Wejście do rezerwatu
Nie należy zapominać, że są to zwierzęta groźne, oznaczone przez Ministerstwo znakiem XXXX, co oznacza, że wymagają specjalnej wiedzy na ich temat, aby móc się nimi zajmować. Denerwowanie zwierząt, płoszenie lub próba wykorzystania ich na własny użytek może skończyć się źle, nie tyle dla zwierzęcia, ile dla samego czarodzieja. Las jest bowiem pilnie strzeżony, a próba skrzywdzenia zwierząt jest karana.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 05.03.17 22:42, w całości zmieniany 2 razy
- Czasami wszystko jest lepsze od Rosierów – burknąłem niezbyt przyjemnie, nagle dziwnie zirytowany chłodnym tonem lady Rosalie. Opanowałem się szybko i już nie wracałem do tego tematu. Kolejny który trzeba będzie omówić w razie naszego małżeństwa obok miejsca naszego zamieszkania. Czułem że to będzie chyba najtrudniejszy temat ze wszystkich, ale pod tym względem nie miałem zamiaru ustępować. Nawet nie mogłem jeśli chciałem być w porządku wobec mojej rodziny.
- Nie wyobrażam sobie, aby któraś z moich kuzynek zachowała się poniżej szlacheckiego poziomu. Przecież to wynika z samego faktu ich urodzenia i wychowania. Czy w pani rodzinie nie stawia się dużej wagi do nauki etykiety? Żeby móc się opanować nawet w najbardziej emocjonujących sytuacjach? – zapytałem. Moje córki, jeśli je kiedyś będę miał z pewnością już od dziecka będą się tego uczyć. Muszą znać swoją rolę w społeczeństwie i swoją wysoką pozycję.
Lady Yaxley właśnie potwierdziła swój status wili, po raz pierwszy tak bezpośrednio. Grała w otwarte karty i nie zamierzała ukrywać swojego pochodzenia a to się chwaliło. Byłem pewien że na świecie chodzą wile, które ukrywają swoją magię i zastawiają sidła na niespodziewających się niczego mężczyzn. Życie z taką osobą musiało być straszne, przecież to ciągłe kłamstwo. To trochę jakby wypić jakiś eliksir miłosny. Nie dość że mężczyzna nie kochałby takiej kobiety naprawdę, to jeszcze ona musiałaby pilnować, aby ciągle poić go świeżym wywarem.
- Albo mógłbym jak do tej pory zamawiać składniki w aptece w takiej ilości w jakiej potrzebuję – uśmiechnąłem się. - A tak się składa, że aptekę mam zaraz pod nosem swojego mieszkania więc to nie żaden problem. Znam zresztą miłą aptekarkę, która często daje mi jakiś mały rabat. Byłoby szkoda mi z tego rezygnować. - Ta dziewczyna chyba nigdy nie daje za wygraną i w każdym aspekcie mojego życia znajdzie jakiś argument żeby wyprowadzić się poza miasto. A mnie to wcale nie kręciło, wieś kojarzyła mi się z ludźmi zainteresowanymi wyłącznie plotkami o sąsiadach. Tylko wokół rodowych rezydencji kwitło czasem towarzyskie życie, ale czy bagniska Yaxleyów sprzyjały takiemu życiu? Może to ja powinienem teraz wszędzie szukać argumentów na to, by zamieszkać w mieście po ślubie? A jeden z czołowych argumentów to taki, że to ja jestem mężczyzną i będę decydował o tym, gdzie mieszka moja rodzina.
- Opera też jest niedaleko, lubię do niej chodzić spacerem, gdy są cieplejsze dni. Można wtedy przyjrzeć się tej czarodziejskiej mozaice czarodziejów i czarownic krążących po Londynie – znów się uśmiechnąłem, wstając z ławki. Rozejrzałem się dookoła, ale po jednorożcach nie został najmniejszy ślad. Rozpłynęły się w powietrzu a wraz z nimi minęły kolejne minuty tego spotkania. Czułem, że chyba pora już wracać, bo jeszcze znajdziemy dziesięć innych tematów będących między nami kością niezgody. - Wracamy, lady Yaxley?
tak, możesz nam już dać zt
Ale chyba lord Black również uznał, że nie ma się o co teraz spierać, kończąc temat.
- Ależ stawia się i to bardzo dużą, nie chodzi o to, że zaraz zaczęłyby wyrażać się w nieodpowiedni sposób - powiedziałam, jednoznacznie wskazując na nie a nie na siebie - Tu chodzi o niuanse, ale lepiej, aby pan zbytnio nie pojmował takich rzeczy. To nie dla mężczyzn, nie ma co sobie akurat tym zawracać głowę.
Dlaczego miałabym tego, że jestem willą nie ujawnić przed swoim przyszłym narzeczonym? Życie w kłamstwie nigdy nie było dobrym wyjściem, prędzej czy później sam by się domyślił, gdyby o tym nie wiedział, a ja chciałam być wobec niego fair. Chciałam stworzyć dobry związek, oparty na czymś więcej niż dogadaniu się naszych rodzin. W tych czasach było to trudne, ale wierzyłam, że nam się uda.
Słuchałam jego słów o jakże miłej aptekarce, u której dostaje rabat i znowu mocno zacisnęłam usta. Czy ja właśnie poczułam się zazdrosna? Nie miałam właściwie o co, w końcu nie byliśmy jeszcze parą. Jednakże przyzwyczaiłam się już do tej myśli, że być może nią zostaniemy i wspomnienie o jakiejś kobiecie, powodowało u mnie mieszane odczucia. Prychnęłam lekko pod nosem, odwracając głowę. Czyżbym się trochę obraziła.
- No nie wiem czy zioła od jakiejś tam aptekarki byłyby lepsze niż te wyhodowane przez własną żonę, która włożyła w to całe serce, aby były idealne - rzekłam tylko, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie, a swoje obrócenie głowy uzasadniać zainteresowaniem w tamtym kierunku.
Czy moje argumenty przy jego argumentach nie miały nic do rzeczy? Całe życie używałam sieci fiuu, aby gdzieś się dostać i żyłam. Od spacerów po ulicach wolałam wieczorne przechadzki skrajem lasu, a od odgłosów miasta, ciszę dookoła własnego domu. Nie chciałam wsi, chciałam wielką posiadłość, piękną posiadłość, z której mogłabym być dumna i z wypiętą piersią pokazywać swoim gościom.
- Tak, już pora - przytaknęłam mu, trochę niechętnie, ponieważ w sumie chciałabym jeszcze zostać.
Szliśmy wspólnie, wracając do wyjścia z rezerwatu. Myślałam nad tym o czym rozmawialiśmy, co czeka mnie w domu kiedy wrócę i jak długo będę jeszcze czekać na wyjaśnienie tej całej sytuacji. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, kiedy chwytałam lorda Blacka pod ramię, przygotowując się do podróży.
- Lodzie Black, mam wielką nadzieję, że na tej umowie małżeńskiej znajdzie cię piękny podpunkt o wyprowadzce do wielkiej posiadłości i że lord się na to zgodzi mając na uwadze również i moje szczęście oraz dumę z posiadania własnej, wielkiej rezydencji - powiedziałam. - Proszę pamiętać, że nie nie planuje pan poślubić byle kogo, a lady Yaxley. A JA mam swoje potrzeby i wymagam wysokich standardów.
Po tych słowach opuściliśmy to miejsce.
zt oboje
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
- Lady Yaxley - przywitały mnie radośnie.
Zawsze miałam z nimi dobre stosunki, w końcu zajmowały się moimi ukochanymi stworzeniami na co dzień. I z tego co widziałam, robiły to dobrze, dlatego bardzo je z tego powodu ceniłam. Kiwnęłam im lekko głową na przywitanie.
- Macie wszystko? W takim razie ruszajmy, ciemno już się wcześnie robi - stwierdziłam.
Wyruszyłyśmy w czwórkę, ja, Alice, Bernadeta i Agnes, do lasu. Szłyśmy rozmawiając o tym, co ostatnio się wydarzyło, co u nich słychać, jak tam jednorożce. Dawno mnie tu nie było, miałam przecież ostatnio tyle na głowie. Chociażby wieczorek u Darcy czy zaręczyny. Pracownice słysząc o tym, bardzo się ucieszyły, ale tak jak i ja wiedziały, co to oznacza. Już niedługo skończą się nasze wspólne wyjścia do lasu. Idąc, sprawdzałam tylko, czy pierścionek zaręczynowy nadal znajduje się na mojej dłoni.
W końcu doszłyśmy do polanki, kilka jednorożców stało tam sobie i zjadało świeżą trawę dostarczoną z samego rana przez jedną z pracownic. Nie przejęły się zbytnio naszą obecnością, jedynie małe do nas podbiegły, witając nas uroczo.
- Oh, rosną w oczach - stwierdziła Agnes.
Przytaknęłam jej lekko. Było mi przykro, że nie zobaczę, jak mój ukochany malec wyrasta na pięknego, dużego jednorożca. Jednak wiedziałam, że jest w dobrych rękach.
Zabrałyśmy się do pracy. Dzisiaj chciałyśmy wyczyścić ich sierść. Padający śnieg, ostatnie deszcze zabrudziły ich nieskazitelnie czystą biel, a nasze jednorożce musiały przecież prezentować się idealnie. Zaczęłyśmy od młodych, które domagały się zabawy. Do jednego takiego potrzeba było aż dwóch osób. Jedna czyściła, druga go zabawiała, żeby nie stracił zainteresowania. Wymieniałyśmy się, ale mojego malca tylko ja mogłam dotykać. Delikatnie, odpowiednią szczotką, wyczesałam mu jego włosie, robiłam to z wyczuciem i powoli, aby nie uszkodzić jego delikatnego, cennego futerka. Obawiałam się, że może jest mu zimno, ale biegał potem dookoła mnie zadowolony z wykonanych czynności pielęgnacyjnych, aż stwierdziłam, że jednak chyba nie jest mu chłodno.
Dalej przyszła kolej na dorosłe osobniki.
- Pośpieszmy się - stwierdziła Alice.
- Zdecydowanie, te maluchy zabrały nam zbyt dużo czasu - jęknęła Bernadeta, opierając się o drzewo.
Spojrzałam na nie śmiejąc się lekko. Nie rozumiem, dla mnie to było cudowne doświadczenie i gdybym mogła, spędzałabym tu cały swój wolny czas. Czyszczenie sierści jednorożców było dla mnie niezwykle uspokajającym zajęciem, a ostatnio potrzebowałam wyciszenia.
- Ah, marudzicie, weźcie się lepiej do pracy - poleciłam.
Sama podeszłam do jednego z jednorożców. Przyłożyłam szczotkę do jego sierści i przytykając swoją głowę do jego nosa, zaczęłam wyczesywać mu grzywę. Bardzo dbałyśmy o to, aby nie dopuścić do wypadania ich włosów. Były one cennym nabytkiem, chociażby dla różdżkarzy, a na zdobycie takiego włosia powinni mieć chyba jakieś pozwolenie. Tak przynajmniej mi się wydawało. W każdym razie wszystko trzeba było potem wyzbierać, nie mam pojęcia co potem z tym robili.
Po wyczesaniu grzywy przeszłam na grzbiet, a z grzbietu na ogon. Podczas tych czynności żadna z nas się nie odzywała, delektowałyśmy się obcowaniem z jednorożcami, a ja dodatkowo starałam się zapamiętać te wszystkie momenty, dotyk sierści, zapach, aby mieć co wspominać i opowiadać swoim córkom.
Szczotki, którymi gładziłyśmy skórę jednorożców była wykonana ze specjalnego materiału, miała naturalne, aby tylko nie uszkodzić ich delikatnej skóry. Jednorożce wymagały najwyższych standardów traktowania.
Powoli się ściemniało, kiedy w końcu skończyłyśmy. Już miałyśmy wracać, gdy usłyszałyśmy rozmowy na niedalekiej ścieżce. Wymieniłyśmy spojrzenia, ponieważ jeden głos był zdecydowanie męski. Razem z Agnes poszłam sprawdzić o co chodzi.
- Możemy w czymś pomóc? - zapytała pracownica, ja stałam trochę za nią.
- Tak - odpowiedział mężczyzna. - Chcielibyśmy zobaczyć jednorożce.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem patrząc na kobietę. Nie wglądała na zbytnio zadowoloną z tego faktu, a ja wiedziałam o co chodzi. Jej narzeczony, czy przyszły narzeczony, chciał sprawdzić zapewne jak jednorożce zareagują na dziewczynę, a ona była tego świadoma. Być może miała coś do ukrycia?
- Musimy się pośpieszyć w takim razie - dodałam, podchodząc bliżej. - Zaraz się ściemni, a chodzenie po lecie po zmroku nie jest bezpieczne.
Zaprowadziłyśmy ich na polankę, na której nadal czekały na nas pracownice, które wykorzystały ten czas na dodatkowe zajęcie się jednorożcami. Ustawiłyśmy mężczyznę na skraju, nie pozwalając mu bliżej podejść.
- Szanowny pan zechce tutaj poczekać, a panienka może z nami podejść - zachęciła ją Agnes.
- Nie, nie, dziękuje, ja stąd dobrze widzę… - zaczęła protestować.
- Idź - dodał jeszcze szorstko jej mężczyzna, na co ona bezradna ruszyła za mną.
Podeszłam do jednego z jednorożców, delikatnie zachęciłam go, aby podszedł razem ze mną do kobiety. Był bardzo niespokojny, tuż przed nią zaczął wierzgać i, mimo że starałam się go uspokoić, to nie był skory do posłuszeństwa. Nie pozwolił pogłaskać się kobiecie, szybko uciekł, znikając w lesie.
Mina kobiety była straszna, łzy pociekły jej po policzkach, ponieważ chyba spodziewała się co się wydarzy. Nie zdążyła się nawet odwrócić do swojego towarzysza, kiedy ten zwrócił się do niej.
- Jeszcze dzisiaj przekażę twojemu ojcu informację o zerwanych zaręczynach - rzekł, odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Oh, Alfredzie, proszę! - panna krzyknęła i za nim pobiegła.
Stałyśmy tak przez chwilę obserwując jak znikają w lesie, z cichym westchnięciem zebrałyśmy wszystkie nasze rzeczy i ruszyłyśmy w drogę powrotną, pracownice miały jeszcze trochę pracy w stajni, a ja musiałam wracać do domu.
- Szkoda mi tej dziewczyny - powiedziała Alice.
- Mężczyzna bardzo ostro ją potraktował - przytaknęła jej Bernadeta.
- A mi nie jest jej żal - powiedziałam. - Tracąc czystość wiedziała, że zostanie to odkryte, każdy mężczyzna w jakiś sposób sprawdza jak zachowywała się jego przyszła żona przed ślubem i podjęta przez niego decyzja była bardzo dobra. Ta panna powinna się bardzo wstydzić, a jeszcze bardziej jej ojciec lub bracia, że jej nie upilnowali.
Niedługo po tej rozmowie doszłyśmy w końcu do stajni, odstawiłyśmy rzeczy i ja zabierałam się do wyjścia. Przed odejściem zwróciłam się jeszcze do pracownic.
- Jutro też postaram się pojawić, mamy coś konkretnego w planach? - zapytałam.
- Trzeba zająć się stajniami, robi się powoli coraz chłodniej i pewnie niedługo zaczną przychodzić szukając schronienia, przyda nam się panienki pomoc - usłyszałam od Agnes.
- W takim razie przyjdę po południu i jeśli będziecie potrzebować jeszcze jakieś pomocy to wam pomogę, a przypadkiem jutro nie mają przyjść jacyś goście? - dopytałam.
- Mamy chyba cztery umówione pary, które zechciały zostać oprowadzone po rezerwacie, jedna zapowiedziała się na piętnastą.
Uśmiechnęłam się radośnie, już wiedziałam czym się jutro zajmę. To w końcu zdecydowanie ciekawsze zajęcie niż doglądanie, czy dobrze oczyściły stajnie na przyjęcie jednorożców na zimę. A dzięki temu, że będę mogła oprowadzić te osoby, to od razu sprawdzę jak mają się nasi podopieczni.
Pożegnałam się, następnie ruszyłam skorzystać z kominka i sieci Fiuu, aby wrócić do domu.
zt
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
W parze z nietypowym zleceniem szło nietypowe wynagrodzenie. Raptem parę dni wcześniej pewien arystokrata - nie zdradzał swojego nazwiska, ale na jego wysokie urodzenie wskazywał bogaty strój i hojny mieszek pełen galeonolów - zapłacił Deirdre za uwiedzenie lorda Josepha Yaxley'a. Najlepiej w miejscu publicznym. Nieszczęśnik ponoć gorliwie zarzekał się, że swoją narzeczoną kocha i nigdy jej nie zdradzi, a jego przyjaciel chciał utrudnić mu wywiązanie się z tej umowy. Problem z tym, że lord Yaxley nigdzie nie ruszał się bez swojej narzeczonej. Jedyna okazja, żeby dopaść go w samotności, miała nadarzyć się wtedy, gdy mężczyzna będzie zajmował się czymś bardzo ważnym w rezerwacie Parkinsonów. Deirdre dotarła na miejsce, gdzie odnalazła swoją ofiarę bardzo łatwo - rzucał się w oczy, jednocześnie wpisując się w opis zleceniodawcy. Problemem była jedynie przeurocza blondynka przy jego boku - czyżby narzeczona, choć miało jej tu nie być? - ale ta wkrótce oddaliła się, co Deirdre uznała za zielone światło.
Panna Yaxley nie mogła odmówić swojemu kuzynowi, który zwrócił się do niej z bardzo jasną prośbą. Zakochał się na zabój w swojej nowej narzeczonej i z miejsca przyrzekł jej wierność, ale jej zachwiana reputacja sprawiła, że nie mógł być pewien, czy wierność bedzie obustronna. By sprawdzić cnotę swojej wybranki, postanowił uciec się do podstępu i zobaczyć, jak w jej obecności zachowają się jednorożce znane z ufności wyłącznie wobec kobiet czystych. Poprosił więc Rosalie o pomoc w zaaranżowaniu takiego spotkania, ale zanim szczegóły zostały ustalone, lady Yaxley została poproszona do innej części rezerwatu, gdzie była potrzebna jej natychmiastowa pomoc. Oddaliła się zatem, zostawiając na chwilę swojego towarzysza samego.
Chwila ta nie trwała długo; wkrótce do lorda dołączyła egzotyczna piękność, Deirdre, i już pierwsze spojrzenia i półsłówka sprawiły, że na jego twarzy rozkwitł wielki, zażenowany rumieniec. Nie zdążyli porozmawiać długo, Rosalie szybko wróciła do lorda Yaxley'a, choć dostrzegła, że ktoś już mu towarzyszył - chociaż jej uroda była co najmniej... nietypowa, może była to wspomniana narzeczona?
Kompletnie zapeszony młodzieniec przestąpił z nogi na nogę, a za jedyne sensowne rozwiązanie uznał ucieczkę.
- Pozwolą Panie, że...za chwilę wrócę - młodzieniec skłonił się i oddalił śpiesznie, pozostawiając chwilowo dwie kobiety same.
Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!
Nie zdziwiła mnie prośba mojego kuzyna, chcącego sprawdzić swoją wybrankę. Przychodziło do rezerwatu wielu mężczyzn wraz ze swoją kobietą, aby przetestować jej czystość. Był to chyba najłatwiejszy i najprzyjemniejszy sposób. Sama wolałam pokazać się lordowi Black w towarzystwie jednorożców, niż pozwolić, aby obcy magomedycy mnie przepadali i wygłosili swoje zdanie na mój temat. Dlatego bez wahania zgodziłam się mu pomóc. Chodziło mu o zaaranżowanie spotkania, jednak nim doszliśmy do szczegółów poproszono mnie, abym na chwilę zajrzała w inne miejsce w rezerwacie. Obiecując, że za chwilę wrócę, opuściłam go na kilka chwil, załatwiłam co miałam zrobić, po czym wróciłam. Jednak zamiast samotnego lorda Yaxley’a ujrzałam obok niego kobietę dość nietypowej urody. Nawet nie spodziewałam się, że mój szanowny kuzyn może mięć taki gust.
Mężczyzna speszył się chyba faktem, że tak szybko wróciłam. Może się nie spodziewał, albo nie wiedział co ma powiedzieć swojej ukochanej, zrzucając całą odpowiedzialność na moje barki. Z lekkim zdziwieniem obserwowałam jak nas przeprasza i odchodzi, zostawiając mnie i kobietę same. Cóż mogłam pomyśleć widząc ją, oczywistym dla mnie stał się fakt, że jest to ta jego wybranka. Widząc jednak ją, miałam wrażenie, że jednorożce w żadnym wypadku nie będą chciały do niej podejść. Miałam jednak nadzieję, że się mylę. Z tego co mój kuzyn mówił, był zakochany po uszy. Nie chciałam, aby doznawał zawodu.
Zapadła między nami niezręczna cisza. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, nie wiedziałam kiedy mój kuzyn wróci. A może będzie obserwował nas z daleka? W końcu nie udało nam się ustalić szczegółów. Posłałam jej uprzejmy uśmiech, chcąc się z nią przywitać
- Witaj - powiedziałam w końcu. - Miło cię w końcu poznać, lord Yaxley bardzo dużo o tobie opowiadał.
Patrzyłam na nią z zainteresowaniem. Ciekawa byłam co skrywało się pod tą egzotyczną urodą.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Dość...krótkotrwałego, bo właściwe zanim zdążyła zrobić coś więcej od uśmiechu i leciutkiego komplementu, Yaxley speszył się, zarumienił i zniknął w padającym śniegu, pozostawiając ją w towarzystwie zachwycającej kobiety. Pólwili, z pewnością. Tsagairt nie czuła tego bolesnego wręcz napięcia w dole brzucha, ale zbyt długo i zbyt dokładnie znała mężczyzn, by nie zorientować się w genetyce towarzyszki. Urokliwej, doskonale wychowanej - uprzejmość i łagodność w gestach, doskonały strój nawet przy nieprzyjemne pogodzie - i...mającej mylne informacje o tym, kim była.
Dei zawahała się tylko ułamek sekundy, lecz nie było to widoczne na jej twarzy. Uśmiechnęła się tylko szerzej, ciaśniej związując pasek płaszcza z niedorzecznie drogiego materiału. Nie odstawała wyglądem od nieznajomej piękności, nic więc dziwnego, że została wzięta za...narzeczoną Yaxley'a? Przyjaciółkę? Och, mogła od razu sprostować pomyłkę, ale skoro już się tutaj pojawiła a mężczyzna zniknął to nic nie stało na przeszkodzie, by się trochę pobawić.
- Och, a cóż o mnie opowiadał? - spytała lekko, przyjaźnie, choć z kobiecą ciekawością, uważnie przyglądając się niedorzecznie pięknej buzi panny. - Yaling, miło mi cię poznać - przedstawiła się uprzejmie, zastanawiając się, czy nie odegrać parodii japońskiego ukłonu. Wyczuwała jednak wysoki poziom groteski i zrezygnowała z przedobrzenia podczas zawierania nowej znajomości. Wystarczył nagły, naciągany egzotyczny akcent, z jakim zaczęła mówić.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
- Rosalie - podałam swoje imię stawiając na to, że to co podała Azjatka, to właśnie to. - Bardzo wiele miłych rzeczy, stwierdził, że niezwykle dobrze się dogadujecie i, że nigdy na swojej drodze nie spotkał kobiety, która tak ujęła go swoją osobą.
Nie bałam się powiedzieć kobiecie o tym, o czym mówił mi mój drogi kuzyn. W końcu na pewno zdawała sobie z tego sprawę. Joseph był bardzo bezpośrednim człowiekiem, dlatego nie zdziwił mnie fakt, gdy zaczął mi opowiadać, jak to padł jej do stóp i obiecał wierność. Czemu mój Corvus tak nie postąpił?
- Może zechciałabyś się ze mną przejść? Lord Yaxley na pewno nas znajdzie, idąc ścieżkami nie sposób się zgubić - powiedziałam.
Ja znałam cały ten teren jak własną kieszeń. Nie przyjmując więc odmowy od Yaling, pozwoliłam sobie ruszyć przed siebie ścieżką. Ciekawa byłam, czy wiedziała gdzie my właściwie jesteśmy i po co. Na pewno nie była głupia, chociaż, kto to tam wie. Skoro mój kuzyn wybrał sobie Azjatkę jako partnerkę, to nie mogłam być już pewna niczego. Idąc tak i rozmyślając nad jej osobą, mijaliśmy coraz to kolejne ławeczki. Dużo osób się tu pojawiało, chociaż może nie w okresie zimowym. Nikt tutaj nie odśnieżał, więc gdy napadało, trudno było przejść. Dziś jednak było znośnie.
- Mam nadzieję, że lord Yaxley zdradził ci gdzie cię zabiera? To bardzo miło z jego strony, że zechciał ci pokazać tak piękne i majestatyczne zwierzęta, sam jednak z oczywistych powodów nie mógł sam ci ich pokazać, dlatego poprosił mnie o pomoc - zaczęłam jej opowiadać, idąc powoli. - Czy w kraju, z którego pochodzisz, są jednorożce?
Bardzo mnie to ciekawiło. Rozmowa z tą kobietą mogła być idealnym momentem do zdobycia nowej wiedzy. Nigdy nie interesowałam się tym, czy w Azji występują jednorożce, nigdy też nigdzie nie czytałam na ten temat. A dzięki informacjom od Yaling, mogło się okazać, że będę miała możliwość zabłyśnięcia w towarzystwie swoją nową wiedzą.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
- Och, mój drogi Jose jest taki wspaniały. Mam niewiarygodne szczęście, że taki mężczyzna oddał mi swoje serce - odpowiedziała z doskonale odgrywanym przejęciem a na bladych policzkach pojawił się nawet leciutki rumieniec. Zakłopotania z powodu zasłyszanych komplementów oraz radości, że cudowny narzeczony dzieli się zachwytami ze swoją...kuzynką? Siostrą? Cóż, Dei posiadała niezwykle mało informacji, ale postanowiła nie wchodzić w szczegóły, traktując Rosalie tak, jakby należała do bliskiej rodziny Yaxleya. Inaczej przecież nie rozmawiałby z nią tak poufale i nie speszyłby się, znikając w powoli sypiącym śnieżnym puchu. - Ja także jestem nim zachwycona. Nigdy nie spotkałam podobnego człowieka. Fascynującego, inteligentnego, z odpowiednimi poglądami na pewne wartości - kontynuowała w romantycznym natchnieniu, próbując przywołać z nicości podobne uczucia. Udało się jej to; skinęła także głową na propozycję Rosalie. - Chętnie, spacer dobrze mi zrobi. Zima sprawia, że jestem niezwykle ospała i tracę swój zwykły wigor - wytłumaczyła poufałym szeptem, ujmując półwilę pod ramię. Jakby były doskonałymi przyjaciółkami lub wkrótce krewnymi, dzielącymi się wspólnymi sekretami o życiu prywatnym. - Dość jednak o nas. Mów o sobie, droga Rosalie. Co ostatnio wydarzyło się u pięknej Rose? - zachęciła ją do zwierzeń, idąc spokojnie obok blondynki. Z wielką nadzieją na to, że nie kierują się ku zagrodzie jednorożców, które zapewne uciekłyby w siną dal przy bliższym kontakcie z niezwykle cnotliwą Deirdre.
Wysłuchała pytania półwili z uwagą, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. - W Japonii nie ma jednorożców. Są za to aetonany o złotej sierści i podwójnych skrzydłach. Wspaniałe stworzenia, choć niezwykle trudne do okiełznania. Są jednak równie rzadkie co wasze, brytyjskie, jednorożce. Wielu kłusowników poluje na nie dla niezwykle drogiej sierści - odparła ze smutkiem, sprzedając Rose informacje dość prawdopodobne...i jednocześnie wymyślone na poczekaniu.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
- Oczywiście, że masz ogromne szczęście, rzadko bowiem trafia się na takiego mężczyznę, który jest gotów kobiecie oddać wszystko - powiedziałam, uśmiechając się uroczo.
Pozwoliłam, aby nieznajoma chwyciła mnie pod ramię. Czułam się trochę dziwnie, w końcu była obcą dla mnie osobą, ale widocznie taki miała charakter, że okazywała od razu swoje odczucia w stosunku do drugiej osoby. Czyżby oznaczało to, że mnie polubiła? Na jej słowa reagowałam jedynie ciepłym uśmiechem, nie widząc potrzeby, aby wtrącać się w jej słowa. Gdy ruszyłyśmy, prowadziłam ją ścieżką w głąb lasu.
- Również tak mam, zima nam, kobietom, ewidentnie nie sprzyja. Zdecydowanie wolę wiosnę, a ty, droga Yaling? - zapytałam.
Tym razem to ona zachęciła mnie do zwierzeń, a ja nie miałam powodów, aby ukrywać coś przed kobietą, przecież, według zapewnień mojego kuzyna, miała przyjąć nasze nazwisko i stać się częścią rodu.
- Niedługo wychodzę za mąż, więc jestem w trakcie przygotowań. Mój kuzyn otrzymał zaproszenie wraz z osobą towarzyszącą, mam więc nadzieje, że spotkamy się ponownie na uroczystości - odpowiedziałam jej.
Kobieta zaczęła mi opowiadać o pięknych istotach mieszkających w jej kraju. Słuchałam tego z ogromną przyjemnością, chłonąc każde jej słowo. Gdy wspomniała, że chodzi o aetonanach, uchyliłam lekko usta. Te przepiękne konie zawsze kojarzyły mi się tylko i wyłączenie z Carrowami. Japońska odmiana, jak to wspomniała Yaling, musiała być inna od tej Angielskiej.
- Mam dobrego znajomego, lorda Carrowa, on na pewno będzie potrafił przybliżyć mi postać, japońskich? aentonanów - powiedziałam z radością.
Skoro Yaling nigdy nie widziała jednorożców, wzięłam sobie za punkt honoru, aby je jej pokazać. Co zresztą było też prośbą mojego kuzyna, dlatego ją tutaj przyprowadził. Ale kobieta nie musiała zdawać sobie z tego sprawy, a nawet jeśli o tym wiedziała, to nie powinna protestować. Źle by to wyglądało.
- W takim razie pozwól, że pokaże ci nasze piękne jednorożce. Właściwie, jesteśmy nawet obok jednej grupki, spójrz tam, na lewo - wskazałam jej dłonią białe kształty pośród drzew. - Zbliżmy się, z bliska wyglądają zdecydowanie lepiej.
Nie przyjmując odmowy, zaczęłam iść z nią w tamtym kierunku, schodząc ze ścieżki, za to mijając wiele drzew i krzewów.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
- Wiosna jest wspaniała - odparła głębokim, niemalże poruszonym tonem, wpatrzona gdzieś w dal. Poruszona lub...po prostu wypatrująca stada jednorożców, którego bardzo nie chciała spotkać. - Jest piękna jak ty, droga Rosalie - dodała szczerze, absolutnie pozbawiona jakiejkolwiek zawiści, jaka zapewne spotykała blondynkę ze strony innych kobiet, zazdrosnych o jej magiczną urodę. Deirdre naprawdę potrafiła docenić wspaniały wygląd, jednocześnie nie próbując odebrać go właścicielce. Długie przebywanie z mężczyznami nauczyło ją patrzenia na świat (i na kobiety) ich oczami, dlatego spacer z złotowłosą wydawał się jej niezwykle miłą rozrywką. Cisza, spokój, śnieg tłumiący kroki, zimowe słońce, przebłyskujące słabo przez nieskazitelnie białe chmury. Do tego swobodna rozmowa o gładkich tematach. Narzeczeństwo, ślub, zmyślone złote aetonany. Tsagairt przez chwilę mogła faktycznie poczuć się jak szlachcianka, której jedynym problemem byłby wybór sukni na wspaniałe przyjęcie Rosalie. Kiwnęła uprzejmie głową, gdy ta wyraziła nadzieję ponownego spotkania - zapewne przebiegnie w dość nerwowej atmosferze, kiedy to narzeczona lorda Yaxleya okaże się kimś innym. Już otwierała usta, by podziękować i dopytać o szczegóły wydarzenia, gdy na ślicznej buzi panny Yaxley wykwitł zainteresowany uśmiech.
Jednorożce. Och, wspaniale.
Skośnooka stanęła na chwilę jak wryta, zastanawiając się, co robić, ale nie mogła przecież opierać się entuzjastycznej Rosalie, ciągnącej ją z głównej arterii na boczną ścieżkę. Prowadzącą wśród ośnieżonych krzewów prosto do małego zagajnika, gdzie spośród pni przebłyskiwały srebrzyste grzywy jednorożców. - Czy one...nie są niebezpieczne? Te rogi...wyglądają na groźne - wydusiła z siebie podczas szybszego spaceru ku pięknym stworzeniom, faktycznie zastanawiając się, czy uroczy spacer nie zmieni się w krwawą rzeź. - W Japonii nie widziałam takich wielkich zwierząt z bliska - dodała gwoli wytłumaczenia swego niepokoju, nagle przystając w odpowiedniej odległości od jednorożców.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Szła bym dalej, gdyby azjatka nie stanęła wpatrując się w jednorożce. Bardzo mnie to zdziwiło, jak chciała je oglądać z takiej odległości? Po za tym, czego miałaby się obawiać? Jednorożce to przecież niezwykle spokojne i kochane zwierzęta, w dodatku w stosunku do innych kobiet.
- Niebezpieczne? - zapytałam zdziwiona.
Jej strach naprawdę był dla mnie niezwykle niezrozumiały. Będąc w swojej szkole musiała uczyć się o jednorożcach, chociaż może w azji uczono o innych magicznych zwierzętach? Jak na przykład o tych złotych koniach.
- Nie musisz się niepokoić, jestem pewna, że cię nie zaatakują - wytłumaczyłam jej z ciepłym uśmiechem. - Jednorożce to bardzo łagodne zwierzęta, jeśli się wie jak z nimi pracować. A ja zajmuję się nimi od dobrych kilku lat, więc nie musisz się niczego obawiać.
Spojrzałam na nią, gdy przystanęła i mocniej chwyciłam ją za dłoń, oczywiście próbując dodać otuchy. Pociągnęłam ją za rękę niemal ciągnąć do nich, ponieważ nie rozumiałam jak można się bać. Ale im bardziej się zbliżaliśmy, tym jednorożce się oddalały. Najpierw małymi kroczkami, potem coraz większymi, chowając za sobą młode i czuć było, że robią się niespokojne. A ja już wiedziałam, co się dzieje. Zbyt dużo widziałam takich akcji.
Przystanęłam puszczając rękę kobiety, odwróciłam się w jej stronę odgradzając ją od jednorożców, a im pozwalając odejść. Widać było po mnie, że nie jestem z tego wszystkiego zadowolona. Zmarszczyłam brwi wpatrując się w nią.
- Wiesz dlaczego jednorożce nie dały nam do siebie podejść? - zapytałam, z wyczuwalną irytacją w głosie.
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
- Wyglądają na niezbyt łagodne - powiedziała w końcu, przez chwilę opierając się przed ciągnącą ją Rosalie, ale...przecież nie mogła uciec. Przynajmniej nie na razie. Poddała się więc półwili, obserwując z wewnętrznym rozbawieniem jak jednorożce nastraszają się i odchodzą. Daleko. Niechętne, strzygące uszami, rżące nerwowo i grzebiące kopytami w podłożu, jakby szykowały się do obrony magicznej cnoty.
- Nie mam pojęcia, Rosalie. Może są chore? - odparła niezwykle smutno, z widoczną ulgą, że Rosalie oddzieliła ją od groźnego stada. Usta Deirdre wygięły się w podkówkę, jakby naprawdę żałowała, że te piękne zwierzęta - czyli mordercze stworzenia - nie dały się pogłaskać.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
- Nie, nie są chore - odpowiedziałam zirytowana.
Jak móc kuzyn mógł do tego dopuścić, by spotkać się z taką kobietą? Czyżby idealnie udawała? Może chciała połasić się na jego pieniądze, wkupić się w rodzinę, a jej czystość w odpowiednim momencie miała zostać pominięta? Jak ktoś mógł chcieć oszukać lorda Yaxley’a?
- Powiem ci to w prost, chociaż uważam, że doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Swoją drogą, piękna gra aktorska, nigdy bym po tak ładnej buzi nie pomyślała, że może skrywać coś takiego, posunąć się do czegoś tak okropnego - stwierdziłam, nawet nie ukrywając skrzywienia na swojej twarzy.
Jak można oddać się mężczyźnie, nie będąc jego żoną? Takie zachowanie przed ślubem było karygodne, każda dobrze wychowana dziewczyna, nawet jeśli nie była szlachetnej krwi, o tym wiedziała. Byłam zła na swojego kuzyna, że wykazał się tak słabym gustem, biorąc kogoś, bez wcześniejszego sprawdzenia. Dobrze, że chociaż zdecydował się ją przysłać tutaj do mnie, ponieważ później mogłaby wywiązać się z tego niezła afera, czego my nie potrzebowaliśmy.
- Jednorożce podchodzą do dziewczyn, które są dziewicami. Ich zachowanie jest niemal książkowe. Nie jesteś dziewicą, straciłaś czystość - stwierdziłam bez żadnego zawahania - Jak mogłaś tak oszukać lorda Yaxleya?
Podeszłam do niej, chwyciłam ją za ramię, mocno zaciskając swoją dłoń na jej ręce, którą jeszcze przed chwilą trzymałam tak, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami. Pociągnęłam ją w stronę ścieżki i dopiero tam puściłam. Zaraz wskazałam drogą stronę, z której przyszłyśmy.
- W tamtą stronę jest wyjście, trafisz. A ja już zadbam o to, aby lord Yaxley więcej na ciebie nie spojrzał - rzuciłam jeszcze. - Obrzydliwe, próbować tak wkupić się w szlachecką rodzinę.
Prychnęłam pod nosem, następnie odwróciłam się i zniknęłam gdzieś w lesie. Ruszyłam w poszukiwaniu swojego kuzyna, aby opowiedzieć mu wszystko czego się dowiedziałam. Jakim zdziwieniem było dla mnie, gdy okazało się, że Ylang wcale nie była jego narzeczoną, a sam lord Yaxley absolutnie jej nie zna.
zt dla Rosi
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Pomimo nagłej dekonspiracji, Dei nie uważała wyprawy za straconej. Świeże powietrze, ekstremalne doznania no i miły spacer w towarzystwie zachwycającej półwili: w końcu wyrwała się z męczącego schematu, mogąc odgrywać coś więcej od udawanej rozkoszy. Dalej więc prezentowała Rosalie zakłopotaną, smutną wersję siebie, wykręcając sobie nerwowo dłonie, by w końcu zapleść je na podołku.
- Te zwierzęta kłamią - powiedziała tylko płaczliwie, dodając na końcu jakieś ciche, chińskie przysłowie o nieufności wobec zbyt pięknych stworzeń. Nie płakała, ale zagryzła usta, wysłuchując tyrady Rosalie z zaszklonymi oczami. - Idę poszukać mojego ukochanego i nasza noga nigdy już nie postanie w tym przeklętym miejscu - rzuciła w ramach pożegnania, lecz nie gniewnie a łzawo, odwracając się na pięcie, by z dumnie podniesioną głową odmaszerować w kierunku głównej ścieżki, prowadzącej do bramy rezerwatu. Kto wie, jeśli szybko złapie Błędnego Rycerza, może zdąży jeszcze zrobić Asterionowi miłą niespodziankę i pojawić się w jego sklepie?
zt
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Postać A: To działo się w nocy, z kwietnia na maj. Do wnętrza, w którym się znajdowałaś, nagle wdarł się mocny wicher niosący ze sobą czarną mgłę. Szyby rozkruszyły się w drobny mak, szczątki szkieł wpadły do wnętrz, z ogromną siłą zasypując cię krystaliczną, błyszczącą falą. Ostro zarysowały twoją skórę, a ze zranienia trysnęła niewspółmierna do zranień fala krwi. Nie opadła jednak, zatrzymała się w powietrzu i powróciła w twoją stronę, rozprysnąwszy ci się na twarzy. Oszołomiona nawet nie dostrzegłaś momentu, w którym dziwna moc wyniosła cię gdzieś daleko.
Obrażenia: szarpane (80) od czarnej magii
Postać B: To działo się w nocy, z kwietnia na maj. Najpierw usłyszałeś hałas, dopiero później zatrzęsło się pomieszczenie, w którym się znajdowałeś. Dostrzegłeś grudy tynku opadające z sufitu, poczułeś impulsy pod stopami, dostrzegłeś walące się ściany, aż w końcu: sufit opadł ci na głowę. Obudziłeś się w gruzach i pozostałościach tego pomieszczenia daleko od miejsca, w którym się to wydarzyło.
Obrażenia: tłuczone (100) od czarnej magii