Wydarzenia


Ekipa forum
Magiczna menażeria
AutorWiadomość
Magiczna menażeria [odnośnik]26.03.15 20:11
First topic message reminder :

Magiczna menażeria

★★
Jest to obszerne pomieszczenie zajmujące niemalże cały parter jednej z niewielkich kamienic usytuowanych przy Pokątnej. Pod każdą ze ścian, a także i na sklepowej wystawie, piętrzą się klatki oraz pojemniki pełne najróżniejszych magicznych stworzeń: sów, kotów, myszek, ropuch, węży oraz szczurów - i choć wiele z nich wygląda doprawdy uroczo, już od progu w nozdrza uderza ostra woń mieszająca się z zapachem karmy oraz odchodów. Podłoga wyłożona jasnymi kaflami lśni w blasku unoszonych w powietrzu świec. Dębowe drzwi wejściowe skrzypią charakterystycznie, gdy do środka co rusz wkracza jakiś nowy klient. Ogromna półka tuż za sklepową ladą pełna jest wszelkiego rodzaju książek, poradników, akcesoriów oraz lekarstw i różnych mikstur dla zwierzaków.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna menażeria - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Magiczna menażeria [odnośnik]09.10.18 22:09
Artur nie zdawał sobie sprawy, że Aldrich ma takie same rozterki jak on. Tak samo cierpiał na przewlekły brak czasu, przez co zaniedbywał relacje z ludźmi, którzy zasługiwali na więcej niż przypadek.
- Wyjec w publicznym miejscu? Musi ci naprawdę zależeć na promocji - stwierdził rozbawiony.
Przez myśl mu przeszło, czy byłby gotowy na serio promować medyczne umiejętności Aldricha. Po krótkim namyśle stwierdził, że raczej tak, o ile oczywiście McKinnon by o to poprosił. Ufał jego zdolnościom, był gotów zaryzykować... cóż, życiem.
- Bez przesady, po prostu zdarzyło mi się o nich czytać, głównie o dzikich osobnikach. Jakoś zawsze milej było mi poznawać życie dzikich zwierząt - oznajmił. - Chyba pamiętam twoją płomykówkę, sympatyczny ptak. Poszukamy jej następczyni?
Wskazał sektor, który menażeria w całości poświęciła sowom.
- Myślałeś nad imieniem? Jak chcesz jakieś historyczne lub mityczne, to chętnie doradzę coś dziwnego - zaproponował wesoło. - Fajnie, że się zgadzamy. Ludzkość jest za malutka, żeby walczyć z naturą, a nawet jeśli, to zawsze taka walka prowadzi do nieszczęścia - stwierdził, jak to miał w zwyczaju, chyba zbyt filozoficznie.
Na świecie było miejsce zarówno na dziką przyrodę i ludzi, wystarczyło trochę zrozumienia. Przekładał to, podobnie jak Aldrich, na podejście do mugoli. Każdy ma prawo żyć godnie, niezależnie od posiadanego talentu magicznego. Bo czy magia powoduje, że jest się dobrym człowiekiem? Nie. Jego rodzina była uważana za promugolską, ale nadal byli mocno przywiązaniu do magicznych tradycji. Nie do pomyślenia byłoby małżeństwo ze "szlamą", jak to pogardliwie nazywali najwięksi ignoranci z czystej krwi. Rody szlacheckie otworzą się kiedyś na resztę świata? Miał nadzieję, iż pewnego dnia nastanie ten dzień.
- Wśród mugoli jest tyle tajemniczych zawodów - stwierdził. - Pewnie dla nich takie rozważania wydają się śmieszna, ale dla nas to niemagiczny świat jest tym niezwykłym. Oczywiście wiesz więcej niż - zapewnił. - Z mojej perspektywy ich życie wydaje się jak jakaś kraina czarów - wyznał nieco zmieszany. - Głupie, prawda?
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna menażeria - Page 6 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]27.10.18 19:59
Już miał odparować, że reklamy nigdy za wiele, ale w porę się powstrzymał. Chyba tylko szaleniec czekałby na więcej pracy, kiedy i tak już nie dosypia i cały aż przesiąkł zapachami szpitala. Czasem nawet wydawało mu się, że na świeżo umytych włosach nadal czuć esencję dyptamu i aż dostawał nieprzyjemnych dreszczy. Coraz trudniej było chyba być kimś jeszcze poza pracą. Rutyna życia zawodowego wciągała bezlitośnie, dając jednak w zamian coś, co przypominało poczucie bezpieczeństwa na tyle, by większość z nich uznała, że to chyba wystarczy.
- Cały czas myślę, czy jednak nie warto byłoby przejść się jeszcze do Eeylopa. – bąknął, przyglądając się zamkniętym w klatkom ptakach. Nie mógł podjąć decyzji nawet z pomocą opinii Artura i własnych sentymentów. – Specjalizują się w sowach. – dodał, jak gdyby chcąc wyjaśnić swoje niezdecydowanie. Wątpił, by czekało go tam coś lepszego, ba, jeśli mógł liczyć na cokolwiek to chyba tylko na większy wybór i kolejne argumenty do rozważenia. A przecież naprawdę nie miało dla niego znaczenia, jak będzie wyglądała nowa sowa. Był pewien, że zajmie się nią jak należy niezależnie od jej upierzenia czy charakteru; nawet imię było drugorzędną kwestią.
- W szkole najlepszym pomysłem, na jaki udało mi się wpaść była Imelda. – roześmiał się, wspominając jak nieelegancko ochrzcił swoją płomykówkę. Kto zresztą wie, czy nie miała mu tego za złe i celowo nie gubiła czasem listów. – Równie dobrze teraz mogę wybrać coś bardziej majestatycznego. Co masz na myśli? – do każdego imienia można się przyzwyczaić, ale nie znaczy to, że Al zupełnie nie przywiązywał do nich wagi. Zwykle jednak zależało mu, żeby były przyjazne i tyle. Imię niczego nie definiowało ostatecznie w jego oczach, ani o zwierzęciu, ani człowieku, podobnie jak czystość krwi i zasobność skarbca.
- Wcale nie. – Aldrich pocieszył go ze swoim firmowym uśmiechem. Kiedyś wręcz nie schodził mu z twarzy, a teraz wydawał mu się prawie nie na miejscu. A jednak wspomnienie tego, jak sam jako dzieciak fascynował się niemagicznym światem wystarczyło, by przywołać ten dawny grymas w okamgnieniu. – Wszystkich przyciąga tajemnica. Po prostu nie znamy ich zbyt dobrze, co moim zdaniem, jest błędem z naszej strony. Moglibyśmy wiele nauczyć się od siebie nawzajem. To co? – dodał po chwili, oglądając się na wciąż stłoczonych przy kasie klientów. – Może masz ochotę na wizytę w jeszcze jednym sklepie? Czuję, że powinienem jeszcze się zastanowić…
Aldrich McKinnon
Aldrich McKinnon
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I am and always will be the optimist. The hoper of far-flung hopes and the dreamer of improbable dreams.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4821-aldrich-mckinnon https://www.morsmordre.net/t5110-poczta-aldricha https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f123-earl-s-court-road-17-3 https://www.morsmordre.net/t6054-aldrich-mckinnon
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]09.11.18 17:47
- Nie jest łatwo podjąć decyzję, co? - rzucił bez cienia drwiny.
Sowa, zwłaszcza dziś, była bardzo ważnym aspektem życia czarodzieja. Jego towarzyszka i okno na świat. Miały w sobie coś zagadkowego, jakby skrywały tajemnicę. Fascynowały ludzi już od starożytności, którzy przypisywali im niezwykłe cechy. Czasem trudno było zdefiniować co czyni Magicznym Stworzeniem, bowiem wiele z pozoru zwykłych zwierząt ma w sobie jakiś nieuchwytny pierwiastek magiczny.
- Chętnie mogę towarzyszyć ci w tej niezwykle ważnej misji - odparł wesoło, zupełnie jakby cofnęli się o wiele lat, do czasów szkolnych wygłupów.
Nie był pewien czy w Eylopie Aldrich łatwiej dokona wyboru, ale w całej sprawie mogło nie o to chodzić. Liczył się dobry pretekst by spędzić ze sobą więcej czasu.
- Imelda, ładne imię. Germańskie, prawda? -spytał, nie oczekując jednak odpowiedzi. - Nie wiem czy majestatyczne imię w ostatecznym rozrachunku będzie pasować do twojej sowy, bez urazy, to nie jest żaden przytyk - pośpiesznie wyjaśnił. - W życiu ważna jest prostota, radość znajdowana w rzeczach drobnych, zwłaszcza w naszych czasach.
Co by tu doradzić? W jednej chwili do głowy przychodziły najrozmaitsze nawiązania, od profesji do usposobienia. Imiona z mitologi, historii lub baśni... pytanie tylko po co? Nie lepiej wybrać coś ładnie brzmiącego, może też germańskiego? Na pamiątkę dawnych, łatwiejszych dni?
- Astrid, to moja propozycja - oznajmił. - Choć uważam, że najlepiej będzie je dobrać do już upatrzonej sowy.
Uśmiechnął się z wdzięczności, gdy Aldrich postanowił podnieść go na duchu w drobnej sprawie wielkiego świata mugoli. Lubił ten jego "firmowy uśmiech", szkoda, że widywał te zjawisko coraz rzadziej.
- Moglibyśmy - przyznał pogodnie. - Tylko szkoda, iż tak mało czarodziejów byłoby chętnych na choć odrobinę takiej nauki. Otwarty umysł jest równie pospolity co jednorożce - zażartował.
Przystanął na moment, zastanawiając się czy załatwił wszystko co miał tu zaplanowane. Sprawę rozwiązania problemu Merlina ma z głowy, teraz trzeba coś począć z problemem Artura.
- Na co jeszcze czekamy, prowadź - powiedział wesoło.

| zt.
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna menażeria - Page 6 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]25.05.19 20:55
༶•┈┈⛧┈ 04.12.1956 r. ┈⛧┈┈•༶

Możliwe że zadrwił z nich los, możliwe że było to dzieło czystego przypadku. Prawda była jednak jedna: Una, wychodząc ze sklepu, miała przy sobie perfumy Isabelli, a Isabella jej. Bulstrode odkryła to dopiero po powrocie do domu, kiedy następnego dnia chciała przetestować nowy zakup. Ku swojemu zdziwieniu, zauważyła, że jej szyja nie pachnie herbatą a różami. W pierwszej chwili myślała, że pomyliła flakoniki i wzięła nie ten, co trzeba z półki, szybko jednak spostrzegła, że to ten sam flakon, który do niedawna trzymała jej towarzyszka. Nie było wyjścia – musiały się spotkać celem zamiany.
Czym prędzej wystosowała do lady Selwyn list, wspominając, że równie dobrze mogą się spotkać przy sklepie ze zwierzętami, gdyż Unie potrzebna jest sowa. I tak Una właśnie w chwili obecnej stała przed menażerią ze starszą matroną, której towarzystwo niezbyt ją cieszyło. Musiała jednak to znosić przez kilka spotkań, celem odkupienia win, którymi było chodzenie samej po mieście. Problematyczne, ale dość zrozumiałe, zważywszy na sytuację polityczną i wydarzenia minionych miesięcy.
Odrobinę się niecierpliwiła, ale do godziny umówionego spotkania zostało jeszcze kilka minut, nie mogła więc gniewać się na koleżankę, że jeszcze jej nie ma. To byłoby po prostu niesprawiedliwe i niekulturalne. A Isabella przecież była jej bliska, Una nie mogła jej zatem źle potraktować.
Kiedy lady Selwyn jeszcze nie było, dziewiętnastolatka postanowiła poświęcić trochę uwagi wystawom sklepowym. Dawno jej tu nie było, nie zatrzymywała się tutaj chyba od… ośmiu lat? Przyszła tu kupić swojego pierwszego kota, by móc zacząć z nim naukę w Hogwarcie. Wspomnienia.
Koty jednak nie nadawały się do przenoszenia wiadomości, w dodatku ten, którego kupiła po Hogwarcie, zmarł, szukała więc teraz zwierzęcia, które żyłoby długo i sprawnie dostarczało listy. Wolała coś mało ekstrawaganckiego – już wystarczyło, że sukienki, które nosiła, bywały czasem za gęsto zdobione. Sowa wydawała się dobrym wyjściem.
Za oknem widziała kilka sów: małych, dużych, średnich… Domyślała się, że będzie miała trudności, którą wybrać. Liczyła, że Isabella jej w tym jakoś pomoże.



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]25.05.19 23:02
Bella rozradowała się na wieść o tej zaskakującej podmianie. Odkryła to dopiero, kiedy otrzymała list od przyjaciółki, ale nie zmartwiła się. Bardziej pomyślała o tym, że to wspaniała okazja do spotkania. Akurat przebywała u ciotki w Londynie i miała psotny flakonik ze sobą. Planowała oczarować te głośne uliczki nowymi perfumami. Nie zdążyła jeszcze stęsknić się za Uną, ale i tak bardzo się cieszyła. Dwa wspólne popołudnia w tak krótkim czasie to więcej niż w ostatnich długich tygodniach. Należało więc skorzystać z tej sposobności w pełni. W dodatku wczoraj zdarzyło się kilka zaskakujących i dość przykrych zdarzeń, o których mogłaby jej opowiedzieć. Jej i tylko jej, bo gdyby dowiedział się o tym ktokolwiek inny, to jej los w świecie dumnej arystokracji byłby poważnie zagrożony. Co do samej Uny nie była pewna, ale liczyła na to, że bliska jej czarownica zrozumie tę niecodzienną przygodę.
Selwyn co prawda wciąż była jeszcze w szoku i dość mgliście pamiętała niektóre fragmenty feralnego poranka, a sama ciotka chyba coś podejrzewała, bo pomrukiwała z niezadowoleniem na wieść o tym, że dziewczyna znów planuje jakieś londyńskie wojaże. Niemniej jednak nie trzeba było dwa razy mówić Isabelli o wędrówce na Pokątną. Kazała Balbinie przyszykować się do drogi i wkrótce wyruszyły w kierunku umówionego miejsca. Tym razem ubrała się w cieplejszą pelerynkę i nawet rękawiczki. Po tamtej przygodzie jej zdrowie można było określić niepewnym. Nic jednak nie mówiła krewnej, a i jeszcze wczoraj późnym wieczorem przygotowała szybko miksturę stawiającą na nogi. Nie chciała nawet myśleć, co by się wydarzyło, gdyby cała sprawa wyszła na jaw.
Przed sklepem znalazły się chyba idealnie w czasie. Nie zwróciła uwagi na zniecierpliwienie Lady Bulstrode. Pozwoliła sobie za to na niewinny uścisk – zupełnie jakby nie widziały się kilka lat. – Miło Cię znów widzieć, Lady Bulstrode. Promieniejesz w tym oczekiwaniu – powiedziała nieco żartobliwie i posłała jej wdzięczny uśmiech. – Która z nich będzie Twoją powierniczką? – spytała, zauważając, że towarzyszka obserwowała ciekawskie sowie oczy podglądające je obydwie z tej wystawy. W międzyczasie wsunęła w łapki jej herbaciane perfumy. – Są przyjemnie naturalne, ale chyba wymarzyłam sobie mocną różę… - szepnęła dość sekretnie, jakby cała ta podmianka była misterną tajemnicą. Niestety kwestia tych różanych nut zapachowych wyjątkowo ją dręczyła. Ostatnio zbyt wiele róż przewinęło się wokół Selwynów.
Wciąż czuła nieznośny zapach zgniłej ryby. Miała nadzieje, że to tylko kapryśna zmyłka jej nosa i że wcale tak brzydko nie pachniała.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Magiczna menażeria - Page 6 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]25.05.19 23:44
Niekiedy spotkania bywały dla niej katorgą, jednak spotkanie z lady Selwyn – mimo że już drugie w krótkim czasie – napawało ją swego rodzaju radością. Różniły się od siebie, owszem, więcej je dzieliło niż łączyło, a jednak miała wrażenie, że Isabella jako jedna z nielicznych ją rozumie. I nie karci za błędy tak restrykcyjnie jak inni, w końcu ile dam byłoby oburzonych, że Una pomyliła ich perfumy ze swoimi.
Nie domyślała się ani odrobinę, co Isabella ma jej do powiedzenia. Sama wiodła życie spokojne, osiadłe, zawsze stąpając twardo po ziemi w takim stopniu, by nie przeżywać żadnych niebezpiecznych ekscesów bez konkretnej potrzeby. Zdecydowanie wolała planować, co chwilę mieć coś w zanadrzu i trzymać się z dala od zagrożeń. Nie była zanadto strachliwa, ale też nie zamierzała wpadać w kłopoty, naiwnie myśląc, że wyjdzie z nich cała. Choć jedno musiała przyznać: W książkach przygodowych i kryminalnych takie wydarzenia były nadzwyczaj fascynujące. W przygodowych wszystkie punkty podróży coś wnosiły, najczęściej nagrodę, a w kryminalnych nawet najmniejszy trop prowadził do drugiego, budząc w czytelniku największe pokłady ciekawości. Ale ostatecznie chyba preferowała o tym czytać, niż samej się tego podejmować – za duże ryzyko na tak niepewną przyjemność.
Oczekiwanie nie trwało długo, wkrótce w szybie spostrzegła odbicie zmierzającej w kierunku sklepu Isabelli. Una uśmiechnęła się nieco. Przynajmniej Isabella miała ze sobą doborowe towarzystwo, a w każdym razie lepsze od tego, które miała ze sobą Bulstrode.
Chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego szerzej otworzyła oczy z zaskoczenia, czując jak Isabella ją ściska. Dziewiętnastolatka się tego nie spodziewała, jednak po chwili odwzajemniła uścisk, chociaż zastanawiała się, co ich towarzyszkom rodzi się teraz w głowie. Nawet relacja przyjacielska między kobietami wśród arystokracji była bardzo ściśle pilnowana.
Lady Selwyn. Obawiam się, że to nie ja promienieję, lecz od twoich perfum bije taka łuna. – odpowiedziała żartobliwie. Ale może coś w tym było? Zapach perfum Isabelli nawet po długiej kąpieli dosyć dobrze trzymał się na ciele Uny. Kasztanowowłosa nie lubiła zapachu róż, ale musiał przyznać, że kosmetyk był na pewno świetnej jakości.
Usłyszawszy słowa Isabelli, popatrzyła z powrotem w szybę. Która? To trafne, ale ciężkie pytanie, do którego liczyła, że lady Selwyn zna podpowiedź. Bulstrode nawet nie wiedziała do końca, czy chce puszczyka, puchacza czy sówkę. Jej życzeniem było, żeby sowa była wyjątkowa na swój własny sposób, ale wtapiała się w tło. Nic poza tym.
Odwróciła się więc do Isabelli i odparła szczerze, aczkolwiek ze sprytnym uśmiechem:
Jeszcze nie zdecydowałam. Ale sądzę, że ty możesz znać klucz do tej zagadki, Isabello.
Czuła się poniekąd, jakby wykorzystywała swoją przyjaciółkę, ale przecież do niczego jej nie zmuszała. Jasnowłosa mogła przecież kulturalnie odmówić i sobie pójść, nie było więc w tym nic złego. Una jednakże domyślała się, że propozycja, która padła z jej ust, była dla niej jak pokusa. Ciężko byłoby jej się nie zgodzić.
Widząc, jak Isabella wsuwa jej do rąk perfumy, sama przekazała jej właściwe. W końcu głównie po to tu przyszły, czyż nie?
Och, wybacz. Byłabym prawie zapomniała. – zaśmiała się w odpowiedzi. Nie zwykła zapominać, po prostu wyleciało jej to z głowy. Jej myśli zajęło kupno sowy i to, jak Isabella w oczywisty sposób okazywała sympatię. Znały się tyle lat, a Unę wciąż dziwiło, jak czuła potrafiła być. – W rzeczy samej. Różane też są ładne, ale chyba wolę jednak herbatę. Jest bardziej stonowana.
Kiedy już wymieniły się perfumami, kiwnęła głową, by starsza guwernantka, która stała za Uną, podeszła. Sama lady Bulstrode nie przepadała za tym, by ktoś krok w krok za nią chodził, wynegocjowała więc choć trochę przestrzeni między nią a matroną. Niejako zazdrościła blondynce, że nie chodziła za nią nauczycielka przypominająca jej prapraprababcię. Bywało to czasami naprawdę zawstydzające.
Idziemy? – rzuciła do Isabelli, bardziej w ramach pytania retorycznego niż uzyskania potwierdzenia. Nie spodziewała się odmowy.



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]26.05.19 0:40
Balbina była najlepszą dwórką i wspaniałą powierniczką (na tyle, na ile być nią mogła). Wychowywały się razem. Jej matka służyła na dworze, była nieocenioną towarzyszką starszej lady Selwyn, a później córka również stała się wierną pomocą. Obydwie młode panny pozostawały w podobnym wieku, co sprawiło, że zdołały się do siebie zbliżyć dość mocno. Jednak i z tą sympatią zachowały szczególną rozwagę. Isa znała swoją rodzinę, bywały momenty kłamstwa i intrygi, a bliska służka mogła stać się przedmiotem ich wewnętrznych konfliktów. Dlatego też uśmiechały się do siebie głownie wyłącznie we własnym towarzystwie. Mimo to całe Beaulieu mogło śmiało powiedzieć, że Bella, choć zanadto popędliwa w działaniu, nie należała do chłodnych i surowych panienek. Pozostawała przychylna służbie. Zdawała sobie sprawę z tego, że Balbina mimo zwyczajowych odstępów i dyskrecji, słyszała rozmowy i wielu rzeczy się domyślała. Być może nawet znała zwyczaje blondwłosej lepiej od jej matki. Isabella wiedziała, że jeśli przyjdzie jej wkrótce wyjść za mąż i opuścić rodzinną posiadłość, to akurat ją zabierze ze sobą. Choćby nie wiem co. Czasy były niepewne, ciężko o wierną i szczerą służbę, a tej dziewczynie ufała.
W istocie, gest ten był zdecydowanie zbyt śmiały, ale przypominał zaledwie siostrzane objęcie, nie sposób dopatrzeć się w nim grzesznego dotyku. Selwyn w ten sposób objawiała radość związaną z ujrzeniem drogiej przyjaciółki. Balbina to wiedziała. Una też. A tamta czwarta… Och, właściwie sama jej obecność stanowiła dla Isabelli pewną zagadkę. Czyżby starszyzna z rodu się pogniewała na młodziutką damę? A może coś wisiało w powietrzu i Una wkrótce miała doświadczyć wyjątkowych wydarzeń? Tylko że minęło naprawdę tak niewiele czasu, czy cokolwiek mogło się zmienić?
- Uno, służą Ci. Czy róża nie jest Ci bliższa, niż myślisz? – zapytała, przykładając do piersi z rozmarzeniem ściśnięte razem dłonie. Przecież gdyby jej się nie podobały, to nie pryskałaby nimi swojej anielskiej, szlacheckiej szyi.
- Zatem przed nami szlachetna misja. Potrzebujesz swojej osobistej kupki piórek – zawyrokowała z tonem wielkiego znawcy, choć dobór słów wyraźnie przeczył. Tak z pewnością nie mógł wypowiadać się zwierzęcy ekspert. – Zasmucę Cię jednak, bo moja wiedza o świecie zwierzęcym jest dość niewielka. Mogę Ci zdradzić sekrety roślin, ale zwierzęta… pozostają dla mnie dość tajemnicze. Mimo to z wielką radością Ci pomogę – oznajmiła pogodnie. – Więc teraz wszystko jest na swoim miejscu – powiedziała, chowając flakonik do malutkiej torebeczki uwieszone na nadgarstku.
Gdy padło kolejne pytania, kiwnęła ochoczą głową. Weszły wkrótce do środka. Ich dwie towarzyszki, zachowując zapewne kilka kroków dyskretnego odstępu, podążyły za nimi. Od progu powitały je odgłosy: popiskiwanie, miauczenie i rozkoszne gruchanie. Kręciło się tutaj sporo dzieci, pachniało… tak zwierzęco. Ciekawskie oczy Isabelli zaraz jednak dostrzegły pewne wyjątkowe piórkowe stworzonko. – Popatrz! Ta jest taka biedna, nie ma oczka… - stwierdziła zatroskana i podeszła do sówki, która tym jednym okiem wyjątkowo bezczelnie się jej przyglądała. – Maleństwo… - Westchnęła z rozczuleniem i zaraz zaczęła się zastanawiać, co takiego mogło się stać.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Magiczna menażeria - Page 6 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]26.05.19 23:18
Z czystej grzeczności i sentymentu nie zwróciła uwagi Isabelli na odrobinę zbyt poufny gest. Była jej bliską znajomą, a w dodatku obie były damami. Una nie mogła więc myśleć o tym, że lady Selwyn nie zna zdrowej granicy, którą trzeba na co dzień zachowywać w kontaktach z innymi – nawet z arystokracji, a może zwłaszcza z arystokracji.
Pokręciła głową na słowa Isabelli i wywróciła oczami. Róże ewidentnie nie były w typie młodej Bulstrode, były po prostu za słodkie. Ich aromat był… zbyt głęboki. Czując je na sobie, miała wrażenie, że próbują owinąć się ciasno wokół jej szyi i udusić. Jakby miały duszę tak mroczną jak żaden czarodziej na świecie.
Nie sądzę. Gdyby nie pomyłka, na pewno bym ich nie użyła. – odparła, jakby chcąc upewnić ją, że nie miała w zamiarze z nich korzystać. Jeżeli wiedziałaby wcześniej, zwróciłaby Isabelli flakon listownie bez otwierania go.
Pokiwała głową, słysząc o sowie. Dość dziwne określenie padło z ust Isabelli… ale tak, Una potrzebowała wreszcie kupić sobie sowę. Była to sprawa niecierpiąca zwłoki. Odpowiedziała więc zgodnie koleżance:
Powiedzmy, że tak. Bycie bez własnej sowy w tych czasach jest jak bycie bez gorsetu. – innymi słowy wręcz niemożliwe i przykre, ale konieczne. Zwierzaki często umierały, a jednak komunikacja była czymś codziennym, listy wśród szlachciców stanowiły nieraz kwintesencję rozmów, gdy ci znajdowali się na dwóch różnych stronach świata. – Domyślam się, moja droga, ale przynajmniej przeżyjemy razem jakąś przygodę, prawda? Kiedy mamy siebie, nie może być źle.
Wszedłszy do środka, Una zauważyła dziesiątki różnych sów. Żadna jednak od pierwszego spojrzenia nie przykuła jej wzroku. Wszystkie wyglądały tak… pospolicie. I w dodatku prozaicznie, jakby zaraz miały umrzeć ze znudzenia pomimo licznych pisków i odgłosów trzepotania skrzydłami. Potrzebowała pupila, który będzie jej kompanem, ozdobą i posłańcem zarazem. Nie szukała marnej imitacji tychże cech, bo nie odnajdywała przyjemności w obserwowaniu takich zwierząt. Piękno, spryt i wierność – oto, co tkwiło konkretnie w jej głowie. Jeżeli sowa nie była do tego zdolna to jaki był sens jej kupowania?
Drażniący zapach karmy i ptactwa dosięgnął w końcu i jej nosa, ale on – w przeciwieństwie do mieszaniny woni ze sklepu z perfumami – nie otulał jej jak zaciskająca się wstęga. Był nieprzyjemny, owszem, ale do zniesienia. Wiele dam powiedziałoby zapewne, że to okropnie cuchnące ze względu na swoją „wiejskość” miejsce, ale dziewiętnastolatka akurat akceptowała fakt, że zwierzęta pachniały tak a nie inaczej. Niejednokrotnie przebywała w stajni, troszcząc się za dziecka o swojego kucyka, potem zaś o kucyka i konia, którego obecnie zwykła dosiadać. Mogła więc rzec, że poniekąd przyzwyczaiła się do tego typu zapachów i po jakimś czasie przestały jej przeszkadzać.
Spostrzegła, dokąd zmierza Isabella. Ojejku… ta dziewczyna nie mogła choć chwilę ustać w miejscu. Una uśmiechnęła się na samą myśl z politowaniem, że gdyby Lady Selwyn przyszło nie ruszać się przez pięć minut, prawdopodobnie by się jej to nie udało. Za bardzo kochała ruch i energię z niego płynącą – do takiego wniosku doszła kasztanowowłosa po kilku dobrych latach znajomości.
Nie mogła jednak powstrzymać się od zrezygnowanego westchnięcia, zobaczywszy, co Isabella wyczynia. Bulstrode szczerze doceniała jej chęci, ale współczucie niewiele by tej sowie pomogło. Właściwie, sądząc po spojrzeniu, jakie im posyłała, najpewniej nie takiej reakcji oczekiwała.
Jeżeli byłabym na jej miejscu to raczej nie chciałabym, żebyś się tak do mnie zwracała, lady Selwyn. – wtrąciła rzeczowo. – Myślę, że ta sowa jest równie mała co my, ale w środku jest naprawdę ostrym wojownikiem. – dodała już lżejszym tonem z uśmiechem na ustach.
I Una mówiła – przynajmniej swoim zdaniem – prawdę. W końcu, kto decydował o tym, czy ciemne oczy albo długie palce przesądzają o charakterze? W powieściach czasem atrybuty zewnętrzne pokrywały się z wewnętrznymi, ale w rzeczywistości nie zawsze tak było. To że sówka nie miała jednego oka, nie oznaczało, że jest biedna i zasługuje na łzy postronnych. Podobnie było ze wzrostem – przecież obie dziewczyny też były niewysokie, a na ogół świetnie radziły sobie w pojedynkę lub z minimalną pomocą ze strony trzeciej. Nie musiały być rosłe jak dąb, grunt że nie były głupie jak brzoza!
Ostrożnie wyciągnęła rękę, by pogłaskać sowę. Z początku obawiała się, że ją dziobnie, ale ta dalej zasępiona stała nieruchomo na kiju. Una pogładziła ją delikatnie po łebku, po czym cofnęła spokojnie rękę i zwróciła się do Isabelli:
Chodźmy może na dział z większymi sowami. Podobno mają tam duże zróżnicowanie względem ich rodzajów.
Zerknęła na moment w kierunku malutkiej sówki, ale ta nie wydawała się protestować. Una zresztą nie planowała zmieniać swoich początkowych założeń: jej ptak miał roztaczać dostojną aurę, dotrzymywać jej towarzystwa, a w dodatku być posłuszny. Była trochę wymagająca, ale nie przejmowała się zbytnio – w tym sklepie podobno był szeroki wybór ptaków, musiała więc kiedyś trafić na właściwego.



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]27.05.19 0:47
Zwierzaki umierały, listy ginęły, a za tymi listami skrywały się czyjeś wypatrujące z nostalgią oczy czarodzieja. Sama korespondencja była w jakiejś części sercem dworskiego życia, albowiem sowy niosły wieści, zaproszenia i plotki. Isabella uwielbiała pisać listy i z wielką radością też wypatrywała odpowiedzi na nie. Choć trzeba było przyznać, że treść wiadomości bywała jeszcze bardziej oficjalna niż faktyczne dialogi w żywych sytuacjach towarzyskich. Spisywane na pergaminach myśli zachowywały większą rozwagę, mniej emocji. Cóż się jednak dziwić, domeną świata szlacheckiego była przecież bliska tradycja i poszanowanie dobrych obyczajów. Nad tym Isabella chyba jeszcze będzie musiała popracować.
- Och, gorsety. To prawda. Chociaż lubię móc odetchnąć pełną piersią, ale bez gorsetu chyba nie mogłabym wyjść z domu. W dodatku są piękne. Nawet jeśli widzę je właściwie tylko ja… - zaczęła się rozwodzić na ten jakże kobiecy temat. Miała mnóstwo gorsetów, choć zwykle były to modele do zakładania pod sukienkę. Wiedziała jednak, że niektóre kobiety preferowały odwrotną kolejność. Według Isabelli to jednak element bielizny, nikt nie powinien wiedzieć – szczególnie o tym, że niektóre kobiety pomagają nieco swym niedostatecznym sylwetkom.
Una miała rację, ta zupełnie prosta chwila mogła się przerodzić w przyjacielską przygodę. Trzeba było zerkać głębiej. A jeśli odnajdzie tutaj Bulstrode jakiś wyjątkowy okaz, który wzbudzi podziw wśród innych dam? Ptaki bywały bardzo dostojne, utożsamiano je przecież z wiedzą. A pióra były pożądanym elementem wielu zdobień.
Każdego dnia odkrywała coraz więcej tajemnic o życiu, chowały się w tych najmniejszych szczegółach i wiele z nich, niestety, kłóciło się z tradycyjnym życiem arystokratki. Bella jednak nie mogła absolutnie od tego uciekać. I chyba nawet nie chciała, bo dobrze jej było w tej pozłacanej, pięknej rzeczywistości. Przypadek Uny potwierdzał choćby to, że szlachta nie była tak mocno nieprzyjacielska, jak jej zarzucano. Tak, tu też istniały zespoły do zadań specjalnych i takich nieco mniej specjalnych jak wybór sowy. Przez te ciekawskie oczy tych nocnych ptaków, a właściwie to konkretnie to jedno oko, znów zapragnęła nowego zwierzaka. Miała jednak już swoją drogą sówkę i chyba za nic by jej nie wymieniła.
- Wiem, że jest bardzo dzielna – powiedziała, mając wielką ochotę na wsunięcie palca między metalowe pręty klatki. Jednak nie zrobiła tego. Chyba odezwały się w niej resztki zdrowego rozsądku. No i wyobraziła sobie te wszystkie dzieciaki zaczepiające zwierzątka. Nie chciała być jak one. Jednak wkrótce ptasią główkę pogładziła Una i obawy Isabelli się rozmyły. Sowa wydawała się zadowolona z tej drobnej pieszczoty.
Oderwała spojrzenie od jednookiej i popatrzyła na przyjaciółkę. – Och, Uno, zapewne piszesz długie listy, skoro potrzebna Ci taka wielka sówka… - Pozwoliła sobie na żarcik i zaśmiała się pod nosem. Podążyła za nią. Pojedyncze piórka wznosiły się w powietrzu, niektóre klatki niebezpiecznie się chybotały, gdzieś za ich plecami zarechotała żaba. To miejsce żyło wyjątkowo mocno. – Ta jest przepiękna – zawołała, wskazując na jedną z sów w czarnej klatce zawieszonej kilka kroków od nich. – I ma takie mądre, spokojne spojrzenie, popatrz… - mówiła, zbliżając się do wspomnianego ptaka. Obserwował je, zaciskał mocno pazurki na drążku. Może właśnie ta sowa czekała na lady Bulstrode?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Magiczna menażeria - Page 6 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]27.05.19 23:31
Domyślała się, że prędzej czy później przyjdzie jej wyjść za mąż, zakładała więc, że prywatna sowa na pewno nieocenienie jej się przyda. W końcu, nie mogła wyobrazić sobie, że po ślubie kończy ze wszystkimi relacjami, jakie dotąd ją z kimkolwiek łączyły. Wyobrażała sobie to tak, że nawet jeśli jej partner nie byłby z tego zadowolony, pisywałaby z zamiłowaniem listy, zwłaszcza do tych osób, z którymi spotykać by się nie mogła. Może brzmiało to odrobinę marzycielsko, ale liczyła, że ten, z którym zwiąże ją los, nie będzie jej przywiązywał do łoża. Ani kominka. Bo o ile była domatorem, o tyle była dorosłą kobietą, damą i nie uważała, by takie traktowanie jej się należało. Czasem bywała nieposłuszna, ale kompletne ograniczanie jej wolności przez nadopiekuńczego męża… nie mogło być dobre. Podobnych uczuć zaznawała przy matce, która nadmiernie dbała o dobro młodziutkiej Bulstrode. Unie nie trzeba było tego więcej.
W sprawie gorsetów musiała przyznać Isabelli poniekąd rację: towarzystwo za rzadko je widziało. Większość gorsetów kryło się kompletnie pod sukienką, albo tylko częściowo było widocznych – na przykład, gdy wzór takowego wiódł od wzgórka pomiędzy piersiami w dół. Dziewiętnastolatkę zdecydowanie od zawsze fascynowały gorsety, lubiła je i nie miała większego problemu z ich noszeniem. Zniechęcało ją jednak to, że uważane były często wyłącznie za bieliznę – lepiej wyglądałyby całe na wierzchu, ozdobione milionem kolorowych nitek i kokardek. Prezentowałyby się nie dość że dystyngowanie, ale i uroczo. Szkoda że zwykle będąc na zewnątrz, obwieszczały światu istnienie panien lekkich obyczajów. Ty kobiety nie powinny mieć nawet szansy na noszenie ich, przynajmniej zdaniem Uny. Nie wiedziały, co to elegancja ani szyk. Daleko było im do porządnych kobiet, a co dopiero wytwornych dam.
To prawda. Powinny być widoczne całkowicie dla większego piękna, ale cóż poradzić. – odparła tylko. Nie chciała zostać uznana za buntowniczkę ze względu na swoje śmiałe poglądy. Wielu nie rozumiało, że czasami zmiany potrafiły być korzystne.
Sądziła, że wybór sowy nie był niczym specjalnym, bardziej skromną przyjemnością dnia, ale jeśli Isabella uważała to za przygodę – tym lepiej dla niej. Una pomimo przeczytania tak dużej ilości książek, nie potrafiła nazwać udania się do sklepu czymś specjalnym. Ot, lubiła proste, ale wciąż godne jej pozycji zajęcia. Nie szukała w spotkaniach wielkich wydarzeń, szukała przypadkowych spotkań, którym mogłaby nadać znaczenie. Kupowała książki, a potem przepisywała starannie cytaty, by zapamiętać te najlepsze. Nie używała bata, jeżdżąc konno, lecz sama starała się utworzyć więź z koniem. Nie stroniła od próbowania czegoś nowego, gdy nie było ku temu przeciwskazań, choć normalnie zachowywała rutynę codzienną. Uznawała za najmilsze sercu rzeczy, które wydawały się w swej istocie bardzo prozaiczne, a jednak dawały nadzieję na coś pięknego.
Sowa nie wyraziła sprzeciwu, mogła więc wyciągnąć wniosek, że nie gniewa się na damy za słowa Uny. Bulstrode to odpowiadało: nie chciała obrazić sowy, po prostu szukała innego rodzaju ptaka. Wierzyła, że na tę sowę na pewno też ktoś czeka. Może właśnie jakaś mała dziewczynka wychodzi z domu, by ją kupić? Albo jakiś mężczyzna w lśniącym nowością cylindrze? Nie chciała zabierać szansy temu, kto na nią zasłużył. Poza tym czuła, że i tak niezbyt by się z tą sową dogadały. Jedna cicha i druga cicha. Kiepskie połączenie na sam start.
Wywróciła oczami, słysząc żart Isabelli. Mimo tego na twarzy Uny dało się ujrzeć przekorny uśmiech.
Stawiam po prostu za duże litery. – odbiła piłeczkę, choć jej odpowiedź była wymijająca. Większa sowa oznaczała większą zdolność do przenoszenia przedmiotów. Ostatnia sowa, która była, nieszczególnie się do tego nadawała. Una chciała ptaka, który byłby wszechstronny, by móc przenosić wszystko i tyle.
Wznowiły poszukiwania i jak na zawołanie lady Selwyn zwróciła uwagę kasztanowowłosej. Tym razem ptakiem, na których spoczął wzrok obu szlachcianek, był większy ptak. Dziwny ptak. Nie wyglądał jak typowa sowa.
Nie spotkała się dotąd z tym gatunkiem, ale niewątpliwie jego przedstawiciel był imponujący. Sowa miała oczy przyjemnie pomarańczowe jak ogień był pomarańczowy, gdy szturchało się go pogrzebaczem. Do tego miała dość mieszane ubarwienie, w którym przeważały brąz, biel i czerń. I te jej… uszy? Wyglądały jak niesforna fryzura. Doprawdy nadzwyczajny okaz.
Przypomina mi trochę ciebie, Isabello. – rzuciła Una zgodnie z prawdą. Sowa niezaprzeczalnie wyglądała na równie temperamentną i chętną do ruchu jak Isabella. Do tego ciągle trzepotała skrzydłami. – Ale prezentuje się całkiem dobrze. Pytanie, czy dam radę dojść do porozumienia z tak energicznym stworzeniem.
Nigdy nie stroniła od ruchu, ale martwiła się, że za tą sową nie nadąży. Zawsze wolała dom niż ogród, a co dopiero mówić o dalszych terenach. Sowa znikałaby pewnie bardzo często na długie dystanse, raczej nie przebywałaby w jednym miejscu. Tym samym Una często zostawałaby sama, bez towarzystwa, bo nie chciała przeszkadzać ptakowi w jego codziennych wędrówkach. Nie trzymałaby go w klatce jak to robiła znaczna część czarodziejów.



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]30.05.19 23:25
Szczęście – ono zawsze mocno się Isabelli trzymało. I jeśli można było mówić o szczęściu do przedziwnych przypadków i zawirowanych osób, to akurat Bella mogła śmiało przodować. Szła prostą ulicą i wpadała na ludzi, którzy mogli wkrótce zmienić jej sposób patrzenia na świat i odmienić rzeczywistość Mogli być przygodą. Nie, nie szukała wyśmienitych wojaży na siłę, ale tak jakoś po prostu przyciągała je. Ku niezadowoleniu matki, która wolałaby, aby córka trzymała się bezpiecznej okolicy i zaufanych ludzi. Czy, zbaczając z drogi, Isa sama pchała się w kłopoty? Czy, rozmawiając z przypadkowymi ludźmi, poszukiwała nieodpowiedniego kontaktu? Jej usposobienie nie było tak mocno i sztywno wyrzeźbione, jak mogłaby tego oczekiwać nestorka. Zresztą i Una miała tak samo, ale chyba z lepszym skutkiem zachowywała pozory. Selwyn to zdecydowanie przypadek bardziej poplątany. Gnała do świata nieznanego, a im bardziej złowieszczy był ten kiwający na nią palec, tym większe pokłady kaprysu się w niej kumulowały. Wypełniała je na tyle, na ile mogła sobie pozwolić ze swoją pozycją. Czyli, cóż, w bardzo, bardzo niewielkim stopniu. Odkrywanie menażerii mogło być tylko nudną powinnością, ale jeśli zajrzeć głębiej, to być może odnajdzie się w niej jakiś widok, który skradnie serce. Zupełnie jak ta poszkodowana sówka, która spokojnie czekała, aż ktoś się nią zaopiekuje. Bella wiedziała, że to nie jest zwierzę dla Uny Bulstrode, ale mimo to nie mogła nie zwrócić uwagi na tak wyjątkowy okaz. Chciała tylko wierzyć, że okaleczony ptak znajdzie dobry dom i nie zginie porzucony gdzieś w obrzydliwych odmętach Londynu. To byłaby przecież straszliwa historia! Tak, Bella potrafiła pewne rzeczy wyolbrzymiać i niestety często reagowała zbyt emocjonalnie.
- Wierzę w Twe zgrabne pismo – powiedziała całkiem pewnie, choć był w tym cień żartu. Obydwie wiedziały, że nie chodzi wcale o duże litery. Ani też o obfite, szczegółowe listy, które nie byłyby nawet czymś złym. Umiejętność pięknego pisania listów była bardzo przydatna w świecie arystokratów. W słowach przecież kryła się moc i perswazja, były postacią bardziej fizycznej, przemyślanej głęboko myśli. Tak wiele spraw czarodzieje załatwiali przez sowy. Tak wiele losów odmieniało się wraz z przyfrunięciem ptasiego przyjaciela. Jeśli któregoś dnia zjawiłby się jakiś okropny potwór polujący na te ptaki, to była przekonana, że świat szlachecki obróciłby się do góry nogami! Dlatego też porządna, zdolna i silna sowa była tak ważna. Miała wypełnić swą misję i nigdy nie dać się złapać. Niosła wieść, niosła emocje i wspomnienia, na które ktoś czekał, do których ktoś tak mocno tęsknił.
Oczy tej przyuważonej sowy, przy której właśnie się znalazły, zachwycały Bellę. Czuła, że świdrują ją, że obnażają z każdej tajemnicy, a jednocześnie same pozostawały nieprzeniknione. Bardzo czujny był to ptak i jednocześnie ewidentnie zaciekawiony dwoma rozmawiającymi panienkami. Gdy się tak tkwiło przez całe dnie w ciasnej klatce i nie mogło polatać, na pewno przybywający goście przykuwali uwagę. Choć z drugiej strony sama by chyba zwariowała, kiedy każdego dnia tyle oczu prześlizgiwałoby się po niej spojrzeniem. Chyba bardziej była skłonna uwierzyć, że te zwierzęta się męczyły. Liczyła, że sprzedaż idzie dobrze i nie siedzą długich tygodni w klatkach w oczekiwaniu na swojego nowego pana.
- Mnie? – spytała zaskoczona. Słowa Uny nieco ją wybiły z tropu. – Och! Chcesz powiedzieć, że ja się też tak… gapię? – zapytała, pozwalając sobie na to wielce niestosowne określenie. Dobrze, że matka jej nie słyszała, bo dostałaby po łapach. Słowo „przyglądam” jakoś nijak jej pasowało do oczu tej sowy. – Cóż, myślę, że skoro radzisz sobie ze mną, to i opanujesz ją – stwierdziła, trochę dodając jedno do drugiego Jeśli Una dostrzegała w ptaku temperament podobny do Isabelli, to jak mogłaby się nie dogadać z tym puchaczem? Jeśli pozwoli jej dużo latać i nie będzie trzymała sowy długo w zamknięciu, to okiełzna tę energię. - Chciałabyś właśnie ją, prawda? - zapytała, zauważając wyraźnie, że zainteresowanie przyjaciółki w przypadku tego stworzenia jest większe. - Jestem pewna, że będziecie wspaniałymi kompanami - dodała pogodnie i sięgnęła dłonią w kierunku owej klatki.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Magiczna menażeria - Page 6 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]02.06.19 22:39
Niepodważalnie różniła się od większości Bulstrode’ów. Gdy ktoś dowiadywał się w Hogwarcie, jakie Una ma nazwisko, często reagował na to skonsternowanym ściągnięciem brwi czy prostym, choć odrobinę obraźliwym „TY? Naprawdę?”. Ale czy rzeczywiście tak bardzo różniła się od ojca, żyłach którego płynęła ta sama błękitna krew co w jej? Cóż, może zawsze była odrobinę zbyt sympatycznie wyglądająca, a do tego wolała mówić chociaż częściowo prawdę… ale przecież nie było to głównym przeciwieństwem mieszkańców Gerrards Cross. Nie byli familią posępną ani słynącą z dwulicowości. Oczywiście, nieraz sięgali po władzę w subtelny sposób – jednak nie na darmo. Jeżeli coś robili, przynosiło to efekty. Jeśli podejmowali się jakiegoś ryzyka to ze świadomością, że większe są szanse na powodzenie niż porażkę. Nie byli jak te szlacheckie rodziny skupione wyłącznie na sobie i na pustych frazesach toczonych uroczo przy stole, jakby to słodkie słówka odnośnie sukienki czy pięknych butów miały decydować o losie świata. Nie z tego słynęli.
Słynęli z tego, że działali zza kotary, jak cienie albo jak słońce, które znika każdego dnia z nieboskłonu, aby nazajutrz oznajmić wszystkim, że to jeszcze nie koniec. Poruszali sznurkami należącymi do marionetek, które tak często widywała na występach ulicznych, gdy szła prostą drogą. Sami jednak marionetkami pod żadnym pozorem nie byli – nie szukali zaszczytów, nie łaknęli władzy jak wiedzy, a na dodatek zawsze zachowywali we wszystkim zdrowy umiar. Ciężko byłoby manipulować którymś Bulstrodem, wszak jeżeli sam zwęszyłby dobry interes, wytargowałby niższą dla siebie cenę i finalnie się zgodził. Nie byłby pionkiem w czyjejś grze.
Tak przynajmniej widziała swoich krewnych Una. Może odrobinę ich idealizowała, ale czy można było ją za to winić? Wychowywała się w dość rodzinnej atmosferze, a nestor – choć był dość specyficznego charakteru – nigdy nie stronił od swoich potomków. Właściwie zdawał się o nich nawet w pewien sposób dbać i być może stąd Una wywnioskowała, że jej rodzina nie była rodziną jedynie na salonach czy na starych obrazach. W domu również nią była.
Kasztanowowłosa spojrzała przelotnie na sowę bez jednego oka i przez chwilę poczuła wątpliwości, jednak szybko je odrzuciła. Ta sowa nie była dla niej, po drugie wierzyła, że ktoś się nią zaopiekuje. Że ktoś zaopiekuje się tym ślepcem nie ze współczucia, żalu czy poczucia winy – ale z czystej dobroci serca. Ale może zbyt naiwnie w to wszystko wierzyła? Każdy czarodziej raczej wypatrywał korzyści płynących z sowy – ta prawdopodobnie nie znalazłaby domu, chyba że przy żebraku, który skrzywdzonym zwierzęciem próbowałby wziąć przechodniów na litość. Chociaż… podchodząc tak dosłownie do wszystkiego, można powiedzieć, że i tak nic się nie uda. A to już było ostre przegięcie.
Pokręciła głową, robiąc kwaśną minę na odpowiedź Isabelli. Gdyby Una bardziej lubiła sarkazm i ironię, na pewno by jej teraz użyła. Kojarzyły się jej jednak ze zgorzkniałymi starcami, więc wolała tych określeń unikać.
Przyjrzała się wskazanej przez siebie sowie bliżej. Ptak, który na nich teraz patrzył, wydawał się naprawdę… specjalny. Ale nie oznaczało, że zły – w żadnym wypadku. Emanował energią i życiem, czego często brakowało Unie. Jeśli by go wzięła, z pewnością dodałby jej sił i witalności. Pytanie tylko, czy ona nie zabiłaby go swoim spokojem i sceptyzmem? A trzeba było dodać, że w swoim apogeum potrafiła przewidywać najgorsze, oj potrafiła. Lista zagrożeń i przeciwwskazań ciągnęła się jak najstarsze pergaminy widywane jedynie na półkach w starych bibliotekach czy muzeach.
Parsknęła głośno, wywracając oczami na wzmiankę o „gapieniu się”. Która szlachcianka tak gad… err, mówiła? Czasami zapominała, że Isabella nie jest wyłącznie jej dawną koleżanką z ławki, ale i szanowaną lady Selwyn.
Nie w tym sęk. – odpowiedziała prosto. – Myślę, że obie chciałybyście codziennie zażywać dużo ruchu.
… ale coś wam na to nie pozwala. – nie dokończyła z oczywistych względów. Namawianie do buntu nie było w jej stylu, a kąśliwa uwaga mogła być potraktowana jak podżeganie do takowego. Na nieszczęście to, że arystokratki nie pracowały, skutkowało tym, że dzień za dniem przesiadywały osowiale w rezydencjach. A to było zwykle… nudne, nie licząc czytania książek czy pisania. Teraz kiedy pogoda szalała, nawet przejażdżki konne musiały odejść w zapomnienie. Jeżdżenie w siodle było w tym momencie zbyt niebezpieczne – błyskawice przecinające co rusz niebo niepokoiły nie tylko jeźdźców, ale i opiekunów koni. Zwierzęta te może nie należały do płochliwych, ale burza ani trochę im nie służyła.
„Cóż, myślę, że skoro radzisz sobie ze mną, to i opanujesz ją” – w punkt. Isabella miała rację: czemu, skoro Unie udawało się wytrzymywać z wydającą się zawsze podskakiwać z emocji blondynką, miałaby nie dać rady sowie? Raz że to zwierzę, więc charakter powinno mieć mało skomplikowany, a dwa że… zwierzęta zazwyczaj były posłuszne. Jak kucyki, na których jeździła w dzieciństwie. Una skwitowała całą wypowiedź Isabelli: „W rzeczy samej” w ramach zgodzenia się z przedmówczynią. Więcej nie trzeba było dodawać.
Tak sądzę. – odparła krótko zapytana o to, czy chce kupić tę sowę. Samiec czy samica, zwierzątko wydawało się naprawdę przyjazne. Może warto było dać mu szansę? – Mam nadzieję, że będziemy. Mam nadzieję… – dopowiedziała w lekkim zamyśleniu.
Stworzonko zatrzepotało skrzydłami, jakby samo chciało dać znać, że domaga się przygarnięcia. Pięknymi oczami błagało wręcz o to, by je kupić. Młoda Bulstrode pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że sowa musiała niemiłosiernie się w tej klatce nudzić. Pewnie chętnie by polatała albo po prostu zrobiła coś, co nie wymagało stania na kiju. Zrobiłaby… cokolwiek, byle nie umrzeć z nudów.



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]04.06.19 23:40
Gdy za ścianą toczyły się wojny, gdy burzliwe dyskusje w błyskach wielkich miast niosły naprzemiennie pokój i niezgodę, stabilna wydawała się jedynie rodzina. Przecież nawet rozcinano wstęgi przyjaźni w imię poglądów tej lub tamtej rodziny. Do niedawna większość antymugolskich rodów patrzyła na nią z pogardą i nie mogła nawet liczyć na niezobowiązującą rozmowę podczas cudownego balu. Teraz niespodziewanie zyskiwała przychylność coraz to większego szlachetnego grona dostojników. Lady Morgana niejednokrotnie wspominała o nowej erze. Nigdy zaś nie mówiła o Alexandrze. Ani ona ani, wydawałoby się, nikt z rodziny. Tylko Bella czasami wspominała drogiego kuzyna. Bulstrodowie nie byli marionetkami? Czy którykolwiek z rodów mógł tak twierdzić? Pozostawali niezaprzeczalnie uwikłani w tradycję, głęboko w ziemi zapuszczały się korzenie każdej z rodzin. Każda miała swój udział w świecie, który kreowali i zarazem nikt z nich nie decydował samodzielnie. Ostatni zjazd przyniósł wichurę, której kierunek i źródło Isabella próbowała zrozumieć. Kobieta nie powinna zadręczać się myślami o polityce, ale chyba chciała odkryć, co sama o tym sądzi i w którym dokładnie miejscu się znajduje. Jej osoba miała znacznie. Była bowiem jednym z płomyków falujących w wielkim kominie Selwynów, a w jej żyłach znajdowała się nieskażona szlamem krew. Miała być kontynuatorką tradycji. Tylko jak mogła to zrobić, jeśli nie do końca umiała się odnaleźć? Dlatego zaczepiała ojca, prosząc go, aby uraczał ją opowieścią i wylewnym wyjaśnieniem. Nie chciała brodzić w uciążliwej nieświadomości. Chciała odkryć własne zdanie. Można było z dnia na dzień zmienić stronę rodziny, można było poświadczyć to salamandrową pieczęcią, ale w przypadku indywidualnych myśli człowieka tak to nie działało.
Pozostając na tym rozdrożu, rzadko poruszała tematy polityczne z innymi paniami. To rozpraszało malującą się w tych zielonych oczach pewność. Wolała bezpiecznie poruszać się po obszarach sztuki czy zielarstwa. Być może w którymś momencie poczuje się bardziej świadoma i ogrzeje ją niewidzialna moc patronki. Tymczasem robiła wszystko, aby nieść dumę rodzicom i nie splamić honoru Selwynów. Zastanawiała się czy ojciec, matka, brat i wszystkie ciotki byli tak pewni swojego zdania, czy wiedzieli, w co wierzyć i komu w głębi duszy można zaufać. A może to też była ta Selwynowa gra? Bella chyba nawet nie byłaby zdziwiona. Zadręczały ją troski do damy niepodobne. A jednak chodziło o najbliższych krewnych. Jakże mogłaby zepchnąć kompletnie na margines tożsamość rodziny?
- Przyznaję, masz  rację. Mury pałacu nigdy wcześniej nie były tak nieznośne i ciasne. Rodzice martwią się o burzę i coraz trudniej mi się stamtąd wydostać. W dodatku tęsknię za ogrodami. Każda wycieczka do Londynu jest jak najpiękniejszy prezent. Jeśli anomalie się nasilą, to pewnie długo nie zobaczę miasta. – Westchnęła, schodząc przy okazji na nieco inny temat. Niemniej jednak gniła w domu jak w klatce. Bez ogrodu, bez drogiej cieplarni i zapachu lasu. Odgłos miasta wyrywał ją z tego więzienia, ale nie mógł wynagrodzić odizolowania od natury. – Zastanawiam się, jak te biedne ptaki radzą sobie w tej wichrze… - zaczęła głośno rozmyślać, spoglądając na majestatyczne, ale nadal tak niepozorne skrzydła sów. Niemal od razu wyobraziła sobie, jak zwierzątko walczy w locie z tym szalejącym żywiołem, byleby tylko wypełnić swą misję i dzielnie dostarczyć list opiekunki. Ależ to było poświęcenie. Gdy te obrazy przewijały się przed jej oczami, niemal zwielokrotniła się miłość Belli do własnego puchacza.
Gdy Bulstrode podjęła decyzję, Isabella rozpromieniła się wyraźnie. Wbrew pozorom całkiem szybko zdecydowała się na ptaka. – Jak ją nazwiesz? – dopytała, choć dobrze wiedziała, że nie jest znana jeszcze płeć tego nowego skrzydlatego przyjaciela. Niemniej wiele imion sów nie wskazywało dosłownie, czy była to samica czy samiec. Może wcześniej myślała o jakiejś nazwie? Wybranka wydała z siebie kilka donośnych dźwięków, jakby próbowała zwrócić na siebie ich uwagę. Być może była na tyle mądra, że już przeczuwała obecność nowej właścicielki.
– Chodź, poszukamy sprzedawcy. Ona chyba bardzo chce być twoja. A może później odwiedzimy kawiarenkę? Choć moja ulubiona jest zamknięta. Wydarzyło się tam podobno coś złego… - mówiła, kiedy zmierzały w kierunku lady. Doszły ją słuchy, że „Słodka Próżności” miała się raczej kiepsko – o ile w ogóle się miała.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Magiczna menażeria - Page 6 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]11.06.19 0:04
Gdyby zapytano ją jakiś rok temu, jak wyobraża sobie dalszą relację z Isabellą odpowiedziałaby prosto (i zgodnie z prawdą), że nijak. Nie sądziła, że przy polityce ich rodów mogłoby je czekać coś więcej niż przypadkowe spotkania i zwykłe grzeczności. Pochodziły przecież z dwóch różnych światów. A jednak – los okazał się przewrotny. Selwynowie zmienili nastawienie. Opowiadając się wreszcie po właściwej stronie, zadeklarowali antymugolskie podejście. Dzięki temu Una nieoczekiwanie uzyskała okazję do odnowienia starej przyjaźni, choć sama początkowo w to nie wierzyła. Nawet więcej: nie wierzyła do końca w to, co się stało w Stonehenge. Oczywiście – stosunki między rodami bywały napięte, nawet i bez podziału na stronnictwa, każdy chciał władzy, jednak ciężko byłoby orzec o nadchodzącej wojnie. A do tego to wszystko właśnie doprowadziło. Do wojny.
Bulstrode prócz doświadczenia ogólnego szoku, cieszyła się jednak, że Selwynowie będą bronić słusznej sprawy – nie tylko ze względu na szacunek do tradycji czy dobrych obyczajów. Cieszyła się, że nestor nie będzie nieprzychylnie patrzał na nią, gdy ta wyciągnie rękę do Isabelli. Kasztanowowłosa mogła się zawsze powołać na to, że zdobywa nowych sojuszników i wdrąża nowicjuszy do kręgów – zupełnie jak w szkole. Będąc prefektem, również to robiła, nawet poniekąd budziło to jej zadowolenie. Wszyscy jedli jej z ręki i poza osobami specyficznymi nikt nie ośmielał się jej sprzeciwić, a co dopiero mówić o gnębieniu. Bo i po co? Nie było sensu narażać się komuś, kto zawsze stał po odpowiedniej stronie. Nigdy nie dawała innym powodów do śmiechu czy nienawiści, nie narażała się, była grzeczna i opanowana. Była idealna w każdym calu. To przynajmniej sugerowało jej lustro, które codziennie widywała w sypialni. A ona temu odbiciu wierzyła.
Uśmiechnęła się ciepło na słowa Isabelli. Domyślała się, że lady Selwyn trochę nużyło ciągłe siedzenie w zamku, Unie w końcu – nawet jako typowej domatorce – też przestało to wystarczać. Wiedziała jednak, że jeśli Isabelli przyjdzie na stałe wyjechać to nie będzie to czynione ze zwykłej pobudki – krewni martwili się o nią, nie mogli pozwolić na to, by coś jej się stało. Na pewno chodziło o to, nic więcej.
Rozumiem, lady Isabello. To minie, nie martw się. Kiedyś chmury muszą się rozproszyć i musi pojawić się słońce. – powiedziała pocieszająco. Być może brzmiała trochę naiwnie, ale cóż – została jej tylko nadzieja, że wojna i anomalie szybko miną i będzie mogła samodzielnie chodzić po książki czy po prostu w pojedynkę przechadzać się uliczkami Londynu. Zamawianie prenumeraty do zamku potrafiło być odrobinę wstydliwe i zwracało niepotrzebnie uwagę pospólstwa.
Zresztą, niedługo przecież każda z nich miała wyjść za mąż! Może i Una niezbyt widziała to w optymistycznych barwach, bo była to przecież dla dziewczyn wizja rozłąki, ale… Zważając na obecną sytuację, od momentu ślubu będą mogły swobodnie odwiedzać dwa miejsca, nie tylko jedno. O jedno miejsce do bycia wolnym od niechcianej asysty więcej. Tyle dobrze.
Spójrz na to z innej strony: ty w ramach ochrony masz uroczą kruszynę do towarzystwa, ja zaś… – przerwała, by spojrzeć sugestywnie na matronę w oddali. Chciała się upewnić, że niczego nie dosłyszy. – Poruszam się po mieście z osobą, która wygląda jak moja babcia.
Parsknęła cicho. To było zabawne, że ktoś tak słynący z energiczności i wpadania w kłopoty jak Isabella miał do dyspozycji miłą dziewczynę, zaś Una – choć spokojna i zawsze ugodowa – dostała w ramach tego sztywną starszą kobietę. Wiedziała, że to w ramach kary za samowolkę, prezentowało się to dla niej jednakże co najmniej śmiesznie.
Personalnie sądzę, że sowy są silniejsze niż myślisz. Inaczej jak dostarczałyby nam prócz listów również paczki? – rzuciła, by chociaż trochę zdjąć ciężar z myśli Isabelli. Dziwnie się czuła będąc tą, która próbuje ją wydobyć z emocjonalnego dołu, w końcu to raczej Una była pesymistką, ale taka chyba była rola przyjaciółek – wspierać się, choćby było to dla nich ciężkie.
Słysząc pytanie Isabelli, zmarszczyła brwi. Nie zastanawiała się jeszcze nad tym. Uważała, że zwierzę powinno mieć imię adekwatne do swoich cech, żeby nie uznawało je za obce. Nie mogła wiedzieć, jakiego typu zwierzę wybierze, nie myślała zatem nad imieniem.
Sowa, którą postanowiła kupić, była żwawa i wesoła. Imię więc powinno oznaczać to samo. Do tego Una nie znała jej płci, toteż potrzebowała imienia uniwersalnego, niesugerującego przypadkowo błędnie, że jest samicą lub samcem.
Może Harley? – Przyszło jej nagle do głowy. – Oznacza chyba skałę i łąkę. I nie określa płci. Powinno pasować.
Zdaje się, że widziała to słowo w którejś ze staromagicznych książek podczas nauki. Nie mogła jednak przypomnieć sobie, czy było to w domu, czy w szkole. Musiało więc mieć to miejsce bardzo dawno.
Zamrugała na wzmiankę o kawiarni. Co takiego miała na myśli? Może Una coś przeoczyła albo szła inną drogą, nie widziała jednak cokolwiek, co wpisałoby się w opis Isabelli. Nie była jednak typowo salonową damą i nie śledziła wydarzeń w Londynie na bieżąco.
Huh? „Coś złego”? Co takiego? – spytała, odwracając się powoli w jej stronę. Nieszczególnie ją to interesowało, bo nie zaliczało się to do polityki, ale z chęcią wysłuchałaby słów Isabelli.
Zgodziła się z przedmówczynią i poszły w kierunku lady. Starsza pani odpowiedziała na pytanie o płeć, mówiąc, że to dumny samiec. Una pokiwała głową i przekazała jej pieniądze. Nie trzeba było jej więcej o nic pytać, zresztą… nawet jeśli cena była wygórowana to nie Una płaciła za sowę a nestor. To on powinien się martwić tym, ile jego potomkini wydaje na dobrego ptaka korespondencyjnego.
Proszę go niezwłocznie dostarczyć na ten adres. – dodała i napisała na skrawku pergaminu niezbędne informacje. Domyślała się, że reakcja mieszkańców dworku może być nieciekawa, nie mogła jednak dźwigać całego arsenału związanego z ptakiem sama, to tylko jeszcze bardziej rozjuszyłoby nestora. Była dobrze urodzoną damą, nie do niej należały obowiązki ulicznego motłochu.



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Magiczna menażeria [odnośnik]17.06.19 13:24
Minął już czas, w którym pobłażano nastoletnim kaprysom. Bella nie mogła zwalić już na beztroskie prądy radości i dziecięce prawo do popełniania błędów. O ile ojcowskie serce wciąż umiała rozczulić, tak matka należała do dam wytwornych i raczej chłodnych. Dwudziestoletnia ponad panienka, potomkini szlachetnego rodu nie miała prawa do niewłaściwego zachowania. Nie przy dobrym zdrowiu i umyśle tak rozjaśnionym. Starsza Lady Selwyn nie miała w swoje krwi salamandry – tak sobie jej podejście tłumaczyła Isa, czując, że ani rodzicielka ani starszy brat, który się w nią wdał, nigdy nie pojmą drzemiących w niej namiętności. Dlatego ramię ojca było azylem córki. Jednak usiłowała nie upaść z tej cienkiej, drgającej niteczki, na której stawiała powolutku stopę za stopą. Balansowała niepewnie, wiedząc, że nie pragnie ostrego spojrzenia matki. Czy jednak nie można było jakoś tego pogodzić? Ambicji dwojga rodziców, ambicji rodu i ambicji swoich własnych?
Tak, można było. Choćby słodko-kwaśnymi pogaduszkami z Uną Bulstrode. Im większy był krąg zaprzyjaźnionych z Isabellą dam z wysokich rodów, tym pogodniejsze stawały się rysy twarzy matki. To przyjemności, które budziły spokój rodziny. Uwielbiająca spotkania towarzyskie Bella, nie mogłaby znieść choćby dnia w ciszy. Naturalne były wiec wspólne wyprawy młodych szlachcianek. Być może dla nich dwóch najważniejsza była ich własna, prywatna relacja, ale ponad nimi rozciągały się dziesiątki oczu, które widziały w nich polityczne pionki. Oziębłe dotąd relacje rozkwitały na nowo. Mówią, że kiedy kochają się dzieci, to i przyjaźnie przecinają się spojrzenia ich rodziców. Czy nie byłoby miło móc któregoś dnia zaprosić Bulstrodów do Beaulieu? Albo wspólna noc pełna aksamitnych poduszek, dziewczęcych spraw i tajemniczych podszeptów. Nie wyzbyła się Isabella całej tej dziecięcej infantylności.
Una wydawała się bardziej rozgarnięta. Piękna, mądra i rozsądna. Isabella wyobrażała sobie, że wkrótce ustawi się kolejka kandydatów do jej ręki.  Nim jednak ich drogi się rozdzielą (tak bardzo tego nie chciała!), powinny wykorzystać te ostatnie chwile wolności jak najpełniej. Dlatego żadną ekstrawagancją nie wydawało się Selwyn spotkanie dwa dni po poprzednim. To lepsze niż wyszywanie rodowych haftów na koszulach w towarzystwie ponurych cioteczek.
- Niektóre babcie podobno bywają bardzo pocieszne… - powiedziała, zaciskając potem lekko piąstki, aby nie oddać się tylko tej pokusie odwrócenia się i zerknięcia w kierunku starej służki. – Ale ja nie znam żadnej… - powiedziała cichutko, w duchu dodając: żadnej poza sobą. Przypomniała sobie bowiem o niedawnej przygodzie i o tamtym złośliwym zaklęciu postarzającym. Niektórych rzeczy nawet chyba Unie nie powinna mówić. – To prawda. Balbinka jest kochana. To mój cień – stwierdziła bez śladu kpiny. Pełna była wiary i sympatii dla tej dwórki. Miała jeszcze jedną, ale tylko Balbinę otoczyła taką przyjaźnią.
Wzrosło wyobrażenie Isabelli o potędze tych ptaków wraz ze stwierdzeniem Uny. Niemniej Bella nie wpadła w melancholijną udrękę. To jedynie chwila zbyt głębokiej refleksji, delikatny wiatr pesymistycznej myśli, który nigdy dotąd nie zdołał przedostać się do wnętrza jej duszy. Nie na tyle, aby stać się sprawcą krzywdy. Zawsze miała współczucie dla natury. Chociaż miłością największą obdarzyła świat roślin, to jednak skłaniała swe spojrzenie również ku zwierzętom. Bez takiej pasji, bez wiedzy i wielkich ogników w oczach – jedynie z jakąś niedookreśloną namiastką czułości.
- Harley… - powtórzyła za nią, otulając chyba ostatnim spojrzeniem ptaka. – Łąka i skała to bardzo ciekawe połączenie. Plastyczny i silny. Podoba mi się! – rzekła z entuzjazmem i popatrzyła na Unę z uśmiechem. Te dwa kontrastujące hasła pozwalały na podążenie myśli w kierunkach dość niespodziewanych. Harley mógł okazać się wielką niespodzianką. Z takim przydomkiem nic nie będzie mogło go powstrzymać. I nic i nikt.
- Nie jestem pewna. Och, Uno, gdyby dało się wyjaśnić, usprawiedliwić te przedziwne zdarzenia dziejące wokół, świat mógłby rozplątać każdy supeł. Życie, bez tej tajemnicy, stałoby się chyba jeszcze bardziej zawiłe – podzieliła się z przyjaciółką swoją zaskakującą refleksją. Lady Selwyn czasami zapędzała się w zakamarki zaskakujących rozważań, o których sama nie wiedziała zbyt wiele. – Ale pewnie wkrótce się dowiemy – dodała po chwili, przypominając sobie, jak szybko po salonach krąży plotka. To miejsce było odwiedzane przez wielu czarodziejów i znajdowało się w sercu ulicy Pokątnej. Na pewno ktoś coś wiedział, ktoś coś podsłuchał. Isabella aż tak plotkami nie żyła, ale w niektórych jawiła się cenna informacja.
- Masz swoje zwierzątko, zadanie wykonane – stwierdziła z uśmiechem, kiedy zmierzyły już do drzwi. Una dokonała zakupu i stała się dumną panią puchacza. Teraz listy między nimi będą przepływały jeszcze szybciej. Między okienkami dotrzeć mogły rozjuszoną przez burzę ulicę. Suche ściany menażerii były ostatnią ochroną przed gęstym deszczem. – Chyba nie uda nam się zachować suchych sukni – zauważyła, ale nie była tym faktem specjalnie zasmucona.  Deszczowy widok odciągnął na moment jej myśli od dalszych planów.


zt
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Magiczna menażeria - Page 6 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Magiczna menażeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach