Główna ulica
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główna ulica
Ulica Pokątna zmieniła się. Kolorowe, błyszczące witryny, które przedstawiały księgi zaklęć, składniki eliksirów i kociołki, były niewidoczne, ukryte pod przyklejonymi na nich wielkimi ministerialnymi plakatami. Większość tych posępnych fioletowych afiszy z zasadami bezpieczeństwa była powiększoną wersją broszur, które rozsyłano latem, a inne przedstawiały ruszające się czarno-białe fotografie znanych przestępców przebywających na wolności. Kilka witryn było zabitych deskami, w tym ta należąca do Lodziarni Floriana Fortescue. Z drugiej strony ulicy rozstawiono wiele podniszczonych straganów. Najbliższy, stojący przed księgarnią "Esy i Floresy", pod pasiastą, poplamioną markizą miał kartonowy szyld przypięty z przodu:
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
AMULETY
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom
Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
Firmowy uśmiech rozświetlił przystojną twarz Parkinsona, kiedy tylko ujął w swoje smukłe palce własną różdżkę, którą pogładził równie pieszczotliwie, jak głaskał wszystkie swoje kochanki. Teraz, kiedy był już uzbrojony, nic nie mogło pójść źle - wróciła mu pewność siebie, biedaczyna zupełnie zapomniał, że przecież mierny z niego czarodziej. Zresztą w tej niedoli dołączyła do nich ekipa z czarodziejskiej policji, cóż w razie czego może jeszcze zdąży wziąć nogi za pas. Tym razem nie zapominając jednak Victorii - toż dopiero powstałby ambaras. Wolał tłumaczyć się przed fotoreporterami z podartej marynarki i pogniecionego ubrania aniżeli przed ojcem kuzynki z jej zgubienia.
-Och, ja rozumiem, że to kulturalne, przepuszczać damę w drzwiach, ale w tej sytuacji to zwykłe tchórzostwo - skomentował słyszalnie słowa policjanta, który jakoś wybitnie mu się nie spodobał - jeśli pan się boi, pójdę pierwszy - dodał stanowczo, choć również nie uśmiechało mu się wystawianie swego perfekcyjnego ciała jako najbardziej widocznego celu. Ale byli tu przecież jedynymi mężczyznami - i skoro nie on, to Marcel podoła temu zadaniu. Przepchnął się przed lady Yaxley, mrugając do niej szelmowsko i skrycie licząc, że nie każe mu spadać na koniec tej pokracznej kolejki, po czym wyciągnął przed siebie różdżkę.
-Carpiene - mruknął, ze szczerą nadzieją, że nie zawiedzie i uda mu się poprawnie rzucić zaklęcie. Tak czy inaczej i tak był gotów przyjąć na klatę niebezpieczeństwo... Przynajmniej teraz, otoczony o wiele bardziej uzdolnionymi czarodziejami, z który każdy dzierżył różdżkę. W razie czego, chyba nie pozwolą mu zginąć?
-Och, ja rozumiem, że to kulturalne, przepuszczać damę w drzwiach, ale w tej sytuacji to zwykłe tchórzostwo - skomentował słyszalnie słowa policjanta, który jakoś wybitnie mu się nie spodobał - jeśli pan się boi, pójdę pierwszy - dodał stanowczo, choć również nie uśmiechało mu się wystawianie swego perfekcyjnego ciała jako najbardziej widocznego celu. Ale byli tu przecież jedynymi mężczyznami - i skoro nie on, to Marcel podoła temu zadaniu. Przepchnął się przed lady Yaxley, mrugając do niej szelmowsko i skrycie licząc, że nie każe mu spadać na koniec tej pokracznej kolejki, po czym wyciągnął przed siebie różdżkę.
-Carpiene - mruknął, ze szczerą nadzieją, że nie zawiedzie i uda mu się poprawnie rzucić zaklęcie. Tak czy inaczej i tak był gotów przyjąć na klatę niebezpieczeństwo... Przynajmniej teraz, otoczony o wiele bardziej uzdolnionymi czarodziejami, z który każdy dzierżył różdżkę. W razie czego, chyba nie pozwolą mu zginąć?
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Wynonna z ulgą znów złapała w swoje dłonie różdżkę. Robinia wspomagana przez pazur sfinksa od lat jej towarzyszyła. Nie miała ochoty wybierać się po nową do Olivanderów zwłaszcza, że jak na jej gust byli oni zdecydowanie zbyt... entuzjastyczni.
Ale to był teraz najmniejszy problem, ważnym było, że w końcu udało im się odzyskać broń którą mogli się skutecznie bronić. Gdyby usłyszała myśli Harriett z pewnością ochoczo by im przytaknęła. Prowadzenie rozmów - każdych niezwiązanych ze sprawą - było po prostu głupie. Dlatego miała ochotę rzucić silencio zarówno na Parkinsonów jak i dwie nowe jednostki wśród których rozpoznała też swoją kuzynkę. Myślą Majesty również z pewnością by zawtórowała. A jej zachowanie nawet zaskoczyło Wynonnę bowiem nie spodziewała się po niej tak zdecydowanej akcji. Całkowite unieszkodliwienie napastnika, czy też postaranie się o to by nie ruszył za nimi było logicznym krokiem który należało wykonać. W końcu postanowiła nic nie mówić i w odpowiednim momencie skorzystać z ręki Glorii, którą nadal trzymała. Powzięła też sobie maszerować blisko Carrow by zgarnąć ją ze sobą w ciemnościach. Ostatecznie i Harriet była jej na rękę bo nie mamlała językiem na lewo i prawo.
Ale to był teraz najmniejszy problem, ważnym było, że w końcu udało im się odzyskać broń którą mogli się skutecznie bronić. Gdyby usłyszała myśli Harriett z pewnością ochoczo by im przytaknęła. Prowadzenie rozmów - każdych niezwiązanych ze sprawą - było po prostu głupie. Dlatego miała ochotę rzucić silencio zarówno na Parkinsonów jak i dwie nowe jednostki wśród których rozpoznała też swoją kuzynkę. Myślą Majesty również z pewnością by zawtórowała. A jej zachowanie nawet zaskoczyło Wynonnę bowiem nie spodziewała się po niej tak zdecydowanej akcji. Całkowite unieszkodliwienie napastnika, czy też postaranie się o to by nie ruszył za nimi było logicznym krokiem który należało wykonać. W końcu postanowiła nic nie mówić i w odpowiednim momencie skorzystać z ręki Glorii, którą nadal trzymała. Powzięła też sobie maszerować blisko Carrow by zgarnąć ją ze sobą w ciemnościach. Ostatecznie i Harriet była jej na rękę bo nie mamlała językiem na lewo i prawo.
You say
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.
Napięcie robiło się coraz mniej przyjemne. Wszyscy chcieli już opuścić to pomieszczenie i nie dziwiłam się im. Ja też, jedyne o czym teraz myślałam, to wydostać się już z tej piwnicy. A pomyśleć, że to wszystko dlatego, że do niej weszłam. Ale byłam głupia.
Trzymając swoją różdżkę w dłoni od razu poczułam się pewniej, jakby moja moc i możliwość obrony wróciła. Obróciłam ją kilka razy, aby sprawdzić czy nie została uszkodzona. Na szczęście była cała.
Reszta miała rację, ten mężczyzna nie działał sam, a jego znajomi mogli szybko wrócić. Nie chciałam być tu, gdy się pojawią. Musieliśmy wyjść przez drzwi, którymi wpadła lady Yaxley i ten policjant. Odwróciłam się więc w tamtą stronę.
Marcel wyciągnął przed siebie różdżkę, być może chcąc sprawdzić to miejsce. Ale skoro oni właśnie stamtąd przyszli, to czy stanie nam się coś, jeśli wyjdziemy tą samą drogą? I czy na pewno zaprowadzi nas to do wyjścia?
- Pomogę ci - powiedziałam od siebie. - Cave Inimicum.
Rzuciłam tak na wszelki wypadek, żeby wiedzieć w razie czego, jeśli ktoś pojawi się w okolicy. Lepiej wiedzieć zawczasu, niż później mieć znowu problemy. A ja naprawdę chciałam już wrócić do domu
Trzymając swoją różdżkę w dłoni od razu poczułam się pewniej, jakby moja moc i możliwość obrony wróciła. Obróciłam ją kilka razy, aby sprawdzić czy nie została uszkodzona. Na szczęście była cała.
Reszta miała rację, ten mężczyzna nie działał sam, a jego znajomi mogli szybko wrócić. Nie chciałam być tu, gdy się pojawią. Musieliśmy wyjść przez drzwi, którymi wpadła lady Yaxley i ten policjant. Odwróciłam się więc w tamtą stronę.
Marcel wyciągnął przed siebie różdżkę, być może chcąc sprawdzić to miejsce. Ale skoro oni właśnie stamtąd przyszli, to czy stanie nam się coś, jeśli wyjdziemy tą samą drogą? I czy na pewno zaprowadzi nas to do wyjścia?
- Pomogę ci - powiedziałam od siebie. - Cave Inimicum.
Rzuciłam tak na wszelki wypadek, żeby wiedzieć w razie czego, jeśli ktoś pojawi się w okolicy. Lepiej wiedzieć zawczasu, niż później mieć znowu problemy. A ja naprawdę chciałam już wrócić do domu
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Victoria Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
Niestety Raidenowi nie udało się otworzyć drzwi. A to dlatego że klamka dosłownie uciekała mu z dłoni za każdym razem, gdy się do niej zbliżył. Metalowa, ozdobna gałka zachowywała się jak żywa umykając spod palców Cartera. Porywacze musieli mieć jakiś inny sposób na wychodzenie. Hasło, ukryta dźwignia, a może coś dużo prostszego?
Zaklęcie Majesty zadziałało, idealnie związując nieprzytomnego mężczyznę. Teraz z pewnością nie stanowił dla nikogo zagrożenia. Także czar Victorii się powiódł. Ledwo jednak kopuła powstała, a natychmiast poinformowała Parkinson o wielu osobach kręcących się gdzieś na obrzeżach działania zaklęcia.
Na odpis macie 48 godzin.
Przypominam, że jeśli nie ma się wykupionej oburęczności, czarować można tylko jedną ręką, która ma moc.
Zaklęcie Majesty zadziałało, idealnie związując nieprzytomnego mężczyznę. Teraz z pewnością nie stanowił dla nikogo zagrożenia. Także czar Victorii się powiódł. Ledwo jednak kopuła powstała, a natychmiast poinformowała Parkinson o wielu osobach kręcących się gdzieś na obrzeżach działania zaklęcia.
Na odpis macie 48 godzin.
Przypominam, że jeśli nie ma się wykupionej oburęczności, czarować można tylko jedną ręką, która ma moc.
Wzdrygnął ramionami, kiedy jego zaklęcie się nie powiodło; wyczuł ledwie szmer, choć nie było to dla Marcela ogromnym zaskoczeniem. Pozostawało mu po prostu liczyć na innych - do czego zresztą przyzwyczaiło go życie. Mimo wszystko, nieco inną sprawę stanowiło wysługiwanie się kimś przy wiązaniu butów, a przy rzucaniu zaklęć mogących uratować życie. Na szczęście osobą tą była Victoria, więc Parkinson mógł spokojnie odpędzić wyrzuty sumienia. Wszystko zostawało w rodzinie.
Niestety jednak, drzwi ani drgnęły, a szalona gałka umykała dosłownie po całej powierzchni drzwi, uciekając przed szorstką dłonią policjanta (czemu zresztą Marce się nie dziwił, sam nie chciałby być przez nią dotykany). Parkinson chwilę przyglądał się temu widowisku ze zmarszczonymi brwiami, usiłując wymyślić jakiś sposób, aby oszukać te przebrzydłe drzwi i wydostać się na zewnątrz. Skoro już mieli przy sobie różdżki, wszystko powinno iść jak z płatka, prawda? A tymczasem oczywiście nic nie uległo uproszczeniu, a nawet wręcz przeciwnie.
-Spróbuję otworzyć zamek zaklęciem - zakomunikował ogólnie, po czym szepnął ciszej do Victorii - pamiętam, że kiedyś mówiłaś, że w Hogwarcie niektóre drzwi otwierają się, kiedy się je połaskocze, pomizia, czy co tam zwykliście tam z nimi robić. Jeśli mi się nie uda, może to zadziała? - zaproponował, choć jakoś bez entuzjazmu. Chociaż z drugiej strony... widok Victorii macającej jakieś drzwi mógłby się okazać całkiem zabawny.
-Albo... no tak - Marce uderzył się w czoło otwartą dłonią - ależ ja jestem niemądry - dodał, gorączkowo klepiąc się po kieszeniach. Po dłuższej chwili mocowania się z guzikiem, w końcu znalazł to, czego szukał - stary klucz, znaleziony uprzednio w laboratorium. Ostrożnie umieścił go w zamku i przekręcił, niecierpliwie nasłuchując kliknięcia, potwierdzającego, że blokada ustąpiła.
Niestety jednak, drzwi ani drgnęły, a szalona gałka umykała dosłownie po całej powierzchni drzwi, uciekając przed szorstką dłonią policjanta (czemu zresztą Marce się nie dziwił, sam nie chciałby być przez nią dotykany). Parkinson chwilę przyglądał się temu widowisku ze zmarszczonymi brwiami, usiłując wymyślić jakiś sposób, aby oszukać te przebrzydłe drzwi i wydostać się na zewnątrz. Skoro już mieli przy sobie różdżki, wszystko powinno iść jak z płatka, prawda? A tymczasem oczywiście nic nie uległo uproszczeniu, a nawet wręcz przeciwnie.
-Spróbuję otworzyć zamek zaklęciem - zakomunikował ogólnie, po czym szepnął ciszej do Victorii - pamiętam, że kiedyś mówiłaś, że w Hogwarcie niektóre drzwi otwierają się, kiedy się je połaskocze, pomizia, czy co tam zwykliście tam z nimi robić. Jeśli mi się nie uda, może to zadziała? - zaproponował, choć jakoś bez entuzjazmu. Chociaż z drugiej strony... widok Victorii macającej jakieś drzwi mógłby się okazać całkiem zabawny.
-Albo... no tak - Marce uderzył się w czoło otwartą dłonią - ależ ja jestem niemądry - dodał, gorączkowo klepiąc się po kieszeniach. Po dłuższej chwili mocowania się z guzikiem, w końcu znalazł to, czego szukał - stary klucz, znaleziony uprzednio w laboratorium. Ostrożnie umieścił go w zamku i przekręcił, niecierpliwie nasłuchując kliknięcia, potwierdzającego, że blokada ustąpiła.
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Panie przodem - mruknął jedynie do chłopaka, ale musiał się powstrzymać od dalszego działania. Skoro znał drogę i wiedział, co się kryło dalej... Najwyraźniej drzwi nie miały zamiaru dać się łatwo otworzyć. Wcześniejszy dżentelmen stał chwilę przed drzwiami, oznajmiając, że użyje zaklęcia, a Raiden w sumie nie zamierzał mu przeszkadzać. Jeszcze chwila tej maskarady, a pomyśli, że występuje w cyrku ku uciesze zdecydowanie ostro pokręconych widzów. Scenariusz tego wydarzenia był tak dziwaczny i żałośnie denerwujący, że Carterowi zależało jedynie na powrocie do domu. Miał dosyć tych przedłużających się chwil niepewności, nowych drzwi, korytarzy, braku wyjścia. Chwila przedstawienia sprawiła, że zupełnie stracił ochotę na jakiekolwiek komentowanie.
Gdy dzieciak zajmował się zamkiem, Raiden wrócił do nieprzytomnego i spętanego już mężczyzny. Przykucnął przy nim i podniósł głowę za włosy, przyglądając się jego twarzy. Wydawała mu się dziwnie znajoma czy była to jedynie jego wyobraźnia? Zmarszczył brwi, czując dziwne uczucie w żołądku. Słysząc zaklęcie wypowiadające przez blondynkę, podniósł na nią spojrzenie wyczekująco. Nie musiała nic mówić. Z ręką zaciśniętą na różdżce, czekał na dalszy rozwój wypadków.
Gdy dzieciak zajmował się zamkiem, Raiden wrócił do nieprzytomnego i spętanego już mężczyzny. Przykucnął przy nim i podniósł głowę za włosy, przyglądając się jego twarzy. Wydawała mu się dziwnie znajoma czy była to jedynie jego wyobraźnia? Zmarszczył brwi, czując dziwne uczucie w żołądku. Słysząc zaklęcie wypowiadające przez blondynkę, podniósł na nią spojrzenie wyczekująco. Nie musiała nic mówić. Z ręką zaciśniętą na różdżce, czekał na dalszy rozwój wypadków.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
To byłoby zbyt proste, gdyby udało się tak po prostu. Pomijając wszystkie przebyte nieprzyjemności, które mnożyły się i piętrzyły w zastraszającym tempie, parę elementów tej dziwnej układanki zdecydowanie nie pasowało - było zbyt naiwnych, by nie zastanowić się nad nimi chociaż chwilę. Padły - padli? Marcel również nie znalazł się tu przypadkiem - ofiarą porwania, lecz jego charakter pozostawał zagadkowy. Martwa postać i porcje śnieżnobiałego proszku mówiły więcej niż Lovegood chciała usłyszeć, ale dlaczego w takim razie porwano również osoby, które nie niosły genu wili? Jeśli celem szajki był okup, na co wskazywałoby porwanie szlachetnie urodzonych (ale czy zarazem nie było to głupie, ściągać na siebie gniew tak wielu potężnych rodzin?), dlaczego nie zadbano o prawidłowe zabezpieczenia? Unieruchomiony mężczyzna wydawał się być wręcz amatorem, parę prostych zaklęć i parę minut poszukiwań umożliwiło odzyskanie różdżek - odzyskanie mocy tłamszącej uczucie bezsilności i pomimo ruchu z zewnątrz, skąd przecież dostała się do środka pozostała dwójka, nikt nie przyszedł sprawdzić jak się mają rzeczy. A może to jeden wielki podstęp? Przez jej głowę przemknęła podsycana niepokojem myśl, pod powiekami ukazał się wyraźny obraz tego, jak błądzą po piwnicy, próbując dobić się do drzwi podobno wyjściowych, a w rzeczywistości realizują jakiś pokręcony plan, który od początku zakładał każdy ich krok. Czy to było możliwe, by stali się nieświadomymi uczestnikami chorej gry, a po zwycięskim wyjściu z walki z klamką wcale nie czekało ich wyjście na wolność? Zmarszczyła jasne brwi podświadomie, obserwując działania współtowarzyszy niedoli i marne skutki, jakie odnosiły. Próbując odepchnąć od siebie czarne myśli i pozostając wciąż w pewnej odległości od drzwi, z którymi wojował Parkinson, wycelowała różdżkę w niepokorną klamkę, by spróbować poznać skrywane przez nią sekrety - może jeśli dowiedzą się w czym rzecz, dowiedzą się również jak przestać tracić czas na bezowocnych próbach?
- Specialis Revelio - szepnęła, licząc na najlepsze, lecz spodziewając się najgorszego. OPCM wszak nigdy nie było jej mocną stroną.
- Specialis Revelio - szepnęła, licząc na najlepsze, lecz spodziewając się najgorszego. OPCM wszak nigdy nie było jej mocną stroną.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Harriett Lovegood' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Nie musiałam długo czekać, aby moje zaklęcie zadziałało. Gdy tylko rozwinęła się magiczna kopuła, która miała poinformować mnie o innych osobach, które mogą się do nas zbliżać, od razu dostałam tą wiadomość. Kilka osób, gdzieś na obrzeżach mojego zaklęcia. Spojrzałam przestraszona na wszystkich.
- Mamy problem - zaczęłam niepewnie. - Ktoś się tu kręci, dość dużo osób. Lepiej przygotować różdżki.
Zacisnęłam mocniej dłonie na swojej i spojrzałam na Marcela. Wziął jakiś klucz i absolutnie się do tego nie przyznał, czasami w ogóle go nie rozumiałam. Na szczęście zdecydował się go użyć, a nie zatrzymać, mając nadzieję, że po drodze znajdzie jakiś skarb, jakby miał mało pieniędzy. Podeszłam do niego bliżej i spojrzałam, jak siłuje się z klamką. Nie miałam ochoty na zabawę, dlatego jego prośby o połaskotanie klamki przeszły kompletnie obok mnie. Sądzę, że porywacze, którzy zajmują się tworzeniem śnieżki nie bawiliby się w łaskotanie drzwi.
- I jak? Otworzyłeś? - zapytałam.
Spojrzałam na kobietę, która starała się chyba odkryć magiczne właściwości tych drzwi. Ja bardzo wierzyłam, że wystarczy nam klucz, ale mogło to nie być wcale takie proste. Miałam nadzieję jednak, że wyjdziemy stąd szybciej niż nam się wydaje. Musieliśmy się spieszyć i to bardzo. Nie mamy w końcu pojęcia kim są te osoby, które kręcą się w tej okolicy… gdziekolwiek byliśmy.
- Mamy problem - zaczęłam niepewnie. - Ktoś się tu kręci, dość dużo osób. Lepiej przygotować różdżki.
Zacisnęłam mocniej dłonie na swojej i spojrzałam na Marcela. Wziął jakiś klucz i absolutnie się do tego nie przyznał, czasami w ogóle go nie rozumiałam. Na szczęście zdecydował się go użyć, a nie zatrzymać, mając nadzieję, że po drodze znajdzie jakiś skarb, jakby miał mało pieniędzy. Podeszłam do niego bliżej i spojrzałam, jak siłuje się z klamką. Nie miałam ochoty na zabawę, dlatego jego prośby o połaskotanie klamki przeszły kompletnie obok mnie. Sądzę, że porywacze, którzy zajmują się tworzeniem śnieżki nie bawiliby się w łaskotanie drzwi.
- I jak? Otworzyłeś? - zapytałam.
Spojrzałam na kobietę, która starała się chyba odkryć magiczne właściwości tych drzwi. Ja bardzo wierzyłam, że wystarczy nam klucz, ale mogło to nie być wcale takie proste. Miałam nadzieję jednak, że wyjdziemy stąd szybciej niż nam się wydaje. Musieliśmy się spieszyć i to bardzo. Nie mamy w końcu pojęcia kim są te osoby, które kręcą się w tej okolicy… gdziekolwiek byliśmy.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Odsunęła się lekko aby móc przepuścić przed siebie Lorda Parkinsona. Jak chce iść pierwszy, to kim ona jest aby mu tego zabraniać? Jak się jednak okazało otworzenie tych przeklętych drzwi nie miało być takie łatwe. To by było zbyt proste. W międzyczasie zastanawiała się, czy akcja porywaczy miała na celu uprowadzenie ich wszystkich? Szczerze wątpiła. Raczej w większości byli tu z przypadku i dość nieciekawego zrządzenia losu. Oczywiście nie licząc jednej osoby. Na słowa Marcela zmarszczyła lekko brwi, a następnie widząc wyciągany przez niego klucz wzniosła oczy ku sufitowi kiwając z niedowierzaniem głową. Merlinie broń tego człowieka. Westchnęła czekając na efekt, którym miała nadzieję będą otwarte drzwi. Słysząc jednak słowa blondynki mocniej zacisnęła szczękę. No i mamy towarzystwo... Oby ten klucz w zupełności wystarczył, bo w innym wypadku widziała to raczej w dość ciemnych barwach.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wynonna stała obserwując wszystkich. W pewnym momencie ruszyła się nawet do drzwi by użyć na niej ręki glorii, ale uprzedził ją Marcel. Wstrzymała się więc pozwalając by sprawdził czy jego klucz jest tym który otworzy drzwi. Obserwowała jak Harriett i Victoria rzucają zaklęcia, a gdy lady Parkinson wspomniała o towarzystwie Wynonna postanowiła sobie, że więcej na żadne zakupy się już nie wybierze. Zaraz po tym ruszyła w stronę drzwi przy których robił się już tłum. I jeśli klucz Marcela nie podziałał postanowiła użyć ręki by ona załatwiła sprawę.
You say
"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.
The member 'Wynonna Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
Kiedy tylko Marcel spróbował otworzyć drzwi kluczem, klamka natychmiast się zatrzymała i dała się grzecznie przekręcić. W środku było ciemno, zupełnie inaczej niż gdy szli tędy Raiden i Rowan. Korytarz wydawał się znacznie dłuższy i o wiele szerszy. Co gorsza, gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, jedyną osobą, która widziała cokolwiek była Wynonna. Tylko ręka glorii potrafiła rozproszyć panujący mrok. Reszta musiała iść po omacku przez korytarz albo liczyć na pomoc panny Burke. Po wydostaniu się z korytarza grupa trafiła do nieco większego pomieszczenia, w którym ciągle stały zamarznięte psy. Stamtąd jednak drzwi prowadziły już wprost na ulicę. Na dworze kręciło się mnóstwo policjantów, którzy ze zdumieniem patrzyli na pojawiających się jakby znikąd czarodziejów. Dopiero pokazanie im kartki, którą wcześniej Rowan znalazła w piwnicy, pozwoliło służbom prawa wejść do domu zabezpieczonego zaklęciem Fideliusa. Późniejsze śledztwo wykazało, że porwanie zorganizowała międzynarodowa grupa przestępcza, która do tej pory zajmowała się produkcją śnieżki. Tym razem jej członkowie postanowili spróbować zarobić co nieco na okupach za szlachtę. Wykorzystując zamieszanie uprowadzili z tłumu tylu arystokratów, ilu dali radę. Wilę zaś planowali pozbawić serca i przerobić na luksusowy narkotyk. Ich zamiary na szczęście udało się udaremnić. Nikomu nie stała się poważna krzywda, wszystkie rany, siniaki i otarcia wyleczono natychmiast. Obyło się nawet bez konieczności zostawania w Mungu na dłużej.
Mistrz gry bardzo dziękuje za uczestnictwo w wydarzeniu. Na wasze konta niebawem zostaną naliczone punkty. Nie musicie rozgrywać leczenia odniesionych obrażeń.
Mistrz gry bardzo dziękuje za uczestnictwo w wydarzeniu. Na wasze konta niebawem zostaną naliczone punkty. Nie musicie rozgrywać leczenia odniesionych obrażeń.
Główna ulica
Szybka odpowiedź