Główna sala banku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Bank Gringotta
Na samym końcu ulicy Pokątnej znajduje się centrala jedynego czarodziejskiego banku - banku Gringotta. Pomimo niesprzyjających warunków, gmach budynku prezentuje się majestatycznie, solidnie, bezpiecznie - choć w niektórych miejscach widoczne są ubytki spowodowane zaklęciami. Pracownikami banku, do czego wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić, są nieufne gobliny, postępujące jedynie zgodnie z obowiązującymi zasadami i regułami. Napis wygrawerowany na jego drzwiach skutecznie odstrasza wszelkich złodziei; dziesiątki czarów czy skomplikowane zamki chroniące dostępu do skrytek klientów zdobyły uznanie wśród czarodziei na całym świecie. Hol budynku jest naprawdę przestronny, szeroki i wysoki, a przy tym schludny i uporządkowany, mieści kilkanaście stanowisk pracowników. Dopiero po załatwieniu wszelkich formalności można skierować się ku kolejnym masywnym drzwiom, by stamtąd ruszyć kolejką na poszukiwanie swej własności. Wejdź tu, przybyszu, lecz pomnij na los...
Marcella nie dowiedziała się wiele ze swojego zaklęcia, jedynie tyle ile mógł wiedzieć Steffen. Nie było możliwości, żeby obejść to zabezpieczenie. I niemal podskoczyła jak jej zbyt szybki kolega wyleciał ze swoim słowotokiem. - H-hej, zaczekaj! - No nie pomogło. Zmarszczyła brwi w złości. Wprawdzie zaklęcie zadziałało, ale... nie tak jak powinno. A kiedy do tego dołączył też Florean, poczuła, jak zaczyna boleć ją głowa. - Oszaleliście? - spytała w końcu, marszcząc brwi w niezadowoleniu. - To było niebezpieczne, to coś otwiera dodatkowe zabezpieczenia. - Fuknęła. Ale ostatecznie zaklęcie Steffena zadziałało. Weszli do środka. Tajemniczego miejsca pełnego rzeczy, które wyglądały nieciekawie. Ale tylko z wierzchu.
Marcella ruszyła natychmiast po dostrzeżony na dolnej półce flet. Przy okazji, stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie zabrać choć jeden z leżących obok notesów - jeśli skrytka należała do ministerstwa, możliwe, że obok fletu leżały dokumenty dotyczące pani Bagshot. Przynajmniej może. Więc to zrobiła. - Świstoklik, już. - powiedziała, podchodząc szybko do Stefana i ściskając w dłoni instrument.
Marcella ruszyła natychmiast po dostrzeżony na dolnej półce flet. Przy okazji, stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie zabrać choć jeden z leżących obok notesów - jeśli skrytka należała do ministerstwa, możliwe, że obok fletu leżały dokumenty dotyczące pani Bagshot. Przynajmniej może. Więc to zrobiła. - Świstoklik, już. - powiedziała, podchodząc szybko do Stefana i ściskając w dłoni instrument.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
-Jeśli coś wydaje się szalone, ale działa, to nie jest szalone. - skwitował filozoficznie Steff, rozpromieniony od ucha do ucha. Udało im się wejść do skrytki!
Zaraz jednak spoważniał, bo Marcella brzmiała groźnie, a w dodatku czas naglił. Byli tak blisko, nie mogli teraz zawalić!
-Już! - wyjął z kieszeni klucz od Longbottoma i uruchomił świstoklik, to w końcu wiedza z podstaw numerologii. -Gdy będziecie gotowi, ruszamy! - to znaczy powiedział tak z uprzejmości, bo powinni być gotowi teraz, zaraz, już!
uruchamiam świstoklik
Zaraz jednak spoważniał, bo Marcella brzmiała groźnie, a w dodatku czas naglił. Byli tak blisko, nie mogli teraz zawalić!
-Już! - wyjął z kieszeni klucz od Longbottoma i uruchomił świstoklik, to w końcu wiedza z podstaw numerologii. -Gdy będziecie gotowi, ruszamy! - to znaczy powiedział tak z uprzejmości, bo powinni być gotowi teraz, zaraz, już!
uruchamiam świstoklik
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Trochę się bałem, że tabliczka oderwie mi rękę, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Dzięki Steffenowi w końcu udało nam się wejść do środka, a na widok fletu naprawdę mi ulżyło. Ale tylko na chwilę, bo usłyszałem gobliński krzyk. Nie chciałem się dowiadywać kto go z siebie wydał. - Szybko, ktoś tu jest - powiedziałem, łapiąc za swistoklik. Już zaraz koniec, jeszcze chwila!
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Marcella wzięła flet oraz leżący najbliżej niego notes - a cała trójka Zakonników mogła bezpiecznie przenieść się do Oazy, gdzie czekał już Harold oraz pozostali Zakonnicy, możecie usłyszeć strzępy ich rozmów.
Na odpis macie 24h.
Na odpis macie 24h.
25.04
Przekraczał próg banku z duszą na ramieniu, ale jego zarejestrowana różdżka umożliwiła mu swobodne wejście do budynku, a obojętne miny goblinów zdradzały, że jego udział w Wielkim Skoku Po Flet nie został wykryty. Wdech-wydech. Nie wiedział, czy bardziej stresował się niedawnym rabowaniem Gringotta czy samym egzaminem umiejętności z dziedziny łamania klątw i nakładania zabezpieczeń.
Oblał go w końcu w lecie, nie minął nawet rok od przykrej porażki, do której nie przyznał się nikomu. Początkowo zamierzał czekać aż do wakacji albo do jesieni, nieustannie doskonaląc swe umiejętności... ale praca w Ministerstwie Malfoya była koszmarem. Z działu łamaczy klątw zniknęło kilkoro kolegów, atmosfera była grobowa, a Steffen codziennie miał wrażenie, że przykłada rękę do zbrodniczej polityki nowego Ministra. Aurorzy, od których dostawali najciekawsze zlecenia, zniknęli, a wśród policji pozostały jakieś szemrane typy. Musiał zmienić pracę, jak najszybciej - zanim ktoś zorientuje się po jego krzywej minie, że wcale nie popiera obecnej władzy. Mógłby utrzymywać się z dorywczego łamania klątw i dorywczego pisywania dla "Czarowicy", ale o wiele wiarygodniej i bezpieczniej byłoby zwolnić się z powodu "dostania lepiej płatnej pracy". Wiedział, że ludzie Malfoya podchodzili krytycznie do tych, którzy zmieniali pracę ze względów ideologicznych, a chciał dalej działać dla Zakonu w Londynie i nie zostać aresztowanym za żadną głupotę. W dodatku praca w Gringottcie byłaby spełnieniem jego marzeń z dzieciństwa i pomogła mu zrealizować plany o przeprowadzce.
Wziął głęboki wdech i przeszedł przez główną salę, podchodząc do wyznaczonego w liście okienka. Z każdym krokiem przypominał sboie, jak pokonywał tą samę trasę z Marcellą i Floreanem, ukryty w kieszeni panny Figg. Jak znalazł ukryty tunel pod bankiem, oszołomił smoka, zepsuł zaawansowany mechanizm ochronny i wyczarował drzwi. Stres stopniowo ustępował, zastąpiony pewnością siebie. Może i był młody, ale w ciągu ostatnich miesięcy podszkolił się znacząco z obrony przed czarną magią, miał wyśmienite wyniki z owutemów (nawet - o zgrozo! - eliksirów) i przeżył tyle przygód, ile inni łamacze klątw doświadczyliby w ciągu roku. Ba - okradł samych Shafiqów i gobliny, co w jego mniemaniu było powodem do dumy!
Odchrząknął, zwracając się do podstarzałego goblina.
-Dzieńdobry, nazywamsię SteffenCattermole. - przedstawił się na jednym wydechu. -Byłem umówiony, na rozmowę kwalifikacyjną...
Przekraczał próg banku z duszą na ramieniu, ale jego zarejestrowana różdżka umożliwiła mu swobodne wejście do budynku, a obojętne miny goblinów zdradzały, że jego udział w Wielkim Skoku Po Flet nie został wykryty. Wdech-wydech. Nie wiedział, czy bardziej stresował się niedawnym rabowaniem Gringotta czy samym egzaminem umiejętności z dziedziny łamania klątw i nakładania zabezpieczeń.
Oblał go w końcu w lecie, nie minął nawet rok od przykrej porażki, do której nie przyznał się nikomu. Początkowo zamierzał czekać aż do wakacji albo do jesieni, nieustannie doskonaląc swe umiejętności... ale praca w Ministerstwie Malfoya była koszmarem. Z działu łamaczy klątw zniknęło kilkoro kolegów, atmosfera była grobowa, a Steffen codziennie miał wrażenie, że przykłada rękę do zbrodniczej polityki nowego Ministra. Aurorzy, od których dostawali najciekawsze zlecenia, zniknęli, a wśród policji pozostały jakieś szemrane typy. Musiał zmienić pracę, jak najszybciej - zanim ktoś zorientuje się po jego krzywej minie, że wcale nie popiera obecnej władzy. Mógłby utrzymywać się z dorywczego łamania klątw i dorywczego pisywania dla "Czarowicy", ale o wiele wiarygodniej i bezpieczniej byłoby zwolnić się z powodu "dostania lepiej płatnej pracy". Wiedział, że ludzie Malfoya podchodzili krytycznie do tych, którzy zmieniali pracę ze względów ideologicznych, a chciał dalej działać dla Zakonu w Londynie i nie zostać aresztowanym za żadną głupotę. W dodatku praca w Gringottcie byłaby spełnieniem jego marzeń z dzieciństwa i pomogła mu zrealizować plany o przeprowadzce.
Wziął głęboki wdech i przeszedł przez główną salę, podchodząc do wyznaczonego w liście okienka. Z każdym krokiem przypominał sboie, jak pokonywał tą samę trasę z Marcellą i Floreanem, ukryty w kieszeni panny Figg. Jak znalazł ukryty tunel pod bankiem, oszołomił smoka, zepsuł zaawansowany mechanizm ochronny i wyczarował drzwi. Stres stopniowo ustępował, zastąpiony pewnością siebie. Może i był młody, ale w ciągu ostatnich miesięcy podszkolił się znacząco z obrony przed czarną magią, miał wyśmienite wyniki z owutemów (nawet - o zgrozo! - eliksirów) i przeżył tyle przygód, ile inni łamacze klątw doświadczyliby w ciągu roku. Ba - okradł samych Shafiqów i gobliny, co w jego mniemaniu było powodem do dumy!
Odchrząknął, zwracając się do podstarzałego goblina.
-Dzieńdobry, nazywamsię SteffenCattermole. - przedstawił się na jednym wydechu. -Byłem umówiony, na rozmowę kwalifikacyjną...
intellectual, journalist
little spy
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 19.04.20 5:47, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Goblin stał w swoim okienku odpowiednio uniesionym rzecz jasna, do którego on sam wspina się po niewielkich schodkach. Uniósł brew, uważnym spojrzeniem od góry do dołu mierząc swojego rozmówcę, poprawił okulary i zmarszczył brwi. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że upewnia się czy dobrze widzi. Po jego minie trudno było spodziewać się czegokolwiek pozytywnego.
- Steffen... Cattermole... - powtórzył w odróżnieniu od rozmówcy powoli, leniwie, mieląc w ustach każdą sylabę i przeglądając coś w stosiku dokumentów jaki miał przed sobą. Nie spieszył się, nie czuł takiej potrzeby, być może czas to pieniądz ale na pieniądzach ów petenta, ba - człowieka, czarodzieja - mu nieszczególnie zależało. Zależało mu z kolei na tym, żeby dokładnie wszystko sprawdzić i nie dopuścić do pracy w znamienitym banku byle kogo.
- Mhmmm... - wymruczał, unosząc brew, a mogło to oznaczać zarówno, że to co w Steffenowych dokumentach znalazł mu się podoba, jak i że Cattermole już został w jego oczach skreślony.
- Skoro już podjął pan słowo kwalifikacje. - dodał, w końcu wbijając spojrzenie niewielkich, bystrych oczu w Steffena. - Co może pan w tym temacie o sobie powiedzieć? - spytał tonem zdradzającym jakby lekkie rozbawienie sytuacją, choć jego mimika całkowicie z głosem nie współgrała. Wpatrywał się w tym momencie w młodego mężczyznę jakby nie spodziewał się po nim zbyt wiele, łaskawie jednak pozwoli mu mówić.
- Jakie ma pan w zawodzie doświadczenie? Dlaczego postanowił pan zgłosić się po pracę właśnie tutaj? - ostatnie pytanie miało w sobie dno podzielone na wiele części i tego Steffen mógł się łatwo domyślić. Przede wszystkim dlatego, że gobliny bardzo, ale to bardzo niechętnie zatrudniają ludzi. Dlaczego więc miałyby zatrudnić akurat Steffena?
Tym bardziej w czasach kiedy ludzie nawet między sobą nie potrafią dojść do porozumienia, gobliny zdecydowanie nie chciałyby zostać wmieszane w ich głupotę przez zatrudnienie niewłaściwej osoby. Rozmówca Cattermole'a miał więc dość dużo wątpliwości i nie zamierzał nawet próbować się z nimi kryć.
Cóż jednak. Potrzebowali pracownika.
- Steffen... Cattermole... - powtórzył w odróżnieniu od rozmówcy powoli, leniwie, mieląc w ustach każdą sylabę i przeglądając coś w stosiku dokumentów jaki miał przed sobą. Nie spieszył się, nie czuł takiej potrzeby, być może czas to pieniądz ale na pieniądzach ów petenta, ba - człowieka, czarodzieja - mu nieszczególnie zależało. Zależało mu z kolei na tym, żeby dokładnie wszystko sprawdzić i nie dopuścić do pracy w znamienitym banku byle kogo.
- Mhmmm... - wymruczał, unosząc brew, a mogło to oznaczać zarówno, że to co w Steffenowych dokumentach znalazł mu się podoba, jak i że Cattermole już został w jego oczach skreślony.
- Skoro już podjął pan słowo kwalifikacje. - dodał, w końcu wbijając spojrzenie niewielkich, bystrych oczu w Steffena. - Co może pan w tym temacie o sobie powiedzieć? - spytał tonem zdradzającym jakby lekkie rozbawienie sytuacją, choć jego mimika całkowicie z głosem nie współgrała. Wpatrywał się w tym momencie w młodego mężczyznę jakby nie spodziewał się po nim zbyt wiele, łaskawie jednak pozwoli mu mówić.
- Jakie ma pan w zawodzie doświadczenie? Dlaczego postanowił pan zgłosić się po pracę właśnie tutaj? - ostatnie pytanie miało w sobie dno podzielone na wiele części i tego Steffen mógł się łatwo domyślić. Przede wszystkim dlatego, że gobliny bardzo, ale to bardzo niechętnie zatrudniają ludzi. Dlaczego więc miałyby zatrudnić akurat Steffena?
Tym bardziej w czasach kiedy ludzie nawet między sobą nie potrafią dojść do porozumienia, gobliny zdecydowanie nie chciałyby zostać wmieszane w ich głupotę przez zatrudnienie niewłaściwej osoby. Rozmówca Cattermole'a miał więc dość dużo wątpliwości i nie zamierzał nawet próbować się z nimi kryć.
Cóż jednak. Potrzebowali pracownika.
I show not your face but your heart's desire
Wstrzymał oddech pod przenikliwym spojrzeniem goblina. Jakoś złowieszczo wyglądał w tych okularkach. Co jeśli... jeśli ma w nich jakieś zabezpieczenie, które pozwoli zidentyfikować Steffena jako szczura, który niedawno włamał się do tego banku, siedząc w kieszeni Marcelli? AAA. Wdech-wydech. Dreptał nerwowo z nogi na nogę, gdy goblin powoli powtarzał jego nazwisko.
-T..tak, tak, to ja. - przytaknął gorliwie, a potem umilkł speszony, bo goblin nadal szperał w dokumentach i pewnie potrzebował do tego ciszy i skupienia. Steffen przygryzł wargę, nerwowo wyginając palce. Myślał, że już przejrzeli jego dokumenty? Czekał (nie)cierpliwie, aż goblin dał mu wreszcie znak do przemówienia. Uśmiechnął się blado, a potem spoważniał, bo goblin wcale się nie uśmiechał, choć miał taki dziwny ton. AAA.
Pytanie miało w sobie drugie, trzecie, a nawet piąte dno, a Steffen wyraźnie wyczuwał wątpliwości w tonie goblina. Dobrze, że ten nie wiedział, że rozmawia ze złodziejem! Bo chyba już wezwałby ochronę, co nie?
Cattermole nie myślał jednak o sobie jako o rabusiu, bo działali z Zakonem w słusznej sprawie. A fakt, że tak gładko im poszło, świadczył tylko o tym, że gobliny pilnie potrzebują specjalisty od zabezpieczeń.
-Jestem licencjonowanym łamaczem klątw z dwuletnim doświadczeniem w Ministerstwie Magii. - odpowiedział wyćwiczoną przed lustrem formułką, dumnie unosząc głowę. -Nabrałem tam kwalifikacji w dziedzinie nakładania i sprawdzania zabezpieczeń oraz zdejmowania klątw. Ostatnie...zawirowania w moim obecnym miejscu pracy - uh, jak określić pożar, który spalił żywcem pracowników? -uświadomiły mi, że zabezpieczenia są najważniejsze i że istnieje konieczność testowania nowych rozwiązań, wymyślania nowych zabezpieczeń i pułapek, a tak się składa, że jestem kreatywnym i ambitnym człowiekiem. Nie wikłam się w żadne spory polityczne, ale trudno przeoczyć, że z uwagi na... obecną sytuację, Ministerstwo skupia się teraz na innych kwestiach niż rozwój w dziedzinie badań nad klątwami. Czuję, że nauczyłem się tam już wszystkiego co mogłem, co jest impulsem do zmiany pracy, a o szukaniu artefaktów dla Gringotta marzyłem odkąd byłem dzieckiem! - kontynuował, prostując się dumniej, a oczy zabłysły mu entuzjazmem. Miał nadzieję, że nie popełnił żadnego faux-pas wspominając o polityce - starał się to zrobić jak najbardziej neutralnie, bo gobliny w końcu z neutralności słynęły, ale same padały ofiarą uprzedzeń, więc nie chciał wyjść na poplecznika Malfoya! No i naprawdę nudził się w pracy jak bąk, wymyślanie zabezpieczeń przy rejestracji różdżek nie było tym, na co się pisał.
-Zdaję sobie sprawę, że w teren wysyłacie najznamienitszych specjalistów, dlatego przez pierwsze miesiące albo lata pracy chciałbym wykazać się tu, w Londynie, udowadniając i szlifując moje umiejętności. W grupie waszych specjalistów, chciałbym testować nowe zabezpieczenia Banku i zbadać te istniejące, na przykład... czy ktoś wymyślił już pułapkę, która uniemożliwia nie tylko teleportację, ale dezaktywuje również świstokliki? - kontynuował śmiało, zastanawiając się, czy gobliny zajęły się takimi badaniami po jego ucieczce z Gringotta.
-T..tak, tak, to ja. - przytaknął gorliwie, a potem umilkł speszony, bo goblin nadal szperał w dokumentach i pewnie potrzebował do tego ciszy i skupienia. Steffen przygryzł wargę, nerwowo wyginając palce. Myślał, że już przejrzeli jego dokumenty? Czekał (nie)cierpliwie, aż goblin dał mu wreszcie znak do przemówienia. Uśmiechnął się blado, a potem spoważniał, bo goblin wcale się nie uśmiechał, choć miał taki dziwny ton. AAA.
Pytanie miało w sobie drugie, trzecie, a nawet piąte dno, a Steffen wyraźnie wyczuwał wątpliwości w tonie goblina. Dobrze, że ten nie wiedział, że rozmawia ze złodziejem! Bo chyba już wezwałby ochronę, co nie?
Cattermole nie myślał jednak o sobie jako o rabusiu, bo działali z Zakonem w słusznej sprawie. A fakt, że tak gładko im poszło, świadczył tylko o tym, że gobliny pilnie potrzebują specjalisty od zabezpieczeń.
-Jestem licencjonowanym łamaczem klątw z dwuletnim doświadczeniem w Ministerstwie Magii. - odpowiedział wyćwiczoną przed lustrem formułką, dumnie unosząc głowę. -Nabrałem tam kwalifikacji w dziedzinie nakładania i sprawdzania zabezpieczeń oraz zdejmowania klątw. Ostatnie...zawirowania w moim obecnym miejscu pracy - uh, jak określić pożar, który spalił żywcem pracowników? -uświadomiły mi, że zabezpieczenia są najważniejsze i że istnieje konieczność testowania nowych rozwiązań, wymyślania nowych zabezpieczeń i pułapek, a tak się składa, że jestem kreatywnym i ambitnym człowiekiem. Nie wikłam się w żadne spory polityczne, ale trudno przeoczyć, że z uwagi na... obecną sytuację, Ministerstwo skupia się teraz na innych kwestiach niż rozwój w dziedzinie badań nad klątwami. Czuję, że nauczyłem się tam już wszystkiego co mogłem, co jest impulsem do zmiany pracy, a o szukaniu artefaktów dla Gringotta marzyłem odkąd byłem dzieckiem! - kontynuował, prostując się dumniej, a oczy zabłysły mu entuzjazmem. Miał nadzieję, że nie popełnił żadnego faux-pas wspominając o polityce - starał się to zrobić jak najbardziej neutralnie, bo gobliny w końcu z neutralności słynęły, ale same padały ofiarą uprzedzeń, więc nie chciał wyjść na poplecznika Malfoya! No i naprawdę nudził się w pracy jak bąk, wymyślanie zabezpieczeń przy rejestracji różdżek nie było tym, na co się pisał.
-Zdaję sobie sprawę, że w teren wysyłacie najznamienitszych specjalistów, dlatego przez pierwsze miesiące albo lata pracy chciałbym wykazać się tu, w Londynie, udowadniając i szlifując moje umiejętności. W grupie waszych specjalistów, chciałbym testować nowe zabezpieczenia Banku i zbadać te istniejące, na przykład... czy ktoś wymyślił już pułapkę, która uniemożliwia nie tylko teleportację, ale dezaktywuje również świstokliki? - kontynuował śmiało, zastanawiając się, czy gobliny zajęły się takimi badaniami po jego ucieczce z Gringotta.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Denerwuje się pan? - niejeden powiedziałby, że goblin w sadystyczny sposób bawi się sytuacją. Obserwuje zestresowanego rozmówcę i celowo pozwala swej mimice bardziej stężeć, częściej wbija w niego spojrzenie swoich bystrych, jasnych oczu i przedłuża milczenie maksymalnie. Czy tak jednak było, nikt nie powie na pewno, goblin nie uśmiechał się, nie zdradzał także zbytniego zainteresowania całą sytuacją, ot - przyszło mu przesłuchać jakiegoś człowieka.
- Rozumiem. - podsumował cały dalszy monolog Steffena, znów na dłuższą chwilę milknąc. Zapisał coś na kartce przed sobą, jego pismo pozostawało dla rozmówcy niewidoczne, choć skrobanie piórem po papierze było zadziwiająco wyraźnie słyszalne. - Więc w dwa lata uznał pan, że więcej nie da rady się w Ministerstwie nauczyć?
Przez krótką chwilę po twarzy goblina przebiegł nieznaczny, pogardliwy uśmiech. Czy to pogarda dla Ministerstwa, które ma tak niewiele do zaoferowania, czy to może Cattermole stał się w jego oczach nieukiem, który szybko sobie odpuścił i uznał, że niczego więcej już się nie dowie, jest więc rażąco mało dociekliwy? Nie wiadomo, goblin nie zamierzał zdradzać, co dzieje się w jego głowie.
Nijak nie reagował na żywy entuzjazm młodego mężczyzny, zapisał na swojej karteczce jeszcze kilka słów, nie wiadomo czy słuchając kolejnej wypowiedzi Steffena uważnie, tylko trochę czy może w ogóle, nie zerkał na niego, nadal przeglądając jego dokumenty jakby czegoś poszukiwał.
- Co pana zdaniem powinna zawierać pułapka, klątwa czy zaklęcie ochronne, które byłoby w stanie dezaktywować świstoklik? - spytał nagle i utkwił znów spojrzenie w Steffenie, tym razem widocznie poświęcając mu w jawny sposób o wiele więcej uwagi. - To bardzo ciekawe spostrzeżenie. W bardzo ciekawym momencie. - wymamrotał jeszcze, być może podejrzliwie, a być może neutralnym, typowym dla siebie tonem który jego wnuki uważają za przemiły. Któż w końcu zrozumie gobliny?
- Jak proponowałby pan zabezpieczyć bank przed taką ewentualnością, gdyby trzeba było to zrobić jeszcze dziś? - podjął jeszcze, chcąc wyraźnie sprawdzić kreatywność rozmówcy.
- Rozumiem. - podsumował cały dalszy monolog Steffena, znów na dłuższą chwilę milknąc. Zapisał coś na kartce przed sobą, jego pismo pozostawało dla rozmówcy niewidoczne, choć skrobanie piórem po papierze było zadziwiająco wyraźnie słyszalne. - Więc w dwa lata uznał pan, że więcej nie da rady się w Ministerstwie nauczyć?
Przez krótką chwilę po twarzy goblina przebiegł nieznaczny, pogardliwy uśmiech. Czy to pogarda dla Ministerstwa, które ma tak niewiele do zaoferowania, czy to może Cattermole stał się w jego oczach nieukiem, który szybko sobie odpuścił i uznał, że niczego więcej już się nie dowie, jest więc rażąco mało dociekliwy? Nie wiadomo, goblin nie zamierzał zdradzać, co dzieje się w jego głowie.
Nijak nie reagował na żywy entuzjazm młodego mężczyzny, zapisał na swojej karteczce jeszcze kilka słów, nie wiadomo czy słuchając kolejnej wypowiedzi Steffena uważnie, tylko trochę czy może w ogóle, nie zerkał na niego, nadal przeglądając jego dokumenty jakby czegoś poszukiwał.
- Co pana zdaniem powinna zawierać pułapka, klątwa czy zaklęcie ochronne, które byłoby w stanie dezaktywować świstoklik? - spytał nagle i utkwił znów spojrzenie w Steffenie, tym razem widocznie poświęcając mu w jawny sposób o wiele więcej uwagi. - To bardzo ciekawe spostrzeżenie. W bardzo ciekawym momencie. - wymamrotał jeszcze, być może podejrzliwie, a być może neutralnym, typowym dla siebie tonem który jego wnuki uważają za przemiły. Któż w końcu zrozumie gobliny?
- Jak proponowałby pan zabezpieczyć bank przed taką ewentualnością, gdyby trzeba było to zrobić jeszcze dziś? - podjął jeszcze, chcąc wyraźnie sprawdzić kreatywność rozmówcy.
I show not your face but your heart's desire
Denerwuje? To mało powiedziane! Dzielnie znosił przenikliwe spojrzenie goblina, choć wargi drżały mu minimalnie. Czy pan goblin go osądza, z niego drwi, czy też jest całkowicie obojętny? Steffen odznaczał się (w swoim mniemaniu) wysoką empatią, ale w przypadku goblina i jego nieprzeniknionej mimiki odbijał się od ściany. Uh, wdech-wydech. Postanowił się tym nie przejmować i mężnie zniósł spojrzenie przesłuchującego.
-To naturalne stresować się ważną rozmową o swojej wymarzonej karierze, więc tak, denerwuję się. Oczywiście to kwestia emocjonalna, proszę pana. Jestem pewien własnych zdolności i kompetencji, więc emocje nie utrudniają mi pracy. - odpowiedział, starając się nie okazać żadnego zawahania. Gobliny wiedziały, że dziesięć miesięcy temu oblał u nich rozmowę kwalifikacyjną i krótki egzamin, ale liczył, że są doskonale świadome jego... historii i nie będą tego teraz wywlekać, skoro już dano mu drugą szansę.
Rozchylił lekko usta, zbity z tropu kolejnym pytaniem.
-Nn..ie, to nie tak... znaczy tak, to tak, ale ujął to pan tak... jakbym był próżny albo leniwy, albo coś. Tymczasem doceniam wszystkie możliwości, jakie dano mi w Ministerstwie i być może w normalnej sytuacji miałbym tam nadal sporo możliwości, ale... mój pierwszy mentor spalił się tam żywcem w czerwcu - zamrugał gwałtownie, tylko się nie rozpłacz -...między innymi dlatego, że Ministerstwo nie dba o swoje bezpieczeństwo, więc kwestię wewnętrznych zabezpieczeń chciałbym zgłębiać właśnie tutaj... no, a mój nowy mentor jest bardzo...hm, utwierdzonym w swoich ścieżkach naukowcem i ich wewnętrzna hierarchia nie pozwala mi go zmienić albo działać niestandardowo, no a teraz Ministerstwo oddelegowało cały dział do rejestracji różdżek, do odwołania, więc czeka mnie kilka miesięcy gnuśnienia... albo rozwój tutaj, w Banku Gringotta. Zawsze chciałem nabrać tam doświadczenia z zamiarem ubiegania się o pracę u was, nie jestem człowiekiem, który lubi siedzieć za biurkiem i wykonywać powtarzalne zadania. - wyrecytował małą autobiografię, całkowicie zbaczając z przećwiczonej wcześniej przemowy. No, ale skoro już pan goblin spytał!
I... spytał też o świstokliki, wreszcie zdradzając trochę ciekawości. Steffen powstrzymał nieśmiały uśmieszek, który triumfalnie chciał się wkraść na jego wargi.
-Oczywiście to bardziej złożona kwestia niż zaklęcia zabezpieczające przed aportacją, czy deportacją. Bo widzi pan, uważam, że całkowita dezaktywacja świstoklików może przynieść więcej szkody niż korzyści, w obecnych czasach nawet w Banku potrzebne są bezpieczne i szybkie przejścia albo ścieżki ewakuacji. Dlatego zachowałbym tutaj świstokliki do wewnętrznego użytku Gringotta, na potrzeby wyżej postawionych pracowników - czy to jako wyjścia ewakuacyjne, czy to jako sposób przemieszczania się między niektórymi skrytkami. Wyryłbym na nich runy ochronne przed polem anty-świstoklikowym na terenie banku, tak aby nasze świstokliki działały, a niepożądane - nie. - mógłby kontynuować dalej, ale goblin mu przerwał (!).
-Och... dzisiaj? - zamrugał, usiłując znaleźć haczyk w zadanym mu pytaniu. A może nie było żadnego haczyka?
-To proste, wprowadziłbym magiczne bramki dla każdego, kto przekracza próg Banku. Dezaktywowałyby one ich świstokliki, lub można by je oficjalnie złożyć do depozytu przed wejściem do głównej sali. Brak świstoklików mógłby być nową regułą w Banku. Jeśli zaś zależałoby wam tylko na bezpieczeństwie skrytek, to można by zmodyfikować istniejące już zabezpieczenia, na przykład legendarny wodospad złodzieja, jeśli istnieje... Musiałbym skonsultować się z tutejszym specjalistami aby poznać wasze metody na ujawnianie magii osób i przedmiotów, ale odpowiednie runy i podstawy numerologii pomogłyby mi zmodyfikować istniejące zabezpieczenia pod kątem świstoklików...
-To naturalne stresować się ważną rozmową o swojej wymarzonej karierze, więc tak, denerwuję się. Oczywiście to kwestia emocjonalna, proszę pana. Jestem pewien własnych zdolności i kompetencji, więc emocje nie utrudniają mi pracy. - odpowiedział, starając się nie okazać żadnego zawahania. Gobliny wiedziały, że dziesięć miesięcy temu oblał u nich rozmowę kwalifikacyjną i krótki egzamin, ale liczył, że są doskonale świadome jego... historii i nie będą tego teraz wywlekać, skoro już dano mu drugą szansę.
Rozchylił lekko usta, zbity z tropu kolejnym pytaniem.
-Nn..ie, to nie tak... znaczy tak, to tak, ale ujął to pan tak... jakbym był próżny albo leniwy, albo coś. Tymczasem doceniam wszystkie możliwości, jakie dano mi w Ministerstwie i być może w normalnej sytuacji miałbym tam nadal sporo możliwości, ale... mój pierwszy mentor spalił się tam żywcem w czerwcu - zamrugał gwałtownie, tylko się nie rozpłacz -...między innymi dlatego, że Ministerstwo nie dba o swoje bezpieczeństwo, więc kwestię wewnętrznych zabezpieczeń chciałbym zgłębiać właśnie tutaj... no, a mój nowy mentor jest bardzo...hm, utwierdzonym w swoich ścieżkach naukowcem i ich wewnętrzna hierarchia nie pozwala mi go zmienić albo działać niestandardowo, no a teraz Ministerstwo oddelegowało cały dział do rejestracji różdżek, do odwołania, więc czeka mnie kilka miesięcy gnuśnienia... albo rozwój tutaj, w Banku Gringotta. Zawsze chciałem nabrać tam doświadczenia z zamiarem ubiegania się o pracę u was, nie jestem człowiekiem, który lubi siedzieć za biurkiem i wykonywać powtarzalne zadania. - wyrecytował małą autobiografię, całkowicie zbaczając z przećwiczonej wcześniej przemowy. No, ale skoro już pan goblin spytał!
I... spytał też o świstokliki, wreszcie zdradzając trochę ciekawości. Steffen powstrzymał nieśmiały uśmieszek, który triumfalnie chciał się wkraść na jego wargi.
-Oczywiście to bardziej złożona kwestia niż zaklęcia zabezpieczające przed aportacją, czy deportacją. Bo widzi pan, uważam, że całkowita dezaktywacja świstoklików może przynieść więcej szkody niż korzyści, w obecnych czasach nawet w Banku potrzebne są bezpieczne i szybkie przejścia albo ścieżki ewakuacji. Dlatego zachowałbym tutaj świstokliki do wewnętrznego użytku Gringotta, na potrzeby wyżej postawionych pracowników - czy to jako wyjścia ewakuacyjne, czy to jako sposób przemieszczania się między niektórymi skrytkami. Wyryłbym na nich runy ochronne przed polem anty-świstoklikowym na terenie banku, tak aby nasze świstokliki działały, a niepożądane - nie. - mógłby kontynuować dalej, ale goblin mu przerwał (!).
-Och... dzisiaj? - zamrugał, usiłując znaleźć haczyk w zadanym mu pytaniu. A może nie było żadnego haczyka?
-To proste, wprowadziłbym magiczne bramki dla każdego, kto przekracza próg Banku. Dezaktywowałyby one ich świstokliki, lub można by je oficjalnie złożyć do depozytu przed wejściem do głównej sali. Brak świstoklików mógłby być nową regułą w Banku. Jeśli zaś zależałoby wam tylko na bezpieczeństwie skrytek, to można by zmodyfikować istniejące już zabezpieczenia, na przykład legendarny wodospad złodzieja, jeśli istnieje... Musiałbym skonsultować się z tutejszym specjalistami aby poznać wasze metody na ujawnianie magii osób i przedmiotów, ale odpowiednie runy i podstawy numerologii pomogłyby mi zmodyfikować istniejące zabezpieczenia pod kątem świstoklików...
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Goblin znów milczał dobrą chwilkę po wypowiedzi Steffena, zerknął to na swoje notatki to na niego i ponownie tonem nie wskazującym na nic odezwał się tym samym słowem.
- Rozumiem.
Bardziej mruknął, niż odezwał się, jednak jego słowa były całkiem zrozumiałe. Zaraz znów zamilkł, pozwalając Cattermole'owi mówić. Nie wyglądało jakby słuchał, nadal coś przeglądał, czasem coś zapisał, wbrew pozorom jednak zwracał uwagę na każde słowo.
- Więc cała pańska praca w ministerstwie polegała na wykonywaniu powtarzalnych zadań za biurkiem, czy kiedy miał pan poprzedniego mentora było inaczej? - zadał kolejne pytanie, na osobistą tragedię Steffena, czy działania Ministerstwa nie zwracając większej uwagi. - Jaka była najtrudniejsza pułapka jaką pan w swoim życiu rozpracował, lub nałożył? - dorzucił zaraz, najwidoczniej chcąc otrzymać trochę więcej konkretu. Może Steffen go czymś zaciekawił, a może wbrew własnej woli musiał go w końcu porządnie przesłuchać i dowiedzieć się, co realnie potrafi, a wyłącznie łapiąc za słówka niestety nie jest to możliwe.
- Posiada pan wiedzę potrzebną, żeby takie bramki stworzyć, ma chociaż ogólny ogląd na to jak miałoby to wyglądać? - nacisnął zaraz goblin. Może nie oczekiwał przepisu na już, ale nie potrzebował też w pełni teoretycznego bajania.
- Gdyby wodospad złodziejów był prawdą, w jaki sposób sugerowałby go an zmienić? - spytał znów, chcąc szybkiego i konkretnego myślenia, które mogłoby się obrócić w szybkie i konkretne działanie.
Znów zamilkł, słuchając słów Steffena, chwilami zastanawiając się nad czymś, chwilami coś notując.
- Wspomniał pan, że nie odpowiadają panu godziny spędzone za biurkiem. Co z dniami daleko od domu? - pierwszy raz goblin zadał pytanie stricte dotyczące posady, mogło to oznaczać coś dobrego, mógł także chcieć zwodzić Steffena w sobie tylko znanym celu. Czekał jednak na odpowiedź w milczeniu. - To nie jest lekka posada, tym bardziej dla młodych ludzi myślących o zakładaniu rodziny. - kontynuował zaraz krótko i zwięźle.
- Rozumiem.
Bardziej mruknął, niż odezwał się, jednak jego słowa były całkiem zrozumiałe. Zaraz znów zamilkł, pozwalając Cattermole'owi mówić. Nie wyglądało jakby słuchał, nadal coś przeglądał, czasem coś zapisał, wbrew pozorom jednak zwracał uwagę na każde słowo.
- Więc cała pańska praca w ministerstwie polegała na wykonywaniu powtarzalnych zadań za biurkiem, czy kiedy miał pan poprzedniego mentora było inaczej? - zadał kolejne pytanie, na osobistą tragedię Steffena, czy działania Ministerstwa nie zwracając większej uwagi. - Jaka była najtrudniejsza pułapka jaką pan w swoim życiu rozpracował, lub nałożył? - dorzucił zaraz, najwidoczniej chcąc otrzymać trochę więcej konkretu. Może Steffen go czymś zaciekawił, a może wbrew własnej woli musiał go w końcu porządnie przesłuchać i dowiedzieć się, co realnie potrafi, a wyłącznie łapiąc za słówka niestety nie jest to możliwe.
- Posiada pan wiedzę potrzebną, żeby takie bramki stworzyć, ma chociaż ogólny ogląd na to jak miałoby to wyglądać? - nacisnął zaraz goblin. Może nie oczekiwał przepisu na już, ale nie potrzebował też w pełni teoretycznego bajania.
- Gdyby wodospad złodziejów był prawdą, w jaki sposób sugerowałby go an zmienić? - spytał znów, chcąc szybkiego i konkretnego myślenia, które mogłoby się obrócić w szybkie i konkretne działanie.
Znów zamilkł, słuchając słów Steffena, chwilami zastanawiając się nad czymś, chwilami coś notując.
- Wspomniał pan, że nie odpowiadają panu godziny spędzone za biurkiem. Co z dniami daleko od domu? - pierwszy raz goblin zadał pytanie stricte dotyczące posady, mogło to oznaczać coś dobrego, mógł także chcieć zwodzić Steffena w sobie tylko znanym celu. Czekał jednak na odpowiedź w milczeniu. - To nie jest lekka posada, tym bardziej dla młodych ludzi myślących o zakładaniu rodziny. - kontynuował zaraz krótko i zwięźle.
I show not your face but your heart's desire
Zamrugał i zmarszczył brwi, gdy goblin znów obrócił jego słowa przeciwko niemu.
-Oczywiście, że za czasów poprzedniego mentora było inaczej! - bąknął. -Praca w Gringottcie to moje marzenie, proszę pana, nie przychodziłbym tutaj, gdybym był nieprzygotowany i całe lata siedział za biurkiem. Zanim w Ministerstwie zrobiło się... z całym szacunkiem dla Ministerstwa, troszkę wolno i nieudolnie, właśnie dlatego szukam pracy u Was, bo Bank Gringotta to ostoja stabilności i spełniania ambicji... - zaczął, przypominając sobie słowa Keata o tym, że gobliny są nieco próżne. Wbił więc w swojego rozmówcę pełne podziwu spojrzenie - nie musiał nawet udawać pochwały, ponieważ szczerze podziwiał innowacyjne podejście goblinów do zabezpieczeń, run i poszukiwania artefaktów. Ale zaraz, miał mówić o swoim podejściu -W każdym razie, w Ministerstwie zajmowałem się zabezpieczaniem przedmiotów znalezionych przez aurorów i ściąganiem z nich klątw, co jest standardową procedurą... ale ponadto, z uwagi na mój potencjał w tej dziedzinie, mój dawny mentor często brał mnie w teren aby zbadać dane miejsce pod kątem klątw i pułapek i ściągnąć je zanim wejdą tam służby Ministerstwa. Najbardziej lubię działać w terenie, ale Ministerstwo nauczyło mnie też skrupulatności w zadaniach wymagających siedzenia za biurkiem, na przykład wymyślaniu nowych zabezpieczeń... - odpowiedział na jednym wydechu!
-Najtrudniej było mi rozpracować miejsce obłożone klątwą Eris, bo moja współpracownica - nie z mojej ani swojej winy - padła jej ofiarą i ściągałem klątwę...cóż, pod presją czasu! Ale zdążyłem zanim koleżanka mnie zaatakowała i miejsce stało się bezpieczne. - odpowiedział bez namysłu, zmieniając nieco detale swojej misji dla Zakonu Feniksa. Prawdę mówiąc, uratowało go wtedy tylko to, że Marcella się potknęła i wcale nie był pewien czy stuprocentowo zdjął tą klątwę, no ale halo, udało się! -Jeśli chodzi o zabezpieczenia, to eksperymentuję z runami, które chroniłyby zaklęte przedmioty przed zaklęciem Confundus... - dodał, spoglądając goblinowi prosto w oczy i szczerze ciekaw, czy ten jakoś zareaguje. W marcu rozwalił zabezpieczenie jednej ze skrytek zwykłym Confundusem i chociaż zepsuł wtedy drzwi na tyle, że nie dało dostać się do środka, to dezaktywował też alarm. Takim prostym zaklęciem! Wstyd, panowie gobliny, wstyd.
Gdy goblin wreszcie zadał mu konkretne pytania, Steff wcale nie wydał się speszony. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się, a oczy zalśniły mu entuzjazmem. Wreszcie mógł się skupić na kujońskich problemach, jakie lubił najbardziej,
-W bramkach można by zastosować odmianę zaklęcia Butio! Zmienia ono dowolny przedmiot magiczny w niemagiczny, ale co ja paplam, przecież pan to wie... ehem, ale w każdym razie bramki mogłyby być nasycone wiązkami tego zaklęcia, które zmieniałyby świstokliki w zwykłe przedmioty. Zaklęcie nastroiłoby się pod kątem świstoklików, żeby nie zepsu..ehem, zmienić nic innego. Jedynym potencjalnym problemem jest długi czas, jaki zajmuje rzucenie Butio, przynajmniej w pojedynkę. Nie znam się jeszcze na numerologii na tyle, aby modyfikować zaklęcia, ale chętnie poduczę się w ciągu pierwszych miesięcy pracy, no a kombinacja run i transmutacji byłaby owocna... Uwielbiam pracować w grupie - strzeżcie się, gobliny -więc kombinacja mojej wiedzy i wiedzy jednego z waszych specjalistów od zaklęć byłaby przydatna! A co do wodospadu, nasycenie go magią podobną do Butio również byłoby owocne, ale chyba jeszcze lepiej zadziałałoby w nim zaklęcie pola antymagicznego, aby intruzi w żaden sposób nie mogli się obronić przed jego działaniem. O, i jeszcze coś, co by ich unieruchomiło! - główkował dalej, aż wreszcie zrobił pauzę aby wziąć oddech i napotkał poważne spojrzenie goblina. Odchrząknął nerwowo, nie spodziewając się kolejnego pytania.
-Nie zamierzam na razie zakładać rodziny, na pewno nie w najbliższej przyszłości. - odparł szybko, z grymasem smutku na twarzy, zdradzając jakże typowe dla gatunku ludzi emocje. Goblin musiał mieć niezły ubaw, czytając z jego twarzy jak z otwartej księgi. -A nawet jeśli to się zmieni za kilka lat - nie sądził, by ból serca po zaręczynach Isabelli przeszedł mu wcześniej - to chęć zadbania o rodzinę będzie dla mnie motywacją, bardziej przydatny będę spełniony zawodowo niż gnijący w jakiejś nudnej posadzie, proszę pana. Uwielbiam podróżować, praca w całej Anglii to dla mnie nie problem! Ale w razie czego, jeśli chcecie mnie sprawdzić, albo macie pracę na miejscu, to na początku chętnie posiedzę też w Londynie... - ojejku jejku, chyba nie brzmiał na desperata aaa?
-Oczywiście, że za czasów poprzedniego mentora było inaczej! - bąknął. -Praca w Gringottcie to moje marzenie, proszę pana, nie przychodziłbym tutaj, gdybym był nieprzygotowany i całe lata siedział za biurkiem. Zanim w Ministerstwie zrobiło się... z całym szacunkiem dla Ministerstwa, troszkę wolno i nieudolnie, właśnie dlatego szukam pracy u Was, bo Bank Gringotta to ostoja stabilności i spełniania ambicji... - zaczął, przypominając sobie słowa Keata o tym, że gobliny są nieco próżne. Wbił więc w swojego rozmówcę pełne podziwu spojrzenie - nie musiał nawet udawać pochwały, ponieważ szczerze podziwiał innowacyjne podejście goblinów do zabezpieczeń, run i poszukiwania artefaktów. Ale zaraz, miał mówić o swoim podejściu -W każdym razie, w Ministerstwie zajmowałem się zabezpieczaniem przedmiotów znalezionych przez aurorów i ściąganiem z nich klątw, co jest standardową procedurą... ale ponadto, z uwagi na mój potencjał w tej dziedzinie, mój dawny mentor często brał mnie w teren aby zbadać dane miejsce pod kątem klątw i pułapek i ściągnąć je zanim wejdą tam służby Ministerstwa. Najbardziej lubię działać w terenie, ale Ministerstwo nauczyło mnie też skrupulatności w zadaniach wymagających siedzenia za biurkiem, na przykład wymyślaniu nowych zabezpieczeń... - odpowiedział na jednym wydechu!
-Najtrudniej było mi rozpracować miejsce obłożone klątwą Eris, bo moja współpracownica - nie z mojej ani swojej winy - padła jej ofiarą i ściągałem klątwę...cóż, pod presją czasu! Ale zdążyłem zanim koleżanka mnie zaatakowała i miejsce stało się bezpieczne. - odpowiedział bez namysłu, zmieniając nieco detale swojej misji dla Zakonu Feniksa. Prawdę mówiąc, uratowało go wtedy tylko to, że Marcella się potknęła i wcale nie był pewien czy stuprocentowo zdjął tą klątwę, no ale halo, udało się! -Jeśli chodzi o zabezpieczenia, to eksperymentuję z runami, które chroniłyby zaklęte przedmioty przed zaklęciem Confundus... - dodał, spoglądając goblinowi prosto w oczy i szczerze ciekaw, czy ten jakoś zareaguje. W marcu rozwalił zabezpieczenie jednej ze skrytek zwykłym Confundusem i chociaż zepsuł wtedy drzwi na tyle, że nie dało dostać się do środka, to dezaktywował też alarm. Takim prostym zaklęciem! Wstyd, panowie gobliny, wstyd.
Gdy goblin wreszcie zadał mu konkretne pytania, Steff wcale nie wydał się speszony. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się, a oczy zalśniły mu entuzjazmem. Wreszcie mógł się skupić na kujońskich problemach, jakie lubił najbardziej,
-W bramkach można by zastosować odmianę zaklęcia Butio! Zmienia ono dowolny przedmiot magiczny w niemagiczny, ale co ja paplam, przecież pan to wie... ehem, ale w każdym razie bramki mogłyby być nasycone wiązkami tego zaklęcia, które zmieniałyby świstokliki w zwykłe przedmioty. Zaklęcie nastroiłoby się pod kątem świstoklików, żeby nie zepsu..ehem, zmienić nic innego. Jedynym potencjalnym problemem jest długi czas, jaki zajmuje rzucenie Butio, przynajmniej w pojedynkę. Nie znam się jeszcze na numerologii na tyle, aby modyfikować zaklęcia, ale chętnie poduczę się w ciągu pierwszych miesięcy pracy, no a kombinacja run i transmutacji byłaby owocna... Uwielbiam pracować w grupie - strzeżcie się, gobliny -więc kombinacja mojej wiedzy i wiedzy jednego z waszych specjalistów od zaklęć byłaby przydatna! A co do wodospadu, nasycenie go magią podobną do Butio również byłoby owocne, ale chyba jeszcze lepiej zadziałałoby w nim zaklęcie pola antymagicznego, aby intruzi w żaden sposób nie mogli się obronić przed jego działaniem. O, i jeszcze coś, co by ich unieruchomiło! - główkował dalej, aż wreszcie zrobił pauzę aby wziąć oddech i napotkał poważne spojrzenie goblina. Odchrząknął nerwowo, nie spodziewając się kolejnego pytania.
-Nie zamierzam na razie zakładać rodziny, na pewno nie w najbliższej przyszłości. - odparł szybko, z grymasem smutku na twarzy, zdradzając jakże typowe dla gatunku ludzi emocje. Goblin musiał mieć niezły ubaw, czytając z jego twarzy jak z otwartej księgi. -A nawet jeśli to się zmieni za kilka lat - nie sądził, by ból serca po zaręczynach Isabelli przeszedł mu wcześniej - to chęć zadbania o rodzinę będzie dla mnie motywacją, bardziej przydatny będę spełniony zawodowo niż gnijący w jakiejś nudnej posadzie, proszę pana. Uwielbiam podróżować, praca w całej Anglii to dla mnie nie problem! Ale w razie czego, jeśli chcecie mnie sprawdzić, albo macie pracę na miejscu, to na początku chętnie posiedzę też w Londynie... - ojejku jejku, chyba nie brzmiał na desperata aaa?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tym razem goblin bardziej milczał i słuchał, nie próbował Steffenowi przerywać i pozwalał mu się pełniej wypowiedzieć. Czasem coś zaznaczył, zanotował, czasem skinął głową, lub spojrzał na chłopaka uważniej. Nie zdradzał swoich myśli, nie dawał do zrozumienia czy to, co słyszy mu się podoba. Steffen trafił na przypadek wyjątkowo względem ludzi niechętny i nieufny. Skoro jednak Gringott zgadzał się tę rasę zatrudniać, nie mógł w tym temacie wiele zrobić tym bardziej, że do tego typu pracy żaden goblin raczej entuzjazmem nie pałał. Mieli oni całkowicie inne charaktery.
Słuchał więc o klątwach i propozycjach, niektóre sobie notując dość szybkimi hasłami, były to jak Steffen musiał wiedzieć rzeczy które bank zdecydowanie zainteresują, ktokolwiek miałby się tym nie zajmować.
Nawet jeśli Steffen brzmiał jak desperat, goblinowi chyba jego odpowiedź się spodobała, pokiwał bowiem lekko głową, znów coś notując, by na koniec spojrzeć na Steffena.
- Przyjmiemy pana, przynajmniej narazie. Sprawdzimy realne zdolności. - powiedział bez większego entuzjazmu czy zadowolenia widocznego na twarzy. Steffen był trzecią przesłuchiwaną przez niego dziś osobą, wyrażał jednak najwięcej chęci do pracy i zainteresowania tym miejscem, co owocowało w rozmowie nawet, jeśli inni kandydaci mieli więcej doświadczenia. Wbrew pozorom, czego Cattermole pewnie się nie dowie, fakt że starał się o tę pracę ponownie po dłuższym czasie także działał tu na jego korzyść.
- Oczywiście gdyby się pan nie sprawdził, w razie zerwania umowy jeśli jakiekolwiek sekrety banku wyjdą na jaw, będzie miał pan poważne problemy. A ujawnienie jakichkolwiek informacji o tej placóce w trakcie zatrudnienia skutkuje natychmiastowym zwolnieniem. Mam nadzieję, że to oczywiste. - dodał bezpośrednio, nie zamierzając się kryć z nieufnością względem człowieka. Nawet, jeśli z początku Steffen na pewno zostanie przydzielony bardziej do pracy w terenie i poza najważniejszymi sekretami banku, to musiało być jasne. Gobliny dbają o swoje interesy.
- Proszę się stawić w banku w piątek dwudziestego ósmego kwietnia o godzinie ósmej. Wtedy też pozna pan wszelkie szczegóły zatrudnienia. - zakończył zaraz.
Słuchał więc o klątwach i propozycjach, niektóre sobie notując dość szybkimi hasłami, były to jak Steffen musiał wiedzieć rzeczy które bank zdecydowanie zainteresują, ktokolwiek miałby się tym nie zajmować.
Nawet jeśli Steffen brzmiał jak desperat, goblinowi chyba jego odpowiedź się spodobała, pokiwał bowiem lekko głową, znów coś notując, by na koniec spojrzeć na Steffena.
- Przyjmiemy pana, przynajmniej narazie. Sprawdzimy realne zdolności. - powiedział bez większego entuzjazmu czy zadowolenia widocznego na twarzy. Steffen był trzecią przesłuchiwaną przez niego dziś osobą, wyrażał jednak najwięcej chęci do pracy i zainteresowania tym miejscem, co owocowało w rozmowie nawet, jeśli inni kandydaci mieli więcej doświadczenia. Wbrew pozorom, czego Cattermole pewnie się nie dowie, fakt że starał się o tę pracę ponownie po dłuższym czasie także działał tu na jego korzyść.
- Oczywiście gdyby się pan nie sprawdził, w razie zerwania umowy jeśli jakiekolwiek sekrety banku wyjdą na jaw, będzie miał pan poważne problemy. A ujawnienie jakichkolwiek informacji o tej placóce w trakcie zatrudnienia skutkuje natychmiastowym zwolnieniem. Mam nadzieję, że to oczywiste. - dodał bezpośrednio, nie zamierzając się kryć z nieufnością względem człowieka. Nawet, jeśli z początku Steffen na pewno zostanie przydzielony bardziej do pracy w terenie i poza najważniejszymi sekretami banku, to musiało być jasne. Gobliny dbają o swoje interesy.
- Proszę się stawić w banku w piątek dwudziestego ósmego kwietnia o godzinie ósmej. Wtedy też pozna pan wszelkie szczegóły zatrudnienia. - zakończył zaraz.
I show not your face but your heart's desire
Naprawdę nie był pewien, jak mu idzie - ostatnia oblana rozmowa kwalifikacyjna i obecna pokerowa twarz goblina nie pomagały mu w analizie sytuacji. Nie wiedział, czego się spodziewać, wiedział tylko, że dobrze, że spróbował. Czuł się przygotowany, zwłaszcza po udanym włamaniu do Gringotta (sic!) i nie był pewien, czy Ministerstwo i praca na rękę zdołają go nauczyć czegokolwiek więcej.
Wziął głęboki wdech, szykując się na bezwzględną odmowę i….
-Przyjmiecie? Mnie? O…och! - wytrzeszczył oczy, a jego usta rozciągnęły się w mimowolnym, szerokim uśmiechu. Och, och, chyba ŚNIŁ!
-O…oczywiście… - wybąkał. Okres próbny, sprawdzić zdolności, coś tam, coś. W teorii docierało do niego, że dopiero będzie musiał się wykazać i gobliny nadal mogą zmienić zdanie, ale CO TAM. W praktyce właśnie wsunął stopę w próg bramy Gringotta i nie zamierzał się wycofywać. Wypruje sobie flaki, jeśli to konieczne, ale udowodni im, że jest wartościowym pracownikiem, o tak!
-Tak, tak, solennie obiecuję, bezpieczeństwo to podstawa, zdaję sobie sprawę z konsekwencji i dziękuję za zaufanie! - wyrecytował, stojąc na baczność i patrząc panu goblinowi prosto w oczy. Wszelkie wspomnienia o skoku na bank i myśli o tym, że dobro Zakonu jest w sumie najważniejsze, zepchnął daleko w głąb świadomości. Pensja z Gringotta na pewno pozwoli mu lepiej pomagać Oazie, może kupić kilkadziesiąt czekoladowych żab na handel, albo może lepiej dom…
-Dziękuję, dziękuję, za pana czas i uwagę i decyzję i w ogóle… Do zobaczenia za tydzień! - odruchowo się skłonił, a potem grzecznie pożegnał. Wybiegł z banku z uśmiechem przylepionym do twarzy i zawrotami głowy, nie wierząc, że właśnie spełnił swoje wieloletnie marzenie. Chciało mu się fruwać!
Dwudziestego ósmego kwietnia posłusznie stawił się w Gringottcie i rozpoczął swoje szkolenie oraz wypełnił jakiś milion dokumentów, zobowiązujących go do poufności.
Ku swojemu miłemu zaskoczeniu otrzymał także pieniężny bonus za rozpoczęcie pracy - nie mogąc wyjść z podziwu nad innowacyjnym podejściem goblinów do wynagrodzenia pracowników, postanowił od tej pory mądrzej inwestować pieniądze. Nowa posada zobowiązywała!
/zt
Wziął głęboki wdech, szykując się na bezwzględną odmowę i….
-Przyjmiecie? Mnie? O…och! - wytrzeszczył oczy, a jego usta rozciągnęły się w mimowolnym, szerokim uśmiechu. Och, och, chyba ŚNIŁ!
-O…oczywiście… - wybąkał. Okres próbny, sprawdzić zdolności, coś tam, coś. W teorii docierało do niego, że dopiero będzie musiał się wykazać i gobliny nadal mogą zmienić zdanie, ale CO TAM. W praktyce właśnie wsunął stopę w próg bramy Gringotta i nie zamierzał się wycofywać. Wypruje sobie flaki, jeśli to konieczne, ale udowodni im, że jest wartościowym pracownikiem, o tak!
-Tak, tak, solennie obiecuję, bezpieczeństwo to podstawa, zdaję sobie sprawę z konsekwencji i dziękuję za zaufanie! - wyrecytował, stojąc na baczność i patrząc panu goblinowi prosto w oczy. Wszelkie wspomnienia o skoku na bank i myśli o tym, że dobro Zakonu jest w sumie najważniejsze, zepchnął daleko w głąb świadomości. Pensja z Gringotta na pewno pozwoli mu lepiej pomagać Oazie, może kupić kilkadziesiąt czekoladowych żab na handel, albo może lepiej dom…
-Dziękuję, dziękuję, za pana czas i uwagę i decyzję i w ogóle… Do zobaczenia za tydzień! - odruchowo się skłonił, a potem grzecznie pożegnał. Wybiegł z banku z uśmiechem przylepionym do twarzy i zawrotami głowy, nie wierząc, że właśnie spełnił swoje wieloletnie marzenie. Chciało mu się fruwać!
Dwudziestego ósmego kwietnia posłusznie stawił się w Gringottcie i rozpoczął swoje szkolenie oraz wypełnił jakiś milion dokumentów, zobowiązujących go do poufności.
Ku swojemu miłemu zaskoczeniu otrzymał także pieniężny bonus za rozpoczęcie pracy - nie mogąc wyjść z podziwu nad innowacyjnym podejściem goblinów do wynagrodzenia pracowników, postanowił od tej pory mądrzej inwestować pieniądze. Nowa posada zobowiązywała!
/zt
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
30 maja 1957 roku
Frances była zmęczona życiem w otoczeniu, do którego nie pasowała. Spędziła w dokach ponad piętnaście długich lat, które skutecznie dały jej w kość. Ciągły strach o własne życie, nieprzyjemności bądź próby napaści gdy wracała w pracy oraz finalne włamanie się do jej niewielkiej kawalerki w pewien sposób złamały pannę Burroughs, która postanowiła, że nie pozostanie w porcie dłużej, niż było to potrzebne. Z pomocą przyjaciela udało jej się znaleźć idealny dom, udało jej się również odzyskać część sprzętów, jakie skradziono z jej mieszkania. Wraz z zapłatą za eliksir, którego recepturę udało jej się sprzedać w dobrej cenie było ją stać... Na wkład własny. Młoda alchemiczka nie sądziła, aby w najbliższym czasie udało jej się uciułać pełną wartość domu, który przypadł jej do gustu. Nic więc też dziwnego, że jej kroki skierowały się właśnie do tego miejsca.
Mimo iż słyszała o wysokich prowizjach, z jakich słyną gobliny nie miała innego wyjścia - czuła, że nie wytrzyma dłużej w podłym otoczeniu portowych doków. Chciała rozwijać się w dziedzinie tworzenia eliksirów oraz nie musieć wiecznie obawiać się o swoje zdrowie oraz bezpieczeństwo. Niewysoki obcas pantofelków, jakie zdobyły stopy czarownicy wydawały charakterystyczny stukot gdy przemierzała główną salę banku. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie szukało odpowiedniego stanowiska, z ulgą zauważając, że nie stoi przy nim żaden inny petent. Fantastycznie, naprawdę fantastycznie. Pozostało jej mieć nadzieję, że reszta spotkania upłynie jej równie sprawnie. Do tej pory, po za zakładaniem skrytki panna Burrughs nie miała większej styczności z goblinami.
- Dzień dobry, chciałabym wziąć pożyczkę na zakup domu... - Zaczęła trochę niepewnie, z uprzejmym uśmiechem malujących się na ustach. Goblin na którego trafiła zdawał się być niezbyt rozmowny, gdyż wręczył jej kilka kartek, zapewne będącymi dokumentami z niemal rozkazem wypełnienia ich.
Frances zeszła na bok do miejsca, gdzie mogła spokojnie pisać, aby wypełnić wszystkie swoje formularze. Imię, nazwisko, numer skrytki, miejsce pracy, obecne miejsce zamieszkania, adres domu który chce kupować... metraż, wartość nieruchomości, wartość wkładu własnego... I masę innych rzeczy, które jej wydawały się... Co najmniej zbędne. Zgrabnym, eleganckim pismem zapełniała kolejne rubryczki by po kilkunastu minutach uznać, że wypełniła już wszystko.
Na jej ustach nadal widniał uśmiech, gdy wręczała goblinowi dokumenty. Nie raz słyszała od matki, że winno się być miłym oraz uprzejmym dla wszystkich urzędników bądź osób pracujących w usługach i skrupulatnie działała według jej wskazówek. Chwila, gdy Goblin sprawdzał wypełnione przez nią dokumenty ciągnęła się niemiłosiernie długo... Przynajmniej w odczuciu eterycznej blondynki, co jakiś czas przenoszącej ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
Oczekiwanie dobiegło końca, a jej pozostało jedynie kilka formalności. Na chwilę oddała swoją różdżkę pracującemu przy stanowisku goblinowi, aby ten sprawdził, czy jej różdżka została zarejestrowana oraz czy dane, na które została zarejestrowana zgadzają się z tymi, jakie podała we wniosku. Następnie spędziła długą chwilę wysłuchując warunków udzielenia kredytu oraz finalnej daty spłaty, którą zanotowała w niewielkim notesiku, aby przypadkiem o niej nie zapomniała. Nigdy nie lubiła długów i miała szczerą nadzieję, że całą należytość uda jej się oddać w następnych miesiącach. Kto wie, może w końcu powinna porozmawiać z szefem o podwyżce? Nie wątpiła, że przerasta umiejętnościami swoich kolegów z pracy... To jednak nie były rozmyślania na tę chwilę. Po przedstawieniu warunków panna Burroughs dostała również spisane wszystkie warunki pożyczki wraz z miejscem na jej podpis. Nie byłaby sobą gdyby nie przeczytała wszystkich spisanych wiadomości oraz nie wyjaśniła kwestii, mogących być kruczkami prawnymi. Gdy była już pewna wszystkich warunków udzielenia kredytu złożyła podpis w odpowiednim miejscu, oddając dokumenty goblinowi. Ten również podpisał je w odpowiednim miejscu, jedną kopię wręczając jasnowłosej alchemiczce - dokument miał być potwierdzeniem zawarcia umowy z bankiem oraz udzielenia odpowiedniej pożyczki. Przez chwilę Frances nie była w stanie uwierzyć, że to naprawdę się dzieje, że jest jedynie jeden ostatni krok przed zmienieniem otoczenia i wyrwania się ze znienawidzonego portu. Kilka minut później panna Burroughs wychodziła z banku bogatsza o pożyczoną sumę z zamiarem bezpośredniego udania się do właściciela domu, który chciała kupić. Nie musiała czekać już ani dnia dłużej.
/zt.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Przez ostatnie miesiące przyjmował najróżniejsze zlecenia. Nie wybrzydzał, starał się stanąć na wysokości zadania zdobywając stałą sieć klientów, pewny rynek zbytu, systematyczne fundusze, a przede wszystkim przecierać nowe, obfite szlaki handlowe. Zdawał sobie sprawę w jak ciężkich czasach przyszło mu funkcjonować. Z dnia na dzień otaczające jednostki traciły wieloletnią pracę. Zostawali na bruku pozbawieni środków do godnego życia. Musieli natychmiastowo przekształcić obecną doczesność zmieniając miejsce zamieszkania, wyprzedając dobytek, rezygnując z normalnych, codziennych przyjemności. I choć samozatrudnienie miejscami przysparzało nie lada kłopotów, radził sobie wykorzystując wrodzoną determinację, duże pokłady cierpliwości, profesjonalizmu i zaangażowania. Potrzebował oszczędności. Chciał zrealizować cel postawiony zaraz po powrocie na macierzyste tereny zimowej Anglii. Wiedział jak potężny ogrom pracy oraz wyrzeczeń czeka go po drodze. Był na nie przygotowany. Nie potrzebował wiele; żył skromnie korzystając z ofert tanich, portowych noclegowni, kanap zaprzyjaźnionych czarodziejów. Od każdej wypłaty, odkładał konkretną część złotych monet. Wszystkie wydatki, skrupulatnie zapisywał w niewielkim notatniku owleczonym odpowiedni zaklęciami ochronnymi. Sprawował kontrolę nad każdą przychodzącą i wychodzącą transakcją. W raz z upływem kolejnych tygodni zbliżał się do realizacji postanowienia widząc stan konta. Był w końcu samowystarczalny.
Poszukiwania wolnej, dogodnej posiadłości rozpoczął na samym początku czerwca. Interesował go dom możliwy do wyremontowania, niezależnie od stanu i kondycji. Serce podpowiadało kraj, który jako jedyny brał teraz pod uwagę – malownicze, intrygujące, otoczone naturalną i soczystą zielenią, rodzinne tereny Irlandii. Tęsknił za spokojem, bliskością przyrody, miejscami, które tak silnie kojarzyły mu się z dzieciństwem, rodzinnymi wyprawami, ukochaną, nieżyjącą już matką. Wolnymi popołudniami udawał się do większych miast wschodniego wybrzeża przeszukując rynek nieruchomości. Potrzebował łatwego połączenia ze smaganą krwawą wojną stolicą. Bliskości i dostępności morza oraz dogodnej wielkości poszukiwanego domostwa, w którym zorganizuje idealne miejsce pracy. A może założy własną, roślinną hodowlę? Tyle planów układało się w jego głowie, nie mógł się doczekać. Prezentowane propozycje zazwyczaj nie spełniały oczekiwań – były zdecydowanie zbyt drogie, klaustrofobicznie ciasne, osadzone na terenie małych, pozbawionych komunikacji wsi. Chciał spokojne, ułożone sąsiedztwo z dzielnicami przystosowanymi dla osób z talentem magicznym. Pod koniec miesiąca okazja wpadła mu w ręce dość nieoczekiwanie. Całkiem ładny dom należący do starszego małżeństwa nie posiadającego dzieci. Całe życie poświęcili ciężkiej pracy w fabryce. Mąż odszedł kilka lat temu smagany przewlekłą chorobą płuc. Kilka tygodni temu dołączyła do niego kochająca żona, aby pozostać w małżeńskiej symbiozie już na zawsze. Zainteresował się nim bezwzględnie. Umówił na oprowadzenie, wstępną rozmowę. Wycena przewyższała uzbierane fundusze, jednakże nie mógł dłużej czekać. Taka okazja mogła nie zdarzyć się przez kolejne miesiące. Chciał zakończyć bezwzględną tułaczkę i brak własnego miejsca na ziemi. Zdecydował się na pożyczkę w Banku Gringotta. Ryzykowne, lecz konieczne posunięcie.
Wczesnym rankiem znalazł się przed gmachem banku zachęcony nieistniejącymi kolejkami i małą ilością rozpędzonych interesariuszy. Ciepłe promienie osiadły na zarośniętej twarzy, gdy po raz ostatni przekonywał się do słuszności zamierzonego czynu. Ubrany w elegancką koszulę i dopasowane spodnie chciał zrobić jak najlepsze wrażenie. Wciągnął świeże, letnie powietrze i wypuszczając je z gromkim świstem, pchnął ciężkie, żeliwne drzwi. Charakterystyczny zapach instytucji użytku publicznego uderzył w nozdrza; kontrola zatrzymała go na wejściu weryfikując dokumenty oraz różdżkę trzymaną w prawej dłoni. Rozejrzał się zaciekawiony chłonąc ozdobne elementy pełne bogatego, odrobinę przesadzonego przepychu. Skierowany do odpowiedniego okienka, przeszedł przez całą długość głównej sali, narażony na przenikliwe, lecz krótkie spojrzenia. Ukłonił się uprzejmie usiadł przy odpowiednim okienku napotykając świdrujące tęczówki zapracowanego Goblina. Biorąc wdech wyrecytował: – Dzień dobry, chciałbym uzyskać pożyczkę. Planuje kupić dom, jednakże nie mam pełenj kwoty. Dodatkowe fundusze będą mi jednak niezbędne. Bardzo zależy mi na tej inwestycji. – pracownik jeszcze przez chwilę przyglądał się nieznajomemu przybyszowi. Poprosił o ukazanie różdżki sprawdzając wiarygodność danych oraz numer skrytki bankowej. Pokiwał głową zadumany i odchodząc w zupełnej ciszy, przytaszczył stosik dokumentów. Podsunął je w stronę ciemnowłosego tłumacząc szczegółową instrukcję postępowania. Oznajmił na jakich warunkach mężczyzna przystępuje do zapożyczenia. Jaka, maksymalna kwota jest mu należna, jakie jest oprocentowanie oraz na jakich warunkach i w jakim czasie następuje spłata bankowego zadłużenia. Dopowiedział również, iż postępowaniem koniecznym będzie ukazanie aktu własności zakupionego domostwa. Vincent kiwał głową w ogromnym skupieniu. Zmarszczone brwi pochłaniały drobny tekst prezentowanych pisemek. Musiał wiedzieć wszystko, wyłapać wszelkie elementy czy niezrozumiałe kruczki prawne. Zadawał pytania, prosił o wyjaśnienie, kreślił pochyle litery pożyczonym od Goblina piórem. Pracownik banku odpowiadał cierpliwie ukazując zawiłe procedury. Kiedy kwestie formalne były już zakończone, niewielki urzędnik włożył dokumenty do magicznej teczki. Machnął różdżką, a ta usunęła się z zasięgu wzroku wędrując zapewne do dedykowanego archiwum. Znów odszedł od swojego stanowiska i po kilku minutach przyniósł sakiewkę wypełnioną monetami. Jeszcze raz spojrzał na Rinehearta spod swoich okrągłych okularów i podsunął ją pod wyczekujące dłonie. Młody Łamacz schował ją do torby i dziękując za usługę opuścił elegancki teren banku. Nie zdawał sobie sprawy, że spędził tam ponad godzinę. Odetchnął ciężko znajdując się na samym środku ulicy. Sakiewka ciążyła przyjemnie, był naprawdę szczęśliwy. Mógł przejść do realizowania transakcji. Nie tracąc więcej czasu pobiegł ku sowiej poczcie przesyłając wiadomość do pośrednika nieruchomości, z którym zawarł umowę. Za kilka godzin będzie oficjalnym posiadaczem domu. Jego domu.
| zt
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Główna sala banku
Szybka odpowiedź