Ruiny elektrowni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny elektrowni Battersea
Pod koniec czerwca 1956 roku elektrownia została zrównana z ziemią za sprawą nieznanej siły.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 10.02.18 13:22, w całości zmieniany 2 razy
Nie spodziewał się, że jeszcze wystarczy mu czasu na dokładniejsze oględziny zmutowanego anomaliami płaza. Faktycznie zauważył niecodzienne właściwości wody brzozowej, najwidoczniej sprawiającej, że gruczoły jadowe wyraźnie malały pod jej wpływem. Dość ciekawe zjawisko, chyba nigdy się z nim nie spotkał. Nie poświęcił temu zagadnieniu zbyt wiele czasu, starają się jak najszybciej oraz jednocześnie jak najbezpieczniej oddalić od zagrożenia. Cały czas pamiętał o pułapkach, zresztą dlatego szedł ostrożnie, wspomagając się rozglądaniem.
Wreszcie udało mu się dotrzeć. Z różdżką i zlewką z brzozową wodą. Niewerbalnie odetchnął z ulgą, odnosząc wrażenie, jakoby przebiegł ogromny maraton. Gdyby tylko miał wolną rękę przetarłby sobie czoło. Zamiast tego stał, przyglądając się wszystkim i niczemu jednocześnie.
- Ma - rzucił jedynie, kiedy dopytywano o wodę. - I stoczył o nią bój z gigantyczną ropuchą. Bułka z pomidorem poległa ratując mi życie - złożył skrócony raport potyczek mających miejsce dosłownie przed chwilą. Nie liczył na oklaski ani wyrazy współczucia, a mimo tego wyrzucił z siebie nieco więcej słów niż do tej pory. Czasem nawet Yaxley potrzebował coś powiedzieć.
Usłyszawszy ostrzeżenie Macnaira nie zastanawiał się długo.
- Bąblogłowa - powiedział, celując różdżką w samego siebie. Nie zamierzał dać się udusić, chociaż miał ogromne obawy dotyczące anomalii. Nieważne jeśli cierpiał jakiś przedmiot, jednakże jeśli to na nim skupi się złośliwa energia magiczna, mógł mieć poważne problemy. Nie było jednak czasu na dywagacje ani strach. Musieli dać z siebie wszystko, bowiem czas przelatywał im między palcami z zaskakującą prędkością. Należało dokończyć misję z sukcesem, nawet kosztem własnego zdrowia. Oby nie życia.
Wreszcie udało mu się dotrzeć. Z różdżką i zlewką z brzozową wodą. Niewerbalnie odetchnął z ulgą, odnosząc wrażenie, jakoby przebiegł ogromny maraton. Gdyby tylko miał wolną rękę przetarłby sobie czoło. Zamiast tego stał, przyglądając się wszystkim i niczemu jednocześnie.
- Ma - rzucił jedynie, kiedy dopytywano o wodę. - I stoczył o nią bój z gigantyczną ropuchą. Bułka z pomidorem poległa ratując mi życie - złożył skrócony raport potyczek mających miejsce dosłownie przed chwilą. Nie liczył na oklaski ani wyrazy współczucia, a mimo tego wyrzucił z siebie nieco więcej słów niż do tej pory. Czasem nawet Yaxley potrzebował coś powiedzieć.
Usłyszawszy ostrzeżenie Macnaira nie zastanawiał się długo.
- Bąblogłowa - powiedział, celując różdżką w samego siebie. Nie zamierzał dać się udusić, chociaż miał ogromne obawy dotyczące anomalii. Nieważne jeśli cierpiał jakiś przedmiot, jednakże jeśli to na nim skupi się złośliwa energia magiczna, mógł mieć poważne problemy. Nie było jednak czasu na dywagacje ani strach. Musieli dać z siebie wszystko, bowiem czas przelatywał im między palcami z zaskakującą prędkością. Należało dokończyć misję z sukcesem, nawet kosztem własnego zdrowia. Oby nie życia.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Spoglądając na kostkę trzymaną przez Magnusa, a następnie klucz, który ukazał się w jej wnętrzu zrozumiał, że prawdopodobnie będzie on pasował do znalezionych przez nich drzwi. Nie było czasu do stracenia zatem bez zbędnych słów ruszył tuż za plecami Rosjanina omijając wcześniej zlokalizowaną pułapkę. -Bąblogłowa- rzucił skierowawszy różdżkę w kierunku Valerija, który nie zabezpieczył się przed trującymi oparami. Domyślił się, że wynikiem tego był brak informacji z jego strony, ale właściwie kompletnie o tym zapomniał – wszystko działo się zbyt szybko.
-Dobrze, czuję że się jeszcze przyda.- odpowiedział zgodnie z prawdą, a następnie obróciwszy się nieznacznie za siebie obserwował resztę mężczyzn, którzy przeszli przez iluzję i skupiwszy wzrok na Magnusie czekał, czy klucz zadziała. Apo nie wyglądał zbyt dobrze, ale wyjątkowo skuteczna magia Borgin uspokajała szatyna, że wyjdą z tego cali – wszyscy.
-Dobrze, czuję że się jeszcze przyda.- odpowiedział zgodnie z prawdą, a następnie obróciwszy się nieznacznie za siebie obserwował resztę mężczyzn, którzy przeszli przez iluzję i skupiwszy wzrok na Magnusie czekał, czy klucz zadziała. Apo nie wyglądał zbyt dobrze, ale wyjątkowo skuteczna magia Borgin uspokajała szatyna, że wyjdą z tego cali – wszyscy.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zerknąłem w stronę Cynerica gdy zdawał swój krótki raport, mimo ciążącego na ramionach poczucia uciekającego czasu kącik ust uniósł się ku górze. Nie miałem pojęcia skąd u licha miał bułkę z pomidorem, ale wizja iż przygotował sobie prowiant na wyprawę niebywale mnie bawiła. Nie skomentowałem jednak tego w żaden sposób zamiast tego wsłuchałem się w słowa moich towarzyszy przenosząc wzrok z jednego na drugiego i nie mając nic więcej do dodania rzuciłem po prostu zaklęcie.
- Bąblogłowa. - zadecydowałem a potem ruszyłem śladem Valerija, patrząc pod nogi i uważając, by znów nie nadziać się na jakieś pokazujące się znikąd ostrza. Jednocześnie wstrzymałem też oddech tak na wszelki wypadek, gdyby zaklęcie się nie udało.
- Bąblogłowa. - zadecydowałem a potem ruszyłem śladem Valerija, patrząc pod nogi i uważając, by znów nie nadziać się na jakieś pokazujące się znikąd ostrza. Jednocześnie wstrzymałem też oddech tak na wszelki wypadek, gdyby zaklęcie się nie udało.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie Magnusa nie wyszło. Perfekcyjnie rzucone zaklęcie Antoni pozwoliło Magnusowi całkowicie pozbyć się oparzeń: czuł się znacznie lepiej. Wszyscy ruszyliście ku drzwiom znajomą już Drew i Antonii drogą - zgodnie z waszymi przewidywaniami, klocek w drzwiach otworzył wam drogę - a droga wiodła w dół, pośród zagęszczonego trującego mchu, po krętych, ciemnych i wąskich schodkach, szliście długo, może pięć, może sześć pięter, może więcej - na oko trudno było się doliczyć. Cyneric trzymał wodę w zlewce: nie miała żadnego zakrycia, więc musiał uważać, żeby jej nie utracić. Im niżej byliście, tym silniejszy odczuwaliście zaduch - i tym więcej, tak na schodach, jak w powietrzu, wyczuwaliście wilgoci.
(1): Zejście: Miejsce, do którego prowadziło przejście, było grotą rozświetloną blaskiem fosforyzującego mchu porastającego jej górną część; fosforyzującym światłem dość wyraźnym, by całe jej wnętrze, choć owiane półmrokiem, było dla was widoczne. Grota miała kształt sześciokąta, podzielonego na sześć mniejszych grot - nie były oddzielone od siebie ścianami, a olbrzymimi stalagnatami, które uniemożliwiały przejście pomiędzy nimi, ale pozwalały na widoczność. Na jej środku znajdowała się głęboka woda, nad którą - na jej powierzchni - unosiło się coś, co przypominało olbrzymie, tłuste fioletowe węże; jedynie Cyneric rozpoznał, że są to macki potwora - zapewne wyjątkowo ogromnego krakena. Lekkie drgania macek wskazywały na to, że potwór nie spał. Cyneric potrafił też wytyczyć strefę, która znajdowała się w zasięgu jego macek (czerwone koło), poza nią prawdopodobnie byliście bezpieczni - o ile potwór nie potrafił wydzielać obronnego jadu, co było możliwe, ale Yaxley - ani nikt inny - nie był w stanie tego ocenić. Cyneric wiedział, że potwór pozbawiony macek będzie niegroźny. Miał ich sześć.
(czerwona strefa rażenia) jeśli postać zamierza w nią wejść (może poruszyć się najdalej do sąsiedniego pomieszczenia w jednej turze) rzuca dodatkową kością na unik, ST uniknięcia macek wynosi 50, można też spróbować się przekraść - wtedy ST na ukrywanie się wynosi 55.
(5) Źródło anomalii: Drew oraz Apolinaire potrafili je rozpoznać, mieli już do czynienia z anomaliami, wszystkie rozwiązywało się według podobnego schematu. Wpierw musiało ustać zagrożenie - kraken musiał zostać w jakiś sposób okiełznany. Później, wszyscy ci rycerze, którzy byli obecni na rycerskim spotkaniu, w trakcie którego śmierciożercy przekazali wskazówki od Czarnego Pana, potrafili spróbować zapanować nad czarnomagiczną mocą. Opanowaną moc należało podtrzymać, w czym późniejsza moc bijąca od magii może spróbować przeszkodzić.
Powietrze w jego pobliżu zdawało się wibrować, niebezpiecznie pulsować - bez wątpienia było to miejsce dramatycznie niebezpieczne. Nie mieliście pojęcia, do czego to źródło jest zdolne ani czym dokładnie wam zagraża.
(2, 6, 4) Runy: Drew dostrzegł je jako pierwszy, Antonia dopiero, kiedy (jeżeli) Macnair je wskaże - są to runy klątwy, którą Drew wykrył wcześniej: klątwy pętającej potężną istotę. Ich usytuowanie podpowiadało, że pętały krakena. Zostały naruszone, mogliście spróbować poprawić ich rysy, ponownie unieszkodliwiając stwora (rzut na runy, ST 60, wymaga mikstury odpowiedniej do malowania run).
(3) Dostrzegaliście tam dziwny cokół - nie byliście jednak w stanie przyjrzeć się mu bliżej.
Antonia - bąblogłowa, do momentu zdjęcia
Drew - bąblogłowa, 2 tury
Apo - bąblogłowa 5 tur
Valerij - lumos, bąblogłowa 5 tur
Cyneric - bąblogłowa, 5 tur
Valerij - bąblogłowa, 5 tur
(1): Zejście: Miejsce, do którego prowadziło przejście, było grotą rozświetloną blaskiem fosforyzującego mchu porastającego jej górną część; fosforyzującym światłem dość wyraźnym, by całe jej wnętrze, choć owiane półmrokiem, było dla was widoczne. Grota miała kształt sześciokąta, podzielonego na sześć mniejszych grot - nie były oddzielone od siebie ścianami, a olbrzymimi stalagnatami, które uniemożliwiały przejście pomiędzy nimi, ale pozwalały na widoczność. Na jej środku znajdowała się głęboka woda, nad którą - na jej powierzchni - unosiło się coś, co przypominało olbrzymie, tłuste fioletowe węże; jedynie Cyneric rozpoznał, że są to macki potwora - zapewne wyjątkowo ogromnego krakena. Lekkie drgania macek wskazywały na to, że potwór nie spał. Cyneric potrafił też wytyczyć strefę, która znajdowała się w zasięgu jego macek (czerwone koło), poza nią prawdopodobnie byliście bezpieczni - o ile potwór nie potrafił wydzielać obronnego jadu, co było możliwe, ale Yaxley - ani nikt inny - nie był w stanie tego ocenić. Cyneric wiedział, że potwór pozbawiony macek będzie niegroźny. Miał ich sześć.
(czerwona strefa rażenia) jeśli postać zamierza w nią wejść (może poruszyć się najdalej do sąsiedniego pomieszczenia w jednej turze) rzuca dodatkową kością na unik, ST uniknięcia macek wynosi 50, można też spróbować się przekraść - wtedy ST na ukrywanie się wynosi 55.
(5) Źródło anomalii: Drew oraz Apolinaire potrafili je rozpoznać, mieli już do czynienia z anomaliami, wszystkie rozwiązywało się według podobnego schematu. Wpierw musiało ustać zagrożenie - kraken musiał zostać w jakiś sposób okiełznany. Później, wszyscy ci rycerze, którzy byli obecni na rycerskim spotkaniu, w trakcie którego śmierciożercy przekazali wskazówki od Czarnego Pana, potrafili spróbować zapanować nad czarnomagiczną mocą. Opanowaną moc należało podtrzymać, w czym późniejsza moc bijąca od magii może spróbować przeszkodzić.
Powietrze w jego pobliżu zdawało się wibrować, niebezpiecznie pulsować - bez wątpienia było to miejsce dramatycznie niebezpieczne. Nie mieliście pojęcia, do czego to źródło jest zdolne ani czym dokładnie wam zagraża.
(2, 6, 4) Runy: Drew dostrzegł je jako pierwszy, Antonia dopiero, kiedy (jeżeli) Macnair je wskaże - są to runy klątwy, którą Drew wykrył wcześniej: klątwy pętającej potężną istotę. Ich usytuowanie podpowiadało, że pętały krakena. Zostały naruszone, mogliście spróbować poprawić ich rysy, ponownie unieszkodliwiając stwora (rzut na runy, ST 60, wymaga mikstury odpowiedniej do malowania run).
(3) Dostrzegaliście tam dziwny cokół - nie byliście jednak w stanie przyjrzeć się mu bliżej.
- (nie)życie:
- • Antonia: 173/213, kara -5 (20 - psych, decelphage, 20 - tłuczone)
• Drew: 198/213 (15 - psychiczne); nóż
• Valerij: 173/208, kara -5 (20 - psychiczne, decephalgo), sinica x1; mapy, misa z miksturą do run
• Apollinare 169/214; -10 do rzutu (30 tłuczone, 25 cięte), sinica x1
• Cyneric 225/270; -5 do rzutu (10 - psychiczne, 30 - poparzenia, 5 - tłuczone); zlewka z brzozową wodą
• Magnus 194/280; kara -10 (17 - psychiczne, 44 - cięte, 20 - tłuczone, 5 - psychiczne, decelphage)
Antonia - bąblogłowa, do momentu zdjęcia
Drew - bąblogłowa, 2 tury
Apo - bąblogłowa 5 tur
Valerij - lumos, bąblogłowa 5 tur
Cyneric - bąblogłowa, 5 tur
Valerij - bąblogłowa, 5 tur
Drzwi ustąpiły pozwalając im rozpocząć mozolną wędrówkę w dół przez schody i mech. Tak, Dolohov rozumiał teraz dlaczego Drew wyczarował na jego głowie bąblogłowę.
Gdy ich tułaczka się skończyła, alchemik z szeroko otwartymi oczami patrzył na wyłaniające się z podłoża macki, na wielkie stalaktyty odgradzając ich od segmentów dziwnej konstrukcji. Do tego fluoryscencyjna roślina. W obrazie tym było coś przerażającego i jednocześnie zachwycającego. Dolohov nie potrafił wybrać.
- Chyba nas nie zauważyły... - stwierdził, po tym jak zszedł z ostatniego stopnia mimochodem ściszając ton głos, przygarbiając się i tłumiąc blask lumosu w dłoniach by być mniej widocznym dla tych dziwnych, tłustych węży. Nie podchodził do nich. Przez myśl mu nie przeszło, że to były macki potwora. Dopiero gdy Drew wspomniał o runach które miały pętać potężną istotę zaczynał dopuszczać ten scenariusz do myśli, lecz bez większego przekonania. Naprawa run mogła zażegnać problem. Bardzo dobrze. Tego potrzebowali.
- Mam tę miksturę do run, lecz poczekaj, Drew - alchemik nieco pohamował jego zapał, widząc że Mancair ma zamiar zacząć działać - zażyj tego. To eliksir kociego kroku. Pomoże ci wytłumić kroki i przejść koło tych węży, wielogłowego węża... potężnej istoty - czymkolwiek była to na pewno nią była zresztą nie było to takie istotne, Dolohov zaprzestał więc prób klasyfikacji widzianego stworzenia do królestwa fauny - Wytłumi, a nie wyciszy. - podał Drewowi eliksir kociego kroku, jednocześnie odstawiając na bok miseczkę ze smolistą, przeschniętą mazią. Potrzebował wilgoci. Westchnął odrywając rękaw swojej koszuli. Naprawdę ją lubił, a teraz wycierał nią podłoże zbierając wilgoć, którą następnie wyżynał do miseczki i mieszał dążąc do odpowiedniej konsystencji - Myślę że rozsądnie będzie jeżeli się podzielimy, a właściwie podzielicie...- zerknął na Antoninę i Drew, którzy jako jedyni znali się na runach. Gdy jego sugestia została rozpatrzona Valerij przelał trochę runicznej mikstury do przeczyszczonej urwanym, wilgotnym rękawem fiolki po zużytym przez siebie wcześniej eliksirze kociego wzroku. Była to mniejsza doza niż ta w misce. Po ustaleniach mikstura w misce trafiła do Drew, a jej mniejsza doza w ręce Antoniny. Valerij nie mógł zrobić już nic więcej prócz zapewnień, że w razie gdyby coś poszło nie tak to spróbuje ingerować. Na koniec wyciągnął pędzelek w sztuce jednej przez Antoninę i Drewa. Nie zamierzał decydować za nich, które z nich będzie musiało ubrudzić palce.
Gdy ich tułaczka się skończyła, alchemik z szeroko otwartymi oczami patrzył na wyłaniające się z podłoża macki, na wielkie stalaktyty odgradzając ich od segmentów dziwnej konstrukcji. Do tego fluoryscencyjna roślina. W obrazie tym było coś przerażającego i jednocześnie zachwycającego. Dolohov nie potrafił wybrać.
- Chyba nas nie zauważyły... - stwierdził, po tym jak zszedł z ostatniego stopnia mimochodem ściszając ton głos, przygarbiając się i tłumiąc blask lumosu w dłoniach by być mniej widocznym dla tych dziwnych, tłustych węży. Nie podchodził do nich. Przez myśl mu nie przeszło, że to były macki potwora. Dopiero gdy Drew wspomniał o runach które miały pętać potężną istotę zaczynał dopuszczać ten scenariusz do myśli, lecz bez większego przekonania. Naprawa run mogła zażegnać problem. Bardzo dobrze. Tego potrzebowali.
- Mam tę miksturę do run, lecz poczekaj, Drew - alchemik nieco pohamował jego zapał, widząc że Mancair ma zamiar zacząć działać - zażyj tego. To eliksir kociego kroku. Pomoże ci wytłumić kroki i przejść koło tych węży, wielogłowego węża... potężnej istoty - czymkolwiek była to na pewno nią była zresztą nie było to takie istotne, Dolohov zaprzestał więc prób klasyfikacji widzianego stworzenia do królestwa fauny - Wytłumi, a nie wyciszy. - podał Drewowi eliksir kociego kroku, jednocześnie odstawiając na bok miseczkę ze smolistą, przeschniętą mazią. Potrzebował wilgoci. Westchnął odrywając rękaw swojej koszuli. Naprawdę ją lubił, a teraz wycierał nią podłoże zbierając wilgoć, którą następnie wyżynał do miseczki i mieszał dążąc do odpowiedniej konsystencji - Myślę że rozsądnie będzie jeżeli się podzielimy, a właściwie podzielicie...- zerknął na Antoninę i Drew, którzy jako jedyni znali się na runach. Gdy jego sugestia została rozpatrzona Valerij przelał trochę runicznej mikstury do przeczyszczonej urwanym, wilgotnym rękawem fiolki po zużytym przez siebie wcześniej eliksirze kociego wzroku. Była to mniejsza doza niż ta w misce. Po ustaleniach mikstura w misce trafiła do Drew, a jej mniejsza doza w ręce Antoniny. Valerij nie mógł zrobić już nic więcej prócz zapewnień, że w razie gdyby coś poszło nie tak to spróbuje ingerować. Na koniec wyciągnął pędzelek w sztuce jednej przez Antoninę i Drewa. Nie zamierzał decydować za nich, które z nich będzie musiało ubrudzić palce.
Bąblogłowa została wyczarowana, nie zabijając Cynerica anomaliami. Mężczyzna odetchnął głęboko, sądząc, że od teraz powinno być już lepiej. Co za nonsens. Właśnie szli do tajemnej groty, a spadek schodów w dół podpowiadał mu, że mogli znaleźć się już na głębokości, w której mógłby rozwinąć się kraken. Przełknął głośno ślinę i zaczął ostrożnie stawiać kroki. Nadal w jednej dłoni trzymał różdżkę, w drugiej zlewkę. Starał się iść tak, żeby nie wylać z naczynia ani kropki brzozowej wody. Nie chciał też dotykać ani ścian, ani roślin, ani nikogo tak naprawdę. Wszystkie te bodźce mogły powodować wylanie cieczy, do czego nie mógł dopuścić. Był teraz strażnikiem wody, o którą prawie stoczył naprawdę zażarty bój, a przynajmniej tak to sobie w myślach podkoloryzowywał.
Kiedy dotarli na miejsce, od razu rozpoznał stworzenie. Wpatrywał się w nie jednocześnie zafascynowany jak i przerażony. Było potężne, nie wiedział nawet, że te zwierzęta mogą urosnąć do tych rozmiarów. Absolutnie interesujące.
- To nie węże, to kraken. Znaleźliśmy go - odparł Valerijowi, trochę rozsierdzony jego ignorancją. Nie wiedział, że tylko on znał się na magicznych stworzeniach, co samo w sobie wydawało mu się dziwne. Z drugiej strony Magnus odwiedził jakiś czas temu Fenland w celach naukowych, zatem mógł się tego spodziewać.
- Musimy uważać. On nie śpi - dodał, kiedy Dolohov powiedział co miał powiedzieć oraz rozdał to, co miał do rozdania. - Na te odległości dosięgają jego macki - rzucił, wskazując końcem różdżki krąg zagrożenia atakiem, na oko jakieś kilka metrów. - Jeśli się ich pozbędziemy, będzie nieszkodliwy. Tylko nie wiem, czy zdołamy się pozbyć aż sześciu macek w rozsądnym przedziale czasowym. Może spróbować go uśpić? Tylko nie mam pojęcia jak można uśpić takie bydle - powiedział trochę rozczarowany, trochę zaniepokojony. - Jest prawdopodobne, że może mieć obronny jad, ale tego nie wiem na pewno. Zauważyłem, że w brzozowej wodzie gruczoły jadowe ropuchy były mniejsze niż na powierzchni, lecz to i tak niczego nie zmienia. Mamy za mało tej wody - mruknął, z dezaprobatą zerkając na zlewkę. Niewielką zlewkę. Z niewielką ilością płynu. Potem zerknął oczekująco na resztę. Interesowało go, czy zamierzają spróbować pozbyć się macek czy raczej go uśpić. O ile było to w ogóle możliwe.
Kiedy dotarli na miejsce, od razu rozpoznał stworzenie. Wpatrywał się w nie jednocześnie zafascynowany jak i przerażony. Było potężne, nie wiedział nawet, że te zwierzęta mogą urosnąć do tych rozmiarów. Absolutnie interesujące.
- To nie węże, to kraken. Znaleźliśmy go - odparł Valerijowi, trochę rozsierdzony jego ignorancją. Nie wiedział, że tylko on znał się na magicznych stworzeniach, co samo w sobie wydawało mu się dziwne. Z drugiej strony Magnus odwiedził jakiś czas temu Fenland w celach naukowych, zatem mógł się tego spodziewać.
- Musimy uważać. On nie śpi - dodał, kiedy Dolohov powiedział co miał powiedzieć oraz rozdał to, co miał do rozdania. - Na te odległości dosięgają jego macki - rzucił, wskazując końcem różdżki krąg zagrożenia atakiem, na oko jakieś kilka metrów. - Jeśli się ich pozbędziemy, będzie nieszkodliwy. Tylko nie wiem, czy zdołamy się pozbyć aż sześciu macek w rozsądnym przedziale czasowym. Może spróbować go uśpić? Tylko nie mam pojęcia jak można uśpić takie bydle - powiedział trochę rozczarowany, trochę zaniepokojony. - Jest prawdopodobne, że może mieć obronny jad, ale tego nie wiem na pewno. Zauważyłem, że w brzozowej wodzie gruczoły jadowe ropuchy były mniejsze niż na powierzchni, lecz to i tak niczego nie zmienia. Mamy za mało tej wody - mruknął, z dezaprobatą zerkając na zlewkę. Niewielką zlewkę. Z niewielką ilością płynu. Potem zerknął oczekująco na resztę. Interesowało go, czy zamierzają spróbować pozbyć się macek czy raczej go uśpić. O ile było to w ogóle możliwe.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
W chwili szczęknięcia drzwi odetchnął z ulgą. Od samego początku przeczuwał, że klucz zadziała, jednak wszystkie niespodzianki, które spotkali na swej drodze dostatecznie zabijały pewność pewnych poczynań. Schodząc w dół smród stęchlizny uderzył w jego nozdrza, a każdy kolejny krok powodował mus coraz szybszych, niespokojnych i cichych oddechów z uwagi na zaduch mocno dający się we znaki. Liczył, że byli już coraz bliżej źródła anomalii, bowiem chciał jak najszybciej opuścić owe miejsce.
Sześciokątna grota nie była zaskoczeniem, wszystkie znaki wskazywały na fakt, iż takowy element jeszcze gdzieś się pojawi. Czarnoksiężnik był szalony, ale poukładany i zapewne każda część – większego, bądź mniejszego – planu nie była kwestią przypadku. Dopiero, gdy jego oczom ukazał się potwór, paskudny zlepek obślizgłych węży, którego macki drgały zapewne z powodu letargu nie olbrzymiej siły, przystanął starając się znaleźć jakikolwiek sposób na pozbycie się ów zagrożenia. Wiedział, że właściwie od tego mogło zależeć powodzenie misji, a przede wszystkim ich przetrwanie.
Zaczął się rozglądać. Czujnemu oku nie umknął blask wibrującego światła, który widział już wcześniej, kiedy wraz z Apo udali się na dworzec King's Cross i nie podołali zadaniu – anomalie okazały się zbyt silne. -Spójrzcie tam.- szepnął wyciągając rękę w kierunku odpowiedniej strefy (5). -Źródło anomalii, ale najpierw musimy okiełznać zagrożenie ze strony krakena.- dodał licząc, że każdy zapoznał się z odpowiednią instrukcją, która została przedstawiona na spotkaniu.
-Klątwa pętająca.- zmrużył wzrok dostrzegając runy. -To ją wyczułem, gdy byliśmy u góry.- wskazał wolno odpowiednie strefy upewniając się, że Borgin także udało się je dostrzec. Mogli spróbować naprawić magię z ich płynącą poprzez poprawienie rys, co z pewnością byłoby o wiele skuteczniejsze niżeli walka po omacku bez odpowiedniej wiedzy o potworze. Nikt z nich nie był w stanie przewidzieć zachowania krakena, a co gorsza opowiedzieć o stylu jego ofensywy i defensywy, więc preferował zaufać własnym zdolnościom, niżeli później kopać sobie grób.
Chciał już ruszyć wiedząc, że nie był w stanie nic więcej przydatnego przekazać reszcie – Borign wiedziała, co miała robić podobnie jak i on, ale potrzebowali ku temu mikstury zabranej przez Rosjanina. Wyciągnąwszy rękę po misę pozostawił pędzelek kobiecie, nie było dla niego problemem, iż musiał ubrudzić sobie ręce. -Przyda się, dzięki.- szepnął praktycznie bezgłośnie biorąc eliksir kociego kroku po czym od razu wyjął koreczek i wlał zawartość buteleczki do ust. Mogło mu to pomóc – właściwie musiało, ale smakowało jak rzygowiny. Szedł sam, tak jak uwielbiał najbardziej.
Skinąwszy głową do reszty ruszył cicho na skraj stalagnatów po swojej lewej stronie (2), gdzie dostrzegł pierwszą z run. Skradał się, był wyjątkowo ostrożny, bowiem miał świadomość, iż potwór jeszcze się nie zorientował odnośnie ich obecności. Nie chciał wytrącić go z letargu, raczej nie był zbyt dobry w kołysaniu dzieci do snu, ale musiał zaryzykować bezszelestnego przemknięcia przed mackami wchodząc do wskazanej przez Cynerica strefy.
Zbliżywszy się do wody starał się przecisnąć plecami jak najbliżej „ściany”, aby uniknąć jakiegokolwiek zagrożenia. Na dodatek wciąż trzymał miksturę, której wylanie mogło przesądzić o wszystkim – dosłownie wszystkim. Starał się mieć oczy szeroko otwarte, a kolejne kroki stawiać z taką przezornością, by nie schrzanić teoretycznie najprostszego zadania.
Odetchnąwszy – początkowo – z ulgą znalazł się tuż nad runą, przy której przykucnął. Przyjrzawszy się jej przez moment skupił wzrok na liniach znacznie bledszych, jak reszta. Rozpoznawszy klątwę, zważywszy na swoje umiejętności, wiedział co należało wykonać, aby poprawić jej działanie; ustawiwszy misę na kamiennym podłożu zamoczył wskazujący palec w mazi, a następnie zaczął wolno i starannie poprawiać zarys starożytnego znaku praktycznie go odtwarzając. Starał się być opanowany, nie śpieszył się mając świadomość, jak każdy detal mógł wpłynąć na ostateczny rezultat.
| ukrywanie się I + eliksir
Sześciokątna grota nie była zaskoczeniem, wszystkie znaki wskazywały na fakt, iż takowy element jeszcze gdzieś się pojawi. Czarnoksiężnik był szalony, ale poukładany i zapewne każda część – większego, bądź mniejszego – planu nie była kwestią przypadku. Dopiero, gdy jego oczom ukazał się potwór, paskudny zlepek obślizgłych węży, którego macki drgały zapewne z powodu letargu nie olbrzymiej siły, przystanął starając się znaleźć jakikolwiek sposób na pozbycie się ów zagrożenia. Wiedział, że właściwie od tego mogło zależeć powodzenie misji, a przede wszystkim ich przetrwanie.
Zaczął się rozglądać. Czujnemu oku nie umknął blask wibrującego światła, który widział już wcześniej, kiedy wraz z Apo udali się na dworzec King's Cross i nie podołali zadaniu – anomalie okazały się zbyt silne. -Spójrzcie tam.- szepnął wyciągając rękę w kierunku odpowiedniej strefy (5). -Źródło anomalii, ale najpierw musimy okiełznać zagrożenie ze strony krakena.- dodał licząc, że każdy zapoznał się z odpowiednią instrukcją, która została przedstawiona na spotkaniu.
-Klątwa pętająca.- zmrużył wzrok dostrzegając runy. -To ją wyczułem, gdy byliśmy u góry.- wskazał wolno odpowiednie strefy upewniając się, że Borgin także udało się je dostrzec. Mogli spróbować naprawić magię z ich płynącą poprzez poprawienie rys, co z pewnością byłoby o wiele skuteczniejsze niżeli walka po omacku bez odpowiedniej wiedzy o potworze. Nikt z nich nie był w stanie przewidzieć zachowania krakena, a co gorsza opowiedzieć o stylu jego ofensywy i defensywy, więc preferował zaufać własnym zdolnościom, niżeli później kopać sobie grób.
Chciał już ruszyć wiedząc, że nie był w stanie nic więcej przydatnego przekazać reszcie – Borign wiedziała, co miała robić podobnie jak i on, ale potrzebowali ku temu mikstury zabranej przez Rosjanina. Wyciągnąwszy rękę po misę pozostawił pędzelek kobiecie, nie było dla niego problemem, iż musiał ubrudzić sobie ręce. -Przyda się, dzięki.- szepnął praktycznie bezgłośnie biorąc eliksir kociego kroku po czym od razu wyjął koreczek i wlał zawartość buteleczki do ust. Mogło mu to pomóc – właściwie musiało, ale smakowało jak rzygowiny. Szedł sam, tak jak uwielbiał najbardziej.
Skinąwszy głową do reszty ruszył cicho na skraj stalagnatów po swojej lewej stronie (2), gdzie dostrzegł pierwszą z run. Skradał się, był wyjątkowo ostrożny, bowiem miał świadomość, iż potwór jeszcze się nie zorientował odnośnie ich obecności. Nie chciał wytrącić go z letargu, raczej nie był zbyt dobry w kołysaniu dzieci do snu, ale musiał zaryzykować bezszelestnego przemknięcia przed mackami wchodząc do wskazanej przez Cynerica strefy.
Zbliżywszy się do wody starał się przecisnąć plecami jak najbliżej „ściany”, aby uniknąć jakiegokolwiek zagrożenia. Na dodatek wciąż trzymał miksturę, której wylanie mogło przesądzić o wszystkim – dosłownie wszystkim. Starał się mieć oczy szeroko otwarte, a kolejne kroki stawiać z taką przezornością, by nie schrzanić teoretycznie najprostszego zadania.
Odetchnąwszy – początkowo – z ulgą znalazł się tuż nad runą, przy której przykucnął. Przyjrzawszy się jej przez moment skupił wzrok na liniach znacznie bledszych, jak reszta. Rozpoznawszy klątwę, zważywszy na swoje umiejętności, wiedział co należało wykonać, aby poprawić jej działanie; ustawiwszy misę na kamiennym podłożu zamoczył wskazujący palec w mazi, a następnie zaczął wolno i starannie poprawiać zarys starożytnego znaku praktycznie go odtwarzając. Starał się być opanowany, nie śpieszył się mając świadomość, jak każdy detal mógł wpłynąć na ostateczny rezultat.
| ukrywanie się I + eliksir
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k100' : 50
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k100' : 50
Wcześniejsze rozdzielenie się dużo im dało choć Antonia na początku miała co do tego sceptyczne nastawienie. Teraz wiedziała, że zaoszczędzili naprawdę sporo czasu. Gdyby wszystko robili wspólnie prawdopodobnie dojście do momentu, w którym aktualnie się znajdowali byłoby dużo trudniejsze, a już na pewno zajęłoby im więcej czasu. Kiedy wszyscy znaleźli się już w pomieszczeniu odkrytym przez Antonię i Drew, mogli ruszyć dalej. Udało im się otworzyć tajemnicze drzwi, a późniejsza droga w dół niosła ze sobą prawdziwą tajemnice. Borgin czuła, że zbliżają się do czegoś dużego, ważnego. Kiedy zeszli na sam dół była lekko zdezorientowana. Nie miała pojęcia gdzie się znajdują czy to był wyczekiwany cel ich wędrówki. Dopiero słowa Yaxleya wszystko rozjaśniły. Znaleźli bestię, a może raczej powinna powiedzieć… dziecko. Choć symbole były dla niej czymś naturalnym to w takiej sytuacji nazywanie tych wielkich macek dzieckiem było całkowicie absurdalne. Słowa Macnaira o runach i klątwach dały im rozwiązanie na tacy. Choć Antonia była impulsywną osobą i wolała o wiele bardziej stawiać czoło niebezpieczeństwu niż go unikać to miała wystarczająco rozumu w głowie by wiedzieć, że pozbycie się macek potwora było o wiele trudniejsze. Ona niewiele mogła o tego typu stworach wiedzieć, zajęłoby to im o wiele więcej czasu, a dodatkowo mogli go rozwścieczyć. Tego nie chcieli. Narysowanie run, wzmocnienie klątwy. To było najbardziej rozsądne wyjście nawet jeśli musieli się rozdzielić. Borgin wzięła fiolkę i pędzelek z rąk alchemika i skinęła głową. Trzeba było działać szybko, ale bez zbędnego hałasu. Czysta precyzja, o którą jednak było dość trudno w ich wydaniu. Kiedy mężczyzna ruszył Antonia zrobiła to samo. Byłaby głupia gdyby przyjęła to zadanie jako coś prostego. Nigdy nie spotkała się z tak wielką bestią jak kraken i mogła sobie tylko wyobrazić jak wielką krzywdę mógł wyrządzić gdyby zauważył ich obecność tutaj. Zbliżyła się do runy (6) bardzo powoli stawiając kroki tak by nie obudzić bestii i nie opuścić trzymanej w dłoni fiolki. Bezcennej w tym momencie fiolki. Wchodząc na niebezpieczny grunt starała się jak najdokładniej stawiać kroki. Jeśli udało jej się uniknąć macek przykucnęła obok runy i przy pomocy pędzelka zaczęła ją odmalowywać. Jak starannie potrafiła.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k100' : 76
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k100' : 76
Pewną dłonią umieścił w wyżłobionym w drzwiach otworze płaski sześciokąt, stanowiący klucz - i jak klucz, otwierającym im przejście do kolejnego sekretnego pomieszczenia. Mimo że pęcherzyk pełen powietrza nie otoczył głowy Magnusa, ten poczuł się zdecydowanie lepiej, dzięki wprawnemu czarowi Antonii, która skutecznie złagodziła dolegliwości powstałe po oparzeniach. Przeklęte mutanty, na samo wspomnienie Rowle wydał z siebie nieartykułowany dźwięk przypominający warknięcie. Valerij nadal służył im różdżką, oświetlając drogę. Kręte, śliskie i ciasne schody zdawały się nie mieć końca i prowadzić ich coraz głębiej pod ziemię. Strome stopnie, wilgoć pod stopami i półmrok nie ułatwiały wędrówki, lecz dzierżąc w dłoni różdżkę, Magnus starał się iść prędko, jednocześnie bacznie rozglądając się na boki. Nie mogli być pewni kolejnych atrakcji przygotowanych przez Hectora - choć mężczyźnie wydawało się, iż tutaj powinni czuć się względnie bezpiecznie. Dotarli na pewno dalej, niż czarnoksiężnik przypuszczałby po swych adwersarzach. Kimże oni zresztą byli, bandą wsiurów, żałosnymi kmiotkami. No i... osobną kwestię stanowił fakt, iż najprawdopodobniej dotarli do legowiska bestii, która stanowiła skuteczniejszy straszak, niż najostrzejsze kolce wysuwające się nagle z podłogi tudzież kurczące się ściany. Fosforyzująca grota robiła niepokojące wrażenie, podobnie jak coś unoszące się w jej środku. Obślizgłe, oddychające fioletowe węże skoncentrowały się w środku jaskini dość ciasno, by bronić dostępu do pozostałych skalnych wykuszy. Rowle, omiatając grotę wprawnym okiem zdołał znaleźć źródło anomalii, opisane dokładnie przez Czarnego Pana. Mieli instrukcje, wiedzieli, jak z tym zawalczyć, pozostało im więc jeszcze... zneutralizowanie zagrożenia.
-Myślisz, że nas zaatakuje, nawet jeśli nie będziemy wykonywać gwałtownych ruchów? - spytał Cynerica półgłosem, wpatrując się intensywnie w fioletowe, napuchłe macki. Mimowolnie skrzywił się z odrazą, walcząc z impulsem, by nie miotnąć zaklęciem, które by go ich pozbawiło. Póki stwór zachowywał się spokojnie - nie licząc przebieranie ohydnymi, tłustymi odnóżami - nie należało wykonywać pochopnych ruchów.
-Jeszcze tylko jeden - mruknął, z sercem w gardle obserwując, jak Antonia i Drew przekradają się między mackami krakena - jeśli zacznie się dziać coś niepokojącego, ubezpieczamy was - zadeklarował, nie przestając bacznie obserwować działań Borgin i Macnaira. Gdyby nagle któraś macka wystrzeliła w ich stronę, był gotów, by zareagować.
Naruszone runy znajdowały się w trzech punktach, wskazanych przez Drew, jeden zdiagnozowali jako ujście anomalii, pozostał jeszcze ostatni z dziwnym, tajemniczym monumentem, będącym jednak zbyt daleko, by Rowle zdołał go rozpoznać.
-Widzisz? - wskazał Dolohovowi ostatni z wykuszy - to może być sarkofag Raeli. Teraz to ja, więzienie jego dzielę - zacytował słowa piosenki. Wsunął jedną dłoń do kieszeni - wyczuł w niej fiolkę eliksiru od Rosjanina, o której wcześniej zupełnie zapomniał. Dobrze, przyda się - póki co, nie chciał jej marnować, skoro wszystko wydawało się iść po ich myśli.
-Myślisz, że nas zaatakuje, nawet jeśli nie będziemy wykonywać gwałtownych ruchów? - spytał Cynerica półgłosem, wpatrując się intensywnie w fioletowe, napuchłe macki. Mimowolnie skrzywił się z odrazą, walcząc z impulsem, by nie miotnąć zaklęciem, które by go ich pozbawiło. Póki stwór zachowywał się spokojnie - nie licząc przebieranie ohydnymi, tłustymi odnóżami - nie należało wykonywać pochopnych ruchów.
-Jeszcze tylko jeden - mruknął, z sercem w gardle obserwując, jak Antonia i Drew przekradają się między mackami krakena - jeśli zacznie się dziać coś niepokojącego, ubezpieczamy was - zadeklarował, nie przestając bacznie obserwować działań Borgin i Macnaira. Gdyby nagle któraś macka wystrzeliła w ich stronę, był gotów, by zareagować.
Naruszone runy znajdowały się w trzech punktach, wskazanych przez Drew, jeden zdiagnozowali jako ujście anomalii, pozostał jeszcze ostatni z dziwnym, tajemniczym monumentem, będącym jednak zbyt daleko, by Rowle zdołał go rozpoznać.
-Widzisz? - wskazał Dolohovowi ostatni z wykuszy - to może być sarkofag Raeli. Teraz to ja, więzienie jego dzielę - zacytował słowa piosenki. Wsunął jedną dłoń do kieszeni - wyczuł w niej fiolkę eliksiru od Rosjanina, o której wcześniej zupełnie zapomniał. Dobrze, przyda się - póki co, nie chciał jej marnować, skoro wszystko wydawało się iść po ich myśli.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Do tej chwili właśnie zmierzaliśmy do tego momentu, zrozumiałem to, gdy znaleźliśmy się w sześciokątnym pomieszczeniu. Zrozumiałem coś jeszcze - kraken był prawdziwy, no, chyba że napotkaliśmy bardzo - ale to bardzo - dużą ośmiornicę. Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu, lustrując je uważnie, słuchając po kolei wszystkich, którzy mówili, jednak wzrok błądził po miejscu, którego tyle szukaliśmy. Po miejscu, które skrywało się pod mugolską elektrownią, skazą na pejzażu Londynu. Nadal jeszcze nie dowierzałem.
Moje spojrzenie przykuło miejsce jeszcze zanim Drew je wskazał dłonią. Tak, miał rację, to właśnie tam znajdowała się anomalia, jednak zanim się do niej dostaniemy - dokładnie tak jak powiedział, musieliśmy pokonać krakena. Nie udzielałem się w dyskusji, też wątpiłem, byśmy byli w stanie uciąć sześć macek tak potężnemu stworzeniu o którym nie wiedzieliśmy wiele poza tym, co powiedział Cyneric. Próba ponownego spętania go zdawała się rozsądniejsza - zwłaszcza, że posiadaliśmy nie jednego, a dwóch znawców klątw.
Uniosłem różdżkę trzymając ją w pogotowiu śledziłem dokładnie ruchy Macnaira i Borgin, finalnie dochodząc do wniosku, że nie mogę obserwować jednego i drugiego. Zerknąłem jeszcze raz ku jednemu, a potem ku drugiemu w końcu się odzywając.
- Wezmę Borgin, Magnus Macnaira, Cyneric obserwuj krakena - a raczej jego macki. Valerij postaraj się ubezpieczać wszystkich. - tak, to chyba miało sens, jednak, czy będziemy w stanie zapobiec atakowi, jaki taki nastąpi? Nie wiedziałem. Zacisnąłem mocniej dłoń na różdżce skupiając spojrzenie na Antonii i mackach najbliżej niej.
Moje spojrzenie przykuło miejsce jeszcze zanim Drew je wskazał dłonią. Tak, miał rację, to właśnie tam znajdowała się anomalia, jednak zanim się do niej dostaniemy - dokładnie tak jak powiedział, musieliśmy pokonać krakena. Nie udzielałem się w dyskusji, też wątpiłem, byśmy byli w stanie uciąć sześć macek tak potężnemu stworzeniu o którym nie wiedzieliśmy wiele poza tym, co powiedział Cyneric. Próba ponownego spętania go zdawała się rozsądniejsza - zwłaszcza, że posiadaliśmy nie jednego, a dwóch znawców klątw.
Uniosłem różdżkę trzymając ją w pogotowiu śledziłem dokładnie ruchy Macnaira i Borgin, finalnie dochodząc do wniosku, że nie mogę obserwować jednego i drugiego. Zerknąłem jeszcze raz ku jednemu, a potem ku drugiemu w końcu się odzywając.
- Wezmę Borgin, Magnus Macnaira, Cyneric obserwuj krakena - a raczej jego macki. Valerij postaraj się ubezpieczać wszystkich. - tak, to chyba miało sens, jednak, czy będziemy w stanie zapobiec atakowi, jaki taki nastąpi? Nie wiedziałem. Zacisnąłem mocniej dłoń na różdżce skupiając spojrzenie na Antonii i mackach najbliżej niej.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ruiny elektrowni
Szybka odpowiedź