśnie tak skończyć? Zapewne nie. Gdy wróci do domu, na pewno dostanie od szczęśliwej Artis, która powita go czymś podobnym do drewnianego pałąka.
- Wynośmy się stąd - rzucił, wymijając grupę i rzucając spojrzenie nieruchomemu ciało. Wykrzywił twarz w grymasie zniesmaczenia. Widział już podobne rzeczy i w podobnej scenerii. Nigdy widok zwłok nie był czymś przyjemnym, a to zdecydowanie nie wyglądało sympatycznie. I tak jednak nic nie miało przebić mężczyzny w studni... Ale nie miał na to teraz czasu. Odwrócił się, by wrócić do pozostałych. - Jest tu jakieś inne wyjście? - spytał, chociaż było to bardziej pytanie, na które nie oczekiwał odpowiedzi. W końcu nie miał czasu sprawdzać wszystkich drzwi, a znał to przejście, którym dotarli tu z Rowan. Jedynie na końcu znajdowały się psy, ale gdyby zaklęcie przestało działać, mieli teraz tyle różdżek, że mógł podjąć to ryzyko. - Rowan, pójdziesz pierwsza - rzucił i złapał za klamkę drzwi, przez które dopiero co weszli razem z rudowłosą.
Zapewne powinien się cieszyć, że jakimś dziwnym cudem trafili tutaj i możliwe, że dane im było zamknąć podejrzanych handlarzy śnieżką. Jeśli do czasu wezwania posiłków nie deportują się. Tego jednak Carter nie mógł dopilnować, a jedynie zdać się na szybką reakcję przebywających w pomieszczeniu osób. Miał tutaj grupę cywili, którymi trzeba było się zająć. Czy ten dzień miał się właśnie tak skończyć? Zapewne nie. Gdy wróci do domu, na pewno dostanie od szczęśliwej Artis, która powita go czymś podobnym do drewnianego pałąka.
- Wynośmy się stąd - rzucił, wymijając grupę i rzucając spojrzenie nieruchomemu ciało. Wykrzywił twarz w grymasie zniesmaczenia. Widział już podobne rzeczy i w podobnej scenerii. Nigdy widok zwłok nie był czymś przyjemnym, a to zdecydowanie nie wyglądało sympatycznie. I tak jednak nic nie miało przebić mężczyzny w studni... Ale nie miał na to teraz czasu. Odwrócił się, by wrócić do pozostałych. - Jest tu jakieś inne wyjście? - spytał, chociaż było to bardziej pytanie, na które nie oczekiwał odpowiedzi. W końcu nie miał czasu sprawdzać wszystkich drzwi, a znał to przejście, którym dotarli tu z Rowan. Jedynie na końcu znajdowały się psy, ale gdyby zaklęcie przestało działać, mieli teraz tyle różdżek, że mógł podjąć to ryzyko. - Rowan, pójdziesz pierwsza - rzucił i złapał za klamkę drzwi, przez które dopiero co weszli razem z rudowłosą.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
The member 'Raiden Carter' has done the following action : rzut kością
'k100' : 34
'k100' : 34
Czyżby był zły? Zerknęła na Cartera, który łypał na wszystkich obecnych i niemal pluł jadem. Nie... wcale. Gdyby nie była sobą może by nawet poczuła jakieś wyrzuty sumienia, ale zdecydowanie za bardzo bawiło ją zachowanie mężczyzny. Oderwała wzrok od swojego obiektu obserwacji przenosząc go na towarzystwo. Sama śmietanka, nawet i Wynnona się w to wszystko, zapewne niezbyt specjalnie wmieszała. Porywacze, trup, wile i śnieżka. To nie wyglądało za dobrze. Dodatkowo dość sporo nielegalnych przedmiotów. Miała wielką ochotę trochę bliżej przyjrzeć się temu wszystkiemu, ale dobrze zdawała sobie sprawę, że to nie jest odpowiedni czas na to.
Słysząc Raidena jedynie cicho westchnęła.-Pewnie. Rzuć mnie pierwszą na pożarcie. A nie, przecież już się zdążyłam z tymi pieskami zaprzyjaźnić.-Wymruczała pod nosem wymijając mężczyznę, do którego "szczerze" się uśmiechnęła. Przynajmniej otworzył jej drzwi... Wciąż trzymając w swojej zdrowej dłoni różdżkę jako pierwsza wyszła z pomieszczenia.
Słysząc Raidena jedynie cicho westchnęła.-Pewnie. Rzuć mnie pierwszą na pożarcie. A nie, przecież już się zdążyłam z tymi pieskami zaprzyjaźnić.-Wymruczała pod nosem wymijając mężczyznę, do którego "szczerze" się uśmiechnęła. Przynajmniej otworzył jej drzwi... Wciąż trzymając w swojej zdrowej dłoni różdżkę jako pierwsza wyszła z pomieszczenia.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej powątpiewała w zdolności cudotwórcze służb porządkowych. Pomijając już fakt efektownego wejścia policjanta do piwnicy, Lovegood miała skrajnie odmienne doświadczenia związane z odbijaniem ofiar z rąk porywaczy; wtedy, gdy czarodziejska policja do spółki z aurorami rozbijała gniazdo żmij, pierwszy raz od dawna poczuła się bezpiecznie, mimo że serce wciąż dudniło jej głucho w piersi - teraz wszystko było łutem szczęścia, nie miała wątpliwości, że gdyby nie nieroztropność jednego z porywaczy, jego podatność na urok wili i zaradność jej towarzyszek, ich sytuacja mogłaby wyglądać o wiele gorzej. Nowoprzybyli sprawiali jednak wrażenie zagubionych turystów, a nie upragnionej pomocy, gdy zamiast przynajmniej zadbać o to, by pozbawiony nieprzytomności mężczyzna pozostał unieruchomiony, wymieniali się docinkami, najwyraźniej będąc w doskonałych humorach i nie zdając sobie sprawy z powagi tego, na co natrafili. Czy rudowłosa, która była przecież w zaułku razem z Harriett, nie pamiętała już zakapturzonych postaci? Poczuła uderzenie irytacji, które wygięło jej usta w wyrazie niezadowolenia, gdy policjant chwycił się za kierownictwo grupy, chociaż nie wniósł do niej żadnego wkładu - uwięzieni w piwnicy byli przecież zaledwie o krok od odzyskania wolności. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób, po prostu obserwując, jak obca dwójka dobiera się do drzwi. Wszystko zdawało się być zbyt proste, dlatego na wszelki wypadek uniosła różdżkę w gotowości, chociaż sama nie wiedziała, czego właściwie się spodziewała.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Kolejny raz westchnęła. Głośno. Szybko pozbyła się złudzeń, że "policja" pojawiła się w tym miejscu dlatego, że była "policją". Najwyraźniej wdepnęli w tę chorą sytuację razem z nimi, tylko... Od innej strony? Pokręciła głową w geście rezygnacji i gdy urocza parka dalej bawiła się w słowne przepychanki, wróciła do leżącego na ziemi oprawcy.
- Incarcerous - wypowiedziała inkantację, celując odzyskaną różdżką w bezwładnie leżące ciało, którego właściciel najwyraźniej słono pożałował zadzierając z podmiotem swojego zarobku.
Czy zaklęcie się udało, czy też nie - ostatecznie przezorny zawsze ubezpieczony i byłoby dobrze, gdyby wyeliminowali na stałe chociaż jedno zagrożenie - wróciła do grupy w celu wyruszenia za rudowłosą kobietą, w międzyczasie czekając na ruch funkcjonariusza policji. Nie zamierzała nigdzie iść bez niego. I przy okazji skrzywiła się na myśl o tym, że nie chciał przetrzeć szlaku. Który mężczyzna pozwala na takie rzeczy drobnym kobietom? I czy on rzeczywiście był policjantem? A co jeśli to oprawca i chce ich zaprowadzić prosto w sidła swoich kolegów. No ale cóż mogła zrobić - nie zostało żadne inne wyjście.
Wybaczcie misie, inżynierka nie rozpieszcza ;_;
- Incarcerous - wypowiedziała inkantację, celując odzyskaną różdżką w bezwładnie leżące ciało, którego właściciel najwyraźniej słono pożałował zadzierając z podmiotem swojego zarobku.
Czy zaklęcie się udało, czy też nie - ostatecznie przezorny zawsze ubezpieczony i byłoby dobrze, gdyby wyeliminowali na stałe chociaż jedno zagrożenie - wróciła do grupy w celu wyruszenia za rudowłosą kobietą, w międzyczasie czekając na ruch funkcjonariusza policji. Nie zamierzała nigdzie iść bez niego. I przy okazji skrzywiła się na myśl o tym, że nie chciał przetrzeć szlaku. Który mężczyzna pozwala na takie rzeczy drobnym kobietom? I czy on rzeczywiście był policjantem? A co jeśli to oprawca i chce ich zaprowadzić prosto w sidła swoich kolegów. No ale cóż mogła zrobić - nie zostało żadne inne wyjście.
Wybaczcie misie, inżynierka nie rozpieszcza ;_;
Like how a single word can make a heart open
i might only have one match
but I can make an explosion
Majesty Carrow
Zawód : Jeździec zawodowy, instruktor jazdy konnej
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Come back from the future
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
For we didn't fall
Can the broken sky unleash
One more sunrise for the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Majesty Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Główna ulica
Szybka odpowiedź