Dynia na parę
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Dynia na parę
Do budynku prowadzi spokojna wiejska dróżka zaczarowana magią, która odstrasza mugoli. Trudno pomylić go z jakimkolwiek innym, już na zewnątrz da się zauważyć olbrzymie zapasy wielkich pękatych dyni.
Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:52, w całości zmieniany 3 razy
The member 'Clarence Waffling' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
- Ja wciąż w nas wierzę – przemówiła Willy optymistycznym tonem. Oczy wyszły jej naprawdę ładnie i równo, i nic nie zapowiadało, że z ustami będzie dużo gorzej. A przeczuwała, że większość uczestników wybierze przeciętne lub trudne wzory, dlatego nie powinny odstawać, niech ich dynia, nawet jeśli mała, także przyciąga zaciekawione spojrzenia. Pewnie nie wygrają, biorąc pod uwagę, jak opornie im szły te nieszczęsne usta, ale przynajmniej wrócą stąd z dobrymi wspomnieniami, a po wszystkim może pozwolą im skosztować trochę tych dyń? Willy chętnie spałaszowałaby cały miąższ, którego przy próbie zrobienia ust trochę się na stoliku rozlało.
- Już prawie, może lada moment wreszcie zacznie to przypominać usta – pocieszyła ją. Okazało się niestety, że jej też wcale nie szło to lepiej, nożyk ześlizgiwał się ze skórki, a otwory nie chciały rzeźbić się tak łatwo i równo, jak powinny. Widząc że wcale nie idzie jej lepiej, znów oddała dynię Clarze. Może wspólnymi siłami naprawią te najwyraźniej pechowe usta.
- Och, chętnie bym ci pomogła, ale nie znam żadnego specjalisty od numerologii – rzekła ze smutkiem, gdy ich rozmowa nad dyniami zeszła na tematy zawodowe, dość bezpieczne i neutralne. – Znam głównie innych pasjonatów magicznych stworzeń, ale to cię pewnie nie urządza, prawda? – Nie pamiętała, by Clara jakoś szczególnie uwielbiała zwierzęta. – Nadal pracuję w ogrodzie magizoologicznym w Londynie, opiekuję się zwierzętami i czasem oprowadzam zwiedzających – dodała w kwestii wyjaśnienia. – Gdybyś kiedyś chciała pooglądać, chętnie ci pokażę najciekawsze stworzenia.
Willow lubiła to zajęcie, ale liczyła się z tym, że to nie jest praca na zawsze, bo dusza Lovegooda prędzej czy później upomni się o to, by porzucić takie stabilne życie pozwalające się rozwijać tylko do pewnego momentu, i zapragnie tak jak ojciec podróżować po świecie i odkrywać oraz opisywać nowe gatunki. W ramach nauki dla wciąż młodej dziewczyny ogród spisywał się jednak dobrze.
Clara także wyraźnie się starała, by równo wyciąć usta, ale także im nie szło.
- Coś czuję, że nasza dynia prawdopodobnie skończy tylko z oczami i połową ust – zaśmiała się cicho. Musiały się pospieszyć, jeśli chciały wyciąć jeszcze nos.
Willow po chwili znowu przejęła dynię, próbując uratować usta, nad którymi obie pracowały już sporo czasu, a które nadal nie wyglądały jak należy. Znów chwyciła nożyk i dłutko, wracając do wycinania i drążenia otworów. Ich czas powoli się kończył i nie wiadomo było, czy zdążą z nosem, ale cóż, oby dynia miała chociaż usta.
| wycinam usta pocałunku dementora
rzeźba – brak biegłości
zręczne ręce – poziom I (+10)
dłutko (+20)
dynia mała (+10 do rzeźby)
- Już prawie, może lada moment wreszcie zacznie to przypominać usta – pocieszyła ją. Okazało się niestety, że jej też wcale nie szło to lepiej, nożyk ześlizgiwał się ze skórki, a otwory nie chciały rzeźbić się tak łatwo i równo, jak powinny. Widząc że wcale nie idzie jej lepiej, znów oddała dynię Clarze. Może wspólnymi siłami naprawią te najwyraźniej pechowe usta.
- Och, chętnie bym ci pomogła, ale nie znam żadnego specjalisty od numerologii – rzekła ze smutkiem, gdy ich rozmowa nad dyniami zeszła na tematy zawodowe, dość bezpieczne i neutralne. – Znam głównie innych pasjonatów magicznych stworzeń, ale to cię pewnie nie urządza, prawda? – Nie pamiętała, by Clara jakoś szczególnie uwielbiała zwierzęta. – Nadal pracuję w ogrodzie magizoologicznym w Londynie, opiekuję się zwierzętami i czasem oprowadzam zwiedzających – dodała w kwestii wyjaśnienia. – Gdybyś kiedyś chciała pooglądać, chętnie ci pokażę najciekawsze stworzenia.
Willow lubiła to zajęcie, ale liczyła się z tym, że to nie jest praca na zawsze, bo dusza Lovegooda prędzej czy później upomni się o to, by porzucić takie stabilne życie pozwalające się rozwijać tylko do pewnego momentu, i zapragnie tak jak ojciec podróżować po świecie i odkrywać oraz opisywać nowe gatunki. W ramach nauki dla wciąż młodej dziewczyny ogród spisywał się jednak dobrze.
Clara także wyraźnie się starała, by równo wyciąć usta, ale także im nie szło.
- Coś czuję, że nasza dynia prawdopodobnie skończy tylko z oczami i połową ust – zaśmiała się cicho. Musiały się pospieszyć, jeśli chciały wyciąć jeszcze nos.
Willow po chwili znowu przejęła dynię, próbując uratować usta, nad którymi obie pracowały już sporo czasu, a które nadal nie wyglądały jak należy. Znów chwyciła nożyk i dłutko, wracając do wycinania i drążenia otworów. Ich czas powoli się kończył i nie wiadomo było, czy zdążą z nosem, ale cóż, oby dynia miała chociaż usta.
| wycinam usta pocałunku dementora
rzeźba – brak biegłości
zręczne ręce – poziom I (+10)
dłutko (+20)
dynia mała (+10 do rzeźby)
Oh, she lives in a fairy tale,
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.
somewhere too far for us to find.
Forgotten the taste and smell
of a world, that she's left behind.
Willow Lovegood
Zawód : opiekunka stworzeń w ogrodzie magizoologicznym
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Wszystko co utraciliśmy, prędzej czy później do nas wróci. Ale nie zawsze wtedy, kiedy tego chcemy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Willow Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Wiara. Clara nie miała jej w sobie za wiele, do rzeźbienia w dyni również podchodziła z umiarkowanym sceptycyzmem, ale to o niczym nie świadczyło. Pomimo dość oczywistego czarnowidztwa nie przejmowała się kolejnymi porażkami. To tylko zabawa, choć podświadomie czarownica pragnęła w ten głupi sposób dowieść swojej wartości. Tego, że potrafiła coś zrobić - w tym przypadku wyrzeźbić kilka prostych wzorów na dyni. Rzeczywistość rozminęła się z przekonaniami, miała tego świadomość biorąc do ręki dłuto oraz starając się dać z siebie wszystko. Niestety, pomimo usilnych prób, nie zdołała osiągnąć zamierzonego efektu. - Podziwiam twój optymizm Willy - powiedziała z niemałym rozbawieniem. Zawsze tak miała; nieważne jak ogromny wiatr wiał w oczy i jak bujna ulewa padała na głowę, ona zawsze odnajdywała w tym powód do optymizmu. To niecodzienne zjawisko fascynowało Waffling, ale jednocześnie pozostawało miłym akcentem w ich znajomości. Naprawdę podziwiała takie podejście do życia.
- Czy ja wiem… to chyba dalej po prostu nierówne otwory w dyni - mruknęła krytycznie. Przyglądała się przy tym uważnie, zarówno swojemu dziełu jak i dziełu Lovegood, ale patrząc na te usta, to nie określiłaby ich pracy w ten sposób. To jakaś rzeźnia. Zęby bez składu i ładu, nie szło im to w ogóle. Prawdopodobnie będą mieć dynię wyłącznie z oczami. - To trudniejsze niż się wydaje - rzuciła niezadowolona. Widziała, że spod jej palców nie wyjdzie nic ładnego, blondwłosa czarownica również miała problem z wycinaniem pożądanego wzoru. Najprawdopodobniej rzeczywiście porwały się z różdżką na słońce, wybierając przy tym trudny wzór. Za trudny na brak umiejętności.
- Spodziewałam się tego, nie przejmuj się - odparła pocieszająco. Usta wygięły się w ciepły łuk zadarty ku górze. - Niestety, magiczne stworzenia nie są moją pasją - przyznała bez ogródek. Dreszcz mimowolnie wstrząsnął ciałem Clarence, ponieważ nagle nawiedziło ją wspomnienie z dnia pierwszego maja. Początku chaosu oraz makabrycznej przygodzie w nieznanym dotąd otoczeniu. Przez chwilę minę miała nietęgą, aczkolwiek po kilku sekundach uśmiech powrócił na twarz kobiety. - Byłoby mi bardzo miło. Myślę, że macie tam wiele ciekawych gatunków - powiedziała neutralnie, w końcu nie bała się wszystkich zwierząt. Mogłaby przecież oswoić się z częścią z nich. Najpierw może tą bezpieczną. Przecież to samo w sobie było ciekawe, Clara nie obawiała się nowej wiedzy, wręcz przeciwnie. Jednak ten temat na razie stanowił pewnego rodzaju tabu, z którym musiała oswajać się na nowo.
- Połowa to byłoby dobrze. Obstawiam, że zostanie z samymi oczami. W końcu to zwierciadła duszy, chyba nam wystarczą - zaśmiała się ostatecznie, widząc jak bardzo obie nie umiały sobie poradzić z tym elementem wycinanki. - Dobra, ostatni raz. Poddaję się - zadecydowała z westchnieniem nim ponownie chwyciła za dłuto. Wczuła się w rzeźbienie po raz kolejny i chwilowo zapomniała o merlińskim świecie. Przecież chciała stworzyć w lampionie przynajmniej ten element, a rozpraszanie się nie sprzyjało skupieniu. Aczkolwiek im chyba już nic nie miało pomóc.
| Ostatnia próba na rzeźbienie ust Pocałunku Dementora, brak rzeźbiarstwa i zręcznych rąk, dłuto wciąż w dłoni.
- Czy ja wiem… to chyba dalej po prostu nierówne otwory w dyni - mruknęła krytycznie. Przyglądała się przy tym uważnie, zarówno swojemu dziełu jak i dziełu Lovegood, ale patrząc na te usta, to nie określiłaby ich pracy w ten sposób. To jakaś rzeźnia. Zęby bez składu i ładu, nie szło im to w ogóle. Prawdopodobnie będą mieć dynię wyłącznie z oczami. - To trudniejsze niż się wydaje - rzuciła niezadowolona. Widziała, że spod jej palców nie wyjdzie nic ładnego, blondwłosa czarownica również miała problem z wycinaniem pożądanego wzoru. Najprawdopodobniej rzeczywiście porwały się z różdżką na słońce, wybierając przy tym trudny wzór. Za trudny na brak umiejętności.
- Spodziewałam się tego, nie przejmuj się - odparła pocieszająco. Usta wygięły się w ciepły łuk zadarty ku górze. - Niestety, magiczne stworzenia nie są moją pasją - przyznała bez ogródek. Dreszcz mimowolnie wstrząsnął ciałem Clarence, ponieważ nagle nawiedziło ją wspomnienie z dnia pierwszego maja. Początku chaosu oraz makabrycznej przygodzie w nieznanym dotąd otoczeniu. Przez chwilę minę miała nietęgą, aczkolwiek po kilku sekundach uśmiech powrócił na twarz kobiety. - Byłoby mi bardzo miło. Myślę, że macie tam wiele ciekawych gatunków - powiedziała neutralnie, w końcu nie bała się wszystkich zwierząt. Mogłaby przecież oswoić się z częścią z nich. Najpierw może tą bezpieczną. Przecież to samo w sobie było ciekawe, Clara nie obawiała się nowej wiedzy, wręcz przeciwnie. Jednak ten temat na razie stanowił pewnego rodzaju tabu, z którym musiała oswajać się na nowo.
- Połowa to byłoby dobrze. Obstawiam, że zostanie z samymi oczami. W końcu to zwierciadła duszy, chyba nam wystarczą - zaśmiała się ostatecznie, widząc jak bardzo obie nie umiały sobie poradzić z tym elementem wycinanki. - Dobra, ostatni raz. Poddaję się - zadecydowała z westchnieniem nim ponownie chwyciła za dłuto. Wczuła się w rzeźbienie po raz kolejny i chwilowo zapomniała o merlińskim świecie. Przecież chciała stworzyć w lampionie przynajmniej ten element, a rozpraszanie się nie sprzyjało skupieniu. Aczkolwiek im chyba już nic nie miało pomóc.
| Ostatnia próba na rzeźbienie ust Pocałunku Dementora, brak rzeźbiarstwa i zręcznych rąk, dłuto wciąż w dłoni.
Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Clarence Waffling' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
- Ej, to wcale nie jest poroniony pomysł - burknęła, szturchając go mocno łokciem w żebro. Nie można było zapomnieć o fakcie, że rodzeństwo Fortescue jednak miało matkę mugolkę. Oboje poznali więc dość dobrze zwyczaje zarówno mugolskie jak i czarodziejskie - i nawet jeśli o większości z tych niemagicznych już nie pamiętali, to tych kilka pozostałych wciąż starali się pielęgnować. Drążenie dyni i rzeźbienie w nich strasznych twarzy i min było właśnie jednym z takich zwyczajów. I to była naprawdę dobra zabawa, jak się właśnie teraz mógł przekonać Joseph! Poza tym, czasami dobrze było odłożyć różdżkę i docenić fakt posiadania sprawnych rąk. Czarodzieje chyba troszeczkę za bardzo polegali na magii. To dlatego wszyscy mieli aż takie problemy, kiedy nagle zaczęły się pojawiać anomalie. Tak przynajmniej sądziła ona sama.
Florence sama nie była zbyt zadowolona ze swojego dzieła, dlatego bez żadnego marudzenia oddała dłutko Josephowi. Fakt, pierwszy raz rzeźbiła tak skomplikowany wzór i po raz pierwszy naprawdę się starała. Jej wcześniejsze dynie zwykle bywały potwornie krzywe, ale po części to właśnie dodawało im tej straszności, o którą przecież chodzi w tym święcie! Tym razem jednak nie było miejsca na pomyłki!
- No dobra, może chociaż nosa nie zepsuję - mruknęła do siebie, przejmując znów od mężczyzny dłutka. Chciała być autorem chociaż chociaż jednego z elementów, tak w stu procentach samodzielnie! Nos wydawał się najprostszy - chociaż Florence nie zamierzała go lekceważyć! Tak samo jak poprzednim razem, zanim przystąpiła do rzeźbienia, najpierw spróbowała dokładnie wymierzyć, gdzie powinien znajdować się otwór. Musiała przy tym bardzo uważać, żeby nie uszkodzić oczu ani zębów! Uch, to jednak nie było takie proste, jak jej się wydawało na początku!
- Chyba przed następną Nocą Duchów wezmę kilka lekcji rzeźbiarstwa - uśmiechnęła się, odwracając głowę w stronę Joeya i posyłając mu nieco wyzywające spojrzenie. Już ona dobrze wiedziała, że Wright nie przepuści okazji, aby porobić za nauczyciela. Szczególnie jeśli w ramach zapłaty mógł dostać najlepsze lody w Londynie!
Duża dynia (-10)
Magiczne dłutko (+20)
Brak zręcznych rąk (0)
Brak rzeźbienia (-50)
Nos Olbrzyma Kanibala (ST 45)
Florence sama nie była zbyt zadowolona ze swojego dzieła, dlatego bez żadnego marudzenia oddała dłutko Josephowi. Fakt, pierwszy raz rzeźbiła tak skomplikowany wzór i po raz pierwszy naprawdę się starała. Jej wcześniejsze dynie zwykle bywały potwornie krzywe, ale po części to właśnie dodawało im tej straszności, o którą przecież chodzi w tym święcie! Tym razem jednak nie było miejsca na pomyłki!
- No dobra, może chociaż nosa nie zepsuję - mruknęła do siebie, przejmując znów od mężczyzny dłutka. Chciała być autorem chociaż chociaż jednego z elementów, tak w stu procentach samodzielnie! Nos wydawał się najprostszy - chociaż Florence nie zamierzała go lekceważyć! Tak samo jak poprzednim razem, zanim przystąpiła do rzeźbienia, najpierw spróbowała dokładnie wymierzyć, gdzie powinien znajdować się otwór. Musiała przy tym bardzo uważać, żeby nie uszkodzić oczu ani zębów! Uch, to jednak nie było takie proste, jak jej się wydawało na początku!
- Chyba przed następną Nocą Duchów wezmę kilka lekcji rzeźbiarstwa - uśmiechnęła się, odwracając głowę w stronę Joeya i posyłając mu nieco wyzywające spojrzenie. Już ona dobrze wiedziała, że Wright nie przepuści okazji, aby porobić za nauczyciela. Szczególnie jeśli w ramach zapłaty mógł dostać najlepsze lody w Londynie!
Duża dynia (-10)
Magiczne dłutko (+20)
Brak zręcznych rąk (0)
Brak rzeźbienia (-50)
Nos Olbrzyma Kanibala (ST 45)
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Florence Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Ja wiem czy to takie znajomości? Tata Heatha po prostu był trenerem Zjednoczonych, a do tego Joe był Wrightem. Siłą rzeczy musieli się znać. W każdym razie w odpowiedzi uśmiechnął się tylko w stronę Gwen.
-No... może i tak... ale jest parę osób, którym chciałbym taką dynię dać- zapewne chodziło mu o parę nieco bardziej zrzędliwych ciotek, które mu zabraniały wszystkiego co mogłoby być świetną zabawą. Podrzucić takiej rechoczącą dynię w nocy... to by było coś. Ciekawe jak szybko by wyskoczyła z łóżka. No i jak szybko by się zorientowała, że to tylko dynia. W sumie... to chyba lepiej by było dla domowników, żeby Heath nie brał ze sobą tej dyni do Puddlemere.
Mały Macmillan skrzywił się gdy skończył pastwić się nad nosem Nicka. No nie wyszło mu to tak jak sobie wcześniej zaplanował. Tym razem nos był trochę krzywy. Nie ma się czemu dziwić, Heath pierwszy raz w życiu rzeźbił w dyni, ale pewnie, że chciałby zrobić coś dobrze. Niestety nie tym razem.
-Mhm, pewnie- zgodził się na poprawki Gwen. Jakby nie było to ona tutaj była głównym rzeźbiarzem. Heathowi chwilowo pozostało tylko się odsunąć od warzywa by znów zrobić rudowłosej czarownicy dostatecznie dużo miejsca.
-Pewnie- zgodził się od razu na propozycję ozdobienia dynii. Sam zresztą nie mając nic ciekawszego do roboty przyglądał się co się dzieje na innych stolikach i przyuważył, że niektórzy dodatkowo ozdabiają jeszcze swoje dzieła pestkami. Więc w sumie, czemu oni mieliby tak nie zrobić.
Już miał się wziąć za zbieranie pestek, żeby mieć czym ozdobić dynię gdy jedna z bezpańskich dyń postanowiła wybuchnąć i rozbryzgnąć się dookoła. Heath z zaskoczenia prawie podskoczył. Te dynie były jakieś felerne czy co? Jedna rechocze, druga wybucha? Może jakiś dziwny nawóz do nich dosypali czy co.
-No... pewnie tak...- zgodził się z Gwen, ale nie ciągnął dalej tematu tylko zajął się kolekcjonowaniem pestek, a gdy już uznał, że ma ich dostateczną ilość zaczął dekorować Prawie Bezzębnego Nicka.
| dekoruję dynię pestkami
-No... może i tak... ale jest parę osób, którym chciałbym taką dynię dać- zapewne chodziło mu o parę nieco bardziej zrzędliwych ciotek, które mu zabraniały wszystkiego co mogłoby być świetną zabawą. Podrzucić takiej rechoczącą dynię w nocy... to by było coś. Ciekawe jak szybko by wyskoczyła z łóżka. No i jak szybko by się zorientowała, że to tylko dynia. W sumie... to chyba lepiej by było dla domowników, żeby Heath nie brał ze sobą tej dyni do Puddlemere.
Mały Macmillan skrzywił się gdy skończył pastwić się nad nosem Nicka. No nie wyszło mu to tak jak sobie wcześniej zaplanował. Tym razem nos był trochę krzywy. Nie ma się czemu dziwić, Heath pierwszy raz w życiu rzeźbił w dyni, ale pewnie, że chciałby zrobić coś dobrze. Niestety nie tym razem.
-Mhm, pewnie- zgodził się na poprawki Gwen. Jakby nie było to ona tutaj była głównym rzeźbiarzem. Heathowi chwilowo pozostało tylko się odsunąć od warzywa by znów zrobić rudowłosej czarownicy dostatecznie dużo miejsca.
-Pewnie- zgodził się od razu na propozycję ozdobienia dynii. Sam zresztą nie mając nic ciekawszego do roboty przyglądał się co się dzieje na innych stolikach i przyuważył, że niektórzy dodatkowo ozdabiają jeszcze swoje dzieła pestkami. Więc w sumie, czemu oni mieliby tak nie zrobić.
Już miał się wziąć za zbieranie pestek, żeby mieć czym ozdobić dynię gdy jedna z bezpańskich dyń postanowiła wybuchnąć i rozbryzgnąć się dookoła. Heath z zaskoczenia prawie podskoczył. Te dynie były jakieś felerne czy co? Jedna rechocze, druga wybucha? Może jakiś dziwny nawóz do nich dosypali czy co.
-No... pewnie tak...- zgodził się z Gwen, ale nie ciągnął dalej tematu tylko zajął się kolekcjonowaniem pestek, a gdy już uznał, że ma ich dostateczną ilość zaczął dekorować Prawie Bezzębnego Nicka.
| dekoruję dynię pestkami
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Dzieci w Dyni' :
'Dzieci w Dyni' :
Do wycinania dziwnych rzeczy w dyniach proszę nie mieszać matek-mugolek, tak? Joseph też ma właśnie taką mamę i jakoś nigdy (na szczęście) nigdy nie musiał się babrać w warzywach (choć fakt, może gdyby się w nich pobabrał raz czy drugi, to może teraz na stare lata potrafiłby sobie zrobić coś do jedzenia, a nie...), ale mniejsza już o to. Joe miał zdecydowanie inne zdanie na temat rzeźbienia w dyniach niż Florence i jego trzeba byłoby chyba zmusić do tego typu aktywności. Ekhem, no właśnie.
A jednak teraz bawił się całkiem nieźle. Nawet kiedy obok ich stolika wybuchła znienacka dynia, a on od stóp po czubek głowy został obryzgany jej miąższem.
- Heath...? To twoja sprawka? - zapytał zerkając na dzieciaka i przy okazji ścierając resztki warzywa z twarzy. No cóż... trudno. Chociaż niektórzy próbowali ich pozbawić tytułu Mistrzów Dyń w niezbyt uczciwy sposób, to Joe nie zamierzał się zrażać ani odpuszczać. Tym bardziej, kiedy ujrzał dzieło Florence. To miał być nos ich Kanibala... ale... nie no, to BYŁ NOS, faktycznie.
- Trochę różni się od tego ze schematu... Bardziej jak kinol Wściekłego Ślizgona - zauważył siląc się na bycie miłym. - Nie jest zły, jasne, ale no... może spróbuję go zrobić tak jak ma być - zaproponował i przejął ponownie dłuto, by poprawić kinol ich dyni. Z takim nosem też była w sumie spoko, Josephowi się podobała i najchętniej by ją już w takim stanie zostawił... ale to był konkurs, nie? A podczas konkursu nie można bawić się w półśrodki. Tu trochę wyciął po prawej, tu kawałek zostawił, znów wyciął... teraz otwór powinien przypominać nos Kanibala Olbrzyma.
- Ozdobisz go jeszcze pestkami i będzie miodzio. Nasza dynia wystraszy każdego, mogę się o to założyć - oświadczył wesoło. W sumie to nawet dobrze, że zdobienie jej zostawi Florence - ona była w końcu ekspertką w tej dziedzinie - dekoracja deserów lodowych zapewne niewiele się różniła od wciskania pestek w warzywo, by to wyglądało groźnie - Joe nie widział w każdym razie różnicy pomiędzy jednym a drugim.
Rzeźbiarstwo I (+10), brak Zręcznych Rąk (0)
Dynia duża (-10)
Zaczarowane dłuto (+20)
Nos Olbrzyma Kanibala (ST 45)
A jednak teraz bawił się całkiem nieźle. Nawet kiedy obok ich stolika wybuchła znienacka dynia, a on od stóp po czubek głowy został obryzgany jej miąższem.
- Heath...? To twoja sprawka? - zapytał zerkając na dzieciaka i przy okazji ścierając resztki warzywa z twarzy. No cóż... trudno. Chociaż niektórzy próbowali ich pozbawić tytułu Mistrzów Dyń w niezbyt uczciwy sposób, to Joe nie zamierzał się zrażać ani odpuszczać. Tym bardziej, kiedy ujrzał dzieło Florence. To miał być nos ich Kanibala... ale... nie no, to BYŁ NOS, faktycznie.
- Trochę różni się od tego ze schematu... Bardziej jak kinol Wściekłego Ślizgona - zauważył siląc się na bycie miłym. - Nie jest zły, jasne, ale no... może spróbuję go zrobić tak jak ma być - zaproponował i przejął ponownie dłuto, by poprawić kinol ich dyni. Z takim nosem też była w sumie spoko, Josephowi się podobała i najchętniej by ją już w takim stanie zostawił... ale to był konkurs, nie? A podczas konkursu nie można bawić się w półśrodki. Tu trochę wyciął po prawej, tu kawałek zostawił, znów wyciął... teraz otwór powinien przypominać nos Kanibala Olbrzyma.
- Ozdobisz go jeszcze pestkami i będzie miodzio. Nasza dynia wystraszy każdego, mogę się o to założyć - oświadczył wesoło. W sumie to nawet dobrze, że zdobienie jej zostawi Florence - ona była w końcu ekspertką w tej dziedzinie - dekoracja deserów lodowych zapewne niewiele się różniła od wciskania pestek w warzywo, by to wyglądało groźnie - Joe nie widział w każdym razie różnicy pomiędzy jednym a drugim.
Rzeźbiarstwo I (+10), brak Zręcznych Rąk (0)
Dynia duża (-10)
Zaczarowane dłuto (+20)
Nos Olbrzyma Kanibala (ST 45)
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
O, Florka mogłaby długo i ze szczegółami opowiadać o wszystkich super rzeczach, które robiła ze swoją rodziną, a które pochodziły właśnie z mugolskiego świata! I nikt, ale to nikt jej nie przekona, że ręczna dłubanina nie mogła być przyjemna. Z resztą, Joseph był przecież tego idealnym przykładem - z tą tylko różnicą, że on zamiast w warzywie, wolał tworzyć w drewnie. Nawet jeśli robił to tylko w formie relaksu i swoich dzieł nikomu nie pokazywał.
Trochę się wystraszyła tego głuchego huku, który towarzyszył eksplozji dyni. Florence spojrzała zmieszana zza ramienia Wrighta, wprost na dziecko, które zostało wytypowane na sprawcę całego zamieszania. Ech, że też anomalie nie mogły odpuścić nawet teraz, na konkursie! Przynajmniej tyle dobrego, że nie wybuchła żadna z dyń, nad którą ktoś teraz pracował. No a po drugie, Florence miała o tyle szczęście, że właściwie nie oberwała skrawkami wnętrzności warzywa - Joseph przyjął je w całości na siebie.
- Nic się nikomu nie stało? - nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała. Wyglądało jednak na to, że wszyscy byli cali, nawet jeśli odrobinę w szoku. Kobieta posłała więc tylko pocieszający uśmiech dziecku, ale zaraz potem wróciła do rzeźbienia... które oczywiście nie poszło jej najlepiej. Tym razem już była z siebie wyraźnie mniej zadowolona. Kiedy Joey przejmował od niej dłutko, mruknęła tylko pod nosem coś niezrozumiałego. Potrafiła rozpoznać ten wymuszony ton i właściwie miała ochotę przez chwilę jakoś mu się odgryźć, ale stwierdziła, że to nie ma sensu. W końcu to nie z winy Joeya jej umiejętności rzeźbiarskie pozostawiały wiele do życzenia. Wciąż jednak pozostał jeden element i - tu Wright miał rację - Florka nie miała sobie w nim równych. Zdobienie zawsze sprawiało jej radość, czy to przygotowywała lodowe smakołyki, czy też potrawy. Zaraz więc pozbierała co ładniejsze pestki, na bok odrzucając te mniejsze lub zbyt miękkie by wbić je w latarnię. Następnie przyozdobiła ich Olbrzyma Kanibala, upewniając się, że jest on prawdziwie przerażający i, co ważniejsze, ukończony. Teraz trzeba go było już tylko zapalić od środka.
| zdobię pestkami
Trochę się wystraszyła tego głuchego huku, który towarzyszył eksplozji dyni. Florence spojrzała zmieszana zza ramienia Wrighta, wprost na dziecko, które zostało wytypowane na sprawcę całego zamieszania. Ech, że też anomalie nie mogły odpuścić nawet teraz, na konkursie! Przynajmniej tyle dobrego, że nie wybuchła żadna z dyń, nad którą ktoś teraz pracował. No a po drugie, Florence miała o tyle szczęście, że właściwie nie oberwała skrawkami wnętrzności warzywa - Joseph przyjął je w całości na siebie.
- Nic się nikomu nie stało? - nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała. Wyglądało jednak na to, że wszyscy byli cali, nawet jeśli odrobinę w szoku. Kobieta posłała więc tylko pocieszający uśmiech dziecku, ale zaraz potem wróciła do rzeźbienia... które oczywiście nie poszło jej najlepiej. Tym razem już była z siebie wyraźnie mniej zadowolona. Kiedy Joey przejmował od niej dłutko, mruknęła tylko pod nosem coś niezrozumiałego. Potrafiła rozpoznać ten wymuszony ton i właściwie miała ochotę przez chwilę jakoś mu się odgryźć, ale stwierdziła, że to nie ma sensu. W końcu to nie z winy Joeya jej umiejętności rzeźbiarskie pozostawiały wiele do życzenia. Wciąż jednak pozostał jeden element i - tu Wright miał rację - Florka nie miała sobie w nim równych. Zdobienie zawsze sprawiało jej radość, czy to przygotowywała lodowe smakołyki, czy też potrawy. Zaraz więc pozbierała co ładniejsze pestki, na bok odrzucając te mniejsze lub zbyt miękkie by wbić je w latarnię. Następnie przyozdobiła ich Olbrzyma Kanibala, upewniając się, że jest on prawdziwie przerażający i, co ważniejsze, ukończony. Teraz trzeba go było już tylko zapalić od środka.
| zdobię pestkami
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Że niby to nieprawda to co powiedziała? Spojrzała na Randa z uniesionymi brwiami.Wzruszyła ramionami na jego stwierdzenie. Nie robiło na niej wrażenia jego zbolałe spojrzenie. Bo niby czemu miałoby? Westchnęła na słowa, które wydobyły się z jego ust. Za jakie grzechy? Irytował ją czasami tak bardzo, że miała ochotę trzepnąć go w potylice. Zmarszczyła gniewnie brwi na jego kolejne słowa.
- Nie jestem dla ciebie, Randall. - powiedziała więc mu spokojnie, kiedy zajmowała się wycinaniem czegoś co miało przypominać usta w dyni. Zacisnęła usta i cięła w warzywie starając się to zrobić. Cóż, poprawnie byłoby najlepszym określeniem. Na następne słowa tylko spojrzała na niego i pokręciła głową wzdychając i wracając do cięcia w dyni. By w końcu wycofać się i oddać mu narzędzie. Bo nie była, nie mogła być nawet jeśli tylko żartował wolała to załatwić od razu. Postawić sprawę jasno. Żeby nawet nie pomyślał, że mogłoby być inaczej. Nie mogła, oddała swoje serce. Całkowita jurysdykcję nad nim sprawował Skamander, który uparcie próbował ją od siebie odsunąć dla jej własne dobra. Brednie, cholerne brednie.
- Nie powinieneś. - zgodziła się, potakując głową. - Jeszcze złapiesz ode mnie jakieś pożyteczne nawyki czy coś. - dodała uśmiechając się równie przepięknie. Wiedziała, że to żart, a jednak sama czasem zdawała sądzić, że pożytek z niej jest żaden. Ale nie mówiła tego głośno, bo czasem świat zdawał się znów świadczyć inaczej. Wywróciła oczami na komplement który padł z jego ust i westchnęła raz jeszcze rozglądając się po sali. Wróciła spojrzeniem do dyni, która cóż, chyba dziełem sztuki nie była. Ale hej, artyści też raczej z nich byli marni. Nie przejmowała się tym jednak za bardzo. To tylko dynia, nie koniec świata. Choć pewnie gdyby powiedziała to Randalowii stwierdziłby odwrotnie. Wprowadziła go do Zakonu, miała nadzieję że zrobiła dobrze mówiąc mu o nim i o ich misji w Azkabanie. - Udekoruję ją może. - mruknęła mało pewnie zbierając pestki dyni i biorąc się do roboty.
| nie umiem nic, ale próbuję dekorować
- Nie jestem dla ciebie, Randall. - powiedziała więc mu spokojnie, kiedy zajmowała się wycinaniem czegoś co miało przypominać usta w dyni. Zacisnęła usta i cięła w warzywie starając się to zrobić. Cóż, poprawnie byłoby najlepszym określeniem. Na następne słowa tylko spojrzała na niego i pokręciła głową wzdychając i wracając do cięcia w dyni. By w końcu wycofać się i oddać mu narzędzie. Bo nie była, nie mogła być nawet jeśli tylko żartował wolała to załatwić od razu. Postawić sprawę jasno. Żeby nawet nie pomyślał, że mogłoby być inaczej. Nie mogła, oddała swoje serce. Całkowita jurysdykcję nad nim sprawował Skamander, który uparcie próbował ją od siebie odsunąć dla jej własne dobra. Brednie, cholerne brednie.
- Nie powinieneś. - zgodziła się, potakując głową. - Jeszcze złapiesz ode mnie jakieś pożyteczne nawyki czy coś. - dodała uśmiechając się równie przepięknie. Wiedziała, że to żart, a jednak sama czasem zdawała sądzić, że pożytek z niej jest żaden. Ale nie mówiła tego głośno, bo czasem świat zdawał się znów świadczyć inaczej. Wywróciła oczami na komplement który padł z jego ust i westchnęła raz jeszcze rozglądając się po sali. Wróciła spojrzeniem do dyni, która cóż, chyba dziełem sztuki nie była. Ale hej, artyści też raczej z nich byli marni. Nie przejmowała się tym jednak za bardzo. To tylko dynia, nie koniec świata. Choć pewnie gdyby powiedziała to Randalowii stwierdziłby odwrotnie. Wprowadziła go do Zakonu, miała nadzieję że zrobiła dobrze mówiąc mu o nim i o ich misji w Azkabanie. - Udekoruję ją może. - mruknęła mało pewnie zbierając pestki dyni i biorąc się do roboty.
| nie umiem nic, ale próbuję dekorować
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Ostatnie piaski wewnątrz klepsydry z wolna osypywały się na jej dno, kiedy przez przesmyk przeszło ostatnie - czarownica uderzyła wałkiem w stół, oznaczając koniec czasu; echo uderzenia poniosło się po okolicy.
Gwen bez trudu odwzorowała oczy Prawie Bezzębnego Nicka. Znacznie gorzej radził sobie Heath, który przebił dynie, wylewając z niej miąższ; dynia najwyraźniej zdecydowała się obśmiać te wysiłki, bo wnet zaniosła się upiornym rechotem. Gwen dalej ratowała sytuację, wyrzeźbiła usta - a Heath podjął kolejną nieudaną próbę wyrzeźbienia nosa. I wtem skryta w nim magia eksplodowała, trafiając dynie znajdującą się przed stolikiem Heatha oraz Gwen, która zalała stoliki waszych sąsiadów: Maeve i Maxine oraz Florence i Josepha. Gwen, kiedy doszła do siebie, dorobiła dyni nos. Heath udekorował dynię pesteczkami, czując - widząc - że jego magia znowu płatała figle, na pobliskim dyniowym polu pojawił się chłopiec, który ożył.
[3 (oczy) + 3 (usta) +3 (nos)]/3 + 1 (peseczki) = 4 / 2x paćka
Lily robiła co mogła, usiłując wyrzeźbić oczy Porannej Pobudki, jednak jej starania zdołały jedynie zalać stół soczystym - wyglądającym na naprawdę pyszny - miąższem. Próba poprawienia jej dzieła nie przyniosła lepszego efektu - miąższ wciąż się wylewał. Przy trzeciej próbie zatrzymał się dosłownie na ściance dyni, tuż przy przecięciu, chybocząc się niebezpiecznie, jakby miał runąć lada moment - i wystarczył jeden ruch Matta, by miąższ znów się polał. A potem znów. W końcu udało mu się wykonać nos Dyniozmyłki Pomyłki.
[0 + 0 + 1 (nos)]/3 + 0 = 0,33 / 5x paćka
Poppy spróbowała wyrzeźbić oczy Prawie Bezzębnego Nicka, co udało jej się za pierwszym razem, Eileen poszło równie łatwo, gdy wyrzeźbiła nos z tego samego wzoru, a chwile później także usta. Poppy mogła udekorować dynię. Czarownice były jednymi z pierwszych, którzy skończyli.
[3 (oczy) + 3 (nos) + 3 (usta)]/3 + 1 (pesteczki) = 4 / 1x paćka
Dla Josepha rzeźbienie w dyni nie było żadnym wyzwaniem, bez trudu stworzył w niej usta Olbrzyma Kanibala. Florence niestety nie poszło tak dobrze - ale jej próba nie uszkodziła też dyni. Nim grupa, w której nie można było dość do porozumienia w kwestii lidera, podjęła kolejną próbę, mogła dostrzec, jak stojąca opodal stolika waszego sąsiada - bez wątpienia odpowiadał za to młody Heath - zaczyna pęcznieć i wnet obryzguje nie tylko was oboje, ale i wasz stolik. Joseph - niezrażony - nie pozwolił wytrącić się temu dziwnemu zjawisku ze skupienia i bez trudu wyrzeźbił oczy Kanibala. Florence próbowała mu wtórować, lecz zdołała jedynie rozlać nieco miąższu. Joseph wykonał nos, a Florence ozdobiła dynię - liczne próby, mniej lub bardziej udane, sięgnięcia po najtrudniejsze wzory, zostawiły wam na stoliku sporo jedzenia.
[5 (usta) + 5 (oczy) + 5 (nos)]/3 + 1 (pesteczki) = 6 / 8x paćka
Marcella bardzo się starała, ale starania to nie wszystko: jej próby wyrzeźbienia oczu Porannej Pobudki jedynie zabrudziły stół pysznym miąższem. Dyniozmyłka Pomyła Shelty nie wyszła lepiej - miąższ znów wypłynął, jednak czarownica doskonale uczyła się na własnych błędach, bowiem kolejna próba oddała pokraczne ślepia tak perfekcyjnie, jak tylko było to możliwe. Marcella wnet dorobiła dyni usta - równie perfekcyjnie. Rzeźbę zwieńczył gryfoński nos dodany przez Sheltę - i pesteczki dodane przez Marcellę.
[1 (oczy) + 1 (usta) + 1 (nos)]/3 + 1 (pesteczki) = 2 / 3x paćka
Maeve również omsknęła się ręka - choć niewiele brakowało, by przynajmniej zachować porządek, nie była w stanie powstrzymać wypływającego dyniowego miąższu. Za drugim razem wyszło znacznie lepiej: przerażające goblinie oczy spoglądały na nią wprost z dyni, a wkrótce udało jej się stworzyć także uśmiech. Nim czarownice podjęły kolejną próbę rzeźbienia, dostrzegły pęczniejącą dynię stojącą nieopodal stolika waszego sąsiada - za co bez wątpienia odpowiadał młody Heath - a która wnet wybuchła, obryzgując pysznym miąższem was obie oraz wasz stół. Maxine mogła udekorować dynię pesteczkami.
[3 (oczy) + 3 (usta) +3 (nos)]/3 +1 (pesteczki) / 3xpaćka
Willow bez trudu wyrzeźbiła oczy Pocałunku Dementora - nieco słabiej pierwsza próba wyszła Clarence. Próbując powtórzyć swój sukces, Willow wzięła się za uśmiech, ale tym razem bezskutecznie. Starania dwóch wiedźm zwieńczył piękny uśmiech wykonany przez Clarence. Czarownice nie zdołały zrobić jednak całej dyni.
[3 (oczy) + 3 (usta) + 0]/3 + 0 = 2 / 1x paćka
Randall zdołał odwzorować oczy Zadowolonego Kotka Starszej Pani - Justine równie sprawnie dodała mu usta, by Lupin bez przeszkód dorzeźbił mu nos Walecznego Krukona. Obok Eileen i Poppy byliście jednymi z tych, którzy skończyli najwcześniej.
[1 (oczy) + 1 (usta) + 1 (nos)]/3 + 1 (pesteczki) = 2 / 1x paćka
Anthony bez trudu wykonał swojej dyni oczy Buntu Goblina. Nos oraz usta ledwie moment później dorzeźbił Benjamin, wykorzystując jeden z trudniejszych wzorów. Anthony mógł udekorować dynię.
[3 (oczy) + 5 (nos) + 5 (usta)]/3 + 1 (pesteczki) = 5,33 / 3x paćka
Bez wątpienia najładniejszą dynię mieli w tym momencie Joseph i Florence. Również oni mieli na stole - obok Matta i Lily - najwięcej jedzenia. Nie było jednak teraz czasu, żeby się tym zająć - nadszedł czas na ciąg dalszy.
Starsza czarownica, rozczulona waszymi sukcesami, ponownie machnęła różdżką: a na stole pośrodku zalśniły srebrne półprzeźroczyste kule.
- To pułapki na światło - wyjaśniła wiedźma, donośnym głosem, tak, by wszyscy uczestnicy zabawy mogli ją usłyszeć. - Każda dynia musi mieć swoje światło - jednak ogień jest chwiejny i niepewny. Dzięki temu urządzeniu będziecie mogli zamknąć wewnątrz swojej dyni zaklęcie lumos maxima. Światełko powinno świecić jeszcze kilka tygodni po Nocy Duchów. Aby skorzystać z pułapki - musicie nałożyć nią na wyczarowane magicznie światło. Do dzieła, moi drodzy! Pułapka, która złapie światło, sama znajdzie drogę do dyni! Wystarczy, że wypuścicie ją z rąk.
Magia Heatha ożywiła stracha na wróble z pobliskiego pola. Między waszymi stolikami zaczął krążyć chłopiec, który zachwycał się tym, że nie jest już z drewna. I choć czarownica prowadząca tę zabawę odganiała go wałkiem jak mogła, był od niej znacznie szybszy i niekiedy zbliżał się zanadto do niektórych stolików, szczebiocząc o sobie i rozpraszając waszą uwagę.
Pierwsza osoba z pary (kolejność z zeszłych kolejek nie ma znaczenia - to wasz wybór) powinna rzucić zaklęcie lumos maxima. Udane zaklęcie uprawnia drugą postać z pary do podjęcia działania.
Druga postać z pary może albo podskoczyć do światełka i złapać je w pułapkę (k100 + 2x zwinność) albo rzucić nią w światełko i spróbować trafić (k100 + spostrzegawczość). ST obu tych czynności jest moc zaklęcia lumos maxima (k100 + statystyka użytkowa postaci rzucającej).
Za każdą z tych dwóch czynności para otrzymać może po 0,5 punkta.
W tej turze rzucacie dodatkową kością k3: w przypadku wyrzucenia 1 chłopiec, który kiedyś był strachem na wróble, podbiega do was i rozprasza was, dając -5 do kolejnego rzutu.
Na odpis macie 48h.
4. Lily i Matt: 2,33
2. Gwen i Heath: 4
8. Poppy i Eileen: 4
9. Randall i Just: 2
5. Ben&Kudłacz i Anthony: 4,33
7. Marcella i Shelta: 3
1. Maeve i Maxine: 4
6. Willow i Clarence: 1
3. Florence i Joseph: 7
Zajęte stoliki oznaczone są numerkami.
Aż się wzdrygnęła, kiedy wałek uderzył o stół, sygnalizując zakończenie prac. Spojrzała na ich dynię, oceniając ją nie za bardzo krytycznym okiem. Wycięcia były równe, nawet zgrabne i przedstawiały to, co faktycznie Poppy i Eileen chciały wyrzeźbić w dyni.
– Gratulacje! Świetnie nam wyszło. A z miazgi można zrobić świetny dżem, moja mama dodaje do tego jeszcze skórki pomarańczowej. Obłędne, mówię ci! – uśmiechnęła się do przyjaciółki i szybko zamilkła, bo pulchna czarownica z wałkiem zaczęła tłumaczyć im zasady kolejnej konkurencji. – Może ja spróbuję – rzuciła do Poppy, ufając swoim umiejętnościom i widząc ubytki tam, gdzie do tej pory radziła sobie całkiem nieźle. Nie mogła skakać w ciąży, rzucanie kulką do celu też mogło skończyć się dla niej niezbyt dobrze. Ufała jednak Poppy i wiedziała, że na pewno da sobie radę!
Kwestią sporną pozostawały jeszcze anomalie. Westchnęła cicho, wyciągając z kieszeni sukienki różdżkę.
– Lumos maxima – wypowiedziała zaklęcia, lekko machając przy tym nadgarstkiem.
| statystyka użytkowa: transmutacja (20)
– Gratulacje! Świetnie nam wyszło. A z miazgi można zrobić świetny dżem, moja mama dodaje do tego jeszcze skórki pomarańczowej. Obłędne, mówię ci! – uśmiechnęła się do przyjaciółki i szybko zamilkła, bo pulchna czarownica z wałkiem zaczęła tłumaczyć im zasady kolejnej konkurencji. – Może ja spróbuję – rzuciła do Poppy, ufając swoim umiejętnościom i widząc ubytki tam, gdzie do tej pory radziła sobie całkiem nieźle. Nie mogła skakać w ciąży, rzucanie kulką do celu też mogło skończyć się dla niej niezbyt dobrze. Ufała jednak Poppy i wiedziała, że na pewno da sobie radę!
Kwestią sporną pozostawały jeszcze anomalie. Westchnęła cicho, wyciągając z kieszeni sukienki różdżkę.
– Lumos maxima – wypowiedziała zaklęcia, lekko machając przy tym nadgarstkiem.
| statystyka użytkowa: transmutacja (20)
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Dynia na parę
Szybka odpowiedź