Marina
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Marina
Magiczna przystań dla czarodziejskich jachtów znajduje się w centralnej części Dzielnicy Portowej. Za pomocą zaklęć ukryta przed mugolami, czarodzieje jednak oglądać mogą przeróżne egzotyczne statki zawijające do portu. Można tu znaleźć kupców przywożących latające dywany z dalekiego Egiptu, podróżników i żeglarzy gotowych opowiadać niezwykłe historie i śpiewać szanty. Po pomostach prowadzących do przycumowanych okrętów nie może poruszać się jednak każdy. Do większości okrętów prowadzą osobne ścieżki, które pojawiają się jedynie przed bosmanem portu i załogą danego statku. Turyści nie będący marynarzami mogą w dalszym ciągu korzystać mogą z uroków przechadzek po pomostach, które pojawiają się dosłownie pod stopami i znikają, gdy tylko nogę się z nich zabierze. Takie ścieżki prowadzą daleko w głąb rzeki pozwalając na odbycie nawet najbardziej prywatnych rozmów.
Nie udało mu się poruszyć, umknąć przed zaklęciem, pozostawał w żałosnym położeniu, nie do końca rozeznany w całej sytuacji. Czy to była kara za to, że odrzucił swoją różdżkę, nawet jeśli czyn ten oparty był na dobrych intencjach? Poczuł zaciskające się wokół jego nadgarstków i kostek kajdany, potem unieruchomiony dodatkowo w ten fizyczny sposób uderzył plecami o ścianę, aby ostatecznie legnąć na portowej alei. Był już mocno poobijany, mimo to pragnął jeszcze raz spróbować wyrwać się spod mocy przeklętej Drętwoty, chociaż tyle mógł zrobić.
| rzut na wybudzanie z Drętwoty i bardzo przepraszam za przekroczenie terminu, nie mam nic na swoją obronę
| rzut na wybudzanie z Drętwoty i bardzo przepraszam za przekroczenie terminu, nie mam nic na swoją obronę
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Nie zawahał się przed rzuceniem brutalnego zaklęcia – choć być może powinien; może atak wyprowadzony w kierunku skutego i rozbrojonego przeciwnika, nawet biorąc pod uwagę, jak groźny mógłby się stać w chwili pochwycenia w palce różdżki, stanowił przesunięcie pewnej granicy – i może to dlatego obserwując wbijające się w ciało sople, i przyglądając się przesiąkającej przez szaty krwi, poczuł za mostkiem palącą pustkę, rozchodzącą się po chwili rdzawo-kwaskowatym posmakiem w gardle i ustach. To nie przypominało obezwładniania czarodziejów stających naprzeciwko niego w klubie pojedynków; za zamkniętymi drzwiami portowych tawern nie czekały zastępy magomedyków; ciemnowłosa czarownica zawisła bezwładnie, przyklejona do pajęczyny, kąsana przez pająki – i jeśli jeszcze nie martwa, to mająca wkrótce wyzionąć ducha – a on przyglądał się temu z zaciskającą się coraz mocniej szczęką, chcąc wierzyć, że ogarniające go mdłości były jedynie efektem choroby morskiej. Na którą nigdy nie cierpiał – i która nie mogła go dopaść na nieruchomym trapie statku, zakotwiczonego stabilnie w magicznym porcie.
Zapominając o opuszczeniu różdżki, a może nie robiąc tego z przezorności, wycofał się w górę kładki, chcąc zrównać się ze stojącym na jej szczycie Brendanem – w międzyczasie obserwując, jak skuty przeciwnik zostaje odrzucony do tyłu, z ciałem wciąż unieruchomionym zaklęciem; odwzajemnił spojrzenie Craiga, ostatnie, które rzucił mu przed rozmyciem się w chmurze czarnego dymu, i coś mu mówiło, że nie miało im być dane obserwować, jak materializuje się ponownie. A przynajmniej nie dzisiaj.
Zobaczył mignięcie po swojej prawej stronie i na moment przeniósł spojrzenie na Jackie, lądującą tuż obok nieprzytomnej sylwetki pod ścianą. Machnął różdżką w tamtym kierunku odruchowo, w myślach wypowiadając inkantację Finite Incantatem, chcąc ugasić wyczarowane przez siebie płomienie, by nie stanowiły dla Rineheart zagrożenia ani nie ograniczały pola jej widzenia. – Tsagairt jest nieprzytomna – poinformował Brendana, który ze swojej pozycji mógł nie widzieć dna dołu. Przełknął ślinę, mając nadzieję, że razem z nią wypłucze z własnego głosu przynajmniej część czającego się w nim napięcia. – Co teraz? – zapytał, spoglądając na aurora. Walka dobiegała końca, być może już go dobiegła – a on nie był pewien, jak planowali odszukać Mirabellę; czekał więc na rozkazy, ani na moment nie zapominając, że to Weasley im przewodził.
| rzucam Finite na Circo Igni (bez akcji); przemieszczam się o 3 kratki w prawo, tak, żeby zrównać się z Brendanem
Zapominając o opuszczeniu różdżki, a może nie robiąc tego z przezorności, wycofał się w górę kładki, chcąc zrównać się ze stojącym na jej szczycie Brendanem – w międzyczasie obserwując, jak skuty przeciwnik zostaje odrzucony do tyłu, z ciałem wciąż unieruchomionym zaklęciem; odwzajemnił spojrzenie Craiga, ostatnie, które rzucił mu przed rozmyciem się w chmurze czarnego dymu, i coś mu mówiło, że nie miało im być dane obserwować, jak materializuje się ponownie. A przynajmniej nie dzisiaj.
Zobaczył mignięcie po swojej prawej stronie i na moment przeniósł spojrzenie na Jackie, lądującą tuż obok nieprzytomnej sylwetki pod ścianą. Machnął różdżką w tamtym kierunku odruchowo, w myślach wypowiadając inkantację Finite Incantatem, chcąc ugasić wyczarowane przez siebie płomienie, by nie stanowiły dla Rineheart zagrożenia ani nie ograniczały pola jej widzenia. – Tsagairt jest nieprzytomna – poinformował Brendana, który ze swojej pozycji mógł nie widzieć dna dołu. Przełknął ślinę, mając nadzieję, że razem z nią wypłucze z własnego głosu przynajmniej część czającego się w nim napięcia. – Co teraz? – zapytał, spoglądając na aurora. Walka dobiegała końca, być może już go dobiegła – a on nie był pewien, jak planowali odszukać Mirabellę; czekał więc na rozkazy, ani na moment nie zapominając, że to Weasley im przewodził.
| rzucam Finite na Circo Igni (bez akcji); przemieszczam się o 3 kratki w prawo, tak, żeby zrównać się z Brendanem
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Pęd wywołał furkotanie płaszcza i niewyraźny chłód, nagły i szczypiący, włamujący się pod, choć przylegającą do ciała, szatę. Zatrzymała się przy leżącym mężczyźnie, krokiem amortyzując lądowanie. Nie musiała się nad nim nachylać, żeby poczuć odór litry wypitego alkoholu - na pewno nie ognistej. Obejrzała go dokładnie, sprawdzając, czy nic mu nie jest, ale najwyraźniej świetnie sobie radził, sapiąc sennie pod nosem. Minęła go z prawej strony i zatrzymała się, choć wciąż była na tyle blisko, by odór zapitego czarodzieja wdzierał się do jej nozdrzy w sposób iście nieprzyjemny. Nie miała zamiaru jednak narzekać na podobny stan rzeczy. Obróciła się w stronę dochodzącego do niej głosu Burke'a. Zacisnęła szczeki, patrząc jak znów przemienia się w mgłę. Posłała porozumiewawcze spojrzenia Brenowi i Percy'emu, oczekując z ich strony znaku na to, co mają w tej sytuacji zrobić - jeśli ucieknie, czy puszczą go wolno? Mieli obezwładnionych dwóch wrogów, ale z kolei każdy z nich, bez wyjątku, za tak obrzydliwe inkantacje powinien trafić za kraty.
Sama postanowiła wykonać pewien dość nieprecyzyjnych ruch, którego do tej pory sama wcześniej nie wykonywała, ale była jakaś szansa, że próba się powiedzie. Mirabelli nigdzie nie było, a to ona przecież prowadziła całym procesem ratowania mugolaków. Obróciła się w stronę wyjścia z portu i wyciągnęła przed siebie różdżkę, zamykając przy tym oczy. Obróciła drewno w dłoni i skupiła się na wspomnieniu, które pozwalało jej uformować ze srebrnych strzępów magii jasną sylwetkę patronusa. Byli wtedy w New Forest, oni, trójka Rineheartów, przesiadywali przed ogniskiem przytuleni do siebie ciasno, rodzinnie, tęsknie, łapiący te drobne iskry ciepła, których tak im brakowało; ojciec opowiadał historie swojej młodości, Jackie i Vincent słuchali ich z zapartym tchem. Ta jedna z nielicznych chwil, kiedy była pewna swojego miejsca, swojej rodziny i swojego ja. To jedno szczęśliwe wspomnienie miało jej pomóc uformować patronusa, który, jeśli magia byłaby wystarczająco silna, poniósłby krótką wiadomość do Elisabeth Moore, do kobiety nazywanej Mirabellą, której mogli pomóc. Nie widziała jej twarzy, nie znała jej, nie wiedziała, gdzie mogłaby teraz być, ale wierzyła, że uda jej się zawiadomić ją o aktualnym stanie rzeczy. Wyszukała w pamięci parę opisujących ją szczegółów, które Bren pokazał im w aktach - czystokrwista czarownica mieszkająca w dokach, wdowa po opiekunie smoków w Peak District. To było jak kluczenie w skomplikowanym labiryncie, ale magia przecież znała swoje ścieżki.
| korzystam z przywileju zakonu - patronus 35 ST
Sama postanowiła wykonać pewien dość nieprecyzyjnych ruch, którego do tej pory sama wcześniej nie wykonywała, ale była jakaś szansa, że próba się powiedzie. Mirabelli nigdzie nie było, a to ona przecież prowadziła całym procesem ratowania mugolaków. Obróciła się w stronę wyjścia z portu i wyciągnęła przed siebie różdżkę, zamykając przy tym oczy. Obróciła drewno w dłoni i skupiła się na wspomnieniu, które pozwalało jej uformować ze srebrnych strzępów magii jasną sylwetkę patronusa. Byli wtedy w New Forest, oni, trójka Rineheartów, przesiadywali przed ogniskiem przytuleni do siebie ciasno, rodzinnie, tęsknie, łapiący te drobne iskry ciepła, których tak im brakowało; ojciec opowiadał historie swojej młodości, Jackie i Vincent słuchali ich z zapartym tchem. Ta jedna z nielicznych chwil, kiedy była pewna swojego miejsca, swojej rodziny i swojego ja. To jedno szczęśliwe wspomnienie miało jej pomóc uformować patronusa, który, jeśli magia byłaby wystarczająco silna, poniósłby krótką wiadomość do Elisabeth Moore, do kobiety nazywanej Mirabellą, której mogli pomóc. Nie widziała jej twarzy, nie znała jej, nie wiedziała, gdzie mogłaby teraz być, ale wierzyła, że uda jej się zawiadomić ją o aktualnym stanie rzeczy. Wyszukała w pamięci parę opisujących ją szczegółów, które Bren pokazał im w aktach - czystokrwista czarownica mieszkająca w dokach, wdowa po opiekunie smoków w Peak District. To było jak kluczenie w skomplikowanym labiryncie, ale magia przecież znała swoje ścieżki.
| korzystam z przywileju zakonu - patronus 35 ST
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Ostatni z przeciwników przeobraził się w kłąb czarnego dymu; Percival słusznie zauważył, że kobieta była nieprzytomna. Drugi mężczyzna był zakuty w kajdany - nawet, jeśli przebudzi się z drętwoty, nie mógł już zrobić nic więcej. Przez chwilę wpatrywał się jeszcze w miejsce, gdzie do niedawna stał trzeci - ostatni - nieobezwładniony przeciwnik, ale nie sądził, by ten miał powrócić.
- Dobra robota - mruknął do Percivala, otulając spojrzeniem również rów, w którym utknęła śmierciożerczyni. Mogła być dla nich cennym źródłem informacji i z całą pewnością będzie cennym więźniem - głównie za sprawą dawnego Notta, który stanął naprzeciw wroga. Musiał przyznać, że rycerski zdrajca miał w sobie bardzo dużą moc, wielki talent, który dla odmiany mógł spożytkować ku lepszym celom. - Nie traćmy czasu - odpowiedział w końcu na jego pytanie, nie widział sensu w dalszym znęcaniu się nad tymi wystarczająco obrzydliwymi już ludźmi. - Teraz zajmiemy się tymi, dla których tu przybyliśmy, to oni są najważniejsi. Trzeba im pomóc przedostać się do Oazy - Mirabella nie dotarła na miejsce. Być może napotkała inne... przeszkody, nie czekajmy na nią. Burke, skryty we mgle, może sprowadzić tu posiłki w każdej chwili. Schodzimy - Skinął na zejście pod pokład - Jackie - podniósł ton głosu na tyle, na ile było to konieczne, by oddalona czarownica go usłyszała, a jednocześnie by nie przerywać nadto nocnej ciszy. - Idziemy na dół - Musiała wiedzieć, że zostaje sama, wzmóc czujność, mieć oczy dookoła głowy; Mirabella mogła jeszcze się zjawić - ostatnim rzutem oka obrzucił wybrzeże, chcąc upewnić się, że było czyste.
rzucam na spostrzegawczość + idę w kierunku schodów pod pokład
- Dobra robota - mruknął do Percivala, otulając spojrzeniem również rów, w którym utknęła śmierciożerczyni. Mogła być dla nich cennym źródłem informacji i z całą pewnością będzie cennym więźniem - głównie za sprawą dawnego Notta, który stanął naprzeciw wroga. Musiał przyznać, że rycerski zdrajca miał w sobie bardzo dużą moc, wielki talent, który dla odmiany mógł spożytkować ku lepszym celom. - Nie traćmy czasu - odpowiedział w końcu na jego pytanie, nie widział sensu w dalszym znęcaniu się nad tymi wystarczająco obrzydliwymi już ludźmi. - Teraz zajmiemy się tymi, dla których tu przybyliśmy, to oni są najważniejsi. Trzeba im pomóc przedostać się do Oazy - Mirabella nie dotarła na miejsce. Być może napotkała inne... przeszkody, nie czekajmy na nią. Burke, skryty we mgle, może sprowadzić tu posiłki w każdej chwili. Schodzimy - Skinął na zejście pod pokład - Jackie - podniósł ton głosu na tyle, na ile było to konieczne, by oddalona czarownica go usłyszała, a jednocześnie by nie przerywać nadto nocnej ciszy. - Idziemy na dół - Musiała wiedzieć, że zostaje sama, wzmóc czujność, mieć oczy dookoła głowy; Mirabella mogła jeszcze się zjawić - ostatnim rzutem oka obrzucił wybrzeże, chcąc upewnić się, że było czyste.
rzucam na spostrzegawczość + idę w kierunku schodów pod pokład
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Sytuacja Rycerzy nagle stała się dramatyczna. Craig wiedział, że czarna magia zmieszana z jego krwią nie pozwoli mu na więcej podobnych przemian, a jednak zdecydował się użyć szczególnej, przeznaczonej mu mocy do tego, by zniknąć wszystkim z pola widzenia i wznieść się wysoko, ponad aleję, głowy zebranych i okręt. Black ocknął się wreszcie z drętwoty. Mógł się rozejrzeć i rozeznać w otaczającej go sytuacji. Nie dostrzegł nigdzie śmierciożercy, ale widział, jak czarna jak smoła mgła wznosi się ku niebu. On sam był zakuty w kajdany, które nie pozwalały mu uciec z miejsca, w którym się znajdował. Percival wycofał się z powrotem na okręt, na szczyt drewnianej kładki, stając ramię w ramię z aurorem. Płomienie, które wcześniej buchały na alei zniknęły za sprawą jego działania. Stojąca obok zapijaczonego jegomościa Jackie, skupiła się na swoim szczęśliwym wspomnieniu. Ujrzała oczami wyobraźni swojego ojca i Vincenta, a także siebie między nimi. Miłość, tęsknota i szczęście emanujące z jej myśli wystarczyły, by kraniec jej różdżki zalśnił nagle, a na ciemnym i wilgotnym bruku przed nią pojawił się świetlisty gronostaj, który od razu, w mig pomknął przed siebie, jakby doskonale wiedział dokąd powinien się udać. Brendan, nim zszedł całkiem na pokład i stanął przed zejściem rozejrzał się jeszcze uważnie. Nic nie wzbudziło jego niepokoju, wszystko, lub prawie wszystko wyglądało jak dotąd. Czujność aurora wzmógł ruch na końcu alei, od strony, od której przybyli poprzednio Rycerze Walpurgii. Na rogu dwóch budynków, za beczkami coś dostrzegł - jakiś ruch, możliwe że czyjegoś płaszcza, a może psa. Był jednak pewien, że tam na końcu alei coś lub ktoś jest.
Drzwi z budynku, o który chwilę wcześniej Alphard uderzył plecami otworzyły się i stanął w ich progu tęgi mężczyzna z bujnie zarośniętą twarzą, prawdopodobnie sprowokowany hałasem. Łypał na otoczenie surowym spojrzeniem jednego żywego i drugiego szklanego oka.
— Na siedem cuchnących wilków morskich, co tu się odpierdala — ryknął nie wyściubiając jednak nosa poza wyjście. Obejrzał się na bok, na leżącego i skutego Blacka, a później spojrzał dalej, na Jackie, od której uciekało jasne, migotliwe światło. Stojąc na przeciw kładki był łatwo dostrzegalny również przez Percivala i Brendana, na nich jednak on sam nie zwrócił żadnej uwagi.
|Kolejka:Zakon Feniksa czas na odpis do 30.12 godz. 12:00; Rycerze Walpurgii 31.12 godz: 12:00,
Craig, jeśli chcesz opuścić mapkę i zakończyć misję, wystarczy, że zakomunikujesz to w swoim poście.
Aktywne zaklęcia:
Protecta
Casa Aranea tura: 5 ST wydostania się: 69, do rzutu dolicza się Zx2
Esposas (Alphard)
Esposas (Deirdre)
Wykorzystane moce organizacji:
Craig: 3/3
Mapka:
Na kolor siwy oznaczona została ściana która jest oblepiona pajęczyną.
Na zielono oznaczona została różdżką Alpharda.
Drzwi z budynku, o który chwilę wcześniej Alphard uderzył plecami otworzyły się i stanął w ich progu tęgi mężczyzna z bujnie zarośniętą twarzą, prawdopodobnie sprowokowany hałasem. Łypał na otoczenie surowym spojrzeniem jednego żywego i drugiego szklanego oka.
— Na siedem cuchnących wilków morskich, co tu się odpierdala — ryknął nie wyściubiając jednak nosa poza wyjście. Obejrzał się na bok, na leżącego i skutego Blacka, a później spojrzał dalej, na Jackie, od której uciekało jasne, migotliwe światło. Stojąc na przeciw kładki był łatwo dostrzegalny również przez Percivala i Brendana, na nich jednak on sam nie zwrócił żadnej uwagi.
|Kolejka:Zakon Feniksa czas na odpis do 30.12 godz. 12:00; Rycerze Walpurgii 31.12 godz: 12:00,
Craig, jeśli chcesz opuścić mapkę i zakończyć misję, wystarczy, że zakomunikujesz to w swoim poście.
Aktywne zaklęcia:
Protecta
Casa Aranea tura: 5 ST wydostania się: 69, do rzutu dolicza się Zx2
Esposas (Alphard)
Esposas (Deirdre)
Wykorzystane moce organizacji:
Craig: 3/3
- Żywotność:
Deirdre: -22/200 nieprzytomna
(-20 tłuczone - bark i pośladki), (kąsane: 45 ręce), (kłute: -157 plecy)
Craig: 117/248 kara:-30
(-131 kłute)
Alphard: 83/220 kara: -40
(psychiczne: -30 ), (tłuczone: -71 - biodro i plecy; -36 prawa ręka)
Brendan: 380/380
Jackie: 220/220
Percival: 270/270
- Ekwipunek:
- Deirdre:
różdżka, przedmioty z bonusami, sztylet, biały kryształ,
-antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 40)
-wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek)-felix felicis
Alphard:
różdżka, peleryna niewidka, kryształ
Craig:
Różdżka, maska śmierciożercy (schowana), fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, wszystkowidzące okulary (na nosie)
Eliksiry:
- [?] Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir grozy (1 porcji, stat. 21)
Brendan:
Torba, a w niej: 3x antidotum, 2x eliksir natychmiastowej jasności, 1x czuwający strażnik, 2x wywar ze sproszkowanego srebra, 2x eliksir znieczulający, biały kryształ z grudnia.
Jackie:
różdżka, mała torba - peleryna niewidka, kryształ z białego deszczu
-eliksir Garota (2 porcje)
- eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja)
Percival:
różdżka, pelerynę z włóknami ze smoczej skóry (na sobie), juchtową szarfę (na sobie), brosza z alabastrowym jednorożcem, czarną perłę, amulet wyciszenia, fluoryt, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, wygaszacz, opakowanie papierosów ze schowaną w środku zapalniczką, kryształ z białego deszczu, oraz eliksiry:
-smocza łza (2 porcje, stat. 31),
-eliksir lodowego płaszcza (2 porcje, stat. 31)
Mapka:
Na kolor siwy oznaczona została ściana która jest oblepiona pajęczyną.
Na zielono oznaczona została różdżką Alpharda.
Ktoś tam był, na końcu alei - nocą w porcie mógł się znaleźć każdy, choć podejrzewał, że odgłosy walki skutecznie przepłoszyły większość; jeśli ktoś mimo to podążał w ich stronę, był najprawdopodobniej kimś, na kogo czekali rycerze lub kimś, na kogo czekali oni sami. Istniała szansa, że to Mirabella.
- Ktoś tam jest - wypowiedział na głos, szeptem, tak, by dosłyszeć mógł go jedynie Percival; zatrzymał się w pół kroku, mugolaki wewnątrz kajuty byli przecież bezpieczni. Jeśli zaś nadchodził wróg - Jackie nie powinna zostać sama. Skoncentrował spojrzenie na cieniach, pośród których- był pewien - cos się poruszyło, wiedząc jednak, że jeśli była to osoba ostrożna, nie pojawi się przy nich, jeśli tylko nie będzie miała pewności co do jasności ich zamiarów. Patronus Jackie mógł te zamiary obnażyć, zaklęcie zrodzone z białej magii i pozytywnej emocji niosło jednoznaczną opinię o osobie, która je przywoływała.
Przeciągnął wzrok w bok, gdzie wtem pojawił się jeden z marynarzy - znacznie mniej dyskretnych, jego tubalny krzyk był pewnie słyszalny na całej ulicy. Jeśli było już po wszystkim, to nie miało większego znaczenia. Ministerstwo nie byłoby zapewne zachwycone ich dzisiejszymi działaniami, ale wciąż - występowali z ramienia Ministerstwa Magii.
- Biuro aurorów, Ministerstwo Magii - odpowiedział mężczyźnie nie mniej donośnym głosem, uchwyciwszy pół szklane spojrzenie wilka morskiego. Przesunął się krok w bok, by nie zagradzać drogi Percivalowi - nie musiał zostawać na górze. - Wracaj do domu, jeśli nie szukasz kłopotów, dobry człowieku. Do rana będzie po wszystkim.
- Ktoś tam jest - wypowiedział na głos, szeptem, tak, by dosłyszeć mógł go jedynie Percival; zatrzymał się w pół kroku, mugolaki wewnątrz kajuty byli przecież bezpieczni. Jeśli zaś nadchodził wróg - Jackie nie powinna zostać sama. Skoncentrował spojrzenie na cieniach, pośród których- był pewien - cos się poruszyło, wiedząc jednak, że jeśli była to osoba ostrożna, nie pojawi się przy nich, jeśli tylko nie będzie miała pewności co do jasności ich zamiarów. Patronus Jackie mógł te zamiary obnażyć, zaklęcie zrodzone z białej magii i pozytywnej emocji niosło jednoznaczną opinię o osobie, która je przywoływała.
Przeciągnął wzrok w bok, gdzie wtem pojawił się jeden z marynarzy - znacznie mniej dyskretnych, jego tubalny krzyk był pewnie słyszalny na całej ulicy. Jeśli było już po wszystkim, to nie miało większego znaczenia. Ministerstwo nie byłoby zapewne zachwycone ich dzisiejszymi działaniami, ale wciąż - występowali z ramienia Ministerstwa Magii.
- Biuro aurorów, Ministerstwo Magii - odpowiedział mężczyźnie nie mniej donośnym głosem, uchwyciwszy pół szklane spojrzenie wilka morskiego. Przesunął się krok w bok, by nie zagradzać drogi Percivalowi - nie musiał zostawać na górze. - Wracaj do domu, jeśli nie szukasz kłopotów, dobry człowieku. Do rana będzie po wszystkim.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zatrzymał się na szczycie kładki, przez moment przyglądając się jeszcze kłębowi czarnego jak smoła dymu, wzbijającemu się ku nocnemu niebu, zastanawiając się mgliście, czy gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej, to on stałby teraz po drugiej stronie, zaciskając pięści z bezsilności. Chciał wierzyć, że nie – ale nie posiadł jeszcze umiejętności odgadywania przyszłości.
Do rzeczywistości przywróciły go słowa Brendana, których w pierwszym momencie nie zrozumiał – nie spodziewał się pochwały, a już na pewno na nią nie czekał – ale kiwnął sztywno głową w podziękowaniu, choć wcale nie czuł jeszcze, że zrobił tego wieczoru coś dobrego, myślami znajdując się zupełnie gdzieś indziej: z ludźmi skrytymi pod pokładem, prawdopodobnie wciąż kulącymi się ze strachu, oraz z tymi, których pozostawił w Kornwalii, obiecawszy im, że po nich wróci. Powinien to zrobić jak najszybciej – ale Brendan miał rację, najpierw musieli się upewnić, że reszta wydostanie się z magicznego portu bezpiecznie.
Podążył za Weasleyem ku schodom prowadzącym pod pokład, w międzyczasie wyłapując porozumiewawcze spojrzenie Jackie – ale sam auror zdawał się coś jeszcze zauważyć, bo zatrzymał się tuż przed zejściem. Jego szept dotarł do Percivala bez problemu, przesunął więc wzrok w miejsce, w które ten się wpatrywał – ale nie zauważył niczego. Jeżeli ktokolwiek znajdował się w jednym zaułków lub krył w załamaniu uliczki, prawdopodobnie czekał na rozwiązanie sytuacji; mógł to być wróg, podejrzewał jednak, że wtedy zareagowałby wcześniej, nie czekając, aż jego sojusznicy zostaną obezwładnieni – jeśli z kolei była to Mirabella, być może patronus wysłany przez Jackie wyciągnie ją z ukrycia. – Zajmę się tym – odpowiedział Brendanowi, równie cicho, gdy ten przesunął się w przejściu, najwyraźniej chcąc go przepuścić. Za sobą usłyszał hałas – huknęły drzwi jednej z tawern, a po porcie rozległ się głośny okrzyk marynarza – ale wiedział, że nie było to nic, z czym Brendan i Jackie mieliby sobie nie poradzić; Weasley zareagował zresztą bez zawahania, nakazując mężczyźnie wycofanie się.
Percival, rzuciwszy ostatnie spojrzenie na alejkę, ruszył pod pokład, schodząc po schodach prowadzących na niższy poziom, mając wrażenie, że minęły całe godziny, odkąd go opuścił – choć w rzeczywistości walka nie mogła trwać dłużej niż kilkanaście minut; już będąc pod pokładem, od razu skierował się na lewo, w stronę skrzyń, w których wcześniej widział schowanych ludzi – i w tam, gdzie wysłał ojca Rogera, tuż przed aktywowaniem świstoklika. – To ja – Percival – odezwał się głośno, licząc na to, że gdziekolwiek znajdowali się mugolacy, rozpoznają jego głos. – Zostaliśmy zaatakowani, ale teren jest już czysty. Na górze są aurorzy, czekają na Mirabellę. – Donośne zawołanie Brendana mogło właściwie do nich dotrzeć; kiedy przedstawił ich jako Biuro Aurorów, znajdował się tuż przy zejściu. – Nic wam nie grozi – możecie wyjść. Zabierzemy was w bezpieczne miejsce – dodał spokojnie, wciąż przemieszczając się w stronę skrzyń, z różdżką opuszczoną ku drewnianej podłodze.
| schodzę w dół (na poziom -1) i przesuwam się w górę mapy, na tyle, ile mogę - nie wiem, gdze na mapce są schody, ustaw mnie więc, Mistrzu, wedle swojego uznania <3
Do rzeczywistości przywróciły go słowa Brendana, których w pierwszym momencie nie zrozumiał – nie spodziewał się pochwały, a już na pewno na nią nie czekał – ale kiwnął sztywno głową w podziękowaniu, choć wcale nie czuł jeszcze, że zrobił tego wieczoru coś dobrego, myślami znajdując się zupełnie gdzieś indziej: z ludźmi skrytymi pod pokładem, prawdopodobnie wciąż kulącymi się ze strachu, oraz z tymi, których pozostawił w Kornwalii, obiecawszy im, że po nich wróci. Powinien to zrobić jak najszybciej – ale Brendan miał rację, najpierw musieli się upewnić, że reszta wydostanie się z magicznego portu bezpiecznie.
Podążył za Weasleyem ku schodom prowadzącym pod pokład, w międzyczasie wyłapując porozumiewawcze spojrzenie Jackie – ale sam auror zdawał się coś jeszcze zauważyć, bo zatrzymał się tuż przed zejściem. Jego szept dotarł do Percivala bez problemu, przesunął więc wzrok w miejsce, w które ten się wpatrywał – ale nie zauważył niczego. Jeżeli ktokolwiek znajdował się w jednym zaułków lub krył w załamaniu uliczki, prawdopodobnie czekał na rozwiązanie sytuacji; mógł to być wróg, podejrzewał jednak, że wtedy zareagowałby wcześniej, nie czekając, aż jego sojusznicy zostaną obezwładnieni – jeśli z kolei była to Mirabella, być może patronus wysłany przez Jackie wyciągnie ją z ukrycia. – Zajmę się tym – odpowiedział Brendanowi, równie cicho, gdy ten przesunął się w przejściu, najwyraźniej chcąc go przepuścić. Za sobą usłyszał hałas – huknęły drzwi jednej z tawern, a po porcie rozległ się głośny okrzyk marynarza – ale wiedział, że nie było to nic, z czym Brendan i Jackie mieliby sobie nie poradzić; Weasley zareagował zresztą bez zawahania, nakazując mężczyźnie wycofanie się.
Percival, rzuciwszy ostatnie spojrzenie na alejkę, ruszył pod pokład, schodząc po schodach prowadzących na niższy poziom, mając wrażenie, że minęły całe godziny, odkąd go opuścił – choć w rzeczywistości walka nie mogła trwać dłużej niż kilkanaście minut; już będąc pod pokładem, od razu skierował się na lewo, w stronę skrzyń, w których wcześniej widział schowanych ludzi – i w tam, gdzie wysłał ojca Rogera, tuż przed aktywowaniem świstoklika. – To ja – Percival – odezwał się głośno, licząc na to, że gdziekolwiek znajdowali się mugolacy, rozpoznają jego głos. – Zostaliśmy zaatakowani, ale teren jest już czysty. Na górze są aurorzy, czekają na Mirabellę. – Donośne zawołanie Brendana mogło właściwie do nich dotrzeć; kiedy przedstawił ich jako Biuro Aurorów, znajdował się tuż przy zejściu. – Nic wam nie grozi – możecie wyjść. Zabierzemy was w bezpieczne miejsce – dodał spokojnie, wciąż przemieszczając się w stronę skrzyń, z różdżką opuszczoną ku drewnianej podłodze.
| schodzę w dół (na poziom -1) i przesuwam się w górę mapy, na tyle, ile mogę - nie wiem, gdze na mapce są schody, ustaw mnie więc, Mistrzu, wedle swojego uznania <3
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Marynarz, który pojawił się w drzwiach burknął pod nosem coś niezrozumiałego, prawdopodobnie zaklął siarczyście, odwracając wzrok na okręt, na którym dopiero teraz dostrzegł właściciela głosu, który był skierowany najprawdopodobniej do niego.
— Biuro aurorów, psia jucha, jeszcze tu tych przywiało...— burczał pod nosem, kręcąc z niezadowoleniem gębą. Splunął jednak na bok, zerkając na nieruchomego i skutego w kajdany mężczyznę. Wyglądało na to, że uwierzył słowom aurora i nie zamierzał się pchać w kolejne awantury, zamknął więc drzwi, znikając z powrotem w środku speluny.
Na końcu alei, zza beczek wyłoniła się postać w siwym płaszczu z kapturem, który był mocno naciągnięty na głowę. Miała przy sobie różdżkę i wyraźnie trzymała ją w dłoni, końcem lekko skierowanym do przodu. Nie wiadomo, co dokładnie sprowokowało postać do ruszenia się z miejsca, ale wykonała kilka kroków przed siebie, wolną dłonią wykonując gest, który mógł wyraźnie nakazywać komuś zatrzymanie się. Postać nie zatrzymała się jednak, śmiało idąc przed siebie, w kierunku okrętu. Spojrzała na Jackie, która jako pierwsza mogła ujrzeć — postać była kobietą w średnim wieku. Lokowate włosy otulały jej twarz w półmroku. Wyglądała tak, jakby zamierzała przejść obok, nie zaczepiając przy tym nikogo, nie mieszając się też w sprawy ministerstwa.
Percival zszedł pod pokład, gdzie przez dłuższą chwilę nie usłyszał ani szmeru. Ale po swoich własnych słowach i krótkiej ciszy, w końcu rozległy się ciche kroki, a także trzask przypominający otwieranie skrzyni. Oczom Percivala ukazał się Gilbert w towarzystwie czterech kobiet w różnym wieku. Wszystkie były milczące i wystraszone.
– I co? Co tam się wydarzyło? Mirabella przybyła? Co z resztą, którą zabrałeś?— seria pytań wylała się z ust Gilberta, który nie spuszczał z Blake'a wzroku.
Czarna mgła wciąż znajdowała się nad aleją, nad głowami wszystkich.
|Kolejka: Rycerze Walpurgii 01.01 godz: 12:00, Zakon Feniksa czas na odpis do 02.01 godz. 12:00;
Craig, jeśli chcesz opuścić mapkę i zakończyć misję, wystarczy, że zakomunikujesz to w swoim poście.
Jeśli w tej turze nie odpisze ani Craig, ani Alphard misja Rycerzy Walpurgii zostanie uznana z góry za zakończoną.
Aktywne zaklęcia:
Protecta
Casa Aranea tura: 6 ST wydostania się: 69, do rzutu dolicza się Zx2
Esposas (Alphard)
Esposas (Deirdre)
Wykorzystane moce organizacji:
Craig: 3/3
Mapka:
Na kolor siwy oznaczona została ściana która jest oblepiona pajęczyną.
Na zielono oznaczona została różdżką Alpharda.
Przez wzgląd na zawieszenie walki, możecie poruszać się po mapie dowolną ilość pól aż do odwołania.
— Biuro aurorów, psia jucha, jeszcze tu tych przywiało...— burczał pod nosem, kręcąc z niezadowoleniem gębą. Splunął jednak na bok, zerkając na nieruchomego i skutego w kajdany mężczyznę. Wyglądało na to, że uwierzył słowom aurora i nie zamierzał się pchać w kolejne awantury, zamknął więc drzwi, znikając z powrotem w środku speluny.
Na końcu alei, zza beczek wyłoniła się postać w siwym płaszczu z kapturem, który był mocno naciągnięty na głowę. Miała przy sobie różdżkę i wyraźnie trzymała ją w dłoni, końcem lekko skierowanym do przodu. Nie wiadomo, co dokładnie sprowokowało postać do ruszenia się z miejsca, ale wykonała kilka kroków przed siebie, wolną dłonią wykonując gest, który mógł wyraźnie nakazywać komuś zatrzymanie się. Postać nie zatrzymała się jednak, śmiało idąc przed siebie, w kierunku okrętu. Spojrzała na Jackie, która jako pierwsza mogła ujrzeć — postać była kobietą w średnim wieku. Lokowate włosy otulały jej twarz w półmroku. Wyglądała tak, jakby zamierzała przejść obok, nie zaczepiając przy tym nikogo, nie mieszając się też w sprawy ministerstwa.
Percival zszedł pod pokład, gdzie przez dłuższą chwilę nie usłyszał ani szmeru. Ale po swoich własnych słowach i krótkiej ciszy, w końcu rozległy się ciche kroki, a także trzask przypominający otwieranie skrzyni. Oczom Percivala ukazał się Gilbert w towarzystwie czterech kobiet w różnym wieku. Wszystkie były milczące i wystraszone.
– I co? Co tam się wydarzyło? Mirabella przybyła? Co z resztą, którą zabrałeś?— seria pytań wylała się z ust Gilberta, który nie spuszczał z Blake'a wzroku.
Czarna mgła wciąż znajdowała się nad aleją, nad głowami wszystkich.
|Kolejka: Rycerze Walpurgii 01.01 godz: 12:00, Zakon Feniksa czas na odpis do 02.01 godz. 12:00;
Craig, jeśli chcesz opuścić mapkę i zakończyć misję, wystarczy, że zakomunikujesz to w swoim poście.
Jeśli w tej turze nie odpisze ani Craig, ani Alphard misja Rycerzy Walpurgii zostanie uznana z góry za zakończoną.
Aktywne zaklęcia:
Protecta
Casa Aranea tura: 6 ST wydostania się: 69, do rzutu dolicza się Zx2
Esposas (Alphard)
Esposas (Deirdre)
Wykorzystane moce organizacji:
Craig: 3/3
- Żywotność:
Deirdre: -22/200 nieprzytomna
(-20 tłuczone - bark i pośladki), (kąsane: 45 ręce), (kłute: -157 plecy)
Craig: 117/248 kara:-30
(-131 kłute)
Alphard: 83/220 kara: -40
(psychiczne: -30 ), (tłuczone: -71 - biodro i plecy; -36 prawa ręka)
Brendan: 380/380
Jackie: 220/220
Percival: 270/270
- Ekwipunek:
- Deirdre:
różdżka, przedmioty z bonusami, sztylet, biały kryształ,
-antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 40)
-wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek)-felix felicis
Alphard:
różdżka, peleryna niewidka, kryształ
Craig:
Różdżka, maska śmierciożercy (schowana), fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, wszystkowidzące okulary (na nosie)
Eliksiry:
- [?] Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir grozy (1 porcji, stat. 21)
Brendan:
Torba, a w niej: 3x antidotum, 2x eliksir natychmiastowej jasności, 1x czuwający strażnik, 2x wywar ze sproszkowanego srebra, 2x eliksir znieczulający, biały kryształ z grudnia.
Jackie:
różdżka, mała torba - peleryna niewidka, kryształ z białego deszczu
-eliksir Garota (2 porcje)
- eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja)
Percival:
różdżka, pelerynę z włóknami ze smoczej skóry (na sobie), juchtową szarfę (na sobie), brosza z alabastrowym jednorożcem, czarną perłę, amulet wyciszenia, fluoryt, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, wygaszacz, opakowanie papierosów ze schowaną w środku zapalniczką, kryształ z białego deszczu, oraz eliksiry:
-smocza łza (2 porcje, stat. 31),
-eliksir lodowego płaszcza (2 porcje, stat. 31)
Mapka:
Na kolor siwy oznaczona została ściana która jest oblepiona pajęczyną.
Na zielono oznaczona została różdżką Alpharda.
Przez wzgląd na zawieszenie walki, możecie poruszać się po mapie dowolną ilość pól aż do odwołania.
Nie umknął od razu. Krążąc wysoko w górze obserwował całą sytuację. Nie mógł wiele zrobić - choć wciąż był wolny, nie dałby rady ani uwolnić i wspomóc w ucieczce Alpharda, ani zabrać stąd nieprzytomnej Deirdre. Próbował się więc skryć na tle czarnego nieba, uważnie śledząc ruchy poszczególnych osób. Widząc jak na scenę wkracza kolejna zakapturzona postać, mógł tylko zakląć w myślach. Chyba domyślał się, kim mogła być. Nie byli więc nawet blisko w przeszkodzeniu zdrajcom, ale teraz nie miało to już znaczenia.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Trzask drzwi go uspokoił, nie potrzebowali tutaj cywili, a już na pewno nie agresywnych cywili; sprawa nie była tak do końca sprawą biura aurorów, subtelność była mimo wszystko wskazana, zwłaszcza, że doskonale wiedział, ze troje tych ludzi miało być przez Ministerstwo Magii pod nadzorem Malfoya chronieni. Percival zszedł, Brendan nie podążył za nim - zamiast tego kierując czujny wzrok ponad swoją głowę; spodziewał się, że mgła rozwieje się na strzępy, że zniknie, ucieknie z placu boju - ale ten człowiek został z nimi. Nie potrzebowali świadków, a jeśli tylko miał okazję dorwać Craiga Burke'a po raz drugi, nie zamierzał jej marnować. Uniósł różdżkę ponad głowę, przywołując formułę zaklęcia antymagicznego - nie miał pojęcia, czy jego formuła mogła tutaj pomóc, ale zamierzał przynajmniej spróbować. Mógł dostać śmierciożercę kosztem oswobodzenia Blacka - i był gotów podjąć to ryzyko.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Przedłużająca się cisza pod pokładem wywołała u niego niepokój, ale na szczęście – krótkotrwały; słysząc skrzypnięcie skrzyni, odruchowo mocniej zacisnął palce na różdżce, jakby spodziewając się, że z ciemności wyłoni się kolejne niebezpieczeństwo, dostrzegł jednak Gilberta – w towarzystwie czterech kobiet. Wystraszonych, zmęczonych, przywołujących mgliste wspomnienie Vanessy; musiał dostać się do niej i do pozostałych pozostawionych w Kornwalii mugolaków jak najszybciej. – Zaatakowało nas troje czarnoksiężników, prawdopodobnie również szukali Mirabelli – odpowiedział mężczyźnie, poprzednio kiwnąwszy głową w stronę wszystkich; na bardziej wylewne powitania nie mieli czasu. – Udało nam się unieszkodliwić całą trójkę, na ten moment nic wam nie zagraża. Nie widzieliśmy samej Mirabelli – ale właściwie nie ma w tym nic dziwnego, jeśli ma pod swoją opieką innych ludzi, to na pewno nie chciała ich wciągać w wir walki. – On by tak zrobił; próba przedostania się na statek pomiędzy przecinającymi powietrze zaklęciami byłaby co najmniej lekkomyślna. – Reszta jest bezpieczna, są ukryci. Roger też – odpowiedział Gilbertowi; wciąż nie był pewien istoty łączących ich relacji, ale z całą pewnością były bliskie. – Chodźcie za mną na górę – Jackie i Brendan, aurorzy, pomogą wam dotrzeć do Oazy. Ja wrócę po pozostałych, upewnię się, że również tam trafią – dodał jeszcze, wskazując dłonią na górny pokład.
Ruszył tam zaraz potem, mając nadzieję, że mugolacy podążają za nim; znalazłszy się obok Brendana, rozejrzał się ponownie, dopiero po chwili dostrzegając nową, kobiecą sylwetkę, która pojawiła się w porcie. Posłał pytające spojrzenie w stronę aurora, ale ten różdżką celował ku górze. Czy Burke naprawdę był takim idiotą, że nie wykorzystał okazji do ucieczki – nawet biorąc pod uwagę, że on i jego towarzysze nie mieli już najmniejszych szans na wygraną? Mruknął coś niewyraźnie pod nosem z irytacją, po czym również wyciągnął różdżkę w górę, chcąc wspomóc Brendana, zabrać magię z otoczenia, być może obezwładnić wirującą im nad głowami mgłę; zaklęcie było trudne, nie sięgał po nie jeszcze nigdy na polu walki – ale pozostawało w jego zasięgu.
| stoję obok Brendana, rzucam pole antymagiczne
Ruszył tam zaraz potem, mając nadzieję, że mugolacy podążają za nim; znalazłszy się obok Brendana, rozejrzał się ponownie, dopiero po chwili dostrzegając nową, kobiecą sylwetkę, która pojawiła się w porcie. Posłał pytające spojrzenie w stronę aurora, ale ten różdżką celował ku górze. Czy Burke naprawdę był takim idiotą, że nie wykorzystał okazji do ucieczki – nawet biorąc pod uwagę, że on i jego towarzysze nie mieli już najmniejszych szans na wygraną? Mruknął coś niewyraźnie pod nosem z irytacją, po czym również wyciągnął różdżkę w górę, chcąc wspomóc Brendana, zabrać magię z otoczenia, być może obezwładnić wirującą im nad głowami mgłę; zaklęcie było trudne, nie sięgał po nie jeszcze nigdy na polu walki – ale pozostawało w jego zasięgu.
| stoję obok Brendana, rzucam pole antymagiczne
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Marina
Szybka odpowiedź