Ruiny elektrowni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny elektrowni Battersea
Pod koniec czerwca 1956 roku elektrownia została zrównana z ziemią za sprawą nieznanej siły.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 10.02.18 13:22, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Sąsiednie pomieszczenie coraz bardziej zajmowało się ogniem, który nieustannie buchał paskudnym gorącem. Zaklęcie Cynerica, choć nie do końca udane, wpłynęło znacznie na płomienie, które już nie trzaskały tak intensywnie jak jeszcze chwilę temu. Miał świadomość, że ilość żywiołów z jakimi dodatkowo przyszło im walczyć nie wróżyło niczego dobrego, bowiem nie wiedzieli jak takowe mogą zachować się w miejscu zupełnie im nieznanym.
Pragnął już ruszyć dalej. Reszta grupy zniknęła za winklem kolejnego pokoju i choć nadal słyszał ich głosy to coraz cichsze, jakoby z każdym momentem bardziej stłumione. Wiedział, że jeśli spotkają podobne monstra to ich szanse na powodzenie będę o wiele niższe niżeli pozostała czwórka miała obecnie, toteż najrozsądniejszym było jak najszybciej ich dogonić. Zacisnął usta w wąską linię wracając wzrokiem na pole walki, gdzie szala zwycięstwa przechylała się w stronę czarodziejów, choć przeciwnicy nie dawali za wygraną. Byli trudniejszym rywalem niżeli mugole, bowiem oni ‘zaprogramowani’ byli jasno – zabić albo zostać zabitym. Miał świadomość, że tylko przelana krew może zapewnić im bezpieczne opuszczenie zniszczonego pomieszczenia. Skupiwszy się na kreaturze znajdującej się nieco dalej (2) wychylił się zza ściany tak, aby mieć go idealnie na wprost. -Commotio!- wypowiedział głośno i wyraźnie kierując różdżkę w stronę napastnika i choć wiedział, że magia była kapryśna, a oni sami wyjątkowo na nią odporni liczył, że zbłąkane ładunki wyjątkowo intensywnie na niego zadziałają.
Pragnął już ruszyć dalej. Reszta grupy zniknęła za winklem kolejnego pokoju i choć nadal słyszał ich głosy to coraz cichsze, jakoby z każdym momentem bardziej stłumione. Wiedział, że jeśli spotkają podobne monstra to ich szanse na powodzenie będę o wiele niższe niżeli pozostała czwórka miała obecnie, toteż najrozsądniejszym było jak najszybciej ich dogonić. Zacisnął usta w wąską linię wracając wzrokiem na pole walki, gdzie szala zwycięstwa przechylała się w stronę czarodziejów, choć przeciwnicy nie dawali za wygraną. Byli trudniejszym rywalem niżeli mugole, bowiem oni ‘zaprogramowani’ byli jasno – zabić albo zostać zabitym. Miał świadomość, że tylko przelana krew może zapewnić im bezpieczne opuszczenie zniszczonego pomieszczenia. Skupiwszy się na kreaturze znajdującej się nieco dalej (2) wychylił się zza ściany tak, aby mieć go idealnie na wprost. -Commotio!- wypowiedział głośno i wyraźnie kierując różdżkę w stronę napastnika i choć wiedział, że magia była kapryśna, a oni sami wyjątkowo na nią odporni liczył, że zbłąkane ładunki wyjątkowo intensywnie na niego zadziałają.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wykazał się refleksem, wyczarowując tarczę ledwie ułamkiem sekundy przed tym, jak kula ognia ciśnięta przez jednego ze stworów rozbiła się o nienaruszalny klosz, chroniąc Magnusa przed poważnymi poparzeniami. Nie miał jednak czasu na wytchnienie i chociażby westchnięcie ulgi: wciąż groziło im poważne niebezpieczeństwo. Kurwa, trzeba było darować sobie te drzwi, poskromić ciekawość i skupić się na jak najprostszej drodze do celu. Tracili cenne minuty, choć w ewentualnym zetknięciu się z mugolską armią, mogliby spróbować napuścić na nich te szalone, powykrzywiane stwory. Kto wie, może były odporne na żałosną, człowieczą broń? Na pewno zaś odznaczały się wystarczającą szybkością, by owych strzałów uniknąć.
Rowle, ze szczerą nadzieją, że próba ugaszenia ognia przez Cynerica dała zamierzony efekt i widząc próby Antonii i Drew w obezwładnieniu pozostałych potworów, również skierował różdżkę w jednego z nich, stojącego bliżej i rzucającego się niespokojnie po pomieszczeniu (a może po prostu założyć mu obrożę, jak psu?) i egoistycznie wybrał zaklęcie:
-Malesuritio - wybrał, licząc, że podziała i natchnie go energią, choćby pochodzącą od tych diabelstw. Jakby nie patrzeć, to była ofiara, człowiek, posiadający wytrzymałość, wytrwałość i energię. Musiał się jej napić, był coraz słabszy, a czarna magia wymagała pełni zdrowia, rzucana w osłabieniu, mogła przynieść tragiczne skutki.
Rowle, ze szczerą nadzieją, że próba ugaszenia ognia przez Cynerica dała zamierzony efekt i widząc próby Antonii i Drew w obezwładnieniu pozostałych potworów, również skierował różdżkę w jednego z nich, stojącego bliżej i rzucającego się niespokojnie po pomieszczeniu (a może po prostu założyć mu obrożę, jak psu?) i egoistycznie wybrał zaklęcie:
-Malesuritio - wybrał, licząc, że podziała i natchnie go energią, choćby pochodzącą od tych diabelstw. Jakby nie patrzeć, to była ofiara, człowiek, posiadający wytrzymałość, wytrwałość i energię. Musiał się jej napić, był coraz słabszy, a czarna magia wymagała pełni zdrowia, rzucana w osłabieniu, mogła przynieść tragiczne skutki.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Naparli na drzwi, które uległy pod naporem dwóch mężczyzn z trzaskiem. Trzask ten jednak nie miał nic wspólnego z kruchością drzwi, a beczki która została ściśnięta przez skrzydło. Chrupła jak łupina orzecha wypluwając tłuszcz, olej, czarny jak sadza i gęsty jak kisiel. Rosjanin zmarszczył nos czując ten swąd. Zaciągnął się nim mocniej i się skrzywił. Nie była to nafta. Może coś podobnego, pochodnego. Słysząc za plecami syk giętkich, mugolskich różdżek które ziajały iskrami nie potrzebował więcej dumać nad tym, że ta plama stanowi potencjalne zagrożenie. Od razu zrobił miejsce Francuzowi by nie zasłaniać mu światła i miał swobodę.
- Podnieś tę beczkę tak by się nie lało. Najlepiej uszkodzeniem do góry i się odsuń. Ta maź to chyba jakiś rodzaj nafty. Nie groźna sama z siebie ale łatwopalna - Prawdopodobnie. Mówiąc to przełożył mapy z kieszeni wierzchniej części szaty będącej płaszczem za pas, fiolki dwóch eliksirów upchnął w spodniach. Różdżka znalazła się na moment w jego zębach, kiedy ściągnął płaszcz z grzbietu. Przewiesił przez ramię i skrzywił się w momencie w którym zmuszony był urwać płat materiału z dolnej części biednej garderoby. Zupełnie jak gdyby wydzierał sobie samemu strzęp skóry. Trochę się tak czuł. Mocno przywiązywał się do swoich rzeczy do które dbał z niemalże chorą pedantycznością. Wyrwany ochłap materiału położył na płasko na swej lewej dłoni uważając na to by był w pełni rozwinięty, rozłożony na płasko.
- Udało ci się tam z tą beczką? - Spytał upewniając się, że z niej się już nie sączy, że maź opływająca jego nogi nie jest połączona z tą beczką i jest unoszącą się plamą. Ujął różdżkę w dłoń
- Zaklęcie Proteusza - wskazał różdżką materiał rozłożony na lewej dłoni, a następnie dokładnie przeniósł jej końcówkę na czarną plamę oleju. Miała na tyle gęstą strukturę, która nie mieszała się z wodą, że mogła uchodzić za oddzielny byt i Valerij zamierzał tą właściwość wykorzystać podwiązując ją z kawałkiem materiału. Strzęp zaklętego kawałka szaty zamierzał zgniatać. Metodycznie w niewielką, ciasną kulkę oczekując, że z plamą zacznie dziać się to samo - metodycznie zbijać i skupiać w jeden punkt, cofać się i formować w taką kulkę jak szmatka. Co potem zamierzał z tym zrobić? To co zwykł robić ze wzbierającą się w kotle szumowiną - odcedzić. Trzymał zaklęty kawałek materiału w pięści
- Potrzymaj chwilę. Trzymaj ciasno zbitą - przekazał Francuzowi zaklęty materiał, różdżkę na nowo wetknął w usta. Chciał rozłożyć sobie swój biedny płaszcz pomiędzy przedramionami. Sadząc po strukturze olej był zbyt gęsty by przeleć się pomiędzy gramaturą materiału, a przynajmniej na pewno nie zrobiłby tego szybko. Delikatnie zatopił ją podwodą wiedząc, że substancja się przecież wciąż unosi i może uciec, a gdy materiał znalazł się pod nią to pociągnęła za krawędzie trzymanego materiału pewnym ruchem chcąc ją wyłowić i szybko przenieść nad tą beczkę co ją Francus ustawił. Czuł się trochę jakby pracował z jajami popiełka. Valerij położył na beczce ten pakunek będący dziwnym zlepkiem. Pewnie to w miarę słabnięcia magii miało się rozklekotać, lecz skoro leżało na uszkodzeniu przez które miała ta substancja ściekać do wnętrza beczki nie powinno być to problemem. Pewnie już się tak właśnie mogło dziać. Pomimo iż materiał i olej były powiązane zaklęciem nie można było zapomnieć różnicach w skupieniach.
- Podnieś tę beczkę tak by się nie lało. Najlepiej uszkodzeniem do góry i się odsuń. Ta maź to chyba jakiś rodzaj nafty. Nie groźna sama z siebie ale łatwopalna - Prawdopodobnie. Mówiąc to przełożył mapy z kieszeni wierzchniej części szaty będącej płaszczem za pas, fiolki dwóch eliksirów upchnął w spodniach. Różdżka znalazła się na moment w jego zębach, kiedy ściągnął płaszcz z grzbietu. Przewiesił przez ramię i skrzywił się w momencie w którym zmuszony był urwać płat materiału z dolnej części biednej garderoby. Zupełnie jak gdyby wydzierał sobie samemu strzęp skóry. Trochę się tak czuł. Mocno przywiązywał się do swoich rzeczy do które dbał z niemalże chorą pedantycznością. Wyrwany ochłap materiału położył na płasko na swej lewej dłoni uważając na to by był w pełni rozwinięty, rozłożony na płasko.
- Udało ci się tam z tą beczką? - Spytał upewniając się, że z niej się już nie sączy, że maź opływająca jego nogi nie jest połączona z tą beczką i jest unoszącą się plamą. Ujął różdżkę w dłoń
- Zaklęcie Proteusza - wskazał różdżką materiał rozłożony na lewej dłoni, a następnie dokładnie przeniósł jej końcówkę na czarną plamę oleju. Miała na tyle gęstą strukturę, która nie mieszała się z wodą, że mogła uchodzić za oddzielny byt i Valerij zamierzał tą właściwość wykorzystać podwiązując ją z kawałkiem materiału. Strzęp zaklętego kawałka szaty zamierzał zgniatać. Metodycznie w niewielką, ciasną kulkę oczekując, że z plamą zacznie dziać się to samo - metodycznie zbijać i skupiać w jeden punkt, cofać się i formować w taką kulkę jak szmatka. Co potem zamierzał z tym zrobić? To co zwykł robić ze wzbierającą się w kotle szumowiną - odcedzić. Trzymał zaklęty kawałek materiału w pięści
- Potrzymaj chwilę. Trzymaj ciasno zbitą - przekazał Francuzowi zaklęty materiał, różdżkę na nowo wetknął w usta. Chciał rozłożyć sobie swój biedny płaszcz pomiędzy przedramionami. Sadząc po strukturze olej był zbyt gęsty by przeleć się pomiędzy gramaturą materiału, a przynajmniej na pewno nie zrobiłby tego szybko. Delikatnie zatopił ją podwodą wiedząc, że substancja się przecież wciąż unosi i może uciec, a gdy materiał znalazł się pod nią to pociągnęła za krawędzie trzymanego materiału pewnym ruchem chcąc ją wyłowić i szybko przenieść nad tą beczkę co ją Francus ustawił. Czuł się trochę jakby pracował z jajami popiełka. Valerij położył na beczce ten pakunek będący dziwnym zlepkiem. Pewnie to w miarę słabnięcia magii miało się rozklekotać, lecz skoro leżało na uszkodzeniu przez które miała ta substancja ściekać do wnętrza beczki nie powinno być to problemem. Pewnie już się tak właśnie mogło dziać. Pomimo iż materiał i olej były powiązane zaklęciem nie można było zapomnieć różnicach w skupieniach.
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Nadgarstek drgnął, zdradzając nie do końca poprawnie wykonane zaklęcie. Blady promień opuścił ciemną różdżkę Cynerica, mężczyzna nie spodziewał się spektakularnego efektu. Wiedział, że popełnił błąd. Najwidoczniej jednakże nie tak okazały, jak mógłby przypuszczać skoro ogień powoli zostawał tłumiony przez purpurową mgłę widoczną od progu. Ciepło nie biło już tak intensywnie jak chwilę temu, lecz Yaxley pozostawał czujny. Obrócił się w stronę tyłu, chcąc mieć pogląd na aktualny rozwój sytuacji. Wszyscy rzucili się do unieszkodliwiania drugiego z potworów, zaś to właśnie trzeci zbliżał się w kierunku Valerija oraz Apollinare. Zakładając, że w ogóle jeszcze byli blisko tamtego pokoju, czego mężczyzna nie mógł być pewien.
Wycelował zatem koniec magicznego drewna w stronę przemykającego wzdłuż szafek mugola.
- Commotio - wypowiedział, głośno, jak najstaranniej. Powoli wątpił w swoje umiejętności rzucania czarów, jednakże prościej było obarczyć za to winą panujące od początku maja magiczne anomalie niż siebie samego. Prawdopodobnie nie zachowywał się zbyt elegancko czy honorowo, ostatecznie zaś myśli pozostawały w sferze jego wnętrza. Nikt nie mógł ich odczytać ani poznać, nie musiał się zatem obawiać swoich własnych wątpliwości oraz rozterek. Zmarszczył zdeterminowany czoło, będąc jednako strapiony brakiem efektów własnych starań. Nie należał do ludzi cierpliwych, wolał efekty widzieć od razu, bez zbytnich komplikacji. Niestety los uważał inaczej po raz kolejny psując mu szyki. Musiał zacisnąć zęby oraz próbować do skutku, bowiem nic innego mu już nie pozostało.
Wycelował zatem koniec magicznego drewna w stronę przemykającego wzdłuż szafek mugola.
- Commotio - wypowiedział, głośno, jak najstaranniej. Powoli wątpił w swoje umiejętności rzucania czarów, jednakże prościej było obarczyć za to winą panujące od początku maja magiczne anomalie niż siebie samego. Prawdopodobnie nie zachowywał się zbyt elegancko czy honorowo, ostatecznie zaś myśli pozostawały w sferze jego wnętrza. Nikt nie mógł ich odczytać ani poznać, nie musiał się zatem obawiać swoich własnych wątpliwości oraz rozterek. Zmarszczył zdeterminowany czoło, będąc jednako strapiony brakiem efektów własnych starań. Nie należał do ludzi cierpliwych, wolał efekty widzieć od razu, bez zbytnich komplikacji. Niestety los uważał inaczej po raz kolejny psując mu szyki. Musiał zacisnąć zęby oraz próbować do skutku, bowiem nic innego mu już nie pozostało.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Pchnięte drzwi ustąpiły pod naszą siłą, znacząc chwilę trzaskiem. Mimowolnie skrzywiłem się, jakby przeczuwając, że dźwięk ten wcale nie zwiastuje nic dobrego. A moja przypuszczenia już chwilę później potwierdził Valerij. Zerknąłem na beczkę by wypatrzeć dziurę, a potem ruszyłem w jej kierunku. Nie zamierzałem kwestionować jego słów, ciemna maź rozlewająca się w wodzie wyglądała odpowiednio niepokojąco, a stwierdzenie, że może być naftą tylko pogłębiała moje obawy, bo znaczyło to jasno, że najmniejsza iskra może zająć ogniem wodę, a wraz z nią i nas. A, co znów nie takie dziwne, żaden z nas nie był ognioodporny. Dlatego też nie ociągałem się, najpierw schowałem różdżkę do kieszeni płaszcza, a potem nachyliłem się by w wątłym świetle odnaleźć otwór o którym mówił mężczyzna, by schylając się i dźwigając beczkę sapnąć. Przeszło mi przez myśl, żeby na przyszłość odziewać coś, do czego jestem mniej przywiązany, ale też nie rozczulałem się nad tym zanadto, buty, spodnie i wszystko inne można było wszak zastąpić. Obróciłem beczkę, tak, by dziura znajdowała się u góry, a później skierowałem ją do stalowych poręczach podtrzymujących ją wcześniej. Sprawdziłem jeszcze dokładnie, czy dziura na pewno jest do góry i czy nic nie wycieka jeszcze z tej beczki, bo przecież nie mogliśmy spłonąć przed dojściem do piwnic. A potem podniosłem się do pionu.
- Wydaje się stabilne, przynajmniej póki nic nami nie trzęsie. - odpowiedziałem unosząc dłoń i ocierając czoło z potu, który pojawił się tam chociaż zdawało mi się, że aż tak się nie zmęczyłem. A potem z zaciekawieniem obserwowałem poczynania alchemika dobywając na powrót własnej różdżki. Zawsze uważałem, że jeśli idzie o główkowanie, czy ogólnie myślenie bił mnie w tym na głowę, a ja byłem przy nim zwyczajnie głupi, uzbrojony w tą swoją wiedzę na temat dzieł różnych i potrafiący pięknie mówić. Cóż, zawsze może kiedyś uda mi się kogoś zagadać na śmierć.
Wyciągnąłem lewą dłoń, a potem zamknąłem w niej kawałek materiału, zaciskając go ciasno, tak jak mówił Valeriji, a przynajmniej starałem się najlepiej jak umiem ściskać ten kawałek materiału. Podczas gdy on zajmował się plamą oleju, ja postanowiłem na coś się przydać, miałem przecież w ręku różdżkę, drugą dalej zaciskając mocno na skrawku materiału. Zwróciłem się więc w kierunku ściany zza której dochodził łomot, dość niepokojący, miałem nadzieję, że znów uda mi się rzucić zaklęcie umożliwiające podejrzenie tego, co znajduje się po drugiej stronie.
- Abspectus - wybrałem, kierując różdżkę na przeciwległą ścianę właśnie tą, zza której dobiegały dźwięki – a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Wydaje się stabilne, przynajmniej póki nic nami nie trzęsie. - odpowiedziałem unosząc dłoń i ocierając czoło z potu, który pojawił się tam chociaż zdawało mi się, że aż tak się nie zmęczyłem. A potem z zaciekawieniem obserwowałem poczynania alchemika dobywając na powrót własnej różdżki. Zawsze uważałem, że jeśli idzie o główkowanie, czy ogólnie myślenie bił mnie w tym na głowę, a ja byłem przy nim zwyczajnie głupi, uzbrojony w tą swoją wiedzę na temat dzieł różnych i potrafiący pięknie mówić. Cóż, zawsze może kiedyś uda mi się kogoś zagadać na śmierć.
Wyciągnąłem lewą dłoń, a potem zamknąłem w niej kawałek materiału, zaciskając go ciasno, tak jak mówił Valeriji, a przynajmniej starałem się najlepiej jak umiem ściskać ten kawałek materiału. Podczas gdy on zajmował się plamą oleju, ja postanowiłem na coś się przydać, miałem przecież w ręku różdżkę, drugą dalej zaciskając mocno na skrawku materiału. Zwróciłem się więc w kierunku ściany zza której dochodził łomot, dość niepokojący, miałem nadzieję, że znów uda mi się rzucić zaklęcie umożliwiające podejrzenie tego, co znajduje się po drugiej stronie.
- Abspectus - wybrałem, kierując różdżkę na przeciwległą ścianę właśnie tą, zza której dobiegały dźwięki – a przynajmniej tak mi się wydawało.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie Antonii chybiło celu, stwór łypnął na nią zaczerwienionym okiem, kiedy wiązka zaklęcia świsnęła tuż obok - lecz zaraz przeniósł wzrok na Drew, który wychylił się zza ściany, jego zaklęcie również nie sięgnęło potwora. Znalazłszy się z nim jednak twarzą w twarz, odnalazł w jego oczach znacznie silniejszy lęk niż przedtem, stwory reagowały na magię paniką. Magnus zdecydował się odebrać część jego życiowej energii - pomyślnie - wiązka zaklęcie świsnęła, pędząc prosto w tors stworzenia - trafiła, a Magnus mógł poczuć przypływ sił, jego samopoczucie się polepszyło. Zaklęcie Cynerika również okazało się niecelne, ale trzask ognia w sąsiednim pomieszczeniu wydawał się coraz cichszy. Stwór z paraliżem nóg próbował wykonywał gesty, których nie potrafiliście rozszyfrować - i z których nic nie wynikło - prócz tego, że przewrócił się do pozycji siedzącej; drugi spłoszony przemykał dalej wzdłuż regałów.
Apollinaire ustawił beczkę, Valerij zaradnie zdołał odsączyć olej, konstrukcja wsparta o stalowy konstrukt wydawała się bezpieczna - zdawaliście sobie jednak sprawę z tego, że najprawdopodobniej bezpieczną była zaledwie do kolejnego trzęsienia, które zdarzały się w nieregularnych odstępach. Różdżka nie usłuchała Apollinaire'a, nie mogliście wiedzieć, że robi wam tym samym przysługę, chroniąc przed skutkiem anomalii. Wciąż słyszeliście dźwięki dochodzące zza ściany znajdującej się naprzeciw otwartych drzwi; były to trzaski, uderzenia, stęknięcia - ludzkie. Apollinaire dopiero teraz dostrzegł kątem oka wsparty o ścianę żelazny łom.
Apollinaire ustawił beczkę, Valerij zaradnie zdołał odsączyć olej, konstrukcja wsparta o stalowy konstrukt wydawała się bezpieczna - zdawaliście sobie jednak sprawę z tego, że najprawdopodobniej bezpieczną była zaledwie do kolejnego trzęsienia, które zdarzały się w nieregularnych odstępach. Różdżka nie usłuchała Apollinaire'a, nie mogliście wiedzieć, że robi wam tym samym przysługę, chroniąc przed skutkiem anomalii. Wciąż słyszeliście dźwięki dochodzące zza ściany znajdującej się naprzeciw otwartych drzwi; były to trzaski, uderzenia, stęknięcia - ludzkie. Apollinaire dopiero teraz dostrzegł kątem oka wsparty o ścianę żelazny łom.
- (nie)życie:
- • Antonia: 203/213 (5- psychiczne - decephalgo, 5 - psychiczne)
• Drew: 208/213 (5 - psychiczne); nóż
• Valerij: 208/208, sinica x1; mapy
• Apollinare 214/214
• Cyneric 230/270; -5 do rzutu (10 - psychiczne, 30 - poparzenia) bułka z pomidorem
• Magnus 224/260; -5 do rzutu (17 - psychiczne, 19 - cięte)
Nic. Znowu jedno, wielkie, cholerne nic. Jeśli rozwalać zamek, to z przytupem, jeśli przydać się do czegokolwiek pożyteczniejszego, to nic. Promień z końca różdżki ledwie się wydobył, o całą kulę ziemską omijając wstrętnego, tchórzliwego mugola pomykającego w stronę przyległego pomieszczenia, gdzie jeszcze niedawno znajdowali się Apollinare i Valerij. Yaxley zmrużył oczy, wyraźnie rozsierdzony własną ułomnością. Przegapił moment, w którym przypominał bardziej charłaka niźli prawowitego czarodzieja, z najczystszą krwią oraz dumnym, długim rodowodem. Nie powinien przedstawiać sobą mniej niż zero, winien wręcz świecić innym przykładem wzorowego znawcy czarów. Tymczasem zaś wygłupiał się z minuty na minuty coraz mocniej. Miał ochotę sięgnąć do kieszeni i cisnąć bułką z pomidorem w tego durnego potwora, lecz znając jego szczęście nie trafiłby w nic głowopodobnego. Wręcz przeciwnie, jeszcze ta odbiłaby się od najbliższej ściany i wylądowałaby z głuchym plaskiem w jego szatę. Zaczynał denerwować się coraz mocniej, nie będąc zbyt cierpliwym człowiekiem. Oczekiwał wielkich efektów w trybie natychmiastowym. Nienawidził tracić czasu ani strzępić nerwów, co właśnie czynił. Musiał wziąć głęboki oddech, być może zatrzymać się na chwilę, nie robić wszystkiego naprędce i byle jak. Z drugiej strony nie mogli szastać ulatniającymi się minutami, prawdopodobnie nie mieli już czym. Zegar tykał.
- Commotio - powtórzył zawzięcie, znów kierując się na trzecią kreaturę, niebezpiecznie oddalającą się od nich w stronę wejścia do drugiego pokoju. Trzask ognia cichł, lecz ta świadomość nie była w stanie ukoić gniewu Cynerica. Nic nie mogło, może ewentualnie wreszcie zwieńczona sukcesem akcja. Niestety w nie już nie wierzył. Zaczęło dławić go poczucie bezsilności, strach o kolejne losy ich zdania. I jego samego, ofiarę bezlitosnych anomalii. Desperacko zacisnął dłonie na różdżce błagając nawet Merlina, żeby wreszcie mogli ruszyć dalej z całym tym bałaganem. Potrzebował wsparcia losu mocniej niż do tej pory. Tkwił w bardzo niebezpiecznym położeniu, w dodatku żaden genialny plan nie nadchodził. Wręcz przeciwnie, cicha panika wypełniała jego komórki oddalając każdą, nawet szczątkowo rozsądną myśl. Bał się, naprawdę się bał.
- Commotio - powtórzył zawzięcie, znów kierując się na trzecią kreaturę, niebezpiecznie oddalającą się od nich w stronę wejścia do drugiego pokoju. Trzask ognia cichł, lecz ta świadomość nie była w stanie ukoić gniewu Cynerica. Nic nie mogło, może ewentualnie wreszcie zwieńczona sukcesem akcja. Niestety w nie już nie wierzył. Zaczęło dławić go poczucie bezsilności, strach o kolejne losy ich zdania. I jego samego, ofiarę bezlitosnych anomalii. Desperacko zacisnął dłonie na różdżce błagając nawet Merlina, żeby wreszcie mogli ruszyć dalej z całym tym bałaganem. Potrzebował wsparcia losu mocniej niż do tej pory. Tkwił w bardzo niebezpiecznym położeniu, w dodatku żaden genialny plan nie nadchodził. Wręcz przeciwnie, cicha panika wypełniała jego komórki oddalając każdą, nawet szczątkowo rozsądną myśl. Bał się, naprawdę się bał.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Valerij czuł się w tym momencie trochę jak w swoim żywiole. Kombinowanie i główkowanie nad pozbyciem się problemu w sposób nie siłowy to była jego działka i w tym momencie mógł trochę zabłyszczeć, jak i zająć umysł. Sapnął, gdy beczka stała stabilnie, a maź była odcedzona. Przetarł wierzchem ramienia czoło. Wtedy do jego uszu ponownie dotarło zawodzenie. Tym razie wyraźnie ludzkie. Zza ściany.
- Tam tez jest pokój z ostrzeżeniem. Naszym długo schodzi...ze sprawdzaniem tamtego wcześniejszego...- zamartwił się trochę, lecz zaraz odgonił te myśli próbując się skupić myśli na tu i teraz po tym jak ujął w lewą rękę odzyskany od Francuza zwiniątko materiału, które wciąż zaciskał.
Beczka. Stała stabilnie na metalowym konstrukcie. Wystarczyło jednak niewielkie drganie lub popchnięcie by znów znalazła się w wodzie. Valerij skierował więc różdżkę w miejsce w którym ta się stykała z nim i rzucił zaklęcie trwałego przylepca. Mając na celu przytwierdzenie beczki na stałe do miejsca w którym stała czyli do konstruktu, który miał być jej wielką, niewzruszoną kotwicą. Przez chwilę myślał, czy jej nie naprawić, jednak nie było czasu czekać na to aż szata ocieknie z tego smaru do beczki przez uszkodzenie. Potencjalne trzęsienie nie powinno przewrócić tej metalowej zastawy przecinającej pokój w pół. Chyba że posypałby się cały sufit. To by było jednak wówczas bez znaczenia bo i tak nikt by wówczas nie dał rady przejść przez pokój do którego wsypała się cała wyższa kondygnacja. Tak przypuszczał.
- Tam tez jest pokój z ostrzeżeniem. Naszym długo schodzi...ze sprawdzaniem tamtego wcześniejszego...- zamartwił się trochę, lecz zaraz odgonił te myśli próbując się skupić myśli na tu i teraz po tym jak ujął w lewą rękę odzyskany od Francuza zwiniątko materiału, które wciąż zaciskał.
Beczka. Stała stabilnie na metalowym konstrukcie. Wystarczyło jednak niewielkie drganie lub popchnięcie by znów znalazła się w wodzie. Valerij skierował więc różdżkę w miejsce w którym ta się stykała z nim i rzucił zaklęcie trwałego przylepca. Mając na celu przytwierdzenie beczki na stałe do miejsca w którym stała czyli do konstruktu, który miał być jej wielką, niewzruszoną kotwicą. Przez chwilę myślał, czy jej nie naprawić, jednak nie było czasu czekać na to aż szata ocieknie z tego smaru do beczki przez uszkodzenie. Potencjalne trzęsienie nie powinno przewrócić tej metalowej zastawy przecinającej pokój w pół. Chyba że posypałby się cały sufit. To by było jednak wówczas bez znaczenia bo i tak nikt by wówczas nie dał rady przejść przez pokój do którego wsypała się cała wyższa kondygnacja. Tak przypuszczał.
Ruiny elektrowni
Szybka odpowiedź