Konfekcja damska
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Konfekcja damska
Wkraczając w świat odzieży damskiej ciężko jest na dłużej zatrzymać na czymś wzrok; z wieszaków kuszą kreacje najróżniejsze, przykuwające uwagę a to detalem, to znów idealnym krojem czy śmiałą innowacją. Od dodatków zaczynając, przechodząc przez stroje codzienne, docierając do najbardziej wyszukanych i zachwycających kreacji wieczorowych - wszystko tutaj ma za zadanie ukazywać wyjątkowość, porywać zmysły, wyznaczać najwyższą wartość. Osobistości, które można spotkać między tymi modowymi arcydziełami nie należą do postaci nijakich czy pierwszych z brzegu: suknie projektowane przez najlepszych londyńskich i światowych projektantów, a sprzedane w tym budynku, zdobiły niejedną szlachetnie urodzoną damę na sabatach, skupiających arystokratyczną śmietankę towarzyską świata czarodziejów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:45, w całości zmieniany 1 raz
Z jednej strony słowa lorda Parkinsona wydawały się słuszne, a z drugiej wyłapywała pewne nieścisłości w jego stwierdzeniach.
-Skoro będę próbować tego, co na pierwszy rzut oka wydaje się nie pasować, to czy zawsze będzie pasować, czy jednak pierwsze wrażenie jednak będzie słuszne? - Zapytała przyglądając się mu uważnie. -Każdy kolor ma wiele barw i odcieni. Kiedy mówimy o czerwieni, możemy mieć na myśli jaskrawą jak również głębokie wino, któremu bliżej już do bordo, a jednak nadal zalicza się do palety kolorów czerwonych. - Podobnie było z kamieniami szlachetnymi, każde miało swój odcień, choć wpisywano, że zaliczają się do barwy, chociażby niebieskiej. Wypowiadając te słowa wskazała na suknię, o której mówili wcześniej. Być może stwierdzenie, że nie sądziła iż dany kolor jej pasuje, nie było aż takim potknięciem i błędem. Być może, ten odcień nie był dla niej korzystny. -Nie jestem znawczynią mody. Jestem jej ciekawa, nie ukrywam, że spoglądam na katalogi. Problemem jest to, że nie mam tej subtelnej umiejętności łączenia ze sobą faktur oraz kolorów i dodatków, aby tworzyły odpowiednią całość. Co jest zaskakujące, gdyż zajmuję się tworzeniem talizmanów, a jednak… coś mi umyka. - Przyznanie się do własnych ułomności nie było łatwe, dawno się przekonała, że w towarzystwie pewnych mężczyzn musiała udowadniać na każdym kroku, że mogą ją traktować jak równego partnera, że posiada wiedzę oraz umiejętności, ale przede wszystkim rozum i zdolności poznawcze, które jej odbierali uważając, że wiedzą lepiej - tylko dlatego, że jest kobietą. A w ich mniemaniu, kobiecość nie szła w parze ze zdolnościami zarówno magicznymi jak i umysłowymi. W tym jednak przypadku, potrzebowała wskazówek. Zwróciła się o pomoc, gdyż zdawała sobie sprawę, że przyda się spojrzenie osoby bardziej biegłej i sam czarodziej nie będzie wykorzystywał tego przeciwko niej. Taką żywiła nadzieję.
Kolejne pytania sprawiły, że musiała się głębiej zastanowić nad odpowiedzią. To zaś sprawiło, że opadła na oparcie fotela, w którym zdawała się teraz ginąć, ze względu na swoją drobną posturę. Oparła nieznacznie brodę na dłoni, kiedy spojrzała w bok zbierając myśli. Wyraz skupienia na twarzy wskazywał, że analizowała bardzo dokładnie zadane jej pytanie.
-Ten proces zaczyna się już w momencie przeglądania katalogów lub szkiców. - Wróciła spojrzeniem do Bradforda. -Ten moment kiedy widzę jak wzrok skupia się na jakimś detalu. Podążam wtedy za tym tropem, sugeruję rozwiązania czy też zdobienie, które podkreśli to co przyciągnęło uwagę. Wykonanie jest jedynie zwieńczeniem. Wszystko klaruje się o wiele wcześniej. - Sięgnęła po wcześniej odstawioną filiżankę i upiła łyk herbaty. -Sam wybór przedmiotu wiele mówi. Brosza, naszyjnik, szpila do włosów, pierścionek czy klamra do spodni. - W trakcie swojej pracy musiała nauczyć się wielu technik, korzystać z porad złotników, którzy wspierali ją swoimi umiejętnościami, a potem wiedzą kiedy z samego projektowania zaczęła się skupiać również na wykonaniu rzeczonego przedmiotu. Nadal miała wiele do nauki, ale wiedziała, że jest coraz lepsza, a za jej talizmanami szła jakość wykonania. -Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej, choć wiem, że całkowita metamorfoza to zupełnie inny poziom zaangażowania, jak w przypadku wyboru stroju na konkretną sytuację. - Przyszła prosić o wiele, licząc się z tym jaką cenę może przyjść jej zapłacić. I nie chodziło tutaj o ilość galeonów. -Moja praca jest moją pasją, lordzie Parkinson. - Odpowiedziała otwarcie bez arogancji czy urazy w głosie. -Gdybym tylko mogła, sama bym podróżowała po świecie, odwiedzała ruiny, zapomniane miejsca w poszukiwaniu dawno zaginionych artefaktów. Jak na razie, pozostaje mi jedynie ich badania w zaciszu pracowni. Co nie sprawia, że tego nie lubię. Odkrywanie tajemnic, tego jak poprzedni właściciele je wykorzystywali i w jakim celu, przyprawia o pewien dreszcz. - Po kolejnym łyku herbaty odstawiła ponownie filiżankę na stół i powróciła do poprzedniej, swobodnej postawy. Na ustach zagościł nieznaczny uśmiech, a w oczach pojawił się błysk rozbawienia. Taniec, sztuka, literatura. Jak najbardziej były w jej kręgu zainteresowań, w końcu pochodziła z rodziny, która jak wszystkie inne dbały o odpowiednie wykształcenie młodej panny. Niewielu jednak wiedziało, że ród Burke wychowywał na równi chłopców i dziewczynki. Z tego zapewne powodu, lady Burke miała pewien problem, aby dostosować się do oczekiwań jakie stawiali jej mężczyźni z innych rodzin. -Jazda konna, spędzam w siodle wiele godzin. - Powiedziała na sam początek, ujawniając tym samym jakie są jeszcze jej pasje. -Muzyka, jak najbardziej. Gram na skrzypcach. Poza tym szermierka. - Mówiła o tym swobodnie, jednocześnie ciekawa reakcji rozmówcy na takie, a nie inne zainteresowania. Jak do tej pory ciężko jej było go rozczytać. Idealnie ubierał maskę uprzejmości, przez którą nie zdradzał się ani jedną swoją myślą. Czy dostrzeże drganie mięśnia, jakieś poruszenie, tik - cokolwiek co zdradzi jej, że w jakiś sposób jej odpowiedź go zaskoczyła a może zniesmaczyła. -Jak wspomniałam wcześniej - badanie artefaktów. Ostatnio też okazało się, że odnajduję przyjemność w szukaniu informacji, rozwiązywaniu zagadek. Czytanie starych zapisków, pamiętników oraz legend można zaliczyć do literatury, tak sądzę. - Przechyliła nieznacznie głowę ku prawemu ramieniu, widać, że coś jeszcze cisnęło się jej na usta, ale ostatecznie zrezygnowała z wypowiedzenia tego na głos.
-Skoro będę próbować tego, co na pierwszy rzut oka wydaje się nie pasować, to czy zawsze będzie pasować, czy jednak pierwsze wrażenie jednak będzie słuszne? - Zapytała przyglądając się mu uważnie. -Każdy kolor ma wiele barw i odcieni. Kiedy mówimy o czerwieni, możemy mieć na myśli jaskrawą jak również głębokie wino, któremu bliżej już do bordo, a jednak nadal zalicza się do palety kolorów czerwonych. - Podobnie było z kamieniami szlachetnymi, każde miało swój odcień, choć wpisywano, że zaliczają się do barwy, chociażby niebieskiej. Wypowiadając te słowa wskazała na suknię, o której mówili wcześniej. Być może stwierdzenie, że nie sądziła iż dany kolor jej pasuje, nie było aż takim potknięciem i błędem. Być może, ten odcień nie był dla niej korzystny. -Nie jestem znawczynią mody. Jestem jej ciekawa, nie ukrywam, że spoglądam na katalogi. Problemem jest to, że nie mam tej subtelnej umiejętności łączenia ze sobą faktur oraz kolorów i dodatków, aby tworzyły odpowiednią całość. Co jest zaskakujące, gdyż zajmuję się tworzeniem talizmanów, a jednak… coś mi umyka. - Przyznanie się do własnych ułomności nie było łatwe, dawno się przekonała, że w towarzystwie pewnych mężczyzn musiała udowadniać na każdym kroku, że mogą ją traktować jak równego partnera, że posiada wiedzę oraz umiejętności, ale przede wszystkim rozum i zdolności poznawcze, które jej odbierali uważając, że wiedzą lepiej - tylko dlatego, że jest kobietą. A w ich mniemaniu, kobiecość nie szła w parze ze zdolnościami zarówno magicznymi jak i umysłowymi. W tym jednak przypadku, potrzebowała wskazówek. Zwróciła się o pomoc, gdyż zdawała sobie sprawę, że przyda się spojrzenie osoby bardziej biegłej i sam czarodziej nie będzie wykorzystywał tego przeciwko niej. Taką żywiła nadzieję.
Kolejne pytania sprawiły, że musiała się głębiej zastanowić nad odpowiedzią. To zaś sprawiło, że opadła na oparcie fotela, w którym zdawała się teraz ginąć, ze względu na swoją drobną posturę. Oparła nieznacznie brodę na dłoni, kiedy spojrzała w bok zbierając myśli. Wyraz skupienia na twarzy wskazywał, że analizowała bardzo dokładnie zadane jej pytanie.
-Ten proces zaczyna się już w momencie przeglądania katalogów lub szkiców. - Wróciła spojrzeniem do Bradforda. -Ten moment kiedy widzę jak wzrok skupia się na jakimś detalu. Podążam wtedy za tym tropem, sugeruję rozwiązania czy też zdobienie, które podkreśli to co przyciągnęło uwagę. Wykonanie jest jedynie zwieńczeniem. Wszystko klaruje się o wiele wcześniej. - Sięgnęła po wcześniej odstawioną filiżankę i upiła łyk herbaty. -Sam wybór przedmiotu wiele mówi. Brosza, naszyjnik, szpila do włosów, pierścionek czy klamra do spodni. - W trakcie swojej pracy musiała nauczyć się wielu technik, korzystać z porad złotników, którzy wspierali ją swoimi umiejętnościami, a potem wiedzą kiedy z samego projektowania zaczęła się skupiać również na wykonaniu rzeczonego przedmiotu. Nadal miała wiele do nauki, ale wiedziała, że jest coraz lepsza, a za jej talizmanami szła jakość wykonania. -Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej, choć wiem, że całkowita metamorfoza to zupełnie inny poziom zaangażowania, jak w przypadku wyboru stroju na konkretną sytuację. - Przyszła prosić o wiele, licząc się z tym jaką cenę może przyjść jej zapłacić. I nie chodziło tutaj o ilość galeonów. -Moja praca jest moją pasją, lordzie Parkinson. - Odpowiedziała otwarcie bez arogancji czy urazy w głosie. -Gdybym tylko mogła, sama bym podróżowała po świecie, odwiedzała ruiny, zapomniane miejsca w poszukiwaniu dawno zaginionych artefaktów. Jak na razie, pozostaje mi jedynie ich badania w zaciszu pracowni. Co nie sprawia, że tego nie lubię. Odkrywanie tajemnic, tego jak poprzedni właściciele je wykorzystywali i w jakim celu, przyprawia o pewien dreszcz. - Po kolejnym łyku herbaty odstawiła ponownie filiżankę na stół i powróciła do poprzedniej, swobodnej postawy. Na ustach zagościł nieznaczny uśmiech, a w oczach pojawił się błysk rozbawienia. Taniec, sztuka, literatura. Jak najbardziej były w jej kręgu zainteresowań, w końcu pochodziła z rodziny, która jak wszystkie inne dbały o odpowiednie wykształcenie młodej panny. Niewielu jednak wiedziało, że ród Burke wychowywał na równi chłopców i dziewczynki. Z tego zapewne powodu, lady Burke miała pewien problem, aby dostosować się do oczekiwań jakie stawiali jej mężczyźni z innych rodzin. -Jazda konna, spędzam w siodle wiele godzin. - Powiedziała na sam początek, ujawniając tym samym jakie są jeszcze jej pasje. -Muzyka, jak najbardziej. Gram na skrzypcach. Poza tym szermierka. - Mówiła o tym swobodnie, jednocześnie ciekawa reakcji rozmówcy na takie, a nie inne zainteresowania. Jak do tej pory ciężko jej było go rozczytać. Idealnie ubierał maskę uprzejmości, przez którą nie zdradzał się ani jedną swoją myślą. Czy dostrzeże drganie mięśnia, jakieś poruszenie, tik - cokolwiek co zdradzi jej, że w jakiś sposób jej odpowiedź go zaskoczyła a może zniesmaczyła. -Jak wspomniałam wcześniej - badanie artefaktów. Ostatnio też okazało się, że odnajduję przyjemność w szukaniu informacji, rozwiązywaniu zagadek. Czytanie starych zapisków, pamiętników oraz legend można zaliczyć do literatury, tak sądzę. - Przechyliła nieznacznie głowę ku prawemu ramieniu, widać, że coś jeszcze cisnęło się jej na usta, ale ostatecznie zrezygnowała z wypowiedzenia tego na głos.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Kiwa potakująco głową, bo zgadza się z jej słowami. Zdecydowana większość kobiet nie chce wdawać się z nim w dyskusje i ślepo zawierza znawcy mody. Poza tymi, które wiedzą, czego szukają i są świadome swego piękna — albo o nim przeświadczone. Reszta nie pyta, dlaczego coś im pasuje, nie szukają w tym sensu, a zwyczajnie zdają się na jego opinię, nie chcąc wykonywać przy tym żadnej pracy. Nie, nie może ich za to winić, wszak po to płacą specjaliście, by się tym nie zajmować, ale to zawsze miłe, kiedy ktoś zaczyna drążyć i zastanawiać się nad celowością danego zabiegu.
- Masz rację, każdy kolor ma bogatą paletę odcieni - zgadza się z nią bez urazy, że dopytuje dalej, chcąc rozwinąć tę kwestię. - Sama czerwień wyglądać będzie inaczej rozrzedzona bielą, inna z żółcią, bądź błękitem. To, jaka barwa będzie pasować danej osobie, zależy chociażby od koloru jej skóry, który również się waha w zależności od dziedziczonych w rodzinie cech. Zależy to od oprawy oczu, włosów, jak i figury, gdyż są kolory, które optycznie mogą sprawiać wrażenie lekkości, bądź ciężaru. - Nie ma nic przeciwko uświadamianiu go o popełnianych błędach, także przez kobiety, gdyż Petra zdążyła go uświadomić, że czarownice wcale nie są słabszą płcią. Niemniej w temacie mody nie ma sobie równych.
- Nie ma tu żadnego powodu do wstydu, nie trzeba być specjalistą w każdej dziedzinie. Gdybyś mi, lady, podsunęła kamienie i metale, zapewne nie dałbym rady stworzyć z nich talizmanu. - Rozkłada ręce w akcie bezradności. - Poza tym, z tego co słyszę, masz w sobie tę subtelność, którą wystarczy wyciągnąć na wierzch. Projektowanie, krawiectwo, jak i dopasowanie do siebie elementów garderoby, jest rzemiosłem, które wymaga odpowiednich ćwiczeń. Jestem przekonany, że znając podstawy i ćwicząc się w rozwoju umiejętności, także odnajdziesz w tym biegłość. Pozwól mi być swoim przewodnikiem, a już zawsze będziesz wiedzieć, jak się ubrać, zamiast przebrać. - Zamierza jej w tym procesie pomóc, bo o ileż ciekawiej jest móc z kimś o danych kreacjach podyskutować, niż tylko podsunąć gotowy produkt i otrzymać westchnienia zachwytu.
Z zadowoleniem obserwuje także zamyślenie Primrose, kiedy pozwala sobie na większą swobodę i zapada się w fotelu. Sam poprawia się we własnym i nie odrywa wzroku od młodej lady. Uwielbia słuchać, jak inni dzielą się swoimi pasjami, opisując, co tak naprawdę ich interesuje, w czym odnajdują radość.
- Podróże wspaniała rzecz. - Kiwa głową ze zrozumieniem, bo sam uwielbia każdą z wypraw, rodzinny kraj opuszczając kilka, nawet kilkanaście razy do roku. W ostatnią podróż wybrał się wraz z córkami do Prowansji, gdzie przez tydzień oddawali się wakacyjnej beztrosce, szczęśliwie unikając odbywających się w Londynie uroczystości. Spodziewał się, że matrony będą chciały wykorzystać jego obecność do inicjowania spotkań ze swoimi córkami, bądź wnuczkami, podsuwając mu je jako potencjalne kandydatki na żonę, a tak udało się tego uniknąć. - Słyszałem o kompleksie jaskiń Farassi w regionie Marche, nieopodal małej miejscowości Gengi. - Włoskie nazwy kładą się miękko na języku, jasno wskazując na to, że biegle włada tym językiem. - Odkryte zaledwie przed dziesięcioma laty, noszą ślady runiczne, które chyba nie zostały dotąd w pełni przetłumaczone. Wiadomo mi jedynie, że co rusz zjawiają się tam ekspedycje badaczy, które chcą się nad nimi pochylić. Sądzę, że kiedy zdecydujesz się na wyprawę do Włoch, mogą cię zainteresować. Pobudzić ciekawość i przyprawić o dreszcz. - Kusi, by puścić jej oczko, lecz nie do końca uznaje to za stosowne, więc sięga wyłącznie po uśmiech. Mówi o tym lekko, podsuwając pomysł na wyjazd. Rozumie, że zapewne przez sytuację w kraju, ród Burke obawia się wypuścić czarownicę z domu, lecz może kiedy wojna dogaśnie, nie spotka się z ich sprzeciwem.
Jazda konna nie jest niczym dziwnym, zakłada się, że to jeden z tych sportów, które kobietom pozwala się praktykować. Muzyka brzmi równie dziewczęco, więc i na to kiwa głową. Do instrumentów próbował namówić swoje córki, jednak tylko młoda Brigitte zdecydowała się na klawisze. Starszą Idalię nie sposób nakłonić do kobiecych zajęć, bo choć wyrasta z niej prawdziwa, ułożona lady, tak zdecydowanie idzie w ślady matki, przejawiając momentami niepokojącą fascynację trollami. I wtedy z ust Primrose pada słowo, na które Bradford zastyga z uniesionymi brwiami i milczy przez moment, pozwalając czarownicy wspomnieć jeszcze o literaturze.
- Szermierka? - Tak, udało się go zaskoczyć, bo nie do końca był świadom faktu, iż u lordów Durham dziewczęta kształci się na równi z chłopcami. - Intrygujesz mnie, lady Burke - mówi szczerze, przybierając na twarz uznanie. - Podziwiam, przyznaję. Trudno w dzisiejszych czasach znaleźć pannę, która sięgnęłaby po ten sport. Spodziewam się, że zamiłowanie do walki spędziło twym rodzicom sen z powiek. Wraz z żoną często się pojedynkowaliśmy. Swoimi umiejętnościami często biła mnie na głowę, jednocześnie motywując do dalszych ćwiczeń - śmieje się na to wspomnienie, bo przecież szermierka była tą, która ich przed laty połączyła. Przechyla lekko głowę, poprawiając się w fotelu i dochodząc do wniosku, że siedząca przed nim czarownica ciekawi go bardziej, niż początkowo zakładał. - Powiedz mi proszę, jesteś godnym przeciwnikiem?
- Masz rację, każdy kolor ma bogatą paletę odcieni - zgadza się z nią bez urazy, że dopytuje dalej, chcąc rozwinąć tę kwestię. - Sama czerwień wyglądać będzie inaczej rozrzedzona bielą, inna z żółcią, bądź błękitem. To, jaka barwa będzie pasować danej osobie, zależy chociażby od koloru jej skóry, który również się waha w zależności od dziedziczonych w rodzinie cech. Zależy to od oprawy oczu, włosów, jak i figury, gdyż są kolory, które optycznie mogą sprawiać wrażenie lekkości, bądź ciężaru. - Nie ma nic przeciwko uświadamianiu go o popełnianych błędach, także przez kobiety, gdyż Petra zdążyła go uświadomić, że czarownice wcale nie są słabszą płcią. Niemniej w temacie mody nie ma sobie równych.
- Nie ma tu żadnego powodu do wstydu, nie trzeba być specjalistą w każdej dziedzinie. Gdybyś mi, lady, podsunęła kamienie i metale, zapewne nie dałbym rady stworzyć z nich talizmanu. - Rozkłada ręce w akcie bezradności. - Poza tym, z tego co słyszę, masz w sobie tę subtelność, którą wystarczy wyciągnąć na wierzch. Projektowanie, krawiectwo, jak i dopasowanie do siebie elementów garderoby, jest rzemiosłem, które wymaga odpowiednich ćwiczeń. Jestem przekonany, że znając podstawy i ćwicząc się w rozwoju umiejętności, także odnajdziesz w tym biegłość. Pozwól mi być swoim przewodnikiem, a już zawsze będziesz wiedzieć, jak się ubrać, zamiast przebrać. - Zamierza jej w tym procesie pomóc, bo o ileż ciekawiej jest móc z kimś o danych kreacjach podyskutować, niż tylko podsunąć gotowy produkt i otrzymać westchnienia zachwytu.
Z zadowoleniem obserwuje także zamyślenie Primrose, kiedy pozwala sobie na większą swobodę i zapada się w fotelu. Sam poprawia się we własnym i nie odrywa wzroku od młodej lady. Uwielbia słuchać, jak inni dzielą się swoimi pasjami, opisując, co tak naprawdę ich interesuje, w czym odnajdują radość.
- Podróże wspaniała rzecz. - Kiwa głową ze zrozumieniem, bo sam uwielbia każdą z wypraw, rodzinny kraj opuszczając kilka, nawet kilkanaście razy do roku. W ostatnią podróż wybrał się wraz z córkami do Prowansji, gdzie przez tydzień oddawali się wakacyjnej beztrosce, szczęśliwie unikając odbywających się w Londynie uroczystości. Spodziewał się, że matrony będą chciały wykorzystać jego obecność do inicjowania spotkań ze swoimi córkami, bądź wnuczkami, podsuwając mu je jako potencjalne kandydatki na żonę, a tak udało się tego uniknąć. - Słyszałem o kompleksie jaskiń Farassi w regionie Marche, nieopodal małej miejscowości Gengi. - Włoskie nazwy kładą się miękko na języku, jasno wskazując na to, że biegle włada tym językiem. - Odkryte zaledwie przed dziesięcioma laty, noszą ślady runiczne, które chyba nie zostały dotąd w pełni przetłumaczone. Wiadomo mi jedynie, że co rusz zjawiają się tam ekspedycje badaczy, które chcą się nad nimi pochylić. Sądzę, że kiedy zdecydujesz się na wyprawę do Włoch, mogą cię zainteresować. Pobudzić ciekawość i przyprawić o dreszcz. - Kusi, by puścić jej oczko, lecz nie do końca uznaje to za stosowne, więc sięga wyłącznie po uśmiech. Mówi o tym lekko, podsuwając pomysł na wyjazd. Rozumie, że zapewne przez sytuację w kraju, ród Burke obawia się wypuścić czarownicę z domu, lecz może kiedy wojna dogaśnie, nie spotka się z ich sprzeciwem.
Jazda konna nie jest niczym dziwnym, zakłada się, że to jeden z tych sportów, które kobietom pozwala się praktykować. Muzyka brzmi równie dziewczęco, więc i na to kiwa głową. Do instrumentów próbował namówić swoje córki, jednak tylko młoda Brigitte zdecydowała się na klawisze. Starszą Idalię nie sposób nakłonić do kobiecych zajęć, bo choć wyrasta z niej prawdziwa, ułożona lady, tak zdecydowanie idzie w ślady matki, przejawiając momentami niepokojącą fascynację trollami. I wtedy z ust Primrose pada słowo, na które Bradford zastyga z uniesionymi brwiami i milczy przez moment, pozwalając czarownicy wspomnieć jeszcze o literaturze.
- Szermierka? - Tak, udało się go zaskoczyć, bo nie do końca był świadom faktu, iż u lordów Durham dziewczęta kształci się na równi z chłopcami. - Intrygujesz mnie, lady Burke - mówi szczerze, przybierając na twarz uznanie. - Podziwiam, przyznaję. Trudno w dzisiejszych czasach znaleźć pannę, która sięgnęłaby po ten sport. Spodziewam się, że zamiłowanie do walki spędziło twym rodzicom sen z powiek. Wraz z żoną często się pojedynkowaliśmy. Swoimi umiejętnościami często biła mnie na głowę, jednocześnie motywując do dalszych ćwiczeń - śmieje się na to wspomnienie, bo przecież szermierka była tą, która ich przed laty połączyła. Przechyla lekko głowę, poprawiając się w fotelu i dochodząc do wniosku, że siedząca przed nim czarownica ciekawi go bardziej, niż początkowo zakładał. - Powiedz mi proszę, jesteś godnym przeciwnikiem?
Bradford Parkinson
Zawód : Projektant, krawiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I do not merely design garments.
I weave dreams into reality.
I weave dreams into reality.
OPCM : 5 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 3 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Łączenie kolorów było niczym tworzenie obrazów, a na malarstwie znała się tyle co nic. Nazwiska wielkich twórców nie były jej obce, oglądała ich wernisaże, podziwiała mnogość kolorów i oddanie światłocieni. Nadal, pozostawała jej jedynie zachwyt i podziw, gdyż nie miała pojęcia o tym jak dobierać kolory, jak kłaść farbę, aby uzyskać zamierzony efekt. Dobierała stroje - zarówno w odcieniach jak i krojach - takie, które zdawały się być bezpieczne. Jednak nie pora była na takowe. Nie teraz.
-Sądziłam, że szarości, czerń i granat są tymi, które pasują zarówno do moich oczu jak i odcienia skóry. A przyzwyczajenie też robi swoje. Tak jest zwyczajnie - wygodniej. - Miała świadomość tego jak wygląda, tego jak jest postrzegana. Gdyby nie ona, nigdy tej rozmowy by nie było. -Jestem w pełni zaangażowana oraz zdeterminowana, aby taką wiedzę oraz umiejętności nabyć. - Zapewniła mężczyznę gorliwie. Wciąż doskonaliła swoje umiejętności w sztuce tworzenia talizmanów. Odkrywała oraz testowała nowe techniki, udoskonalała te, które już posiadła; dążąc do perfekcji. Przysłowie, że praktyka czyni mistrza miała w sobie wiele prawdy ugruntowanej pokoleniami, które przekonywały się, że ćwiczenie i ulepszanie swoich umiejętności sprawiało, że osiągali znacznie więcej. Lord Parkinson był znawcą swojego tematu i choć nie miała zamiaru całkowicie ślepo podążać za jego sugestiami, tak chciała słuchać i nauczyć się, jak wydobyć rzeczone piękno, które w sobie nosiła.
-Bardzo pożądana w moim przypadku. - Podzieliła się tą informacją starając się ukryć jak najlepiej pewną tęskną nutę w głosie. Odmawiane jej było podróżowanie, nawet rodzina taka jak Burke nie pozwalała na wszystko swoim dzieciom. Istniała jednak nadzieja, że w dniu, w którym okrzykną ją starą panną będzie miała większą swobodę w zarządzaniu własnym czasem i swoją osobą. Nie będzie musiała wpisywać się w idealny obraz młodej panny na wydaniu, który i tak było jej ciężko zachować nawet teraz. Od razu ożywiła się bardziej, gdy opisywał miejsce, tak całkowicie dla niej obce. Starając się zapamiętać nazwy jakie poruszał powtórzyła je niemo, ledwie ruchem warg i nieznacznym skinieniem głowy. -Dziękuję za tę wskazówkę. - Wypowiedź okrasiła uśmiechem wdzięczności. Dostrzegając zamierającą ekspresję na twarzy rozmówcy uznała, że osiągnęła pewien sukces i zaskoczyła go, ale ku jej zdziwieniu nie w sposób negatywny. Teraz to ona uniosła nieznaczne brwi, słysząc, że podziwia nie zaś krytykuje. Wyraźnie tym zaskoczona wycofała się lekko do tyłu. Takiej reakcji spodziewała się po Drew, nie zaś po mężczyźnie ze szlachetnej rodziny. Być może zbyt szybko im wszystkim naszyła tę samą łatkę. -Nie. -Pokręciła z lekkim rozbawieniem głową, ale nie śmiała się z niego, a z sytuacji o jakiej wspomniał. -Nie jest niczym dziwnym w naszej rodzinie, że chłopcy jak i dziewczęta dzielą czas wspólnie. Stąd też nauka szermierki, zachęcanie do sięgania po nauki, rzekłabym parafrazując innych - nieodpowiednich dla panien z dobrego domu. - Zważywszy na to czym parała się rodzina Burke, nie było trudnym do przyjęcia, że mieli też odmienne podejście do kształcenie młodych latorośli. -Musiał być to dobrze spędzony czas. Razem dzielić zainteresowania. - Spojrzała na czarodzieja uważniej, a ten zaczął ją intrygować swoim podejściem. Ciekawa była, czy w innych sprawach był równie otwarty. Podobnie jak Harland przechyliła nieznacznie głowę, a na jasnej twarzy, ozdobionej niezliczoną ilością piegów, wystąpił nieznaczny rumieniec. -Jest tylko jeden sposób, aby się przekonać. - Odpowiedziała po chwili, nie zwracając zupełnie uwagi na to, że pomiędzy wiszącymi strojami ukryła się zapewne grupa bardzo wyczulonych uszu, na każde słowo jakie padało w trakcie tej rozmowy. -Czy jesteś lordzie gotów, zmierzyć się ze mną w pojedynku?
Kiedy słowa wybrzmiały zdała sobie sprawę jak bardzo odważne były, tym samym mogła w pewnym sensie urazić mężczyznę.
-Sądziłam, że szarości, czerń i granat są tymi, które pasują zarówno do moich oczu jak i odcienia skóry. A przyzwyczajenie też robi swoje. Tak jest zwyczajnie - wygodniej. - Miała świadomość tego jak wygląda, tego jak jest postrzegana. Gdyby nie ona, nigdy tej rozmowy by nie było. -Jestem w pełni zaangażowana oraz zdeterminowana, aby taką wiedzę oraz umiejętności nabyć. - Zapewniła mężczyznę gorliwie. Wciąż doskonaliła swoje umiejętności w sztuce tworzenia talizmanów. Odkrywała oraz testowała nowe techniki, udoskonalała te, które już posiadła; dążąc do perfekcji. Przysłowie, że praktyka czyni mistrza miała w sobie wiele prawdy ugruntowanej pokoleniami, które przekonywały się, że ćwiczenie i ulepszanie swoich umiejętności sprawiało, że osiągali znacznie więcej. Lord Parkinson był znawcą swojego tematu i choć nie miała zamiaru całkowicie ślepo podążać za jego sugestiami, tak chciała słuchać i nauczyć się, jak wydobyć rzeczone piękno, które w sobie nosiła.
-Bardzo pożądana w moim przypadku. - Podzieliła się tą informacją starając się ukryć jak najlepiej pewną tęskną nutę w głosie. Odmawiane jej było podróżowanie, nawet rodzina taka jak Burke nie pozwalała na wszystko swoim dzieciom. Istniała jednak nadzieja, że w dniu, w którym okrzykną ją starą panną będzie miała większą swobodę w zarządzaniu własnym czasem i swoją osobą. Nie będzie musiała wpisywać się w idealny obraz młodej panny na wydaniu, który i tak było jej ciężko zachować nawet teraz. Od razu ożywiła się bardziej, gdy opisywał miejsce, tak całkowicie dla niej obce. Starając się zapamiętać nazwy jakie poruszał powtórzyła je niemo, ledwie ruchem warg i nieznacznym skinieniem głowy. -Dziękuję za tę wskazówkę. - Wypowiedź okrasiła uśmiechem wdzięczności. Dostrzegając zamierającą ekspresję na twarzy rozmówcy uznała, że osiągnęła pewien sukces i zaskoczyła go, ale ku jej zdziwieniu nie w sposób negatywny. Teraz to ona uniosła nieznaczne brwi, słysząc, że podziwia nie zaś krytykuje. Wyraźnie tym zaskoczona wycofała się lekko do tyłu. Takiej reakcji spodziewała się po Drew, nie zaś po mężczyźnie ze szlachetnej rodziny. Być może zbyt szybko im wszystkim naszyła tę samą łatkę. -Nie. -Pokręciła z lekkim rozbawieniem głową, ale nie śmiała się z niego, a z sytuacji o jakiej wspomniał. -Nie jest niczym dziwnym w naszej rodzinie, że chłopcy jak i dziewczęta dzielą czas wspólnie. Stąd też nauka szermierki, zachęcanie do sięgania po nauki, rzekłabym parafrazując innych - nieodpowiednich dla panien z dobrego domu. - Zważywszy na to czym parała się rodzina Burke, nie było trudnym do przyjęcia, że mieli też odmienne podejście do kształcenie młodych latorośli. -Musiał być to dobrze spędzony czas. Razem dzielić zainteresowania. - Spojrzała na czarodzieja uważniej, a ten zaczął ją intrygować swoim podejściem. Ciekawa była, czy w innych sprawach był równie otwarty. Podobnie jak Harland przechyliła nieznacznie głowę, a na jasnej twarzy, ozdobionej niezliczoną ilością piegów, wystąpił nieznaczny rumieniec. -Jest tylko jeden sposób, aby się przekonać. - Odpowiedziała po chwili, nie zwracając zupełnie uwagi na to, że pomiędzy wiszącymi strojami ukryła się zapewne grupa bardzo wyczulonych uszu, na każde słowo jakie padało w trakcie tej rozmowy. -Czy jesteś lordzie gotów, zmierzyć się ze mną w pojedynku?
Kiedy słowa wybrzmiały zdała sobie sprawę jak bardzo odważne były, tym samym mogła w pewnym sensie urazić mężczyznę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Bo to prawda - mówi wprost, kiedy Primrose dzieli się przekonaniem, jakoby czernie i granaty do niej pasowały. - Tyle że do wszystkiego powinno się sięgać z umiarem. Cieszy mnie twoje nastawienie, lady Burke. - Odznacza się determinacją godną podziwu. Jest ambitna i zdecydowana, a to dobrze wróży ich współpracy. Posiada liczne cechy, w tym zarówno wrażliwość, jak i kreatywność, jakie zapewnią jej szybki rozwój. Oby okazała się pojętną uczennicą. Cieszy się też obdarowany uśmiechem wdzięczności, mając nadzieję, że młodej lady uda się spełnić marzenia o dalekich podróżach.
- Z pewnością są zajęcia, których młodym damom bym nie polecił - zastanawia się na głos, a na myśl przychodzą mu głównie te, które wiązałyby się ze skandalem. Skrajna działalność aktywistyczna, brutalna walka wręcz, czy praca zarobkowa, ale żeby szermierka? Jest niszowa i nietypowa, ale przecież nie zakazana. - Może to być kontrowersyjna opinia, ale uważam, że kobiety powinny być wszechstronnie wykształcone - sięga po rozbawiony ton, ale nie wstydzi się tego poglądu. Czy lady Burke i okoliczni podsłuchujący uznają, że nie traktuje jej poważnie? Skostniałe towarzystwo konserwatywne mogłoby tak stwierdzić, ale Bradford nie ma zamiaru ich uświadamiać.
- Wszyscy powtarzają, że w małżeństwie najważniejsza jest zgoda, jedność myśli, współpraca. - W ten sposób tłumaczy się młodym czarodziejom, że miłość wcale nie jest do szczęścia potrzebna. Często próżno jej szukać, zwłaszcza wśród par związywanych u szlachetnie urodzonych. Tu liczy się powinność, oddanie rodzinie, wypełnianie obowiązku. Uczucie może pojawić się z czasem, niekoniecznie między małżonkami. - Ja zaś miałem to szczęście odnaleźć w nim coś więcej. Taka więź nie zdarza się często, więc tym bardziej jestem za nią wdzięczny. Każdemu szczerze życzę, by mógł tego doświadczyć. - Spogląda na Primrose ciepło, wierząc, że i jej uda się w życiu odnaleźć takie szczęście. Można ją nieomal nazwać starą panną, gdyż większość jej rówieśniczek zdążyła opuścić rodzinne gniazdo i zacząć przyczyniać się do wielkości drugiego rodu. Czarownica jest jednak piękną, ułożoną damą o licznych talentach, więc skoro państwo Burke nie zdecydowało się brutalnie wypchnąć jej z domu celem nawiązywania sojuszy, musi ona czekać na kogoś, kto prawdziwie ją zachwyci.
Cierpliwie czeka na odpowiedź Primrose, przez moment zastanawiając się nawet, czy rzeczywiście nie przesadził swoim wyzywającym tonem. Czy wycofa się i skruszeje? Zawstydzi? Zamilknie? Nie przestajesz zaskakiwać.
- Chętnie przyjmę tę rękawicę. Mam nadzieję, że przekonam się w najbliższym czasie - sięga po pogodny ton, niezrażony bezpośredniością. Ba, jest mu to nawet na rękę. Zdecydowanie bardziej ceni sobie relacje, w których wszyscy mogą poczuć się swobodnie. Poza tym chętnie zmierzy się w pojedynku z kimś, kto nie jest Harlandem. Przyłapuje się na dziwnej ekscytacji, która chwyta go na samą myśl o tak niecodziennym zbiegu okoliczności. Jak to się stało, że nie mieli okazji pomówić o tym wcześniej?
- Wracając do samej metamorfozy, pozwoliłaś mi się nieco bliżej poznać, lady Burke. Mam już kilka pomysłów, którymi mógłbym się z tobą podzielić. - Kiwa miarowo głową, bo przecież cały wywiad służył właśnie temu, aby lepiej zrozumieć, kogo ma przed sobą i po jakie rozwiązania sięgnąć, by oddać prawdziwą osobowość lady Burke. - Chciałbym zaryzykować z kolorami, jeśli się na nie zgodzisz, oczywiście. Myślę też o tym, by nadać twojej sylwetce lekkości. Możemy nadal obracać się w czerniach i srebrze, lecz zamiast ciężkich tkanin, wybrałbym przędzę akromantuli i wełnę lunaballi. Zauważyłem też, że nie stosujesz wielu ozdób, ale sądzę, że odrobina nie zaszkodzi. - Nie ma na myśli pierścieni, czy broszek, ale pasmanterię, która z pewnością byłaby tu pewnym powiewem świeżości. - Przygotuję kilka szkiców i umówimy się ponownie, aby je omówić. Jestem bardzo ciekaw twoich uwag, lady. - Spogląda na nią wyczekująco, lecz zgoda jest tylko formalnością, wszak po to się właśnie tutaj spotkali, aby ustalić kształt tej współpracy.
- Z pewnością są zajęcia, których młodym damom bym nie polecił - zastanawia się na głos, a na myśl przychodzą mu głównie te, które wiązałyby się ze skandalem. Skrajna działalność aktywistyczna, brutalna walka wręcz, czy praca zarobkowa, ale żeby szermierka? Jest niszowa i nietypowa, ale przecież nie zakazana. - Może to być kontrowersyjna opinia, ale uważam, że kobiety powinny być wszechstronnie wykształcone - sięga po rozbawiony ton, ale nie wstydzi się tego poglądu. Czy lady Burke i okoliczni podsłuchujący uznają, że nie traktuje jej poważnie? Skostniałe towarzystwo konserwatywne mogłoby tak stwierdzić, ale Bradford nie ma zamiaru ich uświadamiać.
- Wszyscy powtarzają, że w małżeństwie najważniejsza jest zgoda, jedność myśli, współpraca. - W ten sposób tłumaczy się młodym czarodziejom, że miłość wcale nie jest do szczęścia potrzebna. Często próżno jej szukać, zwłaszcza wśród par związywanych u szlachetnie urodzonych. Tu liczy się powinność, oddanie rodzinie, wypełnianie obowiązku. Uczucie może pojawić się z czasem, niekoniecznie między małżonkami. - Ja zaś miałem to szczęście odnaleźć w nim coś więcej. Taka więź nie zdarza się często, więc tym bardziej jestem za nią wdzięczny. Każdemu szczerze życzę, by mógł tego doświadczyć. - Spogląda na Primrose ciepło, wierząc, że i jej uda się w życiu odnaleźć takie szczęście. Można ją nieomal nazwać starą panną, gdyż większość jej rówieśniczek zdążyła opuścić rodzinne gniazdo i zacząć przyczyniać się do wielkości drugiego rodu. Czarownica jest jednak piękną, ułożoną damą o licznych talentach, więc skoro państwo Burke nie zdecydowało się brutalnie wypchnąć jej z domu celem nawiązywania sojuszy, musi ona czekać na kogoś, kto prawdziwie ją zachwyci.
Cierpliwie czeka na odpowiedź Primrose, przez moment zastanawiając się nawet, czy rzeczywiście nie przesadził swoim wyzywającym tonem. Czy wycofa się i skruszeje? Zawstydzi? Zamilknie? Nie przestajesz zaskakiwać.
- Chętnie przyjmę tę rękawicę. Mam nadzieję, że przekonam się w najbliższym czasie - sięga po pogodny ton, niezrażony bezpośredniością. Ba, jest mu to nawet na rękę. Zdecydowanie bardziej ceni sobie relacje, w których wszyscy mogą poczuć się swobodnie. Poza tym chętnie zmierzy się w pojedynku z kimś, kto nie jest Harlandem. Przyłapuje się na dziwnej ekscytacji, która chwyta go na samą myśl o tak niecodziennym zbiegu okoliczności. Jak to się stało, że nie mieli okazji pomówić o tym wcześniej?
- Wracając do samej metamorfozy, pozwoliłaś mi się nieco bliżej poznać, lady Burke. Mam już kilka pomysłów, którymi mógłbym się z tobą podzielić. - Kiwa miarowo głową, bo przecież cały wywiad służył właśnie temu, aby lepiej zrozumieć, kogo ma przed sobą i po jakie rozwiązania sięgnąć, by oddać prawdziwą osobowość lady Burke. - Chciałbym zaryzykować z kolorami, jeśli się na nie zgodzisz, oczywiście. Myślę też o tym, by nadać twojej sylwetce lekkości. Możemy nadal obracać się w czerniach i srebrze, lecz zamiast ciężkich tkanin, wybrałbym przędzę akromantuli i wełnę lunaballi. Zauważyłem też, że nie stosujesz wielu ozdób, ale sądzę, że odrobina nie zaszkodzi. - Nie ma na myśli pierścieni, czy broszek, ale pasmanterię, która z pewnością byłaby tu pewnym powiewem świeżości. - Przygotuję kilka szkiców i umówimy się ponownie, aby je omówić. Jestem bardzo ciekaw twoich uwag, lady. - Spogląda na nią wyczekująco, lecz zgoda jest tylko formalnością, wszak po to się właśnie tutaj spotkali, aby ustalić kształt tej współpracy.
Bradford Parkinson
Zawód : Projektant, krawiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I do not merely design garments.
I weave dreams into reality.
I weave dreams into reality.
OPCM : 5 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 3 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Poczuła nieznaczną ulgę kiedy padło stwierdzenie z ust mężczyzny, to dawało nadzieję, że nagle nie zostanie wbita w pastele i radosne kolory, w których czuła się nieswojo, a nawet śmiesznie. Ufała, że lord Parkinson zna się na swojej pracy, jednakże wiedziała też, że osoby zajmujące się modą potrafią chcieć eksperymentować z fakturami i kolorami, co nie zawsze wychodziło innym na dobre. Kobiety zbytnio przywiązane do nowinek modowych były przerysowane i rzucające się w oczy. Osobiście uważała, że z mody należało wybierać to co najbardziej do danej osoby pasowało.
-Obawiam się, że rzeczona wszechstronność, przez każdego jest interpretowana inaczej. - Zauważyła bez widocznej urazy, co mogło świadczyć o tym, że rozbawienie w głosie nie zostało odebrane jako obraza jej osoby. W Durham zaś mogła obserwować zgodne małżeństwa, takie, które pokazywały swoją siłę, choć każde w inny sposób. Pamiętała jak Adeline nie była zachwycona, że ma zostać żoną lorda Burke. Pierwsze miesiące nie było dla nikogo łatwe, ale spokój brata sprawiał, że jego żona powoli wrastała w Durham, aż stała się jego częścią, a swojego męża obdarzyła uczuciem silnym i trwałym. Takim, które nie pozwalało jej odstępować go na krok, czuwała przy jego łożu kiedy choroba coraz częściej zwalała go z nóg, a on sam nie mógł dalej pełnić funkcji nestora. Xavier i Charlotta darzyli siebie prawdziwie gorącym uczuciem. Kuzyn zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i oznajmił, że uczyni ją swoją żoną. Jak zapowiedział tak też uczynił. Jej śmierć zostawiła ogromną dziurę w sercu czarodzieja, jak i każdego domownika. Elvira i Marcus Burke, nestor i lady doyenne byli zgodnym małżeństwem, które nie było wylewne w swych uczuciach, ale to ich czyny wskazywało na przywiązanie. Matka przyznała, że choć małżeństwo było czysto z rozsądku, ustalone przez rodziców, tak znaleźli wspólne pasje i porozumienie. Miłość, taka dojrzała, przyszła z czasem. Primrose nie liczyła już na wielkie uniesienie i pasję, sądziła, że członkowie rodziny Burke wyczerpali limit na związki z uczuciem. Miała jedynie nadzieję, że znajdzie się osoba, która doceni ją jako kobietę, uszanuje jej pasje i dążenia oraz nie będzie podcinać skrzydeł. Nawet to ostatnie okazało się mrzonką. Zbliżając się niebezpiecznie szybko do wieku staropanieńskiego uznała, że czas na ostatnie wejście na scenę, pokazanie światu kim jest i kim ma zamiar się stać. Potem niech mówią co chcą, będąc starą panną będzie mogła mieć oficjalnie w poważaniu wszystko to co o niej mówią, bo cóż mogą powiedzieć gorszego? -Miałeś zatem wiele szczęścia, o którym marzy wielu, ale tylko nieliczni znajdują, lordzie Parkinson - Uśmiechnęła się cieplej. -Podobnie jak mój brat oraz kuzyn.
Uspokoiła się, gdy mężczyzna przyjął wyzwanie z niezwykłą lekkością i elegancją, jaka zapewne płynęła w żyłach tych, którzy nosili nazwisko Parkinson. -Zatem proszę wypatrywać mojej sowy. - Odpowiedziała czując jak serce zabiło szybciej. Dawno nie miała okazji spróbować swoich z kimś innym niż bracia czy kuzyni oraz ojciec. Znała już ich ruchy oraz kroki, wiedziała czegoś się po nich spodziewać. Pojedynek z obcą osobą stanowił wyzwanie, którego dawno przed sobą nie miała. Szarozielone oczy rozbłysły lekkim płomieniem ekscytacji.
-Po to tu jestem, aby spróbować czegoś nowego. Poznać inne spojrzenie. - Zapewniła, tym samym zgadzając się na propozycję jaka właśnie padła. Kiwnęła głową słysząc o materiałach. Nie wiedziała jak wyglądają, ale zapewne przekona się w momencie kiedy zostaną jej ukazane. -Oczywiście. Jestem niezmiernie ciekawa szkiców i tego co widzisz oczami wyobraźni. W takim razie, na mnie czas. Zajęłam już zbyt wiele twojego czasu, lordzie. - Powoli wstała ze swojego miejsca podając mu dłoń na pożegnanie. -Do zobaczenia i miłego dnia. - Pożegnawszy się opuściła przybytek odprowadzana spojrzeniami innych klientów, ciekawa jak szybko dotrą do niej jakieś plotki. Nie spodziewała się, że za parę dni tym razem to inny lord Parkinson będzie jej klientem.
|zt x 2
-Obawiam się, że rzeczona wszechstronność, przez każdego jest interpretowana inaczej. - Zauważyła bez widocznej urazy, co mogło świadczyć o tym, że rozbawienie w głosie nie zostało odebrane jako obraza jej osoby. W Durham zaś mogła obserwować zgodne małżeństwa, takie, które pokazywały swoją siłę, choć każde w inny sposób. Pamiętała jak Adeline nie była zachwycona, że ma zostać żoną lorda Burke. Pierwsze miesiące nie było dla nikogo łatwe, ale spokój brata sprawiał, że jego żona powoli wrastała w Durham, aż stała się jego częścią, a swojego męża obdarzyła uczuciem silnym i trwałym. Takim, które nie pozwalało jej odstępować go na krok, czuwała przy jego łożu kiedy choroba coraz częściej zwalała go z nóg, a on sam nie mógł dalej pełnić funkcji nestora. Xavier i Charlotta darzyli siebie prawdziwie gorącym uczuciem. Kuzyn zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i oznajmił, że uczyni ją swoją żoną. Jak zapowiedział tak też uczynił. Jej śmierć zostawiła ogromną dziurę w sercu czarodzieja, jak i każdego domownika. Elvira i Marcus Burke, nestor i lady doyenne byli zgodnym małżeństwem, które nie było wylewne w swych uczuciach, ale to ich czyny wskazywało na przywiązanie. Matka przyznała, że choć małżeństwo było czysto z rozsądku, ustalone przez rodziców, tak znaleźli wspólne pasje i porozumienie. Miłość, taka dojrzała, przyszła z czasem. Primrose nie liczyła już na wielkie uniesienie i pasję, sądziła, że członkowie rodziny Burke wyczerpali limit na związki z uczuciem. Miała jedynie nadzieję, że znajdzie się osoba, która doceni ją jako kobietę, uszanuje jej pasje i dążenia oraz nie będzie podcinać skrzydeł. Nawet to ostatnie okazało się mrzonką. Zbliżając się niebezpiecznie szybko do wieku staropanieńskiego uznała, że czas na ostatnie wejście na scenę, pokazanie światu kim jest i kim ma zamiar się stać. Potem niech mówią co chcą, będąc starą panną będzie mogła mieć oficjalnie w poważaniu wszystko to co o niej mówią, bo cóż mogą powiedzieć gorszego? -Miałeś zatem wiele szczęścia, o którym marzy wielu, ale tylko nieliczni znajdują, lordzie Parkinson - Uśmiechnęła się cieplej. -Podobnie jak mój brat oraz kuzyn.
Uspokoiła się, gdy mężczyzna przyjął wyzwanie z niezwykłą lekkością i elegancją, jaka zapewne płynęła w żyłach tych, którzy nosili nazwisko Parkinson. -Zatem proszę wypatrywać mojej sowy. - Odpowiedziała czując jak serce zabiło szybciej. Dawno nie miała okazji spróbować swoich z kimś innym niż bracia czy kuzyni oraz ojciec. Znała już ich ruchy oraz kroki, wiedziała czegoś się po nich spodziewać. Pojedynek z obcą osobą stanowił wyzwanie, którego dawno przed sobą nie miała. Szarozielone oczy rozbłysły lekkim płomieniem ekscytacji.
-Po to tu jestem, aby spróbować czegoś nowego. Poznać inne spojrzenie. - Zapewniła, tym samym zgadzając się na propozycję jaka właśnie padła. Kiwnęła głową słysząc o materiałach. Nie wiedziała jak wyglądają, ale zapewne przekona się w momencie kiedy zostaną jej ukazane. -Oczywiście. Jestem niezmiernie ciekawa szkiców i tego co widzisz oczami wyobraźni. W takim razie, na mnie czas. Zajęłam już zbyt wiele twojego czasu, lordzie. - Powoli wstała ze swojego miejsca podając mu dłoń na pożegnanie. -Do zobaczenia i miłego dnia. - Pożegnawszy się opuściła przybytek odprowadzana spojrzeniami innych klientów, ciekawa jak szybko dotrą do niej jakieś plotki. Nie spodziewała się, że za parę dni tym razem to inny lord Parkinson będzie jej klientem.
|zt x 2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Konfekcja damska
Szybka odpowiedź