Stara redakcja "Proroka Codziennego"
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
opuszczone
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.[bylobrzydkobedzieladnie]
Opuszczona redakcja "Proroka Codziennego"
Przestronne pomieszczenie, niegdyś mieszczące redakcję najbardziej poczytnej gazety w magicznej Wielkiej Brytanii, obecnie świeci pustkami. Ucichł typowy dla tego miejsca rozgardiasz, zniknęła większa część zaściełających regały teczek, gazet oraz książek, a blaty, parkiet, i nieliczne, pozostawione przez dziennikarzy przedmioty, pokrywa gruba warstwa duszącego kurzu. Chociaż nie pozostała tu ani jedna żywa dusza, to każdemu, komu zdarzy się wejść do środka, towarzyszy nieodparte wrażenie, iż jest obserwowany: działania wszelkich intruzów śledzą bowiem czujne oczy postaci z ruchomych, czarno-białych fotografii, wciąż wyglądających z przekrzywionych, zawieszonych na ścianach ramek. Przy wejściu nadal znajduje się też portret założyciela gazety, Allana Parvusa, który czasami go odwiedza, jakby nie potrafiąc rozstać się z redakcją; opowieści snujące się ulicą Pokątną mówią, że przedstawiciele Ministerstwa Magii dwukrotnie próbowali już zdjąć obraz, i dwukrotnie zostali przegnani wrzaskami samego gospodarza, wspieranego przez dosyć nietypową sojuszniczkę. Dawne włości Proroka Codziennego wciąż zamieszkuje bowiem Katastrofa – wyjątkowo upierdliwa poltergeistka, przyjmująca postać krępej staruszki w jaskrawofioletowym meloniku, z którą jeszcze za czasów działalności gazety dziennikarze prowadzili niekończącą się wojnę o to, kto kogo pierwszego przegoni z budynku. Katastrofa zwyciężyła – ale nie wygląda na to, by usatysfakcjonował ją walkower, bo od czasu, gdy jej włości opuścili pracownicy redakcji, skutecznie uniemożliwia wszelkie próby ponownego zagospodarowania zwolnionej przestrzeni, obrzucając przedmiotami wszystkich, którzy próbują to zrobić, oblewając nieproszonych gości woskiem z zaczarowanych, unoszących się pod sufitem świec, albo próbując przygnieść ich do ścian ciężkimi biurkami. Zdarza się też, że zawodzi upiornie, a jej tęskne lamenty niosą się daleko po ulicy Pokątnej.
Posąg sowy, który do tej pory wpuszczał do redakcji tylko tych, którzy znali tajemne hasło, po wyprowadzce dziennikarzy Proroka porzucił pełnioną przez długie lata rolę strażnika, chociaż nie do końca: nieliczni odwiedzający nie są co prawda proszeni o podanie hasła, ale sowa zdaje się celowo utrudniać wejście każdemu, w kim rozpozna urzędnika Ministerstwa Magii.
Posąg sowy, który do tej pory wpuszczał do redakcji tylko tych, którzy znali tajemne hasło, po wyprowadzce dziennikarzy Proroka porzucił pełnioną przez długie lata rolę strażnika, chociaż nie do końca: nieliczni odwiedzający nie są co prawda proszeni o podanie hasła, ale sowa zdaje się celowo utrudniać wejście każdemu, w kim rozpozna urzędnika Ministerstwa Magii.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Wybuch magii podczas pierwszomajowej nocy wywrócił życie wszystkich do góry nogami, przewlókł na lewą stronę i wprowadził istny chaos; trudno było się odnaleźć w nowej rzeczywistości, w cieniu strachu nie tylko przed Grindelwaldem, który pozornie zniknął, coraz bardziej antymugolskimi nastrojami społecznymi i zaburzeniami magii, które utrudniały wszystkim życie i obracały własną magię przeciwko czarodziejowi. W życiu Maxine zmieniło się jeszcze coś, zmieniło się bardzo wiele; z chwilą, kiedy Margaux Vance zdradziła jej istnienie Zakonu Feniksa, opowiedziała o tym, przez co przeszedł i przeciwko czemu muszą walczyć, o trzeciej sile, która się pojawiła... Przez pierwsze kilka dni miała ściśnięte gardło, zarówno z szoku, jak i strachu przed tym, czego się podjęła. Nie odmówiła przecież, wielokrotnie wcześniej powtarzała, że chciałaby działać - i wreszcie miała ku temu okazję. Naprawdę chciała zrobić coś, lecz czuła się wobec tego wszystkiego strasznie maleńka - i nie mogła pozbyć się obaw przed tym, że ściągnęła na siebie i Jean kolejne niebezpieczeństwo. Chęć walki była jednak silniejsza; nie mogła przecież uciekać i chować głowy w piasek, nie taką miała naturę.
Od razu zaczęła podpytywać Margaux co mogłaby uczynić. Co zrobić, kiedy i dlaczego? Jak działać? Spotkanie wszystkich Zakonników odbyło się z początkiem maja, na następne musiała jeszcze poczekać. Vance zdradziła jej kilka nazwisk, niektóre dobrze znała. Poczuła się lepiej ze świadomością, że w szeregach Zakonu Feniksa znalazła się przyjaciółka, Jessa Diggory, ona zawsze miała serce po odpowiedniej stronie i nie brakowało jej prawdziwie gryfońskiej odwagi. Justine Tonks, przyjaciółkę i współlokatorkę Margaux, także znała, jeszcze z lat szkolnych, kiedy grały przeciwko sobie na szkolnym boisku, lecz większą sympatią zapałała do drobnej mugolaczki dzięki przypadkowym spotkaniom przez Francuzkę. To właśnie z nią przyszło jej pojawić się tego wieczora w redakcji Proroka Codziennego; była wdzięczna, że wreszcie miała okazję coś zrobić. Desmond nie chciała tkwić w domu bezczynnie, ze świadomością, że inni dzień w dzień podejmują walkę.
Otulona mrokiem i ciszą Pokątna prezentowała się niepozornie i niewinnie, kiedy teleportowała się nieopodal budynku redakcji, aby wraz z Tonks się do niego włamać; nie było to specjalnie trudne, najwyraźniej inni śmiałkowie próbowali przed nimi uporać się z anomalią. W głowie miała wątpliwości - co jeśli zostaną przyłapane? Prorok Codzienny już wielokrotnie nasmarował o niej kilka paskudnych artykułów, teraz to dopiero miałby używanie. Szukająca Harpii z Holyhead włamuje się do redakcji Proroka łamiąc dekrety Ministerstwa, grzmiałyby nagłówki.
- Nigdzie się jeszcze nie włamywałam, nie licząc gabinetów nauczycieli w Hogwarcie - szepnęła do Tonks, a do głosu wkradła się ledwie słyszalna nuta niepewności.
Przekroczyła jednak próg redakcji jako pierwsza, trzymając w dłoni wysoko uniesioną różdżkę; wkroczyły w ciemność, niepokojącą i lepką, blisko zaczęło coś szeleścić i poruszać się, jakby ktoś bardzo szybko wertował strony grubej książki. - Lumos Maxima! - wyrzekła Maxine, głośno i pewnie, wykonując przy tym odpowiedni ruch nadgarstkiem i licząc w duchu, że anomalia nie pokrzyżuje jej planów.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 98
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Magia nadal pozostawała pod wpływem anomalii i zachowań, do których nikt nie był przyzwyczajony. I choć psuła nam wiele krwi, to Just mocniej współczuła mugolom, którzy nie wiedzieli z czym w ogóle mają do czynienia. Coś, o czym czytali jedynie w książkach zaczęło ich dotyczyć - a oni sami bez wiedzy w jaki sposób zapanować nad mocą sili spustoszenie zarówno w sobie jak i na około.
Dlatego też nie zwlekała, ani nie wahała się nawet sekundę przed podjęciem kolejnej próby. Maxine znała, głównie z poranków wśród których spotykała ją we własnej kuchni - czy może raczej już popołudni, mgliście ze szkoły. Ale to nie miało znaczenia - jedynym co liczyło się w tej chwili był fakt że tak jak i ona chciała pomóc.
Spotkały się niedaleko redakcji Proroka by zająć się naprawą anomalii mieszczącej się w tym miejscu. Mrok już dawno zdążył osiąść na parapetach i latarniach, oraz ich własnych ramionach.
- To łatwiejsze niż by się wydawało. - odszepnęła jej, unosząc niemrawo wargi ku górze. I miała rację - wszak nie tak dawno temu razem z Eileen włamywały się do Ministerstwa. Wątpiła by włamanie się do Proroka miało być trudniejsze. I nie pomyliła się wiele, chwilę później były już na miejscu. Szmer szeleszczących stron dotarł do jej uszu szybko. Coś zdało się poruszać w mroku, którego nie obejmowało swoim blaskiem jedynie światło w pomieszczeniu i z każdą chwilą przybierało na intensywności. Zacisnęła dłoń mocniej na różdżce już mając wypowiadać inkantację zaklęcia, gdy ubiegła ją Maxine. Światło z potężnego zaklęcia już za chwilę rozświetlało pomieszczenie w którym się znalazły. Wszystko zdawało się momentalnie oddalić w ciemne zakamarki pomieszczenia. Just zrobiła krok do przodu. - Od razu lepiej. - pochwaliła swoją towarzyszkę. Poprawiła uchwyt na różdżce. - Zabierzmy się do roboty. - zaproponowała jeszcze. Wiedziała już jak wszystko to powinno wyglądać - w praktyce, w teorii dowiedzieli się tego podczas ostatniego spotkania. Uniosła wyżej różdżkę czując jak magia pulsuje w tym wnętrzu - wyraźniej niż w miejscach, który nie targała anomalia. Miała nadzieję że i tym razem powiedzie im się naprawa. Małymi krokami byli w stanie pomóc ponownie stanąć Londynowi na nogi.
| naprawiamy metodą Zakonu Feniksa
I poziom organizacji
Dlatego też nie zwlekała, ani nie wahała się nawet sekundę przed podjęciem kolejnej próby. Maxine znała, głównie z poranków wśród których spotykała ją we własnej kuchni - czy może raczej już popołudni, mgliście ze szkoły. Ale to nie miało znaczenia - jedynym co liczyło się w tej chwili był fakt że tak jak i ona chciała pomóc.
Spotkały się niedaleko redakcji Proroka by zająć się naprawą anomalii mieszczącej się w tym miejscu. Mrok już dawno zdążył osiąść na parapetach i latarniach, oraz ich własnych ramionach.
- To łatwiejsze niż by się wydawało. - odszepnęła jej, unosząc niemrawo wargi ku górze. I miała rację - wszak nie tak dawno temu razem z Eileen włamywały się do Ministerstwa. Wątpiła by włamanie się do Proroka miało być trudniejsze. I nie pomyliła się wiele, chwilę później były już na miejscu. Szmer szeleszczących stron dotarł do jej uszu szybko. Coś zdało się poruszać w mroku, którego nie obejmowało swoim blaskiem jedynie światło w pomieszczeniu i z każdą chwilą przybierało na intensywności. Zacisnęła dłoń mocniej na różdżce już mając wypowiadać inkantację zaklęcia, gdy ubiegła ją Maxine. Światło z potężnego zaklęcia już za chwilę rozświetlało pomieszczenie w którym się znalazły. Wszystko zdawało się momentalnie oddalić w ciemne zakamarki pomieszczenia. Just zrobiła krok do przodu. - Od razu lepiej. - pochwaliła swoją towarzyszkę. Poprawiła uchwyt na różdżce. - Zabierzmy się do roboty. - zaproponowała jeszcze. Wiedziała już jak wszystko to powinno wyglądać - w praktyce, w teorii dowiedzieli się tego podczas ostatniego spotkania. Uniosła wyżej różdżkę czując jak magia pulsuje w tym wnętrzu - wyraźniej niż w miejscach, który nie targała anomalia. Miała nadzieję że i tym razem powiedzie im się naprawa. Małymi krokami byli w stanie pomóc ponownie stanąć Londynowi na nogi.
| naprawiamy metodą Zakonu Feniksa
I poziom organizacji
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Odczucia wobec anomalii miała bardzo podobne do tych, które tkwiły w Justine; czarodzieje mieli przynajmniej niejako świadomość tego, co się dzieje. Nie rozumieli wciąż co było przyczyną wybuchu podczas nocy pierwszego maja, poza Zakonem Feniksa, nie wiedzieli nic o naturze anomalii, nie mogli przewidzieć tego jak zachowa się magia, bo nawet najprostsze zaklęcie potrafiło zadać czarodziejowi poważną krzywdę. Mugole nie mieli jednak pojęcia co się dzieje, ani dlaczego. Magia dla zdecydowanej większości była zawsze jedynie elementem baśni i legend, zabobonami i czymś absolutnie nierealnym, a czarodziejskie społeczeństwo od lat strzegło swych tajemnic, Ministerstwo Magii stało na straży tego sekretu, nie dopuszczając, aby dekret tajności został złamany. Tego przewidzieć jednak nie mogli, a i ukarać nie było przecież kogo.
Od ponad miesiąca każdego dnia zastanawiała się jak reaguję na to rodzice, jej i Jean. Czy się boją? Z pewnością. Magia ich przerażała, pomimo dwóch córek, w których obudziły się magiczne moce, nie chcieli w to uwierzyć. Jako ludzie nadzwyczaj religijni byli zdania, że to moce piekielne, a córki poświeciły dusze szatanowi. Bali się magii, bali się Maxine, a jednocześnie nienawidzili tego, uznając ją za karę bożą. Każdego dnia zachodziła w głowę - co myślą teraz? Jak na to reagują? Jak to sobie tłumaczą? Czy nadal lekarstwem na wszystko jest dla nich gorliwa modlitwa?
Czy oni choć przez chwilę zastanawiali się, czy ona i Jean są bezpieczne?
Ona myślała o tym bardzo często. Pewna część jej martwiła się o nich nieustannie, lecz nie potrafiła im przebaczyć. Nie potrafiła zdobyć się na to, by napisać do nich, odwiedzić rodzinną wioskę, sprawdzić, czy anomalie poważnie zaszkodziły ich zdrowiu. Czy to czyniło ją wyrodną córką?
Nie miała czasu, by trwonić go na rozważania o rodzicach, nie w tym momencie; przegnała lepką, niepokojącą ciemność zaklęciem, które na całe szczęście zadziałało tak jak powinno - kula niemal oślepiającego światła wyłoniła się z różdżki Maxine i zawisła pod sufitem, a wszystko co czaiło się w ciemnościach rozpierzchło się po kątach.
Spojrzała na Justine, oczekując, aż zacznie i pokaże jej co zrobić - chciała jej pomóc, lecz podloga pod ich stopami zaczęła drżeć, w kątach znów rozległo się złowieszcze szeleszczenie; Maxine uniosła różdżkę, lecz wyczuwała magiczną siłę anomalii, która była zbyt silna.
- To się nie uda - wyrzekła Maxine, starając się ze wszystkich swych sił, lecz to było za mało. - Wynośmy się stąd, szybko!
Podłoga pod stopami drżała coraz mocniej, Maxine i Justine odwróciły się więc napięcie i wybiegły z Redakcji Proroka Codzienneg - musząc pogodzić się z porażką.
- Mówiłaś o jeszcze jednym miejscu - zaczęła szeptem, gdy oddalały się pośpiesznie od budynku redakcji. - Spróbujmy tam.
| zt x2
Od ponad miesiąca każdego dnia zastanawiała się jak reaguję na to rodzice, jej i Jean. Czy się boją? Z pewnością. Magia ich przerażała, pomimo dwóch córek, w których obudziły się magiczne moce, nie chcieli w to uwierzyć. Jako ludzie nadzwyczaj religijni byli zdania, że to moce piekielne, a córki poświeciły dusze szatanowi. Bali się magii, bali się Maxine, a jednocześnie nienawidzili tego, uznając ją za karę bożą. Każdego dnia zachodziła w głowę - co myślą teraz? Jak na to reagują? Jak to sobie tłumaczą? Czy nadal lekarstwem na wszystko jest dla nich gorliwa modlitwa?
Czy oni choć przez chwilę zastanawiali się, czy ona i Jean są bezpieczne?
Ona myślała o tym bardzo często. Pewna część jej martwiła się o nich nieustannie, lecz nie potrafiła im przebaczyć. Nie potrafiła zdobyć się na to, by napisać do nich, odwiedzić rodzinną wioskę, sprawdzić, czy anomalie poważnie zaszkodziły ich zdrowiu. Czy to czyniło ją wyrodną córką?
Nie miała czasu, by trwonić go na rozważania o rodzicach, nie w tym momencie; przegnała lepką, niepokojącą ciemność zaklęciem, które na całe szczęście zadziałało tak jak powinno - kula niemal oślepiającego światła wyłoniła się z różdżki Maxine i zawisła pod sufitem, a wszystko co czaiło się w ciemnościach rozpierzchło się po kątach.
Spojrzała na Justine, oczekując, aż zacznie i pokaże jej co zrobić - chciała jej pomóc, lecz podloga pod ich stopami zaczęła drżeć, w kątach znów rozległo się złowieszcze szeleszczenie; Maxine uniosła różdżkę, lecz wyczuwała magiczną siłę anomalii, która była zbyt silna.
- To się nie uda - wyrzekła Maxine, starając się ze wszystkich swych sił, lecz to było za mało. - Wynośmy się stąd, szybko!
Podłoga pod stopami drżała coraz mocniej, Maxine i Justine odwróciły się więc napięcie i wybiegły z Redakcji Proroka Codzienneg - musząc pogodzić się z porażką.
- Mówiłaś o jeszcze jednym miejscu - zaczęła szeptem, gdy oddalały się pośpiesznie od budynku redakcji. - Spróbujmy tam.
| zt x2
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
| 12.08
Choć było już tak blisko, znów poniosła porażkę. Mimo że naprawa magii powiodła się, w ostatniej chwili przeszkodziły im magiczne stworzenia, które ich zaatakowały. Osłabieni, nie mogli dokonać stabilizacji magii. Pokryci obrzydliwą wydzieliną odlecieli na miotłach i udali się do jednego z zaufanych uzdrowicieli, który doprowadził ich do porządku, choć jeszcze przez pewien czas czuła nieprzyjemne swędzenie. Ale dzięki wyleczeniu doszli do siebie szybciej i wkrótce znów byli zdolni do podjęcia próby naprawy magii.
Sophia miała nadzieję, że tym razem już nic im nie przeszkodzi w obłaskawianiu mocy. Podczas poprzedniej próby brakło dosłownie odrobinę do pełni sukcesu, bo magia już zaczęła się im poddawać, gotowa do ustabilizowania. Niestety zapewne wróciła do poprzedniego stanu, kiedy musieli przedwcześnie zniknąć. Sophia nie czuła się dobrze z tym, że znów zawiodła, bo to sprawiało, że zaczynała też powątpiewać w swoje umiejętności i zastanawiać się, jak miała wziąć udział w wojnie i obronić słabszych, skoro pokonywały ją magiczne stworzenia?
W redakcji Proroka codziennego znów towarzyszył jej Sam, a Sophia pragnęła wierzyć, że tym razem pójdzie im lepiej, bo byli znów mądrzejsi o doświadczenia sprzed dwóch dni. Budynek redakcji był od pewnego czasu zamknięty, odkąd zaczęła tam szaleć anomalia zmuszająca przedmioty do atakowania każdego, kto tam wchodził.
Musieli zachować ostrożność, żeby nie tylko nie dać się zauważyć, ale też uniknąć ataku przedmiotów, które mogłyby im przeszkodzić w poskramianiu anomalii. Nie chciała, żeby znowu coś im przeszkodziło i uniemożliwiło zadanie.
I rzeczywiście, ledwie przekroczyli próg, przedmioty będące wyposażeniem redakcji natychmiast ożyły. Ze złowieszczo ciemnej przestrzeni było słychać szelesty, było kwestią czasu, kiedy ich zaatakują, zapewne zadając obrażenia. W tej krótkiej chwili zdążyła jednak zauważyć, że obszar wokół jedynej płonącej świecy był spokojny i nic dziwnego się tam nie działo, zupełnie jakby to światło, które jakimś cudem przetrwało, odpychało złe moce.
Zatem trzeba było wyczarować więcej światła.
- Lumos maxima! – rzuciła szybko, mając nadzieję, że światło pomoże rozgonić ciemności i w jego blasku nic ich już nie zaatakuje.
Choć było już tak blisko, znów poniosła porażkę. Mimo że naprawa magii powiodła się, w ostatniej chwili przeszkodziły im magiczne stworzenia, które ich zaatakowały. Osłabieni, nie mogli dokonać stabilizacji magii. Pokryci obrzydliwą wydzieliną odlecieli na miotłach i udali się do jednego z zaufanych uzdrowicieli, który doprowadził ich do porządku, choć jeszcze przez pewien czas czuła nieprzyjemne swędzenie. Ale dzięki wyleczeniu doszli do siebie szybciej i wkrótce znów byli zdolni do podjęcia próby naprawy magii.
Sophia miała nadzieję, że tym razem już nic im nie przeszkodzi w obłaskawianiu mocy. Podczas poprzedniej próby brakło dosłownie odrobinę do pełni sukcesu, bo magia już zaczęła się im poddawać, gotowa do ustabilizowania. Niestety zapewne wróciła do poprzedniego stanu, kiedy musieli przedwcześnie zniknąć. Sophia nie czuła się dobrze z tym, że znów zawiodła, bo to sprawiało, że zaczynała też powątpiewać w swoje umiejętności i zastanawiać się, jak miała wziąć udział w wojnie i obronić słabszych, skoro pokonywały ją magiczne stworzenia?
W redakcji Proroka codziennego znów towarzyszył jej Sam, a Sophia pragnęła wierzyć, że tym razem pójdzie im lepiej, bo byli znów mądrzejsi o doświadczenia sprzed dwóch dni. Budynek redakcji był od pewnego czasu zamknięty, odkąd zaczęła tam szaleć anomalia zmuszająca przedmioty do atakowania każdego, kto tam wchodził.
Musieli zachować ostrożność, żeby nie tylko nie dać się zauważyć, ale też uniknąć ataku przedmiotów, które mogłyby im przeszkodzić w poskramianiu anomalii. Nie chciała, żeby znowu coś im przeszkodziło i uniemożliwiło zadanie.
I rzeczywiście, ledwie przekroczyli próg, przedmioty będące wyposażeniem redakcji natychmiast ożyły. Ze złowieszczo ciemnej przestrzeni było słychać szelesty, było kwestią czasu, kiedy ich zaatakują, zapewne zadając obrażenia. W tej krótkiej chwili zdążyła jednak zauważyć, że obszar wokół jedynej płonącej świecy był spokojny i nic dziwnego się tam nie działo, zupełnie jakby to światło, które jakimś cudem przetrwało, odpychało złe moce.
Zatem trzeba było wyczarować więcej światła.
- Lumos maxima! – rzuciła szybko, mając nadzieję, że światło pomoże rozgonić ciemności i w jego blasku nic ich już nie zaatakuje.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Kropla do kropli. Zdarzenie do zdarzenia. Anomalie do anamolii...i chociaż wydawało się, że tych naprawionych powinno być już wiele, to wciąż zwiększała się ilość magicznego szaleństwa, które pożerało Anglię. Z jednej strony - znali sposób, by ujarzmić rozedrganą mrokiem moc, z drugiej, wydawało się to niekończącą tułaczką. Walką, której główny cel wciąż oddalał się, pozostawiając ich z garstka topniejącej nadziei.
dwa dni wcześniej, gorzko smakowała porażka, tym bardziej, gdy widziało się już finał. Anomalia wybuchała na nowo, a oni musieli zostawić ją za plecami z urwaną wiara, że ktoś z Zakonu podejmie się wyzwania i sprosta zadaniu, które im umknęło. Ciężar odpowiedzialności gniótł, a Samuel musiał trwać, chowając głębiej pytania i pustkę, która rozlała się na jego duszy. Po prostu musiał walczyć a widząc zakonne niepokoje i naiwne pojęcie "dobra", zgrzytał zębami i brał na barki kolejną akcję.
Nigdy nie myślał, że wizyta w redakcji gazety, którą jeszcze w kwietniu miał ochotę podpalić - teraz przychodził z misją oczyszczenia. Czarna magia w żadnej postaci nie miała prawa panoszyć się w tylu miejscach. Walka z wiatrakami...tak brzmiała fraza, którą przeczytał w mugolskiej książce?
Wystarczyło przekroczy - z pozoru ciche pomieszczenie - w siedzibie gazety, by rozległo się dziwnie furkotanie i szum. Oczom Samuela ukazała się nietypowe, bo lewitujące stado piór, kartek, maszyn do pisania, przycisków, kałamarzy i Merlin wiedział, czego jeszcze.
Zerknął na kuzynkę, która ostatnimi czasy wydawała się bardziej niż spięta. Zazwyczaj posądzał ją o zbyt dziecinne zachowanie, ale seria tragedii rzucała cień na każdego i nie dziwił się, że pozostawił ślad na niej. Byle cierpienie ja wzmocniło i nie pozwoliła upaść.
Ostrzegawcze dźwięki pozwoliły na szybkie wyciągniecie różdżki, ale inkantacja pojawiła się najpierw na ustach Sophii. Zaburzona magia nie usłuchała i Samuel powtórzył zaklęcie, celując w nadlatująca i szarżująca w nich gromadkę - Lumos maxima - cyprysowe drewienko zapulsowało ciepłem, gdy skupił na niej wolę, ale wiedział też, że bez różdżki tez mógł sobie poradzić. Dziś nie było to konieczne. Ironia?
dwa dni wcześniej, gorzko smakowała porażka, tym bardziej, gdy widziało się już finał. Anomalia wybuchała na nowo, a oni musieli zostawić ją za plecami z urwaną wiara, że ktoś z Zakonu podejmie się wyzwania i sprosta zadaniu, które im umknęło. Ciężar odpowiedzialności gniótł, a Samuel musiał trwać, chowając głębiej pytania i pustkę, która rozlała się na jego duszy. Po prostu musiał walczyć a widząc zakonne niepokoje i naiwne pojęcie "dobra", zgrzytał zębami i brał na barki kolejną akcję.
Nigdy nie myślał, że wizyta w redakcji gazety, którą jeszcze w kwietniu miał ochotę podpalić - teraz przychodził z misją oczyszczenia. Czarna magia w żadnej postaci nie miała prawa panoszyć się w tylu miejscach. Walka z wiatrakami...tak brzmiała fraza, którą przeczytał w mugolskiej książce?
Wystarczyło przekroczy - z pozoru ciche pomieszczenie - w siedzibie gazety, by rozległo się dziwnie furkotanie i szum. Oczom Samuela ukazała się nietypowe, bo lewitujące stado piór, kartek, maszyn do pisania, przycisków, kałamarzy i Merlin wiedział, czego jeszcze.
Zerknął na kuzynkę, która ostatnimi czasy wydawała się bardziej niż spięta. Zazwyczaj posądzał ją o zbyt dziecinne zachowanie, ale seria tragedii rzucała cień na każdego i nie dziwił się, że pozostawił ślad na niej. Byle cierpienie ja wzmocniło i nie pozwoliła upaść.
Ostrzegawcze dźwięki pozwoliły na szybkie wyciągniecie różdżki, ale inkantacja pojawiła się najpierw na ustach Sophii. Zaburzona magia nie usłuchała i Samuel powtórzył zaklęcie, celując w nadlatująca i szarżująca w nich gromadkę - Lumos maxima - cyprysowe drewienko zapulsowało ciepłem, gdy skupił na niej wolę, ale wiedział też, że bez różdżki tez mógł sobie poradzić. Dziś nie było to konieczne. Ironia?
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Choć od maja minęło trochę czasu, anomalie wciąż istniały, zakłócając nie tylko czary, ale i gnieżdżąc się w miejscach takich jak to. W normalnych okolicznościach i Sophia czasem pogardzała „Prorokiem codziennym” za jego propagandowe treści zawsze zgodne z tym, co wygodne dla ministerstwa, ale anomalii trzeba było się pozbyć z każdego miejsca, bo wszędzie stanowiły zagrożenie dla niewinnych ludzi. Czasem zastanawiało ją, co sprawiało, że anomalie gnieździły się w akurat takich miejscach, a obeszła już ich naprawdę sporo, do tej pory ponosząc porażkę za porażką. Wiedziała, że ostatnio byli bardzo bliscy zwycięstwa, tak bliscy jak dotąd nie była jeszcze nigdy, ale ostatecznie triumf nad złą mocą uniemożliwiły im magiczne stworzenia, które ich zaatakowały, może w jakiś sposób czerpiąc siłę z anomalii i nie chcąc, by znikła? Tam już nie mogli się pojawić, więc pozostało zmierzenie się z innymi miejscami. Padło na redakcję „Proroka codziennego”.
Porażka była niezwykle gorzka i frustrująca, ale nie trwało długo, kiedy podjęli kolejną próbę, bo przecież kiedyś musiało się udać, kiedyś dobra magia Zakonu musiała wziąć górę nad plugastwem czarnej magii. Znali sposób – teraz pozostawało tylko go użyć, tak, jak zrobili to poprzednio.
Była spięta i skupiona. W trudnych czasach, po utracie bliskich oraz świadomości nadciągającej wojny, musiała pogrzebać tę dawną Sophię, wesołą, pogodną i roztrzepaną psotnicę z Hufflepuffu, która kochała quidditcha i dostawała szlaban za szlabanem, bo już wtedy stawała w obronie słabszych. Ale teraz to było coś więcej niż chronienie młodszych kolegów przed dyskryminacją. To była ochrona tego, co znali, całego ich świata i bliskich, przed złą mocą, która stanowiła zagrożenie.
Choć zareagowała bardzo szybko, zgodnie z wyćwiczonym refleksem, i tak się spóźniła. Inkantacja rozbrzmiała w powietrzu ułamek sekundy za późno, przedmioty zaatakowały, ale Samuel był obok; jego magia usłuchała lepiej i w pomieszczeniu rozbłysła jasna kula światła, która rozgoniła przeraźliwą ciemność i sprawiła, że przedmioty zaniechały dalszego ataku.
Mimo zadrapań i siniaków pozostawionych przez pióra, pergaminy i książki, wiedziała, co musieli teraz zrobić – skupić się na naprawie magii, tak jak wtedy, w rezerwacie. Zrobiła to więc tak, jak poprzednio. Skupiła swoją moc, próbując ujarzmić magię sposobem, który pokazała im profesor Bagshot. Wiedziała, że tuż obok jest Samuel, którego moc zaraz pomoże obłaskawić anomalię. Musieli to zrobić razem, w nadziei, że tym razem się uda.
| naprawiamy sposobem Zakonu!
Porażka była niezwykle gorzka i frustrująca, ale nie trwało długo, kiedy podjęli kolejną próbę, bo przecież kiedyś musiało się udać, kiedyś dobra magia Zakonu musiała wziąć górę nad plugastwem czarnej magii. Znali sposób – teraz pozostawało tylko go użyć, tak, jak zrobili to poprzednio.
Była spięta i skupiona. W trudnych czasach, po utracie bliskich oraz świadomości nadciągającej wojny, musiała pogrzebać tę dawną Sophię, wesołą, pogodną i roztrzepaną psotnicę z Hufflepuffu, która kochała quidditcha i dostawała szlaban za szlabanem, bo już wtedy stawała w obronie słabszych. Ale teraz to było coś więcej niż chronienie młodszych kolegów przed dyskryminacją. To była ochrona tego, co znali, całego ich świata i bliskich, przed złą mocą, która stanowiła zagrożenie.
Choć zareagowała bardzo szybko, zgodnie z wyćwiczonym refleksem, i tak się spóźniła. Inkantacja rozbrzmiała w powietrzu ułamek sekundy za późno, przedmioty zaatakowały, ale Samuel był obok; jego magia usłuchała lepiej i w pomieszczeniu rozbłysła jasna kula światła, która rozgoniła przeraźliwą ciemność i sprawiła, że przedmioty zaniechały dalszego ataku.
Mimo zadrapań i siniaków pozostawionych przez pióra, pergaminy i książki, wiedziała, co musieli teraz zrobić – skupić się na naprawie magii, tak jak wtedy, w rezerwacie. Zrobiła to więc tak, jak poprzednio. Skupiła swoją moc, próbując ujarzmić magię sposobem, który pokazała im profesor Bagshot. Wiedziała, że tuż obok jest Samuel, którego moc zaraz pomoże obłaskawić anomalię. Musieli to zrobić razem, w nadziei, że tym razem się uda.
| naprawiamy sposobem Zakonu!
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Było coś groteskowo zabawnego w obrazku, który zastali na miejscu. Chociaż do śmiechu nie było mu wcale, znał źródło, które wypaczyło magię w tym miejscu. A mimo to zastanowił się krótko nad szarżującymi elementami wyposażenia redakcyjnego. Gdyby nie okoliczności, uznałby całość za widowiskową. Ale realia przekreślały tlącą się we wspomnieniach beztroskę. Ani on nie był taki jak kiedyś, ani świat nie przyjąłby dawnego podejścia. W końcu wojna nie znosiła sprzeciwu. To co miałkie i słabe, ginęło jeśli nie znalazła się wystarczająco silna persona do obrony. Czy tak miało być już zawsze? Czy walczył o to, by przyszłe pokolenia nie musiały rzucać się na poświecenie...wszystkiego?
Światło błysnęło i nawet Samuel przymknął powieki, gdy jasność przedarła się przez źrenice. Moc wystarczyła, by zmusić przesiąknięte anomalią przedmioty do odwrotu, a wisząca nad głowami kula w nieokreślony sposób odpychała nasilające się przy anomalii mdłości. Czarna magia była wypaczeniem samym w sobie. Czy dało się ją "naprawić"?
Źródło zamieszania tętniło silna mocą. Nie było więc dziwne, że do tej pory pozostawała nienaruszona, może nawet silniejsza, siejąc coraz większe spustoszenie w budynku gazety. Ironia, że jeśli im sie uda opanować panujący tutaj chaos, to brukowiec znowu zacznie siać bzdury, którymi raczyli do tej pory. Mógłby zastanawiać się dłużej nad wartością przekazu, który niósł "prorok", ale anomalia wibrowała, jakby wyczuwając potencjalnych przeciwników. Musieli się z nią zmierzyć.
Wysunął różdżkę przed siebie, kierując jej koniec w centrum anomalii. Chwilami zdawało się, ze mieszająca sie w środku czerń - przyciąga, jak magnes, przy jednoczesnej próbie odepchnięcia. Jak dzikie zwierzę, które dostrzegłszy ruch, postanowiło zaatakować i pożreć, by w kolejnej chwili reflektować się, że trafiło na łowcę, nie ofiarę. A przynajmniej, nie tak łatwego przeciwnika. Stojąca obok kuzynka postąpiła podobnie i razem rzucili wyzwanie anomalii. Jak zawsze, nie poddawała się łatwo, ale wspólnie, miało im sie udać. Kiwną głową aurorce - Nie sadzę, żeby to był koniec, one nigdy nie poddają się od razu - mówił cicho, ostrzegawczo, tym samym zapowiadając i przygotowując na następstwa starcia, którego właśnie sie podjęli.
Światło błysnęło i nawet Samuel przymknął powieki, gdy jasność przedarła się przez źrenice. Moc wystarczyła, by zmusić przesiąknięte anomalią przedmioty do odwrotu, a wisząca nad głowami kula w nieokreślony sposób odpychała nasilające się przy anomalii mdłości. Czarna magia była wypaczeniem samym w sobie. Czy dało się ją "naprawić"?
Źródło zamieszania tętniło silna mocą. Nie było więc dziwne, że do tej pory pozostawała nienaruszona, może nawet silniejsza, siejąc coraz większe spustoszenie w budynku gazety. Ironia, że jeśli im sie uda opanować panujący tutaj chaos, to brukowiec znowu zacznie siać bzdury, którymi raczyli do tej pory. Mógłby zastanawiać się dłużej nad wartością przekazu, który niósł "prorok", ale anomalia wibrowała, jakby wyczuwając potencjalnych przeciwników. Musieli się z nią zmierzyć.
Wysunął różdżkę przed siebie, kierując jej koniec w centrum anomalii. Chwilami zdawało się, ze mieszająca sie w środku czerń - przyciąga, jak magnes, przy jednoczesnej próbie odepchnięcia. Jak dzikie zwierzę, które dostrzegłszy ruch, postanowiło zaatakować i pożreć, by w kolejnej chwili reflektować się, że trafiło na łowcę, nie ofiarę. A przynajmniej, nie tak łatwego przeciwnika. Stojąca obok kuzynka postąpiła podobnie i razem rzucili wyzwanie anomalii. Jak zawsze, nie poddawała się łatwo, ale wspólnie, miało im sie udać. Kiwną głową aurorce - Nie sadzę, żeby to był koniec, one nigdy nie poddają się od razu - mówił cicho, ostrzegawczo, tym samym zapowiadając i przygotowując na następstwa starcia, którego właśnie sie podjęli.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Sytuacja mimo wszystko była groźna – jak zawsze w pobliżu anomalii. Przy nich nigdy nie było spokojnie, zawsze trzeba było mieć oczy dookoła głowy. Sophia niejednej anomalii próbowała już wyjść na przeciw, ale dotychczas kończyło się to porażkami i często obrażeniami, bo ta magia nigdy nie poddawała się łatwo. Opanowanie jej było niezwykle trudne i ryzykowne. Z tego co było jej wiadomo, wielu Zakonników ponosiło porażki, próbując walczyć z magią na własną rękę, bo ministerstwo nic z tym nie zrobiło, a teraz wciąż pozostawało w rozsypce i trudno było oczekiwać, że naprawa miejsc takich jak to będzie priorytetem, skoro nie była nim już wcześniej.
Nie było łatwo, ale działali razem, wspólnymi siłami przeciwstawiając się anomalii i próbując nad nią zapanować. Tak, jak parę dni temu w rezerwacie. Wtedy się udało, no, prawie. Nie dane im było dokończyć, ale wcześniej wszystko szło dobrze, aż do momentu ataku upartych stworzeń i ich parzącej wydzieliny, której pozostałości musieli się najpierw pozbyć i uleczyć obrażenia, żeby w ogóle była mowa o próbie z inną anomalią.
Doświadczała teraz odczuć podobnych jak wtedy. Miała wrażenie, że magia się poddaje, ustępuje ich połączonej mocy. Samuel był naprawdę utalentowanym czarodziejem i doświadczonym aurorem, w dodatku Gwardzistą. Kto, jeśli nie on mógłby pokonać anomalię? Ona mu pomagała, zdając sobie sprawę, że moc Zakonu nie płynie w niej tak silnie, jak w nim. Dołożyła jednak swoją cegiełkę, skupiając się ze wszystkich sił na stabilizowaniu magii, by uczynić ten obszar znów bezpiecznym.
Wiedziała, że miał rację. One nigdy nie poddawały się od razu, zawsze walczyły do samiutkiego końca. I rzeczywiście jego słowa szybko okazały się prorocze. Budynek nagle zatrząsł się, zapewne przez ingerencję w magię tego miejsca lub przez ostatnie podrygi anomalii, którą próbowali pokonać.
- Uwaga! – krzyknęła do Sama, widząc, że podłoga zaczyna pękać i w każdej chwili może się pod nimi zarwać. Natychmiast uskoczyła w bok, rozglądając się za miejscem, które wyglądałoby na bezpieczne i próbując przemieścić się w jego stronę. A może tylko jej się wydawało? Musiała się tam dostać, stanie na środku niewątpliwie groziło zapadnięciem się wraz z podłogą i upadkiem na niższe piętro. Miała nadzieję, że uda im się tego uniknąć i że Samuel także zdąży zareagować na czas i uciec z zagrożonego obszaru. Musieli tu wytrzymać jeszcze trochę, by dokończyć stabilizowanie magii.
| 21+32+52+126=231/120
spostrzegawczość III (+60)
Nie było łatwo, ale działali razem, wspólnymi siłami przeciwstawiając się anomalii i próbując nad nią zapanować. Tak, jak parę dni temu w rezerwacie. Wtedy się udało, no, prawie. Nie dane im było dokończyć, ale wcześniej wszystko szło dobrze, aż do momentu ataku upartych stworzeń i ich parzącej wydzieliny, której pozostałości musieli się najpierw pozbyć i uleczyć obrażenia, żeby w ogóle była mowa o próbie z inną anomalią.
Doświadczała teraz odczuć podobnych jak wtedy. Miała wrażenie, że magia się poddaje, ustępuje ich połączonej mocy. Samuel był naprawdę utalentowanym czarodziejem i doświadczonym aurorem, w dodatku Gwardzistą. Kto, jeśli nie on mógłby pokonać anomalię? Ona mu pomagała, zdając sobie sprawę, że moc Zakonu nie płynie w niej tak silnie, jak w nim. Dołożyła jednak swoją cegiełkę, skupiając się ze wszystkich sił na stabilizowaniu magii, by uczynić ten obszar znów bezpiecznym.
Wiedziała, że miał rację. One nigdy nie poddawały się od razu, zawsze walczyły do samiutkiego końca. I rzeczywiście jego słowa szybko okazały się prorocze. Budynek nagle zatrząsł się, zapewne przez ingerencję w magię tego miejsca lub przez ostatnie podrygi anomalii, którą próbowali pokonać.
- Uwaga! – krzyknęła do Sama, widząc, że podłoga zaczyna pękać i w każdej chwili może się pod nimi zarwać. Natychmiast uskoczyła w bok, rozglądając się za miejscem, które wyglądałoby na bezpieczne i próbując przemieścić się w jego stronę. A może tylko jej się wydawało? Musiała się tam dostać, stanie na środku niewątpliwie groziło zapadnięciem się wraz z podłogą i upadkiem na niższe piętro. Miała nadzieję, że uda im się tego uniknąć i że Samuel także zdąży zareagować na czas i uciec z zagrożonego obszaru. Musieli tu wytrzymać jeszcze trochę, by dokończyć stabilizowanie magii.
| 21+32+52+126=231/120
spostrzegawczość III (+60)
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Stara redakcja "Proroka Codziennego"
Szybka odpowiedź