Teatr Palladium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The Palladium
Teatr Palladium powstał w 1910 r., to największy i najsłynniejszy teatr w Anglii albo i całej Wielkiej Brytanii. Aby znaleźć się w czarodziejskiej części teatru, należy przejść przez jedną z kotar mniejszych bocznych scen, które dla mugoli wydają się na tyle nudne, że ci instynktownie omijają to miejsce.
W teatrze występują gwiazdy najwyższego formatu, stałym gościem jest tutaj piękna Belle, niezwykle często goszczą artyści ze Stanów Zjednoczonych. Główna scena otoczona jest doprawdy imponującą widownią dodatkową upstrzoną wygodnymi kilkuosobowymi lożami balkonowymi.
W teatrze występują gwiazdy najwyższego formatu, stałym gościem jest tutaj piękna Belle, niezwykle często goszczą artyści ze Stanów Zjednoczonych. Główna scena otoczona jest doprawdy imponującą widownią dodatkową upstrzoną wygodnymi kilkuosobowymi lożami balkonowymi.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:17, w całości zmieniany 3 razy
200|215
Niestety nie udało im się. Czy raczej jemu, ponieważ to Cadan rzucał felerne zaklęcie mające za zadanie wydobyć parszywego Cromwella z czeluści niewidzialnej magii. Na próżno, wiązka światła zaklęcia formującego się na końcu wężowego drewna okazała się zbyt licha, żeby rozświetlić mroki niewiedzy. Mężczyzna pozostał niewidoczny dla oczu Rycerzy, przez co Goyle zaklął szpetnie pod nosem. Jednakże złość ogniskująca się w koniuszkach palców nie zmaterializowała się, bowiem wkrótce blondyna zaatakował niesforny kociołek zadając obrażenia. Syknął zirytowany, lecz nie powiedział nic - zamiast tego wraz z Morgothem wycofali się z progów sklepu mając już w głowie plan na odwiedziny w kolejnej lokacji. W nadziei, że w którejś z nich wreszcie im się powiedzie.
Dużo rozmyślał o ich sytuacji oraz o tym, że gdyby zostali w tamtym miejscu dłużej, mogliby zostać zgarnięci przez Ministerstwo. Czarodziej wprost nie mógł uwierzyć w to, że ta instytucja przeganiała tych, którzy chcieli ustabilizować magię, zaś samo nie robiło z tym nic. Nie wiedział na co czekali, jednakże jeśli na oklaski to mieli się ich nigdy nie doczekać. To wstrętne, że nawet kiedy spalili tę wylęgarnię partaczy, to oni dalej działali - i to bezmyślnie, całkowicie nieefektywnie. Cóż, oni powinni znać się na zaklęciach oraz sposobach ustabilizowania magii, Rycerze byli tak naprawdę przypadkowymi ludźmi, którzy nie musieli mieć o tym pojęcie. Wystarczy, że próbowali.
Dotarli aż do teatru, w którym Cadan prawdopodobnie nigdy nie był, lecz miejsce to wydało mu się całkiem sympatycznym. Przynajmniej do momentu, w którym przekroczyli próg przybytku. Mroczna atmosfera kotłującej się we wnętrzu czarnej magii wyjątkowo przypadła byłemu żeglarzowi do gustu. Ba, nawet świadomość o morderczych przedmiotach żywiących się ludzką krwią nie odstręczały go na tyle, żeby wycofać się z zadania. Chociaż oczywiście wolał pozostać w stanie nienaruszonym.
Ruszył za towarzyszącym mu arystokratą i kiedy przeszli lobby docierając do przejścia prowadzącego wzdłuż widowni, złowieszczy żyrandol zadrżał próbując pozbawić mężczyzn życia. - Wingardium Leviosa - zainkantował Goyle w ślad za Śmierciożercą, pełen wewnętrznej nadziei, że tym razem mu się do cholery uda. Chociaż nic nie było dzisiejszego dnia pewne, to mimo wszystko wolał uniknąć bezpośredniego starcia z przeklętym żyrandolem, zapewne ważącym setki kilogramów od tych wszystkich fikuśnych ozdóbek oraz kryształów. Oby tym razem dopisało mu szczęście, byłby kurwa wniebowzięty.
Niestety nie udało im się. Czy raczej jemu, ponieważ to Cadan rzucał felerne zaklęcie mające za zadanie wydobyć parszywego Cromwella z czeluści niewidzialnej magii. Na próżno, wiązka światła zaklęcia formującego się na końcu wężowego drewna okazała się zbyt licha, żeby rozświetlić mroki niewiedzy. Mężczyzna pozostał niewidoczny dla oczu Rycerzy, przez co Goyle zaklął szpetnie pod nosem. Jednakże złość ogniskująca się w koniuszkach palców nie zmaterializowała się, bowiem wkrótce blondyna zaatakował niesforny kociołek zadając obrażenia. Syknął zirytowany, lecz nie powiedział nic - zamiast tego wraz z Morgothem wycofali się z progów sklepu mając już w głowie plan na odwiedziny w kolejnej lokacji. W nadziei, że w którejś z nich wreszcie im się powiedzie.
Dużo rozmyślał o ich sytuacji oraz o tym, że gdyby zostali w tamtym miejscu dłużej, mogliby zostać zgarnięci przez Ministerstwo. Czarodziej wprost nie mógł uwierzyć w to, że ta instytucja przeganiała tych, którzy chcieli ustabilizować magię, zaś samo nie robiło z tym nic. Nie wiedział na co czekali, jednakże jeśli na oklaski to mieli się ich nigdy nie doczekać. To wstrętne, że nawet kiedy spalili tę wylęgarnię partaczy, to oni dalej działali - i to bezmyślnie, całkowicie nieefektywnie. Cóż, oni powinni znać się na zaklęciach oraz sposobach ustabilizowania magii, Rycerze byli tak naprawdę przypadkowymi ludźmi, którzy nie musieli mieć o tym pojęcie. Wystarczy, że próbowali.
Dotarli aż do teatru, w którym Cadan prawdopodobnie nigdy nie był, lecz miejsce to wydało mu się całkiem sympatycznym. Przynajmniej do momentu, w którym przekroczyli próg przybytku. Mroczna atmosfera kotłującej się we wnętrzu czarnej magii wyjątkowo przypadła byłemu żeglarzowi do gustu. Ba, nawet świadomość o morderczych przedmiotach żywiących się ludzką krwią nie odstręczały go na tyle, żeby wycofać się z zadania. Chociaż oczywiście wolał pozostać w stanie nienaruszonym.
Ruszył za towarzyszącym mu arystokratą i kiedy przeszli lobby docierając do przejścia prowadzącego wzdłuż widowni, złowieszczy żyrandol zadrżał próbując pozbawić mężczyzn życia. - Wingardium Leviosa - zainkantował Goyle w ślad za Śmierciożercą, pełen wewnętrznej nadziei, że tym razem mu się do cholery uda. Chociaż nic nie było dzisiejszego dnia pewne, to mimo wszystko wolał uniknąć bezpośredniego starcia z przeklętym żyrandolem, zapewne ważącym setki kilogramów od tych wszystkich fikuśnych ozdóbek oraz kryształów. Oby tym razem dopisało mu szczęście, byłby kurwa wniebowzięty.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nadal pozostawało wiele do zrobienia i zdawała sobie z tego sprawę, mocniej niż wcześniej, zanim rok 56 w ogóle zaczął swój żywot. On sam zdawał jej się dziwnie oderwany, całkowicie innym i kompletnie różnym od tego wcześniejszego. A życie Tonks? Samo w sobie wywróciło się co najmniej o sto dwadzieścia stopni, jeśli nie o sto osiemdziesiąt. Nie była już ratowniczką magicznego pogotowia. Teraz była kursantką, a za trzy lata miała zostać pełnoprawnym aurorem.
Miała, ale choć z reguły - a może zwyczajnie wcześniej - była optymistką, tak teraz szczerze wątpiła, by udało jej się doczekać mianowania na młodszego aurora.
Oddała się całkowicie walce, poświęciła wszystko dla dobra sprawy mając nadzieję - licząc na to - że oni i ich umiejętności nie zawiodą. Sama doskonale widziała, jak momentalnie jej rozwój przyśpieszył jeszcze bardziej. Całodzienne szkolenia i treningi musiały odnosić jakieś skutki. Już nie była tą Tonks, trochę zawieszoną w powietrzu, czasem zbyt naiwną, zdecydowanie zbyt ufną. Teraz była dojrzalsza, mądrzejsza i bardziej sceptyczna. A minęło jedynie kilka miesięcy.
Kilka miesięcy, które całkowicie zmieniły jej życie.
W domu bywała tylko dla snu i jedzenia, czasem odwiedzając znajomych, sprawdzając, czy w czasach w których przyszło im żyć, nadal... cóż, żyją. Większość czasu spędzała w nowej pracy z nowymi ludźmi, lub z towarzyszami z którymi dzieliła tajemnice - z którymi chciała naprawić świat.
Tak było i tym razem, gdy słała wiadomość do Bartiusa z propozycją, która nie skrywała się między wierszami. Anomalie - nadal należało się nimi zajmować, bo te, mimo napraw niezmiennie postanawiały pojawić się w nowych miejscach. Czy byli w stanie całkowicie je wyplenić? Na razie nie wiedziała ona - nie wiedzieli i oni.
- Wilde mnie zabije, jeśli coś ci się tanie. - powitała go wątłym uśmiechem u wejściu do teatru, by zaraz skierować kroki w stronę źródła anomalii. Ale z każdą chwilą wędrówki jasnym stawało się, że nie są sami. Zacisnęła w dłonie wyjętą wcześniej różdżkę, a lewą dłonią odwinęła płaszcz, by sprawdzić, czy eliskiry, które nauczyła się nosić na pasie z sobą nadal są na miejscu. Były, zarówno wieczny płomień, jak i eliksir wiggenowy, maść z wodnej gwiazdy i marynowana narośl ze szczuroszczeta. Wszystkie na miejscu, gotowe ich wspomóc.
- To zamknięty teren, co tutaj robicie? - zapytała, ale nie zamierzała na tym poprzestać, dostrzegając różdżki w dłoniach przeciwników. Nie mogli dać się podejść, zwłaszcza po tym, co spotkało ostatnio ich przyjaciół. - Expelliarmus! - wybrała od razu nie zwlekając, mleczno białą, osikową różdżkę kierując w jednego z dwóch mężczyzn(Morgoth). Mogli rozmawiać na spokojnie, gdy oboje nie będą w stanie zrobić im krzywdy. Zawsze istniała możliwość, że znaleźli się tutaj przypadkiem. Ale Tonks przestała w nie wierzyć.
Miała, ale choć z reguły - a może zwyczajnie wcześniej - była optymistką, tak teraz szczerze wątpiła, by udało jej się doczekać mianowania na młodszego aurora.
Oddała się całkowicie walce, poświęciła wszystko dla dobra sprawy mając nadzieję - licząc na to - że oni i ich umiejętności nie zawiodą. Sama doskonale widziała, jak momentalnie jej rozwój przyśpieszył jeszcze bardziej. Całodzienne szkolenia i treningi musiały odnosić jakieś skutki. Już nie była tą Tonks, trochę zawieszoną w powietrzu, czasem zbyt naiwną, zdecydowanie zbyt ufną. Teraz była dojrzalsza, mądrzejsza i bardziej sceptyczna. A minęło jedynie kilka miesięcy.
Kilka miesięcy, które całkowicie zmieniły jej życie.
W domu bywała tylko dla snu i jedzenia, czasem odwiedzając znajomych, sprawdzając, czy w czasach w których przyszło im żyć, nadal... cóż, żyją. Większość czasu spędzała w nowej pracy z nowymi ludźmi, lub z towarzyszami z którymi dzieliła tajemnice - z którymi chciała naprawić świat.
Tak było i tym razem, gdy słała wiadomość do Bartiusa z propozycją, która nie skrywała się między wierszami. Anomalie - nadal należało się nimi zajmować, bo te, mimo napraw niezmiennie postanawiały pojawić się w nowych miejscach. Czy byli w stanie całkowicie je wyplenić? Na razie nie wiedziała ona - nie wiedzieli i oni.
- Wilde mnie zabije, jeśli coś ci się tanie. - powitała go wątłym uśmiechem u wejściu do teatru, by zaraz skierować kroki w stronę źródła anomalii. Ale z każdą chwilą wędrówki jasnym stawało się, że nie są sami. Zacisnęła w dłonie wyjętą wcześniej różdżkę, a lewą dłonią odwinęła płaszcz, by sprawdzić, czy eliskiry, które nauczyła się nosić na pasie z sobą nadal są na miejscu. Były, zarówno wieczny płomień, jak i eliksir wiggenowy, maść z wodnej gwiazdy i marynowana narośl ze szczuroszczeta. Wszystkie na miejscu, gotowe ich wspomóc.
- To zamknięty teren, co tutaj robicie? - zapytała, ale nie zamierzała na tym poprzestać, dostrzegając różdżki w dłoniach przeciwników. Nie mogli dać się podejść, zwłaszcza po tym, co spotkało ostatnio ich przyjaciół. - Expelliarmus! - wybrała od razu nie zwlekając, mleczno białą, osikową różdżkę kierując w jednego z dwóch mężczyzn(Morgoth). Mogli rozmawiać na spokojnie, gdy oboje nie będą w stanie zrobić im krzywdy. Zawsze istniała możliwość, że znaleźli się tutaj przypadkiem. Ale Tonks przestała w nie wierzyć.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
To były bardzo intensywne tygodnie. Leniwe w gruncie rzeczy, bo Hereward ostatnio chodził głównie po szkockich wrzosowiskach bez celu i pośpiechu, skutecznie spychając myśli o tym, co powinien zrobić gdzieś na dalszy plan. Ale błądził tak całymi dniami aż nie czuł, że nogi odmawiały mu posłuszeństwa i opadał na ziemię czekając aż zaklęcie chroniące go przed zmianami atmosferycznymi osłabnie i szkocki deszcz przemoczy jego zabrudzoną szatę. A gdy robiło mu się zimno i zaczynał się telepać, teleportował się do chatki, w której płonął ogień i czekała na niego ciepła herbata. Niewiele więcej potrafił ugotować. Tylko jednak zmęczony i zmarznięty potrafił zasnąć i oczyścić umysł. Tylko wtedy nie widział przed oczami zmasakrowanego ciała Betty. Z rodzeństwa Bartiusów już całkowicie oficjalnie został zupełnie sam.
Kiedy pierwszy raz usłyszał, że zniknęła nie wierzył, ale i tak wyruszył na poszukiwania, które zakończyły się na szkockim wybrzeżu, gdzie leżało jej rozszczepione ciało. Po tym potrzebował czasu, którego Eileen dała mu aż za dużo. Ale przynajmniej mógł pomyśleć, mógł ułożyć sobie wszystko. Leżąc przemoknięty na wrzosowisku. Mógł też nabawić się zapalenia płuc, o czym na wszelki wypadek nie powiedział swojej żonie, gdy wreszcie stanął na jej progu z bukietem konwalii w ręce i bladym uśmiechem na twarzy.
Miał czas myśleć nad swoim życiem i w zasadzie oprócz chodzenia był to jedyny wysiłek, na który jeszcze potrafił się zdobyć. Szukał swojego miejsca w świecie, szukał miejsca Zakonu i szukał siebie w Zakonie próbując na nowo przemyśleć wartości, którymi kierował się w życiu. Śmierć Betty wytrąciła go ostatecznie z równowagi i potrzebował rozliczyć się ze wszystkim, co działo się wokół niego sam ze sobą, by móc ją ponownie odzyskać. Nie był jeszcze pewien, czy mu się udało. Od dawna jednak nie czuł takiego spokoju, jak ostatnio.
- Bartius - poprawił Justine odruchowo. Była jego żoną, panią Bartius. - I mnie zabije pierwszego - choćby i zginął, miał przeczucie graniczące z pewnością, że Eileen i tak zdołałaby go znaleźć i okrzyczeć.
Zgodził się chętnie na propozycję Justine. Musiał wrócić do życia, spróbować wcielić swoje przemyślenia w życie. Zakon Feniksa odgrywał w ich znaczącą rolę. Idąc na naprawę anomalii z aurorem czuł się dość pewnie. Chociaż ostatnia podobna wyprawa z Foxem nie skończyła się najlepiej. Dlatego na wszelki wypadek oprócz różdżki miał ze sobą marynowaną narośl ze szczuroszczeta, pastę na oparzenia (gdy o niej myślał wyraźnie czuł, jak stopione w trakcie Próby ucho zaczynało go mrowić) i eliksir kurczący. I naturalnie lusterko dwukierunkowe schowane bardzo głęboko w kieszeni na piersi. I wyglądało na to, że słusznie postąpił. Dwóch mężczyzn, którzy wnioskując po reakcji Justine mieli niewiele wspólnego z służbami Ministerstwa uprawnionymi do przebywania w pobliżu anomalii.
- Deserpes - wymierzył pod nogi drugiego z mężczyzn nie włączając się w rozmowę zaczętą przez Tonks. Nie miał wiele do dodania.
Kiedy pierwszy raz usłyszał, że zniknęła nie wierzył, ale i tak wyruszył na poszukiwania, które zakończyły się na szkockim wybrzeżu, gdzie leżało jej rozszczepione ciało. Po tym potrzebował czasu, którego Eileen dała mu aż za dużo. Ale przynajmniej mógł pomyśleć, mógł ułożyć sobie wszystko. Leżąc przemoknięty na wrzosowisku. Mógł też nabawić się zapalenia płuc, o czym na wszelki wypadek nie powiedział swojej żonie, gdy wreszcie stanął na jej progu z bukietem konwalii w ręce i bladym uśmiechem na twarzy.
Miał czas myśleć nad swoim życiem i w zasadzie oprócz chodzenia był to jedyny wysiłek, na który jeszcze potrafił się zdobyć. Szukał swojego miejsca w świecie, szukał miejsca Zakonu i szukał siebie w Zakonie próbując na nowo przemyśleć wartości, którymi kierował się w życiu. Śmierć Betty wytrąciła go ostatecznie z równowagi i potrzebował rozliczyć się ze wszystkim, co działo się wokół niego sam ze sobą, by móc ją ponownie odzyskać. Nie był jeszcze pewien, czy mu się udało. Od dawna jednak nie czuł takiego spokoju, jak ostatnio.
- Bartius - poprawił Justine odruchowo. Była jego żoną, panią Bartius. - I mnie zabije pierwszego - choćby i zginął, miał przeczucie graniczące z pewnością, że Eileen i tak zdołałaby go znaleźć i okrzyczeć.
Zgodził się chętnie na propozycję Justine. Musiał wrócić do życia, spróbować wcielić swoje przemyślenia w życie. Zakon Feniksa odgrywał w ich znaczącą rolę. Idąc na naprawę anomalii z aurorem czuł się dość pewnie. Chociaż ostatnia podobna wyprawa z Foxem nie skończyła się najlepiej. Dlatego na wszelki wypadek oprócz różdżki miał ze sobą marynowaną narośl ze szczuroszczeta, pastę na oparzenia (gdy o niej myślał wyraźnie czuł, jak stopione w trakcie Próby ucho zaczynało go mrowić) i eliksir kurczący. I naturalnie lusterko dwukierunkowe schowane bardzo głęboko w kieszeni na piersi. I wyglądało na to, że słusznie postąpił. Dwóch mężczyzn, którzy wnioskując po reakcji Justine mieli niewiele wspólnego z służbami Ministerstwa uprawnionymi do przebywania w pobliżu anomalii.
- Deserpes - wymierzył pod nogi drugiego z mężczyzn nie włączając się w rozmowę zaczętą przez Tonks. Nie miał wiele do dodania.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Trudno powiedzieć, żeby nie spodziewał się gości. Zmęczony dywagacjami na tematy uciążliwe mu na spotkaniu Rycerzy, gdzie zdecydowanie wolał pochłaniać kolejnego papierosa i wlewać kolejne litry alkoholu, żeby tylko nie słuchać szumiących głosów, nie sprawił, by przejął się tym bardziej. Dlatego widząc przed sobą majaczą dwie postaci oraz światło zaklęcia, nie zamierzał specjalnie się zastanawiać. Rozmycie się w czarnej mgle brzmiało sensownie.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Zarówno Cadan jak i Morgoth skutecznie powstrzymali drżący nad ich głowami żyrandol. Kryształowe ozdoby oraz kielichy na świece zatrzęsły się po raz ostatni, ale łańcuchy podtrzymujące oświetlenie utrzymały jego ciężar. Wydawało się, że są bezpieczni i mogą ruszyć główną alejką prosto na scenę, bliżej serca anomalii - ale wtedy usłyszeli cichy trzask otwieranych drzwi.
Stanęła w nich para czarodziei. Z tej odległości wszyscy zgromadzeni byli w stanie dostrzec jedynie czarne sylwetki przeciwników, w teatrze panował półmrok. Justine szybko wymierzyła różdżkę w Morgotha, zamierzając go rozbroić, ale ten szybko rozmył się w czarnej mgle. Zaklęcie Herewarda zaś okazało się nieudane, z jego różdżki wymknęła się jedynie słaba mgiełka, ledwie widoczna w zaciemnionym, wielkim pomieszczeniu.
Cadan, widocznie zdziwiony nadejściem gości, nie wykonał żadnego ruchu.
| Dzień dobry, tu Mistrz Gry zajmujący się Waszym pojedynkiem. W razie pytań lub wątpliwości zapraszam na PW do Deirdre - zwłaszcza, gdy w ekwipunku lub żywotności wkradły się teraz jakieś błędy.
Przypominam - Rycerzom - o uaktualnieniu tabeli żywotności w wsiąkiewce.
Kolejka:
Rycerze Walpurgii (24h)
Zakon Feniksa (24h)
Stanęła w nich para czarodziei. Z tej odległości wszyscy zgromadzeni byli w stanie dostrzec jedynie czarne sylwetki przeciwników, w teatrze panował półmrok. Justine szybko wymierzyła różdżkę w Morgotha, zamierzając go rozbroić, ale ten szybko rozmył się w czarnej mgle. Zaklęcie Herewarda zaś okazało się nieudane, z jego różdżki wymknęła się jedynie słaba mgiełka, ledwie widoczna w zaciemnionym, wielkim pomieszczeniu.
Cadan, widocznie zdziwiony nadejściem gości, nie wykonał żadnego ruchu.
| Dzień dobry, tu Mistrz Gry zajmujący się Waszym pojedynkiem. W razie pytań lub wątpliwości zapraszam na PW do Deirdre - zwłaszcza, gdy w ekwipunku lub żywotności wkradły się teraz jakieś błędy.
Przypominam - Rycerzom - o uaktualnieniu tabeli żywotności w wsiąkiewce.
- Mapa:
czerwone plamy - widoczne wyjścia z sali teatru
ciemnoróżowe plamy - rzędy foteli
pomarańczowy łuk - scena
ciemnozielona kropka - Morgoth
jasnozielona kropka - Cadan
jasnoniebieska kropka - Justine
ciemnoniebieska kropka - Hereward
Scena znajduje się poziom wyżej, aby się na nią wdrapać w sposób fizyczny, należy poświęcić na to całą kolejkę - nie ma tam schodów, przynajmniej teraz ich nie widzicie.
Fotele zajmują całe pole, na którym są, są złożone - na stojąco nie można się za nimi schować.
Morgoth znajduje się w postaci mgły.
- Informacje:
- Żywotność
Morgoth - 176/176
Cadan - 200/215
Hereward - 210/210
Justine - 240/240
Ekwipunek:
Hereward: marynowana narośl ze szczuroszczeta, pasta na oparzenia, eliksir kurczący, lusterko dwukierunkowe
Justine: wieczny płomień, eliksir wiggenowy, maść z wodnej gwiazdy, marynowana narośl ze szczuroszczeta
Kolejka:
Rycerze Walpurgii (24h)
Zakon Feniksa (24h)
Zaklęcie powiodło się, lecz za cenę, jakiej Cadan wolałby nie płacić. Niestety nie mógł przewidzieć skutków swoich działań tak jak humoru niestabilnej magii - jej użycie przypłacił swoim zdrowiem. Poczuł ciepłą stróżkę krwi pod nosem oraz metaliczny posmak w ustach. Wybroczyn nie mógł dostrzec przez szatę, lecz wiedział, że tam są. Przeżył już coś podobnego w Azkabanie, nie widząc nawet, że dosłownie krok dzielił go od zachorowania na sinicę - dokładnie tak jak sprawa miała się z towarzyszącym mu Morgothem.
Wierzchem dłoni otarł sunącą grawitacją krew i nim w ogóle zdołali cokolwiek uczynić, doczekali się niespodziewanych gości. Gości, których nie chciał przez wzgląd na złe samopoczucie. Wiedział również, że Yaxley także nie chciał walczyć, niestety intruzi mieli inne zdanie.
- Zgubiliśmy się - odpowiedział zaskoczony Goyle, jednakże rozmycie się w czarnej mgle towarzysza tak jakby ich zdradziło. Nie, żeby mieli jakiś misterny plan lub ułożoną strategię, jednakże teraz jedyne, co im pozostało, to po prostu improwizacja. Szczególnie, że Cadan był w nieporównywalnie gorszej sytuacji. Nie umiał ani sztuczek Śmierciożerców ani patronusa, siły w tej walce były rozłożone mocno niesprawiedliwie. - Accio miotła - rzucił, czy raczej próbując to uczynić. W nadziei, że trzymali gdzieś tutaj w schowku miotły chociażby jakichś gwiazd, zwłaszcza, że ostatnio teleportacja oraz sieć Fiuu zawodziła. Zamierzali się zatem wycofać. Najlepiej byłoby zrobić to skutecznie.
Wierzchem dłoni otarł sunącą grawitacją krew i nim w ogóle zdołali cokolwiek uczynić, doczekali się niespodziewanych gości. Gości, których nie chciał przez wzgląd na złe samopoczucie. Wiedział również, że Yaxley także nie chciał walczyć, niestety intruzi mieli inne zdanie.
- Zgubiliśmy się - odpowiedział zaskoczony Goyle, jednakże rozmycie się w czarnej mgle towarzysza tak jakby ich zdradziło. Nie, żeby mieli jakiś misterny plan lub ułożoną strategię, jednakże teraz jedyne, co im pozostało, to po prostu improwizacja. Szczególnie, że Cadan był w nieporównywalnie gorszej sytuacji. Nie umiał ani sztuczek Śmierciożerców ani patronusa, siły w tej walce były rozłożone mocno niesprawiedliwie. - Accio miotła - rzucił, czy raczej próbując to uczynić. W nadziei, że trzymali gdzieś tutaj w schowku miotły chociażby jakichś gwiazd, zwłaszcza, że ostatnio teleportacja oraz sieć Fiuu zawodziła. Zamierzali się zatem wycofać. Najlepiej byłoby zrobić to skutecznie.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Rozpłynął się w gęstej mgle, nie zamierzając dawać się rozbroić. Pojawiający się tu ludzie raczej nie byli z departamentu odpowiadającego za czuwanie nad anomaliami, ale nie można było być do końca pewnym. W półciemnościach, poruszając się jedynie dzięki własnej wyobraźni przestrzennej, musieli sobie jakoś radzić. Liczył na to, że Goyle nie podejmie pochopnych decyzji. Zresztą obaj nie powinni tego robić. Mógł uciec, lecz nie zamierzał zostawiać towarzysza, któremu szczęście postanowiło nie dopisywać. Akurat w tym momencie. W postaci mgły przemknął w stronę wyższego piętra, by znów się zmaterializować i odszukać spojrzeniem każdego obecnego w teatrze. - Crassitudo - powiedział inkantację, kierując w wyższą z postaci (Hereward).
|lecę na scenę
|lecę na scenę
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wywróciła oczami na jego słowa. Oczywiście, że Bartius, ale ona do Eileen od zawsze mówiła Wilde, przyzwyczajenia ciężko było zmieniać, a ona tego nie za bardzo chciała. Nie dlatego, że nie cieszyła się z tego, że jej kuzynka zyskała męża, a przyjaciel przecudną żonę. Bardziej dla kultywowania jej panieńskiego nazwiska, niż przeciw niemu.
- Nie sądziłam, że kiedyś będziemy się sprzeczać o to, kto pierwszy zginie z rąk twojej żony, Bartius. - odpowiedziała mu z lekkim uśmiechem, który spełzł z jej twarzy w momencie w którym zrozumiała, że nie są sami. Słowa które wypowiedziały miały swój cel, nie mogli zakładać że każda osoba którą spotkają przy anomalii należy do Rycerzy. Te dwie jednak szybko nie pozostawiły żadnych złudzeń. Rozmycie się w czarnym kłębie dymu zdawało się ich znakiem rozpoznawczym. Promień jej zaklęcia mimo, że celny, pomknął przez nicość, gdy mężczyzna w którego wycelowała zmienił się w czarną mgłę. Urok drugiego z mężczyzn zdawał się sugerować ucieczkę, a może jedynie miał ich zmylić - nie wiedziała. Drugi, ten, który umknął przed jej urokiem postanowił zaatakować. Wolała nie ryzykować, ten urok mógł pochłonąć ich oboje.
- Expecto Patronum. - wyartykułowała dokładnie, skupiając się na pieśni feniksa która rozbrzmiała wyraźnie w jej głowie, na jego kształcie, na sylwetce która rozpraszała mrok w ciemności. Całkowicie skupiła się na jego sile, na własnej nadziei, na mocy zaklętej w dźwiękach. Potrzebowała swojego świetlistego towarzysza by obronił ich oboje. Miała nadzieję, że odpowie na jej wołanie.
- Nie sądziłam, że kiedyś będziemy się sprzeczać o to, kto pierwszy zginie z rąk twojej żony, Bartius. - odpowiedziała mu z lekkim uśmiechem, który spełzł z jej twarzy w momencie w którym zrozumiała, że nie są sami. Słowa które wypowiedziały miały swój cel, nie mogli zakładać że każda osoba którą spotkają przy anomalii należy do Rycerzy. Te dwie jednak szybko nie pozostawiły żadnych złudzeń. Rozmycie się w czarnym kłębie dymu zdawało się ich znakiem rozpoznawczym. Promień jej zaklęcia mimo, że celny, pomknął przez nicość, gdy mężczyzna w którego wycelowała zmienił się w czarną mgłę. Urok drugiego z mężczyzn zdawał się sugerować ucieczkę, a może jedynie miał ich zmylić - nie wiedziała. Drugi, ten, który umknął przed jej urokiem postanowił zaatakować. Wolała nie ryzykować, ten urok mógł pochłonąć ich oboje.
- Expecto Patronum. - wyartykułowała dokładnie, skupiając się na pieśni feniksa która rozbrzmiała wyraźnie w jej głowie, na jego kształcie, na sylwetce która rozpraszała mrok w ciemności. Całkowicie skupiła się na jego sile, na własnej nadziei, na mocy zaklętej w dźwiękach. Potrzebowała swojego świetlistego towarzysza by obronił ich oboje. Miała nadzieję, że odpowie na jej wołanie.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Teatr Palladium
Szybka odpowiedź