Taras widokowy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Taras widokowy
Taras widokowy na szczycie wieży astronomicznej roztacza nie tylko przepiękny widok na Londyn, ale nade wszystko jako najwyższy czarodziejski budynek w Anglii stanowi idealne miejsce na obserwację nieba. Astrologowie rysują tutaj mapy, przy lunetach stoją badacze, a raz za czas przewijają się zafascynowani turyści.
Olbrzymie lunety, przy których można usiąść i przyjrzeć się nocnemu niebu są wyjątkowe; zaklęte w ten sposób, by bez trudu odnajdywały kolejne konstelacje gwiazd. Szkła mają doskonałą widoczność.
Za dnia taras jest zamknięty.
Olbrzymie lunety, przy których można usiąść i przyjrzeć się nocnemu niebu są wyjątkowe; zaklęte w ten sposób, by bez trudu odnajdywały kolejne konstelacje gwiazd. Szkła mają doskonałą widoczność.
Za dnia taras jest zamknięty.
Była spóźniona, doskonale to wiedziała. Mimo to kroki nie chciały ją nieść dalej niż zwykle, a schody zmniejszyć swej ilości, kiedy biegła po nich w górę, powoli tracąc przez to oddech. Ostatnimi czasy nie potrafiła nigdzie się zebrać, wszędzie więc pojawiała się spóźniona, co nieco ją drażniło, nie lubiła bowiem, kiedy ktoś musiał na nią czekać. W końcu jednak pojawiła się na tarasie, dysząc lekko, poprawiając też podwiniętą do biegu sukienkę, zapominając już nawet o potarganych lekko włosach, które sypały jej się na twarz, nieco ograniczając widoczność. I właśnie w tak godnym pożałowania stanie pojawiła się przy Perseusie, obdarzając go jednocześnie szerokim uśmiechem, w którym próżno było szukać choćby śladu skruchy, zwłaszcza, kiedy zobaczyła opróżnioną już nieco butelkę miodu.
-Uznajmy, że wyjątkowo ci wybaczę, jeżeli uczynisz to samo - usiadła przy nim i w końcu odgarnęła zwichrzone włosy. - Najpierw zakazuje przyzwoitki, później oferuje alkohol, a na koniec wspomina o sypialni. Ajajaj paniczu Black, cóż mam sobie teraz myśleć - zasłoniła usta dłonią z miną godną młodziutkiej, speszonej lady przed debiutem, szybko jednak efekt ten zepsuło ukradkowe sięgnięcie po trzymaną przez niego butelkę.
Perseus i niecne zamiary wobec niej? Nigdy by go o to nie posądzała, mimo ich drobnych przekomarzanek. Komu jak komu, jemu jednak ufała bezgranicznie i nawet gdyby jakimś cudem rzeczywiście całkiem pijani trafili do jego sypialni to była pewna, że nic nieodpowiedniego, czy raczej jeszcze bardziej nieodpowiedniego, by się tam nie wydarzyło. Szkoda tylko, że nikt inny nie potrafił tego przyjąć do wiadomości i dla spokojnego, nieskrępowanego spotkania musieli kryć się przed resztą socjety, aby uniknąć plotek i krzywych spojrzeń.
-Może odrobinę... no, nawet nie odrobinę. Ale mówimy w końcu o sabacie, byłoby nietaktem z naszej strony bawić się tak słabo, aby zapomnieć o nim już następnego dnia - zaśmiała się opatulając narzuconym na nią kocem. Nawet jeżeli zimno nie dokuczało jej tak bardzo wciąż dawało o sobie znać, a da jeszcze bardziej przy dłuższym siedzeniu. Czego jak czego natomiast, ale przeziębienia w planach na najbliższy czas nie miała i nie chciała go tam dodawać.
-Uznajmy, że wyjątkowo ci wybaczę, jeżeli uczynisz to samo - usiadła przy nim i w końcu odgarnęła zwichrzone włosy. - Najpierw zakazuje przyzwoitki, później oferuje alkohol, a na koniec wspomina o sypialni. Ajajaj paniczu Black, cóż mam sobie teraz myśleć - zasłoniła usta dłonią z miną godną młodziutkiej, speszonej lady przed debiutem, szybko jednak efekt ten zepsuło ukradkowe sięgnięcie po trzymaną przez niego butelkę.
Perseus i niecne zamiary wobec niej? Nigdy by go o to nie posądzała, mimo ich drobnych przekomarzanek. Komu jak komu, jemu jednak ufała bezgranicznie i nawet gdyby jakimś cudem rzeczywiście całkiem pijani trafili do jego sypialni to była pewna, że nic nieodpowiedniego, czy raczej jeszcze bardziej nieodpowiedniego, by się tam nie wydarzyło. Szkoda tylko, że nikt inny nie potrafił tego przyjąć do wiadomości i dla spokojnego, nieskrępowanego spotkania musieli kryć się przed resztą socjety, aby uniknąć plotek i krzywych spojrzeń.
-Może odrobinę... no, nawet nie odrobinę. Ale mówimy w końcu o sabacie, byłoby nietaktem z naszej strony bawić się tak słabo, aby zapomnieć o nim już następnego dnia - zaśmiała się opatulając narzuconym na nią kocem. Nawet jeżeli zimno nie dokuczało jej tak bardzo wciąż dawało o sobie znać, a da jeszcze bardziej przy dłuższym siedzeniu. Czego jak czego natomiast, ale przeziębienia w planach na najbliższy czas nie miała i nie chciała go tam dodawać.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Roześmiał się, wręczając jej rozpoczęty trunek. Och, cóż z niego za bezczelny typ! Do tego w onyksowych oczach pojawił się błysk sugerujący, że nie planuje się poprawić. — Do tego zamierzam pić z tobą z jednej butelki, bez żadnych szklanek, ani kieliszków i to wcale nie dlatego, że zapomniałem, więc to prawie jak pocałunek — wyjaśnił patrząc jej po tym w oczy z przyjacielską zaciekłością, jakby właśnie rzucił jej rękawicę. W pewnym sensie tak właśnie było; prowokował ją, sprawdzał, gdzie leżą jej granice i dyskretnie przesuwał. Przy nim nie istniało tabu. To znaczy istniało, ale z każdym kolejnym spotkaniem skrzętnie wyrzucał każdy kolejny z worka z napisem "zakazane".
— Mam nadzieję, że nikt nie zamierza po tym nas ze sobą swatać. Moja Pani Matka patrzyła na nas tak wymownie, a następnego dnia przy kolacji zaczęła o ciebie wypytywać, siostry podłapały temat i zaczęły radośnie świergotać o ślubie z tobą, co było co najmniej niezręcznie, więc musiałem skłamać, że zostawiłem otwarte okno i kociołek na palniku, żeby się od nich uwolnić... — wyrzucił z siebie zbolałym tonem, by zaraz potem na jego twarzy pojawił się kolejny uśmiech — Ale to moja wina, Octavio. Niepotrzebnie podczas wigilii powiedziałem, że chciałbym się w tym roku zaręczyć!
Gdyby nestorzy zmusili ich do wspólnego ślubu (hipotetycznie, wszak Perseus nie widział powodu, to znaczy politycznych korzyści w małżeństwie z lady Lestrange, ale on był tylko magipsychiatrą, a nie wybitnym strategiem), to ich relacja tylko by się pogorszyła. Nie spodziewał się po Octavii wiecznych kłótni oraz bezustannych dramatów, wręcz przeciwnie, byliby raczej zgodną parą. Tylko bardzo nieszczęśliwą, bowiem każde z nich dla tej relacji musiałoby zrezygnować z części siebie. Poza tym, cały czas miał z tyłu głowy rozmowę o uciekaniu w pracę i byłoby mu z tym zwyczajnie głupio.
Ale nie przyszedł tutaj rozmyślać o smutnych rzeczach!
— Och, jeszcze większym nietaktem byłoby niespróbowanie chociażby każdego trunku po kolei. Organizatorzy tak się napracowali, a my mielibyśmy wybrzydzać? — przysunął się do przyjaciółki bliżej, ale tylko po to, aby dodatkowo okryć ją kolejnym kocem, tym większym, który miał na swoich ramionach. Nic nieprzyzwoitego, tylko dbanie o damę, którą wyciągnął na taras w środku zimowej nocy.
— Mam nadzieję, że nikt nie zamierza po tym nas ze sobą swatać. Moja Pani Matka patrzyła na nas tak wymownie, a następnego dnia przy kolacji zaczęła o ciebie wypytywać, siostry podłapały temat i zaczęły radośnie świergotać o ślubie z tobą, co było co najmniej niezręcznie, więc musiałem skłamać, że zostawiłem otwarte okno i kociołek na palniku, żeby się od nich uwolnić... — wyrzucił z siebie zbolałym tonem, by zaraz potem na jego twarzy pojawił się kolejny uśmiech — Ale to moja wina, Octavio. Niepotrzebnie podczas wigilii powiedziałem, że chciałbym się w tym roku zaręczyć!
Gdyby nestorzy zmusili ich do wspólnego ślubu (hipotetycznie, wszak Perseus nie widział powodu, to znaczy politycznych korzyści w małżeństwie z lady Lestrange, ale on był tylko magipsychiatrą, a nie wybitnym strategiem), to ich relacja tylko by się pogorszyła. Nie spodziewał się po Octavii wiecznych kłótni oraz bezustannych dramatów, wręcz przeciwnie, byliby raczej zgodną parą. Tylko bardzo nieszczęśliwą, bowiem każde z nich dla tej relacji musiałoby zrezygnować z części siebie. Poza tym, cały czas miał z tyłu głowy rozmowę o uciekaniu w pracę i byłoby mu z tym zwyczajnie głupio.
Ale nie przyszedł tutaj rozmyślać o smutnych rzeczach!
— Och, jeszcze większym nietaktem byłoby niespróbowanie chociażby każdego trunku po kolei. Organizatorzy tak się napracowali, a my mielibyśmy wybrzydzać? — przysunął się do przyjaciółki bliżej, ale tylko po to, aby dodatkowo okryć ją kolejnym kocem, tym większym, który miał na swoich ramionach. Nic nieprzyzwoitego, tylko dbanie o damę, którą wyciągnął na taras w środku zimowej nocy.
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Gdyby za podobną rzecz zobaczyła w tych oczach skruchę zaczęłaby się naprawdę poważnie martwić, czy aby biedakowi nic się nie stało, albo nie podkradł jakichś medykamentów od swoich pacjentów. Ten błysk jednak i kolejna zaczepka mogły świadczyć jedynie o pełnej sprawności Perseusa, a co więcej o jego wyjątkowo dobrym humorze. - Ależ lordzie Black czy to tak przystoi? Gdyby ktoś nas zobaczył z miejsca zaciągnąłby nas przed ołtarze - zaśmiała się, biorąc jednocześnie solidnego łyka z butelki, należało w końcu nadgonić z wypitą ilością alkoholu, by oboje bawili się równie dobrze. Granice u ich dwójki? A na cóż komu coś podobnego? Granice były dla osób niepewnych siebie i drugiej osoby, bojących się reakcji swojej i otoczenia. Oni natomiast nie mieli przed sobą nic do ukrycia, a specjalnie od wścibskich oczu uciekali, by nie musieć się tym kłopotliwym elementem przejmować.
-Ślub ze mną? Czy one są aż tak zdesperowane? - nie mogła powstrzymać parsknięcia, bowiem z wolnych panien siebie samą uznawała jako jedną z najgorszych kandydatek. Nie dość, że już nie najmłodszą, to z przyjęcia na przyjęcie plotek wokół niej jedynie narastało. - Zaręczyć? I ja o niczym nie wiem? Powiedz, że masz już kogoś konkretnego na oku! - w sumie ostatnio rozmowa zeszła na pewną osobę, od zamiarów do konkretnych czynów było jednak daleko, a kto wie, może przez ten miesiąc coś się pozmieniało?
Tak, ich ślub nie byłby dobrym pomysłem, o ile, jakimś cudem, nie usiedliby wcześniej sami i nie przedyskutowali naprawdę długiej listy spraw, a co najważniejsze, nie doszli w nich do jakiegoś porozumienia. Jak bowiem z pewnością nie chcieliby sobie uprzykrzać życia, a wręcz próbowaliby dalej utrzymać pozytywną relację, to pewnie z problemu na problem oddalaliby się od siebie coraz bardziej, by tylko unikać konfliktów. Nie, dobrze było tak jak jest i nic nie wskazywało na to, by nagle któreś z nich miało dostać dla drugiego nagłego porywu serca, przez które to rzuci wszystko i całkowicie przestawi swoje życie.
-Ależ absolutnie, to by było zignorowanie tej ciężkiej pracy i trudu włożonego w zorganizowanie czegoś takiego. A przecież my zawsze jesteśmy fantastycznymi i wdzięcznymi gośćmi. Nie nasza wina, że gospodarzom aż tak się udało - pokiwała z pełną powagą głową znów zwilżając gardło alkoholem, chociaż ktoś mógłby pomyśleć, że po sabacie ich dwójka powinna mieć go dość na naprawdę długi czas. Na dodatkowe okrycie odpowiedziała szerokim uśmiechem, w końcu we dwójkę z pewnością będzie im cieplej, a w planach było przecież wytrzymać całą chłodną noc.
-Ślub ze mną? Czy one są aż tak zdesperowane? - nie mogła powstrzymać parsknięcia, bowiem z wolnych panien siebie samą uznawała jako jedną z najgorszych kandydatek. Nie dość, że już nie najmłodszą, to z przyjęcia na przyjęcie plotek wokół niej jedynie narastało. - Zaręczyć? I ja o niczym nie wiem? Powiedz, że masz już kogoś konkretnego na oku! - w sumie ostatnio rozmowa zeszła na pewną osobę, od zamiarów do konkretnych czynów było jednak daleko, a kto wie, może przez ten miesiąc coś się pozmieniało?
Tak, ich ślub nie byłby dobrym pomysłem, o ile, jakimś cudem, nie usiedliby wcześniej sami i nie przedyskutowali naprawdę długiej listy spraw, a co najważniejsze, nie doszli w nich do jakiegoś porozumienia. Jak bowiem z pewnością nie chcieliby sobie uprzykrzać życia, a wręcz próbowaliby dalej utrzymać pozytywną relację, to pewnie z problemu na problem oddalaliby się od siebie coraz bardziej, by tylko unikać konfliktów. Nie, dobrze było tak jak jest i nic nie wskazywało na to, by nagle któreś z nich miało dostać dla drugiego nagłego porywu serca, przez które to rzuci wszystko i całkowicie przestawi swoje życie.
-Ależ absolutnie, to by było zignorowanie tej ciężkiej pracy i trudu włożonego w zorganizowanie czegoś takiego. A przecież my zawsze jesteśmy fantastycznymi i wdzięcznymi gośćmi. Nie nasza wina, że gospodarzom aż tak się udało - pokiwała z pełną powagą głową znów zwilżając gardło alkoholem, chociaż ktoś mógłby pomyśleć, że po sabacie ich dwójka powinna mieć go dość na naprawdę długi czas. Na dodatkowe okrycie odpowiedziała szerokim uśmiechem, w końcu we dwójkę z pewnością będzie im cieplej, a w planach było przecież wytrzymać całą chłodną noc.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czasem łapał się na zastanawianiu się nad tym, jak wyglądałyby ich losy, gdyby zażyłość ich znajomości wyszła na jaw. Czy doprowadziłoby to do wielkiego skandalu? Być może w pewnych kręgach, zwłaszcza w tych złożonych ze starszych wiekiem i doświadczeniem arystokratów, patrzono by na nich krzywo, ale nie spodziewał się, aby był to powód do wydziedziczenia któregokolwiek z nich. — "Zaciągnąłby" to bardzo adekwatne słowo, nie uważasz? — Czy w takiej sytuacji rzeczywiście musieliby stanąć przed ołtarzem? Co do tego nie miał żadnych wątpliwości; tłumaczenie wszystkim wokół prawdy było niczym walka z wiatrakami, dlatego łatwiej było się przyznać do nieistniejącego błędu, dorzucić bajkę o "wielkich uczuciach, których nie mogli poskromić" i ratować honor lady Octavii.
Dlatego utrzymywanie ich spotkań w tajemnicy winno leżeć w interesie ich obojga, jeżeli w przyszłości chcieli oszczędzić sobie łez.
— Odpowiedziałem im dokładnie to samo! — odparł z łobuzerskim uśmiechem, opierając swoją głowę o głowę Octavii. Niewątpliwie był już pijany, albo, co bardziej prawdopodobne, nie wytrzeźwiał jeszcze od sabatu. Dobrze, że w takim stanie nie leczył pacjentów i cieszył się zasłużonym urlopem! — Jeszcze naopowiadasz Ophelii i Lycoris jakiś bzdur o plusach noszenia spodni i biedne zaczną myśleć, że też im będzie wypadać pokazywać się tak publicznie! — ton jego wypowiedzi wskazywał raczej na rozbawienie, aniżeli prawdziwe oburzenie. Właściwie, to Perseus był ostatnią osobą, która pouczałaby lady Lestrange o tym, jak powinna się ubierać.
Zaraz potem uśmiech zszedł z jego twarzy, a ramiona uniosły się w cichym westchnieniu.
— W pewnym sensie... Od jakiegoś czasu myślę o pewnej damie, poczyniłem nawet kroki, by odświeżyć naszą znajomość, ale nie jestem w stanie odczytać, co ona o mnie myśli i to mnie paraliżuje, Octavio. Z jednej strony chciałbym pójść dalej, a z drugiej jest coś, przez co obawiam się, że... — najwyraźniej musiał być już nieźle pijany, skoro bez wahania posunął się do takiego wyznania — Lubię ją, od zawsze lubiłem, ale w moim obecnym stanie... Haha... ha... Łatwo mi się przywiązać, wiesz? Nie chcę pomylić tego desperackiego przywiązania z poważniejszym uczuciem i składać płomiennych deklaracji, które po czasie miałyby okazać się nieprawdą. Nie chciałbym jej skrzywdzić! — jednak o tym, że do jego życia wkradła się dawna kochanka, która znów (miał nadzieję, że nieświadomie) zaczęła mącić mu w głowie, już nie zamierzał wspominać. Ufał Octavii, ale im mniej osób wie o pewnych sprawach, tym lepiej było dla nas samych. — A ty? Nie masz żadnych matrymonialnych planów na ten rok? Wiesz, coraz młodsza nie jesteś, a przecież musisz urodzić gromadkę dzieci arcymiłemu arystokracie... — trzeba było przyznać, że do twarzy było mu z sarkazmem, który w ciągu ostatnich miesięcy pojawiał się na jego języku znacznie częściej. Tak było bezpieczniej, taki mechanizm obronny wybrała jego psychika.
Gdy skończyła pić odebrał od niej butelkę. — Jeżeli wpadniesz w alkoholizm, to cię wyleczę. Ale kto wyleczy mnie?
Dlatego utrzymywanie ich spotkań w tajemnicy winno leżeć w interesie ich obojga, jeżeli w przyszłości chcieli oszczędzić sobie łez.
— Odpowiedziałem im dokładnie to samo! — odparł z łobuzerskim uśmiechem, opierając swoją głowę o głowę Octavii. Niewątpliwie był już pijany, albo, co bardziej prawdopodobne, nie wytrzeźwiał jeszcze od sabatu. Dobrze, że w takim stanie nie leczył pacjentów i cieszył się zasłużonym urlopem! — Jeszcze naopowiadasz Ophelii i Lycoris jakiś bzdur o plusach noszenia spodni i biedne zaczną myśleć, że też im będzie wypadać pokazywać się tak publicznie! — ton jego wypowiedzi wskazywał raczej na rozbawienie, aniżeli prawdziwe oburzenie. Właściwie, to Perseus był ostatnią osobą, która pouczałaby lady Lestrange o tym, jak powinna się ubierać.
Zaraz potem uśmiech zszedł z jego twarzy, a ramiona uniosły się w cichym westchnieniu.
— W pewnym sensie... Od jakiegoś czasu myślę o pewnej damie, poczyniłem nawet kroki, by odświeżyć naszą znajomość, ale nie jestem w stanie odczytać, co ona o mnie myśli i to mnie paraliżuje, Octavio. Z jednej strony chciałbym pójść dalej, a z drugiej jest coś, przez co obawiam się, że... — najwyraźniej musiał być już nieźle pijany, skoro bez wahania posunął się do takiego wyznania — Lubię ją, od zawsze lubiłem, ale w moim obecnym stanie... Haha... ha... Łatwo mi się przywiązać, wiesz? Nie chcę pomylić tego desperackiego przywiązania z poważniejszym uczuciem i składać płomiennych deklaracji, które po czasie miałyby okazać się nieprawdą. Nie chciałbym jej skrzywdzić! — jednak o tym, że do jego życia wkradła się dawna kochanka, która znów (miał nadzieję, że nieświadomie) zaczęła mącić mu w głowie, już nie zamierzał wspominać. Ufał Octavii, ale im mniej osób wie o pewnych sprawach, tym lepiej było dla nas samych. — A ty? Nie masz żadnych matrymonialnych planów na ten rok? Wiesz, coraz młodsza nie jesteś, a przecież musisz urodzić gromadkę dzieci arcymiłemu arystokracie... — trzeba było przyznać, że do twarzy było mu z sarkazmem, który w ciągu ostatnich miesięcy pojawiał się na jego języku znacznie częściej. Tak było bezpieczniej, taki mechanizm obronny wybrała jego psychika.
Gdy skończyła pić odebrał od niej butelkę. — Jeżeli wpadniesz w alkoholizm, to cię wyleczę. Ale kto wyleczy mnie?
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Skandal to mało powiedziane. Samotne "schadzki" w przedziwnych miejscach hojnie zakrapiane alkoholem, za plecami i bez wiedzy rodziny. Merlin przecież wie cóż też mogło się na nich wyrabiać, nawet jeżeli oni wiedzieli, że zamiary były całkowicie niewinne. Ale zazwyczaj wszyscy dookoła wiedzieli najlepiej, im mniej zaangażowani tym więcej i tym pewniejsi byli. - Aż nie wiem które z nas opierałoby się bardziej. Ja mam jednak ten plus, że panna młoda uciekająca sprzed ołtarza może być ukazywana romantycznie, ty już się nie wywiniesz - pokręciła tylko głową na samą tę wizję. Żeby efektywnie uciekać zamiast pięknych, wysokich butów musiałaby biec w trzewikach, wyglądałoby to doprawdy fantastycznie w zestawieniu ze ślubną sukienką. O czymś takim jak honor nawet nie myślała, zwłaszcza w swoim kontekście. Nadmuchana, sztuczna i pusta idea, która była tylko pretekstem do zakazywania coraz to kolejnych rzeczy. Ona bardzo dziękuje za taki honor.
-A one co na to? Czy uciekłeś za szybko, by dały odpowiedź? - zachichotała i poczochrała mu włosy. Perseus na urlopie, no patrzcie państwo, takie rzeczy jednak istniały! Było to wręcz niewiarygodne, a jednak żywy dowód siedział właśnie koło niej. Późna pora nie była tutaj przeszkodą, by Black dalej, albo już, siedział w Mungu, a więc sabat musiał go naprawdę mocno sponiewierać. Ale w sumie kto wie, może w takim stanie tym lepiej dogadałby się z pacjentami? Ale faktem jest, że jednak poza rozmową lepiej by było nie podejmować się żadnych innych działań, z zaklęciami na czele. - No ależ oczywiście, że wypada! Jakie to wygodne i praktyczne! Pochodź jeden dzień w spódnicy, zwłaszcza wietrzny i wrócimy do rozmowy! - wybuchnęła śmiechem na samo wyobrażenie Perseusa w sukience, byłby to doprawdy niezapomniany widok.
-Ej, to przecież świetnie! - zapewniła go od razu widząc jak ponurą minę zrobił. - Wiesz, uczucia to skomplikowana sprawa. Musisz się zastanowić. Czemu ją lubisz, jak się przy niej czujesz. Czy tylko przy niej, czy może przy kimś innym jest podobnie? No i czy serio podpowiada ci to serce czy gdzieś z tyłu głowy masz jakieś głupie myśli typu to odpowiednia partia - tutaj spojrzała na niego poważnie, bo akurat takiego argumentu nigdy by nie zniosła, w końcu chodziło o jego przyszłość i szczęście. - Z takimi rzeczami bywa ciężko. Ile razy płomienne uczucie, naprawdę szczere, jednak gaśnie. A kiedy indziej patrzysz na osobę, którą niby znasz na wylot i nie myślisz o niej nawet w takich kategoriach i nagle dostrzegasz coś zupełnie nowego, co wszystko zmienia - uśmiechnęła się lekko spoglądając w gwiazdy. Jej samej taka romantyczna wizja podobała się chyba najbardziej. - A jeżeli nie jesteś pewny co ona czuje no to... zapytaj. Kobiety nie są wcale tak skomplikowane i potrafią odpowiadać na pytania. Ewentualnie mógłbyś wysłać kogoś na przeszpiegi - tu zerknęła na niego porozumiewawczo. - Nie jestem coraz młodsza? - zrobiła oburzoną minę i walnęła go lekko w ramie. - No ja ci dam... ale nie, mój przypadek jest beznadziejny i raczej nie da się go odratować - westchnęła tylko ciężko i straciwszy jedną butelkę sięgnęła po drugą, nie była bowiem na tyle pijana, by zgłębiać się w ten problematyczny temat.
-Powiesz mi jak to zrobić i załatwione. Zresztą chyba nie pijesz z nikim innym? Jak ja ci będę odmawiała choroba przejdzie sama - powiedziała niby żartem, ale w sumie gdyby musiała dla niego nawet zaczęłaby się uczyć magii leczniczej, byle dało to jakiś pozytywny efekt.
-A one co na to? Czy uciekłeś za szybko, by dały odpowiedź? - zachichotała i poczochrała mu włosy. Perseus na urlopie, no patrzcie państwo, takie rzeczy jednak istniały! Było to wręcz niewiarygodne, a jednak żywy dowód siedział właśnie koło niej. Późna pora nie była tutaj przeszkodą, by Black dalej, albo już, siedział w Mungu, a więc sabat musiał go naprawdę mocno sponiewierać. Ale w sumie kto wie, może w takim stanie tym lepiej dogadałby się z pacjentami? Ale faktem jest, że jednak poza rozmową lepiej by było nie podejmować się żadnych innych działań, z zaklęciami na czele. - No ależ oczywiście, że wypada! Jakie to wygodne i praktyczne! Pochodź jeden dzień w spódnicy, zwłaszcza wietrzny i wrócimy do rozmowy! - wybuchnęła śmiechem na samo wyobrażenie Perseusa w sukience, byłby to doprawdy niezapomniany widok.
-Ej, to przecież świetnie! - zapewniła go od razu widząc jak ponurą minę zrobił. - Wiesz, uczucia to skomplikowana sprawa. Musisz się zastanowić. Czemu ją lubisz, jak się przy niej czujesz. Czy tylko przy niej, czy może przy kimś innym jest podobnie? No i czy serio podpowiada ci to serce czy gdzieś z tyłu głowy masz jakieś głupie myśli typu to odpowiednia partia - tutaj spojrzała na niego poważnie, bo akurat takiego argumentu nigdy by nie zniosła, w końcu chodziło o jego przyszłość i szczęście. - Z takimi rzeczami bywa ciężko. Ile razy płomienne uczucie, naprawdę szczere, jednak gaśnie. A kiedy indziej patrzysz na osobę, którą niby znasz na wylot i nie myślisz o niej nawet w takich kategoriach i nagle dostrzegasz coś zupełnie nowego, co wszystko zmienia - uśmiechnęła się lekko spoglądając w gwiazdy. Jej samej taka romantyczna wizja podobała się chyba najbardziej. - A jeżeli nie jesteś pewny co ona czuje no to... zapytaj. Kobiety nie są wcale tak skomplikowane i potrafią odpowiadać na pytania. Ewentualnie mógłbyś wysłać kogoś na przeszpiegi - tu zerknęła na niego porozumiewawczo. - Nie jestem coraz młodsza? - zrobiła oburzoną minę i walnęła go lekko w ramie. - No ja ci dam... ale nie, mój przypadek jest beznadziejny i raczej nie da się go odratować - westchnęła tylko ciężko i straciwszy jedną butelkę sięgnęła po drugą, nie była bowiem na tyle pijana, by zgłębiać się w ten problematyczny temat.
-Powiesz mi jak to zrobić i załatwione. Zresztą chyba nie pijesz z nikim innym? Jak ja ci będę odmawiała choroba przejdzie sama - powiedziała niby żartem, ale w sumie gdyby musiała dla niego nawet zaczęłaby się uczyć magii leczniczej, byle dało to jakiś pozytywny efekt.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Świadomość bezsilności wobec opinii, jakie inni wyrabiali sobie na czyjś temat, prześladowała Perseusa już od najmłodszych lat, paraliżowała go, zmuszała do zakładania maski i stałego utrzymywania pozorów. A Octavia? Octavia była ponad to, zdawała się nie przejmować ogólnie przyjętymi normami, przynajmniej nie tak mocno, jak inni. Intrygowało go to, dlaczego ród Lestrange na to pozwalał — byli bardziej wyrozumiali od Blacków? Mieli zbyt dużo innych zmartwień, by zwrócić uwagę na to, co dzieje się z jego przyjaciółką? A może zwyczajnie dobrze się kryła? Jakikolwiek nie byłby powód, sprawiał, że Perseus jeszcze bardziej do niej lgnął, czując się bezpiecznym w jej towarzystwie. — Nie opierałbym się wcale, Octavio — wyznał z łagodnym uśmiechem, szukając pod kocem jej dłoni, aby spleść swe palce z jej własnymi. Jej skóra była przyjemnie zaróżowiona i ciepła w porównaniu z jego wiecznie zimną i bladą. — Dlatego cała nadzieja w tobie, jednakże... — umilkł, by obdarzyć ją najbardziej czarującym uśmiechem, na jaki było go stać — ...kolejny kandydat może żyć dłużej niż do sześćdziesiątki i męczyć cię na stare lata. Zaryzykujesz?
Dlaczego w ogóle zeszli na ten temat? To znaczy, Perseus sam go zaczął, ale skąd w ogóle przyszło mu to do głowy? Niewątpliwie miały w tym udział wydarzenia z sabatu, podczas którego coś między nimi się zmieniło. Nie potrafił jeż,cze określić w prostych słowach tego, co do niej teraz czuł, jednakże było to inne, niż dotychczas. Na pewno przed kilkoma dniami pojawiła się między nimi nić porozumienia. Świadomość, że nie był jedynym w podobnej sytuacji, była pokrzepiająca.— Aha, dokładnie tak było — jeszcze niedawno odsunąłby się od niej w proteście, próbując naprawić fryzurę, którą zepsuły jej dłonie, ale teraz zupełnie mu to nie przeszkadzało. Może to przez alkohol, może przez przez to, że wiatr zdążył to zrobić przed Octavią, ale bez wątpienia miał w tym udział fakt, że nie umiał jej odmawiać.
— Właściwie, to... zgoda, ale pod warunkiem, że spędzisz dzień nosząc niewygodne koszule. Właściwie, to może moglibyśmy poprosić Rigela o eliksir wielosokowy i... Och błagam, Octavio, wybij mi ten pomysł z głowy! — bo przecież to nie mogło się dobrze skończyć. O ile wizja Perseusa udającego damę mogła być jeszcze przez niektórych uznana za zabawną, tak "leczenie" jego pacjentów przez Octavię mogło mieć tragiczne konsekwencje.
Słuchał jej słów, wpatrując się w gwiazdy. Gdzieś nad nimi lśniła konstelacja, po której otrzymał swe imię — Perseus zwycięsko unoszący ku górze odciętą głowę medusy (choć dla lorda Blacka samo ułożenie gwiazd przypominało raczej rozpłaszczoną żabę, niż herosa). Był silny i odważny, w przeciwieństwie do czarodzieja, którego lęk przed odrzuceniem powstrzymywał przed wzięciem spraw w swoje ręce. Ale przecież nie każdy ogień można zgasić ogniem.
Roześmiał się cicho, kiedy spojrzała na niego wymownie.
Kogo ty chcesz szpiegować Octavio? Samą siebie?
Rozczulony przycisnął ją do siebie mocniej, by złożyć delikatny pocałunek na jej skroni. Gdyby wszystko było takie proste, jak przedstawiała lady Lestrange, jego życie byłoby znacznie szczęśliwsze.
— Nie zapominaj o naszej umowie! Jeszcze tylko... — zatrzymał się na moment, licząc na palcach — cztery lata i wprowadzasz się na Grimmauld Place...
Westchnął, patrząc na nią rozbawiony.
— Przyjdź kiedyś do Munga i posiedź ze mną cały dyżur, to zobaczysz jak to jest! Nie myślałaś w ogóle, aby zacząć się uczyć magii leczniczej?
Dlaczego w ogóle zeszli na ten temat? To znaczy, Perseus sam go zaczął, ale skąd w ogóle przyszło mu to do głowy? Niewątpliwie miały w tym udział wydarzenia z sabatu, podczas którego coś między nimi się zmieniło. Nie potrafił jeż,cze określić w prostych słowach tego, co do niej teraz czuł, jednakże było to inne, niż dotychczas. Na pewno przed kilkoma dniami pojawiła się między nimi nić porozumienia. Świadomość, że nie był jedynym w podobnej sytuacji, była pokrzepiająca.— Aha, dokładnie tak było — jeszcze niedawno odsunąłby się od niej w proteście, próbując naprawić fryzurę, którą zepsuły jej dłonie, ale teraz zupełnie mu to nie przeszkadzało. Może to przez alkohol, może przez przez to, że wiatr zdążył to zrobić przed Octavią, ale bez wątpienia miał w tym udział fakt, że nie umiał jej odmawiać.
— Właściwie, to... zgoda, ale pod warunkiem, że spędzisz dzień nosząc niewygodne koszule. Właściwie, to może moglibyśmy poprosić Rigela o eliksir wielosokowy i... Och błagam, Octavio, wybij mi ten pomysł z głowy! — bo przecież to nie mogło się dobrze skończyć. O ile wizja Perseusa udającego damę mogła być jeszcze przez niektórych uznana za zabawną, tak "leczenie" jego pacjentów przez Octavię mogło mieć tragiczne konsekwencje.
Słuchał jej słów, wpatrując się w gwiazdy. Gdzieś nad nimi lśniła konstelacja, po której otrzymał swe imię — Perseus zwycięsko unoszący ku górze odciętą głowę medusy (choć dla lorda Blacka samo ułożenie gwiazd przypominało raczej rozpłaszczoną żabę, niż herosa). Był silny i odważny, w przeciwieństwie do czarodzieja, którego lęk przed odrzuceniem powstrzymywał przed wzięciem spraw w swoje ręce. Ale przecież nie każdy ogień można zgasić ogniem.
Roześmiał się cicho, kiedy spojrzała na niego wymownie.
Kogo ty chcesz szpiegować Octavio? Samą siebie?
Rozczulony przycisnął ją do siebie mocniej, by złożyć delikatny pocałunek na jej skroni. Gdyby wszystko było takie proste, jak przedstawiała lady Lestrange, jego życie byłoby znacznie szczęśliwsze.
— Nie zapominaj o naszej umowie! Jeszcze tylko... — zatrzymał się na moment, licząc na palcach — cztery lata i wprowadzasz się na Grimmauld Place...
Westchnął, patrząc na nią rozbawiony.
— Przyjdź kiedyś do Munga i posiedź ze mną cały dyżur, to zobaczysz jak to jest! Nie myślałaś w ogóle, aby zacząć się uczyć magii leczniczej?
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Kiedyś próbowała się dopasować. Próbowała postępować według reguł i spełniać oczekiwania. I co? Te co chwila się zmieniały, a ona nie chciała być niczym chorągiewka na wietrze. Chciała wytyczyć kurs i się go trzymać. A że jeszcze na dodatek jej szlak był nietypowy i kręty, dla niej zdawał się dzięki temu tym bardziej interesujący i własny, niepowtarzalny. Rodzina natomiast... to nie tak, ze zawsze było lekko i przyjemnie. Pomagał jednak fakt, że była nieco na uboczu, a i wiedziała gdzie są granice, których przekroczyć nie można. O wielu rzeczach dziejących się w jej głowie nie mówiła też na głos, wtedy bowiem mogłaby już tak gładko z sytuacji nie wybrnąć. Koniec końców własny system wartości pozwolił nadać wartość również sobie, a ta była niezależna od plotek i krzywych spojrzeń towarzystwa. Kreowała ją sama swoimi czynami.
-Takie rzeczy to możesz powiadać teraz, kiedy nikt nie słyszy. W gabinecie nestora byłoby pewnie inaczej - uśmiechnęła się obracając jego zapewnienie w żart, tak bowiem je postrzegała. - Och, nawet tak nie mów! - oberwał lekko w ramię i chociaż wciąż byli na poziomie żartów widać było, że tym akurat Octavia przejęła się nieco mocniej. - Będziesz żył dużo, dużo dłużej, nie ma nawet innej opcji! - nie wyobrażała sobie jego odejścia, a na pewno nie szybszego niż jej samej. Niby wiedziała o jego chorobie i jej konsekwencjach, ale nie chciała tego do siebie dopuścić. Bo może jednak nie będzie tak źle? Może znajdzie się jakiś sposób na zapewnienie mu chociaż kilku dodatkowych lat? Ona chciała się tej nadziei trzymać.
-Chciałabym widzieć ten bieg po waszym domu w twoim wykonaniu. Trzeba było potem barykadować drzwi? - nie sądziła, by odpuszczono mu aż tak łatwo, zapewne wiec nawet jeśli teraz nie miał żadnej dodatkowej historii, to pojawią się one już wkrótce.
-To... to jest... genialne! - po jej minie już mógł być pewny, że nie było odwrotu. Biedak nawet nie wiedział na co się pisał. Jak bowiem ona była przekonana, że Black nie miał okazji nosić sukni, a już na pewno gorsetu, to akurat w czeluściach jej szafy na dnie schowane były koszule, których nigdy nie nazwałaby niewygodnymi. - Rigel na pewno się zgodzi! Ba, jakby nawet nie miał to na taką okazję by go przygotował! Już się nie mogę tego doczekać!
Wszystko mogło być takie proste. Ona próbowała usilnie sprawić, by w jej życiu wszystko takie było. Nie zawsze się to udawała, zwłaszcza, kiedy jej akcje mogły się odbić na kimś innym, mimo wszystko jednak miała nadzieję, że zawsze będzie mogła działać w zgodzie sama ze sobą.
-A ciebie co naszło? - przymrużyła oko, kiedy Perseus postanowił okazać wyjątkowo dużo czułości, nie przestawała się jednak uśmiechać. Jak nic musiał już wypić zdecydowanie za dużo, kim jednak była ona, by mu to wypominać?
-Cztery lata. Lepiej jednak przygotuj nestora, bo ja w takiej ponurej krypcie mieszkać nie będzie. Przyda wam się nowa aranżacja - zachichotała próbując wyobrazić sobie siedzibę Blacków w jasnych barwach.
-Sam nie wiesz o co się prosisz. Za mało masz obowiązków, że ktoś musi plątać ci się pod nogami dla zabicia czasu? - przewróciła oczami. - Dama i magia lecznicza? Powtórz to na głos i zastanów się jeszcze raz - pokręciła głową. - To by było... ciekawe. Ale gdzie szlachciance na podobne zajęcia? To byłby skandal większy niż moja za krótka suknia na koncercie Prim.
-Takie rzeczy to możesz powiadać teraz, kiedy nikt nie słyszy. W gabinecie nestora byłoby pewnie inaczej - uśmiechnęła się obracając jego zapewnienie w żart, tak bowiem je postrzegała. - Och, nawet tak nie mów! - oberwał lekko w ramię i chociaż wciąż byli na poziomie żartów widać było, że tym akurat Octavia przejęła się nieco mocniej. - Będziesz żył dużo, dużo dłużej, nie ma nawet innej opcji! - nie wyobrażała sobie jego odejścia, a na pewno nie szybszego niż jej samej. Niby wiedziała o jego chorobie i jej konsekwencjach, ale nie chciała tego do siebie dopuścić. Bo może jednak nie będzie tak źle? Może znajdzie się jakiś sposób na zapewnienie mu chociaż kilku dodatkowych lat? Ona chciała się tej nadziei trzymać.
-Chciałabym widzieć ten bieg po waszym domu w twoim wykonaniu. Trzeba było potem barykadować drzwi? - nie sądziła, by odpuszczono mu aż tak łatwo, zapewne wiec nawet jeśli teraz nie miał żadnej dodatkowej historii, to pojawią się one już wkrótce.
-To... to jest... genialne! - po jej minie już mógł być pewny, że nie było odwrotu. Biedak nawet nie wiedział na co się pisał. Jak bowiem ona była przekonana, że Black nie miał okazji nosić sukni, a już na pewno gorsetu, to akurat w czeluściach jej szafy na dnie schowane były koszule, których nigdy nie nazwałaby niewygodnymi. - Rigel na pewno się zgodzi! Ba, jakby nawet nie miał to na taką okazję by go przygotował! Już się nie mogę tego doczekać!
Wszystko mogło być takie proste. Ona próbowała usilnie sprawić, by w jej życiu wszystko takie było. Nie zawsze się to udawała, zwłaszcza, kiedy jej akcje mogły się odbić na kimś innym, mimo wszystko jednak miała nadzieję, że zawsze będzie mogła działać w zgodzie sama ze sobą.
-A ciebie co naszło? - przymrużyła oko, kiedy Perseus postanowił okazać wyjątkowo dużo czułości, nie przestawała się jednak uśmiechać. Jak nic musiał już wypić zdecydowanie za dużo, kim jednak była ona, by mu to wypominać?
-Cztery lata. Lepiej jednak przygotuj nestora, bo ja w takiej ponurej krypcie mieszkać nie będzie. Przyda wam się nowa aranżacja - zachichotała próbując wyobrazić sobie siedzibę Blacków w jasnych barwach.
-Sam nie wiesz o co się prosisz. Za mało masz obowiązków, że ktoś musi plątać ci się pod nogami dla zabicia czasu? - przewróciła oczami. - Dama i magia lecznicza? Powtórz to na głos i zastanów się jeszcze raz - pokręciła głową. - To by było... ciekawe. Ale gdzie szlachciance na podobne zajęcia? To byłby skandal większy niż moja za krótka suknia na koncercie Prim.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Naigrywała się z niego. Nieświadomie i niezłośliwie, lecz robiła to od wielu lat — podczas, gdy Perseus nawet prywatnie usilnie starał się żyć jak należy, Octavia zdawała sobie nic nie robić ze swej skrywanej przed światem niepoprawności. Wodziła go za nos, kusiła, prowokowała, aż w końcu uległ i pozwolił sobie na więcej. Czy była z siebie dumna? Najwyraźniej; próżno bowiem było doszukiwać się u niej jakichkolwiek objawów skruchy. — Nie bądź tego taka pewna — odparł enigmatycznie, wciąż błądząc spojrzeniem po oddalonych o miliony mil świetlistych punktach na niebie — czyż nie po to ją tu zaprosił? — W porządku. Już przywykłem do tej myśli.
Oczywiście, że bał się przedwczesnej śmierci, ale w ostatecznym rozrachunku nie miało znaczenia, czy umrze w wieku trzydziestu, sześćdziesięciu, osiemdziesięciu, czy stu dwudziestu lat — jego kości w rodowej krypcie zbieleją i staną się kruche, a przetarte przez niego szlaki pokryje kurz. Być może Blackowie będą łaskawi, pozwalając by po jego istnieniu pozostało nazwisko wytkane złotą nicią na gobelinie z drzewem genealogicznym.
— Uciekłem do pracowni Rigela i przeczekałem, aż pójdą spać, a następnego dnia z samego rana poszedłem do Munga, mimo, że miałem wolne i napisałem list do znajomej z prośbą o rozmieszczenie w moich pokojach pułapek — odpowiedział z powagą, dodającą całej opowieści absurdu. Najlepszą częścią tej historii było to, że wydarzyła się naprawdę i nie trzeba było być emerytem, aby w nią uwierzyć. — Och, po prostu bardzo cię lubię, Octavio. — odpowiedział nieco zmieszany jej pytaniem. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił; czuł, że po prostu musiał, bowiem lady Lestrange była czarująca i rozczulająca, a drobne czułości wydawały się najlepszym sposobem na okazanie jej swoich uczuć.
— Po ślubie prawdopodobnie dostaniemy piętro do swojej dyspozycji i będziesz mogła udekorować je wedle uznania. Wątpię, aby lord nestor pozwolił przearanżować całą kamienicę... Swoją drogą, wyrwałbym się z niej już dawno, gdyby nie to, że... — głos mu uwiązł w gardle, gdy przypomniał sobie list matki, w którym wspomniała mu o tym, jak rzuciła się ze schodów, nie mogąc znieść pierwszych miesięcy na Grimmuald Place; zimnej i nieprzystępnej siedzibie dumnego rodu Blacków. Czy naprawdę miał prawo wymagać od Octavii lub jakiejkolwiek innej kobiety, aby zrezygnowała ze swojego dotychczasowego życia na rzecz tak ponurego miejsca? Wiedział, że taka była powinność szlachetnie urodzonych dam, że do tego były przygotowywane na długo przed swym debiutem, a mimo to czułby się podle, skazując którąkolwiek z nich na mroczne korytarze swego domu, jeżeli nie chciałaby udać się za nim dobrowolnie. Największą wadą Perseusa było to, że za bardzo liczył się z uczuciami innych ludzi. Zwłaszcza tych, których kochał. — ...mam pewne zobowiązania i nie mogę opuścić Londynu. Chociaż własny dworek na wsi, pełen światła wpuszczanego dużymi oknami, z wielkim ogrodem, i biblioteką, i salą, tylko dla ciebie, w której mogłabyś grać... I byłaby tam tylko nasza służba, nikt nie patrzyłby nam na ręce, moglibyśmy być sobą... — mogliby mieć nawet osobne sypialnie, podejrzewał, że dzięki temu wyszliby na tym lepiej i byliby bardziej szczęśliwi, niż wieloletnie małżeństwa dzielące jedno łoże.
Chwycił Octavię za podbródek, delikatnie, lecz stanowczo, zmuszając ją tym samym do tego, aby spojrzała mu prosto w oczy i nie odwracała wzroku. — Od kiedy boisz się skandalu, mon petit ami? — zapytał z uśmiechem na ustach, gładząc przy tym policzek swej towarzyszki opuszkiem kciuka, a przez ciało lorda Blacka raz za razem przechodziły przyjemne dreszcze, gdy dotykał miękkiej skóry lady Lestrange. — Nie ma nic złego w samorozwoju. Jeżeli jakaś dziedzina cię interesuję, to idź w tym kierunku, nawet gdybyś miała to robić potajemnie i na przekór wszystkim. Będę cię wspierał we wszystkim, co postanowisz. Obiecuję — gdy skończył mówić, uwolnił jej żuchwę ze swojego uścisku, ale nie zamierzał jeszcze rezygnować z bliskości. Zamiast tego odgarnął niesforny kosmyk włosów z czoła przyjaciółki i założył go za ucho, a w następnej chwili, kierowany impulsem, którego nie był w stanie powstrzymać, wsunął palce w ciemne fale i skrócił dzielący ich dystans. Jego usta musnęły wargi Octavii; delikatnie i ostrożnie, jakby bał się, że go oparzą, lecz zaraz potem wpił się w nią z całą swoją namiętnością, w sposób dalece odbiegający od niewinności sabatowego pocałunku pod jemiołą.
Owszem, przesadził tego wieczora z alkoholem. Jednak byłby draniem, gdyby zrzucił winę za swe zachowanie na procenty — między Merlinem a prawdą, Perseus od dawna pragnął to zrobić. Tym, czego nie wypowiedział na głos, było to, jak bardzo żałował, że nie udało mu się przybyć na koncert u Primrose, by na własne oczy zobaczyć tę nieszczęsną zbyt krótką sukienkę.
Oczywiście, że bał się przedwczesnej śmierci, ale w ostatecznym rozrachunku nie miało znaczenia, czy umrze w wieku trzydziestu, sześćdziesięciu, osiemdziesięciu, czy stu dwudziestu lat — jego kości w rodowej krypcie zbieleją i staną się kruche, a przetarte przez niego szlaki pokryje kurz. Być może Blackowie będą łaskawi, pozwalając by po jego istnieniu pozostało nazwisko wytkane złotą nicią na gobelinie z drzewem genealogicznym.
— Uciekłem do pracowni Rigela i przeczekałem, aż pójdą spać, a następnego dnia z samego rana poszedłem do Munga, mimo, że miałem wolne i napisałem list do znajomej z prośbą o rozmieszczenie w moich pokojach pułapek — odpowiedział z powagą, dodającą całej opowieści absurdu. Najlepszą częścią tej historii było to, że wydarzyła się naprawdę i nie trzeba było być emerytem, aby w nią uwierzyć. — Och, po prostu bardzo cię lubię, Octavio. — odpowiedział nieco zmieszany jej pytaniem. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił; czuł, że po prostu musiał, bowiem lady Lestrange była czarująca i rozczulająca, a drobne czułości wydawały się najlepszym sposobem na okazanie jej swoich uczuć.
— Po ślubie prawdopodobnie dostaniemy piętro do swojej dyspozycji i będziesz mogła udekorować je wedle uznania. Wątpię, aby lord nestor pozwolił przearanżować całą kamienicę... Swoją drogą, wyrwałbym się z niej już dawno, gdyby nie to, że... — głos mu uwiązł w gardle, gdy przypomniał sobie list matki, w którym wspomniała mu o tym, jak rzuciła się ze schodów, nie mogąc znieść pierwszych miesięcy na Grimmuald Place; zimnej i nieprzystępnej siedzibie dumnego rodu Blacków. Czy naprawdę miał prawo wymagać od Octavii lub jakiejkolwiek innej kobiety, aby zrezygnowała ze swojego dotychczasowego życia na rzecz tak ponurego miejsca? Wiedział, że taka była powinność szlachetnie urodzonych dam, że do tego były przygotowywane na długo przed swym debiutem, a mimo to czułby się podle, skazując którąkolwiek z nich na mroczne korytarze swego domu, jeżeli nie chciałaby udać się za nim dobrowolnie. Największą wadą Perseusa było to, że za bardzo liczył się z uczuciami innych ludzi. Zwłaszcza tych, których kochał. — ...mam pewne zobowiązania i nie mogę opuścić Londynu. Chociaż własny dworek na wsi, pełen światła wpuszczanego dużymi oknami, z wielkim ogrodem, i biblioteką, i salą, tylko dla ciebie, w której mogłabyś grać... I byłaby tam tylko nasza służba, nikt nie patrzyłby nam na ręce, moglibyśmy być sobą... — mogliby mieć nawet osobne sypialnie, podejrzewał, że dzięki temu wyszliby na tym lepiej i byliby bardziej szczęśliwi, niż wieloletnie małżeństwa dzielące jedno łoże.
Chwycił Octavię za podbródek, delikatnie, lecz stanowczo, zmuszając ją tym samym do tego, aby spojrzała mu prosto w oczy i nie odwracała wzroku. — Od kiedy boisz się skandalu, mon petit ami? — zapytał z uśmiechem na ustach, gładząc przy tym policzek swej towarzyszki opuszkiem kciuka, a przez ciało lorda Blacka raz za razem przechodziły przyjemne dreszcze, gdy dotykał miękkiej skóry lady Lestrange. — Nie ma nic złego w samorozwoju. Jeżeli jakaś dziedzina cię interesuję, to idź w tym kierunku, nawet gdybyś miała to robić potajemnie i na przekór wszystkim. Będę cię wspierał we wszystkim, co postanowisz. Obiecuję — gdy skończył mówić, uwolnił jej żuchwę ze swojego uścisku, ale nie zamierzał jeszcze rezygnować z bliskości. Zamiast tego odgarnął niesforny kosmyk włosów z czoła przyjaciółki i założył go za ucho, a w następnej chwili, kierowany impulsem, którego nie był w stanie powstrzymać, wsunął palce w ciemne fale i skrócił dzielący ich dystans. Jego usta musnęły wargi Octavii; delikatnie i ostrożnie, jakby bał się, że go oparzą, lecz zaraz potem wpił się w nią z całą swoją namiętnością, w sposób dalece odbiegający od niewinności sabatowego pocałunku pod jemiołą.
Owszem, przesadził tego wieczora z alkoholem. Jednak byłby draniem, gdyby zrzucił winę za swe zachowanie na procenty — między Merlinem a prawdą, Perseus od dawna pragnął to zrobić. Tym, czego nie wypowiedział na głos, było to, jak bardzo żałował, że nie udało mu się przybyć na koncert u Primrose, by na własne oczy zobaczyć tę nieszczęsną zbyt krótką sukienkę.
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Oczywiście, że nieświadomie, posądzałby ją o marnowanie tylu okazji, aby przeciągnąć go na swoją stronę? Tyleż lat przecież sądziła, że jest to absolutnie niemożliwe,a drobne i ukryte przejawy buntu t szczyt, jaki mogła z nim osiągnąć. Jakiś czas temu jednak coś się zaczęła zmieniać, ciężko był jej określić co takiego dokładnie, jednak osobiście postrzegała to jako zmianę na lepsze. Zawsze zresztą pozytywnie oceniała to, że ktoś zaczynał bardziej słuchać samego siebie niż ludzi z otoczenia, szczególnie, kiedy nie doradzali z serca, a jedynie wymagali przestrzegania sztucznych ograniczeń. I owszem, była z tych swoich malutkich postępów niezwykle dumna, co zresztą dawała mu do zrozumienia na każdym kroku. Niech sobie też nie myśli, że spocznie na laurach, bowiem widziała jeszcze wiele możliwości i zakazów do złamania.
-Chcę to zatem zobaczyć. I to jaki będziesz pewny rozmawiając z moim nestorem. Swoim zresztą też - pokręciła jedynie głową wciąż sobie z tego żartując. - Nie masz do niej przywyknąć, masz coś z tym robić. Przecież pracujesz w Mungu, musi być sposób, żeby coś zrobić. Albo trzeba coś wymyślić. Na to i na inne choroby - wyglądała na wyjątkowo zdeterminowaną.
Ona sama odsuwała myśl o śmierci, uciekała przed nią. Wizja wymazania ze świata i pozostawania jedynie na kartach starych ksiąg jako ciąg liter bez uczuć, charakteru i celów była doprawdy straszna. Chciała czerpać z życia garściami i zapisać się w czymś bardziej żywym, czyli ludzkich wspomnieniach. Chciała spróbować wszystkiego i doświadczyć ile się tylko dało. Miała tak długa listę marzeń i planów, że i sto lat by nie wystarczyło, co dopiero gdyby miano jej ten czas skrócić. Skoro bowiem miała być na tym świecie tylko przez chwilę, chciała nadać tej chwili jakiś większy sens, chociażby dla niej samej.
-... ty sobie ze mnie teraz żartujesz - patrzyła na niego nie dowierzając w historię, którą właśnie usłyszała. A z drugiej strony wydawało się, że jednak mówi prawdę, co jedynie bardziej namieszało jej w głowie. I już nie wiedziała której części historii łapać się jako pierwszej. Nocowania w laboratorium Rigela, ucieczki do pracy czy pułapek w pokoju? W końcu była tym tak skołowana, że po prostu odpuściła temat, może jednak nie chciała wiedzieć tak zupełnie wszystkiego.
Na jego odpowiedź uśmiechnęła się ciepło. W towarzystwie pozujący na zdystansowanego i bez emocji prywatnie potrafił być tak uroczy i emocjonalny. Wielu powiedziałoby, że to słabości i rysy charakteru, dla niej to były właśnie te cechy, za które tym mocniej go ceniła.
-Po ślubie dostaniemy... Lordzie Black, mówi pan jakby wszystko było już ustalone. Czy ja o czymś nie wiem? - pokręciła głową i pewnie roześmiałaby się w głos, gdyby nie dziwna przerwa, która nagle zapadła. Jak nic coś właśnie się działo w tej będącej obok głowie, a ona żałowała, że nie mogła przejrzeć co dokładnie. Nie wyglądało to jednak na nic pozytywnego i tym bardziej chciała wiedzieć o co chodzi, by jakoś temu zaradzić. W końcu jednak wypowiedź została pociągnięta dalej, a roztoczona przed nią wizja była... kusząca. Własny dworek, cisza i spokój. Sala do gry, brak ograniczeń i ludzi patrzących na każdy twój krok. Tak, w takie miejsce mogłaby się przenieść, nie wahała by się pewnie długo.
Jego późniejsze zachowanie ją zaskoczyło, co na pewno mógł łatwo wyczytać z jej twarzy. Nigdy nie był raczej tak bezpośredni, no i zaraz, to on przekonywał ją do buntu? Oboje musieli zdecydowanie za dużo wypić, zwłaszcza jeżeli przechodzili już na francuski. Wszystko co mówił brzmiało... dobrze. Pięknie nawet. Chciała tego słuchać. Nie, chciała, żeby to się naprawdę spełniło. Sama nie wiedziała kiedy jego dłoń znalazła się przy jej twarzy, kiedy przeczesała włosy. A potem w sumie ogólnie niewiele wiedziała. Nie wiedziała co robić, co mówić, chociaż mówić nie miała miała nawet za bardzo możliwości. Oczy same się zamknęły, a wargi rozchyliły lekko, najwyraźniej lepiej wiedząc od swojej właścicielki jak to wszystko powinno wyglądać. Bo może i Perseus coś tam potrafił, ale ona praktyki nie miała, musiał więc nadrabiać za nich oboje. Ale nie odsunęła się, nie uciekła, w sumie próbowała współpracować jeszcze ogarniając myślami całą sytuację i jej konsekwencje, bo te akurat z pewnością jeszcze do niej nie dochodziły.
-Chcę to zatem zobaczyć. I to jaki będziesz pewny rozmawiając z moim nestorem. Swoim zresztą też - pokręciła jedynie głową wciąż sobie z tego żartując. - Nie masz do niej przywyknąć, masz coś z tym robić. Przecież pracujesz w Mungu, musi być sposób, żeby coś zrobić. Albo trzeba coś wymyślić. Na to i na inne choroby - wyglądała na wyjątkowo zdeterminowaną.
Ona sama odsuwała myśl o śmierci, uciekała przed nią. Wizja wymazania ze świata i pozostawania jedynie na kartach starych ksiąg jako ciąg liter bez uczuć, charakteru i celów była doprawdy straszna. Chciała czerpać z życia garściami i zapisać się w czymś bardziej żywym, czyli ludzkich wspomnieniach. Chciała spróbować wszystkiego i doświadczyć ile się tylko dało. Miała tak długa listę marzeń i planów, że i sto lat by nie wystarczyło, co dopiero gdyby miano jej ten czas skrócić. Skoro bowiem miała być na tym świecie tylko przez chwilę, chciała nadać tej chwili jakiś większy sens, chociażby dla niej samej.
-... ty sobie ze mnie teraz żartujesz - patrzyła na niego nie dowierzając w historię, którą właśnie usłyszała. A z drugiej strony wydawało się, że jednak mówi prawdę, co jedynie bardziej namieszało jej w głowie. I już nie wiedziała której części historii łapać się jako pierwszej. Nocowania w laboratorium Rigela, ucieczki do pracy czy pułapek w pokoju? W końcu była tym tak skołowana, że po prostu odpuściła temat, może jednak nie chciała wiedzieć tak zupełnie wszystkiego.
Na jego odpowiedź uśmiechnęła się ciepło. W towarzystwie pozujący na zdystansowanego i bez emocji prywatnie potrafił być tak uroczy i emocjonalny. Wielu powiedziałoby, że to słabości i rysy charakteru, dla niej to były właśnie te cechy, za które tym mocniej go ceniła.
-Po ślubie dostaniemy... Lordzie Black, mówi pan jakby wszystko było już ustalone. Czy ja o czymś nie wiem? - pokręciła głową i pewnie roześmiałaby się w głos, gdyby nie dziwna przerwa, która nagle zapadła. Jak nic coś właśnie się działo w tej będącej obok głowie, a ona żałowała, że nie mogła przejrzeć co dokładnie. Nie wyglądało to jednak na nic pozytywnego i tym bardziej chciała wiedzieć o co chodzi, by jakoś temu zaradzić. W końcu jednak wypowiedź została pociągnięta dalej, a roztoczona przed nią wizja była... kusząca. Własny dworek, cisza i spokój. Sala do gry, brak ograniczeń i ludzi patrzących na każdy twój krok. Tak, w takie miejsce mogłaby się przenieść, nie wahała by się pewnie długo.
Jego późniejsze zachowanie ją zaskoczyło, co na pewno mógł łatwo wyczytać z jej twarzy. Nigdy nie był raczej tak bezpośredni, no i zaraz, to on przekonywał ją do buntu? Oboje musieli zdecydowanie za dużo wypić, zwłaszcza jeżeli przechodzili już na francuski. Wszystko co mówił brzmiało... dobrze. Pięknie nawet. Chciała tego słuchać. Nie, chciała, żeby to się naprawdę spełniło. Sama nie wiedziała kiedy jego dłoń znalazła się przy jej twarzy, kiedy przeczesała włosy. A potem w sumie ogólnie niewiele wiedziała. Nie wiedziała co robić, co mówić, chociaż mówić nie miała miała nawet za bardzo możliwości. Oczy same się zamknęły, a wargi rozchyliły lekko, najwyraźniej lepiej wiedząc od swojej właścicielki jak to wszystko powinno wyglądać. Bo może i Perseus coś tam potrafił, ale ona praktyki nie miała, musiał więc nadrabiać za nich oboje. Ale nie odsunęła się, nie uciekła, w sumie próbowała współpracować jeszcze ogarniając myślami całą sytuację i jej konsekwencje, bo te akurat z pewnością jeszcze do niej nie dochodziły.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Do buntu trzeba było dorosnąć; Perseusowi najwyraźniej udało się to dopiero po przeżyciu ćwierćwiecza. Wprawdzie dalece mu było do przykładnego młodego mężczyzny w Hogwarcie, lecz był istnym aniołem w porównaniu z tym, kim stał się teraz. Przecież lordowi nie wypada stawiać własny komfort i zdrowie psychiczne ponad ogólnie przyjęte normy, prawda?
— Och, Octavio... — poczuł ciepło rozlewające się w klatce piersiowej, ujął delikatnie dłonie przyjaciółki i złożył na każdej z nich pocałunek. — Sądzisz, że dlaczego zostałem uzdrowicielem? Złościła mnie inkompetencja uzdrowicieli, którzy bezradnie rozkładali ręce słysząc o śmiertelnej bladości. Byłem głupcem sądząc, że uda mi się znaleźć lekarstwo na moją chorobę, lecz z czasem ją zaakceptowałem wraz ze wszystkimi konsekwencjami jako nierozłączną część mnie. — wyjaśnił najlepiej jak tylko umiał. Z biegiem lat nauczył się żyć ze swoimi problemami zdrowotnymi, zaakceptować je, traktować ich leczenie jako normalną część codziennej rutyny. To ludzie wokół mieli problem z pogodzeniem się z tym, że Perseus był chory, wynajdowali coraz to nowsze metody terapii, sprowadzali znamienite osobistości ze świata medycyny. Marnowali cenny czas, który mu pozostał, na jałowe badania.
Na jej pytanie tylko wzruszył ramionami. Niech infantylne wygłupy i zabawy z siostrami w podchody pozostaną jego słodką tajemnicą. Przynajmniej do czasu, aż najmłodsza z nich nie oświadczy dumnie, że brat się przed nią chowa...
— Ależ naturalnie — odparł z uśmiechem, tylko czekając, aż na jej twarzy pojawi się jeszcze większa konsternacja. Skoro ona zbijała go z tropu bezustannie, to dlaczego choć raz nie mógłby się odwdzięczyć tym samym? — Zobaczysz, że cztery lata szybko miną i nikogo sobie nie znajdę. Ty może masz jeszcze szansę, ale ja przepadłem, Octavio. — dla niej, dla jej błękitnych oczu, a już na pewno przepadł dla pocałunku, jaki połączył ich zaledwie kilka sekund później. Był śmielszy, niż dziecinnie naiwny całus, w jakim ich usta złączyły się na sabacie by tradycji stało się zadość, lecz nie całkowicie obdarty z przyzwoitości. Miał wrażenie, że żywy ogień wypala go od środka, a najbardziej pieką wargi, które smakowały lady Lestarnge. Wyczuł w jej niezdarnych, lecz jakże rozczulających ruchach, że nie miała doświadczenia w tej kwestii; był pierwszym mężczyzną, który ją całował i choć z jednej strony napawało go to triumfem, podbudowywało ego, tak z drugiej obawiał się nieco, czy jego zapomnienie się nie wyrządzi towarzyszce krzywdy. Było to trudnym zadaniem, ale udało mu się zapanować nad własną namiętnością, by obdarzyć Octavię największą czułością oraz delikatnością, na jaką było go stać. By cieszyła się jego bliskością tak samo, jak on jej.
Odsunął się wreszcie — choć przyznać przed sobą musiał, że uczynił to z wielką niechęcią — od swej przyjaciółki, po czym ujmując jej twarz w dłonie wsparł swe czoło o jej własne. Trwał tak przez chwilę w ciszy przerywanej jedynie ich własnymi oddechami, zanim postanowił cokolwiek powiedzieć. — Czy jesteś na mnie zła za to, co właśnie się wydarzyło? — zapytał, nie mogąc oderwać spojrzenia od jasnych tęczówek, jakby tam spodziewał się znaleźć odpowiedź.
— Och, Octavio... — poczuł ciepło rozlewające się w klatce piersiowej, ujął delikatnie dłonie przyjaciółki i złożył na każdej z nich pocałunek. — Sądzisz, że dlaczego zostałem uzdrowicielem? Złościła mnie inkompetencja uzdrowicieli, którzy bezradnie rozkładali ręce słysząc o śmiertelnej bladości. Byłem głupcem sądząc, że uda mi się znaleźć lekarstwo na moją chorobę, lecz z czasem ją zaakceptowałem wraz ze wszystkimi konsekwencjami jako nierozłączną część mnie. — wyjaśnił najlepiej jak tylko umiał. Z biegiem lat nauczył się żyć ze swoimi problemami zdrowotnymi, zaakceptować je, traktować ich leczenie jako normalną część codziennej rutyny. To ludzie wokół mieli problem z pogodzeniem się z tym, że Perseus był chory, wynajdowali coraz to nowsze metody terapii, sprowadzali znamienite osobistości ze świata medycyny. Marnowali cenny czas, który mu pozostał, na jałowe badania.
Na jej pytanie tylko wzruszył ramionami. Niech infantylne wygłupy i zabawy z siostrami w podchody pozostaną jego słodką tajemnicą. Przynajmniej do czasu, aż najmłodsza z nich nie oświadczy dumnie, że brat się przed nią chowa...
— Ależ naturalnie — odparł z uśmiechem, tylko czekając, aż na jej twarzy pojawi się jeszcze większa konsternacja. Skoro ona zbijała go z tropu bezustannie, to dlaczego choć raz nie mógłby się odwdzięczyć tym samym? — Zobaczysz, że cztery lata szybko miną i nikogo sobie nie znajdę. Ty może masz jeszcze szansę, ale ja przepadłem, Octavio. — dla niej, dla jej błękitnych oczu, a już na pewno przepadł dla pocałunku, jaki połączył ich zaledwie kilka sekund później. Był śmielszy, niż dziecinnie naiwny całus, w jakim ich usta złączyły się na sabacie by tradycji stało się zadość, lecz nie całkowicie obdarty z przyzwoitości. Miał wrażenie, że żywy ogień wypala go od środka, a najbardziej pieką wargi, które smakowały lady Lestarnge. Wyczuł w jej niezdarnych, lecz jakże rozczulających ruchach, że nie miała doświadczenia w tej kwestii; był pierwszym mężczyzną, który ją całował i choć z jednej strony napawało go to triumfem, podbudowywało ego, tak z drugiej obawiał się nieco, czy jego zapomnienie się nie wyrządzi towarzyszce krzywdy. Było to trudnym zadaniem, ale udało mu się zapanować nad własną namiętnością, by obdarzyć Octavię największą czułością oraz delikatnością, na jaką było go stać. By cieszyła się jego bliskością tak samo, jak on jej.
Odsunął się wreszcie — choć przyznać przed sobą musiał, że uczynił to z wielką niechęcią — od swej przyjaciółki, po czym ujmując jej twarz w dłonie wsparł swe czoło o jej własne. Trwał tak przez chwilę w ciszy przerywanej jedynie ich własnymi oddechami, zanim postanowił cokolwiek powiedzieć. — Czy jesteś na mnie zła za to, co właśnie się wydarzyło? — zapytał, nie mogąc oderwać spojrzenia od jasnych tęczówek, jakby tam spodziewał się znaleźć odpowiedź.
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
-Wcale nie byłeś głupcem! Miałeś wizję, nadzieję i zapał, miałeś niesamowicie istotne cechy i powinieneś mieć je nadal. Nigdy nie można niczego przekreślać. Iluż twórców i wizjonerów słyszało, że ich plany to utopia nie do osiągnięcia, a gdzie byśmy byli bez nich? - mogła zrozumieć zniechęcenie, mogła przyjąć niechęć do poświęcania temu więcej czasu, kiedy chciało się go wykorzystać na coś innego, na pewno jednak nie przyjmie do wiadomości, że sytuacja była bez wyjścia. Nigdy nie dopuszczała do siebie beznadziejności żadnej sytuacji i nie zamierzała robić tego teraz.
Jego plan wprawienia jej w zakłopotanie zadziałał w pełni i jej mina była zapewne bezcenna. Coś między wyparciem, niedowierzaniem, rozbawieniem może z lekką szczyptą strachu. I to nie jedno po drugim, a wszystko jednocześnie. Tak niestabilna i rozdarta potrafiła być chyba tylko panna Lestrange, ale przynajmniej nie marnowała czasu na roztrząsanie każdej z tych emocji po kolei, ale zajęła się wszystkim na raz.
-Nie mów tak, nigdy nie wiesz kiedy i dla kogo zabije ci mocniej serce - to mówiąc nawet nie wiedziała, że już za kilka chwil to jej własne będzie walić jak szalone, próbując wyrwać się na wolność.
Nie wiedziała czy jej bezradność była aż tak odczuwalna, ale wyraźnie odczuwała różnicę miedzy ich umiejętnościami. Możliwe, że powinno ją to zastanowić, w tej jednak chwili inne sprawy stanowiły dla niej priorytet. Minęła dłuższa chwila od rozłączenia ich warg nim odważyła się otworzyć oczy. Jak gdyby dopiero po tym czynie miały pojawić się wszystkie myśli i konsekwencje chwili zapomnienia, a z nieba miały spaść gromy. Jakimś cudem jednak dalej spokojnie siedzieli, żadna z gwiazd na niebie nie miała raczej zamiaru na nich spaść, a wokół wciąż nie było żywego ducha, który mógłby ich skarcić.
-Ja... nie... tak? Nie wiem... - nie była to zdecydowanie najlepsza odpowiedź, jaką mogła dać w takiej chwili, jednak innej nie posiadała. Było powiem wiele argumentów, dla których była szczęśliwa, jeszcze więcej, dla których to, co działo się przed chwilą, nie powinna mieć miejsca, a ona nie wiedziała na które z nich się zdecydować. - Ale... czemu? - może jeżeli zostanie rozwiana ta jej największa wątpliwość nieco ogarnie chaos, jaki właśnie miała w głowie. Bo nie do końca potrafiła zrozumieć ciąg przyczynowo skutkowy, który zaprowadził ich w to miejsce i doprowadził do podobnych rozterek.
Jego plan wprawienia jej w zakłopotanie zadziałał w pełni i jej mina była zapewne bezcenna. Coś między wyparciem, niedowierzaniem, rozbawieniem może z lekką szczyptą strachu. I to nie jedno po drugim, a wszystko jednocześnie. Tak niestabilna i rozdarta potrafiła być chyba tylko panna Lestrange, ale przynajmniej nie marnowała czasu na roztrząsanie każdej z tych emocji po kolei, ale zajęła się wszystkim na raz.
-Nie mów tak, nigdy nie wiesz kiedy i dla kogo zabije ci mocniej serce - to mówiąc nawet nie wiedziała, że już za kilka chwil to jej własne będzie walić jak szalone, próbując wyrwać się na wolność.
Nie wiedziała czy jej bezradność była aż tak odczuwalna, ale wyraźnie odczuwała różnicę miedzy ich umiejętnościami. Możliwe, że powinno ją to zastanowić, w tej jednak chwili inne sprawy stanowiły dla niej priorytet. Minęła dłuższa chwila od rozłączenia ich warg nim odważyła się otworzyć oczy. Jak gdyby dopiero po tym czynie miały pojawić się wszystkie myśli i konsekwencje chwili zapomnienia, a z nieba miały spaść gromy. Jakimś cudem jednak dalej spokojnie siedzieli, żadna z gwiazd na niebie nie miała raczej zamiaru na nich spaść, a wokół wciąż nie było żywego ducha, który mógłby ich skarcić.
-Ja... nie... tak? Nie wiem... - nie była to zdecydowanie najlepsza odpowiedź, jaką mogła dać w takiej chwili, jednak innej nie posiadała. Było powiem wiele argumentów, dla których była szczęśliwa, jeszcze więcej, dla których to, co działo się przed chwilą, nie powinna mieć miejsca, a ona nie wiedziała na które z nich się zdecydować. - Ale... czemu? - może jeżeli zostanie rozwiana ta jej największa wątpliwość nieco ogarnie chaos, jaki właśnie miała w głowie. Bo nie do końca potrafiła zrozumieć ciąg przyczynowo skutkowy, który zaprowadził ich w to miejsce i doprowadził do podobnych rozterek.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jej słowa sprawiły, że na twarzy Perseusa pojawił się łagodny uśmiech. Chociaż, będąc szczerym, to niezwykle ciężkim zadaniem było nie uśmiechanie się w towarzystwie Octavii; jeżeli nie ze względu na jej poczucie humoru, to dobroć, jaką obdarzała go na każdym kroku oraz fakt, że przy niej wszystkie zmartwienia lorda Blacka przybierały żałośnie śmieszny wymiar. Liczyło się tylko to, co było tu i teraz.
— Gdybym poszedł w tamtym kierunku, dziś byłbym bardzo sfrustrowanym i nieszczęśliwym człowiekiem — odparł na usprawiedliwienie swojej decyzji — Czasem mam wrażenie, że naszym losem żądzą przypadki. Najwyraźniej moim powołaniem była magipsychiatria, dlatego pod koniec kursów, tuż przed wyborem specjalizacji, wysłano mnie do pomocy na oddziale. — przecież uwielbiał swoją pracę. Czuł się potrzebny, gdy docierał do rannych dusz, a następnie wyciągał je z mroku. Był dumny z postępów z pacjentów, angażował się w ich leczenie i troszczył się o nich, mimo, że emocjonalnie nie przywiązywał się do żadnego z nich.
— To fakt, miłość potrafi przyjść w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Wydaje ci się, że znasz kogoś od zawsze i nigdy nie patrzyłaś na tę osobę jak na potencjalnego partnera, aż nagle dzieje się coś, to jedno małe wydarzenie, które sprawia, że... Och, nieważne — urwał, obawiając się, że powie za dużo. Jeszcze za wcześnie było na takie wyznania. Nie chciał zbyt pochopnie zerwać owoców, które jeszcze nie dojrzały.
Och, a cóż się właśnie wydarzyło? Czyżby zawsze wygadana Octavia nie wiedziała, co powinna powiedzieć? W innej sytuacji uznałby to za swój tryumf, teraz jednak nie był pewien, jak powinien odczytać jej reakcje. Niewątpliwie przekroczył granicę — pozostawało pytanie, jak bardzo wpłynie to na ich relację i czy nie będzie powodem, dla którego przyjaciółka się od niego odsunie. Tego by sobie nie wybaczył. — W porządku, masz prawo czuć się zdezorientowana. Zaskoczyłem cię, prawda? — roześmiał się serdecznie, ponownie otulając ją własnym kocem, po czym przyciągnął ją do siebie. Żeby było im cieplej, oczywiście.
Dlaczego to zrobił? Bo była piękna, bo od sabatu zaczął myśleć o niej inaczej, bo chciał zrobić to od dawna, bo był już pijany i sądził, że to dobry pomysł. Dlaczego to zrobił? — Nie wiem...
— Gdybym poszedł w tamtym kierunku, dziś byłbym bardzo sfrustrowanym i nieszczęśliwym człowiekiem — odparł na usprawiedliwienie swojej decyzji — Czasem mam wrażenie, że naszym losem żądzą przypadki. Najwyraźniej moim powołaniem była magipsychiatria, dlatego pod koniec kursów, tuż przed wyborem specjalizacji, wysłano mnie do pomocy na oddziale. — przecież uwielbiał swoją pracę. Czuł się potrzebny, gdy docierał do rannych dusz, a następnie wyciągał je z mroku. Był dumny z postępów z pacjentów, angażował się w ich leczenie i troszczył się o nich, mimo, że emocjonalnie nie przywiązywał się do żadnego z nich.
— To fakt, miłość potrafi przyjść w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Wydaje ci się, że znasz kogoś od zawsze i nigdy nie patrzyłaś na tę osobę jak na potencjalnego partnera, aż nagle dzieje się coś, to jedno małe wydarzenie, które sprawia, że... Och, nieważne — urwał, obawiając się, że powie za dużo. Jeszcze za wcześnie było na takie wyznania. Nie chciał zbyt pochopnie zerwać owoców, które jeszcze nie dojrzały.
Och, a cóż się właśnie wydarzyło? Czyżby zawsze wygadana Octavia nie wiedziała, co powinna powiedzieć? W innej sytuacji uznałby to za swój tryumf, teraz jednak nie był pewien, jak powinien odczytać jej reakcje. Niewątpliwie przekroczył granicę — pozostawało pytanie, jak bardzo wpłynie to na ich relację i czy nie będzie powodem, dla którego przyjaciółka się od niego odsunie. Tego by sobie nie wybaczył. — W porządku, masz prawo czuć się zdezorientowana. Zaskoczyłem cię, prawda? — roześmiał się serdecznie, ponownie otulając ją własnym kocem, po czym przyciągnął ją do siebie. Żeby było im cieplej, oczywiście.
Dlaczego to zrobił? Bo była piękna, bo od sabatu zaczął myśleć o niej inaczej, bo chciał zrobić to od dawna, bo był już pijany i sądził, że to dobry pomysł. Dlaczego to zrobił? — Nie wiem...
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Ona po prostu martwiła się o wszystkich, chciała pomóc wszystkim, myślała o wszystkich. Dla niej to było naturalne. Po co krzywdzić ludzi, kiedy można było ich uszczęśliwiać? Zawsze podobnymi sprawami przejmowała się tak, jak gdyby dotyczyły jej samej. A akurat w przypadku Blacka było to powiązane z nią, więc zależało jej tym bardziej. Dla niego rzuciłaby wszystko i pobiegła gdzie będzie trzeba, żeby tylko jakoś mu ulżyć, a o konsekwencjach pomyślała później, kiedy już by nadeszły.
-Może i tak... - przyznała cicho, bo akurat z tym ciężko było się kłócić. - Zazwyczaj kiedy robimy jakieś plany życie je weryfikuje, podsuwając inne pomysły - przytaknęła głową na jego słowa, kto w końcu zaprzeczy, jak Perseus angażował się w swoją pracę, z jaką satysfakcją i pasją o niej mówił? To raczej był dowód, że ostatecznie dobrze się stało, że poszedł taką, a nie inną ścieżką. I nawet jeśli nie pomoże samemu sobie, to bez wątpienia pomagał rzeszy innych ludzi, a to przecież było równie wspaniałe. Biedna Octavia widziała przecież jego pracę jako powołanie i misję, czyste i bezinteresowne, bez cienia zysku i manipulacji.
To co mówił było piękne i zapewne chciałaby wypytać go o więcej, pociągnąć temat, jednak zajęli się czymś innym. Czymś, wydawałoby się, powiązanym, a przynajmniej jej zdaniem powinno być to powiązane. I chyba na to liczyła? Że to nie był pusty gest, że coś za nim stało. Bała się znowu sparzyć, utwierdzić w przekonaniu, że jej marzenia o miłości i odwzajemnionym uczuciu, o byciu z kimś z wyboru jest możliwe, że to nie są jedynie mrzonki niedojrzałej panny z dobrego domu mającej jedynie romanse w głowie.
A jednak. Jednak na jej pytanie nie otrzymała tej odpowiedzi, na jaką liczyła, nie otrzymała niczego choćby zbliżonego. Nie wiem. Ledwie co posklejane serce znowu się rozsypało, teraz jeszcze boleśniej, niemal na pył. To znowu się działo. Ktoś dał jej nadzieję, rozbudził uczucie, dał nieme obietnice, by potem zmieść je wszystkie. Tylko tym razem to był Perseus. Ten, który był zawsze obok, któremu ufała jak nikomu innemu. Który jeszcze tak niedawno pocieszał ją i zapewniał, że nie wszyscy mężczyźni tacy są, żeby się nie zrażać. A teraz zrobił to samo.
Jej uśmiech zgasł, podobnie błysk w oczach, a po skórze przebiegł dreszcz, jak gdyby dopiero teraz zauważyło zimno, jakie ich otaczało. W sumie to teraz jedynie odczuwała, wszechogarniające zimno.
-Rozumiem - nie rozumiała. - Ja... muszę już iść. Jednak za lekko się ubrałam, noc jest wyjątkowo mroźna - nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedź wstała i niemal biegiem udała się w kierunku wyjścia z wieży. Chciała być daleko stąd. Chciała być daleko od niego.
zt x2
-Może i tak... - przyznała cicho, bo akurat z tym ciężko było się kłócić. - Zazwyczaj kiedy robimy jakieś plany życie je weryfikuje, podsuwając inne pomysły - przytaknęła głową na jego słowa, kto w końcu zaprzeczy, jak Perseus angażował się w swoją pracę, z jaką satysfakcją i pasją o niej mówił? To raczej był dowód, że ostatecznie dobrze się stało, że poszedł taką, a nie inną ścieżką. I nawet jeśli nie pomoże samemu sobie, to bez wątpienia pomagał rzeszy innych ludzi, a to przecież było równie wspaniałe. Biedna Octavia widziała przecież jego pracę jako powołanie i misję, czyste i bezinteresowne, bez cienia zysku i manipulacji.
To co mówił było piękne i zapewne chciałaby wypytać go o więcej, pociągnąć temat, jednak zajęli się czymś innym. Czymś, wydawałoby się, powiązanym, a przynajmniej jej zdaniem powinno być to powiązane. I chyba na to liczyła? Że to nie był pusty gest, że coś za nim stało. Bała się znowu sparzyć, utwierdzić w przekonaniu, że jej marzenia o miłości i odwzajemnionym uczuciu, o byciu z kimś z wyboru jest możliwe, że to nie są jedynie mrzonki niedojrzałej panny z dobrego domu mającej jedynie romanse w głowie.
A jednak. Jednak na jej pytanie nie otrzymała tej odpowiedzi, na jaką liczyła, nie otrzymała niczego choćby zbliżonego. Nie wiem. Ledwie co posklejane serce znowu się rozsypało, teraz jeszcze boleśniej, niemal na pył. To znowu się działo. Ktoś dał jej nadzieję, rozbudził uczucie, dał nieme obietnice, by potem zmieść je wszystkie. Tylko tym razem to był Perseus. Ten, który był zawsze obok, któremu ufała jak nikomu innemu. Który jeszcze tak niedawno pocieszał ją i zapewniał, że nie wszyscy mężczyźni tacy są, żeby się nie zrażać. A teraz zrobił to samo.
Jej uśmiech zgasł, podobnie błysk w oczach, a po skórze przebiegł dreszcz, jak gdyby dopiero teraz zauważyło zimno, jakie ich otaczało. W sumie to teraz jedynie odczuwała, wszechogarniające zimno.
-Rozumiem - nie rozumiała. - Ja... muszę już iść. Jednak za lekko się ubrałam, noc jest wyjątkowo mroźna - nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedź wstała i niemal biegiem udała się w kierunku wyjścia z wieży. Chciała być daleko stąd. Chciała być daleko od niego.
zt x2
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
4 lipca 1958
Czy świat miał się skończyć?
Mam w sobie tylko idiotyczne myśli, krążące i ścigające się jedna po drugiej jak w jakimś chorym wyścigu pozbawionym nagród; mkną dziko, tak jak mknęła jasna smuga na niebie, ciągnąc za sobą ognisty warkocz. Obca, nienormalna.
Nigdy wcześniej nie patrzyłam w niebo. Nie w taki sposób, jak teraz.
Nigdy nie byłam nawet na wieży astronomicznej, nie licząc tej w Hogwarcie, noszącej znamiona uczniowskiego obowiązku i nastoletnich uniesień w przytulnym kącie. Myśli takie jak: co tutaj się robi? Czy w ogóle mnie tu wpuszczą? A co jeśli jakaś nawiedzona kobieta zapyta mnie o swój horoskop? były równie idiotyczne, co sam pomysł, ale londyńskie mieszkanie wieczór po nienormalnych zdarzeniach w Dolinie Godryka było ciasne, ciemne i duszące.
Nie mogłam tam zostać.
Chodzenie samemu po zmroku nie należało do czynów szczególnie wybitnych, czy chociażby mądrych; ale pech, zachwiany instynkt samozachowawczy czy zwyczajny strach sprawiły, że przedmieścia Londynu stanęły dla mnie otworem, a ja, z zasłyszanym słowem, upartym przeświadczeniem i dreszczem w dole pleców, powędrowałam na wieczorny spacer.
Wejście na szczyt wieży jest trudne; zwłaszcza, kiedy palce oblepiające stalową poręcz drżą, wypite na odwagę dwa kieliszki skrzaciego wina przewracają się w żołądku, a bezsenność potęguje ból głowy, podpowiadając kolejne wyrzuty, złowrogie wizje i ezoteryczne bzdety.
Nigdy nie przykładałam do tego większej uwagi – do wróżbiarstwa, numerologii, czy w końcu astrologii, która spajała te dwie dziedziny w jakiś dziwny, naukowcom zapewne znany sposób. Czy w gwiazdach jest nasza przyszłość, czy można ją odczytać stawiając tarota, albo czy wahadełko naprawdę pozwoli na rozmowę ze zmarłym – magia ma swoje tajemnice i jest okrutnie zawiła, ale skoro światło pojawiło się na niebie, musi pochodzić właśnie stamtąd.
Teraz nie jest błękitne, a grafitowo-czarne. Kiedy wchodzę na główny podest, nie dostrzegam gwiazd; oczy przyzwyczajają się do ciemności, powoli wyłapują sylwetki. Gdzieś po prawej widzę parę siedzącą na małym kocu, wpatrzoną w nieboskłon – dla mnie nadal czarny, do momentu, w którym nieco pospiesznie przechodzę przez taras i dosięgam balustrady. Chłodnej, rozchodzącej się przyjemną ulgą po skórze dłoni i przedramion.
Stamtąd widzę już – srebrno-białe szpileczki na firmamencie, punkty błyskające w czarnym płótnie. W końcu to, co świeci zuchwale i rażąco. Tę kometę.
Przyłapuję samą siebie, że moje oczy wwiercają się w świetlisty warkocz; na tyle długo tam patrzę, że w końcu mrugam jak wyrwana z transu, odsuwam nieco od balustrady i krążę wzrokiem po okolicy – zupełnie jakbym szukała oparcia w zgromadzonych tutaj obcych.
Ale wszyscy zajęci są albo obserwacją, albo sobą, ewentualnie towarzystwem; wszyscy z wyjątkiem kobiety po mojej lewej, pochylonej nad balustradą, otuloną papierosową chmurą ulatującą spomiędzy ust, która przysłaniała jej twarz.
Jest swobodna, choć zamyślona; sprawiająca wrażenie kogoś, kto doskonale wie gdzie jest i co robi.
– Przepraszam, ale jak to.... to odczytywać? – wyrzucam z siebie w jej kierunku, nieco wstydliwie zaciskając na moment usta w linijkę.
Chyba wie, jak wszyscy tutaj – naukowcy, bo za nich ich biorę – jak czytać niebo i znaki na nim?
Nena McKinnon
Zawód : pracownica Ministerstwa, malarka na zlecenie, eks-cukiernik
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
lekce sobie ważyłam
tęsknotę w każdy dzień
tęsknotę w każdy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nauka nie stanowi powszechności, choć jest uniwersalna. Zlęknieni cierpieniem, chorobą, nieznanym zjawiskiem, skłaniamy się - na wpół bogobojnie - ku niej, błagamy o ratunek, wymagamy. Stawiamy kroki nerwowo, na wpół nieprawidłowo, błagamy o wytłumaczenie, choć nie słuchamy wypowiadanych słów. Naukowcy, naukowczynie, zafascynowani - spotykają się z wymaganiami, niby uderzenie gładkiego policzka o lodowatą ścianę powinności i oczekiwań.
Nie wiedziała wszystkiego, była tego pełnie świadoma i to chyba stanowiło kwintesencje dojrzałości, po którą sięgnęła jeszcze w czasach nastoletnich, tuląc młodsze rodzeństwo do skrytej pod flanelą koszuli.
Nie wiedziała wszystkiego, bo wszakże, wiedzieć nie powinna. Osoba wszechstronna w niczym nie była dobra; ona miała obrany cel, dziedzinę, która rozrysowywała całokształt jej kariery i ambicji. Mimo to, sięgnęła po ciekawość, kierując stukot obcasów po chłodnych stopniach wieży astronomów.
Podziwiała osoby, które tak jak jej ukochany brat, sięgali głębiej tychże nauk, bo choć jej wiedza zdecydowanie wykraczała ponad szarą masę, nigdy nie była wystarczająca, by karmić nią innych. Rośliny, choć dla niej stanowiły absolutne dzieło stworzenia, były prostsze, w najstosowniejszy sposób po prostu namacalne.
To, to co rysowało się teraz przed nimi, sięgało dalej - nienamacalne, niezrozumiałe, odległe, choć zbliżające się złowieszczo, oświetlając magiczny świat nadzieją, ale i lękiem.
Satyna uderzała o chuderlawe nogi - dalej pozostawała niezrozumiale szczupła, jakby widmo Blaise'a wisieć miało nad nią ciągle, niczym powracająca mantra wyśpiewywana do obolałego, cierpiącego ciała. Wełniany sweter skrywał koszulę - wyglądała niczym wyjęta z Paryża, niekoniecznie podobna modą do objętej wojną Anglii, bo taką też miała zgrywać. Hazel Boisselier.
Pukle włosów skrywały pokryte czerwienią usta, mącący zapach papierosów docierał do nozdrzy, choć obiecała sobie nie palić. Nie spojrzała na kobietę, która stanęła tuż obok, oczekując w pewien sposób kontynuacji. Zaciekawienie nie zrosło, spojrzenie tkwiło niezmiennie w niebie i tylko resztki rozsądku skryte w odmętach umysłu kazały jej odpowiedzieć. Anglia była męcząca, ludzie byli męczący. Ten stan - niewiedza, niepewność jutra, którą odczuwała całe życie.
- Chciałabym wiedzieć. - Krótkie, ale nienacechowane negatywnie i w tonie słowa, opadły spokojnie w cichym, dobijającym się harmidrze. Nie spojrzała na nią nadal, opierając łokieć o brzeg balustrady, spoglądając kościstą twarzą w kierunku połyskującego dzieła, a może i plagi.
- Nikt nie wie i to jest w niej najpiękniejsze. - Bo było to dzieło, które potrafiło powstrzymać. Widziała lęk, hamulec - silniejszy, niż wstrzymanie broni. Ludzie potrzebowali ręki boskiej na tym, czego nie potrafili wytłumaczyć, a magia była jednym z tych elementów. Dlaczego tkwiła w ciałach takich jak one, dlaczego nie rozbudzała się w - według niektórych - bardziej pożądanych; pytania rodziły się i nie gasły, tajemnica rozszerzała się i pochłaniała kolejne elementy. Ochrypły głos chciał przemówić raz jeszcze, nim jednak sobie na to pozwoliła, odetchnęła głęboko, poprawiając lekko połyskujący materiał sukienki, którą zwykła nosić na co dzień, jakby w taki sposób miała oszukać swoje własne pochodzenie i status społeczny.
- A Pani wie? - Krótkie, bezemocjonalne pytanie zawisło i dopiero teraz spojrzała na towarzyszkę obok, której twarz w pierwszym momencie wydała się znajoma, choć po latach nic już nie było w pełni znane. Wygiąwszy usta w lekki uśmiech, wyglądała na bardziej przyjazną, choć chłód objął ramiona dawno, dawno temu i nigdy nie chciał opuścić. Troskę rodzili znani, troskę rozbudzała rodzina i bliscy. Troskę, której tak doskonale - jak przystało na dawną krukonkę - się wyuczyła.
Nie wiedziała wszystkiego, była tego pełnie świadoma i to chyba stanowiło kwintesencje dojrzałości, po którą sięgnęła jeszcze w czasach nastoletnich, tuląc młodsze rodzeństwo do skrytej pod flanelą koszuli.
Nie wiedziała wszystkiego, bo wszakże, wiedzieć nie powinna. Osoba wszechstronna w niczym nie była dobra; ona miała obrany cel, dziedzinę, która rozrysowywała całokształt jej kariery i ambicji. Mimo to, sięgnęła po ciekawość, kierując stukot obcasów po chłodnych stopniach wieży astronomów.
Podziwiała osoby, które tak jak jej ukochany brat, sięgali głębiej tychże nauk, bo choć jej wiedza zdecydowanie wykraczała ponad szarą masę, nigdy nie była wystarczająca, by karmić nią innych. Rośliny, choć dla niej stanowiły absolutne dzieło stworzenia, były prostsze, w najstosowniejszy sposób po prostu namacalne.
To, to co rysowało się teraz przed nimi, sięgało dalej - nienamacalne, niezrozumiałe, odległe, choć zbliżające się złowieszczo, oświetlając magiczny świat nadzieją, ale i lękiem.
Satyna uderzała o chuderlawe nogi - dalej pozostawała niezrozumiale szczupła, jakby widmo Blaise'a wisieć miało nad nią ciągle, niczym powracająca mantra wyśpiewywana do obolałego, cierpiącego ciała. Wełniany sweter skrywał koszulę - wyglądała niczym wyjęta z Paryża, niekoniecznie podobna modą do objętej wojną Anglii, bo taką też miała zgrywać. Hazel Boisselier.
Pukle włosów skrywały pokryte czerwienią usta, mącący zapach papierosów docierał do nozdrzy, choć obiecała sobie nie palić. Nie spojrzała na kobietę, która stanęła tuż obok, oczekując w pewien sposób kontynuacji. Zaciekawienie nie zrosło, spojrzenie tkwiło niezmiennie w niebie i tylko resztki rozsądku skryte w odmętach umysłu kazały jej odpowiedzieć. Anglia była męcząca, ludzie byli męczący. Ten stan - niewiedza, niepewność jutra, którą odczuwała całe życie.
- Chciałabym wiedzieć. - Krótkie, ale nienacechowane negatywnie i w tonie słowa, opadły spokojnie w cichym, dobijającym się harmidrze. Nie spojrzała na nią nadal, opierając łokieć o brzeg balustrady, spoglądając kościstą twarzą w kierunku połyskującego dzieła, a może i plagi.
- Nikt nie wie i to jest w niej najpiękniejsze. - Bo było to dzieło, które potrafiło powstrzymać. Widziała lęk, hamulec - silniejszy, niż wstrzymanie broni. Ludzie potrzebowali ręki boskiej na tym, czego nie potrafili wytłumaczyć, a magia była jednym z tych elementów. Dlaczego tkwiła w ciałach takich jak one, dlaczego nie rozbudzała się w - według niektórych - bardziej pożądanych; pytania rodziły się i nie gasły, tajemnica rozszerzała się i pochłaniała kolejne elementy. Ochrypły głos chciał przemówić raz jeszcze, nim jednak sobie na to pozwoliła, odetchnęła głęboko, poprawiając lekko połyskujący materiał sukienki, którą zwykła nosić na co dzień, jakby w taki sposób miała oszukać swoje własne pochodzenie i status społeczny.
- A Pani wie? - Krótkie, bezemocjonalne pytanie zawisło i dopiero teraz spojrzała na towarzyszkę obok, której twarz w pierwszym momencie wydała się znajoma, choć po latach nic już nie było w pełni znane. Wygiąwszy usta w lekki uśmiech, wyglądała na bardziej przyjazną, choć chłód objął ramiona dawno, dawno temu i nigdy nie chciał opuścić. Troskę rodzili znani, troskę rozbudzała rodzina i bliscy. Troskę, której tak doskonale - jak przystało na dawną krukonkę - się wyuczyła.
poetry and anarchism
it’s survival of the fittest, rich against the poor. I’m not the only one who finds it hard to understand I’m not afraid of God, I am afraid of man
Hazel Wilde
Zawód : naukowczyni, botaniczka, głos propagandy podziemnego ministerstwa
Wiek : 32 lata rozczarowań
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowa
widzę wyraźnie
pełne rozczarowań twarze
a w oczach ból i gniew
uśpionych zdarzeń
pełne rozczarowań twarze
a w oczach ból i gniew
uśpionych zdarzeń
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Taras widokowy
Szybka odpowiedź