Taras widokowy
Olbrzymie lunety, przy których można usiąść i przyjrzeć się nocnemu niebu są wyjątkowe; zaklęte w ten sposób, by bez trudu odnajdywały kolejne konstelacje gwiazd. Szkła mają doskonałą widoczność.
Za dnia taras jest zamknięty.
W Wieży Astrologów zorganizowano nocny pokaz spadających komet – wstęp był jak najbardziej darmowy, choć wydarzenie zdecydowanie zostało przeznaczone dla nocnych marków, którzy dotrwają do wielkiego widowiska. W ramach organizacji zwiedzono całą budowlę począwszy od sali planet i skończywszy na komnacie z mapą nieba. Punkt kulminacyjny przedstawienia miał miejsce na tarasie widokowym, gdzie zebrali się wszyscy uczestnicy nocnej wycieczki. Elizabeth zapewne odwiedziła wieżę dla samej rozrywki, lecz Luna jako niedoświadczona jeszcze badaczka, chciała poznać jeden z ciekawszych i bardziej tajemniczych aspektów nauki, którą była astrologia – a nuż zaciekawi ją na tyle, by chciała zająć się nią w przyszłości? Obie po interesującym pokazie i obserwacji spadających komet, które rozbłysły na niebie srebrzystym deszczem, przystanęły do lunet, aby przyjrzeć się gwieździstemu i bezchmurnemu niebu zimowej nocy z bliska. Przejęte szeregiem zjawisk, które zaobserwowały, nie zorientowały się, kiedy taras opustoszał, a przewodnicy zamknęli wejście do tarasu na czas wycieczki, prowadząc ospałą już grupę w kierunku kawiarni, gdzie wszyscy mieli zostać poczęstowani pobudzającą, ciemną kawą.
Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy! :love:
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chociaż astronomia nigdy nie należała do głównych zainteresowań Luny, już kilkakrotnie pojawiała się w obserwatorium, pchana tam przez zwykłą ciekawość i głód wiedzy. Wiedziała też, że ta dziedzina magii bywa przydatna przy innych, na przykład przy eliksirach (które akurat były pasją jej siostry), czy nawet zaklęciach (które z kolei były jej pasją). Nawet w Departamencie Tajemnic istniała podobno sekcja zajmująca się astronomią. To był wystarczający powód, by chcieć dowiedzieć się czegoś więcej; pewnego dnia może okazać się, że ta wiedza przyda jej się w jakichś badaniach nad zaklęciami czy istotą magii w ogóle, co niezwykle ją fascynowało.
Pojawiła się na nocnym pokazie w towarzystwie Astry; późna godzina nie stanowiła dla niej problemu, jako że Luna lubiła nocny tryb życia i często kładła się spać bardzo późno. Podczas gdy niektórzy odwiedzający wydawali się wyraźnie senni, panny Spencer-Moon były rześkie i rozbudzone. Luny nie zrażał nawet grudniowy chłód, przed którym chroniła się ciepłym płaszczem. Ta zimowa noc sprzyjała jednak obserwacjom; niebo było bezchmurne, jego czysty, ciemny odcień granatu mąciły jedynie gwiazdy i księżyc. Szczególnie fascynujące były spadające gwiazdy, które przecież nie pojawiały się codziennie, a teraz było je widać nawet gołym okiem.
Była tak pochłonięta wpatrywaniem się w niebo przez teleskop, że nawet nie zauważyła, kiedy z tarasu zniknęli inni odwiedzający. Dopiero, gdy nagle zdała sobie sprawę, że jest znacznie ciszej i nie słyszała już przyciszonych głosów za plecami ani zachwytów Astry, więc oderwała się od przyrządu i rozejrzała po otoczeniu.
Nie było nikogo, nawet jej siostry. Zauważyła tylko jedną czarownicę kilka stanowisk dalej, może parę lat starszą od niej, którą kojarzyła przelotnie z korytarzy ministerstwa. Wydawało jej się, że chyba była aurorem; amnezjatorzy czasami pomagali im, kiedy po akcjach trzeba było zmodyfikować komuś pamięć, więc Luna kojarzyła niektórych z nich przynajmniej z widzenia.
- Chyba trochę się zagapiłyśmy. Wszyscy już poszli – powiedziała Luna. Och, żałowała, że nie mogła popatrzeć w gwiazdy dłużej, ale zawsze mogła skorzystać z teleskopu ojca i dokończyć obserwacje w domu. – Też powinnyśmy do nich dołączyć, zanim nas tutaj zamkną.
O ile już tego nie zrobili. Zerknęła w dół, z tarasu widząc, jak inni wysypują się z wieży i idą w kierunku niedużej kawiarni wchodzącej w skład kompleksu. Westchnęła tylko, wcale niezdziwiona swoim oderwaniem od rzeczywistości i przegapieniem momentu wyjścia. Często zdarzało jej się zatracić tak, że nie zwracała uwagi na otoczenie. Ruszyła jednak w stronę drzwi, mając nadzieję, że te są otwarte i że uda im się pospiesznie dogonić resztę wycieczki.
Myślała by zabrać ze sobą Inarę lub swoją siostrę, ale każda z nich była zajęta swoimi sprawami. Chciała również chwili dla siebie, gdy nie musiała się martwić ich problemami, nawet swoimi własnymi. Po prostu trwała i podziwiała – było to o wiele prostsze. Była tak zapatrzone widokami przez teleskop, że nie zauważyła gdy została sama wraz z inną czarownicą. Była ona chyba amnezjatorką, ale na pewno przyszło im kiedyś ze sobą pracować choć dziewczyna wydawała się bardzo młoda.
- Śpieszyli się zdecydowanie na kawę. – skomentowała odczuwając, że jej również przydałaby się kolejna dawka kofeiny. Jako auror czasami musiała pracować w godzinach nocnych, ale nie oznaczało to, że nie odczuwała zmęczenia. Skierowała się w stronę drzwi, by opuścić wieże ale nie mogła ich otworzyć. Popatrzyła na dziewczynę i chyba obie zrozumiały co je spotkało. – Zamknęli nas tu. – powiedziała na głos oczywistość zaskoczona takim obrotem spraw. Czy naprawdę takie przyjemne wyjścia musiało się zakończyć w taki sposób- czy to jest złośliwość świata czy jej osobisty pech.
- Myślę, że jak stałyśmy się już towarzyszkami niedoli to warto, by się było przedstawić. Elizabeth. – wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny. – Pracujesz w ministerstwie, prawda? – zapytała gdyż nie jeden raz widziała dziewczynę, a miała pamięć do twarzy. Spojrzała ponownie na drzwi zastanawiając się czy warto jeszcze krzyczeć czy muszą sobie radzić same. Były czarownicami, swoje potrafią.
Westchnęła tylko i przeczesała palcami krzywo przyciętą grzywkę, zerkając ponuro na zamknięte drzwi. Opiekun grupy mimo wszystko powinien sprawdzić, czy taras jest pusty, zanim go zamknie, ale może był równie zakręcony, jak czasem panna Spencer-Moon?
- Luna – powiedziała, a na jej bladej twarzy, kontrastującej z ciemnymi włosami, pojawił się lekki uśmiech. – Pracuję w Kwaterze Amnezjatorów i wydaje mi się, że kojarzę cię z jakiejś misji aurorów.
Może to nie był najlepszy czas na rozmowę, ale cóż, Luna była dość specyficzną osóbką i nie tak łatwo było ją wpędzić w panikę, nawet zamykając ją na tarasie obserwatorium. Była dosyć spokojna i nie rzucała się chaotycznie do drzwi ani nie zaczęła w nie kopać i wrzeszczeć. Przekonawszy się, że są zamknięte, zwróciła się znowu w stronę Elizabeth.
- Myślę, że powinnyśmy same je otworzyć i dogonić resztę grupy. Ciekawe tylko, czy wystarczy zwykła Alohomora, czy może trzeba będzie pomyśleć nad czymś bardziej skomplikowanym. – Luna miała nadzieję, że wystarczy proste, nieszkodliwe zaklęcie, bo nie miała ochoty odpowiadać później za zniszczenie drzwi. Choć zawsze pozostawał jeszcze patronus, mogła wysłać go do Astry lub kogoś z obsługi i powiadomić o ich obecności w zamkniętej wieży obserwacyjnej. – Jeśli nikt nie będzie przechodził obok wieży, równie dobrze możemy czekać tutaj nawet do rana. Chociaż przynajmniej możemy zabić czas, obserwując niebo – zerknęła przez ramię na teleskopy, wciąż rozmieszczone w równych rzędach wzdłuż kamiennej barierki. Ale mimo wszystko wolałaby jednak stąd wyjść i znaleźć się w cieplejszym miejscu. Grudzień nie był najlepszą porą na spędzanie nocy na zewnątrz. Co innego lato, wtedy Lunie często zdarzało się po nocy siedzieć na balkonie lub podwórzu i patrzeć w gwiazdy.
- To bardzo prawdopodobne, ale wydajesz się niesamowicie młoda. Nie możesz długo pracować w ministerstwie. – zauważyła ciesząc się niezobowiązującą rozmową z osobą, z którą zapewne nigdy nie połączy jej nic głębszego. Poznała Lunę, wydawała się bardzo miła i chyba tylko to mogła o niej powiedzieć. Będą spotykały się na korytarzu w ministerstwie, uśmiechać się na swój widok przypominając sobie ową noc.
- Myślę, że możemy spróbować Alohomora. Jeśli się nie uda to przejdziemy do innych zaklęć albo do krzyku. Chyba mają tu jakiegoś ochronnika, który pilnuje tego terenu. Chociaż patrząc na ich zorganizowanie to nie zdziwiłabym się gdyby nie mieli. – powiedziała z dezaprobatą wobec nieudolności pracowników wieży astrologicznej. Jeszcze można byłoby zrozumieć zamknięcie jednej osoby, ale dwóch?! Przecież to trzeba być naprawdę mało inteligentnym albo nie chcieć zobaczyć, że ktoś pozostał.
- Możemy poobserwować niebo. Nie znam się zupełnie na astronomii, ale akurat tego nie potrzebuje do podziwiania. Jesteś zainteresowana astronomią czy również przyszłaś tu dla rozrywki? – dopytała się by zabić czas. Naprawdę niebo było piękne, ale ile można się w nie wpatrywać. Już ciekawsza była Luna – przynajmniej oddychała i była nieznana czyli była kimś nowym, a taki osoby zawsze warto lepiej poznawać.
- Ukończyłam kurs dopiero w tym roku, więc to prawda, pracuję krótko – odpowiedziała. Mimo ukończenia stażu, czasami nadal czuła się żałośnie mała i początkująca, a nie lubiła się tak czuć. Lubiła być naprawdę dobra w tym, co robiła. – Astronomia nigdy nie była moją główną pasją i nie zgłębiałam jej mocniej, ale doceniam jej przydatność w innych dziedzinach... Oraz, oczywiście, znajduję niezwykłą przyjemność w samej obserwacji nocnego nieba. To pozwala mi się odprężyć.
Zamyśliła się na moment, po czym sięgnęła do kieszeni, by zacisnąć palce na różdżkę, którą po chwili wycelowała w drzwi, zgodnie z wcześniejszym postanowieniem zaczynając od najbardziej prostego sposobu. W końcu czasami takie rozwiązania okazywały się najlepsze.
- Więc spróbujmy... Alohomora – powiedziała cicho, mierząc końcem różdżki prosto w zamek i mając nadzieję że okaże się to wystarczające do otwarcia drzwi i wydostania się stąd.
'k100' : 9
- Czyli dopiero zbierasz doświadczenie. Zadowolona z wybranej ścieżki kariery? – kontynuowała lekko rozmowę jakby nie była tak naprawdę zamknięta na wieży tylko siedziała w kawiarni. Najważniejsze to nie panikować – ona sama była od tego daleko. Porozmawia sobie miło z Luną, może dowie się czegoś nowego i ze spokojem poczeka aż drzwi się otworzą. Zaraz spróbują zaklęcia, a jak nie to pokrzyczą albo po prostu pozostaną na swoim miejscu. Relaks. Dobra, zaczynała się robić coraz bardziej niecierpliwa – nie lubiła być zamykana wbrew swojej woli w nieznanych miejscach, ktokolwiek to lubił? – Twoje główne zainteresowania powiązane są z twoim zawodem? Jakiś musiał być powód dlaczego zostałaś amnezjatorem. Ale zgadzam się z tobą- do podziwiania nieba nie potrzeba dużej wiedzy na temat astronomii. Nawet ona nie uchroniłaby mnie przed zamknięciem na wieży, więc byłaby mi nieprzydatna – uznała patrząc zachęcająco na dziewczynę, która jako pierwsza spróbowała zaklęcia. Może to z powodu później pory, a może braku umiejętności dziewczynie się jednak nie powiodło. Wolała nie sądzić jej wyniku, gdyż sama często zawodziła w tak prostych czarach, a przecież była aurorką.
- Alohomora. – spróbowała posyłając dziewczynie lekki uśmiech. Miała nadzieje, że jej się powiedzie i będą mogły iść na gorąca czekoladę.
'k100' : 81
- Nie mogę narzekać – powiedziała w końcu. – To ciekawa praca, dająca możliwości nauczenia się wielu nowych rzeczy i obcowania z przedstawicielami różnych zawodów, chociaż z pewnością nie jest to kres moich ambicji. Czas jednak pokaże, gdzie ostatecznie rzuci mnie życie. – Za kilka lat mogła przecież realizować się naukowo, mogła też wyjechać w celu zgłębiania wiedzy... Możliwości było wiele. – A ty, czy aurorstwo było dla ciebie spełnieniem młodzieńczych marzeń i jedyną słuszną drogą? Gdy byłam w Hogwarcie, prawie połowa moich znajomych myślała nad tym zawodem, ostatecznie bardzo niewielu z nich w ogóle dostało się na kurs. – Pamiętała tych wszystkich idealistów chcących zbawiać świat, te wszystkie wzniosłe poglądy i ambicje, ostatecznie zderzające się z prozą codzienności, realizmem i świadomością, że ten zawód był jedynie dla naprawdę silnych, zaradnych i utalentowanych jednostek. Sama Luna również się za takową uważała, choć w zupełnie innym aspekcie. Miała wysokie mniemanie o swojej inteligencji i talencie magicznym, jednak pod względem fizycznym nie była zbyt silna, a choroba genetyczna przekreślała jakąkolwiek ryzykowną ścieżkę kariery.
Wciąż była spokojna i opanowana, nawet kiedy jej zaklęcie otwierające, do tej pory zawodzące jedynie przy mocniejszych zabezpieczeniach, nie powiodło się. Może jedynie kącik jej ust lekko drgnął, kiedy to Elizabeth udało się ostatecznie otworzyć drzwi, choć starała się nie dać tego po sobie poznać. Miała przecież „wybitny” z zaklęć, interesowała się nimi w zakresie wykraczającym poza szkolną wiedzę, więc ujmą dla niej byłoby zostanie uznaną za nieudolną.
- Gratuluję udanego zaklęcia – powiedziała jedynie, patrząc, jak drzwi z cichym skrzypnięciem uchylają się. Pchnęła je, wydostając się na klatkę schodową prowadzącą z tarasu na dół, po czym, gdy obie już przeszły, zamknęła je z powrotem. – Może spróbujemy dogonić resztę, zanim wypiją nam całą czekoladę?
Ruszyła w dół schodów, ponownie wsuwając różdżkę do kieszeni płaszcza.
- Czyli to dopiero początek. – zawyrokowała po chwili. – Mam nadzieje, że cokolwiek wybierzesz będzie zadowolona. Wyobrażam sobie jak okropnie musi być skończyć nienawidząc swojej pracy. – dodała marszcząc brwi jakby wyobrażała sobie swój poranek w takim życiu. Każdy człowiek chciał więcej niż miał – to było naturalne. Lepszej pracy, ładniejszego domu czy piękniejszego uśmiechu – tylko ciężka praca mogła jednak to zapewnić. – Gdy byłam młodsza to miałam głowę pełną pomysłów, ale ostatecznie wybrałam dobrze. Uwielbiam swoją pracę z jej zaletami i wadami, choć nie wiem do końca czego jest więcej. Nie wyobrażam sobie wykonywać innej pracy co chyba jasno mówi o moim stosunku do aurorstwa. – podzieliła się z dziewczyną swoimi odczuciami, choć nie powiedziała nic osobistego czy intymnego. Przecież to było oczywiste, że kocha swoją pracę. Inaczej przestałaby ją wykonywać i zaczęłaby szukać innej pasji, gdyż nie miała w zwyczaju robić rzeczy, których nie lubi. Może czasem rodzina zmuszała ją do uczestnictwa do w nudniejszych sabatach, ale przynajmniej w innych sprawach mogła sama za siebie decydować.
Gdy drzwi się otworzyły uśmiechnęła się zadowolona. Jednak szkolenie aurorskie dawało swoje wyniki, zresztą co by z niej byłby za auror gdyby sobie z tym nie poradziła. Naprawdę, pokonana przez drzwi? Zdecydowanie nie wypadało. Kiwnęła tylko głową słysząc gratulacje, nie było to przecież niezwykle trudne zaklęcie.
- Brzmi to dobrze. Może będziemy mieć szczęście i zostaną dla nas jakieś resztki. – schowała różdżkę i podążyła za kobietą.
- Również mam taką nadzieję – powiedziała. Wychowana w rodzinie pasjonatów, którzy mieli szczęście pracować w zawodach odpowiadających ich zainteresowaniom, nie wyobrażała sobie, że sama mogłaby postąpić inaczej. Materialnie niczego jej nie brakowało, więc nie kierowała nią przecież desperacja wybrania pierwszego lepszego zawodu, a mogła zająć się czymś, co akurat ją zaciekawiło. – To najważniejsze, nie żałować swojej decyzji. A zaangażowanych aurorów z pewnością bardzo nam wszystkim potrzeba. – W końcu dbali oni o bezpieczeństwo ich świata i walczyli z czarną magią, więc nie byłoby dobrze, gdyby traktowali to istotne zadanie jako przykrą konieczność. Luna nie wątpiła jednak, że ciężki kurs odsiewał wszystkich, którzy się nie nadawali. – Choć myślę, że to chyba nietypowy zawód jak na szlachciankę, prawda? Twoja rodzina nie miała nic przeciwko?
Luna za sprawą matki wiedziała całkiem sporo o tym środowisku, bardziej konserwatywnym niż ogół czarodziejów. Bo o ile wśród pozostałych warstw społecznych kobietom było coraz łatwiej podejmować się tego typu zawodów, w hermetycznym gronie czystej krwi było inaczej. Choć, jak widać, zdarzały się wyjątki od reguły, bo Elizabeth nie wyglądała na typową szlachciankę, zresztą, gdyby nią była, zapewne nie zdecydowałaby się na aurorstwo.
Opuściły w końcu wieżę i dotarły do kawiarni, gdzie czarodzieje wciąż siedzieli przy stolikach i raczyli się poczęstunkiem. Było tu dużo cieplej niż w wieży, Luna od razu mogła poluzować płaszcz, żeby nie zrobiło jej się duszno. Jednak nie dostrzegła nigdzie Astry, może ta poszła jej szukać? W każdym razie, zaproponowała Elizabeth, by usiadły przy jednym z wolnych stolików, jeśli bliźniaczka wróci do sali, na pewno łatwo ją wypatrzy.
- Całkiem niezłe – podsumowała, smakując gorącej czekolady, którą zamówiła i na moment umilkła, przesuwając wzrokiem po twarzach innych.
- Chyba tyle nam pozostało. – stwierdziła siląc się na uśmiech. Luna nie była najłatwiejszą osobą do rozmowy. Nie była to wina kobiety, że nie była wylewna i łatwo do odczytania jak otwarta księga. Tylko prowadzenie dialogu z taką osobą zawsze było cięższe niż z lokalną plotkarą, może gdyby zapytała ją o jej pasję to kobieta by się otworzyła? – Zgadzam się z tobą, choć czasami nie można sobie wybaczyć jaką drogą człowiek podążył albo co zrobił, by się na niej znaleźć. – powiedziała odpływając na chwilę myślami do przeszłości. Nie trwało to długo, wystarczająco krótko, by bez problemu wróciła do rozmowy. Ah, szlachectwo a aurostwo. Schodziła powoli na dół dając sobie czas na odpowiedź. Nie wiedziała ile Luna wiedziała o świecie arystokratów, mimo, że był on obok niej. Krążyły tylko osłodzone albo wyolbrzymione historie, choć wiele z nich miało swoje potwierdzenie w ich tradycji ich społeczeństwa to przekoloryzowano sporo z nich. – Nietypowy, to prawda. Nie byli najbardziej szczęśliwy gdy usłyszeli o moich planach, ale przekonałam ich. Gdy chce coś osiągnąć potrafię znaleźć właściwe argumenty. – zakończyła lakonicznie obserwując sale, w której się znalazły. Usiadła wraz z Luną w zaproponowanym przez nią stoliku gdzie poczęstowała się gorącą czekoladą, która nie była wystarczająco dobra jak na koszty jakie poniosła zostając zamknięta na wieży. Nie zamierzała jednak lamentować, porozmawiała jeszcze przez pewien czas z Luną, a następnie udała się do domu. Dom, słodki dom.
- Racja. Czasami, kiedy jesteśmy młodzi, wydaje nam się, że postępujemy słusznie, ale przyszłość weryfikuje nasze decyzje – powiedziała. Ludzie postępowali różnie, niektórzy poddawali się, inni dążyli do celu za wszelką cenę, niekiedy, jak to się popularnie mówiło, po trupach. Ani jedno, ani drugie wyjście nie było dobre, ale powstrzymała się od oceniania, wzruszając tylko ramionami. Przyszłość wszystko zweryfikuje, kiedyś sama może żałować niektórych swoich decyzji. Bądź nie, w zależności jak potoczy się jej życie.
Wbrew pozorom wiedziała całkiem sporo, Spencer-Moonowie nie byli nijaką, nieznaczącą rodziną, a posiadali swoje wpływy, dzięki czemu Janus Spencer-Moon mógł poślubić Olwen Ollivander. Ale o tym, że jej matka miała opinię starej panny nie nadającej się już do lepszego małżeństwa, myśleć nie chciała. Jej rodzina z pewnością była zawiedziona postawą Olwen, która warzyła tylko te swoje eliksiry zamiast znaleźć dobrego męża i z ulgą oddali ją Janusowi, pozbywając się tego ciężaru.
- Spodziewam się. Ale to dobrze, że dali się przekonać i ustąpili. W innym przypadku Biuro Aurorów mogłoby sporo stracić – powiedziała, leciutko unosząc jedną brew i wpatrując się w Elizabeth przenikliwym spojrzeniem zielonych oczu. Raczej nie każda rodzina zgodziłaby się na to, by pozwolić swoim dzieciom, a zwłaszcza córkom, na zawód aurora, który był niebezpieczny i wymagał przebywania w różnych miejscach i wykonywania czynności uważanych za niezbyt odpowiednie.
Porozmawiały jeszcze trochę, racząc się gorącą czekoladą. Później pojawiła się Astra, więc dziewczyny pożegnały się, a później wróciły do domu.
| zt. x 2