Humorzasta polana, Walia
AutorWiadomość
Humorzasta polana
Niedaleko Cardiff mieści się legendarna polana, o której niechętnie mówią mieszkańcy. Najpewniej chcą ją zachować z dala od turystów, nieuważających na delikatne kwiaty. Polana nie znajduje się na żadnej mapie, więc nie mają do niej dostępu mugole, dodatkowo chroniona jest zaklęciami. Najczęściej mieszkańcy przychodzą tu, aby zmierzyć się ze swoimi emocjami, bowiem polana posiada pewien sekret; pogoda panująca na jej obszarze dostosowuje się pod humor odwiedzających. Jednak nie mówi się o tym otwarcie, a każdy kto jeszcze tutaj nie był, odkrywa burzę czy upalne słońce na swojej skórze po raz pierwszy. Zazwyczaj dopiero po chwili łączy zjawiska pogodowe ze swoim humorem. Jeśli przyjdziesz tu szczęśliwy, kwiaty będą otulone przyjemnym słońcem, a twoje włosy będą tańczyć z wiatrem. Zobaczysz najpiękniejsze kolory nieba, a zapach wiosenno - letniej łąki będzie pieścił twoje zmysły. Jednak jeśli gniew tobą kieruje, polana zrobi wszystko, aby cię zniechęcić do przebywania na jej terenie. Grzmoty nie pozwolą ci skupić żadnych myśli, a deszcz tworzący się tylko wokół twojej osoby, zmoczy cię doszczętnie. Depresja objawia się tutaj ponurym, zniechęcającym, późnojesiennym krajobrazem, często z opadami deszczu. Musisz uważać na swój humor, ponieważ każda gwałtowna zmiana negatywnie wpływa na rosnącą tu florę.
|17 grudnia, pasuje?
Po liście od lorda Bulstrode nieco los uśmiechnął się rudemu i pomyślał, że może nie zrobi kolejnej wpadki przy kolejnym turnieju pojedynków. Wtedy chyba miał farta jakiegoś, że drugi raz pozwolono jemu walczyć, lecz wątpił w to, aby dostał ponownie drugą szansę przy kolejnym spotkaniu. A do ćwiczeń nad pojedynkami nie mógł wziąć byle kogo. Mało który auror by się zgodził, bo sami muszą pracować, o rodzinie woli nie wspomnieć, bo przecież unika ich ostatnio, chyba że Garretta, którego odwiedził w szpitalu. Ten to naprawdę ma szczęście, chyba największe z całej ich trójki.
Ale zaraz przestał myśleć o rodzeństwie, gdy odziany w typowy czarodziejski strój, i pod spodem schowany naszyjnik, który kupił z okazji zakończenia lata. Czuł chłód czarnej perły, która muskała jego ciało, lecz już przywykł do jego obecności. Różdżkę schował do kieszeni, z której mógł w każdym momencie wyjąć. Upewnił się, że panuje ład u Skamandera i teleportował się do Walii. Dawno temu tutaj był ostatnio i wtedy było nieco pochmurnie, jeśli nie dodać że uciekł, bo zaczęło grzmocić jak diabli. A teraz gdy tu się zjawił, było owszem pochmurnie, lecz słońce próbowało się wybić. Rozejrzał się po polanie czując, że jest tutaj sam. Zaczął się zastanawiać, co takiego Lorne miał na myśli, że i Barry by się do tego nadawał. Chce stworzyć na spółę jakieś zaklęcie transmutacyjne? Jeśli tak, to jakie?
Po liście od lorda Bulstrode nieco los uśmiechnął się rudemu i pomyślał, że może nie zrobi kolejnej wpadki przy kolejnym turnieju pojedynków. Wtedy chyba miał farta jakiegoś, że drugi raz pozwolono jemu walczyć, lecz wątpił w to, aby dostał ponownie drugą szansę przy kolejnym spotkaniu. A do ćwiczeń nad pojedynkami nie mógł wziąć byle kogo. Mało który auror by się zgodził, bo sami muszą pracować, o rodzinie woli nie wspomnieć, bo przecież unika ich ostatnio, chyba że Garretta, którego odwiedził w szpitalu. Ten to naprawdę ma szczęście, chyba największe z całej ich trójki.
Ale zaraz przestał myśleć o rodzeństwie, gdy odziany w typowy czarodziejski strój, i pod spodem schowany naszyjnik, który kupił z okazji zakończenia lata. Czuł chłód czarnej perły, która muskała jego ciało, lecz już przywykł do jego obecności. Różdżkę schował do kieszeni, z której mógł w każdym momencie wyjąć. Upewnił się, że panuje ład u Skamandera i teleportował się do Walii. Dawno temu tutaj był ostatnio i wtedy było nieco pochmurnie, jeśli nie dodać że uciekł, bo zaczęło grzmocić jak diabli. A teraz gdy tu się zjawił, było owszem pochmurnie, lecz słońce próbowało się wybić. Rozejrzał się po polanie czując, że jest tutaj sam. Zaczął się zastanawiać, co takiego Lorne miał na myśli, że i Barry by się do tego nadawał. Chce stworzyć na spółę jakieś zaklęcie transmutacyjne? Jeśli tak, to jakie?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wyszedł Barry'emu na spotkanie, tak aby rudawy towarzysz nie czuł się zagubiony pośród magicznych połaci. Ponad nimi rozciągała się ludzka pogoda, co było wspaniałym dodatkiem do zbliżającego się pojedynku. Tak, tak, emocje obu czarowników mogły wypłynąć na wszelkie deszcze i śnieżyce, anomalie i dziwactwa. Dlatego właśnie ta polana była idealna, doprawdy niesamowitym było to miejsce. Oprócz błysków zaklęć, błyski grzmotów! Czyż to nie wspaniałe? Lorne Bulstrode był w nieco lepszym nastroju, jak dawniej zaczął doceniać szczególiki. Mimo wszystko wydarzenia ostatnich dni wciąż były widoczne na jego twarzy. Wciąż bledszy niż zwykle i jakby pokorniejszy, choć starający się uśmiechać przy każdej nadarzającej się okazji. Tak jak i Barry myślał o swym rodzeństwie - a konkretnie o Isolde, która daleko w Londynie spoczywa w białym łożu, dochodząc do siebie. Biedaczysko, oby szybko stanęła na nogi. Skrycie to jej poświęci ten przyjacielski pojedynek.
- Witaj Barry! - zawołał, po czym uścisnął mu serdecznie dłoń. - Jak się miewasz? Czy wszystko idzie po twojej myśli?
I uśmiechnął się znowu, w sumie do całkiem obcego mu Weasleya. Niby znali się od czasów Hogwartu, ale raczej nigdy nie zacisnęli więzów. Również ich rody miały raczej chłodne, a w najlepszym wypadku mocno neutralne stosunki. Być może trzeba to zmienić?
- Nim zaczniemy bitkę, chciałem z tobą pomówić o pewnej idei, która naszła na mnie wczorajszej nocy.
Tutaj właściwie skłamał, bowiem chęć przemiany w smoka siedzi w nim od najmłodszych lat. Jednak wczoraj, tuż przed zaśnięciem, Lorne doszedł do wniosku, że warto spróbować. Warto spróbować wynaleźć pionierskie zaklęcie transmutujące w ogromnego skrzydlatego gada.
- Nie znamy się za dobrze, ale słyszałem, że ty, jak i ja siedzisz mocno w transmutacji. Teraz zabrzmię jak szaleniec, ale co ty na to, abyśmy... rozpoczęli badania nad próbą przemiany czarodzieja w smoka?
Niesamowicie trudne byłoby to zadanie, wiedział to. Podzielił się oczywiście obawami z rudowłosym, próbując nakreślić nieco swój pomysł. Jednak słowa szybko jednak zniknęły, bowiem cała idea była tylko szkicem.
- Dlatego pomyślałem, by zwrócić się do ciebie, tęgi umyśle, może we dwóch uda nam się poczynić cuda. Wyobraź sobie, jak bardzo wpłynęłoby to na kanon transmutacji! Zaklęcia ofensywne zbladłyby w obliczu czegoś tak potężnego. Lata temu czytałem książki, które mówiły, że wielu próbowało, ale kończyło się na niezadowalających półśrodkach. Mógłbym poszukać nowych tomów, zebralibyśmy wszelkie dostępne środki, połączyli siły... to musi się udać!
Niepoprawny optymizm miał pobudzi wyobraźnię Barry'ego. Nawet jeśli ostatecznie plan okazałby się fiaskiem, na pewno zrodzi się jakiś ciekawy efekt uboczny.
- Przyznaj, że od dawna nie bawiłeś się w kreację zaklęć. - zachęcił go Lorne, który naprawdę wierzył w dobrą zabawę i niesamowite efekty.
- Witaj Barry! - zawołał, po czym uścisnął mu serdecznie dłoń. - Jak się miewasz? Czy wszystko idzie po twojej myśli?
I uśmiechnął się znowu, w sumie do całkiem obcego mu Weasleya. Niby znali się od czasów Hogwartu, ale raczej nigdy nie zacisnęli więzów. Również ich rody miały raczej chłodne, a w najlepszym wypadku mocno neutralne stosunki. Być może trzeba to zmienić?
- Nim zaczniemy bitkę, chciałem z tobą pomówić o pewnej idei, która naszła na mnie wczorajszej nocy.
Tutaj właściwie skłamał, bowiem chęć przemiany w smoka siedzi w nim od najmłodszych lat. Jednak wczoraj, tuż przed zaśnięciem, Lorne doszedł do wniosku, że warto spróbować. Warto spróbować wynaleźć pionierskie zaklęcie transmutujące w ogromnego skrzydlatego gada.
- Nie znamy się za dobrze, ale słyszałem, że ty, jak i ja siedzisz mocno w transmutacji. Teraz zabrzmię jak szaleniec, ale co ty na to, abyśmy... rozpoczęli badania nad próbą przemiany czarodzieja w smoka?
Niesamowicie trudne byłoby to zadanie, wiedział to. Podzielił się oczywiście obawami z rudowłosym, próbując nakreślić nieco swój pomysł. Jednak słowa szybko jednak zniknęły, bowiem cała idea była tylko szkicem.
- Dlatego pomyślałem, by zwrócić się do ciebie, tęgi umyśle, może we dwóch uda nam się poczynić cuda. Wyobraź sobie, jak bardzo wpłynęłoby to na kanon transmutacji! Zaklęcia ofensywne zbladłyby w obliczu czegoś tak potężnego. Lata temu czytałem książki, które mówiły, że wielu próbowało, ale kończyło się na niezadowalających półśrodkach. Mógłbym poszukać nowych tomów, zebralibyśmy wszelkie dostępne środki, połączyli siły... to musi się udać!
Niepoprawny optymizm miał pobudzi wyobraźnię Barry'ego. Nawet jeśli ostatecznie plan okazałby się fiaskiem, na pewno zrodzi się jakiś ciekawy efekt uboczny.
- Przyznaj, że od dawna nie bawiłeś się w kreację zaklęć. - zachęcił go Lorne, który naprawdę wierzył w dobrą zabawę i niesamowite efekty.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Chwilę stał jeszcze w samotności na polanie koncentrując swe myśli konkretnie na bracie i myśląc, co zrobić teraz. Miał w głowie słowa Herewarda jak i własne które wtedy padły podczas tego spotkania. Powinien powiedzieć, cholera. Powinien dawno bratu powiedzieć, a nie teraz jegp będzie wyręczać nauczyciel transmutacji. jak jeszcze do tego dołączy się Skamander... marny jego rudzielcowy los.
Z rozmyśleń wyrwały słowa Lorne'a, na którego widok zaraz się uśmiechnął serdecznie i zaraz podał jemu podał dłoń na powitanie. - Witaj Lorne. Jak widać, nic mnie nie pokiereszowało. Może to przez zaręczyny.- powiedział szerzej się uśmiechając. I pomyśleć, że zaledwie kilka dni temu się zaręczył, które to zaręczyny powinny się o wiele wcześniej odbyć. Oby tylko teraz Marcelyn nie zwiała, bo nie chciałby jej stracić. Nie ją. Można zapomnieć o Laoise, lecz o Marcelyn nie będzie w stanie. Może też i dla niej tutaj po cichu będzie walczyć - by udowodnić samemu sobie, że jest w stanie zarówno siebie, jak i ją ochronić. Takie pojedynki są dobre i pomocne - o ile nikt się przypadkowo nie napatoczy. Może warto by było zabezpieczyć w razie czego ową polanę?
Gdy zaczął mówić o swym pomyśle, rudzielec był zainteresowany jego słowami i zaraz skupił się na tym, co mówił, bez zbędnego przerywania.
- Ale wiesz, że takie badania nie będą łatwe, nawet dla naszej dwójki. Masz jakiś konkretny plan?- rzucił swoje wątpliwości, które narzuciły się jemu na pierwszą myśl. Nie żeby nie chciał, bo chciał oczywiście, ale czy oni dadzą sobie radę? Barry niezbyt dobrze zna Lorne'go, tylko z pojedynków bardziej niż z innych dziedzin nauki, ale może nadszedł czas połączenia sił? Zjednoczenia się i stworzenia kolejnych zaklęć, które będą się uczyć przyszłe pokolenia? Nawet następne słowa Lorne'go obudziły w rudzielcu tę ideę, która zawładnęła jego myślami.
- Bardzo dawno. Dawniej nawet myślałem, by nauczyć się animagii, lecz praca zabrała mi czas i potem to mi wyleciało z głowy, ale te zaklęcie... Pisałem w liście, że cokolwiek to będzie, to wchodzę w to i podtrzymuję moje słowo. Z największą przyjemnością pobawię się zaklęciami, może nie tylko stworzymy te zaklęcie, może odkryjemy coś więcej. Nie wiem, ale jak to się mówi - biorę w ciemno.- powiedział będąc ciągle uśmiechnięty. Oczywiście, że przyjmie tę propozycję i będzie pomagać w stworzeniu owego zaklęcia. Popyta się może paru łamaczy zaklęć, może nawet samego Ollivandera, czy o czymś takim może nie słyszał. Także przeszuka księgi, nawet te najstarsze. Nie ma zamiaru odpuścić nabrania nowych doświadczeń, jak i poczuć podobną adrenalinę, jak przy tworzeniu różdżek. Bo w końcu to też jest odkrywanie nowych rzeczy, tylko że przy różdżce odkrywa się jej właściwości, jej moc i zdolności i samo to daje siły do powtarzania tejże czynności po raz enty. Czemu podobnie, czy nawet tak samo miałoby nie być przy tworzeniu zaklęć?
Z rozmyśleń wyrwały słowa Lorne'a, na którego widok zaraz się uśmiechnął serdecznie i zaraz podał jemu podał dłoń na powitanie. - Witaj Lorne. Jak widać, nic mnie nie pokiereszowało. Może to przez zaręczyny.- powiedział szerzej się uśmiechając. I pomyśleć, że zaledwie kilka dni temu się zaręczył, które to zaręczyny powinny się o wiele wcześniej odbyć. Oby tylko teraz Marcelyn nie zwiała, bo nie chciałby jej stracić. Nie ją. Można zapomnieć o Laoise, lecz o Marcelyn nie będzie w stanie. Może też i dla niej tutaj po cichu będzie walczyć - by udowodnić samemu sobie, że jest w stanie zarówno siebie, jak i ją ochronić. Takie pojedynki są dobre i pomocne - o ile nikt się przypadkowo nie napatoczy. Może warto by było zabezpieczyć w razie czego ową polanę?
Gdy zaczął mówić o swym pomyśle, rudzielec był zainteresowany jego słowami i zaraz skupił się na tym, co mówił, bez zbędnego przerywania.
- Ale wiesz, że takie badania nie będą łatwe, nawet dla naszej dwójki. Masz jakiś konkretny plan?- rzucił swoje wątpliwości, które narzuciły się jemu na pierwszą myśl. Nie żeby nie chciał, bo chciał oczywiście, ale czy oni dadzą sobie radę? Barry niezbyt dobrze zna Lorne'go, tylko z pojedynków bardziej niż z innych dziedzin nauki, ale może nadszedł czas połączenia sił? Zjednoczenia się i stworzenia kolejnych zaklęć, które będą się uczyć przyszłe pokolenia? Nawet następne słowa Lorne'go obudziły w rudzielcu tę ideę, która zawładnęła jego myślami.
- Bardzo dawno. Dawniej nawet myślałem, by nauczyć się animagii, lecz praca zabrała mi czas i potem to mi wyleciało z głowy, ale te zaklęcie... Pisałem w liście, że cokolwiek to będzie, to wchodzę w to i podtrzymuję moje słowo. Z największą przyjemnością pobawię się zaklęciami, może nie tylko stworzymy te zaklęcie, może odkryjemy coś więcej. Nie wiem, ale jak to się mówi - biorę w ciemno.- powiedział będąc ciągle uśmiechnięty. Oczywiście, że przyjmie tę propozycję i będzie pomagać w stworzeniu owego zaklęcia. Popyta się może paru łamaczy zaklęć, może nawet samego Ollivandera, czy o czymś takim może nie słyszał. Także przeszuka księgi, nawet te najstarsze. Nie ma zamiaru odpuścić nabrania nowych doświadczeń, jak i poczuć podobną adrenalinę, jak przy tworzeniu różdżek. Bo w końcu to też jest odkrywanie nowych rzeczy, tylko że przy różdżce odkrywa się jej właściwości, jej moc i zdolności i samo to daje siły do powtarzania tejże czynności po raz enty. Czemu podobnie, czy nawet tak samo miałoby nie być przy tworzeniu zaklęć?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lorne pogratulował zaręczyn głośnym okrzykiem. Sam, co prawda, nie czuł się najlepiej w sidłach przyszłego narzeczeństwa. Miał jednak nadzieję, że Barry lepiej sobie radzi ze sprawami sercowymi. Bulstorde życzył mu wszystkiego najlepszego i gromady małych rudzielców, po czym przeszedł z powrotem na temat wynalezienia zaklęcia. Rozwinął nieco myśl o księgach, podał tytuły, które są dostępne i te prawie niemożliwe do zdobycia. Przyznał, że zna paru innych czarodziejów, którzy pałają się transmutacją, jednak nie ufał im zanadto. Co prawda i Barry'ego nie darzył zaufaniem, ale musiał zaryzykować. W pojedynkę ta zabawa będzie zbyt niebezpieczna.
- Badania takie jak te są ekstremalnie trudne, wiem to. Nie mamy jednak żadnej presji, nie będziemy działać pod jakąkolwiek komendą. Ten eksperyment będzie naszą małą tajemnicą. Jeśli wyjdziemy obronną ręką, będziemy mogli uwiecznić i opublikować nasze wyniki. Od czego jednak zacząć... musimy znaleźć dogodne miejsce i zaopatrzyć się w niezbędności. Świetnie, że masz kontakt z Ollivanderem. Jeśli będziemy potrzebować obecności prawdziwych smoków to rezerwat będzie stał dla nas otworem. Gdy wrócimy do Londynu, naszym pierwszym zadaniem będzie rozejrzenie się po okolicy. Chyba, że masz jakąś kryjówkę, która się nada?
Debatowali paręnaście minut, aż nakreślili plan, który będą musieli wprowadzić w życie. Uścisnęli ręce raz jeszcze, tym razem w geście porozumienia. Czas pokaże, co takiego narodzi się z tego eksperymentu.
- Zaczynamy? - zapytał, po czym zaczął oddalać się od Barry'ego. - Na raz, dwa, trzy...!
Zaczynał Weasley.
- Badania takie jak te są ekstremalnie trudne, wiem to. Nie mamy jednak żadnej presji, nie będziemy działać pod jakąkolwiek komendą. Ten eksperyment będzie naszą małą tajemnicą. Jeśli wyjdziemy obronną ręką, będziemy mogli uwiecznić i opublikować nasze wyniki. Od czego jednak zacząć... musimy znaleźć dogodne miejsce i zaopatrzyć się w niezbędności. Świetnie, że masz kontakt z Ollivanderem. Jeśli będziemy potrzebować obecności prawdziwych smoków to rezerwat będzie stał dla nas otworem. Gdy wrócimy do Londynu, naszym pierwszym zadaniem będzie rozejrzenie się po okolicy. Chyba, że masz jakąś kryjówkę, która się nada?
Debatowali paręnaście minut, aż nakreślili plan, który będą musieli wprowadzić w życie. Uścisnęli ręce raz jeszcze, tym razem w geście porozumienia. Czas pokaże, co takiego narodzi się z tego eksperymentu.
- Zaczynamy? - zapytał, po czym zaczął oddalać się od Barry'ego. - Na raz, dwa, trzy...!
Zaczynał Weasley.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Rudzielec miał nadzieję, że wszystko potoczy się po jego myśli i wkrótce wyjdzie z ogromnych tarapatów, w których aktualnie się znajduje. Jak to się mówi - po knucie do galeona. Tak samo jak zyskiwało się pieniądze, powinno zyskiwać się szczęście. Na różnych płaszczyznach życiowych.
- Wiesz co, mam jeszcze niewynajęte mieszkanie na Nokturnie, lecz ono jest zbyt małe na takie działanie. Może lepiej w jakichś opuszczonych magazynach, fabrykach? W dokach chyba jest takie miejsce, chyba że gdzieś w tej okolicy znajdzie się coś opuszczonego, bo nie wiem, czy rozsądnie jest prowadzić badania w Londynie, mając na karku aurorów i całą służbę policyjną. Albo też u ciebie w piwnicy, bo one chyba są najbezpieczniejszym miejscem w Londynie.- powiedział, co sądził i zaproponował parę miejsc. Rudzielec chyba byłby za znalezieniem gdzieś w Walii takiego odpowiedniego miejsca. Może Lorne w swoim pałacu, czy gdzie on tam mieszka, miałby wolne miejsce, ba. Nawet wolną piwnicę? Niech Lorne pomyśli, a potem ustalą miejsce spotkać, bo tak było po prostu najlepiej. Najpewniej. Zaraz też dalej rozmawiał o planie, na który ostatecznie się zgodził i uścisnął rękę swemu parterowi [w biznesie?]. Przytaknął jeszcze głową i cofnął się parę kroków jednocześnie wyjmując różdżkę z kieszeni. Uśmiechnął się wesoło, a niebo zrobiło się jaśniejsze, wręcz cieplejsze. Jakby to był początek arki Noego, która też tak właśnie się zaczynała. Ale... czas walczyć.
-Rugatio!- wymówił starannie zaklęcie starając się odpowiednio poprawnie machnąć różdżką, jak i zaakcentować sylaby. Na początek może bez zwierzaków, lecz czemu by nie poćwiczyć inne, także transmutacyjne zaklęcia. No i nie chciał w razie niepowodzenia być przez kilka minut zwierzakiem, gdyby Lorne'mu udała się tarcza. Nie teraz, gdy dopiero co zaczynają!
- Wiesz co, mam jeszcze niewynajęte mieszkanie na Nokturnie, lecz ono jest zbyt małe na takie działanie. Może lepiej w jakichś opuszczonych magazynach, fabrykach? W dokach chyba jest takie miejsce, chyba że gdzieś w tej okolicy znajdzie się coś opuszczonego, bo nie wiem, czy rozsądnie jest prowadzić badania w Londynie, mając na karku aurorów i całą służbę policyjną. Albo też u ciebie w piwnicy, bo one chyba są najbezpieczniejszym miejscem w Londynie.- powiedział, co sądził i zaproponował parę miejsc. Rudzielec chyba byłby za znalezieniem gdzieś w Walii takiego odpowiedniego miejsca. Może Lorne w swoim pałacu, czy gdzie on tam mieszka, miałby wolne miejsce, ba. Nawet wolną piwnicę? Niech Lorne pomyśli, a potem ustalą miejsce spotkać, bo tak było po prostu najlepiej. Najpewniej. Zaraz też dalej rozmawiał o planie, na który ostatecznie się zgodził i uścisnął rękę swemu parterowi [w biznesie?]. Przytaknął jeszcze głową i cofnął się parę kroków jednocześnie wyjmując różdżkę z kieszeni. Uśmiechnął się wesoło, a niebo zrobiło się jaśniejsze, wręcz cieplejsze. Jakby to był początek arki Noego, która też tak właśnie się zaczynała. Ale... czas walczyć.
-Rugatio!- wymówił starannie zaklęcie starając się odpowiednio poprawnie machnąć różdżką, jak i zaakcentować sylaby. Na początek może bez zwierzaków, lecz czemu by nie poćwiczyć inne, także transmutacyjne zaklęcia. No i nie chciał w razie niepowodzenia być przez kilka minut zwierzakiem, gdyby Lorne'mu udała się tarcza. Nie teraz, gdy dopiero co zaczynają!
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Barry Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Porozumieli się. Lorne myślał, że Barry będzie bardziej sceptyczny - tym lepiej dla sprawy, że potrafią się dogadać bez jakichkolwiek zgrzytów. Do tematu powrócą niejednokrotnie w najbliższej przyszłości, listownie i w cztery oczy. Teraz należało odeprzeć natarcie - Weasley zaczął dość łagodnie, chciał jeno oszpecić mu twarz starością. W takich chwilach Lorne musiał się powstrzymywać, by nie zachować się zbyt agresywnie. Podczas pojedynków wpadał w dziwny stan, ferwor walki, niczym u prawdziwego wojaka! Ale rudy był przyjaznym kompanem, być może to pierwszy krok do pojednania rodów? Kojarzył Lyrę, siostrę Barry'ego, ale na tym właściwie kończyła się wiedza o tejże rodzinie.
- Protego! - zawołał Lorne, przecinając różdżką powietrze. Zaaranżował pojedynek, by nie tkwić w martwym punkcie po nieudanej (dla niego) misji Rycerzy Walpurgii. Najadł się sporo wstydu i zaczął wątpić w swoje umiejętności. Wiedział jednak doskonale, że narzekanie i wypominanie nic nie da. Trzeba ćwiczyć i czekać na rezultaty. Chociaż czarodziejstwo to poniekąd loteria. A różdżka nie była najwierniejszym z przyjaciół.
- Protego! - zawołał Lorne, przecinając różdżką powietrze. Zaaranżował pojedynek, by nie tkwić w martwym punkcie po nieudanej (dla niego) misji Rycerzy Walpurgii. Najadł się sporo wstydu i zaczął wątpić w swoje umiejętności. Wiedział jednak doskonale, że narzekanie i wypominanie nic nie da. Trzeba ćwiczyć i czekać na rezultaty. Chociaż czarodziejstwo to poniekąd loteria. A różdżka nie była najwierniejszym z przyjaciół.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Lorne Bulstrode' has done the following action : rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Cóż, nie udało się. Musiał poddać się przemianie w staruszka. Dotychczasowy lekki zarost rozrósł się w gęstą, siwą brodę, która zatrzymała się dopiero przy piersi. Twarz zniekształciła się, a na niej pojawiło się wiele głębokich bruzd. Błyskawicznie zbrzydł, doskonała szpetność okalała jego lico. Bulstrode stał się niewiarygodnie stary. Plamy wątrobowe zakwitły na dłoniach, a sylwetka stała się szczuplejsza o połowę. Wydawać się mogło, że Lorne też trochę się skurczył. Dla zabawy zaczął poruszać się jak wiekowy lord, uniósł palec, udając że drży i wychrypiał:
- Nna-a brodę Merlina! A raczej na moją brodę! Dziadyga ci się odpłaci, no, no... popatrz tylko, jak szło to zaklęcie...?
Lorne Bulstrode powinien zostać aktorem na pół etatu, bez wątpienia.
Nienaturalnie szybkim, jak na starca, ruchem zamachnął się nieposłuszną różdżką i zawołał:
- Densaugeo!
Celem oczywiście był Weasley.
- Nna-a brodę Merlina! A raczej na moją brodę! Dziadyga ci się odpłaci, no, no... popatrz tylko, jak szło to zaklęcie...?
Lorne Bulstrode powinien zostać aktorem na pół etatu, bez wątpienia.
Nienaturalnie szybkim, jak na starca, ruchem zamachnął się nieposłuszną różdżką i zawołał:
- Densaugeo!
Celem oczywiście był Weasley.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Lorne Bulstrode' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Barry poruszył wesoło wargami widząc, jak jego tarcza nie była wystarczająco silna, by zatrzymać pędzące w jego kierunku zaklęcie, które zaraz po uderzeniu w ciało, dało po sobie efekty. Ujrzenie szybkiego etapu starzenia się było wręcz nie do zastąpienia. Ta rosnąca broda do piersi, te zmarszczki, i chyba zdawało się rudzielcowi, że Lorne nawet zmalał o kilka centymetrów! Cicho zaśmiał się wesoło, bo ten śmiech po prostu był nie do powstrzymania w tej sytuacji.
- Ale wiesz, przynajmniej wiadomo, jak będziesz wyglądać za kilkadziesiąt lat, dziadku.- powiedział żartobliwie i z uśmiechem na ustach obserwował powolne, czy raczej naturalne w starczym wieku ruchy nadgarstka, na co Barry szybko machnął różdżką.
- Protego- powiedział pewny siebie z energią. Nie, nie chciałby mieć wielkich zębów. Chociaż i tak to nie zastąpi widoku starego Lornego. Dobrze, że tylko oni tutaj są, co przynajmniej oboje na przyszłość większego wstydu zaoszczędzą. Bo chyba żaden z nich nie będzie się chwalić, czy może będzie? Jak to z nimi będzie?
- Ale wiesz, przynajmniej wiadomo, jak będziesz wyglądać za kilkadziesiąt lat, dziadku.- powiedział żartobliwie i z uśmiechem na ustach obserwował powolne, czy raczej naturalne w starczym wieku ruchy nadgarstka, na co Barry szybko machnął różdżką.
- Protego- powiedział pewny siebie z energią. Nie, nie chciałby mieć wielkich zębów. Chociaż i tak to nie zastąpi widoku starego Lornego. Dobrze, że tylko oni tutaj są, co przynajmniej oboje na przyszłość większego wstydu zaoszczędzą. Bo chyba żaden z nich nie będzie się chwalić, czy może będzie? Jak to z nimi będzie?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Barry Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
No i widać na załączonym obrazku, że siła młodości jest chyba silniejsza od przestarzałego Lorne'a. Rudzielec aż nie mógł się doczekać, kiedy rzuci kolejne zaklęcie, lecz zanim to zrobił, obserwował, jak zaklęcie zostało obronione przez własną tarczę. Co prawda nie odbiło się, ale może i lepiej, bo rudzielcowi przyszło inne, nieco bardziej skomplikowane zaklęcie, którego no naprawdę dawno nie używał.
-Diminuendo!- rzucił zaklęcie kierując koniec różdżki na starca. Ciekawe, jak będzie wyglądać, gdy będzie dwa razy mniejszy. Będzie dziadkiem - krasnalem? Może czekajta... dziadkoskrzatem? Barry aż był ciekawy, jak taka mieszanka może wyglądać u Lorne'go, któremu chyba nie szło dobrze na samym starcie. Oby i tym razem szczęście nie opuściło pewnego siebie, jak i pełnego wigoru rudzielca. No bo dopiero na koniec się dopiero wraca do pierwotnej pory, więc póki oboje są w postaci ludzkiej, to mogą tak walczyć w nieskończoność. Niebo może i się nieco zachmurzyło, ale radosny humor rudzielca nie pozwolił, by spadła kropelka wody z nieba. Czuł, że szczęście go i tym razem nie opuści. Jak to będzie tym razem?
-Diminuendo!- rzucił zaklęcie kierując koniec różdżki na starca. Ciekawe, jak będzie wyglądać, gdy będzie dwa razy mniejszy. Będzie dziadkiem - krasnalem? Może czekajta... dziadkoskrzatem? Barry aż był ciekawy, jak taka mieszanka może wyglądać u Lorne'go, któremu chyba nie szło dobrze na samym starcie. Oby i tym razem szczęście nie opuściło pewnego siebie, jak i pełnego wigoru rudzielca. No bo dopiero na koniec się dopiero wraca do pierwotnej pory, więc póki oboje są w postaci ludzkiej, to mogą tak walczyć w nieskończoność. Niebo może i się nieco zachmurzyło, ale radosny humor rudzielca nie pozwolił, by spadła kropelka wody z nieba. Czuł, że szczęście go i tym razem nie opuści. Jak to będzie tym razem?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Barry Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Humorzasta polana, Walia
Szybka odpowiedź