Wydarzenia


Ekipa forum
Główna ulica
AutorWiadomość
Główna ulica [odnośnik]02.12.12 0:17
First topic message reminder :

Główna ulica

Ulica Pokątna zmieniła się. Kolorowe, błyszczące witryny, które przedstawiały księgi zaklęć, składniki eliksirów i kociołki, były niewidoczne, ukryte pod przyklejonymi na nich wielkimi ministerialnymi plakatami. Większość tych posępnych fioletowych afiszy z zasadami bezpieczeństwa była powiększoną wersją broszur, które rozsyłano latem, a inne przedstawiały ruszające się czarno-białe fotografie znanych przestępców przebywających na wolności. Kilka witryn było zabitych deskami, w tym ta należąca do Lodziarni Floriana Fortescue. Z drugiej strony ulicy rozstawiono wiele podniszczonych straganów. Najbliższy, stojący przed księgarnią "Esy i Floresy", pod pasiastą, poplamioną markizą miał kartonowy szyld przypięty z przodu:

AMULETY
Skuteczne przeciw wilkołakom, dementorom i Inferiusom

Zaniedbany, mały czarodziej potrząsał naręczami srebrnych symboli na łańcuszkach i kiwał w stronę przechodniów. Zauważył, że wielu mijających ich ludzi ma udręczone, niespokojne spojrzenie i nikt nie zatrzymuje się, by porozmawiać. Sprzedawcy trzymali się razem, w swoich zżytych grupach, zajmując się własnymi sprawami. Nie widać było, by ktokolwiek robił zakupy samotnie.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna ulica - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Główna ulica [odnośnik]05.05.16 10:53
Ostatnie dni wypełnione były przez niego chaosem. Czymś, co nigdy nie miało u niego miejsca - charakteryzował się w końcu pedantyzmem, ogromną dbałością o każdy szczegół i rzadko kiedy zapominał o spotkaniach - których, co warto napomnieć - miał niewiele, ze względu na brak ambicji brylowania w towarzystwie. Z niejaką wdzięcznością przyjmował fakt, że jego rodzina również pojawiała się tylko na najważniejszych wydarzeniach, uważając za bardziej istotne budowania renomy rodu nie na bankietach, a poprzez to, z czego słynęli - mistrzowskiej znajomości eliksirów, zielarstwa i historii magii. Ich kontakty społeczne ograniczały się do utrzymywania wcześniej wypracowanych relacji, które były im niezwykle drogie - solidarnie, ani razu nie zaistniał w przeszłości przypadek, by zwrócili się przeciwko swoim przyjaciołom. Powstrzymywali się jednak także przed zbyt mocnym stanowiskiem w trakcie konfliktów, pozostając w cieniu, który był dla nich tak wygodny. Ten, kto mieczem wojuje, od miecza zginie. A nie zdarzył się jeszcze Slughorn, który nie wyczułby trucizny w swoim jadle lub chociażby nie dzierżyłby przy sobie stosownego antidotum - a jeśli istniał, zostałby bezlitośnie wykreślony z rejestru. Dlatego też sam Arthur działał wolno, powstrzymując się przed pochopnością. Wici starannie przeszukiwały każdy metr sześcienny ziemi, by w końcu się owinąć w morderczym uścisku wokół źródła jego dyshonoru. Ominięcie obowiązku i nie zjawienie się w pracy definitywnie nie należało do rzeczy jakie skłonny byłby zrobić. Prawdą było jednak, że osiągnięcie pełni skupienia nie było zadaniem łatwym, gdy podczas prostych czynności rozpraszał go fakt, że brakowało mu przy boku różdżki i robił pewne sprawy ręcznie. Jednoczesne ukrywanie tego, iż tego przedmiotu nie posiadał, należało do zadań niezwykle ciężkich, ale miał nadzieję, że ludzie zrzucą to na pryzmat ekscentryczności szlachcica, a nie jego słabości. Nawet on, będąc Slughornem, nie mógłby słuchać obojętnie zarzutów o charłactwie. Prawdą było wszakże, że jako małe dziecko należał do jednostek lichych, których magiczny talent objawił się nierychle, bo na rok przed trafieniem do Hogwartu. Życzliwa mu osoba nie pozwalała mu kojarzyć późnego dojrzewania ze słabością, porównując jego wzrost wraz z rośnięciem brzozy i dębu - i on miał być tym drugim, które osiąga dorosłość, gdy to pierwsze jest u schyłku swoich możliwości.
Dlatego też ambicja mężczyzny, jakkolwiek wielka, nie przesłaniała mu oczu. Znał swój cel, zapuszczał głęboko korzenie, cierpliwie czekając, aż nadejdzie ten moment. Nie spieszyło mu się. Tylko krótkowzroczni głupcy gnali na oślep, zapatrzeni w wielkie obietnice, nie dostrzegając tego, co za nimi stało. Świętować wygraną przed rozpoczęciem walki? To nie należało do jego wartości. Pracował w ciszy, ignorując świat zewnętrzny, nie zniechęcając się porażkami, tylko studiując ich przyczynę, by znaleźć drogę do sukcesu. Człowiek niepokorny nie miał szans na osiągnięcie czegokolwiek - nie zdołałby dostrzec szansy, depcząc ją w szaleńczym biegu po glorię. A on nie miał zamiaru łapać zadyszki bez celu.
Bez mrugnięcia okiem ucałował wierzch jej skóry, nie widząc w tym swojej klęski. Nie wykrzywiał ust w odrazie, unosząc tylko nieco brwi na jej dziwne zachowanie. To jakaś dziewczęca nieśmiałość? Tyle ta kobieta miała w głowie, by nawet w tak codziennej sytuacji dać ciała, nie mogąc zmusić się do oddania mu tytułu? A może to próba złośliwości z jej strony? Odwzajemnił uśmiech, kryjąc lekkie rozbawienie tym gestem.
Utrzymał tą ekspresję na twarzy, mimo że kąciki miały ochotę opaść, a radość zniknęła z oczu.
-Zawsze zadziwiało mnie skąd w kobietach tyle troski.-wypowiedział na głos swoje rozmyślania, nie odpowiadając jej bezpośrednio.-Pozostaję wdzięczny Naturze, że niezależnie od wszystkiego, każda z was ma naturalne predyspozycje do pozostania matką.-czy naprawdę przed chwilą rozmawiali o życiu służbowym? I och, czyżby właśnie to zdmuchnął przypomnieniem jej o obowiązku macierzyńskim? I czy niejako nie zakreślił jej swojego stanowiska w tej sprawie, jednoznacznie pokazując, jak bardzo jej los dzierżony był w jego rękach?-Lady Lestrange, nie wiem czy owa brutalność jest odpowiednia dla pani wrażliwego serca. Jeżeli każda plotka budzi w pani takie poruszenie, to czuję się niemalże w obowiązku do zasłonienia pani uszu.-oświadczył, nachylając się nad nią delikatnie, ściszając nieco głos. On również wykazywał się nieprawdopodobną troską. No dżentelmen jak się patrzy! Dla swojej damy wszystko!
Zmarszczył brwi, gdy oznajmiła, że ma coś dla niego. Obserwował, nieco zaniepokojony faktem, jak nagle zmienił się front. Czy powinien odpowiedzieć, że on również coś dla niej ma? Że jego matka, z ogromną dbałością, wybrała dla przyszłej synowej biżuterię w ich barwach? Wszystko, by z dumą obwieścić światu, że kontrakt doszedł do skutku. A wszystko w ferworze romantyzmu - w końcu całość rozbijała się o okres świąteczny, prawda?
I kiedy już miał oświadczać, że w takim wypadku jak najszybciej postara się o to, by sam nie został z gołymi rękami i by paczka do niej dotarła już tego samego dnia, ona wyciągnęła w jego stronę TO. Przez moment był osłupiały. Przejął ten niezwykle skromny podarek, pozwalając jej wypowiedzieć swoją intencję.
-Wygląda na to, że nasze zaręczyny wydarzą się w porę. Zadbam o to, by pani rodzina, lady, otrzymała należne wsparcie.-wypowiedział zimno, patrząc jej prosto w oczy, odrzucając starania, które przyjął jeszcze przed momentem. Skłonił się przy tym delikatnie, by oddać powagę własnej propozycji. Jeżeli to był podarek, na jaki było stać Lestrange'ów, to faktycznie, skarbiec Slughornów był nie lada kąskiem. A jeżeli ona chciała wypowiedzieć mu wojnę, to miał zamiar jej udowodnić, które z nich było tutaj na uprzywilejowanej pozycji.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna ulica [odnośnik]06.05.16 11:23
Symfonia wciąż grała nakazując konkretny porządek. Kolejność nut, wygrywanych dźwięków nie mogła ulec zmianie, gdyż fałsz zniszczyłby wszystko. Pisk w uszach, ostre drapnie skóry niewidzialnymi ostrzami złamałoby serce każdego Lestrange’a. A muzyka ma łagodzić dziką bestię, a nie ja budzić. Tym „fałszem” okazał się być Slughron, który bez głębszego planu z błotem i śmierdzący eliksirowymi oparami wszedł od symfonii życiowej syreny. To miał być jej koncert, jej śpiew, który nieprzerywanie pobudzał do badań i to właśnie na nich skupiała całe swoje myśli. I pauza, na wzięcie oddechu i zmierzenie jego sylwetki. Czy to właśnie on był bliźniaczym głosem, z który zwołuje cały świat? Oczekiwała od życia romantycznej miłości, wspólnych tematów, nigdy się nie kończących, a przede wszystkim zrozumienia tego, co robi na co dzień. Tymczasem Slughron nie miał zielonego pojęcia o zaklęciach, które wykraczały poza zakres eliksirów. Jakże miała z nim współpracować, tworzyć niezapomniany duet nie tylko na salonach ale i w niewielkim dworze przeznaczonym dla nich i dla gromady małych dzieci? I wiedziała, że to tylko transakcja wiązana, że nie muszą się z tym wiązać żadne uczucia wyższe, ale marzenia małego dziecka zostały okrutnie odwrócone do góry nogami i wystawione na pośmiewisko. Levicorpus uczuć. Zdała sobie sprawę, że z okrutnych, wrogich relacji musi nagle przestawić się na posłuszną żonę, która będzie wspierać swojego męża. I marzyć po cichu, aby Slughorn nie okazał się apodyktyczną żmiją. On zawsze był w cieniu, czaił się na swoją ofiarę, wbijając szpile w podobny sposób co Constance. Obserwując zgromadzonych z boku, mogłoby się przypuszczać, że to dwójka znajomych ze szkoły, którzy przypadkowo spotkali się podczas zakupów. Jakże więc nienawiść była aż tak głęboko skrywana, że z ich ust płynęły tylko miłe, melodyjne słowa? Nie wiedziała, kiedy Arthur atakuje, a kiedy próbuje zgrywać prawdziwego mężczyznę. Z każdą kolejną sekundą przebywania z nim Constance czuła się jakby ktoś wylewał jej kubeł zimnej wody prosto na twarz. Poprawiła kręcone kosmyki włosów, zastanawiając się dlaczego i dziś zdecydowała się je nakręcić. Może czuła podskórnie, że spotka kogoś ważnego? Constance miała jedną bardzo ważną zasadę. Jeśli wychodzisz z dworu, zawsze wyglądaj perfekcyjnie, bo nie wiesz, kogo spotkasz. Może to być droga przyjaciółka, a może to być wróg, który powinien umrzeć ze swojej zazdrości, niech żółć zatruje mu cały organizm. Uczucie ścisku w żołądku spowodowało falę mdłości. Zaczęła wolnej oddychać, walcząc o chociażby milimetr sześcienny powietrza. Poluzowałaby gorset, usiadła i prosiła o wachlowanie, ale przy nim nie pokaże słabości. Walcząc o nikły uśmiech, obserwowała jego posłuszność.
- To wrodzone w naszą naturę, lordzie Slughorn – zgodziła się, nie zdążając ugryźć się w język. Gdyby nie powstrzymywała swoich emocji, zaczęłaby się krztusić i prosić o ratunek każdego przechodnia. W zamian za to, poprawiła delikatnie rękaw swojego płaszcza, oddając torebkę, w której znajdował się notes, służce.
- Dzieci są naszą chlubą, zwłaszcza synowie – starała się powstrzymać przed złośliwym komentarzem, lecz jej „natura” nie dała się tak łatwo ukryć – Lecz i na dzieci trzeba zapracować, czyż nie, lordzie Slughorn? Wysiłek włożony w każdą najmniejszą sprawę później procentuje. – zrobić dziecko nie było problemem, ale trzeba było je lepić jak glinę, aby było dumą dla rodu. Constance nie chciała być tylko inkubatorem, pragnęła mieć wpływ na wszystko, co wiążę się z jej potomstwem. Jej, nie ich. Ona musi mieć nad wszystkim kontrolę. Nawet jeśli miałaby być co chwilę w ciąży, to nie przeszkadzałoby w jej badaniach. Czyż nie wybrała wręcz genialnie wykonywanego zawodu? Patrząc wyraźnie na człowieka przed sobą, liczyła, że jedyne co odziedziczą po ojcu to ewentualnie kruczoczarne włosy. Ten haczykowaty nos wołał o pomstę do nieba.
- A może to troska o pana budzi we mnie takie poruszenie? – dodała szeptem, wszak jego porażka ułatwiała jej szybsze dostanie się do Departamentu Tajemnic. Jak konkurencji można było stworzyć duet? Nakreśliła swoje oddane do przyszłego męża, lecz nie chciała wnikać w szczegóły, dlaczego nie widuje go w Ministerstwie Magii. A może widuje, ale szybko ucieka, aby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji? Nie, Constance nie była tchórzem. Constance napawałaby się jego porażką. Mimo wszystko ucieszyła się z notesu jak małe dziecko, dlatego prędko przekazała mu instrukcje, jak z niego korzystać.
- Wie pan co w tej prostocie jest najpiękniejsze? Że to pan decyduje o jego treści i wyglądzie, a personalizacja działa cuda. Najpewniej sama chciałam go dla pana ozdobić, lecz to nie byłby pański dziennik naukowy. Och, proszę zobaczyć – kartkowała strony prezentu dla Arthura, stukała zadbanymi paznokciami w miejsca, gdzie mógłby przyczepić rodowe symbole, a na koniec poprosiła służkę o swój notes. Nie dała go oczywiście Slughornowi, to podchodziłoby pod zdradę.
- Trochę ciężkiej pracy i proszę bardzo, moglibyśmy go wspólnie ozdobić któregoś popołudnia, aby stanowił dla lorda największą z wartości – na moment zapomniała z kim rozmawia, a gdy służka spojrzała na nią zaskoczona, Constance jakby odskoczyła od Arthura, wykonała krok w tył i prędko oddała kobiecie notes. Tak, w przypadku badań i nauki zapomniała o wszystkim, co powinna. Pasja zaślepiała ją całkowicie, nie powinna, bardzo nie powinna. A słysząc jego słowa, momentalnie urosła w niej złość. Jak mógł wzgardzić czymś, co jest dla niej tak cholernie ważne? Jego oddanie, wręcz teatralne, uciekające fałszem, było nie do zniesienia.
- Pańskie oddanie na pewno zostanie zauważone przez mojego ojca – wykrztusiła po długiej chwili, szukając odpowiednich słów. Czy naprawdę po niej samej nie widać było, że skarbiec Lestrange’ów ma się wyjątkowo dobrze? – Z tego co słyszałam, oficjalne zaproszenie na nasz dwór zostało już wysłane, jestem pewna, że zakocha się pan nie tylko w muzyce. Nasza wyspa, z wielką skromnością muszę powiedzieć, na pewno należy do najpiękniejszych. Z niecierpliwością będę na lorda czekać – dodała, dobierając każde słowo. Oczywiście, chodziło o zaręczyny, o obiad rodzinny i wszystkie inne beznadziejne oficjalne spotkania. Na twarz Constance wkradł się rumieniec, a i ona spuściła nieśmiało wzrok. Czy ktoś wiedział, jak zatrzymać ten cały absurd? Dlaczego on, dlaczego właśnie Arthur Slughorn?




lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury

Constance Lestrange
Constance Lestrange
Zawód : badacz zaklęć
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Pięknej duszy obce są mroki życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna ulica - Page 7 E375e1f9469fca983adeb5f768d65da4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2661-constance-lestrange#42512 https://www.morsmordre.net/t2834-okienko-connie#45604 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2788-sypialnia-constance https://www.morsmordre.net/t2806-skrytka-bankowa-nr-689#45375 https://www.morsmordre.net/t2790-constance-lestrange
Re: Główna ulica [odnośnik]17.05.16 21:08
Adorowanie kobiet nigdy nie było jego mocną stroną - jakkolwiek nie wydawałby się skupiony na ulubionych dziedzinach nauki, oczy czasem wodziły w milczeniu za przedstawicielkami przeciwnej płci, mimo że twarz nie wyrażała większych poruszeń. Daleko było mu do zawstydzonego, przestraszonego chłopca, który bał się podejść do obiektu swoich uczuć, jednakże mimo to nie wychodził zbyt często z inicjatywą, preferując mniej inwazyjne ujścia emocji. Pisał. O wiele łatwiej było mu zebrać myśli na papierze i okazać to, co miał w środku na pergaminie, niż wypowiedzieć te słowa na głos. Nawet w takich sprawach działał w cieniu. Irytowała go więc aż przesadna ekspresja i afiszowanie się ze swoimi miłostkami ze strony innych, a wszelakie plotki i zainteresowanie czyimś życiem były dla niego niegodne. Constance Lestrange była jego kompletnym przeciwieństwem. Gdy on z lubością przesiadywał w podziemiach, ta narzekała, że od tego kręcą jej się włosy. Kiedy on sam wpadł na rozwiązanie jakiegoś zadania i zaczynał je robić w ciszy, ta już się wyrywała, by obwieścić całej klasie jaka to jest mądralińska, bo pomyślała o tym samym co on. Było jej pełno, lubiła towarzyskie spotkania, te ożywione podszepty z tłumem przyjaciółek i inne sprawy, które pozostawały poza kręgiem jego zainteresowań. Nawet rywalizacja, którą stworzyła między nimi kobieta, była powodem jego niepokoju. Wszystko co dotyczyło tej panny go martwiło. I trwożyło jednocześnie. Nie potrafił znaleźć choćby jednej jej cechy, która dałaby mu powód do napisania ody na jej temat. Kompletnie go nie poruszała, zmuszając go do znoszenia jej. Nawet kolor jej włosów nie odpowiadał jego gustowi. Była k o m p l e t n y m przeciwieństwem tego, co podziwiał u panienek. Nie miał zamiaru jednak z tak błahego powodu przeżywać te zaręczyny. Jakoś się do niego jeszcze przyzwyczai. Mieli spory dwór - bez problemu poradzą sobie ze spędzaniem ze sobą tyle czasu, ile było niezbędne. Nie było potrzeby do tworzenia głębszej zażyłości tak długo, jak oboje będą wypełniać swoje obowiązki. Nie spodziewał się jednak, że niezadowolenie jego przyszłej małżonki może być tak wielkie, by miała podważać decyzje ich rodzin i dawać mu odczuć tą niechęć. Denerwowało go tym bardziej, że dla osób z zewnątrz w tej rozmowie nie było nic rażącego, a mimo to on perfekcyjnie był w stanie wyczuć, że stawia mu wyzwanie. A on musiał dopasować się do tej gry, by ją przywołać do porządku, a jednocześnie nie przekroczyć linii. Nie był tak wprawnym rozmówcą jak ona, by czarować swoimi uśmiechami i zwodzić mruganiem oczu. Kobiety.
-Oczywiście.-zgodził się, lekko skłaniając głowę, jakby zadowolony jej posłusznym przytakiwaniem, jakkolwiek wymuszone one by nie było. W końcu schemat powtarzany tysiące razy wchodzi w krew. Nie musiało być między nimi szczerości. Wszystko, czego potrzebowali, to wypełnić obowiązek przy jednoczesnym zachowaniu godności. Jak jednak to pogodzić z osobą, która co krok wbija ci szpilki w ciało? Czyżby ta kobieta taką dbałość wkładała w swój wygląd zewnętrzny, że myślała, że nie potrzebuje już niczego innego? Ech, gdyby tylko lubił blondynki może i faktycznie poległby w przedbiegach, dając jej wejść sobie na głowę.
-Zwłaszcza synowie.-zgodził się, robiąc użytek z wyższości, jaką dawał mu jego wzrost. Spojrzał z góry, dając jej sygnał, że trafiła w punkt i lepiej, by się zreflektowała. Była w końcu tylko córką, tylko narzeczoną, a wkrótce tylko żoną. Zmrużył delikatnie oczy, gdy rozpoczęła wypowiadać swoją uwagę. Nie mógł wiedzieć czy piła do ich rodzinnej przypadłości - Slughornowie, często okaleczeni przez narażenie na kontakt z wieloma odczynnikami i składnikami eliksirów, czy też wystawieni na ich działanie, mieli czasem problemy z płodzeniem potomków. A może chodziło jej o inny sposób udaremniania podobnego czynu? Czyżby miała być tego bezpośrednim powodem?-Drobiazgowość godna pochwały, lady Lestrange.-wypowiedział po dłuższej chwili milczenia, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Nie brzmiało to do końca jak komplement - bardziej jak sprawa nad którą warto jeszcze podywagować.
-Jakże płonne ma pani serce, że już znalazła w nim dla mnie pani miejsce.-stwierdził po jej szepcie, wolno rozszerzając usta w uśmiechu. Traktował ją z lekkim pobłażaniem, nie biorąc na serio. Nawet jej prezent wydawał mu się ciosem i próbą wykpienia jego osoby, ale... zaskoczyła go kompletnie swoim świergotaniem. To nie mogło być udawane. Ten entuzjazm, kompletnie mu obcy, wysoki głos, zapał i zaangażowanie, jakie się w niej nagle obudziło... to nie mogło być częścią aktu. Dlatego zdrętwiał. Miał ochotę zatrzymać wypowiedziane słowa i je cofnąć. Czyżby zbyt pochopnie ją ocenił? Przecież mu się to nie zdarzało...!
W życiu by nie powiedział, że ktokolwiek mógłby z taką radością mówić o głupim oblepianiu notesu naklejkami. Nie widział w tym żadnej użyteczności. Nie dodawało to wartości notatkom, rozpraszało myśli. Ale dla tej kobiety wydawało się to niezwykle ważne. Była z tego dumna. Tak naprawdę. I ta nieco dziecięca cecha, ale prawdziwa, kazała mu się zatrzymać. W kompletnym milczeniu przyglądał jej się, gdy opowiadała mu o swoim małym dziele, przy okazji ukazując rąbka tajemnicy na temat jej własnych badań. Było to kompletnie spoza kręgu jego zainteresowań, ale mimo to spojrzał na nią nieco inaczej. Gdy już miał się odezwać, wyciągnąć dłoń po jej własną, zatrzymać ją i skomentować co właśnie zobaczył, ona już zdążyła się odsunąć, sparzona. Wstrzymał westchnięcie.
-Nasi rodzice pewnie byliby zadowoleni, gdybym dzielił z lady podobną rzecz.-spróbował powiedzieć coś neutralnego, uciekając do bezpiecznej formalności. Zacisnął palce na notesie, odwodząc się od myśli, by rzucić go w kąt pokoju po powrocie do posiadłości. Przez moment zreflektował się nad prezentem, który przygotował dla niej, zastanawiając się czy on również posiada podobną cząstkę jego samego. Czy on również powinien zaofiarować jej coś zawierającego jego zapał? Bez wątpienia jego podarunek nie wymagał upiększenia, w końcu sam pełnił takie funkcje, ale...
Zmarszczył lekko brwi, okazując lekkie znaki roztargnienia.
-To byłoby wielce pożądane, by coś poza muzyką także mnie urzekło, lady.-wypowiedział, trochę wyrwany, bez podobnej dbałości o rozważne dobranie słów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna ulica [odnośnik]19.05.16 22:22
Towar wadliwy, niezdatny do użytku i dalsza obróbka powinna zacząć się od przetopienia oraz uformowania nowego. Nie liczyła od wiadomości od rodziców, ile by w nim zmieniła. Poczynając od wyglądu, kończąc na charakterze. Nie chciała zabronić mu zajmować się tym, co ród miał w swoich wartościach. Pozwalała mu łaskawie śmierdzieć eliksirami. Najwyżej poprosi Evandrę o zdradzenie kilka sposób jak tego uniknąć. Mogłaby sama nawet kupić mu serię najpiękniejszych perfum, jakie tylko zaczarują jej bodźce. Dobrałaby mu, zadbała o wszystko. Apodyktycznie, bezkrytycznie, nie znosząc sprzeciwu. I musiałby podjąć się tej walki, nierównej, gdyż kobieta pod osłoną pięknej buzi wkładała spodnie, pociągając za odpowiednie sznurki. Zaznaczał swoją męskość w każdym geście, a Constance przyjmowała to ze spokojem, Karty historii pokazały, że to kobieta była szyją, a mężczyzna głową. Czasami mówił za dużo, ale stanowiła jego oparcie, a przede wszystkim rzucania skutecznych sideł manipulacji. Może i on trzymać berło, podpisywać rozkazy, lecz to ona dbała o samopoczucie tego mężczyzny, czyż nie? Nawet jeśli będzie umniejszał rolę Constance w jego życiu, oby krótkim, aczkolwiek spełnionym, panienka Lestrange postara się już o to, aby myślał tylko o niej.
Nie wiedział jednego: kompletne przeciwieństwa się przyciągają, a obowiązek rodowy nie pyta o ich myśli. Traktowała go jak słabsze ogniwo, które chociaż snuło swoje plany po cichu, nigdy się z nimi nie zdradzało. Był godnym przeciwnikiem, ale tylko wtedy gdy pochwyci rękawice. Jeśli zamknie się swoim świecie, Constance będzie miała kajdany na swych nadgarstkach. I patrząc na niego z wyższością, wspominając szkolne lata, gdy gnębiła go częściej niż się z nim witała, wiedziała, że będzie nad nim miała swoją władzę. Taką, która pozwoli na rozwijanie badań, ogniska domowego, a jednocześnie na unikanie pragnień mężczyzny. Nie chciała go szantażować. Taki plan, jak i otrucia go, miała wtedy, gdy rodzice wypowiedzieli jego nazwisko. Teraz jak tonący chwytała się brzytwy. Szukała chociażby najmniejszego sposobu, aby się do niego zbliżyć, polubić za coś, co ich wspólnie łączy: nauka.
Chciała go podziwiać. Pragnęła szeptać imię swojego męża tuż przed snem i z dumą, dotykać się brzucha, łudząc się, że tam spoczywa ich dziecko. Nie jego. Ich. Chciała godzić za rękę wzdłuż brzegu na wyspie Wright i skradać spojrzenia. Wtulić się w męskie ciało, rozmyślając o badaniach, szukać u niego oparcia, a nawet naukowej rady. Z Arthurem mogła co najwyżej porozmawiać o bezmyślnym machaniu różdżką nad kociołkiem. Doprawdy, najgłębsze przeżycie naukowe. A mimo wszystko chciała mu dać s z a n s ę, spełniając oczekiwania rodziny. Na otwartej, delikatnej dłoni podawała mu pasję, a przez to s i e b i e. Udawała, że koniec z grami i niesprawiedliwym traktowaniem. Pokazywała swoje oddanie, gotowość do zmiany nazwiska. A on… Palił wszystko, wrzucał na stos jej dobre chęci, silną wolę przed wymierzeniem mu siarczystego policzka oraz cząstkę nauki. Przez uwagę o synach zgięły się pod nią kolana. Znalazła oparcie w postaci służki i zaciekawiona spojrzała na Arthura. Czy winni rozmawiać teraz o dzieciach? Nie zdradziła, że walczy z własnymi emocjami. Potraktowała to jako przytaknięcie dotyczące ich obowiązków i nie rzucała już aluzji, że powinni zacząć od neutralnego gruntu.
- Starania obojga będą owocne – powiedziała cicho, chrząkając, a niezręczność aż paliła jej gardło. Nie wyobrażała sobie żadnej intymnej sytuacji z tym człowiekiem. Odpychał ją wygląd, odpychał ją mózg, odpychał ją charakter. Nie miał żadnych zalet, a mimo wszystko stanowił dla niej konkurencje. Nie przypuszczała, że może mieć problem z płodnością, to byłby sztylet prosto w jej serce. W idealistycznych myślach szlachcianki wystarczyło jedno zbliżenie, aby spłodzić dziecko. Naiwność nie chciała zabijać marzeń. Skłoniła głowę w ramach dziękczynnym za absurdalną pochwałę. Jeszcze ona mu pokażę! Zauważyła rozpięty guzik jego płaszcza i bez kontroli szybko go zapięła. Nerwica natręctw czy troska?
- Zadaniem kobiety jest dbanie o mężczyznę – chciała dodać „jej”, ale nie przechodziło to przez gardło. Każda myśl, w której musiałaby przyjąć jego zaręczyny, podpisać umowę i z dumą pokazywać pierścień, nie zawierający kolorów rodu Lestrange.
Nastąpiła potem istna tragedia. Otworzyła przed nim swoje serce, pokazała pasję: naukę i sentymentalizm. Sprzedała mu swoją słabość, a on zmiażdżył to swoją pięścią, wyrzucając prosto na bruk. Przełknęła ślinę, walcząc ze swoimi emocjami. Chciała go spoliczkować, pokazać brak szacunku i udowodnić mu brak honoru. I to ona nie miała serca? Cichutko się zaśmiała, zabijając niezręczną ciszę.
- Ten dziennik ma dla pana stanowić największą wartość, będę rada, jak będzie pan z niego korzystał. – obiecywała, że sprawdzi, czy groziła, iż musi przyjąć prezent? Stała już krok od niego. Nerwowo zwilżyła wargi, badała kostki dłoni i dyskretnie rozejrzała się po ulicy. Była na niego skazana. Żadnych znajomych, żadnego koła ratunkowego.
- Jeśli chciałby go pan bardziej spersonalizować, służę radą i pomocą, a przede wszystkim czasem – nie podkreślała, że będzie na każde jego zawołanie, ale nie mogła tak po prostu odpuścić. Matka kręciłaby niezadowolona głową. Nie potrafiłaby jej nawet przekonać, że dała z siebie wszystko, aby oczarować lorda Slughorna i sprawić mu przyjemność. Zmniejszyła między nimi odległość, stając zdecydowanie za blisko.
- Myśli warto zapisywać zanim uciekną – dodała cichutko. Opuszki palców wodziły po przedniej okładce notesu. – Tu moglibyśmy napisać pańskie inicjały – przez przypadek dotknęła jego dłoni. Zaskoczyła ich gładkość, tak silnie kontrastująca z wyobrażeniem alchemika, które miała przed oczami. Speszona kontaktem już miała się ponownie wycofać. Odwrócić się na pięcie, wrócić do domu i resztę wieczoru przepłakać w poduszkę. Nie odchodząc jednak za daleko, skrzyżowała ich spojrzenia. Czuła ból karku, chciała powiedzieć, że będzie musiała zainwestować w wyższe obcasy, ale nie będzie katować swoich stóp dla niego.
- Będę pańską osobistą przewodniczką po dworze – zobowiązała się, ale błagała los w myślach, aby spadło dużo śniegu i żeby wszystkie kominki nagle przestały działać. – Jestem przekonana, że będzie pan oczarowany. Tylko proszę mi zaufać. – dodała, wciąż na granicy szeptu. Walczyła tak mocno ze sobą, że zasłużyła na nową sukienkę od Emery. Chrząknęła speszona tą bliskością.
- Czy ma pan jakieś życzenia odnośnie pobytu? Ulubiona potrawa bądź rozrywka? Och, i pragnę ostrzec, nasz ród jest szczególnie roztańczony – ponownie rozświeciły się jej oczy. Myślała, że muzyka będzie dla niego miłym odniesieniem. W końcu, czy ktoś grał specjalnie dla niego?


lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury

Constance Lestrange
Constance Lestrange
Zawód : badacz zaklęć
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Pięknej duszy obce są mroki życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna ulica - Page 7 E375e1f9469fca983adeb5f768d65da4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2661-constance-lestrange#42512 https://www.morsmordre.net/t2834-okienko-connie#45604 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2788-sypialnia-constance https://www.morsmordre.net/t2806-skrytka-bankowa-nr-689#45375 https://www.morsmordre.net/t2790-constance-lestrange
Re: Główna ulica [odnośnik]02.07.16 12:41
Charlotte rzuciła się do ucieczki, nie przejmując się w najmniejszym nawet stopniu Williamem. Skręcała między uliczkami, starając się zgubić pogoń i stanęła dopiero, kiedy z tyłu nie było już słychać ani kroków ani głosów prócz tych należących do niej i aurora. Oparła się o jeden z budynków, dłonie podparła na udach i dyszała ciężko dobrą chwilę, czując jak mroźne powietrze wbija się szpilami w jej płuca. Była jednocześnie zgrzana i przemarznięta, a odległość dzieląca ją od czterech ścian dramatycznie wzrosła. Zakasłała, zakrywając usta.
- Bezpieczny spacerek, nie ma co. - prychnęła z niechamowaną irytacją. Oczywiście, że Will nie mógł przewidzieć, że na ich drodze stanie tylu drabów ani, że ci rozpoznają w nim aurora, ale ludzież, ona jest nastolatką! Musi w kogoś nakierować swoją złość i niechęć do świata.
Poczuła się przez chwilę koszmarnie bezsilna - a to było uczucie, którego nienawidziła najbardziej na świecie. Zacisnęła dłonie, nie wiedząc, co robić. W duchu cieszyła się, że nie została ostatecznie okradziona - choć nikt przy zdrowych zmysłach nie nosiłby przy sobie wielu pieniędzy na Nokturnie, stracenie czegokolwiek w jej sytuacji byłoby bolesne. Mimo to przede wszystkim chciała wrócić do domu, a nie była pewna, czy ich "nowi znajomi" nie zostali gdzieś po drodze. Nie wątpiła, że to Will interesuje ich bardziej, sama jednak nie czuła się bezpiecznie, kiedy pomyślała, że zapewne została w ich oczach znajomą aurora i będzie już na zawsze. Póki nie wychleją sobie z mózgów jej twarzy przynajmniej.
- Nie wiem, co planujesz, ale nie dam się teraz zostawić. Czeka nas długi spacer, bo wracanie tą samą drogą w tej chwili to samobójstwo. - no... tak na prawdę, będą mogli kręcić się gdziekolwiek. Char była rozedrgana, ale chciała po prostu wrócić. Choć może nie do siebie, a gdzieś bliżej? Zaczęła się zastanawiać, do kogo możnaby wpaść, nie wchodząc zbyt głęboko w Nokturn.


One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Charlotte Moore
Charlotte Moore
Zawód : Pracownica sklepu ze zwierzętami
Wiek : 16
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Altruiści i idioci umierają młodo.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Główna ulica - Page 7 Tumblr_mkp6pdRTLW1qbxi45o8_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3142-charlotte-moore-budowa https://www.morsmordre.net/t3147-poe#51864 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f287-smiertelny-nokturn-13-12 https://www.morsmordre.net/t3187-charlotte-moore#53052
Re: Główna ulica [odnośnik]02.07.16 17:04
Wściekł się, choć tego nie okazał. Nie cierpiał tych głupich osiłków, co odważni byli jedynie w grupach a w pojedynkę lali w portki, bo, tak - Takie mniemanie o owych ludziach miał. No tak, pewnie kiedyś komuś zamknął "interes" albo ogólnie kogoś zapuszkował i ma. Jednakże nie okazywał wściekłości, cały czas zachowując pokerową twarz. W sumie dziwnym by było jakby było inaczej, maskę zdejmował jedynie w wypadku za silnych relacji albo upicia się. Też można. Na szczęście udało się zbiec zbirom, i warknął jedynie - Dlaczego ci idioci z ministerstwa nie potrafią wsadzić tych kryminalistów za kraki?. Nie ma chyba większego zwolennika likwidacji nokturnu od Selwyna. Nie potrafił zrozumieć czemu trzymali tą dzielnicę "przy życiu". Wylęgarnia robactwa, jakby to lord Selwyn pomyślał. Gdy dobiegli na pokątną sam Will nie był zmęczony, chcąc nie chcąc, ale kondycja była jedną z zdecydowanie jego najmocniejszych stron. To jedno jest pewne. Nie dosłyszał narzekania ów dziewczyny, zaś dosłyszał to że nie pozwoli się zostawić sama. Skinął jedynie głową, lekko podirytowany sytuacją. Choć, rzecz jasna, jak zwykle zachowywał opanowanie.
- Masz gdzie pójść w razie czego poza Nokturnem?
Miał wrażenie że chyba najbardziej logicznym wyjściem będzie wynajęcie pokoju Loccie. A przynajmniej takie miał wrażenie. Jeżeli nie ma gdzie pójść to najpewniej tak zrobi. Spojrzał na Lotte oczekując odpowiedzi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna ulica [odnośnik]02.07.16 20:51
- Nie bardzo. Myślę, żeby pójść do kogoś, kto mieszka bliżej, żeby ominąć tamtą okolicę, ale nie wiem, czy są w domu ani, czy otworzą. - Była pewna, że Cass, czy Rita albo Barry by ją przygarnęli, ale jeśli śpią to pukanie ich nie obudzi. A wcale nie jest powiedziane, że są w domach. A czy warto krążyć po Nokturnie w tę i z powrotem?
- Można zajść do Kotła i spróbować przesiedzieć tam do rana. A rano wrócę. Oni się pewnie zrobią do czwartej. - stwierdziła po chwili namysłu. W tej opcji przerażała ją opcja, że trafi tam na ojca, lub brata nawalonych i ci się do niej odezwą. Jeśli tylko mogła, nie przyznawała się do swojej rodziny. Dzisiaj była tu w nocy, bo matka kazała jej przyprowadzić ojca do domu. Nie znalazła go, więc wracała. Ale to, że godzinę temu nie było go w Kotle nie znaczy, że się nie zjawi. Ale wcale nie musi. Może sam dotarł do domu? Byle właściciel ich nie wykopał.
Najwyżej Will złamałby zakaz picia na służbie. Ale w końcu i tak nie skończy swojego patrolu, więc co za różnica?


One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Charlotte Moore
Charlotte Moore
Zawód : Pracownica sklepu ze zwierzętami
Wiek : 16
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Altruiści i idioci umierają młodo.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Główna ulica - Page 7 Tumblr_mkp6pdRTLW1qbxi45o8_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3142-charlotte-moore-budowa https://www.morsmordre.net/t3147-poe#51864 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f287-smiertelny-nokturn-13-12 https://www.morsmordre.net/t3187-charlotte-moore#53052
Re: Główna ulica [odnośnik]02.07.16 21:12
Lekko zmrużył oczy na pierwszą odpowiedź. W sumie... O tej godzinie ciężko byłoby się spodziewać że większość osób znanych dziewczynie będzie na nogach. W sumie było to ciut naiwne pragnienie, mimo wszystko. Co za wyrodni rodzice są z jej rodziców - Pomyślał lord Selwyn. Po chwili słysząc jej propozycję, spojrzał na nią z lekka, badawczo choć mało kto by to wychwycił. Miał wrażenie że młoda tego nie wytrzyma, w końcu... Dobrze, akurat cierpliwość była jedną z najważniejszych zalet Williama. Z tym że nigdy nastolatkowie, nawet z Nokturnu, z cierpliwością mu sie nie kojarzyli. Pamiętał jak czasami było słuchać zawodzenie u osób w takim wieku zaledwie po paru minutach czekania. Z jednej strony i tak patrol na Nokturnie był skazany na porażkę, choć czasami na Nokturn wybierał się bardziej z... Ciekawości. Tak, William do tchórzy nie należał i mimo iż Nokturn go obrzydzał, zniesmaczał i tak dalej, na swój sposób go ciekawił. Aczkolwiek, wracając po chwili odrzekł
- Można by było zapłacić ci za pokój w Dziurawym Kotle.
Innymi słowy oferował możliwe wynajęcie pokoju Loccie, bo akurat najmniejszego problemu z wynajęciem jej pokoju nie powinien mieć. Spojrzał na nią, oczekując odpowiedzi po czym rozejrzał się. Ulica była niemal opustoszała o tej porze, niemal bo parę sylwetek się kręciło.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna ulica [odnośnik]02.07.16 21:30
Wiele osób na miejscu Lotty byłoby w siódmym niebie po takiej propozycji. Ona jednak, choć o niczym w tej chwili nie marzyła bardziej, niż o ciepłym łóżku, poczuła irytację. Łatwo, bardzo łatwo było ugodzić w jej troszkę zbyt wyrośniętą dumę - która z każdą poniżającą sytuacją w jej życiu znacznie się powiększała. Uniosła głowę i spojrzała wyzywająco w oczy mężczyzny.
- Nie jestem żebraczką i nie zbieram kasy od obcych. Chcę, żebyś ze mną został, bo to twoja praca i po części przez ciebie tu skończyłam. Ale niczego od ciebie nie chcę. - prychnęła trochę zła. Miała typową dla nastolatek tendencję do nadinterpretowania sytuacji i tę odczytała jako przejaw litości.
- Sama też jakoś przeżyję. - dodała zaraz, nie chcąc robić z siebie nieporadnej, wrażliwej istotki, która nie dałaby sobie rady sama w nocy. Nawet, jeśli była tylko dzieckiem, nade wszystko (za wyjątkiem poczucia bezradności) nienawidziła wzbudzania litości. Wiedziała, że można to dobrze wykorzystać, ale zwyczajnie była na to zbyt dumna. Lub zbyt głupia - jak kto uważa. A może i jedno i drugie?


One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Charlotte Moore
Charlotte Moore
Zawód : Pracownica sklepu ze zwierzętami
Wiek : 16
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Altruiści i idioci umierają młodo.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Główna ulica - Page 7 Tumblr_mkp6pdRTLW1qbxi45o8_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3142-charlotte-moore-budowa https://www.morsmordre.net/t3147-poe#51864 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f287-smiertelny-nokturn-13-12 https://www.morsmordre.net/t3187-charlotte-moore#53052
Re: Główna ulica [odnośnik]02.07.16 21:44
Miał mieszane uczucia co do tego w jakim stopniu Lotta była... Bezpośrednia. Z jednej strony na salonach nigdy do niej nie przywykł, głównie do tego że ludzie mówili do siebie tak... Prostacko? Może i tak by to ujął. Z drugiej strony wiedział na czym stał i nie musiał domyśleć się jak ma się zachować, a osobiście nastolatek kojarzył mu się ze zmiennością. Na jej słowa powoli, przymrużając delikatnie oczy skinął głową. Duma... Nigdy nie mogłem tego zrozumieć - Co prawda lord Selwyn również często był dumny, ale tylko wtedy gdy miało to sens. Nie okazywał na przykład dumy jak na akcji omal go nie zabito i pilnie potrzebował uzdrowiciela. Co to to nie, duma w przypadku Selwyna była bardzo mała. Zazwyczaj odnosiła się do błahych sytuacji. Po chwili odrzekł
- Zatem, oczywiście. Niechaj tak będzie jak rzekłaś.
Tu już powiedział nieco bardziej w swoim stylu. Była bardzo pewna siebie, nei był tylko pewny czy ta pewność siebie była aby na pewno właściwa. Nie przeszkadzała mu aż tak myśl ażeby zostać z nią, w końcu nie gryzła chyba(Oby) poza tym, cóż, cierpliwość Will miał dużą mimo wszystko. Inna sprawa że podejrzewał że ona prawdopodobnie umrze z nudów. Nie miała zajęcia mimo wszystko a rozmową zbyt szczególnie nie da rady Lotty zabawić.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna ulica [odnośnik]02.07.16 23:10
Ważniak. Tyle przyszło Charlie do głowy, kiedy sposób wyrażania się rozmówcy uległ zmianie. Nagle zabrzmiał... w sposób dość typowy dla wyższych warstw społecznych, a więc ludzi, którzy takimi, jak Lotta gardzą z zasady i, których tacy, jak ruda z zasady nienawidzą. Zastanowiło ją to - bo do tej pory wydawał jej się całkiem przyjazny i nie traktował jej z góry. Skinęła jedynie głową i ruszyła we właściwą stronę, przeklinając w duchu całą tę noc. Jutro w pracy będzie kompletnie martwa. Hej-hoł! Może pani Peackle puści ją trochę wcześniej? A może po prostu prześpi się w knajpie na stole? Teraz liczyła tylko na cztery ściany. Cała dosłownie dygotała z zimna, dłonie chowała w kieszeniach. Szła najszybciej, jak tylko potrafiła.
- W sumie dziwne, że wysłali cię samego. Szef chyba cię nie lubi. - wypowiedziała na głos myśl, która w jednej chwili wpadła jej do głowy. Patrol na Nokturnie był zdecydowanie dziwnym zjawiskiem. Ale JEDNOOSOBOWY patrol na Nokturnie to ostatni debilizm.
- Nie lubi, albo jest idiotą. - dodała po chwili. O inteligencji organów państwowych odpowiedzialnych za pilnowanie porządku w miejscu zamieszkania nie słyszała wiele dobrego - a stereotypy przywierają bardzo łatwo. Szczególnie te negatywne.
Tak, czy inaczej - dwójka nokturnowych wygnańców ruszyła w poszukiwaniu ciepła i chronienia.

zt x 2


One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Charlotte Moore
Charlotte Moore
Zawód : Pracownica sklepu ze zwierzętami
Wiek : 16
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Altruiści i idioci umierają młodo.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Główna ulica - Page 7 Tumblr_mkp6pdRTLW1qbxi45o8_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3142-charlotte-moore-budowa https://www.morsmordre.net/t3147-poe#51864 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f287-smiertelny-nokturn-13-12 https://www.morsmordre.net/t3187-charlotte-moore#53052
Re: Główna ulica [odnośnik]17.07.16 13:18
Nie sądził, by ona również w tym momencie oceniała go, ważyła w oczach i zastanawiała się w jaki sposób powinna go podejść, by było jej wygodnie u jego boku. Nie spodziewał się od niej podobnej bezwzględności w osądzie oraz beznamiętności w kolejnych krokach by konsekwentnie, bez emocji, dojść do swojego celu. Nie widział w niej żadnego zagrożenia dla swojego jestestwa, ba, jego ego nawet nie zadrżało przed starannie wypielęgnowanymi paznokciami, które zapewne delikatnie, lecz sugestywnie będą mu wbijane w odpowiednich momentach, by nakierować go na właściwy krok. Nie przypuszczał, by miał się okazać w jej rękach marionetką. Nie dawał jej tytułu manipulantki. Bo przede wszystkim nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby dać się oczarować jej urokowi. Przecież w tej kobiecie nie było n i c co mogłoby go wzruszyć, prawda? A poza tym jej charakter, jej ekspresja, sposób, w jaki każda emocja przebiegała po jej twarzy nim ta zdołała ją powściągnąć i skupić wszystkie siły na tym, by uczestniczyć w tej okrutnej grze pozorów.
W którym momencie zwolnił nieco ze spiesznymi słowami, dając jej się wypowiedzieć do końca, miast próbować wybić jej domniemany sztylet z dłoni? Dopiero teraz, ciągle bezrozumnie, bardziej instynktownie, zorientował się, że obcuje z k w i a t e m, wolno, nieco zbyt późno próbując się nagiąć do delikatnych ruchów, które odwzorowałyby to, co miał przed sobą. Szacunek zaczynał nabierać nowego znaczenia. Coś poza zwrotami grzecznościowymi i bezmyślnymi dygnięciami. Och, Merlinie, nie patrzył na nią tylko dlatego, że jego receptory wzroku reagowały instynktownie na dźwięki, które wydobywały się z jej ust, tym samym zmuszając go do zwrócenia się w jej stronę, ale zaczął o c z e k i w a ć na te momenty.
A wszystko przez ten przeklęty notatnik. Nawet nie zdawał sobie sprawy z wagi, jaki ten głupi, prosty przedmiot miał w tym momencie. Przewrotność sytuacji nie została rozłożona na czynniki pierwsze przez jego procesy myślowe, daleko zostając poza obszarem świadomości.
Jakkolwiek wcześniej jakże niewrażliwie peszył ją zdaniami, chcąc sprowokować, spowodować, by ją zapiekło, tak teraz wycofał się nieco, jakby zdziwiony jej reakcjami. Nieuważnie wypowiadał słowa, nie znając ich właściwej wagi.
Przełknął ślinę, jakby dopiero orientując się, że przecież rozmawiali o sobie. Jej zadaniem było dbanie o niego, na Merlina!
Powinien powiedzieć coś w stylu: a moim zadaniem jest dbaniem o ciebie, lady. Powinien zaofiarować jej ramię. Nie zmuszać do stania w miejscu, w którym mróz kuł w policzki. Złapać dłoń i nakryć je swoimi, by je ogrzać, mimo że jego własne nigdy nie należały do ciepłych. Zrobić cokolwiek, co odwzajemniłoby ten gest. Coś, co sprawiłoby, że przestałby być taki bierny.
-Tak.-zgodził się tylko, jakby roztargniony, zdając sobie sprawę, że przez cały czas nie robił nic poza bezlitosną walką z nią, jakby to ona była wszystkiemu winna. Jej delikatność i pasywność kazała mu wierzyć, że to nie ona jest tu czarnym charakterem.
Opuścił wzrok na dziennik, skarcony wyrazem, który przelał się przez jej twarz. Czy był zawstydzony swoją reakcją? Przejechał palcami po wierzchu notatnika, jakby widział go po raz pierwszy.
-Bez wątpienia będzie przydatnym narzędziem w pracy, lady.-powiedział po chwili ciszy, odchrząkując uprzednio. Milczał jak zaklęty, gdy się do niego zbliżyła, unikając już patrzenia w jej stronę. Patrzył jak zaczarowany w przedmiot, który był powodem tego wszystkiego.-Nie wydaje mi się potrzebne ozdabianie tego, lady.-odpowiedział jej nieco zimno.-Nie sądzę, by ktokolwiek ruszył moją własność, a wysiłki pożytkowane na coś tak...-zatrzymał się, gdy uniósł w końcu na nią wzrok. Zawahał się na moment.-...jeśli to jednak przyniesie lady przyjemność, posiadanie bliźniaczego dziennika z pewnością... przypomni o lady w trakcie pracy.-wypowiedział w końcu, zaciskając szczękę na koniec.
Pozwolił jej pokazać mu swoją wizję, nie mając wielu uwag w tym temacie. Obserwował jak szczupły palec kreślił wzory na pustej powierzchni. Znieruchomiał jak skała, gdy jej gładka skóra przesunęła się po jego własnej, znacząc delikatnym dotykiem. Nie skomentował tego, jak odsunęła się od niego ani też wrażenia, jakie na nim pozostawiła.
-To zaszczyt, lady.-wypowiedział z lekkim ociąganiem, dygając pospiesznie, gdy zaoferowała osobiste przewodnictwo po drodze. Nagle zaczęło do niego trafiać jak nagłe i ingerujące zmiany zaczynają następować. Czy to tym był taki przestraszony? A może niewinną rewelacją, jaką wzbudziła w nim narzeczona?
Jej delikatny szept, jakby nieśmiały, kazał mu przybrać inne stanowisko, porzucając zupełnie nietaktowne formuły, którymi ją do niedawna obrzucał.
-Zgodnie z radą lady, zaufam każdej propozycji. Jestem ciekaw wyborów.-pozwolił sobie na uśmiech, ale nieco odmienny od tych, którymi uraczał ją dotychczas. Przytrzymał go dłużej, gdy patrzył, jak iskrzą jej oczy w podnieceniu.-Obawiam się, że tancerzem jestem raczej drewnianym.-żart? czyżby cień rozbawienia?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna ulica [odnośnik]17.07.16 22:36
Czujne oko zauważało każdy gest. Zauważało spięcia mięśni twarzy jak delikatny uśmiech czy skrzywienie. Chciała wiedzieć, z kim przyszło jej się mierzyć. Bała się Arthura, jako mąż mógł spróbować zemścić się za te wszystkie lata, poniżając ją i wykorzystując w każdej chwili. Constance słynęła ze swojego buntu, despotyzmu, z którym niby próbowała walczyć, ale w zasadzie po co? Czyż nie stanowił jej też zalety? Walczyła o swoje, nie pozwalała krzywdzić bliskich. Wiedziała jakie ma zasady i sztywno się ich trzymała. Arthur stał się swoistym przeciwnikiem.  Powinna go zniszczyć, zmusić do zmiany decyzji. Mogłaby zaatakować jego wrażliwą duszę, ale cóż by po niej zostało. Jeszcze zostałaby oskarżona o staropanieństwo! Ugłaska go swoją dobrocią, którą musiała wykrzesać z zakamarków duszy. Szukała w nim słabości, czegoś, w co mogła uderzyć zupełnie niespodziewanie. Jak modliszka. Tylko wówczas Arthur skończyłby bez głowy.
Chciała go zaskoczyć swoją delikatnością. Kruchością jak kwiat, urokiem i głosem jak syrena. Nie wiedziała, czy to tylko pozory, czy odsłanianie za dużo na raz. Tylko bliscy Constance wiedzieli, że tak naprawdę ta dziewczyna ma mało z harpi. Rzuca kąśliwe uwagi, broniąc się przed bliskością. Nie lubiła zaangażowania, te poza rodziną wydawało się nader fałszywe. A wśród szlachty nikomu nie wolno było ufać. Dwulicowość wiodła prym wraz z egocentryzmem. Patologia w rodzinach goniła za patologią, a Constance wciąż marzyła o miłości, uczuciu, które rozgrzewa ją od wewnątrz i dodaje sił do oddychania. Zgubiła się, czy pokazuje mu maskę, czy prawdziwą siebie. Delikatną i kruchą, wrażliwą i zakochaną po uszy w nauce. Mieli wspólną kochankę, pozytywne stosunki rodowe, a ciągle między ciałami szalały iskry nienawiści, przytłoczone wyrazami grzeczności oraz udawanego szacunku. Lecz ile z tego było gry, a ile prawdy?
Nie rozumiała nagle zmiany mimiki twarzy Arthura. Nagle wstał się nieobecny, zupełnie odcięty od jej świata. Przez chwilę pomyślała, aby dotknąć jego policzek, wybudzić go z zamyślenia, ale po sekundzie uświadomiła sobie jakie to obrzydliwe, że w ogóle przyszło jej to na myśl. Dlaczego w sercu Constance nagle rodziła się irracjonalna czułość? Czy sama chciała się zmusić do miłości, skoro wiedziała, że na pewno nie da się odwołać zaręczyn? Dała mu cząstkę siebie, podarowując notatnik. Pokazała mu świat naukowy według Constance Lestrage, chociaż nie pozwoliła mu na sekundę przeczytania pieczołowicie prowadzonych notatek. Gdzieś wierzyła, że i tak by nie zrozumiał, a przecież wiązała ją zasada poufności. Chciała, na Merlina, chciała się dostać do Departamentu Tajemnic, więc każde badania traktowała najzupełniej poważnie. Może trochę nawet za bardzo. Poczuła się o d t r ą c o n a, gdy Arthur zaskakiwał ją tylko półsłówkami. Schowała swoje dłonie w rękawiczki, widząc jak na knykciach zaczynają pojawiać się czerwone plamy od zimna. Mężczyzna wydawał się zagubiony. Dokładnie tak jakby nagle zderzył się z wiadomością, że czeka ich okrutne, nudne, wspólne życie. Nie wiedziała jak powinna rozumieć to milczenie. Znak zgody, wycofania? Przesadziła z drobnym prezentem czy zaskoczyła go swoją postawą?
- Ostatnio czytałam, że dodatek kolorowego atramentu ułatwia zapamiętywanie. Zgadza się pan z tym? – zagadała, dusząc się tym, że próbuje go traktować jak równego sobie. Świat naukowy nie był im aż tak obcy, żeby nie mogli wspólnie podyskutować na ten temat, a jednocześnie czuła jak stykają się dwie rzeczywistości i zaraz wybuchnie wielka awantura. Ileż mogła trzymać emocji na wodzy? Odliczała sekundy do jakiegoś pożegnania albo zaproponowania gorącego napoju. Stali na środku ulicy jak ostatnie ciamajdy, a żadne z nich nie było w stanie dodać czegoś od siebie. Już miała otworzyć usta ze zdziwienia, gdy chciał umniejszyć wartość personalizowania notatnika. To było ważne. I ona mu to kiedyś udowodni.
- Och, nie, proszę się nie zmuszać, to ma być pański skarb. Swój mam pod ręką – mówiła o Arthurze czy o dzienniku? Sama nie wiedziała, niekontrolowana informacja opuściła jej wargi, a ta znów chciała się wycofać. Traciła przy nim swoje granice, a jednocześnie coraz bardziej go nienawidziła. Czy to w ogóle możliwe? Denerwował ją każdym uśmiechem, sekundami milczenia czy obojętnym wyrazem twarzy, ale chciała ich więcej. Uzależniła się od kolekcjonowania momentów związanych z Arthurem, a ten nieustanie mieszał jej w głowie. Bezpieczna odległość miała jej zagwarantować chwilę oddechu, ale namolne myśli nie ustępowały. Co z nią było nie tak?
- Proszę o nas pamiętać przy ustalaniu przyszłego grafiku, nawet w zimę nasze ogrody są bardzo urokliwe. Czy to prawda, że ma pan słabość do kwiatów? – spytała, bo to jedyne co jej przychodziło do głowy z znośnych składników eliksirów. Inne ociekały obrzydliwością albo nieciekawym zapachem. Była ciekawa, czy Arthur jest naprawdę dobry, czy tylko udaje ważniaka.
- Och, nie uwierzę, trochę praktyki i od razu lord poczuje się pewniej. Wystarczy tylko wsłuchać się w rytm, muzyka jest w  sercu każdego. – Uśmiechnęła się, łapiąc się na tym, że chciałaby zobaczyć jak tańczy i udzielić mu kilku lat. Dlaczego tak bardzo pragnęła kolejnego spotkania? Nie poznawała siebie, chyba z głodu zaczynała tracić rozum. Rozmowa nabierała coraz więcej niezręczności, aż na każdego przyszedł czas. I na Merlina, za wolno przesuwała się wskazówka zegara.

zt x2


lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury

Constance Lestrange
Constance Lestrange
Zawód : badacz zaklęć
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Pięknej duszy obce są mroki życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna ulica - Page 7 E375e1f9469fca983adeb5f768d65da4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2661-constance-lestrange#42512 https://www.morsmordre.net/t2834-okienko-connie#45604 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2788-sypialnia-constance https://www.morsmordre.net/t2806-skrytka-bankowa-nr-689#45375 https://www.morsmordre.net/t2790-constance-lestrange
Re: Główna ulica [odnośnik]18.08.16 0:17
|25.02.1956r

Dość wysoki jak na swój wiek i chudy dziesięciolatek chodził tą ulicą już dobrych kilka minut. Jego starsza siostra przysiadła na niskim parapecie, zasłaniając witryny jednego ze sklepów. Nieznosiła smarkacza. Nie wiedziała, co kombinuje i nie obchodziło jej to. Marzła. Była zmęczona. Nocą znów kazali jej łazić i szukać tego zapijaczonego gnoja, jakby to w ogóle miało jakikolwiek sens, a jako że go nie znalazła, matka cały dzień wynajdowała nowe sposoby na ukaranie jej. Nie wprost, ale ona wiedziała, że nie przypadkiem zabrakło jedzenia akurat dla niej przy śniadaniu, wiedziała też, że gnojek w wersji mniejszej mógł zająć się sobą sam, a Charlotte mogłaby robić teraz cokolwiek innego w lepszym towarzystwie. Nie buntowała się jednak. Steve był w domu, a przy nim nie wolno się buntować.
Wyszła więc z dzieciakiem, jedynym dzieciakiem jaki nie wzbudzał w niej dobrych emocji. Młody wyraźnie cieszył się, że może jej dopiekać. Jak chyba każdy w tym pieprzonym domu. Był dokładnie tak zniszczony, jak reszta tej rodzinki. Tak samo głupi, tak samo roszczeniowy, tak samo obleśny i odrażający. Może nie z własnej winy. Może nauczony takich zachowań. Może miał to w genach. Widział w końcu, że ojciec jest dumny, kiedy udaje mu się kogoś oszukać, lub ukręcić jakiś lewy interes. Więc szedł w jego ślady.
Nie zamierzała się z nim bawić, a on nie szukał w niej towarzyszki. Prowokował ją chwilę i zaczepiał, ale znudził się szybko. Siadła więc i patrzyła myśląc, gdzie coś zjeść. Była cholernie głodna. O której wczoraj cokolwiek jadła?
A może wejdzie do Zwierzyńca i zrobi sobie czekoladę? Ale nie może zostawić tego smarkacza. A on nie pójdzie, gdzie ona chce. Myśląc o nim odwróciła wzrok we właściwą stronę idealnie, żeby zobaczyć, co ten zamierza. Szedł dokładnie za jakąś kobietą. Elegancko ubraną, zupełnie inną, niż on, czy Charlie w tych starych, pseudo zimowych ciuchach, które należało wywalić już dawno temu. Ale nikt nie okrada ubogich, bo co by z tego było?
Widziała, jak jego zwinna, mała dłoń chwyta za jej torebkę i w tej samej chwili się podniosła - żeby dorwać smarkacza, zanim właduje ich oboje w tarapaty!
- Mały złodzieju... - syknęła i ruszyła za nim idealnie, kiedy i on szarpnął za zdobycz i rzucił się biegiem między ludzi.


One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Charlotte Moore
Charlotte Moore
Zawód : Pracownica sklepu ze zwierzętami
Wiek : 16
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Altruiści i idioci umierają młodo.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Główna ulica - Page 7 Tumblr_mkp6pdRTLW1qbxi45o8_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3142-charlotte-moore-budowa https://www.morsmordre.net/t3147-poe#51864 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f287-smiertelny-nokturn-13-12 https://www.morsmordre.net/t3187-charlotte-moore#53052
Re: Główna ulica [odnośnik]20.08.16 20:02
Ulica Pokątna była miejsce, które odwiedzałam dosyć często. Tylko tu mogłam znaleźć wiele składników, które potrzebne były mi do warzenia eliksirów. Tak więc apteka czy sklep zielarski były moimi celami niemal każdej wizyty na najbardziej magicznej ulicy w całym Londynie. Nie inaczej było dnia dzisiejszego. Ubrana w ciepły płaszcz, z pakunkami w jednej ręce, a listą zakupów w drugiej, miałam właśnie udać się do apteki. Musiałam kupić bezoar, a gdzie go dostać jak nie właśnie tam? Co jak co, ale bezoar to nieodłączny składnik wielu antidotum oraz nie raz przydaje się w samej pracowni.
Zajęta sobą i pogrążona we własnych rozmyślaniach, nawet nie wiedziałam, że jakiś chłopiec za mną idzie. Być może kroczył za mną już od dłuższego czasu, czekając aż wyjdę ze sklepu zielarskiego, a może właśnie zaczął? Nie wiedziałam. W każdym razie wróciłam duchem na ziemie dopiero, gdy poczułam szarpnięcie. Niczego się nie spodziewając, pozwoliłam, aby chłopiec wyrwał mi torebkę. Nie było w niej nic cennego, ot trochę pieniędzy i kilka rzeczy prywatnych, jednak sam fakt, że ktoś próbował mnie okraść trochę mną zszokował. Rzuciłam swoje pakunki na ziemię, po czym wyciągnęłam różdżkę.
Moje obcasy nie pomagały mi w pościgu, dlatego póki miałam ich jeszcze na oku, bo z tego co zauważyłam zaraz za chłopcem biegła jakaś dziewczynka, wycelowałam w nich różdżką. Nie chciałam ich zabić, czy zrobić im cokolwiek innego, a najzwyczajniej w świecie zatrzymać.
Mały chłopiec, widząc mnie z różdżką, chyba się wystraszył, ponieważ zaraz wyrzucił moją torebkę w bok, a sam uciekł w boczne uliczki i tyle go widziałam. Za to byłam wystarczająco blisko owej dziewczynki, aby złapać ją za ramię i zatrzymać. Zacisnęłam mocno rękę na jej ramieniu.
- Małe złodzieje! - krzyknęłam. - Nikt was nie nauczył, że ludzi się nie okrada? Tylko siedzicie na ulicy i polujecie, kogo by tu łatwiej oskubać. Ale tym razem nie ujdzie wam to płazem…
Powiedziałam, cała zdenerwowana. Zaraz schowałam różdżkę, dobrze, że żadnego zaklęcia nie rzuciłam. Ponoć dekret, że nie wolno czarować na ulicy, nadal obowiązywał, a ja nie miałam zamiaru trafić do aresztu. Trzymając dziewczynę mocno za rękę, poszłam razem z nią po swoją torebkę i zaraz wróciłam się po swoje pakunki. Na szczęście nikt ich nie zabrał.
- Zaraz zabiorę cię do strażników i zgłoszę próbę kradzieży. Z nimi sobie porozmawiasz - stwierdziłam, już łagodniejszym głosem. - Ten mały, to twój wspólnik?



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455

Strona 7 z 39 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 23 ... 39  Next

Główna ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach